sobota, 10 czerwca 2017

Lekcja życia XXXV - Umowa

Witajcie, przed notką będę miała dla was dwa ogłoszenia.
Po pierwsze, na początek tygodnia wyjeżdżam na wakacje, nie będę miała dostępu do internetu, a zwłaszcza do laptopa, więc nie będę mogła wstawiać postów.
Druga sprawa test taka, że jeżeli czasami patrzycie na licznik, pewnie zauważyliście, że powoli zbliżamy się do 200.000 wejść. Jest to wielka okazja, więc naprawdę nie chciałabym jej opuścić. Dlatego, jak zwykle możecie się spodziewać gratisowej noty. Pytanie, co wy chcielibyście przeczytać. Możecie rzucać prostymi propozycjami typu: ,,Pan i niewolnik", albo ,,pisarz i jego bohater z książki", a ja już coś z tego sklecę. Tak samo, jeżeli chcecie jakąś konkretną sytuacje, z którymś z moich opowiadań np. Zajączek w sukience, albo Aki jako seks bomba. Jeżeli chcecie jakieś fanfici, proszę, dajcie mi też znać w komentarzach.
______________________

Dzień minął spokojnie. Ada się nie pojawiła, a ja z każdą godziną czułem coraz większą ulgę. Mimo tego, że przerwy spędzałem siedząc z książką, dyskretnie rozglądałem się po korytarzu i widziałem, jak ludzie z mojej klasy zerkają w moją stronę. Chyba powinienem kupić senseiowi wielki bukiet kwiatów... o ile lubi kwiaty. Może lepiej czekoladę? Powinienem się dowiedzieć takich rzeczy.
W końcu lekcje się skończyły, a do mnie przyszedł kolejny SMS. Tym razem z nieznanego mi numeru. Nim otworzyłem całość wiadomości, wyświetlił mi się początek wiadomości: ,,tu Ada, czekam przed..."
Serce znowu szybciej mi zabiło, ale nie zamierzałem dać się porwać emocjom. Wziąłem głębszy wdech. Najważniejsze, żebym nie dał po sobie poznać, jak bardzo jestem przerażony.
Wyszedłem przed budynek. Tuż obok bramy szkoły czekała Ada. Ubrana była elegancko, w obcisłe spodnie i bluzkę, która odsłaniała chyba więcej, niż zasłaniała. Przeglądała coś na telefonie i nawet mnie nie zauważyła, dopóki nie zatrzymałem się przy niej. Wziąłem głęboki wdech i wyprostowałem się, byleby nie dać po sobie poznać, że się boję. Ada podniosła wzrok i się uśmiechnęła.
- Oh, przyszedłeś. No proszę, a myślałam, że uciekniesz na dobre. No dobra, moją propozycję znasz. Dzisiaj pójdziemy do sklepów i kupisz mi parę ciuchów. Mam nadzieję, że udało ci się ogarnąć wystarczająco dużo kasy. Ale o czym ja mówię, na pewno masz jakąś platynową kartę, czy... - Zamarła w jednej chwili, gdy jej wzrok padł w końcu na moją szyję. Całym sobą zmusiłem się, żeby się nie uśmiechnąć z satysfakcją.
- Obawiam się, że źle mnie zrozumiałaś - Delikatnie przechyliłem głowę, by jeszcze bardziej odsłonić malinkę. - Z Chiko umówiłem się tylko i wyłącznie do kina, jak ze znajomą ze szkoły. Powiedziała, że ma wolny bilet, więc zgodziłem się pójść. To nie była randka i nie miała być. Dlatego uciekłem. Zrozumiałem, że inaczej to wszystko postrzegamy i nie chciałem siedzieć z nią dłużej.
Ada patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi wargami. W końcu zaczęła szybko przenosić wzrok z mojej twarzy na malinkę. Kiedy w końcu zrozumiała, co właściwie się dzieje, zmrużyła oczy i spojrzała na mnie morderczo.
- To wcale nie jest prawda... to wcale nie tak! Nie próbuj mnie oszukać! - Mijający nas ludzie zaczęli się odwracać, ale żaden się nie zatrzymał. O dziwo, jej wściekłość trochę podniosła mnie na duchu. To znaczyło, że traci grunt pod nogami... czyli wyglądało na to, że wygrywałem. - Nie próbuj mnie oszukiwać! Znam przecież prawdę! To... to wcale nie o to chodziło! Wcale nie masz dziewczyny!
- Ależ mam... nawet chłopcy z klasy o tym wiedzą - Uśmiechnąłem się delikatnie. Ciężko mi było uwierzyć, że to mógł być w końcu koniec tego koszmaru... chociaż jednego.
- Nie! Wcale, że nie! Odrzuciłeś Chiko z innego powodu! - Gdy nagle zdała sobie sprawę, że mówi zdecydowanie za głośno, lekko stonowała krzyk. - Wiem, że to nie prawda... przecież doskonale wiem, że nie masz dziewczyny. Dlatego wczoraj uciekłeś, gdy zaczęłam ci grozić. Dlatego byłeś gotowy, żeby mi płacić za milczenie.
Uniosłem dumnie głowę. A chociaż byłem niższy od Ady, chociaż raz poczułem, że nad nią góruję. Zrobiłem krok w jej stronę i lekko się pochyliłem, przysuwając do jej ucha.
- Udowodnij - Szepnąłem. Na jej twarzy malował się szok i niedowierzanie. Sam bym pewnie tak wyglądał na jej miejscu. Z dumą poszedłem przed siebie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Wygrałem. Jakkolwiek idiotyczna nie była satysfakcja z tego, to wygrałem. Pokonałem strach i pokonałem ten jeden problem. Może niesłusznie, ale czułem, że teraz będzie tylko lepiej.
Wyciągnąłem telefon i napisałem kolejnego smsa do senseia.
,,UDAŁO SIĘ! Dziękuję ci ogromnie za pomoc! Nie sądziłem, że się to uda! Ada się wkurzyła i trochę na mnie nakrzyczała, ale najważniejsze, że straciła grunt pod nogami. W szkole już rozeszła się plotka, że mam dziewczynę, więc powinno być dobrze! Jeszcze raz ci dziękuję :3"
Nie zdążyłem nawet dojść do skutera, gdy mój telefon zawibrował. Odebrałem wiadomość
,,Hej, to świetnie! Jeden problem z głowy. Teraz będzie tylko lepiej. Wiedziałem, że dasz sobie radę. Może to jakoś uczcimy?"
,,Brzmi super..." - Zawahałem się. Powinienem teraz coś mu zaproponować? A może sensei chce mnie przekonać, żebym zaprosił go na randkę? Nie... na pewno by nie kazałby mi nigdy wydawać pieniędzy... on jako jedyny. Ale... zasłużył na to, żebym chociaż raz ja zabrał go gdzieś.
,,Jesteś wolny po południu? Może bym wpadł..?" - Przeczytałem wiadomość, którą napisałem. Brzmiała jakoś tak... okropnie. Skasowałem ją i napisałem jeszcze raz.
,,Brzmi świetnie. Może wpadnę pod wieczór? Albo kiedy będziesz miał czas? - Zamknąłem oczy i nacisnąłem guzik ,,wyślij".
,,Bardzo chętnie. Pomyśl, co chciałbyś zrobić. Jak rodzice się zgodzą, to może wpadniesz i zostaniesz na noc? Obejrzelibyśmy jakiś film, czy coś?"
Serce tak odrobinkę mi się zatrzymało, a na policzkach pojawił się ponownie rumieniec. Szybko pokręciłem głową. Nie... to, że mnie zaprasza do siebie, wcale nie musi oznaczać, że w końcu... ,,skonsumujemy" nasz... nie, przecież nie jesteśmy w związku. Ale po prostu... że w końcu pójdziemy do łóżka.
,,Bardzo chętnie, jeżeli nie będę ci przeszkadzać"
,,Wiesz, że ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Czekam wieczorem."
Wziąłem głęboki wdech. Dobra, jeżeli dzisiaj do niczego między nami nie dojdzie, to poważnie z nim porozmawiam. W końcu... byłem mężczyzną, byłem gotowy przespać się z facetem... jakkolwiek żenująco i okropnie by to nie brzmiało. Odpaliłem skuter i wjechałem na ulicę, ale myślami byłem daleko stąd. Jeżeli udowodnię senseiowi, że jestem na to godowy, w końcu może by do czegoś doszło. No i nasze lekcje przeszłyby na zupełnie nowy poziom. Nie, żebym się do tego jakoś bardzo spieszył, ale z dnia na dzień, gdy zbliżałem się coraz bardziej do senseia, czułem, że chcę to zrobić. Chcę, żeby mnie nauczył tego wszystkiego, bym mógł lepiej go zrozumieć jako geja. Znaczy... biseksualistę.
Zajechałem pod dom. O dziwo wewnątrz zauważyłem jakiś ruch. I to spory. Po Pai się tego nie spodziewałem, chyba, że na szybko starała się posprzątać po imprezie.
Zostawiłem skuter pod domem i wszedłem do środka. Gdy zostawiłem buty w specjalnym przedsionku i wszedłem do przedpokoju, przede mną niemal przebiegła matka, ubrania w czarną, elegancką sukienkę. Podążyłem za nią wzrokiem. Rzadko się zdarzało, żeby rodzice czymś się tak przejmowali. A matka chyba biegała tylko wtedy, gdy chodziła z koleżankami na fitness.
- Coś się stało? - Zapytałem, ale matka mnie zignorowała, udając się od razu do swojej sypialni. Wszedłem do kuchni, gdzie ojciec rozmawiał nerwowo przez telefon z kimś.Ubrany był w białą koszulę od garnituru, a na blacie leżała jego czarna marynarka. Wyglądało na to, że dopiero wrócił z pracy. Tylko... czemu tak wcześnie?
- Nic mnie to nie interesuje - Powiedział agresywnie. - Szukam kogoś, kto mi to załatwi w pół godziny. I ani minuty dłużej. Jestem w stanie zapłacić podwójnie - Kiwnął głową w moją stronę, gdy mnie zobaczył, ale całkowicie skupił się na telefonie. - Tak? Mhmm... dobrze, czekam pól godziny z zegarkiem w ręku - Rozłączył się i odłożył telefon na blat. - dobrze, że jesteś, pomożesz mi. Rozłóż obrus i talerze i sztućce. Aha, dostaw jedno krzesło i rozsuń stół, bo będziemy mieli trójkę gości, więc weź siedem zestawów. A potem ubierz się elegancko. Nie, najpierw ściągnij Pai. Powiedz, że jak w ciągu piętnastu minut nie dotrze do domu to ma szlaban na wszystko i obcięte kieszonkowe.
- Niezapowiedziani goście? - Zapytałem, wyciągając telefon.
- Jak mogli się nie zapowiedzieć wcześniej? Dali nam przed chwilą znać, że będą za jakieś czterdzieści minut, bo wracają z jakiejś uroczystości - Był naprawdę zły i nawet nie próbował tego ukrywać. Najchętniej bym się błyskawicznie ulotnił, ale wiedziałem, że nie jest to w tej chwili możliwe. Musiałem się uwijać, by wszystko było idealne. W końcu co to za perfekcyjna rodzina, gdzie podczas nagłego spotkania nie wszyscy są w stu procentach gotowi, nie ma wyśmienitej kolacji i wysprzątanego mieszkania?
Wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do Pai, ale nawet nie zdążyłem wybrać numeru, gdy ojciec zabrał mi komórkę i zaczął w nią stukać.
- Zapomnij, ja zadzwonię do niej. Ty rozłóż stół, obrus, talerze, wyciągnij dodatkowe krzesło z szafy... aha, jeszcze sztućce i szklanki. Nie, kieliszki. Te kryształowe. Halo, Pai? Nie, nie Sashi. Trochę szacunku gówniaro. Gdzie jesteś? To świetnie się składa, masz być za dziesięć minut w domu. Nie interesuje mnie to, mamy mieć gości - Jego wzrok padł na mnie. Ostentacyjne uniesienie brwi było aż nazbyt wymowne. Pobiegłem niemal do szafki po obrus. Potem rozsunąłem stół. Normalnie był na maksymalnie sześć osób, ale dało się go rozłożyć, by był trochę większy. Szybko się tym zająłem, nałożyłem na blat szary, stylowy obrus, a potem zabrałem się szybko za rozkładanie naczyń.
- I lepiej bądź - Zakończył rozmowę ojciec i odłożył mój telefon na blat. - Uch... jak można się zapowiadać pół godziny wcześniej? Jestem wkurzony. Błagam, niczym mi dzisiaj nie podpadnij, jestem na skraju wytrzymałości. A do matki lepiej się nie odzywaj, o ile nie chcesz usłyszeć, że niepoprawnie oddychasz. I idź się przebrać, jak już skończysz. Naprawdę... zamiast zatrudnić catering, który ogarnie całą zastawę, musimy zamówić coś względnie jadalnego, byśmy mogli to podać. Jak się spóźnią, to zniszczę tę restauracje.
- Ummm... a do której zostają goście? - Zapytałem nieśmiało, rozkładając sztućce i szklanki.
- Nie wiem, pewnie do późna. Jak nie zdążysz odrobić lekcji, to napiszę ci usprawiedliwienie. A teraz idź się ładnie ubrać. Aha, tylko nie garnitur, nie mogą wiedzieć, że tak na nich czekamy. Elegancko i schludnie, ale bez przesady. Może koszula? I uczesz włosy, wyglądasz, jakbyś miał siano na głowie.
Zabawne, ale nie spodziewałem się, że usłyszę tego typu słowa od kogokolwiek innego, niż matka. Zachowałem jednak swoje inteligentne uwagi dla siebie. Przynajmniej kiedy rodzice buzowali ze wściekłości.
Poleciałem szybko na górę, żeby się ogarnąć i przebrać. Otworzyłem szafę i przejrzałem się w lustrze. Ściągnąłem bluzkę, którą miałem na sobie i zamieniłem ją na czarną koszulę.
 Świetnie, nie dość, że będziemy musieli się opiekować kolejnymi gośćmi rodziców, to jeszcze moje plany...
Zamarłem całkowicie, gdy zacząłem poprawiać kołnierzyk i mój wzrok padł na malinkę, która nieco zbladła od wczoraj, ale dalej aż raziła po oczach. Pewnie gdyby ojciec nie był tak zdenerwowany, by ją zauważył.
Po pierwsze... cholera, jak ja miałem to teraz ukryć?! A co gorsza, musiałem odwołać spotkanie z senseiem. Sięgnąłem do kieszeni, ale moja dłoń natrafiła na pustkę. No tak... zostawiłem telefon na dole. Podszedłem do drzwi, ale zatrzymałem się, nim zdążyłem wyjść. Jeżeli ojciec był dalej zły, wywaliłby mnie w kuchni w ciągu kilku sekund. A jeżeli nawet pozwoliłby mi wziąć telefon... odruchowo dotknąłem malinki na mojej szyi. Nie mogłem pozwolić im jej zobaczyć... nigdy. Tylko jak to ukryć...
Wpadłem na genialny pomysł. Pai przecież używała tych wszystkich swoich mazideł do twarzy. Musiała mieć tam coś, czym dałoby się ukryć malinkę.
Wymknąłem się z pokoju i przemknąłem do naszej wspólnej łazienki. Była sporym pomieszczeniem, z dużą wanną i ścianach z morskimi motywami. Podszedłem do umywalki, nad którą wisiało duże lustro, w ramce w kształcie fal. Pod nim znajdowała się półeczka na najpotrzebniejsze rzeczy. Domyślnie na szczoteczki do zębów i pastę, ale w praktyce cała była zawalona kosmetykami i innymi mazidłami Pai. Zacząłem je po kolei przeglądać. Ona chyba tutaj miała całą dżunglę wciśniętą w słoiki, ale nic, co mogłoby mi pomóc. Pai mogłaby je jakoś podpisać. Otworzyłem kolejne pudełeczko, tym razem wypełnione jakimiś kuleczkami. Tym się w ogóle malowało? Wolałem nie ryzykować, że to jeszcze zepsuje, więc odłożyłem je zaraz i wziąłem... jakieś coś. Tym razem bardziej wyglądało jak kosmetyk. Chyba to był puder. Pudełko było podzielone na dwie części. W jednej znajdował się proszek w kremowym kolorze, a w drugim jakiś dziwny pędzelek, pewnie do nakładania tego proszku. Nie miałem wyjścia. Wziąłem pędzelek i zacząłem nakładać sobie puder na szyję.
- Cholera - Mruknąłem, kiedy zauważyłem, że nie dość, że w żaden sposób nie zamaskowałem malinki, to cały proszek spadł mi na koszulkę, zostawiając na niej blady ślad. Odłożyłem pudełko i zacząłem strzepywać z siebie brud.
- Co ty wyprawiasz? - Odwróciłem się gwałtownie w stronę drzwi, gdzie stała Pai. Zamarłem na chwilę. Musiałem wyglądać idiotycznie, gapiąc się w nią zaskoczony, z koszulką w pudrze, przed całym szeregiem otwartych kosmetyków. Wyprostowałem się gwałtownie i przyłożyłem dłoń do szyi.
- Umm... ja... ja... - Nie zdążyłem dokończyć. Pai wpadła do łazienki i odepchnęła mnie od zlewu. Spojrzała na swoje kosmetyki, a potem na mnie - Czy ty używasz moich kosmetyków? Jesteś gejem, czy coś?
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że nie uda mi się uniknąć wyjaśnienia.
- Pai, potrzebuję twojej pomocy - Mruknąłem i z widocznym rumieńcem odsłoniłem malinkę na szyi. Pai aż otworzyła szerzej oczy, ale na jej ustach pojawił się delikatny, rozbawiony uśmieszek.
- No proszę, proszę... - Zrobiła krok w moją stronę i spojrzała na malinkę. - Ktoś tu w końcu sobie znalazł dziewczynę? Coś tak czułam, że ostatnio coś mało nerdzisz w domu. Nie sądziłam, że ten dzień nadejdzie. Opowiesz coś o niej? Od kiedy ze sobą sypiacie? O kurde, mój kujonowaty, nudny braciszek w końcu zaczął zabawiać się z dziewczyną.
- Czy... naprawdę musimy o tym rozmawiać? - Świetnie, kolejna osoba, która się ze mnie nabijała i wprowadzała mnie w zażenowanie. - Pomożesz mi? Błagam.
- Pytanie, co będę za to miała - Uśmiechnęła się triumfalnie i uniosła głowę. No tak... mogłem się tego spodziewać.
- Zrobię co tylko zechcesz. Czego chcesz? - Trochę się obawiałem, co sobie wymyśli. Od lat nie miała na mnie żadnego haka. Mogła wymyślić wszystko, co mnie skompromituje. Pai chwilę milczała, z dość sadystycznym uśmieszkiem.
- No dobra, mam. Pamiętasz tę rodzinkę, która była tutaj kilka tygodni temu? - Zmarszczyłem brwi. W końcu sobie przypomniałem.
- Taka parka z synem?
- Tak, to oni. I właśnie oni dzisiaj nas odwiedzą. Może pamiętasz, że... tamten chłopak nie był mną zbyt zainteresowany. Nie wiem swoją drogą, dlaczego - Powiedziała z widoczną niechęcią. - Dobra, powiem wprost. Chcę go zdobyć.
Zamrugałem kilka razy, wpatrując się w nią zaskoczony. Miałem wrażenie, że rozumiem coraz mniej i mniej.
- I... jaki to ma związek ze mną.
- O jeny... - Westchnęła ciężko. - Ale ty jesteś niedomyślny. On cię lubi. Albo udaje, że cię lubi. Wykorzystasz to. Zbliżysz się do niego, zaprzyjaźnisz się, a potem dowiesz się, co lubi, jakie dziewczyny, o czym lubi rozmawiać, a potem przekonasz go, żeby poszedł ze mną na randkę. Wtedy... pomogę ci ukryć to, że masz dziewczynę.
Zagryzłem dolną wargę. Kuro... bo chyba on tak się nazywał, wydawał się sympatyczny, ale miałem ostatnio tyle kłótni z osobami bliskimi, że nie wiedziałem, czy chcę kolejnych przyjaciół. Z drugiej strony, chyba nie miałem za bardzo wyboru. Zresztą, chodziło tylko o to, żeby... cholera, miałem zrobić z Kuro to samo, co ludzie robili ze mną. Wykorzystać i olać.
- No dobra - Powiedziałem w końcu. Wyczuwałem, że będę miał ogromne wyrzuty sumienia, ale rodzice nie mogli się dowiedzieć prawdy. - Zrobię wszystko, co będę mógł.
- Umowa? - Podniosła zaciśniętą pięść z wystawionym małym palcem. Aż mi się przypomniało, gdy byliśmy dziećmi. Podniosłem pięść i chwyciłem jej mały palec, moim.
- Umowa. A teraz błagam, pomóż mi, nim rodzice zaczną się wkurzać, że długo się zbieramy.
Pai przewróciła oczami. Podeszła do szafki i wzięła kilka identycznie wyglądających buteleczek z kremową zawartością. Przyłożyła jedną do mojej szyi, pokręciła głową, przyłożyła inną i jeszcze inną. Cholera, ile ona miała tych wszystkich...
- Właściwie co to?
- Fluid - Mruknęła, przykładając mi jakieś dwie buteleczki do szyi. - Cholera, ale ty jesteś blady. Mógłbyś częściej wychodzić na dwór. Jak mam dobrać coś, co będzie pasować do twojej białej jak papier skóry? Dobra, mam coś. Nie będzie to wyglądać całkowicie naturalnie, ale masz na szczęście względnie długie włosy, to może zasłonią trochę tę ciemną plamę - Wycisnęła dozownikiem trochę kremowej mazi. Odchyliłem głowę i zgarnąłem włosy, żeby odsłonić szyję, na którą zaczęła nakładać tę dziwną rzecz.
- Jesteś wampirem, czy jak? - Westchnęła. - Moi znajomi mają ciemniejsze zęby niż ty skórę. A to wcale nie tak, żeby ich nie myją - Zaczęła przyklepywać moją skórę. Odsunęła się, spojrzała na mnie i znowu wzięła coś z szafki. O dziwo puder, który wziąłem wcześniej i pobrudził mi całą koszulkę. Jeszcze bardziej odchyliła moją głowę i lekko zaczęła jeździć po skórze pędzelkiem.
- No dobra... - Powiedziała w końcu. - Jakoś to wygląda. Serio, powinieneś się trochę opalić. Gdybyś nie był takim nerdem, może nawet zabrałabym cię na plaże z moimi kumplami.
Spojrzałem w lustro. Czerwonawo-fioletowa malinka była całkowicie niewidoczna. Zamiast niej widziałem plamę, trochę ciemniejszą od mojej skóry, ale nie wyróżniała się ona zbytnio na tle skóry, ładnie przechodziła w mój naturalny kolor.
- Dzięki wielkie - Zwróciłem się do Pai. - Ratujesz mi życie.
- Nie dziękuj, tylko zdobądź numer od Kuro. A teraz muszę poprawić makijaż - Odepchnęła mnie od lustra i sama zaczęła przeszukiwać półkę z kosmetykami.
- Właściwie... to dlaczego tak ci na nim zależy? - Zapytałem nagle. Z tego co widziałem, to Pai nie mogła narzekać na brak chłopaków. Raczej nie dlatego, że była ładna, czy inteligentna, ale bogata i łatwa. Co nie zmieniało faktu, że kręciło się dookoła niej sporo osób.
- Rety, ale ty jesteś nie w temacie - Westchnęła, malując usta szminką. - Po pierwsze, jest przystojny. I to cholernie. Po drugie, ma kasę. Nie to, co frajerzy, z którymi się zadaje.
- Zaraz, bo nie rozumiem. My też mamy kasę.
- Ech... facet tego nie zrozumie. Nie chcę płacić zawsze za randkę, a na koszt faceta chodzić co najwyżej do kina. Zresztą, to facet powinien utrzymywać rodzinę. Jak się wyprowadzę, chcę, żeby ktoś mnie utrzymywał.
- Czyli nie chcesz sama pracować? Chcesz być zawsze zależna od kogoś? - Spojrzałem na nią zaskoczony. W tej chwili rodzice nas utrzymywali, ale nie mogli robić tego wiecznie. Naprawdę chciała prowadzić takie życie?
- Oczywiście, że nie - Uśmiechnęła się. - Chcę znaleźć męża, który będzie mnie utrzymywał.
- Czekaj... chcesz wyjść za Kuro? - Powiedziałem, mocno zszokowany. Pai miała osiemnaście lat, ale nawet przez chwilę by nie pomyślał, że chociażby przeszło jej przez myśl, że kiedyś weźmie ślub.
- Oh... Sashi... czy ty w ogóle wiesz, jak działa świat? Nie muszę wychodzić za Kuro... chociaż byłby spoko mężem.
- Widziałaś go raz w życiu... - Powiedziałem, coraz bardziej i bardziej zaskoczony.
- Ale jest bogaty i przystojny. A jeżeli nam się nie ułoży - na pewno ma on jakichś bogatych i przystojnych znajomych. Któryś na pewno podpasuje mi wystarczająco, żebym wyszła za niego za mąż. No i wiesz... faceci z takich bogatych domów mają spore ambicje i możliwości. Będzie mnie utrzymywał do końca życia, a ja nie będę musiała się męczyć ze... studiami i tak dalej. No i będę się mogła skupić na mojej karierze twórcy gier - Uniosła głowę z uśmiechem. Pai zawsze marzyła o pracy, w której nie musiałaby pracować, a za taką uważała cokolwiek związanego z graniem w gry. Ale nawet ona nie była tak głupia, żeby wierzyć, że bez żadnego doświadczenia czy studiów uda jej się osiągnąć sukces. Stąd pewnie pomysł złapania bogatego męża.
- Albo będę sama tworzyć gry, a w najgorszym wypadku zostanę ich testerem. Ale do tego czasu ktoś powinien mnie utrzymywać - Powiedziała z dumą. Z dołu rozbrzmiał naglący krzyk ojca. Spojrzałem jeszcze raz w lustro i strzepałem resztki pudru z koszuli.
- Powiedz, że zaraz zejdę - Rzuciła Pai i machnęła na mnie dłonią, żeby wygonić mnie z pomieszczenia. Wolałem nie prowokować rodziców, więc pobiegłem zaraz na dół, by przygotować się do przyjęcia gości

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Lekcja życia XXXIV - Lekcja spostrzegawczości


Od rana dręczył mnie ból brzucha. Malinka na mojej szyi wydawała się piec, ale nie przez to, że sensei zassał się na mojej skórze, ale bardziej dlatego, że wiedziałem, że od tego jednego, małego, czerwonego śladu może zależeć, czy będę miał jakiekolwiek życie w szkole... dobrze, ze rodzice tego nie zauważyli. W sumie mogłem się tego spodziewać. Gdy wróciłem do domu, ci byli jeszcze w pracy... przynajmniej co do ojca miałem pewność. Po tym, jak do matki przyszedł jej... ,,kolega" nie czułem się tak pewny jeżeli chodzi o nią. W każdym razie w ogóle ich nie widziałem. Pai tak samo, pewnie siedziała u swojego nowego chłopaka... o ile relację opartą na wzajemnym wykorzystywaniu się można nazwać ,,związkiem".
Po dzwonku budzika jeszcze dłuższa chwilę wpatrywałem się w sufit. Mogłem uciec... olać szkołę i w trybie ekspresowym się przenieść, ale wtedy nikt by nie miał wątpliwości, że jestem gejem... wiadomości szybko się rozchodzą, w końcu dotarłoby do każdej szkoły, w której bym się znalazł.
Wstałem z łóżka. Wziąłem szczotkę i podszedłem do lustra, żeby uczesać niesforne włosy. W odbiciu malinka na mojej szyi wydawała się wręcz bić po oczach. Sensei był dorosły... powinien wiedzieć co robi, ale... co jeżeli to tylko pogorszy sytuacje?
Postanowiłem nie myśleć o tym więcej, niż jest to konieczne. Odłożyłem szczotkę i poszedłem do łazienki. Co będzie to będzie. W najgorszym wypadku zapłacę Adzie za milczenie, albo zgodę na to, żebym mógł odejść... do innej szkoły, jakiejkolwiek. Nawet mógłbym iść dokładnie tam, gdzie uczy się Pai. Mógłbym pójść do jakiejkolwiek, nawet najbardziej wymagającej i prestiżowej szkoły, byleby nie żyć w ciągłym strachu.
Na szczęście miałem na dziewiątą do szkoły. Rodzice już wyszli, a Pai... pewnie spała, chyba, że rodzice osobiście ją odwieźli, żeby na pewno nie opuściła kolejnego dnia szkoły.
Pogoda była ładna, więc zdecydowałem się pojechać skuterem. Ale nim zdążyłem na niego wsiąść, mój telefon rozbrzmiał znajomą melodią, informując mnie o smsie. Serce na chwilę mi stanęło, gdy zobaczyłem na wyświetlaczu imię Chiko.
,,Wczoraj uciekłeś. Rozumiem, że chciałeś sobie wszystko przemyśleć. Mam nadzieję, że nie uciekasz. Ada będzie na ciebie czekała po szkole. Masz jedną szansę, nie schrzań tego"
Schowałem telefon. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, ale próbowałem o tym nie myśleć. Wjechałem na ulicę i ruszyłem do szkoły. W głowie kłębiło mi się setki myśli - a co, jeżeli zaczną się nabijać z malinki? Albo stwierdzą, że to mi zrobił chłopak? Albo nikt mi nie uwierzy?
Zajechałem pod szkołę. Dalej było mi niedobrze, ale postanowiłem chociaż udawać pewnego siebie. Wszedłem do środka. Mimo tego, czego się spodziewałem, nagle wzrok wszystkich nie padł na mnie. Wręcz przeciwnie, parę osób na mnie zerknęło, ale zajęci byli swoimi sprawami. Trochę mnie to uspokoiło. Przynajmniej nagle nie stałem się sensacją... większą niż kiedyś.
Gdy znalazłem się pod salą, poczułem się już minimalnie gorzej. Paru chłopaków, których znałem bardziej z wyczytywania listy w klasie, niż rzeczywistej znajomości, wydawali się zerkać w moją stronę.
Spoko Sashi, nie stresuj się... przecież to nic, zawsze na ciebie patrzą. Przestań myśleć o tym!
Wziąłem głęboki wdech i całkowicie skupiłem się na książce. Ciągle się balem, zwłaszcza spotkania z Adą, ale stając twarzą w twarz z lękiem, ten wydawał mi się jakoś odrobinę mniej przerażający. Gdy rozbrzmiał dzwonek, wstałem z miejsca i ruszyłem w stronę klasy z szybko bijącym sercem. Zobaczy mnie? Czy w ogóle przyszła dzisiaj do szkoły? A może zdecydowała się w ogóle olać zajęcia, bo teraz ja mogłem ją utrzymywać. A do końca liceum pewnie zdobędzie kasę, by się utrzymać, aż znajdzie sobie nowego sponsora. A znajdzie z pewnością, z takimi atrybutami.
Rozejrzałem się po klasie. Było tu już trochę osób, ale wśród nich nie było Ady. Trochę mnie to uspokoiło. I przeraziło jednocześnie. Wiedziałem, że teraz tak naprawdę jedyne o czym będę myślał, to o tym, czy Ada przyjdzie i kiedy.
- No dobrze klaso, otwórzcie podręczniki i zeszyty, dzisiaj zabierzemy się za... - Zaczął nauczyciel, a ja, próbując nie myśleć o niczym i nie zerkając w stronę drzwi, skupiłem się na lekcji. Rozwiązywałem kolejne zadania z matematyki. Po kilkunastu minutach udało mi się nawet prawie całkowicie myśleć o rachunku prawdopodobieństwa. Mniej więcej w połowie lekcji poczułem szturchanie w plecy. Obejrzałem się przez ramię na siedzącego za mną chłopaka, który dopiero co dźgał mnie ołówkiem. Spojrzałem na nauczyciela, ale ten całkowicie skupił się na rozpisywaniu zadania na tablicy, więc mogłem zwrócić się do chłopaka.
- Hej Sashi, mam sprawę - Szepnął cicho, żeby nie zwrócić niczyjej uwagi. - Wiesz, jest jedna laska... - Moje serce na krótką chwilę się zatrzymało. Mówił o Chiko? Adzie? Cholera, już teraz rozpuściła plotkę, że jestem gejem?! - Chodzi do równoległej klasy, raczej nie znasz - Serce znowu ruszyło, ale biło znacznie szybciej. Ani Ada ani Chiko nie chodziły do równoległej klasy, a mimo to się bałem, że chodzi o jedną z nich. - To moja znajoma. I... słuchaj, nie będę owijać w bawełnę. Leci na ciebie. Od jakiegoś czasu. I nawet chciała zagadać, ale nie miała śmiałości - Wielki kamień spadł mi z serca. Czyli nie chodziło o tę sprawę z kinem. Poczułem taką ulgę, że o mało co nie odetchnąłem ciężko.
- Oh, serio? - Zapytałem zaskoczony. Jakkolwiek miłe to nie było, w tej chwili nie miałem najmniejszej ochoty na związki. Zwłaszcza, po ostatniej akcji w kinie. - Too... całkiem miłe.
- No tak i nawet chciała zagadać. Ale teraz... muszę zapytać cię, zanim pozwolę mojej koleżance się ośmieszyć. Masz dziewczynę?
Uśmiechnąłem się delikatnie. TAK! Sensei, po prostu cię kocham!
- Umm... t-tak... przepraszam, od kilku tygodni spotykam się z jedną dziewczyną - Powiedziałem z przepraszającym uśmiechem, chociaż wewnątrz niemal skakałem z radości i byłem gotów krzyczeć.
- Coś na poważnie? - Nie byliśmy kolegami, więc chyba po prostu chciał się upewnić, że jego koleżanka nie ma u mnie szans.
- Noo... chyba tak. To nie jest długo, ale bardzo mi na niej zależy. Dlatego... przeproś ode mnie swoją koleżankę...
- Taaa - Westchnął. - Obawiała się, że usłyszy taką odpowiedź. No nic, powodzenia.
- Dzięki - Rzuciłem i wróciłem do lekcji. Miałem wrażenie, jakby wielki kamień spadł mi z serca. Jedna osoba już wiedziała, że ,,mam dziewczynę". A znając realia szkoły czułem, że lada chwila cała szkoła się dowie, że któraś dziewczyna mnie usidliła. Pewnie większość i tak stwierdzi, że poleciałem na laskę, która będzie ze mnie robiła bankomat, ale to i tak było lepsze, niż kłamstwa Chiko.
Lekcja minęła szybko i wyszedłem na korytarz. Byłem tak cholernie szczęśliwy. Nie spodziewałem się, że to wszystko pójdzie tak łatwo. Musiało chodzić o malinkę na szyi. Inaczej nikt by nie podejrzewał, że mogę mieć dziewczynę. I to subtelne ,,ale teraz", które rzucił chłopak. Nie miałem najmniejszej wątpliwości, że chodziło o ślad na mojej szyi.
 Gdy znalazłem się daleko poza salą, wyciągnąłem telefon. Od razu wyświetlił mi się komunikat o dostarczonej wiadomości. Oczywiście od senseia.
,,I jak? Aga jest w szkole? Dręczyła cię? Koniecznie powiedz, jak rozwinęła się sytuacja"
,,Ada, nie Aga. I nie, jeszcze jej nie ma. Mamy się spotkać po szkole. Ale chyba zadziałało. W szkole naprawdę myślą, że to dziewczyna zrobiła mi malinkę. Myślę, że wszystko się ułoży. Dam ci znać po szkole"
Schowałem telefon i poszedłem pod salę. Zauważyłem na korytarzu chłopaka, który do mnie zagadał na lekcji. Siedział w grupie innych chłopaków i miałem wrażenie, że wszyscy zerkają w moją stronę. Telefon znowu zawibrował. Spojrzałem na ekran, na którym wyświetliła się kolejna wiadomość.
,,Super, trzymam kciuki. Pamiętaj, chociaż udawaj pewnego siebie. Wbrew pozorom, dziewczyny nie wyczuwają strachu. Nie dawaj po sobie poznać, że się boisz i będzie dobrze. Powodzenia"
Uśmiecnąłem się. Sensei był naprawdę niesamowity. Niby nie chciałem chodzić na randki, ani nic w tym rodzaju, ale lekcje z senseiem to było coś innego. On mnie uczył. I nie zaprzepaściłbym tych lekcji za żadne skarby.