piątek, 31 marca 2017

Wyjątkowy dzień

Witajcie,
Korzystając z okazji, że prima aprilis wypada właśnie w sobotę, chciałam wam oznajmić, że wyjątkowo w tym roku nie zamierzam ,,żartować", że to koniec bloga, wymyślać kolejnych powodów, dla których mam brak weny twórczej, ani uśmiercać jakichkolwiek postaci, bo i tak wiem, że już nikt się na to nie nabierze.
Oczywiście blog będzie dalej prowadzony, a kolejna nota pojawi się w przyszłą sobotę.
Wesołego pierwszego kwietnia :3

sobota, 25 marca 2017

Lekcja życia XXVI - Najgorsza randka

Cześć, przepraszam was bardzo za pomyłkę. Faktycznie, przez przypadek dałam ten sam post co w zeszłym tygodniu. Dodawałam to dość późno i byłam okropnie zmęczona, a nie chciałam znowu dodawać postu w niedzielę. Widać jak się to skończyło xD Dzięki za zwrócenie mi uwagi i zapraszam do czytania, tym razem prawidłowego rozdziału :3
____________________________________
Mój szlaban w końcu się skończył i mogłem wrócić do rzeczywistości. Chociaż z drugiej strony, rodzice pewnie by nawet nie zauważyli, gdybym już wcześniej zaczął wychodzić. Ciekawe, czy w ogóle pamiętali, że miałem szlaban.
Nadeszła sobota. A razem z nią moja... chyba randka. Co prawda oficjalnie żadne z nas nie nazwało tego randką, nie rzuciłem tekstem: ,,czy umówisz się ze mną?", ale jednak... to chyba była randka... tak myślę.
Miałem na sobie eleganckie, szare, sztruksowe spodnie i białą koszulę, z modnie podwiniętymi rękawami do łokci. Parę górnych guzików miałem rozpiętych, żeby wyglądać bardziej ,,luzacko", a do tego czarny krawat, dość mocno poluźniony. Za wszelką cenę szukałem połączenia, które wyglądałoby dobrze, jakby to była randka i jakby to nie była randka. Elegancko, ale luźno... cholera, czułbym się znacznie pewniej, gdybym wiedział, czy to rzeczywiście jest randka, czy nie. Chociaż gdyby to się okazało jednak randką, nie wiem czy miałbym odwagę tutaj przyjść.
- Hej Sashi - Odwróciłem się, gdy z boku dotarł do mnie damski głos. Przede mną stała Chiko, ubrana w uroczą, różową sukienkę na ramiączkach, prostą, ale z falbankami i lekko posypaną brokatem. Aż poczułem się dziwnie, że nie ubrałem się bardziej... odświętnie? - Łał, wyglądasz... - Uśmiechnęła się i zmierzyła mnie od stóp do głów. Jej wyraz twarzy się nie zmienił, ale i tak dostrzegłem w jej oczach coś na wzór... zawodu? Albo nawet niechęci, co przeraziło mnie jeszcze bardziej. - Ekstra. Podoba mi się ta koszula. To jak? Idziemy do kina? Mam bilety na jeden świetny film gangsterski. Ma całkiem niezłą ocenę.
Wyciągnęła z czarnej torebki dwa bilety. Trochę mnie to zaskoczyło, bo spodziewałem się, że to ja powinienem za nie zapłacić. Nawet jeżeli mówiła, że dostała od kogoś bilety. Chyba rzeczywiście byłem po prostu cholernie przewrażliwiony na tym punkcie przez to, ile razy ludzie mnie wykorzystali.
- Masz może ochotę na popcorn? - Uśmiechnąłem się. Chyba, jeżeli to rzeczywiście była randka, powinienem zaproponować chociażby to. Zwłaszcza, że to ona załatwiła bilety.
- Jasne, bardzo chętnie - Uśmiechnęła się uroczo. Jej uśmiech był całkiem przyjemny. Może nie aż tak jak senseia, ale... sprawiał mi pewnego rodzaju satysfakcje. - Może duży popcorn i dwie cole? Są w zestawie.
- Oczywiście - Poczułem się trochę dziwnie, gdy objęła moje ramię, zwłaszcza, że górowała nade mną wzrostem. Mimo to, czułem tym większą satysfakcje, gdy kupowałem dla nas popcorn i colę. Chiko musiała mnie puścić, żeby wziąć swój kubek, a ja wziąłem pozostałe rzeczy i poszliśmy do wejścia.
Sala w kinie była prawie pusta. Trochę osób siedziało na środku, ale ogólnie za dużo tu nie było. My mieliśmy miejsce w ostatnim rzędzie, więc dookoła siebie mieliśmy pustkę. Zajęliśmy miejsca akurat w chwili, gdy włączyły się reklamy. Nawet się cieszyłem, że wybraliśmy się na film. Przynajmniej nie musiałem martwić się, że nie będziemy mieć wspólnych tematów. A po filmie zawsze mogliśmy podzielić się wrażeniami i... temat jakoś by się sam znalazł. Czułem, jak serce mi wali, gdy myślałem o tym, że chyba naprawdę siedzę z najładniejszą dziewczyną w klasie na filmie i jesteśmy na randce.
Reklamy minęły i zaczął się film. Już w pierwszych scenach pojawiły się strzelanki między kolejnymi, jeszcze obcymi nam postaciami, które nie wnosiły absolutnie nic do akcji i trwały dobre dziesięć minut. Fabuła ciągnęła się między jedną strzelaniną a drugą i w sumie nawet nie wiedziałem, jaki jest wątek główny.
- Chyba ten film nie jest aż tak dobry, co? - Usłyszałem szept tuż nad swoim uchem. - Następnym razem wybiorę coś lepszego.
- Nie jest źle. Właściwie to jest naprawdę... co? - Zamarłem, gdy urocza, sympatyczna dziewczyna zamiast siedzieć koło mnie, wylądowała na kolanach, między moimi nogami. Patrzyłem na nią w osłupieniu, gdy z czarującym uśmiechem zaczęła rozpinać moje spodnie. Zerwałem się na nogi, gdy tylko odzyskałem w nich władzę.
- Nie stresuj się, już to robiłam. W kinie nie ma wielu osób, nikt nas nie nakryje.
- Ale... ale... - Wydukałem, wciąż w całkowitym szoku.
- Chyba już to robiłeś, prawda? - Uniosła pytająco brew, a na jej ustach pojawiło się coś na wzór rozbawienia, lub nawet drwiny.
- Chwileczkę, ale... to zupełnie nie ma znaczenia... - Nim zdążyłem się sprzeciwić, damskie ręce znowu dorwały się do mojego rozporka, tym razem z gracją go rozpinając, dopóki sam ich nie przytrzymałem.
- Boisz się? Nie wyglądasz na prawiczka. Zajmę się tobą jak należy. I będziesz w siódmym niebie - Ponownie sięgnęła do moich spodni. Próbowałem odsunąć jej ręce od swoich spodni, ale dziewczyna była nieugięta. W końcu spanikowałem. Oparłem dłonie na jej ramionach i odepchnąłem ją od siebie. Nim znowu zdążyła się do mnie dobierać, chwyciłem torbę i niemal uciekłem z sali. Biegłem przez korytarz kinowy, całkowicie ignorując zaskoczone spojrzenia. Pewnie wyglądałem żałośnie, ale w tej chwili czułem się autentycznie molestowany!
Zatrzymałem się dopiero na parkingu kina. Oparłem się o ścianę budynku i osunąłem się na ziemię. Cholera, co ja zrobiłem! Jak mogłem tak po prostu uciec z tego kina? Było to żałosne, ale jak miałem inaczej zareagować? Nie byłem na to przygotowany i... cholera, jak mogłem się tak ośmieszyć?! Pewnie teraz świetnie się bawiła moim kosztem... albo wręcz przeciwnie, była wściekła. No bo przecież... facet nie powinien uciekać w takiej sytuacji! Co ona sobie teraz o mnie myśli?! Znaczy... nie powinna chyba się tak do mnie kleić... jeszcze w kinie. Chyba dama nie powinna tak robić? Wiem, że w tej chwili dziewczynom do dam daleko, ale... Chiko naprawdę wyglądała i zachowywała się, jak dziewczyna z klasą... przynajmniej do czasu, aż nie zaczęła dobierać się do moich spodni... i to na pierwszej randce.
Siedziałem na tym parkingu dłuższą chwilę, walcząc z niesamowitym zażenowaniem. W końcu jednak zdałem sobie sprawę z czegoś dużo gorszego. A co jeżeli ona nagle tu przyjdzie i będzie chciała wyjaśnień? Sama myśl o tym była chyba nawet jeszcze gorsza niż to, co chciała zrobić. Wsiadłem czym prędzej na skuter i po prostu odjechałem. Czułem, jakbym zwyczajnie uciekał. W sumie to praktycznie rzecz biorąc była to ucieczka. Ale co miałem zrobić w tej sytuacji? Dać jej sobie... to zrobić? To brzmiało okropnie. Znaczy... oczywiście, że mógłbym uprawiać z nią seks, w końcu byłem facetem, ale... nie na pierwszej randce. Nawet jeżeli to było typowo babskie myślenie, chciałem, żeby mój pierwszy raz był naprawdę wyjątkowy. Z osobą, którą kocham, a nie z pierwszą lepszą dziewczyną w kinie, na pierwszej randce, której nawet nie wiedziałem, czy to na pewno jest randka.
Chciałem pojechać prosto do domu, ale jakoś nie miałem na to ochoty. Zatrzymałem się przy parku. Na parkingu zostawiłem skuter i poszedłem się przejść. Odrzuciłem pierwszą myśl, żeby pojechać do senseia. Pewnie i tak miał już mnie dość. Ostatnio latałem do niego z każdym możliwym problemem... a powinienem umieć radzić sobie sam z moimi problemami. Wcześniej sobie radziłem... może nie tak dobrze, jak przy senseiu, ale zawsze.
Po krótkim spacerze po parku znalazłem moją niedawną kryjówkę - płaczącą wierzbę, rosnącą parę metrów nad ziemią. Wczołgałem się pod nią i skuliłem, gdy otoczyły mnie tylko długie łodygi drzewa. Tu czułem się bezpiecznie. Bardziej niż gdziekolwiek indziej. I gdyby przypadkiem Chiko mnie szukała, żeby mnie zamordować za ucieczkę, to z pewnością nie przyjdzie tutaj.
Leżałem tak długo, rozmyślając nad wszystkim. Co ze mną było nie tak? Dlaczego nie mogłem normalnie żyć? Mieć rodzinę, która mną nie gardzi, znaleźć sobie przyjaciół, a potem dziewczynę? Wziąć ślub, mieć potem dom i dzieci... życie mnie nienawidziło...
Minęły jakieś dwie godziny, gdy moje rozmyślania przerwał dźwięk SMSa. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe? Chiko? Miałem nadzieję, że nie. Wahałem się dłuższą chwilę, nim udało mi się zebrać tyle odwagi, żeby spojrzeć na telefon. Wyświetliła się na nim nazwa ,,sensei", oraz początek wiadomości: ,,Hej, no i jak...". Odetchnąłem z ulgą. Sensei był chyba jedyną osobą, od której miałem teraz ochotę odbierać wiadomości. Odblokowałem telefon i otworzyłem wiadomość:
,,Hej, no i jak randka? Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Bawisz się grzecznie? ^ ^"
Uśmiechnąłem się smutno. Sensei był słodki, ale... w tej chwili niezbyt mi to pomagało. Zwłaszcza, że pytał o rzecz, przez która miałem teraz kompletnego doła.
,,Średnio" - Odpisałem i położyłem telefon obok siebie. Chwilę później znowu rozbrzmiał dźwięk wiadomości.
,,Gdzie jesteś?" - Wiadomość była krótka i rzeczowa. Bez zbędnych pytań, bez dopytywania. Przez chwilę chciałem odłożyć telefon i już więcej po niego nie sięgać, ale z jakiegoś powodu odpisałem.
,,W parku".
,,Będę za pół godziny. Czekaj na mnie w tym barze obok. Tam gdzie się spotkaliśmy, nim zabrałem cię nad urwisko."
Sensei był niemożliwy. Nawet jak nie chciałem za żadne skarby zawracać mu głowy, on i tak chciał się ze mną widzieć.
Niechętnie wyszedłem ze swojej kryjówki. Park dookoła był całkowicie pusty. Gdzieś dalej spacerowała jakaś parka, ale pewnie nawet nie dostrzegali mojej obecności.
Wytrzepałem koszulę z trawy i ruszyłem wydeptaną, piaskową ścieżką. Bar po drugiej stronie ulicy, wyglądał tak samo obskurnie jak wcześniej, ale mimo to, przywoływał naprawdę przyjazne wspomnienia. W środku panował półmrok. Nie było tu wiele ludzi, pewnie przez wczesną godzinę. Tylko kilku alkoholików już od rana topiło smutki w wódce, albo innym alkoholu. Za barem stał ten sam mężczyzna co wcześniej, z całą masą tatuaży i zmęczonym wzrokiem, którym przyglądał się wycieranemu blatowi z ciemnego drewna.
- Nieletnim nie sprzedajemy - Przywitał mnie chłodnym tonem, nawet nie podnosząc głowy.
- Chciałbym colę... - Mężczyzna podniósł na mnie wzrok i chwilę na mnie patrzył. Miałem dziwne wrażenie, że chyba mnie kojarzy, albo próbuje sobie mnie przypomnieć. W końcu spasował i odłożył ścierkę.
- Sorki, rzadko kiedy ktoś przychodzi tu jeść, albo pić. Proszę- Nalał mi do szklanki małą butelkę coli. Wziąłem ją i usiadłem w samym kącie, przy okrągłym, ciemnobrązowym stole. Nie byłem specjalnie zadowolony z faktu, że muszę siedzieć tutaj, a nie szczelnie ukryty pod płaczącą wierzbą, ale nie umiałem odmówić senseiowi.
Ten w końcu wpadł do baru. Oddychał ciężko, rozglądając się po sali, nim w końcu mnie zobaczył. Naciągnął na twarz czuły uśmiech i podszedł do mojego stolika.
- Biłeś się z kimś? - Zapytał rozbawiony. Patrzyłem na niego, będąc w kompletnym szoku, aż w końcu oprzytomniałem i spojrzałem na swoje ciuchy. Biała koszula raczej słabo komponowała się z trawą, która przefarbowała ją miejscami na zielonkawy kolor. Szkoda, że nie pomyślałem o tym wcześniej.
- Nie... leżałem na trawie...
- No dobrze, to teraz mi powiedz, co się stało. Było bardzo źle?
- Nie wiem czy chcę o tym mówić... to okropnie krępujące... - Wymamrotałem, sącząc powoli colę. Byłem zażenowany samym tym wydarzeniem. Nie wiedziałem, czy dam radę jeszcze o tym opowiadać. Obawiałem się, ze w tej sytuacji nawet sensei mnie wyśmieje
- To może chcesz wpaść do mnie? Tam poczujesz się trochę pewniej - Kiwnąłem głową. Ja sam nie lubiłem do niego przychodzić... znaczy lubiłem, bardzo lubiłem, ale nie lubiłem tego okropnego uczucia, że mu przeszkadzam. Sensei jednak nie wyglądał, jakby miał najmniejsze wątpliwości. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Po drodze zapłacił jeszcze barmanowi za horrendalnie drogą colę i pociągnął mnie do swojego samochodu. No i znowu to on miał mi pomagać...
________________________________

Hej, jeżeli macie chwilę to proszę, zostawcie nawet krótki komentarz. Naprawdę bardzo wiele mi to daje i dzięki temu mam siłę do dalszego pisania i wstawiania regularnie postów.
______________________________

piątek, 17 marca 2017

,,Pisarz" - Mały apel

,,Podniosłem wzrok. Jego spojrzenie było spokojne i głębokie. Poczułem, jak drżę, ale nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Jakby jego oczy całkowicie sparaliżowały moje ciało.
- Ja... - Zacząłem, ale uciszony zostałem jednym palcem, który przyłożony został do moich ust. Dłoń elfa przejechała po moim policzku i spoczęła na karku.
- Ćśśś - Szepnął i przyciągnął moją szyję do siebie. Musiał się pochylić, żeby być bliżej mnie. - Nic nie mów.
Zamknąłem oczy. Na ustach poczułem przyjemne mrowienie, a w głowie coś jak wybuch fajerwerków. To było... coś tak..."
Kurwa...
Westchnąłem ciężko i odsunąłem się od biurka z laptopem. Miałem już serdecznie dość pisania tej książki. Dlaczego zostałem pisarzem? Mogłem posłuchać matki i pójść na mat-fiz. Ale nieee... zachciało mi się być pieprzonym humanem.
Zamknąłem Worda i odpaliłem internet. Sprawdziłem odwiedziny na moim blogu, którego pisałem, żeby trochę się rozreklamować w przerwach od pisania książki. Trochę poprawiło mi to humor, gdy przeczytałem parę pozytywnych i miłych komentarzy, ale uśmiech zniknął momentalnie, gdy w nowej karcie otworzyłem stronę banku. Mój stan konta wyglądał okropnie. Przejrzałem ostatnie wydatki z nadzieją, że może coś źle spojrzałem. Ale nie... skromne wynagrodzenie jakie dostałem, rozeszło się błyskawicznie. Woda, prąd, internet... przeczesałem nerwowo roztrzepane blond włosy i oparłem się o krzesło. Po co w ogóle to robiłem? Były dni, gdy nienawidziłem pisać, gdy miałem ochotę usiąść w kącie i płakać, że do niczego się nie nadaję. Zamknąłem oczy.
W przedpokoju usłyszałem szczęk zamka. Potem pisk nienaoliwionych zawiasów i ciche kroki.
- Wróciłem! - Krzyknął ciepły, męski głos, ale nie odpowiedziałem. Wpatrywałem się w zamknięte powieki i się zastanawiałem, jak to jest być niewidomym. Napisałem kiedyś opowiadanie o niewidomym chłopaku, który się zakochał w jakimś przystojniaku. Miłość między podziałami. W sumie czy każdy nie pragnął tylko tego? Bezwarunkowej miłości, bez względu na wszystko? Niewidomy chłopak pragnął tylko, żeby ktoś go zaakceptował. Przecież to nie była jego wina, że nie widział. A ten przystojniak? Pragnął, by ktoś docenił go za to, kim jest, a nie jak wygląda. Cudna historia romantyczna ze wspaniałym końcem. Oboje odnaleźli szczęście... ale czego innego spodziewać się po książkach gejowskich? Sam raz przeczytałem książkę, gdzie jeden z bohaterów na końcu ginie, a drugi znajduje sobie dziewczynę. To był pierwszy i ostatni raz, gdy rzuciłem książkę na podłogę.
Rozmyślałem dłuższy czas, aż nie dotarło do mnie, że w domu panuje całkowita cisza. Jeżeli Taro już wrócił, powinien coś powiedzieć. Otworzyłem oczy. Na stołku obok mnie siedział mój chłopak, twarz miał opartą na dłoni i podpierał się łokciem o stół. Patrzył na mnie z lekko rozbawionym uśmieszkiem.
- Długo tu siedzisz?
- Kilka minut - Wzruszył ramionami. - Uroczy jesteś jak się zamyślasz, wiesz?
- Ta... - Wbiłem wzrok w sufit, by uwolnić swoje myśli od czegokolwiek.
- Masz wtedy taki spokojny wyraz twarzy. Chyba, że toczysz dyskusje z samym sobą. Wtedy wyglądasz jeszcze zabawniej.
- Ta...
- Myślałeś o czymś miłym, co?
- Ta...
- Jakaś stara książka?
- Ta...
Taro westchnął ciężko. Odnalazł moją dłoń i ścisnął ją delikatnie. Czułem, jak się pochyla, żeby spojrzeć na ekran mojego laptopa.
- Znowu problemy z kasą? Twoje książki się nie sprzedają?
- ...ta...
- Ech Saiki... znowu się dołujesz. Chodź, pogadamy o tym.
- Nie chcę... muszę pracować... - Wymamrotałem, opierając czoło na biurku.
- Widzę. Zamęczając się wcale nie zmienisz tego stanu rzeczy. Zrób sobie wolny wieczór... spędzimy go jakoś miło - Szepnął do mojego ucha, a po kręgosłupie przebiegł mi lodowaty dreszcz.
- Idź sobie... - Chwilę panowała cisza. Gdy spojrzałem w bok, Taro stał przy stole, z ręką wyciągniętą w moją stronę. - Nie tym razem - Wbiłem wzrok znowu w stół, ale cisza między nami robiła się coraz bardziej i bardziej nieznośna. Taro dalej stał z ręką wyciągniętą w moją stronę. - Nie, nie dam ci się na to złapać - Uśmiechnął się. Jego złośliwy uśmieszek tylko podkreślał łobuzerski wyraz twarzy. Dorosły facet nie powinien się tak uśmiechać. Zwłaszcza, że wyglądał przy tym cholernie seksownie. W końcu westchnąłem ciężko i oparłem się o krzesło. Taro dalej czekał. W końcu wyciągnąłem rękę i chwyciłem jego dłoń. Silne szarpnięcie zmusiło mnie do stanięcia na nogi. Krzyknąłem krótko. Siła ,,ataku" była na tyle mocna, że zatrzymałem się dopiero na ramieniu Taro, w tej chwili znajdującym się na wysokości moich bioder. Zgiąłem się, w głowie mi się zakręciło i świat nagle stanął do góry nogami.
- Wiesz, że tego nienawidzę! - Krzyknąłem, gdy Taro tak zwyczajnie przerzucił sobie mnie przez ramię - Nie jestem jakimś workiem kartofli.
- Serio? To zabawne, bo tak się zachowujesz. Przynajmniej kiedy jesteś zdołowany.
- Och świetnie, czyli nie dość, że mnie traktujesz jak worek kartofli, to jeszcze mnie do niego porównujesz?! Zajebiście! I zabierz rękę z mojego tyłka! - Zacząłem wierzgać, gdy Taro perfidnie zaczął mnie macać.
- O, ale masz tak przyjemny tyłek. Macałeś się kiedyś po nim?
- Oczywiście, że nie, pieprzony perwersie.
- A szkoda, to wyglądałoby na naprawdę przyjemną grę wstępną. Trochę zaczynasz się ożywiać, cieszę się. A teraz idziemy się przewietrzyć. Trochę świeżego powietrza na pewno poprawi ci humor.
- Jasne, jeszcze czego. Puszczaj mnie! - Zacząłem uderzać pięściami w plecy tego debila, ale byłem o tyle spokojny, że wiedziałem, że nawet on nie jest aż tak głupi, żeby wyjść z domu, nosząc swojego chłopaka na ramieniu. Zacząłem się denerwować dopiero, gdy usłyszałem przekręcany zamek.
- Dobra, mnie to nie bawi. Postaw mnie na ziemię!
- Ćśśś... jak zaczniesz krzyczeć, zlecą się sąsiedzi. Nie chcesz chyba, żeby przerwali nam nasz romantyczny spacer?
Przesunąłem się, żeby spojrzeć obok pleców Taro na drzwi... otwarte na oścież. Jakby nigdy nic wyszedł na, na szczęście pustą klatkę i ruszył w stronę schodów.
- No dobra, dobra! Powiem ci wszystko, co tylko zechcesz - W porę ściszyłem głos, żeby nie wywabić wszystkich z mieszkania. Gdyby się wydało, że ta ,,dwójka porządnych lokatorów" to perfidna para gejow, mielibyśmy naprawdę przewalone. Dlatego, na co nie wpadł mój ,,ukochany" POWINNIŚMY SIĘ UKRYWAĆ!
- Grzeczny chłopiec - Odpowiedział, zawracając do mieszkania. Jego szczęście, że w tym czasie nikt nie wyszedł na klatkę. - To teraz opowiedz mi, co cię trapi i czy da się to rozwiązać w łóżku - Westchnąłem ciężko, opierając się łokciem o jego plecy i kładąc twarz na dłoni. Widziałem jak się prostuje czując ból spowodowany naciskiem, ale to dobrze. Niech ma, dupek jeden.
- Nie, nie da się tego rozwiązać w łóżku. Ale jak dalej będziesz powodował  mnie spływ krwi do mózgu to nie będzie takiej potrzeby.
Poszliśmy razem do salonu i nagle bezlitośnie zostałem rzucony na kanapę. Odbiłem się od poduszek i o mało co nie spadłem na ziemię.
- Nie masz w sobie krzty delikatności? Dobrze, że jesteś gejem, bo dziewczynie już na pierwszej randce połamałbyś kości.
- Więc dobrze, że jesteś mocny. Poza tym, robię tylko tyle, na ile mogę sobie pozwolić. To jak? - Usiadł na końcu kanapy, tuż przy mnie. - Powiedz mi co się dzieje - Wciąż się uśmiechał, ale w jego oczach widziałem troskę. Ni powinien się tak patrzyć. Tak nie patrzy facet, który podrywa innego faceta w barze dla gejów.
*****
Gdy się pierwszy raz spotkaliśmy, poszedłem po inspirację do jednego z mniej znanych gejowskich klubów. Nie szukałem miłości, ani związku, ani jednorazowego seksu. Musiałem sprawdzić kilka rzeczy. Czy rzeczywiście w kiblu będą się ruchać, czy będą kleić się do siebie przy barze i czy serio będą stawiać mi drinki, żeby zaciągnąć mnie do łóżka. Cóż, przez większość wieczoru czułem się trochę zawiedziony, bo ludzie byli kulturalni, a oprócz kilku dark queenów, impreza wyglądała na całkowicie normalną.
- Hej aniele - Nagle usłyszałem obok siebie jakiś głos. Poczułem nawet lekkie podekscytowanie, że może czymś to będzie się różnić od zwykłego baru. Musiało to się odbić na mojej twarzy, bo wysoki brunet, który się do mnie dosiadł, od razu się rozpromienił. Spojrzał na moją szklankę i wezwał kelnera - Dla niego to samo, co zamówił sobie wcześniej. Mam nadzieję, że pozwolisz sobie zamówić drinka, co? - Uśmiechnął się nonszalancko. Spodziewałem się, że zobaczę facetów, klejących się do innych facetów, ale nie przewidziałem za bardzo co będzie, gdy jakiś facet będzie się do mnie zalecał. Cóż, na potrzeby książki i tak zamierzałem to pociągnąć.
- Jeżeli stawiasz - Uśmiechnąłem się. Szklankę miałem niemal pustą, więc chętnie przyjąłem kolejnego drinka.
- Liczę na rewanż - Ależ to było dowcipne... aż miałem ochotę dać mu w twarz. - Słuchaj, może się mylę, ale mam wrażenie, że się znamy - Czyżby zamierzał walnąć tekstem typu: ,,śniłeś mi się", albo coś równie banalnego?
- Nie sądzę... - Postanowiłem udawać, że nie mam pojęcia co się tak naprawdę dzieje i jak próbuje mnie poderwać.
- Słuchaj, a ty może nie piszesz książek? - Jego wyraz twarzy nabrał nagle poważnego wyrazu, a ja zbladłem w jednej chwili. Cholera, nie spodziewałem się, że mnie pozna. Zaraz, kojarzył mnie z których książek? Tych ,,normalnych", czy gejowskich? To pierwsze było bardziej prawdopodobne, bo wydawałem książki pod prawdziwym imieniem na większą skalę, o ile można tak nazwać jakiegoś podrzędnego pisarzynę, ale raz miałem spotkanie z grupką fanów moich gejowskich opowieści.
- Umm... nie - Powiedziałem, spuszczając głowę na podaną szklankę. - Musiałeś mnie z kimś pomylić - Wziąłem łyka wódki z colą, która została postawiona przede mną.
- Jesteś pewny? Chyba widziałem cię na jednym spotkaniu autorskim - Kurwa, kurwa, kurwa! Nie chciałem, żeby ktokolwiek nie poznał, jako gejowskiego pisarza. To było to jedno jedyne spotkanie, na którym się pojawiłem i musiałem akurat spotkać na nim tego gościa? Miałem ochotę uciec, ale wtedy byłoby od razu wiadome, że kłamię. Wziąłem jeszcze łyka alkoholu.
- Nie sądzę, musiałeś mnie z kimś pomylić - Nim zdałem sobie z tego sprawę, opróżniłem kolejną szklankę, a przede mną pojawiła się następna.
- Na pewno? Czytałem taką świetną książkę science fiction. Opowiadała o chłopaku, który miał opisywać dokładnie podróż kosmiczną po bardzo, bardzo cenny minerał. Jako jedyny z załogi nie zgadzał się na to, by go zgarnąć na ziemię, bo mógł być on niebezpieczny - Kurwa, kurwa, kurwa! Zajebię mojego edytora! To on kazał mi iść na to spotkanie! Po cholerę tu przyszedłem!? Nikt nie powinien wiedzieć, że to ja piszę gejowskie pornole! Powinienem uciec, ale co jeżeli będzie mnie śledził?! - Wrzucili go do innego statku kosmicznego, złupionego przez kosmicznych piratów. Okazało się, że żyje tam jeden jedyny chłopak. Mogli tam spokojnie żyć, ale nie działały silniki, więc oboje byli skazani na dryfowanie po kosmosie przez resztę życia - Kręciło mi się w głowie. Z nerwów ciągle popijałem alkohol i zaraz opróżniłem kolejną szklankę. Jakby nigdy nic, pojawiła się kolejna. Poczułem, jak facet bawi się moimi włosami i czułem, że się na mnie patrzy. Ja usilnie wbijałem wzrok w szklankę. - Musze przyznać, czytałem wiele gejowskich książek, ale ta była całkiem niezła. Dwóch facetów skazanych tylko na siebie to całkiem ciekawy temat. Nieźle pokazany jest ich dramat, że nie mają nikogo i w końcu muszą sami siebie zaspokoić. Powoli stają się coraz bliżej i bliżej... - Dłoń oparł na mojej ręce, nerwowo zaciśniętej na blacie baru. Jakby nigdy nic zaczął nią jechać coraz wyżej, po moim nagim ramieniu, aż dotarł w końcu do szyi. Gość mnie ewidentnie obmacywał. Strzeliłbym mu w twarz, ale byłem zbyt przerażony i zbyt pijany, żeby to zrobić. - Klaustrofobiczne, ale podniecające jak cholera - Ciągle trzymał dłoń na moim karku, bawiąc się kosmykami włosów. - Tak czytałem tę książkę i sobie myślałem, że jestem ciekawy, jaką osobą jest autor. Czy ma jakieś mroczne, głęboko ukryte fetysze, jak na przykład... - Przysunął się do mojego ucha... - Bycie skazanym na kogoś.
_______
Tego dnia urwał mi się film. Obudziłem się w moim mieszkaniu, nagi, z praktycznie obcym typem obok mnie. Zjechałem go od góry do dołu i chciałem wywalić, ale palant był uparty. Wpadał co jakiś tydzień, a to z winem, a to z sześciopakiem piwa. Nie wyglądał na tak sentymentalnego, ale sam mówił, że chce tylko poznać tę moją najmroczniejszą stronę. Po miesiącu znowu trafiliśmy do łóżka. A teraz, po roku byliśmy parą. I nie mogłem uwierzyć, że początkowo ten gościu chciał mnie tylko przelecieć.
- Nienawidzę cię za ten wieczór, gdy mnie upiłeś - Stwierdziłem, kompletnie zmieniając temat. Taro zaśmiał się krótko.
- Nie zmieniaj tematu, ty cholerny manipulatorze. Powiedz lepiej, co cię dołuje.
- Nie wiesz? - Podniosłem się z kanapy. Nienawidziłem tego, że zmuszał mnie do mówienia co mnie boli nawet jeżeli doskonale o tym wiedział. - Nie mam już oszczędności, zarabiam jakieś grosze, jak na razie wydałem dwie książki gejowskie i jedną normalną, pod prawdziwym nazwiskiem, ale jestem praktycznie nieznany. Po co mają kupować moje książki, jeżeli za tą samą cenę mogą kupić książkę kogoś znanego? - Byłem wściekły. Wściekły, że nie miałem pracy, ani oszczędności, a mój chłopak miał zajebistą pracę i w każdej chwili mógł mnie rzucić dla kogoś bardziej... obrotnego.
- Ech Saiki... wiem, że to ciężkie, ale twoje książki są naprawdę świetne - Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. - Czytałem je wszystkie. I wszystkie porzucone przez ciebie projekty. Piszesz całe życie, zasłużyłeś sobie na sławę i kasę.
- Ta... dzięki, ale to mnie nie pociesza. Czy zasłużyłem, czy nie, stan mojego konta to jakieś grosze... - Powiedziałem wściekły. Nie na Taro, na siebie i na ludzi, że nie czytali i na to, że nie zarabiałem na książkach.
- Wyluzuj, przecież ja dobrze zarabiam. Nie bez powodu znalazłeś sobie chłopaka informatyka.
- Nie będę twoim utrzymankiem - powiedziałem stanowczo. - Muszę tylko...
- Idiota z ciebie - Odwróciłem się gwałtownie. Na twarzy Taro błądził tak dobrze mi znany, złośliwy uśmieszek. - Dlaczego wszystko dusisz w sobie? Przecież mogę ci pomóc. Nie przyjmiesz ode mnie kasy, ale możesz kupić moje usługi. Jestem przecież informatykiem, nie? - Zaczepnie pstryknął mnie w nos, niczym jakiegoś dzieciaka. - Zrobimy ci zajebistą stronę, jakąś ładną grafikę... może nawet z naszymi zdjęciami... - Zaśmiał się, gdy walnąłem go pięścią w ramie. - No dobra dobra, bez naszych zdjęć. Słuchaj, ogarniemy ci jakąś stronę, damy fragmenty tekstów, może jakiś fanpage... pożyczę ci kasę, możemy nawet dać reklamę do jakiegoś magazynu. Jeszcze się wybijesz, ale do kurwy zaufaj mi - Nagle zrobił się bardziej stanowczy.Jakby każde wypowiadane słowo zbliżało go do tego, co w sobie dusił - To, że czytam w tobie jak w otwartej książce wcale nie znaczy, że masz przede mną wszystko ukrywać. Jak chcesz mieć tajemnice to miej, ale nie w tak ważnej sprawie. Chcę ci pomóc - Gdy patrzyłem na niego, wkurzonego jak nigdy, poczułem wyrzuty sumienia. Ale skąd miałem wiedzieć, że tak się mną przejmuje? No i... nie miałem pojęcia, że zawsze mi każe mówić to wszystko tylko dlatego, żebym chociaż raz się na niego otworzył. Westchnąłem ciężko. Chyba byłem bardziej wkopany w ten związek, niż mi się wydawało.
- No dobra... jestem wściekły, bo jestem beznadziejny w tym co robię, nikt prawie nie kupuje moich książek, bo prawie nikt mnie nie zna, zarabiam grosze, muszę polegać na moim chłopaku i co miesiąc pożyczać od niego kasę, albo przekonywać go, żeby to on robił zakupy. Piszę dnie i noce, próbuję pisać na raz trzy książki, reportaże i tak dalej, ale to wszystko się nie sprzedaje. A facet, w którym jestem zakochany, jest przystojny i zarabia w chuj kasy, więc tylko czekać, aż mnie rzuci - Zakończyłem dialog cały czerwony i odwróciłem się tyłem do Taro. Nie spodziewałem się, że powiedzenie tego na głos będzie takie żenujące. Właściwie to nigdy nawet nie myślałem, że otworzę się w ten sposób. Przynajmniej poza kartami moich książek. Tam dużo łatwiej napisać ,,kocham cię", albo ,,jesteś dla mnie wszystkim".
- Od razu lepiej - Za sobą usłyszałem rozbawione prychnięcie. Taro chwycił kosmyk moich włosów, żeby odkryć czerwoną od wstydu twarz. Postanowiłem na niego nie patrzeć. - A teraz powiedz, co zamierzasz zrobić w związku z tym.
- Ja... mogę potrzebować pomocy... - Powiedziałem niechętne.
- Pomocy kogo? - Nie dawał za wygraną. Cholerny palant... Podniosłem się i spojrzałem na niego chłodno, chociaż to jak bardzo byłem czerwony, trochę psuło efekt. A przecież do cholery byłem dorosłym facetem.
- Dobra, potrzebuję pomocy jakiegoś inteligentnego informatyka, który zrobi dla mnie wszystko.
- Niech ci będzie. Ale wiesz, że nic nie ma za darmo, co? - Zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. - Będziesz musiał się postarać. Trochę w ciebie zainwestuję, zarówno czasu, jak i talentu. No i kasy, jak wyślemy reklamę do magazynu.
- Oddam ci co do grosza - Powiedziałem natychmiast. I tak wisiałem mu całą masę kasy. Byłem gotów na wszystko, żeby jakoś zacząć zarabiać.
- Oh, nie chcę twojej kasy. Mam swoją.
Zmrużyłem oczy i spojrzałem na niego nieufnie. Chyba już się domyślałem, do czego to zmierza.
- No dobra... jak mam ci się odpłacić?
- No wiesz... - Chwycił mnie za brodę i zmusił do spojrzenia na siebie. - Jest jeden kurewsko seksowny pisarz, który ma całkiem niezłą wyobraźnie przy opisywaniu scen gejowskiego seksu. I oddałbym wszystko, żeby sprawdzić, czy jest równie kreatywny w łóżku.
- A nie sprawdziłeś tego już na jednym? - Uniosłem brwi walcząc sam ze sobą, żeby się nie uśmiechnąć.
- Nie wszystko. A dzisiaj mam kurewską ochotę zobaczyć jego najbardziej zbereźną stronę - Ostrożnie objął moją twarz i uniósł ją do góry.
- Nie wiem, czy taki perwers jak ty będzie zadowolony, ale jak tak stawiasz sprawę to niech ci... gh - Wydałem z siebie ciężki do określenia dźwięk, gdy nagle zostałem podniesiony. Po paru krokach znaleźliśmy się w sypialni, gdzie równie niedelikatnie jak wcześniej, rzucony zostałem na łóżko.
- Kajdanki? - Zaproponował Taro. - Wiesz, w twoich książkach zdecydowanie brakuje mi sado-maso - Powiedział z uśmieszkiem, wyciągając spod łóżka pudełko z zabawkami. Wyciągnął z niego kajdanki z czarnym futerkiem i skuł nimi jedną moją rękę. Przeciągnął łańcuch przez pręty u wezgłowia łóżka i skuł drugą rękę.
- Może dlatego, że nie lubię, gdy mnie całkowicie dominujesz? To okropne...
- Oh, czyżbyś bał się tego, jak bardzo cię to podnieca? - Błysnął białymi zębami i zaczął rozpinać moje spodnie. Rzucił je zaraz na ziemię.
- Wcale mnie to nie podnieca - Oburzyłem się. - Nienawidzę tego, że nie mogę nic... ah! - Odrzuciłem głowę do tyłu, gdy zacisnął dłoń na materiale bokserek, między moimi nogami. - Debil... - Wyszeptałem.
- Już wiem, czemu tego nienawidzisz. Wstydzisz się, że nie możesz nawet być cicho, a ja dokładnie widzę twoje reakcje? - Zobaczyłem jego uśmiech, ale zaraz zamknąłem oczy. Ugniatał moją męskość, a mnie zalewały coraz to kolejne fale rozkoszy. Zacząłem wić się na łóżku, nogi mi drżały, a ciało zaczęło robić się gorące. Chwilę później leżałem już na łóżku nagi od pasa w dół, z aż nadto widoczną erekcją.
- Jesteś tak niesamowicie seksowny... - Szepnął mi do ucha, delikatnie je przygryzając. - Myślisz o naszym seksie, gdy piszesz swoje opowiadania?
- Spieprzaj...
- A może się do nich dotykasz? Odpowiedz, a będę kontynuował. W innym wypadku... - Przerwał na chwilę dotykanie mnie. Prawdopodobnie po to, żeby sięgnąć po lubrykant. - Będziesz męczył się sam.
- Dlatego... - Zdałem sobie sprawę, że zaczynam już nerwowo dyszeć. - Nienawidzę... gdy mnie skuwasz... pieprzony sadysta.
- Mówisz ,,pieprzony sadysta", a ja słyszę ,,kocham cię".
Uwielbiał to robić. Bawić się moim ciałem i moimi myślami. Klęknął mi między nogami, ale sam musiałem je rozłożyć, żeby dać mu do mnie dostęp. Po chwili poczułem, jak wkłada we mnie wilgotne od lubrykantu palce.
- Nie wejdę w ciebie, dopóki mi nie odpowiesz.
- Uh... nie dotykam się przy pisaniu... to chore... ty się masturbujesz do swoich pracACH! - Znowu odrzuciłem głowę, gdy dotarł do ,,punktu G" we mnie. Zacząłem dyszeć ciężej. Przed zamkniętymi oczami i tak widziałem jego uśmiech, jego wzrok. Błądził palcami po moim ciele, a to płonęło w każdym miejscu, którego tylko dotknął.
- Na naszą rocznicę chcę hard porno z udziałem naszej dwójki. Piszesz tak zbereźne rzeczy, ale w łóżku jesteś niemal jak dziewica - Poczułem jego oddech na twarzy, którą zaraz zaczął całować. Chciałem go ochrzanić, ale nie miałem siły nawet się odezwać. - Otwórz się przede mną w swoich opowiadaniach, a potem wszystko to przećwiczymy.
- Per... wers... - Wydyszałem, wijąc się pod nim. Nienawidziłem go... i jednocześnie uwielbiałem.
Wygiąłem się w łuk, gdy zaczął we mnie wchodzić. Moje mięśnie zaczęły się powoli rozluźniać, gdy na siłę je rozciągał. Szarpnąłem kajdankami, ale te trzymały mocno moje ręce nad głową.
- Słodki... - Usłyszałem nad sobą, gdy moje ciało raz po raz było szarpane w górę i w dół przez ruchy Taro. Cholera... dlaczego musiało to być takie przyjemne. Każdy jego ruch sprawiał, że płonąłem. Mięśnie w moim ciele kurczyły się, zmuszając mnie do wicia się po łóżku. Nie miałem odwagi patrzeć. Mimo tego roku, to dalej było zbyt żenujące. Nienawidziłem, gdy na mnie patrzył i to nie ważne w ilu pozycjach to robiliśmy i jak wiele razy. Po prostu nie. Wolałem mieć oczy zamknięte i to wszystko odczuwać całym sobą.
- Hej... mam pomysł - Usłyszałem słowa wyszeptane do mojego ucha. - Jak twoja książka okaże się dzięki mnie hitem, to w kolejnej książce zrealizujesz moje najmroczniejsze fetysze.
- Jezeli ci się uda... - Wydyszałem, zmuszając się, żeby na niego spojrzeć. - Za pierwszą wypłatę kupię co tylko zechcesz, z jakiegokolwiek sexshopu - Uśmiechnąłem się złośliwie, ale chwilę potem znowu usta wykrzywiły mi się przez kolejne jęki.
- Nie prowokuj mnie... - Wyszeptał mi do ucha, posuwając mnie coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Pod wpływem rozkoszy, objąłem jego plecy i wbiłem paznokcie w miękką skórę. Cholera... Taro, pewnie nie powiem ci tego w twarz przez lata, ale kurewsko się cieszę, że byłeś na moim spotkaniu... że tego dnia poszedłem do tego gejowskiego klubu... że miałem okazję cię poznać... kto by pomyślał, że zakocham się w pierwszym lepszym, perfersyjnym informatyku...
_____________
Witajcie,
Wybaczcie, że w tym tygodniu nie było kolejnej części ,,lekcji życia". Nie musicie się martwić, nie zamierzam porzucać, ani chociażby przerywać serii. Po prostu w tym tygodniu postanowiłam zwrócić wam uwagę na coś bardzo istotnego. A stwierdziłam, że nietypowy post zachęci was do przeczytania opisu bardziej, niż zwykła informacja na koniec.
Żeby nie przedłużać - Pewnie słyszeliście, albo i nie, ale ma zostać wprowadzona idiotyczna ustawa o jednolitej cenie książek. Normalnie polityka mnie nie interesuje i naprawdę nigdy się nie spodziewałam, że będę o niej pisać na moim blogu, ale w tym wypadku boję się, że nie mam wyboru.
Jeżeli nie słyszeliście o tym, to jest pomysł, żeby była ustalona cena książek, której nie będzie można zmienić przez rok, ani przecenić. Ogólnie ma to zwiększyć cenę książek i właściwie bardzo zaszkodzić czytelnictwu. Jeżeli jesteście zainteresowani, ,,Konwenty południowe" opisały to w bardzo przejrzysty i klarowny sposób, jakbyście chcieli dowiedzieć się więcej.
https://www.konwenty-poludniowe.pl/publicystyka/1647-ustawa-o-ksiazce-czyli-wydawnicze-kontrowersje
^Tu macie wszystkie informacje. Osobiście uważam to za ogromną krzywdę, zarówno dla czytelnictwa(w końcu, gdy ceny ksiązek wzrosną jeszcze bardziej, to kto będzie je kupował?) dla ludzi, którzy kochają czytać, dla księgarni, nawet biblioteki będą cierpieć, bo nie będą mogły pozwolić sobie na zakup nowości. Co więcej może to spowodować też to, że książki młodocianych autorów lub zwyczajnie debiutantów nie będą ani wydawane, a jeżeli to się uda, to nie będą kupowane. Dlatego mam nadzieję, że popiszecie petycje przeciwko tej ustawie. Liczę na wasze wsparcie w tej sprawie :3
Link do petycji - https://secure.avaaz.org/pl/petition/Ministerstwo_Kultury_i_Dziedzictwa_Narodowego_Nie_zgadzamy_sie_na_wprowadzenie_zakazu_promocji_i_jednolitej_ceny_ksiazek/?preview=live

Oczywiście, jeżeli macie inne zdanie o tej ustawie, albo chcecie się podzielić swoją opnią, jakakolwiek by nie była, możecie pisać to w komentarzach. 

niedziela, 12 marca 2017

Lekcja życia - XXV - Lekcja wątpliwości


Czas mijał powoli. W końcu musiałem wrócić do szkoły, ale ta wydawała się jeszcze większą katorgą niż czas wolny. Siedzenie w domu to też nie była przyjemność. Praktycznie nie odpalałem chatu, więc wściekli znajomi nie mogli do mnie wypisywać. Pewnie korzystali z każdej okazji, żeby zjechać mnie z góry do dołu, ale jakoś się tym nie przejmowałem. Ostatnio coraz mniej rzeczy mnie ruszało. Zwłaszcza, gdy dzień po dniu analizowałem zachowanie ludzi, którzy mnie otaczali. Te wszystkie imprezy, gdzie to ja kupowałem całe jedzenie, a potem jeszcze czasami słyszałem, że jest za mało, oburzenie, że nie powiedziałem, że mogliby coś kupić... te wszystkie poranki, gdy kończyło się na tym, że to ja musiałem wszystko sprzątać. I te wszystkie dni, gdy musiałem radzić sobie całkiem sam. Tak naprawdę... tak naprawdę nawet nie wiedziałem, czy kiedykolwiek miałem przyjaciela. A im dłużej o tym myślałem, tym gorzej mi się robiło. A może dzieciaki z bogatych rodzin nie mogły mieć przyjaciół? I tylko się okłamywały, że jest inaczej? A ja tego nie umiałem? To by do mnie pasowało.
W szkole nie miałem za bardzo ochoty nawet z nikim gadać. Nie żeby na co dzień było inaczej. Zresztą, inni też nie byli do tego za bardzo skorzy. Przynajmniej od kiedy się przekonali, że nie zamierzam robić za bankomat. Ada dała mi spokój, przynajmniej od kiedy dostała ode mnie perfidnego kosza. Nie wiedziałem tylko, jaką zemstę w tej chwili planuje. Niestety znałem ten typ. Coś musiała planować. Nie mogłaby mi odpuścić takiego ośmieszenia, jakiego przeze mnie doznała. Ale póki nic nie zrobiła, starałem się o tym nie myśleć. Próbowałem przeżyć jakoś kolejne lekcje i tylko czekałem na moje zajęcia z senseiem. Chciałem go zobaczyć. Chciałem spędzić z nim czas, opowiedzieć co się działo... chciałem być przy nim. Czy to już było uzależnienie? A może po prostu byłem słaby, bo sensei był jedyną osobą, która zachowywała się jak naprawdę ktoś mi bliski. Dla innych wydawałem się być tylko problemem. A gdybym spotkał kiedyś kogoś takiego jak sensei? Tylko w moim wieku i dziewczynę. Mógłbym się zakochać, związać z nią... może miałbym w końcu przy sobie kogoś przyjaciela, kochankę, dziewczynę... i miałbym wrażenie, że naprawdę zależy jej na mnie. Sensei był kochany, ale tylko mnie uczył. Nie byliśmy ani przyjaciółmi, ani parą. Nawet gdybym chciał, nie mogłoby być inaczej. Tylko mnie uczył.
Skończyła się ostatnia lekcja. Spakowałem książki i wyszedłem, tak samo nieobecny jak przez cały dzień. Miałem już wyjść ze szkoły, kiedy zatrzymała mnie czyjaś ręka, zaciśnięta na moim łokciu. Obejrzałem się przez ramię, na stojącą za mną dziewczynę. Chodziła do mojej szkoły, ale do drugiej, albo trzeciej klasy. Byłą ode mnie wyższa o dobrą głowę, miała bladą cerę, delikatny uśmiech, podkreślony makijażem i piękne oczy w kolorze błękitu, otoczone czarną kredką do oczu. Słyszałem wiele razy, jak chłopcy o niej rozmawiali, czy to na lekcjach, czy to na przerwach. Z tego co kojarzyłem, to była też przewodniczącą szkoły, ale co do tego nie miałem całkowitej pewności.
- Hej, Sashi, tak? - Zapytała z szerokim uśmiechem, odsłaniając perliście białe zęby. Kiwnąłem głową, zastanawiając się, co właściwie może ode mnie chcieć. Nigdy ze sobą nie gadaliśmy, więc nie za bardzo wiedziałem, o co mogło jej chodzić. - Chyba nie mieliśmy jeszcze tej przyjemności, ale jestem Chiko. Słuchaj, mam do ciebie sprawę. Grają w kinie jeden świetny film, a ja nie mam za bardzo z kim iść. Może chciałbyś wybrać się ze mną? - Dalej nie rozumiałem o co chodzi. Prawie jakby mówiła w innym języku. Po kim jak po kim, ale po niej nie spodziewałbym się jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą. Patrząc tylko na aparycję, nie byłem kompletnie w jej lidze. A z tego co widziałem mijając korytarz, jedyni faceci z jakimi się zadawała, byli albo niesamowicie przystojni, albo wysportowani. Nudny, niski kujon nie miał raczej u niej szans.
- Czemu? - Zapytałem w końcu, nim zdałem sobie sprawę, że w ten sposób raczej nie zwiększam swoich szans.
- Jak to czemu? - Na jej twarzy zauważyłem lekką konsternacje, ale dalej uśmiechała się delikatnie. - Boo... - Tutaj nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Może miałem lekką paranoję, ale miałem dziwne wrażenie, że coś tu jest nie tak. - Bo ja nie mam z kim iść, a ty jesteś naprawdę miły i sympatyczny - Błysnęła uśmiechem. Dlaczego chciała się ze mną umówić? - To jak?
Niezbyt mi się to podobało. A może... po prostu przesadzałem? Zapłacenie za kino nie wydawało się niczym wielkim. A jeżeli zacznie przesadzać... cóż, przecież nie zamierzałem jej się oświadczać. Cholera, zdecydowanie za bardzo panikowałem.
- Bardzo chętnie - Powiedziałem w końcu i nawet lekko się uśmiechnąłem.
- Super - Z kieszeni wyjęła długopis i chwyciła moją rękę. Na nadgarstku napisała swój numer. - Zadzwoń do mnie, umówimy się - Błysnęła uśmiechem i odwróciła się, zarzucając włosami. Powinienem się chyba cieszyć... ba, powinienem skakać z radości. Najbardziej popularna dziewczyna w szkole chciała się ze mną umówić... chyba.
Pokręciłem głową. Chyba nie powinienem za dużo tym myśleć. Zwłaszcza, że powinienem się skupić bardziej na tym, co dzisiaj cały dzień zajmowało mi głowę.W końcu nadszedł dzień zajęć z senseiem.
O umówionej godzinie udałem się pod jego mieszkanie. Gdy wchodziłem na klatkę, z jakiegoś powodu uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
- Sashi. Miło cię widzieć - Od wejścia przywitał mnie ten szeroki, szczery uśmiech, od którego aż zrobiło mi się gorąco. - Zwłaszcza, gdy przychodzisz w dobrym nastroju. Normalnie gdy cię widzę to całego zapłakanego. Wejdź proszę. Herbatę, kawę? Zdaje się, że mam herbatniki, reflektujesz? Rozpakuj się w jadalni.
- Sensei... masz po mnie jakieś lekcje? - Sensei spojrzał na mnie zaskoczony. Przez chwilę lustrował moją twarz, szukając na niej oznak smutku, czy kolejnej depresji, ale nie byłem zdołowany... bardziej niż zwykle. Byłem trochę skołowany, nic więcej.
- Chcesz zostać na noc, czy tylko posiedzieć? - Zapytał spokojnie, gdy już upewnił się, że nie zamierzam wybuchnąć płaczem.
- Mam areszt domowy za ostatnią ucieczkę... nie mogę zostać na noc, nawet jeżeli chcę... a chciałbym - Sensei uśmiechnął się jakby z rozczuleniem i po chwili postawił przede mną kubek herbaty. Musiał zagotować wodę tuż przed moim przyjściem. Nawet jeżeli zrobił to przypadkiem, było to całkiem kochane.
- I słusznie. Za taki wyskok sam przykułbym cię na tydzień do łóżka - Podniosłem wzrok. Miałem wrażenie, że na ustach senseia pojawił się perwersyjny uśmieszek. - Możemy to omówić po zajęciach, czy to coś bardzo ważnego?
- Nie... chyba nie.
- Dobrze, to zabierajmy się za lekcje. Jak znowu nie przerobimy tematu, w końcu twoi rodzice się zorientują, że nie uczę cię tego, czego trzeba. A to nie byłoby fajne. No dobra, to dzisiaj przerobimy...
Wziął krzesło i usiadł centralnie przy mnie. Dzięki temu mógł zaglądać mi przez ramię na to co robię i wygodnie wskazywać kolejne polecenia. Czasami, gdy ja wykonywałem jakieś zadanie, on bawił się moimi włosami, patrząc na mnie czule. Było to okropnie żenujące i przez to musiałem czasami czytać samo polecenie po kilka razy, ale nie chciałem, żeby przerywał. Było to zdecydowanie zbyt przyjemne. No i... to też była jakby nie było forma nauki. W końcu skończyliśmy przerabiać temat i w sumie dobrze, bo nie wiedziałem, co jeszcze mógłby zrobić sensei, skoro już teraz obejmował mnie ramieniem, a druga ręką gładził moje udo, niebezpiecznie blisko mojego krocza.
- No, na dzisiaj tyle. A teraz powiedz mi, co cię trapi - Powidział i nagle tak po prostu mnie puścił, jakby wcale nie dobierał się do mnie przez ostatnią godzinę.
- Bo... ja... - Wymamrotałem, patrząc na stół. - Chyba... prawdopodobnie prawie umówiłem się na randkę.
Zamilkłem. Jakoś dziwnie się czułem, gdy powiedziałem to na głos. Chociaż sensei tylko mnie uczył i nawet nie łączyło nas nic poza naszymi lekcjami, to... to i tak czułem się dziwnie, gdy mu to powiedziałem. Zwłaszcza, że sam byłem wściekły za to, że chciał przespać się z jakimś facetem. Z drugiej strony... dlaczego?
- Serio? Łał, to gratulacje - Takiej reakcji bynajmniej się nie spodziewałem. Spojrzałem na senseia z zaskoczeniem, ale on nie wydawał się wściekły, ani zirytowany. Uśmiechał się przyjaźnie, obserwując mnie z głową opartą na dłoni. - Szkoda, że nie poczekałeś tych paru tygodni. Może nawet nie musiałbym się uczyć - Zaśmiał się krótko. - Żartuję. W końcu będziesz mógł wykorzystać część lekcji z kimś, kto nie jest... twoim nauczycielem. Ładna chociaż? Chyba, że to facet - Spojrzał na mnie z zaciekawieniem i łobuzerskim uśmieszkiem.
- C-co? Oczywiście, że nie. Dziewczyna... dlaczego miałbym umawiać się z facetem?
- Bo już wiesz jak to jest - Uśmiechnął się szeroko, a światło odbiło się od jego śnieżnobiałych zębów. - Masz jakieś doświadczenie. Czyli dziewczyna. Opowiedz coś o niej. Ty ją zaprosiłeś? Jaka ona jest? Chodzi do twojej klasy? A może młodsza? Pamiętaj tylko, ze współżycie z osobą poniżej piętnastego roku życia jest nielegalne.
- Przepraszam, za kogo ty mnie uważasz?! - Uniosłem się, zażenowany i poirytowany.
- No dobrze, dobrze - W przeciwieństwie do mnie, sensei wydawał się teraz świetnie bawić. - No to kto to?
- Cóóóż... przewodniczaca szkoły... jest w trzeciej klasie... jest wysoka, bardzo ładna i... inteligentna... tak mi się się wydaje - Między szkołą a lekcjami u senseia zrobiłem mały research i potwierdziłem część moich przypuszczeń. Dziewczyna wypowiadała się często na forum szkolnym jako przewodnicząca i wstawiała milion zdjęć i cytatów odnośnie pisanej w tym roku matury.
- Wydaje?
- B-boo... dzisiaj gadałem z nią po raz pierwszy... - Gdy powiedziałem to na głos, brzmiało jeszcze gorzej niż mi się wydawało.
- I od razu zaprosiłeś ją na randkę? No nieźle, tego się po tobie nie spodziewałem. Jak to się mówi, cicha woda brzegi rwie - Zaśmiał się krótko.
- Ona mnie zaprosiła... - Gdy przez chwilę panowała cisza, postanowiłem kontynuować. - Nooo... podeszła do mnie dzisiaj i zapytała, czy pójdę z nią do kina, bo jestem inteligentny i... troszeczkę nie wiem co o tym myśleć... i myślałem... że udzielisz mi rady, bo wiesz... nigdy nie byłem w takiej sytuacji...
- Hmm... Nigdy nie gadaliście, tak?
- Nigdy.
- Czyli pewnie nigdy nie była tobą zainteresowana, prawda?
- Nie zauważyłem...
- Była kiedykolwiek zainteresowana chłopakami takimi jak ty?
- Chyyyba nie... przyjaźniła się na pewno z takimi ,,fajnymi".
Milczeliśmy jeszcze chwilę. Ja czułem się coraz gorzej, a sensei milczał, jakby właśnie analizował całą tę sytuacje.
- Podpadłeś ostatnio komuś? - Zaskoczony podniosłem głowę. Sensei patrzył na mnie spokojnie, jakby to pytanie było całkowicie normalne. Zastanowiłem się chwilę. Skoro o to pytał, to musiało być istotne.
- Chyba nie... tylko takiej jednej Adzie... chciała zabrać mnie na zakupy, żebym kupił jej wszystko, co tylko zechce, ale się nie zgodziłem. No ale... do czego zmierzasz?
- Ja niczego nie insynuuje, ale nie sądzisz, że to może być jakiś okrutny żart? Wydaje mi się to lekko podejrzane.
- To mam jej odmówić? Czy co zrobić?
- Na kiedy się umówiliście?
- Jeszcze nie umówiliśmy... znaczy, chce iść ze mną i dała mi swój numer... i mam zadzwonić. Ale... nie jestem pewny co do tego. I myślałem... ze mógłbyś mi doradzić, co powinienem zrobić. Masz większe doświadczenie i w ogóle...
- Szczerze mówiąc... - W zamyśleniu przyłożył dłoń do ust i chwilę milczał, pogrążony w rozmyśleniach. - Nie jestem pewny. Nie chciałbym cię straszyć, ale to nie wygląda jak dla mnie za dobrze. Wydaje mi się, że to jest jakiś podstęp. Oczywiście mówię tak tylko dlatego, że nie znam tej twojej koleżanki, ale na twoim miejscu bym uważał. Chociaż jeżeli chcesz, to zawsze możesz spróbować. Pytanie czy to rzeczywiście nie jest żaden podstęp. Nie wiem, serio nie wiem co powinieneś zrobić. Nie znam tej dziewczyny i jedyne co mogę...
- Nie przeszkadza ci to? - Zapytałem, przerywając jego wypowiedź w pół słowa. Nie wiem skąd wyrwało mi się to pytanie, ale jakoś nie mogłem zaakceptować faktu, że tak po prostu o tym mówi. Sam nie rozumiałem o co mi chodzi, ale po prostu myślałem, że... że będzie trochę bardziej zirytowany tą randką. Wtedy... przynajmniej miałbym dobry powód, żeby nie iść. A teraz byłem dość skołowany, bo sensei zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
- Nie, dlaczego? - Uśmiechnął się delikatnie. Kompletnie nie wyglądał jakby się tym przejmował. - Znaczy... martwię się trochę o ciebie, bo nie wiem co właściwie chce ta dziewczyna i czy ma czyste intencje, ale jeżeli się okaże, że wszystko jest w porządku... będę całkiem szczęśliwy. No i będę mógł się przekonać, jak dobrym jestem nauczycielem.
- To co ja mam zrobić? - Spojrzałem na niego niemal błagalnie. Nie miałem bladego pojęcia jak powinienem się zachować, a on był... moim senseiem. Myślałem, że mi doradzi.
- Nie chciałbym ci źle doradzić... jeżeli chcesz, to pójdź, ale... uważaj na siebie. I postaraj się nie zrobić nic, co mogłoby narazić cię na ewentualne wyśmianie. Ale jeżeli dziewczyna naprawdę ma wobec ciebie poważne plany, to może być to naprawdę udany dzień.
- Dobrze...
- Będę trzymać za ciebie kciuki. I koniecznie daj mi znać po randce - Błysnął uśmiechem, od którego, aż poczułem przyjemne ciepło w sercu.
- Dzięki sensei... - Czy naprawdę mi przeszkadzało to, że nie ma nic przeciwko?
...Dlaczego?

sobota, 4 marca 2017

Lekcja życia XXIV - Lekcja pornografi

Kolejny dzień nie przyniósł ukojenia. Nie przyniósł nic, poza uczuciem beznadziejności. Właśnie teraz powinienem korzystać z tygodniowej przerwy i siedzieć nad jeziorem. Wstawać o dziesiątej, jeść jakieś niezdrowe jedzenie, jak zupki chińskie, czy płatki, potem siedzieć na ganku i podziwiać jezioro, niemalże puste z tej strony. Oprócz naszego domku nie było w pobliżu kompletnie nic, więc akurat ta plaża była niemalże na naszą własność. Dziadkowie mieli farta, bo gdy kupowali ten domek, okoliczne tereny były zajęte przez jakiegoś gościa, który popadł w kłopoty finansowe, potem coś się pomieszało i w obecnej chwili właściwie nikt nie miał prawa do tych ziem. Więc jeszcze dopóki trwały sądowe spory, plus kilka lat na wybudowanie domków, cała okolica należała do nas. To piękne miejsce.
Potem byśmy mogli razem iść nad jezioro, pływać do późna, chlapać się wodą, podtapiać, a potem iść razem do miasteczka. Kawałek trzeba by było przejść, bo to znajdowało się niemal po drugiej stronie jeziora, ale nawet półgodzinny spacer wydawał się świetną okazją do zabawy, zwłaszcza, gdy szło się plażą razem z grupką przyjaciół.
Jedlibyśmy pizze, potem lody, a potem watę cukrową... a ja bym się uparł, żeby przejechać się potem na wszystkich karuzelach. Pewnie sam bym jeździł, bo reszta albo nie miałaby kasy, ale stwierdziłaby, że nie chce jej wydawać. Ja bym pojechał na młota, a potem próbował nie zwymiotować, a potem wszyscy pojechalibyśmy na samochodzikach... a ja dalej próbowałbym nie zwymiotować.
Wieczorem obejrzelibyśmy jakiś durny film, nabijając się z każdej idiotycznej, albo nawet nie idiotycznej sceny.
Westchnąłem ciężko... tak przynajmniej było rok temu. Teraz zbliżała się dwunasta, a ja nie mogłem nawet podnieść się z łóżka. Leżałem i czytałem książkę, którą kupiłem jakiś czas temu. Przez dobre parę miesięcy leżała gdzieś pośród innych, czekając na swoją kolej. Teraz w końcu się za to zabrałem. Właściwie to nie miałem ochoty robić nic innego. Musiałem jakoś zabić wolny czas. Pierwszy raz zazdrościłem Pai. Ona wychodziła codziennie, spotykała się ze znajomymi... miała jakieś życie.
Przełożyłem zakładkę i odłożyłem książkę na szafkę nocną. Podszedłem do laptopa. Miałem parę wiadomości na chacie, wszystkie od osób, które miały jechać ze mną nad jezioro. Nawet ich nie odczytałem. Zaznaczyłem, żeby zawsze pokazywać im się offline i włączyłem internet. Nie chciałem teraz o nich myśleć. I tak robiłem to prawie codziennie. Skupiłem się na kolejnych zajęciach. Sensei w końcu nie powiedział mi czego właściwie powinienem się uczyć, ale i tak czułem, że jakoś powinienem się przygotować.
 Zerknąłem na drzwi. Dom był pusty, ale i tak zamknąłem je na zamek. Ten szczęknął nieprzyjemne, a ja aż nie mogłem nie spojrzeć na szafkę z nożami. Zamknąłem oczy i szybko pokręciłem głową. Usiadłem do laptopa. Poczułem na policzkach wypieki, gdy otwierałem tryb incognito w przeglądarce. Nawet dłonie wydawały się piec, gdy wpisywałem nazwę jednej z najbardziej popularnych stron pornograficznych. Była w ciemnych kolorach, z całą masą obleśnych obrazków. Na miniaturkach znajdowało się sporo ujęć z najbardziej interesujących scen w filmach. Uznałem, że to jest co najmniej niesmaczne. Nigdy nie wchodziłem na takie strony i teraz już wiedziałem czemu. Wpisałem w wyszukiwarce słowo ,,gey", co wystarczyło, żeby wyświetliło mi się kilkanaście różnych filmików. Ktoś kiedyś mówił, że w pornolach też jest fabuła. Jakakolwiek by nie była, miniaturki kompletnie na to nie wskazywały. Miałem za to przyjemność zobaczyć jakie... nawet nie wiedziałem jak to określić. Jeżeli pojawiała się tam w ogóle twarz, to tylko wtedy, gdy znajdował się w nim penis innego faceta. To było dość obrzydliwe. Ale... sam chciałem to robić. Chyba powinienem wiedzieć jak to wygląda. Nawet po naszych ostatnich zajęciach, nie wiedziałem dokładnie czego powinienem oczekiwać. Dom dalej był pusty, ale i tak sięgnąłem po słuchawki. Ściszyłem też głos najbardziej jak mogłem, żeby w razie czego słyszeć, jakby ktoś wchodził. Miałem wrażenie, że to już jest paranoja. Jak ludzie normalnie to robili? Ja się stresowałem przed samym obejrzeniem porno, a... normalnie chłopcy w moim wieku zapraszali już do domu dziewczyny i... i uprawiali seks. No dobra, może jeszcze niekoniecznie w moim, ale już zaraz. Za dwa lata będę pełnoletni. Bycie pełnoletnim prawiczkiem brzmi jak powód do wstydu. Gdybym był dziewczyną, miałbym łatwiej. Kobiety mogą czekać ze swoim pierwszym razem aż do ślubu. I koleżanki się z niej nie nabijają. Gdyby to facet powiedział, że chce stracić prawictwo w noc poślubną, jego najlepsi kumple zabiliby go śmiechem.
Wybrałem miniaturkę, na której znajdowała się dwójka młodych chłopaków. Jeden leżał na łóżku, a drugi siedział na nim okrakiem, trzymając dłonie na jego brzuchu. Głowę miał odchyloną do tyłu i poruszał się do góry i w dół w zapętlonym gifie.
Odpaliłem filmik, cały drżąc ze stresu. Chyba nie powinienem się aż tak stresować, ale już w pierwszych chwilach, gdy kamera najechała na zamknięte drzwi, byłem okropnie zdenerwowany.
Do drzwi podszedł młody, wysoki chłopak. Był całkiem postawny, ale smukły i chudy. Nie widziałem jego twarzy, bo zwrócony był tyłem do kamery. Jedyne co widziałem oprócz postawy to krótkie, czarne włosy. Otworzył drzwi, za którymi stał drugi chłopak, w podobnym wieku. Miał jasne włosy i wąską twarz, na której zaraz po wejściu pojawił się wyraz zaskoczenia. Dziwne, że aparycją i wzrostem byli dość podobni. Sensei mówił, że w związkach gejowskich ci dzielą się na stronę dominującą i uległą, jednak patrząc na tę dwójkę, nie mogłem jednocześnie stwierdzić, który z nich miał być tym dominującym.
- Jason, co ci się stało? - Zapytał jasnowłosy, wchodząc do środka. Dopiero teraz kamera się przesunęła i pokazała twarz drugiego z chłopaków. Miał zdrapaną skórę, podbity nos i krew w kąciku ust. Widziałem parę razy osobę, która została pobita po twarzy i nie wyglądała tak dobrze. Prawdopodobnie charakteryzatorzy wszystko dopracowali tak, żeby wyglądał dalej męsko i przystojnie.
Cholera, o czym ja myślałem oglądając coś takiego?! Oczywiście, że nie mogli dać opuchniętej twarzy gwiazdorowi porno. Dlaczego ja w ogóle się nad tym zastanawiałem?!
- Daj spokój Chase, nic mi nie jest - Czarnowłosy był nieznacznie wyższy, co mogłem zauważyć dopiero wtedy, gdy stanęli przed sobą. Zamknął drzwi i machnął obojętnie ręką.
- Znowu się z kimś biłeś? Idiota! Chodź, ktoś musi się tobą zająć - Chase chwycił drugiego chłopaka za rękaw i pociągnął do sypialni. Już teraz wiedziałem do czego to zmierza. Nie żebym spodziewał się czegokolwiek innego po pornolu. - Rety, znamy się już dziesięć lat, a ty nic się nie zmieniłeś. Siedź tutaj, pójdę po jakieś waciki - Wyszedł, a gdy pobity chłopak został sam, na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie ma ochotę zrobić coś złego... sensei się czasami tak uśmiechał. To porównanie sprawiło, że poczułem się trochę skonsternowany.
Po chwili wrócił jasnowłosy, niosąc białe pudełko oznaczone czerwonym krzyżykiem. My w domu trzymaliśmy produkty medyczne w metalowym pudełku... nawet nie wiem po czym. Cholera, chyba tak się denerwowałem, że zaczynałem myśleć o takich idiotyzmach.
Blondyn pochylił się nad twarzą przyjaciela... jak mniemam i zaczął przecierać jego rany.
- Ręce też masz pokaleczone? Rany... - Westchnął, chwytając dłoń Jasona. Ukląkł między jego nogami, co wyglądało dość dziwnie. Kiedy przecierał jego rany, wyższy chłopak patrzył na niego jakoś tak... dziwnie. Sensei też tak czasami na mnie patrzył.
- No... nie wygląda tak źle - Powiedział jasnowłosy, opatrując rany przyjaciela. - Ale naprawdę powinieneś na siebie uważać. Nie wiem co bym zrobił, gdyby pewnego dnia... - Zamarł, gdy zdał sobie sprawę jak to brzmi. Zobaczyłem delikatny rumieniec na policzkach i już nie miałem wątpliwości co do podziału ról. Sensei nigdy się nie rumienił... - Znaczy... ach, cholera, zabrzmiało to pedalsko, sory - Zaśmiał się nerwowo. Dłoń tego pobitego powoli przysunęła się do przyjaciela. Spoczęła na jego policzku i delikatnie go pogłaskała. Blondyn zrobił się jeszcze bardziej czerwony i delikatnie uniósł głowę. Jedno spojrzenie, a ja odniosłem wrażenie, że tym przekazali sobie wszystko. W książce pewnie miałoby to głębokie, metaforyczne przesłanie, podczas którego obaj zrozumieli jakie uczucie czuli do siebie od dawna. Ale ponieważ nie była to książka... ani nawet film romantyczny... ani nawet film erotyczny. Więc byłem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że chodziło tylko o to, żeby jak najszybciej przejść do głównej akcji. Jason chwycił swojego przyjaciela za twarz i zaraz połączył ich usta. W słuchawkach wyraźnie usłyszałem krótki jęk. Gdy uwolnili się od siebie, czarnowłosy wplótł palce we włosy drugiego i zaczął po nich czule przejeżdżać, rozpinając pasek spodni.
- Weźmiesz go do ust? - Zapytał zbereźnie, a chociaż tylko to oglądałem, cały zrobiłem się czerwony, jakby co najmniej mówił do mnie. Drugi z chłopaków zareagował podobnie jak ja, ale przełknął ślinę i pokiwał głową.
Patrzyłem z lekkim obrzydzeniem, jak Jason wyciągał ze spodni swojego penisa i wkładał go do ust swojego... towarzysza, przyjaciela... już nawet nie wiedziałem jak go nazwać. A ten tylko zamknął oczy i posłusznie wziął go do ust. Wyglądało to obrzydliwie... ciekawe czy sensei... nie, w życiu nie zrobię czegoś takiego! Nawet nie ma o czym marzyć!
W słuchawkach rozległy się ciche, męskie jęki i obleśny chlupot. Zażenowany co chwila odwracałem wzrok, ale ciekawość w końcu wygrywała i znowu patrzyłem w ekran, gdzie jasnowłosy chłopak poruszał głową, ściskał dłońmi męskość swojego partnera, a kilka razy wyciągał ją z ust i oblizywał starannie językiem, aż ta nie zaczęła twardnieć.
- Chodź do mnie - Gdy zdałem sobie sprawę, że stwierdziłem, że ten gościu, gdy nonszalancko opadł się o łóżko i odchylił do tyłu, nawet ze spodniami opuszczonymi do bioder, wygląda całkiem przystojnie, miałem ochotę skoczyć z okna. Znaczy... to była całkiem obiektywna opinia, ale i tak było to cholernie żenujące. Przecież ja nie byłem gejem! Nie kręcili mnie faceci! Dopiero uczyłem się rozumieć, jak to jest tolerować gejów.
Z coraz większym rumieńcem patrzyłem, jak Chase wstaje z klęczek i siada okrakiem na biodrach Jasona. Podparł się kolanami o materac i objął dłońmi twarz towarzysza.
- Robiłeś to kiedyś z facetem? - Zapytał, patrząc na niego z góry. Już teraz oddychał ciężko, a sam przecież jedynie dogadzał swojemu kochankowi.
- Nie... to będzie pierwszy raz. Ale marzyłem o tym od dawna - Głos chłopaka był niski i kuszący, a jego policzki wyraźnie czerwone od podniecenia. Rozpiął spodnie siedzącego na nim przyjaciela i zsunął je do bioder, razem z bokserkami. Ten podniósł się delikatnie i zrzucił dolną część garderoby na ziemię.
Jason sięgnął po jakiś lubrykant, który leżał na szafce nocnej. Wziął go trochę na palce i zaczął wkładać do środka chłopaka, który wygiął się w łuk, dłonie zacisnął na ramionach przyjaciela i oparł czoło o jego ramię. Oddychał coraz ciężej, a po chwili sam zaczął poruszać się w górę i w dół, sam nabijając się na palce. Wyglądało to zupełnie tak, jakby już teraz był całkowicie rozpalony. Dziwne, bo kiedy sensei włożył we mnie palce to wcale nie było przyjemne. Właściwie to było okropne uczucie. A ten chłopak prawie się rozpływał. Trwało to krótko, nim jego wnętrze zostało uwolnione. Teraz oboje wyglądali na podobnie rozpalonych. Chwilę później zaspokajali swoje żądzę. Młodszy chłopak podskakiwał subtelnie na biodrach swojego niedawnego przyjaciela, coraz bardziej rozpalony. Jęki były coraz głośniejsze, przez co ciągle musiałem się upewniać, czy na pewno mam podłączone słuchawki. To było... dziwne. Zwłaszcza, gdy widziałem całą fizjonomię dwóch kochających się mężczyzn. Wyglądało to na jeszcze bardziej boleśnie niż mi się wydawało. A jednak twarze obu chłopaków wykrzywione były przez rokosz.
W końcu wyłączyłem filmik. Twarz zaczęła mnie piec od rumieńców. Co najgorsze, przez chwilę się bałem, że sam zacznę się nakręcać. Nawet... nawet miałem wrażenie, że jakiś dziwny dreszcz pojawił się między moimi nogami. A przecież gdybym dał się podniecić przez gejowskiego pornola, to straciłbym kompletnie wiarę w siebie samego i swój heteroseksualizm. Musiałem wziąć zimny prysznic...
Ostatni raz spojrzałem na laptopa. Czy to mogło być aż tak przyjemne? Sensei na początku mi to tłumaczył, ale... jakoś nie mogłem sobie to wyobrazić. To nie było normalne, więc dlaczego chciałem się na to zdecydować?
Niemal podskoczyłem, słysząc dźwięk smsa. Przerażony spojrzałem na telefon. W głowie pojawiło mi się milion myśli, że ktoś zauważył, że oglądam takie filmy, albo rodzice jakoś zobaczyli co oglądam.
Przez parę sekund w ogóle bałem się sięgnąć po telefon. Czułem okropnie nieprzyjemny ucisk w sercu i najchętniej bym w ogóle nigdy tego nie przeczytał. Po paru minutach w końcu odblokowałem telefon. Trochę mi ulżyło, gdy zobaczyłem nadawcę. ,,Sensei", odetchnąłem z ulgą. Kto jak kto, ale on nawet gdyby jakimś cudem miał dostęp do mojego laptopa, na pewno by mnie nie krytykował. Co najwyżej trochę się ponabijał.
,,Cześć Sashi, jak mija ci dzień? Dalej masz doła? Co porabiasz? Trzymaj się tam ♥"
Uśmiechnąłem się do telefonu. Sensei potrafił być naprawdę... dziwny. Ja bym miesiąc myślał, a nie napisałbym tej wiadomości. Zresztą, ciągle chciałem do niego napisać, ale... po prostu się bałem. Gdyby sensei do mnie nie pisał, ja nie miałbym na to odwagi.
,,Cześć Sensei. Właściwie to spokojnie. Próbuję się zabrać i zrobić coś produktywnego, ale i tak każdy dzień kończy się tym, że siedzę i czytam. A jak tam u ciebie?"
Przeczytałem wiadomość milion razy, nim wstrzymałem oddech, zamknąłem oczy i nacisnąłęm przycisk ,,wyślij".
______________________________