niedziela, 22 listopada 2015

Zajączek CX - Zasady

Siedziałem spokojnie na kanapie przy oknie, wpatrując się w krajobraz gór, rozpościerający się przede mną. Domek, który wynajął, lub kupił Rei był naprawdę przyjemny, co ani trochę nie poprawiało mojego humoru. Znajdował się tu jeden pokój, co chyba niezbyt się podobało nam obu. Rei wydawał się jednak chcieć doprowadzić mnie do zirytowania. Zwłaszcza, że nawet nie miałem jak wymigać się od spania gdzie indziej.
Jedyne pomieszczenie było mimo wszystko dość spore. Znajdowała się tutaj nowoczesna kuchnia, duże łóżko, stół z dwoma krzesłami, kanapa, nawet telewizor. Nie tego się spodziewałem po małym domku na odludziu. Gdyby chociaż znajdował się w pobliżu miasta. Ale już nawet domek Tochiego znajdował się bliżej cywilizacji. Z samochodu wyszliśmy dopiero wtedy, gdy szofer zatrzymał się przy krawędzi lasu. Co było najgorsze, miasto znajdowało się jakąś godzinę drogi samochodem. Cóż, przynajmniej mieliśmy jakiś środek transportu.
Oparłem się o parapet. Góry odbijały się w stawie na przeciwko domku. Panorama z okna była na prawdę piękna... szkoda, że towarzystwo takie marne...
- Nie wyglądasz na zachwyconego naszą wycieczką, co?
- A mam powody, żeby było inaczej? - Prychnąłem zimno, nie odwracając spojrzenia. Obejmujące moją szyję ręce były ciepłe, ale przyprawiały mnie do nieprzyjemnych dreszczy.
- Oh, daj spokój. Myślę, że będzie fajnie. Chcesz teraz ustalić resztę zasad?
- Idealny moment... - Powiedziałem zimno. - Wiesz, że teraz nie uda mi się wycofać, gdy się na jakieś nie zgodzę. Chyba, że będę chciał leźć przez cały dzień do najbliższego miasta.
- Sprytne co? - Wydawał się nad wyraz rozbawiony. Puścił w końcu moją szyję i usiadł tuż przy mnie, podążając za moim wzrokiem na zewnątrz. Usilnie wbijałem wzrok w lekko falującą taflę wody, żeby tylko nie musieć na niego patrzeć. - Śpimy w jednym łóżku, to już jest ustalone.
- Nienawidzę cię... - Powiedziałem zimno, nie odwracając wzroku w jego stronę. - Jeżeli mnie dotkniesz, albo się do mnie zbliżysz to zrobię cię krzywdę - Oświadczyłem.
- Szkoda... no ale zgoda, będę trzymał ręce przy sobie... w miarę możliwości... - Uśmiechnął się złośliwie. - W zamian, będziesz mnie traktował normalnie.
Niechętnie odwróciłem wzrok od widoku, zerkając w stronę Reia. Moje spojrzenie widocznie było wystarczającym pytaniem, żeby zdecydował się na nie odpowiedzieć.
- W tej chwili się tak nie zachowujesz. Jeżeli chcesz przez ten tydzień gapić się przez to okno to raczej marnie widzę naszą umowę.
- Uch... i tak już tu przyjechałem. Oczekujesz jeszcze ode mnie, że będę robił wszystko co zechcesz?
- Nie - Odparł spokojnie. - Gdybyś miał robić wszystko co zechcę to Tochi nigdy by ci nie wybaczył - Uśmiechnął się zbereźnie, znacząco omiatając wzrokiem moje ciało. Nie byłem dziewczyną, ale nabrałem usilnej ochoty, żeby się zakryć. - Ale masz być dla mnie chociażby pozornie miły. Wiem, że jesteś zły, dlatego pozwolę ci zacząć od jutra rana.
- Cóż za uprzejmość - Prychnąłem zimno. - Ale też mam swoje zasady.
Rei oparł się o ścianę, podciągając jedno kolano do swojej piersi. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, czekając, aż je wymienię.
- Tochi nie ma prawa się o niczym dowiedzieć. Nigdy, jasne? - Powiedziałem z naciskiem. Jego kącik ust uniósł się nieznacznie, z lekką drwiną. Bynajmniej mi się to nie podobało.
- Zgoda - Powiedział szybko, nie próbując nawet powstrzymać uśmiechu. - Tylko, że... nie może się dowiedzieć absolutnie niczego - Spojrzałem na niego nieufnie. Sycił się tym przez kilka chwil, nim zdecydował się odezwać. - Jeżeli nasz romantyczny wyjazd wyjdzie na jaw, nie przeze mnie - Podkreślił natychmiast, pod presją mojego spojrzenia. - To nie możesz o niczym mu opowiadać. Co się stało, do czego doszło, ani do czego nie doszło. Nawet jeżeli będzie to oznaczało koniec waszego związku.
- Co? To nie fair - Uniosłem się, oburzony.
- Sam wymyśliłeś tę zasadę. Teraz musisz sam ją przestrzegać. Chyba szczęście twojej siostry jest ważniejsze, co? - Uniósł dumnie głowę, błyskając złośliwym uśmieszkiem.
- Jeżeli przez ciebie Tochi się na mnie wścieknie to... - Zamilkłem, mając nadzieję, że sam sobie dopowie, ale ten czekał cierpliwie, aż dokończę. Trwaliśmy tak chwilę, każdy czekał na reakcję drugiego. W końcu, gdy dotarło do mnie, że nie mam żadnego argumentu, czym mógłbym mu grozić, ponownie się odezwałem. - Czy zmieniłbyś się, gdybyś wyszedł za Hanę? - Wiedziałem, że to idiotyczne pytanie, ale gdyby... gdyby traktował Hanę normalnie, mógłbym wrócić do domu... do Tochiego.
Jego oczy otworzyły się szczerzej, gdy przyglądał mi się przez kilka sekund. Zaraz potem wybuchł głośnym śmiechem. Zaskoczony aż się wzdrygnąłem, nie spodziewając się tej nagłej wesołości.
- Hahah! A to dobre! - Wytarł łzę rozbawienia ze swojego oka, w końcu się uspokajając. - Chciałbyś... nie zamierzam nic w sobie zmieniać. Zechce mieć dużą rodzinkę to proszę, jej taką zrobię. Zechce się ze mną zestarzeć, no cóż... jakoś przeżyję. Kto wie, może na starość stracę powodzenie, przyda się wtedy ktoś, kogo będę mógł zaciągać do łóżka. A może nawet... - Przerwał gwałtownie, gdy po pokoju rozniósł się głuchy plask przy uderzeniu. Oddychałem ciężko, próbując powstrzymać gniew i nie rzucić się na niego.
Rei patrzył przez chwilę z niedowierzaniem w przestrzeń. Ślad w kształcie dłoni robił się coraz bardziej czerwony z każdą chwilą. Palcami delikatnie dotknął piekącego policzka. Wyglądał, jakby nie dowierzał, że ktokolwiek odważył się go uderzyć.
- Nie waż się... - wydyszałem ciężko, zaciskając piekącą dłoń w pięść. - Mówić... w ten sposób... o mojej rodzinie! - Wybuchłem.
Kiedy tylko się otrząsnął, zamrugał jeszcze kilka razy, odwracając się w moją stronę. Jego twarz, początkowo zimna surowa, rozpogadzała się z każdą chwilą. W tym uśmiechu było jednak coś... przerażającego. Im szerszy był, tym bardziej zaczynałem się trząść.
- Oh, tak? - Jego głos był spokojny i wydawał się nawet miły, ale wiedziałem, że to tylko cisza przed burzą.
Z ust wydobył mi się zduszony krzyk, gdy nagle wylądowałem plecami na kanapie, przygwożdżony drugim ciałem. Zacząłem się rzucać panicznie, starając się jak najszybciej uwolnić.
- Puszczaj mnie! - Wykrzyknąłem, gdy usiadł na moich biodrach. Chciałem walnąć go w twarz, ale przygniótł mnie ramionami do poduszek.
- Oh, więc tak bardzo dbasz o swoją rodzinę. Urocze... ale jeżeli aż tak bardzo chcesz ją chronić to musisz schować nieco swoją dumę i raz w życiu być dobrym chłopcem. Inaczej twoja kochana siostrzyczka skończy jako moja...
- Ani się waż tego mówić... - Prychnąłem, próbując powstrzymać drżenie całego ciała spowodowany wściekłością i przerażeniem. W końcu nie wiedziałem, co takiego może mi teraz zrobić i jak daleko się posunąć.
- Więc jak? Będziesz grzecznym zajączkiem? Chyba zależy ci na swojej siostrze, co?
Szarpnąłem się jeszcze raz, patrząc na niego nienawistnie. Oddałbym wiele, gdybym mógł go teraz walnąć i zedrzeć mu ten złośliwy uśmieszek. Uch... ale nie szczęście mojej rodziny...
- Będę... - Wycedziłem przez zęby, jeszcze raz się pod nim szarpiąc.
- Dobry zajączek... - Uśmiechnął się złośliwie. Nim zdążyłem mu odpowiedzieć wpił się agresywnie w moje usta. Otworzyłem szerzej oczy, wpatrując się w jego zamknięte powieki. Kiedy tylko oprzytomniałem zacząłem rzucać się panicznie. Rei trzymał mnie jednak mocno, nic sobie nie robiąc z moich protestów. O tyle dobrze, że w żaden sposób nie próbował pogłębić pocałunku, albo inaczej się do mnie dobierać.
- Brakowało mi tego... - Uśmiechnął się złośliwie, gdy w końcu mnie uwolnił. - Tochi to naprawdę farciarz - Uśmiechnął się złośliwie. W końcu uwolniony, odepchnąłem go od siebie, przykładając dłoń do ust. Czułem na wargach nieprzyjemne pieczenie, które przeniosło się na policzki.
- Ty gnoju... - wyszeptałem, wycierając usta.
- Pozwól, że coś ci wyjaśnię - Podparł się rozluźniony o ścinę. - W tej chwili szczęście twojej siostry zależy ode mnie. A ja odmówię ślubu z nią tylko wtedy, jeżeli będę zadowolony. Odpuściłem ci już seks i nie będę cię molestował, ale musisz traktować mnie z szacunkiem.
- Nie pozwolę ci obrażać mojej rodziny - Wycedziłem przez zęby.
- Więc bądź dobrym chłopcem i pozwól mi się tobą rozkoszować przez tydzień - Sięgnął dłonią w moją stronę. Odruchowo chciałem go odtrącić, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem, widząc jego wyzywające spojrzenie. Zacisnąłem dłonie w pięści, posłusznie opuszczając głowę. Poczułem dłoń, delikatnie mierzwiącą moje włosy. Serce mi się ścisnęło, ale powstrzymałem łzy. Czułem się, jakbym zdradzał Tochiego. Tylko on miał prawo mnie dotykać.
- Więc mój kochany braciszek nie może poznać prawdy, nie będę przekraczał granicy, nie będę się do ciebie kleił... za bardzo - Uśmiechnął się złośliwie. - A w zamian, będziesz mnie traktował względnie normalnie, będziesz spełniał niektóre moje zachcianki, spał ze mną na jednym łóżku i... w sumie robił wszystko, żebym uznał wyjazd za udany. Zrozumiałeś?
Chciałem go walnąć. Tak cholernie chciałem go teraz walnąć. Nie dość, że mnie szantażował, kazał ze sobą tutaj przyjechać, to jeszcze miałem być na każde jego życzenie.
- Zrozumiałeś? - nacisnął łagodnie. Zacisnąłem zęby, patrząc na niego nienawistnie.
- ...zgoda... - Burknąłem. Rei wyciągnął rękę w moją stronę. Ścisnąłem ją niechętnie, patrząc na niego z nienawiścią.
- Więc lepiej bądź grzecznym chłopcem. O ile zależy ci na szczęściu siostry - Uśmiechnął się złośliwie.
Tochi... błagam, jeżeli kiedykolwiek mi to wybaczysz, to przyrzekam, że ci to wynagrodzę. Ale... obyś się nigdy o tym nie dowiedział.

sobota, 14 listopada 2015

Zajączek CIX - Wczasy


- Chcesz wyjechać? Teraz? Dopiero co wróciłeś... - Hana była lekko zaskoczona tym pomysłem. - Posłuchaj, jeżeli chodzi o to, że ja i brat pana Tochiego... no wiesz - Na jej policzkach dostrzegłem delikatny rumieniec.
- Nie, nie o to chodzi - Chociaż... pośrednio o to chodziło, ale na pewno nie w stopniu, w jakim podejrzewała Hana. Musiała być pewna, że czuję się źle, bo ja sam umawiam się z bratem Reia. To mi tak bardzo nie przeszkadzało, ale nie zniósłbym, gdyby ten kretyn miał mieć moją siostrę na własność. - Znam Reia od jakiegoś czasu, ale skoro masz wziąć z nim ślub, powinienem chyba poznać go lepiej. Chyba... że się jednak rozmyślisz.
- Braciszku... - Szepnęła, łapiąc mnie za dłoń. - Wiesz dobrze, że to niemożliwe. Muszę to zrobić. Dla dobra naszej rodziny...
- Nie będziesz szczęśliwa...
- Nauczę się być - Uśmiechnęła się promiennie. Spojrzałem na Kashikoia, jednak nic nie wyczytałem z jego miny. - O mnie się nie martw.
- Nie martwię - skłamałem gładko. -Tylko... skoro mam go zaakceptować, jako członka rodziny, muszę go lepiej poznać. Niestety nie miałem okazji wyrobić sobie o nim zbyt dobrego zdania. Chciałbym to zmienić - Miałem nadzieję, że mój uśmiech nie był zbyt sztuczny. Zreszta, nie musiał być nawet bardzo przekonujący. I tak wiedzieli, że kłamię. Nawet gdybyśmy z Reiem byli najlepszymi przyjaciółmi, nie pojechałbym z nim na tydzień, zaraz po powrocie do domu. Musiałem więc go nienawidzić.
- Nie wolałbyś trochę dłużej zostać? - Powiedział brat, zerkając na mnie z pewną troską.
- Chciałbym, ale chcę jak najszybciej przekonać się do Reia - Uśmiechnąłem się niepewnie. Im szybciej odwołają ten ślub, tym lepiej. A najlepiej by było, jakby doszło do tego, jeszcze przed poinformowaniem mediów. - Proszę... powiedzcie Raito, że wrócę za tydzień. Nie chcę się od razy z nim żegnać.
Hana podeszła do mnie. Na ramionach poczułem przyjemny dotyk jej delikatnych dłoni.
- Na pewno ci to nie przeszkadza? Wiesz... wtedy z Tochim w pewnym sensie będziecie rodziną. Nie będziesz się czuł... dziwnie?
- Nie przeszkadza - Pozwoliłem się przytulić, nie zaprzestając uśmiechać się przyjaźnie. Nie to mi przeszkadzało. W tej chwili bardziej martwiłem się o Hanę.
 Jedyna rzecz związana z Tochim, która mnie niepokoiła, to to, czy przypadkiem się o wszystkim nie dowie. Nie wiedziałem, jak by na to zareagował. Zwłaszcza, że już jedna bliska mu osoba go zdradziła, właśnie z jego bratem. - Przykro mi, że muszę wyjechać, ale... nie chcę z tym czekać do waszego ślubu. Im wcześniej dogadam się z Reiem tym lepiej - Zmusiłem się do uśmiechu, chociaż miałem raczej ochotę się popłakać.
- Przepraszam, że to wszystko wyszło tak nagle. Dla mnie to też jest zaskoczenie. Rodzice nagle mi mówią, że wychodzę za mąż za kogoś z rodziny Chiba, potem widzę pana Tochiego, okazuje się, że to nie jest pan Tochi i... wcześniej nawet nie miałam pojęcia, że jest z rodziny Chiba... heh... jeszcze całkowicie tego nie przyswoiłam, a już... dalej mam mętlik w głowie. Przepraszam, że tak to wyszło.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie, patrząc jej w oczy. Hana pogłaskała mnie po włosach, przyglądając mi się czule. Nie był to szczery uśmiech. Żaden z trzech uśmiechów w tej kuchni nie był szczery.
- Skoro bardzo chcesz... - Kiwnąłem głową. Przepraszam Tochi. Przepraszam, że muszę zrobić coś takiego. - Uważaj na siebie...
Nie wiem, czy poznali już prawdziwy charakter Reia, ale wyglądało na to, że mniej więcej domyślają się, co mnie czeka na tym wyjeździe.
Kiedy Hana uwolniła mnie w końcu z uścisku, Kashikoi czułym gestem ścisnął moje ramie. Wydawał się prawie rozumieć, jak dużo to będzie mnie kosztować.
Tochi... błagam, obyś się nigdy o tym nie dowiedział.
Przepraszam, że tak nagle was zostawiam z tym wszystkim. Przepraszam, że ledwo wróciłem, a już wyjeżdżam. Przepraszam, że nie mogę zrobić nic innego, niż tylko zaszantażować twój związek, Hana. Ale naprawdę nie zniosę, jeżeli będziesz cierpieć, a ja będę musiał znosić świadomość, że mogłem to powstrzymać.

***

- Ahh... nie ma to jak przejażdżka w góry. Zobaczysz, spodobają ci się - Rei rozwalił się na całym siedzeniu limuzyny, kładąc buty na szybie a ręce splatając za głową. Wpatrywał się w sufit z uśmiechem satysfakcji. Musiał doskonale się czuć ze świadomością, że zaciągnął mnie na tą jego wycieczkę. Poprawiłem się na siedzeniu, dokładnie na przeciwko niego, wbijając wzrok za okno.
Czułem się winny, że nawet nie spotkałem się z Hotaru i Enmą, ale nie chciałem od razu się żegnać. Byłoby to znacznie bardziej okrutne niż przyjechanie tydzień później.
- Byłeś już kiedyś w górach? Czy skupialiście się bardziej na wyjazdach zagranicznych? Tropikalne wyspy? A może bardziej orientalizm? - Nie odpowiedziałem. Powinien wiedzieć, że jestem cholernie wściekły, że mnie tutaj zaciągnął.  Jeżeli Tochi przez to się na mnie zdenerwuje, to nigdy więcej się do niego nie odezwę. Jak na razie w ogóle nie miałem ochoty z nim gadać. Dostrzegłem kątem oka rozbawione spojrzenie Reia.
- Będziesz się teraz boczyć? Pamiętaj, że muszę być usatysfakcjonowany tym wyjazdem. Inaczej nici z umowy.
- Ty cholerny...! - Wstałem gwałtownie. Ból przeszył moją głowę, gdy zderzyłem się z dachem samochodu. Jęknąłem, ponownie siadając.
- Nikt cię nie uczył, że nie powinno się stawać w samochodzie podczas jazdy? - Prychnął Rei, przyglądając mi się rozbawiony.
- Świetnie się bawisz, dręcząc mnie, co?
- Nie... po prostu wyglądasz zabawnie, kiedy się wściekasz... no dobra, może i się świetnie bawię - Uśmiechnął się złośliwie.
- A więc nie dość, że mnie zmusiłeś do tego, żebym pojechał z tobą, to jeszcze muszę z tobą rozmawiać? I co jeszcze?
- Hmm... muszę być zadowolony - Odwrócił się na bok, przyglądając się mi uważnie. Wzdrygnąłem się, gdy po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz. Przełknąłem nerwowo ślinę, powoli zaczynając panikować. Co do cholery miał na myśli, przez ,,muszę być zadowolony"?
- Cz-czyli..? - Odważyłem się zapytać, chociaż cały niemal drżałem z nerwów.
- Zależy jak daleko byłbyś się w stanie posunąć, dla swojej siostry... hmm... wystarczająco, żeby zdradzić mojego brata, więc...
- Chwileczkę, chwileczkę - Wtrąciłem się, odzyskując nieco pewności siebie. - Nie zdradziłem Tochiego, jasne?
Prychnął, ponownie kładąc się na plecach.
- Ta... tak sobie wmawiaj. No dobra, twoje obowiązki na ten tydzień...
- Poczekaj ... po pierwsze nie mów do mnie jak do jakiejś sprzątaczki. Zgodziłem się na ten wyjazd, ale nie będziesz mnie rozstawiał po kątach jak służbę - Prychnąłem dumnie.
- Ach, no tak... wybacz, czasami zapominam, że nie należysz do plebsu - Zacisnąłem dłonie w pięści, walcząc sam ze sobą, żeby nie wyrzucić go z samochodu. - Szkoda, że twoja siostra nie jest tak butna jak ty. Lubię, jak czasami ktoś mi się stawia.
- Rei, jeżeli natychmiast nie skończysz, to...
- No już, nie piekl się - Przewrócił oczami. - Jeżeli poczujesz się lepiej w ten sposób, to możemy omówić co będziesz, a czego nie będziesz robić podczas tego wyjazdu.
Skrzyżowałem ręce na piersi, przyglądając mu się zimno. Założyłem nogę na nogę, czekając na propozycje.
- Po pierwsze... będziemy uprawiać seks - Przyjrzał się uważnie mojej reakcji, z uśmieszkiem satysfakcji. Wyprostowałem się gwałtownie, gdy cała moja twarz zalała się soczystym rumieńcem. Ręce zaczęły mi drżeć i spanikowałem tak bardzo, że nawet nie miałem odwagi się odezwać. Siedziałem sparaliżowany tą wizją, nie wiedząc nawet, czy mam się zdenerwować, wściec, rozpłakać, czy kazać mu zawrócił. Oprzytomnieć pomógł mi dopiero wybuch śmiechu Reia.
- No dobra, dobra, rozumiem. Są rzeczy, których nie zrobisz. A szkoda, bo... - Widząc, jak bardzo jestem wściekły... no i zawstydzony, zamilkł łaskawie. - Zgoda, nie będzie seksu. Ale śpimy w jednym łóżku.
- Nie ma mowy - Zaprotestowałem gwałtownie. To, że z Tochim już pierwszego dnia dzieliłem łóżko, nie znaczyło, że zamierzałem tak samo postąpić z Reiem. Zresztą, jego nie lubiłem znacznie bardziej, niż Tochiego, gdy się poznaliśmy. Zresztą, jakby nie było byłem w związku. Pokręconym i nienormalnym, ale jednak...
- Jest mowa. Albo to, albo już zaraz będę dzielił łóżko z twoją siostrą - Zacisnąłem dłonie w pięści ze wściekłości. Ten... ten...
- Zgoda... - Wycedziłem z nienawiścią. Rei pokiwał głową, widocznie zadowolony. Zmusił się do tego, żeby usiąść na siedzeniu. Wyciągnął rękę w moją stronę, gestem głowy wskazując na miejsce koło siebie. Walczyłem chwilę ze sobą, nim w końcu ścisnąłem jego dłoń. Z nieludzkim oporem pozwoliłem się zaciągnąć na jego stronę. Poczułem bolesny ucisk w sercu. Prawie miałem ochotę się popłakać, że znalazłem się w takiej sytuacje.
- Dlaczego się na mnie uwziąłeś? - Zmusiłem się, żeby zapytać, kiedy w końcu udało mi się rozluźnić, siedząc koło niego. Widząc mój spokój, chyba poczuł się w obowiązku go zrujnować, bo jakby nigdy nic, objął mnie ramieniem.
- Lubię zaciągać ludzi do łóżka, ale zawsze chciałem pojechać na romantyczny wypad w góry. A ty się nadajesz. Nie będziesz później wydzwaniał, mówił, że tęsknisz, starał się to powtórzyć... - Prychnąłem ostentacyjnie, dając mu do zrozumienia, że nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. - Chociaż w twoim przypadku mógłbym to znieść. No i... jeżeli Tochi się dowie, nie będę miał nic przeciwko - Uśmiechnął się złośliwie, odwracając się w stronę okna.
Przyglądałem się Reiowi nienawistnie, aż poczułem wibracje w kieszeni spodni. Sięgnąłem po telefon. Gdy zobaczyłem Imię Tochiego na wyświetlaczu, serce gwałtownie mi się ścisnęło. Niepewnie otworzyłem wiadomość, walcząc z szybko bijącym sercem.
,,Cześć zajączku, jak się masz? Ja już za tobą tęsknię. Chciałbym się móc jak najszybciej z tobą zobaczyć. Nie mogę się doczekać, aż wrócisz. Trzymaj się jakoś.
Kocham Cię, Tochi"
Tochi... zacisnąłem dłonie na telefonie, czując w oczach łzy. Przepraszam... tak bardzo cię przepraszam...

sobota, 7 listopada 2015

Zajączek CVIII - Propozycja

Obiad zjedliśmy w dość napiętej atmosferze. Hana nie podnosiła spojrzenia znad swojego talerza, Kashikoi przeskakiwał spojrzeniem ode mnie do brata Tochiego, który posyłał mi tylko szerokie uśmiechy za każdym razem, gdy dostrzegał, że próbuję zabić go spojrzeniem.
- Więc... - Powiedziała niepewnie Hana, gdy kelner zabrał już nasze dania. - Rei, może chciałbyś do nas wpaść?
- Lepsze to, niż nocowanie w hotelu - Stwierdził obojętnym tonem, poświęcając więcej uwagi mi, niż jej. - A może oprowadzisz mnie po mieście? - Zwrócił się do Hany. Ta uśmiechnęła się tylko niepewnie, kiwając głową.
- Ja go oprowadzę - Zaproponowałem natychmiast. - Na pewno macie sporo pracy, a ja na dzisiaj nie miałem żadnych planów.
- Jak dla mnie brzmi to świetnie - Uśmiechnął się złośliwie Rei. - Kochanie, nie masz nic przeciwko, co? - Zwrócił się do Hany, która kiwnęła głową, zalewając się uroczym rumieńcem. Wzrok wbiła w talerz, nie mając za bardzo odwagi nic powiedzieć. Nie była zdecydowanie zachwycona, że Rei tak się do niej zwraca, ale nie powiedziała nic na ten temat. Tak samo jak Kashikoi.
- Najlepiej może pójdziemy od razu. Pogadamy i tak dalej. A do domu wrócę taksówką - Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu. Rei uśmiechnął się tylko, od razu opuszczając restauracje. Udałem się zaraz za nim, nie zerkając nawet na moje rodzeństwo.
Ruszyliśmy ulicą w całkowitej ciszy. Odezwałem się dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się między blokami, gdzie i tak nikt nie chodził.
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? - Chwyciłem Reia za ramię, odwracając w swoją stronę. - Co tutaj do cholery robisz? Chcesz się na mnie zemścić, czy jak?
- Myślę, że za nadto sobie schlebiasz, zajączku - Uśmiechnął się z wyższością, patrząc na mnie z góry. - Zwyczajnie nasza rodzina uznała, że ślub z waszą może nam bardzo pomóc. Ot, zwykła strategia.
- I ty się niby na to zgodziłeś? Jakoś nie widzę ciebie jako wzorowego męża. Czego chcesz od Hany?!
- Oho, kompleks młodszego braciszka, co? Słodziutkie - Zaśmiał się krótko, jednak widząc moje nienawistne spojrzenie, odezwał się ponownie. - Ładnie zjadłeś obiadek, chyba czas na deser, co? Ja stawiam - Zacisnąłem dłonie w pięści, cały trzęsąc się ze złości. - Tam możemy pogadać.
Uśmiechnął się szeroko. Nie podobało mi się to ani trochę, ale miałem dziwne wrażenie, że nie mam tutaj nic do gadania. Jeżeli Rei chciał skrzywdzić moją siostrę, musiałem zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
- Niech ci będzie... - wycedziłem niechętnie przez zęby. Ten tylko uśmiechnął się zwycięsko, ruszając dalej ulicą. Pomimo chęci, powstrzymałem się od wrzucenia go pod samochód. On za to nie wydawał się zbytnio chętny, żeby ze mną rozmawiać, przynajmniej dopóki nie złożył zamówienia w niewielkiej, ale całkiem przytulnej kawiarni, do której po chwili trafiliśmy. Gdy kelnerka postawiła przed nami dwa kawałki ciasta czekoladowego, uśmiechnął się do niej czarująco, puszczając jej oczko. Zacisnąłem dłonie na szklance coli, powstrzymując się z trudem, przed uderzeniem go w twarz.
Dobra, a teraz gadaj, co chcesz od Hany - Podniósł na mnie zmęczone spojrzenie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
- Rety, rety... ale ty jesteś męczący. Nie martw się, nie chcę absolutnie nic od twojej siostry. Moi rodzice po prostu stwierdzili, że związanie się z rodziną Takeda może być bardzo opłacalne. Bez urazy, ale twój związek z Tochim to jednak nie to samo. Wiesz, reklama, te sprawy.
- I dlatego chcesz się zdecydować na ślub z Haną? Przecież nawet jej nie znasz i...
- Nie muszę jej znać - Przerwał mi spokojnie, popijając kawę. - Nie muszę jej nawet lubić. Weźmiemy ślub dla dobra naszych rodzin, a potem każdy będzie żył własnym życiem.
- Ona tak tego nie postrzega - Uniosłem się, ledwo się powstrzymując od krzyku. - Kiedy ona zdecyduje się na ślub to będzie czuła się w obowiązku być jak najlepszą żoną.
- Ech... Usagi, Usagi, Usagi... ona nie może się zdecydować na ślub. Wiesz to przecież. To wasi rodzice się na to zdecydują.
- Ty... - Warknąłem, wstając gwałtownie z krzesła. Dostrzegłem wzrok ludzi w kawiarni, przeniesiony na naszą dwójkę, więc ponownie usiadłem. - Słuchaj, nigdy nie wybaczę, jeżeli ją skrzywdzisz.
- Nie chcę jej krzywdzić - Wzruszył ramionami ze złośliwym uśmieszkiem. Wziął łyka kawy, zerkając na mnie znad filiżanki. Odstawił ją z delikatnym stuknięciem, pochylając się w moją stronę. - To, że będzie smutna, jeżeli będę ją zdradzał, to nie moja wina.
- Ty pieprzony... - Wstałem gwałtownie z krzesła, ponownie zwracając na siebie uwagę wszystkich. Nie mogłem dopuścić do tego małżeństwa.  Ona odda mu wszystko, a ten i tak będzie ją zdradzał, z każdym po drodze.
- Nie ładnie tak przeklinać...
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić... - Prychnąłem, zaciskając dłonie na stole.
- Przecież wiesz, że jej nie powstrzymasz przed tym ślubem - Zerknął na mój talerz, kradnąc mi kawałek ciasta. - Ona nie jest taka jak ty. Nie wyrzeknie się tradycji i nie przeciwstawi waszym rodzicom. Prawda jest taka... - Podniósł na mnie spojrzenie, wciąż trzymając widelec w zębach. Jeszcze nigdy, słowo daje, nie miałem tak wielkiej ochoty walnąć kogoś w twarz. Powstrzymywał mnie chyba tylko fakt, ze wygląda jak Tochi. - Że twoje rodzeństwo w przeciwieństwie do ciebie, zrobi wszystko, zniszczy się psychicznie i fizycznie, poświęci swoje życie, szczęście i dumę, żeby robić to, co chcą wasi rodzice - Spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem. Łyknął jeszcze kawy, kładąc ramię na oparcie krzesła. - A ty zrobisz wszystko, żeby do tego nie dopuścić...
- Czego chcesz? - Zapytałem lodowato, zmuszając się, żeby ponownie usiąść. - Przecież ciebie nie obchodzi ani rodzinna tradycja, ani tym bardziej Hana. Chcesz się zemścić na mnie? A może na Tochim? O co ci do cholery chodzi?
- Hmm... czego chcę... - Zamyślił się na chwilę, wbijając wzrok w puste talerze po ciastkach. Opróżnił do końca kawę, nie spiesząc się z żadnymi wyjaśnieniami, nim wbił we mnie złośliwe spojrzenie. - Ciebie.
Powiedział to na tyle cicho, żeby nikt go nie usłyszał, nawet w sąsiednich stolikach. Wyprostowałem się gwałtownie, zalewając się momentalnie rumieńcem. Przez kilka sekund siedziałem bez słowa, patrząc na Reia z otwartymi ustami. Spodziewałbym się chyba wszystkiego, że powie, że chce się zemścić, że nienawidzi mojej rodziny, że chce zrobić na złość Tochiemu. Jednak... nie czegoś takiego.
Rei pochylił się nad stołem, delikatnie zamykając moje otwarte usta. Dopiero wtedy oprzytomniałem. Odsunąłem się do tyłu, niemal przyklejając się do oparcia.
- C-co...? - Wydusiłem z siebie, zaskoczony.
- Cóż, Tochi ma oko - Uśmiechnął się, wracając na swoje miejsce, gdy ludzie zaczęli zerkać w moją stronę. - Nie dość, że jesteś słodki, malutki i uroczy, to jeszcze masz charakterek. Naprawdę żałuję, że ostatecznie z tobą nie zerwał. Chętnie bym się tobą zajął.
- Ty... - Opuściłem głowę, podnosząc na niego spojrzenie. Zagryzłem zęby, robiąc się jeszcze bardziej czerwony. - Nie waż się tak mówić. Jakbyś nie zauważył, to miejsce publiczne...
- Oh, ależ ty się uroczo rumienisz. Mój kochany braciszek musi uwielbiać cię zawstydzać.
- Tak dla jasności... czego ty tak konkretnie chcesz? Zrobić Tochiemu na złość?
- Hmm... tak, to też byłby zdecydowany plus. Ale prawda jest taka, że po prostu chcę się do ciebie zbliżyć. Miałem już sporo chłopaków i dziewczyn, ale nigdy kogoś tak fascynującego jak ty.
- N-nie ma mowy... absolutnie odmawiam. Jakbyś zapomniał, jestem z Tochim. A ciebie nawet nie lubię, więc nie wiem, jak chcesz się do mnie zbliżyć - Prychnąłem.
- Pozwól, że ci wytłumaczę - Rei przysunął się jeszcze bliżej do stołu, opierają łokcie na blacie i pochylając się w moją stronę. - Masz w tej chwili dwie opcje i musisz się zdecydować na którąś z nich - Nie spodobał mi się ten ton, ale jak na razie słuchałem uważnie. - Możesz nic nie robić, pozwolić mi na ślub ze swoją siostrą i patrzeć, jak moja osoba ją powoli niszczy. Swoją drogą... ciekawe, czy całuje tak dobrze jak ty.
Zmierzyłem go lodowatym spojrzeniem. Uśmiechnął się, znosząc spokojnie mój wzrok.
- Albo... możesz mnie jakoś przekonać, żebym ją zostawił - Poczekał kilka sekund, aż zapytam ,,jak", ale nie zapytałem, czekając do czego to zmierza. - A możesz to zrobić... wyjeżdżając ze mną na wakacje. Domek w górach. Tydzień, tylko ty i ja - Prawie miałem ochotę się zaśmiać, ale widząc jego wyraz twarzy, zrozumiałem, że nie żartuje.
- ...chyba ci odbiło... - Wydusiłem z siebie, gwałtownie wstając. - Nigdy się na coś takiego nie zgodzę, możesz zapomnieć - Natychmiast opuściłem kawiarnię, żegnany pytającymi spojrzeniami kelnerek. Nie zdążyłem jednak odejść wystarczająco daleko, gdy Rei ponownie mnie dogonił.
- Oj, co się tak wściekasz - Oparł rękę na moim ramieniu, którą natychmiast odrzuciłem. - To tylko tydzień.
- A skąd mam wiedzieć, co dokładnie zrobisz?! - Wybuchłem, korzystając z faktu, że weszliśmy do nieuczęszczanej uliczki.
- Obiecuję, że do niczego cię nie zmuszę. No... do niczego więcej, niż już doszło.
- Wal się, Rei. Nie zrobię tego Tochiemu.
- Oj, daj spokój, to nie jest zdrada. Zwłaszcza, że żaden z nas mu o tym nie powie, prawda?
Spojrzałem na niego zimno, przyspieszając kroku. Nie, absolutnie nie było takiej mowy! Nigdy nie spędzę z nim tygodnia! Zwłaszcza po tym, co powiedział. Najpierw mówił, że mnie chce, a potem proponuje coś takiego! Kretyn! Debil! Idiota! I nawet jeżeli zechce zrobić krzywdę Hanie... zniszczyć jej życie... wykorzystać... to... ja nie...

- Hana? Kashikoi? Mogę wyjechać na tydzień?