niedziela, 30 października 2016

Lekcja życia IX - Początek zajęć


***
Domek nad jeziorem wydawał się znacznie starszy i ciemniejszy niż w moich wspomnieniach. W świetle zachodzącego słońca wydawał się dziwnie mroczny. Za nim znajdował się las, ale jego drzewa chyba nigdy nie były aż tak wysokie jak teraz. Za sobą słyszałem cichy szum jeziora. Musiał wyglądać naprawdę pięknie w świetle zachodzącego słońca, ale jakoś nie mogłem się odwrócić, żeby na nie spojrzeć.
- No w końcu - Za sobą usłyszałem znajomy, męski głos. Dyszał ciężko, jakby czymś bardzo zmęczony. Chwilę jeszcze patrzyłem w domek przede mną. Miałem wrażenie, że jeżeli się odwrócę, ten mnie pochłonie i ostatecznie nie mogłem się zmusić, żeby spuścić z niego wzrok. - Sashi, naprawdę nie mogłeś nam znaleźć jakiejś podwózki pod sam dom? Nie dość, że tłukliśmy się tutaj busem to jeszcze musieliśmy iść pieszo od miasteczka. Przecież by cię nie zabolało, gdybyś nam zamówił taksówkę, nie ludzie?
Wszyscy przyklasnęli na ten pomysł. Nie słyszałem wyraźnie każdego słowa, ale i tak wiedziałem, że wszyscy mnie krytykują. Bolesny ucisk na piersi nasilił się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Powoli się odwróciłem. Właścicielem pierwszego głosu był oczywiście Pitt, a w jego tonie niemal słyszałem nienawiść wyrażoną w ostatnich słowach, jakie ze sobą zamieniliśmy i aż zbyt wyraźnym, jeszcze palącym bólem, krótkim słowie: ,,spierdalaj".
Spojrzałem na resztę znajomych. Nawet na mnie nie patrzyli, tak samo jak nie reagowali na moje prośby co do wyjazdu. Sięgnąłem do kieszeni po klucze, chociaż byłem naprawdę sceptycznie do tego nastawiony. Przez sekundę były w mojej dłoni, nim nagle zniknęły. Poderwałem gwałtownie głowę, a drzwi do naszego domku zatrzasnęły się gwałtownie, ze wszystkimi moimi znajomymi w środku. Zostałem całkowicie sam na zewnątrz. Rzuciłem się do przodu, jakbym jeszcze miał szansę wejść do środka, ale szarpanie za klamkę było tak samo bezskuteczne jak...
kiedy?
Zacząłem walić z całej siły w drzwi. Ze środka dobiegały do mnie rozbawione głosy i śmiechy. Wszyscy się wydawali dobrze bawić, a o mnie całkowicie zapomnieli. Uderzałem z całej siły, a jednak huk ginął gdzieś wśród rozbawionych śmiechów.
- Chłopaki, wpuśćcie mnie! - Krzyczałem, chociaż wiedziałem, że zarówno drzwi, jak i ściany, a nawet okna zrobią wszystko, żeby nie pozwolić mojemu głosowi dotrzeć do środka. Wycofałem się z ganku. Miałem nadzieję, że chociaż otwarte okna na piętrze pozwoli mi dotrzeć do znajomych w środku.
- PAI! - Krzyknąłem, ale tak jak się spodziewałem, nie otrzymałem odpowiedzi. Trwało to jeszcze chwilę, gdy usilnie starałem się dotrzeć do słuchu moich znajomych. W końcu w oknie stanął Pitt, Mike, oraz Pai. Stałem jak sparaliżowany, gdy w ich dłoniach pojawiło się wiadro z wodą. Patrzyłem niezdolny do ruchu i całkowicie bezradny, gdy wylewali je na moją głowę, a mnie przeniknął lodowaty dreszcz. Przemoknięty do cna dopiero po chwili podniosłem głowę. Domek zniknął za mgłą i tylko wysokie, ciemne drzewa, sięgające w moją stronę konarami wydawały się jeszcze zbliżyć. Cofnąłem się o kilka kroków, lecz ostry wiatr niemal zmuszał mnie do pójścia do przodu. Walczyłem z nim coraz usilniej się cofając, byleby tylko uciec przed gałęziami, które zbliżały się coraz bardziej, żeby mnie dorwać.
Lodowata woda otoczyła mnie, nim zdałem sobie w ogóle sprawę, że wchodzę do jeziora. Podniosłem głowę w kierunku tafli. Lśniła w blasku księżyca, który stawał się coraz mniejszy, im głębiej spadałem. Paniczne wymachiwanie rękoma na nic się nie zdało, woda wydawała się mnie wciągać w swoją otchłań i nie zamierzała puścić. Otworzyłem usta, żeby chociaż spróbować złapać oddech, lecz jedyne co zyskałem to palący ból w płucach.
Nie... nie chcę tak umierać... nie zasłużyłem sobie na to...
Drwiący, okrutny śmiech był jedyną rzeczą, która przedzierała się przez coraz bardziej i bardziej pochłaniającą mnie głębinę. Śmiech tak okrutny i tak bolesny, że ponownie w oczach zakręciły mi się łzy.
- Sashi... Sashi... - Wstrzymałem oddech, którego i tak byłem już niemal całkowicie pozbawiony. Głos, który do mnie dochodził był znajomy i w przeciwieństwie do wszystkich innych, jakie słyszałem, ten nie był ani złośliwy, ale lekceważący, ani pełen nienawiści. Próbowałem coś powiedzieć, ale miałem wrażenie, jakby ktoś zacisnął mi na szyi pętlę. - Wszystko będzie dobrze, nie bój się. To tylko zły sen - Mówił, a jego głos wydawał się irytować świat, w którym tonąłem. Nim zdałem sobie z tego sprawę, siedziałem na plaży, a woda, która wypełniała moje płuca, nagle zniknęła i mogłem całkowicie normalnie oddychać. - Nie bój się, to naprawdę tylko sen. Możesz z nim zrobić co tylko chcesz.
Odwróciłem się przez ramię. Domek letniskowy nie był aż tak przerażający. Wyglądał łagodnie i przytulnie, tak jak przez całe życie. Nawet las za nim przestał się do mnie zbliżać i stał posłusznie, zajmując się swoimi sprawami. Tuż obok mnie siedział sensei, z jedną nogą podwiniętą, a drugą wyciągniętą w stronę jeziora. Przyglądał mi się z uśmiechem i ścisnął moją dłoń, która leżała na piasku. Przyjemne ciepło jego ciała niemal przytłumiło zimno, jakie odczuwałem.
- Już dobrze - Szepnął i objął mnie ramieniem, a ja nie mogłem się oprzeć, żeby nie wtulić się w jego pierś. - Jest dobrze - Szepnął. Patrzyłem w jezioro, które rozmywało się powoli, aż zniknęło całkowicie, a ja ponownie zostałem zamknięty wśród błogiej ciemności.
***

Otworzyłem oczy. Kawowe ściany pokoju były łagodnie oświetlane przez poranne słońce. Potrzebowałem chwili, żeby uświadomić sobie, dlaczego właściwie nie jestem w domu i gdzie dokładnie jestem. Podniosłem się na łokciach, przetarłem oczy i ponownie się rozejrzałem. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że spałem u senseia. Na całe szczęście nie było go w łóżku. Za to obok, na szafce nocnej leżała taca z kanapkami, kubkiem jeszcze parującego kakao, oraz kartką.
,,Zostawiam ci to, jakbyś był głodny. Poszedłem się zebrać i popracować. Leż tak długo jak chcesz, nie będę ci przeszkadzał".
Uśmiechnąłem się delikatnie. Sensei naprawdę był niemożliwy. Wpadłem mu całkowicie bez zapowiedzi do mieszkania, a on nie dość, że mnie przyjmował, dawał mi jedzenie i miejsce do spania, to jeszcze zapewniał mnie, że to ON nie będzie mi przeszkadzał. Jak bardzo dziwnym trzeba być? To ja powinienem go przepraszać. Sensei był dla mnie zdecydowanie za dobry... aż się zastanawiałem, czy przypadkiem przez swoją dobroć nie został zraniony... miałem nadzieję, że nie. Sensei nie zasługiwał na to. Był chyba najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Był kochany, bezinteresowny i troskliwy... aż czasami za bardzo.
Usta ponownie zaczęły mi mrowić po naszym ostatnim pocałunku. W zamyśleniu przyłożyłem do nich dłoń. Cholera, nawet o tym nie pomyślałem, ale... jak miałem czuć się normalnie po tym, co się ostatnio stało? Miałem go ochrzanić za tamtą idiotyczną lekcję, ale jak miałem to zrobić, gdy tak mi pomógł?
Wziąłem na kolana tacę ze śniadaniem. Na każdej z kanapek sensei umieścił wzór serca. Pokrojone w ten sposób pomidory, albo ogórki wyglądały naprawdę uroczo, chociaż poczułem się trochę jak rozpieszczane dziecko. Czułem się przez to jeszcze gorzej, że zawracałem mu głowę.
Zjadłem przygotowane śniadanie i poszedłem do kuchni, żeby odnieść tacę. W salonie nie było senseia, ale prawdopodobnie był w łazience, o czym świadczyło zapalone tam światło i szum prysznica.
Tacę zostawiłem przy zlewie i zacząłem się rozglądać za czymś, co mógłbym zrobić do wyjścia senseia. Nie powinienem był wychodzić bez słowa po tym jak mi pomógł. Nie wiem jak przeżyłbym bez niego tą noc. Na samo przypomnienie mojego wczorajszego stanu, poczułem bolesny uścisk w piersi. Westchnąłem boleśnie. Najchętniej skuliłbym się w łóżku i pozostał w nim przez najbliższy tydzień. Bolesna świadomość, że nie mam nikogo, na kim mógłbym polegać, uderzyła we mnie ponownie. Miałem już się zdołować, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się. Sensei miał na sobie tylko dresowe spodnie i ręcznik zarzucony na szyje.
- Oh, wstałeś - Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Jednocześnie poczułem ulgę, niepokój, wstyd i zalałem się rumieńcem. Nie mogło to ujść uwadze senseia, ale mimo to, szybko opuściłem głowę, grzywką zasłaniając czerwone policzki. Sensei stonował uśmiech i podszedł do mnie.
- Czujesz się lepiej? - Zapytał. Pochylił się nade mną, delikatnie odgarnął mi grzywkę z twarzy i spojrzał w oczy.
- Troszeczkę - Powiedziałem niepewnie, jeszcze bardziej speszony. - Przepraszam, że sprawiłem ci kłopot. Ja...
- Daj spokój, nie tłumacz się. Widziałem w jakim jesteś stanie. Zresztą, nawet gdybyś mógł myśleć racjonalnie, to i tak powinieneś przyjść do mnie. No dobrze, a teraz chodź, opowiesz mi dokładnie co takiego zrobiła twoja siostra.
Nim zdążyłem zaprotestować, chwycił mnie za rękę i poprowadził do salonu. Zostałem posadzony na kanapie, a sensei zajął miejsce tuż przy mnie. Dopiero wtedy mnie puścił. Wahałem się, czy w ogóle mu o tym powiedzieć, ale jego wyczekujące spojrzenie nie dawało mi spokoju. Pewnie drążyłby ten temat, aż w końcu bym mu tego nie powiedział. Zresztą... za to, że obudziłem go w środku nocy należało mu się wyjaśnienie. Wahałem się chwilę, ale zaraz zacząłem opowiadać. A im dłużej mówiłem, tym bliżej siadał sensei. W końcu siedziałem w niego niemal wtulony, z głową nisko opuszczoną i ledwo powstrzymując łzy. Wspominanie wczorajszego wieczoru było niemal tak samo bolesne, jak jego przeżywanie.
- I to tyle... - Wydukałem, łamiącym się głosem. - Nie miałem się gdzie udać i pomyślałem o tobie, sensei. Bo...
- Już wszystko rozumiem, nie tłumacz się więcej - Uciszył mnie łagodnie. - Ale ja ci współczuję. Ciągle spadają na ciebie jakieś nieszczęścia - Objął mnie ramieniem. Wahałem się chwilę, ale pozwoliłem sobie wtulić się w niego. Otoczony jego ramionami pozwoliłem sobie nawet na cichy szloch. - Wpadaj kiedy tylko zechcesz, cokolwiek się stanie, nawet jeżeli po prostu będziesz czuł się samotny, jasne?
Niepewnie podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie z taką pewnością siebie, jakby mówił naprawdę. Nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby powiedzieć mi coś tak miłego.
- Dziekuję sensei - Uśmiechnąłem się niepewnie przez łzy. Odpowiedział mi tym samym i przytulił mnie raz jeszcze.
- Nie przejmuj się swoją siostrą. Jest dziecinna i niedojrzała. Nie rozumiesz cię, bo chociaż jest starsza, nie dorównuje ci inteligencją. Myśli tylko o imprezach, głupotach i chłopakach, a jak tak dalej będzie postępować, to się jeszcze to na niej odbije. A przynajmniej to, że przelotne znajomości ceni wyżej, niż własną rodzinę.
- Naprawdę tak myślisz? - Zapytałem, pociągając nosem. Chciałem się odsunąć, ale sensei dalej wtulał mnie w siebie, więc nawet nie protestowałem przed tym.
- Oczywiście, że tak. Słuchaj, kiedy ja byłem mniej więcej w jej wieku to też zdarzało mi się trochę za bardzo imprezować, ale wiedziałem, co jest najważniejsze. Ona tego nie wie i nie rozumie, a to jak się zachowuje, najlepiej o niej świadczy. Ci jej tak zwani przyjaciele w końcu ją zostawią, a przez swoją złośliwość straci to, co najważniejsze - Puścił mnie w końcu, uśmiechnął się czule i zaczepnie pstryknął mnie w nos. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się delikatnie.
- Serio też tak miałeś? - Końcówką koszuli starłem łzy z policzków, żeby wyglądać trochę mniej żałośnie, ale i tak czerwone oczy i łamiący się głos mówiły wszystko o moim stanie. - I też myślałeś tylko o facetach w liceum? - Zapytałem z lekką złośliwością. Chciałem chociaż minimalnie rozluźnić atmosferę, bo chociaż Sensei wydawał się całkowicie spokojny, ja ciągle czułem się dziwnie.
- W większości - Błysnął uśmiechem i puścił mi oczko. Jemu w przeciwieństwie do mnie, udało się osiągnąć swój cel i całkowicie mnie zawstydzić. - Nie nabijaj się z dorosłych, Sashi. Nie wiesz do czego są zdolni - Poczochrał mnie przyjaźnie po włosach, co z niejasnego dla mnie powodu sprawiło, że poczułem się znacznie lepiej.
- A właśnie... dziękuję za śniadanie... jeszcze za to.
- Będziesz mi tak dziękował cały dzień? Już powiedziałem, że nie ma za co.
- No ale... nikt bezinteresownie nie był dla mnie tak miły i... trochę nie wiem jak ci za to dziękować...
Sensei spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie, jakby dopiero teraz rozumiejąc, co dokładnie mam na myśli.
- Oh proszę, jeżeli coś by ci się stało, to kto by przychodził do mnie na zajęcia, co? - No tak, przecież nie mogło chodzić o mnie. Jendank... gdy sensei powiedział to w ten sposób, miałem maleńką iskierką nadziei, że... że naprawdę robił to dla mnie... - Jeżeli chcesz, podrzucę cię do domu. Chyba, że wolałbyś tu zostać jeszcze chwilę... do czasu, aż w twoim domu nie zrobi się spokojniej. Co ty na to?
Milczałem chwilę. Najchętniej odszedłbym już teraz, żeby mu nie przeszkadzać, ale... naprawdę nie chciałem odchodzić.
- Nie chcę ci przezkadzać. Lepiej wrócę już do domu - Uśmiechnąłem się niepewnie. Zacząłem jeździć nerwowo dłońmi po spodniach.
- I tak muszę cię odwieźć. Wolałbym nie widzieć, jak się jeszcze na tobie wyżywają.
- Nie musisz mnie podwozić...
- Oh proszę cię, przecież nie puszczę cię tak samego. W piżamie i boso. Odwiozę cię - Raz jeszcze mnie poczochrał. Usilnie starałem się zignoroawać serce, które nagle zaczęło mi bić mocniej. Sensei naprawdę się o mnie martwił... jak jeszcze nikt. - Tylko nie zacznij mi znowu dziękować. Już się tego nasłuchałem dość dzisiaj. Odwiozę cię popołudniu, dobra? Wtedy już siostra i jej goście powinni mniej więcej się ogarnąć. Komputera ci nie udostępnię, ale możesz brać wszystkie książki, jakie tylko chcesz. Mogę ci coś znaleźć. Albo jeżeli wolisz pooglądać telewizję, to też nie ma problemu. Ja muszę załatwić kilka spraw.
Sensei naprawdę był kochany... przygarnął do siebie obcego dzieciaka i opiekował się nim, jakby... jakby...
- Sensei? - Zapytałem, gdy już stał przy drzwiach do sypialni. Czułem się źle z faktem, że po raz kolejny mu przeszkadzam, kiedy ma coś ważnego do załatwienia, ale musiałem z nim omówić jeszcze jedną kwestię. - Chodzi o nasze lekcje... - Na jego twarzy dostrzegłem delikatne zaskoczenie. Co z tego, że nie mógł wiedzieć, co mi chodzi, musiałem to wyjaśnić. Gdybym zlekceważył tę sprawę teraz, mógłbym już nie mieć odwagi do niej powrócić. - Nie podoba mi się, w jaki sposób je prowadzisz...
Sensei wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego. Nie zdziwiłbym się, gdyby własnie stwierdził, że chyba mi odbiło.
- Do tej pory nie miałeś problemów, dobrze sobie radziłeś i wyglądało na to, że rozumiesz poruszane tematy. Więc o co...
- NIe chodzi mi o normalne lekcje... - Mruknąłem i wbiłem wzrok w ziemię. Niemal widziałem pełną niezrozumienia twarz senseia. - Chodziło mi o lekcje życia... no wiesz... wtedy, ostatnio - Zaczerwieniłem się cały. Po panującej ciszy mogłem stwierdzić, ze sensei dalej nie ma pojęcia o czym mówię. - No... jak chciałeś mi pokazać jak wygląda pocałunek i... ogólnie jak to jest z facetem... - Wydukałem zażenowany. Odważyłem się spojrzeć na senseia, który wydawał się wciąż tak samo skołowany.
- Chodzi ci o tamten pocałunek? - Zapytał w końcu. Kiwnąłem tylko głową. - I rozumiesz to jako... lekcje, tak? - Ponowne kiwnięcie. - I jesteś zły, bo...
- Bo... nie uprzedziłeś mnie nawet, że to lekcja i... czułem się trochę... skołowany tym wszystkim...
- A... przestałeś być skołowany, gdy wytłumaczyłeś sobie, że to była tylko lekcja, tak? - W jego głosie wciąż słyszałem niepewność, jakby z tej całej sytuacji rozumiał jeszcze mniej niż ja i próbował to wszystko teraz złożyć do kupy. Kiwnąłem głową. Gdy ponownie odważyłem się spojrzeć na senseia, uśmiechał się delikatnie. Podszedł do kanapy i znów usiadł przy mnie.
- Przyjemność po mojej stronie - Uśmiechnął się czule. Wyglądało na to, że wszystko to przetworzył sobie w głowie i w końcu zrozumiał, że zauważyłem, że to była lekcja. - Zawsze możesz na mnie liczyć.
Milczałem chwilę. Bałem się trochę słów, które właśnie chciałem wypowiedzieć, ale te wyrwały się, nim zdążyłem je powstrzymać.
- Mógłbyś częściej udzielać mi lekcji - Dopiero gdy powiedziałem te słowa na głos dotarło do mnie, jak bardzo nie chciałbym ich wypowiadać. Wbiłem wzrok w ziemię, zbyt zażenowany by spojrzeć na senseia.
- Chcesz... żebym ci pokazywał jak wygląda związek? - Zapytał zaskoczony.
- Tak mi się wydaje...
- I... to po prostu w formie lekcji? Tylko lekcji? - Kiwnięcie głową. Co ja właśnie robiłem? Chciałem zobaczyć jak to jest w związku, ale... naprawdę byłem skłonny, żeby posunąc się do tego z senseiem? - No dobrze?
- Serio? - Podniosłem zaskoczony wzrok.
- Jeżeli to ma być dla celów pedagogocznych... to czemu nie? - Uśmiechnął się promiennie. - Dam ci małą lekcję życia.
________________________________________________
Informacje o kolejnych postach wstawiam zwykle na fp, na którego serdecznie zapraszam - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
A jeżeli macie jakieś pytania, żeby na pewno nie zginęły wśród komentarzy, to możecie zadawać na asku - http://ask.fm/Historieyaoi1

niedziela, 23 października 2016

Lekcja życia VIII - Lekcja pogardy

- Sashi, rodziców dzisiaj nie będzie - Powiedziała Pai, wpadając do mojego pokoju. Szczerze mówiąc, było mi to obojętne. - A ja zapraszam kilku znajomych.
- No dobra... - Powiedziałem cicho. Gdyby był środek tygodnia bardzo by mi się to nie podobało, ale był już piątek, więc jutro mogłem pospać dłużej... teoretycznie mógłbym, gdybym nie wstawał zawsze rano, żeby się uczyć... zwłaszcza teraz, gdy w szkole miałem istne piekło, spowodowane milionem sprawdzianów. Prawie nie miałem czasu myśleć w ogóle o senseiu, co jednocześnie było fajne i naprawdę męczące. Zresztą, nieważne jak byłem zarobiony i tak moje myśli do niego wracały za każdym razem, gdy usta zaczynały mi nieprzyjemnie mrowić.
Pai nie wysiliła się nawet na odpowiedź, tylko trzasnęła drzwiami. Usłyszałam jeszcze, jak dzwoni do swoich znajomych, ale jeżeli nie zamierzali zdemolować mieszkania, nie miałem nic przeciwko.
***
Wieczór nastał w akompaniamencie zdecydowanie zbyt głośnej muzyki. Ten też minął zaskakująco szybko i zaraz potem nastała noc. Cisza, która trwała gdzieś daleko, w domach, gdzie normalni ludzie spali, była w tej chwili marzeniem. Muzyka trwała od szesnastej już prawie dziesięć godzin i nic nie zapowiadało na jej koniec. Wręcz przeciwnie. Wraz z mijaniem czasu, dochodziły do tego jeszcze pijackie okrzyki, a kilka razy też syreny policyjne, uciszone jednak kilkoma banknotami.
Ściągnąłem słuchawki, które zdecydowanie niewystarczająco zagłuszały hałasy i przetarłem obolałe skronie. Naprawdę miałem już tego dość. Nawet odpalając muzykę na laptopie i zakładając słuchawki, nie mogłem w żaden sposób przytłumić hałasu.
W luźnych spodenkach i szarej koszulce od piżamy zszedłem na dół. Byłem zmęczony, co z całą pewnością było po mnie widać. Na dole, zamiast kilku znajomych, których zapowiadała Pai, zastałem całą libacje alkoholową. Ludzie wpadali na siebie, chlali, rozlewali alkohol, który jakimś cudem jeszcze się nie skończył. Zaskakująca też była świadomość tych ludzi, bo na stole już kończyło się powoli miejsce od butelek, a goście trzymali się jeszcze całkiem nieźle. Mogło to być też spowodowane tym, że chyba więcej alkoholu było na podłodze i meblach, niż w ich żołądkach.
- Hej, Pai... - Powiedziałem słabym, sennym głosem, łapiąc moją siostrę za ramię. Goście obrzucili mnie niezadowolonym spojrzeniem, jakim w ogóle prawem tutaj zszedłem. W końcu byłem tylko bratem organizatorki przyjęcia. Nie miałem nawet prawa tutaj przebywać. - Słuchaj, chcę się położyć, możecie trochę ściszyć? Poza tym, mówiłaś, że wpadnie kilku kumpli, a jest...
- Ogarnij się! - Wybuchła, nim w ogóle zdążyłem skończyć. Była tak samo pijana jak jej goście i chyba tylko cudem trzymała się na nogach. Obijała się od ściany do ściany, aż nie wpadła na jakiegoś gościa, który ją przytrzymał, ale w ramach rekompensaty chwycił ją za tyłek. To było obrzydliwe... - Przecież to nie jest impreza! Zaprosiłam kilku gości i słuchamy muzyki! Jaki jest twój problem, co?! Poza tym, no kurwa, jest piątek! Chcemy się trochę zabawić!
- Ale jest już druga rano, a muzyka dudni na całe osiedle...
- Odpierdol się, co?! Nie jest wcale głośno, to ty jesteś upośledzony! Jest cicho, więc weź się ogarnij i daj nam się bawić! Musisz być zawsze takim gnojem?!
- Chcę po prostu spać i...
- Ej młody - Wtrącił nagle chłopak, trzymający od kilku minut moją siostrę za tyłek. Musiał ścisnąć ją jeszcze mocniej, bo Pai aż pisnęła. Od niego też waliło alkoholem, ale udawał, że nie jest pijany. - Daj spokój, co? My się tutaj dobrze bawimy. Weź spadaj.
- Akurat ciebie o nic nie pytałem. Pai nie ma pozwolenia na imprezę, a ja chcę iść spać. Ściszcie to, albo zadzwonię do rodziców.
Chłopak zaśmiał się, kompletnie nie robiąc sobie nic z moich gróźb. Na szczęście otumaniony alkoholem mózg Pai przetworzył tą informację na tyle, żeby zdała sobie sprawę, że ma kłopoty.
- Gnój... - Wymamrotała, marszcząc brwi. Rozejrzała się po imprezie, jakby się zastanawiała, czy da w ogóle radę ich uciszyć. W końcu wyszeptała coś do ucha swojemu tymczasowemu przyjacielowi.
- No dobra, chcesz spać? - Zapytał, w końcu puszczając moją siostrę i stając krok przede mną. Im bliżej był, tym bardziej nieznośny był smród alkoholu, papierosów i... mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że palił wcześniej marihuanę. - Super, to damy ci trochę spokoju - Nim wyczułem, że coś jest nie tak i zdążyłem się cofnąć, w pijackim amoku chwycił mnie za przód koszuli.
- Ale... - Spróbowałem, ale nie zdążyłem powiedzieć ani słowa. Gwałtowne szarpnięcie przeraziło mnie na tyle, że nic nie dałem rady powiedzieć. Otrząsnąłem się dopiero wtedy, gdy zostałem popchnięty do tyłu. Wykonałem kilka chwiejnych kroków, nim ostatecznie straciłem równowagę i padłem na twardy, zimny chodnik przed domem.
- Frajer! - Krzyknął rozbawiony, z pijackim bełkotem i nim się podniosłem, zatrzasnął mi drzwi. Dopadłem do nich, ale już były zamknięte na zamek. Szarpałem za klamkę i waliłem pięścią w drzwi, ale byłem niemal pewny, że nikt mnie nawet nie słyszy przez hałas.
- Pai! Pai otwórz te drzwi! Rodzice będą wściekli! Pai, wpuść mnie do środka! - Krzyczałem, ale sam ledwo słyszałem swoje słowa. Cofnąłem się kilka kroków, żeby mieć widok na górne okna. - PAI!
Odczekałem chwilę i okno na piętrze w końcu się otworzyło. Stanęła w nim Pai, razem z tym dziwnym gościem i jakimiś osobami, które przelotnie zauważyłem na imprezie. Co dziwne, wszyscy uśmiechali się złośliwie. Zrozumiałem dlaczego, dopiero kiedy na parapecie stanęło wiadro. Po tym, z jakim trudem je tam postawili, byłem przekonany, że było ciężkie.
- Nie zrobisz tego... - Powiedziałem cicho, ale sam doskonale byłem pewny, że to zrobi. We trójkę podnieśli wiadro. - Pai!
W ostatniej chwili przekalkulowałem swoje szanse. Było zimno, a znając to towarzystwo, z całą pewnością nie wpuściliby mnie do środka. Odwróciłem się i puściłem biegiem w stronę ulicy. Za sobą poczułem kilka kropel lodowatej wody.
- Nie trafiłeś! Ej, lećccie po kolejne wiadro! No chodź Sashi, mówiłeś, że chcesz spać!
Biegłem chwilę, nim w końcu byłem już przekonany, że na pewno nie trafi we mnie kolejne wiadro z wodą. Dla pewności jeszcze odwróciłem się w stronę domu. Pai już zniknęła, wraz z resztą jej towarzystwa, ale zostawili wiadro na parapecie, pewnie na wypadek, gdybym jednak zamierzał wrócić.
Ostry wiatr przeciął gołą skórę, na której momentalnie pojawiły się dreszcze. Nie był to bardzo zimny wieczór, ale wystarczająco, żebym w krótkich spodenkach i koszulce, w dodatku boso, złapał co najmniej przeziębienie. Beton wydawał się lodowaty i nieprzyjemnie ranił mnie w stopy. Co najgorsze nie miałem ani telefonu, ani pieniędzy... nie miałem nic. Jedyne co mogłem to zasnąć gdzieś w parku, czy na dworcu i modlić się, żebym się obudził.
Ostatni raz spojrzałem na mój dom i przełknąłem łzy, które zaczęły cisnąć mi się do oczu. Mój dom... ta jasne, co to za dom, z którego muszę uciekać boso w środku nocy...
Ruszyłem bardo powoli ulicą. Przy każdym kroku miałem wrażenie, że moje stopy zamarzają, a ból w sercu robił się coraz bardziej i bardziej nieznośny. W końcu nawet nie próbowałem powstrzymywać łez, które same spływały mi po policzkach. Musiałem wyglądać naprawdę okropnie, ubrany tylko w piżamę, niemal zamarzający z zimna, cały we łzach spacerując po osiedlu w środku nocy. Jak Pai mogła mi to zrobić? Przecież teraz mogę się nawet przeziębić... pochorować... nienawidzę jej! Nienawidzę całej mojej rodziny i wszystkich ludzi, którzy udają, że są przy mnie.
Szedłem przed siebie, coraz bardziej zmarznięty, coraz bardziej zmęczony... gdybym tylko miał go pod ręką, najchętniej w tej chwili sięgnąłbym po nóż.
Ze łzami w oczach ścisnąłem ramię, na którym zaraz poczułem bolesne pieczenie. Rany już się co prawda zagoiły i nawet nie musiałem już nosić bandaża, ale mentalny ból był taki sam jak wcześniej. Każde kolejne bolesne wydarzenie wydawało się nawarstwiać, tworząc w moim umyśle coraz trudniejszy do zniesienia mur z bólu, cierpienia i nienawiści.
Mijałem kilka hoteli, ale nie miałem złudzeń, że mnie tam wpuszczą. Wyglądałem teraz jak każda sierota z ulicy, na pewno nie pozwoliliby się przespać nawet jednej nocy. Chwilę się zastanawiałem, że może któryś ze znajomych mnie przenocuje, ale dotarła wtedy do mnie bolesna świadomość, że nawet gdyby większość moich znajomych nie była na mnie wściekła... nie znałem adresu nikogo z moich znajomych... bo nigdy nikt mnie do siebie nie zaprosił.
Zatrzymałem się. Odniosłem wrażenie, że serce przeszywa mi setka niewidzialnych sztyletów. Poczułem się tak okropnie beznadziejnie... nie miałem nikogo... nie miałem przyjaciół... nawet miałem wrażenie, jakbym rodziny już nie miał.
Usiadłem na krawężniku i zacząłem płakać. Czułem się tak bezradny... nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem wrócić do domu, nie mogłem nigdzie iść spać, nie miałem gdzie iść... nic nie mogłem, tylko tu siedzieć i płakać, dopóki w końcu nie nastanie dzień i nie będę mógł wrócić, ale skąd mam wiedzieć, czy w ogóle dożyję ranka? W takim stanie...
Usiłowałem mimo łez i uczucia beznadziejności wymyślić cokolwiek, co mógłbym teraz począć. Mogłem iść spać do parku, ale wtedy już kompletnie poczułbym się jak bezdomny. Ryczałem na tym chodniku, przez dobre dziesięć minut, nim w końcu udało mi się otrząsnąć. Płacz nie mógł mi pomóc. Nie miałem wyjścia, musiałem coś wymyślić. Resztkami świadomości zdałem sobie sprawę, że jest jedna osoba, która mogłaby mnie przyjąć. Pewnie będzie wściekły, ale... nie mogłem spać na dworze.
Szedłem powoli, coraz bardziej zmarznięty. Normalnie droga zajmowała mi piętnaście minut, ale zazwyczaj dojeżdżałem tutaj skuterem.
Drzwi do klatki schodowej były otwarte na oścież i podparte stopką, żeby się nie zamknęły. Był to dziwny nawyk jednej z sąsiadek, która twierdziła, że na noc drzwi muszą być otwarte, jakby ktoś nie miał gdzie spać i chciał się położyć w cieple... musiałem zapamiętać, żeby kupić tej pani wielki bukiet kwiatów. I nigdy więcej nie pozwolę senseiowi powiedzieć o niej złego słowa.
Wchodziłem powoli po lodowatych, kamiennych schodach, które powodowały u mnie jeszcze większe dreszcze. Dobrze, że jednak nie wylali na mnie tego wiadra wody, bo jak nic bym się pochorował, a i tak już czułem się okropnie.
Gdyby nie przeszywający chłód, zawahałbym się, czy w ogóle próbować pukać. Sensei jednak musiał mi wybaczyć nagłe odwiedziny w środku nocy. Bardzo powoli podniosłem dłoń i zapukałem do środka. Chwilę panowała cisza, więc pukałem dalej. W końcu w środku usłyszałem nerwowe kroki. Sensei był wściekły, ale kto by nie był, gdyby został obudzony w środku nocy.
- Przysięgam, jeżeli to jakiś kiepski żart, to... - Drzwi otworzyły się gwałtownie. Sensei ubrany był tylko w dresowe spodnie, miał poczochrane spojrzenie i patrzył wściekle podkrążonymi ze zmęczenia oczami. Przez chwilę byłem pewny, że lada chwila zatrzaśnie mi drzwi przed nosem. Skuliłem się pod wpływem jego spojrzenia, gdy to padło na mnie. Cisza jaka nastała jeszcze bardziej mnie przeraziła i z pewnością, gdybym i tak nie był cały roztrzęsiony, właśnie teraz zacząłby drżeć.
- Sashi? - Cichy, łagodny głos w końcu przerwał ciszę i odrobinę mnie uspokoił. Przynajmniej na tyle, że odważyłem się podnieść na niego załzawiony wzrok. Wciąż wyglądał na zaspanego, ale teraz jakby trochę bardziej zmęczonego i zaniepokojonego. - Ja nie mogę, co ty tu robisz w środku nocy? Cholera, przecież ty jesteś boso. Wchodź szybko, zanim się przeziębisz. Proszę powiedz mi, że to nie jest piżama.
Nie powiedziałem nic. Ze spuszczoną głową przekroczyłem próg mieszkania, trąc zmarznięte ramiona.
- Przepraszam za najście... - Powiedziałem cicho. Nim zdążyłem cokolwiek wytłumaczyć, sensei chwycił mnie za rękę i zaciągnął do salonu, gdzie usadził na kanapie.
- Nawet nie mów takich głupot. Usiądź tutaj, zaraz przyniosę ci koc i herbatę, albo kakao. Nic sobie nie zrobiłeś? Cholera, mogłeś wejść w szkło i rozwalić sobie całe nogi. Na szczęście nie widzę krwi. Poczekaj tutaj - Zniknął na chwilę w swojej sypialni, żeby zaraz wrócić z miękkim kocem, który zarzucił mi na ramiona. Opatuliłem się nim dokładnie, wciągnąłem nogi na kanapę i je też owinąłem kocem. Sensei chwycił mnie za dłonie. Jego ręce jeszcze nigdy nie wydały mi się tak gorące. - Ja nie mogę, ale ty jesteś zmarznięty. Szedłeś tutaj aż ze swojego domu w takim stanie? - Kiwnąłem głową pod presją spojrzenia Senseia, na co ten westchnął ciężko. Jeszcze raz wytarłem łzy z oczu. - Nie wiem czy chcę wiedzieć co się takiego stało. Zresztą nie będę cię teraz pytał, kiedy jesteś w takim stanie. Posiedź tutaj i się ogrzej, a ja lecę po coś do picia.
Nawet nie zdążyłem kiwnąć głową, gdy sensei zniknął z pokoju w kuchni. Czułem się źle. To, że sensei musiał się o mnie martwić praktycznie zniwelowało radość z tego, że mnie nie wyrzucił za drzwi. Opatuliłem się dokładnie kocem. Chociaż było mi trochę cieplej, wciąż czułem, że się trzęsę i czułem coraz większy ból nóg, po długotrwałym chodzeniu po twardej, zimnej ulicy.
Minęło kilka minut, gdy sensei wrócił z dwoma parującymi kubkami. Wziąłem jeden z nich rękoma owiniętymi w koc i od razu wziąłem łyka, bo od ciągłego płaczu zaschło mi w gardle. Sensei dosiadł się przy mnie, ale nawet mnie nie dotknął. Może bał się, że po ostatnich zdarzeniach nie pozwolę mu się dotknąć.
- Pościelić ci kanapę? Chcesz tutaj spać? - Pokiwałem głową. Nim się spostrzegłem otoczyły mnie ciepłe, silne ramiona. Będę silny, będę silny, będę...
Wybuchłem. Po prostu nie byłem w stanie dłużej tłamsić w sobie emocji. Wybuchłem płaczem tak żałosnym, że sam zacząłem mieć siebie dosyć. Wtuliłem się w senseia. Był tak ciepły... wplótł dłoń w moje włosy i przytulił mnie do siebie jeszcze mocniej. Ciasno opleciony jego ramionami poczułem się tak bezpieczny jak już dawno się nie czułem. Przez chwilę pojawiła się w moim sercu iskierka nadziei, ze może komuś mogłoby na mnie zależeć... jakkolwiek niedorzecznie to brzmiało, w końcu sensei był tylko moim nauczycielem, ale w tej chwili ta iskierka nadziei była wszystkim co miałem, oprócz tych ciepłych, silnych ramion.
- Wyrzucili mnie z domu... - Mój głos był słaby i łamliwy, jakbym w każdej chwili miał ponownie wybuchnąć, a dopiero co udało mi się uspokoić.
- Wyrzucili cię? - W jego głosie usłyszałem kiepsko skrywane zaskoczenie. Pewnie oczekiwał, że pokłóciłem się ponownie z rodziną i uciekłem. - Jak to wyrzucili? Kto?
- Moja... - Przełknąłem ślinę, znowu walcząc ze łzami, wziąłem jeszcze jednego łyka kakao i dopiero wtedy udało mi się uspokoić na tyle, żebym mógł kontynuować. - Moja siostra... robiła przyjęcie i stwierdzili, że im przeszkadzam i... i mnie wyrzuciła... - Załkałem kilka razy i już prawie udało mi się uspokoić, kiedy ponownie wybuchłem płaczem.
- Tak w środku nocy? W piżamie? Na boso? - Pokiwałem tylko głową. Wiedziałem, że nie dam rady wydusić z siebie ani słowa, zwłaszcza w tej chwili, gdy byłem całkowicie wykończony psychicznie. Sensei mocniej mnie przytulił i chociaż jego bliskość pomagała mi odrobinę się uspokoić, to nie było to wiele biorąc pod uwagę, jak bardzo byłem zdołowany. - Wiesz co? Nie będę ścielił ci kanapy. Położysz się w moim łóżku - Ostatni raz mnie przytulił i wstał z kanapy. Trzymając jedną ręką kubek w połowie pusty, a drugą koc, żeby nie zsunął się z moich ramion, sam też wstałem i pozwoliłem poprowadzić się do sypialni. Gdybym nie był w aż tak beznadziejnym stanie, pewnie za nic bym się nie zgodził tam poprowadzić, ale w tej chwili było mi naprawdę wszystko jedno.
Sypialnia senseia była dość mała, a niemal połowę miejsca zajmowało dwosobowe łóżko, zajmujące całą przestrzeń od drzwi do ściany na prawo. Po lewej miał trochę regałów z książkami i biurko zawalone papierami, na którym stał laptop. Podszedłem jeszcze kilka kroków do łóżka i usiadłem na jego brzegu. Sensei dosiadł się tuż przy mnie.
- Jest ci cieplej? - Kiwnąłem głową. - Chcesz czegoś jeszcze? Może jesteś głodny? A może przyniosę ci herbatę na sen? Albo gorące mleko?
- Nie... dziękuję sensei... - Powiedziałem słabo i pociągnąłem nosem. - I przepraszam, że nagle... że wpadłem tutaj w środku nocy i...
- Ćśśś... - Objął mnie ramieniem i ponownie wtulił mnie w siebie. - Nic już nie mów. Nic się nie stało, nie masz czym się przejmować. Dokończ kakao i się połóż. Porozmawiamy o tym jutro, dobrze? - Gdy na niego spojrzałem, uśmiechnął się delikatnie. Gdybym nie był tak wykończony psychicznie pewnie sam też bym się uśmiechnął. Zamiast tego po prostu kiwnąłem głową. Jednym haustem opróżniłem kubek i podałem go senseiowi.
- Sensei... - Zacząłem niepewnie, drżącym głosem. - Ja... ja wiem, że jestem dla ciebie problemem, ale... mógłbyś poczekać tutaj, aż zasnę? - Zapytałem niepewnie. Bałem się, że jeszcze chwilę i wyczerpię cierpliwość senseia. Ten jednak nie wyglądał, jakby był zły.
- Oczywiście, że tak. W takim stanie nawet sam bym wolał przy tobie czuwać- Uśmiechnął się i delikatnie zmierzwił mi włosy. - Połóż się, będę przy tobie czuwał.
Niepewnie położyłem się na łóżku i oplotłem kocem, którym owinąłem się jak kokonem. Sensei siedział na skraju łóżka i przyglądał mi się spokojnie. Z jakiego powodu jego spojrzenie nieco mnie uspokoiło. Miałem przynajmniej świadomość, że chociaż fizycznie ktoś jest teraz przy mnie. Zamknąłem oczy. Kakao i ciepły koc nieco uspokoiło roztrzęsione ciało. Na dłoni poczułem delikatny uścisk, ale nawet nie próbowałem zabierać dłoni. Nie musiałem nawet patrzeć, żeby czuć czyjąś bliskość. A tego potrzebowałem teraz najbardziej na świecie. Powoli odpływałem w senną błogość, w końcu przyjemna ciemność otoczyła mnie całkowicie, zostawiając tylko pojedyncze skrawki świadomości, obolałe stopy, lekko drżące ciało i niemal palący uścisk na dłoni.


sobota, 15 października 2016

Lekcja życia VII - Sztuczny obiad

Wpadłem do domu z biegu. Rodzice stali już w jadalni, wystrojeni w odświętne stroje.
- Jesteś nareszcie. Wiesz ile na ciebie czekamy? - Ojciec wyglądał, jakby najchętniej mnie w tej chwili powiesił. Był wściekły i to bardzo. Skuliłem się lekko, gdy mówił do mnie z pozornym spokojem, ale przepełnionym nienawiścią.
- Przepraszam, ale trochę się zasiedziałem u senseia.
- Masz szczęście, że jednak się nie spóźniłeś. Inaczej miałbyś kolosalne kłopoty. Idź się ładnie ubrać. Lada chwila przyjdą. I pośpiesz swoją siostrę - Dodał lodowato, co chwila zerkając na zegarek.
- Dobrze... - mruknąłem i pobiegłem do mojego pokoju. Szybko się ubrałem i już po chwili czekaliśmy na dole na gości. Nienawidziłem galowego stroju, który musiałem nosić, ale musiałem teraz grać grzecznego, miłego chłopca, żyjącego w nieznośnie idealnej rodzinie... przynajmniej do wyjścia gości.
Stół był już odświętnie nakryty białym obrusem, na którym stał elegancki świecznik. Kucharki już kończyły swoją pracę, bo po całym domu unosił się przyjemny zapach pieczeni, a na stole już rozłożone były przystawki. Matka jeszcze starannie ułożyła mi włosy, a ojciec zerknął po raz ostatni na wszystko, żeby ocenić, czy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
Zamówiony catering wniósł siedem przykrytych, srebrnych tac na stół, który specjalnie musieli rozsunąć, żeby był dłuższy. Siedem... ciekawe kto jeszcze oprócz kolejnej, snobistycznej pary sprawi nam przyjemność przy obiedzie.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Po znaczącym geście ze strony mojej matki, poprawiłem ostatni raz koszulę i marynarkę i podszedłem do drzwi. Za nimi stała parka w wieku moich rodziców. Mężczyzna - wysoki i tęgi , ubrany w trochę zbyt obcisły garnitur, który prawdopodobnie miał na celu tylko i wyłącznie podkreślenie jego muskulatury. Jego żona była filigranową, ale dumną kobietą, co chętnie podkreślała czarną sukienką, w której wciąż wyglądała dumnie, ale przy tym bardzo kobieco.
- Dzień dobry. Ty musisz być Sashi, prawda? - Zapytała kobieta z chłodnym uśmiechem, przerażający sztucznym uśmiechem, który pewnie w jej mniemaniu i ogólnie przyjętym normom był ciepły i przyjazny.
- Witam. Tak, Sashi to ja.  - Kiwnąłem głową uprzejmie i cofnąłem się o krok, żeby wpuścić ich do środka. Gdy mnie minęli, dostrzegłem za nimi ostatniego naszego gościa. Był to chłopak, około 19 lat. Był ode mnie wyższy, ale dość szczupły. Czarne włosy sięgały mu niemal do ramion i były w całkowitym nieładzie, prawdopodobnie ciężko wypracowanym. Ubrany był też w garnitur, ale nie wysilił się ani żeby zawiązać krawat, ani nawet żeby dopiąć marynarkę, czy znajdującą się pod spodem koszulę. Wyglądał na tak samo niezadowolony tą kolacją jak ja, ale on nawet nie próbował tego ukryć. Zerknął na mnie i kiwnął głową. Nawet nie wysilił się, żeby się przywitać. Również kiwnąłem głową i zamknąłem za nimi drzwi.
- Jak miło was widzieć - Mama podeszła do gości i przywitała się z nimi serdecznie. Ojciec wymienił męski uścisk z facetami, a kobietę ucałował w rękę. Zerknąłem na Pai. Siedziała w kuchni, kontrolując danie główne. Jeszcze bardziej niż samym obiadem wydawała się niezadowolona z sukienki do kolan, którą kazali jej założyć rodzice. Najchętniej zapewne skróciłaby ją co najmniej o połowę.
- Tak, to nasz młodszy syn Sashi - Ojciec położył dłoń na moim ramieniu i ścisnął je lekko. To bynajmniej nie był objaw ojcowskiej troski. To było ostrzeżenie. - A starsza córka siedzi w kuchni. Pai, pozwól na chwilę - Mówił spokojnie, ale już czułem w jego głosie delikatną irytację, którą usłyszeć mogliśmy tylko my. Nawet jeżeli ta druga rodzina usłyszała subtelny sygnał, na pewno uznali, że tylko im się zdawało. W końcu jak taki wspaniały, uprzejmy i łagodny człowiek mógłby mieć pretensje do swojej rodziny. O cokolwiek. Ojciec był marketingowcem. Wiedział jak się sprzedać ludziom.
Pai dość niechętnie oderwała wzrok od pieczeni i podeszła do przedpokoju. Przywitała się z ewidentnie sztucznym uśmiechem. Dygnęła nawet, by zrobić dobre, chociaż sztuczne wrażenie.
- Urodę ewidentnie odziedziczyła po matce - Stwierdził mężczyzna, mierząc Pai od stóp do głów. Wszyscy zaśmiali się sztucznie, chociaż pewnie w ich mniemaniu był to najnormalniejszy śmiech.
- A to nasza pociecha - Kobieta odstąpiła na krok, robiąc miejsce swojemu synowi. Był odrobinę wyższy od niej, a cała trójka prezentowała się całkiem nieźle. Jak na jakiejś tandetnej, rodzinnej fotografii.
- Dzień dobry, nazywam się Kuro - Powiedział spokojnym, beznamiętnym głosem. Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, jak bardzo nie chce tutaj być... pewnie jak my wszyscy.
Spojrzałem na Pai. Z wcześniej gburowatej postawy, którą tak dobrze u niej znałem, nie został nawet ślad. Po pierwszym szoku wyprostowała się gwałtownie, eksponując jak tylko mogła swoje walory. Co chwila nerwowo poprawiała włosy i uśmiechała się promiennie. Przewróciłem oczami. No oczywiście, nie mogła przepuścić żadnej okazji, żeby zarwać do faceta. Kuro jednak wydawał się całkowicie nieprzejęty jej walorami. Rozglądał się po mieszkaniu, już nawet więcej uwagi poświęcając mi, niż jej.
Po wymienieniu uprzejmości, wszyscy usiedliśmy przy rozłożonym stole. Katering ściągnął metalowe pokrywki na dania, ukazując przystawkę w postaci małej roladki z mięsa i warzyw.
Rodzice zajmowali się rozmową z gośćmi, nie szczędząc przy tym pochwał na nasz temat. Kolejna sztuczna pogadanka, w której chodziło tylko o to, żeby zaimponować znajomym. Na wszystkim czym tylko się da. ,,Oh, byliście w tropikach? Brzmi świetnie. My myślimy, żeby wybrać się w podróż dookoła świata. Albo od razu wynająć łódź podwodną i przepłynąć cały świat". ,,A wasz syn dostał się na wymarzoną uczelnię? Sashi jeszcze nie, ale ma tylko 16 lat. Jednak pracuje tyle, że na pewno dostanie się na studia wcześniej." I tak dalej i tak dalej. My właściwie robiliśmy tutaj za dekoracje. Przy daniu głównym, gdy Pai nieudolnie starała się zwrócić na siebie uwagę Kuro, w końcu się do niego odezwała.
- A powiedz mi, czym się interesujesz? - Zapytała z czarującym uśmiechem. Chłopak podniósł głowę, ale jego spojrzenie było tak beznamiętne, że miałem wątpliwości, czy w ogóle ją dostrzega.
- Lubię gry i książki - Powiedział spokojnie. Po twarzy Pai przebiegł cień rozczarowania, ale uśmiechnęła się ponownie. Znając ją, pewnie właśnie się zastanawiała, czy chłopak jest na tyle ,,seksowny", żeby zignorować to, że jest takim nudziarzem. - Lubisz gry? - Zagadnął nagle do mnie. Zaskoczyło mnie. Nie spodziewałem się, że dzisiaj ktokolwiek zwróci na mnie uwagę.
- Niespecjalnie - Przyznałem z niemal równą beznamiętnością co on sam. - Ale lubię książki.
- Fajnie. Ja uwielbiam kryminały, albo horrory.
- Ja nie pogardzę żadną książką, o ile ma wciągającą fabułę. Kryminały niestety mają to do siebie, że często wydają się naciągane. Przynajmniej dla mnie. Ale to zależy od książki. A co do horrorów to nie zawsze są na moje nerwy.
Kuro kiwnął głową, przełykając kolejny kawałek pieczeni.
- Znam świetnego pisarza, który zajmuje się właśnie horrorami. Nie są jakieś bardzo przerażające dla kogoś, kto czyta horrory, ale tobie może się spodobać. Jest o tyle fajny, że ciężko się przy nim nudzić.
- Brzmi fajnie. Ma jakieś konkretne schematy? Duchy? Potwory? Nawiedzone domy?
- Właśnie to jest super, że każda książka jest o czymś innym. Pożyczę ci, jak będziesz chciał.
- Jasne, brzmi spoko - Kiwnąłem głową. Chłopak wydawał się całkiem sympatyczny, chociaż mogła to być równie dobrze gra, która miała sprawić, żeby rodzice już go nie dręczyli, że się źle zachowywał.
Wróciłem myślami do obiadu. Pai już się nie odzywała. Wyglądała na oburzoną, że ktokolwiek wolał rozmowę ze mną, a nie z nią.
Reszta obiadu minęła spokojnie. Nasi rodzice wymienili się najciekawszymi informacjami, pochwalili się czym tylko mogli i nasi goście zaczęli zbierać się do wyjścia.
- Sashi, spotkamy się jeszcze, co? - Zapytał Kuro, gdy zbierali się do wyjścia.
- Jak to miło, że się zaprzyjaźniliście - Stwierdziła jego matka - Kuro mógłby pomagać Sashiemu w lekcjach. I waszej córce też, nie wspominaliście jak jej idzie w szkole.
- Oh, to świetny pomył - Ojciec uśmiechnął się delikatnie, ale widziałem, jak coś w nim pęka wewnętrznie. - Ale Sashi jest bystry, ze wszystkim sobie poradzi. Zresztą oboje mają rewelacyjnych korepetytorów, więc nie będziemy kłopotać waszego syna - Stwierdził spokojnie. Powstrzymałem się od przewrócenia oczami i wyciągnąłem rękę w stronę Kuro.
- Do zobaczenia.
Ścisnął moją dłoń i zaraz potem wyszedł razem ze swoją rodziną. W końcu trochę spokoju...
- Dobrze się zachowaliście... co do ciebie Pai to miałbym zastrzeżenia, ale dobrze, że nie przynieśliście nam wstydu - Kiwnąłem głową. Moja siostra tylko coś prychnęła. Była widocznie wściekła, że Kuro przez cały wieczór nawet nie zwrócił na nią uwagi. Raczej przywykła do tego, że była w centrum zainteresowania. A nawet jeżeli nie była, stawała się po kilku głębszych. Teraz nie mogła sobie nawet na to pozwolić, a każda z jej sekretnych technik najpewniej zgorszyłaby nie tylko chłopaka, do którego zarywała, ale też wszystkich naokoło. I teraz nie byłoby tak zabawne, jak na jej imprezach.
- Nie przynieśliście nam wstydu myślę, że zasłużyliście sobie na małą premię - Powiedziała matka ze spokojem, chociaż chłodnym uśmiechem. - No dobrze, pani Oksana tutaj posprząta, a wy... - Wzięła ze swojej torebki portfel i wyciągnęła z niego dwie stówki, po jednej dla każdego z was. - A teraz zajmijcie się sobą, ja idę popracować.
- Nie zróbcie nic głupiego - Dodał ojciec i już miał odwrócić się i ruszyć na górę, do swojego biura, kiedy się zatrzymał. - Sashi, mógłbyś się trochę bardziej postarać. Byłoby miło, gdybyś dostał się klasę wyżej, nie sądzisz?
- Sądzę - Powiedziałem cicho. Spodziewałem się tego z ich strony, chociaż miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie. I tak nie miałem czasu dla siebie, nie wyobrażałem sobie jak miałem się uczyć jeszcze więcej. Tę uwagę zachowałem jednak dla siebie. Wolałem nie sprowokować ich do tego, żeby znaleźli mi czas na jeszcze więcej zajęć. Z pewnością by mi udowodnili, że jestem w stanie to zrobić.
- Super, to ja idę do sklepu. Przyda mi się chwila wytchnienia po tej okropnej kolacji. I kupię coś sobie, żeby temu głupiemu, ślepemu chłopakowi wylazły oczy na wierzch - Uśmiechnęła się triumfalnie. - Zresztą co ja ci będę mówić. Przecież ty kompletnie nie znasz się na stylu.
Pomachała mi jeszcze pieniędzmi przed nosem i sama pobiegła do swojego pokoju, najpewniej, żeby zwołać koleżanki na jutro na zakupy. Akurat ona mogła sobie na to pozwolić. Bardzo lubiła towarzystwo zarówno nowobogackich, tępych laseczek, które razem z nią wydawały fortunę na ciuchy i buty, jak i dziewczyn ze znacznie gorszej sytuacji finansowej, które gotowe były cały dzień łazić za nią jak wierne pieski, byleby tylko dostać chociażby pasek, czy bluzkę. Ja bym zdecydowanie tak nie mógł... przyjaźń oparta wyłącznie na materialnych pobudkach to nie była przyjaźń. A co gdybyśmy nagle... może nie zbankrutowali, z tym ja też bym sobie pewnie nie poradził, ale gdybyśmy musieli ograniczyć wydatki? Jeść tańsze jedzenie, nie chodzić do restauracji i sklepów... ja pewnie miałbym z tym problemy, ale chyba Pai popełniłaby samobójstwo. Była gotowa na absolutnie wszystko, by mieć to, co chce. A chciała zwykle bardzo, bardzo dużo.
Znużony udałem się na górę, ponownie do lekcji, które zadał mi sensei. Gdy usiadłem przy biurku, patrzyłem na zeszyty i miałem wrażenie, jakby ktoś je napisał w jakimś antycznym języku. Nagle głowę całkowicie zaprzątnęła mi jedna, okropna, przerażająca myśl, o której nie miałem siły ani możliwości myśleć przez to wszystko co się działo.
...pocałowałem faceta... naprawdę pozwoliłem się pocałować przez faceta... to było obrzydliwe... więc dlaczego to było tak przyjemne?
Przyłożyłem w zamyśleniu dłoń do ust, które nagle zaczęły mrowić. Pamiętałem ogień, który całkowicie ogarniał moje ciało, pamiętałem fajerwerki w głowie... i to wszystko takie rzeczywiste, a jednocześnie takie nierealne. Sensei powiedział mi, że kiedy się zakocha, nie będzie miała dla niego znaczenia płeć, ale... to przecież nie było normalne, żeby faceci umawiali się z innymi facetami. Nie tak działał świat.
...a jednak go pocałowałem...
Nawet legalnie nie mogli wziąć ślubu. To musiałby być nieformalny związek do końca życia, nawet jeżeli byliby całkowicie pewni, że chcą to udowodnić.
...podobało mi się to...
Nikt by tego nie zaakceptował. Ani rodzina, ani znajomi.
...zrobiłem to z własnej, nieprzymuszonej woli...
Musieliby się ukrywać do końca życia i znosić irytująca pytania typu: ,,kiedy zamierzasz się w końcu ustatkować".
TO DLACZEGO JA SIĘ W OGÓLE NA TO ZGODZIŁEM! Nie musiałem tego robić, mogłem powiedzieć nie, wyzwać go i jak najszybciej się ulotnić... więc co mnie powstrzymało? Aż tak byłem ciekawy? Naprawdę?
Odrzuciłem zrezygnowany długopis i położyłem się na biurku. Byłem ciekawy, to jedyne wytłumaczenie. Więc dlaczego nie mogłem o tym zapomnieć? Może dlatego, że to był mój pierwszy pocałunek... w końcu Sensei...
Poderwałem się gwałtownie. No tak... on wcale tego nie zrobił dlatego, że mu się podobam, albo coś gorszego. Po prostu stwierdził, że da mi taką lekcję. Byłem smutny, załamany, nigdy nie miałem dziewczyny i nie rozumiałem... w sumie dalej nie rozumiem, jak można być gejem. Chciał mi to pokazać, nic więcej. To była po prostu lekcja... wredny dupek, mógł mi od razu to powiedzieć! Przynajmniej bym się tak nie denerwował! Cholera, jak dobrze, że nie zastanawiałem się nad tą sprawą przy obiedzie. Chyba bym tam umarł z zażenowania... a senseiem musiałem się rozmówić przy najbliższej okazji...
...bo teraz przynajmniej miałem pewność, że chcę dalej do niego chodzić na zajęcia. Na pewno perwers jeden już od początku lekcji planował mnie pocałować, a jednak nie okazywał tego. To znaczyło, że potrafi oddzielić pracę od tych swoich okropnych perwersji... a był dobry jako nauczyciel, więc szukanie teraz nowego korepetytora i powtarzanie z nim wszystkiego wydawało się co najmniej bezsensu. Dlatego będę się uczył z senseiem, a po lekcji porządnie go ochrzanię.
Wziąłem głęboki oddech, ale nie pomogło mi się to uspokoić. Podszedłem więc do okna i otworzyłem je na oścież. Wieczorne powietrze przyjemnie ogarnęło pokój. Chwilę jeszcze się uspokajałem. Potrzebowałem czegoś, żeby nie myśleć o senseiu, bo oszaleję.
Odruchowo zerknąłem na laptop i ponownie ogarnęło mnie przygnębienie. Nie miałem nawet siły go odpalić. Zwłaszcza, jeżeli miałbym przeczytać dalszą część skarg, zażaleń i nienawiści skierowanej w moją stronę. Żałowałem, że w ogóle chciałem zorganizowałem tej wyjazd...
Telefon za wibrował, informując mnie o przychodzącej wiadomości.
,,Odpisz mi kurwa" - Brzmiała krótka, zwięzła wiadomość wysłana przez Pitta. Zabawne, nie sądziłem, że po ,,spierdalaj" da mi jeszcze o sobie znać. Niechętnie włączyłem na telefonie internet, a z facebooka przyszło do mnie kilka wiadomości.
,,Sashi, mógłbyś nas proszę nie ignorować? Skoro obiecałeś załatwić nam ten wyjazd, to mógłbyś chociaż zrobić to do końca, a nie wycofywać się w ostatniej chwili."
,,Sashi, przestań się zachowywać jak dziecko i odpisz nam. Jeżeli masz zły humor to nie rób gównoburzy tylko normalnie z nami porozmawiaj."
No i wiadomość od mojego niedoszłego kolegi, przyjaciela... nie wiedziałem nawet teraz, jak nazywać tych ludzi.
,,Wiesz co, jak już pierdolisz takie bzdety, że starasz się, żeby wyszedł fajny wyjazd, to mógłbyś się z tego wywiązywać, a nie nagle strzelać focha i nas olewać. Zwłaszcza, jak wszyscy się już zadeklarowali, że jadą i się nastawili, a ty tylko narzekasz i robisz problemy. No kurwa, jak to taki problem, to za rok sami załatwimy sobie domek. Teraz tylko mógłbyś dokończyć to, co zacząłeś."
Przeczytałem wszystkie wiadomości, ale nie miałem pojęcia, czy chcę gdziekolwiek z nimi jechać. Zwłaszcza po tym, jak mnie potraktowali... no i że dalej traktowali mnie jak żywą skarbonkę. Najchętniej odwołałbym po prostu ten wyjazd i spędził ten tydzień w domu... ale już się zadeklarowałem, umówiłem się z rodzicami... odwołanie tego w tej chwili, nawet jeżeli mieliśmy jeszcze trochę czasu, nie byłoby fair. Chociaż z drugiej strony, pewnie teraz się po wkurzają, a potem do kilku dni przed wyjazdem nie odezwą się słowem. Z dwojga złego nie miałem pojęcia co jest bardziej bolesne, czy te teksty, czy całkowite olewanie, do czasu, aż nie będą potrzebować moich pieniędzy, albo mojej zgody na to, żeby przenocować u mnie, czy żebym załatwił kluczyki.
...dlaczego ludzie muszą być tak obłudni i materialistyczni?
Nagle poczułem niemal bolesną potrzebę. Potrzebę naprawdę kogoś mi bliskiego. Kogoś, komu będę mógł całkowicie zaufać i kto nie zdradzi mnie tak samo jak wszyscy inni.
Naprawdę... oddałbym wszystkie pieniądze... cholera, zamieszkałbym nawet pod mostem, żeby móc znaleźć sobie kogoś takiego...

sobota, 8 października 2016

Lekcja życia VI - Pocałunek

Nastał kolejny wtorek. Żeby mieć zajęcia indywidualne rodzice przenieśli godziny zajęć, ale pozostał ten sam dzień. Od samego rana czułem niezdrową satysfakcje, a jednocześnie byłem dość poddenerwowany. Ostatnio dowiedziałem się naprawdę dziwnych rzeczy o nim... co czekało mnie dzisiaj? W głowie miałem setkę pytań, których nie miałem najmniejszej ochoty zadawać, a jednak nie dawały mi spokoju... a nikogo innego jak senseia nie mogłem o to zapytać.
Miałem jeszcze chwilę, więc wszedłem na fb. Na wydarzeniu z wyjazdu była pustka, a liczba wiadomości znacząco się zmniejszyła. Ostatnia rozmowa jaką miałem zapisaną była z wczorajszego wieczoru i na sam widok małego okienka ze zdjęciem, czułem bolesny ucisk w sercu. Napisałem wtedy do mojego - jak mi się wydawało, przyjaciela. Może nawet nie bardzo przyjaciela, ale do osoby, której lubiłem się żalić i zawsze miałem nadzieję, że mnie wysłucha. Tym razem zapytałem o to wydarzenie i imprezę. Miałem nadzieję, że chociaż on stanie po mojej stronie... przynajmniej on.
,,Wiesz co Sashi, kurwa tym razem przesadziłeś. Nie dość, że robisz jakieś jebane dramy, to jeszcze czepiasz się za to wszystkich. To przecież nie nasza wina, że nie wszyscy się zadeklarowali co do wyjazdu, więc przestań pieprzyć, że nikt ci nie pomagał. No kurwa, ja ci napisałem, że jadę, a się na mnie wściekasz, jakbym kurwa zabił ci matkę."
Jakakolwiek wcześniejsza nadzieja gwałtownie zniknęła, a ja znowu poczułem się beznadziejnie. Niepewnie położyłem dłonie na klawiaturze i zacząłem pisać.
,,Bo miałem nadzieję, że chociaż ty mnie zrozumiesz. Próbowałem zorganizować nam fajny wyjazd, a nie mogę liczyć na ani odrobinę współpracy z waszej strony. Wiecie, że mam zawalony plan, nie mam za dużo czasu na organizowanie wszystkiego, ale próbuję i chociaż to moglibyście docenić.
,,A co ty masz do ogarniania? Tylko domek i bilety, wielkie mi halo. Muzykę i filmy sami możemy sobie ściągnąć, więc nie rób dram, że nikt ci nie napisał co masz ściągnąć. No kurwa nie chodzimy do przedszkola, damy sobie radę.
,,Moglibyście mi chociaż powiedzieć, że sami się tym zajmiecie, albo że jedna osoba się tym zajmie, a nie mnie kompletnie olewać"
,,No to trzeba było napisać do ludzi personalnie, żeby się czymś zajęli. Wszystko było super, dopóki nie zacząłeś się dopierdalać i robić dram".
,,Byłem zły, bo wszyscy mnie ignorowaliście. To takie dziwne?"
,,Jacy kurwa wszyscy. Napisałem ci przecież, że ja jadę, tak? To się nie dopierdalaj o nic. Zwłaszcza, że już przecież wiesz kto jedzie, to jaki masz problem? Wiesz co? Wkurwiasz mnie już. Nie możemy naprawdę zrobić tego jak w zeszłym roku?"
,,W zeszłym roku ludzie chociaż próbowali ze mną współpracować. Słuchaj, organizuję domek to ktokolwiek mógłby mi pomóc. Zarezerwować bilety, albo przynajmniej mi odpisywać, jak się dopytuję co robić podczas wyjazdu."
,,Dobra, odpierdol się już ode mnie. Po jaką cholerę w ogóle mi się żalisz, co? Jesteś kurwa bezczelny, bo ja próbowałem ci pomóc, ale widać, że niepotrzebnie. Proszę kurwa, zniszcz cały wyjazd, na pewno wtedy będzie lepiej. Też mogę sobie to wszystko olać i mieć już cię głęboko w dupie. Dzięki za zjebanie nam wszystkim wyjazdu".
Starałem się zwykle być silny, ale w tym momencie coś we mnie pękło. Przynajmniej wczoraj, gdy to czytałem. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś próbował mnie aż tak zniszczyć psychicznie. Zdołowany nie spałem przez jakieś pół nocy, kuląc się na łóżku i walcząc z okropnym uczuciem, jaki kolce przeszywały mi serce.
 W tej chwili czułem się odrobinę lepiej, chociaż świadomość, że kolejne osoby, na których mi zależało, którym chciałem zorganizować genialny wyjazd, traktują mnie jak śmiecia, jeszcze wczoraj przyprawiała mnie o tak żałosny płacz, którego sam się tego wstydziłem.
,,Przepraszam, że chciałem nam zorganizować fajny wyjazd. I wiesz co? Miałem nadzieję, ze akurat na ciebie to będę mógł liczyć"
,,Spierdalaj"
Odwróciłem głowę od komputera i szybko starłem łzy, które już zaczęły kręcić się w moich oczach. Nie tak wyobrażałem sobie możliwe, że ostatnią rozmowę z Pittem. W sercu ponownie poczułem bolesny ucisk. Pokręciłem głową, żeby powstrzymać się przed kolejnym wybuchem płaczu. Ostatnio już wypłakałem swoje i użalałem się wystarczająco długo, żeby psuć sobie kolejny dzień. Zarzuciłem torbę na ramię i udałem się w stronę mieszkania senseia.
- Dzień dobry, sensei - Powiedziałem, gdy otworzył przede mną drzwi. Chciałem chociaż udawać, że wszystko jest w porządku, ale nie miałem na to siły. Byłem naprawdę wszystkim zmęczony... bardzo zmęczony...
- Witaj Sashi. Wchodź, wchodź. Muszę przyznać, że twoi rodzice to najbardziej kłopotliwe osoby, jakie znam.
- Przepraszam za kłopot... - Mruknąłem, przekraczając próg i zamknąłem za sobą drzwi. Kolejna osoba, dla której byłem tylko problemem.
- Daj spokój, to nic takiego. Jedna godzina więcej a ja dostaję dwukrotnie większą wypłatę.
Uśmiechnął się, podnosząc do góry dwa palce w geście viktorii.
- Co ja ci mówiłem o uśmiechu?
Podniosłem nieśmiało kąciki ust, próbując się uśmiechnąć, chociaż z beznadziejnym skutkiem. Zwłaszcza, że w tej chwili najchętniej bym się rozpłakał.
- Niech ci będzie. No chodź, zacznijmy lekcje. Chcesz ciastka, albo herbatę?
- Jedno i drugie...
- A co powiesz na lekcję w jadalni? Mógłbym wcześniej złożyć klasę i tak chyba będzie wygodniej. Może być? - Odpowiedziałem nieśmiałym kiwnięciem głowy. Sensei uśmiechnął się szeroko i przyniósł książki do jadalni, gdzie zaraz usiedliśmy. Mimo mojego beznadziejnego nastroju, starałem się jak mogłem, by skupić się na lekcji, którą przetrwałem z pewnym trudem. Właściwie może to i lepiej, że miałem indywidualne lekcje? I tak nie przepadałem za tamtymi chłopakami, kontakt mieliśmy słaby... a ja po prostu chciałem mieć złudzenie, że mam jakichś znajomych.
- W domu masz odrobić te ćwiczenia. Masz jakieś pytania?
- Nie... dziękuję.
- Dobrze ci idzie. Może te prywatne lekcje wyjdą ci na dobre? Masz talent do języków.
- Dzięki sensei.
Chwilę panowała cisza, w której dopijałem herbatę. Już miałem wstać i iść do domu, kiedy Tetsui, po kilkuminutowym wpatrywaniu się we mnie, znowu się odezwał.
- To jak w domu? Wszystko w porządku? - Zagadnął, jakby to było całkowicie normalne pytanie. Jakby nie wiedział, że jest u mnie naprawdę beznadziejnie.
- Powiedzmy...
- Nie masz talentu do kłamania. Nic się nie zmieniło, prawda?
Pokręciłem głową.
- Ale już do tego przywykłem. Nie musisz się martwić.
- Mam wrażenie, że jednak coś ukrywasz. Co się stało? - Przysunął swoje krzesło do mojego. Pociągnąłem nosem, gdy ponownie bolesne ukłucie rozeszło się po moim sercu. Niechętnie podniosłem wzrok na senseia. Uśmiechnął się łagodnie i nagle zrobiło mi się odrobinę lepiej. Poczułem nagle, że on mnie zrozumie... z drugiej strony, myślałem tak o moich innych znajomych. Zawahałem się i wbiłem wzrok w stół i prawie pusty kubek.
- Hej, przecież mi możesz powiedzieć. W końcu jestem wykwalifikowanym pedagogiem - Oparł dłoń na moim ramieniu. Jego dotyk wydawał się palić, a mimo to, nie chciałem, żeby zabierał rękę. Może rzeczywiście mógł mi pomóc... w końcu potrafił spojrzeć na tą sprawę bardziej jako nauczyciel, a nie moi znajomi.
- Cóż... zaczęło się od tego... - Zacząłem niepewnie. Opowiedziałem mu w jak największym skrócie całą historię z moimi znajomymi, wyjazdem, potem imprezą i ostatnią kłótnię z moim... ,,kolegą". Kiedy skończyłem, cały już byłem we łzach i wyduszałem z siebie słowa razem z bezgłośnym szlochem. Sensei słuchał mnie w spokoju, nawet mi nie przerywając. Czekał, aż skończę, a gdy w to zrobiłem, trzęsąc się od szlochu, delikatnie ścisnął mnie za ramię.
- Sashi, posłuchaj mnie bardzo uważnie - Podwinął rękaw i delikatnie starł nim łzy z moich policzków. Nie uśmiechał się, tylko wpatrywał we mnie ze spokojem. - Na świecie jest dużo złych ludzi, którzy nie doceniają tego, co im dajesz. Ty włożyłeś całe serce w ten wyjazd, chciałeś coś dla nich zorganizować, a jedyne co oni potrafili to robić ci wyrzuty. To nie są ludzie warci tego, żebyś się nimi przejmował. Gdyby to były naprawdę wartościowe osoby nie rzuciłyby się na ciebie. Pomogliby ci i chociaż spróbowali zrozumieć. Nie zrobili nic w tym kierunku, więc nie są warci tego, żebyś się nimi przejmował. Jeżeli nie zauważą ile jesteś warty i jak bardzo się dla nich starasz, powinieneś o nich zapomnieć.
Zsunął rękę od mojego ramienia do dłoni i ścisnął ją delikatnie. Poczułem się odrobinę lepiej, gdy ktokolwiek mnie zapewnił, że to jednak nie ja jestem problemem. Zacisnąłem powieki i nerwowo pokiwałem głową. W oczach zakręciły mi się łzy, z którymi starałem się walczyć.
- Oj... no daj spokój, nie ma po nich co płakać. Jesteś facetem, a faceci przecież nie płaczą, prawda? - Czule starł łzy z mojego policzka i troskliwie objął mnie ramieniem. Ponownie pokiwałem głowę, starając się jakoś uspokoić. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę, a ja z każdą sekundą robiłem się coraz bardziej czerwony. W końcu sensei mnie puścił i ponownie zrobił mi herbatę, chociaż już dawno powinienem sobie iść.
- Dziękuję sensei...
- Nie masz za co. Mówię całkowicie obiektywnie. Ty tu masz rację i to bezdyskusyjnie - Uśmiechnął się szeroko i przyjacielskim gestem zmierzwił mi włosy. Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu, biorąc kilka łyków gorącej herbaty. Niestety, moje wątpliwości rozwiały się momentalnie. Jak mogłem zrezygnować z tych lekcji, kiedy sensei był chyba jedyną osobą, na którą mogłem liczyć? Nawet nie było to ważne, że lubi chłopców... może i było to przerażające wciąż i... trochę się tego bałem, ale gdyby nie on, nie miałbym już nikogo, kto mógłby mnie pocieszyć. Nabrałem ochoty, żeby zmienić temat, na jakikolwiek. Przy okazji coraz uciążliwiej dręczyło mnie pytanie, które chodziło mi po głowie od dłuższego czasu. Normalnie w życiu bym się nie odważył, ale... skoro i tak się przy nim ośmieszyłem, to... mogłem zapytać o tę jedną rzecz. Sensei o dziwo nie próbował mnie ani wyprosić, ani nie poganiał. Zupełnie, jakby czytał w moich myślach i czekał, aż zacznę kolejny temat.
- Sensei...
- Pytaj śmiało - Uśmiechnął się szeroko, jakby doskonale wiedział, że chcę zadać pytanie. Oparł łokieć na stole, a głowę na dłoni, wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Ja... ja chciałbym wiedzieć... - Opuściłem głowę, starając się zakryć grzywką rumieńce. - J-jak to jest... być z facetem... umawiać się... i w ogóle... - Wymamrotałem.
Odważyłem się podnieść wzrok na senseia. O dziwo ten nie wydawał się ani trochę zaskoczony moim pytaniem, ani nawet szybką zmianą tematu. Zastanawiał się chwilę przed udzieleniem mi odpowiedzi.
- To prawie jak randki z dziewczynami. Tylko faceci są mniej problematyczni. Więcej rzeczy mówią wprost i nie trzeba się domyślać o co im chodzi. Osobiście stwierdzam, że bycie gejem jest znacznie wygodniejsze niż bycie facetem hetero. A... Jeżeli chodzi o całowanie niewiele to się różni od całowania dziewczyny - Skończył, wzruszając ramionami. Pokiwałem głową. Zaskakujące, że sensei bez najmniejszych problemów był w stanie rozmawiać ze mną na takie tematy.
- Mhm... a... jeszcze...
- Chcesz zobaczyć, jak to jest? - Uśmiechnął się, opierając o stół. Wzdrygnąłem się gwałtownie, momentalnie zalewając się rumieńcem. C-co on... co on takiego mi proponował? To... to było...
Zatkało mnie całkowicie i przez chwilę nie mogłem wydusić z siebie głosu. To było tak oburzające, że nie wiedziałem co dokładnie powinienem powiedzieć, więc tylko wpatrywałem się w senseia, który wydawał się przynajmniej rozbawiony.
- S-skąd taki pomysł, ze... - wydukałem nie mogąc przestać się rumienić. - Już ci mówiłem, że...
- Nie trzeba być gejem, żeby się całować z facetem. Zawsze można to uznać za eksperyment.
Oburzające. Co on sobie wyobrażał?! Że... że chciałbym... chciałbym całować się z facetem? Dlaczego miałbym chcieć? Wpatrywałem się w senseia, z tym jego szerokim uśmiechem, gdy wpatrywał się we mnie rozbawiony. Nigdy się nie całowałem... ale czy chciałbym to zmienić z... z... przecież to facet!
Spuściłem głowę, rumieniąc się jeszcze bardziej. Dłonie zacisnąłem nerwowo na kolanach. Domyślałem się, jak żałośnie wyglądam w tej chwili. Najchętniej wyszedłbym stąd w tej chwili, a jak wrócę to udawał, że nic nie pamiętam.
- No dobra. - Podniosłem gwałtownie twarz. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że sensei się zgodzi. W końcu byłem jego uczniem! I... i...
Gdy stanął przy mnie, podniosłem na niego przerażone spojrzenie. Nie byłem pewny, czy tego chcę, ale chyba nawet nie byłem w stanie go odepchnąć w tej chwili. Wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany, gdy przysunął się do mnie.
- A-ale... - Wydukałem jeszcze niepewnie.
- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.
Uśmiechnął się szeroko, jak zawsze to robił. Jakoś serce zaczęło bić mi znacznie szybciej. Nie żebym był w nim zakochany czy coś. To... ten jego uśmiech sprawił, że czułem jak po całym moim ciele rozlewa się ciepło. I jeszcze... byłem dzisiaj w kompletnej rozsypce, a on mnie pocieszał i... Zacisnąłem dłonie w pięści i opuściłem głowę.
- Wiesz co, Sashi w ten sposób mnie nie pocałujesz - Stwierdził rozbawiony.
- N-nie naśmiewaj się ze mnie... ja... denerwuję się...
- Nigdy się nie całowałeś, prawda? - Nie odpowiedziałem.- Tak myślałem. Nie martw się, to naprawdę przyjemne.
Pokiwałem głową i zmusiłem się do podniesienia głowy. Co ja najlepszego robiłem?! Zacisnąłem powieki, ale... sensei mnie nie pocałował. Nieśmiało otworzyłem jedno oko.
- Chyba nie myślisz, że to będzie takie łatwe?
- Co?
- Wybacz, ale nie mogę cię pocałować, gdy robisz taką miną. Czuję się jak pedofil.
- M-molestuje pan ucznia... to jest jak pedofilia... - Sensei przechylił nieco głowę. Wydawał się naprawdę dobrze bawić. Spuściłem głowę, żeby na niego nie patrzeć. - Dobra... powiedz mi co robić - Wydukałem w końcu...
Czerwieniłem się coraz bardziej i bardziej. Nigdy bym się nie spodziewał, że będę musiał powiedzieć coś aż tak upokarzającego.
- Po pierwsze nie rób miny jak skrzywdzone dziecko. Po drugie podnieś twarz w moją stronę a po trzecie przysuń się do mnie.
Przełknąłem ślinę i spojrzałem w oczy senseia. Od razu jednak opuściłem wzrok, chociaż twarz dalej trzymałem skierowaną w jego stronę. Położyłem obie ręce na swoich nogach i przysunąłem swoją twarz do jego. Zamknąłem oczy, kiedy poczułem jak mój nos ociera się o jego. Zatrzymałem się. Nie było mowy, żebym dał radę go pocałować.
Poczułem ciepłe dłonie na moim karku a zaraz potem na ustach ciepłe usta senseia. Coś lodowatego przejechało od mojego karku po kręgosłupie, a w głowie nagle wybuchły mi fajerwerki. Moje ciało wydawało się stanąć w ogniu. Nawet nie wiedziałem co się dzieje. Nie mogłem uwierzyć, że to może być aż tak przyjemne, ani, że to w ogóle się dzieje. Położyłem ręce na ramionach senseia, gdy pogłębił nieco pocałunek. Zacisnąłem dłonie w pięści. To było... otumaniające. Nie mogłem nic zrobić, nie mogłem nawet myśleć. Nie chciałem go puszczać. Miałem ochotę go tak całować nawet całą wieczność. w końcu jednak gorące ciepło na moich ustach zniknęło, a ja miałem wrażenie, jakby czas stanął, wraz z tymi wszystkimi zaskakującymi odczuciami. Kręciło mi się w głowie, ale szybko wstałem z krzesła, niemal wpadając na senseia.
- Dz-dziękuję... - Powiedziałem cały czerwony, starając się nie patrzeć mu w oczy. - To... to ja już pójdę.
- Poczekaj chwilę - Tetsui złapał mnie za nadgarstek, nie pozwalając mi odejść. - Nie możesz teraz tak po prostu sobie pójść. Jeżeli tak po prostu wyjdziesz, to jak wrócisz sytuacja będzie wyjątkowo niekomfortowa.
- A teraz taka nie jest? - Zapytałem chłodno, zbyt zażenowany, żeby z nim rozmawiać, albo chociażby na niego spojrzeć.
- Jest i dlatego powinniśmy o tym porozmawiać - Sensei odwrócił mnie w swoją stronę, położył dłonie na moich ramionach i usadowił ponownie na krześle. - Jak na kogoś, kto robił to pierwszy raz, całkiem dobrze całujesz - Powiedział z szerokim uśmiechem, pochylając się w moją stronę. Wcześniej i tak byłem cały czerwony, ale zrobiłem się jeszcze bardziej, gdy nagle stwierdził coś takiego.
- T-to jest twój sposób na niekomfortową sytuacje? - Powiedziałem z oburzeniem, pod którym próbowałem ukryć, jak okropnie się teraz czułem.
- Jak będziemy rozmawiać o żenujących rzeczach to potem sytuacja nie będzie żenująca. - Stwierdził z rozbawieniem.
- Masz ciekawą opinię o świecie...
- Ale to działa, zobaczysz. Jak będziemy rozmawiać o żenujących rzeczach to potem sytuacja taka nie będzie. Rozumiesz? W końcu co znaczy jeden pocałunek, jeżeli poruszymy dużo gorsze tematy, co?
- Nie rozumiem twojego toku myślenia...
Wzruszył ramionami, z lekkim uśmiechem.
- Widzisz? Już jest lepiej. Pogadajmy o czymś jeszcze. Pytałeś jak to jest to robić z chłopakiem, ale nie chodziło ci tylko o pocałunki, prawda? - Zapytał spokojnie, odwracając krzesło oparciem w moją stronę i siadając na nim. Był zdecydowanie za blisko...
- N-naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać? T-to...
- Żenujące? Tak, owszem. Przyznaj, nurtowało cię to...
-T-trochę, ale... nie będę o tym z tobą rozmawiał.
- Dlaczego nie?
- O takich sprawach rozmawia się z rodziną a nie nauczycielami!
- Z nauczycielami też zazwyczaj się nie całuje.
Prychnąłem, odwracając czerwoną twarz. Naprawdę miałem dość tej rozmowy.
- No dawaj, jak ładnie zapytasz to ci powiem.
- Nie ma mowy, żebym powiedział coś tak żenującego.
- Spróbuj chociaż. Mam ci pomóc?
- Dziękuję, obejdzie się.
- To powiedz. No dawaj, wierzę w ciebie.
Zacisnąłem dłonie na spodniach. Naprawdę nie chciałem rozmawiać z senseiem o TYCH sprawach, ale w końcu się przemogłem. Też dlatego, że pewnie by mnie nie puścił, gdybym tego nie powiedział, ale też... chyba nie znalazłbym dogodniejszego momentu, żeby zadać to okropne pytanie.
- J-jak robi to... dwóch facetów? - Wymamrotałem.
- Brawo. Jestem pod wrażeniem. Jednak odważyłeś się o to zapytać.
- To powiesz mi, czy będziesz się nade mną znęcał dalej?
- Oczywiście, oczywiście - Powiedział z szerokim uśmiechem. Poprawił się wygodnie na krześle i przysunął jeszcze bliżej mnie. - W parach męsko-męskich w łóżku muszą dzielić się na stronę uległą i dominującą. Strona dominująca gra rolę faceta a uległa dziewczynę... w dużym uproszczeniu, bo jednak dalej jest to dwóch facetów. No i mogą się zawsze zamieniać, w zależności od preferencji partnera.
- To raczej oczywiste... pytałem jak... jak to jest możliwe... zresztą, nieważne. Przepraszam, że zawracam ci głowę - To było zbyt wiele jak dla mnie. Wstałem z krzesła, wyminąłem senseia i szybkim krokiem ruszyłem do drzwi.
- Strona czynna wkłada panisa stronie biernej do odbytu.
Spiąłem się cały, stojąc już w przedpokoju. Nie sądziłem, że sensei tak otwarcie może mówić takie rzeczy. Szykowałem się już do wyjścia bez słowa, ale udało mi się powstrzymać. Nie wiedziałem, czy mogę być bardziej zażenowany, ale skoro już zeszliśmy na takie tematy, to mogliśmy je dokończyć. Przynajmniej później nie będę musiał o to pytać
- T-to musi okropnie boleć...
- Trochę musi boleć, faktycznie. Ale uprzednim przygotowaniem można znacznie zmniejszyć ból. No i jest to naprawdę przyjemne.
- Niby jak coś takiego może być przyjemne?
- Taka męska fizjonomia. Wystarczy, że natrafi się na prostatę i strona uległa będzie się dosłownie zwijać z rozkoszy. Może chciałbyś kiedyś się przekonać? - Wzdrygnąłem się gwałtownie, odwracając w stronę senseia. Miałem nadzieję, że tym razem to był żart. Tetsui chwilę rozkoszował się moim uśmiechem, nim zaśmiał się krótko. - Żartowałem, nie bój się o to. Nie mam w zwyczaju zarywać do chłopaków, którzy są hetero.
- A... gdybym zaczął interesować się facetami? - Zapytałem cicho, niepewnie. Chciałem wiedzieć jak bardzo mogę czuć się przy nim bezpiecznie. On wstał z krzesła i powoli zaczął mnie obchodzić, dokładnie mi się przyglądając.
- M-mógłbyś na mnie nie patrzeć jak na jakiś towar w sklepie?
- Oceniam, czy chciałbym z tobą być, gdybyś był homo.
- Ja bym nie chciał być z tobą. Jesteś... niezwykle irytujący. I zbyt bezpośredni.
- A ja mógłbym być z tobą - Jego deklaracja tak mnie zaskoczyła, że na chwilę zaniemówiłem. Więc jednak! Wiedziałem, że z nim jest coś nie tak... - ale nie martw się, jeżeli chłopak jest hetero, nawet nie będę się o niego starał. Takie mam zasady. Chyba, że...
- Jeżeli kiedyś zmieni mi się gust to być może się nad tym zastanowię... - Powiedziałem niepewnie, coraz bardziej poirytowany moim zażenowaniem.
Sensei zaśmiał się tylko, czochrając mi włosy.
- Widzisz? Mówiłem, że jak będziemy rozmawiać o żenujących rzeczach to będzie lepiej. To jak? Widzimy się za tydzień, tak?
- Oczywiście.
- Chcesz buzi na do widzenia?
- Obejdzie się... - Mruknąłem i trzasnąłem drzwiami. Sensei naprawdę był dziwny. Zawsze mówił takie irytujące rzeczy... Aż dziwne, że nikogo sobie nie znalazł przy takim nastawieniu... znaczy, dobra, był kochany i troskliwy i miły i słodki, ale ja byłem hetero! A on... znaczy, jak dla mnie mógł znaleźć kogoś wartego siebie... wtedy może przestałby dopierać się do ucz...
Pokręciłem głową. Nie, nie powinienem o tym myśleć. To było zdecydowanie zbyt żenujące, żebym miał o tym myśleć. Dzisiaj NIC się nie wydarzyło i wydarzyć się nie miało prawa!
Zerknąłem na swój zegarek. Cholera, zasiedziałem się. Zaraz mieli przyjść znajomi moich rodziców. Musiałem puścić się pędem przed siebie, żeby mieć najmniejszą szansę na to, żeby zdążyć.

sobota, 1 października 2016

Lekcja życia V - Chaos

W końcu nadszedł wtorek i godzina zajęć z senseiem. Stanąłem przed jego drzwiami z lekką niepewnością. Zwłaszcza, że nie mogłem pozbyć się z głowy mojego postanowienia. Jeżeli na tej lekcji nie przekonam się do senseia, nie przekonam się już do niego nigdy. Od samego rana dręczyła mnie okropna myśl, że to może być nasze ostatnie spotkanie. Niemal wstrzymałem oddech, gdy zapukałem do drzwi i czekałem aż się otworzą.
- Sashi! - Sensei uśmiechnął się promiennie, jak to zawsze on, gdy tylko mnie widział. - Wchodź, wchodź. Wiesz, twoi rodzice są naprawdę uparci. Po raz kolejny powiedzieli, że absolutnie nie mogę odwołać twojej lekcji, a nikt inny nie może przyjść. Ale w sumie cieszę się, że przyszedłeś. Lubię spędzać z tobą czas - Powiedział przyjaźnie, a ja poczułem się trochę dziwnie. Czy on naprawdę zawsze się tak zachowywał, czy od kiedy mi wyznał, że jest gejem? Nie mogłem nawet przez chwilę przestać o tym myśleć, chociaż próbowałem jak najlepiej to przed nim ukryć.
- Dzięki sensei - Odparłem z lekkim, niepewnym uśmiechem.
- Uwielbiam kiedy się uśmiechasz. Wyglądasz wtedy o wiele lepiej. Wchodź. Wiesz, jeżeli tak dalej pójdzie to nie wiem jak będę prowadził lekcje z resztą klasy. Albo zrobię ci wolne, albo będą mieli dodatkowe zajęcia jak wrócą. Albo będziesz miał indywidualne korepetycje. Ale chyba nie chciałbyś się uczyć bez kolegów. Zawsze są jakąś rozrywką. Można porzucać w nich kulkami z papieru, albo dzwonić do nich na lekcjach i nabijać się, kiedy nie wyciszą telefonu. No i zawsze można liczyć, że któryś coś podpowie, gdy będziesz odpowiadał. Pewnie skończy się tak, że będę musiał na jednej lekcji pracować z tobą i materiałem, który już przerobiłeś i twoimi kolegami. Ale wiesz, kiedy przychodzisz tylko ty, jest całkiem sympatycznie. Tak swojsko. Mogę z tobą pogadać, nie przejmując się etykietą pedagoga. Nie żebym kiedykolwiek się tym przejmował.
Pokręciłem głową, przewracając oczami. Tetsui miał tendencje do prowadzenia rozmowy ze sobą samym. W sumie nawet lubiłem na to patrzeć. Wyglądał wtedy zabawnie. Minąłem próg i poszedłem za nim do kuchni. Gadał bez przerwy, robiąc herbatę. W sumie lekcje indywidualne z Tetsuim były całkiem fajne. Mogłem bezczelnie prosić o ciastka i herbatę na zachętę do nauki, a sensei czasami się łaskawie zgadzał. Jakoś i nauka mi łatwiej szła.  Pewnie dlatego, że cała uwaga Tetsuiego była skupiona na mnie. Gdyby tylko nie interesował się chłopcami, mógłbym być naprawdę zadowolony z takich zajęć. Na razie jednak starałem się skupić tylko na lekcji, a nie na jego orientacji.
*
- Na dzisiaj to tyle - Powiedział sensei, zerkając na zegarek naścienny. - Mamy jeszcze trochę czasu, skończyliśmy trochę wcześniej. Chciałbyś może o czymś pogadać? - Byłem przekonany, że troska senseia wynikała z tego, że wiedział w jak beznadziejnej sytuacji byłem i... po ostatniej nocy.
- Niespecjalnie... - Odrzekłem, wbijając wzrok w ziemię.
- Znowu coś się stało? - Przysiadł się tuż przy mnie, obserwując mnie uważnie. Byłem pewny, że czegokolwiek bym nie powiedział on i tak wyczyta wszystko z mojej twarzy.
- Nie... ja tylko... - Wahałem się, czy powinienem to powiedzieć, ale nie byłem pewny, czy dam radę funkcjonować, jeżeli sie tego nie dowiem. - Pokłóciłem się z przyjaciółmi i... to tyle... - Wolałem nie mówić, że moim drugim najważniejszym problemem jest to, że nie mogę przestać myśleć o tym, że jest gejem.
- Chcesz o tym pogadać? - Pokręciłem głową. Lubiłem senseia, ale obiecałem sobie, że pozostanie tylko moim nauczycielem i nic więcej. Nie zamierzałem dalej mu się zwierzać, albo spędzać z nim czas poza zajęciami.
- Takie tam... normalne problemy, nic więcej. Może ja już pój...
- Boisz się mnie? - To pytanie zaskoczyło mnie tak bardzo, że aż podniosłem wzrok na senseia. Jego głos był łagodny, ale patrzył na mnie z uśmiechem, opierając brodę na dłoni. Siedział nonszalancko, z nogą założoną na nogę i nie wyglądał nawet na odrobinę złego. Nim zdałem sobie z tego sprawę, ponownie spuściłem głowę, co było niemal przyznaniem się do winy. Samo to speszyło mnie jeszcze bardziej, co widać było po moich policzkach, powoli zmieniających kolor na czerwony. Bałem się go? Tak, bałem się jak cholera, ale nie jego, ale... tego kim jest... też przez to, że kompletnie tego nie rozumiałem. Milczałem dłuższą chwilę, czując się coraz bardziej i bardziej winny. Osądzałem go, a tak naprawdę nawet nigdy nie zapytałem, czy mam się czego bać. W końcu, po wlekących się przez wieczność minutach ciszy, odważyłem się ponownie podnieść głowę. Miałem wrażenie, że sensei cały czas monitorował moje myśli, bo nie powiedział nic, czekając tylko, aż odpowiem, albo zrobię cokolwiek.
- Ja... Chciałem cię o coś zapytać... - Wymamrotałem. Co prawda spodziewałem się zaskoczenia na jego twarzy, ale on siedział tak samo jak wcześniej. Jakby się spodziewał, że pytaniem tym sprowokuje mnie, żebym dowiedział się czegoś więcej.
- Pytaj śmiało.
- Tylko, że... - Nie byłem do końca pewny, jak powinienem o to zapytać. Nie mogłem rzucić tak prosto z mostu, czy na mnie leci, to byłoby co najmniej dziwne. Nie przemyślałem tego wcześniej. W tej chwili najchętniej odwołałbym moje ostatnie słowa, a po pytaniu senseia po prostu uciekł, nawet na koniec świata i już nigdy go nie widział.
- Chodzi o mój biseksualizm, prawda? - Cały czerwony pokiwałem głową. - Nie ma problemu, pytaj.
- Ja... chciałem wiedzieć... - Zawahałem się na chwilę. Potrzebowałem jakoś delikatnie zacząć ten temat. - M-miałeś kiedyś chłopaka, sensei?
- Kilku. W liceum, na studiach i zaraz po ich zakończeniu. Po tym jak mój ostatni chłopak rzucił mnie dla dziewczyny, nikogo więcej nie miałem. A przynajmniej nic na poważnie. Tylko przelotne znajomości.
Pokiwałem głową i znowu wbiłem wzrok w blat stołu.
- A sensei... jaki jest twój typ... no wiesz...
- Chcesz wiedzieć, czy masz u mnie szanse? - Uśmiechnął się szeroko, opierając teraz oba łokcie na stiole i kładąc twarz na dłoniach. Zalałem się rumieńcem, kompletnie zażenowany. Nim zdałem sobie z tego sprawę, wstałem gwałtownie, i zacząłem zaprzeczać. Oczywiście, że nie to chciałem wiedzieć! Chciałem wiedzieć, czy na mnie leci, a nie czy ja...
- N-nie. Jasne, że nie! Co to za idiotyczny pomysł! Ja po prostu...
- Po prostu? - Uśmiechnął się delikatnie. Kompletnie się nie przejmował tym, jak okropnie jestem zażenowany. Zacisnąłem ze wściekłości dłonie w pięści. Nienawidziłem, kiedy się tak ze mną bawił. Prychnąłem i odwróciłem wzrok w stronę ściany.
- Ostatnio myślałeś, że jestem gejem a... i tak pozwoliłeś mi się do siebie aż tak zbliżyć. Więc się zastanawiałem...
- Aha... o to ci chodzi. Więc chcesz wiedzieć, czy mi się podobasz, żeby..?
- Po prosto chcę wiedzieć... - Wymamrotałem, coraz bardziej zażenowany i coraz bardziej zdenerwowany. Bałem się coraz bardziej, że sensei mi powie, że naprawdę mu się podobam, a jednocześnie byłem zły, że się ze mną droczy i przez cały ten natłok emocji, ostatecznie najbardziej chciało mi się płakać.
- Cóż, jesteś całkiem uroczy - Serce na kilka sekund mi zamarło. Chciałem krzyczeć w myślach: ,,a jednak!" a potem uciec, ale nie ruszyłem się z miejsca, zbyt zaskoczony. - Ale nie martw się, nie będę liczył na cokolwiek od chłopaka, który jest hetero.
Pokiwałem głową i odetchnąłem z ulgą. Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Nie byłem pewny, czy bardziej mi ulżyło, czy jednak bardziej byłem zaniepokojony. Z jednej strony sensei niczego ode mnie nie oczekiwał, ale... podobałem mu się... skąd miałem wiedzieć, czy to się nie zmieni?
- Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć? Nie musisz się wstydzić.
- Nie... to wszystko - W tej chwili chciałem znowu stąd uciec. Sensei musiał to zauważyć, bo nawet nie próbował mnie powstrzymać.
- Więc do zobaczenia za tydzień.
Kiwnąłem głową i poszedłem do przedpokoju zmienić buty.
- Do widzenia... - Rzuciłem jeszcze, wychodząc do domu. Chciałem zapytać go jeszcze o kilka rzeczy, ale nie miałem już odwagi. Byłoby to zbyt żenujące. Zastanawiałem się, jak to jest robić to z facetem, ale nie przeżyłbym, gdybym miał o tym rozmawiać z rodzicami, a co dopiero z senseiem. No i nie miałem gwarancji, że jeżeli go o to zapytam, nie zaciągnie mnie nagle do sypialni i nie pokaże tego ,,w praktyce". Pokręciłem gwałtownie głową, żeby o tym nie myśleć. Chciałem podczas tych lekcji podjąć decyzję, ale ostatecznie w głowie miałem jeszcze większy mętlik. Chyba potrzebowałem jeszcze trochę czasu, żeby to przyswoić...


Dwa dni później wrócili rodzice. Oczywiście zapytali tylko o to, jak mi idą lekcje. Nic ich nie obchodzili moi znajomi, ani moje życie. Tylko lekcje. Ostatnio miałem coraz większe wrażenie, że tylko Tetsuiemu na mnie zależy. Albo przynajmniej tylko on udaje, że znaczę dla niego cokolwiek więcej, co naprawdę mnie przerażało, bo mógł to być kolejny powód, że na mnie leci, a jego dobroć spowodowana tym, że liczy na... coś więcej....
- Pamiętajcie, że w tym tygodniu odwiedzają nas znajomi - Powiedziała moja matka przy obiedzie w piątek. Wyjątkowo jedliśmy wszyscy razem.
- Pamiętamy - Powiedziałem cicho, bawiąc się jajecznicą z przepiórczych jaj.
- Mam to gdzieś - Burknęła Pai, wyjadając sałatę prosto z miski. Po kilku kęsach wykrzywiła się i wlała do niej pół słoika majonezu. Przewróciłem oczami. Próbowała uchodzić za wegetariankę, dbającą o zdrowie, ale raczej kiepsko jej to wychodziło.
- Posłuchaj, Pai - Zwróciła się matka do mojej siostry. - Jeżeli zachowasz się nieodpowiednio możesz być pewna, że tego pożałujesz, jasne?
- Taa... ciekawe co takiego mi zrobicie.
- Zaczniemy od zablokowania twojej karty. A jeżeli zaczniesz okradać nas lub co gorsza innych, trafisz do ośrodka zamkniętego dla trudnej młodzieży, jasne?
Siostra pokiwała głową, chociaż widać było, że w ogóle jej się to nie podoba.
- Na ciebie możemy chyba liczyć, Sashi?
Pokiwałem głową.
- Lizus... - Prychnęła Pai, kończąc sałatkę. Wrzuciła naczynia do zlewu i wyszła.
- Chociaż jedno z was jest na tyle odpowiedzialne, żeby się tym przejąć. Nie zapomnij o tym spotkaniu.
- Nie zapomnę - Mój głos był pusty, jakby wyprany z emocji. Było tyle rzeczy, którymi się przejmowałem... w myślach błagałem, żeby zapytali co mi jest, jak prawdziwi rodzice... ale oni nie widzieli.
- Goście przychodzą w czwartek. Nie zróbcie bałaganu i ubierz się ładnie.
- Dobrze... - Ubierz się ładnie, nie zrób bałaganu, ucz się... Takie typowe. Tylko to ich obchodziło. Nauka, znajomi, opinia publiczna.
- A jak tam idą ci lekcje? - Tak jak mówiłem...
- Bardzo dobrze. Na ostatnich dwóch lekcjach z angielskiego byłem tylko ja, więc jestem z materiałem wcześniej niż reszta - A i mój nauczyciel jest gejem i miesza mi w głowie tak, że nie śpię już od dwóch tygodni. Mówiłem wam o tym? Oczywiście, że nie. Mnie byście wysłali do psychologa, a senseia spaliliście na stosie.
- Naprawdę? - Ojciec podniósł głowę znad jedzonego steku - To oburzające. Teraz będziesz musiał tracić lekcje na przerabianie z resztą grupy materiału.
Nim zdążyłem się odezwać, zauważyłem jak rodzice wymieniają się znaczącymi spojrzeniami. Już wiedziałem, że planują coś, co mi się nie spodoba.
- To rewelacyjna okazja, żebyś wreszcie miał zajęcia indywidualne - Powiedziała moja matka, zmuszając się do szerokiego uśmiechu i przyklasnęła w dłonie.
- Zrobiliście to specjalnie, żebym nie uczył się z innymi dzieciakami? - Zapytałem oburzony. To było dla nich takie typowe. Że też nie zauważyłem tego od razu.
Nie odpowiedzieli, skupiając całą swoją uwagę na wypijanej herbacie, której nagle obaj musieli się napić.
- Tak będzie dla ciebie lepiej. Nauczyciel będzie mógł całkowicie się skupić na tobie. Bezsensu byłoby, żebyś miał teraz lekcje z grupą - Powiedział w końcu ojciec, praktycznie bez żadnych emocji w głosie.
- To było nie fair...
- Zadzwonimy do twojego nauczyciela i poprosimy o prywatne lekcje - Stwierdziła nagle matka, a jej głos nie zostawiał mi nawet cienia nadziei, że będzie inaczej. Nie chodziło już nawet o to, żebym spędzał czas z chłopakami. Nie wiedziałem, czy w ogóle chcę spędzać czas z senseiem, a co dopiero sam na sam.
- Ale...
- Bez dyskusji. Będzie jak mówimy. Chyba nie chcesz nas zawieść? - No tak, mogłem się tego spodziewać po matce - prawniku. Ktoś mi kiedyś powtarzał, że prawnicy mają jeden cel - przekonać drugą stronę do swoich racji, a żeby to zrobić, są gotowi na wszystko. Jeżeli twoje argumenty nie są wystarczająco dobre - zniszcz drugą stronę psychicznie. Zacznij powodować poczucie winy, oddziaływać na psychikę... na sali sądowej wszystkie chwyty są dozwolone.
- Nie... nie chcę.
- Dobrze. Idź więc już do siebie. Powinieneś się pouczyć.
Tak... powinienem się pouczyć. Wszystko co robiłem to się uczyłem. Nie powiedziałem jednak nic, tylko udałem się do swojego pokoju. Nie mogłem sobie przy nich pozwolić nawet na cień niezadowolenia. Miałem być grzeczny, posłuszny i usłużny. Ledwo wrócili i już mi rozkazywali. Chciałem chociaż raz usłyszeć ,,kochamy cię", ,,jesteśmy z ciebie dumni" czy chociażby ,,dziękujemy, że się starasz". Niestety, jedyne co mogłem od nich usłyszeć to ,,nie zawiedź nas", albo ,,staraj się bardziej". Zamknąłem się w pokoju, gdzie rzuciłem się na łóżko, nałożyłem słuchawki i włączyłem muzykę. Chciałem zagłuszyć cały ból i pustkę.