Yay! Nareszcie 10 tyś wejść. Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że aż tyle osób tutaj wchodzi. Wydaje mi się, że zaledwie wczoraj dodawałam posta z okazji 1 tyś. wejść. Bardzo wam wszystkim dziękuję, bo to dzięki wam mam tyle wejść. Naprawdę jestem dumna, z tego osiągnięcia. Jeszcze raz bardzo, bardzo wam dziękuję. Z tej okazji macie tutaj obiecany, gratisowy post :D
- Zostaw mnie! Zostaw! Nie chcę tego! Nie chcę tego robić!
Cichy, niski, kuszący głos szeptał ciche czułe słowa, których tonem był w stanie posiąść każde niewieście serce... i nie tylko.
- Jak to nie? Przecież ci się to podoba.
- Właśnie, że nie! Puszczaj!
Zimne, delikatne dłonie przejeżdżały po mojej nagiej skórze. Mimo wszystko, jego dotyk dalej wywoływał u mnie dreszcze. Wiem, że to właśnie tym dotykiem, głosem i ponętnym spojrzeniem posiadł moje serce. Szkoda, że nie było to zwykłe, przelotne zauroczenie. W tym przypadku oznaczało to wieczny pakt, cyrograf, którego nie da się zerwać. Szarpałem się w łóżku, próbując wyrwać się z jego uścisku.
- Wasza wysokość, wasza wysokość!
Głos jednego ze sług był niczym dzwon wolności. Drzwi do mojej komnaty otworzyły się gwałtownie a mój przymuszony kochanek rozpłynął się niczym sen. Leżałem na moim łożu, z kołdrą odrzuconą na podłogę. Górna część mojej szaty była podwinięta niemal do szyi, odsłaniając słabą pierś a bawełniane spodnie pogniecione, ale całe szczęście tylko delikatnie zsunięte z moich bioder. Twarz pokrywał soczysty rumieniec, poniekąd spowodowany zawstydzeniem, poniekąd gorącą atmosferą. Oddychałem ciężko przez usta a kosmyki blond włosów sterczały na wszystkie strony.
- Coś się stało, wasza wysokość? Krzyczał pan przez sen. Znowu miał pan koszmary?
Pokiwałem głową, podnosząc się na łóżku i ścierając pot z czoła. Nie było sensu mówienia im prawdy. Nawet gdyby mi uwierzyli, musieliby mnie spalić na stosie. Jednak sądzę, że i tak zamknęliby mnie w wieży błaznów.
- Królowa bardzo się o was martwi. Te nocne koszmary pojawiają się coraz częściej. Może czegoś potrzebujecie?
Pokręciłem głową.
- Nie. Przynieś mi tylko szklankę zimnej wody.
Sługa ukłonił się, opuszczając pokój. Przetarłem twarz kołdrą. Ta... koszmary. Co ja bym oddał, żeby były to zwykłe koszmary. Niestety ON nie był jedynie wytworem mojej wyobraźni. Spojrzałem na moją pierś. Czerwone smugi rozlicznie zdobiły moją skórę. Przełknąłem ślinę, opierając czoło na nogach. Chciałem powiedzieć prawdę. Może ktoś, ktokolwiek by mnie zrozumiał i mi pomógł się go pozbyć. Bądź co bądź, byłem wszak księciem. Może i najmłodszym z rodziny, ale dalej księciem. Nie mogli mnie potraktować jak pierwszego lepszego kmiota. Jednak... zapewne opowieści ledwie 15 latka uznaliby za dziecinne wynurzenia, lub senne mary. Po chwili wrócił sługa z wodą.
- Może jednak mogę jakoś ci pomóc, wasza wysokość? Być może mag lub szaman mógłby poradzić sobie z problemem twoich koszmarów?
- Tak. To dobry pomysł.
- Więc wezwę go jutro. Tymczasem spróbuj się zdrzemnąć panie.
Ukłonił się i wyszedł. Co prawda duchy przodków i bogowie zsyłające nieszczęście lub szczęście na nasze królestwo nie było niczym dziwnym, a i demony nieraz były powikłane z dziwnymi wydarzeniami, ale i tak nikt by nie uwierzył, że mogę być w takich relacjach z jednym z nich. Wypiłem szklankę wody i ponownie się położyłem, kuląc się w obronnym geście i starając się zasnąć.
- Boisz się czegoś, Kyoshi?
Rozległ się echem głęboki głos w mojej głowie.
- Idź sobie.
Odpowiedziałem niemal szeptem. Nie musiałem mówić głośno. On i tak mnie słyszał. Czasami, co najbardziej napawało mnie trwogą znał myśli, których nigdy nie chciałem wypowiadać na głos.
- Chciałbyś się mnie pozbyć? Hmm?
Wtuliłem tylko twarz w poduszkę. Gdyby to miałoby mi coś dać, zakryłbym uszy, ale wiedziałem, że był w stanie mówić bezpośrednio do mojej głowy. Wtedy długie, zwinne palce oparły się na mojej brodzie, podnosząc ją do góry. Tuż przy moim łóżku stał Haruki. Jak zwykle ubrany na czarno, z długim płaszczem, postrzępionym na brzegach, pod którym znajdowała się luźna koszulka, również czarnego koloru, tak jak i spodnie. Nawet jego oczy i włosy miały barwę nocy. Jedynie jego jasna skóra wyróżniała się kolorem. Obróciłem się na drugi bok, zakrywając się kołdrą.
- Zostaw mnie.
- Daj spokój, Kyoshi, jeszcze nie skończyliśmy. W sumie, to nawet nie zaczęliśmy.
- Nie chcę już tego robić. Odejdź.
- Za późno, Kyoshi. Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej. A teraz przestań się szarpać. Jestem głodny.
Przez jakiś czas próbowałem wyrywać się jego dotykowi, ale wiedziałem, że na dłuższy czas to nic nie da. On, w przeciwieństwie do mnie nie potrzebował snu ani nawet jedzenia. Żywił się energią, którą pochłaniał od ludzi, takich jak ja.
- Skończ już udawać niedostępnego. Tylko marnujesz energię. A wiesz mi, może ci się przydać.
- Wcale nie udaję! Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał.
Krzyknąłem, chowając się cały pod kołdrą.
- Skoro tego nie chcesz, to czemu mi się oddałeś? - Szepnął cichym, ponętnym głosem, ściągając ze mnie kołdrę zamaszystym ruchem. Materiał pofrunął po pokoju, lądując na szafce na przeciwko łóżka. Tymczasem Haruki usiadł koło mnie na łóżku, przysuwając się do mojej twarzy. Odepchnąłem go od siebie, wstając i odchodząc jak najdalej od niego.
- Długo masz zamiar prowadzić te gierki? Przecież sprawiam, że jest ci dobrze. A teraz chodź tutaj.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Pokręciłem tylko głową. Demon westchnął, widocznie zmęczony moją stanowczością. Rozpłynął się na łóżku i chwilę potem pojawił się tuż przede mną. Nie podobało mi się, kiedy stał przy mnie. Wyjątkowo duża różnica wzrostu tylko pogłębiała jego dominacje.
- Masz zamiar mi się opierać co noc?
- Chociażby do samej śmierci.
Haruki otworzył ze zdziwienia oczy, po czym zaśmiał się głośno.
- Naprawdę myślisz, że po śmierci będziesz miał spokój? Od kiedy mi się oddałeś, należysz do mnie. Nie do śmierci, a do końca świata. A może nawet dłużej. A teraz przestań się wygłupiać i chodź do łóżka.
- Powiedziałem, że nie chcę tego robić.
- Bo?
Zapytał z wyższością, pochylając się nad moją twarzą. Poczułem, jak oblewam się rumieńcem.
- B- bo... bo...
Uniósł jedną brew, oczekując mojej odpowiedzi. Ale co mogłem powiedzieć? Bo to boli? Bo to żenujące? Gdybym naprawdę tak myślał, nie oddałbym mu się ten pierwszy raz, którym pod pieczętowałem swój los.. zresztą takie wyjaśnienia i tak nie zrobiłyby na nim wrażenia. Nagle mnie olśniło.
- Jutro mam ważne rzeczy do zrobienia. Jestem księciem, nie mogę być wtedy nieprzytomny i zaspany.
Przełknąłem ślinę, praktycznie przyklejając się do ściany. Czkałem na chwilę, w której wreszcie się okaże, czy tej nocy będę miał spokój.
- Zgoda. - Powiedział. - Dzisiaj ci wyjątkowo odpuszczę. Nadrobimy to innego dnia.
Odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie, gdyż w chwili mojej nieuwagi zostałem rzucony na łóżko.
- Cz-czekaj. Powiedziałeś, że...
Nie zdążyłem skończyć. Demon odrzucił swój płaszcz na szafę. Odsłonił tym samym długi, czarny ogon, zakończony podobnie jak grot strzały. Świeca na chwilę zgasła, a gdy ponownie się zapaliła, leżał już za mną, przykrywając nasza dwójkę kołdrą.
- A właśnie, nie jesteś już za duży, żeby spać przy zapalonej świecy?
Nie odpowiedziałem. Skupiłem się na ewentualnej obronie, gdyby zaczął mnie molestować. Zresztą, nie miałem ochoty mu się z tego tłumaczyć. Zaśmiał się tylko.
- Nie mów mi tylko, że boisz się demonów. Najgorszy z nich, nie boi się światła. Zresztą nie ma zamiaru dzielić się tobą z kimkolwiek.
Światło zgasło, pogrążając wszystko w ciemności.
- Nie martw się. Dzisiaj wyłącznie będę cię kosztować.
Przejechał długim językiem po mojej szyi, powodując u mnie dreszcze. Wessał się w moją szyję. Jęknąłem mimowolnie, wbijając palce w puchową poduszkę. Namiętna pieszczota, która za pierwszym razem przyciągała mnie do siebie, teraz, pomimo niewątpliwej rozkoszy powodowała u mnie lęk. Nie tylko dlatego, że mogło to być wstępem do kolejnego gwałtu, ale też dlatego, że nawet poprzez tak niewielki kontakt żywił się moją energią. Podwinął moja koszulę, przylegając swoim ciałem do mojego. Drżałem, czując jego wręcz niepokojącą bliskość. Zacisnąłem powieki, starając się ignorować jego czyny. Starałem się być w stanie zasnąć.
*
- Wasza wysokość, proszę się obudzić.
Otworzyłem oczy, tuląc do siebie kołdrę. Spojrzałem przez ramie. Demon znikł, najpewniej chwilę przed tym, jak służący wszedł do pokoju.
- Dzisiaj wasza wysokość ma towarzyszyć waszej wysokości przy audiencjach. Jesteście gotowi?
- Poniekąd.
Wstałem z łóżka, przemywając twarz przyniesioną wodą. Do pokoju weszło jeszcze kilka służących, niosących moje ubrania. Spokojnie dałem się przebrać w wyjściowe szaty po czym ruszyłem do sali audiencyjnej. Moja matka siedziała na głównym tronie w wielkiej sali. Po obu stronach były mniejsze trony, na których zasiadało zwykle moje rodzeństwo, ewentualnie moja matka, kiedy król nie znajdował się w podróży i zajmował się swoimi obowiązkami.
- Witaj Kyoshi. Dobrze się spało?
- Tak. Dziękuję matko.
- Słyszałam od służby, że ciągle masz te nocne koszmary.
- Tak matko. Niestety. Ale dzisiaj mają wezwać kogoś, kto się tym zajmie.
- To znakomicie. W takim razie skupmy się na audiencjach. Być może pewnego dnia to będzie twoje zajęcie.
Pokiwałem głową. Chwilę potem do sali zaczęli wchodzić mieszczanie, duchowieństwo, rycerstwo i chłopi. Każdy z innymi problemami. A to obniżenie podatków, a to datki potrzebne na krucjaty lub budowę nowego kościoła a to kłótnie dotyczące ziem. Mało było to interesujące, ale przynajmniej nie musiałem myśleć o demonie, który mnie prześladuje. Kilka godzin później szambelan ogłosił przybycie ostatniego z gości. Zamarłem, kiedy zobaczyłem, kto przyszedł. Złośliwe spojrzenie, czarne włosy, oczy oraz strój. Ze spokojnym uśmiechem stanął przed tronem, kłaniając się nisko. Grzywka w sporej części zasłaniała jego oczy, lecz i tak widziałem pożądliwe spojrzenie, które mi posłał.
- Witaj wasza wysokość oraz książę Kyoshi. Zwą mnie Haruki i zaszczytem jest dla mnie znajdować się tutaj.
Przełknąłem ślinę. Uśmiechał się. Ewidentnie się uśmiechał. Był to sarkastyczny uśmiech, odsłaniający białe, naostrzone zęby. Ciągle był nisko pokłoniony, więc moja matka nie zauważyła tego. Jednak ja widziałem. I wiedziałem, że przyjście tutaj było dla niego wyłącznie zabawą. Wcale go nie obchodziło, że stoi przed królową. Równie dobrze mógłby wejść tutaj nie zachowując żadnych norm kulturowych, upokorzyć mnie, wyśmiać królową i narobić rozgardiaszu na odchodnym. Ale najwidoczniej świetnie się bawił, udając zwykłego poddanego.
- Więc jakie sprawy cię tutaj prowadzą?
- O ile mam prawo o to prosić, chciałem służyć jako nauczyciel, lub opiekun księcia Kyoshiego. Jestem nauczycielem od wielu lat i byłby to dla mnie wielki zaszczyt, gdybym mógł przyjąć tak chlubną pozycję.
Wzdrygnąłem się. Zazwyczaj nachodził mnie wyłącznie w nocy. Nie mogłem znieść myśli, żeby nachodził mnie również w dzień. Nawet się nie spodziewałem, że może od tak po prostu spacerować za dnia.
- Jak na razie posiadamy wszystkich potrzebnych nauczycieli oraz opiekunów. Jednakże twoja propozycja zostanie rozpatrzona.
Ukłonił się jeszcze niżej i opuścił salę.
- Dobrze się spisałeś. Wiem, że audiencje mogą być żmudne, ale to nieodzowna część sprawowania władzy.
- Rozumiem.
- A właśnie. Co sądzisz o tamtym jegomościu? W końcu to twój wybór, czy chcesz, żeby cię uczył.
- Myślę, że moi nauczyciele, oraz reszta służby jest wystarczająco zadowalająca. Nie ma potrzeby jej zmieniać.
- W porządku. Dobrze się spisałeś. Masz teraz czas wolny.
Bez namysłu udałem się do pokoju, przebierając się w wygodniejszy strój a potem do stajni. Musiałem trochę odpocząć. Średnio widziało mi się spędzenie kolejnych kilku godzin, poddając się egzorcyzmom. Miałem ochotę odjechać jak najdalej stąd. Gdzieś, gdzie ON by nie mógł mnie odnaleźć. Kazałem stajennemu przyszykować mojego konia. Kary arab, Kuro, parsknął wesoło na mój widok. Kiedy nadawałem mu imię, uważałem, że będzie doskonale do niego pasować. Oznaczało bowiem czerń. Teraz jednak, sama myśl o ciemności i mroku przyprawiała mnie o dreszcze. Zwinnie wskoczyłem na grzbiet konia, wyjeżdżając najpierw stępem ze stajni i ruszając szybko przed siebie. Przejechałem w pełnym galopie przez główne ulice miasta, wzbudzając skromną sensacje. Ludzie, których mijałem, oddawali mi pokłony a niejedna dziewczyna, dygając z gracją posyłała mi zalotne spojrzenie. Kiedyś takie spojrzenia dowartościowywały moje ego. Teraz powodowały, że przeklinałem swoją głupotę. Nigdy mnie nie zwracałem uwagi na facetów. Nigdy nawet nie śmiem był pomyśleć, że jakiś mi się spodoba. Na granicy miasta i jakiegoś pola uprawnego zwolniłem do stępa. Pola były puste i rosły na nich aktualnie wyłącznie chwasty. Kawałek dalej jednak znajdował się las. Wcześniej nie wiedziałem dokąd jadę. Coś jakby nieświadomie mnie przyciągało na tą polanę. Zatrzymałem się na jej środku, rozglądając się dookoła. Pamiętałem to miejsce, aż za dobrze, chociaż byłem tutaj tylko raz. Wtedy chciałem tylko przejechać się po mieście i jakoś wylądowałem tutaj. Wyglądało, że to całkiem przyjemne miejsce, więc usiadłem pod jednym z drzew. Ciepłe promienie słoneczne szybko spowodowały, że zasnąłem. Obudził mnie dopiero kilka godzin później, jakiś mężczyzna. Wysoki, przystojny, o czarnych szatach, włosach a nawet oczach. Uśmiechał się.
*-Co tutaj robisz?
Przetarłem zaspane oczy, siadając. Kuro stał kilka metrów dalej, spokojnie skubiąc trawę.
- Chyba zasnąłem.
- Nie powinieneś zasypiać w takich miejscach. Jeszcze ktoś mógłby cię okraść.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek miałby tyle odwagi, żeby okraść księcia.
- Jesteś księciem?
Wyglądał na naprawdę zszokowanego.
- Jak możesz mnie nie znać?
- Wybacz, dopiero przyjechałem do miasta. Nigdy nie miałem okazji oglądać królewskich obrazów, więc nie miałem okazji zobaczyć, jak wyglądasz. A właśnie, wybacz, nazywam się Haruki.
Przysiadł się do mnie, uśmiechając się delikatnie. Miał przyjemny głos, łagodne spojrzenie i uroczy uśmiech. Nie wiem czemu, ale nie mogłem przestać patrzeć na jego twarz. Szybko zapomniałem o tym, że śmiał mnie nie znać.
- Coś się stało? Dziwnie się na mnie patrzysz.
- Aaa... nie... to...
Odwróciłem gwałtownie twarz, czując, że zalewam się rumieńcem. Co się ze mną działo?
- Ja się przedstawiłem, ale ty mnie nie. Oczywiście, znam twoje imię, ale kultura wymaga, żebyś się przedstawił.
- Emm... Kioshi.
Wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnąłem ją niepewnie.
- Jesteś niesamowicie bezczelny.
Uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Być może, ale czuję, że nie każesz mnie za to ściąć.
- A skąd ta pewność?
- Nie wiem. Takie... przeczucie.
Oparł głowę na kolanie, kładąc dłoń na moim ramieniu a potem przejeżdżając ją na mój policzek. Dokładnie pamiętam miękkość jego dłoni. Odrzuciłem jego rękę, odsuwając się kawałek.
- Co ty wyprawiasz?!
- A czy ja coś robię?
- Nie masz prawa mnie dotykać! Wiesz, że możesz dostać za to karę śmierci?
Zaśmiał się cicho, nim ponownie podniósł na mnie spojrzenie.
- Powiedzmy, że nie boję się śmierci. Zresztą, sam uwodziłeś mnie spojrzeniem.
- Bynajmniej! Po prostu na ciebie patrzyłem!
- No dobrze, przepraszam. Usiądź tutaj. Pewnie nie masz zbyt wielu przyjaciół, prawda?
- Król nie powinien mieć przyjaciół.
Powiedziałem w końcu, siadając przy nim z twarzą spuszczoną na ziemię.
- A to dlaczego?
- Przyjaźń to zbytnie przywiązanie. Po tym, gdy ktoś tak bliski by odszedł, król mógłby być rozkojarzony i nie móc się skupić na swoim zadaniu. Poza tym ludzie zawsze wykorzystają taką sytuacje. I tak będzie im zależeć wyłącznie na bogactwie i władzy. Dlatego monarcha może ufać tylko sobie.
- Na pewno nie wszystkim chodzi o bogactwo i władzę.
- Wolę nie ryzykować. I tak prawdopodobnie skończy się tak samo.
- Niekoniecznie. A co, gdybyś, powiedzmy spotkał samotnego wędrowca, spacerującego od miasta do miasta, który w momencie poznania cię, nawet nie wiedział o twoim statusie społecznym a i tak zaczął z tobą rozmowę?
- I co? Może mi powiesz, że przez cały czas będzie taki bezinteresowny?
- Może... a może sama twoja obecność mi wystarczy.
- Jesteś dziwnym człowiekiem.
- A znasz jakichś bardziej normalnych?
Uśmiechnął się delikatnie. Był to zaufany uśmiech, przyjaznego człowieka. Ogólnie miał przyjazną twarz. Coś było w niej takiego, co powodowało u mnie szybsze bicie serca. Odpowiedziałem mu również uśmiechem, spuszczając delikatnie twarz.
- Wiesz, nie sądziłem, że książę może być aż taki uroczy.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, przejechał ręką po moich włosach, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho. Odruchowo odtrąciłem jego rękę, uniesiony królewską dumą.
- Nie przekraczaj pewnej granicy. To, że zniżam się do tego, żeby z tobą tu siedzieć jest już wystarczająco uwłaczające. I nie waż się mnie tak nazywać.
- Aż tak ci przeszkadza fakt, że jesteś uroczy?
- Jestem księciem! Nie masz prawa nazywać mnie uroczym!
Szybkim gestem złapał moją dłoń, delikatnie ją całując.
- Hej... co ty...
- Nigdy mi nie zależało na bogactwie ani władzy. Czy jesteś w stanie mi zaufać, że właśnie tak jest?
Jego czarne oczy jakby przeszywały moją duszę. Wyglądało, jakby czytał mi w myślach i władał umysłem. Przysuwał się coraz bliżej mojej twarzy.
- Może... ale to nie powód, żebyś miał się do mnie zbliżać.
Jego oczy całkowicie zawładnęły moim umysłem. Wiedziałem, że nie mogę pozwolić mu na przekroczenie pewnych granic, które w sumie przekroczył dużo wcześniej, ale jakoś nie mogłem mu się przeciwstawić. Był ledwo kilka centymetrów od mojej twarzy. Byłem już gotowy go odepchnąć, ale wtem opuściła mnie cała siła. Przymknąłem lekko powieki, opierając się na konarze drzewa. Po chwili poczułem jego wargi na moich.
*co się do cholery dzieje? Dlaczego nie mogę mu się oprzeć? To jest nieetyczne, poniżające i niezgodne z moim statusem. Ale... on... jest taki...*
- Powiedz Kyoshi, byłeś z kimś kiedyś?
Powiedział spokojnie, jakby nic się nie stało, odsuwając się ode mnie.
- Nie. Mam obowiązek być tylko i wyłącznie z kimś o statusie królewskim, lub wysoko szlacheckim. I to tylko i wyłącznie w przypadku, gdybym miał wziąć ślub.
Odwróciłem głowę, czując jak ogarnia mnie zażenowanie po wcześniejszym pocałunku. Nigdy się jeszcze nie całowałem. A teraz mój pierwszy pocałunek zagarnął zwykły chłop. Mimo to... coś w dalszym ciągu mnie do niego ciągnęło.
- Chodź na chwilę.
Zanim zareagowałem, złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzew. Zatrzymał się dopiero, gdy las zasłonił zarówno polanę jak i miasto. Wyrwałbym mu się, gdyby nie to, że nawet jego dotyk mnie do siebie przyciągał. Było w nim coś... nietypowego. Delikatnie przycisnął mnie do kory jednego z drzew i ponownie pocałował. Jak to było możliwe? Dotąd nigdy nawet nie zaszczyciłem żadnego mężczyznę moim zainteresowaniem, a teraz... pozwoliłem mu na wszystko. Uwolnił moje usta, delikatnie liżąc szyję. Odchyliłem głowę, pozwalając mu na to. Nogi zaczęły się pode mną uginać.
- Heh... chyba nawet twój status królewski nie stanowi problemu jeżeli chodzi o twoje potrzeby, prawda?
Otworzyłem usta, gotowy coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Zamknąłem oczy, gotowy na cokolwiek, co ze mną planuje. Dokładnie pamiętam jego dotyk, to, jak delikatnie zdejmował ze mnie ubrania, jak przejeżdżał językiem po mojej skórze i pieścił wrażliwe miejsca. Pamiętam też ból, jaki wtedy odczuwałem oraz wszechogarniającą przyjemność. Nie pamiętam tylko momentu, w którym zasnąłem lub straciłem przytomność. Oprzytomniałem dopiero jakiś czas potem. Z położenia słońca mogłem wywnioskować, że jest kilka godzin po południu. Kiedy się obudziłem, leżałem na zimnej trawie. Całe szczęście płaszcz Harukiego, którym musiał mnie przykryć po moim zaśnięciu, nieco mnie ogrzewał. Przetarłem oczy, rozglądając się za Harukim . Siedział, oparty o korę jednego z drzew, wpatrując się w niebo. Ciągle czułem zażenowanie, po tym co zaszło, ale byłem zbyt zaspany, żeby wtedy o tym myśleć. Jednak senność rozproszył szok, jakiego doznałem, patrząc na niego. Oczywiście wyglądał tak jak zawsze: czarne ubranie, oczy, włosy... jednak... teraz spod spodni wystawał mu ukrywany wcześniej w płaczu długi, czarny ogon. Dokładnie taki, jakie widniały w podobieństwach demonów w świątyniach i księgach.
- O... wstałeś już. Jak się spało?
Uśmiechnął się szeroko. Teraz wyraźnie widziałem białe, ostre kły. Odskoczyłem gwałtownie, odsuwając się jak najdalej niego. Ostatecznie zatrzymałem się dopiero, gdy poczułem na plecach korę jakiegoś drzewa.
- T..t-t-t-t-t-ty.... ty jesteś demonem. Czego chcesz?
- Podziwiam twoją spostrzegawczość.
Siedział ciągle w tym samym miejscu, patrząc na mnie z iście diabelskim uśmiechem.
- Nie masz na co liczyć. Nie mam zamiaru podpisywać z tobą żadnego paktu. Moja dusza jest cenniejsza, niż cokolwiek, co możesz mi dać.
Zaśmiał się tylko, kręcąc głową.
- Oj Kyoshi, Kyoshi. Ty naprawdę myślisz, że jestem jednym z tych najbardziej pospolitych demonów, które obiecują ci wszystko czego chcesz, żeby odebrać twoją duszę? Prawie mnie tym ranisz.
- Więc... czego ode mnie chcesz?
- A myślałem, że ktoś o twoim statusie będzie odrobinę bardziej domyślny. No dobrze, nie twoja wina, że nie znasz się na demonach. Pozwól więc, że ci to wyjaśnię.
Mówiąc to dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Tam gdzie siedział pozostał tylko czarny dym. Zacząłem się nerwowo rozglądać, ale nigdzie go nie widziałem. Dopiero po chwili ponowie się pojawił. Zmaterializował się po mojej lewej stronie, siedząc na ziemi i opierając się o mnie plecami.
- Od czego by tu zacząć... może od tego, czego od ciebie chcę. Jestem rodzajem demona, który żywi się ludzką energią. Niestety jej pochłanianie nie jest tak proste. Nasycam swój głód jedynie przez kontakt fizyczny. Im jest on bliższy tym posiłek jest bardziej syty.
Odepchnąłem go od siebie, odsuwając się kilka metrów. Jednak on ponownie zniknął i zmaterializował się za mną, opierając się plecami o moje plecy.
- Tak dla twojej informacji w ten sam sposób zawieram z ludźmi pakty. Kiedy pierwszy raz posiądę jakąś osobę, należy już do mnie. Spokojnie, nie zabiorę cię przy tym do piekła. Po prostu od tej chwili będziesz moim stałym żywicielem.
Tym razem już wstałem, cofając się kilka kroków od niego. O dziwo wyglądał jakby nawet nie zauważył, że nie ma już oparcia. Siedział spokojnie, oparty o powietrze.
- Nie wiem o co ci dokładnie chodzi, ale nie pozwolę ci spokojnie wysysać mojej energii. D-dlatego daj mi spokój i wynoś się.
Odchylił głowę, uśmiechając się szeroko. Patrzył na mnie z lekkim politowaniem.
- Naprawdę myślisz, że masz nade mną władzę? Zabawny jesteś. Ale nie martw się, takie wysysanie energii ci nie zaszkodzi. To trochę tak, jakbyś się przemęczył. Odrobina odpoczynku i nie będziesz niczego czuł. No... może odrobina bólu po nocnych ekscesach.
Zrobiłem kilka kroków do tyłu, czując jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Najchętniej uciekłbym stamtąd jak najszybciej. jak mógł mi się spodobać ktoś taki jak on?
- Nie... nie zgadzam się na to. Wynoś się stąd i nie nachodź mnie więcej.
- Biedny, naiwny Kyoshi. Chyba już wspomniałem... - Zniknął sprzed moich oczu, materializując mi się za plecami i obejmując moje ramiona, unosząc jednocześnie podbródek. - Już podpisaliśmy pakt. Należysz do mnie.
Szarpałem się, starając mu się wyrwać, jednak nadaremnie.
- Puszczaj mnie! Nie podpisywałem żadnego paktu!
- Uroczy... i taki naiwny... zgodą na pakt, była z twojej strony zgoda na seks ze mną.
- N-na nic się nie zgadzałem!
Zaśmiał się cicho, uwalniając mnie gwałtownie i znikając. Straciłem równowagę i upadłem na ziemię. Wtedy stanął, pochylając się nade mną.
- Tutaj muszę ci przyznać trochę racji. Otóż, nie było w tym tylko i wyłącznie twojej winy. Oprócz mojego uroku zadziałało na ciebie coś jeszcze. Właściwie to nie jestem zwykłym demonem. Po części jestem również inkubem. Nie byłeś w stanie mi się oprzeć właśnie dzięki mojej naturze. Polegało to na tym, że umysł twój został całkowicie zamroczony, podobnie jak dzieje się to u ludzi głęboko zakochanych. Z tym, że w tym przypadku było to wyłącznie płytkie uczucie, wywołane magią demonów. Fascynujące, prawda?