sobota, 30 sierpnia 2014

Zajączel LIX - Rodzinny obiad


 

Siedziałem z Tochim i jego rodzeństwem przy stole w wielkiej sali jadalnej. Po mojej lewej siedział Tochi a po drugiej Rei Czekaliśmy już tylko na jego rodziców. Pomimo, że tyle czasu się nie widzieli nikt się nie odzywał. Siedziałem prosto, ze spuszczoną głową. Błagałem, żeby wreszcie przynieśli jedzenie, żeby stukanie sztućców zagłuszyło tą nieznośną ciszę.

  W końcu do pokoju weszła bogato ubrana para. Wysoka, szczupła kobieta o szlachetnych, łagodnych rysach twarzy, zielonych oczach i blond włosach, spiętych w kok i wysoki, postawny mężczyzna z surową twarzą i czarnymi włosami. Rodzeństwo Tochiego wstało gwałtownie, niemalże na baczność.

- Witaj ojcze. Witaj matko - Powiedzieli chórem. O dziwo Tochi się nie poruszył. Nie wstał, ani się nie odezwał. Kiwną tylko głową, kiedy rodzice spojrzeli na niego beznamiętnie. Ich  spojrzenie było dziwnie znajome. Patrzyłem to na Tochiego, to na jego rodziców, to na jego rodzeństwo. Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Nim zdążyłem się zdecydować rodzice zajęli już swoje miejsce a Mei, Su oraz Rei zrobili to samo.

- Widzę, że te kilka lat w lesie oduczyły cię manier - Skomentowała jego matka.

- Nie macie pojęcia jak bardzo.

Ojciec Tochiego zadzwonił dzwonkiem. Do sali zaczęły wchodzić pokojówki i lokaje z zakrytymi srebrnymi tacami, stawiając po jednej przed każdym z nas.

- Miło, że zdecydowałeś się nas odwiedzić.

- Nie miałem zbytniego wyboru. Rei zagroził, że w innym wypadku wy przyjechalibyście do mnie. A w jednopokojowym mieszkaniu raczej nie znalazłbym dla was miejsca.

Zauważyłem, że jego rodzina wzdrygnęła się lekko. Czyżby mieszkanie w tak małym mieszkaniu było dla nich czymś uwłaczającym? W sumie... gdyby moje życie tak by się nie potoczyło, pewnie byłbym taki sam.

- Mamy nadzieję - Podjął po chwili ojciec - że zrozumiałeś coś przez ten czas.

- Tak, zrozumiałem. Tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę takiego życia, jakie wy prowadzicie.

Rei kiwnął głową do obsługi, która to podniosła pokrywy ze srebrnych tac i opuściła komnatę. Na talerzu przede mną leżał ciągle parujący homar w asyście czterech miseczek wypełnionych różnymi sosami i wśród różnych, starannie dobranych owoców i warzyw. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że ciągle był w skorupce. Zazwyczaj, dla ludzi, którzy mogą nie znać się na jedzeniu homarów wycinało się z jego wnętrza mięso. Nie wiedzieli kim jestem, Rei im nie powiedział. Więc musieli celowo chcieć mnie ośmieszyć. Prawie było mi szkoda, że miałem ich rozczarować. Zacząłem od zwinnego ukręcenia kleszczy, które odłożyłem na brzeg talerza. Specjalnym narzędziem odłamałem po kolei kleszcze. Sięgnąłem po specjalny szpikulec i powoli zacząłem delektować się smakiem.

- Zawsze musisz sprawiać kłopoty? Mógłbyś być po prostu prawnikiem i nie byłoby żadnych kłopotów.

- I tak jak wy wykorzystałbym szansę, jaką dał nam dziadek swoimi pieniędzmi, żeby go potem porzucić?

- Dziadek bardzo nam pomógł. Porzucając to, na co tak pracowaliśmy gardzisz zarówno jego pomocą jak i naszym staraniem.

- Nie potrzebuję tego wszystkiego co wy macie. Nie powiem, że do wszystkiego dojdę sam, bo wcale nie potrzebuję wszystkiego. Skromne życie bardzo mi się podoba.

- Mówisz dokładnie jak twój dziadek. Przekleństwo, że wdałeś się akurat w niego.

- Mamo, tato, Tochi, proszę nie kłóćcie się. Nie podczas pierwszego naszego wspólnego obiadu od kilku lat - Odezwała się jedna z sióstr Tochiego.

- Mei ma racje. Nie ma sensu się teraz spierać - Odezwał się Rei. Spojrzałem na obie dziewczyny. Nic nie wskazywało na to, żeby się pomylił. Nie rozumiałem jednak jak je rozróżnia. Rozumiałem, że mogą być blisko, ale coś takiego zakrawało na cud. Matka Tochiego westchnęła.

- Dobrze. Porzućmy na razie ten temat. Więc, może przedstawisz nam swojego... przyjaciela?

Wyprostowałem się gwałtownie. Przez chwilę miałem złudne poczucie, że stałem się dla wszystkich niewidzialny i nie muszę brać udziału w tej dyskusji. Szybko wytarłem ręce o serwetkę i stanąłem, niemal na baczność.

- Umm... przepraszam bardzo. Nazywam się Usagi.

Ojciec Tochiego wykonał gest widelcem, pokazując mi, że mogę usiąść. Zrobiłem to od razu.

- Miałeś bardzo duże szczęście, albo bardzo dużego pecha, że trafiłeś akurat na Tochiego.

- Nie rozumiem?

- Miałeś pewnie nadzieję, na spory majątek. Ktoś z rodu Chiba, nawet będąc zwykłym leśniczym musiał mieć jakiś majątek, prawda? Jednak obawiam się, że akurat po Tochim nie możesz spodziewać się zbyt wielkich pieniędzy.

Zacisnąłem pięści. Byłem już gotowy oburzyć, że podejrzewają mnie o coś takiego. Nie zdążyłem. Rodzeństwo Tochiego łącznie z nim zaczęli mówić na raz. Zamilkli w tym samym momencie, dając dojść do słowa Tochiemu.

- Zajączek bardzo długo nie miał pojęcia o tym, że należę do waszej rodziny. Powiedziałem mu to dopiero niedawno. On kochał mnie i dalej kocha za to kim jestem. A od początku był pewny, że jestem ubogim leśniczym.

Tochi ścisnął moją dłoń. Czułem, jak zalewam się rumieńcem. Sytuacja wydała mi się wystarczająco żenująca i bez takiego zbliżenia.

- Zresztą, mamo, tato - Powiedziały na raz Mei i Su - Chłopak Tochiego to Usagi Takeda. Prędzej mógł pomyśleć, że to Tochi chce jego wykorzystać finansowo.

Rei pokiwał głową. Dyskretnie wysunąłem rękę z uścisku Tochiego.

- Takeda?

Pokiwałem delikatnie głową. Nabrałem nieodpartej ochoty, żeby jak najszybciej skończyć obiad. Sytuacja była coraz bardziej niekomfortowa.

- Usagi Takeda... Usagi Takeda umawiający się z leśniczym... nie wiem czy to bardziej zabawne czy smutne - Odparł ojciec z delikatnym uśmiechem. Nie był to bynajmniej przyjemny uśmiech, który widziałem u Tochiego. Ten uśmiech miał w sobie trochę pogardy i trochę współczucia.

- Nie chodzi ci o pieniądze - Podjął po chwili - Więc o co? Nawet nie znałeś jego nazwiska. Czego mogłeś chcieć od byle jakiego leśniczego.

- Tylko nie byle jakiego - Wtrącił oburzony Tochi - Wykonywałem swoje obowiązki bezbłędnie. Jestem świetnym leśniczym.

Ojciec przeszył go lodowatym spojrzeniem. Widocznie chciał go skarcić za to, że chełpi się byciem kimś tak nisko położonym.

- Więc czego mogłeś od niego chcieć?

- N-nic od niego nie chciałem... to... jakoś tak wyszło...

- Proszę, dajcie już mu spokój. Myślicie, że łatwo mu było tu przyjechać? I tak to musi być dla niego żenujące. Nie musicie jeszcze tego pogarszać.

Tochi przez dłuższą chwilę mierzył się z rodzicami złowrogim spojrzeniem. Opuściłem głowę, żebym sam nie musiał znosić niczyich spojrzeń.

- Dobrze. Na razie pozostawimy temat twojego... zajączka...

Poczułem, jak robię się jeszcze bardziej czerwony. Nawet się nie spodziewałem, że usłyszenie jak ktoś inny niż Tochi nazywa mnie zajączkiem będzie aż tak żenujące.

- Więc może pochwalisz się co robiłeś przez ten czas? – Zapytał po chwili jego ojciec.

Tochi skrzyżował ręce na piersi, opierać się o krzesło z beznamiętnym, acz dumnym spojrzeniem.

- Opiekowałem się zwierzętami, pielęgnowałem las, uczyłem się botaniki. Właściwie nic poza tym.

Uśmiechnął się nieco złośliwie. Przez chwilę się zastanawiałem, czy jest to na pewno ten Tochi, którego znam. Jego rodzeństwo, pokręciło głowami z lekkim pożałowaniem. Skłamałbym, gdybym powiedział, że zdziwiła mnie ich reakcja. Bądź co bądź wywodziliśmy się niemalże w tych samych warunkach.

  Przez resztę obiadu rodzina Tochiego opowiadała co się u nich działo przez ten czas. Znosiłem to z trudem, choć byłem przyzwyczajony do nudnych obiadów, na przykład przy przyjmowaniu ważnego klienta. Całą swoją uwagę starałem się skupić na wnętrznościach homara. Notabene wyjątkowo dobrych, zwłaszcza porównując je z tym, co podawał mi Tochi. W końcu skończyłem i odsunąłem od siebie talerz. Wkrótce potem wszystkie talerze zostały zabrane.

- To jak? Może chciałbyś się przejść po okolicach? - Zapytała jedna z sióstr Tochiego.

- Nie, dzięki Mei. Sądzę, że nic się nie zmieniło. A nawet jeżeli, nie sądzę, żeby miało to aż tak wielkie znaczenie.

- To może wybierzesz się do kancelarii? - Zapytał jego ojciec. Tochi nawet nie odpowiedział.

- Dzięki wam za pomysły, ale wiem już, co chcę zrobić.

- Tylko nie mów, że planujesz opiekować się porzuconymi zwierzętami i zająć się ogrodem. Od razu mówię, od tego mamy już ludzi.

- Nie. Chcę zająć się bardziej wymagającymi roślinami i odwiedzić kogoś bardziej porzuconego niż jakiekolwiek zwierzęta.

Zerknąłem pytająco na Tochiego. Nie odwzajemnił mojego spojrzenia. Zauważyłem, że cała jego rodzina wygląda na nieco... co najmniej zniesmaczonych. Zastanawiałem się, o co takiego mogło chodzić.

- Nie przeniósł się. Znajdziesz go tam gdzie zawsze - Powiedział beznamiętnie Rei.

***********
P.S ze względu na zbliżający się rok szkolny (Tak, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że się kończą wakacje) planuję dodać gratisowy post, żeby wam osłodzić pierwsze dni więzienia... to znaczy szkoły. Najlepiej by było, jakbyście jeszcze dzisiaj napisali jaki paring sobie wymarzyliście jako gratisowy post

czwartek, 21 sierpnia 2014

Zajączek LVIII - Mei, Su

Tak, wiem, że czekacie już pewnie z miesiąc, ale wiecie jak to jest z wakacjami. Wyjazd do jednej rodzinki, do drugiej i inne wyjazdy. Ale teraz już jestem w domu i (o ile nie pomieszają mi się dni tygodnia) będę wstawiać noty regularnie. Uznałam, że i tak długo czekacie, więc tym razem wstawię notę wcześniej.
*********************



- Pobudka zajączku. Jesteśmy na miejscu - Usłyszałem głos Tochiego, wyrywający mnie ze snu.

- Jeszcze chwilę – mruknąłem.

- Nie będziesz mógł spać w nocy. No już, wstawaj.

Tochi pogłaskał mnie po policzku, opierając swoje czoło o moje.

- Dobrze... wstaję – Usiadłem szybko, wyrywając się z jego dotyku. Rozejrzałem się po wnętrzu samochodu - Rei poszedł?

- Poszedł uprzedzić o moim przyjeździe. Żeby nie przeżyli przesadnego szoku.

- Jasne. A może ja tu zostanę? Przywitasz się i wrócimy do domu.

- Wierz mi, naprawdę bym chciał.

Delikatnie wsunął rękę pod moją bluzkę, zaznaczając linię na mojej talii.

- Daj mi spokój, Tochi.

- Mówisz tak, jakbyś tego nie chciał.

Zaczął dobierać się do zamka w moich spodniach, szybkim ruchem go rozpinając.

- Nie chcę. Przestań w tej chwili. 

- Daj spokój. Szybki numerek przed przyjściem do moich rodziców. Co ty na to?

Numerek? Chwila... coś mi tu nie pasowało. Chociaż zaspany umysł nie był w stanie poskładać jeszcze faktów. Tochi zaczął powoli zsuwać ze mnie spodnie.

- Załatwię to szybko, zobaczysz.

Chwila... Tochi tak nie mówił.

- Rei!

Podniosłem się z fotela, szybko naciągając na siebie spodnie.

- Ups... rozszyfrowałeś mnie.

- Co to miało być?!

- Chciałem zobaczyć, jak to jest robić to z facetem. Byłem pewny, że nie poznasz, że nie jestem Tochim. Wiesz, że nawet nasza mama czasami nas myliła? No... rzadko, bo Tochi zwykle siedział w ogrodzie.

- Jesteś chory!

- Lekko przesadzasz.

- Rei, idziesz? Mówiłeś, że dobudzisz zajączka i idziemy.

Tochi otworzył drzwi, zaglądając do środka samochodu. Zastygł w bezruchu, gdy zobaczył sytuacje, w której się znajdowaliśmy.

- Co tu się dzieje?

- Tochi, jakkolwiek to nie wygląda. To nie tak.

Starałem się usprawiedliwić, zapinając spodnie i poprawiając bluzkę.

- Spokojnie braciszku. Twój kochanek poznał, że ja to nie ty. Jestem pod wielkim wrażeniem. Chociaż... trochę szkoda. Mogło być całkiem fajnie.

Tochi spojrzał na niego morderczym spojrzeniem.

- Wyjdź z auta - rozkazał. Już się szykowałem, żeby wyjść, ale jak się okazało rozkaz ten skierowany był do Rei'a.

Wyszedł z samochodu stając prosto, z lekkim uśmiechem. Wtedy Tochi zrobił coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał. Uderzył Reia prosto w twarz, zaciśniętą pięścią. Ten zachwiał się i opadł na samochód.

- Tochi, poczekaj chwilę! Proszę uspokój się.

Chciałem wyjść, ale drzwi zatrzasnęły się gwałtownie, gdy Rei rzucił na nie Tochiego. Szybko wyszedłem drugimi drzwiami. Nie chciałem pozwolić, żeby się nawzajem pozabijali. Miałem zamiar powstrzymać Tochiego, ale... za cholerę nie miałem pojęcia który to. Zwłaszcza, że obaj mieli teraz taką samą mimikę twarzy. Co było dość przerażające, bo wyglądali, jakby gotowi byli się pozabijać.

- Nie masz prawa go dotykać, ani nawet się do niego zbliżać, jasne?

- Co ci szkodzi? To tylko jeden kochanek więcej. Nie zrobi ci różnicy.

- To nie jest chwilowa miłostka, kretynie. Zajączek jest miłością mojego życia. Nigdy nie narzekałem, gdy coś mi odbierałeś, ale jego ci nie oddam.

- Obawiam się, braciszku, że nie od ciebie to zależy. Jeżeli twój ukochany będzie wolał mnie, po prostu cię zostawi. Czyż to nie oczywiste?

Tochi przyparł Reia do samochodu. Zamachnął się, żeby uderzyć go w twarz, ale ten uniknął ciosu, odpychając Tochiego. Ten zachwiał się, ale utrzymał równowagę. Rei zamachnął się. Wymierzony cios rozciął mu wargę. W odpowiedzi ten pociągnął Reia do siebie i uderzył. Celował chyba w policzek, bo zaraz pociekła z niego krew.  Bójka trwała w najlepsze a ja, chociaż chciałem, nie mogłem jej powstrzymać. Heroiczne wpadnięcie między ich dwóch mogłoby się dla mnie skończyć co najmniej złamanym nosem.

- Tochi! Rei! Uspokójcie się! Proszę! Tochi, przestań!

Krzyczałem, ale oczywiście nikt nie zwracał na mnie uwagi.

- Proszę, proszę - Rozległ się nagle łagodny, damski głos. Chociaż zdecydowanie cichszy od moich wrzasków miał w sobie dziwną siłę. Siłę, która natychmiastowo uspokoiła Tochiego i Reia. Spojrzałem w stronę, z której dochodził ów głos, w akompaniamencie miarowych stukotów obcasów. Za wielką, złotą bramą długa, brukowaną ścieżka prowadziła do ogromnej posiadłości. Z tamtej strony. w naszym kierunku szły dwie dziewczyny o kręconych, blond włosach i błękitnych oczach. Obie ubrane były w błękitne, koronkowe suknie, sięgające do kolan. Szły równym krokiem, trzymając się pod łokcie. Ich kroki były tak równe, że stukot obcasów zlewał się w jedno. Ich twarze, tak jak twarze Tochiego i Reia były identyczne. Tylko, że w ich wypadku nawet mimika twarzy wydawała się taka sama. Obie miały jednakowe, spokojne, beznamiętne spojrzenie. Kiedy zbliżały się do zamkniętej bramy, za pstrykały palcami wolnej ręki. Brama powoli zaczęła się otwierać. Zatrzymały się dokładnie przed nami. W ogóle nie wyglądały na zdziwione bójką chłopaków. 

- Tyle czasu a my i tak wiedziałyśmy, jak to się skończy.

- Cześć Mei. Witaj Su - Odpowiedział Tochi, ścierając krew z rozwalonej wargi.

- I co, przyprowadziłem naszą zgubę. I nie tylko. Nie uwierzycie, z kim się związał nasz kochany leśniczy - Powiedział Rei, puszczając bluzkę Tochiego, którą do tej pory trzymał w garści. Tochi odsunął się, stając tuż koło mnie.

- Nic ci nie jest? - Zapytałem.

- Nie... w porządku.

- Co w ciebie wstąpiło? Zachowałeś się jak dziecko.

- Stanąłem w twojej obronie.

- Serio? Szkoda, że nie zrobiłeś tego pięć minut wcześniej.

- Obawiam się, że wtedy bym go zabił.

- Jakbyś i tak nie był tego bliski.

- Na pewno nic ci nie zrobił, zajączku? - Zapytał, obejmując moją twarz i delikatnie odgarniając włosy.

- Serio, nie mogłeś zapytać od razu? Stawiasz mnie w żenującej sytuacji. Poza tym, masz rozwaloną wargę, mógłbyś to wytrzeć, albo coś w tym stylu.

- Nic mi nie jest. To nic poważnego. A tak przynajmniej nie będziesz mylił mnie z Reiem.

- Przynajmniej aż nie zejdzie mu opuchlizna z oka...

- No powiedzcie same, czyż oni nie wyglądają uroczo? - Rzucił Rei z diabelnym uśmiechem, przykładając rękę do rozwalonej brwi i siadając na limuzynie - Wracając do tematu, nigdy nie zgadniecie kogo rozkochał w sobie zwykły leśniczy. Bo tak, nasz braciszek nie zdradził swojemu zajączkowi skąd pochodzi. Dopiero dzięki mnie dowiedział się, jak ma na nazwisko miłość jego życia.

Odruchowo chciałem zaprotestować, że Tochi jest miłością mojego życia, ale uznałem, że sytuacja nie jest najkorzystniejsza. I tak czułem się niekomfortowo w obecnej sytuacji.

- To jak? Zgadujcie kto to. Do trzech razy sztuka.

- Usami Takeda - Odpowiedziały równocześnie i bez namysłu.

- Skąd wiecie? - Zapytałem, nim Rei lub Tochi zdążyli zrobić to za mnie.

- Nie jest to specjalnie trudne - Powiedziała jedna z nich.

- Wystarczy być odrobinę uważnym. Wam zawsze brakowało umiejętności logicznego myślenia - Powiedziała druga, zwracając się do Tochiego i Reia.

- Potrafiliście patrzeć tylko na rośliny, paragrafy, zwierzęta i pieniądze.

- Nie, żeby to było złe.

- Ale zwracanie uwagi na drobiazgi jest naprawdę ważną sztuką.

- Na takie drobiazgi, jak na przykład ubiór.

- Same markowe ubrania może nosić każdy bogaty dzieciak.

- Ale jeżeli każda część ubrania, starannie dobrana jest tej samej firmy, oznacza to, że coś zdecydowanie jest na rzeczy.

- To największa wskazówka. Jednak inną, dość przydatną jest jego zachowanie.

- Na przykład, kompletnie się nie przejął wielkością tego domu. Nawet nie zwrócił na to uwagi. Znaczy, że jest naprawdę zamożny.

- Nie znamy zbyt dobrze rodziny Takeda, ale wszystko wskazywało na to, że to właśnie jest on.

- Poza tym, twoje zdziwienie mówiło głośno i wyraźnie ,,jest to ostatnia osoba, którą byś o to osądzał".

Łoł... siostry Tochiego były naprawdę mądre. W sumie to raczej oczywiste po latach prywatnych zajęć, ale i tak tego typu zdolność chłodnej kalkulacji była zadziwiająca.

- Dobrze cię w końcu widzieć, Tochi - Powiedziała niespodziewanie jedna z nich, beznamiętnie. Zastanawiałam się, czy mówi prawdę, czy po prostu uznała, że powinna tak powiedzieć.

- Mógłbym powiedzieć to samo, gdyby nie był tu Reia.

Rei przewrócił oczami.

- A właśnie, dziewczyny, nie muszę wam go przedstawiać, ale to jest Usagi. Zajączku, moje siostry. Mei i Su.

Tochi wskazał na dziewczyny po kolei. Zastanawiałem się jakim cudem może je rozpoznawać. Dziewczyny jednocześnie kiwnęły głowami w moją stronę.

- Idziecie czy nie? Rodzice nie mogą się doczekać, żeby w końcu cię zobaczyć, Tochi. I twojego... - Dziewczyna, którą wskazał Tochi jako Su zawahała się przez chwilę. Spojrzała na siostrę. Ta wzruszyła ramionami. Ona też nie wiedziała jak ma dokończyć to zdanie.

- Myślę, że określenie ,,kochanek" świetnie opisuje ich relacje – Powiedział Rei.

- Nie odzywaj się, jeżeli nie znasz prawdy - Skomentował Tochi - Zajączek nie jest chwilową randką.

- Zajączek. Braciszku, jak ty uroczo go nazywasz - Powiedziała prawdopodobnie Mei, uśmiechając się po raz pierwszy. Spaliłem się rumieńcem, opuszczając głowę.

- No dobrze, chodźmy już. Rodzice pewnie już czekają - Powiedziała Su. Puściły się, za ręce, odwróciły na pięcie, ponownie złapały za ręce i wystukując równy rytm ruszyły do przodu. Spojrzałem na Tochiego. Uśmiechnął się, wzruszając ramionami i poszedł za siostrami.

- Aha, Rei? - Rzucił, kiedy szliśmy już dróżką, prowadzących do jego domu - Dotknij zajączka jeszcze raz, a przyrzekam, że cię zabiję.

Rei uśmiechnął się niewinnie. Wbiłem wzrok w drogę tuż przede mną. Serce nagle zaczęło mi niesamowicie szybko bić. Czy to... stresowałem się, że wreszcie poznam rodzinę Tochiego? Nie... to niemożliwe. W końcu to tylko spotkanie z rodziną... osoby… którą kocham. A nie żadne... cholera...

 

piątek, 8 sierpnia 2014

Zajączek LVII - Wyjazd

Wybaczcie za tak duże opóźnienie, ale wiecie jak to bywa na wakacjach. Dostęp do netu jest niemal wszędzie, ale niestety w niewiele miejsc wolno mi zabierać mój laptop. Notę wstawiam dzisiaj, bo jutro wyjeżdżam z rana do rodzinki i znów nie będę mogła pisać. Prawdopodobnie za dwa tygodnie będę z powrotem i znów wstawię notę, ale niczego nie mogę obiecać.
P.S wielkie dzięki za odpowiedzi do ankiety. I nie tylko za 11 głosów na 1000000/10 oraz 10/10, chociaż to kochane, że tak piszecie. Od razu lepiej się czuję, gdy widzę, że komuś podoba się moja praca(tak jak w przypadku komentarzy)
Ale również dzięki za oceny 7-8/10 i 5-6/10. Wiem przynajmniej, że jest coś nad czym powinnam pracować.
Jeszcze raz dzięki i dozobaczenia przy kolejnej nocie (pewnie przy okazji pojawi się kolejna ankieta)
 
- Nienawidzę cię...
- Wiem, wiem... - Tochi pakował swoje rzeczy a moje przekładał z podręcznego plecaka do swojej walizki.
- Dlaczego zawsze to się musi tak kończyć?
- Znowu mam przeprosić?
- Obejdzie się! - Podniosłem się z łóżka, okrywając się kołdrą - Zawsze przepraszasz i jak na razie nic to nie dało! Naprawdę cię nienawidzę.
- Spójrz na to z mojej perspektywy. Nie mogliśmy tego robić przez jakiś tydzień.
- Kompletnie nie masz pohamowań - Szepnąłem - Potrzebujesz... t-tego - Moja twarz zaczerwieniła się jeszcze bardziej - Aż tak często?
- Jasne, że nie. Ale zaczynam szaleć, kiedy przez dłuższy czas jesteś daleko. Nie mogę znieść, gdy nie mogę cię pocałować czy dotknąć.
Zamknął torbę, podchodząc do mojego łóżka. Odsunąłem się aż pod ścianę, szczelnie opatulając się kołdrą.
- Nie mogę tego znieść, bo tak bardzo cię kocham zajączku.
Przysunął twarz do mojej, kładąc rękę na kołdrze, którą się zakryłem.
- O nie. Nie nie nie nie nie. Nie ma mowy! Koniec z przekraczaniem mojej osobistej strefy!
- Wiem, wiem. Tylko sobie żartuję. Ale wiesz co? To najlepszy dowód na to, że jak chcesz umieć być stanowczy.
- O czym ty mówisz?
- To proste. Zawsze kiedy uprawiamy seks, tak naprawdę tego chcesz.
- N-nie mam pojęcia o czym mówisz.
Odwróciłem twarz, cały czerwony. Tochi wstał z szerokim uśmiechem i rzucił mi moje ubrania.
- Lepiej się pośpiesz. Czas nas nagli. Rei pewnie zaraz przyjdzie.
Opuściłem spojrzenie. Nic nie powiedziałem, ale obawiałem się, że po niemal dwugodzinnym seksie nie będę w stanie ustać na nogach.
- Dobrze... rozumiem. Chodź, pomogę ci.
Tochi nie czekał na odpowiedź. Wziął mnie na ręce i zaprowadził do łazienki. Wyjątkowo nie protestowałem.
- Pomóc ci się umyć?
- Nie ma mowy.
- Poradzisz sobie sam? Naprawdę chciałbym to zobaczyć.
- Możesz pomarzyć. A teraz wyjdź z łazienki.
Położył mnie na brzegu wanny i stanął przede mną. Ręce trzymał za plecami i uśmiechał się delikatnie.
- Tym razem ci nie odpuszczę, choćbym miał tu siedzieć do wieczora.
- Nie zdążymy do mojej rodziny.
- Jakoś mi na tym nie zależy. Możesz jechać sam.
Tochi stał nade mną jeszcze jakiś czas. W końcu, gwałtownym ruchem zdarł ze mnie kołdrę, zostawiając mnie całkiem nagiego.
- H-hej! Czekaj!
Tochi popchnął mnie do wanny.
- Ile ja mam lat? Umiem się sam umyć.
Oczywiście w ogóle mnie nie słuchał. Szybko pozbył się spermy, która była we mnie i pomógł mi się wytrzeć. Potem się ubrałem i wyszliśmy
- No, nareszcie. Myślałem, że nigdy nie wyjdziecie. Co wyście tam robili tyle czasu?
Powiedział Rei, gdy nas zobaczył. Oczywiście od razu spaliłem się rumieńcem.
- Cokolwiek sobie pomyślałeś, zapewniam, że nic nie...
- Tak, tak. Zachowaj to dla siebie Tochi. Nie mamy czasu. Limuzyna już czeka.
- Zaparkowałeś ją poza granicą lasu, prawda?
- Tak, tak... i tak nie da się tu wjechać. Powinieneś coś z tym zrobić. Wyciąć kilka drzewek, zrobić podjazd...
Tochi spojrzał nieprzyjemnie na swojego brata. Rei nie odpowiedział. Wyszedł z domku bez słowa, czekając aż zrobimy to samo.
- Więc jak? Twój chłopak jedzie do naszej rodziny? To świetnie. Na pewno nie mogą się doczekać aż go poznają. Bo wiesz... byli pewni, że skończysz samotnie. Taki nieudacznik jak ty...
- Daj mu spokój! On nie jest nieudacznikiem! - Złapałem Tochiego za rękę, ściskając ją mocno.
- Tak, tak. Oczywiście... zajączku. Ale choćbyś nie wiem jak się starał, nie zmienisz tego, że leśniczy w firmie prawniczej to coś... co najmniej dziwnego.
Nie odpowiedziałem. Ruszyliśmy w stronę najbliższej wioski. Rei naprawdę był irytujący. Jak mógł tak traktować swojego brata? Rodzeństwo powinno się wspierać. Nic dziwnego, że Tochi nigdy mi o nich nie mówił. Chyba nawet nie chciałbym ich poznać, gdybym miał wybór.
  Szliśmy przez las powoli. Rei widocznie nie specjalnie miał ochotę się przemęczać. Dziwne, ale dopiero po pokonaniu kilku metrów zdałem sobie sprawę, że ciągle trzymam Tochiego za rękę. Kiedy się zorientowałem, odruchowo chciałem go puścić, ale wzmocnił uścisk, żebym nie mógł mu się wyrwać.
- Twoje zwierzaki przeżyją te kilka dni?
- Jasne. Mają dużo jedzenia. Urocze, że się o nie martwisz.
- W-wcale się nie martwię. Nie chcę tylko potem znosić jakichś trucheł w domu, jak wrócimy.
Droga przez las minęła szybko. Potem już nie rozmawialiśmy. Na zewnątrz lasu czekała na nas luksusowa, czarna limuzyna. W środku znajdowały się czerwone, skórzane obicia, modny, czarny stolik na samym środku, przyciemniane szyby oraz, nieodzowny fragment wszystkich najlepszych limuzyn specjalna podstawka na szampana i drogie kieliszki. Ja z Tochim usiedliśmy przodem do kierunku jazdy a Rei dokładnie przed nami.
- Więc, braciszku, może opowiesz jak minął ci ten czas, co? Trochę czasu minęło, a ty nie kwapiłeś się, żeby opowiedzieć mi o swoim życiu.
- Nie będę się powtarzał pięć razy.
- Pochwalisz się tym przy obiedzie, prawda?
- Nie wiem, czy chwalenie się, to odpowiednie słowo. Ale jeżeli mam o tym opowiadać, to najlepiej przy obiedzie.
- Opowiesz też o swoim kochanku? Myślę, że wszyscy z rozkoszą go poznają.
Rei usiadł koło mnie, obejmując mnie ramieniem i przysuwając się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
- A co z tobą? Pewnie nie możesz się doczekać aż poznasz rodzinę twojego ukochanego, prawda? Zwłaszcza, że do niedawna w ogóle nie wiedziałeś, że Tochi nie jest samotnym leśniczym, bez rodziny.
- B-byłbym wdzięczny, gdybyś odsunął się od mojej twarzy.
- A co, przeszkadza ci to?
Odsuwałem się stopniowo, do czasu, aż poczułem Tochiego za moimi plecami.
- Zostaw go Rei.
- Aż tak ci to przeszkadza?
Rei nie podniósł spojrzenia. Klęczał teraz, opierając się rękoma o moje kolana i patrząc na mnie z góry. Miałem już dość tej jazdy. Chyba jeszcze w życiu nie czułem się tak otoczony.
- Tak, przeszkadza mi to. Nie zbliżaj się do niego.
- Ojej... czyżbyś się bał, że twój kochanek cię zostawi, tak jak lata temu zrobiła to twoja dziewczyna?
- Jasne, że nie. Zajączek nie zrobiłby mi czegoś takiego.
- Więc dlaczego nie mogę troszeczkę się z nim podrażnić?
Tochi objął mnie mocno.
- Bo tylko ja mogę go dotykać.
- Aleś ty drobiazgowy. Rodzeństwo powinno się dzielić, prawda?
- Możecie przestać?! Zwłaszcza ty, Rei. Obaj przekraczacie moją przestrzeń prywatną. Potrzebuję trochę powietrza!
Wstałem gwałtownie z fotela, wyrywając się z ich uścisku. Usiadłem po drugiej stronie samochodu.
- Jak daleko będziemy jechać? - Zapytałem po chwili napiętej ciszy.
- Tochi bardzo sprytnie się ukrył - Rei spojrzał na niego z wyrzutem. Tochi tylko zerknął w jego stronę i odwrócił wzrok w stronę okna - Nasz dom jest jakieś kilka godzin stąd. Radzę ci się wygodnie rozsiąść, bo chwilę to potrwa.
- Sześć godzin - Sprecyzował Tochi.
- Serio? Wiesz dokładnie ile czasu tu się jedzie?
- Ustaliłem sobie, że sześć godzin to wystarczająca odległość. I patrz, jak idealnie trafiłem.
Dość zabawnie patrzyło się na ich kłótnie. Prawie tak, jakby Tochi kłócił się z samym sobą, albo gadał do lustra. Tylko takiego, które wykonuje inne gesty niż ty. Rozłożyłem się na fotelach i zamknąłem oczy. Skoro czekało mnie tyle godzin jazdy, równie dobrze mogłem się zdrzemnąć. Nie, żebym czuł się specjalnie bezpiecznie w towarzystwie Rei’a, ale byłem pewny, że mogę liczyć na pomoc Tochiego.