sobota, 25 lutego 2017

Lekcja życia XXIII - Lekcja konsekwencji

- Masz nam coś do powiedzenia? - Siedziałem w jadalni, na krześle postawionym w centrum pokoju. Rodzice stali przede mną, oboje mocno wkurzeni i oboje patrzyli na mnie z mieszaniną irytacji i pogardy. Ręce mieli skrzyżowane na piersi. Jasne światło kuchenne było nieprzyjemne i rażące, jak na przesłuchaniu na komisariacie, przynajmniej na filmach. Nie wiedziałem, jak to wygląda w prawdziwym życiu.
- Przepraszam... - Wymamrotałem, spuszczając głowę, żeby nie patrzeć na rażące światło, od którego zaczęły boleć mnie oczy.
- Przepraszam? Tylko tyle? - Matka była wściekła. Nie dziwiłem jej się w sumie... pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem, że naprawdę sobie zasłużyłem na pretensje z ich strony. - Nie mamy z tobą kontaktu przez tyle dni, nie odbierasz telefonów, nie wiemy, gdzie jesteś. Jedyne co o tobie wiemy, to to, że nie pojechałeś na wyjazd ze swoimi przyjaciółmi. Gdybyś tam pojechał, pewnie nawet byśmy się nie przejęli, że masz wyłączony telefon, ale w takiej sytuacji? Mogło się stać wszystko. Mogłeś zostać porwany, pobity, nawet popełnić samobójstwo.
- Naprawdę nie masz za grosz wyobraźni? - Ojciec mówił spokojnym, surowym głosem, od którego aż dostawałem dreszczy. - Wiesz jak się martwiliśmy?
- Wiem... to było głupie... przepraszam... - Uparcie wpatrywałem się w swoje kolana. Nie chciałem nawiązywać z nimi kontaktu wzrokowego. Czułem się wystarczająco. źle, otoczony przez rodziców i wciąż gromiony przez ich spojrzenia, które niemal czułem na swojej skórze. Chciałem już stąd iść... chciałem się gdzieś schować i odpuścić sobie tej umoralniającej gatki. - Ja... wyłączyłem telefon, bo nie chciałem, żeby dzwonili do mnie moi przyjaciele... dość mocno się pokłóciliśmy i... nie pojechałem z nimi. A potem do mnie dzwonili i...
- Sashi, my nie chcemy tego słuchać - Powiedział ponownie ojciec, a mi odechciało się cokolwiek mówić. - Nie jesteś na przesłuchaniu, więc nie będziemy słuchać twoich wyjaśnień. Jedyne o co nam chodzi, to żebyś zrozumiał swój błąd i nigdy więcej go nie popełniał - To było takie typowe... czułem się jak więzień, ale nawet nie mogłem się bronić. Musiałem słuchać ich zarzutów i... nawet nie wiedziałem co jeszcze. Przez całe życie nie rozgryzłem jak radzić sobie z rodzicami. Poza posłusznym siedzeniem i czekaniem na koniec. Taka tyrada trwała jeszcze dłuższy czas, gdy musiałem słuchać pretensji i wyrzutów i coraz bardziej się denerwowałem, że nie mogę się nawet odezwać. W końcu ojciec westchnął ciężko i zamilkł.
- No dobrze. To na razie tyle. W ramach kary masz przez tydzień zakaz wychodzenia z domu. Bez słodyczy, bez znajomych, wracasz zaraz po szkole i wychodzisz tylko na dodatkowe zajęcia, zrozumiałeś? Spójrz na mnie, Sashi. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem...
- A następnym razem pomyśl dwa razy zanim coś zrobisz. I idź już do pokoju.
Kiwnąłem tylko głową i wstałem z krzesła. Jak najszybciej się wyniosłem z kuchni. Zamknąłem się w pokoju i schowałem się pod kocem. Miałem dość. Dość wszystkiego. Gdziekolwiek bym nie trafił i tak czułem, że to nie jest moje miejsce i tak naprawdę nikt mnie tutaj nie chcę.
Uspokój się Sashi! Jesteś nastoletnim facetem, nie powinieneś się tak nad sobą użalać! Leżałem jeszcze chwilę, zdołowany wszystkimi, a w tym sobą samym. Dlaczego byłem taki, jaki byłem? Czeu nie mogłem mieć normalnych przyjaciół, normalnych relacji z rodzicami? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyszliśmy gdzieś razem we trójkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz poczułem się dobrze na towarzyskim spotkaniu. Nawet jeżeli ktoś mnie zapraszał do siebie, co zdarzało się naprawdę rzadko, chciałem tylko jak najszybciej zasnąć, bo nie umiałem się odnaleźć... może to ze mną był problem? Może to ja nie umiałem sobie radzić, a cały otaczający mnie świat był... normalny?
Skuliłem się pod kocem i przycisnąłem poduszkę do piersi. Miałem wrażenie, że jeżeli ścisnę ją naprawdę mocno, przedrze się do mojego serca i chociaż trochę ukoi jego ból. Ten nieznośny, okropny ból, który tak dobrze znałem....

_______________________________________________________________
Wybaczcie tak krótką notkę, ale gdybym dodała do niej jeszcze jeden rozdział, to ta wyszłaby dużo za długa. Pewnie wam by to nie przeszkadzało, ale ze względu na to, że mam naprawdę mało rozdziałów napisanych na zapas, muszę je jakoś sensownie rozdzielać. Jeszcze raz przepraszam, za tydzień będzie dłużej ^ ^






niedziela, 19 lutego 2017

Lekcja życia XXII - Lekcja pozycji

- Halo... cześć mamo - Ręce mi zaskakująco drżały, gdy wykonywałem telefon. Najchętniej zostałbym u senseia już na zawsze. Przynajmniej nie musiałbym się zmagać z gniewem rodziców. Sensei siedział obok mnie na kanapie i patrzył, jak sobie radzę. W razie czego miał mi też robić za psychiczne wsparcie.
- SASHI! Gdzieś ty się podziewał! - Odsunąłem telefon od ucha, gdy usłyszałem krzyk matki. Sensei uśmiechnął się delikatnie i pokrzepiająco położył dłoń na moim ramieniu. - Znikasz na tyle dni i nie dajesz nawet znaku życia?! I tak bym się martwiła, gdybym wiedziała gdzie jesteś, a tu nagle dostajemy informacje od twojego kolegi, że wcale z nimi nie pojechałeś! Nie odbierasz telefonu i w ogóle nic nie wiemy! Gdzie ty się podziewałeś przez ten czas?!
- U... u kolegi... - Rzuciłem niepewnie. - Chodzimy razem na angielski. Przepraszam... nie pomyślałem, a pokłóciłem się z kolegami, więc...
- Masz natychmiast wracać do domu, jasne?! Jak tylko wrócimy z pracy to pogadamy z tobą bardzo poważnie.
- Tak mamo... - Szepnąłem. Zaraz potem w telefonie usłyszałem głuche pikanie. Odrzuciłem komórkę na bok i zmęczony oparłem się o kanapę..
- I co? Nie było tak źle, nie? - Uśmiechnął się delikatnie sensei, obejmując mnie w przyjaznym geście.
- Było okropnie... mam przechlapane.
- No cóż, nie powiem, trochę sobie na to zasłużyłeś. Spróbuj jakoś się trzymać, co? - Nepewnie pokiwałem głową. - Grzeczny chłopiec.
- Będę mógł tutaj wrócić? - Zapytałem cicho. Może i zawracałem ciągle senseiowi głowę, ale... nie chciałem go opuszczać. Zwłaszcza, że w każdej chwili mógł przespać się z... kimkolwiek. A z jakiegoś powodu dalej chciałem, żeby... jeżeli miał to robić z kimś, to żebym był to ja... nie ważne, jak okropnie żenujące to było.
- Oczywiście, że tak - Sensei zaśmiał się cicho. - Zobaczymy się na angielskim. A i tak mamy nasze lekcje życia, prawda?
- Tak... - Kiwnąłem niepewnie głową. - A czy... m-możemy przerobić ostatnią lekcje? Dz-dzisiaj?
- Twoja matka nie będzie zachwycona. Aaaale... czego się nie robi dla mojego ulubionego ucznia - Poczochrał mnie przyjaźnie po włosach. Serce waliło mi jak oszalałe i... i kompletnie nie wiedziałem jak powinienem o to poprosić, ale... cholernie się bałem, że albo będzie miał mnie... albo kogoś innego. Dziwne, bo był to tylko mój nauczyciel, ale i tak nie mogłem znieść myśli, że będzie sypiał z kimkolwiek. - No dobra, co chciałbyś teraz przerobić?
- N-no... mówiłeś wcześniej, że... - Odwróciłem się tyłem do senseia, byleby nie widział mojego wyrazu twarzy. - Przerobimy... teorię...
Chwilę panowała całkowita cisza. Umiałem sobie wyobrazić zaskoczenie na twarzy senseia, gdy usłyszał, czego od niego chcę. Z drugiej strony... prosiłem, żeby się ze mną przespał, obecna prośba nie była dużo gorsza. Chciałem się tylko dowiedzieć... jak to wygląda.
- Dobrze - Usłyszałem tylko za sobą. Coś ścisnęło moją dłoń i w kolejnej chwili szedłem posłusznie przed siebie, z nisko spuszczoną głową, w stronę sypialni. To jeszcze nie był sam seks... nie miałem się czego obawiać...
- Kiedy już zdecydujesz się, że jesteś na to gotowy - Odwrócił mnie tyłem do łóżka, położył dłonie na moich ramionach i delikatnie posadził na materacu. - Będziemy mieli parę możliwości. W seksie mówi się na to ,,pozycje seksualne". Na razie omówimy te najbardziej podstawowe. Połóż się na plecach - Wykonałem posłusznie polecenie, chociaż coraz bardziej i bardziej zażenowany.
- Myślałem, że... że będziemy omawiać to wszystko w teorii... - Wymamrotałem, odwracając głowę w stronę ściany.
- Na razie tak. Planowałem, że będziemy to ćwiczyć w samej bieliźnie, więc i tak jest nieźle - Nagle jego twarz znalazła się tuż przed moją. Jakbym i tak nie był dość zażenowany. Jeszcze patrzył na mnie z tym cholernym, czułym uśmiechem - Zacznijmy od początku. Najprostsza i najbanalniejsza z pozycji. Nazywana pozycją na misjonarza - Na wewnętrznej części ud poczułem silny uścisk dłoni, które rozchyliły je na bok. Nie zdążyłem się nawet speszyć, gdy uda senseia znalazły się między moimi nogami. - Będziesz musiał się rozluźnić i mi zaufać. Ufasz mi, prawda? - Spojrzał na mnie czule. Już miałem odpowiedzieć, gdy poczułem jak coś twardego na mnie napiera. Jęknąłem zażenowany. Biodra senseia poruszały się miarowo i systematycznie, napierając na mnie. - Jak ci się podoba?
- Nie podoba... - Jęknąłem. Próbowałem zasłonić się rękoma przed jego wzrokiem, ale ciągle czułem, jak na mnie patrzy. - Nie chcę... żebyś na mnie patrzył... - Szepnąłem, dodatkowo zaciskając powieki, gdy poczułem, że sama tarcza z moich rąk to zdecydowanie za mało.
- Oh, skoro tak... pokażę ci coś jeszcze bardziej żenującego. Jak na razie nie będę nawet tego od ciebie oczekiwał, ale... warto, żebyś to znał. Jest to pozycja na jeźdźca. Daje stronie uległej szansę na chociaż częściową dominacje.
Kiwnąłem tylko głową. Zgodziłbym się teraz na wszystko, byleby w końcu nie leżeć tak, całkowicie mu oddany. Sensei usiadł na łóżku koło mnie i gdy się tego kompletnie nie spodziewałem, wciągnął mnie okrakiem na swoje biodra. Spojrzałem na niego zaskoczony. Jeszcze bardziej, gdy jego uścisk nagle znalazł się na moich pośladkach.
- A teraz mogę ci pomóc, albo możesz zrobić to sam. Unosić się i opuszczać na moje biodra - Przełknąłem ślinę, za bardzo zażenowany, by zrobić cokolwiek, chociażby kiwnąć głową. Już teraz było to żenujące, kiedy oboje byliśmy ubrani a... a w innej sytuacji wydawało mi się to niemal niemożliwe. Jęknąłem krótko, gdy nagle sensei ścisnął mój tyłek i tak jak zapowiedział zaczął unosić i opuszczać moje biodra. Przerażony zacisnąłem dłonie na jego ramionach. Ten jego dotyk był... był naprawdę dziwny. Nawet nie do końca rozumiałem, ale jednocześnie było to nieprzyjemne,żenujące i... powodowało dziwne dreszcze w dolnej części mojego brzucha.
Spuściłem głowę i oparłem ją o pierś senseia, byleby na niego nie patrzeć... nie w takiej sytuacji.
- Też nie?
- Też nie... - Szepnąłem.
- No dobra... to spróbujemy pozycji na pieska, może być?
- Brzmi... okropnie żenując... ach! - Jęknąłem, zrzucony nagle na materac. Leżałem na brzuchu, z głową odwróconą w stronę senseia. Ten znalazł się tuż za mną i znowu chwycił mnie za biodra, podnosząc je na tyle, by móc dalej na nie napierać.
- Czy tak byłoby w porządku? - Piersią niemal przylegałem do materaca, chociaż biodra miałem wysoko uniesione w górę. Jak miałem czuć się dobrze w takiej sytuacji?
- N-nie wiem... - Wymamrotałem, chowając twarz w poduszkę i zaciskając dłonie na kołdrze. - Wstydzę się...
- I jest to całkowicie normalne. Jak będziemy uprawiać seks też się będziesz wstydził. I to pewne nawet bardziej niż teraz. Będziesz wydawał z siebie rozkoszne, żenujące dźwięki i nie będziesz rozumiał co się z tobą dzieje. To wszystko będzie całkowicie normalne. I to co czujesz też jest, ale musisz się do tego przyzwyczaić. A powiem ci, że przy pierwszym razie z dziewczyną jest jeszcze gorzej. Zwłaszcza, że nie wiesz kompletnie co robić, a sam musisz działać. I jeżeli coś wyjdzie nie tak... cóż, zdarza się, że dziewczyny mają o to pretensje - Ponownie naparł na moje biodra i pochylił się nad moim uchem.
- Ale... - Szepnąłem, odsuwając się tylko na tyle od poduszki, żeby mieć wolne usta. - Ty nie będziesz miał do mnie pretensji, sensei?
Ruchy bioder na chwilę ustały, a sam sensei przez chwilę nie mówił nic, trwając w lekkim zaskoczeniu.
- Oczywiście, że nie będę - Po tonie jego głosu mogłem stwierdzić, że jest lekko rozbawiony. - Byłbym okropnym nauczycielem, gdybym ci coś tłumaczył i miał pretensje, że od razu tego nie rozumiesz - Czułym gestem odgarnął moje włosy za ucho, żeby spojrzeć na to, jak okropnie jestem czerwony. - Na kolejnych lekcjach pomyślimy, jak cię ośmielić. A na razie - Gwałtownym szarpnięciem znowu przewrócił mnie na plecy i w kolejnej sekundzie znalazł się tuż nade mną, wpatrując m się w oczy z delikatnym uśmieszkiem. - Leć do domu, póki jeszcze masz dom - Przyjaźnie pstryknął mnie w nos i w końcu uwolnił mnie od swojego niemal paraliżującego dotyku.
- Sensei... - Przewróciłem się na bok. - A co kiedy... czego mnie będziesz już uczył, gdy... ,,to" zrobimy?
- Oj Sashi - Uśmiechnął się czule i przejechał mi palcami po włosach. - Jest cała masa rzeczy, które możemy robić. Nie bój się, mam jeszcze pomysł na milion lekcji. Ale nie na dzisiaj. Zbieraj się, odwiozę cię do domu.
- Nie chcę wracać... - Powiedziałem cicho, podnosząc się z łóżka. Moje ciało było dziwne gorące po tych krótkich scenkach z senseiem. - Chciałbym zostać z tobą...
- Słodki jesteś. Ale nie możesz się u mnie ukrywać przez resztę życia... pomyślimy o tym jak skończysz osiemnaście lat, dobrze? - Słowa senseia naprawdę mnie zszokowały. Nawet jeżeli mówił tak tylko po to, żeby mnie pocieszyć... było to naprawdę miło. Mimo tego, że nawet przez sekundę nie wierzyłem, że mógłbym mówić to na serio.
- Dobrze - Uśmiechnąłem się delikatnie i kiwnąłem głową. Sensei patrzył na mój wyraz twarzy, aż nagle pocałował mnie w usta.
- Zbieraj się Sashi. Podwiozę cię - Wstał z łóżka i wyszedł. Zawsze gdy wychodził, miałem wrażenie, że powinien zostać ze mną. Gdy senseia nie było przy mnie, ta sypialnia wydawała się mi kompletnie obca. Wstałem z łóżka i wyszedłem. Moje ciało było dziwnie gorące... wydawało się niemal płonąć po tym, co sensei ze mną robił. Aż się bałem pomyśleć, co się stanie, gdy w końcu... prześpimy się ze sobą. I jak powinienem zachowywać się... po wszystkim? Było tyle pytań, które chciałem zadać... ale na dzisiaj byłem już wystarczająco zażenowany.
- Nie zadasz mi pracy domowej? - Zagadnąłem nagle, stając przy drzwiach. Jeżeli coś planował na kolejne zajęcia, wolałem być przygotowany chociaż trochę. Sensei wpatrywał się we mnie lekko zaskoczony, gdy ja zakładałem buty. Nie musiałem na niego patrzeć, żeby widzieć jego delikatny, rozbawiony uśmieszek.
- Cóż... zastanów się co chcesz zrobić i co przerobić. Na razie świetnie sobie radzisz, jak chcesz możesz jeszcze trochę o tym poczytać. I nie wpadaj w kłopoty - Objął mnie ramieniem i znowu się uśmiechnął. To było dziwne. Dlaczego serce tak szybko mi biło, gdy się uśmiechał? Dlaczego miejsca, których dotykał wydawały się płonąć? Nagle, w chwili rozstania w głowie miałem setki pytań. Nie chciałem się z nim rozstawać. Lubiłem spędzać z nim czas. Bardziej niż z kimkolwiek innym. A dalej czekał na mnie bolesny, realistyczny świat. Szkoła, rodzina... moi kumple... o ile dalej nimi byli, na co w sumie nie liczyłem. Nawet nie wiedziałem, czy ja chcę dalej się z nimi zadawać. Z drugiej strony... nie miałem już chyba nikogo.
Dołujące myśli śledziły mnie przez całą drogę na dół. Sensei pomógł mi znieść torbę, a potem ją wpakował do bagażnika samochodu. O dziwo się nie odzywał. Nie wiem czy uznał, że przez te dni powiedział mi już wszystko, czy po postu chciał mi pozwolić przyzwyczaić się do ciszy, czy też może chciał pozostawić mnie samego ze swoimi myślami. Nie wiedziałem i nie chciałem pytać. W ciszy przemierzaliśmy kolejne ulice okropnym samochodem senseia, aż dotarliśmy pod mój dom. Wyglądał, jakby był pusty... było za wcześnie, żeby rodzice wrócili z pracy, a Pai pewnie spała, albo siedziała u kumpli.
- Dasz radę - Usłyszałem głos tuż obok siebie. Był łagodny i przyjazny jak zawsze, ale jakoś niezbyt mnie uspokajał. Nawet delikatny uścisk na mojej dłoni był jakiś taki... dziwny. Przerażała mnie myśl, że za chwilę mnie puści i znowu będę musiał radzić sobie sam. Uścisk na mojej dłoni w końcu zniknął, a ja spojrzałem na senseia. Uśmiechnął się po raz ostatni i po chwili pocałował mnie krótko w policzek. - Trzymaj się jakoś. W razie czego to dzwoń, dobrze? I widzimy się na angielskim.
Kiwnąłem głową i opuściłem samochód. Teraz naprawdę nabrałem wrażenia, że mój świat ogranicza się tylko do senseia. Wziąłem od niego walizkę i poszedłem do domu.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Walentynki - Studniówka

Cześć. Na początku parę słów wstępu. Notki nie było w weekend, ponieważ pracowałam nad dłuższą notką właśnie na dzisiaj. A co dzisiaj mamy? Święto zakochanych! YAAAAY!
Więc jeżeli jesteście tak samo samotni jak ja, życzę wam powodzenia i przeżycia jakoś walentynek. A może właśnie dzisiaj odnajdziecie swoją drugą połówkę? Może kryć się wszędzie :3
A jeżeli macie swoją drugą połówkę, czy to kobieta, czy mężczyzna, życzę wam radosnego i miłego spędzenia tego dnia, czegokolwiek nie mielibyście zaplanowanego :3
Ogólnie nie planowałam napisać nic więcej niż parę słów życzeń, ale zainspirował mnie sezon studniówkowy, plus po części książka, którą wtedy czytałam. Mam nadzieję, że bez względu na to, czy będziecie ze swoim ukochanym/ukochaną na romantycznej, całodniowej randce, czy tak jak ja spędzicie to święto samotnie, mam nadzieję, że chociaż na chwilę na waszych twarzach pojawi się uśmiech.
WESOŁYCH WALENTYNEK
Znalezione obrazy dla zapytania valentine's day yaoi
https://pl.pinterest.com/fallenbey/usuk/

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Mam kilka marzeń. Kilka idiotycznych, głupich, kretyńskich marzeń, do których nawet nie chce się przyznawać przed innymi.
Marzy mi się przyjęcie niespodzianka. Żeby wejść do mieszkania, gdzie czekać będą na mnie przyjaciele, którzy wyskoczą nagle i krzykną: ,,NIESPODZIANKA!". I nie, nie po to, żeby nie przejmować się urządzaniem przyjęcia, ale po to, żeby w końcu poczuć, że komukolwiek na mnie zależy.
Marzę o tym, żeby pewnego dnia wystąpić na scenie. Nie dla aplauzu czy sławy, ale po to, żeby móc zejść ze sceny i wpaść na bliskich mi ludzi, którzy mnie pochwalą i powiedzą, że świetnie mi poszło.
Z jeszcze innych idiotycznych marzeń mam jedno. Pójść na studniówkę. To akurat nie będzie trudne, będziemy mieli ją za tydzień. Ale marzę o tym, żeby ubrać się w cudowną sukienkę, żeby wszystkie inne dziewczyny na mnie patrzyły, by przyjechał po mnie najprzystojniejszy chłopak w szkole, którego kocham nad życie, żeby zrobić sobie z nim zdjęcie, wetknąć kwiatek w jego marynarkę, pojechać razem na bal, tańczyć, a potem spędzić razem caaałą noc. Nie jest to aż tak dziwne marzenie? Być może. Albo by nie było, gdyby nie jeden, mały szczegół.
...jestem facetem.
Tak, ohydnym, obleśnym gejem, ze skłonnościami transwestycznymi. Kocham zakładać sukienki, peruki i wyglądać jak urocza dziewczyna. Może to łączy się z tym, że faceci, którzy mi się podobają, za żadne skarby świata nie umówią się z facetem, nie ważne jak uroczym. Mam wielkie, niebieskie oczy, jasne blond włosy, sięgające karku no i delikatną budowę ciała. Dzięki temu w sukienkach wyglądam naprawdę uroczo. Do całkowicie kobiecego wyglądu brakuje mi tylko cycków. No... może pomijając to, co mam w majtkach. Nie chciałbym zamienić się w dziewczynę, ale... czasami lubię się tak poczuć. Zwłaszcza, że dzięki temu mógłbym poderwać jakiegoś przystojnego faceta.
Siedziałem na przerwie, z książką przed twarzą. Miałem ją ustawioną tak, żeby móc podziwiać potajemnie obiekt moich westchnień. Kaoru chodził do czwartej klasy technikum, więc był ode mnie starszy. Niech żyje zespół szkół. W całym liceum nie było ani jednego chłopaka, chociaż w połowie tak przystojnego jak on. Wysoki i szczupły, ale wysportowany. Jak mieliśmy razem wf miałem okazję widzieć, jak się przebiera. Nie jest to dla mnie typowe, ale wtedy czułem, że zaraz zacznę się ślinić. Ale nie miał tylko rewelacyjnego ciała. Najbardziej kręciła mnie jego twarz. Surowa, spokojna i szczupła. Czarne włosy miał w wiecznym nieładzie, ale gdy zdarzało mu się odgarniać kosmyki z czoła, mogłem zobaczyć jego oczy. Ciemne, spokojne, z tak niesamowitym wyrazem, a raczej jego brakiem. Ich chłód sprawiał, że aż dostawałem dreszczy. Oddałbym wszystko, żeby chociaż raz spojrzał na mnie tym wzrokiem. Ale ja dla niego byłem takim nikim. Pewnie nawet nie wiedział, że chodzę do tej szkoły... a ja nie miałem odwagi, żeby chociażby zagadać. Zresztą, o czym ktoś taki jak ja, mógł rozmawiać z kimś takim jak on? Byliśmy z dwóch zupełnie innych światów. Nawet nie wiem czy miałbym u niego szanse, jako dziewczyna.
Zadzwonił dzwonek. Obiekt moich westchnień wstał z ławki, wziął swój plecak i zniknął na schodach. Nienawidziłem, gdy znikał mi z oczu. Najchętniej obserwowałbym go dzień i noc, ale teraz musiałem udać się na lekcje.
Na zajęciach kontynuowaliśmy omawianie jakichś wierszy współczesnych autorów, ale nie miałem do tego głowy. Był poniedziałek. W piątek miał być najważniejszy bal mojego życia, a ja miałem pójść na niego sam, w garniturze i tańczyć tylko z dziewczynami, o ile któraś się zgodzi.
- No dobrze, zaraz będzie dzwonek. Na sam koniec powiem wam jedną sentencję, która była myślą przewodnią dzisiejszej lekcji. Moi drodzy, życzenia się nie spełniają - Podniosłem głowę. No co pani nie powie? Czyżby cały wszechświat dzisiaj był przeciwko mnie? - Marzenia się spełnia - Nauczycielka uśmiechnęła się delikatnie, pochylając w naszą stronę. Te trzy słowa były jak... sam nie umiałem tego określić. Jakbym błądził w ciemności i nagle ktoś pokazał mi włącznik światła. Przecież to było takie oczywiste!
Znowu zadzwonił dzwonek, więc cała klasa zaczęła się zbierać. Tylko ja siedziałem osłupiały, patrząc na naszą nauczycielkę i wychowawczynię zarazem. Spakowałem się bardzo powoli i podszedłem do jej biurka. Była już starszą kobietą, ale dalej świetnie się trzymała. Tylko lekko siwiejące włosy mogły świadczyć o tym, że ma więcej niż trzydzieści lat. No i to, że sama mówiła, że brała udział już w dobrych dwudziestu studniówkach. Nawet nie zachowywała się jak ktoś dużo starszy. Znaczy oczywiście, że była poważna i tak dalej, ale można było z nią porozmawiać lepiej, niż z jakimkolwiek pedagogiem w tej szkole. Nawet psycholog nie miał tak dobrego kontaktu z nami jak pani Chino.
- Co pani miała przez to na myśli? - Zapytałem. Pani podniosła na mnie wzrok i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nie można po prostu o czymś marzyć. Żeby to spełnić, trzeba cokolwiek robić w tym kierunku - Wyjaśniła cierpliwie, siadając na swoim krześle i zaczęła porządkować papiery na biurku. Nigdy się nie spodziewałem, że będę rozmawiał z kimkolwiek o... o tej mojej dziwnej słabości, ale to naprawdę mógł być jedyny sposób.
- A gdyby... - Przełknąłem ślinę. - Gdyby była opcja, żeby pani mogła pomóc komuś spełnić jego największe marzenie? - W jej oczach dostrzegłem delikatny błysk, który poprzedził łagodny uśmiech.
- Zrobiłabym to. O co chodzi?
Sięgnąłem po krzesło i przysunąłem je do biurka. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem mówić.
***
Po południu miałem już ułożony cały plan. Wychowawczyni była... cóż, lekko zaskoczona, ale zgodziła się mi pomóc. Miałem już wsparcie nauczyciela. Teraz punkt drugi, zdobyć idealnego faceta. Kaoru nie zapisał żadnej dziewczyny do pary, czyli albo szedł sam, albo z kimś z klas maturalnych. A biorąc pod uwagę to, że dziewczyny dalej na przerwach się go pytały, czy pójdzie akurat z nimi, raczej tak nie było.
Raz jeszcze przejrzałem się w dużym lustrze, zawieszonym na drzwiach szafy. Peruka trzymała się dobrze, były to włosy podobne do moich, ale dłuższe i miały lekko kręcone kosmyki z przodu. Pewnie gdybym trochę poczekał, sam miałbym podobne, ale wolałem nie ryzykować przytyk jeszcze z tego powodu. Poprawiłem krótki naszyjnik z niebieskim kamieniem. Komponował się naprawdę ładnie w połączeniu z bladoniebieską sukienką z falbankami. Sięgała mi mniej więcej do kolan. Stwierdziłem, że to względnie bezpieczna długość, nawet gdyby zawiał wiatr, raczej by mnie nie zdradziła. Na nogi założyłem czarne rajstopy oraz płaskie, czarne pantofle. W połączeniu z delikatnym makijażem kompletnie nie wyglądałem na faceta. Raz jeszcze spojrzałem na zegarek. O tej godzinie Kaoru kończył lekcje i szedł napić się kawy. Wiedziałem o tym całkiem przypadkowo, wcale go nie śledziłem.
Wziąłem głęboki wdech i wyszedłem. Nadszedł czas, żeby spełnić swoje marzenie...
Szedłem pewny siebie, wyprostowany, okazując swoje ,,wdzięki", które w rzeczywistości były tylko wypchanym watą stanikiem push-up. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Ręce mi się pociły. Nagle poczułem się mniej pewny. Co z tego, że Kaoru nie będzie mógł mnie poznać? I tak się cholernie bałem. Tym bardziej, gdy dostrzegłem, jak siedzi przy stoliku i popija kawę. Aż zadrżałem, widząc jego oczy, wpatrzone gdzieś w przestrzeń. Wziąłem głęboki wdech. Spokojnie, jak mnie spławi, chociaż mnie nie pozna. Nigdy się nie dowie, że ta dziewczyna, która do niego podbijała to ten pedał z trzeciej klasy.
- Przepraszam? - Zapytałem melodyjnym głosem, trochę za niskim jak na dziewczynę, ale wciąż nie dość, żeby można było dostrzec we mnie chłopaka. Wzrok Kaoru przeniósł się na mnie, a ja niemal się rozpłynąłem - Kaoru, racja? Mogłabym się dosiąść? - Uśmiechnąłem się przyjaźnie. Serce waliło mi jak oszalałe. Gdy zobaczyłem delikatne, ledwo zauważalne kiwnięcie głową, myślałem, że zejdę. Usiadłem na krześle, z nogami elegancko złączonymi razem i odchylonymi do tyłu. - Pewnie mnie nie kojarzysz, ale chodzimy razem do szkoły.
To wszystko było jako sen. Rozmawiałem z nim! Cholera, serio z nim rozmawiałem! Nie sądziłem, że kiedykolwiek się na to odważę! I... i patrzył na mnie. Jego wzrok, wcześniej całkowicie wbity w przestrzeń, teraz spoczywał na mnie. Najpierw dokładnie się mi przyjrzał, przejechał nim po mojej twarzy, włosach, szyi, ramionach, aż zatrzymał się na piersiach. Niżej i tak nie mógł zejść, przez stolik.
- Przepraszam, nie kojarzę cię - Mówił łagodnie i spokojnie.
- Nie szkodzi. Słuchaj, tak się zastanawiam... - Rozejrzałem się dyskretnie. Gdybym teraz uciekł, pewnie nawet by mnie nie gonił. Mogłem w razie czego uciec między uliczki. Nie założyłem na szczęście szpilek, więc miałem jakąś tam szansę. - Idziesz na studniówkę w ten piątek, prawda? - Kiwnął głową. - Może...
- Kawy? - Zamarłem. Ledwo udało mi się wypowiedzieć te słowa, już prawie go zapytałem, a on nagle zmieniał temat?! - Czy masz ochotę na kawę? - Pokiwałem tylko głową. Z drugiej strony, to było naprawdę kochane, że proponował mi coś do picia. Gestem przywołał kelnera i pozwolił mi zamówić cynamonową kawę. Miałem wrażenie, że z każdą chwilą jestem coraz bardziej przerażony. Musiałem teraz odczekać całą wieczność, aż zrealizują moje zamówienie. Gdyby znowu mi przerwano w pół słowa, chyba bym się zabił. Kontynuowałem dopiero wtedy, gdy postawiona przede mną została filiżanka z kawą. Kaoru znowu na mnie spojrzał. Jego wzrok był taki... niesamowity. Czułem, jak się roztapiam pod jego wpływem.
- Czy... chciałbyś... - Zacząłem, nerwowo gniotąc moją sukienkę. Dawało mi to dziwne poczucie bezpieczeństwa. Przecież w razie czego, to i tak Kaoru nigdy się nie dowie kim tak naprawdę była tamta dziewczyna, która zaprosiła go na bal. - Może... - Wziąłem głębszy wdech. Kaoru mnie nie pospieszał, tylko popijał kawę. Cholera, ten jego chłód był niesamowity. Musiałem się powstrzymać, żeby nie zacząć się uśmiechać jak debil. Miałem tylko nadzieję, że przypadkiem nie zacznę się podniecać. To byłoby już okropne. - Pójść ze mną na studniówkę? - Spojrzałem najpierw w swoją kawę, potem Kaoru, ale gdy otworzył usta, znowu spuściłem wzrok.
- Dobra - Te słowa były jak... nawet nie umiałem tego powiedzieć. Jak strzał z karabinu maszynowego. Jednocześnie byłem zachwycony i bałem się, że się przesłyszałem. Gdybym tylko był pewny, że mówi serio... chyba zacząłbym skakać z radości. Podniosłem wzrok, żeby się upewnić, czy nie zauważę na jego twarzy drwiącego uśmiechu. Ale nie, on patrzył na mnie tymi głębokimi oczami, bez żadnego uczucia.
- Serio? - Udało mi się zapytać, ale Kaou tylko kiwnął głową.
- Odbiorę cię o 19, pasuje? - Otępiały tylko pokiwałem głową. Chłopak wyciągnął z plecaka długopis, sięgnął po serwetkę i mi ją podsunął. - Daj mi swój adres.
Ręce mi drżały, gdy próbowałem jak najwyraźniej napisać swój adres. To było jak sen. Czułem, że lada chwila zemdleję. Gdy skończyłem pisać, podsunąłem adres do chłopaka. Był tak spokojny, a ja czułem, że lada chwila umrę ze szczęścia.
- Dobra, bądź gotowa o 19 - Spojrzał na pustą filiżankę i zawołał kelnera, by zapłacić rachunek. - Wybacz, ale muszę się zbierać. A jeszcze... jak masz na imię?
Patrzyłem na niego z nieopisaną radością w oczach. Ostatni raz chyba mogłem pozwolić sobie na patrzenie tak na niego... wtedy, gdy mi pomógł, jak byłem w pierwszej klasie. Jakieś dwa dresy przyczepiły się do mnie, że wyglądam jak pedał i tak dalej... gdyby nie Kaoru, z całą pewnością by mnie pobili... a może nawet coś gorszego. Byłem wtedy nim tak zafascynowany, że nie mogłem przestać się na niego gapić. Dokładnie tak jak teraz. W jego oczach dostrzegłem lekkie zaskoczenie, zaraz szybko zastąpione przez jego normalny brak uczuć. Otrząsnąłem się w końcu i uśmiechnąłem uroczo.
- Satoru...
- Satoru, huh? To do dziewiętnastej - Rzucił i zniknął, a ja nie mogłem się otrząsnąć. Szedłem na studniówkę... z najprzystojniejszym facetem w szkole! Miałem ochotę skakać z radości. Nie potrzebowałem już kawy, żeby być podjarany. Miałem teraz tyle rzeczy do zrobienia! Musiałem znaleźć sukienkę, jeszcze się za to nie zabrałem. Zanieść perukę do fryzjera, ale najpierw wybrać jak chcę wyglądać. Znaleźć męskie, czerwone majtki i podwiązkę, wszystko musi być idealne. Wybrać sobie makijaż, odpowiednie buty, buty na zmianę, żeby móc w nich tańczyć... co jeszcze, co jeszcze? Ah, jakąś kopertówkę, pasującą do sukienki. I nowe rajstopy. W jakim kolorze wybrać sukienkę? W sumie buty mogłem sobie odpuścić, miałem kilka eleganckich par, w tym jedną na obcasie, a drugą płaską, idealną na studniówkę. Niestety nie miałem za dużo pieniędzy, musiałem oszczędzać. Kurcze, najchętniej wymieniłbym sobie całą garderobę!
♥♥♥♥
Cały dzień latałem od jednego sklepu do drugiego. Buty sobie oszczędziłem, ale kupiłem cudną, czerwoną podwiązkę, z czarną wstążką, a na dużej kokardce na środku znajdował się mały, lśniący kamyk. Zaopatrzyłem się też w rajstopy czarne, czterdziestki, oraz czerwone majtki. Nie było mi łatwo znaleźć takie pod którymi ukryłbym swoją... męskość, ale w końcu udało mi się dorwać bokserki. W połączeniu z rajstopami, nie było łatwo dostrzec, że byłem facetem. Oczywiście gdybym podniósł sukienkę, albo co gorsza się podniecił, wszystko byłoby widać. Dlatego gdy wybierałem strój jeszcze staranniej. Szukałem długo, bo mój wybór musiał być idealny.
W końcu znalazłem. W jednym z tańszych sklepów, na szczęście dla mojej kieszeni, znalazłem cudną sukienkę. Praktycznie bez dekoltu, więc mogłem bez problemu ukryć stanik push-up, ale z odkrytymi plecami, więc musiałem zrezygnować z gorsetu. Była fioletowo - niebieska, ale połyskiwała cała złotym brokatem. Jej dół był zrobiony z tiulu, więc odchodziła delikatnie na boki, ale nigdy nie przepadałem za prostymi sukienkami. Czarne rajstopy musiały wyglądać przy tym genialnie.
W ciągu tego tygodnia wszystko ustaliłem. Moja wychowawczyni po tym, jak się upewniła, że nie jest to żart, zgodziła się, chociaż niechętnie mi pomóc. Po tym, jak obiecałem zaraz po balu zacząć regularnie chodzić do psychologa. Nawet mi to nie przeszkadzało, mogłem się ,,leczyć" z mojego zboczenia. Chyba teraz nawet bombardowanie nie mogło zepsuć mojego nastoju. Pani pokombinowała i dopisała mnie jako osobę towarzyszącą do stolika, przy którym miał siedzieć Kaoru razem z ludźmi ze swojej klasy i ich dziewczynami. Co więcej, skoro nie mogłem być na zdjęciu mojej klasy w porozumieniu z nauczycielami ustalono, że osoby towarzyszące mogą być na zdjęciu klasowym. Co oznaczało, że mogłem być na zdjęciu razem z Kaoru. Nawet nie mogłem za bardzo teraz o nim myśleć. Każdą wolną chwilę przeznaczałem na rozrysowanie sobie fryzury i makijażu.

Nastał piątek. Nie poszedłem na lekcje, tylko od rana się szykowałem. Pomalowałem paznokcie czarnym lakierem, ze złotymi drobinkami, które pasowały do sukienki. Ją zresztą przymierzałem dziesiątki razy w ciągu dnia, po czym ją ściągałem, żeby nie pobrudzić. O osiemnastej zabrałem się za makijaż. Normalnie tego nie robiłem, nie miałem za bardzo powodu i jednak... był to trochę wstyd, więc moje kosmetyki ograniczały się do lakieru do paznokci i jakiegoś cienia do powiek. Tego dnia dokupiłem sobie czerwoną szminkę, tusz do rzęs, podkład, puder oraz nowe cienie, pasujące do sukienki. Umalowałem się starannie, ale bez przesady, tylko tyle żeby podkreślić naturalną urodę i ukryć niedoskonałości. Ostatecznie nie zaniosłem peruki do fryzjera, tylko sam dorobiłem kilka loków. Wpół do dziewiętnastej całkowicie uszykowany przeglądałem się w lustrze. Buty na zmianę, bluzę, kopertówkę i kilka innych rzeczy schowałem do plecaka. Z tego co wiedziałem, wszystko można było zostawić w szatni.
W okolicach godziny 19 siedziałem jak na szpilkach, próbowałem czytać, ale słowa skakały mi przed oczami, a serce zbyt szybko mi waliło, żebym mógł robić cokolwiek poza wpatrywaniem się w drzwi. A jak nie przyjdzie? A jak zapomniał? Może dla niego to nic nie znaczyło i to ,,dobra, wpadnę do ciebie o 19" miało być tylko sposobem, żeby mnie spławić?
Do oczu napłynęły mi łzy. Szybko je starłem, żeby nie rozmazać sobie makijażu. Czas mijał, a ja coraz bardziej chciałem ryczeć. Było za pięć dziewiętnasta. Powinien już chyba być?
Podszedłem do okna. Na ulicy było kilka samochodów, ale nawet nie wiedziałem, czy Kaoru przyjedzie po mnie samochodem. Może taksówką? Czy on w ogóle miał prawo jazdy? A jeżeli zapomniał? Zawsze był nieobecny, może w ogóle nie pamiętał, że dzisiaj była studniówka?
Ktoś zapukał do drzwi. Poderwałem się i niemal podbiegłem do przedpokoju. O mało co nie wywróciłem się w butach na obcasach. Zatrzymałem się przed drzwiami i wziąłem kilka głębokich oddechów. Nie mogłem pozwolić sobie na utratę głowy. Odczekałem parę sekund i otworzyłem drzwi. Myślałem, że rzucę się Kaoru na szyję, gdy go zobaczyłem. Ubrany w czarny, elegancki garnitur, z białą koszulą i czarnym krawatem.
- Wyglądasz super - Powiedziałem, nim udało mi się powstrzymać. Jego oczy przejechały po moim ciele i aż dostałem od tego dreszczy.
- Dzięki. Ty też. To dla ciebie - w dłoniach trzymał mały bukiecik, przyczepiony do bransoletki. Kwiaty były w niebieskawym i fioletowym kolorze, otoczone zielonymi, sztucznymi liśćmi. Wyciągnąłem dłoń i pozwoliłem sobie go założyć. Dłonie mi drżały. Sięgnąłem po bukiet, który przygotowałem dla niego. Dobrze wybrałem. Białe kwiaty cudnie wyróżniały się w połączeniu z czarnym garniturem.
- Gotowa? - Kiwnąłem głową. Wziąłem klucze, plecak i wyszedłem, zamykając za sobą drzwi. Czułem, jak się pocę i nawet zacząłem się bać, że użyte perfumy to będzie za mało. Dobrze, że wziąłem dezodorant w razie czego.
- Wszystko w porządku? Drżysz - Zauważył, gdy ostrożnie schodziłem po schodach. Pierwszy raz od dawna chodzenie w szpilkach sprawiało mi trudność.
- Przepraszam... jestem troszeczkę... przerażona - Uśmiechnąłem się delikatnie. Musiałem pamiętać, żeby nie zacząć mówić przypadkiem o sobie w formie męskiej. - Nie sadziłam, że się zgodzisz pójść ze mną.
- Niby dlaczego nie? - Spojrzał na mnie tym swoim spokojnym wzrokiem.
- Bo... chyba wszystkie dziewczyny w szkole chciałyby z tobą pójść. A ze mną nawet nie gadałeś wcześniej i... i w sumie to się spodziewałam, że mnie spławisz.
- Właściwie to chciałem pójść sam - Wyszliśmy z budynku. Kaoru poprowadził mnie do czarnej toyoty i nawet otworzył przede mną drzwi. W głowie mi się kręciło. To chyba rzeczywiście nie był sen! - Dlatego wszystkim odmawiałem. W sumie to nawet nie za bardzo chciałem na to iść. Przekonali mnie nauczyciele, że to jedyna taka okazja w życiu.
- Więc... dlaczego ja?
- Nie wiem - Wzruszył ramionami, siadając za kierownicą i zaraz odpalił samochód. - Wydałaś mi się... inna. Kiedy wtedy podeszłaś, zainteresowałaś mnie i stwierdziłem, że w sumie czemu nie. Mając towarzystwo przynajmniej wszystkie dziewczyny w szkole nie będą się do mnie kleić - Serce zaczęło bić mi szybciej. Może... może był rzeczywiście krypto gejem? Albo kręcili go faceci, ale nie zdawał sobie z tego sprawy? Cholera, może miałem u niego szansę?! Nie, uspokój się Satoru... nie możesz za bardzo się nakręcać. Jak zrobię sobie niepotrzebną nadzieję, to potem będę jeszcze ryczeć, a to miał być najlepszy dzień mojego życia.
- Umm... dziękuję ci bardzo. Nie wiem czy wiesz, ale... naprawdę dużo to dla mnie znaczy. Myślałam, że będę musiała pójść tam całkiem sama.
Wyjechał z parkingu i ruszył w stronę naszej studniówki. Cały czas miał wzrok wbity przed siebie, ale spojrzał na mnie krótko, aż zrobiło mi się gorąco.
- Twoja kolej.
- Co? - Tym pytaniem trochę zbił mnie z tropu.
- Ja ci odpowiedziałem na pytanie. Teraz twoja kolej. Dlaczego niby ja? W szkole jest wielu przystojnych facetów, poza nią też.
- B-bo... - Zawahałem się. Przecież nie mogłem mu powiedzieć prawdy. Od razu by mnie poznał, a ja nie mogłem do tego doprowadzić.
- To przez twoje oczy... - Powiedziałem w końcu. To był drugi powód, dlaczego go kochałem. Chyba taka odpowiedź była dla niego dość zaskakująca, bo spojrzał zaraz na mnie, nim się otrząsnął i znów spojrzał na drogę.
- Oczy? Co przez to rozumiesz?
- Masz taki... niesamowity wzok. Z jednej strony nie okazuje żadnych uczuć, ale... mam wrażenię, że jest inaczej - Uśmiechnąłem się delikatnie. Gdybym powiedział coś takiego jako facet z pewnością bym został wyśmiany, ale jako dziewczyna mogłem mówić tak do woli.
- Ciekawe. Pierwszy raz słyszę inną odpowiedź niż ,,bo jesteś przystojny" - Zaśmiałem się krótko. Rozmawiałem z nim... naprawdę z nim rozmawiałem! A potem mogłem udawać, że wcale się nie znamy, więc mogłem się nawet upokorzyć.
- Chciałabym cię poznać - Powiedziałem niepewnie. Przez chwilę miałem wrażenie, że na jego twarzy dostrzegłem błysk uśmiechu i aż zadrżałem.
- Co chcesz wiedzieć?
- Jaki kolor lubisz? Co jadasz? Wolisz koty czy psy? Lubisz książki? Jaki typ dziewczyn lubisz? Co robisz w wolnym czasie? Idziesz na studia, czy od razu do pracy? Planujesz wynająć mieszkanie po liceum, czy mieszkasz z rodzicami? Ja chciałabym kiedyś wyjechać w podróż dookoła świata, a jakie ty masz marzenia? Lubisz podróże? Gdzie chciałbyś pojechać? - Mówiłem, nawet nie zdając sobie sprawę z tego, że ze słów zrobił się bezsensowny bełkot, ale i tak pytałem dalej. W myślach milion razy się go pytałem o te rzeczy, ale nigdy nie byłem pewny, czy jego odpowiedzi to tylko moje marzenia, czy może trafiłem chociaż z jednym. Na jego twarzy dostrzegłem błysk zaskoczenia, ale zaraz potem znowu przybrał obojętny, surowy wyraz twarzy. Ku mojemu zaskoczeniu zaczął odpowiadać. Dowiedziałem się, że lubi granatowy kolor, fast foody i niezdrowe jedzenie, co mnie zaskoczyło, bo był bardzo chudy, że lubi koty, książki, nie ma określonego typu dziewczyny, w wolnym czasie lubi grać w różne gry i uprawiać sport, mieszka sam od roku, planuje iść na studia, chyba, że nie pójdzie mu matura to oleje to i pójdzie do pracy, nigdy nie podróżował, ale gdyby miał kasę, mógłby z kimś pojechać. Chciałby zobaczyć Nową Zelandię. Nawet powiedział, że gdyby za kilkadziesiąt lat planował się oświadczyć, to tylko tam. Słysząc to serce zabiło mi mocniej. Nie sądziłem, że z niego taki romantyk. Czułem, jak z każdą chwilą kocham go coraz bardziej.
Dotarliśmy na miejsce tuż przed dwudziestą. Zostawiliśmy rzeczy w szatni i poszliśmy na główną salę. Była cudna. Duża i jasna, ze złotymi elementami. Wielkie kolumny dopełniały tego widoku. Na wprost od wejścia znajdowała się mała scena, gdzie już rozłożony był sprzęt dla DJa. Całe pomieszczenie miało dwa piętra, z których górne tworzyło niejako taras widokowy dookoła dolnego. Na parterze oprócz miejsca do tańca było poustawianych kilkanaście stolików. Ale parę znajdowało się na piętrze, gdzie znajdował się też swoisty taras widokowy na salę. Byłem jednocześnie podekscytowany i przerażony. A jak ktoś mnie pozna? Nerwowo chwyciłem Kaoru za ramię. Byłem w całkowitym szoku, gdy ścisnął moją dłoń, opartą na jego ręce i poprowadził schodami na górę. Zauważyłem stolik ustawiony dla jego klasy. Wszystkie miejsca oprócz dwóch były zajęte. Koledzy Kaoru już tam siedzieli i o czymś gadali. Gdy nas zobaczyli, wydawali się być w całkowitym szoku.
- Hej Kaoru... kto to?
- Satoru. Chodzi do nas do szkoły - Uśmiechnąłem się przyjaźnie i kiwnąłem głową. Byłem zbyt przerażony, więc nie powiedziałem ani słowa.
- Cześć... łał, nie sądziłem, że Kaoru kogoś przyprowadzi... - Serce na chwilę mi zamarło. Bałem się pytań do której klasy chodzę i powolnego łączenia faktów. Na szczęście właśnie odezwali się przewodniczący, otwierając studniówkę. Podeszliśmy do balkonu i zaczęliśmy oglądać poloneza. Patrzyłem na tańczące pary i uśmiechałem się coraz szerzej. Powoli do mnie docierało, że to nie jest sen.
Potem dyrektor podszedł do ustawionej armaty, z której wystrzelił salwę, symbolizując rozpoczęcie studniówki. Rozbrzmiały gromkie brawa i zasiedliśmy do stołów. Kelnerzy zaczęli wnosić jedzenie, a ludzie zaczęli przelewać alkohol pod stołem. Ja jadłem w ciszy, najpierw podany rosół, a potem kotleta z surówką i pure. Serce mi waliło jak oszalałe. Czy Kaoru poprosi mnie do tańca? Byłbym szczęśliwy, nawet gdybyśmy spędzili cały wieczór przy tych stolikach, ale...
- Ej, słyszeliście? - Podniosłem wzrok znad mojego dania. Odezwał się właśnie któryś z przyjaciół Kaoru. - Podobno ma być konkurs na króla i królową studniówki - Paru chłopaków zaśmiało się krótko, a dziewczyny zaczęły piszczeć podekscytowane.
- A ty skąd wiesz? Na pewno by nam to powiedzieli wcześniej.
- No właśnie nie, słuchaj. To miała być niespodzianka, za nasz hajs kupiono jakieś plastikowe korony i zrobiono listy par. W sensie kogo wpisałeś jako swoją parę, z tą osobą startujesz. To by wyjaśniało, dlaczego kazali nam nawet wpisywać, gdy szliśmy z kimś z klasy.
- Ej, to zajebisty pomysł - Odezwała się jedna dziewczyna, chwytając tego chłopaka za rękę. - Ja chcę zostać królową balu.
- Ty? - Odezwała się kolejna dziewczyna. Nie wiem czy się znały, ale nie wydawały się za sobą przepadać. - Chyba żartujesz. Myślisz, że masz jakieś szanse?
- Większe niż ty, pasztecie.
Ktoś właśnie wtedy ogłosił, że zaczynają się zdjęcia. Kaoru pochylił się nade mną i szepnął, że może powinniśmy się stąd zmyć. Awantura między dziewczynami narastała, więc chętnie przystałem na tę propozycję. Zeszliśmy na dół, gdzie klasy już ustawiały się do zdjęć.
To było magiczne. Ustawiłem się tuż przed moim partnerem i najpierw wyprostowałem się, wypinając pierś, a potem, gdy fotograf kazał nam pokazać podwiązki, uniosłem delikatnie sukienkę, uważając, żeby przypadkiem nie pokazać nikomu majtek. Po skończonej sesji rozbrzmiała muzyka. Gniotłem sukienkę, zerkając nerwowo na Kaoru. On też wydawał się jakiś dziwny. Znaczy... było w nim coś innego. Miałem wrażenie, że na coś czeka. Zerkał na mnie co chwila, jakby się czegoś obawiał. W końcu zaprosił mnie do tańca. Myślałem, ze serce wyskoczy mi z piersi. To się naprawdę działo! Tańczyłem z miłością mojego życia. Obracał mnie, przytulał, trzymał za ręce... to było jak sen... z tym, że moje sny zwykle kończyły się tak, że budziłem się w brudnej pościeli i piżamie. Nie, nie myśl teraz o tym! Gdybym się podniecił, byłoby po mnie.
Zbliżała się północ, a ja nie czułem ani bólu nóg, ani zmęczenia. Tylko szczęście nie do powstrzymania. Muzyka nagle ucichła, a na scenę wszedł dyrektor.
- Panie i panowie, proszę, żebyście na chwilę zajęli swoje miejsca. Mieliście okazję zobaczyć pary, teraz czas na głosowanie na królową balu! Do waszych stolików zostaną przyniesione karty z parami. Dostaniecie też ołówki, zaznaczcie wybraną parę na karcie.
W kilka chwil parkiet całkowicie opustoszał. Usiedliśmy na swoim miejscu i zaraz dostaliśmy karty. Było tam kilkadziesiąt zgłoszonych par. Przeczytałem pierwszą. Nic mi to nie mówiło. Druga. Wciąż nic. Trzecia i czwarta tak samo. Piąta. Przeczytałem dwa razy. Raz jeszcze. Nic się nie zmieniało. Wyraźnie widziałem swoje imię i Kaoru. Przełknąłem ślinę i spojrzałem na siedzącego koło mnie chłopaka. Po uniesionej brwi mogłem stwierdzić, że chyba też się tego nie spodziewał.
- Dlaczego tu są nasze imiona?
- Cóż... - Zawahał się. Przejechał raz jeszcze wzrokiem po tekście i spojrzał na swoich kolegów.
- Byłeś faworytem, z kimkolwiek byś nie przyszedł. Gdy się okazało, ze jednak masz parę, musiała zostać zapisana - Odpowiedział jeden z nich, wzruszając ramionami. Zagryzłem dolną wargę. Jak powinienem się zachować? Zaznaczyć nas? Nie mieliśmy szans, to było oczywiste, ale... w takim razie co mi szkodziło? Odwróciłem katkę tyłem do Kaoru i zaznaczyłem ,,x" przy naszych imionach. Potem złożyłem kartkę na pół i oddałem ją zbierającej dziewczynie, prawdopodobnie przewodniczącej szkoły. Próbowałem nawet nie mieć nadziei na wygraną. To byłoby głupie. Ja, królową balu... byłoby to wspaniałe, ale nie...
- Głosowałaś na nas? - Usłyszałem szept nad sobą i aż podskoczyłem. Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej i spojrzałem w blat stołu, nerwowo gniotąc sukienkę.
- Cóż... ja... p-przepraszam...
- Tak pytałem - Oparł się o krzesło i patrzył w ledwie widoczną stąd scenę, gdzie przeliczali głosy. Ustawiane były na kupki różnej wielkości i rosły w różnym tempie. Zerknąłem na Kaoru. Patrzył na scenę z takim samym beznamiętnym wyrazem twarzy jak zawsze. A jednak jego oczy patrzyły, jakby rzeczywiście na coś czekał. Nie wydawał się być zainteresowanym zostaniem króla balu, więc... o co chodziło?
Czas mijał. Na scenie było kilka kupek różnej wielkości, ale jedna delikatnie nad nimi górowała. Przewodniczący zamienił parę słów z nauczycielami i podszedł do mikrofonu.
- Panie i panowie, znamy już wyniki. Zwycięzcami są... - Ostentacyjnie otworzył kopertę i wyjął z niej wyniki. Przyłapałem się na tym, że nerwowo gniotę sukienkę. Cholera, naprawdę chciałem, żebym to był...
- Satoru i Kaoru! Zapraszamy.
Prawie pisnąłem podekstycowany. Wygrałem! Nie mogłem w to uwierzyć! Spojrzałem na Kaoru. Wydawał się tak samo niewzruszony jak zawsze, ale czułem podświadomie, że też się cieszy. Wstał ze swojego krzesła i wyciągnął rękę w moją stronę. Chyba sam bym nie ustał, więc z ulgą przyjąłem jego pomoc. Ściskałem jego dłoń mocno, nieco zbyt mocno jak na delikatną dziewczynę, ale za bardzo się trząsłem.
- Boisz się? - Zapytał, gdy schodziliśmy po schodach. Wzrok wszystkich padł na nas i rozbrzmiały już teraz gromkie brawa. Miałem wrażenie, że w tym pytaniu jest coś więcej niż tylko troska o mnie. Jednak w tej chwili nie miałem do tego głowy. Serce waliło mi jak oszalałe i po prostu... miałem ochotę płakać ze szczęścia.
Weszliśmy na scenę, oświetliły nas reflektory, a brawa stały się jeszcze głośniejsze. Ktoś piszczał, ktoś gwizdał. Dziewczyny patrzyły na mnie z zazdrością. To też nie miało znaczenia. Stałem tutaj, na mojej studniówce, w sukience, w pełnym makijażu, tuż przy facecie, w którym kochałem się od trzech lat. I zostałem królową balu! Nie mogłem powstrzymać promiennego uśmiechu, który cisnął mi się na usta. W kącie oka poczułem kręcącą się łzę, która szybko starłem. Na podium weszli przewodniczący szkoły. Ja dostałem koronę, szarfę bukiet od chłopaka, a Kaoru od dziewczyny. Odwróciłem się w jego stronę. Nie wydawał się w żaden sposób przejęty tym wyróżnieniem i tylko patrzył na mnie w pewnym wyczekiwaniem. Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Wydawał się naprawdę zaskoczony, ale chwycił mnie za rękę. Stanęliśmy w blasku lamp błyskowych tuż przy sobie. Ściskałem bukiet kwiatów z szerokim uśmiechem. Obok sceny widziałem moją wychowawczynię. Wyglądała na zadowoloną. Patrzyła na mnie nawet z dumą. Albo była zadowolona moim szczęściem.
- Gratuluję wygranej parze - Usłyszałem za sobą głos dyrektorki. - A teraz, wedle szkolnego zwyczaju, wygrana para zacznie taniec. Raz jeszcze wielkie brawa.
Rozbrzmiała delikatna, powolna muzyka. Z uśmiechem spojrzałem na Kaoru. Ten pierwszy zszedł ze sceny i ostrożnie ściągnął mnie z niej. Objął mnie w pasie, ścisnął moją dłoń i ruszył. To było jak trans. Wykonywałem powolne, krótkie kroki, wykonując co jakiś czas obroty. Kaoru zaczął mną obracać. Szedł pewnie, prowadząc mną stanowczo, a ja posłusznie dawałem się prowadzić. Byłem w tej chwili jego. Byłem jego królową, jego księżniczką. A on był moim światem... teraz nie liczyło się nic, prócz jego oczu, tak intensywnie wpatrujących się w mnie, jakby chciał poznać cały mój umysł.
*Błagam, oby mi nie stanął, oby mi nie stanął*
- Jesteś niesamowita, wiesz? - Zapytał szeptem, który był jednak wystarczająco donośny, by przebić się przez muzykę i panujący dookoła harmider. Chociaż w tej chwili nie słyszałem nic poza jego głosem i oddechem, nie widziałem nic poza nim, wszystko dookoła było próżnią.
- Dziękuję - Szepnąłem. Przez krótką chwilę byłem pewny, że to się stanie. Że zbliży się do mnie i mnie pocałuje... już czułem jego oddech na moich ustach i lekko je rozchyliłem, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że wcale tego nie zamierza. Tylko patrzył na mnie... a ja rozpływałem się pod jego spojrzeniem. Jeżeli mi stanie to podetnę sobie żyły. Będę pięknie wyglądał w trumnie, jeżeli pozostawią mi sukienkę, szarfę i plastikową koronę. Mogłem napisać testament i go zostawić w pokoju. Napisałbym w nim coś w rodzaju: ,,Jeżeli zdecyduję się zabić po tym balu, proszę pochowajcie mnie w takich ubraniach, jakie miałem na studniówce. Trumna może być zamknięta, żebyście nie musieli się za mnie wstydzić".
- Posłuchaj - Szepnął, obracając mną dookoła. Moje ramiona wydawały się słabe, a ciało utrzymywało się w pionie tylko dzięki Kaoru. - Chcę pić alkohol - Miałem wrażenie, że słyszę trzask mojego serca. Przez chwile serio myślałem, że... mówił tak, że byłem pewny, że mi coś wyzna. Zresztą, powiedział to takim głosem, że gdybym mówił w innym języku byłbym przekonany, że mówi do mnie ,,kocham cię". - Więc nie odwiozę cię do domu - Kontynuował tym samym głosem. Wokół zaczęło robić się tłoczno. Powoli ja i mój król przestaliśmy zwracać na siebie uwagę. - Obok jest hotel - Serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Gdybym wiedział... gdyby on wiedział... zacząłbym skakać i piszczeć. Ale nie wiedział, więc tylko zalałem się rumieńcem i patrzyłem na niego wielkimi oczami.
- Posłuchaj Kaoru, ja... lubię cię i to bardzo, ale... ale to...
- Niczego nie planuję - Zapewnił mnie, a coś w jego głosie kazało mi myśleć, że rzeczywiście tak jest. - Nie chcę cię po prostu zostawiać samą sobie. Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Pokój z dwoma łóżkami?
To byłoby spełnienie moich snów... cholera, w takich chwilach żałowałem, że nie jestem dziewczyną. Z drugiej strony... mogłem teraz całą noc gapić się na Kaoru... jak śpi... może nawet ściągnie koszulkę?
- Oczywiście - Powiedziałem w końcu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji i nawet nie wysilił się na powiedzenie czegokolwiek. Po prostu kiwnął głową i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Poczułem jego klatę przylegającej do mojej. Bałem się, że albo poczuje on, że mam na sobie wypchany stanik push up, albo co gorsza poczuje całkowicie autentyczną wypukłość, znacznie niżej.
Bal był cudowny. Tańczyliśmy do późnej nocy. Nawet kilku kolegów Kaoru zaprosiło mnie do tańca, a on wspaniałomyślnie się zgadzał. Dzięki temu sam mógł usiąść i odpocząć, bo ja byłem tak podekscytowany, że mogłem nie spać przez tydzień.
Zbliżała się piąta. Żywe, skoczne piosenki zamieniły się znowu na powolne dla par. Znowu zaciągnąłem Kaoru na coraz bardziej pustoszejący pakiet i poruszaliśmy się powoli w rytmie piosenek. Zacząłem odczuwać nieprzyjemny ból spowodowany obtarciami przez buty na obcasie. Cholera, mogłem jej zmienić.
- No dobrze, panie i panowie. A teraz ostatnia piosenka. Dziękuję wam bardzo za ten wieczór i za tę studniówkę. Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze. Dzięki, że wytrzymaliście do tak późnej godziny. A teraz ostatnia piosenka. Mam nadzieję, że was zmotywuje do przygotowań do tego, co się stanie już za sto dni.
W tle poleciała piosenka ,,już za rok matura", powodując cichą salwę śmiechu. W tej chwili opierałem czoło na piersi Kaoru. Byłem zbyt słaby, żeby normalnie stać. Byłem wykończony, ale też nieziemsko szczęśliwy. Ta noc mogłaby trwać wiecznie. Zwłaszcza, że wiedziałem, że już jutro nie będziemy się znali. Wszyscy będą szukać tajemniczej królowej balu, kto wie, może nawet on, ale nikt nigdy jej nie znajdzie. Tragiczny los, odwrotna historia zakochanych, bez szczęśliwego zakończenia. Minie sto dni, skończymy szkołę i on zapomni o moim istnieniu. Ja przez parę lat będę cierpieć i żyć wspomnieniami z tego balu, ale w końcu i ja zapomnę o nim. W każdym razie ta noc będzie tą ostatnią, gdy będę z nim tak blisko. Może nawet ostatnią w której rozmawiamy.
- Jesteś zmęczona? - Zapytał, pochylając się nade mną.
- Trochę... i nogi mnie bolą.
- Zabierzmy rzeczy. Zaraz będzie tłok w szatni - Chwycił mnie za rękę i poprowadził do wyjścia. Byłem tak zmęczony, że nawet nie protestowałem. Opuszczałem miejsce moich najcudowniejszych wspomnień i oprócz żalu czułem tylko... zmęczenie. Chyba nie tak powinno to być. Trudno, będę tego żałował jutro.... znaczy dzisiaj rano.
Przy szatni nie było jeszcze dużej kolejki, więc odebraliśmy nasze rzeczy. Minęliśmy uczniów, którzy szli na autokar specjalnie wynajęty na tę okazję i poszliśmy do hotelu na przeciwko. Za ladą stał jakiś młody chłopak, który lekko przysypiał, ale poderwał się, jak tylko nas zobaczył.
- Witam - Powiedział i przyłożył dłoń do ust, żeby powstrzymać ziewnięcie. - Jaki pokój?
- Dla dwojga. Tylko...
- Mamy tylko jeden - Powiedział zmęczonym tonem i położył klucz na blacie. - Przynajmniej dwuosobowy.
Kaoru spojrzał na mnie, ale wyciągnął z torby kartę bankomatową i zapłacił nią za pokój. Byłem tak wykończony, że nawet nie mogłem protestować. Dałem zaciągnąć się do windy, a potem na drugie piętro do pokoju 249.
Ledwo drzwi się za nami zamknęły, poczułem gwałtowne szarpnięcie i ból przeszywający tył mojej czaszki. Oczy mi się zaszkliły i spojrzałem na górę, na stojącego nade mną Kaoru. Trzymał mnie mocno za przód sukienki, a na jego twarzy malowała się wściekłość.
- To ma być jakiś kurwa żart? Kpisz sobie ze mnie? - Zapytał ostro. Jak mógł wyglądać tak seksownie, gdy był wściekły? Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Nie rozumiem. Ja...
- Najpierw myślałem, że to jakiś żart. Okrutny, chamski żart. Potem stwierdziłem, że nikt nie był tak głupi, żeby wierzyć, że się na niego nabiorę. Potem stwierdziłem, że może chcesz mnie zniszczyć i upokorzyć na studniówce. Ale nic takiego się nie stało. Jesteś tu ze mną i przez cały bal... - Nigdy jeszcze nie widziałem na jego twarzy tyle ekspresji. Patrzył na mnie lodowato i był wściekły, a jednocześnie taki... zagubiony. Kompletnie nie wiedział co się dzieje... zresztą ja też.
- Ale... ja nie...
- Nie kpij ze mnie! - Szarpnął mną i ponownie uderzył o drzwi. Jęknąłem krótko, a w oczach zakręciły mi się łzy bólu. Już chciałem zapytać po raz kolejny i wyjaśnić, że nie mam pojęcia o czym mówi, ale uciszył mnie jednym spojrzeniem. - Myślisz, że jestem głupi? Jest tylko jedna osoba w całej szkole, która lampi się na mnie takim maślanym wzrokiem - Jedno szarpnięcie pozbawiło mnie peruki razem z moją koroną. Ta wylądowała na ziemi, a ja nagle poczułem się nagi. Wiedział... jęknąłem żałośnie i objąłem się ramionami, jakby naprawdę zerwał ze mnie ubranie.
- Ja to... wyjaśnię...
- Zamknij się - Zamknąłem oczy i spuściłem głowę. - Powiem ci coś. Kiedy przyszedłeś wtedy do kawiarni wiesz co pomyślałem?
- Przepra... - Policzek wymierzony w twarz całkowicie mnie uciszył.
- Powiedziałem, że masz być cicho. Pomyślałem sobie, że coś w tej dziewczynie jest nietypowego. Zaintrygowała mnie. Do tego stopnia, że nawet się nie wahałem, gdy zaprosiła mnie na studniówkę. Nigdy się nie wahałem, ale pierwszy raz w takim sensie. Pomyślałem ,,hej, w sumie to dlaczego by nie?" Bo była inna, bo była nietypowa i coś w niej mnie pociągało. A potem się tak uśmiechnęła. Wiesz, że praktycznie każdą przerwę spędzam na patrzeniu w przestrzeń, prawda? - Wydawało mi się, że to było pytanie, więc pokiwałem głową. - Oczywiście, że wiesz. W końcu lampisz się we mnie od trzech lat. Wiesz co wtedy robię? Myślę. I obserwuję ludzi, którzy są w szkole. Pamiętam praktycznie każdą osobę, która się z nami uczy. Mógłbym wymienić ci je z pamięci. Może to mnie zaintrygowało w tobie? Że nie wiedziałem kim jesteś? A potem poznałem ten uśmiech. Ten sam uśmiech, który widziałem w drugiej klasie u jakiegoś pedałka, do którego dowalili się starszacy. Wiesz jakie to było żenujące? Że laska, którą uznałem za interesującą to facet?! Jakbym był jakimś pieprzonym gejem! - Skuliłem się, bo myślałem, że znowu mnie uderzy, ale tego nie zrobił. Odwrócił się i zrobił kilka kroków wgłąb pokoju, żeby się uspokoić. - A jednak dalej się w to pakowałem - Mówił wciąż zirytowany, ale teraz nawet na mnie nie patrzył. Wpatrywał się w widok za oknem. - Wiesz dlaczego?
Pokręciłem głową, po czym uświadomiłem sobie, że przecież na mnie nie patrzy. Więc szepnąłem ciche ,,nie".
- Bo byłem ciekawy po cholerę to wszystko. Dlaczego FACET upadł tak nisko, żeby założyć sukienkę i podrywać innego faceta. Byłem ciekawy. Dlatego postanowiłem to ciągnąć. Spodziewałem się, że mnie wystawisz, a ty czekałeś, w jeszcze bardziej eleganckiej sukience, z tym... irytującym... szerokim uśmiechem. Żaden facet nie powinien się tak uśmiechać, gdy ma na sobie sukienkę! Żaden kurwa! Uznałem, że to jakiś podstęp, ale chciałem zobaczyć jaki. Może chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć, żeby mnie wyśmiać? - Mówił coraz spokojniej, ale wciąż wściekły. Dostrzegłem wtedy w nim coś dziwnego... czy... mogło mi się wydawać, ale w całym tym monologu było coś... smutnego. - A ty pytałeś o to wszystko tak, jakby naprawdę cię to obchodziło. Myślałem, że zdejmiesz tę perukę, żeby mnie wyśmiać przy kolegach, ale ty się świetnie bawiłeś. A potem... potem byłem pewny, że chodzi tu o to, żeby zdjąć perukę przed całą szkołą. Słowo daję, mniej traumatyczne byłoby to, niż to co znosiłem. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo byłem skołowany wtedy! I cały wieczór szczerzyłeś się jak debil... naprawdę jak zakochana dziewczyna. Co jest z tobą nie tak?!
Odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Teraz widziałem w jego oczach, zwykle tak pustych i beznamiętnych... wściekłość. Wściekłość i niezrozumienie. Powinienem być zły, ale serce tylko coraz bardziej mi waliło. Zagryzłem dolną wargę. Nie było już sensu tego ciągnąć... zwłaszcza, że znał prawdę... nie mogło być gorzej niż teraz.
- Ja... ja... - Wyszeptałem. Rozbrzmiało parę kroków i znowu nad sobą miałem ciało Kaoru. - Ja... - Przełknąłem ślinę. - Przepraszam... to wszystko dlatego... - starłem łzy, nim całkowicie się rozkleiłem. - Ja po prostu... cię lubię... - Powiedziałem jeszcze ciszej. Chciałem się schować gdzieś daleko... gdzieś, gdzie na pewno mnie nie znajdzie.
- Przestań chrzanić - Warknął, chwycił mnie znowu za kieckę i przygniótł do drzwi. - Co jest z tobą nie tak? Jesteś gejem? Lubisz facetów?
- Nie... ja... trochę... ale... - Wziąłem głębszy wdech, żeby chociaż trochę się uspokoić. Wcześniej miałem wrażenie, że to wszystko to piękny sen, który skończył się tak gwałtownie, że... że... - Przepraszam cię Kaoru - Osunąłem się na ziemię i objąłem swoje nogi, odziane w sukienkę, której teraz nienawidziłem. Kaoru, moja miłość, mój książę teraz patrzył na mnie, na to kim naprawdę jestem. Nie miałem nawet odwagi zobaczyć, jak bardzo jest wściekły. Chciałem się gdzieś schować i uciec od niego... nie chciałem, żeby mnie widział... nie w takim stanie. Nie kiedy widział moją najbardziej żenującą słabość.
- Czyli co? To wszystko to był... jakiś twój... sam nie wiem jak to nazwać, czy fetysz czy coś w tym rodzaju? - Delikatnie pokiwałem głową.
- Ja tylko chciałem... tylko chciałem pójść z tobą na studniówkę. Przepraszam...
Schowałem twarz w kolanach, gdy Kaoru kucnął przede mną.
- Powiedz mi jedną rzecz. Co dokładnie planowałeś? W związku z tym wieczorem i kolejnymi? Jak długo chciałeś udawać dziewczynę?
- Ja... ja tylko chciałem przeżyć ten jeden, jedyny dzień tak jak... tak jak chciałem. Z facetem, w którym jestem zauroczony.
Postać przede mną wstała i ponownie podeszła do okna. Wydawał się jednocześnie załamany i przerażony. Spędził cały wieczór z facetem... każdy byłby załamany. W jednej chwili cały jego spokój i chłód zniknął, a ja jednak... dalej byłem w nim zakochany.
Wstałem z ziemi, zrzuciłem buty, w których już nie mogłem chodzić i podszedłem do okna, obok Kaoru. Spojrzał na mnie chłodno. Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem rękę w jego stronę. Spojrzał na nią zaskoczony i znowu podniósł na mnie wzrok.
- Przepraszam - Powiedziałem, mimo pętli, która zaciskała się na moim gardle. Patrzyłem z trudem w jego oczy, tak beznamiętne i spokojnie, jedyne które odkryły kim naprawdę jestem, rozebrały mnie z mojej największej tajemnicy i... i dalej sprawiały, że miałem ochotę osunąć się na ziemię. - Źle zacząłem. Nazywam się Satoru, jestem facetem, ale mam skłonności transwestyczne. Lubię nosić sukienki, jestem gejem i... - Zamilkłem. Mówienie było okropne. Zwłaszcza takich rzeczy. - I cię kocham... proszę, mógłbyś mnie nie nienawidzić?
Chwilę patrzył na mnie tymi swoimi oczami. Dłonie zacisnął na parapecie, westchnął i odchylił głowę do tyłu. Głośno wypuścił powietrze i w końcu chwycił moją dłoń.
- Dobra, przepraszam. Trochę byłem przerażony i zły, bo przez cały czas kleił się do mnie facet, a mi to w ogóle nie przeszkadzało.
Trzymałem jego dłoń długo za długo. A teraz tutaj w małym, dwuosobowym pokoju, z kilkoma szafkami i łóżkiem dla dwóch osób, serce znowu mi przyspieszyło.
- To chore, że facet może wyglądać tak dobrze w sukience, wiesz?
Zaśmiałem się krótko. Pierwszy raz w życiu, gdy na niego patrzyłem, miałem wrażenie, że przed kimkolwiek się otwiera. Zawsze był taki zamknięty i spokojny i... nie okazywał żadnych emocji. A teraz w końcu widziałem w nim coś więcej... i to otwierał się przede mną.
- Nie gardzisz mną? - Zapytałem niepewnie. Naprawdę mocno potrzebowałem tego zapewnienia.
- Jestem skołowany. To chyba wszystko. No i wściekły na siebie, że nim cię rozpoznałem, stwierdziłem, że jesteś całkiem ładny.
Zrobiło mi się gorąco. Ścisnąłem mocniej jego dłoń, co musiał zauważyć, bo spojrzał na nasze splecione dłonia. Zrobiłem krok do przodu. Nasze ciała się ze sobą zetknęły, a ja nie miałem siły, żeby odwrócić wzrok od jego oczu. A on... też na mnie patrzył. A jego wzrok był taki... taki... spokojny. Jakby nie działo się nic dziwnego... może nawet był zaciekawiony? A serce biło mi coraz szybciej i szybciej. Zamknąłem oczy i stanąłem na palcach. Moje dłonie drżały, a serce waliło jak oszalałe. Nie chciałem na niego patrzeć. Za bardzo się bałem, że mnie odrzuci... cholera, chyba mi odbiło, żeby robić coś takiego...
Nagle poczułem coś na wzór eksplozji elektrycznej, która przeszła przez całe moje ciało. Na ustach poczułem ciepłe usta Kaoru i teraz byłem przekonany, że to musi być sen. Albo sen, albo jakiś raj. Objąłem szyję Kaoru i stanąłem na palcach, by wpić się w jego usta. To było dziwne... to było wspaniałe, cudne. Wcześniejsze podniecenie w końcu dało widoczne efekty, które było widać w postaci wypukłości pod moją sukienką. W końcu usta Kaoru zniknęły, a ja odważyłem się na niego spojrzeć.
- Pieprzony trans... - Szepnął, a ja znowu miałem ochotę się skulić i uciec. - To wszystko przez ten twój cholerny uśmiech - Otworzyłem usta, ale nie powiedziałem ani słowa. Kaoru objął moją twarz dłońmi i wpił się w nie namiętnie.

Oczyma wyobraźni wiele razy widziałem tego typu zdarzenie, ale nigdy nie odważyłem się nawet mieć na to nadzieję. Całowaliśmy się długo, potem poszliśmy na łóżko i... gadaliśmy przez długie godziny. Nie uprawialiśmy seksu. Dla Kaoru to było za dużo, a ja nie chciałem, żeby mój pierwszy raz był z gościem, którego znałem tylko z marzeń. Oboje musieliśmy się poznać. Ale to była najcudowniejsza noc mojego życia. Leżałem przy facecie, którego kocham, w cudnej sukience i nawet w mojej koronie. miałem wrażenie, że wyczerpałem mój limit szczęścia, ale wtedy usłyszałem te trzy cudowne słowa, kiedy moja miłość leżała przy mnie i niepewnie bawiła się moimi włosami: ,,czy chcesz ze mną chodzić".
♥♥♥
W poniedziałek do szkoły szedłem z szerokim uśmiechem, ciągle mając wspomnienie ze studniówki. Szkoła była poruszona ostatnimi zdarzeniami, ale oczywiście nikt mnie z nimi nie wiązał. Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności. Mijając klasę Kaoru rzuciłem mu uroczy uśmiech. Kącik jego ust uniósł się delikatnie do góry i kilka cudownych chwil patrzył mi w oczy. Jakiś jego kolega szturchnął go w ramię i zagadał na jakiśtam temat. A ja ruszyłem dalej. Minęło mnie parę osób, ale nikt mnie nie poznał. Nikt nie wiedział, że ten nudny kujon w flanelowej koszuli był ich królową balu. A w przyszły piątek z Kaoru mieliśmy iść na naszą pierwszą... a może już drugą randkę? Tymczasem ja zbierałem już pieniądze. Przyda się na randki. A jeżeli uda mi się zaoszczędzić... za parę lat polecimy razem do Nowej Zelandii.

sobota, 4 lutego 2017

Lekcja życia XXI - Lekcja kąpieli

Obudził mnie przyjemny zapach roztopionego sera i gorącej herbaty. Otworzyłem oczy. W pokoju byłem całkowicie sam, zniknęły ciepłe ramiona i przyjemny oddech, który łaskotał moją skórę. Przewróciłem się na drugi bok, chcąc jeszcze chwilę się po rozkoszować wolnym łóżkiem, ale wiedziałem, że nie zajmie to długo, nim i tak będę musiał wstać.
Nie byłem pewny, czy mam ochotę jeść śniadanie. Nie byłem pewny, czy w ogóle mam ochotę widzieć senseia. Znaczy... może nie po tym, co było wczoraj. Jakoś nie czułem się psychicznie gotów, żeby z nim rozmawiać.
Przewróciłem się na plecy i dłuższą chwilę wpatrywałem w sufit. Czas mijał, do zapachu sera dołączył też zapach świeżych jajek. Po chwili usłyszałem kroki, a zaraz potem zobaczyłem sylwetkę senseia, nonszalancko opartą o drzwi. Lekko zażenowany jego wzrokiem, odwróciłem się na drugi bok.
- Śniadanie - Powiedział łagodnie z radosną nutą w głosie. - Mam nadzieję, że jesteś głodny. Jesteś na jakiejś chorej diecie? Faceci nie powinni być aż tak chudzi.
Milczałem, za bardzo zażenowany, żeby z nim gadać. Czułem się dziwnie, gdy komentował moje ciało, a nie mówił... o tym. Jednak czas mijał, sensei też milczał, a ja czułem się coraz bardziej i bardziej niekomfortowo. Jednocześnie coraz bardziej czułem, że wstanie w tej sytuacji byłoby okropnie żenujące.
- Ostatnia szansa - Głos senseia przedarł się przez barierę ciszy i w jakiś dziwny sposób odblokował moje ciało, że byłem w stanie się podnieść. - Grzeczny chłopiec - Zaśmiał się tym dziwnym tonem, jakby jednocześnie się ze mnie nabijał i mnie komplementował. Wyminąłem go i ruszyłem do kuchni, wpatrując się w swoje stopy. Czy każdego ranka trwała między nami taka dziwna cisza? Miałem wrażenie, że wcześniej nie, chociaż i tak jeszcze nie przywykłem do wspólnego mieszkania. W jadalni zająłem moje stałe miejsce, gdzie już leżał talerz z sadzonymi jajkami i trójkątnymi tostami, obok których leżał parujący kubek przyjemnie pachnącej herbaty, prawdopodobnie z cynamonem.
- Dziękuję za posiłek - Wymamrotałem. Sensei usiadł tuż obok mnie i sam zabrał się za posiłek. Jedliśmy w ciszy, wpatrując się w swoje talerze, a przynajmniej ja, ale miałem cichą nadzieję, że sensei robi dokładnie to samo.
- Sashi, musimy pogadać - W panującej między nami ciszy te słowa wydawały się jak ostrze, które rozcięło zasłonę milczenia i odkryło znowu moją obecność, wcześniej bezpiecznie schowaną gdzieś bardzo daleko, gdzie nie docierał głos senseia.
- Nie wiem czy chcę... - Powiedziałem cicho, wbijając wzrok w talerz. Mimo usilnych chęci, chwilę potem całe moje krzesło zostało odwrócone w stronę senseia, który teraz siedział przede mną, trzymając mnie w mocnym uścisku za drżącą dłoń.
- Musimy dzisiaj omówić bardzo ważną lekcje teoretyczną - mówił spokojnie, tym swoim łagodnym głosem, ale wystarczyła wymalowana na jego twarzy powaga, żebym poczuł nieprzyjemne dreszcze. - Pewnie powinienem zacząć od takiej pogadanki, ale chyba teraz jest nawet odpowiedniejsza pora. Musimy bardzo poważnie pomówić o seksie - Mimo wcześniejszego speszenia, słuchając czegoś takiego poczułem na policzkach nieprzyjemne rumieńce. - Seks to coś bardzo poważnego, na pewno już to wiesz. Z drugiej strony, nie ma nic łatwiejszego niż to. I tu mówię serio. Jest to najprostszy rodzaj relacji, bo nie wymaga żadnych uczuć, żadnego otworzenia się, nawet niestety zaangażowania emocjonalnego. A ja chcę cię nauczyć czegoś więcej. Nie tylko rozłożenia nóg i oddania się osobie, która tego zechce, ale też oddania swojej duszy, a nawet serca. A żeby to zrobić - Kucnął tuż przy mnie, przez co z jeszcze większym trudem udawało mi się unikać jego spojrzenia. - Więc jeżeli dalej jesteś pewny swojej decyzji, musisz się przede mną otworzyć, dobrze? - Jego uśmiech, tak czuły i tak dobrze mi znany, dalej był wystarczający, żeby roztopić mi serce.
- Dobrze... - Szepnąłem tylko.
- Nie musisz mi mówić jak to się stało i dlaczego to zrobiłeś - Przełknąłem ślinę. Już myślałem, że nie sensei nie poruszy tematu mojego cięcia się. - To co mi mówisz jest wystarczające, żebym się tego domyślił. Ale musisz mi zaufać. Nie kryć się przede mną. Czy jesteś na to gotowy? - Nie wiedziałem co powiedzieć. To wszystko było takie żenujące, że najchętniej schowałbym się teraz pod ziemię. Ale... sensei miał rację, powinienem też otworzyć się przed nim... sercem. Poza tym, nie było drugiej osoby, której ufałbym tak jak jemu.
- Dobrze... - Szepnąłem. Dłonie senseia przeniosły się w górę, po moich dłoniach, zostawiając na nich nieprzyjemne dreszcze. Wślizgnął się pod ramię mojej koszulki i odsłonił kilka krawych symboli mojej słabości. Milczał dłuższą chwilę, po której nieśmiało odważyłem się podnieść głowę. Patrzył mi prosto w oczy, uśmiechając się czule.
- I co? Nie jest tak źle, prawda? - Zapytał czule, a mi aż serce zabiło mocniej. Powinienem chcieć uciec i ukryć się ze swoimi ranami, zwłaszcza, że sensei ciągle przejeżdżał po nich opuszkami palców, ale... to rzeczywiście nie było aż takie złe. - To nie jest rzecz, której powinieneś się wstydzić. Oczywiście, cięcie się nie jest dobre i nie jest to powód do chwalenia się, ale też nie do wstydu. To nie twoja wina, że po tym co przeszedłeś, tylko tak umiesz sobie radzić - Pogładził mnie czule po policzku, a ja nagle poczułem, że chyba zaczynam płakać. - Ale nie musisz już więcej tego robić - Objął dłońmi moją twarz i spojrzał mi głęboko w oczy, aż zacząłem się zastanawiać, czy w tej chwili nie czyta bezpośrednio z mojej duszy. - Bo cokolwiek by się nie stało, możesz liczyć na mnie, jasne? - Uśmiechnął się delikatnie, a ja nie mogłem zrobić nic, tylko pokiwać głową i niemal rzucić się na niego. Oplotły mnie ciepłe ramiona, a ja byłem niemal całkowicie pewny, że nie chcę, żeby kiedykolwiek mnie puszczały.
- No już, już, nie płacz... przecież jestem tutaj - Szepnął, a jego słowa sprawiały, że moje serce wydawało się bić coraz szybciej i szybciej.
- Dziękuję ci sensei... że mnie uczysz tego wszystkiego i... i że mogę na ciebie liczyć...
- Proszę - Szepnął tylko. Staliśmy tak chwilę, w całkowitej ciszy, ja wtulony w niego i za nic nie chciałem go puszczać. - A propo lekcji... może przerobimy kolejną? - Wskazującym palcem zmusił mnie, żebym podniósł twarz. Jego wzrok był spokojny i czuły, chociaż na ustach błądził delikatny uśmieszek. Jakoś nie umiałem mu odmówić, poza tym, przecież byłem tutaj właśnie po to, żeby się uczyć. Delikatnie kiwnąłem głową, a sensei chwycił mnie za dłoń i zaciągnął do łazienki.
- A... co będziemy dzisiaj przerabiać? - Zapytałem, gdy sensei zamknął za nami drzwi na zamek. Raczej nikt nie miał prawa tutaj wejść, więc miałem dziwne wrażenie, że to miało na celu tylko zatrzymanie mnie tutaj.
- Weźmiemy wspólną kąpiel - Oświadczył z promiennym uśmiechem, po czym bez żadnego wahania, ściągnął z siebie koszulę. Zamarłem, momentalnie zalewając się rumieńcem. K-kąpiel? Tak od razu? Ja... nie czułem się jeszcze gotów na taki krok. Dopiero co się uczyłem przyzwyczajać do tego, że jestem przy nim PRAWIE nagi.
- Al-ale... - Wydukałem i mimowolnie zerknąłem w stronę drzwi. Jeszcze teraz zdążyłbym uciec, ale gdybym to zrobił, sensei mógłby się obrazić. W końcu jeszcze udzielał mi lekcji za darmo. A przynajmniej nie podał żadnej ceny, którą miałem mu płacić.
- Jeżeli chcesz możemy zostać w bokserkach - Moje zażenowanie nie zrobiło na nim wrażenia i jakby nigdy nic, zaczął nalewać wody do wanny. - Seks jest znacznie bardziej żenujący niż wspólna kąpiel. I tak jak mówiłem, nim do czegokolwiek dojdzie, musisz się przede mną otworzyć. Przypominam, że podczas seksu będziesz jeszcze bardziej zażenowany.
Stałem tyłem do wanny, ze spuszczoną głową, wsłuchując się w szum wody napływającej do wanny. Na ramionach poczułem delikatny uścisk, ale w końcu kiwnąłem głową.
- Pamiętaj, że jeżeli będziesz chciał się wycofać, w każdej chwili możesz to zrobić.
- Chcę to zrobić... - Powiedziałem niepewnie. Bałem się, byłem niepewny i zażenowany, ale już postanowiłem. Sensei do niczego mnie nie zmuszał. Powoli odwróciłem się do tyłu, dalej nie podnosząc głowy. Sensei bez słowa sięgnął do mojej koszuli, a gdy nie reagowałem, zaczął rozpinać guziki. Osobiście raczej wolałem T-shirty, ale dla wygody senseia, na czas mieszkania u niego, przerzuciłem się na koszule. Bardzo lubił ściągać ze mnie ubrania, a koszula dawała w tym większą wygodę, niż zwykła bluzka.
Po chwili górna część mojego ubrania wylądowała na podłodze. Czułem się naprawdę dziwnie... a jednak nie mogłem znieść świadomości, że zaraz będzie jeszcze gorzej.
- Jest dobrze? - Kiwnąłem głową. W odpowiedzi zobaczyłem parę rąk, która zaczęła dobierać się do moich spodni. Powoli rozpiął guzik jeansów i rozsunął suwak, a te spadły bezwiednie na ziemię. Stałem tak, pół nagi, zażenowany, na skraju własnej wytrzymałości psychicznej. Stałem tak bez słowa, aż sensei sam nie ściągnął z siebie spodni i nie wszedł do wanny. Wpatrywałem się chwilę w białe kafelki, nie mając odwagi się poruszyć.
- Słodki jesteś - Usłyszałem jeszcze, nim coś zacisnęło się na moim nadgarstku i chwilę potem wylądowałem wśród ciepłej wody. Od nadmiaru osób, ta wylała się nieco z wanny i rozlała po ziemi. Wylądowałem w okropnej pozycji, z twarzą tuż przy nagiej piersi senseia. Spuściłem zawstydzony wzrok, byleby nie patrzeć na jego twarz.
- I co, nie jest tak źle, nie sądzisz? Wspólne kąpiele potrafią być naprawdę przyjemne. Tylko się aż tak nie spinaj - Zaśmiał się krótko, obejmując mnie delikatnie.
- Bo... to żenujące...
- A co w tym żenującego? Jesteśmy tutaj razem, tylko ty i ja. Czego się tutaj wstydzić?
- B-bo... nie wiem, to nie jest normalne... i... czuję się dziwne.
- Mówiłem ci, powinieneś się przede mną otworzyć. Będzie dużo, dużo - szepnął, przejeżdżając dłonią po moich włosach. - Dużo gorzej - Zaśmiał się krótko. Jeszcze niżej spuściłem głowę i nerwowo zacisnąłem dłonie w pięści. - Wiem co cię rozluźni. Odwróć się.
Podniosłem głowę i lekko przerażony spojrzałem na senseia. Bałem się, byłem zażenowany i nie miałem pojęcia co planuje. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie, tak przyjazne i łagodne, tak czułe i ciepłe, że nie mogłem odmówić. Zresztą, w ten sposób nie musiałem patrzeć na jego twarz. Odsunąłem się od jego piersi i posłusznie usiadłem tyłem. To wszystko było... dziwne. Dzieliła nas tylko minimalna ilość wody, która oprócz bokserek była jedyną rzeczą, która nas okrywała. Nerwowo złączyłem uda, które otoczone były nogami senseia. Po chwili również na ramionach poczułem jego dotyk. Zadrżałem i nawet próbowałem się odsunąć, ale uścisk senseia całkowicie mi to uniemożliwił.
- Nie denerwuj się. Po prostu zamknij oczy, rozluźnij się i daj się masować - Szepnął do mojego ucha i zaczął naciskać na moje mięśnie. Zacisnąłem powieki i spuściłem głowę, walcząc z przemożną chęcią, żeby po postu stąd uciec. Czas mijał, a ja coraz niechętnie przyznawałem, że jest tutaj naprawdę przyjemnie. Ciepła woda, ręce senseia i ten przyjemny masaż. W końcu mogłem rozluźnić ramiona i nawet oparłem się o ciepłą pierś.
- Od razu lepiej - Usłyszałem za sobą. - A teraz przyznaj, że jest przyjemnie.
Nadąłem niezadowolony policzki, które przybrały nienaturalną barwę czerwieni. Nie miałem najmniejszej ochoty mówić czegoś tak żenującego. Już wystarczyło mi, że się na to zgodziłem.
- NIe chce... - Powiedziałem niemal szeptem. Prawdopodobnie wymiana zdań trwałaby jakiś czas, gdyby nie przerwało jej pukanie do drzwi. W pierwszej chwili byłem całkowicie zaskoczony, ale zaraz potem poczułem autentyczny strach, że może to tamten chłopak senseia, wrócił, żeby go odzyskać. Nim zdałem sobie z tego sprawę, obejrzałem się przez ramię z przerażeniem. Sensei wyglądał na nie mniej zaskoczonego niż ja, ale uśmiechnął się, gdy zobaczył mój wzrok.
- Pójdę sprawdzić kto to - Szepnął i pocałował mnie krótko w policzek.
- Spodziewałeś się kogoś? - Odsunąłem się, żeby pozwolić mu na wyjście i wbiłem wzrok w wodę, żeby... sam się nie peszyć.
- Nie, raczej nie. Zobaczę kto to i zaraz wracam - Sięgnął po ręcznik, którym owinął swoje biodra. Wyglądał teraz nawet bardziej perwersyjnie niż w samych bokserkach, bo nie widać było, żeby miał na sobie jakiekolwiek ubranie. Z drugiej strony, ręcznik i tak wyglądał naturalniej, niż bokserki, w dodatku mokre. Zostawił drzwi tylko delikatnie uchylone, więc nawet nie mogłem zobaczyć, kto wchodzi. Było to o tyle wygodne, że ktokolwiek nie wchodził, nie mógł zobaczyć mnie. Minusem było to, że nie miałem pojęcia, co się tam dzieje, więc gdyby... gdyby coś się stało, nawet nie mógłbym zainterweniować.
Drzwi skrzypnęły, a ja z trudem zwalczyłem chęć wybiegnięcia z wanny.
- Umm... Witamy panie Tetsui - Głos, który usłyszałem był surowy i donośny, aż poczułem niepohamowaną ochotę, żeby schować się pod wodą. Przez chwilę nie mogłem w to uwierzyć, byłem przekonany, że źle słyszę i to nie jest głos osoby, którą mi się wydaje.
- Przepraszamy, że przeszkadzamy... panu w kąpieli, ale mamy bardzo ważną sprawę - Tym razem odezwał się wysoki, kobiecy głos, przepełniony udawaną troską, który znałem aż za dobrze. Oczywiście oba te głosy wydawały się co najmniej speszony. - Nie wie Pan może nic o naszym Sashim? Miał pojechać z przyjaciółmi nad jezioro, a wczoraj się dowiedzieliśmy, że nigdzie nie pojechał. Dzwoniliśmy do niego cały wieczór, ale ma wyłączony telefon - Ups... - Nie ma pan żadnych informacji o nim? - Przez dłuższą chwilę panowała cisza. Nie wiedziałem, czy senseia zatkało z szoku, czy się zastanawiał, jak z tego wybrnąć. W końcu nawet jeżeli by mnie wydał, jakby to wyglądało, gdyby się wydało, że bierzemy razem kąpiel?
- Cóż... mówił mi o wyjeździe, ale od tamtej pory nie miałem z nim kontaktu, przykro mi. Mogę podzwonić po jego kolegach i o niego popytać. Możliwe, że zatrzymał się u któregoś. Co się stało, że nie pojechał?
- Z tego co wiemy... chyba się pokłócili, Sashi się obraził i odszedł. Przyszedł któryś z jego kolegów, żeby z nim pogadać, ale... on nie wrócił - Głos matki delikatnie drżał, ale nie miałem pojęcia, czy się mną przejmowała, czy była wściekła, że zniknąłem, a ona wychodziła na złą matkę. - Proszę dać nam jak najszybciej znać, jak pan się czegokolwiek dowie.
- Mogą Państwo być tego pewni. Mam nadzieję, że nic mu nie jest.
- Tak... proszę natychmiast dać nam znać. I...um, jeszcze raz przepraszamy, że panu przeszkodziliśmy - Ojciec zarówno był zirytowany, jak i... sam nie wiem, po tonie jego głosu mogłem stwierdzić, że trochę jest zażenowany. Cóż, nie byłem specjalnie zdziwiony. Też pewnie nie czułbym się najlepiej, gdybym musiał patrzeć na faceta, który, w moim mniemaniu, był ubrany tylko w ręcznik. - Ale skoro już tu jesteśmy, mógłbym skorzystać z pana łazienki? Chciałbym umyć ręce - Kroki rozbrzmiały z przedpokoju, a mi na chwilę stanęło serce. Powinienem był się ukryć? Uciekać? Chyba długo nie wytrzymałbym z głową pod wodą, a w tej chwili nie miałem szans na ucieczkę.
Wbrew moim oczekiwaniom, drzwi nie otworzyły się, tylko zatrzasnęły gwałtownie.
- Pan wybaczy, ale może wolałby pan skorzystać z kranu w kuchni? - Jaką wymówkę zamierzał wymyślić? Ja bym chyba powiedział, że mam awarię wody, albo... bałagan w łazience? Zalaną podłogę? - Mam aktualnie gościa w wannie i nie chciałbym go peszyć. - Spojrzałem zaskoczony na zamknięte drzwi, rumieniąc się coraz bardziej. Co... jak on mógł powiedzieć coś takiego?! Takich rzeczy się nie mówi! Po postu nie!
Zza drzwi usłyszałem pełne konsternacji kaszlnięcie, a potem głos mojego ojca.
- No dobrze... przepraszamy za najście, to my już wyjdziemy. Proszę... dać nam znać, jak się pan czegokolwiek dowie.
Odetchnąłem z ulgą i osunąłem się do wody. zostawiając wynurzoną tylko twarz. Chwilę potem drzwi ponownie trzasnęły, a do łazienki wszedł sensei. Po jego wzroku mogłem od razu stwierdzić, że jest wściekły. Patrzył na mnie zimno, z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Patrzyłem zażenowany w wodę i za wszelką cenę chciałem udawać, że tak naprawdę do niczego nie doszło.
- Będziesz udawać, że do niczego nie doszło - Zapytał oschle, a ja z trudem zwalczyłem chęć całkowitego schowania się pod wodą. - Naprawdę nikogo nie poinformowałeś? Kij z informowaniem, ale musiałeś wyłączyć telefon? Twoi rodzice się o ciebie martwili, nie pomyślałeś o tym? Sashi, jak możesz być tak bezmyślny?! - Sensei był wściekły. I to wszystko była moja wina. I byłem pewny, że sobie na to zasłużyłem, dlatego sam zacząłem się denerwować. Objąłem ramionami kolana i schowałem między nimi twarz. Czułem się okropnie, nie tylko dlatego, że rodzice byli wściekli, ale bardziej, że sensei był wkurzony. Miałem wrażenie, że tylko ciągle go zawodzę. Nie zdziwiłbym się, gdyby teraz miał mnie dość... jak wszyscy. Nim zdałem sobie z tego sprawę, w oczach zakręciły mi się łzy. Szybko je starłem, żeby sensei nie pomyślał, że jestem jeszcze bardziej żałosny.
- Saaashi... - Jęknął zmęczony, gdy zobaczył moje łzy. - Powiedziałbym, że łzy to nie jest rozwiązanie, ale z autopsji wiem, że to niezbyt pomaga.
- Przepraszam... wiem, jestem głupi i kompletnie nierozważny...
- Nie mogę patrzeć na ciebie w takim stanie - Westchnął w końcu, odchylając głowę do tyłu. - No dobra, przestań się dołować, jestem tylko trochę zły.
- Nie chciałem cię rozzłościć... przepraszam, sensei... - Czułem się teraz jeszcze bardziej bezbronny i nagi niż wcześniej, zwłaszcza, gdy sensei patrzył na mnie z góry.
- Już ci mówiłem, że łzy ci nie pasują, prawda? Jeżeli chcesz, żebym przestał się gniewać, na pewno nie uzyskasz tego łzami.
Wstrzymałem oddech, żeby powstrzymać łzy, które zaraz starłem.
- Przepraszam...
- No dobra, plan jest taki - Mówił chłodno, chociaż mniej surowo niż wcześniej. Widocznie zrobiło mu się mnie szkoda. - Aktualnie jestem zły, ale to nie jest powód, żeby płakać. Wieczorem zadzwonisz do rodziców, przeprosisz ich i wciśniesz im jakąś historyjkę.
- W-wieczorem? - Spojrzałem na niego lekko zaskoczony. - Czemu wieczorem?
- Bo na razie jeszcze cię szukam. I mam nadzieję, że następnym razem nie będę musiał okłamywać twoich rodziców. Ciekawe co sobie teraz o mnie myślą...
- Sensei... przepraszam - Spojrzałem na niego żałośnie. - Nie zrobię więcej nic tak głupiego... zawsze będę mówił rodzicom, jeżeli zniknę... no, może nie zawsze, ale... ale przynajmniej nie będę wyłączał telefonu, żeby się o mnie nie martwili - Oparłem dłonie na brzegu wanny i oparłem się o niego. Musiałem wyglądać przy tym dość żałośnie, ale sensei nie patrzył na mnie z pobłażaniem. W sumie wydawał się dość rozczulony.
- No dobra, powiedzmy, że nie jestem zły. Ale pamiętaj, wieczorem musisz zadzwonić do rodziców. Wtedy będziemy kwita, dobrze?
- Dobrze... - Skinąłem głową, opuszczając wzrok.
- A teraz powiedz, że było przyjemnie i że będziesz już grzeczny - Usiadł na skraju wanny i spojrzał na mnie z góry. Przez taką pozycję jeszcze bardziej poczułem się jak dziecko, którym sensei ma się opiekować. Zażenowany opuściłem głowę.
- Będę już grzeczny... i było przyjemnie...
- Cholera, aleś ty słodki - Usłyszałem nad sobą, nim poziom wody znów się podniósł pod wpływem obecności drugiej osoby. Podniosłem głowę, a wtedy znowu na ustach poczułem ciepłe, miękkie usta senseia. Nie zdałem sobie nawet z tego sprawy, ale pod wpływem jakiegoś dziwnego gorąca, z gardła wyrwał mi się cichy jęk. Popchnięty do tyłu, oparłem się plecami o brzeg wanny. Ciało senseia na moim było jakoś tak dziwnie... gorące. Jego dłonie jeździły delikatnie po moim ciele, pozostawiając na nim dreszcze. Zamknąłęm oczy, ale wśród ciemności i tak dostrzegałem ten łagodny, delikatny uśmiech, na przemian z jego promiennym uśmiechem.


_______________________________________________________________
Hej, wielkie dzięki za tyle komentarzy pod ostatnim postem. Wasze wsparcie naprawdę motywuje mnie do pisania. Wielkie dzięki, jesteście super! :D