Na pomysł ten wpadłam, gdy razem z Shizuo rozkminialiśmy post o No.6. Jest to połączenie 2 moich ulubionych opowiadań na tym blogu. Ciekawe czy zgadniecie jakich :3
Więc wielkie dzięki za te dwa lata i obym mogła dziękować wam jeszcze sto razy w każdą rocznicę ^ ^
***********************
- Nie możecie mi tego zrobić! - Krzyknąłem, starając się
wyrwać, ale ojciec trzymał mnie mocno, nie patrząc na mnie nienawistnym
spojrzeniem, które widziałem niemal codziennie. Szarpnąłem się, ale uścisk
tylko się wzmocnił.
- Uspokój się, Usagi. Nie chcesz chyba sprawić nam kłopotów?
Nasza rodzina, chociaż niezbyt zamożna cechowała się
nienaganną reputacją. Kochająca rodzina, która chociaż dość liczna dobrze sobie
radzi. Mieszkaliśmy w niewielkim mieszkaniu w bloku. Rodzice pracowali całymi
dniami, Kashikoi i Hana, którzy byli już dostatecznie duzi starali się łączyć
szkołę z pracą, co było dość trudne. Dalej jednak bywały trudniejsze dni, gdzie
musieliśmy liczyć każdy grosz.
Raito i Enma byli za
mali by pracować, a ja... ja byłem za młody, żeby pracować legalnie.
- Wiesz, że mamy problemy. Możemy nie mieć co jeść. Nie
chcesz chyba, żeby twoje rodzeństwo przymierało głodem?
Przełknąłem ślinę. Moje serce waliło jak oszalałe. Naprawdę
nie chciałem tego robić.
- Ale... dlaczego ja?
- Wolałbyś, żeby był to ktoś z twojego rodzeństwa? Może
Raito?
Pokręciłem głową, zaciskając pięści. Jasne, że nie chciałem,
żeby musiał to robić ktoś z mojego rodzeństwa, ale... sam też tego nie
chciałem... bałem się...
- Zdradzę ci sekret... - Odezwał się mój ojciec, nawet na
mnie nie patrząc. - W mojej pracy są zwolnienia. Wkrótce mogą ją stracić, a
wtedy będzie źle. A dzięki twojemu poświęceniu będziemy mogli spokojnie przeżyć
przez co najmniej miesiąc.
- Poświęceniu? - Powstrzymałem się, żeby nie krzyknąć. -
Każesz mi się przespać z zupełnie obcym facetem, bo wy nie dajecie rady.
- Tak - Powiedział lodowato, ciągnąc mnie pod klatkę. - I
zrobisz to, jeżeli nie chcesz, żeby twoje rodzeństwo przymierało głodem -
Nacisnął guzik w domofonie i mnie puścił. Nagle nogi mi zadrżały.
- Halo? Tu pani Higashiyama, z kim mam przyjemność?
Przełknąłem ślinę w niemal suchych ustach.
- U-usagi... - Powiedziałem cicho, próbując powstrzymać
łkanie.
- Świetnie się składa. Wejdź proszę.
Drzwi się otworzyły. Zerknąłem na ojca. Stał bez słowa,
mierząc mnie lodowatym spojrzeniem. Tłumaczyłem sobie, że nie mam wyjścia, że
chodzi tutaj o Raito, Enmę, Hanę i Kashikoia, ale niezbyt to mi pomagało.
Wszedłem do klatki i powoli ruszyłem na górę. Zatrzaskujące się za mną drzwi
brzmiały prawie jak ostrze kata. Na drżących nogach poszedłem do góry, aż
zobaczyłem otwarte na oścież drzwi. Stała w nich starsza pani z łagodnym
uśmiechem.
- Witaj Usagi - Powiedziała przyjaźnie. - Wejdź proszę.
Twój... partner powinien zaraz się zjawić. Poczekaj na niego w tamtym pokoju.
Wskazała na ostatni pokój po prawej. Minąłem ją, zmuszając
się, żeby nie uciec. Zrobiło mi się słabo. Po kilku krokach zatrzymałem się
gwałtownie i odwróciłem.
- Przepraszam, ale zaszła pomyłka, ja... - Chciałem już ją
wyminąć, ale złapała mnie za ramię. Jej uścisk, chociaż delikatny miał w sobie
jakąś niezwykłą moc.
- Nie bój się. Znam już tego chłopaczka. Myślę, że go
polubisz. A teraz grzecznie na niego poczekaj.
- N-nie... jednak nie mogę. Przepraszam bardzo, ale to
pomyłka...
- Domyślam się, że się boisz, ale... nie masz chyba wyjścia,
prawda? Z jakiegoś powodu jesteś tutaj a nie w domu. Przypomnij sobie jaki to
powód i idź grzecznie do pokoju.
Przełknąłem ślinę i wyobraziłem sobie moje rodzeństwo. Z
opuszczoną głową zawróciłem i powoli poszedłem do pokoju.
- Grzeczny chłopiec.
Pokój był niewielki i znajdowało się w nim tylko dwuosobowe
łóżko. Oparłem się na ścianie, żeby odzyskać równowagę. Cały drżałem na myśl,
że w każdej chwili może zjawić się tutaj jakiś obleśny, stary facet, który
będzie się do mnie dobierał. Nagle drzwi otworzyły się delikatnie i stanął w
nich czarnowłosy chłopak, około 19 letni. Rozejrzał się po pokoju, aż w końcu
natrafił wzrokiem na mnie. Zadrżałem, przyklejając się do ściany.
- Witaj - Powiedział spokojnie, podchodząc do mnie i
pochylając się nieznacznie. Próbowałem być silny, ale każda część mnie chciała
albo krzyczeć, albo płakać, albo uciekać.
Osunąłem się na ziemię, gdy do moich oczu napłynęły łzy. Chłopak
przykucnął przy mnie, wahając się, czy mnie dotknąć.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem zajączku.
- Z-zajączku? - Podniosłem niepewnie na niego wzrok,
ścierając łzy.
- No bo masz spojrzenie jak przestraszony zajączek.
Niesamowicie uroczo to wygląda, jak chcesz znać moje zdanie.
- Nie... nie nazywaj mnie tak.
- Postaram się. A ty postaraj się nie płakać.
- Ciekawe jak ty byś się zachowywał, gdybyś był na moim
miejscu.
- Daj spokój, nie jesteś przecież już prawiczkiem. Jeden raz
w te czy w te nie robi różnicy, prawda? - Zacisnąłem zęby, opuszczając czerwoną
twarz. - Oh... jesteś prawiczkiem?
- D-daj mi spokój!
Wstałem gwałtownie i go minąłem. Wiedziałem jednak, że nie mogę
odejść.
Zadrżałem, gdy poczułem, jak obejmuje moją szyję.
- Zobaczysz, będzie dobrze. Zaufaj mi.
Zatrząsnąłem się. Gdyby nie przytrzymujący mnie chłopak na
pewno bym zemdlał.
- N-nie... Nie będzie dobrze! Puszczaj mnie! Chcę wrócić do
domu! - Krzyczałem, próbując się szarpać, ale doskonale wiedziałem, że trzymam
się na nogach tylko dzięki niemu. W końcu mnie puścił i delikatnie posadził na
łóżku.
- Nie denerwuj się. Może zacznijmy od początku. Nazywam się
Tochi, a ty?
- U-usagi...
- Jak trafnie. Pasuje to do ciebie.
- Nie nabijaj się ze mnie...
- Nie zamierzam. Już i tak masz dość kłopotów. Powiedz mi,
jak tutaj trafiłeś? - Powiedział delikatnie, siadając koło mnie. Wbrew moim
obawom nawet nie próbował mnie dotknąć. Opuściłem głowę i wbiłem spojrzenie w
ziemie.
- Moi rodzice mają problemy finansowe. Muszą we dwójkę
utrzymywać mnie i czwórkę mojego rodzeństwa. Możliwe, że niedługo mój ojciec
straci pracę, więc... potrzebujemy pieniędzy.
- I dlatego zdecydowałeś się przespać z kimś, kogo nawet nie
znasz? - Nie odpowiedziałem, zajęty patrzeniem w ziemie. - Aha... to nie ty się
na to zdecydowałeś?
Nim zdążyłem ponownie się popłakać, Tochi przytulił mnie do
siebie, opierając twarz na moich włosach.
- Będzie dobrze, zajączku. Postaram się, żeby tak było - Spojrzał
w moją twarz i przejechał palcem po policzku. Serce biło mi jak szalone. Miałem
ochotę umrzeć. Pomyślałem o moim rodzeństwie. Teraz tylko ja mogłem zatroszczyć
się o to, żeby nie chodzili głodni. Poczułem na ustach delikatny pocałunek. W
gruncie rzeczy był całkiem przyjemny.
- Widzisz? Nie jest to chyba takie złe, co?
Przełknąłem ślinę, nie patrząc mu w oczy. Tochi uśmiechnął
się i ponownie mnie pocałował. Wsunął dłoń pod moją bluzkę i zaczął jeździć po
moim ciele. Zadrżałem, opuszczając głowę jeszcze niżej.
- Poczekaj chwilę...
- To nie jest aż takie złe, jak mogłoby się wydawać,
gwarantuję ci to. Jak chcesz możesz zamknąć oczy.
Pokiwałem głową, zaciskając powieki. Tochi delikatnie
przewrócił mnie na materac i zaczął całować moją szyję. Bałem się... tak bardzo
się bałem.
- Zajączku? - Otworzyłem oczy, zerkając na niego. Uśmiechał
się delikatnie, dotykając mojej twarzy. - Miałbyś ochotę potem iść coś zjeść?
- Słucham?
- Normalnie nazywa się to randką i leci w innej kolejności,
ale gdybyś miał ochotę…
- Zacznijmy od tego, że nie jestem gejem. Robię to tylko
dlatego, że nie mam innego wyboru, ale nie znaczy to, że mam od razu zamiar
umawiać się z facetami.
- Ej, wróciło ci nieco wigoru. Cieszy mnie to. A jak
będziesz potrzebować pomocy możesz się do mnie zwrócić.
- Jeżeli będziesz tak pomagał każdej osobie, która do ciebie
trafi to kiepsko widzę twoją sytuacje finansową.
- Nie pomagam każdej osobie, na którą trafię. Ale... ty
jesteś taki uroczy.
- Dlaczego ci ani trochę nie wierzę?
- Spójrz na to z tej strony. Na pewno nie słodzę ci teraz,
żeby zaciągnąć cię do łóżka - Uśmiechnął się szeroko, opierając dłoń na moim
boku.
- Bardzo zabawne...
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo Tochi wsunął dłoń do
moich spodni. Jęknąłem, ściskając pościel.
- Nie tak źle, prawda?
- Z-zamknij się! Nie mów... tego...
- Przepraszam. Odpręż się, będzie dobrze - Szepnął do mojego
ucha, lekko je przygryzając. Jęknąłem, odchylając głowę w tył. To było znacznie
bardziej przyjemne niż być powinno. Jego dłonie były zimne, ale sprawiały mi
niezwykłą przyjemność. A kiedy zsunął mi spodnie przeraziłem się znacznie mniej
niż powinienem. Nawet gdy wsuwał we mnie wilgotne palce bolało mniej niż
powinno. Po chwili w końcu je ze mnie wyjął i odwrócił mnie na plecy.
- W porządku? - zapytał, rozchylając moje uda. Przełknąłem
ślinę i kiwnąłem głową. Bałem się, ale w tej chwili i tak jedyne co mogłem to
zagryźć zęby i czekać, aż w końcu to się skończy.
- Będę delikatny, obiecuję... o ile oczywiście nie stracę
nad sobą panowania.
- Co?! - NIe zdążyłem zaprotestować. Posuwisty, agresywny
ruch prawie rozdarł mnie od środka. Zagryzłem zęby, wbijając paznokcie w
pościel. Tochi poruszał się powoli, co nie zmieniało faktu, że bolało okropnie.
- T-tochi... tochi... ach! A... a...
- Zajączku... pozwolisz mi się sobą zaopiekować? Nigdy już
nie będziesz musiał oddawać się nikomu. Będę dbał o ciebie. Przyrzekam.
Przez urwane oddechy ciężko mi było myśleć a jeszcze ciężej
mówić. Pokiwałem więc tylko głową, zaciskając palce na jego bluzce.
- Kocham cię zajączku... zajączku... zajączku...
*
- Zajączku... zajączku... wszystko w porządku?
Otworzyłem oczy. Wśród ciemności małego leśnego domku tylko
dzięki niewielkiej lampce zobaczyłem twarz Tochiego. Usiadłem na łóżku i
przetarłem oczy.
- Wszystko w porządku? - Powtórzył pytanie. Na jego twarzy
widziałem troskę. Przysunął się koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Tak... w porządku. Miałem... dziwny sen.
- Sądząc po dźwiękach, jakie wydawałeś chyba nawet domyślam
się jaki - Prychnąłem tylko, odwracając się do niego tyłem. - To jak? Zdradzisz
mi coś więcej?
- Wyglądało to jak jakaś tandetna opowieść miłosna.
- Bardziej tandetna, niż ta nasza? - Objął mnie od tyłu,
opierając brodę na moim ramieniu.
- W moim śnie poznaliśmy się, kiedy moi rodzice próbowali
sprzedać mnie do agencji towarzyskiej.
- I ja cię kupiłem?
- Nie. Kupiła mnie jakaś starsza pani, która kupiła ciebie
i... zresztą nieważne.
- Brzmi uroczo. Troszeczkę tandetnie ale uroczo. Teraz
rozumiem, dlaczego tak słodko jęczałeś.
- W-wcale nie jęczałem.
Tochi tylko mruknął, ciągnąc mnie na łóżko. Nie szarpałem
się, bo było późno a ja byłem śpiący. Zamknąłem oczy i wtuliłem się w jego
pierś. Zastanawiałem się jak bardzo musiało mi odbić, żeby wymyślić coś tak
chorego.