sobota, 26 kwietnia 2014

Zajączek XLVII - Wyznanie


Witajcie. Pewnie już zauważyliście, że na moim blogu coś się zmieniło :D
Jedna z osób, która niedawno natrafiła na mojego bloga, a konkretnie Trill Jellyson zaproponowała, że zaprojektuje i ustawi mi całkiem nowe tło.
Myślę, że będzie jej miło, jak wyrazicie swoje opinie.
Mi się bardzo podoba, ale jestem typem ludzi, którzy muszą trochę czasu przyzwyczajać się do zmian.
Mimo to, serdeczne, wielkie dzięki Trill, że tyle zrobiłaś. Naprawdę wielki szacun za chęci :D
********************************


Kochaliśmy się trzy razy, zanim Tochi ostatecznie mnie uwolnił. Byłem do tego stopnia zmęczony, że bez słowa pozwoliłem mu się ponieść do łazienki, gdzie opatuliłem się w ręcznik. Tymczasem on napuścił wodę do wanny.
- Może weźmiemy wspólną kąpiel?
Zapytał spokojnie, zrzucając z siebie koszulę.
- Nie, dzięki. - Odparłem cicho.
- Daj spokój. Pomogę ci się umyć
- Poradzę sobie sam.
- Zgoda... nie chciałem tego mówić, ale skoro wygrałem w szachy, to musisz robić, o co cię poproszę.
Powiedział z szerokim uśmiechem, przysuwając swoją twarz do mojej.
- Nienawidzę cię...
- Też cię kocham.
Podniósł mnie na nogi, całując delikatnie i popychając w stronę wanny. Chwilę potem dołączył do mnie. Wziął gąbkę do ręki i nalał na nią płyn. Bez słowa przysunął się do mnie, myjąc mi plecy.
- Gdzie się nauczyłeś tak grać w szachy?
Zapytałem, starając się ukryć zażenowanie.
- Kiedyś się nauczyłem jak poruszają się poszczególne figury, a pracując jako leśniczy, nauczyłem się dostrzegać wiele rzeczy. Można powiedzieć, że zauważam wiele możliwych opcji.
- Kto by pomyślał, że jakiś tam leśniczy umie pokonać w szachy kogoś o mojej pozycji.
- Niestety, w szachach nie jest istotna pozycja.
Przewróciłem tylko oczami. Tochi uśmiechnął się, ciągnąc mnie do siebie.
- Kocham cię zajączku.
Wyszeptał do mojego ucha, przygryzając je lekko.
- Czemu ciągle musisz to powtarzać?! Masz pojęcie jakie to żenujące?
- Tak. Ale nie chcę, żebyś kiedykolwiek o tym zapomniał.
- Tak, wiem, będę pamiętać. A teraz już mnie uwolnij. I żeby było jasne, nie mam najmniejszego zamiaru sprzątać kuchni.
Uśmiechnął się czochrając mi włosy. Szlag mnie trafiał, kiedy prowokował moje serce do tak szybkiego bicia. Musiałem się wydostać z łazienki, zanim znowu by mnie przycisnął. Sięgnąłem po ręcznik, wiszący na wieszaku i szczelnie się nim opatuliłem, wstając z wanny tak, żeby Tochi nie zobaczył mnie nago.
- Nie przesadzasz aby trochę, zajączku. Już wiele razy widziałem cię nago.
Zalałem się rumieńcem, ściskając mocniej ręcznik i odwracając twarz w kąt pokoju.
- Z-zamknij się. Wychodzę.
Opuściłem wannę ruszając w stronę drzwi. Wbrew moim przewidywaniom, nie poszedł za mną, dzięki czemu spokojnie mogłem się przebrać w piżamę i zacząć zbierać z podłogi szachy. Starałem się nie patrzeć na stół, gdzie ciągle były ślady po naszej wcześniejszej przygodzie. Po chwili dołączył do mnie Tochi.
- Wiesz co... zaczynam się zastanawiać, czy stół był dobrym miejscem na uprawianie seksu.
Powiedział patrząc na blat i sięgając po ścierkę. Był całkowicie nieskrępowany pobrudzonym blatem.
- Wiem o tym! Szkoda, że sam o tym nie pomyślałeś!
- Nie krzycz. Sam też tego chciałeś.
- Co nie znaczyło, że mieliśmy to robić na stole!
Tochi uśmiechnął się, spoglądając na mnie czule. Dokładnie wytarł stół i wyrzucił brudną ścierkę do kosza na śmieci.
- Nie będziesz chyba już jej potrzebować, prawda?
Chytrze się uśmiechnął, opierając o blat.
- Jasne, że nie... możesz ją nawet spalić.
zebrałem wszystkie figury i schowałem je do szachownicy, którą odłożyłem na półkę.
- To ty umiesz sprzątać?
Zapytał Tochi złośliwie, wyrzucając ścierkę i przejeżdżając po blacie papierem do wycierania rąk.
- To, że sprzątaczki dbały o czystość u nas nie oznacza, że odłożenie szachów na miejsce przekracza moje umiejętności.
Usiadłem na kanapie, nie patrząc na Tochiego... kochał mnie, bez dwóch zdań. Jak długo miałem go zwodzić. Musiałem powiedzieć mu prawdę. Tak długo, jak tego nie zrobię na moim sercu spoczywać będzie wielki ciężar i lęk, jak to przyjmie.
- Tochi... możemy pogadać?
Powiedziałem cicho, opuszczając głowę.
- Co się stało zajączku?
- Ja... muszę ci coś powiedzieć.
- Chodzi o Minako?
Zapytał ze spokojem, kładąc ręce na oparcie. Spojrzałem na niego, lekko zaskoczony. Skąd wiedział co chciałem mu powiedzieć?
- Znam cię zajączku. Kiedy mówisz coś z taką miną musi chodzić o coś złego. A skoro udało ci się już umknąć rodzinie, zostaje tylko Minako.
Pokiwałem głową. Wziąłem głęboki oddech, gnąc w zdenerwowaniu piżamę.
- Pamiętasz, jak ci powiedziałem, że zostałem zmuszony do chodzenia z Minako?
- Tak. Wtedy też powiedziałeś, że absolutnie nic do niej nie czujesz.
Pokiwałem głową.
- N-no właśnie. Chodzi o to... dalej nic do niej czuję. Właściwie od kiedy wysłała wtedy do twojego domku moich rodziców to jej nienawidzę. Mimo to i tak muszę chodzić z nią na randki. I...i... ostatnio się dowiedziałem, że... że ja... ja muszę...
Nie mogłem tego powiedzieć. W gardle zalęgła mi ogromna gula, nie chcąca przepuścić tego słowa przez moje gardło. Jak mu miałem to powiedzieć? Spojrzałem na Tochiego. Z lekkim zaciekawieniem patrzył na mnie, spokojnie czekając, aż się wysłowię. Westchnąłem w końcu ciężko, spuszczając wzrok.
- Pewnego dnia, prawdopodobnie za kilka lat rodzice zmuszą mnie do ślubu z Minako, żeby poszerzyć horyzonty naszej firmy. Ja naprawdę tego nie chcę, ale to nieuniknione. Nie mam nic do gadania, tak samo jak w kwestii spotykania się z tobą. Wiem, że powinienem ci to wcześniej powiedzieć i że długo się z tym zmagałem, ale... cały czas to odwlekałem. Mimo to, uznałem, że powinieneś wiedzieć.
Opuściłem głowę ze skruchą. Znałem Tochiego już wystarczająco długo, żeby się nie spodziewać złości z jego strony, jednak nie miałem pewności jak zareaguje. Po chwili napiętej ciszy poczułem, jak delikatnie czochra moje włosy. Nieśmiało na niego spojrzałem. Uśmiechał się delikatnie.
- Nie jesteś zły?
- Przecież to nie twoja wina. Poza tym, nie ma jeszcze pewności, czy się z nią ożenisz. Jeżeli już, stanie się to za kilka lat. Do tego czasu może stać się wszystko. Nawet mogą zaakceptować nasz związek.
Wzruszył ramionami. Odetchnąłem z ulgą. Naprawdę się bałem, że tym razem może go to naprawdę zaboleć.
- Hej zajączku... a może chciałbyś wyjść za mnie?
Przysunął się do mojej twarzy z szerokim uśmiechem i lekko rozszerzonymi oczami. Zalałem się rumieńcem. Otwierałem i zamykałem usta kilkakrotnie, zanim w końcu wstyd minął na tyle, żebym był w stanie zareagować. Wstałem gwałtownie z kanapy, zaciskając dłonie w pięści.
- C..co to w ogóle za pytanie! Idę spać!
Ruszyłem w stronę schodów, szybkim krokiem.
- Jak chcesz. Nie musisz teraz odpowiadać. Zaczekam na ciebie, nieważne jak długo.
- Cz-czemu zawsze musisz mówić takie żenujące rzeczy?! T-to w ogóle nie jest nawet możliwe!
Szybko pobiegłem na górę, nim Tochi zdążył mi odpowiedzieć. Wiedziałem, że moja twarz jest koloru dorodnych pomidorów i w ogóle mi się to nie podobało. W-właściwie czy... czy Tochi mi się oświadczył? Nie jestem pewny. Zawsze myślałem, że oświadczyny są bardziej... romantyczne? Coś na wzór rozgwieżdżonego nieba, krajobrazu wybrzeża i oczywiście pierścionka. Przynajmniej taką miałem wizję oświadczyn. Z tym, że nigdy sobie nie wyobrażałem, że to ja miałbym być tym, który poda odpowiedź. Właściwie co Tochiemu odbiło?! Znaliśmy się kilka tygodni. W dodatku obaj byliśmy facetami. Jak mógł ni stąd ni zowąd zadać tak istotne pytanie? Szybko rzuciłem się na łóżko. Chciałem zasnąć, zanim Tochi się pojawi i ponownie powie lub zrobi coś żenującego. Lub co gorsza, będzie oczekiwał ode mnie odpowiedzi.
 
 
 

piątek, 25 kwietnia 2014

Urodziny

Witajcie :D
Jeżeli czytacie nudne wstępy przed niektórymi postami wiecie, że nie mogłam wstawić gratisowej noty w Wielkanoc, bo musiałam się szykować do testów. Dzisiaj wreszcie się już skończyły!! :D
I to nie wszystko. Dzisiaj mam też urodziny :3
Dlatego też uznałam, że przy okazji ja wam prezent wam :D
Nie miałam za bardzo czasu, żeby się przygotować (za późno wpadłam na ten pomysł) więc uznałam, że po prostu dam kolejną część opowiadania o złośliwym demonie, który gwałci młodego księcia (opowiadanie z okazji 10.000 wejść :3)




 




Pokręciłem głową, starając się odrzucić od siebie wspomnienia. I tak nie mogłem tego zmienić. Wspominanie tego nie miało sensu.
- Nie powinienem tutaj przyjeżdżać.
Powiedziałem do siebie, zawracając konia w przeciwnym kierunku. Musiałem odjechać jak najdalej o tego miejsca.
- Czyżbyś wspominał stare dobre czasy, kochanie?
Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk tego głosu. Chwilę potem kilkanaście metrów przede mną zmaterializował się Haruki. Ściągnąłem wodze, cofając konia.
- Nie. Starałem się uciec jak najdalej od ciebie.
Pokręcił tylko głową, krzyżując ręce na piersi.
- Oj Kyoshi, powinieneś już to wiedzieć. Naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy?
Zniknął, przemieniając się w czarną chmurę, lecącą w moją stronę z zawrotną prędkością. Pojawił się kilka centymetrów przed Kuro. Koń zarżał z przerażeniem, stając dęba. Nie siedziałem wystarczająco stabilnie i od razu straciłem równowagę, spadając z siodła. Nie spadłem jednak na ziemię jak się spodziewałem, a prosto w ramiona ..., który trzymając mnie na rękach przysunął swoją twarz do mojej.
- Ode mnie nie możesz uciec. Możesz pójść nawet na koniec świata, ale ja będę podążać za tobą niczym cień.
- Puszczaj mnie!
- Wedle rozkazu, wasza wysokość.
Puścił mnie, pozwalając upaść na ziemię. Nie miałem jednak okazji posiedzieć tam zbyt długo. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę lasu. Odwróciłem się, patrząc z trwogą na miasto. Całe szczęście nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby mnie zobaczyć. Gdyby cała ta sytuacja wyszła na jaw, i nie mówię tutaj tylko o pakcie z demonem, ale o samym związku z facetem, byłbym skończony. Demon pociągnął mnie głęboko w las. Dopiero kiedy się zatrzymał, wyrwałem nadgarstek z jego uścisku
- Dalej będziesz mi się sprzeciwiał?
- Tak! I to do końca mojego życia! A nawet dłużej, jak to będzie konieczne!
- Prawie smutne... ale tak jest o wiele ciekawiej.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w drogę powrotną. Niestety nie wykonałem nawet pięciu kroków, gdy stanął przede mną.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale należysz do mnie. A wczoraj byłem tak uprzejmy, że ci odpuściłem. Oczekuję za to dzisiaj trochę więcej ,,pożywienia".
Nim zdążyłem zareagować, położył dłonie na moich ramionach, przyciągając mnie do siebie i całując namiętnie. Przez chwilę się szarpałem, ale czułem, że powoli opuszcza mnie siła. I bynajmniej nie było to spowodowane wysysaniem mojej energii. Po prostu nie umiałem mu się oprzeć. Nie wiem, co się ze mną działo. Nigdy nie czułem się tak słabo, przez zwykły pocałunek. Dokładnie tak samo było, gdy spotkałem go po raz pierwszy. Nogi się pode mną ugięły chwilę przed tym, jak całkowicie straciłem w nich czucie. Opadłem, klękając na ziemi.
Haruki odrzucił swój płaszcz, kucając przy mnie i ponownie wpijając się w moje usta. Nie wiem czemu całkowicie przestało mi przeszkadzać, że robił i planował robić ze mną te wszystkie okropne rzeczy.
Ręce, do tej pory oparte na piersi demona w bezsensownej próbie wyzwolenia się, teraz opadły bezwiednie wzdłuż mojej talii. Delikatny uśmiech satysfakcji pojawił się na ustach .... Nienawidziłem tego uśmiechu, ale czułem się zbyt słaby, żeby mu się sprzeciwić. Zupełnie jakby mój mózg nie był już w stanie sam wykonywać podstawowych czynności. Na chwilę oderwał się ode mnie, ale wyłącznie po to, by zedrzeć ze mnie koszulę i uwięzić między sobą a jednym z drzew. Odchyliłem głowę, kiedy namiętnie wessał się w moją szyję. Mój oddech stawał się coraz bardziej nierówny a podniecenie we mnie coraz to bardziej narastało. Podkuliłem kolana, gdy demon zsunął ze mnie spodnie. Nie mogłem protestować. Nie byłem w stanie. Szybkimi ruchami ręki zaczął mnie pobudzać. Otworzyłem usta w niemym jęku rozkoszy. Demon wykorzystał to, wsuwając dwa palce do moich ust. Wolną ręką objął mnie w talii i pociągnął na swoje kolana, wyciągając również palce z moich ust. Oparłem się o niego całym ciałem, obejmując jego szyję. Zagryzłem zęby, opierając czoło na jego ramieniu, gdy delikatnie wsuwał we mnie nawilżone palce. Przez te wszystkie noce powinienem chyba już zacząć do tego przywykać, ale ból, który czułem był tylko nieznacznie mniejszy niż za pierwszym razem i to tylko dlatego, że wiedziałem mniej więcej jak powinienem się zachowywać.  Po krótkiej chwili wyjął ze mnie palce. Czarnym ogonem kilka razy pomachał mi przed oczami. Zaraz potem zostałem popchnięty na ziemie. Zamknąłem oczy, odwracając wzrok. Chciałem, żeby to się już skończyło. Mimo tego, że tak bardzo tego nie chciałem, dalej nie mogłem się przeciwstawić. Starałem się ignorować to, jak okropnie jest to żenujące, kiedy całkowicie zrzucił ze mnie spodnie i szeroko rozchylił uda. Przy okazji ściągnął swoją koszulę, bo czułem jak jego umięśniony tors przylega i przejeżdża po mojej klatce piersiowej, gdy bardzo powoli we mnie wchodził. Jednocześnie pieścił językiem moją szyję. Wiedziałem, że im większy miał kontakt ze mną, tym bardziej był najedzony. W końcu, na zakończenie tego żałosnego aktu poczułem w sobie wytrysk. Jęknąłem, kiedy szybkim zdecydowanym ruchem ze mnie wyszedł. Starałem się naciągnąć spodnie, kuląc się z zimna. Nie dość, że byłem obolały to jeszcze bardziej zmęczony, niż zwykle. Zamknąłem oczy. Jeszcze zanim zasnąłem, poczułem na ramionach ciepły materiał. 
Obudziłem się jakąś godzinę później. Ciągle tak samo obolały, ale przynajmniej mniej senny.
- I jak się czujesz?
Zapytał demon, siedząc koło mnie i gładząc mnie po plecach.
- Odejdź.
Powiedziałem, odwracając się na drugi bok i owijając się jego płaszczem. Zaśmiał się krótko.
- A może chciałbyś odzyskać swoje ubrania?
Spojrzałem na niego gwałtownie. Trzymał na kolanach cały mój strój. Co oznaczało, że dalej jestem całkowicie nagi. Podniosłem się na kolana, zakrywając się płaszczem i wyciągając rękę po moje rzeczy. Jednak Haruki wstał, odsuwając się kilka kroków razem z moimi rzeczami.
- Oddaj to!
- Na przyszłość bym ci radził grzecznie odpowiadać na pytania.
- Zgoda, zgoda, ale oddaj moje rzeczy!
Nie ruszył się, sugestywnie machając moimi rzeczami. Ewidentnie czekał, aż sam je odbiorę. Nie mając innego wyjścia, naciągnąłem na siebie płaszcz, wstając z ziemi.
- Dam ci jeszcze jedną szansę. Więc... jak się czujesz?
Opuściłem głowę, wściekły i zażenowany. ... ciągle wyczekiwał mojej odpowiedzi.
- Jestem zły, upokorzony, poniżony i obolały. A teraz oddaj moje rzeczy.
- Powiedz mi Kioshi, nie zastanawia cię coś może? Nie jesteś zszokowany, że tym razem tak łatwo mi się oddałeś?
Uśmiechnął się, rzucając mi w twarz moje ubrania. Poczułem, jak zalewam się rumieńcem.
- Na pewno cię to zastanawia.
Popchnął mnie na ziemie, siadając na moich biodrach i ściągając ze mnie swój płaszcz.
- Hej... czekaj!
Zatkał mi usta namiętnym pocałunkiem, dalej mnie rozbierając.
- Pozwól, że ci wyjaśnię. Jak już zdążyłem ci powiedzieć, w połowie jestem inkubem, więc mam możliwość zawładnięcia ludzkimi sercami. Tej właśnie sztuczki użyłem przy naszym pierwszym spotkaniu. Niewątpliwie mógłbym jej używać częściej, ale energia jaką muszę na to spożytkować, nijak się nie równa z energią, którą zyskuję poprzez seks. Co prawda moja zdolność inkuba jest wyjątkowo przydatna, ale gównie przed zawarciem paktu. Jednak miejsce, gdzie związaliśmy umowę, daje mi łatwość w posługiwaniu się moją mocą. Pomyślałem, że skoro już sam tutaj przyjechałeś, to mogę to wykorzystać. Zwłaszcza, że jesteś taki słodki, gdy nie możesz mi się oprzeć.
Byłem już gotowy go walnąć, ale związał mi ramiona płaszczem, który zsunął z moich barków. Chwilę się szarpałem, lecz kiedy zorientowałem się, że jest to bezcelowe, uspokoiłem się, gromiąc go spojrzeniem. Uśmiechnął się, zsuwając ze mnie płaszcz do pasa i przeciągając koszulę przez głowę. Pozwoliłem mu na to bez marudzenia. I tak ostatecznie zrobiłby co chce a tak przynajmniej szybko mogłem się ponownie ubrać, wrócić do siebie i chociaż na kilka godzin zapomnieć o okropnym błędzie jaki popełniłem.




niedziela, 20 kwietnia 2014

Zajączek XLVI - Horror/szachy

Jakoś udało mi się dorwać do neta, więc gratisową notę wstawiam już dzisiaj :D
Trochę niefortunnie wybrałam sobie dzień, ale wczoraj nie mogłam dostać się do neta a spodziewałam się, że chcecie przeczytać dalszą część jak najszybciej, więc dodaję ją akurat w Wielkanoc.
Skoro mamy taki piękny dzień to wszystkiego najlepszego, rodzinnych, ciepłych świąt, wesołego jajka i... wszystkiego najlepszego.
A teraz miłego czytania o pieprzących się gejach :3 (wybaczcie, musiałam :'D)
P.S Niestety w święta nie mam czasu na pisanie, więc nie mogę dodać żadnego dodatkowego posta. Zwłaszcza, że zaraz po świętach mam testy, do których muszę się szykować. W zamian za to macie trochę dłuższą część(aż 7 stron)
***********************************

- Możesz łaskawie przestać się uśmiechać?!
Powiedziałem zirytowany, siedząc na kanapie w salonie. Ciągle miałem na sobie wyłącznie za dużą koszulę Tochiego. Nic nie odpowiedział, patrząc na mnie z dołu i wyciągając plastry i wodę utlenioną z apteczki.
- Wybacz zajączku. Tylko się dziwię, że dałeś się tak załatwić.
- Haa..?! A niby czyja to wina?
- Trzeba było powiedzieć. Nie zauważyłeś, że coś jest nie tak?
Odkręcił butelkę z wodą utlenioną i uniósł lekko moją nogę. Z podartego kolana skapywała krew. Musiałem się obetrzeć, kiedy klęczałem na płytach basenowych.
- Może trochę zapiec.
Zagryzłem zęby, kiedy płyn został nalany na moją ranę. Strasznie piekło. Chwilę potem woda utleniona została również wylana na moje drugie kolano.
- Aż dziwne, że wcześniej tego nie poczułeś.
- Zamknij się. To nie jest zabawne.
Kiedy płyn przestał bąbelkować, Tochi przykleił do mojego kolana plaster.
-Wiesz, myślę, że robienie tego na basenie nie było najlepszym pomysłem.
- No co ty nie powiesz?!
Zaśmiał się tylko, całując mnie w policzek. Odwróciłem twarz, rumieniąc się lekko.
- Więc co chciałbyś porobić zajączku? U mnie możemy łazić po lesie, ale po twoim liście uważam, że lepiej by było, gdyby tutaj nas nie widzieli razem.
Wzdrygnąłem się na przypomnienie mojego listu. No tak... miałem mu powiedzieć prawdę o mnie i o Minako. Jednak... dopiero co się spotkaliśmy. Miałem jeszcze czas, żeby mu powiedzieć prawdę.
- To może... obejrzymy jakiś film? Cywilizowani ludzie spędzają czas w ten sposób.
- Siedzą godzinami przed telewizorem wpatrując się w ruchome obrazki? To musi być szalenie interesujące.
- Bardziej niż godzinne wgapianie się w rosnącą trawę.
- Zgoda. To co chcesz obejrzeć?
- Sam coś wybierz. Filmy są w szafce pod telewizorem. Ja przygotuję jedzenia.
- Ty?
- Myślisz, że jak oglądaliśmy filmy a nie było służby to zamawialiśmy popcorn? Co prawda zwykle robił go Kashikoi i nie był aż taki dobry, ale  przygotowanie przekąsek nie powinno być trudne.
Wstałem z kanapy, idąc w stronę kuchni. Dopiero po chwili poczułem na sobie spojrzenie Tochiego. Odwróciłem się w jego stronę. Siedział na kanapie, trzymając głowę na oparciu i wbijając we mnie spojrzenie z łagodnym uśmiechem.
- Co?
Spojrzałem w dół. Dopiero wtedy przypomniało mi się, że praktycznie nic na sobie nie mam. Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony, obciągając bluzkę tak nisko jak byłem w stanie.
- Możesz przestać się gapić?!
- Nie.
Uśmiechnął się serdecznie odpowiadając. Miałem wielką ochotę podejść i go uderzyć. Ruszyłem w stronę schodów. Chciałem już pójść do pokoju i się ubrać, ale w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że w tym przypadku wchodzenie po schodach nie byłoby najlepszym pomysłem. Całe szczęście, że na dole też miałem różne ubrania. Przebrałem się tak szybko jak było to możliwe i wróciłem do Tochiego, rzucając mu jego koszulę.
- Jak chcesz możesz ją zatrzymać. Tobie w niej bardziej do twarzy.
Nie zaszczyciłem go odpowiedzią, idąc do kuchni. Sam byłem w szoku, ale bez problemu przyszykowałem popcorn z mikrofali.
- Hej zajączku, może być horror?
- Jasne...daj, włączę. Ty możesz naszykować jedzenie. Przekąski są w szafkach w kuchni.
Wymieniliśmy się z miejscami. Zerknąłem na płytę, którą wybrał. Nie znosiłem horrorów, ale nie mogłem mu tego powiedzieć. Śmiałby się, że się boję. Miałem tylko nadzieję, że nie będę wyglądał na zbyt przerażonego. W dodatku Tochi wybrał chyba najgorszy z możliwych horrorów. O facecie, grasującym w lesie, który wyżynał po kolei grupkę nastolatków, którzy przyjechali spędzić wakacje w domku letniskowym. Jakby już wystarczająco mnie nie przerażało spanie w lesie.
- Coś nie tak z filmem, zajączku?
- Nie... w porządku.
Odparłem, wkładając płytę do DVD i stopując film na pierwszych sekundach. W tym czasie Tochi zaczął nosić na stół miski wypełnione popcornem, chipsami, paluszkami, chrupkami i innymi przegryzkami. Na końcu przyniósł colę i dwie szklanki.
- Muszę przyznać, że masz dobrze zaopatrzony ten domek. Często tu przychodzisz?
- Różnie. Bywają miesiące, że nie pojawiam się tu ani razu a czasem siedzę tutaj niemal cały czas. Mimo to, przekąski są tu zawsze.
Tochi usiadł tuż przy mnie, obejmując mnie ramieniem. Wyślizgnąłem się z jego uścisku, włączając film i biorąc miskę z chipsami. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, jednak uśmiechnął się po chwili, ponownie przysuwając się do mnie, jednak tym razem objął tylko moją dłoń. Zarumieniłem się, ale nie wyrwałem ręki. Skupiłem się na filmie, ignorując wstyd.
Jednak wraz z rozwojem akcji przysuwałem się coraz bliżej do Tochiego. Kiedy psychopata urządzał okrutną rzeź po kolei na członkach grupy, wręcz się do niego przyklejałem. Nie przeszkadzało mi już nawet, że przytulał mnie do siebie. Co i rusz cały czerwony chowałem twarz w jego koszuli, gdy psychopata przebijał ludzi nożem, albo torturował, zdzierając z nich skórę. W kulminacyjnej części filmu, praktycznie nie patrzyłem na ekran. Wiedziałem, że główny bohater przedziera się przez las, próbując uciec przed mordercą. Napięta muzyka i szum krzaków były dla mnie wystarczająco przerażające. Odwracałem się co jakiś czas, ale na krótko. Nienawidziłem horrorów. Byłem pewny, że jakoś go zniosę, ale byłem słabszy niż myślałem. W końcu, gdy spojrzałem w ekran, chłopak stał na obrzeżach lasu, przy sporej wsi. Wschodziło słońce. Za drzewami był widoczny jakiś ruch, ale szybko zniknął. Chłopak pobiegł na policję.
- Przykro nam, ale to niemożliwe. W tym lesie nie ma żadnego domku letniskowego, ani nawet jakiejkolwiek drogi. Dostać się tam można tylko przedzierając się przez krzaki.
Chłopak kręcił głową wycofując się z posterunku. Pojechał w miejsce, gdzie wjeżdżali do lasu. Oczywiście drogi nie było. Zamiast niej stał przy lesie skromny nagrobek. Przez chwilę patrzył na grób po czym bez słowa wsiadł do auta i pojechał dalej. Wtem zza nagrobka wychylił się ten psychopata. Oblizał się lekko, patrząc za odjeżdżającym chłopakiem. W tym momencie na ekranie pojawiło się czarne tło, z krwistym napisem na środku ,,the end?".
 Przeszedł mnie dreszcz. Czułem, że nie będzie mi łatwo zasnąć przez najbliższe kilka dni. Tochi przytulił mnie mocniej, czochrając moje włosy.
- Nie mówiłeś, że boisz się horrorów zajączku.
- Zamknij się! Zrobiłeś to specjalnie!
Odepchnąłem go od siebie, obarczając go wściekłym spojrzeniem.
- Wystarczyłoby, żebyś powiedział, że nie chcesz tego oglądać.
- Żebyś miał okazję się ze mnie ponabijać! Jeszcze czego!
- Nie mógłbym się z ciebie śmiać. Przecież cię kocham. Ale przyznaję, twój widok, drżącego z przerażenia był doprawdy rozkoszny.
- Tyyy...
- Zgoda, może zrobiłem to specjalnie... może.
Wściekły złapałem poduszkę z kanapy, rzucając ją w twarz Tochiego. Złapał ją w locie, uśmiechając się przyjaźnie.
- Twoja duma doprowadziła cię do tego, że ją straciłeś.
Prychnąłem tylko, odwracając głowę. nagle mi się przypomniało, że miałem być do 18 w domu. Wyjąłem telefon i napisałem do Hany, że wrócę jutro.
- Co tam piszesz, zajączku?
- Nic. Wysyłam wiadomość, do Hany, żeby się nie martwiła.
Zanim zdążyłem kliknąć ,,wyślij" Tochi wyrwał mi telefon.
- Ooo... to takie słodkie, że chcesz spędzić ze mną noc.
- Nic takiego nie powiedziałem! I oddaj mi mój telefon!
Grzecznie podał mi komórkę.
- Skoro nie chcesz spędzić ze mną nocy to po co tak pisałeś?
- Miałem zamiar spędzić noc w moim domu. Nie koniecznie z tobą.
Uśmiechnął się tylko uroczo, powodując u mnie szybsze bicie serca. Po chwili złapał przód mojej koszuli, namiętnie mnie całując. Położyłem dłonie na jego piersi, zaciskając je w pięści. Wplótł dłoń w moje włosy, bawiąc się nimi. Drugą dłonią podwinął moją koszulkę. Jakimś cudem udało mi się zebrać w sobie siły i odepchnąłem go od siebie.
- Coś się stało, zajączku?
- Tak! Stało się! Chcesz mnie wykończyć!
Spojrzał na mnie niepewnie. Dopiero po chwili zrozumiał, co mam na myśli.
- Nie sądziłem, że jesteś taki delikatny. W końcu kochaliśmy się tylko raz od tygodnia.
- N- nie bądź taki otwarty!
Zalałem się rumieńcem, opuszczając głowę.
- No dobrze, dobrze. To jak? Może w coś zagramy? Masz jakieś gry planszowe?
- Od wieków nie grałem w gry planszowe. Ale chyba wiem, gdzie mogę mieć szachy.
- Zgoda. Mogą być szachy. Za każdy zbity pionek zadanie do wykonania. No wiesz żeby było ciekawiej.
- Może być. A umiesz grać w ogóle w szachy?
- Wiem jak poruszają się poszczególne figury, chyba wystarczy, co?
Uśmiechnąłem się do siebie. Nie powiem, że nie było to szczególnie uczciwe z mojej strony, ale w końcu on sam chciał w coś grać.
- Więc co zyska definitywny wygrany?
- Cóż... może do końca mojej wizyty, wygrany będzie mógł prosić przegranego o co tylko zechce.
- Zgoda.
Szybko znalazłem szachy i rozstawiłem na stole.
- Ja biorę czarne.
Powiedziałem z uśmiechem, unosząc do góry pionka, którego zaraz ustawiłem na szachownicy. Tochi tylko kiwnął głową.
- Więc ja zaczynam.
Pierwszy pionek padł już po 5 minutach gry. Nie... to nie był pionek Tochiego i nie był to żaden strategiczny ruch z mojej strony. Po prostu miał trochę szczęścia.
- Więęęc... mam teraz jedno życzenie, tak?
- Mhmmm... ale nie przyzwyczajaj się. To jedyny pionek, jakiego zbijasz w tej grze.
- Rozbierz się ♥
- C-c-c-c-c-co?
Wyprostowałem się gwałtownie, a na twarz wstąpił mi soczysty rumieniec.
- Słyszałeś.
- Nie przeginasz aby troszeczkę? To dopiero pierwsza zbita figura. W dodatku zwykły pionek.
- Dobra... możesz zostać w bokserkach. Chyba, że od razu chcesz się poddać.
Uśmiechnął się delikatnie, przyglądając się mojej reakcji. Najchętniej bym się poddał, ale i tak pewnie potem kazałby mi się rozebrać.
- Chwila... nie możesz od razu wymagać ode mnie... czegoś takiego.
- Niech ci będzie. Daruję ci wyjątkowo. Możesz zacząć od zdjęcia koszulki.
Ręce zaczęły mi drżeć, tak bardzo chciałem go walnąć. Jednak nie mogłem odpuścić już na samym początku. Z niemałym wahaniem, ściągnąłem z siebie bluzkę, kładąc ją na stole. Tochi uśmiechnął się z satysfakcją. Po kolejnych pięciu minutach byłem zmuszony ściągnąć także spodnie.
- Jakoś nie najlepiej ci idzie, zajączku.
- Z- zamknij się. Mam obmyśloną taktykę. Zobaczysz, zwyciężę lada chwila.
- Mhmmm... a tymczasem. - Tochi przestawił wieżę na drugi koniec pola, gdzie wcześniej stał mój skoczek. Zacisnąłem z wściekłości zęby, czekając na kolejne, kompromitujące zadanie.
- Czyżbyś nie umiał przegrywać, zajączku?
- Jeszcze nie przegrałem. I bynajmniej nie chodzi o tracenie figur, tylko te idiotyczne zadania.
- A właśnie, a propo zadań...
Tochi oparł łokieć o stół, kładąc głowę na dłoni i przechylając ją lekko. Wtem otworzył szerzej oczy a na usta wstąpił mu uśmiech, który ewidentnie świadczył o tym, że przyszło mu na myśl coś, co zdecydowanie miało mi się nie spodobać.
- Pocałuj mnie.
Powiedział z szerokim uśmiechem, pochylając się nad stołem i przysuwając do mojej twarzy.
- Co?
- Pocałuj mnie.
Przysnął się jeszcze bliżej, praktycznie opierając czoło o moje czoło i o mało co, nie przewracając figur na szachownicy. Opuściłem twarz, czując jak się rumienię.
- N-nie sądzę, żebym był w stanie to zrobić.
- Czemu nie?
- B-bo to żenujące...
Przysunął się jeszcze bliżej, zatrzymując się w odległości kilku centymetrów od moich ust.
- Proszę, wystarczy, że się odrobinę przysuniesz.
- T-to dla mnie zbyt żenujące.
spróbowałem się odsunąć, ale przytrzymał mój kark, nie pozwalając mi na to.
- No dalej, spróbuj. Dla mnie?
W jego oczach dostrzegłem coś, jakby błagalny błysk. Zacisnąłem mocno powieki i wargi. To był przecież tylko pocałunek. Nie raz już się z nim całowałem. Nie powinienem więc się teraz tym przejmować. Robiłem z nim przecież dużo gorsze rzeczy, niż najzwyklejszy pocałunek. Przysunąłem się odrobinę. Wyraźnie czułem jego oddech na ustach. Był dosłownie milimetry ode mnie. Zebrałem w sobie całą możliwą siłę i determinacje i z niemałym wysiłkiem pokonałem te kilka milimetrów, czując smak jego ust. Przyciągnął mnie do siebie mocniej, jeżdżąc palcem po moim policzku. Nie wiem czemu, ale tym razem jego pocałunek był... bardziej czuły i namiętny. Oparłem ręce na stole, podnosząc się odrobinę, żeby łatwiej mógł mnie całować. Po dłuższej chwili puścił mnie, odsuwając się odrobinę. Oddychałem ciężko, przez otwarte usta. Z trudem byłem w stanie myśleć teraz o czymkolwiek oprócz Tochiego.
- Twój ruch.
Powiedział cicho, przełykając ślinę. Na jego policzkach widziałem lekki rumieniec. Bynajmniej nie spowodowany wstydem. Spojrzałem z góry na szachownicę i poruszyłem gońcem, zaszachowując białego króla.
- Szach.
Powiedziałem, wciąż oddychając ciężko i nie cofając się na krzesło. Tochi, ciągle stojący tuż przede mną, zerknął na szachownicę, ruszając się damą.
- Szach mat.
Spojrzałem z niedowierzeniem. Jednak na pierwszy rzut oka widziałem, że definitywnie przegrałem. Spojrzałem ponownie na Tochiego.
- Kochaj się ze mną.
Powiedział tylko, ponownie całując mnie namiętnie. Zarzuciłem mu ręce na szyję, przyciskając do siebie. Nie miałem siły psychicznej by się z nim sprzeczać. Tochi pociągnął mnie na stół. Ukląkłem na nim, nie odrywając się od Tochiego. Zrzuciłem szachownicę wraz ze wszystkimi figurami na podłogę. Tochi delikatnie położył mnie na stole, również na niego wchodząc i przyciskając mnie do blatu. Wsunął dłoń do moich bokserek, zaczynając mnie podniecać. Jęknąłem, odrywając się od jego ust. Wpił się jednocześnie w moją szyję.
- N-nie... Tochi... poczekaj chwilę... n-nie na stole. Chodźmy na kanapę.
Pokręcił tylko głową, nie przerywając czynności. Wkrótce potem nie byłem w stanie nic powiedzieć, bo z ust wydobywały mi się wyłącznie jęki rozkoszy i nierówne oddechy. Wkrótce potem biała ciecz zabrudziła całkowicie moje bokserki i skapywała na stół. Ścisnąłem koszulę Tochiego, chowając w niej czerwoną twarz.
- Ach... T-tochi...
Odrzuciłem głowę w tył, kiedy poczułem jak wkłada we mnie swój palec. Jęknąłem, kiedy poruszał nim we mnie zwinnie. Wkrótce włożył we mnie drugi palec, robiąc we mnie nożyce. Wolną ręką ściągnął i zrzucił moje bokserki. Przysunął się do mojej twarzy, znów wpijając się w moje usta. Przytrzymałem go za szyję. Rękoma rozłożył moje uda, powoli i delikatnie we mnie wchodząc. Wkrótce przyśpieszył ruchy, posuwając mnie boleśnie. Zaciskałem pięści, starając się powstrzymać jęki bólu i rozkoszy.

wtorek, 15 kwietnia 2014

EZkonowy bonus

Kiedy byłam na EZkonie wybrałam się na konkurs pisania opowiadań(zajęłam 3 miejsce :D ) Ludzie się naśmiewali, że napisałam yaoica a typas, który to sprawdzał o mało się nie załamał, ale 3 miejsce to coś :D
Uznałam, że w sumie nie jest to długie to mogę przepisać na laptop i wstawić tutaj.
Jeszcze tak dla wyjaśnienia, mieliśmy podane tematy. Ten, którym ja się kierowałam to: ,,Tak cię nienawidzę, że nie mogę bez ciebie żyć" Przyznajcie sami, że świetny temat na yaoi :D
Dopiero dzisiaj udało mi się całkowicie pozbierać po konwencie, więc wstawiam to dopiero teraz :D


*************************************
Kiedy otworzyłem oczy w pokoju byłem sam. Z serca spadł mi wielki kamień, że JEGO nie było. Przychodził zawsze wieczorem. Bez pukania, bez pytania, bez jakiejkolwiek zgody na wejście. Zwykle zostawał do rana. Bywało, że zamiast odejść czekał jeszcze, aż podam mu śniadanie. Potem zniknął równie szybko jak się pojawiał. Nienawidziłem go. Wkurzało mnie, że traktował mnie jak swoją własność. Gdybym miał jakikolwiek wybór, nigdy nie przekroczyłby progu mojego domu, nie zbliżyłby się do mnie, nie panoszyłby się tak u mnie, nie wpychałby mi się każdego wieczoru do  łóżka i nie robił wszystkiego, co mu się tylko podoba... gdybym tylko miał wybór... jednak co mogłem zrobić? Żadne drzwi czy zamki nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Nawet gdybym ukrył się za grubym murem on i tak by mnie znalazł. W końcu nie był człowiekiem. Moje wysiłki, żeby się schować były niczym dla demona.
Podniosłem się z łóżka, mozolnie naciągając na siebie spodnie. Skąd miałem wiedzieć, że podpisując kontakt z diabłem będę musiał co noc oddawać mu swoje ciało? Byłem pewny, że przeżyję resztę mojego życia w spokoju a przez resztę wieczności smażyć się będę w czeluściach piekieł. To co przechodziłem było jednak o wiele, wiele gorsze.
- Wstałeś wreszcie... - Powiedział ów demon, gdy tylko przekroczyłem próg kuchni. Więc jednak zdecydował się pozostać na śniadaniu - Zawsze śpisz do późna. Spójrz na zegar, już prawie dwunasta.
Wskoczył zwinnie na stół, patrząc na mnie z wyższością. Odsłonił w uśmiechu białe kły a jego długi, czarny ogon poruszał się miarowo to w jedną to w drugą.
- Nikt cię tutaj nie zapraszał - Burknąłem - Właściwie po jaką cholerę tu siedzisz? Nie potrzebujesz jedzenia.
- Tak, wiem. Ale lubię patrzeć jak krzątasz się w kuchni - Odparł spokojnie nie spuszczając ze mnie czarnego, przenikliwego spojrzenia.
- Zabawne, bo ja nie lubię widzieć cię w mojej kuchni... ani w ogóle cię widzieć.
- Wiesz, gdybyś trochę pomyślał, zanim podpisałeś ze mną pakt, nie byłoby mnie tutaj. Szkoda, że aż tak bardzo zależy ci na tamtej dziewczynie.
Nie odpowiedziałem. Teraz wiedziałem, że to co zrobiłem było głupie i bez sensu. Teraz postąpiłbym zupełnie inaczej... szkoda, że teraz było już za późno.
- Tak... to była piękna miłość. Oddałeś jej serce, pieniądze, byłeś gotów oddać duszę... i oddałeś. A ona, gdy tylko wyszła ze szpitala pognała do jakiegoś bogatego dupka.
- Zamkniesz się wreszcie!? Czemu zawsze musisz mi to przypominać?! Wiem jak to było! Wiem, że przez nią do końca życia a także po nim będę musiał cię znosić! Przestań każdego wieczoru i każdego ranka mi o tym przypominać!
- Przecież jestem demonem. A dręczenie ciebie jest tak zabawne. Zwłaszcza, gdy każdej nocy ze łzami w oczach błagasz, żebym tym razem dał ci spokój. Jak mam wtedy oprzeć się pokusie dokuczania ci?
Zacisnąłem rękę na trzonku noża, którym aktualnie kroiłem cebulę do jajecznicy. Nim zdałem sobie sprawę z tego co robię, nóż leciał już w kierunku demona. Mój prześladowca uniknął go właściwie bez żadnego wysiłku.
- Nienawidzę cię! Żałuję błędu, którego popełniłem! Oddałbym wszystko, żeby się ciebie pozbyć!
Ze łzami w oczach sięgnąłem po kolejny nóż. Demon zniknął ze stołu i momentalnie zmaterializował się przy mnie. Wykręcił mi rękę, odwracając mnie tyłem do siebie i przycisnął do blatu. Szarpałem się jakiś czas, nim w końcu się uspokoiłem.
- Wszystko, tak? - Wyszeptał do mojego ucha, oddechem pieszcząc moją szyję - Zgoda - Powiedział nagle i zniknął. Dosłownie. Bez groźby czy chociażby złośliwego komentarza.
Powinienem się ucieszyć, ale... z niewyjaśnionych powodów w mojej piersi poczułem przerażającą pustkę. Osunąłem się na ziemie, przykładając dłoń do szybko bijącego serca. Co się ze mną działo, do cholery?
Tej nocy się nie pojawił. Ciężko mi było uwierzyć w to, co robię, ale czekałem na niego. Czekałem chyba do czwartej czy piątej rano, dopóki nie zmorzył mnie sen.
Nie było go też kolejnej nocy. Ani kolejnej ani kolejnej. Przez cały tydzień chodziłem jak struty. Dni i noce jakby przelewały mi się przez palce a ja, oprócz wszechogarniającej pustki czułem coraz większą nienawiść.
Nienawiść... uczucie, które towarzyszyło mi zawsze, gdy tylko go widziałem, teraz było znacznie silniejsze, właśnie dlatego, że Jego nie było przy mnie.
- Czyżbyś się stęsknił?
Usłyszałem znajomy głos, gdy kolejnej nocy z utęsknieniem wpatrywałem się w gwiazdy. Odwróciłem się szybko a pustka, która tak silnie wgryzła się w moje serce momentalnie znikła.
- Wciąż twierdzisz, że oddałbyś wszystko, żebym zniknął?
Nie odpowiedziałem. Byłem zbyt przytłoczony nadmiarem uczuć, żeby się odezwać.
- Chyba za bardzo do mnie przywykłeś, prawda? Musiało ci brakować kogoś, kto nie odejdzie tak jak twoja dziewczyna,
Ciągle stałem cicho. Nie poruszyłem się. Drżące nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
W końcu pokręciłem głową przecząco. Nie, nie potrzebowałem kogoś, kto będzie przy mnie. Tak naprawdę tęskniłem do tego uczucia nienawiści, które towarzyszyło mi zawsze, gdy tylko go widziałem. Ta nienawiść, tak mocno wrosła w moje serce, że nie umiałem bez niej żyć.
...Nie umiałem żyć bez niego..
...Już nie.

piątek, 11 kwietnia 2014

Zajączek XLV - Basen


 

Minęło jeszcze kilka dni. Łaziłem ze znajomymi do kina, chodziłem samotnie na spacery, ciągle umawiałem się z Minako. Od Tochiego ciągle nie było odpowiedzi. Niby byłem już wolny, ale widziałem te podejrzliwe spojrzenia pomocy domowej, za każdym razem, gdy gdzieś wychodziłem. Po tych kilku dniach jednak się uspokoili. To oczywiste, że mnie śledzili. Nie wiedziałem tylko, czy z wyraźnych rozkazów moich rodziców czy mając nadzieję na podwyżkę. Idąc na samotne spacery, oglądałem się za siebie. Nikt mnie nie śledził, więc chyba rzeczywiście byłem wolny. Po ostatnim takim spacerze usiadłem na ławce gdzieś w mieście, pisząc wiadomość do Tochiego. Wcześniej się upewniłem, że wiadomości ani rozmów z mojego telefonu nikt nie śledzi.

,,Cześć Tochi

Trochę się nie odzywałem, ale wreszcie jestem wolny. Dopiero odzyskałem zaufanie rodziców, więc wolę nie wyjeżdżać gdzieś dalej. Jutro o 12 masz pociąg. Nie martw się, zarezerwuję ci bilety przez internet. Spotkajmy się około 15-16 w moim domku.

 Dozobaczenia"

Uśmiechnąłem się, patrząc na wyświetlacz, gdzie mała koperta leciała w lewym górnym ekranie przeleciała na drugą stronę i zamigotała na zielono. Schowałem telefon i wróciłem do domu. Perfekcyjnie ukryłem uśmiech przed resztą domowników, idąc do pokoju.

                               *

Obudziłem się około 12. Wcześnie… zdecydowanie za wcześnie. Ubrałem się powoli i zszedłem na śniadanie. Nie miałem na dzisiaj żadnych planów a większość służby miało wolne, więc nic mnie nie powstrzymywało przed spotkaniem się z Tochim.

- Dobry...

Powiedziałem, schodząc na dół, gdzie zajmując się swoimi sprawami siedziało moje rodzeństwo.

- Dobry, Nichan.

Pogłaskałem Raito po włosach, siadając przy stole. Jedyna pomoc jaka została, wiekowa kucharka podała mi na śniadanie grzanki z cukinią i kubek herbaty. Pokiwałem głową dziękująco i zatopiłem zęby w pysznej kanapce.

- Masz na dzisiaj jakieś plany?

Zapytała Hana, podnosząc głowę znad zeszytu, który usilnie studiowała. Zerkając na niego mogłem wywnioskować, że jest to jakaś skomplikowana melodia na skrzypce. Zapewne miała wkrótce jakiś występ na imprezie znajomych rodziców, na której nawet ich nie będzie.

- Tak. Na 16 umówiłem się do kina. Potem pewnie połażę trochę po mieście. Daje mi to natchnienie na malowanie.

- Szkoda. Miałam nadzieję, że spędzimy trochę czasu razem.

- Nie dzisiaj. Obiecuję, że następnym razem nie ucieknę.

Uśmiechnęła się miło, wracając do studiowania nut. Kątem oka zobaczyłem Kashikoia, stojącego przy sztaludze i szkicując krój ubrania. Patrzył na mnie, z powątpiewaniem. Nie dałem po sobie poznać, że to zauważyłem i odwróciłem się w stronę Raito, rysującego coś w swoim notesie, wolną ręką starając się wpakować grzankę do buzi. Skończyłem jeść i wziąłem z pokoju najpotrzebniejsze rzeczy.

- O której będziesz, braciszku?

- Sam nie wiem. Może około 17-18. Będę cały czas pod telefonem, więc w razie czego dzwońcie.

Wyszedłem z domu, starając się nie wybudzać podejrzeń. Serce mi waliło jak oszalałe a ręce drżały. Idiotyczne... czułem się jak smarkacz, szykujący się na swoją pierwszą randkę. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem ścieżką w stronę bramy. Przez godzinę włóczyłem się po mieście, przechadzając się po parkach i sklepach. Nie chciałem siedzieć sam. W końcu udałem się do mojego domku. Wiedziałem, że mam jeszcze co najmniej godzinę przed przyjściem Tochiego, ale znudziło mi się łażenie po mieście. Poszedłem do biblioteki, jednak nie mogłem się skupić na słowach i zdaniach. Litery wydawały się zlewać w jedno. Chyba byłem zbyt zdenerwowany by czytać. Ręce mi drżały, więc malowanie, rysowanie czy inne prace plastyczne odpadały.

- Muszę jakoś ochłonąć.

Powiedziałem do siebie, rozwalając się na łóżku.  Wtedy mnie olśniło. Jedyne co obecnie mogłem zrobić, czekając na Tochiego, to pójść na basen. Wziąłem moje bokserki z szafki i zszedłem do piwnicy, gdzie znajdował się kryty, oświetlany basen. Miał on nietypowy, ale bardzo przyjemny klimat. Ponieważ nie było tam okien, musiał być naprawdę mocno oświetlony. Zwłaszcza lubiłem to oświetlenie pod wodą. Niebiesko-zielone światła sprawiały, że nurkując czułem się jak w jakimś innym świecie. Założyłem okulary i zacząłem pływać. Pod wodą traciłem poczucie czasu. Tykanie zegara było wolniejsze, ale mimo to, czas płynął szybciej. Po przepłynięciu kilkunastu basenów, na wstrzymanym oddechu w końcu poczułem zmęczenie. Podpłynąłem do brzegu, siadając na ziemi i patrząc na zielono-niebieską wodę. Zdjąłem okulary i przetarłem zmęczone oczy. Poczułem ciepły ręcznik, na moich ramionach. Odwróciłem się gwałtownie.

- Jeżeli będziesz siedział tak w samych bokserkach, to się przeziębisz, zajączku.

Otworzyłem usta, jednak z szoku i szczęścia nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Dopiero teraz dotarło do mnie jak długo go nie widziałem. Ostatecznie uśmiechnąłem się tylko. Miałem wrażenie, że zaraz się rozpłaczę ze szczęścia. Tochi położył dłoń na moim ramieniu, uśmiechając się szeroko. Doskonale wiedziałem co ma w planach. Chciał mnie sprowokować do pocałunku, żebym to ja wykonał pierwszy krok. Doskonale o tym wiedziałem, ale... nie myślałem nawet o tym. Wystarczyła chwila, żebym wymiękł. Rzuciłem mu się na szyję, wpijając się w jego usta. Objął mnie bez wahania, jednak impet, z jakim się na niego rzuciłem, wystarczył, żeby stracił równowagę i upadł plecami na ziemię. A ponieważ ciągle mnie obejmował, ja razem z nim. Żaden z nas się tym nie przejął. Tochi tylko mocniej mnie ścisnął, wsuwając język do moich ust i poruszając nim zwinnie. Tak strasznie za tym tęskniłem.

  Szybkim ruchem zamienił nas miejscami, przez co to ja wylądowałem na ziemi. Ręcznik opadł na kafelki, wchłaniając kałużę wody. Nie dałem Tochiemu odsunąć się i powiedzieć coś, co zapewne znowu by mnie zażenowało. Cały czas wpijałem się w jego usta, mocno go obejmując.

- Tęskniłem za tobą.

Powiedział tylko, na chwile, odrywając się na chwilę ode mnie. Chciałem mu odpowiedzieć, ale z jakiegoś powodu byłem w stanie tylko oddychać i to z niemałym trudem. Uśmiechnął się, najwyraźniej i tym razem rozumiejąc więcej z tego co się ze mną dzieje, niż ja. Przeczesał moje włosy delikatnym ruchem. Byłem pewny, że za chwilę będzie kazał mi przyznać, się, że też tęskniłem, ale nie zrobił tego. Pewnie zdecydował się tym razem mnie nie ośmieszać. Nie wiem co się wtedy ze mną działo. Zwykle po początkowej euforii odzyskiwałem zdrowy rozsądek i czułem się głupio, że tak się zachowywałem. Teraz jednak zamiast zarumienić się i odsunąć od niego, chwyciłem się jego koszuli, przyciągając do siebie. Przez chwilę wyglądał na zdziwionego, jednak nie długo. Usiadł, podnosząc mnie tak, że siedziałem mu na kolanach okrakiem. Aktualnie mi to jednak nie przeszkadzało. Jedyne co mi przeszkadzało to uczucie... uczucie, które już znałem. Towarzyszyło mi bowiem tej nocy, kiedy pierwszy raz się z nim przespałem. Opierałem się na jego torsie coraz bardziej i bardziej, tracąc siłę, żeby samemu się utrzymywać. Niestety ostatecznie stracił on równowagę, a że siedział tyłem do basenu, obaj do niego wpadliśmy. W sumie ochłonąłem dopiero w kontakcie z chłodną wodą.

- W porządku zajączku?

Zapytał, kiedy wypłynął z wody, poprawiając mokre włosy.

- Tak. Przepraszam…

- Nie szkodzi. I tak byłem już cały mokry.

Uśmiechnął się szeroko, czochrając mi włosy. No tak. Na śmierć zapomniałem, że dopiero co wyszedłem z basenu, kiedy się na niego rzuciłem. Odwróciłem twarz, czując jak początkowa euforia powoli mija. Tochi wyszedł z basenu, wyciągając rękę w moją stronę. Podpłynąłem do krawędzi basenu, ignorując jego dłoń, jednak nim wyszedłem, Tochi objął moją twarz, ponownie mnie całując. Nie wyrywałem się tym razem. Podciągnąłem się nieco do góry, pomagając mu nieco w całowaniu mnie. Jedną dłonią przejechał od mojej szyi aż do linii bokserek. Delikatnie wyciągnął mnie z wody, kładąc na ziemi. Przyssał się do mojej szyi, następnie językiem zjeżdżając coraz niżej.

- T-tochi... poczekaj chwilę... jesteśmy na basenie.

- Przestań udawać zajączku. Wiem, że tego chcesz. Widzę przecież, jak bardzo jesteś podniecony.

- Wcale, że nie!

Podniosłem się na łokciach, czując jak się czerwienię. Przysunął się do mojej twarzy, kładąc dłoń na moich bokserkach, które były już napięte. Uśmiechnął się jednoznacznie. Odwróciłem wzrok, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Teraz żałowałem, że poszedłem popływać. Nie podobało mi się, że byłem wyłącznie w bokserkach.

- Wiesz co zajączku, jesteś niesamowicie uroczy, kiedy sam prosisz się o seks, ale to właśnie takiego jaki jesteś teraz naprawdę kocham.

- P-przestań mówić takie żenujące rzeczy. I kiedy niby się o to proszę?!

- Kiedy jesteś taki uroczy i się na mnie rzucasz.

- N-nie moja wina!

- Tak, tak, wiem. Po prostu się za mną stęskniłeś. A, że mnie kochasz, nie mogłeś się oprzeć.

- Nieprawda! Przestań sobie wszystko dopowiadać!

Nie odpowiedział, zaczynając pieścić moje sutki. Delikatnie wsunął palce pod gumkę moich bokserek, zsuwając je do ud.

- Cz-czekaj! Jesteśmy na basenie! Przestań!

- A co za różnica, gdzie to jest? Chyba, że chciałbyś to zrobić w jakimś szczególnym miejscu.

Całe szczęście nie oczekiwał odpowiedzi. Zsunął moje bokserki aż do kolan, zaczynając lizać mojego penisa. Jęknąłem przeciągle. Naprawdę nie chciałem robić ,,tego" na tutaj, ale... to było takie przyjemne. Nawet nie byłem w stanie próbować go powstrzymać. Umiałem tylko cicho protestować.

- Nie... przestań... po-poczekaj... aaach...

Po chwili z jękiem doszedłem w jego ustach. Zawstydzony, złączyłem nogi. Kiedy byłem na łóżku mogłem się chociażby zakryć kołdrą. Po chwili nawet moje bokserki zostały rzucone gdzieś na płytę basenu.

- Tochi... poczekaj chwilę...

Nie poczekał. Delikatnym ruchem obrócił mnie na brzuch. Podniosłem się na kolana, co okazało się słabym pomysłem. Objął mnie w pasie, wsuwając we mnie jeden palec. Wkrótce potem doszedł drugi. Poruszał nimi zwinnie, całując mnie w kark. Pochylił się, scałowując łzę, która zakręciła się w moim oku. Po chwilowym przygotowaniu wyjął ze mnie palce. Opuściłem głowę, chowając ją między ramionami. Chłodna dłoń przejechała po moim kręgosłupie, powodując u mnie dreszcze. Nieświadomie wygiąłem się w łuk. Poczułem jak Tochi bardzo powoli i delikatnie zaczyna się we mnie wsuwać. Zagryzłem wargi, lecz mimo to wydobył się z nich jęk bólu i przyjemności. W miarę jak się poruszał jęki te stawały się coraz głośniejsze. Tochi namiętnie pocałował moją szyję, przyciskając palec wskazujący i środkowy mojej dolnej wargi.

- Nie tłum głosu zajączku. Chcę cię wyraźnie słyszeć.

Z tonu jego głosu jednoznacznie rozumiałem, że nie mogę się sprzeciwić. Już zamienił się w wilka. Nacisnął na moje usta, wsuwając do nich palce. Posłusznie, chociaż z wahaniem rozsunąłem wargi. Urywane jęki roznosiły się głośno po całym basenie. W końcu poczułem wytrysk w sobie.

- N-nie mogę już więcej...

Powiedziałem słabym głosem, zanim ponownie zaczął się we mnie poruszać. Ucałował tylko moją szyję, wysuwając się ze mnie. Ponownie obrócił mnie na plecy, pochylając się nad moją twarzą. Uśmiechał się szeroko, jak to miał w zwyczaju.

- Jesteś uroczy, zajączku.

- Głupek. N- nie mów takich rzeczy w... takiej sytuacji...

- Czemu? Przeszkadza ci to?

- Tak! Przeszkadza!

Usiadłem gwałtownie. Byłem czerwony jak burak , w dodatku nie miałem nawet jak się zakryć.

- No dobrze, przepraszam.

Zdjął z siebie bluzkę, zakładając mi ją, zanim zdążyłem odpowiedzieć. Obciągnąłem koszulę najniżej jak byłem w stanie. Nie patrzyłem już na niego. Odwróciłem twarz, rumieniąc się coraz bardziej. Moje serce biło irytująco szybko. Objął mnie, całując we włosy.

- Kocham cię.

- Tak, wiem. Skończ z mówieniem tak irytujących rzeczy.

Zaśmiał się, wstając z ziemi i podnosząc mnie do góry. Całe szczęście, że nosił długie koszule. Ponownie przytulił mnie do siebie, ściskając mocno. Wtuliłem twarz w jego klatkę piersiową. Otworzyłem usta. Chciałem mu powiedzieć, że go kocham... chciałem, ale… nie mogłem. Choćbym nie wiem jak bardzo bym chciał, nie umiałem mu tego powiedzieć.

piątek, 4 kwietnia 2014

Zajączek XLIV - Próba cierpliwości

TA DAM!
Tak, tak. Żartowałam z tym zakończeniem bloga (znowu)
Chyba nie myśleliście, że opuszczę was tak łatwo? :D
Hope, Meo - Nie martwcie się, nie planowałam tak szybko zakończyć zajączka. Jeszcze tyle niezaczętych wątków mam napisanych, że może starczy do kolejnej rocznicy bloga :3
Iva Lavliet - Brawo za spostrzegawczość. P.S zawsze miło się czyta twoje wyrwane z kontekstu komentarze :D
Casjel: Gome ;_; Proszę, oszczędź (Ale to chyba dobrze, że żartowałam, prawda? :,D )


Jak ktoś z was ją zobaczy ^ biegnącą w stronę Warszawy z tasakiem bardzo proszę zabierzcie jej niedoszłe narzędzie zbrodni ;_; Jak mnie zabraknie kto będzie dodawał opowiadania?


******************************************





Mijały dni. Starałem się udawać, że żyję życiem takim jakie prowadziłem, przed poznaniem Tochiego. Chodziłem na randki z Minako i chociaż ze wszystkich sił starałem się unikać jakiegokolwiek bliższego kontaktu z nią, wydawała się szczęśliwa. Rozmawialiśmy na różne tematy. O dziwo nikt nie wspominał o Tochim. Domyśliłem się, że po prostu nie chcą mi o nim przypominać. Uważali, że to będzie dla mnie za duży cios. W sumie było to tylko z korzyścią dla mnie. Mogłem uniknąć niewygodnych pytań i irytujących prób ,,podniesienia mnie na duchu".

  Jednak z dnia na dzień Tochi zaprzątał mój umysł coraz bardziej. Wyczekiwałem dni kiedy rodzice w końcu dadzą mi wolność. Oczywiście tylko przez wzgląd na mnie nie mogli przestać pracować. Pod całodobową obserwacją byłem dzięki licznej służbie i sprytnie ukrytym ochroniarzom, oraz czujnikach, które wszczepili mi w telefon(kiedy już go odzyskałem). Wyjątkowo trudno było mi się powstrzymać, przed pojechaniem do Tochiego, ale wiedziałem, że mogę go przez to stracić na zawsze. Czekałem więc spokojnie, aż odzyskam pełnie wolności i znowu będę mógł go spotkać. Tęskniłem za nim... cholera tęskniłem za każdą rzeczą, którą razem robiliśmy a nawet za tymi, które on robił mi. Najgorsze, że od pewnego czasu w ogóle nie dostawałem od niego listów. Nie żebym od razu zakładał najgorsze. Mógł wypuścić Fuuku-chana na wolność, albo nie chcieć go wymęczać. Mógł też nie mieć czasu, albo zwyczajnie nie chciał, żeby jego list trafił w niepowołane ręce.

- Hej, Usagi... w porządku?

Potrząsnąłem głową, wracając myślami do dwuosobowego stolika w ekskluzywnej restauracji. Minako powtórzyła pytanie, pochylając się lekko nad stolikiem i patrząc mi w oczy.

*Cholera... muszę się uspokoić i przestać myśleć o Tochim.*

- Tak... przepraszam cię, mam ostatnio wiele rzeczy na głowie. Szkoła i cała masa obowiązków... chyba rozumiesz.

Uśmiechnąłem się lekko, podnosząc kieliszek z bezalkoholowym szampanem. Minako odwzajemniła uśmiech, uderzając swoim kieliszkiem o mój. Gdybym nie wyrobił już sobie o niej opinii, pewnie uważałbym ją za atrakcyjną dziewczynę. Gdyby nie fakt, że to ona mnie wydała przed moimi rodzicami i to przez nią musiałem odgrywać całe to przedstawienie.

- Usagi... spotykamy się już jakiś czas... - Zaczęła nieśmiało, nawijając jeden z loków na palec. Na pierwszy rzut oka wydawała się nieśmiałą i wstydliwą dziewczyną, ale przy bliższym poznaniu poznawało się jej skrytą, kokieteryjną część osobowości. Wyczuwałem do czego to zmierza i bynajmniej mi się to nie podobało.

 - Może... powinnam znowu spróbować u ciebie spędzić noc? Ostatnio... miałeś coś innego na głowie...

*Tak... tym czymś była osoba, którą kocham a która przez ciebie została boleśnie pobita.*

Objąłem jej dłoń, leżącą na stole i ścisnąłem ją lekko, chociaż najchętniej wylałbym na jej twarz czerwone wino albo atrament.

- Przepraszam cię Minako, ale obawiam się, że nie jestem na to gotowy. Jeszcze nie tak dawno musiałem zapomnieć o osobie, na której mi zależało, żeby ocalić nazwisko oraz rodzinę. Nie będę mógł tak łatwo zaangażować się aż tak w kolejny związek.

Pokiwała głową, również ściskając moje ręce. Mimo ukrytej aluzji nie domyśliła się, że chowam do niej jakąkolwiek urazę.

- Szkoda... moim zdaniem wyszedłeś na lepsze. Co mógłby ci dać jakiś przeciętny leśniczy, w dodatku facet.

- Miłość...

Odpowiedziałem spokojnie, właściwie bez namysłu, z lekkim uśmiechem, starając się nie uderzyć jej w twarz. W końcu wieczór się skończył. Odprowadziłem ją do drzwi, na pożegnanie ucałowałem w dłoń i jak najszybciej udałem się do domu. Całe szczęście udało mi się perfekcyjnie nauczyć kryć emocje. Inaczej mój areszt domowy mógłby się ciągnąc aż do mojej śmierci.

- I jak randka?

Zapytała Hana, gdy tylko odwiesiłem płaszcz na wieszak i zdjąłem buty.

- Normalnie. Zjedliśmy kolację, pogadaliśmy, odprowadziłem ją do domu... w sumie nic ciekawego.

Dużo myślałem o tej całej sprawie i chociaż wyjątkowo mi się to nie podobało, nie mogłem powiedzieć mojemu rodzeństwu prawdy. Jeszcze nie. Obiecałem sobie jednak, że kiedy wszystko się unormuje, powiem im, że zawsze kochałem Tochiego. Tak... zbiorę się na odwagę i powiem to nawet przy nim.

  Udałem się do pokoju. Siedziałem przez dłuższą chwilę przy oknie, czekając na Fuuku- chana. Niestety tym razem też go nie było. Wstałem od okna i usiadłem przy biurku, kiedy usłyszałem otwierane drzwi na dole. Jak sądziłem po chwili przyszli moi rodzice, oczekując ode mnie raportu dotyczący randki z Minako. Opowiedziałem dokładnie co się działo, streściłem mniej więcej rozmowę, pomijając ten fragment dotyczący Tochiego.

- A co tam u tego leśniczego?

Zapytała beznamiętnie moja matka.

- U Tochiego? Nie mam pojęcia. Nie gadałem z nim od kiedy wyciągnęliście mnie z jego domu.

- I ani razu nie miałeś ochoty się z nim skontaktować?

- Jasne, że miałem. Przez pierwsze kilka dni myślałem o nim dniem i nocą. Jednak nie mogę własnymi uczuciami przesłaniać zdrowego rozsądku. Wiem już, że postąpiłem niewłaściwie i nie mam zamiaru powtarzać tego błędu.

W moich oczach, mimice ani postawie nie było widać ani grama smutku, tęsknoty czy wątpliwości. Widocznie to ostatecznie przekonało rodziców, co do mojego wyboru. Pierwszy raz, od sprawy z Tochim moi rodzice się uśmiechnęli. Były to te same uśmiechy, które dostawaliśmy poniekąd jako prezenty za właściwe zachowanie na balach.

- Jesteśmy z ciebie dumni Usagi. - Powiedział mój ojciec. - Cieszę się, że wreszcie zrozumiałeś jakimi obowiązkami jest obarczone bycie dziedzicem rodu Takeda. Rozmawialiśmy z Minako, wydaje się, że przestałeś wierzyć, że jeszcze kiedyś będziecie razem, ale miło wspominasz wasze wspólne chwilę. Wydaje się to normalne, a nie możemy w sumie ci tego zabronić. A skoro wykonujesz swoje obowiązki, myślę, że na nowo możemy ci zaufać. Od teraz masz wolną rękę. Możesz na nowo wychodzić z domu, szlabany zostaną ci zdjęte a... i będziemy musieli zobaczyć twój telefon.

Nie powiedział tego nawet z udawaną skruchą. Pokiwałem głową, udając, że nie mam pojęcia, że wszczepili mi w telefon nadajnik, który przesyłał do nich wszystkie wiadomości, które przychodziły na mój telefon.

- Nie muszę ci chyba tłumaczyć, że dalej oczekujemy od ciebie nienagannej postawy i nie życzymy sobie, żebyś odwiedzał tego leśniczego.

- To oczywiste.

Powiedziałem spokojnie. Gdy w końcu opuścili mój pokój, musiałem się powstrzymać, żeby nie zacząć krzyczeć z radości. Sięgnąłem do ukrytej szuflady, gdzie trzymałem listy od Tochiego i przytuliłem je do piersi.

- Już niedługo. Jeszcze tylko kilka dni, żeby się przekonali, że ich nie oszukiwałem a wtedy będę całkowicie wolny. Jeszcze tylko kila dni.

Wyszeptałem do listów, jakby przez to Tochi miał mnie usłyszeć. Najchętniej wybiegłbym z domu i pojechał do niego, ale wiedziałem, że muszę być cierpliwy.

*Jeszcze tylko trochę, jeszcze tylko trochę*

Powtarzałem sobie w głowie, tuląc do siebie przysłane przez niego listy.

wtorek, 1 kwietnia 2014

The end

Tak. Tym razem na serio: oficjalnie kończę z moim blogiem. Uznałam, że cały ten stres, ciągłe pisanie i męczenie się co tydzień z przerabianiem postów nie jest tego warte.
Dziękuję wam za ten wspólnie spędzony rok. Za wasze komentarze i wsparcie duchowe.
Być może jeszcze kiedyś, może na innym blogu znowu będzie mi dane czytać wasze komentarze.
Bywajcie.