wtorek, 28 stycznia 2014

Liebster Award II

Łoł... po raz kolejny dostaję nominacje do Liebster Award. Od razu wielkie przeprosiny dla Casjel, że dopiero teraz zauważyłam od niej nominacje. Przy okazji też za nią serdeczne dzięki :D
Nie będę tłumaczyć tego po raz drugi. Wszystko dotyczące Liebster Award opisałam jakieś dwa posty niżej. Jeżeli jednak nie chce wam się przewijać, macie tutaj krótką informacje.


Co to Liebser Award?„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.


Odpowiedzi:
1. Ulubiony Film? (może być więcej niż 1 ^^ )
Chyba nie mam. Kady film, który mi się podoba zaczynam oglądać tak często, że przestaje mi się podobać.
2. Ulubiony zespół/gatunek muzyczny?
Będzie to chyba psycho-rap, J-rock i K-pop. Nie umiem wybrać jednego.
3. Co cię zachęciło do pisania?
Właściwie to jakiś czas po tym, jak zaczęłam interesować się yaoi zaczęłam od tak przelewać moje pomysły na papier. WIęc... zachęciło mnie to, że lubię pisać ^^
4. Koty czy psy?
Koty :3
5. Na następne pytanie odpowiesz "nie"? (możesz odpowiedzieć tylko "tak" lub "nie")
Tak :3

6.Jeśli Pinokio powie, ża za chwilę mu nos urośnie, ale mu nie urośnie. To to będzie prawda, czy fałsz?
6. Tak :3
7.Znasz Jeffa?
7. Tak. Mam pewną słabość to paringu jego i slendermana. (nie jestem normalna, wiem)
8. Pijesz?
Nie
9. Palisz?

Nie
10. Narkomania?

Nie
11. A może Harry Potter?
Tak :D Czytałam wszystkie części. Przez miesiąc odwiedzał mnie demon i graliśmy w pokera.


Nominacje.

Jeszcze raz bardzo was przepraszam, ale dalej nie znalazłam bloga, godnego polecenia. Szukam trochę, ale wszystkie, na które trafiam mają tak typową, nieoryginalną fabułę, że nie jestem w stanie tego ciągnąć. Dalej szukam, a możecie być pewni, że kiedy odnajdę bloga, naprawdę godnego tej nagrody to będzie on naprawdę świetny.

piątek, 24 stycznia 2014

Zajączek XXIV - Co do mnie czujesz?

Niewyraźne słowa zaczęły się przedzierać przez ciemność. Jeszcze mocniej ścisnąłem poduszkę, którą trzymałem w ramionach i niewyraźnie coś mruknąłem. Nie chciało mi się jeszcze wstawać. Byłem zbyt zmęczony i obolały. Dopiero po kilku chwilach zdałem sobie z czegoś sprawę. Przecież spałem dzisiaj u Tochiego. Więc czemu mnie jeszcze nie obudził? A co ważniejsze, z kim on do cholery rozmawiał?! Otworzyłem, oczy, podnosząc się na łokciach. Pierwsze co zauważyłem, to fakt, że nie byłem całkowicie nagi. Miałem na sobie dużo za dużą koszulę Tochiego. Podniosłem wzrok. Przy stole oprócz Tochiego siedział również Mita! Architekt, projektujący większość mieszkań dla naszej rodziny. Oboje pili herbatę i patrzyli na mnie z łagodnymi uśmiechami. Poczułem jak zalewam się rumieńcem. Mita już wiedział, że coś mnie łączyło z Tochim, ale to nie to samo, co zobaczenie mnie prawie nagiego w jego łóżku!


-M-Mita..? C-co ty tutaj robisz?
Zapytałem, starając się ukryć rosnące zażenowanie i okrywając się kołdrą.
-Aaa... przejeżdżałem niedaleko i zepsuł mi się samochód. A zapewne zauważyłeś, że tutaj słabo z rozkładem jazdy autobusów. Dlatego więc uznałem, że wpadnę do was. Na szczęście to nie okazało się problemem. Wiesz, miałem nadzieję, że będę miał okazję podyskutować z Tochim, ale...-Parsknął, starając się powstrzymać śmiech.- Nie spodziewałem się spotkać ciebie w takiej... sytuacji...
Uśmiechnął się, mówiąc ostatnie słowa. Poczułem, że czerwienie się jeszcze bardziej. Miałem też słuszną obawę, że moja twarz przypomina kolorem dorodnego buraka.
-J-jeżeli... ośmielisz się komukolwiek o tym powiedzieć, będziesz skończony.
Powiedziałem, oskarżycielsko kierując palcem w jego stronę.
-Spokojnie Usagi. Zbyt wiele wam zawdzięczam, żebym miał się tak pogrążać. Poza tym, lubię cię, więc nic nie powiem. Ale zabawnie będzie czasem was odwiedzić.
Uśmiechnął się przy tym sympatycznie. Mimo to, odczułem ogromną potrzebę zdzielenia go czymś ciężkim.
-Chodź zajączku, dosiądź się do nas. Pewnie jesteś głodny, prawda?
Prychnąłem tylko, odrzucając kołdrę i wstając z łóżka. Nogi mi zadrżały, ale udało mi się utrzymać równowagę. Z wielkim trudem, ale jednak. Podszedłem na drżących nogach do najbliższego krzesła i usiadłem ciężko, czego zaraz żałowałem. Spiąłem się i wyprostowałem gwałtownie, czując przeszywający ból w dolnych częściach ciała. Zacisnąłem dłonie na siedzeniu krzesła. Tochi i Mita obdarzyli mnie szerokim uśmiechem. Zacisnąłem zęby, opuszczając głowę. Ciekawe, czy Hebi-chan mógłby skutecznie mnie zabić, przegryzając tchawicę. Wyjątkowo by mi się to teraz przydało. Tochi wstał bez słowa i położył przede mną pudełko, najpewniej pochodzące z restauracji, gdzie dają dania na wynos.
-Dzisiaj wyjątkowo nie gotowałem. Mita był tak miły i przywiózł nam śniadanie.
Powiedział z uśmiechem, siadając z powrotem na krześle. Chwilę przyglądałem się pudełku i zacząłem niepewnie je otwierać. Nigdy nie jadłem na wynos, więc nawet nie wiedziałem jak mam to zrobić. Dłuższą chwilę męczyłem się z otwarciem, zanim Tochi zlitował się nade mną i mnie w tym wyręczył. Całe szczęście żaden z nich nie wysilił się na złośliwy komentarz. Oboje wiedzieli, w jakich warunkach dorastałem i że nigdy nie zdarzyło mi się zniżyć do poziomu jedzenia na wynos.
-Mam nadzieję, że lubisz sushi, co Usagi?
-Jasne. Mam wrażenie, że nie jadłem go od wieków.
Odpowiedziałem i zacząłem jeść. W naszym domu rzadko się urządzało sushi. Zwykle przygotowali bardziej wyszukane i trudniejsze dania. W sumie szkoda.
-Zabawne, że coś co brzmi tak niesmacznie, jest takie dobre.
Powiedział Tochi z uśmiechem. No tak... on pewnie w życiu nie jadł czegoś innego niż dania własnej roboty.


-Too... do kiedy planujesz zostać?


Zapytałem Mite, biorąc do ust kawałek krewetki i z całych sił starając się ukryć zażenowanie obecną sytuacją.


-Jutro przyjeżdża mój autobus. Ty też pewnie będziesz jutro wracał, prawda? Przykro mi, że zabiorę wam wspólną noc.


Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale Tochi mnie uprzedził.


-Nic się nie stało. Przyjaciel zajączka jest też moim przyjacielem.


Powiedział z uśmiechem. Mita też się uśmiechnął. Zazdrościłem im dobrych humorów. Sam miałem ochotę rzucić się z mostu.


-Dziękuję za posiłek.-Powiedziałem, odsuwając od siebie pudełko z jedzeniem.- Pójdę się ubrać.


Wstałem i wziąłem ubrania, które sobie wczoraj naszykowałem. Starałem się ignorować Tochiego, który ewidentnie ciągle się na mnie gapił. Przebrałem się w łazience i już pewniejszym krokiem wyszedłem z łazienki. Kiedy nie byłem w samej koszuli bardziej się czułem jak członek rodu Takeda.


-Wybaczcie, że was opuszczę, ale idę się przejść.


Powiedziałem, idąc w stronę drzwi. Czułem, że nie zniosę dłużej towarzystwa ich dwóch.


-Poczekaj zajączku. Posiedziałbyś z nami trochę.


-Nie, dzięki.


Odpowiedziałem chłodno, kładąc dłoń na klamkę. Wkurzał mnie fakt, że Tochi przy kimś praktycznie obcym dla niego czuł się tak swobodnie. Bałem się, że zacznie opowiadać o nas. A przy tym wolało mnie nie być. Poczułem wtedy szarpnięcie za kołnierz. Straciłem równowagę i wpadłem na Tochiego, który mocno mnie przytrzymał.


-T-Tochi... puszczaj mnie!


-Wiecie co?- Zaczął Mita.- Jesteście naprawdę uroczy. ♥


-Nie pozwalaj sobie! Nie zapominaj kim jestem!


Krzyknąłem, wyrywając się z objęcia Tochiego. Ta sytuacja irytowała mnie coraz bardziej.


-No dobrze, dobrze. Przepraszam.


Oboje uśmiechnęli się szeroko.


-Jak chcesz pójdziemy potem na spacer. Ale mógłbyś chwilę z nami posiedzieć.


Powiedział Tochi.


- Powinieneś zdawać sobie sprawę z faktu, że wcale mi nie zależy na łażeniu po tym lesie. Po prostu nie mam ochoty siedzieć z waszą dwójką. Jesteście niesamowicie nieznośni.


-Ranisz mnie zajączku. -Powiedział z udawanym bólem, Tochi. Spojrzał przy tym na mnie tak żałośnie, że prychnąłem i z oburzoną miną ponownie usiadłem przy stole.


-Wiesz co Usagi, naprawdę nie spodziewałbym się po tobie, takiego życia. Nie mówię nawet o Tochim. Ten las, zwierzęta, wąż... że też godzisz się na życie w takich warunkach.


- Bywa gorzej.-Odrzekłem spokojnie, patrząc gdzieś w ścianę. -To jest takie okropne, na jakie wygląda, ale myśl, że przyjeżdżam tutaj tylko na krótki okres czasu, trochę mnie uspokaja.


-No jasne.- Uśmiechnął się.- Ale... nie mogę uwierzyć, że dziedzic rodu Takeda, wielki Usagi… jest pod dominacją faceta.


Zaśmiał się krótko, jednak zamilkł, kiedy spiorunowałem go spojrzeniem. Tochi przysłuchiwał się spokojnie naszej rozmowie, głaszcząc kolejną sowę, która usiadła mu na kolanach.


-Pamiętaj, że cokolwiek się dowiedziałeś... -Tu spiorunowałem Tochiego wzrokiem, dając mu do zrozumienia, że cokolwiek, czego się dowiedział OD NIEGO...-Ma zostać tajemnicą. NIKT nie może się o tym dowiedzieć.


-Wiem o tym. Przecież nie dość, że nie przyniosłoby mi to korzyści, to jeszcze wolę nie wiedzieć co zrobi twoja rodzina, żeby usunąć jedyną osobę, która wie o twoim ,,drugim życiu".


-Mita, a może chciałbyś przejść się z nami? Zobaczyłbyś las. Nie musiałbyś kisić się w domu cały dzień.


Wtrącił się Tochi.


-Nie trzeba. Mam ze sobą kilka szkiców, jeżeli ci to nie przeszkadza, to nad nimi popracuję. Poza tym, nie chciałbym wam przerywać wspólnych chwil.


Uśmiechnął się, ale ukrył ten uśmiech, kiedy zobaczył moje kolejne piorunujące spojrzenie.


-To miłe z twojej strony.-Odpowiedział również z uśmiechem Tochi. Skąd oni do cholery brali te nieskończone pokłady szczęścia?!


-Tylko... jesteś pewny, że ten wąż nie jest jadowity?


Zapytał Mita, wskazując głową na Hebiego-chana, który wił się gdzieś po podłodze.


-Spokojnie. Hebi-chan nie skrzywdziłby nawet muchy. Nie widzi, więc w razie czego, będziesz mógł mu uciec.


Oboje zaśmiali się. Dziwne, że tak dobrze się ze sobą dogadywali. Pokręciłem głową i wstałem.


-Postaram się nic ci nie zniszczyć.


Tochi uśmiechnął się w odpowiedzi i razem wyszliśmy z domu.


-Bawcie się dobrze.


Krzyknął jeszcze za nami architekt. Zignorowałem go. Znaczy... ogólne nie był zły, ale... lepiej go znosiłem, kiedy nie gadał z gościem, z którym... jestem?


-To gdzie idziemy?


Zapytałem, chowając ręce do kieszeni i podążając za Tochim.


-Gdzie tylko zechcesz.


Odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko. Poczułem jak moje serce przyspiesza a na policzki wstępuje rumieniec. Wkurzał mnie, kiedy był aż tak do bólu szczery.


-Przestań żartować. Wiesz, że nie znam tego lasu. Umiem jedynie dojść stąd do miasta.


-Już wiem! -Wyprostował się nagle, widocznie uradowany. -Obiecałem cię przecież gdzieś zabrać!


Złapał mnie za nadgarstek i ruszył szybkim krokiem, przedzierając się przez leśną gęstwinę i ciągnąc mnie za sobą.


-Hej... poczekaj chwilę! Nie możemy iść ścieżką?! Nie chcę, żeby moje ubrania po powrocie wyglądały jak twoje!


Uśmiechnął się tylko, nawet nie reagując. Zasłoniłem rękawem oczy, żeby przypadkiem jakaś gałąź nie wydłubała mi oczu. Chodzenie na oślep jednak okazało się złym pomysłem. Potknąłem się o korzeń i przewróciłem na ziemię.


-Nic ci nie jest?-Zapytał Tochi, kucając przy mnie. -Nie powinieneś chyba chodzić z zamkniętymi oczami po lesie.


-Gdybyś nie chodził po jakimś gąszczu tylko zwykłą ścieżką, nie musiałbym się bać, że jakaś gałąź wydłubie mi oczy!


-No tak... przepraszam. Naprawię to.


Nim zdążyłem odpowiedzieć, Tochi wziął mnie na ręce, ruszając dalej.


-Ile razy mam ci powtarzać, że nie chcę, żebyś mnie nosił! Postaw mnie na ziemię!


-Jeżeli cię postawię, znowu możesz się przewrócić i zrobić sobie krzywdę.


Schowałem twarz w jego bluzkę, mrucząc coś niezrozumiałego.


-Zaraz dojdziemy, nie przejmuj się. Nawiasem mówiąc, zauważyłeś, że podobnie wyglądało nasze pierwsze spotkanie? Z tym, że teraz nie jesteś związany.


Nie odezwałem się. Czekałem aż znajdziemy się w miejscu, do którego niósł mnie Tochi. Bez względu na to, gdzie to miało być. Po dłuższym czasie poczułem, że stawia mnie na ziemię. Odczepiłem się od jego koszuli i zobaczyłem, że jesteśmy na jakiejś maleńkiej polanie. Przez jej środek przepływał niewielki strumyk a krzaki wręcz uginały się od kolorowych owoców.


-Podoba ci się?


Zapytał, kładąc dłonie na moich ramionach.


-Polana jak polana.


Podszedłem do strumyka i usiadłem przy nim. Zaraz potem dołączył do mnie Tochi. Siedziałem przez chwilę w ciszy, patrząc na słaby nurt.


-Chodź zajączku, nazbieramy trochę jagód.


Pociągnął mnie za rękę do najbliższego z krzaków, obsypanego niebiesko-fioletowymi owocami. Przez chwilę patrzyłem na krzaki. Owoce wyglądały całkiem apetycznie, ale...


-No jasne. Pewnie nawet nie wiesz, jak się zrywa jagody, prawda?


Obróciłem głowę, żeby nie widział rumieńca na moich policzkach. Niby skąd miałem wiedzieć, jak się zbiera jagody? Zwykle podawali mi je na tacy.


-No dobrze, dobrze, spójrz. To nie jest trudne.


Pokazał mi jak się zrywa owoce. To naprawdę było proste. Zerwał jedną jagodę i przysunął ją do moich ust.


-Powiedz ,,aaa"


Zaczerwieniłem się, zaciskając usta. Nie ma mowy, żebym dawał mu się karmić. Wtedy Tochi popchnął mnie na ziemię, jedną ręką przyciskając moją pierś a drugą przykładając owoc do moich ust. Nie odzywał się, tylko uśmiechał się delikatnie, dając mi niemo do zrozumienia, że nie zostanę wypuszczony, dopóki nie zjem tej cholernej jagody. Niby mogłem się po prostu poddać, ale to by doszczętnie zniszczyło moją dumę. Mierzyliśmy się wzrokiem przez chwilę, jednak Tochi w końcu odpuścił i zszedł ze mnie.


-Bywasz naprawdę uparty, zajączku.


Powiedział, zjadając jagodę. Prychnąłem tylko, samemu zbierając owoce. Szło mi raczej marnie. Ciągle za mocno je ściskałem, co kończyło się rozgniataniem je na miazgę. Po dłuższej chwili dołączył do mnie Tochi z całą garścią jagód. Odrzuciłem kolejną zmiażdżoną jagodę i poczęstowałem się owocami z garści Tochiego. Uśmiechnął się tylko, opierając się o drzewo i częstując mnie jagodami. Cały czas uśmiechał się, patrząc jak rozkoszuję się jedzeniem. 


-Zabawny widok. Paniczyk z dobrego domu obżera się zwykłymi jagodami zebranymi w lesie.


-Mało zabawne. Jeżeli planujesz się ze mnie naśmiewać, mogę nie jeść.


-No dobrze. Przepraszam. Częstuj się.


Usiadłem koło niego, ciągle częstując się owocami.


-Dobrze się dogadujecie z Mitą.


Powiedziałem, żeby przełamać ciszę.


-Jest sympatyczny. Łatwo znaleźliśmy wspólne tematy. Dobrze nam się rozmawia.


-A właśnie... a propo tego... ile mu powiedziałeś?


Spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. Oczywiście się domyślił, że od odpowiedzi może zależeć jego życie.


-Spokojnie, zajączku. Mita wszystkiego się domyślił. Sporo informacji dostarczył mu sam dzisiejszy przyjazd. Pojawił się koło piątej rano. Nawet ja jeszcze śpię o tej porze. Nie mógł źle zinterpretować tej sytuacji. Leżałeś w moim łóżku w samej koszuli, należącej do mnie. Ja byłem poczochrany i w samych spodniach... nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że ze sobą spaliśmy.


Opuściłem głowę, czerwony jak burak. Jak on mógł mówić o czymś takim ze stoickim spokojem.


-Nie bój się zajączku. Mita nie jest człowiekiem, który by wydał taką informację. Myślę, że nasza mała tajemnica jest u niego bezpieczna.


Kiwnąłem głową, opierając się plecami o drzewo i wpatrując się w niebo.


-Wiesz... kocham cię zajączku.


Poczułem jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Nie znosiłem, kiedy mówił takie żenujące rzeczy. Opuściłem głowę, zasłaniając grzywką oczy. Poczułem wtedy gwałtowne szarpnięcie. Zostałem pociągnięty do tyłu. Ostatecznie wylądowałem między nogami Tochiego, opierając się plecami o jego klatę. Chciałem coś powiedzieć, ale objął mnie ramionami, ściskając mocno. Zbyt mocno. Na chwilę zabrakło mi oddechu.


-Idioto! Udusisz mnie zaraz! Wiesz ile masz siły!


Dopiero wtedy poluźnił uścisk. Odetchnąłem z ulgą.


-Zajączku... - W jego głosie usłyszałem niepewność... może i smutek. - Nigdy mi nie powiedziałeś, co tak naprawdę do mnie czujesz.


Przeszył mnie dreszcz a na policzki wstąpił rumieniec. No dobra, może i wiedziałem co do niego czuję, ale co innego czuć a co innego powiedzieć mu to prosto w twarz. O nie... na to jeszcze nie byłem gotowy. Tylko jak miałem się z tego wykręcić? Nie chciałem wyjść na słabego, mówiąc, że nie wiem, albo po prostu powiedzieć, że nic. Przecież go kochałem. Przez moją dumę nie złamałbym mu serca. Widziałem tylko jedną możliwość, żeby nie dać się upokorzyć i nie zranić Tochiego.


-Nie oczekuj ode mnie nie wiadomo czego! - Krzyknąłem, stając gwałtownie na nogi.- Jak myślisz, byłbym tu dzisiaj, gdybyś był tylko przypadkowym znajomym?! Pomyśl przez chwilę!


Nie odpowiedział. Patrzył mi tylko w oczy, spojrzeniem praktycznie pozbawionym wyrazu. Może z lekką nutą smutku. On chyba nie oczekiwał ode mnie, że tak po prostu mu powiem ,,kocham cię"?


-Wiesz co?! Jeżeli masz zamiar mnie tym katować to wolę już spędzić czas sam!


Nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem ruszyłem w las. Przegiąłem z reakcją, wiem, ale to jedyne na co wpadłem. Nie chciałem go ranić, ale... zresztą nieważne. Szedłem szybkim krokiem, nie myśląc o kierunku ani o tym co ja właściwie robię. Dopiero po dłuższym spacerze, przez gąszczę, zdałem sobie sprawę...


że poszedłem w zupełnie innym kierunku. Co więcej... nie miałem pojęcia gdzie jestem i nie widziałem żadnej drogi. Zacząłem chodzić po lesie w różnych kierunkach, kierując się pamięcią i moją wiedzą przyrodniczą. Jednak ani podążanie w kierunku, który wskazywał mech, ani próba pójścia w stronę wschodu czy zachodu nic nie dawały. Ciche szumy liśmy i popiskiwanie zwierząt w gęstwinie zarośli nagle stało się niepokojąco złowrogie a słońce tylko w niewielkim stopniu przedzierało się przez korony drzew. Wiewiórki przeskakujące między konarami świdrowały mnie niewielkimi oczami. Wszystko zastygło w gęstej atmosferze. Wśród krzaków niedźwiedzie oczy i kły tylko czekały na chwilę mojej nieuwagi, żeby rzucić mi się do gardła. Wszystko w odcieniu szarości przypominało wilczą sierść. Usiadłem na ziemi, opierając się o gruby konar. Trząsłem się z zimna i strachu. Najgorsze, że gdyby ponownie miał wybierać, zrobiłbym jak zrobiłem. Moja przeklęta duma była większa niż obecny strach. A przynajmniej taka by się stała w chwili, w której byłbym już bezpieczny. Podciągnąłem kolana pod brodę, Obejmując ramionami nogi, żeby trochę się rozgrzać. Wtedy moje spojrzenie opadło na niewielki kwiat, rosnący tuż przy mnie. Miał czerwone płatki i żółty środek. Znałem skądś ten kwiat... no tak... Tochi mi go pokazał w drugi dzień naszej znajomości...


-Frezja czerwona... - Powiedziałem cicho do siebie, powtarzając słowa, które powiedział mi wtedy Tochi. - Podarowana komuś oznacza cieszenie się z jego obecności...


Zerwałem ją bez namysłu, przyglądając się przez chwilę jej płatkom. Pozwalało mi to na chwilę uspokoić umysł. Wtem usłyszałem szelest, rozlegający się w krzakach koło mnie. Coś ewidentnie tam było. Odsunąłem się jak najdalej, aż do kolejnego drzewa, które zagrodziło mi drogę. Ciągle siedziałem na zimnej ziemi. Cały drżałem ze strachu. Uciekłbym, gdyby nie fakt, że prawie nie czułem nóg. Oddychałem ciężko, czując jak do oczu napływają mi łzy. Krzaki zaszeleściły głośniej, a po chwili coś zaczęło z nich wychodzić. Zobaczyłem tylko niewyraźny kształt, zanim sparaliżowany nie skuliłem się na ziemi.


 


 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

10.000 wejść!

Yay! Nareszcie 10 tyś wejść. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że aż tyle osób tutaj wchodzi. Wydaje mi się, że zaledwie wczoraj dodawałam posta z okazji 1 tyś. wejść. Bardzo wam wszystkim dziękuję, bo to dzięki wam mam tyle wejść. Naprawdę jestem dumna, z tego osiągnięcia. Jeszcze raz bardzo, bardzo wam dziękuję. Z tej okazji macie tutaj obiecany, gratisowy post :D




- Zostaw mnie! Zostaw! Nie chcę tego! Nie chcę tego robić!
Cichy, niski, kuszący głos szeptał ciche czułe słowa, których tonem był w stanie posiąść każde niewieście serce... i nie tylko.
- Jak to nie? Przecież ci się to podoba.
- Właśnie, że nie! Puszczaj!
Zimne, delikatne dłonie przejeżdżały po mojej nagiej skórze. Mimo wszystko, jego dotyk dalej wywoływał u mnie dreszcze. Wiem, że to właśnie tym dotykiem, głosem i ponętnym spojrzeniem posiadł moje serce. Szkoda, że nie było to zwykłe, przelotne zauroczenie. W tym przypadku oznaczało to wieczny pakt, cyrograf, którego nie da się zerwać. Szarpałem się w łóżku, próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Wasza wysokość, wasza wysokość!
Głos jednego ze sług był niczym dzwon wolności. Drzwi do mojej komnaty otworzyły się gwałtownie a mój przymuszony kochanek rozpłynął się niczym sen. Leżałem na moim łożu, z kołdrą odrzuconą na podłogę. Górna część mojej szaty była podwinięta niemal do szyi, odsłaniając słabą pierś a bawełniane spodnie pogniecione, ale całe szczęście tylko delikatnie zsunięte z moich bioder. Twarz pokrywał soczysty rumieniec, poniekąd spowodowany zawstydzeniem, poniekąd gorącą atmosferą. Oddychałem ciężko przez usta a kosmyki blond włosów sterczały na wszystkie strony.
- Coś się stało, wasza wysokość? Krzyczał pan przez sen. Znowu miał pan koszmary?
Pokiwałem głową, podnosząc się na łóżku i ścierając pot z czoła. Nie było sensu mówienia im prawdy. Nawet gdyby mi uwierzyli, musieliby mnie spalić na stosie. Jednak sądzę, że i tak zamknęliby mnie w wieży błaznów.
- Królowa bardzo się o was martwi. Te nocne koszmary pojawiają się coraz częściej. Może czegoś potrzebujecie?
Pokręciłem głową.
- Nie. Przynieś mi tylko szklankę zimnej wody.
Sługa ukłonił się, opuszczając pokój. Przetarłem twarz kołdrą. Ta... koszmary. Co ja bym oddał, żeby były to zwykłe koszmary. Niestety ON nie był jedynie wytworem mojej wyobraźni. Spojrzałem na moją  pierś. Czerwone smugi rozlicznie zdobiły moją skórę. Przełknąłem ślinę, opierając czoło na nogach. Chciałem powiedzieć prawdę. Może ktoś, ktokolwiek by mnie zrozumiał i mi pomógł się go pozbyć. Bądź co bądź, byłem wszak księciem. Może i najmłodszym z rodziny, ale dalej księciem. Nie mogli mnie potraktować jak pierwszego lepszego kmiota. Jednak... zapewne opowieści ledwie 15 latka uznaliby za dziecinne wynurzenia, lub senne mary. Po chwili wrócił sługa z wodą.
- Może jednak mogę jakoś ci pomóc, wasza wysokość? Być może mag lub szaman mógłby poradzić sobie z problemem twoich koszmarów?
- Tak. To dobry pomysł.
- Więc wezwę go jutro. Tymczasem spróbuj się zdrzemnąć panie.
Ukłonił się i wyszedł. Co prawda duchy przodków i bogowie zsyłające nieszczęście lub szczęście na nasze królestwo nie było niczym dziwnym, a i demony nieraz były powikłane z dziwnymi wydarzeniami, ale i tak nikt by nie uwierzył, że mogę być w takich relacjach z jednym z nich. Wypiłem szklankę wody i ponownie się położyłem, kuląc się w obronnym geście i starając się zasnąć.
- Boisz się czegoś, Kyoshi?
Rozległ się echem głęboki głos w mojej głowie.
- Idź sobie.
Odpowiedziałem niemal szeptem. Nie musiałem mówić głośno. On i tak mnie słyszał. Czasami, co najbardziej napawało mnie trwogą znał myśli, których nigdy nie chciałem wypowiadać na głos.
- Chciałbyś się mnie pozbyć? Hmm?
Wtuliłem tylko twarz w poduszkę. Gdyby to miałoby mi coś dać, zakryłbym uszy, ale wiedziałem, że był w stanie mówić bezpośrednio do mojej głowy. Wtedy długie, zwinne palce oparły się na mojej brodzie, podnosząc ją do góry. Tuż przy moim łóżku stał Haruki. Jak zwykle ubrany na czarno, z długim płaszczem, postrzępionym na brzegach, pod którym znajdowała się luźna koszulka, również czarnego koloru, tak jak i spodnie. Nawet jego oczy i włosy miały barwę nocy.  Jedynie jego jasna skóra wyróżniała się kolorem. Obróciłem się na drugi bok, zakrywając się kołdrą.
- Zostaw mnie.
- Daj spokój, Kyoshi, jeszcze nie skończyliśmy. W sumie, to nawet nie zaczęliśmy.
- Nie chcę już tego robić. Odejdź.
- Za późno, Kyoshi. Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej. A teraz przestań się szarpać. Jestem głodny.
Przez jakiś czas próbowałem wyrywać się jego dotykowi, ale wiedziałem, że na dłuższy czas to nic nie da. On, w przeciwieństwie do mnie nie potrzebował snu ani nawet jedzenia. Żywił się energią, którą pochłaniał od ludzi, takich jak ja.
- Skończ już udawać niedostępnego. Tylko marnujesz energię. A wiesz mi, może ci się przydać.
- Wcale nie udaję! Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał.
Krzyknąłem, chowając się cały pod kołdrą.
- Skoro tego nie chcesz, to czemu mi się oddałeś? - Szepnął cichym, ponętnym głosem, ściągając ze mnie kołdrę zamaszystym ruchem. Materiał pofrunął po pokoju, lądując na szafce na przeciwko łóżka. Tymczasem Haruki usiadł koło mnie na łóżku, przysuwając się do mojej twarzy. Odepchnąłem go od siebie, wstając i odchodząc jak najdalej od niego.
- Długo masz zamiar prowadzić te gierki? Przecież sprawiam, że jest ci dobrze. A teraz chodź tutaj.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Pokręciłem tylko głową. Demon westchnął, widocznie zmęczony moją stanowczością. Rozpłynął się na łóżku i chwilę potem pojawił się tuż przede mną. Nie podobało mi się, kiedy stał przy mnie. Wyjątkowo duża różnica wzrostu tylko pogłębiała jego dominacje.
- Masz zamiar mi się opierać co noc?
- Chociażby do samej śmierci.
Haruki otworzył ze zdziwienia oczy, po czym zaśmiał się głośno.
- Naprawdę myślisz, że po śmierci będziesz miał spokój? Od kiedy mi się oddałeś, należysz do mnie. Nie do śmierci, a do końca świata. A może nawet dłużej. A teraz przestań się wygłupiać i chodź do łóżka.
- Powiedziałem, że nie chcę tego robić.
- Bo?
Zapytał z wyższością, pochylając się nad moją twarzą. Poczułem, jak  oblewam się rumieńcem.
- B- bo... bo...
Uniósł jedną brew, oczekując mojej odpowiedzi. Ale co mogłem powiedzieć? Bo to boli? Bo to żenujące? Gdybym naprawdę tak myślał, nie oddałbym mu się ten pierwszy raz, którym pod pieczętowałem swój los.. zresztą takie wyjaśnienia i tak nie zrobiłyby na nim wrażenia. Nagle mnie olśniło.
- Jutro mam ważne rzeczy do zrobienia. Jestem księciem, nie mogę być wtedy nieprzytomny i zaspany.
Przełknąłem ślinę, praktycznie przyklejając się do ściany.  Czkałem na chwilę, w której wreszcie się okaże, czy tej nocy będę miał spokój.
- Zgoda. - Powiedział. - Dzisiaj ci wyjątkowo odpuszczę. Nadrobimy to innego dnia.
Odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie, gdyż w chwili mojej nieuwagi zostałem rzucony na łóżko.
- Cz-czekaj. Powiedziałeś, że...
Nie zdążyłem skończyć. Demon odrzucił  swój płaszcz na szafę. Odsłonił tym samym długi, czarny ogon, zakończony podobnie jak grot strzały. Świeca na chwilę zgasła, a gdy ponownie się zapaliła, leżał już za mną, przykrywając nasza dwójkę kołdrą.
- A właśnie, nie jesteś już za duży, żeby spać przy zapalonej świecy?
Nie odpowiedziałem. Skupiłem się na ewentualnej obronie, gdyby zaczął mnie molestować. Zresztą, nie miałem ochoty mu się z tego tłumaczyć. Zaśmiał się tylko.
- Nie mów mi tylko, że boisz się demonów. Najgorszy z nich, nie boi się światła. Zresztą nie ma zamiaru dzielić się tobą z kimkolwiek.
Światło zgasło, pogrążając wszystko w ciemności.
- Nie martw się. Dzisiaj wyłącznie będę cię kosztować.
Przejechał długim językiem po mojej szyi, powodując u mnie dreszcze. Wessał się w moją szyję. Jęknąłem mimowolnie, wbijając palce w puchową poduszkę. Namiętna pieszczota, która za pierwszym razem przyciągała mnie do siebie, teraz, pomimo niewątpliwej rozkoszy powodowała u mnie lęk. Nie tylko dlatego, że mogło to być wstępem do kolejnego gwałtu, ale też dlatego, że nawet poprzez tak niewielki kontakt żywił się moją energią. Podwinął moja koszulę, przylegając swoim ciałem do mojego. Drżałem, czując jego wręcz niepokojącą bliskość. Zacisnąłem powieki, starając się ignorować jego czyny. Starałem się być w stanie zasnąć.
                    *
- Wasza wysokość, proszę się obudzić.
Otworzyłem oczy, tuląc do siebie kołdrę. Spojrzałem przez ramie. Demon znikł, najpewniej chwilę przed tym, jak służący wszedł do pokoju.
- Dzisiaj wasza wysokość ma towarzyszyć waszej wysokości przy audiencjach. Jesteście gotowi?
- Poniekąd.
Wstałem z łóżka, przemywając twarz przyniesioną wodą. Do pokoju weszło jeszcze kilka służących, niosących moje ubrania. Spokojnie dałem się przebrać w wyjściowe szaty po czym ruszyłem do sali audiencyjnej. Moja matka siedziała na głównym tronie w wielkiej sali. Po obu stronach były mniejsze trony, na których zasiadało zwykle moje rodzeństwo, ewentualnie moja matka, kiedy król nie znajdował się w podróży i zajmował się swoimi obowiązkami.
- Witaj Kyoshi. Dobrze się spało?
- Tak. Dziękuję matko.
- Słyszałam od służby, że ciągle masz te nocne koszmary.
- Tak matko. Niestety. Ale dzisiaj mają wezwać kogoś, kto się tym zajmie.
- To znakomicie. W takim razie skupmy się na audiencjach. Być może pewnego dnia to będzie twoje zajęcie.
Pokiwałem głową. Chwilę potem do sali zaczęli wchodzić mieszczanie, duchowieństwo, rycerstwo i chłopi. Każdy z innymi problemami. A to obniżenie podatków, a to datki potrzebne na krucjaty lub budowę nowego kościoła a to kłótnie dotyczące ziem. Mało było to interesujące, ale przynajmniej nie musiałem myśleć o demonie, który  mnie prześladuje. Kilka godzin później szambelan ogłosił przybycie ostatniego z gości. Zamarłem, kiedy zobaczyłem, kto przyszedł. Złośliwe spojrzenie, czarne włosy, oczy oraz strój. Ze spokojnym uśmiechem stanął przed tronem, kłaniając się nisko. Grzywka w sporej części zasłaniała jego oczy, lecz i tak widziałem pożądliwe spojrzenie, które mi posłał.
- Witaj wasza wysokość oraz książę Kyoshi. Zwą mnie Haruki i zaszczytem jest dla mnie znajdować się tutaj.
Przełknąłem ślinę. Uśmiechał się. Ewidentnie się uśmiechał. Był to sarkastyczny uśmiech, odsłaniający białe, naostrzone zęby. Ciągle był nisko pokłoniony, więc moja matka nie zauważyła tego. Jednak ja widziałem. I wiedziałem, że przyjście tutaj było dla niego wyłącznie zabawą. Wcale go nie obchodziło, że stoi przed królową. Równie dobrze mógłby wejść tutaj nie zachowując żadnych norm kulturowych, upokorzyć mnie, wyśmiać królową i narobić rozgardiaszu na odchodnym. Ale najwidoczniej świetnie się bawił, udając zwykłego poddanego.
- Więc jakie sprawy cię tutaj prowadzą?
- O ile mam prawo o to prosić, chciałem służyć jako nauczyciel, lub opiekun księcia Kyoshiego. Jestem nauczycielem od wielu lat i byłby to dla mnie wielki zaszczyt, gdybym mógł przyjąć tak chlubną pozycję.
Wzdrygnąłem się. Zazwyczaj nachodził mnie wyłącznie w nocy. Nie mogłem znieść myśli, żeby nachodził mnie również w dzień. Nawet się nie spodziewałem, że może od tak po prostu spacerować za dnia.
- Jak na razie posiadamy wszystkich potrzebnych nauczycieli oraz opiekunów. Jednakże twoja propozycja zostanie rozpatrzona.
Ukłonił się jeszcze niżej i opuścił salę.
- Dobrze się spisałeś. Wiem, że audiencje mogą być żmudne, ale to nieodzowna część sprawowania władzy.
- Rozumiem.
- A właśnie. Co sądzisz o tamtym jegomościu? W końcu to twój wybór, czy chcesz, żeby cię uczył.
- Myślę, że moi nauczyciele, oraz reszta służby jest wystarczająco zadowalająca. Nie ma potrzeby jej zmieniać.
- W porządku. Dobrze się spisałeś. Masz teraz czas wolny.
Bez namysłu udałem się do pokoju, przebierając się w wygodniejszy strój a potem do stajni. Musiałem trochę odpocząć. Średnio widziało mi się spędzenie kolejnych kilku godzin, poddając się egzorcyzmom. Miałem ochotę odjechać jak najdalej stąd. Gdzieś, gdzie ON by nie mógł mnie odnaleźć. Kazałem stajennemu przyszykować mojego konia. Kary arab, Kuro, parsknął wesoło na mój widok. Kiedy nadawałem mu imię, uważałem, że będzie doskonale do niego pasować. Oznaczało bowiem czerń. Teraz jednak, sama myśl o ciemności i mroku przyprawiała mnie o dreszcze. Zwinnie wskoczyłem na grzbiet konia, wyjeżdżając najpierw stępem ze stajni i ruszając szybko przed siebie. Przejechałem w pełnym galopie przez główne ulice miasta, wzbudzając skromną sensacje. Ludzie, których mijałem, oddawali mi pokłony a niejedna dziewczyna, dygając z gracją posyłała mi zalotne spojrzenie. Kiedyś takie spojrzenia dowartościowywały moje ego. Teraz powodowały, że przeklinałem swoją głupotę. Nigdy mnie nie zwracałem uwagi na facetów. Nigdy nawet nie śmiem był pomyśleć, że jakiś mi się spodoba. Na granicy miasta i jakiegoś pola uprawnego zwolniłem do stępa. Pola były puste i rosły na nich aktualnie wyłącznie chwasty. Kawałek dalej jednak znajdował się las. Wcześniej nie wiedziałem dokąd jadę. Coś jakby nieświadomie mnie przyciągało na tą polanę. Zatrzymałem się na jej środku, rozglądając się dookoła. Pamiętałem to miejsce, aż za dobrze, chociaż byłem tutaj tylko raz.  Wtedy chciałem tylko przejechać się po mieście i jakoś wylądowałem tutaj. Wyglądało, że to całkiem przyjemne miejsce, więc usiadłem pod jednym z drzew. Ciepłe promienie słoneczne szybko spowodowały, że zasnąłem. Obudził mnie dopiero kilka godzin później, jakiś mężczyzna. Wysoki, przystojny, o czarnych szatach, włosach a nawet oczach. Uśmiechał się.
*-Co tutaj robisz?
Przetarłem zaspane oczy, siadając. Kuro stał kilka metrów dalej, spokojnie skubiąc trawę.
- Chyba zasnąłem.
- Nie powinieneś zasypiać w takich miejscach. Jeszcze ktoś mógłby cię okraść.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek miałby tyle odwagi, żeby okraść księcia.
- Jesteś księciem?
Wyglądał na naprawdę zszokowanego.
- Jak możesz mnie nie znać?
- Wybacz, dopiero przyjechałem do miasta. Nigdy nie miałem okazji oglądać królewskich obrazów, więc nie miałem okazji zobaczyć, jak wyglądasz. A właśnie, wybacz, nazywam się Haruki.
Przysiadł się do mnie, uśmiechając się delikatnie. Miał przyjemny głos, łagodne spojrzenie i uroczy uśmiech. Nie wiem czemu, ale nie mogłem przestać patrzeć na jego twarz. Szybko zapomniałem o tym, że śmiał mnie nie znać.
- Coś się stało? Dziwnie się na mnie patrzysz.
- Aaa... nie... to...
Odwróciłem gwałtownie twarz, czując, że zalewam się rumieńcem. Co się ze mną działo?
- Ja się przedstawiłem, ale ty mnie nie. Oczywiście, znam twoje imię, ale kultura wymaga, żebyś się przedstawił.
- Emm... Kioshi.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnąłem ją niepewnie.
- Jesteś niesamowicie bezczelny.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Być może, ale czuję, że nie każesz mnie za to ściąć.
- A skąd ta pewność?
- Nie wiem. Takie... przeczucie.
Oparł głowę na kolanie, kładąc dłoń na moim ramieniu a potem przejeżdżając ją na mój policzek. Dokładnie pamiętam miękkość jego dłoni. Odrzuciłem jego rękę, odsuwając się kawałek.
- Co ty wyprawiasz?!
- A czy ja coś robię?
- Nie masz prawa mnie dotykać! Wiesz, że możesz dostać za to karę śmierci?
Zaśmiał się cicho, nim ponownie podniósł na mnie spojrzenie.
- Powiedzmy, że nie boję się śmierci. Zresztą, sam uwodziłeś mnie spojrzeniem.
- Bynajmniej! Po prostu na ciebie patrzyłem!
- No dobrze, przepraszam. Usiądź tutaj. Pewnie nie masz zbyt wielu przyjaciół, prawda?
- Król nie powinien mieć przyjaciół.
Powiedziałem w końcu, siadając przy nim z twarzą spuszczoną na ziemię.
- A to dlaczego?
- Przyjaźń to zbytnie przywiązanie. Po tym, gdy ktoś tak bliski by odszedł, król mógłby być rozkojarzony i nie móc się skupić na swoim zadaniu. Poza tym ludzie zawsze wykorzystają taką sytuacje. I tak będzie im zależeć wyłącznie na bogactwie i władzy. Dlatego monarcha może ufać tylko  sobie.
- Na pewno nie wszystkim chodzi o bogactwo i władzę.
- Wolę nie ryzykować. I tak prawdopodobnie skończy się tak samo.
- Niekoniecznie. A co, gdybyś, powiedzmy spotkał samotnego wędrowca, spacerującego od miasta do miasta, który w momencie poznania cię, nawet nie wiedział o twoim statusie społecznym a i tak zaczął z tobą rozmowę?
- I co? Może mi powiesz, że przez cały czas będzie taki bezinteresowny?
- Może... a może sama twoja obecność mi wystarczy.
- Jesteś dziwnym człowiekiem.
- A znasz jakichś bardziej normalnych?
Uśmiechnął się delikatnie. Był to zaufany uśmiech, przyjaznego człowieka. Ogólnie miał przyjazną twarz. Coś było w niej takiego, co powodowało u mnie szybsze bicie serca. Odpowiedziałem mu również uśmiechem, spuszczając delikatnie twarz.
- Wiesz, nie sądziłem, że książę może być aż taki uroczy.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, przejechał ręką po moich włosach, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho. Odruchowo odtrąciłem jego rękę, uniesiony królewską dumą.
- Nie przekraczaj pewnej granicy. To, że zniżam się do tego, żeby z tobą tu siedzieć jest już wystarczająco uwłaczające. I nie waż się mnie tak nazywać.
- Aż tak ci przeszkadza fakt, że jesteś uroczy?
- Jestem księciem! Nie masz prawa nazywać mnie uroczym!
Szybkim gestem złapał moją dłoń, delikatnie ją całując.
- Hej... co ty...
- Nigdy mi nie zależało na bogactwie ani władzy. Czy jesteś w stanie mi zaufać, że właśnie tak jest?
Jego czarne oczy jakby przeszywały moją duszę. Wyglądało, jakby czytał mi w myślach i władał umysłem. Przysuwał się coraz bliżej mojej twarzy.
- Może... ale to nie powód, żebyś miał się do mnie zbliżać.
Jego oczy całkowicie zawładnęły moim umysłem. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić mu na przekroczenie pewnych granic, które w sumie przekroczył dużo wcześniej, ale jakoś nie mogłem mu się przeciwstawić. Był ledwo kilka centymetrów od mojej twarzy. Byłem już gotowy go odepchnąć, ale wtem opuściła mnie cała siła. Przymknąłem lekko powieki, opierając się na konarze drzewa. Po chwili poczułem jego wargi na moich.
*co się do cholery dzieje? Dlaczego nie mogę mu się oprzeć? To jest nieetyczne, poniżające i niezgodne z moim statusem. Ale... on... jest taki...*
- Powiedz Kyoshi, byłeś z kimś kiedyś?
Powiedział spokojnie, jakby nic się nie stało, odsuwając się ode mnie.
- Nie. Mam obowiązek być tylko i wyłącznie z kimś o statusie królewskim, lub wysoko szlacheckim. I to tylko i wyłącznie w przypadku, gdybym miał wziąć ślub.
Odwróciłem głowę, czując jak ogarnia mnie zażenowanie po wcześniejszym pocałunku. Nigdy się jeszcze nie całowałem. A teraz mój pierwszy pocałunek zagarnął zwykły chłop. Mimo to... coś w dalszym ciągu mnie do niego ciągnęło.
- Chodź na chwilę.
Zanim zareagowałem, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzew. Zatrzymał się dopiero, gdy las zasłonił zarówno polanę jak i miasto. Wyrwałbym mu się, gdyby nie to, że nawet jego dotyk mnie do siebie przyciągał. Było w nim coś... nietypowego. Delikatnie przycisnął mnie do kory jednego z drzew i ponownie pocałował. Jak to było możliwe? Dotąd nigdy nawet nie zaszczyciłem żadnego mężczyznę moim zainteresowaniem, a teraz... pozwoliłem mu na wszystko. Uwolnił moje usta, delikatnie liżąc szyję. Odchyliłem głowę, pozwalając mu na to. Nogi zaczęły się pode mną uginać.
- Heh... chyba nawet twój status królewski nie stanowi problemu jeżeli chodzi o twoje potrzeby, prawda?
Otworzyłem usta, gotowy coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Zamknąłem oczy, gotowy na cokolwiek, co ze mną planuje. Dokładnie pamiętam jego dotyk, to, jak delikatnie zdejmował ze mnie ubrania, jak przejeżdżał językiem po mojej skórze i pieścił wrażliwe miejsca. Pamiętam też ból, jaki wtedy odczuwałem oraz wszechogarniającą przyjemność. Nie pamiętam tylko momentu, w którym zasnąłem lub straciłem przytomność. Oprzytomniałem dopiero jakiś czas potem. Z położenia słońca mogłem wywnioskować, że jest kilka godzin po południu. Kiedy się obudziłem, leżałem na zimnej trawie. Całe szczęście płaszcz Harukiego, którym musiał mnie przykryć po moim zaśnięciu, nieco mnie ogrzewał. Przetarłem oczy, rozglądając się za Harukim . Siedział, oparty o korę jednego z drzew, wpatrując się w niebo. Ciągle czułem zażenowanie, po tym co zaszło, ale byłem zbyt zaspany, żeby wtedy o tym myśleć. Jednak senność rozproszył szok, jakiego doznałem, patrząc na niego. Oczywiście wyglądał tak jak zawsze: czarne ubranie, oczy, włosy... jednak... teraz spod spodni wystawał mu ukrywany wcześniej w płaczu długi, czarny ogon. Dokładnie taki, jakie widniały w podobieństwach demonów w świątyniach i księgach.
- O... wstałeś już. Jak się spało?
Uśmiechnął się szeroko. Teraz wyraźnie widziałem białe, ostre kły. Odskoczyłem gwałtownie, odsuwając się jak najdalej niego. Ostatecznie zatrzymałem się dopiero, gdy poczułem na plecach korę jakiegoś drzewa.
- T..t-t-t-t-t-ty.... ty jesteś demonem. Czego chcesz?
- Podziwiam twoją spostrzegawczość.
Siedział ciągle w tym samym miejscu, patrząc na mnie z iście diabelskim uśmiechem.
- Nie masz na co liczyć. Nie mam zamiaru podpisywać z tobą żadnego paktu. Moja dusza jest cenniejsza, niż cokolwiek, co możesz mi dać.
Zaśmiał się tylko, kręcąc głową.
- Oj Kyoshi, Kyoshi. Ty naprawdę myślisz, że jestem jednym z tych najbardziej pospolitych demonów, które obiecują ci wszystko czego chcesz, żeby odebrać twoją duszę? Prawie mnie tym ranisz.
- Więc... czego ode mnie chcesz?
- A myślałem, że ktoś o twoim statusie będzie odrobinę bardziej domyślny. No dobrze, nie twoja wina, że nie znasz się na demonach. Pozwól więc, że ci to wyjaśnię.
Mówiąc to dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Tam gdzie siedział pozostał tylko czarny dym. Zacząłem się nerwowo rozglądać, ale nigdzie go nie widziałem. Dopiero po chwili ponowie się pojawił. Zmaterializował się po mojej lewej stronie, siedząc na ziemi i opierając się o mnie plecami.
- Od czego by tu zacząć... może od tego, czego od ciebie chcę. Jestem rodzajem demona, który żywi się ludzką energią. Niestety jej pochłanianie nie jest tak proste. Nasycam swój głód jedynie przez kontakt fizyczny. Im jest on bliższy tym posiłek jest bardziej syty.
Odepchnąłem go od siebie, odsuwając się kilka metrów. Jednak on ponownie zniknął i zmaterializował się za mną, opierając się plecami o moje plecy.
- Tak dla twojej informacji w ten sam sposób zawieram z ludźmi pakty. Kiedy pierwszy raz posiądę jakąś osobę, należy już do mnie. Spokojnie, nie zabiorę cię przy tym do piekła. Po prostu od tej chwili będziesz moim stałym żywicielem.
Tym razem już wstałem, cofając się kilka kroków od niego. O dziwo wyglądał jakby nawet nie zauważył, że nie ma już oparcia. Siedział spokojnie, oparty o powietrze.
- Nie wiem o co ci dokładnie chodzi, ale nie pozwolę ci spokojnie wysysać mojej energii. D-dlatego daj mi spokój i wynoś się.
Odchylił głowę, uśmiechając się szeroko. Patrzył na mnie z lekkim politowaniem.
- Naprawdę myślisz, że masz nade mną władzę? Zabawny jesteś. Ale nie martw się, takie wysysanie energii ci nie zaszkodzi. To trochę tak, jakbyś się przemęczył. Odrobina odpoczynku i nie będziesz niczego czuł. No... może odrobina bólu po nocnych ekscesach. 
Zrobiłem kilka kroków do tyłu, czując jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Najchętniej uciekłbym stamtąd jak najszybciej. jak mógł mi się spodobać ktoś taki jak on?
- Nie... nie zgadzam się na to. Wynoś się stąd i nie nachodź mnie więcej.
- Biedny, naiwny Kyoshi. Chyba już wspomniałem... - Zniknął sprzed moich oczu, materializując mi się za plecami i obejmując moje ramiona, unosząc jednocześnie podbródek. - Już podpisaliśmy pakt. Należysz do mnie.
Szarpałem się, starając mu się wyrwać, jednak nadaremnie.
- Puszczaj mnie! Nie podpisywałem żadnego paktu!
- Uroczy... i taki naiwny... zgodą na pakt, była z twojej strony zgoda na seks ze mną.
- N-na nic się nie zgadzałem!
Zaśmiał się cicho, uwalniając mnie gwałtownie i znikając. Straciłem równowagę i upadłem na ziemię. Wtedy stanął, pochylając się nade mną.
- Tutaj muszę ci przyznać trochę racji. Otóż, nie było w tym tylko i wyłącznie twojej winy. Oprócz mojego uroku zadziałało na ciebie coś jeszcze. Właściwie to nie jestem zwykłym demonem. Po części jestem również inkubem. Nie byłeś w stanie mi się oprzeć właśnie dzięki mojej naturze. Polegało to na tym, że umysł twój został całkowicie zamroczony, podobnie jak dzieje się to u ludzi głęboko zakochanych. Z tym, że w tym przypadku było to wyłącznie płytkie uczucie, wywołane magią demonów. Fascynujące, prawda?  

niedziela, 19 stycznia 2014

Liebster Award

                            Liebster Award yay:D
Pierwszy raz o tym słyszę, więc jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że coś przekręcę. Tak czy tak - jest to nagroda, od bloggerów, za dobrze prowadzonego bloga. Dlatego też wielkie dzięki Chiimamire za nominacje :D




 Liebster Award- czyli o co w tym chodzi

"Co to Liebser Award?„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”."


                       Pytania

  • Po czym oceniasz bloga?
  • Po treści. I w sumie wyłącznie po treści (Jeżeli chodzi o czytanie) Zdarza się, że czytam blogi, porzucone przed kilkoma laty z kilkoma postami. Jeżeli zaś natrafię na historię typową, z nieciekawymi postaciami, nudną, niewciągającą od razu wyłączam bloga. A niestety jeżeli chodzi o literaturę jestem wyjątkowo wybredna.


  • Ulubiona piosenka?
  • Nie mam chyba ulubionej piosenki. Wszystko zależy od tego, na co akurat trafię. Obecnie często słucham psycho- rapu (zwłaszcza słonia i demonologii.)

  • Masz zwierzątko? (rodzeństwo się nie liczy)
  • A i owszem. Kota psa i ptasznika :D


  • Oglądasz anime?
  • Oczywiście :D Od tego zaczęła się moja miłość do yaoi :3


  • Jak tak to jakie jest Twoje ulubione?
  • Kurcze, nie wiem. Jest cała masa wyśmienitych tytułów, mogłabym je wymieniać godzinami. Jednak mam chyba największą słabość i sentyment do króla szamanów. Moje pierwsze anime :3


  • Twoje największe marzenie?
  • Mam ich sporo. Nie wiem czy jest to największe, ale mam dwa, na których bardzo mi zależy. jest to podróż do Japonii z moimi przyjaciółmi, oraz zostanie świetną pisarką :D


  • Na czyj koncert chciałbyś/chciałabyś pójść?
  • Raczej wolę słuchać muzyki w domu niż na koncertach. Ale myślę, że fajnie by było być na koncercie Yohio i Block'u B


  • Twój idol?
  • Nie mam idoli. Mam postacie, które szanuję, które są dla mnie wzorem, ale nie mam idoli.


  • Idealny prezent dla Ciebie?
  • Bo ja wiem. Ostatnio na święta dostałam miecz i katanę, więc te najlepsze prezenty już mam :D


  • Masz jakieś uzależnienia?
  • Nie piję, nie palę, nie ćpam... zostaje chyba tylko anime i yaoi. :D


  • Co Cię inspiruje?
  • Różnie. Bywa, że się budzę, a skoro nie chce mi się wstawać, zaczynam sobie wyobrażać jakieś scenki i powstają opowiadania. Czasami ze zlepków snów tworzę historię a czasami inspirują mnie książki. :3
     

                                 Kogo nominuję?

Cóż... długo się zastanawiałam, który z nielicznych blogów, które czytam(lub czytałam) nadaje się do tej nominacji. Wtedy też uświadomiłam sobie, że mam spore braki w ich czytaniu. Kiedy po kolei zaczęłam je przeglądać, zobaczyłam, że właściwie wszystkie od kilku miesięcy nie dodały żadnych postów. Pewnie to moja wina, że przestałam czytać inne blogi i skupiłam się na pisaniu tego, ale nie jestem w stanie nominować żadnego bloga. Jeżeli znajdę jakiś godny otrzymania nagrody, to z pewnością wstawię tą informacje jeszcze raz. Tak więc bardzo, bardzo wielkie sorki, ale nie mogę tutaj nikogo wstawić ;_; .
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.


Jeszcze raz wielkie dzięki Chiimamire za nominacje. Obiecuję postarać się znaleźć blogów, godnych polecenia. :3

piątek, 17 stycznia 2014

Zajączek XXIII

Kolejnego dnia obudziłem się dosyć wcześnie. Było trochę po ósmej. Wstałem, ubrałem się i zacząłem pakować rzeczy.

-Już wstałeś?

Usłyszałem Minako.

-Tak... muszę dzisiaj wyjechać. Przepraszam cię, ale mam ważne plany.

-Jesteś dziwnym chłopakiem, Usagi... normalny chłopak nie zmarnowałby takiej okazji.

Poczułem jak na moje policzki wstępuje delikatny rumieniec. Ona oczekiwała, że się z nią prześpię? Znaliśmy się dopiero tydzień.

-Emmm... wybacz Minako, ale...

-Przecież i tak musimy być ze sobą. Jesteś inteligentny, zdajesz sobie sprawę z tradycji rządzących naszą rodziną. Będziemy musieli wziąć ślub, dla dobra naszych rodzin. Po co to odwlekać? I tak oboje wiemy jak to się skończy. Możliwe, że już ustalają datę ślubu. Nie lepiej się  tym pogodzić?

Podeszła do mnie i przysunęła się do mojej twarzy. Nie... tego bym nie zniósł. Pokręciłem głową robiąc krok w tył.

-Wybacz Minako, ale chcę być z kimś z miłości, a nie przez rodziców. Nie chcę cię zranić, ale... chodziłem na te randki tylko dla dobra mojej rodziny. Jesteś inteligentna, powinnaś to zauważyć.

-Zauważyłam... -odrzekła cicho, opuszczając głowę.- Ale nie mam zamiaru przestać próbować... pewnego dnia i tak się ze mną ożenisz. Ja poczekam na ciebie.

Coś mnie tknęło. Nie mogłem znieść myśli, że pewnego dnia będę się musiał z nią ożenić. Nie, żebym coś do niej miał, ale... moje serce należało do Tochiego. Wziąłem swoje rzeczy i bez słowa zszedłem na dół. Na moje nieszczęście siedziała tam Enma czekając na śniadanie.

-Cześć Usagi. Gdzie twoja dziewczyna? Nie powinieneś się z nią teraz miziać?

-Nie bardzo. Dzisiaj się śpieszę, więc zjecie beze mnie. Wrócę w niedzielę.

-Nie możesz tak traktować swojej narzeczonej, głupku.

-Nie jest moją narzeczoną. I naprawdę się śpieszę.

-Nie możesz. Wiesz, że przez to nie połączymy firm i stracimy szansę na dodatkowe dochody. Kto wie, może nawet skończymy pod mostem. A wtedy do końca twojego marnego życia będziesz cierpiał ze świadomością, że to twoja wina.

-Daj mi spokój. Nie skończymy pod mostem.

Enma wzruszyła tylko ramionami, patrząc na mnie wzrokiem wpędzającym w wyrzuty sumienia.

-Wybierasz się gdzieś?

Usłyszałem głos Kashikoi'a. Chwilę potem stanął przede mną.

-Tak... chciałem pojechać do znajomego. Pytałem cię wczoraj czy mogę pojechać.

-Zostawił swoją dziewczynę samą w pokoju!

Wtrąciła Enma, odwracając się na krześle i czekając na kłótnie.

-Odbiło ci? Nie możesz od tak po prostu jej zostawić w naszym domu. Odpowiadasz za nią.

-Ale...

-Powiedziałem, że pojedziesz, jak ona już sobie pójdzie. Zachowaj chociaż odrobinę dojrzałości.

-Ale...

-Chcesz jechać, jedź gdzie chcesz, ale nie może to kolidować z twoimi obowiązkami. Rozumiesz?

Pokiwałem głową, spuszczając ją w dół. Kątem oka zobaczyłem triumfalny uśmieszek Enmy. Uwielbiała, kiedy któreś z nas cierpiało. Zwłaszcza, kiedy byłem to ja albo Raito.

-Posłuchaj Usagi..-Zaczął już z mniejszą stanowczością Kashikoi.-Twój związek z Minako jest dla nas wszystkich bardzo ważny. Proszę cię, bądź dla niej miły. Chociaż na początek. Dobrze?

Pokiwałem głową. Niech to szlag! Chciałem wcześnie przyjechać do Tochiego. Ostatecznie Minako spędziła z nami jeszcze jeden dzień. Dlatego też uwolnić się od nich wszystkich i pojechać do Tochiego udało mi się około osiemnastej. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu, jadąc autobusem. W dodatku jakby cały świat się na mnie uwziął, autobus miał jakąś usterkę i dojechałem dopiero o 23. Na peronie było pusto. Myślałem, że Tochi będzie na mnie czekał, ale widocznie uznał, że już nie przyjadę. Bez namysłu pognałem znaną mi już leśną ścieżką. Po krótkiej chwili zmęczyłem się jednak i ruszyłem w miarę żwawym marszem. Czułem, że serce wali mi jak oszalałe, gdy wreszcie zdyszany stanąłem przed drzwiami domku Tochiego. Miałem nadzieję, że nie jest zły, że się spóźniłem. Nacisnąłem klamkę i niepewnie minąłem próg.

-Tochi?

Tochi siedział na łóżku, opatrując skrzydło jakiejś kolejnej sowie. Kiedy usłyszał mój głos, odwrócił się w moją stronę gwałtownie. Na jego ustach pojawił się uśmiech.

-Przepraszam za spóźnienie. Miałem kłopoty rodzinne, nie chcieli mnie wypuścić a potem mój autobus się zepsuł.

Pokręcił tylko głową, wiążąc supeł na bandażu. Potem wstał i stanął przede mną. Głowę miał opuszczoną tak, że grzywka zasłaniała mu oczy. Jednak ciągle uśmiechał się delikatnie. To nie był jego typowy uśmiech. Był bardziej... zalotny? Młodzieńczy? Sam nie wiem jak to określić. Co więcej przez dłuższą chwilę po prostu stał przede mną bez słowa.

-Tochi?

Zapytałem niepewnie. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Czyżby w ten sposób okazywał gniew? Po chwili napiętej ciszy, rzucił się na moją szyję, przyciskając mnie do siebie. Na chwilę straciłem oddech, a duszenie mnie przez Tochiego wcale nie pomagało mi go odzyskać.

-Hej... czekaj... duszę się.

Na chwilę mnie puścił, ale tylko po to, żeby złapać mnie w kleszcze pocałunku. Popchnął mnie na zamknięte już drzwi wejściowe, przyciskając do nich. Zacząłem się szarpać, ale z marnym skutkiem. W końcu jednak odepchnąłem go od siebie, łapiąc oddech.

-Ty idioto! Chciałeś mnie udusić, czy jak?! Jeszcze minuta i by ci się udało!

Tochi uśmiechnął się szeroko, przymykając lekko oczy.

-Cieszę się, że wróciłeś. Nawet nie wiesz jak mi brakowało twojego ciętego języka.

-Domyślam się. Powtarzasz mi to za każdym razem.

Wyciągnął ręce w moją stronę, czekając chyba aż rzucę mu się na szyję. Prychnąłem tylko, wymigując się z jego uścisku i idąc w głąb pokoju.

-No wiesz? Wcześniej wydawałeś się bardziej cieszyć na mój widok. A dzisiaj nawet się nie wysiliłeś, żeby napisać, że się spóźnisz.

-Wypadło mi z głowy.

Odparłem, siadając na krześle. Na stół przede mną wskoczył Ris, gapiąc się swoimi wielkimi oczami. Poczułem ręce obejmujące moją szyję od tyłu. Spuściłem głowę, nie komentując tego nawet.

-Zajączku... powiedz, że tęskniłeś...

-Znowu zaczynasz?! To zbyt upokarzające! Nie mam zamiaru!

-A jeżeli ładnie cię poproszę?

Szykowałem się już, żeby stanowczo i bezdyskusyjnie zaprzeczyć, ale nie zdążyłem. Tochi wziął mnie na ręce, podnosząc z krzesła.

-Hej... postaw mnie na ziemi! Mówiłem już, że...!

Nie dokończyłem zdania. Tochi upuścił mnie na materac. Hebi-chan leżący gdzieś w nogach, nawet się nie poruszył. Automatycznie podniosłem się do półsiadu i odsunąłem od węża. Dopiero Tochi zdjął go delikatnie z łóżka i usiadł tuż przede mną.

-Powiesz to?

-Już ci mówiłem, że nie! Przestań mnie tym katować!

Uśmiechnął się kącikiem ust i przewrócił mnie na plecy, przyciskając ramionami do materaca.

-Możesz mnie puścić?! Te twoje zagrania robią się już nudne!

-Naprawdę? A to nie jest tak, że spierasz się ze mną, bo właśnie lubisz te ,,zagrania"?

Powiedział z łobuzerskim uśmiechem, pochylając się jeszcze bardziej do mojej twarzy. Zamknąłem oczy, odwracając twarz w bok. Wiedziałem jak to się skończy. Czyli tak jak zawsze.

-Puść mnie, Tochi!

-Ale tak się za tobą stęskniłem.

Powiedział, schylając się jeszcze bardziej i pieszcząc nosem moją szyję.

-Naprawdę nie umiesz inaczej wyrażać uczuć niż przez łóżko?!

Tochi odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zdziwiony. Po chwili na jego twarzy zaczął pojawiać się coraz to rosnący uśmiech.

-Przez łóżko?

Podniosłem się na łokciach, patrząc na niego niepewnie. Dopiero po chwili zrozumiałem co go rozbawiło.

-Tylko mi nie mów, że chłopak w twoim wieku wstydzi się słowa ,,seks".

Powiedział z szerokim uśmiechem, sprawiając, że zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony.

-N-Nie! To nie tak! Tylko...

-Tylko?

Odsunął się ode mnie, siadając po turecku i opierając głowę na dłoniach, które położył na kolanach. Uśmiechał się szeroko, czekając na odpowiedź.

- Po prostu się mylisz!

-Więc to powiedz. Powiedz ,,czy nie umiesz okazywać swoich uczuć inaczej niż przez seks?".

Nie mogłem znieść jego triumfalnego uśmiechu. Wstałem z łóżka, odwracając się do niego plecami.

-Nie mam zamiaru grać w te twoje gry!

-Jasne jasne. Oczywiście.

Przytulił mnie z tyłu, całując delikatnie w szyje. Wkrótce potem poczułem na niej język. Zagryzłem dolną wargę, powstrzymując jęki. Niech go szlag! Tak łatwo był w stanie mnie rozpalić. Nim się zorientowałem, moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Całym ciężarem opierałem się na Tochim. Odchyliłem głowę do tyłu, oddychając płytko. Przytrzymujące mnie ręce Tochiego zaczęły się wsuwać pod moją koszulkę.

-Nie... poczekaj chwilę... przestań.

-Przestań się zgrywać zajączku. Wiem, że tego chcesz. Przyznaj, że brakowało ci tego.

-Nie! Przestań!

Zamiast przestać, Tochi odsunął się ode mnie, żebym upadł na łóżko. Zaraz potem ponownie usiadł na moich biodrach, ściągając ze mnie bluzkę.

-P-przestań...

Nawet nie zareagował. Językiem zaczął pieścić moje sutki, zsuwając mi spodnie i bokserki. Zasłoniłem twarz ręką, żeby nie mógł patrzeć na moją czerwoną twarz.

-W-wystarczy... proszę...

-Dlaczego? Przecież wiem, że ci się to podoba. Stęskniłeś się za tym.

-Nie! Nie prawda!

Uśmiechnął się tylko, zwinnie zjeżdżając ręką do mojego penisa i pieszcząc go. Z trudem i mało skutecznie starałem się powstrzymywać jęki. Kiedy doszedłem, Tochi zaczął wsuwać we mnie palce.

-Ach... nie! Czekaj!

Ścisnąłem poduszkę i odrzuciłem głową do tyłu.

-Rozluźnij się zajączku.

Wyszeptał cicho Tochi, przygryzając moje ucho. Cały drżałem, przez natłok uczuć.

-Tęskniłeś za tym.

Bardziej stwierdził, niż zapytał Tochi. Pokręciłem głową, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa.

-Zajączku, spójrz na mnie.

Z trudem otworzyłem oczy, do których napłynęły mi łzy. To bolało... ale było przyjemnie. Dlatego właśnie nie mogłem tego znieść. Przełknąłem ślinę, kiedy Tochi, patrząc mi w oczy schylił się na kilka centymetrów przed moją twarzą. W tej chwili dzieliła nas tylko poduszka, którą ciągle ściskałem w ramionach.

-W porządku?

Zapytał spokojnie z poważną miną. Nie znosiłem jak zamieniał się w wilka. Miał wtedy nade mną całkowitą dominacje. Jeszcze większą, niż zazwyczaj. Pokiwałem tylko głową, oddychając płytko. Wiedziałem, że w tej chwili nie miałem najmniejszych szans, żeby go odepchnąć. Nawet słaby protest kosztowałby mnie masę wysiłku. Tochi kolanami szeroko rozchylił moje nogi, głębiej wkładając palce.

-Ach.. ach... nie... to... aaa...

-Spokojnie zajączku.

Nie powiedział nic więcej, dalej starannie pieścił moje ciało. W końcu wyjął ze mnie palce. Z doświadczenia wiedziałem, że najgorsze dopiero przede mną.

-Zajączku... chwyć się mnie.

Położył ręce na materacu, powoli we mnie wchodząc. Chwyciłem się kurczowo jego koszuli, chowając w niej twarz. Tochi przytrzymał moje plecy, żeby łatwiej mi było się utrzymać w obecnej pozycji. Poruszał się coraz szybciej, sprawiając mi tym jednocześnie ból i przyjemność.

-A..ach! T-Tochi!

-Rozluźnij się...

-A...ale... t-to boli...

Otworzyłem usta w niemym krzyku, kiedy Tochi nagłym ruchem wszedł we mnie do końca. Jedną rękę położyłem na jego włosach, kiedy dodatkowo zaczął lizać moje sutki. Gdy chciałem się odezwać, z moich ust wydobyła się tylko seria jęków. Spojrzałem załzawionymi oczami na Tochiego. W jego oczach pojawił się obłęd. Wiedziałem już, że całkowicie zamienił się w wilka. Pochłaniał mnie całkowicie. Kiedy doszedł we mnie, opadłem ciężko na łóżko. Byłem wykończony. Spojrzałem na Tochiego. W jego oczach wciąż widziałem, że jest wilkiem. Tak bardzo nie miałem siły, żeby to kontynuować. Wyszedł ze mnie i obrócił mnie na brzuch. Zakręciło mi się w głowie a moje oczy zaczęły się kleić.

-Proszę... już... starczy...

nie byłem w stanie powiedzieć niczego więcej. Ogarnęła mnie ciemność.

 

piątek, 10 stycznia 2014

Zajączek XXII - Kłopoty z Minako

Hej, hej. Moi najstarsi fani pewnie pamiętają czasy, kiedy każdy komentarz zasługiwał na osobne podziękowania. Ta tradycja zanikła, kiedy wasze opinie pojawiały się dość regularnie a ja nie miałam miejsca i czasu, żeby za nie wszystkie dziękować. W tym przypadku jednak zmuszona jestem złamać tą regułę.
Ostatnio mocno zszokował mnie fakt, ogromnego spamu w komentarzach. Zawsze mnie cieszą wasze komentarze, ale wszystkie posty ocenione przez jedną osobę, naprawdę powodują szok. Wielkie więc podziękowania kieruję do ,,Iwa Lavliet" za niesamowicie pozytywny i wesoły spam w komentarzach. :D
***********************************************
 
Pognałem do domu najszybciej jak mogłem, układając w głowie jakieś marne wymówki. Wbiegłem do domu, gdzie stała cała moja rodzina w asyście policji. Stanąłem na baczność i ukłoniłem się przepraszająco.
-Przepraszam za spóźnienie! Obudziłem się nad ranem i nie mogłem zasnąć. Udałem się więc na spacer i straciłem rachubę czasu. Kiedy się zorientowałem jak jest późno byłem daleko od domu.
Wszyscy westchnęli z ulgą. Byli trochę źli, ale ucieszyli się z mojego powrotu. Moje kolejne porwanie przysporzyłoby im sporo kłopotów. Całe szczęście nawet nie zostałem upomniany. Miałem tylko dłużej lekcje, żeby odrobić to co przegapiłem. Po lekcjach udałem się na obiad. Enma i Raito mieli zajęcia z dykcji a Kashikoi pomagał w firmie. Dlatego też obiad zjadłem tylko z Haną. Przez chwilę jedliśmy w ciszy, w ogromnej, drogo udekorowanej jadalni.
-Więęc... jutro masz randkę z Minako, prawda? Co o niej myślisz?
Zapytała niepewnie. Opuściłem głowę, biorąc do ust kawałek łososia. Wcale nie chciałem iść na tą randkę. To tak jakbym zdradzał Tochego. Odłożyłem widelec na talerz i spojrzałem na starszą siostrę.
-Hana... powiedz mi proszę... zakochałaś się w kimś, w kim nie powinnaś?
Opuściła głowę, ze smutnym uśmiechem. Racja... była kiedyś zakochana w jakimś sprzedawcy. Udała się raz do sklepu, żeby wyręczyć kucharkę, która i tak miała wiele na głowie. Wtedy go spotkała. Była to ponoć miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety... gdy rodzice się o tym dowiedzieli zakazali jej spotkań. Nie mogła nic na to poradzić. Myślę, że dalej go kocha. Niestety rodzinne interesy były ważniejsze. Teraz czeka na kogoś, kogo wybiorą dla niej rodzice.
-Braciszku... czasem lepiej jest po prostu zapomnieć o sobie i skupić się na dobru ogólnym.
-A co jeżeli to ,,dobro ogólne" wcale tak wiele nie da? Co jeżeli to będzie tylko kropla w morzu dostatku?
-Sporo trzeba było tych kropel, żeby osiągnąć obecny poziom. Każda kropla to podziękowanie za nasze życie.
-Na co mi życie, o którym nie mogę decydować? Jestem zabawką! Lalką, która chodzi jak po sznurku! Hana, ja...
Powstrzymała mnie ruchem ręki. Zamilkłem.
-Usagi. wiem co czujesz. Ale pomyśl, co by się stało, gdyby nasi rodzice tak się nie starali w pracy. Prawda, że jako opiekunowie mogliby się bardziej starać, ale oni to robią dla nas. Moglibyśmy stracić dom, całe nasze życie. Jeżeli tobie na tym nie zależy pomyśl o Enmie i Raito. Nie chcesz chyba, żeby i oni stracili dach nad głową.
-Oni tego nie robią dla nas. Jesteśmy dla nich tylko ozdóbkami do pięknego zdjęcia rodzinnego. Oni...
-Usagi. Nie ma sensu obrażanie się teraz na nich. Zaakceptuj fakt, że oni to robią dla nas i przestań nad tym myśleć. Tak będzie najłatwiej.
Pokiwałem głową. Bez względu na moje przekonania, nie chciałem zaszkodzić mojemu rodzeństwu. Co miałem zrobić? Przez jeden kontrakt nie zniszczyłbym całej rodzinnej fortuny, ale... co jeżeli tak? Jednak z drugiej strony, mogłem zmarnować swoje życie po to, żeby tylko odrobinę powiększyć naszą fortunę. Rozmyślałem o tym przez cały tydzień, ale nie rozmawiałem już o tym. W piątek byłem ustawiony na kolejną randkę z Minako. Potrzebowałem całej mojej samokontroli, żeby spędzić mile ten wieczór i nie myśleć tylko o Tochim. Nie lubiłem tych randek, ale były dla mnie obowiązkiem. Chcąc, nie chcąc musiałem na nie chodzić. Dlatego w piątkowy wieczór szofer odwiózł mnie do restauracji, gdzie miałem się spotkać z Minako. Zarezerwowali nam stolik w odosobnionej sali, żebyśmy nie przejmowali się tłumem. Moja partnerka miała na sobie różową suknie z falbanami i diamentowy naszyjnik.
-Witaj Usagi.
-Witaj Minako.
Odpowiedziałem zasiadając za stołem.
-Miło cię znowu widzieć.
Powiedziała z uśmiechem, rumieniąc się lekko.
-Nawzajem.
Próbowałem jak mogłem i chyba randka nie wypadła źle. Trochę porozmawialiśmy o naszych rodzinach i przedsięwzięciach, o zainteresowaniach i tak dalej. Oczywiście mieliśmy masę wspólnych tematów. W bogatych rodzinach w podobny sposób kształci się dzieci. Zabawne, że kiedyś podczas rozmów z rówieśnikami mi to nie przeszkadzało. Teraz wręcz przeciwnie. Wolałem podzielić się wyjątkowymi informacjami i dowiedzieć się czegoś nowego, zamiast stosować utarte frazy. Wracaliśmy jej samochodem, a ponieważ mój dom był po drodze, najpierw mnie odwieźli. Chciałem szybko znaleźć się w domu, żebym mógł się położyć i jutro wcześnie wstać.
-Może... odprowadzę cię do drzwi? Będę miała okazję spotkać się przy okazji z twoim rodzeństwem.
-Jeżeli chcesz...
Nie bardzo mi to pasowało, ale nie bardzo miałem wyjście. W całym moim życiu nie miałem prawa wyboru. Zaprosiłem ją więc do środka, gdzie natrafiliśmy na Hanę i Kashikoi'a.
-Witaj Minako. Jak tam randka?
Zapytała Hana, piją herbatę.
-Było bardzo sympatycznie.
Odparła z uśmiechem.
-Skoro już tu jesteś, to może zostaniesz na noc? Rano wrócisz do siebie.
Chciałem zaprotestować, przed pomysłem Hany, ale Kashikoi obdarzył mnie spojrzeniem, nie dającym wątpliwości. Miałem się zamknąć i nie protestować. Więc się zamknąłem i nie protestowałem. Ostatecznie przez niezliczoną ilość powodów, dziewczyna miała spać w moim pokoju.
-Usagi, pozwól na chwilę.
Zawołał mnie Kashikoi, kiedy ubrany już w piżamę, z ciężkim sercem zmierzałem do mojego pokoju, gdzie czekała Minako.
-Chciałem cię przeprosić.
Zaczął niepewnie, lekko się czerwieniąc.
-Jest mi głupio, że wpakowałem cię w to. Zresztą Hana myśli tak samo. Miałeś pecha, bo znalazła się dziedziczka akurat w twoim wieku, którą mógłbyś poślubić. Nie chcieliśmy cię w to mieszać, ale rodzice twierdzą, że będzie lepiej jak od razu się do siebie przywiążecie. Dzwonili i poprosili, żebyśmy do tego doprowadzili. W ich mniemaniu same randki to za mało. Zastanawiałem się, czy nie jesteś na mnie z tego powodu zły, zwłaszcza po tym, jak powiedziałem, że nam możesz powiedzieć, jak sobie kogoś znajdziesz, a teraz cię zmuszam do polubienia Minako.
Powiedział bardzo szybko, błądząc wzrokiem po całym korytarzu. Szykował już kolejną salwę wyjaśnień, ale go wyprzedziłem.
-Nie martw się tym. Rozumiem... ostatnio bardzo dużo zacząłem pojmować. Co jest bardziej minusem niż plusem, ale wiem, że nie miałeś wyboru. Taki twój obowiązek.
Opuściłem głowę, uśmiechając się sztucznie. Kashikoi widocznie odetchnął z ulgą.
-Tym bardziej się cieszę, że rozumiesz. Wiesz, że nie zmuszałbym cię do niczego, czego byś sobie nie życzył, ale... poniekąd to mój obowiązek jako dziedzica Takeda.
-Nie martw się tym Kashikoi. Rozumiem, że to nie twoja wina. Jakoś to przeboleję.
-Bądź proszę dla niej miły. Nie musisz się do niczego zmuszać, ale nie skrzywdź jej, dobrze?
-Postaram się.-Odparłem z lekko wymuszonym uśmiechem.- A...ale.. mógłbym rano wyjść? Obiecałem odwiedzić kolegę.
-Pogadamy o tym rano. Postaramy się ją dyskretnie spławić.
Odparł, mrugając do mnie.
-Dzięki.
Kiwnął głową i poszedł o siebie. Ja natomiast wziąłem głęboki oddech i wszedłem do pokoju. W moim łóżku, w długiej, zielonej koszuli nocnej leżała Minako.
-Nie przeszkadza ci fakt, że będę spać na twoim łóżku?
Zapytała niewinnie, klękając na materacu.
-Jasne, że nie. Ja się położę na podłodze. Będziesz miała więcej miejsca.
-A-ale jeżeli chcesz możesz spać ze mną. To w końcu twoje łóżko.
-Nie, dziękuję. Położę się na podłodze.
Zawołałem pokojówkę i kazałem jej rozłożyć mi prześcieradło na dywanie. Czułem, że Minako oczekuje ode mnie czegoś więcej, ale ja byłem wierny Tochiemu. Nawet jeżeli rodzice oczekiwali ode mnie czegoś więcej. Położyłem się i szybko zasnąłem.