niedziela, 30 marca 2014

Zajączek XLIII - List

 
- I jak? Przemyślałeś to wszystko?
Zapytał mój ojciec, wchodząc do mojego pokoju, bez pukania. Było to kilka dni po tym, jak dali mi wybór, moje rodzeństwo czy Tochi. Dyskretnym, szybkim ruchem schowałem pod poduszkę kolejny list. Wiadomości od Tochiego czytałem po kilka razy dziennie, myśląc nad możliwościami, jakie miałem. Usiadłem spokojnie na łóżku, podpierając się jedną ręką o materac.
- Tak. Przemyślałem. Raito pomógł mi zrozumieć, że nie mam prawa swoimi zachciankami przesłaniać obowiązków. To co czułem do Tochiego nie było warte ani wstydu, który musiałem znosić, ani tym bardziej stracenia mojej rodziny i honorowego tytułu dziedzica Takeda. Nie martwcie się, jeżeli kiedykolwiek jeszcze zdecyduje się spotkać z Tochim, w co wątpię to na pewno tylko jako przyjaciel. Aha, i oczywiście jestem gotowy związać się z Minako. Nie będę oczywiście udawał, że cokolwiek do niej czuję, ale jestem gotowy wywiązać się z obowiązku spotykania się z nią.
Na chwilę zapadła cisza. Mój ojciec przeszywał mnie spojrzeniem, jakby chciał wyczytać w moich myślach wszystkie ukryte intencje. Zachowałem kamienną twarz. Zapewne jeszcze kilka miesięcy temu wyznałbym prawdę, ale teraz nie był już dla mnie tak wielkim autorytetem jak kiedyś.
- No dobrze. Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałeś. Jeśli jednak miałbyś jakiekolwiek wątpliwości, powinieneś sobie uświadomić, że ten leśniczy od początku nic do ciebie nie czuł.
Powiedział spokojnie, patrząc na mnie z góry, bez cienia emocji. Chciałem cały czas udawać, że odpuściłem sobie Tochiego i zaakceptowałem los, który mnie czeka, ale nie mogłem znieść tego, że w ten sposób mówił o osobie, którą kochałem.
- Nie prawda...
Powiedziałem cicho, wbijając wzrok w pościel i zaciskając pięści na kolanach.
- Mówiłeś coś?
- Tochi mnie kochał. Kochał i dalej kocha.
Powiedziałem pewnym głosem, podnosząc wzrok.
- Przestań się łudzić, Usagi - Powiedziała matka, opierając się o zamknięte drzwi mojego pokoju - On nigdy cię nie kochał. Jeżeli od początku nie domyślił się, że jesteś z rodu Takeda, to zależało mu tylko na twoim ciele. Zapewne pieniądze były tylko dodatkiem. Tacy jak on czekają tylko na okazję, żeby zauroczyć w sobie jakiegoś naiwnego chłopca.
- On taki nie jest. Ja wiem, że on mnie kocha.
Z trudem powstrzymywałem gniew, żeby nie zacząć krzyczeć. Jednak żeby nie stracić rodziny i Tochiego musiałem działać rozważnie i spokojnie.
- A ty jego?
Wtrącił się ojciec. Cały drżałem ze złości. Chciałem po prostu wstać, powiedzieć im w oczy, że kocham Tochiego a ich mam dość i wyjść. Ale nie mogłem... Raito nie poradziłby sobie beze mnie. A i ja nie chciałem ich stracić. Przełknąłem ślinę, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.
- Owszem, czułem coś do niego. Nie wiem czy to była miłość czy zwykłe zauroczenie, ale to już nieistotne. Postanowiłem o nim zapomnieć. Jednak na pewno wiem, że mnie kochał i tego nie pozwolę wam podważyć.
Ojciec kiwnął głową, wychodząc z pokoju. Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze trochę i rodzice będą gotowi naprawdę uwierzyć, że pogodziłem się z losem. Podbiegłem do biurka, wyciągając z szuflady papier korespondencyjny i pióro. Zastanowiłem się chwilę po czym lekko przycisnąłem końcówkę stalówki do papieru, kaligrafując słowa.
 
,,Drogi Tochi"
 
Zacząłem pisać, jednak od razu skreśliłem pierwsze słowo.
*Nie... nie ma mowy, żebym napisał coś w rodzaju ,,drogi" czy ,,kochany". To zbyt żenujące. Napisanie po prostu jego imienia będzie prostsze*
 
,,Cześć Tochi.
 Ciągle zabraniają mi kontaktować się z tobą. Nie wiem kiedy odzyskam telefon i wolność. Na razie wszystkim mówię, że zaakceptowałem moje przeznaczenie i pogodziłem się, z tym, że już nigdy nie będę mógł cię spotkać. Spokojnie, to część mojego planu. Kiedy już uwierzą, że naprawdę zdecydowałem się być z Minako, znowu będę wolny. Znowu wpadnę cię odwiedzić. Chociaż... bezpieczniej będzie, jeżeli ty przyjedziesz do mnie. Naprawdę wolałbym po prostu móc do ciebie przyjechać, ale rodzice dali mi wybór. Gdybym do ciebie pojechał, zostałbym wydziedziczony i straciłbym rodzinę. Dlatego też muszę na razie udawać, że o tobie zapomniałem. Przepraszam cię, ale to najlepsze wyjście dla nas obu. Kiedy odzyskam już swój telefon napiszę do ciebie, że możesz przyjechać. Trzymaj się.
                                Usagi."
 
Zapakowałem list w kopertę i wyjrzałem za okno. Nie zobaczyłem jednak tego, czego oczekiwałem. Sowa albo była ukryta gdzieś wśród drzew, albo ciągle siedziała u Tochiego. Miałem tylko nadzieję, że ją przyśle. Schowałem list do szuflady i wyczekiwałem nocy. Kiedy w końcu nastała, nerwowe stukanie w szybę uświadomiło mi, że zwierzę stoi już przy moim oknie. Podbiegłem do niego, otwierając je na oścież.
- Tylko błagam, bądź cicho. W każdej chwili może ktoś wejść.
Szepnąłem, kiedy sowa wskoczyła do mojego pokoju.
*Co ja wyprawiam? Proszę bezrozumne zwierzę, żeby było cicho i oczekuję, że posłucha?*
Wyjąłem z jej dzioba list i usiadłem na krześle, delikatnie go otwierając. Fuuki- chan czy jakkolwiek nazywała się ta sowa skoczył na oparcie fotela, jakby zaglądając mi przez ramie.
 
,,Witaj zajączku.
Jak się czujesz? Ciągle masz kłopoty? Spodziewam się, że tak. Chciałbym, żebyś mógł mnie znów odwiedzić. Wszystko mi tutaj ciebie przypomina. Często chodzę w miejsca, w których razem bywaliśmy. Nie uwierzysz ile rannych zwierząt ciągle znajduję. Mam tyle pracy, że praktycznie nie mam czasu na tęsknienie za tobą. Jak sądzę, ty nie masz równie wiele szczęścia. Pewnie przesiadujesz całymi dniami w tym pustym pokoju, czasem z korepetytorami. Twoje rodzeństwo odwiedza cię od czasu do czasu a ty całymi dniami myślisz tylko o mnie. Heh.... teraz pewnie nerwowo gnieciesz list, chcąc przyjść do mnie i nazwać mnie idiotą, tak jak zawsze gdy przytaczam aluzje i wspomnienia z naszych wspólnych nocy. Tak, nawet ja znam słowa takie jak ,,aluzja". A właśnie, zapomniałeś, zabrać ze sobą swojego prezentu. Gdybyś go miał, mógłbyś spokojnie wysyłać mi kwiaty w odpowiedzi. W końcu łatwiej ci zapewne wysłać tani bukiet niż napisać co naprawdę czujesz. W końcu tak trudno pogodzić ci się z własnymi emocjami. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się spotkamy.
Kocham i tęsknię.
                                      Tochi".
 
Uśmiechnąłem się do siebie. Tochi wydawał się czytać w moich myślach, zanim ja sam je poznałem. Przytuliłem do siebie papier, praktycznie czując obecność Tochiego i jego ręce, delikatnie przytulające mnie do siebie. Z zamyślenia wytrąciła mnie sowa, szturchająca mnie ponaglająco dziobem. Spojrzałem na kopertę z moim listem. Od czasu kiedy zostałem zabrany z jego domu, nie wysłałem Tochiemu żadnej wiadomości. Za każdym razem planowałem mu odpisać, ale ostatecznie darłem listy i odsyłałem Fuuki- chana do z niczym. Tym razem również wszystko wskazywało na to, że będę musiał tak zrobić. W porównaniu z listem Tochiego ten mój był... beznadziejny. Jakim cudem ten... ten niewyedukowany, niewykształcony leśniczy był w stanie napisać coś tak... elokwentnego i wzruszającego. A może... to przez uczucia jakim go darzyłem? Nieważne. Podarłem kopertę z moim listem i wyciągnąłem kolejny papier. Trzymając wieczne pióro nad kartką zastanowiłem się, co mógłbym mu napisać.
- No dobra... od początku... chyba powinienem go przeprosić, że nie pisałem, prawda?
Odwróciłem się w stronę Fuuku-chana. Siedział dalej na oparciu krzesła. Kiedy na niego spojrzałem, wbił we mnie beznamiętne, zwierzęce spojrzenie. No tak... to tylko głupi zwierzak. Zamrugał jednak dwukrotnie, jakby chciał się ze mną zgodzić. Postanowiłem zignorować fakt, że mnie nie rozumie. W końcu... chyba dla Tochiego to było normalne, że gadał z bezrozumnymi futrzakami jak z ludźmi. Chyba jak mi się to zdarzy raz nie będzie to zbyt uwłaczać mojej godności.
- No dobrze... zacznijmy... Drog... nie... po prostu Tochi.
,,Witaj Tochi.
Wybacz, że do tej pory nie pisałem. Miałem problem z... doborem słów. Nie wiedziałem co mam ci napisać po tym co przeze mnie przeszedłeś. Jest mi naprawdę przykro i chociaż wiem, że już się na mnie nie gniewasz, to ciągle jest mi głupio. Chciałbym móc już się z tobą spotkać. Domyślasz się pewnie jednak, że na razie mam szlaban. Nie wolno mi opuszczać pokoju, a o telefonie albo Internecie mogę jedynie pomarzyć. Obawiam się, że najchętniej zamknęliby mnie tutaj do końca życia. Niechybnie by tak zrobili, gdybym upierał się przy swoim."
Zawahałem się. Pióro nagle zrobiło się ciężkie. Naprawdę miałem mu napisać, że powiedziałem rodzicom, że nic do niego nie czuję i zobowiązałem się być a potem ożenić z Minako?
- Nie wiem... napisać mu o moim planie? Chodzi o to, że powiedziałem rodzinie, że nic do niego nie czuję. Po części, żeby ich nie martwić jak mojego braciszka- Ritsu. Nie chcę, żeby martwił się tym całym bagnem, jakim jest nasza rodzina, tak jak ja. Rodzicom zaś skłamałem, bo nie chciałem, żeby mnie tu uwięzili na zawsze, albo wyrzucili z rodziny. Żeby tego uniknąć muszę chodzić na randki z Minako, a w końcu nawet się z nią ożenić. Ale ja nic do niej nie czuję, a Tochiemu złamie to serce. A może powinienem mu to powiedzieć w twarz? Co o tym myślisz?
Odwróciłem się do sowy, ciągle siedzącej na moim oparciu. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że patrzy na mnie jak na idiotę.
- No dobra dobra. Wiem, że jesteś tylko sową. Ale co ja mam zrobić?
Opuścił nieco głowę, przymykając oczy. Może w geście rezygnacji, a może po prostu chciał spać. Potem jednak znowu wbił we mnie to czarne, puste spojrzenie.
- Masz racje. Powiem mu część prawdy, ale nie całą. Może na razie wystarczy, że powiem jak okłamałem rodzinę i o moim planie. Powiem, że umawiam się z Minako, ale nie pisnę ani słowa o ślubie. Do tego jeszcze szmat czasu i nawet nie wiadomo czy się uda, prawda?
Fuuku-chan zamrugał dwa razy. Mogło to być interpretowane w jego sowim języku jako ,,tak będzie najlepiej. W końcu wszystko ułoży się z czasem". Ale jak dla mnie jego mina mówiła raczej ,,jestem tylko sową, mam tylko dostarczyć list. Mam gdzieś co w nim napisałeś i tak nie umiem czytać, debilu". Wolałem jednak uznać, że chodzi o to pierwsze. Przeczytałem ostatnie zdanie i kontynuowałem list.
,,Mam już obmyślony plan co robić, żebym mógł znowu być wolny. Pierwsza faza jest już w toku. Musiałem wmówić mojej rodzinie, że jestem w stanie zniwelować jakiekolwiek nasze kontakty i uczucia do zera. Potem, kiedy obdarzą mnie większą ilością zaufania i zaczną wypuszczać z domu będę jakiś czas udawać przykładnego chłopca i grzecznie chodził na randki z Minako. W końcu zapomną o wszystkim a ja znowu stanę się dla nich powietrzem. Przykładnym i wzorowym, ale powietrzem. Wtedy będziesz mógł przyjechać. Niestety minie trochę czasu nim to się stanie, więc musisz uzbroić się w cierpliwość."
Starłem z oczu złośliwą łzę, która uparcie chciała wypłynąć na wolność. Wiedziałem czemu płaczę. Bałem się, że kiedy już wrócę, Tochi całkowicie o mnie zapomni. W końcu musiało upłynąć wiele wody, żeby rodzice zaczęli mi znów ufać. Drżącą ręką, napisałem ostatnie zdanie listu, nim zakleiłem go w kopertę i puściłem w stronę małej, nieistotnej drewnianej chatki gdzieś po środku lasu w maleńkiej wsi.
,,Proszę, nie zapomnij o mnie.
                                 Usagi"

sobota, 22 marca 2014

Zajączek XLII - Samotność


Kiedy obudziłem się kolejnego dnia, mojego rodzeństwa już nie było. Pewnie wstali rano na zajęcia. Siedząc samotnie w wielkim pokoju czułem wielki ucisk na sercu. Ostatnio czułem się tak samotny, kiedy dowiedziałem się, że dla rodziców nic nie znaczę. Tylko, że wtedy miałem Tochiego. A teraz... byłem całkiem sam. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Oczami wyobraźni zobaczyłem Tochiego, który przyszedł mnie odwiedzić tuż przed balem. Pamiętam radość, która mnie ogarniała, kiedy go zobaczyłem. Wtedy mój wzrok przykuł list, wciśnięty w okno. Wyjąłem go i przyjrzałem się kopercie. Była lekko podarta z jednej strony, jakby trzymało ją coś... jak dziób. Otworzyłem list z szybko bijącym sercem. Widziałem, że był pisany na szybko i w kilku miejscach widziałem krople krwi.
*Tochi...*
Usiadłem na łóżku, czytając wiadomość.
 
,,Witaj zajączku.
Wiem, że się przejąłeś tą sytuacją, więc musiałem napisać, żebyś się nie zadręczał. Nie musiałem się zbytnio śpieszyć. Jeżeli twoja rodzina ma taką kondycję jak ty, to na spokojnie zdążyłbym jeszcze zapakować ci kanapkę na drogę. Wysłałem za wami Fuuki-chana(tak, kolejna sowa) żeby przekazał ci list. Nie martw się, nic mi nie jest. Jestem trochę obolały, ale bywało gorzej. Kilka dni spaceru po lesie i będę już w pełni sił. Bardziej martwię się o ciebie. Pewnie miałeś nieprzyjemności przez to co się stało. Mam nadzieję, że jakoś sobie radzisz. Pewnie dostałeś niezłą karę. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Wiem, że teraz będzie ci ciężko, ale liczę, że sobie poradzisz. Musisz być silny i sobie radzić. Nawet beze mnie. Na razie wolę się nie pokazywać w okolicach twojego domu. Sprawiłbym ci tylko więcej problemów. Jednakże liczę, że sobie poradzisz. Trzymaj się. Mam nadzieję, że będziemy mieli możliwość spotkać się już wkrótce. Kocham.
                               Tochi"
 
Przeczytałem list kilkukrotnie, oddychając z ulgą, że nic się nie stało Tochiemu. Minął ledwo dzień a ja już za nim tęskniłem. Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś uda mi się go spotkać. Pewnie dopiero kiedy rodzice zdejmą część moich szlabanów, będę mógł się z nim skontaktować. Szkoda, że nie miałem możliwości napisania do niego. Ustawiłem krzesło przy oknie i zacząłem wpatrywać się w horyzont. Ciekawe, czy Tochi też ciągle o mnie myślał. Wstałem od okna, rozglądając się po półkach z książkami i płytami. Włączyłem muzykę i rzuciłem się na łóżko, zabierając się za czytanie jednej z moich ulubionych książek. Chciałem w ten sposób nie myśleć o Tochim.
   Dni trwały wieczność, godzinne lekcje ciągnęły się całymi dniami. Cały czas byłem apatyczny i bez życia. Nie miałem na nic ochoty. W dodatku nagle mojemu rodzeństwu zostało dodanych całe mnóstwo lekcji, w godzinach, kiedy ja miałem wolne. Nie miałem złudzeń, że to przez to, żeby nie mogli mnie wspierać. Nie byłem pewien, ale wszystko wskazywało na to, że moi rodzice chcą mnie wykończyć psychicznie, oddzielając od wszystkiego co jest mi bliskie. W wolnym czasie, głównie leżałem na łóżku i rozmyślałem. Nie miałem chęci, czytać po raz kolejny wszystkich moich książek a na wszystko inne miałem szlaban. Czułem się jak więzień. Jak zombie bez życia, zamknięty z dala od wszystkich. Czasem pisałem też listy do Tochiego, mimo, że nie miałem nawet sposobu jak miałbym je wysłać. Tęskniłem za nim. Chciałem, żeby mnie przytulił, był przy mnie, chciałem usłyszeć jak mówi do mnie ,,zajączku", chciałem usłyszeć o niego, że mnie kocha. Czułem się zażenowany tym, że tego chcę, ale nie mogłem przestać o tym myśleć. Pewnego dnia, około północy, do mojego pokoju weszli rodzice. Oboje stanęli przy drzwiach, jednak tylko ojciec się odezwał.
-Mam nadzieję Usagi, że zdążyłeś przemyśleć swoje zachowanie. Przez ostatnie kilka dni zachowywałeś się prawidłowo...
*Wiecie to zapewne z opowiadań służby*
Pomyślałem, ale nie odezwałem się. Nie miałem ochoty na kłótnie z rodzicami.
- Masz teraz okazję się zrehabilitować. Od tego jak będziesz się zachowywał będzie zależeć czy my odzyskamy do ciebie zaufanie i czy ty odzyskasz swobodę. I nie, nie będziesz mógł odwiedzać tego swojego Tochiego. Zakończyliśmy już ten temat. Jednak będziesz znowu mógł wychodzić na dwór i móc już normalnie żyć. Oczywiście jest jeden warunek. Musisz znowu zacząć chodzić na randki z Minako.
Zamarłem. Chyba nie myśleli, że po tym, jak mnie wydała, teraz będę miał ochotę chodzić z nią na randki.
-Zanim się odezwiesz Usagi... - Przerwała mi matka, zanim zacząłem mówić. - To nie jest propozycja do odrzucenia. Powinniśmy się ciebie wyrzec...
- ...Ale źle by to wyglądało w mediach.
- Nie przerywaj mi Usagi. Masz w tej chwili dwa wyjścia. Zapomnieć o wszystkim od czasu twojego porwania... tak, dokładnie tak, jak zapomniałeś o tym, że nie zgodziliśmy się zapłacić za ciebie okupu. Zapomnisz i o tym i o Tochim. O wspólnie spędzonych chwilach i o wszystkim co was łączyło. Jeżeli jednak się nie zgodzisz o tym zapomnieć... cóż... będziesz siedział w pokoju aż nie zmienisz zdania. Jeżeli i to nie poskutkuje to stracisz rodzinę.
Powiedziała to tak beznamiętnie, jakby to nic dla niej nie znaczyło. Zamarłem... jak mogli być tak okrutni? Po chwili udało mi się opanować początkowy szok, który zamienił się w gniew. Wstałem z łóżka, patrząc na nich z pogardą.
-Jeżeli rodzina ma znaczyć kogoś takiego jak wy, to ja już wolę ich nie mieć.
-Twój wybór. Ale pamiętaj, że stracisz jednocześnie swoje rodzeństwo. Będziesz musiał zapomnieć całkowicie, że należysz o rodu Takeda.
Opadłem z powrotem na łóżko, oddychając ciężko. Całe ciało zdawało się być sparaliżowane. Bałem się, że naprawdę mogę stracić Kashikoi'a, Raito, Hanę i Enmę. A oprócz Tochiego miałem tylko ich.
-Masz czas do jutra. O 18 przyjedzie szofer i zabierze cię na randkę z Minako. To, czy pójdziesz będzie twoją odpowiedzią.
Skwitował ojciec i oboje opuścili pokój. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji. Miałem do wyboru stracić resztki mojej dumy, tracąc samego siebie i całkowicie stając się laleczką na sznurkach, w dodatku stracić osobę, którą kocham, albo stracić całą rodzinę i życie, które prowadziłem od 15 lat. Skuliłem się na łóżku, tuląc do siebie poduszkę. Z oczu zaczęły spływać mi łzy.
-Nichan?
Wytarłem szybko oczy, słysząc Raito.
-Coś się stało?
Zapytał, pakując się na moje łóżko.
-Nie... nic takiego.
-Chodzi o pana Tochiego?
-Poniekąd... Raito... co byś zrobił, gdybyś miał do wyboru wolność a ludzi, których kochasz i życie, które znasz na co dzień?
Wiedziałem, że pytanie kilkuletniego chłopca o coś takiego nie jest zbyt mądre, ale potrzebowałem rady. Teraz...
-Wiesz Nichan... myślę, że powinieneś robić to co kochasz, najlepiej nie tracąc przy okazji niczego innego co kochasz.
Opuściłem głowę.
-Masz chyba rację Raito. Wiesz, naprawdę jesteś inteligentny.
Uśmiechnął się tylko szeroko, wtulając się we mnie. Przytuliłem go do siebie, czochrając go po włosach.
- Nichan... dlaczego i ty i pan Tochi nie możecie być po prostu razem? Przecież ty nic nie czujesz do Minako, prawda?
- To skomplikowane. Mamy pewnego rodzaju obowiązki, których nie możemy od tak porzucić. A nawet gdybyśmy ich nie mieli... to nienaturalne, żeby dwóch facetów było razem. Społeczeństwo nie akceptuje takich przypadków. Nie muszę ci chyba mówić, jak by to się skończyło dla naszej rodziny.
- Wiesz nichan... mi nie przeszkadza fakt, że zakochałeś się w facecie. Kashikoi mi powiedział, że prawdopodobnie bałeś się, że my cię nie zaakceptujemy, dlatego to ukrywałeś. Ale żadne z nas nie jest na ciebie złe. Kochamy cię, bez względu na to jaki jesteś.
- Ten tekst też usłyszałeś od Kashikoia?
Uśmiechnął się niewinnie.
- Nie... to akurat powiedziała Hana. Co teraz zrobisz, nichan?
Opuściłem głowę. Nie mogłem mu powiedzieć, że musiałem teraz wybierać między nimi a Tochim. Rodzice na pewno by mi tego nie wybaczyli. Wolałem nawet nie myśleć co by zrobili w takiej sytuacji.
- Wiesz Raito, myślę, że po prostu dam sobie spokój z Tochim. Tak będzie najłatwiej za równo dla naszej rodziny jak i dla mnie i Tochiego.
- Chcesz sobie odpuścić? Ale... myślałem, że coś do niego czujesz...
- To nie było nic specjalnego. PO prostu się w nim zauroczyłem, nic więcej. To uczucie szybko przeminie.
- Ale... Hana kiedyś straciła miłość. Myślałem, że Kashikoi stara się zrobić wszystko, żebyś ty nie musiał przez to przechodzić.
Dłonie zacisnął w piąstki, przykładając je do twarzy. Tak naprawdę sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Musiałem to przemyśleć, a nie chciałem jak na razie obarczać rodziny swoimi problemami.
- Rzeczywiście, ale... porozmawiałem z rodzicami i wszystko przemyślałem. Przez zwykłe zauroczenie mogłem stracić zarówno honor, dumę jak i zhańbić nazwisko. Myślę, że o tym zapomnę. Chociaż kto wie, może kiedy sprawa ucichnie i przestanę czuć do niego cokolwiek, to znowu zostaniemy przyjaciółmi.
- A... ale przecież nie kochasz Minako... i chcesz się z nią ożenić?
- Wiesz Raito... pojąłem, że to czego chcemy nie zawsze jest słuszne. Postanowiłem wypełniać obowiązki a nie stawać okoniem przeciw wszystkim zasadom, zarzuconym przez rodziców.
Uśmiechnąłem się, starając się przekonać Raito do swoich słów. Wolałem mu na razie nie mówić prawdy. Kiedy ja trwałem w niewiedzy, jak bardzo niesprawiedliwe jest moje życie, byłem szczęśliwy. Niech na razie on też trwa w tym przekonaniu. W głowie zacząłem układać sobie plan, jak powinienem to rozegrać. Przez chwilę siedziałem z Raito, głaskając go po włosach. Potem odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy z uśmiechem nadziei.
- Już się czujesz lepiej, nichan?
Uśmiechnąłem się, kiwając w odpowiedzi głową.
- I nie będziesz już płakał?
- Nie wiesz, że starsi bracia nigdy nie płaczą?
Poczochrałem jego włosy, tuląc do siebie. Jego serce biło bardzo mocno, ale regularnie. Poczułem wtedy, że zrobię wszystko, żeby go strzec. Nawet za cenę mojego szczęścia.
- Co tutaj robicie głupki?
Puściłem Raito, kiedy do pokoju weszła Enma. Ubrana była już w dwuczęściową piżamę.
- Aaa... tylko sobie gadamy. Co nowego?
- U mnie nic, ale widzę, że wszyscy coś przede mną ukrywacie. Mam tylko 7 lat i tak wyczuwam tą napiętą atmosferę, która unosi się nad domem. Nawet rodzice nie są w pracy. Wiem tylko tyle, że zrobiłeś coś bardzo głupiego, co w sumie mnie nie dziwi. Szkoda tylko, że ja nic nie wiem na ten temat.
- Może gdybyś nie była taka wredna, bardziej byłabyś częścią rodziny.
Powiedział niepewnie Raito, chowając się za mną. Może i byli z Enmą bliźniakami, ale Enma była zdecydowanie o wiele silniejsza zarówno psychicznie jak i fizycznie, przez co bez problemu mogła nad nim dominować.
- Ty się nie wtrącaj. Skoro macie mnie dość, trzeba było o tym myśleć 7 lat temu. Teraz, skoro jestem członkiem rodziny powinnam wiedzieć o czym wszyscy gadacie.
Skrzyżowała ręce na piersi, obdarzając mnie zirytowanym spojrzeniem. Nie zareagowałem, więc westchnęła ciężko, kapitulując.
- Zgoda. Masz moje słowo, że będę trzymać język za zębami. Cokolwiek zrobiłeś, zostanie to w gronie rodziny. Więc co zrobiłeś?
Odwróciłem wzrok, wbijając go gdzieś w kąt.
- Zakochałem się...
Powiedziałem cicho, czując jak się czerwienię. Przez chwilę stała spokojnie w drzwiach, zastanawiając się co w tym takiego złego. Oczywistym było, że rodzice mogliby się wściec, że mam dziewczynę, ale nie aż do takiego stopnia.
- Czekaj... ty... nie mów mi tylko, że zakochałeś się w tym całym Tochim!
- A ty skąd wiesz?!
wzdrygnąłem się na łóżku, jakbym próbował uchylić się przed uderzeniem czegoś ciężkiego.
- Serio umawiasz się z jakimś facetem?! Nie spodziewałam się po tobie, że możesz okazać się pedałem!
- To nie moja wina! To... jakoś tak samo wyszło! Nigdy nie pociągali mnie faceci! Tylko Tochi... jakoś tak...
- Przestańcie się kłócić! Tutaj się pracuje! - Dało się słyszeć krzyk Kashikoia z sąsiedniego pokoju. - Kłóćcie się ciszej, albo wyjdźcie na zewnątrz! Niekoniecznie całe miasto może chcieć wiedzieć co się dzieje między Usagim i Tochim!
Prawie wybuchnąłem śmiechem, kiedy po krzyku Kashikoia na dłuższą chwilę zapadła cisza. Powstrzymałem się jednak, ze wzgląd na powagę sytuacji.
- Teraz rozumiem, czemu wszyscy tak się przez to wściekli. Poniekąd mogę nawet pojąć fakt, że przez pewien czas to przede mną ukrywaliście. Wywinąłeś wszystkim niezły numer. Usagi Takeda umawia się z facetem.
Rozwaliła się na moim łóżku, patrząc na mnie ze złowieszczym uśmiechem. Wiem co chciała przez to powiedzieć. *Ciekawe czy już  spałeś z tym facetem.* Zrobiłem się czerwony, odwracając wzrok. Jednak ulżyło mi, że nawet Enma spokojnie przyjęła mój związek.
 
 

sobota, 15 marca 2014

Zajączek XLI - Rozmowa z rodziną.

 
Serce podchodziło mi do gardła z każdym metrem, kiedy wjeżdżaliśmy na posesję. Bałem się rozmowy z moim rodzeństwem, a najbardziej ich reakcji. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, moja matka kazała szoferowi odwieźć Minako do mieszkania. Przeprosiła ją też za kłopoty i podziękowała za wyjawienie im prawdy. Bałem się, że ta ,,pomoc” mogła być kolejnym powodem, żebym wziął z nią  ślub. Weszliśmy we trójkę do domu. Przy stole siedział Kashikoi, Hana i Raito.
-Gdzie jest Enma?
Zapytała moja matka, kiedy ja ze spuszczoną głową usiadłem w centralnej części stołu.
-Wyszła do koleżanki - Wyjaśnił Kashikoi. - Powiedziała, że ,,nie interesuje ją życie Usagiego, ale jeżeli miałby skoczyć z mostu to chętnie przyszłaby popatrzeć".
Nawet się ucieszyłem, że nie ma mojej młodszej siostry. Moje życie by się skończyło, gdyby ona o wszystkim by wiedziała. Zaraz rozniosłoby się to po całym świecie.
-No dobrze... - Zaczął mój ojciec, poważnym tonem. Zerknąłem na moje rodzeństwo. Hana i Kashikoi siedzieli, oczekując na wypowiedź mojego ojca a Raito w miarę pogodny siedział na krześle, machając nogami. - Pewnie usłyszeliście od Usagiego, że jest zauroczony, że ma kogoś czy coś w ten deseń. Nie.. nie tłumaczcie się. Nie ważne, czy o tym wiedzieliście. Ale pewnie nie wiecie, kim jest osoba, do które jeździł on co tydzień, prawa?
Pokiwali zgodnie głowami, na znak, że nie wiedzieli. Woleli najwidoczniej się nie odzywać. Widać było, że ojciec i tak był wyprowadzony z równowagi.
-Więc wam powiem. Wasz brat przyniósł wstyd naszej rodzinie. Dał się zhańbić i wykorzystać przez zwykłego przybłędę z ulicy.
Opuściłem głowę. Najgorsze miało dopiero nadejść. Zanim mój ojciec zdążył dokończyć, Kashikoi wtrącił się.
-Tato... bez względu na to, kim jest dziewczyna, w której zakochał się Usagi nie powinieneś tak o niej mówić. Nawet jeżeli jest na niższym stopniu społecznym...
Ojciec uśmiechnął się złowieszczo. Nadszedł czas na ostateczną wiadomość.
-To bym jeszcze przeżył. Problem w tym, że Usagi związał się z facetem. Dał się omotać temu samemu chłopakowi, który przyprowadził go, zaraz po jego porwaniu.
Zrobiłem się cały czerwony, czekając na reakcje mojego rodzeństwa.
-P-Pan Tochi? Pan Tochi zrobił coś takiego naszemu braciszkowi?
Powiedziała po chwili ciszy Hana.
-Nichan? Ty... Chodziłeś z Tochim?
Opuściłem tylko bardziej głowę. Włosy całkowicie zasłoniły moją czerwoną twarz. Miałem nadzieję, że Raito nie zacznie teraz mną gardzić. Na końcu odezwał się Kashikoi, widocznie zszokowanym głosem.
-Usagi... czy ta dziewczyna, o której mi mówiłeś... to był Tochi?
Pokiwałem głową, ciągle patrząc w podłogę.
-Idź do pokoju, Usagi. Przez najbliższe trzy dni masz z niego nie wychodzić. Strażnicy zostaną poinformowani o szlabanach jakie masz.
Powiedziała moja matka. Bez słowa wstałem idąc do pokoju, nie patrząc na nikogo. Zamknąłem się u siebie i rzuciłem się na łóżko. W tej chwili rodzice zapewne tłumaczyli wszystko mojemu rodzeństwu a zaraz mieli wyjść na jakąś konferencje. Przytuliłem do siebie poduszkę. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach a ręce drżeć. Czułem się beznadziejnie. Nie wiedziałem jak się czuje Tochi. Bałem się, że może być z nim naprawdę źle. Nie wiedziałem, czy moja rodzina mnie nie znienawidziła. Nie wiedziałem czy Raito się mnie nie wstydzi. Nie wiedziałem absolutnie nic. Leżałem tak przez mniej więcej pół godziny, szlochając w poduszkę. Nie mogłem nawet zadzwonić do Tochiego, bo rodzice w limuzynie zabrali mi telefon. I za co to wszystko? Za to, że się zakochałem w facecie? Przecież to nie moja wina. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Starłem łzy, odwracając się na łóżku. Wtedy drzwi się uchyliły i do pokoju weszła Hana. Jak zawsze pełna gracji i promieniująca urodą. Jakby zupełnie nie przejęła się tym, co powiedzieli rodzice. Niosła tacę z obiadem. Podeszła do mojego łóżka, siadając na nim. Jednak bardziej zszokował mnie fakt, że tuż za nią szedł Kashikoi. Na samym końcu, z niewinnym, dziecięcym uśmiechem szedł Raito. Nie wiedziałem, czy mam się cieszyć, czy jeszcze bardziej płakać.
-Jesteś głodny, braciszku?
Zapytała Hana, siadając na moim łóżku z tacą. Pokiwałem głową, ścierając kolejne łzy. Bez słowa podała mi jedwabną chusteczkę. Wytarłem nią twarz i wydmuchałem nos.
-Nie martw się, Usagi. Ciągle stoimy po twojej stronie. Nie powiem, przeżyłem leki szok, kiedy się okazało, że ideał kobiety, który mi opisywałeś jest facetem, ale w końcu to twój ideał.
Powiedział Kashikoi, również siadając na moim łóżku. Dobrze, że było dwuosobowe, bo mogła się tam zmieścić cała nasza czwórka.
-Nie jesteście na mnie wściekli?
-Niby za co? Przecież nie jesteśmy tacy jak rodzice. Wykonujemy nasze obowiązki i robimy co do nas należy, ale teraz nie musimy być odpowiedzialnymi dziedzicami rodu Takeda. Na razie jesteśmy po prostu twoją rodziną i moim zdaniem nie ma nic złego w tym, że umawiasz się z facetem. Nie rozumiem tego, ale akceptuję.
Uśmiechnąłem się delikatnie na słowa starszego brata. Zawsze wiedział co powiedzieć.
-Poza tym, pan Tochi to naprawdę miły i sympatyczny człowiek. Nie spodziewałam się, że może być coś między wami, ale cieszę się, że znalazłeś szczęście.
-Naprawdę żadne z was nie wścieka się na mnie? Nie czujecie odrazy przez to, kim jestem?
Hana i Kashikoi spojrzeli na siebie z delikatnym uśmiechem. Widać bawił ich fakt, że mogłem tak pomyśleć. Dopiero Raito się odezwał, podchodząc na czworakach do mnie i patrząc mi w oczy.
-To nieistotne z kim jesteś. Zawsze będziesz naszym bratem. Hana mi mówiła, że byłeś smutny, kiedy opowiadałeś jej o osobie, którą kochasz. Skoro z panem Tochi jesteś szczęśliwy, to ja też. Poza tym, jest bardzo miły.
Uśmiechnąłem się, przytulając do siebie młodszego braciszka.
-Wiesz Usagi, w sumie tylko ty odważyłeś się zrobić coś, o czym wszyscy marzyliśmy. Zdecydowałeś się prowadzić własne życie, nie łamiąc przy tym reguł naszej rodziny. Najlepiej by było, żebyś zachowywał się całkowicie poprawnie, ale to w końcu twoje życie.
-Dziękuję, że mnie nie nienawidzicie.
Powiedziałem z uśmiechem przez łzy. Hana podała mi kawałek kurczaka z tacy. Resztę wieczoru rozmawialiśmy. Pytali mnie jak spędzam czas z Tochim, jak się dogadujemy i jak znoszę życie gdzieś po środku lasu. Oczywiście pominąłem fakt spania z Tochim. Nawet jeżeli tego się domyślali, wolałem, żeby nie wiedzieli tego wprost. Ostatecznie gdzieś pośród rozmów zasnęliśmy we czwórkę na moim łóżku. Kiedy byłem dzieckiem często razem spaliśmy. Zwłaszcza wtedy, kiedy któreś z nas miało problemy. Rozmawialiśmy do późna a potem zasypialiśmy. Lubiłem tamte czasy. Kiedy byłem dzieckiem miałem wrażenie, że żadne problemy mnie nie dotyczą.