Obudziłem się dopiero kiedy słońce zaczęło zachodzić.
Sytuacja, w której się znalazłem natychmiast obudziła uśpiony mózg. Powyginałem
spinacz na różne strony i włożyłem w dziurę do kajdanek. Przekręcałem go na
wszystkie strony ale nie umiałem ich otworzyć. Wtedy usłyszałem dźwięk
przekręcanego klucza. Włożyłem spinacz między materac a łóżko żeby potem mieć
do niego dostęp. Czekała mnie kolejna nieprzespana noc. Tak samo jak wczoraj
przychodzili różni faceci. Niektórzy zawiązywali mi usta, inni wręcz przeciwnie.
Większość nawet się nie odezwała i tylko ich obleśne sapanie oraz jęki
świadczyły o tym że umieją mówić. Inni próbowali zagadać, zauroczyć mnie sobą,
patrzeć na mnie. Ale i tak żaden z nich nie był tak przerażający jak on...
czarne włosy, obłąkany wzrok, i ten głos, który już przy wejściu sprawiał że
przechodziły mnie dreszcze.
-Miło znowu widzieć twoje ciałko. Ostatnio nie mieliśmy
okazji pogadać, na przykład o tym czemu aż tak irytuje cię jak mówię na ciebie
,,mały"
Gdybym nie był wyczerpany i związany to bym go...
-Więc jak, mały? Powiesz mi... mały?
Usiadł na brzegu mojego łóżka, zakładając nogę na nogę i
patrząc na mnie z góry. Nienawidziłem go... nienawidziłem go bardziej niż
kogokolwiek kto przyszedł do mojego pokoju. Nienawidziłem go prawie tak bardzo
jak moich rodziców.
-Tracimy tylko cenny czas, mały.
-Przestań! Nie masz prawa tak do mnie mówić! Tylko Kei ma
prawo tak się do mnie zwracać!
Uśmiechnął się szyderczo odwracając mnie na plecy i
przytrzymując mnie w takiej pozycji. Wiedział już wszystko, nie musiał o nic
pytać. Nachylił się by mnie pocałować. Nie chciałem na to pozwolić... był zbyt
blisko... zaśmiał się krótko widząc mój opór.
-Powinieneś już do mnie powoli przywykać, w końcu niedługo
razem zamieszkamy.
-O czym ty do cholery mówisz?!
-Jutro wieczorem będę mógł cię odebrać. Jesteś już kupiony,
należysz do mnie.
Tego było już zdecydowanie za wiele. Najpierw rodzice
wypożyczali moje ciało, a teraz mnie sprzedali! Przez całą godzinne wykorzystał
mnie seksualnie, kazał mi robić te wszystkie nieprzyzwoite rzeczy, do których
mnie zmuszał poprzedniej nocy. Kiedy już skończył i miał wychodzić, wyszeptał
mi do ucha.
-Na razie musimy się rozstać, ale jutro będziesz należał już
tylko do mnie. Na razie... mały. A właśnie, jestem Meiji.
Kiedy opuścił mój pokój zbliżał się chyba świt, mimo że
dalej była ciemna noc. Przez 5 minut nikt nie przychodził więc była możliwość,
że do rana będę miał spokój. Wyjąłem wtedy spinacz i ponownie zacząłem grzebać w
kajdankach. Nie mogłem należeć do nikogo innego niż Kei. Ten człowiek nie miał
prawa mnie kupować! Ciche kliknięcie kajdanek przyniosło mi niewyobrażalną
ulgę. Na chwiejących się nogach wstałem z łóżka. Brutalne akty gwałtu przez
dwie noce sprawiły że całe ciało miałem obolałe. Ledwo udało mi się na stanięcie
na oparciu łóżka i podciągnięcia się do okna. Przez chwilę szykowałem się do
skoku, w końcu odbiłem się i z wielkim impetem wybiłem szybę wyskakując przez
okno. Upadłem boleśnie na ziemię, poraniony odłamkami szkła i narobiłem przy
tym masę hałasu. Spróbowałem wstać, ale kiedy tylko stanąłem na prawej nodze
poczułem w niej przeraźliwy ból, chyba ją sobie zwichnąłem kiedy upadałem.
Strasznie bolało ale zmusiłem się do wstania i szybkim krokiem ruszyłem w
uliczkę, którą poszedłem kiedy Kei mnie uratował, zaraz po naszym poznaniu się.
-Co jest grane?! Co to k*rwa za hałasy?! Szybko, otwieraj te
cholerne drzwi! K*rwa, ta dz*wka nam uciekła!
Wybita szyba przepuszczała krzyki mojego ojca na ulicę.
Podpierając się o ścianę wlokłem się z trudem przed siebie. Po 15 minutach
trafiłem pod agencje w której pracował wcześniej Kei. Stamtąd łatwiej mi było
trafić pod dom. Kroki które słyszałem za sobą dopingowały mnie do szybszego
marszu. W końcu dotarłem przed drzwi mojego poprzedniego mieszkania, na
szczęście moi rodzice nie wiedzieli gdzie mogłem się udać. Przez pewien czas
słyszałem jak krzyczą i szukają mnie. Kiedy zapukałem do drzwi czułem się jak
pies, wracający do pana od którego uciekł. Bałem się... tak bardzo się bałem co
będzie jeżeli Kei mnie nie przyjmie, jeżeli będę musiał wrócić do rodziców albo
zamieszkać z tym typem, który chciał mnie kupić. Oparłem się na drzwiach,
tracąc siły na stanie prosto. Zapukałem kilkakrotnie, bicie mojego serca
wyliczało sekundy mojego oczekiwania. Kiedy zamek w drzwiach zazgrzytał
odsunąłem się kawałek od nich. Sylwetka Keia w progu była najprzyjemniejszą
rzeczą, jaka mnie ostatnio spotkała. Przez chwilę widziałem jego przerażone
spojrzenie, potem straciłem równowagę wpadając na niego. Chwyciłem się kurczowo
jego koszuli, kiedy przytrzymał mnie, przytulając do siebie.
-Mały...
Mój chwilowy spokój został całkowicie zniszczony przez to
jedno słowo, wypowiedziane jego przerażonym głosem. Wybuchłem głośnym płaczem
mocniej ściskając jego bluzkę.
-Przepraszam cię Kei... przepraszam. Ja... naprawdę myślałem
że wszystko będzie dobrze. Nie wiedziałem że tak to się skończy... nie
powinienem był cię zostawać. Wiem że na to zasłużyłem... ale proszę... nie
znienawidź mnie.
-Mały...
Byłem gotowy wtedy zrobić wszystko żeby nie czuć już tej
niepewności. Złapał mnie wtedy za ramiona, odciągnął od siebie i spojrzał mi w
oczy.
-Mały, co ci się stało?
W jego oczach nie było nienawiści czy żalu, patrzył na mnie z
troską. Próbowałem mu o tym opowiedzieć, ale gdy tylko otworzyłem usta głos
utknął mi w gardle.
-Już dobrze, zaczekam aż będziesz gotowy mi powiedzieć.
Choć, trzeba się tobą zająć.
-Kei... ty.... naprawdę mnie nie znienawidziłeś?
Powiedziałem z oczami całymi we łzach. Położył mi dłoń na
włosach, delikatnie po nich przejeżdżając.
-Oczywiście że nie. Sam cię przecież namawiałem do tego byś
wrócił do rodziny. Nic nie sprawi że cię znienawidzę.
Był bardziej delikatny niż zwykle, zupełnie jakbym gadał z
kimś innym. Wziął mnie na ręce i zabrał do łazienki. Położył na toaletce i
zaczął przeszukiwać szafki, z których wyjął bandaże, plastry oraz wodę utlenioną.
-Naprawdę jesteś w beznadziejnym stanie. Trzeba będzie
najpierw pozbyć się tego szkła. Całe szczęście rany nie wyglądają na głębokie.
Nie musisz mi o wszystkim opowiadać ale czemu jesteś cały we szkle?
-...wyskoczyłem przez okno, wybiłem przy okazji szybę...
-Jeżeli coś cię zaboli to powiedz.
Wsunął ręce pod moją koszulkę, chciał ją zdjąć żeby móc
dokładnie powyjmować wszystkie fragmenty szkła. Wiedziałem że to Kei, że mogę
mu ufać, ale... jego dotyk był tak bardzo podobny do tych wszystkich facetów.
Nie mogłem tego znieść, odepchnąłem go od siebie tak mocno że stracił równowagę
i upadł na ziemię. Patrzył na mnie skołowanym wzrokiem kiedy trząsłem się na
toaletce.
-Prze-przepraszam Kei... ja... ja nie mogę... ja... zajmę
się sobą sam...
Cały się trząsłem. Chyba też płakałem. Widziałem jak Kei
zastanawia się co zrobić. W końcu wstał i odwrócił się w stronę drzwi.
-Poradzisz sobie?
-...tak...
-W razie czego możesz mnie zawołać.
Pokiwałem tylko głową i zostałem sam. Wolałbym żeby Kei
został ze mną, ale... tak bardzo bałem się jego dotyku. Zdjąłem koszulę i
stanąłem przed lustrem, teraz rozumiałem czemu Kei był taki przerażony jak mnie
zobaczył. Koszulka była cała pocięta, na skórze miałem liczne rany, z których
kapała krew. Oczy dalej miałem zapuchnięte od łez oraz byłem cały w błocie i
kurzu. Ze skóry wystawało mi kilkanaście większych odłamków szkła, w reszcie
ran nie było widać szyby przez którą wyskoczyłem. Kiedy wreszcie udało mi się
pozbyć większości odłamków ściągnąłem spodnie i wszedłem pod prysznic. Przez
cały czas starałem się unikać stawania na prawej nodze. Zmyłem z siebie brud
oraz krew i ukucnąłem by umyć się... na dole. Odwróciłem wzrok by nie patrzeć
na białą ciecz, która dopiero ze mnie wypływała. Chciałem zetrzeć z siebie całą
skórę, dopiero wtedy czułbym się chociaż trochę czysty. Kiedy usłyszałem
pukanie do drzwi odruchowo złapałem ręcznik przy wannie całkiem się nim
zasłaniając. Do łazienki wszedł Kei, trzymając w ręce złożone ubrania.
-Przyniosłem ci piżamę. W porządku?
Pokiwałem tylko głową kiedy odkładał rzeczy na umywalkę.
Byłem pewny że od razu wyjdzie, ale zamiast tego zaczął mi się przyglądać z
uwagą.
-Nie wygląda to aż tak strasznie kiedy zmyłeś z siebie
błoto. Jednak lepiej będzie jak przemyjesz te najgłębsze rany.
Znowu pokiwałem głową, cały czas miałem spuszczone oczy żeby
na niego nie patrzeć. Kiedy do mnie podszedł zacisnąłem mocniej ręcznik.
-Bardzo boli?
Uklęknął przy wannie i złapał mnie za bolącą kostkę. Dopiero
teraz zobaczyłem jak bardzo jest spuchnięta, nic dziwnego że aż tak bolała.
-Tylko kiedy na niej stoję.
-Może chciałbyś żebym cię zabrał do szpitala?
-Nie trzeba. To nic poważnego.
Nic więcej nie dodał, tylko wyszedł z łazienki. Przebrałem
się w piżamę, oblałem wodą utlenioną najgłębsze rany, obwiązując je potem
bandażem, którym też związałem kostkę. Kuśtykając poszedłem w stronę drzwi.
Zastanawiałem się jak się teraz czuje Kei. Jeżeli tęsknił za mną tak jak ja za
nim, to moje zachowanie musiało go zranić. Odszedłem od niego, nie byłem u
niego kilka dni, a kiedy wróciłem nie mogę znieść nawet jego dotyku.
-Kei... mogę dzisiaj spać na kanapie?
Spojrzał na mnie zaskoczony, nie spodziewał się że aż tak
się od niego odsunę, ale nie mogłem leżeć z nim w jednym łóżku. Kochałem go...
ale jego dotyk palił tak jak wspomnienia z poprzednich nocy.
-Mały... nie wiem co się stało. Ale jeżeli stało się coś co
zmieniło twoje nastawienie do mnie, to powinienem to wiedzieć.
Myślał pewnie o tym że się zakochałem, nie mógł gorzej
trafić. Żeby przestał mnie podejrzewać musiałem mu o wszystkim powiedzieć.
Usiadłem przy stole, koło którego stał spokojnie czekając na moje wyjaśnienia.
-Ja... ja... moi rodzice uznali że za mało na mnie zarobili.
P-przypieli mnie do łóżka... i... i...
Starałem się mówić dalej mimo łez spływających mi po
policzkach.
-...Przychodzili do mnie różni faceci, praktycznie co
godzinę przez całą noc. Kei... ja... ja... nie powinienem był cię zostawiać,
przepraszam... przepraszam.... teraz za każdym razem kiedy zamykam oczy widzę
ich twarze....
-Uspokój się mały. Już wszystko będzie dobrze, nigdy więcej
nie pozwolę ci odejść.
Jego głos był uspakajający , wiedziałem że mogę mu ufać.
Przyklęknął przy moim krześle i rękawem starł łzy z policzków.
-Czyli... nie jesteś na mnie zły?
-Przecież nic nie zrobiłeś, miałeś nadzieję na prawdziwą
rodzinę.
przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Starałem się skupić
na myśli że to Kei, nikt inny tylko on. Podniósł mnie wtedy z krzesła i
poprowadził w stronę łóżka.
-Kei... ja...
Nie chciałem spać z nim na łóżku. Tak bardzo się teraz bałem
jego dotyku.
-Nie przejmuj się mały. Obiecuję że nie zrobię nic co
mogłoby ci się nie spodobać. Jest już późno, nie będę ci kazał spać na kanapie.
Jeżeli zechcesz sam się na niej położę.
Położył mnie na jednym końcu łóżka. Spuściłem wzrok mówiąc
cicho.
-Nie... to w końcu twoje łóżko.
Uśmiechnął się przykładając usta do mojego czoła. Potem
rzucił się na przeciwległą część materaca. Skuliłem się patrząc w przeciwnym
kierunku niż on leżał. Byłem rozdarty. Bałem się teraz dotyku, ale jednocześnie
tak bardzo chciałem żeby mnie przytulił. Zamknąłem oczy, starając się uspokoić.