piątek, 29 listopada 2013

Zajączek XVI - Ponowne spokanie

W końcu nadszedł przeddzień balu. Nie miałem ochoty tam iść. Zacząłem tracić chęć na cokolwiek. Czemu Tochi nie odpowiedział? Pisałem do niego już kilkakrotnie, pytając co u niego i jak się czuje. Nie odpisał ani razu. Całe szczęście wszyscy byli zbyt zajęci balem, żeby się mną przejmować. Nawet rodzice spędzali teraz czas w domu, zajmując się wszystkim. Rzuciłem się na łóżko, czując jak łzy zaczynają cisnąć mi się do oczu. Nie umiałem żyć bez Tochiego. Nagle usłyszałem ciche stukanie w okno. Za nim siedziała ruda wiewiórka, wystukując orzeszkiem rytm na szybie. Kiedy zbliżyłem się do okna tylko spojrzała na mnie, przekręcając głowę. Zabawne... Ris zachowywał się podobnie. Można by pomyśleć, że dzikie zwierzę od razu powinno uciekać od ludzi, ale on zawsze lubił moje towarzystwo. Podszedłem do okna. Wiewiórka nie uciekła. Spojrzałem na bramę od domu. Z daleka zobaczyłem dwie postacie. Jedną z nich na pewno był strażnik, drugiej przez odległość nie byłem w stanie poznać. Wyglądali jakby się kłócili. Wziąłem lornetkę, żeby bliżej się przyjrzeć aferze. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Rzuciłem lornetkę na ziemie i pobiegłem na dół. Strażnik nie miał prawa wpuszczać kogokolwiek spoza listy gości. Jeżeli ktoś był na liście przyjaciół rodziny musiał się skontaktować z nami czy może wejść. Jeżeli zaś kogoś widział po raz pierwszy lub drugi a nie był on na liście, po prostu odsyłał go z niczym. Było to oczywiste, że go nie wpuści. Zbiegłem szybko po schodach i wybiegłem na dwór, nie przejmując się czymś tak trywialnym jak zamknięcie drzwi, czy przeproszenie Kashikoiego, za to, że o mało go nie staranowałem. Nie mogłem uwierzyć, że po tak długim czasie, teraz tak po prostu on do mnie przyszedł. Miałem zamiar się na niego złościć, że tak długo mnie ignorował, ale zbyt cieszyłem się na jego widok. Gnałem dróżką przez ogród, która nagle wydała mi się okrutnie długa. Tochi przedarł się przed bramę i starał się dogadać z ochroniarzem, żeby móc wejść. Gdy tylko mnie zobaczył, uśmiechnął się delikatnie. Widziałem jak strażnik patrzy to na mnie, to na niego, najwidoczniej niepewny tego, co powinien zrobić. Kiedy od Tochiego dzieliło mnie tylko kilka metrów, wyciągnął ręce w moją stronę. Rzuciłem się w jego ramiona, zarzucając ręce na jego szyje i wpijając się w usta. Nawet przez chwile się nie zawahał, zanim odwzajemnił mój pocałunek i oparł ręce na moich biodrach. Musiałem stanąć na palcach by bez problemu dosięgnąć jego ust. Nie obchodziło mnie, że moja rodzina może mnie zobaczyć, a ochroniarz stał tuż koło nas. Cieszyłem się, że mam Tochiego przy sobie. Czyli jednak o mnie nie zapomniał... może... może nawet dalej mnie kochał. Przez namiętne pocałunki moje nogi miękły a w oczach pojawiły się łzy. Kiedy odsunąłem się od niego, miałem wrażenie, że zaraz się popłaczę. On naprawdę wrócił... do mnie?
-W porządku?
Kiwnąłem głową i starłem łzy z oczu. Spojrzałem wymownym wzrokiem na ochroniarza, który kiwnął głową i ruszył w kierunku swojego domku. Spojrzałem wtedy na Tochiego. Uspokoiłem się trochę i dotarło do mnie, jak żenująco się zachowałem na jego widok. Puściłem jego szyje, robiąc krok w tył i opuszczając głowę. Tochi nie robił problemu z wypuszczeniem mnie. Poczułem jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
*No dalej! Odezwij się Tochi! Dlaczego się nie odzywasz?!*
-w porządku zajączku?
Podniosłem twarz patrząc w jego oczy. Wyglądał na zmartwionego, jakby się czymś przejmował. Chyba nie przyszedł tutaj tylko po to, żeby mnie zostawić? Na samą myśl po policzkach bezwładnie zaczęły spływać łzy.
-Zajączku... co się stało? Nie.. nie płacz, przecież...
Próbował mnie w ten sposób pocieszyć, ale raczej z marnym skutkiem.
-Jeżeli masz zamiar mnie zostawić, to po prostu to powiedz! Zadałeś sobie tyle trudu, żeby tu przyjechać i powiedzieć mi to w twarz, więc miej odwagę to zrobić!
-Co... zostawić cię?... O czym ty mówisz, zajączku?
-Bo... nie odpisywałeś tyle czasu... a teraz przyjechałeś... ja wiem, że chciałeś mnie zostawić... przewidziałem to... ja... nic dla ciebie nie znaczę!
Ponownie zalałem się łzami, bezskutecznie próbując doprowadzić moje emocje do normalnego stanu. Tochi stał przez chwilę oszołomiony, widocznie nie wiedząc jak ma zareagować. W końcu złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie, dusząc w mocnym uścisku.
-Nigdy nie chciałem cię zostawiać... kocham cię zajączku. Cokolwiek przewidziałeś, musiało to być sennym koszmarem.
-Więc czemu nie napisałeś przez tyle czasu!?
Krzyknąłem oskarżycielsko, odpychając go od siebie.
-Kiedy dostałem twoją wiadomość pomyślałem, że stało się coś złego, więc postanowiłem zaraz przyjechać. Niestety musiałem poczekać na busa, który jedzie do twojego miasta, co zajęło kilka dni. Nie chciałem rozmawiać z tobą przez smsy, bo bałem się, że to coś poważnego.
-Więc... nie chciałeś mnie opuścić?
-Jasne, że nie. Przecież cię kocham. Ale gdybym wiedział, że tak się zachowasz na mój widok, poczekałbym chwilę dłużej z przyjazdem.
Uśmiechnął się szeroko, tak jak zawsze. Musiałem wstrzymywać się z całych sił, żeby ponownie nie rzucić mu się w ramiona i nie rozpłakać. Jakoś musiałem ocalić resztki mojej dumy. Prychnąłem więc i odwróciłem się do Tochiego.
-Nie myśl sobie nie wiadomo czego. To, że się ucieszyłem na twój widok, jeszcze o niczym nie świadczy.
-Świadczy o tym, że mnie kochasz.
-Wcale, że nie! Mogłeś wcale nie przyjeżdżać!
Czułem jak na moje policzki wstępuje rumieniec. No tak, prawie zapomniałem jak Tochi łatwo umiał mnie zażenować. Chwilę potem poczułem ręce obejmujące mnie od tyłu.
-Tak, wiem. Też cię kocham.
Wtedy do mnie dotarło, że przecież moja rodzina w każdej chwili może nas zobaczyć. Wyrwałem się więc gwałtownie z ramion Tochiego.
-Oszalałeś?! Przecież jesteśmy pod moim domem! Moja rodzina może nas zobaczyć.
-Ochroniarz ci przecież nie przeszkadzał...
-On nic nie powie. Zbyt wiele by stracił gdyby został zwolniony.
-No tak... przepraszam zajączku. Ale stęskniłem się za tobą. Nawet nie wiesz jak pusto jest w domu, bez ciebie.
-Naprawdę? To te wszystkie zwierzaki nie dotrzymują ci towarzystwa?
Tochi uśmiechnął się niewinnie, wzruszając lekko ramionami.
-Właściwie to miałeś masę szczęścia, że cię zauważyłem. Pewnie gdybym się nie zjawił to strażnik w końcu wezwałby policje.
-Wiesz... w sumie szczęście nie miało tutaj za wiele wspólnego.
Uśmiechnął się chytrze, unikając mojego spojrzenia. Coś wtedy zaiskrzyło w moim umyśle.
-Nie... nie nie nie nie nie. Nie mów mi tylko, że przyprowadziłeś tutaj jednego ze swoich futrzaków!
Nie odpowiedział, wciąż unikając mojego spojrzenia. Czyli... ta wiewiórka to jednak był Ris!
-Nie wierzę, że go tu przyprowadziłeś! Mój dom to nie jest schronisko! Coś ty myślał zabierając go tutaj?!
-Przepraszam zajączku... po prostu Ris wydawał mi się smutny po twoim odejściu. Pomyślałem, że poczuje się lepiej gdy cię zobaczy. Poza tym... to byłoby nie fair, gdybym ja mógł cię zobaczyć, a on nie.
-Nie rób z mojego domu legowiska dla pcheł i nie przyprowadzaj tutaj tych futrzaków!
Przez chwilę Tochi patrzył na mnie z tęsknotą i lekkim uśmiechem.
-Co?
-Nic... nawet nie wiesz jak się cieszę, że znowu cie widzę.
Zrobiłem krok w tył, żeby przypadkiem nie zostać znowu opleciony ramionami Tochiego. Nie mogłem ryzykować, że ktoś jeszcze nas zobaczy.
-Ale przyznaj, że Ris świetnie się spisał. Gdyby nie on, zapewne musiałbym się tu przekraść w nocy.
-To raczej nie byłoby możliwe. Nasz dom normalnie jest chroniony dziesięć razy bardziej niż 3/4 banków. A teraz, w przeddzień balu rocznicy założenia firmy nawet mysz się tutaj nie przekradnie.
Uśmiechnąłem się dumnie, zadzierając nosa i krzyżując ręce na piersi.
-A wiewiórka się jakoś przedostała...
-Czysty fart. W przeddzień balu nasza rezydencja jest pilnowana lepiej niż dom prezydenta.
-Już drugi raz wspominasz o tym balu. O co chodzi?
-Co roku organizowany jest przesz naszą rodzinę bal, celebrujący rocznice założenia firmy. To jedno z największych wydarzeń w roku. Bycie na tym balu jest porównywalne do zaproszenia na dwór królowej. Tylko najwybitniejsza śmietanka towarzyska ma prawo się tam zjawić. Nawet moi rodzice spędzają te dni w domu. Cały dom jest wtedy na nogach.
-A ja mogę przyjść zajączku?
Zapytał niewinnym wzrokiem z miną zbitego psa. Westchnąłem tylko, kładąc ręce na biodrach.
-Ech... oczywiście, że nie możesz. Zrozum, to wydarzenie najwyższej klasy. Przychodzą rodziny z firmami, które w godzinę zarabiają więcej, niż ty byś zarobił przez całe życie. Nie mogę od tak po prostu zabrać na przyjęcie takiej klasy byle przybłędy.
-Tak nisko mnie cenisz zajączku?
Zapytał udając ból. Spojrzałem tylko na niego znacząco.
-No dobrze, wiem. Nie przyjdę na ten wasz bal. Jakoś nie wyobrażam sobie, żebym był w stanie znieść chociaż godzinę w garniturze.
Uśmiechnął się przy tym w zamyśleniu. No tak... Tochi z mojego snu był tylko złudzeniem. W sumie całe szczęście.
-Panie Tochi, panie Tochi! Witamy pana z powrotem! Co pan tutaj robi?
Wykrzyknął Raito, biegnąc w naszą stronę.
-Byłem w okolicy i postanowiłem wpaść odwiedzić Usagiego. Przy okazji, miło cię widzieć Raito.
-Pana również miło widzieć, panie Tochi. Może pan wejdzie? Co prawda mamy teraz sporo pracy przy balu, ale myślę, że nie będzie problemu z ugoszczeniem pana.
-O ile nie będę przeszkadzał...
-Ależ oczywiście, że nie! Uratował pan przecież nichana! Zawsze będzie pan u nas honorowym gościem!
-W takim razie, chętnie skorzystam z zaproszenia.
Tochi uśmiechnął się szeroko i ruszył za Raito w kierunku domu.
-Ani mi się waż sprowadzać do mojego domu swojego zwierzyńca, jasne?
Szepnąłem cicho do Tochiego, tak żeby Raito nas nie usłyszał.
-Nie martw się. Osobiście przypilnuję, żeby nie wchodzili do domu. Nie chcę przecież, żeby twoja rodzina mnie znienawidziła.
-O... Tochi... więc to na twój widok Usagi wybiegł z domu jak oparzony.
Powiedział Kashikoi jak tylko zobaczył nas w progu. Byli właściwie w tym samym wieku, więc nie musieli mówić do siebie jakoś specjalnie oficjalnie.
-Nie dziwie się. Pewnie zareagowałbym tak samo, gdyby to Usagi mnie odwiedził. W końcu jest on moim jedynym przyjacielem.
-Co się tutaj dzieje? O... pan Tochi, racja? Przykro nam, ale to nieodpowiednia chwila na wizyty. Organizujemy właśnie prestiżowy bal i bylibyśmy wyjątkowo zobowiązani, gdyby pan nie zawracał nam teraz głowy swoją osobą.
-Mamo! Pan Tochi uratował naszemu braciszkowi życie! Nie powinnaś się tak do niego zwracać!
Skarciła moją mamę Hana. Cieszyłem się, że są po stronie Tochiego.
-Jak dla mnie Usagi mógłby zginąć. To straszny głupek.
Powiedziała Enma, wchodząc do przedpokoju, cała w czekoladzie, prawdopodobnie z tortu. No świetnie! Brakowało tylko jeszcze mojego ojca, żeby było jeszcze weselej.
-Co tu się dzieje! Co to za krzyki?! Co to za przybłęda?! Kto go tu wpuścił?! Mało mamy roboty z balem?! Będziecie się jeszcze zajmować jakimś żebrakiem?! Niech no ja tylko dorwe strażnika.
Chciałem to mam. Nagle nabrałem ochoty zapadnięcia się pod ziemie. Spojrzałem na Tochiego, ale on tylko stał spokojnie, z delikatnym uśmiechem przyglądając się całej sytuacji. Jasne, że nie mogłem po prostu stać i płakać. Musiałem stanąć w jego obronie.
-Tato, przestań! Tochi to mój przyjaciel! Uratował mi życie i...
Mój ojciec wyciągnął rękę, uciszając mnie w niemym geście. Wszyscy zamilkliśmy oczekując na to co powie. Przez chwile stał, najwidoczniej zbierając myśli. Chociaż sekundy wlokły się nieznośnie powoli, nikt nie odważył się odezwać. W końcu westchnął i spokojnym głosem powiedział:
-Ty jesteś Tochi?
Pokiwał głową, widocznie wczuwając się w atmosferę i bojąc się odezwać.
-A więc to ty ocaliłeś Usagiego?
Ponownie kiwnięcie głową.
-W obecnym stanie, jestem zmuszony cię przeprosić. Wiele o tobie słyszałem, ale nie spodziewałem się, że będziesz wyglądał tak zwyczajnie. Dziękuję ci za uratowanie Usagiego. Jednocześnie mam nadzieję, że nie masz urazu za nasze szorstkie zachowanie. Jesteśmy wszyscy trochę poddenerwowani. Niestety ze względu na natłok zadań, możemy ci zaoferować jedynie pokój gościnny, ewentualnie jakąś rozrywkę. Obawiam się jednak, że nie będziesz mógł w ciągu najbliższych dwóch dni spędzić wiele czasu z Usagim.

niedziela, 24 listopada 2013

Zajączek XV - Koszmar

W ogromnej, całkowicie pustej sali balowej, w którem muzyka wydawała się rozbrzmiewać ze ścian stałem tylko ja. Rozglądałem się dookoła, lecz nikogo nie dostrzegłem. Byłem za wcześnie? Może goście jeszcze się nie pojawili. Ale skąd dobiegała ta muzyka? Delikatny walc przelewający się chwilami z żywotnością tanga. Jakby dwie te piosenki grały jednocześnie, ale nie przeszkadzały sobie nawzajem. Podszedłem do drzwi wejściowych. Były zamknięte. Zacząłem się z nimi szarpać, ale trzymały mocno.

-Wychodzisz już? Bal się jeszcze nie zaczął.
Usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem się gwałtownie. Na samym środku sali stał Tochi. Był ubrany w elegancki czarny garnitur i wyciągał dłoń w moją stronę w zapraszającym geście.
-Tochi? Co ty tutaj robisz?
-Jak to co? Przyszedłem z tobą zatańczyć. Mogę prosić cię do tańca, zajączku?
Zrobiłem kilka kroków w jego stronę, starając się nie rzucić od razu na jego szyje. Dopiero teraz zauważyłem, że mam na sobie garnitur, który jeszcze wczoraj był na mnie za mały.
-Tochi, a umiesz w ogóle tańczyć?
-Nie wiem. Chodź, zaraz się przekonamy.
Złapałem jego dłoń i przysunąłem się do niego. Pewnym chwytem przytrzymał moją rękę i objął mnie w pasie.
-Zaraz, czemu to ja ma grać dziewczęcą rolę?
-Panna nie ma w zwyczaju zapraszać do tańca. To przecież wbrew etyce. Więc skoro ja cię zaprosiłem, mi jest dane prowadzić.
Dziwne... jego słownictwo było tak niesamowicie wyszukane. Całkowicie nie pasowało do jego statusu społecznego. Muzyka spowalniała. Teraz była ona czystym walcem. Tochi ruszył prawą nogą zaczynając płynny taniec. Nie wiedziałem, że potrafi tak świetnie tańczyć. Miałem wrażenie, że w ramionach Tochiego wręcz unoszę się nad ziemią.
-Naprawdę dobrze tańczysz.
Powiedziałem cicho, patrząc mu w oczy. Uśmiechnął się w odpowiedzi. Chciałem tańczyć z nim choćby przez wieczność.
-Usagi... co ty wyprawiasz?
Zaraz... to nie był głos Tochiego. Dopiero teraz zauważyłem moją rodzinę i znajomych stojących pod ścianą. Jakim cudem pojawili się tutaj tak nagle? Odskoczyłem od Tochiego, który wydawał się nie przejmować nagłym tłumem.
-To... to nie tak... ja tylko...
Zrobiłem jeszcze krok w tył, kiedy potknąłem się o coś, straciłem równowagę i upadłem na ziemie. Spojrzałem na podłogę, by zobaczyć o co się przewróciłem. Poczułem wszechogarniający wstyd, kiedy okazało się, że potknąłem się o... sukienkę, którą miałem na sobie. Dlaczego ją założyłem?
-Nichan, czemu jesteś ubrany jak dziewczyna.
-Jak mogłeś Usagi. A my myśleliśmy, że będziemy mogli być z ciebie dumni.
-Braciszku, wstydzę się ciebie.
-Od początku wiedziałam, że coś z tobą nie tak. Jesteś żałosny.
Głos mojej rodziny przelewały się przez siebie, tworząc szum, który boleśnie kaleczył moje uszy. Ich głosy brzmiały jak tysiące krzyków, docierające wprost do mojej głowy. Jak mogłem na to pozwolić? Jak mogłem być tak żałosny? Marzyłem wtedy, żebym mógł stamtąd uciec.
-W porządku zajączku?
-Nie! Nie jest w porządku! Nie widzisz co się dzieje?!
-Masz racje. Sytuacja jest idiotyczna. Nie umiałbym do tego przywyknąć. Najlepiej będzie jak po prostu się rozstaniemy.
Podniosłem przerażone spojrzenie na Tochiego. On chyba nie chciał mnie zostawić na zawsze? Nie... to nie mógł być Tochi. Patrzył na mnie z wyższością, prawie pogardą. Nie... nie mógł mnie zostawić... nie teraz, gdy straciłem w oczach przyjaciół i rodziny... Chciałem coś powiedzieć, zatrzymać go.. ale Tochi zniknął sprzed moich oczu i pojawił się przy drzwiach. Otworzył drzwi, patrząc na mnie po raz ostatni. Zerwałem się na nogi, ignorując ludzi przyglądających się całej sytuacji. Nagle jednak sukienka stała się kilkakrotnie dłuższa. Nie byłem w stanie chodzić, nie stawając na nią.
-Tochi, poczekaj!
Ale on już znikł... drzwi z hukiem zatrzasnęły się za jedyną osobą, którą szczerze pokochałem.
-Widzisz? I ten twój żałosny chłopak cię porzucił. Zresztą, jesteś jeszcze bardziej żałosny, niż on.
głosy mojej rodziny odbijały się echem po całym pomieszczeniu. Miałem wrażenie, że moja głowa zaraz wybuchnie. Nagle podłoga, pod moimi stopami pękła, a ja zacząłem spadać w czeluść. Ogarnęła mnie ciemność i tylko z dziury w podłodze, przez którą wypadłem sączyło się światło. Wśród mroku pojawiła się twarz Tochiego. Twarz pełna wyższości i pogardy. Poczułem przeszywający ból w sercu. Jak on mógł mnie tak potraktować? Jak mógł mnie opuścić?
-Panie Usagi? Panie Usagi?
Głos... tak obcy głos... nie należał do Tochiego.... to on powinien mnie obudzić... aż tak miał mnie już dosyć?
-Panie Usagi.. proszę się obudzić.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącą nad sobą pokojówkę. Odetchnąłem z ulgą, siadając na łóżku.
-Wszystko w porządku panie Usagi?
Pokiwałem głową. Senny koszmar sprawił, że obudziłem się cały zlany potem. Przez chwilę opanowywałem oddech, nim odezwałem się do pokojówki.
-Masz harmonogram na dzisiaj?
-Tak, oczywiście. Dochodzi 10 więc ma pan pół godziny zanim zostanie podane śniadanie. O 11 przychodzi nauczyciel gry na skrzypcach. O 12 zostaje pan zabrany w teren na naukę malowania na płótnie. Wraca pan o 14. Wtedy też przyjedzie krawiec, uszyć dla pana nowy garnitur. Jeżeli skończy przed 15 będzie miał pan wolny czas. O samej 15 przychodzi instruktor tańca. Później tylko ma pan trening zarządzania firmą i projektowania. Aha, pan Kashikoi kazał przekazać, żeby nie zapomniał pan o odrobieniu lekcji na jutro.
No tak... dzisiaj była niedziela. Przez całą tą sprawę z Tochim całkowicie straciłem poczucie czasu.
-Dziękuję, możesz odejść.
-Na pewno wszystko w porządku?
Dalej byłem w szoku po sennym koszmarze, więc nie dało się nie zauważyć, że coś jest nie tak.
-Wszystko w porządku. Miałem po prostu koszmar.
Pokojówka kiwnęła głową i wyszła. Pierwsze co zrobiłem to sięgnąłem po telefon i wybrałem numer Tochiego.
,,Cześć. Co u ciebie? Jak się czujesz? U mnie w porządku, zastanawiam się tylko jak ty się czujesz."
Może i treść była dosyć idiotyczna, ale musiałem napisać cokolwiek, żeby mieć pewność, że mój sen był tylko koszmarem. Czekając na odpowiedź wstałem z łóżka i poszedłem do mojej prywatnej łazienki, połączonej z moim pokojem. Na toaletce leżały świeże ubrania a w szafce czyste ręczniki. Wziąłem szybki prysznic, żeby zmyć z siebie pot po koszmarnej nocy. Ubrałem się i zszedłem na śniadanie. Raito siedział już przy stole, spokojnie na nas czekając. Pogłaskałem go po głowie w powitaniu i usiadłem na sąsiednim krześle.
-Witaj Raito. Jak się spało?
-Świetnie, nichan. Nie uwierzysz co się stało. Około trzeciej nad ranem do mojego pokoju weszła mama. Wyjaśniła wszystko i powiedziała, że nas kochają. Kashikoi miał racje.
Powiedział  i uśmiechnął się szeroko. Cieszyłem się, że rodzice mu to powiedzieli, żeby się nie martwił.  Starałem nie dać po sobie poznać, jak bardzo wciąż jestem przerażony nocnym koszmarem.

niedziela, 17 listopada 2013

Zajączek XIV - przygotowania do balu


 

 

Kilka kolejnych dni minęło normalnie. Od przeszłości różniły się tylko wspomnieniem Tochiego. Ciągle miałem różnego rodzaju zajęcia i lekcje. Właściwie codziennie pisałem z Tochim, ale i tak mi czegoś brakowało. Wiadomości tekstowe to było zdecydowanie za mało. Tęskniłem za nim...

-Usagi... a ty już masz dziewczynę?

Zapytał Kashikoi podczas obiadu. O mało co nie wyplułem mięsa na  stół kiedy to usłyszałem.

-N..nie, nie mam. Czemu pytasz?

-Myślałem, że może przed rodzicami to ukrywasz, ale nam powiedzieć możesz.

-Jak znajdę sobie dziewczynę na pewno wam powiem. Na razie żadnej nie mam.

-Jasne, że nie ma. Żadna dziewczyna by go nie zechciała. Widzieliście jego twarz? I jest niski, i strasznie dziewczynowaty.

Powiedział ten mały diabeł-Enma, bliźniaczka Raito.

-Enma, odpuść sobie. Nasz braciszek może i ma trochę dziewczęcy wygląd, ale dzięki temu jest bardziej uroczy.

Słowa Hany tylko bardziej mnie dobiły. Bycie uroczym nie jest wymarzoną rzeczą, którą facet chce usłyszeć. Ale... może to właśnie za to Tochi zwrócił na mnie uwagę. Dźwięk sms’a przerwał rozmowę. Momentalnie wyciągnąłem telefon. Zawsze kiedy słyszałem sygnał wiadomości miałem nadzieję, że to Tochi. Nie ważne było, czy byłem na zajęciach, lekcjach, czy z rodziną. Ty razem to też był on.

,,witaj zajączku. Jak ci mija dzień? Ja właśnie wróciłem z obchodu po lesie. Oprócz kilku zwierzątek zaplątanych w krzakach, kilku pułapek i niechcianego kłusownika, wszystko jest na swoim miejscu. Jednak spacery po lesie bez ciebie to nie to samo. Wszystko wydaje mi się strasznie dłużyć. Ris też wydaje się niespokojny. Chyba bardzo cię polubił. Nic dziwnego, skoro pozwoliłeś mu na sobie prawie codziennie spać. Zabrałem też Hebiego-chan do weterynarza. Okazuje się, że nie ma szans na odzyskanie wzroku. Wygląda na to, że zostanie u mnie. Nie mogę się doczekać, aż znowu mnie odwiedzisz. Fukku wrócił już do rodziny, odprowadzając go znalazłem polane pełną jagód i poziomek. Zabiorę cię tam jak tylko znów mnie odwiedzisz."

Uśmiechnąłem się do telefonu chcąc już odpisać, ale Kashikoi wcześniej zwrócił mi uwagę.

-Usagi, mógłbyś nie używać telefonu przy stole? Niewiarygodne, że nikt ci nie wbił tego do głowy.

-Przepraszam, dostałem ważnego smsa.

Schowałem telefon do kieszeni, myśląc już co odpiszę Tochiemu.

-A kto napisał? Może jakaś dziewczyna?

-Nie, nie... napisał do mnie przyjaciel.

Przybrałem niewinną minę, mając nadzieję, że uniknę dalszych pytań.

- Nichan a co to za przyjaciel?

Zapytał Raito. W sumie gdybym dalej grał, że ja i Tochi jesteśmy przyjaciółmi, może prawda nie wyszłaby na jaw.

- Poznaliście już go. Uratował mnie po tym porwaniu. Tochi-pamiętacie go?

- Dalej utrzymujesz kontakt z panem Tochim? To bardzo miłe.

- Jestem mu w końcu coś winien. Poza tym, polubiłem go.

Zastanawiałem się czy kiedykolwiek prawda o Tochim i mnie wyjdzie na jaw. Miałem nadzieję, że nie. Wolałem, żeby na zawsze zostało to tajemnicą. Przez chwile jedliśmy w ciszy. W końcu Kashikoi odchrząknął i powiedział z wahaniem.

-Nie jestem pewny, czy pamiętacie, ale wkrótce będzie kolejna rocznica założenia firmy przez naszą rodzinę. Dlatego też, jak co roku zostanie zorganizowany bal. Macie tydzień, żeby powtórzyć kilka tańców.

Zacisnąłem usta. Zauważyłem, że cała reszta zrobiła to samo. Kiedyś uwielbialiśmy te bale. Była to jedyna okazja, żeby spędzić z rodzicami czas. Nawet w nasze urodziny nie przychodzili na więcej niż 10 minut. Dlatego zawsze chętnie chodziliśmy na takie bale. Była to też okazja, żeby zaimponować naszym rodzicom. Jednak teraz, gdy dowiedzieliśmy się, że nic dla nich nie znaczymy, nie miało to zbytnio sensu. Pewnie nikt z nas nie chciał iść na ten bal. Po dłuższej chwili ciszy Kashikoi się odezwał. To on zajmował się wychowaniem nas. Przejął w naszej rodzinie rolę ojca.

-Posłuchajcie mnie. Bez względu na to, czego ostatnio się dowiedzieliśmy, nie możemy zapomnieć kim tak naprawdę jesteśmy. W końcu jesteśmy dziedzicami rodu Takeda. Nie możemy się zachowywać jak dzieci. Na naszych barkach ciąży ogromna odpowiedzialność. Nie jesteśmy normalnymi dziećmi, ale taką cenę przyszło nam zapłacić, za życie w luksusie. Tak naprawdę przecież nic się nie zmieniło. Dalej tak samo obchodzimy rodziców jak kiedyś. Jestem pewien, że to co się ostatnio wydarzyło było spowodowane szokiem. Na pewno dalej nas kochają. Dlatego pójdziemy na ten bal i jak co roku damy im powody, żeby byli z nas dumni. Jasne?

Pokiwaliśmy zgodnie głowami. Kashikoi naprawdę nadawał się na przywódcę. Zasłużył sobie, żeby przejąć kiedyś firmę. Nie było wyjścia, musieliśmy iść na ten bal i pokazać się od najlepszej strony.

-Zamówię więc nauczycieli tańca.-Powiedziała Hana wstając od stołu.

-A ja przekażę służbie, żeby przygotowali stroje. Zaraz zostaną wam przyniesione, żebyście mogli je przymierzyć. Jeżeli okażą się za małe będziemy musieli zamówić nowe.

Kiwnąłem głową i ruszyłem do pokoju. Nareszcie miałem czas, żeby odpisać Tochiemu. Przeczytałem raz jeszcze wiadomość od Tochiego i zacząłem pisać.

,,Co znaczy, że pozwoliłem tej zapchlonej wiewiórce na mnie spać? W ogóle jakim prawem którekolwiek z tych zapchleńców wchodzi na łóżko? I czemu sądzisz, że jeszcze kiedyś będę chciał nocować w tym okropnym lesie? Jeżeli chciałbyś kiedyś jeszcze mnie zobaczyć to sam tu przyjedź. Nie mam ochoty znosić więcej towarzystwa tych futrzaków"

No dobra, kochałem Tochiego, ale nie chciałem, żeby przez odległość nasze relacje uległy zmianie. Nie mogłem pozwolić, żeby Tochi zaczął myśleć, że teraz stanę się uległym chłopcem zgadzającym się na wszystko. Wysłałem wiadomość i usłyszałem wtedy pukanie do drzwi.

-Proszę.

Do pokoju weszła jedna z pokojówek, trzymając mój garnitur z balu z zeszłego roku. Zostawiła je na krześle, żebym spokojnie mógł się przebrać. Okazało się, że rękawy są odrobinę za krótkie. Zawołałem pokojówkę, która czekała za drzwiami.

-Przekaż, że potrzebny mi będzie nowy garnitur. W kolorze głębokiej czerni. Ten sam projektant co ostatnio. Może się zjawić jutro około 14. Aha, garnitur ma być wykonany z wełny. Zapamiętałaś?

Pokojówka kiwnęła głową i opuściła pokój. Przebrałem się znowu w zwyczajne ubrania i w głowie zacząłem przypominać sobie kroki taneczne poznane w zeszłym roku. Starałem się odrzucić od siebie żenującą myśl, jak bardzo chciałbym zatańczyć na tym balu z Tochim.

 

 

sobota, 9 listopada 2013

Zajączek XIII - Rozmowa

Przed kolejnym postem, chciałam wam ogłosić kilka rzeczy.
Wiem, że mój fp ( https://www.facebook.com/HistorieYaoi) miał służyć wyłącznie, do ogłaszania informacji o blogu, ale zaczęłam się zastanawiać, czy nie zacząć regularnie dodawać tam zdjęcia yaoi z np. krótkimi ciekawostkami dotyczącymi bloga. Napisałam to na stronie, ale spodziewam się, że nikt tego nie przeczytał. Swoją opinię co do tego pomysłu możecie napisać tutaj.
Myślę też nad tłem do fp. Kiedy zdałam sobie sprawę, że bez niego nie wygląda tak fajnie, zaczęłam jakiegoś szukać. Jednak, że nie mogłam żadnego znaleźć, uznałam, że będzie fajniej jak to wy wybierzcie jakiś obrazek, który ma się stać tłem na fp :D
Ostatnia sprawa: Obiecałam koleżance, że zareklamuję jej fanpeiga, którego dopiero co założyła. Na razie nie ma zbyt wielkiego poparcia, więc jej pomagam. Krótka informacja o fp ,,tej stronie możecie oceniać i promować wszelakie strony, o tyle, o ile mają one związek z mangą i anime.
https://www.facebook.com/renenzjeanime/info
To tyle :D Miłego czytania :D
******************************************
 

Nie miałem najmniejszej ochoty wracać i rozmawiać z rodzicami, ale nie chciałem siedzieć sam w moim domku. Całkowicie odzwyczaiłem się od samotności. Taksówka zatrzymała się tuż przed bramą do mojego domu rodzinnego. Ze względu na nasz status, zawsze przy niej stał strażnik. Miał nawet niewielki domek w naszym ogrodzie. Wszyscy goście, którzy chcieli wejść, musieli najpierw pogadać z nim. Otworzyłem furtkę kluczami i ruszyłem długą ścieżką przez ogród. Wcześniej martwiłem się co powiedzą rodzice, ale prawdopodobnie i tak ich nie będzie. To, że moja mama była ostatnio w domu, to był ewenement na skalę światową. Zapukałem do drzwi i wyczekiwałem ich otwarcia.

-Braciszek? Wróciłeś do nas...

Drzwi otworzyła Hana. Przynajmniej ona naprawdę się ucieszyła na mój widok. Przytuliła mnie mocno do siebie. Poczułem jej łzy na moim ramieniu.

-W porządku?

Zapytałem. Puściła mnie wtedy i pokiwała głową. Łzy nie pasowały do osoby tak dystyngowanej jak ona.

-Myślałam, że już nie wrócisz. rodzice właściwie nie przebywają w domu. Twierdzą, że nie są w stanie znieść tej atmosfery...

Na chwilę przestałem myśleć o Tochim. Najpierw zająłem się zapłakaną Haną a potem resztą rodzeństwa. Wszyscy poza Enmą bardzo się ucieszyli na mój widok. Ja też się cieszyłem się, że mogę znów być z rodziną. Radość psuła niestety świadomość, że muszę dzisiaj rozmówić się z rodzicami. Zapomniałem jednak o tym na chwilę, kiedy nasza kucharka podała obiad. Po jedzeniu Tochiego naprawdę brakowało mi prawdziwej kuchni. Zjedliśmy jagnię pieczone z lawendą i herbatę

-Jak się czujesz Usagi?

Zapytał mój najstarszy brat-Kashikoi przy jedzeniu.

-Nie najgorzej. Miałem trochę czasu by wszystko sobie przemyśleć.

Wszyscy pochylili głowy w niemym geście zjednoczenia. W końcu wszyscy byliśmy tylko ramką do idealnego obrazka rodziny.

-Nie opuścisz już nas Nichan, prawda?

Zapytał Raito z nadzieją w głosie. Jak był jeszcze mniejszy często się razem bawiliśmy, więc  mieliśmy trochę lepsze relacje za sobą niż z resztą rodzeństwa.

-Nigdy was nie opuściłem. Po prostu musiałem wszystko przemyśleć.

Resztę dnia spędziłem z rodzeństwem na pikniku. Rodzice nigdy za bardzo się nami nie przejmowali, ale dzięki temu nasza więź była bardzo silna. Dawno nie mieliśmy okazji pobyć gdzieś w piątkę, więc wszyscy bardzo się cieszyli. Oczywiście nie uniknąłem pytań, gdzie byłem przez te kilka dni. Nie ukrywałem prawdy.

Tej nocy nie mogłem zasnąć. Długo czekałem na powrót rodziców. Musiałem z nimi pogadać. Około trzeciej rano wrócili. Dzięki wspólnej firmie często wracali razem.

-Usagi? Wróciłeś już... co za ulga. Czemu jeszcze nie śpisz?

Powiedział mój ojciec, gdy mnie zobaczył. Ich gra była żałosna.

-Nie udawajcie, że was to obchodzi. Byliście gotowi wykorzystać moją śmierć dla własnych korzyści. Jesteśmy w ogóle czymś więcej niż idealnym dokończeniem perfekcyjnej rodzinki?

Oboje westchnęli ciężko, zajmując miejsce na krzesłach, przede mną.

-Jesteście również dziedzicami naszej firmy.

-A więc coś takiego jak rodzina, nic dla was nie znaczy?

Spojrzeli po sobie. To było oczywiste, że mają nas gdzieś, ale nie powiedzieliby mi tego w twarz.

-Było dobrze, czemu teraz chcesz to zniszczyć?

Zapytał beznamiętnie mój ojciec. Tym jednym zdaniem zniszczył resztki więzi rodzinnych, jakie nas łączyły.

-Myślicie, że po tym jak byliście gotowi wykorzystać moją śmierć, wszystko będzie dobrze?

-Przecież nie chcesz tego stracić, prawda? Po prostu udawaj, że nigdy to się nie zdarzyło.

Miałem udawać, że nigdy nie zostałem porwany? Dobre sobie. Nie miałem zamiaru zapominać o Tochim. Ale jeżeli chodziło o rodzinę, nie miałem chyba wyboru. Moi rodzice zapewne byliby gotowi mnie wyrzucić, gdybym otwarcie ich nienawidził.

-Skoro chcecie przemilczeć fakt, że nic dla was nie znaczymy, chciałbym ustalić kilka reguł.

Ojciec oparł łokcie na stole, wpatrując się we mnie pytająco.

-Nie będziecie musieli udawać, że was obchodzę, ale macie grać przyjemniej dla Raito. Nie będzie to trudne, po prostu okłamujcie go tak jak do tej pory.

-To oczywiste. Ale nie możesz zrezygnować z nauki. Nie możemy sobie na to pozwolić. Nie martw się o pieniądze, będziesz dostawał kieszonkowe i udziały w firmie.

-Oczywiście, że będę się uczyć. Ale chciałbym, żebyście nie wtrącali się w moje życie.

-O ile nie będziesz zaniedbywał nauki, możesz wyjeżdżać gdzie chcesz i spotykać się z przyjaciółmi. I wysyłaj wiadomości, jak będziesz chciał opuścić dom na kilka dni.

-Dobrze, ale chodziło mi bardziej o...-zawahałem się na chwilę. Nie byłem pewny jak to sprecyzować.-o chodzenie na randki i tak dalej.

Mój warunek najwidoczniej zaszokował moich rodziców. Starałem się zachować beznamiętną twarz ale czułem, że zalewam się rumieńcem.

-Oczywiście w tej kwestii nie możemy dać ci wolnej ręki. Twoja dziewczyna musi być z dobrego domu. Nie możemy pozwolić, żebyś wybrał sobie pierwszą lepszą przybłędę. Rozumiemy się?

Chciałem wykłócić się w tej kwestii, ale nie miałem za bardzo jak. Wynegocjowanie czegokolwiek to i tak było dużo. Kiwnąłem głową i poszedłem do pokoju. Od rana, Tochi nie wysłał mi żadnej wiadomości. Wiem, że była czwarta rano, ale bardzo potrzebowałem rozmowy z nim.

,,Cześć Tochi. Właśnie przeprowadziłem rozmowę, z moimi rodzicami. Dopiero co wrócili z pracy. Jednak ja i moje rodzeństwo nic dla nich nie znaczymy. Jesteśmy tylko dekoracją. Nawet nie zaprzeczali, gdy ich o to zapytałem. Poprosiłem ich, żeby przed moim rodzeństwem grali, że cokolwiek dla nich znaczymy. Odszedłbym z domu, gdybym tylko miał taką możliwość, ale nie poradziłbym sobie sam. Zastanawiam się jak teraz będzie wyglądać moje życie. Do tej pory starałem się uczyć, żeby rodzice byli ze mnie dumni, a teraz wiem, że i tak mają to gdzieś. Moje sukcesy liczą się dla nich tylko wtedy, gdy mogą się mną pochwalić w towarzystwie. Co powinienem zrobić? Boli mnie fakt, że nic nie obchodzę moich rodziców."

Miałem tylko nadzieję, że Tochi nie pogniewa się, że piszę do niego w środku nocy. Oparłem głowę na poduszce przyciskając telefon do piersi. Miękkie łóżko tak bardzo różniło się od tego, na którym spałem przez ostatni czas. Poczułem dziwną ulgę. Miałem przynajmniej pewność, że po obudzeniu nie zobaczę przed sobą jednego z licznych potworów, mieszkających u Tochiego, że nie zostanę uduszony we śnie, że nie będę musiał kolejnego dnia chodzić przez wiele godzin. Dźwięk sms momentalnie wyrwał mnie z zamyślenia. Włączyłem wiadomość od Tochiego.

,,Nie jestem zdziwiony, że tacy się okazali. Po poznaniu ich, spodziewałem się wszystkiego. Bądź dzielny zajączku i nie martw się nimi. Postaraj się żyć jak dawniej i nie myśleć o swoich rodzicach. Trzymaj się. Kocham cię.

                                            Tochi"

Poczułem wstępujący na twarz rumieniec oraz szybsze bicie serca. Tak bardzo chciałem móc się do niego przytulić. Nawet na taką odległość był wstanie zniszczyć mnie psychicznie. Schowałem twarz w poduszkę i ponownie się rozpłakałem.

-Nichan? Coś się stało?

Podszedł do mnie Raito. Nie chciałem, żeby widział jak płaczę, więc szybko starłem łzy.

-Czemu nie śpisz?

-Obudziłem się gdy usłyszałem jak płaczesz. Coś się stało?

Usiadł koło mnie, wpatrując się we mnie.

-Nic mi nie jest.

-Chodzi o rodziców?

Wiedziałem, że jeżeli nie powiem Raito prawdy będzie się o wszystko oskarżał i wmawiał sobie różne scenariusze.

-Nie chodzi o rodziców. Po prostu stęskniłem się za kimś.

Przytuliłem brata do siebie. Miałem jednak nadzieję, że niczego się nie domyśli.

-Chodzi o pana Tochiego?

Przeszedł mnie dreszcz gdy usłyszałem słowa Raito. Przecież nie mogłem mu powiedzieć, że się zakochałem w facecie!

-Nie wstydź się Nichan. Ja też raz płakałem jak opuścił mnie przyjaciel.

Co za ulga... niczego się nie domyślił... Wtulił się we mnie, zamykając oczy. Położyłem się z nim na łóżku, próbując zasnąć.

 

 

sobota, 2 listopada 2013

Zajączek XII - Spotkanie w pociągu.

*Usagi*

W końcu dotarłem do miasta. Miałem szczęście bo mój pociąg miał być ledwie pół godziny po moim przybyciu. Tym razem miałem pieniądze, więc zjadłem coś nim wsiadłem do pociągu. Cały czas towarzyszyło mi uczucie pustki w sercu. Nawet kiedy zająłem miejsce w moim przedziale chciało mi się płakać. Żeby nie myśleć o Tochim skupiłem się na tym, co powiem rodzicom. Okazało się przecież, że jesteśmy tylko ozdóbką do idealnej rodziny. Oparłem głowę o szybę, układając sobie w głowie ewentualne scenariusze. Jednak mimo wszystko ciągle miałem ochotę płakać. Już nawet nie chodziło o rodzinę. Po prostu… już tęskniłem za Tochim. Nie mogłem przestać o nim myśleć.
-Wszystko w porządku?
Zapytała jakaś pani, wsiadająca właśnie do wagonu. Wyglądała na jakieś 20 lat. Miała brązowe włosy do ramion i zielone oczy. Wyglądała całkiem przyjaźnie. Kiwnąłem tylko głową, ścierając rękawem łzy.
-Zawód miłosny?
Usiadła w fotelu naprzeciwko mnie, podając mi chusteczkę. Całe szczęście, że nie wiedziała kim jestem. Gdyby rozeszła się plotka, że dziedzic fortuny Takeda jeździ na jakieś zadupie, bo się zakochał, mógłbym mieć kłopoty. Wziąłem od niej chusteczkę, wydmuchując w nią nos.
-Można tak powiedzieć...
-Znalazła sobie kogoś innego?
Ta pani wydawała się miła, ale to było oczywiste, że nie powiem jej, że zakochałem się w chłopaku. Pominąłem więc tę kwestie.
-Nie... po prostu nie pasujemy do siebie. To skomplikowane.
-Płaczesz, więc musi ci na niej zależeć, prawda? A skoro tak jest to co za różnica czy pasujecie do siebie czy nie?
-Nie rozumie pani. Mieszkamy daleko od siebie. Nasze życia to dwa różne światy, które raczej nieudolnie staramy się połączyć.
Dźwięk SMSa przerwał naszą rozmowę. Wyjąłem telefon otwierając wiadomość. Ręce mi zadrżały a serce wydało się po raz kolejny pękać. Po policzkach zsunął mi się strumień łez.
,,Już tęsknię <3".Wybuchnąłem płaczem kuląc się i opierając na oknie. Najchętniej wyprosiłbym stąd teraz tą panią. Tak bardzo chciałem zostać sam. Gdyby nie zależałoby mi na podróży incognito pewnie wykupiłbym cały wagon. Na szczęście ta pani sama wyszła, zostawiając mnie samego. Głupi głupek... robił wszystko, żeby zniszczyć mój spokój. Gdyby był teraz w pobliżu... najchętniej bym go walnął, ale pewnie po prostu rzuciłbym mu się na szyję. Chyba gdzieś pomiędzy płaczem a płaczem, wycieńczony zasnąłem.
Musiałem być naprawdę zmęczony, bo kiedy się obudziłem od domu dzieliła mnie odległość zaledwie 20 minut. Pani, którą spotkałem podczas wyjazdu, siedziała na wcześniej zajętym miejscu, czytając jakąś gazetę. Zapewne chciała dać mi czas do dojścia do siebie i wróciła jak tylko zasnąłem. Oprócz naszej dwójki wagon był całkowicie pusty.
-Czujesz się lepiej?
Zapytała z pogodnym uśmiechem, gdy zobaczyła, że już nie śpię. Pokręciłem tylko przecząco głową, podciągając kolana pod brodę.
-Może chciałbyś o tym pogadać? Czasem to pomaga.
-Nie musi się pani o mnie martwić...
-A nie poczujesz się lepiej jak o tym opowiesz?
Westchnąłem ciężko. Może i miała racje? Czekając na moją odpowiedź, wpatrywała się we mnie wielkimi, zielonymi oczami.
-Ja... ja przywykłem raczej do życia w luksusie. Moja rodzina całkiem nieźle zarabia, więc mogę sobie pozwolić na więcej niż stać wielu ludzi. A... osoba, którą kocham żyje jak na kempingu. Kocha łazić po lesie i opiekować się rannymi zwierzakami. Nie możemy razem zamieszkać, bo nikt z nas nie umiałby przywyknąć do nowego życia. Co prawda mamy się widywać, ale rozstanie tak boli...
-Rozstanie zawsze boli. Ale czy dzięki temu ponowne spotkanie nie będzie o wiele bardziej przyjazne?
-Mówi pani jak jakiś myśliciel. Słyszałem takie teksty wiele razy na wykładach filozoficznych.
-Kochasz ją?
Spojrzała na mnie przenikliwym spojrzeniem. Wiele razy mówiłem w myślach, że kocham Tochiego, ale nigdy nie przyznałem tego na głos.
-Ja... znaczy się... to trochę bardziej skomplikowane... bo widzi pani... to dlatego, że... że...-W oczach znowu mi stanęły łzy-..Tak. Tak, kocham...
-Więc walcz z przeciwnościami. Skoro pokochałeś kogoś tak odległego swojemu życiu, udowodnij to. Pokonajcie razem przeciwności i żyjcie szczęśliwie. Dzieląca was granica może być tylko pomocą w pogłębieniu waszych uczuć.
Przypadkowe spotkanie, w pociągu, do którego mógłbym nigdy nie wsiąść, a znaczyło dla mnie bardzo wiele. Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by móc być z Tochim. Pociąg właśnie zatrzymał się na mojej stacji, więc musiałem wyjść.
-Bardzo pani dziękuję.
Uśmiechnąłem się delikatnie, ścierając pozostałości łez.
-Nie ma sprawy. Masz ładny uśmiech, podaruj go tej, którą kochasz.
-Tak zrobię.
Odrzekłem i ruszyłem z walizką do wyjścia. Na peronie zobaczyłem, jak tamta pani stoi przy oknie. Pomachałem jej, gdy pociąg ruszył dalej. Zabawne... oprócz Tochiego była pierwszą osobą, która pomogła mi bezinteresownie. Kiedy pociąg zniknął mi z pola widzenia wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer Tochiego i kliknąłem ,,utwórz wiadomość"
,,Cześć Tochi. Właśnie wysiadłem z pociągu. Jestem dumny, że nauczyłeś się używać telefonu. Przepraszam, że nie odpisałem wcześniej, w wagonie na chwile mi się usnęło. Spotkałem tam dziwną osobę. Wierzysz w anioły? Jakkolwiek idiotycznie by to nie zabrzmiało, mam przeczucie, że była kimś w rodzaju anioła. Pomyślałem, że przecież możesz czasem wpaść. O ile nie będziesz zabierał do mnie jakichś zapchleńców -.-"... też będzie mi ciebie brakować.
Napisanie ostatniego zdania kosztowało mnie więcej wysiłku niż sądziłem. Powiedzenie tego wprost pewnie byłoby wręcz niemożliwe. Kliknąłem ,,wyślij wiadomość" i poszedłem złapać taksówkę do domu.