niedziela, 19 maja 2013

Cierpliwość IV- Jeden dzień...


*Soichiro*
-Co tam Soichiro? Gdzie się podział twój chłopiec? Dawno nie miałem okazji go zobaczyć.
Taro uśmiechnął się bezczelnie zza lady recepcji gdy tylko przekroczyłem jej próg.
-Pewnie miał dość oglądania twojej gęby, sam chętnie przestałbym tu przychodzić.
Odpowiedziałem rozkładając się na krześle przed nim i wzruszając ramionami.
-Ile mu zostało jeszcze do urodzin? Chyba tylko na to czekałeś przez prawie dwa tygodnie, prawda?
-W sumie... być może. Ale muszę przyznać że chodzenie z kimś to świetna zabawa. O ile dobrze pamiętam to urodziny ma jutro.
-Traktujesz związek z tym dzieciakiem jako rodzaj rozrywki? Naprawdę jesteś bez serca.
Nie zaszczyciłem go swoją odpowiedzą tylko podniosłem kącik ust w lekkim uśmiechu i skocznym krokiem ruszyłem w stronę schodów. Kiedy znalazłem się już w pokoju spotkałem tam Shuna.
-Witaj Soichiro. Żadnych znaków życia od Yuichiego?
-Niestety, sądzisz że znudziło mu się chodzenie ze mną?
Rzuciłem się na łóżko wpatrując się w sufit. Zaraz potem nade mną pojawiła się twarz mojego braciszka.
-Normalni ludzie nie są tacy jak ty. Wydaje mi się że uczucia tego dzieciaka są szczere. A skoro tak, to na pewno nie mógł od tak bez powodu cię zostawić.
Shun był strasznie uroczy kiedy chciał mnie pocieszać. Chwyciłem go za szyję i pociągnąłem ze sobą na łóżko.
-To takie słodkie kiedy martwisz się o mnie! Jesteś taki mądry i tyle wiesz o ludziach!
-Soichiro, mówiłem ci coś o przekraczaniu mojej strefy prywatnej.
Wymknął się od mojego uścisku i ruszył w stronę łazienki.
-To co ja mam zrobić?
Powiedziałem najbardziej bezradnym głosem na jaki było mnie stać patrząc wzrokiem bezdomnego psa. Shunowi nigdy nie udało się temu oprzeć. Wystarczyło krótkie spojrzenie i już był przekonany żeby mi pomóc. Westchnął ciężko i nie patrząc na mnie powiedział.
-Yuichi wspominał chyba że jego rodzina nie jest zachwycona znajomością z tobą. Możliwe że to oni go przytrzymują. Byłeś już tam raz, znasz adres, możesz to sprawdzić.
Rzuciłem się na niego tuląc go od tyłu.
-Jesteś genialny Shun, dziękuję.
Zamiast mnie odepchnąć jak to zwykle robił gdy przekraczałem jego osobistą strefę powiedział cicho.
-Uważaj na siebie. Nie narób sobie kłopotów.
Uśmiechnąłem się tylko i ruszyłem w stronę drzwi. Ignorując Taro na recepcji pobiegłem do domu w którym jakiś czas temu miałem przyjęcie. Bez problemu dotarłem pod drzwi tamtego mieszkania, w których po krótkiej chwili zobaczyłem Aye, siostrę Yuichiego.
-S... Soichiro? Co ty tu robisz?
W jej oczach widziałem niepokój oraz nadzieję. Jakby bała się reakcji jej rodziców, ale jednak mimo wszystko miała nadzieję że przyszedłem żeby się zobaczyć z nią.
-Trochę mi to zajęło, ale zdałem sobie sprawę że zostawiłem tutaj coś bardzo ważnego.
Jej oczy zrobiły się wielkie a na policzkach pojawił się rumieniec. Przełknęła ślinę i niepewnie się odezwała, chcąc się upewnić czy mam na myśli ją.
-Cz... czy mój brat cię odwiedzał? Widziałeś się z nim?
-Twój brat?... A on.. jasne że tak... słodki z jego chłopak.
Blask w jej oczach mówił że nie ma już wątpliwości. Oparła się nonszalancko o framugę drzwi i patrząc na mnie maślanym wzrokiem zapytała.
-Więc.. co takiego ważnego tu zostawiłeś?
-Jest sporo niższy ode mnie, ma blond włosy, zielone oczy i wygląda uroczo gdy się rumieni.
-Soichiro?
Usłyszałem cichy głos dochodzący z głębi mieszkania. Spojrzałem przez ramię otępiałej Aya i zobaczyłem Yuichiego. Niepewnie wyglądał przez drzwi pokoju a jego oczy były czerwone jakby płakał. Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
-Soichiro... Soichiro...
Do jego oczu napłynęły kolejne łzy. Wyglądał tak słodko nawet kiedy płakał. Rzucił się w moją stronę i wymijając swoją siostrę rzucił się na mnie.
-Dawno cię nie było, Taro się stęsknił bo nie miał kogo dręczyć.
-Przepraszam Soichiro... zabronili mi się z tobą spotykać i zamknęli mnie w domu. A-a ja... tak bardzo chciałem się z tobą zobaczyć.
Przycisnąłem jego drobne ciało do siebie. Był taki delikatny jakby miał się zaraz rozpaść. Naprawdę zdążyłem się za nim stęsknić. Jednak Aya nie wyczuła dramatyzmu tej chwili..
-Yuichi! Miałeś go nie widywać! A.. a ty... mówiłeś że go nie znasz!
-Nie powiedziałem nic co nie byłoby prawdą.
Wyglądała jakby miała wybuchnąć z wściekłości. W dodatku do jej oczu napłynęły łzy żalu, że wolałem jej brata a nie ją.
-Wybacz, ale muszę już iść. Możesz przekazać rodzicom że twój braciszek opuścił mieszkanie.
Uśmiechnąłem się serdecznie i łapiąc Yuichiego za rękę wyprowadziłem go z mieszkania.
-Przyszedłeś po mnie...
Powiedział gdy tylko znaleźliśmy się na ulicy.
-Jasne że tak, niby czemu miałbym pozwolić ci uciec? Przecież już jutro twoje urodziny, mieliśmy je uczcić.
-...Soichiro?
Spojrzałem na niego, jego ton głosu brzmiał jakby miał się popłakać.
-A- a czy gdybym... nie zrobił tego... dalej byś chciał być ze mną?
Oblał się rumieńcem. Był taki słodki.. rzuciłem się na niego dusząc go do siebie. Nachyliłem się do niego i szepnąłem mu do ucha.
-Akurat na brak seksu ja narzekać nie mogę.
Uśmiechnąłem się do niego kiedy zaczerwienił się jeszcze bardziej.
-Jak możesz mówić takie rzeczy na głos!
-Bo jesteś słodki jak się czerwienisz.
-Przestań tak mówić!
Uśmiechnąłem się szeroko patrząc mu w oczy. Próbował zmusić się do obrażonej miny ale w połączeniu z rumieńcem na jego policzkach jego mina była przeurocza. Złapałem go za rękę i zaciągnąłem w drogę do domu. '
-Czy Shun będzie w domu?
Zapytał cicho kiedy zbliżaliśmy się do agencji.
-Wydaje mi się że tak, ale nie sądzę żeby nam w czymkolwiek przeszkadzał. W razie czego, możemy poprosić żeby został u Kazuo. Od kiedy Kei się wyprowadził ma on pokój na własność.
Kiedy dochodziliśmy już na miejsce był już wieczór.
-Yuichi? Czyli jednak nie porzuciłeś Soichiro.. jestem pod wrażeniem.
Powiedział Taro gdy tylko nas dostrzegł. Yuichi chciał go zignorować bo przyśpieszył tempa.
-Yuichi to nie ładnie tak ignorować ludzi.
Powiedziałem obejmując go i powstrzymując przed wyjściem. Robił się tak uroczo czerwony za każdym razem gdy Taro go irytował.
-Widzisz Yuichi, twój kochanek jest chociaż dobrze wychowany. Pomijając fakt że uwielbia molestować chłopców w twoim wieku. W sumie nie dziwię się że nie chciałeś tu przychodzić.
-T..to nie tak że nie chciałem. Zresztą nieważne... choć Soichiro, idziemy.
-Nie zostaniecie na dłużej?... Aaa.. no tak.. przecież macie lepsze rzeczy do roboty.
-Żebyś wiedział że mamy..
uśmiechnąłem się tylko z satysfakcją przyglądając się zawstydzonej twarzy mojego chłopaka i zaciągnąłem go w stronę pokoi. Gdy się tam znaleźliśmy usiadł na łóżko rozpinając koszulę. Szczęśliwie Shuna nie było w pokoju.
-O ile się nie mylę masz urodziny jutro, prawda?
-T..tak, ale... jestem już prawie dorosły.
Wiem że już dzisiaj mogłem bez obaw się z nim przespać, ale droczenie się z nim było zabawne. Postanowiłem to przeciągnąć jeszcze jeden dzień.
-Nie chciałbyś chyba żebym miał kłopoty, prawda?
Usiadłem przy nim patrząc mu w oczy obolałym wzrokiem. Zrobił się tak uroczo czerwony, odwracając wzrok. Nie mogłem się oprzeć i rzuciłem się na niego przyduszając do materaca. Wtedy usłyszałem otwierające się drzwi.
-Cześć Soichiro, witaj Yuichi.
-W-witaj Shun...
Powiedział chłopak pode mną prawie szeptem, kiedy mój brat wszedł do pokoju.
-Więc to dzisiaj są twoje urodziny?
-N-nie. Dopiero jutro...
Yuichi robił się coraz bardziej i bardziej uroczy, kiedy się rumienił. W tym czasie Shun wziął kilka rzeczy z szafki i ubrania i ruszył w stronę wyjścia. Już w drzwiach odwrócił się i powiedział.
-W razie czego będę nocował u Kazuo.
Uśmiechnąłem się do niego szeroko.
-Dzięki Shun.
Potem wyszedł.
-Twój brat nigdy nie okazuje uczuć.
-Taki jego charakter, słodki no nie?
-Dla ciebie wszystko jest słodkie, prawda?
Z lekko oburzoną miną odwrócił twarz. On naprawdę był uroczy. Chwyciłem go za podbródek odwracając jego twarz w moją stronę. Chwilę potem pocałowałem go namiętnie. Poczułem jak kurczowo chwyta przód mojej koszuli, zaraz potem puściłem go i odsunąłem się od niego patrząc w jego załzawione oczy. Objąłem jego delikatne ciało kładąc się obok niego.
-Soichiro... chciałbym żeby moje urodziny były już teraz.

sobota, 11 maja 2013

Aki x Kei- XVIII- Ostatnie spotkanie

*Aki*
-To ja przygotuję śniadanie...
Powiedziałem kiedy tylko wróciliśmy z powrotem do domu. Może to nic wielkiego, ale czułem że dzięki takim codziennym czynnościom będzie mi łatwiej wrócić do codziennej rzeczywistości.
-Świetny pomysł, umieram z głodu.
Powiedział Kei wchodząc do łazienki. Zerknąłem do lodówki... oczywiście nie było tam prawie nic. W sumie po osobie pokroju Keia nie mogłem się spodziewać robienia systematycznych zakupów. Zastanawiałem się jakim cudem nie umarł z głodu przez całą moją nieobecność. Przywykł do tego że miał jedzenie podawane na tacy. Wyjąłem z lodówki kilka jajek i sok... jedyne co nadawało się tam do zjedzenia. Po kilku minutach, akurat kiedy Kei wychodził z łazienki, nakładałem już na talerz jajecznice i wlewałem sok pomarańczowy do szklanek. Założył jeansowe spodnie, w ręce trzymał czarną bluzkę i wycierał ręcznikiem włosy.
-Udało ci się coś przyrządzić z tego co mam w lodówce? Szczerze to nie wierzyłem że ci się to uda.
-Powinieneś częściej robić zakupy, jak ty przeżyłeś te kilka dni?
Delikatnie mnie objął, przyciskając do siebie. Wplótł ręce w moje włosy i nachylił się do mojego ucha.
-Z wielkim trudem.
Moje serce biło tak szybko, gdy trzymał mnie w swoich ramionach. Jakoś dzięki niemu czułem się bezpiecznie. Jak on to zrobił że w zaledwie jeden dzień był w stanie się do mnie zbliżyć? Może to dlatego, że to mieszkanie od początku było dla mnie pewnego rodzaju symbolem bezpieczeństwa. Gdy się tam znalazłem Kei mnie zapewnił że mnie nie zostawi. Poczułem jego usta delikatnie całujące moje włosy. Kiedy tylko mnie puścił obaj zajęliśmy miejsce przy stole.
-Masz na dzisiaj plany?
Zapytał nie podnosząc głowy z nad talerza.
-Myślałem że spędzę czas w domu. Porysowałbym trochę...
-Chcesz cały dzień nic tylko rysować?
-Cóż...
Opuściłem wzrok, tak naprawdę nie chciałem wychodzić z domu. Czułem się bezpiecznie tylko z Keiem tutaj. Poza tym, cały ten czas bolała mnie kostka i sprawiało to, że miałem problemy z chodzeniem.
-Skoro nie masz żadnych konkretnych planów to się wybierzemy na spacer.
-Ale ja nie chcę...
-Im dłużej będziesz siedział w domu, tym bardziej nie będziesz miał odwagi go opuszczać.
-Ale... ja jeszcze nie jestem gotowy... muszę posiedzieć trochę w domu.
-Boisz się wyjść?
Pokiwałem tylko głową, czując jak do oczu napływają mi łzy.
-Hej, mały. Nie przejmuj się, przecież będę tam z tobą.
Nachylił się nade mną, jego spojrzenie nie okazywało żadnych uczuć, było spokojne i łagodne.
-A... ale...
Miałem nadzieję że mi przerwie, ale on cierpliwie czekał aż się wysłowię. Starałem się wymyśleć jakieś argumenty żebym mógł zostać ale spojrzenie Keia sprawiało że mózg odmawiał mi posłuszeństwa.
-Zgoda...
Powiedziałem w końcu po dłuższej chwili milczenia. Kei uśmiechnął się delikatnie i zabrał ze stołu talerze.
-Więc zbieraj się szybko. W międzyczasie możesz pomyśleć gdzie chciałbyś się przejść.
-Najchętniej nigdzie...
-Gdybym cię nigdzie nie wyciągnął kisiłbyś się tu do końca życia. Nie martw się, będę cię pilnował.
Niechętnie wstałem i ruszyłem w stronę łazienki. Delikatnie ściągnąłem z siebie koszule i przyjrzałem się sobie w lustrze. Bandaże na moim ciele całkowicie były przesiąknięte krwią. Kiedy je ściągnąłem okazało się że rany zadane kawałkami szkła dalej dosyć mocno krwawią. Odkaziłem je jeszcze raz i zawiązały świeżym bandażem. Spojrzałem jeszcze na moją kostkę, jakimś cudem przez jedną noc prawie całkowicie zeszła z niej opuchlizna. Kiedy chodziłem wolno prawie wcale mnie nie bolała. Przebrałem się w luźne jeansy, oraz niebieską bluzkę, którą kupił dla mnie Kei. Kiedy wyszedłem z toalety czekał na mnie, oglądając obrazy, które narysowałem kilka dni temu. Kiedy do niego podszedłem byłem w stanie zobaczyć, któremu rysunkowi tak dokładnie się przyglądał. Na moje nieszczęście był to jedyny rysunek, którego miał nie oglądać. Specjalnie go schowałem pod stertę kartek żeby go nie widział. Namalowałem ten obraz po tym jak pierwszy raz spaliśmy razem z własnej woli. Zanim się spostrzegłem co rysuję miałem już gotowy obraz.
-A... jak to znalazłeś?
Starałem się mu wyrwać rysunek przedstawiający naszą dwójkę... w... no kiedy to robiliśmy. Jednak Kei nie dał mi możliwości oddania mojej własności. Najlepsze że on się świetnie bawił przyglądając się mojej pracy i temu jak bezsilnie chcę mu ją zabrać.
-Wiesz, nie sądziłem że masz aż tak wielki talent. Wyglądasz tutaj naprawdę uroczo.
Naśmiewał się ze mnie, kiedy skakałem wokół niego próbując dosięgnąć mojego rysunku.
-Zaraz go zniszczę, tylko proszę oddaj.
-Szkoda by było stracić taki ładny rysunek, nie sądzisz?
Dawno się ze mną tak nie droczył. Śmiał się patrząc to na mnie to na rysunek. W końcu udało mi się złapać go za rękę i wyrwać mu moją pracę. Przez chwilę stałem znieruchomiały trzymając go jedną ręką za nadgarstek a drugą, w której trzymałem rysunek opierałem na jego ramieniu. Chwilę później, zostałem posadzony na biurku, Kei objął mnie w tali i pocałował. Na początku nie wiedziałem co się dzieje, więc nie protestowałem. Przez chwilę chciałem go odepchnąć, ale zdałem sobie sprawę... że jego usta są takie miękkie. Inne niż któregokolwiek z mężczyzn, którego spotkałem. Niepewnie położyłem ręce na jego szyi. Przez krótką chwilę byłem pewny że już wszystko wróciło do normy. Do czasu aż poczułem jak Kei delikatnie wsuwa ręce pod moją bluzkę. Odruchowo przeszedł mnie dreszcz ale starałem się to znieść. Jednak z każdą chwilą jak jego ręce posuwały się coraz wyżej, ogarniała mnie coraz większa panika. Przez dłuższą chwilę byłem w stanie to wytrzymać, ale w końcu nie wytrzymałem. Choćbym nie wiem jak bardzo próbował, nie umiałem... nie umiałem znieść jego dotyku. Gwałtownym ruchem odepchnąłem go od siebie. Jednocześnie poczułem jak do oczu cisnął mi się łzy.
-P-przepraszam Kei... ale... ale.
Byłem bliski całkowitego rozpłakania się, myślałem że Kei będzie zawiedziony tym że dalej mu nie ufam. A ja chciałem mu ufać. Jednak zamiast się zdenerwować albo zasmucić, Kei spanikował widząc w jak kiepskiej formie psychicznej jestem.
-A.. przepraszam mały. Pośpieszyłem się, nie płacz... na przyszłość będę delikatniejszy... no już, uspokój się...
Nic nie powiedziałem tylko zszedłem z biurka i przytuliłem się do niego. Wiem że on nigdy by mnie nie skrzywdził.
-Już w porządku?
Pokiwałem głową, kurczowo tuląc się do niego. Jego ciepło było kojące. Starł łzy z moich policzków i przycisnął do siebie. Przez krótką chwilę staliśmy tak, przytuleni do siebie.
-Mimo wszystko, nie myśl że odpuszczę ci wyjście z domu.
Spojrzałem mu w oczy, nachylił się nade mną i delikatnie musnął ustami moje usta. Potem Wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Tak bardzo nie chciałem wychodzić, ale mimo to, włócząc nogami poszedłem za nim.
-Więc? Gdzie chcesz iść?
-Może być park... lubisz tak chyba przychodzić.
-Tak lubię, ale chodzi o to gdzie ty chcesz iść.
-Zawsze marzyłem żeby pójść do kina... ale wiem że jest ono drogie, nie chcę żebyś na mnie wydawał pieniądze, które zbierałeś całe życie.
Opuściłem głowę mówiąc te słowa. Mimo to widziałem jak patrzy na mnie zdziwiony a potem uśmiecha się lekko.
-Jeżeli chcesz to pójdziemy do kina.
Wyglądał jakby chciał zapytać czy nigdy nie byłem w kinie, ale było to raczej głupie pytanie. Kino było dosyć daleko więc poszliśmy najpierw na długi spacer. Kei swobodnie prowadził mijając kolejne ulice i popalając kolejnego papierosa. Ja szedłem tuż koło niego, nie robiliśmy żadnych gestów, które mogłyby sugerować ludziom że jesteśmy parą. Trzymałem go za rękaw bluzki, żeby chodząc ze spuszczoną głową nie zgubić się w tłumie. Bałem się patrzeć na twarze ludzi, bałem się że zobaczę któregoś z tych facetów , śliniących się obleśnie. Takie wizje o mało co nie doprowadziły mnie do płaczu. Wtedy moje serce zamarło, przed moimi oczami pojawiły się czarne plamki. Koło ulicy, którą przechodziliśmy był park, na jednej z jego ławek siedział... siedział ten facet, który o mało co mnie nie kupił. Przez sekundę nasze spojrzenia się zetknęły. Przyspieszyłem niezauważalnie wręcz kroku, ciągnąc za sobą Keia. Spojrzałem jeszcze za siebie, żeby się upewnić że go zgubiliśmy. Niestety czarnowłosa postać spokojnie wstała i powolnym krokiem ruszyła za nami. Zacząłem panikować, przyspieszyłem tempa jeszcze bardziej, starając się nie wybuchnąć płaczem ani nie zacząć uciekać na ślepo przed siebie.
-Spokojnie mały...
Zaszklonymi oczami spojrzałem na Keia. Patrzył przed siebie, zachowując się jakbyśmy byli na zwykłym spacerze. Mimo to, wydawało mi się że zobaczył co się stało.
-Nie oglądaj się za siebie, nie uciekaj. Zachowuj się normalnie, jest tu sporo ludzi, cokolwiek planuje poczeka aż zaczniemy kluczyć w nieuczęszczanych uliczkach.
Kiwnąłem tylko głową i objąłem jego ramie. W normalnych okolicznościach pewnie by nie zgodził się na spacery pod rękę, ale widząc w jakim kiepskim jestem stanie nie miał wyboru. Wyglądał jakby z trudem wytrzymywał spojrzenia ludzi, których mijaliśmy. Spokojnym krokiem przemierzaliśmy kolejne ulice. Co jakiś czas dyskretnie zerkałem za siebie. Przez cały czas Meji trzymał się w bezpiecznej odległości, nie spieszył się, nie wyglądał też jakby patrzył gdzie my zmierzamy, zupełnie jakby wybrał się na samotny spacer. Kiedy stanęliśmy przed kinem, serce mi zamarło, mimo to Kei wydawał się całkowicie spokojny. Bez pośpiechu zgasił papierosa, zerkając kątem oka na śledzącego nas faceta. Spokojnym krokiem zbliżał się do nas, patrząc z zamyśleniem w ziemię. Weszliśmy we dwójkę do kina, zatrzymując się przy plakatach z granymi filmami.
-Kei, może wracajmy do domu? Wybierzemy się do kina jutro.
-Nie, on tylko na to czeka. Jeżeli pójdziemy na film może uda nam się go zgubić. Dopóki się nie zorientuje że próbujemy go zgubić będziemy mieli przewagę.
-Kei...
-Wyjaśnisz mi wszystko potem. Na razie musimy go dyskretnie zgubić.
Pokiwałem tylko głową zerkając w stronę wejścia. Ścisnąłem mocniej Keia, gdy zobaczyłem że ten facet za nami idzie. Kei wyślizgnął rękę z mojego uścisku i objął ramieniem, przyciskając do siebie. Potem ruszyliśmy w stronę kas kinowych. Wybraliśmy się na film fantasty, przez cały czas siedziałem przytulony do niego. Nagle poczułem jak oblewa mnie rumieniec. Czy... czy to była randka? Sytuacja i miejsce wydawało się idealne, ale... Kei nigdy nie wspominał żebyśmy byli parą, chociaż... czy to wszystko co zrobiliśmy nie świadczy o tym jednoznacznie? W sumie... Kei przecież nie powiedziałby czegoś tak żenującego. Odrzuciłem od siebie tą myśl starając się skupić tylko na filmie. Kiedy światła na sali kinowej się zapaliły zacząłem gorączkowo się rozglądać, na szczęście nigdzie nie widziałem śledzącego nas faceta. Chciałem już tylko jak najszybciej znaleźć się w domu. Kei złapał mnie za rękę i wyprowadził z kina, jego dłoń była ciepła... prawie tak ciepła jak ramiona, którymi mnie przytulał zanim zacząłem się bać jego dotyku.
-Co myślisz o filmie?
Zapytał kiedy wychodziliśmy z kina.
-Był fajny, powinniśmy częściej wychodzić.
-Cieszę się że tak myślisz, przynajmniej nie będziesz się już bał wychodzić z domu.
Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem od którego moje serce zaczęło szybciej bić. Było już późno a na ulicach nie było już prawie ludzi więc nie czułem się dziwnie idąc, z Keiem za rękę.
-Proszę, proszę... a więc to jest Kei, tak? Zabawne, ale nie mogłem się doczekać aż cię poznam.
Zatrzymaliśmy się gwałtownie zaraz po tym jak rozbrzmiał za nami głos. Momentalnie zrobiło mi się słabo a oczy zrobiły się szklane. Obaj się obróciliśmy a kiedy dostrzegłem czarnowłosego mężczyznę schowałem się za Keiem, który stał całkowicie spokojny i opanowany.
-Taa... Ja jestem Kei... A ty to kto?
Odezwał się zapalając papierosa i podnosząc go do ust.
-Wybacz, gdzie moje maniery. Nazywam się Meiji, jestem...-zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad odpowiednym określeniem- ..właściciel Akiego.
-Zabawne... byłem pewny że niewolnictwo skończyło się już wieki temu.
Obaj wyglądali na takich spokojnych... Meiji może i był starszy ale Kei górował nad nim jeżeli chodzi o wzrost.
-Niewolnictwo się skończyło? To jak wytłumaczysz fakt że każdy kto chciał mógł zbezcześcić jego ciało za marne grosze? Każdy mógł go posiąść, dotykać, każdy mógł naznaczyć go swoim śladem. Więc co to jest jak nie niewolnictwo.
Czerwieniłem się coraz bardziej i bardziej z każdym wypowiadanym przez niego słowem. Sceny z tamtych nocy przelatywały mi przez głowę jak film a nogi nagle zrobiły się szokująco słabe.
-Jak to nazwać? Ja bym powiedział że bycie podłą gnidą, ale jest wiele określeń na kogoś takiego jak ty.
-Nie jesteś miłym człowiekiem. Mimo to, muszę cię prosić o zwrócenie mi mojej własności.
-Nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek coś od ciebie brał.
Kei wydawał się całkowicie spokojny, mówił beznamiętnym tonem nie przerywając palenia, ale czułem że w środku cały się gotuje.
-Tak się składa że to ,,coś" samo do ciebie przyszło. Jak już wspomniałem, dzieciak należy do mnie, więc oddaj mi go. Chciałbym jak najszybciej się nim ,,zająć". Stęskniłem się za jego ciałem.
Nim Meiji zdążył zareagować, został powalony na ziemi przez precyzyjnie wymierzony cios w twarz.
-Słuchaj gnoju. Tak się składa że ten dzieciak należy do mnie. Nie dlatego że go kupiłem jak ty, ale dlatego bo zdobyłem jego serce. Od kiedy się do mnie przywiązał jestem za niego odpowiedzialny. Raz popełniłem błąd i pozwoliłem mu odejść, drugi raz nie powtórzę tego błędu i nie pozwolę nikomu go dotykać... poza Soichiro ale to już inna historia...
Meiji leżał na ziemi trzymając się za krwawiący nos. Byłem pewny że Kei będzie próbował go dobić, ale zamiast tego odwrócił się w moją stronę i łapiąc mnie za rękę pociągnął w stronę domu. Wyglądał na naprawdę wściekłego, kilka razy odwracałem się by zobaczyć czy Meiji nie podąża za nami, ale leżał tylko na ziemi w kałuży krwi. Gdy jeszcze kilka razy skręciliśmy w boczne uliczki byłem już pewny że go zgubiliśmy. Kei naprawdę był moim rycerzem, zawsze mnie ratował w niebezpiecznych sytuacjach.
-Dziękuję Kei... nawet nie wiesz jak się bałem kiedy zobaczyłem że to on.
Powiedziałem gdy tylko znaleźliśmy się w domu, przytulając się do Keia. Nie odezwał się, chyba dalej wzburzony bójką z Meijim. Przytulił mnie tylko mocno, jakby się bał że nagle mógłbym zniknąć. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Być może nie byłem w stanie jeszcze z nim sypiać, ale była to na pewno osoba z którą chciałem zostać bez względu na kłopoty jakie miały nas spotkać.

środa, 8 maja 2013

1000 wejść!

Banzai!
 Mimo, że nikomu nie chciało się napisać komentarza, postanowiłam dodać gratisowy post.
Ale nie jestem tu po to, żeby narzekać.
Tak jest, nasz blog ma już 1000 wyświetleń! :D
Dlatego dziękuję wszystkim czytelnikom. Zarówno tym, którzy wyrażali swoje opinie (pozytywne i negatywne) jak ty tym, którzy tylko czytali posty. Co również znaczy dla mnie bardzo wiele.
Dziękuję wam wszystkim, bo to dzięki wam, ten blog ma tyle odsłon :D
-Przecież mówiłem, że chcę z tym skończyć!
-Daj spokój Yoshi. Przecież jakoś musisz zarabiać.
-Nie! Nie będę dalej twoją dziwką! Rezygnuje!
Chciałem wyjść z domu Ogaiego. Miałem mu tylko powiedzieć, że  nie chcę już mu się oddawać. Miałem dosyć takiego życia. Jednak  wiedziałem, że nie będzie to takie łatwe. Przez prawie pół roku 
zarabiałem jako jego chłopak. Dzięki temu żyłem na całkiem  wysokim poziomie. Ale było mi już od tego niedobrze. Chciało mi  się wymiotować na myśl o seksie z nim.
-Myślisz, że od tak pozwolę ci odejść? Nie po tym ile razy ze  mną spałeś. Myślisz sobie, że dam ci spokój?
Popchnął mnie na drzwi, przyciskając do nich ciałem.
-Nawet jeżeli teraz mnie zgwałcisz, po prostu nigdy tu nie  wrócę. Lepiej znajdź sobie inną dziwkę.
Całe szczęście, że nigdy nie mówiłem mu gdzie mieszkam. Kiedy  jego ręka zawędrowała do suwaka w moich spodniach walnąłem go  głową w nos. Momentalnie mnie puścił i upadł na podłogę. Nie 
obejrzałem się kiedy wybiegłem na klatkę. Od zawsze liczyłem tylko na kasę. Przecież byłem młodym, całkiem ładnym  chłopakiem. Dzięki moim bląd włosom oraz oczom, które ludzie 
porównywali do błękitnego morza, zdobyłem niejedno damskie i  męskie serce. Nie mógłbym z własnej woli sypiać z 45-letnim  pedofilem, który w dodatku jest obleśny. Jak najszybciej 
zbiegłem na dół i ruszyłem w stronę mojego domu.
-Zobaczysz, ty mała kurwo! Jeszcze cię dorwe, i zniszczę ci  życie!
Słyszałem głos Ogiego, który darł się z okna swojego  mieszkania. Byłem z siebie dumny, że wreszcie to zakończyłem.  Mogłem teraz zacząć prawdziwą pracę. Wiedziałem, że nie będzie 
mi łatwo. 16-latek bez żadnego wykształcenia... nie wyglądało  to kolorowo. Kiedy wróciłem do mojego domu, rzuciłem się na  kanapę i wziąłem gazetę. Mimo oszczędności i kupionego już 
mieszkania wiedziałem, że potrzebuję jak najlepiej płatnej  pracy. Jedyne co znalazłem to kilka marnych ofert kelnera. Nie  powinienem się spodziewać czegoś więcej, ale jakoś miałem 
nadzieję na coś odrobinę lepszego. Złapałem doła, więc  postanowiłem się przejść. Szedłem z głową wbitą w ziemie,  kopiąc jakiś kamień. Może zatrudniłbym się w barze dla gejów? 
Nikt by nie miał prawa mnie dotykać a zarabiałbym całkiem  nieźle. Oczywiście nie byłoby to aż tak dobrze płatne jak seks  z kimś, ale zawsze coś. Przez irytacje w ogóle nie zauważyłem 
chłopaka, na którego wpadłem.
-Oj, przepraszam cię. Nic ci nie jest?
Powiedział chłopak, o brązowych oczach i czarnych włosach,  wyciągając rękę w moją stronę. Na skutek gwałtownego zderzenia  straciłem równowagę i upadłem, więc chciał pomóc mi wstać. 
Musiałem przyznać, że był on całkiem przystojny. Złapałem jego  dłoń i zostałem podniesiony do pozycji stojącej. Wpatrywałem  się z zainteresowaniem na niego. Uśmiechał się z niespotykaną mi 
dotąd szczerością. Wydawał się być bardziej pozytywnie  nastawiony do życia, niż wszyscy których znam. Dopiero po  dłuższej chwili uświadomiłem sobie, że dalej trzymam jego dłoń. 
Zastanawiałem się, czy spanie z nim przynosiłoby mi mniej  wstydu. Myślałem co powinienem zrobić, żebym mógł pobyć z nim  trochę dłużej.
-Nic się nie stało.
-Może w ramach przeprosin... zapraszam cię na coś do picia. Co  ty na to?
Jego uśmiech wydawał się taki prawdziwy... taki szczery... był  ode mnie o głowę wyższy, ale jego sposób bycia był trochę  dziecinny. Zapraszał obcą osobę na coś do picia tylko dlatego, 
że na nią wpadł. Ale podobał mi się. Był nawet uroczy.
-Bardzo chętnie.
Uśmiechnąłem się delikatnie, w najbardziej uroczy sposób jaki  umiałem. Odpowiedział mi szerokim uśmiechem i poprowadził do  pobliskiego baru.
-Czego się napijesz?
Zapytał siadając na krześle przede mną.
-Piwo poproszę.
Przez ostatnie pół roku piłem prawie codziennie. Było mi tak  łatwiej znieść upokorzenie związane z sypianiem z Ogaim.
-Nie jesteś za młody na alkohol? Ile ty masz lat?
-Szesnaście...
Uśmiechnął się, dając mi do zrozumienia, że nie mam szansy na  alkohol.
-Więc niech będzie cola...
Zamówił dla mnie cole a dla siebie piwo. Kiedy kelner odszedł z  zamówieniem, odezwałem się.
-A ty ile masz lat, że wolno ci pić?
-Dziewiętnaście. A właśnie, nazywam się Ryunosuke. A ty?
-Yoshi.
Uśmiechnąłem się, udając nieśmiałego i wyciągnąłem rękę w jego  stronę.
-Zawsze zapraszasz obcych ludzi do baru?
-Obcych raczej nie. Ale przyjacieli często zapraszam na drinki  czy pizzę.
-Jesteś aż taki hojny czy bogaty?
-Można powiedzieć, że to i to.
Uśmiechnął się, biorąc łyka piwa. Podobał mi się. Może jednak  zostałbym w tej branży dłużej?
-Powiedz mi Yoshi. Czym się aktualnie zajmujesz?
To była moja szansa. Gdybym zagrał skrzywdzone dziecko, może  mógłbym wzbudzić u niego współczucie. Może chciałby mi pomóc, a  wtedy udałbym, że nie mogę za nic brać pieniędzy. Opuściłem  więc głowę pozwalając, by włosy zasłoniły moją twarz. Chciałem 
wyglądać na skrzywdzonego chłopca. Chyba się udało, bo  Ryunosuke zaczął się martwić.
-Hej Yoshi, coś się stało? Nie... nie chciałem cię zranić.
-To... to nie ty...
Wierzchem dłoni wytarłem oko i zadrżałem, udając strach.
-Ja... moi rodzice umarli osiem lat temu. Nikt się mną nie  interesował. Nawet pomoc społeczna się mną nie przejęła.  Dostałem dom po rodzicach i pieniądze, które wystarczyły na 
dłuższy czas. Przez kilka lat starałem się uczyć w domu. Nie  chciałem trafić do domu dziecka. Ale... jakieś pół roku temu  pieniądze zaczęły mi się kończyć. Roznoszenie ulotek było za 
słabo płatne, żebym mógł opłacić rachunki i kupić jedzenie.  Ja... musiałem robić straszne rzeczy... nie chciałem tego.  Ale... byłem sam. Nie mogłem nawet nikomu się wyżalić.
Wybuchłem udawanym szlochem i schowałem twarz w dłoniach. Tak  naprawdę byłem dziwką z wyboru. Moi rodzice rzeczywiście  umarli, ale dwa lata temu zostawili mi tylko jakieś marne 
pieniądze. Z domu dziecka sam uciekłem a kiedy ich pieniądze  się skończyły zacząłem się prostytuować. To był mój wybór.  Mogłem skończyć szkołę ale wolałem być dziwką. Mimo to 
wiedziałem, że Ryunosuke widzi we mnie skrzywdzone przez los  dziecko. Obszedł stół i objął mnie ramieniem. Wyczułem w nim  panikę, jak uspokoić roztrzęsionego chłopca.
-No już... nie płacz. To nie była twoja wina. Nie miałeś  wyboru. Nie obwiniaj się o to.
Tak łatwo dał mi się złapać. Ta jego naiwność w jakiś sposób  czyniła go uroczym. Złapałem się jego koszuli, wtulając w nią  twarz. Położył dłoń na moich włosach, głaszcząc je delikatnie. 
Potem odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy.
-Nie martw się. Jak chcesz to ci pomogę. I nie będziesz już  musiał robić tych wszystkich rzeczy.
To wydawało się aż zbyt proste. Ale niektórzy ludzie są aż  przesadnie ufni. Podał mi chusteczkę a ja udałem, że wydmuchuję  w nią nos.
-Nie mogę brać od ciebie pieniędzy...
-No to będziesz je zarabiał. Załatwię ci jakąś pracę i będziesz  mógł żyć normalnie.
Wytarłem oczy chusteczką i spojrzałem na niego spojrzeniem  pełnym zaufania. Dziwne... coś w jego prostolinijności  przyciągało mnie do niego. Uśmiechnął się serdecznie, przez co 
nie mogłem nie porzucić mojej gry i się nie uśmiechnąć. Kiedy  dopiliśmy picia poszedłem go odprowadzić. Okazało się, że jego  rodzice to biznesmeni, sporo zarabiają, ale przez to rzadko są 
w domu. To dlatego był tak otwarty dla ludzi. Potrzebował  towarzystwa. Tym lepiej dla mnie. Idąc do jego domu trzymałem  się przytulony do jego ramienia. Nawet nie próbował mnie od 
siebie odsunąć. Kilka razy przyłapałem go na tym jak spogląda  na mnie z troską. Jednak zawsze gdy na niego spoglądałem  odwracał wzrok.
-No co jest dziwko?! Znalazłeś sobie kolejnego klienta?!
Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk głosu Ogaiego. Cholera... szło  tak ładnie.
-Coś się stało? Jakiś problem?
Byłem zszokowany, że Ryunosuke stanął przede mną, w obronnym geście.
-Ten chłopaczek to zwykła dziwka! W dodatku należy do mnie!
-To zwykły skrzywdzony dzieciak. Zostaw go w spokoju.
Ogai Wybuchnął głośnym śmiechem.
-Ta sprzedajna dziwka skrzywdzonym dzieckiem?! To mistrz  manipulacji. Zobaczysz, zaraz będzie się z tobą ruchał dla  kasy! Jest lepszy niż większość wieloletnich dziwek!
Szkoda... ten Ryunosuke naprawdę mi się podobał. Nie tylko  dlatego, że miał pieniądze. Jego sposób bycia sprawiał, że  czułem się szczęśliwy. Opuściłem głowę, gotowy na falę wyrzutów 
ze strony Ryunosuke. Ale nie usłyszałem ani słowa. Złapał mnie  za rękę i pociągnął w stronę, w którą szliśmy. Ogai był tak  zszokowany, że nawet nie poszedł za nami. Sam też byłem w 
szoku.
-Ryunosuke...
-Nie powinien tak o tobie mówić. Przecież nie robiłbyś tego z  własnej woli! Jakim prawem on cię ocenia?!
Wyglądał na naprawdę złego. Przejmował się mną? Gdy minęliśmy  próg jego domu wreszcie się uspokoił.
-Wybacz Yoshi, że się uniosłem, ale...
-Jakoś musiałem zarabiać. Dziękuję ci, że rozumiesz.
Uśmiechnął się serdecznie, jak to zwykł robić. Z jakiegoś  powodu nie mogłem mu się oprzeć. Wysoki, przystojny, uroczy,  prostolinijny, ufny. Był przeciwieństwem wszystkich osób, które 
dotąd spotkałem. Zbliżyłem się do niego i stając na palcach  połączyłem nasze usta. Jego wargi były miękkie, zbyt miękkie.  Musiałem się powstrzymywać, żeby nie stracić kontroli. Jednak 
Ryunosuke zrobił to za mnie. Złapał mnie za ramiona i odepchnął  od siebie.
-Co ty robisz?
-Mówiłeś, że znajdziesz mi jakąś pracę.
Odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic. Założę się, że wyglądałem  jak dziecko nie zdające sobie sprawy, że coś robi źle.
-Ale nie taką. Możesz tu sprzątać, albo gotować.
-Ale nie umiem... poza tym, nie zarobię w ten sposób takich  pieniędzy, żeby mi starczyło na życie.
Zszokowało mnie to, ale Ryunosuke się uśmiechnął. Bardzo  delikatnie, ale dość widocznie.
-Ty wiesz, że źle robisz, prawda?
-Wiem. Ale pieniądze są mi potrzebne.
-Możesz zarabiać w inny sposób.
-Nie tyle, żeby przeżyć.
Niby niewinnie położyłem ręce na jego ramionach. Dalej się  uśmiechając, ujął moja dłonie.
-Nie mogę spać z dzieckiem.
-Mam 16 lat, nie jestem dzieckiem.
-Mówiłeś, że nie chcesz już tego robić.
-Ale ty nie jesteś taki jak na przykład Ogai.
Opuściłem głowę, patrząc na niego wzrokiem zbitego psa.  Opanowałem do perfekcji sztukę manipulacji. Miałem niezliczony  asortyment chwytów, które mogłem zastosować. Widząc, że 
Ryunosuke dalej się uśmiecha, postanowiłem zmienić taktykę.  Opuściłem głowę całkowicie, odwracając się do niego tyłem.
-Ja... chciałem to porzucić już dzisiaj. Jednak dalej mnie  prześladowały wizję tych wszystkich facetów. Kiedy... kiedy cię  spotkałem i zobaczyłem jaki jesteś uznałem, że dzięki tobie 
mógłbym zapomnieć o tych strasznych nocach.
Wytarłem rękawem oko i odwróciłem do Ryunosuke głowę. Wyglądał  jakby toczył ze sobą wewnętrzną wojnę. Niewiele już brakowało..
-Proszę... proszę Ryunosuke... pomóż mi... ten jeden raz zgódź  się ze mną przespać.
Przez dłuższą chwilę parzyłem mu w oczy. Uniósł prawy kącik ust  w lekkim uśmiechu.
-Ty wcale nie jesteś taki niewinny za jakiego uchodzisz,  prawda?
Nie sądziłem, że mnie tak szybko przejrzy. Moja gra była  bezbłędna. Nie było już sensu ciągnąć tego dłużej. Przestałem  udawać skrzywdzonego chłopca i przybrałem beznamiętną miną, 
jaką miałem na co dzień.
-Jeżeli chcesz mogę sobie pójść.
Westchnąłem i ruszyłem w stronę drzwi. Nikt kto poznał moją  prawdziwą naturę i nie był napalonym seksualnie maniakiem, nie  mógł się mną zainteresować.
-Czekaj Yoshi.
Złapał mnie za rękę zanim dotarłem do drzwi. Kiedy się  odwróciłem, wyglądał na lekko zakłopotanego. Jego policzki  zrobiły się czerwone a na ustach nie widniał znany mi już 
uśmiech. Czyżby... chciał mi pomóc mimo, że nie byłem tym kogo  udawałem? Ta jego prostolinijność naprawdę była urocza.  Podszedłem do niego, żeby nasze twarze były tuż koło siebie. 
Chciałem zobaczyć jak zareaguje. O dziwo zaczerwienił się  jeszcze bardziej, ale się nie cofnął. Stanąłem na palcach,  łącząc nasze usta. Właściwie to przed nim nie całowałem się z 
nikim. Całe szczęście Ogai nie chciał innego zbliżenia, niż to  czysto fizyczne. A pocałunek należał do rodzaju okazywania  sobie uczucia. Nie chcąc stać na korytarzu wciągnąłem go do 
najbliższego pomieszczenia, którym była łazienka. Popchnąłem  Ryunosuke na ścianie, po której powoli zsunął się na podłogę.  Usiadłem na jego biodrach, rozpinając jego koszule. W końcu 
odkleiłem się od jego ust i spojrzałem mu w oczy. Dalej wydawał  się zakłopotany, ale już się nie sprzeciwiał.
-Coś nie tak?
Jakby dopiero teraz nabrał pewności. Lekko  różowy, odsłonił w uśmiechu białe zęby.
-Widzisz... jeszcze nigdy nie spałem z facetem, więc czuję się trochę dziwnie.
-Nie przejmuj się tym. Zajmę się wszystkim.
Było to trochę dziwne, zajmować się wszystkim, będąc tym  posuwanym. Jednak, jak się okazało Ryunosuke nie miał zamiaru  wszystkiego mi zostawić. Zaczął przejeżdżać językiem po mojej 
szyi. Momentalnie przeszedł mi po plecach dreszcz. Ogai nigdy  mnie nie dotykał. Szybkie przygotowanie mnie i przechodził do  rzeczy. Nie byłem przyzwyczajony do czułości i przyjemności.  Przysunął się do mojej piersi i zaczął lizać sutki. Przygryzłem 
wargi, starając się nie jęczeć za bardzo. Przeklęty dzwonek telefonu nagle nam przerwał. Ryunosuke zsunął  mnie ze swoich kolan i wstał, odbierając telefon.
-Halo? Cześć mamo. Tak, siedzę w domu. Nie... nie  przeszkadzasz... mhmm.. ta...
Nie wiedziałem ile czasu Ryunosuke ma zamiar ciągnąć tą rozmowę,  więc postanowiłem sam ją przerwać. Uklęknąłem przed nim i  sięgnąłem do jego spodni.
-Hej... czekaj... a, nie nie, nie do ciebie mamo.... pocz...  poczekaj chwilę, oddzwonię...
Prawie się przewrócił, odskakując w tył. Przed upadkiem  uratowała go tylko stojąca pod ścianą pralka. Zabawne było  patrzenie na jego zakłopotanie.
-Co ty robisz?
Zapytał odkładając telefon na bok.
-Chce ci zrobić dobrze. Zaufaj mi.
Rozpiąłem już jeden guzik od jego spodni, kiedy przykucnął i  złapał mnie za ręce.
-Nie musisz...
Powiedział z uśmiechem i złożył na moich ustach krótki,  delikatny pocałunek. Nie sprzeczałem się z nim już dłużej.  Skoro tak wolał... Odwróciłem się do niego plecami i uklęknąłem 
opierając ręce o podłogę. Nie musiałem długo czekać, nim  poczułem jak ręce Ryunosuke rozpinają moje spodnie. Gdy dotknął  mojej skóry poczułem jak bardzo zimne są jego dłonie. Słyszałem 
gdzieś, że ludzie z zimnymi dłońmi są dobrzy w łóżku. Zawsze  chciałem się przekonać czy to prawda. Podniosłem biodra,  szykując się na zdjęcie spodni, ale zostały mi one tylko lekko 
rozsunięte, kiedy Ryunosuke wsunął do nich rękę.
-Coś nie tak?
Pokręciłem głową. Nie byłem przyzwyczajony do dotykania mojego  ciała. Bałem się, że zaraz zacznę reagować jakbym pierwszy raz  uprawiał seks.
-Ach... ach...
Mimowolne jęki wydobyły się z moich ust, kiedy Ryunosuke zaczął 
przejeżdżać dłonią po moim penisie. Cholera... było mi tak  przyjemnie. Doszedłem tak szybko jakbym dalej był prawiczkiem.
-Coś nie tak? Doszedłeś tak szybko...
-Cicho bądź. Po prostu... nigdy nikt mnie tam nie dotykał.
Błagam... niech się nie odezwie, niech nie zaśmieje się ze  mnie. Nie zniósłbym takiego upokorzenia. Gwałtownie odrzuciłem  głowę w tył, kiedy jego język zaczął przesuwać się po moim 
kręgosłupie. Niech to... Naprawdę chciałem, żeby go już włożył.  Może mi się wydawało, ale Ryunosuke zdawał się przedłużać gre  wstępną. No taak.. przez chwile zapomniałem, że nigdy nie robił  tego z facetem. Postanowiłem trochę mu pomóc. Sięgnąłem ręką za 
siebie, zsunąłem spodnie i włożyłem w siebie palec. Po krótkiej  chwili dołożyłem kolejny. Nie patrzyłem na Ryunosuke, nie  chciałem widzieć jego twarzy. Zamiast tego poczułem jego ręce, 
znowu macające moje ciało. Kiedy byłem już u szczytu moich  możliwości wyjąłem palce, sugestywnie podnosząc biodra.  Odwróciłem twarz w stronę Ryunosuke, który chwilę patrzył mi w 
oczy, a potem uśmiechnął się szeroko.
-Jesteś taki uroooczy.
Nawet on nie wyglądał na takiego, co może mówić coś takiego w  trakcie seksu. Nie odezwał się znowu tylko powoli się we mnie  wsuwał. Zagryzłem dłoń, żeby nie krzyknąć z bólu. Był on... 
taki wielki.
-Boli?
-Trochę.
-Jak zechcesz żebym przestał, to powiedz.
Nie powinien się o mnie tak martwić. Dotąd wszyscy traktowali  mnie jak rzecz. Nie czułem potrzeby żeby to zmieniać. Dzięki  temu byłem pewny, że to nie będzie innego niż seks. Początkowo 
wsuwał się bardzo wolo, pozwalając mi przywyknąć do siebie.  Jednak po krótkim czasie poruszał się szybciej. Bolało... nie  spodziewałem się, że będzie taki wielki. W dodatku ciągle 
jeździł ręką po moim kroczu i sutkach. Kiedy poczułem wytrysk w  sobie, ogromny penis Ryunosuke powoli się ze mnie zaczął  wysuwać. Byłem wykończony. To jednak prawda co mówią o ludziach 
z zimnymi dłońmi. Kiedy się ubrałem, Ryunosuke na chwile  opuścił łazienkę. Kiedy wrócił, miał w rękach kopertę, pewnie z  pieniędzmi. Dalej byłem zmęczony, więc oparłem się plecami o 
pralkę.
-Wiesz... muszę przyznać, że wyglądasz uroczo.
Powiedział z szerokim uśmiechem. Byłem cały czerwony, więc mogłem wyglądać zabawnie. Przykucnął przy mnie i podał mi  kopertę z pieniędzmi.
-Nie wiem ile bierzesz, ale mam nadzieję, że wystarczy.
Wziąłem od niego kopertę nie patrząc do środka. Podciągnąłem  kolana pod brodę, patrząc na niego spokojnie.
-Pierwszy raz robiłeś to z facetem, tak?
Pokiwał głową z lekkim uśmiechem.
-I co myślisz?
Zażenowanie, które wymalowało się na jego twarzy wprawiło mnie  w dobry humor. Uklęknął tuż przede mną patrząc mi w oczy.
-Ciekawie...
-Więc może zatrudnisz mnie na stałe?
Uśmiechnął się, podniósł moją brodę i... mnie pocałował.  Uznałem to jako zgodę. Niesamowite... wydawał się być genialny  nie tylko w łóżku ale i całowaniu. Kiedy odsunąłem się od jego warg i spojrzałem mu  w oczy, uśmiechnął się jak zwykle.
-Jak chcesz, możemy zrobić to jeszcze raz, na koszt firmy.
Starałem się nie przyznawać przed samym sobą, że tak naprawdę  cholernie podobał mi się seks z nim. Popchnąłem go na ziemie i  położyłem swoje ciało na jego. Podniósł swoją głowę i znowu 
mnie pocałował. Przewrócił mnie na ziemie, zamieniając nas  miejscami. Wsuwał swój język w moje usta i poruszał nim  niesamowicie zwinnie.
-Mam pomysł. Zamiast płacić ci za każdym razem gdy będziemy  spali ze sobą, zamieszkam z tobą, będę płacił rachunki i  kupował jedzenie. Co ty na to?
Podparłem się na łokciach, podnosząc się do pozycji pół  siedzącej. Ryunosuke zszedł ze mnie, żebym mógł usiąść  całkowicie. Opuściłem głowę, kiedy dawałem mu odpowiedź.
-Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale jestem dziwką.  Zauważyłeś przecież, że ten ja, którego znałeś to była tylko  gra. Seks to jedna, a jakieś głębsze relacje to drugie.
-Nigdy się w nikim nie zakochałeś, prawda?
-Nie potrzebowałem tego.
-Wcześniej mówiłeś, że chciałeś porzucić swoją pracę. To też  było kłamstwem?
-Nie... naprawdę chciałem to skończyć. Ale pomyślałem, że  gdybym sypiał z kimś, kto mi się podoba to nie będę czuł tej  odrazy.
-Czyli ci się podobam?
Znowu się uśmiechnął, opierając łokieć na swoim kolanie i  kładąc na nim głowę.
-Tak.
Prosta, oczywista odpowiedź wydawała się chyba zbić go z tropu. Zaraz jednak ponownie się uśmiechnął.
-Daj mi szanse. Ja będę szczęśliwy mogąc spędzać cały czas z tobą, a ty nie będziesz musiał się martwić pieniędzmi.
-Nie podaję mojego adresu klientom.
-A co... jeżeli nie będę już twoim klientem?
-Co masz na myśli.
-Chyba niechcący się w tobie zakochałem. Pozwól mi zostać ze sobą. Może z czasem i ty się we mnie zakochasz. A jeżeli nie, przynajmniej nie będziesz musiał sypiać z obcymi ludźmi.
Ten uśmiech... uśmiech pełen nadziei, że wszystko będzie dobrze, że będziemy razem. To się nie mogło udać, nie umiałem się zakochać. Pewnego dnia i tak bym go zostawił a on stałby się taki sam jak Ogai.
-Nie ma mowy.
Wtedy Ryunosuke rzucił się na mnie. Przytulając się do mojego brzucha. Gdyby zacisnął uścisk chociaż trochę bardziej, z pewnością by mnie udusił.
-Nie puszczę cię, dopóki się nie zgodzisz.
-Wydajesz się strasznie dziecinny Ryunosuke. Ale znamy się przecież dopiero niecały dzień.
-Ale wiem, że chcę być z tobą. Zrobię wszystko, żebyś dał mi szansę.
Zachwywał się dosyć żałośnie, ale wydawało się, że nie miałem wyboru. Poza tym... naprawdę mi się podobał. I nie musiałbym się już martwić o pieniądze.
-Niech ci będzie.
-Naprawdę?
Rozluźnił uścisk i spojrzał mi w oczy. Pokiwałem głową. Zaraz potem Ryunosuke Objął moją twarz rękoma i znowu pocałował.
-Co masz zamiar powiedzieć swoim rodzicom?
-Że będę mieszkać z osobą, którą kocham.
Dziwne... nie sądziłem, że kiedykolwiek pozwolę zamieszkać u siebie chłopaka, który był początkowo moim klientem. Ale... może nawet ma szanse sprawić, żebym się w nim zakochał?

sobota, 4 maja 2013

Aki x Kei XVII- Lęk

Wybaczcie obsuwę, ale dopiero co wróciłam z majówki, wcześniej nie miałam szansy dodać nowej noty.
P.S skoro już zaczęłam pisać, chciałam was zdopingować do ponownego dodawania komentarzy. Jest już prawie 1000 wyświetleń i z tej okazji, o ile wyrazicie taką chęć dodam jakiś bonusowy post ;3
*****************************************************************
 
Z ciemności wyłoniła się para obłąkanych oczu, potem czarne włosy, i sarkastyczny uśmiech. Na sam widok zrobiło mi się niedobrze.
-Widzimy się ponownie mały. Wybacz że musisz siedzieć w takim miejscu jak to. Ale w sumie... jeżeli będziesz grzeczny może będziesz mógł sypiać w sypialni. Jak na razie musisz znosić niewygodę.
-G-gdzie ja jestem?
-Jak to gdzie? W moim domu. Jesteś teraz moją własnością.
-Nie... to niemożliwe... p-przecież... ja uciekłem.
-Myślisz że ten twój żałosny chłopaczek byłby w stanie cię ochronić? Już nigdy go nie zobaczysz, teraz będziesz sypiał tylko ze mną.
Zaczął brutalnie zdzierać ze mnie ubrania. Protestowałem, krzyczałem ale on tylko się śmiał.
-Lepiej przywyknij. Przecież teraz będziemy to robić codziennie. Rozluźnij się mały... mały... mały..
-Mały! Obudź się!
Otworzyłem oczy, zobaczyłem przed nimi Keia.
-W porządku?
Rzuciłem się na niego, przytuliłem się do jego piersi i zacząłem płakać. Musiałem krzyczeć przez sen, skoro go obudziłem.
-Kei... tak się boję. Boje się spać, boje się że kiedy otworzę oczy będę znowu przywiązany do łóżka, że znowu będą przychodzić do mnie ci wszyscy faceci, boje się że zaraz się okaże że tak naprawdę nie ma ciebie przy mnie.
Przycisnął mnie do siebie.
-Wiem że się boisz, ale nie pozwolę już cię nigdy skrzywdzić.
Dalej płakałem. Chciałem żeby wszystko wróciło do normy, żebym mógł spać z nim bez lęku, żebyśmy mogli chodzić razem na lody i żeby znowu uśmiechał się do mnie. Odsunął się kawałek ode mnie i spojrzał mi w oczy. Zacisnąłem powieki kiedy przysunął swoją twarz do mojej.
*To przecież Kei, to on, osoba którą kocham*
Myślałem kiedy połączył nasze usta. Chwilę potem poczułem pod sobą pościel, kiedy przewrócił mnie na plecy. Zacząłem się bać że zechce się posunąć dalej. I tak ledwo znosiłem jego pocałunki. Ale on tylko położył się przy mnie i przytulił. Bałem się... ale czułem się bezpiecznie.
-Spróbuj zasnąć.
Nic więcej nie dodał, przytuliłem się więc do niego i zamknąłem oczy. Tej nocy budziłem się jeszcze kilkanaście razy, na szczęście nie budząc już Keia. Za każdym razem upewniałem się że drzwi i okna są zamknięte. Nie chciałem już potem zasypiać przy nim, jego dotyk przypominał mi o tych wszystkich facetach, dlatego też odsuwałem się od niego tak bardzo jak to możliwe. Na szczęście nic nie trwa wiecznie. Tamta noc się skończyła a ja odetchnąłem z ulgą kiedy mogłem wstać. Postanowiłem zrobić dla nas śniadanie, co prawda nie umiałem gotować, ale z pomocą zostawionej u nas książki kucharskiej mogłem przygotować coś smacznego. Kiedy skończył ustawiać na stole talerze, obudził się Kei.
-Wcześnie dzisiaj wstałeś mały.
-Nie mogłem zasnąć.
-Miałem okazję się o tym przekonać.
Rozciągnął się na łóżku i wstał. Kiedy poszedł do mnie złapał mnie za rękę i chciał pocałować. Odruchowo zacisnąłem powieki i zacząłem mimowolnie się trząść. Kiedy po kilku sekundach nie poczułem ust Keia, otworzyłem oczy patrząc na niego.
-Ciągle nie czujesz się najlepiej, prawda?
Kiwnąłem tylko głową opuszczając wzrok. To takie żenujące że nie mogę okazać moich uczuć osobie którą kocham.
-Nie musisz się przejmować. Będę na ciebie czekał tak długo, jak to konieczne.
Poczochrał mnie po włosach i przycisnął moją głowę do siebie. Chciało mi się płakać. Czemu go wtedy opuściłem? Gdybym z nim został wszystko byłoby dobrze.
-Hej, mały. Spójrz na mnie.
Podniósł moją twarz, tak jak zawsze gdy chciał mnie zmusić do spojrzenia mu w oczy.
-Spotkało cię coś strasznego i ja to rozumiem. Wiem jak jest ci ciężko, ale nic co się stało to nie twoja wina. Przestań się o wszystko obwiniać, dobrze?
Kiwnąłem tylko lekko głową. Wtedy drzwi otworzyły się z gwałtownym hukiem.
-Keeei! Miło cię widzieć. Co tam u... AAAKIII!♥ Wróciłeś, stęskniliśmy się za tobą!
Tym razem z Soichiro przyszedł tylko Shun.  Oczywiście blondyn, jak tylko mnie zobaczył rzucił się w moją stronę.
-NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO MNIE!
Nie chciałem nakrzyczeć na Soichiro, to wyrwało się samo. Wtedy pierwszy raz się mnie posłuchał. Właściwie wszyscy w pokoju znieruchomieli, patrząc na mnie zszokowani.
-Aaa.. ja...
Nie wiedziałem co powiedzieć więc wybiegłem jak najszybciej z mieszkania, prawie potrącając Shuna w drzwiach. Co prawda byłem w samej piżamie, ale pobiegłem w boczną uliczkę, którą i tak nikt nie przechodził, dalej bolała mnie kostka ale nawet wtedy o tym nie myślałem. Skuliłem się, opierając się o mur i chowając twarz w kolanach zacząłem płakać. Ostatnio miałem wrażenie że zrażam do siebię ludzi. Najpierw odsunąłem się od Keia, teraz nawrzeszczałem na Soichiro i w dodatku prawie przewróciłem Shuna. Niby miałem prawo być zdenerwowany, ale i tak czułem się okropnie. Boże... czemu jestem taki rozdarty? Chciałem żeby ktoś mnie oblał zimną wodą i sprowadził na ziemię.
-Wyluzuj mały, powiedziałem Sochiro że pokłóciłeś się z rodzicami i jesteś zdenerwowany. Zrozumiał i sobie poszedł, powinien być teraz przez najbliższe kilka dni delikatniejszy.
Powiedział Kei, zajmując miejsce koło mnie i obejmując mnie ramieniem.
-Wszystko niszczę, prawda?
-O czym ty mówisz?
-Zostawiłem cię, a teraz nie możesz się nawet do mnie zbliżyć i nakrzyczałem na Soichiro. Jak tak dalej pójdzie to zrażę do siebie wszystkich.
-Wyluzuj, mały. Inni zachowują się znacznie gorzej od ciebie tylko dlatego że mają gorszy dzień. Nikt nie ma ci za złe że jesteś roztrzęsiony. Ale nie powinieneś się martwić każdą błahostką. Przecież wiesz że w razie czego możesz na mnie liczyć.
-Wiem, ale...
Żadnego ,,ale" nie ma powodu byś się nad sobą użalał. Przynajmniej nie przypominam sobię żebym ci na to pozwalał.
W ten sposób, Kei próbował mnie pocieszyć. W sumie... to mu się udało, bo miałem chociaż pewność że należę do niego i do nikogo innego.
-No już, wstawaj z ziemi, mały. Jeszcze się przeziębisz i będziemy mieli problem.
Podał mi rękę i postawił na nogi. Ruszył w stronę domu, ale zatrzymałem go, łapiąc go za rękaw. Odwrócił się do mnie a wtedy gwałtownym ruchem złapałem go za ramiona i przyciągnąłem do siebie. Kiedy połączyłem nasze usta, przez krótką chwilę zauważyłem jak bardzo był zdziwiony moją stanowczością. Jednak zaraz potem uspokoił się i położył obie ręce na mojej tali, ścisnąłem tylko dłonie, dalej położone na jego ramionach. Nie odczuwałem przyjemności, jaką czułem za każdym razem gdy mnie całował. Czułem tylko strach trzepoczący się w moim sercu. Zrobiłem to tylko dlatego, żeby mu udowodnić że dalej go kocham. Nawet jego ręce oparte na moich biodrach paliły nieznośnym ogniem. Dopiero po kilku minutach odkleiłem się od niego i spojrzałem mu w oczy.
-Nie żeby coś, ale trochę głupio stać tak tutaj na ulicy, w samych piżamach, nie sądzisz?
Powiedział Kei, dalej opierając dłonie na mojej tali. Uśmiechnąłem się, lekko się czerwieniąc.
-Ch-chyba masz racje.
Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę domu. Tak bardzo chciałem się już go nie bać i być z nim tak blisko jak kiedyś.


 
*Kei*
Naprawdę martwiłem się o tego dzieciaka. Z każdą chwilą widziałem coraz więcej niepokojących jego zachowań. Po tym co przeszedł nie ma co się dziwić. Gdyby nie to, że był taki roztrzęsiony gdy opowiadał mi co się stało, pobiegłbym od razu do jego rodziny i ich zabił. Na samą myśl tego co mu zrobili cały się trząsłem ze złości. Chciałem dorwać tą jego niby rodzinę, ale teraz nie mogłem zostawić Akiego samego. Musiałem się nim zaopiekować do czasu aż znowu będzie mógł normalnie funkcjonować.