Na dworze było zimno. Mimo to, nie chciałem wracać do środka. Koc, który miałem na ramionach musiał mi całkowicie wystarczyć. Wolałem już marznąć, niż spędzać czas z Reiem. Na moje szczęście on też nie wydawał się zbytnio skory do zajmowania się mną. Przynajmniej nie od dzisiejszego ranka.
W głowie miałem haos. I to zdecydowanie była jego wina. Przez cały dzień nie mogłem przestać myśleć o tym, co powiedział. Że niby pokochałem Tochiego tylko dlatego, że nie miałem prawa go pokochać? Ta... jeszcze czego! Ja... ja ja go przecież... ja przecież... miałem coraz większe wątpliwości, czy to przypadkiem nie jest prawda...
Zawinąłem się mocniej w koc, usilnie starając się zebrać myśli.
Nigdy z nikim nie byłem w związku... ba, wcześniej nie byłem nawet nigdy na randce. Ale... nie, na pewno nie. Przecież nigdy nie chciałem sprzeciwiać się rodzicom. Tylko ten jeden raz, jak się dowiedziałem, że nic dla nich nie znaczę... tego samego dnia, gdy razem z Tochim...
Ale... to nie ma żadnego znaczenia! Nie może mieć znaczenia! Kocham Tochiego! I to nie dlatego, że uratował mi życie... nie dlatego, że wtedy byłem rozdarty i wydawał się wtedy jedyną bliską mi osobą... kochałem go, bo... bo on... on zawsze...
- Zmęczony? - Zignorowałem Reia, który nagle stanął za mną. Siedziałem, wciąż wpatrzony w niebo. - Nie znam się za bardzo, ale wydajesz się rozdarty.
- Wal się... - Prychnąłem.
- Oho, aż tak ci dopiekłem? - Uśmiechnął się, siadając tuż koło mnie. - Czyli wcześniej nawet o tym nie pomyślałeś, co?
- ...nie... - Mruknąłem. - Skąd w ogóle takie idiotyczne przypuszczenia?
- Ale dręczy cię to, co? - Uśmiechnął się z satysfakcją. - Więc myślisz, że możesz go tak naprawdę nie kochać, co?
- Nie! Kocham go! - Powiedziałem stanowczo, odwracając się w jego stronę.
- Na pewno - Na jego twarzy zobaczyłem coś, na wzór rozbawienia. Uwielbiał się nade mną znęcać, dupek. - Powiedz mi, jak to się stało?
- ...nie twoja sprawa... - Ta, jeszcze czego. Już widziałem, jak mąci mi w głowie jeszcze bardziej, gdybym mu powiedział, jak to wyglądało. - Ale na pewno nie chciałem sprzeciwić się przez to rodzicom...
- Ale ciągle masz wątpliwości - Zauważył. Kiedy przez dłuższy czas nie udzielałem mu odpowiedzi, kontynuował - Pozwól, że pomogę ci je rozwiać - Jakby nigdy nic podał mi kawałek ciasta na papierowej tacy. Wahałem się dłuższą chwilę, nim wziąłem go od niego. - Najpierw zadam ci kilka pytań. Pamiętasz swój ślub z Minako?
Kiwnąłem głową, wpatrując się w niebo. Do czegokolwiek zmierzał, już mi się to nie podobało. Tak czy tak, nie miałem specjalnie wyboru. Zresztą, chciałem spróbować chociaż uporządkować moje myśli.
- Dlaczego od razu nie uciekłeś? Na pewno miałeś takie szanse, nawet jeżeli rodzice zmuszali cię do tego.
- ...nie chciałem ośmieszyć mojej rodziny... poza tym, to był mój obowiązek...
- Jasne, obowiązek - Przewrócił oczami. Wpatrywał się we mnie z pewną satysfakcją, gdy częstowałem się ciastkiem, które mi podał. - Gdyby tak było powiedziałbyś wszystko Tochiemu, a nie uciekł do niego tuż przed ołtarzem. Przyznaj, czułeś się świetnie, gdy wychodziłeś z Tochim z kościoła, co?
- N-nawet jeżeli... to chodziło tylko o to, że mi na nim zależy i...
- Nigdy nie byłeś z facetem - Kontynuował. - Ba, nigdy nie byłeś z kimkolwiek. To też ta ekscytacja, że masz faceta, jest ci z nim dobrze i dlatego myślisz, że to miłość.
Zawahałem się chwilę, czym wywołałem kolejny triumfujący uśmieszek na twarzy Reia. Żeby zebrać myśli, ugryzłem kolejny kawałek ciasta.
- Na pewno nie - Pokręciłem w końcu głową. - Tochi po prostu...
- A skąd możesz wiedzieć, że nie? W końcu nigdy z nikim innym nie byłeś. Tochi tak, dlatego z całą pewnością może stwierdzić, że cię kocha. A ty?
- Ja... - Zająkałem się. W rozumowaniu Reia może i byłby sens, ale... ale... - Ja go kocham...
- Mam dla ciebie propozycje - Powiedział nagle. Zerknąłem na niego zimno, wpychając sobie do ust resztki ciastka. - Powiedziałem ci, że to ma być nasz romantyczny weekend. Przejdziemy się po lesie, będę cię częstować ciastkami i budził śniadaniem, zupełnie jak mój kochany braciszek. Daj mi dokończyć - Uśmiechnął się niewinnie, widząc moje chłodne spojrzenie. - Nie zrobię nic więcej ponad to, na co sam się zgodzisz. Będziemy robić to, co i tak byśmy robili, tylko... będziesz mógł sprawdzić, czy na pewno kochasz mojego brata - Błysnął uśmiechem, wstając z ziemi. Wyciągnął rękę w moją stronę, czekając, aż ją złapię. - Może zaczniemy od spaceru nocą?
Wahałem się. Nie chciałem iść z nim na randkę. Nie chciałem mieć wątpliwości, czy kocham Tochiego.
Ale... gdybym tego nie zrobił, z całą pewnością nigdy bym się ich nie pozbył. Chwyciłem jego dłoń, pozwalając mu pomóc mi wstać. Przetrwam to. Chociażby tylko po to, żeby się upewnić, że rzeczywiście kocham Tochiego. A wtedy już nigdy nie będę miał wątpliwości.
- Oglądaliście z moim bratem gwiazdy? - Zagadnął Rei, ciągnąc mnie za rękę po lesie. Nie szedł tak pewnie jak zawsze Tochi, ale wyglądało na to, że doskonale wie, gdzie iść. Czułem się wyjątkowo niekomfortowo, gdy trzymał mnie za rękę, ale postanowiłem to wytrwać.
- Jasne. I to nie raz - Uśmiechnąłem się do siebie, przypominając to wszystko. Szybko jednak mój uśmiech zbladł.
- Hej, nie dołuj się - Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem, tak bardzo do niego nie podobnym. - Będzie fajnie.
- Zawsze tak się zachowujesz, gdy do kogoś zarywasz? - Zapytałem tak chłodno, jak tylko byłem w stanie. Mimo to, wydawało mi się, że akurat teraz Rei był całkiem w porządku. A może po prostu mi odbijało, bo byłem pewny, że Tochi już mnie nienawidzi? Cholera, gdyby teraz mnie widział to na pewno by się do mnie więcej nie odezwał.
- Cóż, zazwyczaj zgrywanie ,,złego chłopca" działa najlepiej, ale widzę, że ty chcesz kogoś, kto się tobą zaopiekuje.
Prychnąłem, lekko się rumieniąc.
- Nie potrzebuję nikogo, kto mógłby się mną opiekować - Powiedziałem chłodno.
- Oh, daj spokój - Zaśmiał się krótko. Co dziwne w jego śmiechu wcale nie było słychać drwiny, a rzeczywiście rozbawienie.- Widzę, że lubisz, jak ktoś się o ciebie troszczy. Cóż, wcześniej nikt o ciebie nie dbał, więc to właściwie zrozumiałe. Pewnie chciałeś mieć kogoś bliskiego, kto zachowuje się jak służba, a jest kimś bardzo bliskim.
Nie skomentowałem tego, gdy Rei wyciągnął mnie na polanę i zatrzymał się. Gdy zgasił latarkę, niebo rozświetliło się milionem gwiazd. Zamarłem, wpatrując się z fascynacją w górę.
- Piękne, huh? - Zagadnął z uśmiechem, widząc moją reakcję. - Nie tylko ty umiesz docenić piękno przyrody - Usiadł na ziemi, wyciągając rękę w moją stronę. Usiadłem tuż przy nim, nie mogąc się powstrzymać od delikatnego uśmieszku. - Powiedz mi, Usagi. Za co naprawdę kochasz Tochiego? - Zapytał delikatnie. Wahałem się dłuższą chwilę. W głowie miałem istny chaos, a słowa Reia wcale mi nie pomagały go uporządkować.
- Ja... ja myślę... kocham go, bo... - Opuściłem głowę. - Bo zawsze mogę na niego liczyć... b-bo... bo on mnie kocha... - Wiedziałem jak idiotycznie brzmią moje słowa, ale w mojej głowie miałem pustkę. Nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć. A przecież... kochałem Tochiego... z całą pewnością go kochałem.
Rei objął mnie ramieniem. W odpowiedzi na moje oburzone spojrzenie, uśmiechnął się delikatnie.
- Uznaj, że to jeden z warunków jakie musisz spełnić, bym był zadowolony. - Powiedział cicho, wpatrując się ze mną w niebo.
Było późno, ale wcale nie czułem się senny. O dziwo, towarzystwo Reia było całkiem przyjemne w sytuacji takiej jak ta. Czułem się jak zdrajca, ale skoro Tochi i tak mnie nienawidził... a ja i tak musiałem tu jeszcze siedzieć...
NIespodziewane popchnięcie wytrąciło mnie z równowagi. Upadłem na plecy, patrząc przerażony na twarz Reia.
- Co ty... - Wyszeptałem. Czułem się tak bezbronny, jak chyba nigdy w jego towarzystwie. Zwłaszcza, gdy patrzył na mnie lekko przymrużonymi oczami, tak podobnymi do oczu Tochiego.
- Ćśś... - Powiedział szeptem. Pochylił się delikatnie nade mną. Chciałem go odepchnąć, ale przysunął się do mojego ucha. - Pamiętasz umowę, prawda? Mogę to zrobić - Jęknąłem, poruszając się niepewnie pod jego ciałem. - Uspokój się, zajączku...
Jego ostatnie słowo było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Przed oczami zobaczyłem twarz Tochiego, jego spojrzenie, uśmiech... jak w ogóle mogłem pomyśleć, że są podobni? Jego dotyk, tak wyjątkowy, czuły ciepły...
Na ustach poczułem oddech Reia. Śmierdział papierosami. Otrząsnął się dopiero wtedy, jak otrzymał solidnego liścia w policzek. Odsunął się gwałtownie, patrząc na mnie z prawdziwym zaskoczeniem.
- Trzymaj swoje łapy z dala ode mnie - Powiedziałem lodowato. Od dzisiejszego ranka pierwszy raz wróciłem do swojego normalnego zachowania.
- Trzymaj łapy z dala ty chory perwersie! - Powtórzyłem, odsuwając się od niego. Rei wciąż wpatrywał się we mnie z zaskoczeniem. Po chwili zmarszczył brwi, patrząc na mnie chłodno. Nie dałem mu się jednak odezwać. - Nie będziesz mną manipulował. Wiesz, że jestem zrozpaczony, że Tochi się o wszystkim dowiedział i chcesz to wykorzystać, ale nie dam ci się tak łatwo!
- Miałeś dać mi chociaż szansę - Prychnął chłodno. Wcześniejszy, miły Rei zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
- Ale ci nie dam! Umawiam się z Tochim! I wiesz co?! Kocham go! I wcale nie dlatego, że nie wolno mi się z nim umawiać!
- Tak? - Rei spojrzał na mnie chłodno. Był widocznie poirytowany, że nie tylko dostał kosza, ale jeszcze został zdzielony po twarzy. - Bo jest dla ciebie dobry?
- Nie - Powiedziałem stanowczo. - Kocham go za wszystko. Za to, jak się uśmiecha, jak przynosi mi śniadanie do łóżka, jak mnie przytula i... - Pewny siebie monolog przerwałem, gdy policzki zapłonęły mi rumieńcem. - I w ogóle... - Nadąłem policzki, odwracając wzrok. - Kocham go za to, jak na mnie patrzy, jak do mnie mówi, kocham go za każdy gest, który skierował w moją stronę. Za każde ohydne danie, które musiałem jeść, za każdą noc, którą spędziłem w jego ramionach - Uniosłem dumnie głowę, zalewając się rumieńcem. - I przede wszystkim - Również wstałem, żeby chociaż trochę się z nim zrównać. - Jestem JEGO zajączkiem, a nie twoim - Uśmiechnąłem się triumfalnie. Jak mogło mi tyle czasu zająć zrozumienie, że Rei aż tak mną manipulował?
- I wiesz co jeszcze? Po pierwsze, nawet jeżeli coś z tego co mówiłeś było prawdą i rzeczywiście go pokochałem tylko dlatego, żeby zrobić na złość rodzinie, to tak czy tak go kocham. A po drugie, po tym tygodniu, jak tylko moja siostra uwolni się od ciebie, pierwszą rzeczą, którą zrobię będzie pójście do niego. I wiesz co jeszcze? Dzięki tobie wreszcie zrozumiałem, że chcę mu powiedzieć ,,tak". - Z tym ostatnim to nieco przesadziłem, ale byłem tak wściekły na Reia, że jak najbardziej chciałem mu dopiec.
Znosiłem pogardliwe spojrzenie Reia przez kilka minut, aż w końcu stanął tuż przede mną.
- A mogliśmy spędzić naprawdę miły weekend - Powiedział chłodno. Jego uśmiech przyprawił mnie o dreszcze. - Teraz... - Uśmiechnął się przerażająco, przeszywając mnie spojrzeniem. - Cieszę się, że wszystko sobie uporządkowałeś, ale w tej chwili czeka cię jeszcze prawie cały tydzień ze mną. I możesz być pewny, że łatwo ci nie będzie.
Przełknąłem ślinę. Przez krótką chwilę zacząłem się zastanawiać, czy na pewno dobrze zrobiłem. Ale wszystko było lepsze niż oddanie mu się dobrowolnie.