***
Domek nad jeziorem wydawał się znacznie starszy i ciemniejszy niż w moich wspomnieniach. W świetle zachodzącego słońca wydawał się dziwnie mroczny. Za nim znajdował się las, ale jego drzewa chyba nigdy nie były aż tak wysokie jak teraz. Za sobą słyszałem cichy szum jeziora. Musiał wyglądać naprawdę pięknie w świetle zachodzącego słońca, ale jakoś nie mogłem się odwrócić, żeby na nie spojrzeć.
- No w końcu - Za sobą usłyszałem znajomy, męski głos. Dyszał ciężko, jakby czymś bardzo zmęczony. Chwilę jeszcze patrzyłem w domek przede mną. Miałem wrażenie, że jeżeli się odwrócę, ten mnie pochłonie i ostatecznie nie mogłem się zmusić, żeby spuścić z niego wzrok. - Sashi, naprawdę nie mogłeś nam znaleźć jakiejś podwózki pod sam dom? Nie dość, że tłukliśmy się tutaj busem to jeszcze musieliśmy iść pieszo od miasteczka. Przecież by cię nie zabolało, gdybyś nam zamówił taksówkę, nie ludzie?
Wszyscy przyklasnęli na ten pomysł. Nie słyszałem wyraźnie każdego słowa, ale i tak wiedziałem, że wszyscy mnie krytykują. Bolesny ucisk na piersi nasilił się, jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Powoli się odwróciłem. Właścicielem pierwszego głosu był oczywiście Pitt, a w jego tonie niemal słyszałem nienawiść wyrażoną w ostatnich słowach, jakie ze sobą zamieniliśmy i aż zbyt wyraźnym, jeszcze palącym bólem, krótkim słowie: ,,spierdalaj".
Spojrzałem na resztę znajomych. Nawet na mnie nie patrzyli, tak samo jak nie reagowali na moje prośby co do wyjazdu. Sięgnąłem do kieszeni po klucze, chociaż byłem naprawdę sceptycznie do tego nastawiony. Przez sekundę były w mojej dłoni, nim nagle zniknęły. Poderwałem gwałtownie głowę, a drzwi do naszego domku zatrzasnęły się gwałtownie, ze wszystkimi moimi znajomymi w środku. Zostałem całkowicie sam na zewnątrz. Rzuciłem się do przodu, jakbym jeszcze miał szansę wejść do środka, ale szarpanie za klamkę było tak samo bezskuteczne jak...
kiedy?
Zacząłem walić z całej siły w drzwi. Ze środka dobiegały do mnie rozbawione głosy i śmiechy. Wszyscy się wydawali dobrze bawić, a o mnie całkowicie zapomnieli. Uderzałem z całej siły, a jednak huk ginął gdzieś wśród rozbawionych śmiechów.
- Chłopaki, wpuśćcie mnie! - Krzyczałem, chociaż wiedziałem, że zarówno drzwi, jak i ściany, a nawet okna zrobią wszystko, żeby nie pozwolić mojemu głosowi dotrzeć do środka. Wycofałem się z ganku. Miałem nadzieję, że chociaż otwarte okna na piętrze pozwoli mi dotrzeć do znajomych w środku.
- PAI! - Krzyknąłem, ale tak jak się spodziewałem, nie otrzymałem odpowiedzi. Trwało to jeszcze chwilę, gdy usilnie starałem się dotrzeć do słuchu moich znajomych. W końcu w oknie stanął Pitt, Mike, oraz Pai. Stałem jak sparaliżowany, gdy w ich dłoniach pojawiło się wiadro z wodą. Patrzyłem niezdolny do ruchu i całkowicie bezradny, gdy wylewali je na moją głowę, a mnie przeniknął lodowaty dreszcz. Przemoknięty do cna dopiero po chwili podniosłem głowę. Domek zniknął za mgłą i tylko wysokie, ciemne drzewa, sięgające w moją stronę konarami wydawały się jeszcze zbliżyć. Cofnąłem się o kilka kroków, lecz ostry wiatr niemal zmuszał mnie do pójścia do przodu. Walczyłem z nim coraz usilniej się cofając, byleby tylko uciec przed gałęziami, które zbliżały się coraz bardziej, żeby mnie dorwać.
Lodowata woda otoczyła mnie, nim zdałem sobie w ogóle sprawę, że wchodzę do jeziora. Podniosłem głowę w kierunku tafli. Lśniła w blasku księżyca, który stawał się coraz mniejszy, im głębiej spadałem. Paniczne wymachiwanie rękoma na nic się nie zdało, woda wydawała się mnie wciągać w swoją otchłań i nie zamierzała puścić. Otworzyłem usta, żeby chociaż spróbować złapać oddech, lecz jedyne co zyskałem to palący ból w płucach.
Nie... nie chcę tak umierać... nie zasłużyłem sobie na to...
Drwiący, okrutny śmiech był jedyną rzeczą, która przedzierała się przez coraz bardziej i bardziej pochłaniającą mnie głębinę. Śmiech tak okrutny i tak bolesny, że ponownie w oczach zakręciły mi się łzy.
- Sashi... Sashi... - Wstrzymałem oddech, którego i tak byłem już niemal całkowicie pozbawiony. Głos, który do mnie dochodził był znajomy i w przeciwieństwie do wszystkich innych, jakie słyszałem, ten nie był ani złośliwy, ale lekceważący, ani pełen nienawiści. Próbowałem coś powiedzieć, ale miałem wrażenie, jakby ktoś zacisnął mi na szyi pętlę. - Wszystko będzie dobrze, nie bój się. To tylko zły sen - Mówił, a jego głos wydawał się irytować świat, w którym tonąłem. Nim zdałem sobie z tego sprawę, siedziałem na plaży, a woda, która wypełniała moje płuca, nagle zniknęła i mogłem całkowicie normalnie oddychać. - Nie bój się, to naprawdę tylko sen. Możesz z nim zrobić co tylko chcesz.
Odwróciłem się przez ramię. Domek letniskowy nie był aż tak przerażający. Wyglądał łagodnie i przytulnie, tak jak przez całe życie. Nawet las za nim przestał się do mnie zbliżać i stał posłusznie, zajmując się swoimi sprawami. Tuż obok mnie siedział sensei, z jedną nogą podwiniętą, a drugą wyciągniętą w stronę jeziora. Przyglądał mi się z uśmiechem i ścisnął moją dłoń, która leżała na piasku. Przyjemne ciepło jego ciała niemal przytłumiło zimno, jakie odczuwałem.
- Już dobrze - Szepnął i objął mnie ramieniem, a ja nie mogłem się oprzeć, żeby nie wtulić się w jego pierś. - Jest dobrze - Szepnął. Patrzyłem w jezioro, które rozmywało się powoli, aż zniknęło całkowicie, a ja ponownie zostałem zamknięty wśród błogiej ciemności.
***
Otworzyłem oczy. Kawowe ściany pokoju były łagodnie oświetlane przez poranne słońce. Potrzebowałem chwili, żeby uświadomić sobie, dlaczego właściwie nie jestem w domu i gdzie dokładnie jestem. Podniosłem się na łokciach, przetarłem oczy i ponownie się rozejrzałem. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że spałem u senseia. Na całe szczęście nie było go w łóżku. Za to obok, na szafce nocnej leżała taca z kanapkami, kubkiem jeszcze parującego kakao, oraz kartką.
,,Zostawiam ci to, jakbyś był głodny. Poszedłem się zebrać i popracować. Leż tak długo jak chcesz, nie będę ci przeszkadzał".
Uśmiechnąłem się delikatnie. Sensei naprawdę był niemożliwy. Wpadłem mu całkowicie bez zapowiedzi do mieszkania, a on nie dość, że mnie przyjmował, dawał mi jedzenie i miejsce do spania, to jeszcze zapewniał mnie, że to ON nie będzie mi przeszkadzał. Jak bardzo dziwnym trzeba być? To ja powinienem go przepraszać. Sensei był dla mnie zdecydowanie za dobry... aż się zastanawiałem, czy przypadkiem przez swoją dobroć nie został zraniony... miałem nadzieję, że nie. Sensei nie zasługiwał na to. Był chyba najlepszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem. Był kochany, bezinteresowny i troskliwy... aż czasami za bardzo.
Usta ponownie zaczęły mi mrowić po naszym ostatnim pocałunku. W zamyśleniu przyłożyłem do nich dłoń. Cholera, nawet o tym nie pomyślałem, ale... jak miałem czuć się normalnie po tym, co się ostatnio stało? Miałem go ochrzanić za tamtą idiotyczną lekcję, ale jak miałem to zrobić, gdy tak mi pomógł?
Wziąłem na kolana tacę ze śniadaniem. Na każdej z kanapek sensei umieścił wzór serca. Pokrojone w ten sposób pomidory, albo ogórki wyglądały naprawdę uroczo, chociaż poczułem się trochę jak rozpieszczane dziecko. Czułem się przez to jeszcze gorzej, że zawracałem mu głowę.
Zjadłem przygotowane śniadanie i poszedłem do kuchni, żeby odnieść tacę. W salonie nie było senseia, ale prawdopodobnie był w łazience, o czym świadczyło zapalone tam światło i szum prysznica.
Tacę zostawiłem przy zlewie i zacząłem się rozglądać za czymś, co mógłbym zrobić do wyjścia senseia. Nie powinienem był wychodzić bez słowa po tym jak mi pomógł. Nie wiem jak przeżyłbym bez niego tą noc. Na samo przypomnienie mojego wczorajszego stanu, poczułem bolesny uścisk w piersi. Westchnąłem boleśnie. Najchętniej skuliłbym się w łóżku i pozostał w nim przez najbliższy tydzień. Bolesna świadomość, że nie mam nikogo, na kim mógłbym polegać, uderzyła we mnie ponownie. Miałem już się zdołować, kiedy drzwi do łazienki otworzyły się. Sensei miał na sobie tylko dresowe spodnie i ręcznik zarzucony na szyje.
- Oh, wstałeś - Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył. Jednocześnie poczułem ulgę, niepokój, wstyd i zalałem się rumieńcem. Nie mogło to ujść uwadze senseia, ale mimo to, szybko opuściłem głowę, grzywką zasłaniając czerwone policzki. Sensei stonował uśmiech i podszedł do mnie.
- Czujesz się lepiej? - Zapytał. Pochylił się nade mną, delikatnie odgarnął mi grzywkę z twarzy i spojrzał w oczy.
- Troszeczkę - Powiedziałem niepewnie, jeszcze bardziej speszony. - Przepraszam, że sprawiłem ci kłopot. Ja...
- Daj spokój, nie tłumacz się. Widziałem w jakim jesteś stanie. Zresztą, nawet gdybyś mógł myśleć racjonalnie, to i tak powinieneś przyjść do mnie. No dobrze, a teraz chodź, opowiesz mi dokładnie co takiego zrobiła twoja siostra.
Nim zdążyłem zaprotestować, chwycił mnie za rękę i poprowadził do salonu. Zostałem posadzony na kanapie, a sensei zajął miejsce tuż przy mnie. Dopiero wtedy mnie puścił. Wahałem się, czy w ogóle mu o tym powiedzieć, ale jego wyczekujące spojrzenie nie dawało mi spokoju. Pewnie drążyłby ten temat, aż w końcu bym mu tego nie powiedział. Zresztą... za to, że obudziłem go w środku nocy należało mu się wyjaśnienie. Wahałem się chwilę, ale zaraz zacząłem opowiadać. A im dłużej mówiłem, tym bliżej siadał sensei. W końcu siedziałem w niego niemal wtulony, z głową nisko opuszczoną i ledwo powstrzymując łzy. Wspominanie wczorajszego wieczoru było niemal tak samo bolesne, jak jego przeżywanie.
- I to tyle... - Wydukałem, łamiącym się głosem. - Nie miałem się gdzie udać i pomyślałem o tobie, sensei. Bo...
- Już wszystko rozumiem, nie tłumacz się więcej - Uciszył mnie łagodnie. - Ale ja ci współczuję. Ciągle spadają na ciebie jakieś nieszczęścia - Objął mnie ramieniem. Wahałem się chwilę, ale pozwoliłem sobie wtulić się w niego. Otoczony jego ramionami pozwoliłem sobie nawet na cichy szloch. - Wpadaj kiedy tylko zechcesz, cokolwiek się stanie, nawet jeżeli po prostu będziesz czuł się samotny, jasne?
Niepewnie podniosłem na niego wzrok. Patrzył na mnie z taką pewnością siebie, jakby mówił naprawdę. Nie sądziłem, że ktokolwiek mógłby powiedzieć mi coś tak miłego.
- Dziekuję sensei - Uśmiechnąłem się niepewnie przez łzy. Odpowiedział mi tym samym i przytulił mnie raz jeszcze.
- Nie przejmuj się swoją siostrą. Jest dziecinna i niedojrzała. Nie rozumiesz cię, bo chociaż jest starsza, nie dorównuje ci inteligencją. Myśli tylko o imprezach, głupotach i chłopakach, a jak tak dalej będzie postępować, to się jeszcze to na niej odbije. A przynajmniej to, że przelotne znajomości ceni wyżej, niż własną rodzinę.
- Naprawdę tak myślisz? - Zapytałem, pociągając nosem. Chciałem się odsunąć, ale sensei dalej wtulał mnie w siebie, więc nawet nie protestowałem przed tym.
- Oczywiście, że tak. Słuchaj, kiedy ja byłem mniej więcej w jej wieku to też zdarzało mi się trochę za bardzo imprezować, ale wiedziałem, co jest najważniejsze. Ona tego nie wie i nie rozumie, a to jak się zachowuje, najlepiej o niej świadczy. Ci jej tak zwani przyjaciele w końcu ją zostawią, a przez swoją złośliwość straci to, co najważniejsze - Puścił mnie w końcu, uśmiechnął się czule i zaczepnie pstryknął mnie w nos. Nie mogłem się powstrzymać, żeby nie uśmiechnąć się delikatnie.
- Serio też tak miałeś? - Końcówką koszuli starłem łzy z policzków, żeby wyglądać trochę mniej żałośnie, ale i tak czerwone oczy i łamiący się głos mówiły wszystko o moim stanie. - I też myślałeś tylko o facetach w liceum? - Zapytałem z lekką złośliwością. Chciałem chociaż minimalnie rozluźnić atmosferę, bo chociaż Sensei wydawał się całkowicie spokojny, ja ciągle czułem się dziwnie.
- W większości - Błysnął uśmiechem i puścił mi oczko. Jemu w przeciwieństwie do mnie, udało się osiągnąć swój cel i całkowicie mnie zawstydzić. - Nie nabijaj się z dorosłych, Sashi. Nie wiesz do czego są zdolni - Poczochrał mnie przyjaźnie po włosach, co z niejasnego dla mnie powodu sprawiło, że poczułem się znacznie lepiej.
- A właśnie... dziękuję za śniadanie... jeszcze za to.
- Będziesz mi tak dziękował cały dzień? Już powiedziałem, że nie ma za co.
- No ale... nikt bezinteresownie nie był dla mnie tak miły i... trochę nie wiem jak ci za to dziękować...
Sensei spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się delikatnie, jakby dopiero teraz rozumiejąc, co dokładnie mam na myśli.
- Oh proszę, jeżeli coś by ci się stało, to kto by przychodził do mnie na zajęcia, co? - No tak, przecież nie mogło chodzić o mnie. Jendank... gdy sensei powiedział to w ten sposób, miałem maleńką iskierką nadziei, że... że naprawdę robił to dla mnie... - Jeżeli chcesz, podrzucę cię do domu. Chyba, że wolałbyś tu zostać jeszcze chwilę... do czasu, aż w twoim domu nie zrobi się spokojniej. Co ty na to?
Milczałem chwilę. Najchętniej odszedłbym już teraz, żeby mu nie przeszkadzać, ale... naprawdę nie chciałem odchodzić.
- Nie chcę ci przezkadzać. Lepiej wrócę już do domu - Uśmiechnąłem się niepewnie. Zacząłem jeździć nerwowo dłońmi po spodniach.
- I tak muszę cię odwieźć. Wolałbym nie widzieć, jak się jeszcze na tobie wyżywają.
- Nie musisz mnie podwozić...
- Oh proszę cię, przecież nie puszczę cię tak samego. W piżamie i boso. Odwiozę cię - Raz jeszcze mnie poczochrał. Usilnie starałem się zignoroawać serce, które nagle zaczęło mi bić mocniej. Sensei naprawdę się o mnie martwił... jak jeszcze nikt. - Tylko nie zacznij mi znowu dziękować. Już się tego nasłuchałem dość dzisiaj. Odwiozę cię popołudniu, dobra? Wtedy już siostra i jej goście powinni mniej więcej się ogarnąć. Komputera ci nie udostępnię, ale możesz brać wszystkie książki, jakie tylko chcesz. Mogę ci coś znaleźć. Albo jeżeli wolisz pooglądać telewizję, to też nie ma problemu. Ja muszę załatwić kilka spraw.
Sensei naprawdę był kochany... przygarnął do siebie obcego dzieciaka i opiekował się nim, jakby... jakby...
- Sensei? - Zapytałem, gdy już stał przy drzwiach do sypialni. Czułem się źle z faktem, że po raz kolejny mu przeszkadzam, kiedy ma coś ważnego do załatwienia, ale musiałem z nim omówić jeszcze jedną kwestię. - Chodzi o nasze lekcje... - Na jego twarzy dostrzegłem delikatne zaskoczenie. Co z tego, że nie mógł wiedzieć, co mi chodzi, musiałem to wyjaśnić. Gdybym zlekceważył tę sprawę teraz, mógłbym już nie mieć odwagi do niej powrócić. - Nie podoba mi się, w jaki sposób je prowadzisz...
Sensei wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego. Nie zdziwiłbym się, gdyby własnie stwierdził, że chyba mi odbiło.
- Do tej pory nie miałeś problemów, dobrze sobie radziłeś i wyglądało na to, że rozumiesz poruszane tematy. Więc o co...
- NIe chodzi mi o normalne lekcje... - Mruknąłem i wbiłem wzrok w ziemię. Niemal widziałem pełną niezrozumienia twarz senseia. - Chodziło mi o lekcje życia... no wiesz... wtedy, ostatnio - Zaczerwieniłem się cały. Po panującej ciszy mogłem stwierdzić, ze sensei dalej nie ma pojęcia o czym mówię. - No... jak chciałeś mi pokazać jak wygląda pocałunek i... ogólnie jak to jest z facetem... - Wydukałem zażenowany. Odważyłem się spojrzeć na senseia, który wydawał się wciąż tak samo skołowany.
- Chodzi ci o tamten pocałunek? - Zapytał w końcu. Kiwnąłem tylko głową. - I rozumiesz to jako... lekcje, tak? - Ponowne kiwnięcie. - I jesteś zły, bo...
- Bo... nie uprzedziłeś mnie nawet, że to lekcja i... czułem się trochę... skołowany tym wszystkim...
- A... przestałeś być skołowany, gdy wytłumaczyłeś sobie, że to była tylko lekcja, tak? - W jego głosie wciąż słyszałem niepewność, jakby z tej całej sytuacji rozumiał jeszcze mniej niż ja i próbował to wszystko teraz złożyć do kupy. Kiwnąłem głową. Gdy ponownie odważyłem się spojrzeć na senseia, uśmiechał się delikatnie. Podszedł do kanapy i znów usiadł przy mnie.
- Przyjemność po mojej stronie - Uśmiechnął się czule. Wyglądało na to, że wszystko to przetworzył sobie w głowie i w końcu zrozumiał, że zauważyłem, że to była lekcja. - Zawsze możesz na mnie liczyć.
Milczałem chwilę. Bałem się trochę słów, które właśnie chciałem wypowiedzieć, ale te wyrwały się, nim zdążyłem je powstrzymać.
- Mógłbyś częściej udzielać mi lekcji - Dopiero gdy powiedziałem te słowa na głos dotarło do mnie, jak bardzo nie chciałbym ich wypowiadać. Wbiłem wzrok w ziemię, zbyt zażenowany by spojrzeć na senseia.
- Chcesz... żebym ci pokazywał jak wygląda związek? - Zapytał zaskoczony.
- Tak mi się wydaje...
- I... to po prostu w formie lekcji? Tylko lekcji? - Kiwnięcie głową. Co ja właśnie robiłem? Chciałem zobaczyć jak to jest w związku, ale... naprawdę byłem skłonny, żeby posunąc się do tego z senseiem? - No dobrze?
- Serio? - Podniosłem zaskoczony wzrok.
- Jeżeli to ma być dla celów pedagogocznych... to czemu nie? - Uśmiechnął się promiennie. - Dam ci małą lekcję życia.
________________________________________________
Informacje o kolejnych postach wstawiam zwykle na fp, na którego serdecznie zapraszam - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
A jeżeli macie jakieś pytania, żeby na pewno nie zginęły wśród komentarzy, to możecie zadawać na asku - http://ask.fm/Historieyaoi1
Informacje o kolejnych postach wstawiam zwykle na fp, na którego serdecznie zapraszam - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
A jeżeli macie jakieś pytania, żeby na pewno nie zginęły wśród komentarzy, to możecie zadawać na asku - http://ask.fm/Historieyaoi1