Witajcie. Pewnie już zauważyliście, że na moim blogu coś się zmieniło :D
Jedna z osób, która niedawno natrafiła na mojego bloga, a konkretnie Trill Jellyson zaproponowała, że zaprojektuje i ustawi mi całkiem nowe tło.
Myślę, że będzie jej miło, jak wyrazicie swoje opinie.
Mi się bardzo podoba, ale jestem typem ludzi, którzy muszą trochę czasu przyzwyczajać się do zmian.
Mimo to, serdeczne, wielkie dzięki Trill, że tyle zrobiłaś. Naprawdę wielki szacun za chęci :D
********************************
Kochaliśmy się trzy razy, zanim Tochi ostatecznie mnie
uwolnił. Byłem do tego stopnia zmęczony, że bez słowa pozwoliłem mu się ponieść
do łazienki, gdzie opatuliłem się w ręcznik. Tymczasem on napuścił wodę do
wanny.
- Może weźmiemy wspólną kąpiel?
Zapytał spokojnie, zrzucając z siebie koszulę.
- Nie, dzięki. - Odparłem cicho.
- Daj spokój. Pomogę ci się umyć♥
- Poradzę sobie sam.
- Zgoda... nie chciałem tego mówić, ale skoro wygrałem w
szachy, to musisz robić, o co cię poproszę.
Powiedział z szerokim uśmiechem, przysuwając swoją twarz do
mojej.
- Nienawidzę cię...
- Też cię kocham.
Podniósł mnie na nogi, całując delikatnie i popychając w
stronę wanny. Chwilę potem dołączył do mnie. Wziął gąbkę do ręki i nalał na nią
płyn. Bez słowa przysunął się do mnie, myjąc mi plecy.
- Gdzie się nauczyłeś tak grać w szachy?
Zapytałem, starając się ukryć zażenowanie.
- Kiedyś się nauczyłem jak poruszają się poszczególne
figury, a pracując jako leśniczy, nauczyłem się dostrzegać wiele rzeczy. Można
powiedzieć, że zauważam wiele możliwych opcji.
- Kto by pomyślał, że jakiś tam leśniczy umie pokonać w
szachy kogoś o mojej pozycji.
- Niestety, w szachach nie jest istotna pozycja.
Przewróciłem tylko oczami. Tochi uśmiechnął się, ciągnąc
mnie do siebie.
- Kocham cię zajączku.
Wyszeptał do mojego ucha, przygryzając je lekko.
- Czemu ciągle musisz to powtarzać?! Masz pojęcie jakie to
żenujące?
- Tak. Ale nie chcę, żebyś kiedykolwiek o tym zapomniał.
- Tak, wiem, będę pamiętać. A teraz już mnie uwolnij. I żeby
było jasne, nie mam najmniejszego zamiaru sprzątać kuchni.
Uśmiechnął się czochrając mi włosy. Szlag mnie trafiał,
kiedy prowokował moje serce do tak szybkiego bicia. Musiałem się wydostać z
łazienki, zanim znowu by mnie przycisnął. Sięgnąłem po ręcznik, wiszący na
wieszaku i szczelnie się nim opatuliłem, wstając z wanny tak, żeby Tochi nie
zobaczył mnie nago.
- Nie przesadzasz aby trochę, zajączku. Już wiele razy
widziałem cię nago.
Zalałem się rumieńcem, ściskając mocniej ręcznik i
odwracając twarz w kąt pokoju.
- Z-zamknij się. Wychodzę.
Opuściłem wannę ruszając w stronę drzwi. Wbrew moim
przewidywaniom, nie poszedł za mną, dzięki czemu spokojnie mogłem się przebrać
w piżamę i zacząć zbierać z podłogi szachy. Starałem się nie patrzeć na stół,
gdzie ciągle były ślady po naszej wcześniejszej przygodzie. Po chwili dołączył
do mnie Tochi.
- Wiesz co... zaczynam się zastanawiać, czy stół był dobrym
miejscem na uprawianie seksu.
Powiedział patrząc na blat i sięgając po ścierkę. Był
całkowicie nieskrępowany pobrudzonym blatem.
- Wiem o tym! Szkoda, że sam o tym nie pomyślałeś!
- Nie krzycz. Sam też tego chciałeś.
- Co nie znaczyło, że mieliśmy to robić na stole!
Tochi uśmiechnął się, spoglądając na mnie czule. Dokładnie
wytarł stół i wyrzucił brudną ścierkę do kosza na śmieci.
- Nie będziesz chyba już jej potrzebować, prawda?
Chytrze się uśmiechnął, opierając o blat.
- Jasne, że nie... możesz ją nawet spalić.
zebrałem wszystkie figury i schowałem je do szachownicy,
którą odłożyłem na półkę.
- To ty umiesz sprzątać?
Zapytał Tochi złośliwie, wyrzucając ścierkę i przejeżdżając
po blacie papierem do wycierania rąk.
- To, że sprzątaczki dbały o czystość u nas nie oznacza, że
odłożenie szachów na miejsce przekracza moje umiejętności.
Usiadłem na kanapie, nie patrząc na Tochiego... kochał mnie,
bez dwóch zdań. Jak długo miałem go zwodzić. Musiałem powiedzieć mu prawdę. Tak
długo, jak tego nie zrobię na moim sercu spoczywać będzie wielki ciężar i lęk,
jak to przyjmie.
- Tochi... możemy pogadać?
Powiedziałem cicho, opuszczając głowę.
- Co się stało zajączku?
- Ja... muszę ci coś powiedzieć.
- Chodzi o Minako?
Zapytał ze spokojem, kładąc ręce na oparcie. Spojrzałem na
niego, lekko zaskoczony. Skąd wiedział co chciałem mu powiedzieć?
- Znam cię zajączku. Kiedy mówisz coś z taką miną musi
chodzić o coś złego. A skoro udało ci się już umknąć rodzinie, zostaje tylko
Minako.
Pokiwałem głową. Wziąłem głęboki oddech, gnąc w zdenerwowaniu
piżamę.
- Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że zostałem zmuszony do
chodzenia z Minako?
- Tak. Wtedy też powiedziałeś, że absolutnie nic do niej nie
czujesz.
Pokiwałem głową.
- N-no właśnie. Chodzi o to... dalej nic do niej czuję.
Właściwie od kiedy wysłała wtedy do twojego domku moich rodziców to jej
nienawidzę. Mimo to i tak muszę chodzić z nią na randki. I...i... ostatnio się
dowiedziałem, że... że ja... ja muszę...
Nie mogłem tego powiedzieć. W gardle zalęgła mi ogromna
gula, nie chcąca przepuścić tego słowa przez moje gardło. Jak mu miałem to
powiedzieć? Spojrzałem na Tochiego. Z lekkim zaciekawieniem patrzył na mnie,
spokojnie czekając, aż się wysłowię. Westchnąłem w końcu ciężko, spuszczając
wzrok.
- Pewnego dnia, prawdopodobnie za kilka lat rodzice zmuszą
mnie do ślubu z Minako, żeby poszerzyć horyzonty naszej firmy. Ja naprawdę tego
nie chcę, ale to nieuniknione. Nie mam nic do gadania, tak samo jak w kwestii
spotykania się z tobą. Wiem, że powinienem ci to wcześniej powiedzieć i że
długo się z tym zmagałem, ale... cały czas to odwlekałem. Mimo to, uznałem, że
powinieneś wiedzieć.
Opuściłem głowę ze skruchą. Znałem Tochiego już
wystarczająco długo, żeby się nie spodziewać złości z jego strony, jednak nie
miałem pewności jak zareaguje. Po chwili napiętej ciszy poczułem, jak
delikatnie czochra moje włosy. Nieśmiało na niego spojrzałem. Uśmiechał się
delikatnie.
- Nie jesteś zły?
- Przecież to nie twoja wina. Poza tym, nie ma jeszcze
pewności, czy się z nią ożenisz. Jeżeli już, stanie się to za kilka lat. Do
tego czasu może stać się wszystko. Nawet mogą zaakceptować nasz związek.
Wzruszył ramionami. Odetchnąłem z ulgą. Naprawdę się bałem,
że tym razem może go to naprawdę zaboleć.
- Hej zajączku... a może chciałbyś wyjść za mnie?
Przysunął się do mojej twarzy z szerokim uśmiechem i lekko
rozszerzonymi oczami. Zalałem się rumieńcem. Otwierałem i zamykałem usta
kilkakrotnie, zanim w końcu wstyd minął na tyle, żebym był w stanie zareagować.
Wstałem gwałtownie z kanapy, zaciskając dłonie w pięści.
- C..co to w ogóle za pytanie! Idę spać!
Ruszyłem w stronę schodów, szybkim krokiem.
- Jak chcesz. Nie musisz teraz odpowiadać. Zaczekam na
ciebie, nieważne jak długo.
- Cz-czemu zawsze musisz mówić takie żenujące rzeczy?! T-to
w ogóle nie jest nawet możliwe!
Szybko pobiegłem na górę, nim Tochi zdążył mi odpowiedzieć.
Wiedziałem, że moja twarz jest koloru dorodnych pomidorów i w ogóle mi się to
nie podobało. W-właściwie czy... czy Tochi mi się oświadczył? Nie jestem pewny.
Zawsze myślałem, że oświadczyny są bardziej... romantyczne? Coś na wzór
rozgwieżdżonego nieba, krajobrazu wybrzeża i oczywiście pierścionka.
Przynajmniej taką miałem wizję oświadczyn. Z tym, że nigdy sobie nie
wyobrażałem, że to ja miałbym być tym, który poda odpowiedź. Właściwie co
Tochiemu odbiło?! Znaliśmy się kilka tygodni. W dodatku obaj byliśmy facetami.
Jak mógł ni stąd ni zowąd zadać tak istotne pytanie? Szybko rzuciłem się na
łóżko. Chciałem zasnąć, zanim Tochi się pojawi i ponownie powie lub zrobi coś
żenującego. Lub co gorsza, będzie oczekiwał ode mnie odpowiedzi.