Siedziałem z
Tochim i jego rodzeństwem przy stole w wielkiej sali jadalnej. Po mojej lewej
siedział Tochi a po drugiej Rei Czekaliśmy już tylko na jego rodziców. Pomimo,
że tyle czasu się nie widzieli nikt się nie odzywał. Siedziałem prosto, ze
spuszczoną głową. Błagałem, żeby wreszcie przynieśli jedzenie, żeby stukanie sztućców
zagłuszyło tą nieznośną ciszę.
W końcu do pokoju weszła bogato ubrana para.
Wysoka, szczupła kobieta o szlachetnych, łagodnych rysach twarzy, zielonych
oczach i blond włosach, spiętych w kok i wysoki, postawny mężczyzna z surową
twarzą i czarnymi włosami. Rodzeństwo Tochiego wstało gwałtownie, niemalże na
baczność.
- Witaj
ojcze. Witaj matko - Powiedzieli chórem. O dziwo Tochi się nie poruszył. Nie
wstał, ani się nie odezwał. Kiwną tylko głową, kiedy rodzice spojrzeli na niego
beznamiętnie. Ich spojrzenie było
dziwnie znajome. Patrzyłem to na Tochiego, to na jego rodziców, to na jego rodzeństwo.
Nie wiedziałem jak powinienem się zachować. Nim zdążyłem się zdecydować rodzice
zajęli już swoje miejsce a Mei, Su oraz Rei zrobili to samo.
- Widzę, że
te kilka lat w lesie oduczyły cię manier - Skomentowała jego matka.
- Nie macie
pojęcia jak bardzo.
Ojciec
Tochiego zadzwonił dzwonkiem. Do sali zaczęły wchodzić pokojówki i lokaje z
zakrytymi srebrnymi tacami, stawiając po jednej przed każdym z nas.
- Miło, że
zdecydowałeś się nas odwiedzić.
- Nie miałem
zbytniego wyboru. Rei zagroził, że w innym wypadku wy przyjechalibyście do
mnie. A w jednopokojowym mieszkaniu raczej nie znalazłbym dla was miejsca.
Zauważyłem,
że jego rodzina wzdrygnęła się lekko. Czyżby mieszkanie w tak małym mieszkaniu
było dla nich czymś uwłaczającym? W sumie... gdyby moje życie tak by się nie
potoczyło, pewnie byłbym taki sam.
- Mamy
nadzieję - Podjął po chwili ojciec - że zrozumiałeś coś przez ten czas.
- Tak,
zrozumiałem. Tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie chcę takiego
życia, jakie wy prowadzicie.
Rei kiwnął
głową do obsługi, która to podniosła pokrywy ze srebrnych tac i opuściła
komnatę. Na talerzu przede mną leżał ciągle parujący homar w asyście czterech
miseczek wypełnionych różnymi sosami i wśród różnych, starannie dobranych
owoców i warzyw. To, co rzuciło mi się w oczy to fakt, że ciągle był w
skorupce. Zazwyczaj, dla ludzi, którzy mogą nie znać się na jedzeniu homarów
wycinało się z jego wnętrza mięso. Nie wiedzieli kim jestem, Rei im nie
powiedział. Więc musieli celowo chcieć mnie ośmieszyć. Prawie było mi szkoda,
że miałem ich rozczarować. Zacząłem od zwinnego ukręcenia kleszczy, które
odłożyłem na brzeg talerza. Specjalnym narzędziem odłamałem po kolei kleszcze.
Sięgnąłem po specjalny szpikulec i powoli zacząłem delektować się smakiem.
- Zawsze
musisz sprawiać kłopoty? Mógłbyś być po prostu prawnikiem i nie byłoby żadnych
kłopotów.
- I tak jak
wy wykorzystałbym szansę, jaką dał nam dziadek swoimi pieniędzmi, żeby go potem
porzucić?
- Dziadek
bardzo nam pomógł. Porzucając to, na co tak pracowaliśmy gardzisz zarówno jego
pomocą jak i naszym staraniem.
- Nie
potrzebuję tego wszystkiego co wy macie. Nie powiem, że do wszystkiego dojdę
sam, bo wcale nie potrzebuję wszystkiego. Skromne życie bardzo mi się podoba.
- Mówisz
dokładnie jak twój dziadek. Przekleństwo, że wdałeś się akurat w niego.
- Mamo, tato,
Tochi, proszę nie kłóćcie się. Nie podczas pierwszego naszego wspólnego obiadu
od kilku lat - Odezwała się jedna z sióstr Tochiego.
- Mei ma
racje. Nie ma sensu się teraz spierać - Odezwał się Rei. Spojrzałem na obie
dziewczyny. Nic nie wskazywało na to, żeby się pomylił. Nie rozumiałem jednak
jak je rozróżnia. Rozumiałem, że mogą być blisko, ale coś takiego zakrawało na
cud. Matka Tochiego westchnęła.
- Dobrze.
Porzućmy na razie ten temat. Więc, może przedstawisz nam swojego...
przyjaciela?
Wyprostowałem
się gwałtownie. Przez chwilę miałem złudne poczucie, że stałem się dla
wszystkich niewidzialny i nie muszę brać udziału w tej dyskusji. Szybko
wytarłem ręce o serwetkę i stanąłem, niemal na baczność.
- Umm...
przepraszam bardzo. Nazywam się Usagi.
Ojciec
Tochiego wykonał gest widelcem, pokazując mi, że mogę usiąść. Zrobiłem to od
razu.
- Miałeś
bardzo duże szczęście, albo bardzo dużego pecha, że trafiłeś akurat na
Tochiego.
- Nie rozumiem?
- Miałeś
pewnie nadzieję, na spory majątek. Ktoś z rodu Chiba, nawet będąc zwykłym
leśniczym musiał mieć jakiś majątek, prawda? Jednak obawiam się, że akurat po
Tochim nie możesz spodziewać się zbyt wielkich pieniędzy.
Zacisnąłem
pięści. Byłem już gotowy oburzyć, że podejrzewają mnie o coś takiego. Nie
zdążyłem. Rodzeństwo Tochiego łącznie z nim zaczęli mówić na raz. Zamilkli w
tym samym momencie, dając dojść do słowa Tochiemu.
- Zajączek
bardzo długo nie miał pojęcia o tym, że należę do waszej rodziny. Powiedziałem
mu to dopiero niedawno. On kochał mnie i dalej kocha za to kim jestem. A od
początku był pewny, że jestem ubogim leśniczym.
Tochi ścisnął
moją dłoń. Czułem, jak zalewam się rumieńcem. Sytuacja wydała mi się
wystarczająco żenująca i bez takiego zbliżenia.
- Zresztą,
mamo, tato - Powiedziały na raz Mei i Su - Chłopak Tochiego to Usagi Takeda.
Prędzej mógł pomyśleć, że to Tochi chce jego wykorzystać finansowo.
Rei pokiwał
głową. Dyskretnie wysunąłem rękę z uścisku Tochiego.
- Takeda?
Pokiwałem
delikatnie głową. Nabrałem nieodpartej ochoty, żeby jak najszybciej skończyć
obiad. Sytuacja była coraz bardziej niekomfortowa.
- Usagi
Takeda... Usagi Takeda umawiający się z leśniczym... nie wiem czy to bardziej
zabawne czy smutne - Odparł ojciec z delikatnym uśmiechem. Nie był to
bynajmniej przyjemny uśmiech, który widziałem u Tochiego. Ten uśmiech miał w
sobie trochę pogardy i trochę współczucia.
- Nie chodzi
ci o pieniądze - Podjął po chwili - Więc o co? Nawet nie znałeś jego nazwiska.
Czego mogłeś chcieć od byle jakiego leśniczego.
- Tylko nie
byle jakiego - Wtrącił oburzony Tochi - Wykonywałem swoje obowiązki bezbłędnie.
Jestem świetnym leśniczym.
Ojciec
przeszył go lodowatym spojrzeniem. Widocznie chciał go skarcić za to, że chełpi
się byciem kimś tak nisko położonym.
- Więc czego
mogłeś od niego chcieć?
- N-nic od
niego nie chciałem... to... jakoś tak wyszło...
- Proszę,
dajcie już mu spokój. Myślicie, że łatwo mu było tu przyjechać? I tak to musi
być dla niego żenujące. Nie musicie jeszcze tego pogarszać.
Tochi przez
dłuższą chwilę mierzył się z rodzicami złowrogim spojrzeniem. Opuściłem głowę,
żebym sam nie musiał znosić niczyich spojrzeń.
- Dobrze. Na
razie pozostawimy temat twojego... zajączka...
Poczułem, jak
robię się jeszcze bardziej czerwony. Nawet się nie spodziewałem, że usłyszenie
jak ktoś inny niż Tochi nazywa mnie zajączkiem będzie aż tak żenujące.
- Więc może
pochwalisz się co robiłeś przez ten czas? – Zapytał po chwili jego ojciec.
Tochi
skrzyżował ręce na piersi, opierać się o krzesło z beznamiętnym, acz dumnym
spojrzeniem.
- Opiekowałem
się zwierzętami, pielęgnowałem las, uczyłem się botaniki. Właściwie nic poza
tym.
Uśmiechnął
się nieco złośliwie. Przez chwilę się zastanawiałem, czy jest to na pewno ten
Tochi, którego znam. Jego rodzeństwo, pokręciło głowami z lekkim pożałowaniem.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że zdziwiła mnie ich reakcja. Bądź co bądź
wywodziliśmy się niemalże w tych samych warunkach.
Przez resztę obiadu rodzina Tochiego
opowiadała co się u nich działo przez ten czas. Znosiłem to z trudem, choć
byłem przyzwyczajony do nudnych obiadów, na przykład przy przyjmowaniu ważnego
klienta. Całą swoją uwagę starałem się skupić na wnętrznościach homara.
Notabene wyjątkowo dobrych, zwłaszcza porównując je z tym, co podawał mi Tochi.
W końcu skończyłem i odsunąłem od siebie talerz. Wkrótce potem wszystkie
talerze zostały zabrane.
- To jak?
Może chciałbyś się przejść po okolicach? - Zapytała jedna z sióstr Tochiego.
- Nie, dzięki
Mei. Sądzę, że nic się nie zmieniło. A nawet jeżeli, nie sądzę, żeby miało to
aż tak wielkie znaczenie.
- To może
wybierzesz się do kancelarii? - Zapytał jego ojciec. Tochi nawet nie
odpowiedział.
- Dzięki wam
za pomysły, ale wiem już, co chcę zrobić.
- Tylko nie
mów, że planujesz opiekować się porzuconymi zwierzętami i zająć się ogrodem. Od
razu mówię, od tego mamy już ludzi.
- Nie. Chcę
zająć się bardziej wymagającymi roślinami i odwiedzić kogoś bardziej
porzuconego niż jakiekolwiek zwierzęta.
Zerknąłem
pytająco na Tochiego. Nie odwzajemnił mojego spojrzenia. Zauważyłem, że cała
jego rodzina wygląda na nieco... co najmniej zniesmaczonych. Zastanawiałem się,
o co takiego mogło chodzić.
- Nie
przeniósł się. Znajdziesz go tam gdzie zawsze - Powiedział beznamiętnie Rei.
***********
P.S ze względu na zbliżający się rok szkolny (Tak, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że się kończą wakacje) planuję dodać gratisowy post, żeby wam osłodzić pierwsze dni więzienia... to znaczy szkoły. Najlepiej by było, jakbyście jeszcze dzisiaj napisali jaki paring sobie wymarzyliście jako gratisowy post
***********
P.S ze względu na zbliżający się rok szkolny (Tak, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że się kończą wakacje) planuję dodać gratisowy post, żeby wam osłodzić pierwsze dni więzienia... to znaczy szkoły. Najlepiej by było, jakbyście jeszcze dzisiaj napisali jaki paring sobie wymarzyliście jako gratisowy post