Wielki powrót!
Kolejny? Ale czy na pewno? Miałam wrócić z gotową książką dla was, którą pisałam w trakcie mojej nieobecności. Od dłuższego czasu próbuję ją wydać, ale jest to bardzo trudne.
Dlaczego?
Osobiście podejrzewam, że to dlatego, że ten tekst jest zbyt długi. To prawie 600 stron A4, jak na debiut wydawniczy jest to bardzo dużo.
A może po prostu "mój kochany android" jest kiepską książką?
Cóż... moim zdaniem nie. Ale to tylko moje subiektywne zdanie. A wy macie okazję teraz to ocenić! :D Bo postanowiłam zacząć wrzucać tę książkę na bloga! ^^ (Myślę też o wattpadzie - gdzie teraz się wrzuca swoje teksty? xd)
Może w przyszłości jeszcze uda mi się to wydać, ale na razie podzielę się z wami pierwszymi 100-200 stronami. Możecie więc się szykować na przynajmniej 20-40 rozdziałów niezwykłej opowieści o aseksualnym pisarzu, który powoli odkrywa swoje uczucia względem robota, równie zagubionego w seksualnym świecie.
A co dalej? Cóż... zobaczymy. Kto wie, może do uda mi się skontaktować w międzyczasie z wydawnictwem? Albo odłożę trochę gotówki i odłożę na self-publishing? W każdym razie, trzymajcie za mnie kciuki! ^^
Tymczasem, nieco niepewna i trochę przesadnie podekscytowana, chciałabym wam przedstawić "Mojego kochanego androida", nad którym pracowałam ostatnie kilka lat. Mam nadzieję, że wam się spodoba!
Trzymałem go
za rękę. Jego dłoń była gorąca, niemalże jak wspomnienie naszego pierwszego
wspólnego lata. Wtedy myślałem, że to będzie krótka, chwilowa znajomość. Za
bardzo się bałem, by chociażby pomyśleć, że miedzy nami może być coś więcej.
Nie wierzyłem, że jeszcze kiedyś będę potrafił komukolwiek zaufać. Dopiero
teraz, po tylu latach, w końcu byłem tego pewny. Że ten facet jest mi
przeznaczony.
– Powiedz mi... – zaczął, patrząc mi
w oczy. Wiedział, że nie umiałbym uciec, gdy świdrował mnie tym swoim błękitnym,
porażającym spojrzeniem. – Czy zostaniesz ze mną? Już na zawsze? Zaopiekuję się
tobą. I nikt cię nie skrzywdzi.
Serce zabiło mi mocniej. Wyrywało się do niego tak samo, jak całe moje
ciało.
– Po tym wszystkim, przez co razem
przeszliśmy? Jak mógłbym odpowiedzieć inaczej?
Rozpromieniłem się, ściskając mocniej jego dłonie. Zrobił krok do
przodu i pochylił się. Zamknąłem oczy. Poczułem otaczający mnie zapach drogich
perfum, a na ustach słodki, gorący pocałunek.
I wcale nie chciałem, żeby trwał
wiecznie. Chyba pierwszy raz, od kiedy zgodziłem się, by mnie pocałował. A
wszystko dlatego, że teraz wiedziałem, że przed nami całe życie. I jeszcze
wiele, wiele pocałunków.
Na horyzoncie zachodziło słońce.
Pierwsze w naszym nowym, wspólnym domu i pierwsze na naszej wspólnej drodze
życia.
Zapisałem plik i przetarłem zmęczone
oczy. Zegarek w laptopie wskazywał czwartą po południu. Do deadline'u miałem
jeszcze tydzień, ale ulżyło mi, że wyrobiłem się przed czasem. Miałem teraz
kilka dni, by przeczytać całość i upewnić się, że wszystko brzmi sensownie.
Oparłem się o krzesło i przymknąłem
oczy. Powróciło znajome uczucie, zaciskające się na sercu i powodujące
nieprzyjemny dyskomfort. Pojawiało się zawsze, ilekroć pozwalałem sobie na cień
satysfakcji z ukończenia książki. A co, jeżeli to się nie sprzeda? Może tym
razem przesadziłem z ilością słodyczy? A może powinienem zrobić to trochę
ostrzejsze? Z kolei gdybym spróbował dać tam więcej seksu, albo nawet lekkie
BDSM, zastanawiałbym się, czy tego nie jest za dużo. Byłem w pułapce.
Pisarskiej pułapce, gdzie każdy krok prowadził mnie w przepaść niekompetencji.
Osunąłem się pod biurko, na szarą,
miękką wykładzinę. Przylgnąłem do niej twarzą i nagle cały świat sprowadził się
do kawałka podłogi i fragmentu ściany. Rozmyślałem, jednocześnie czując, jak
moja psychika tonie, pozwalając demonom dotrzeć do mojego umysłu i udowodnić
mi, że nie nadaję się na pisarza. Rozmyślałem, wpatrzony w jasną farbę.
Aktualnie nawet ona wydawała mi się ciekawsza niż patrzenie na laptop.
W całym domu pracownia była
jednocześnie moim ulubionym i najbardziej znienawidzonym pomieszczeniem, w
zależności od tego, jaką miałem wenę. Potrafiłem siedzieć w niej całymi
tygodniami, wychodząc tylko po to, by spełniać najbardziej podstawowe potrzeby
biologiczne, a później czuć mdłości od samego mijania drzwi do niej.
Podniosłem się na łokciu i na oślep
zacząłem przejeżdżać ręką po biurku. Chwyciłem leżący tam telefon i zabrałem go
ze sobą na ziemię. Wybrałem pierwszy kontakt na liście, podpisany „Alex”. Nacisnąłem
zieloną słuchawkę i czekałem, licząc impulsy.
– Wiesz, Leo, że jesteś jedynym
pisarzem, który sam do mnie dzwoni? Wszystkich innych to ja muszę ścigać. –
Jego głos był łagodny i spokojny. Wyobraziłem sobie, jak odbiera telefon,
siedząc między stertami papierów, czy czymkolwiek zajmowali się redaktorzy.
– Cześć, Alex...
– Nie, nie, nie, nie – jęknął nagle
głos w słuchawce, robiąc się nagle dużo bardziej skupiony – Nie rób mi tego,
nie mów mi, że znowu masz kryzys twórczy. Ja wszystko rozumiem, ale deadline
masz za tydzień i...
– Skończyłem pisać. – W słuchawce
najpierw rozległa się cisza, a potem wyraźne westchnienie ulgi.
– Błagam, nie strasz mnie tak
więcej. Co się stało?
– Nie czuję, żeby to było to. Mam
wrażenie, że to jest...
– Do bani?
Pokiwałem głową, świadomy, że Alex
tego nawet nie zobaczy. Wiedziałem jednak, że to poczuje. A kolejne
westchnienie po drugiej strony słuchawki wydawało się to potwierdzać.
– Leo, mówisz tak o każdym twoim
tekście. Czytałem całość, oprócz kilku ostatnich rozdziałów, i wszystko jest
super. To jest bardzo dobre.
– Ale jeżeli nie jest..?
– Leo, błagam, nie osłabiaj mnie.
Nie teraz, nie tydzień przed zabraniem tekstu do redakcji. Słuchaj, większość
twoich książek to hity, ta też będzie. Nie masz się czym martwić.
– Nie potrafię wiernie okazać
emocji. Wszystko jest takie płytkie i niedopracowane. Nie czuję chemii między
głównymi bohaterami i...
– Wiesz, czego ci brakuje? Tak
naprawdę? Wyjścia z domu. Spotkaj się ze znajomymi, znajdź sobie chłopaka.
– Ha? Skąd niby pomysł, że jestem
gejem?
Zmarszczyłem brwi, patrząc z wyrzutem w spód biurka, jakby to tam stał
redaktor. Czekałem, a między nami zapadła dziwna, nieprzyjemna cisza.
– A nie jesteś? – zapytał w końcu. W
jego głosie dało się słyszeć wyraźną konsternację. Ten fakt tak mnie zszokował,
że nawet nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć.
– Nie, oczywiście, że nie.
Ponownie cisza, tym razem trochę
dłuższa. Potrafiłem sobie wyobrazić, jak Alex gorączkowo szuka odpowiednich
słów, by wybrnąć z niezręcznej sytuacji. Mimo ewidentnego zaskoczenia, gdy się
odezwał, jego głos był opanowany.
– Wybacz, mój błąd. Jakoś uznałem,
że skoro piszesz gejowskie romanse, to... no wiesz.
Powinienem się oburzyć za tę
sugestię. Niby dlaczego boys love miałoby być domeną kobiet i gejów? Nie
miałem jednak energii na to, żeby się irytować.
– Tak szczerze to nawet nie wiem,
czy jestem hetero. – Patrzyłem beznamiętnie na spód biurka, krzesła i kawałek
białego sufitu, którego nie zasłaniały. Wszystko to wydawało się takie... puste.
Mimo tego, że wiedziałem, że z drugiej strony mam mój typowy bałagan. –
Znaczy... Nie podobają mi się faceci. Chociaż oczywiście mogę stwierdzić, że są
przystojni. Tak samo, jak dziewczyny. Ale nie czuję tego „czegoś”. Nie potrafię
sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek czułem. Mam wrażenie, że ludzie byli dla
mnie od zawsze niewidzialni. Może po prostu jestem aseksualny? Nawet nie wiem,
czy kiedykolwiek byłem zakochany. Może nie potrafię kochać? I dlatego wyżywam
się na książkach, które piszę? Bo tak naprawdę nikt mnie nie chce, więc tworzę
alternatywne rzeczywistości, gdzie ktoś taki jak ja ma szansę na miłość?
W pierwszej chwili odpowiedziała mi
całkowita apatia, nieco zagłuszona, przez przyspieszone bicie serca. Nawet
jeżeli bardziej je czułem, niż faktycznie słyszałem.
– Zapisałeś się do terapeuty, jak ci
mówiłem?
– Myślałem, że mówiłeś, że mam pisać
do ciebie, jak będę potrzebować pomocy.
– Nie. – Westchnął ciężko. –
Powiedziałem, że ja nie będę twoim terapeutą, ale możesz do mnie dzwonić, jak
będziesz potrzebować pomocy. – Znowu zamilkł, zbierając myśli. – Chcesz teraz
pogadać o twojej orientacji?
Potrzebowałem chwili, żeby się
zastanowić. Czy powinienem powiedzieć coś więcej? Wszystko co czułem, już
zostało powiedziane. Brak odpowiedzi Alex zrozumiał idealnie.
– Może daj sobie chwilę, by się z
tym uporać. Orientacji nie stwierdza się na podstawie jednego dnia. Jeżeli
będziesz chciał o tym porozmawiać, możesz na mnie liczyć. Chociaż nie powiem,
żebym się na tym jakkolwiek znał.
– Będę o tym pamiętał.
– I nie przejmuj się książką, to
tylko chwilowe załamanie. Wyślij mi ostatnie kilka rozdziałów, powiem ci, czy
są dobre i ewentualnie co poprawić. Ale jestem pewny, że to będzie kolejny hit.
Nie stresuj się i postaraj o tym nie myśleć. A zanim zabierzesz się za kolejny
tekst, zrób sobie trochę przerwy. Skoro nie randka, to może spotkaj się ze
znajomymi?
– Wszyscy moi znajomi mają kogoś.
Żyjemy w świecie, w którym twój status społeczny określa to, czy i z kim się
umawiasz. Masz dziewczynę? Jesteś super. Nie masz? Jesteś smutnym nerdem, który
nie radzi sobie nawet w towarzystwie innych nerdów.
– Leo?
– Tak?
– Znajdź sobie kogoś. Albo idź do
terapeuty. Spotkaj się z przyjaciółmi, idź na imprezę, wyluzuj się przy
alkoholu, ale na litość boską, pozwól mi pracować.
– Przepraszam.
– Po prostu... po prostu przestań
się nad sobą użalać. I odpocznij trochę. Czekam na twój tekst. Trzymaj się.
Rozłączył się, pozostawiając mnie
jeszcze bardziej samego. Odłożyłem telefon na bok i skuliłem się na miękkiej
wykładzinie. Czułem taką przeraźliwą pustkę. Jakbym wraz ze skończeniem
książki, stracił kawałek serca, które wypełniała. Została po niej pusta, smutna
dziura biednego, samotnego pisarza.
Alex miał rację. Musiałem wyjść z
domu. Zawsze, gdy za bardzo pogrążałem się w pracy, łapałem doła. Byłem tego
doskonale świadomy, ale wcale nie pomagało mi to wyjść z bagna, w którym
wydawałem się tonąć. Jak miałem się oderwać? Kochałem pisać. Nawet wtedy, gdy
tego nienawidziłem.
Od tygodnia chciałem umówić się z
Kennym, ale ledwo odpisywał na moje wiadomości i zbywał mnie krótkim: „nie
teraz, może później, jestem zarobiony” czy „kocham cię, Leo, ale nie mam dla
ciebie czasu”. W ostatnim okresie dał radę tylko napisać, że jest zajęty, bo
codziennie się spotyka ze swoją dziewczyną.
Zabolało. Chociaż nie byłem pewny,
czy mam prawo czuć się zraniony. Czy nie powinienem po prostu zaakceptować, że
w tym świecie nawet po dziesięciu latach będę w jego hierarchii niżej, niż
każda dziewczyna, którą obdarzy uczuciem? Nie potrafiłem tego zrozumieć, nigdy
nie byłem w stanie. Wiedziałem, że nawet gdybym kogoś poznał, nie postawiłbym
go nigdy nad Kennym. Nigdy. A ja czułem, że idę w odstawkę zawsze, gdy poznawał
kogoś nowego. Chciałem z nim o tym porozmawiać, ale nie mogłem. Pewnie by mnie
chciał przekonać, że nasza przyjaźń się dla niego liczy, a ja musiałbym się
uśmiechnąć i udawać, że mu wierzę, chociaż potem znowu zamilknie i nie będzie
miał ze mną kontaktu całe tygodnie.
Może to faktycznie ja byłem zepsuty?
Zagubiony w seksualnym świecie, szukający po prostu kogoś, kto będzie obok. Bez
obietnic, bez związków, bez niczego. Przyjaciela, który będzie dla mnie. Ale
moi przyjaciele zawsze wybierali miłość, a ja chyba nie potrafiłem się
zakochać.
Zastanawiałem nad tym, co powiedziałem
Alexowi. Ta myśl towarzyszyła mi od dłuższego czasu, ale dopiero, gdy
wypowiedziałem ją na głos, wydawała się nabrać znaczenia. Jakbym wcześniej
spychał ją na dno podświadomości, a dopiero teraz ją wydobył. Jak przy użyciu
magicznego zaklęcia.
Wywlokłem się spod biurka i wróciłem
na krzesło. Poczułem się przytłoczony. Laptop wydawał się moim więzieniem.
Jasne meble w klimacie podróży i kawowe ściany były ładne, gdy je kupowałem,
ale w tej chwili wydawały mi się za bardzo... znajome. Zbyt dużo czasu
spędziłem w pokoju, wychodząc z niego tylko do kuchni albo łazienki.
Ewentualnie przedpokoju, by odebrać pizzę czy kurczaka. Alex chyba miał rację.
Musiałem stąd wyjść. Musiałem spędzić trochę czasu z ludźmi.
Spojrzałem raz jeszcze na tekst. Cóż
za ironia losu, że pisarz tworzący opowiadania BL, pełne pasji i miłości, nie
potrafił zbliżyć się ani do dziewczyny, ani do chłopaka. Zaśmiałbym się gorzko,
gdybym nie był tak zdołowany.
Fani mówili, że moje książki były
„namiętne, urocze i prawdziwe”. To było słodkie, chociaż miałem wątpliwości,
czy nie oceniają moich tekstów tylko przez pryzmat wątków między mężczyznami,
drastycznie obniżając tym samym swoje oczekiwania. Niektórzy kochali moje
książki. Trochę im tego zazdrościłem.
Czasami się zastanawiałem, czy mam prawo pisać o miłości, jeżeli dla mnie
to było puste słowo otoczone tysiącem górnolotnych frazesów. Wyobrażałem sobie
romantyczne spacery, oglądanie zachodów słońca, wspólne pikniki i randki, ale
sam nigdy nie byłem ich częścią. Bardziej czujnym obserwatorem stalkującym
biedną, homoseksualną parę, by przełożyć ją na karty moich powieści. A może po
prostu nie nadawałem się do tego świata? Umiałem go opisywać, ale nie umiałem w
nim żyć?
Pokręciłem głową. Znowu za bardzo
dałem się porwać myślom. Naprawdę musiałem się od tego uwolnić. Nim jednak to
zrobiłem, sprawdziłem tekst jeszcze kilka razy, za każdym zmieniając niektóre
zdania, coś kasując, coś dodając. Gdy zdałem sobie sprawę, że znowu wpadam w
wir nieustannego poprawiania tekstu, który nie jest zły, zapisałem plik i go
zamknąłem, nim w oczy rzuciło mi się kolejne zdanie, które mogłoby być lepsze.
Odpaliłem pocztę i wybrałem kontakt
podpisany „edytor”. Załączyłem plik z ostatnimi rozdziałami i chwilę
wpatrywałem się w puste miejsce na wiadomość. W końcu zacząłem pisać.
„Cześć,
Alex,
Przepraszam
za ten dzisiejszy telefon. Fakt, trochę przesadziłem. Stwierdziłem, że spotkam
się ze znajomymi, o ile znajdą dla mnie czas. No i chcę zacząć się trochę
socjalizować. Obiecuję, że zrobię to, nim zacznę pisać cokolwiek nowego.
A
tymczasem masz tu ostatnie rozdziały. Nie jestem co do nich całkowicie pewny,
zakończenie może być trochę przesłodzone, ale w razie czego mogę je skrócić. Na
przykład już bez opisu zachodzącego słońca. Powiedz, co o tym myślisz, mogę to
jeszcze poprawić, przed deadline'em. A ja postaram się pożyć, nim znowu zatonę
w pracy.
Czekam
na odpowiedź.
Leo”
Zamknąłem oczy. Nie patrzyłem na
laptop, gdy klikałem „wyślij” i jeszcze kilka sekund potem. Dopiero po czasie
je otworzyłem. Nad odebranymi mailami pojawił się kadr z informacją o wysłanej
wiadomości.
Odetchnąłem z ulgą. Cokolwiek miało się nie stać potem, miałem to już za
sobą. Osunąłem się ciężko na krześle i rozmasowałem obolałe ramiona. Dałem
sobie chwilę, nim rzuciłem okiem na skrzynkę pocztową, skoro już się
zalogowałem. Większość wiadomości było typowym spamem o jeździe próbnej,
darmowych próbkach, promocjach na książki i tak dalej. Parę było od fanów o
dziwnych treściach i tytułach w rodzaju: „Kocham cię”, „Sprawdzisz mój tekst?”,
czy „Jestem ogromną fanką twoich książek”. Uwielbiałem wszystkie te wiadomości,
ale teraz nie miałem siły ich czytać. Szczególnie, że od jakiegoś czasu ta
bardziej pesymistyczna część mnie przewidywała, że za niewinnie wyglądającymi
tytułami maili kryją się groźby śmierci i wyzwiska za „demoralizowanie
młodzieży”, jakie zdarzało mi się otrzymywać.
Propozycje od wydawnictw też
chwilowo zignorowałem. Usunąłem niepotrzebny spam i w oczy rzuciła mi się
wiadomość o tytule: „Projekt – prosimy o pilny kontakt”. W adresie, z którego
to przysłali, znajdowała się nazwa znanej firmy elektronicznej „neWord”.
Kojarzyłem ją z nowatorskich rozwiązań, popularnych telefonów i innowacji, ale
nigdy za bardzo się nią nie interesowałem. Spodziewałem się po prostu chamskiej
reklamy, ale coś w tym „prosimy o pilny kontakt” zwróciło moją uwagę na tyle,
bym powstrzymał się od usunięcia wiadomości. Przy okazji zganiłem siebie za
naiwność, że to może być coś więcej.
Burczenie w brzuchu przypomniało mi,
że nadszedł czas obiadu. W każdej innej sytuacji zamówiłbym coś na wynos, ale
ukończenie książki sprawiło, że miałem ochotę pobyć trochę z dala od laptopa.
Nawet jeżeli tylko w kuchni. Wziąłem telefon i opuściłem pracownię.
W pierwszej chwili słońce prawie mnie oślepiło. Musiałem zasłonić oczy,
by uchronić je przed bólem. Już zdążyłem zapomnieć o zasłanianiu rolet, które
sprawiały, że nawet w środku dnia było u mnie wyraźnie ciemniej.
Wyjście z pracowni prowadziło prosto
na antresolę. Ta z kolei unosiła się nad głównym pokojem, zajmującym cały
parter i będącym połączeniem kuchni, jadalni i salonu. Na piętrze miałem w
sumie tylko wejście do sypialni, pracowni i kawałek przestrzeni, gdzie
urządziłem sobie bibliotekę. Znajdowała się tuż przy lewej ścianie wypełnionej
oknami wychodzącymi na panoramę miasta. W teorii całość powinna wyglądać czysto
i jasno, ale wszędzie wciąż walały się pudła, luźne stosy książek i codzienne
rzeczy, porzucone w połowie przekładania ich do szafek.
Zszedłem na dół, do aneksu
kuchennego, by przejrzeć, czy mam cokolwiek, z czego się da zrobić obiad.
Trochę jedzenia miałem. Całe szczęście, uwięziony w domu, traktowałem wyjścia
do sklepu niemal jak rozrywkę czy sport. A w każdym razie sposób na złapanie
trochę świeżego powietrza.
Przypomniawszy sobie o tym, otworzyłem okna, wpuszczając do środka ciepły
powiew wiatru. Spojrzałem do lodówki. Znalazłem paczkę sera, którego data
ważności powoli dobiegała końca, a w szufladzie z przyprawami udało mi się odnaleźć
suszone drożdże. Zdecydowałem się przygotować pizzę, jako nagrodę za ciężką
pracę.
Gdy drożdże powoli rosły w
piekarniku, wskoczyłem na blat kuchenny, usiadłem na nim po turecku i sięgnąłem
po telefon. Wiedziałem, że to kwestia dni, jak nie lepiej, nim znowu wpadnę w
wir pracy. Musiałem wykorzystać ten czas, jak radził Alex. Z listy
internetowych grup wybrałem tę podpisaną „grupa wypadowa 1”. Nazwa nie była
specjalnie kreatywna, ale było to lepsze od podpisu „gówno” obok zdjęcia moich
znajomych. Zmiana nazwy nie przypadła wszystkim do gustu, ale finalnie została.
Leo: Hej, chłopaki, mam teraz trochę
wolnego, może jakaś impreza? Dawno się nie widzieliśmy.
Matt: A od kiedy pisarze pracują? xD
Przewróciłem oczami po przeczytaniu wiadomości. Matt był tak czarujący,
jak zawsze, odkąd go znałem.
Leo: Przynajmniej ja nie siedzę w
fotelu, słuchając paplaniny innych ludzi.
Matt: Praca psychologa to zupełnie
coś innego!
Leo: Pisarza też. Napisałbyś coś
kiedyś, to byś zobaczył.
Matt: Zaproponowałbym ci, żebyś
spróbował przeprowadzić terapię, ale z twoim „nienawidzę psychologów”, jakoś
sobie tego nie wyobrażam.
Leo: Nie moja wina, totalnie
zasłużyliście sobie na moją antypatię.
Matt: O kurwa, pan pisarz zna trudne
słowa, no brawo. xD
Leo: To piszesz się na spotkanie?
Matt: Jasne, bardzo chętnie. Piątek?
Sprawdziłem szybko w kalendarzu,
jaki mamy dzień tygodnia. Całe szczęście na razie miałem kilka miesięcy spokoju
od spotkań autorskich. Pewnie przynajmniej do czasu, aż będzie trzeba promować
nową książkę. W każdym razie, najbliższy czas miałem raczej wolny.
Leo: Może być piątek. Jak innym
pasuje, to mnie też"
*Dominic dołączył do chatu*
Dominic: O, jakaś impreza?
Matt: Leo wziął wolne od siedzenia
przy laptopie. Masz czas w piątek?
Dominic: Tak, kończę pracę o
szóstej, to może ósma? U kogo?
Rozejrzałem się po mieszkaniu.
Chciałem zaprosić tutaj chłopaków, ale niedobrze mi się robiło na myśl, że w
ciągu dwóch dni miałbym ogarnąć to wszystko. A tym bardziej nie chciałem
spraszać ich do takiego syfu.
Leo: U mnie odpada. Jeszcze się nie
rozpakowałem do końca. Dajcie mi z tydzień, nim zaczniecie do mnie wpadać.
Matt: Może być u mnie.
Dominic: No to ustalone. Ktoś
jeszcze ma przyjść?
Matt: Ja biorę swoją dziewczynę, ty
możesz wziąć swoją. I może Kenny też? Siódemka to akurat idealnie na małą
imprezę.
Skrzywiłem się przy ostatniej
wiadomości. Nie oczekiwałem takiego obrotu spraw. Głupio liczyłem na to, że
spotkamy się w trójkę, czy czwórkę, w każdym razie w naszym własnym gronie.
Szczególnie, że nigdy nie miałem specjalnej okazji (ani zbyt dużej ochoty)
bliżej poznać żadnej z nich, a kojarzyłem je tylko z tego, z kim się umawiały.
Znowu naszły mnie melancholijne
myśli.
Czy w ogóle miałem prawo oczekiwać
od nich, że dalej będziemy po prostu grupą kumpli, a nie całością, w którą
wliczały się też ich dziewczyny? Może to było normalne, że w pewnym momencie
traktowało się przyjaciół i ich partnerki jako jedność, zamiast pojedynczych
jednostek? Chciałem móc się przy nich bawić tak świetnie, jak wtedy, gdy
umawialiśmy się tylko z chłopakami, ale jakoś nie umiałem. Czułem się zagubiony
i niepotrzebny, nawet jeżeli żaden z przyjaciół z pewnością nie chciałby, żebym
się tam czuł.
Kto wie, może łatwiej by mi się
żyło, gdybym sypiał z każdym, zmieniał partnerów i partnerki jak rękawiczki i
na każdą imprezę brał inną osobę. Wtedy byłbym pewnie jeszcze podziwiany. A
teraz byłem tym, co zawsze jest przyczyną nieparzystej liczby osób na
przyjęciu.
Matt: Hej, Leo, napisz do Kennego,
czy ma czas w piątek, bo pewnie zanim wejdzie na chat, to zdążymy urządzić
przyjęcie gwiazdkowe. xD
Leo: Jasne, zaraz do niego napiszę.
Ostatnio jest dość zajęty, ale może da radę wpaść.
Matt: To ekstra, widzimy się w
piątek. Na razie.
Poświęciłem chwilę na sprawdzenie
innych wiadomości i powiadomień na stronach, gdzie byłem zalogowany i
spojrzałem na drożdże. Ładnie urosły, piana już prawie zaczęła się wylewać z
kubka. Włączyłem jedną ze składanek proponowanych mi przez YouTube'a i zacząłem ugniatać ciasto.
Pogrążając się w myślach, nie mogłem
pozbyć się nieprzyjemnego uczucia. Dlaczego byłem taki... taki... taki inny? To
wcale nie tak, że chciałem być sam. Bardziej chciałem, żeby wszyscy inni też
byli sami. Wtedy spędzałbym czas z osobami, które lubię, a nie z ich osobami
towarzyszącymi. To bolało. Tym bardziej, im boleśnie zdawałem sobie sprawę, że
to ja jestem problemem, a nie oni.
Dlaczego tylko w książkach życie
może być idealne? Każdy kto chciał, znajdował tam swoją miłość, a reszta żyła
swoim życiem bez przeczucia, że coś stracili. Jakby to zresztą wyglądało, gdyby
pod koniec jedna z pobocznych postaci, która nie ratuje świata i ludzi, nagle
by poczuła, że zrobiła za mało? Że nic nie osiągnęła? Że teraz kujon, z którym
się przyjaźnili, jest bohaterem, a on zostaje sam. Nie, tego nikt by nie kupił.
Co to za happy end, który nie angażuje wszystkich pozytywnych bohaterów?
Włożyłem gotowe ciasto do ciepłego
piekarnika i umyłem ręce. Dopiero wtedy przypomniałem sobie o Kennym.
„Hejka. Robimy małą imprezę z Mattem
i Dominiciem, chcesz może wpaść?”, napisałem w SMS-ie.
„Jasne, bardzo chętnie! Zabiorę
Ginny ze sobą, dobra?”.
Nie chciałem tego. Chciałem mieć
kogokolwiek, z kim będę mógł pogadać bez skrępowania, że zaraz jego dziewczyna
się upomni o uwagę.
„Jasne. Chyba każdy z chłopaków
kogoś przyprowadza”.
Zastanawiałem się czasami, czy
męczyła ich wszystkich moja obecność. Czy wykluczają mnie podświadomie, albo
nawet nieświadomie, przez mój brak dziewczyny i prawdopodobnie niepewną, ciężką
do stwierdzenia orientację? Naszła mnie myśl, ilu aseksualistów ma podobne
wątpliwości. Czy wszyscy są tak zagubieni i nieporadni, czy to ja nie umiałem
się odnaleźć w tym świecie?
Coś we mnie uderzyło. Coś więcej niż
tylko strach i wątpliwości, do których musiałem przywyknąć w najbliższych dniach.
Przynajmniej do czasu, aż Alex nie zaakceptuje ostatnich rozdziałów. Teraz to
było przeczucie. Luźna myśl, tak niewyraźnie zakorzeniona w moim umyśle, że w
pierwszej chwili nie mogłem się jej chwycić.
Nalałem sobie wody do szklanki i
chwilę się w nią wpatrywałem.
– A co, jeżeli – zacząłem niepewnie,
próbując w brzmieniu mojego głosu wyłapać to, czego szukałem. – Nie jestem
jedyny? Jeżeli nie tylko ja nie radzę sobie w życiu? Jeżeli inni też są...
zagubieni?
Każde z tych słów wydawało się mieć
swoje własne, wyjątkowe brzmienie dźwięczące mi w uszach. Przymknąłem powieki,
chwilę skupiając się na ciemności. Nagle nić myśli przemknęła po
podświadomości. Chwyciłem się jej desperacko i wyciągnąłem na światło
świadomości. Otworzyłem szeroko oczy.
A gdyby tak... napisać historię o
osobie aseksualnej? Odseparowanej od tak naturalnej rzeczy, jaką jest seks i
nie potrafiącej się odnaleźć wśród seksualnych przyjaciół? Ale
homoromantycznej, żeby nie odchodzić od mojego gatunku. Potrafiącej się
zakochać, cierpieć z powodu zawodu miłosnego, tym bardziej wyraźnego, gdy nie
może drugiej stronie dać tego, czego oczekują wszyscy ludzie seksualni.
Czułem dreszcz ekscytacji
przebiegający po skórze. Jakbym jechał pisarskim rollercoasterem. Jeżeli
kończenie książki było bagnem, w którym tonąłem, to zaczynanie nowej
przypominało kolejkę górską.
Ludzie aseksualni są niewidzialni,
nawet jeżeli wszyscy wiedzą, co to słowo oznacza. Dla ludzi seksualnych –
abstrakcję. Kogoś pozbawionego uczuć, odciętego od świata, kogoś, kto nie
potrzebuje relacji towarzyskich, nie kocha i nie chce być kochany.
Zupełnie jak ty, przypomniała
mi ta bardziej kąśliwa część natury.
Aseksualny gej? Nie, z tego w
literaturze się jeszcze nie korzysta. To byłoby ciekawe. Sporo osób woli jednak
romantyczne historie, pełne seksualnego napięcia, ale bez pokazania niczego
wprost. Oczywiście z drugiej strony były osoby, które mogłyby czytać same sceny
seksu, ale cóż, każdy styl miał swoich przeciwników i zwolenników. Chociaż moja
ostatnia powieść była raczej urocza niż perwersyjna, napisanie o aseksualiście
byłoby czymś zupełnie nowym. Przynajmniej dla mnie. Tworzenie sytuacji
jednoznacznych seksualnie dla odbiorcy, ale zupełnie normalnych i aseksualnych
dla głównych bohaterów.
Nie, miałem chwilowo odpuścić pracę.
Pokręciłem głową, odrywając się myślami od nowej książki. Przynajmniej do
poniedziałku miałem mieć wakacje. Obiecałem to Alexowi. Chociaż pomysł już
teraz utknął mi w głowie i wiedziałem, że tak łatwo z niego nie zrezygnuję.