poniedziałek, 20 maja 2019

Lekcja życia LIV - Lekcja podejmowania decyzji



Rodzice całe szczęście nie zauważyli mojej nieobecności. Nawet wracając do domu koło północy, dałem radę przemknąć się bezszelestnie do mojego pokoju. Chyba naprawdę powinienem docenić to, że rodzice tak bardzo mieli nas gdzieś. W innym wypadku pewnie taka sytuacja nie uszłaby mi płazem.
Wszedłem do pokoju i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Spakowałem książki do plecaka i naszykowałem ubrania na jutro. Położyłem się do łóżka i spojrzałem przez okno na niebo.
A gdyby... może gdyby się o nas martwili, nie byliby aż tak surowi? Może wtedy patrzyliby na nas jak na swoje dzieci, a nie jak na coś, co można postawić na półce czy powiesić na ścianie i się tym chwalić. Może pozwalaliby nam na przeciętne oceny i znajomych, którzy niekoniecznie są bogaci? Może... może czułbym się kochany?
Przypomniałem sobie, jak nocowałem kiedyś u senseia, jeszcze zanim zaczął mnie uczyć życia i przyśnili mi się moi rodzice, którzy chcieli mnie usunąć. Do tej pory na myśl o tym dostawałem dreszczy. Co gorsza, przy każdej kolejnej sytuacji, gdy czułem, że ich zawiodłem, zastanawiałem się, czy żałują, że żyję.
Kuro nie miał takich problemów. Miał wywalone na swoich rodziców, na ludzi, którzy mogliby go skrzywdzić. Żył... chwilą. A ja ciągle zamartwiałem się wszystkim co mnie spotkało i zamęczałem tym senseia. Chciałbym umieć zdecydować między charakterem jednego, a drugiego. Spokojem senseia, który był inteligentny i ze wszystkim sobie radził, ale w sposób taki... mało kontrowersyjny. Uczyć się, ale dla siebie, a nie dla rodziców, znaleźć sobie pracę i żyć po prostu szczęśliwie. Albo jak Kuro odpuścić sobie wszystko i wszystkich i po prostu żyć chwilą, móc olewać życie, móc olewać szkołę i cieszyć się tym, co mam tu i teraz.
Odwróciłem się na bok i przytuliłem do siebie poduszkę. Spojrzałem na telefon ustawiony obok łóżka, ale zwalczyłem w sobie chęć napisania do senseia. Nie byłby zadowolony z tego, że piszę do niego o północy. Co prawda nawet o tym by mi nie powiedział, ale nie chciałbym, żeby był przeze mnie zmęczony w pracy. Starałem się więc o tym nie myśleć i móc po prostu zasnąć. W głowie wciąż pozostawało mi mnóstwo pytań i bałem się, że nikt nie będzie mógł mi na nie odpowiedzieć.
***
Do szkoły szedłem przerażony, z bólem brzucha i niepewny. Próbowałem jeszcze powtarzać materiał przed lekcją, ale świadomość, że nawiałem wczoraj z domu, zamiast się uczyć, wciąż mnie dręczyła.
Gdy siadłem na krześle na biologii, chciało mi się wymiotować z nerwów. Oby tylko test był łatwy, oby tylko test był łatwy...
Cóż... nie był. Sporo co prawda wiedziałem, większość mniej więcej kojarzyłem, ale nie był to poziom, który powinienem reprezentować.
Wychodząc ze szkoły czułem się okropnie. Rodzice będą źli, gdy znowu zawalę... a co najgorsze, nawet nie wiedziałem, czy tego żałuję. Wczoraj było... fajnie. Na pewno fajniej, niż gdybym miał siedzieć całą noc nad książkami. Jeżeli miałbym szczęście, mogłem liczyć może nawet na czwórkę, ale to maksymalnie. A i z tego rodzice nie byliby zachwyceni, a co dopiero, jeżeli dostanę cokolwiek niżej.
Nie chciałem wracać do domu. Nawet jeżeli miał być pusty... musiałem się na chwilę oderwać od tego wszystkiego.
Pojechałem do parku. Jak zwykle panowały tam pustki, tylko co jakiś czas dało się dostrzec jakąś spacerująca parę, gdzieś dalej siedziała starsza pani dokarmiając gołębie, ale poza tym, nie było tam właściwie nikogo.
Chciałem pójść do baru, ale wiedziałem, że w lodówce czeka na mnie obiad, a gdybym go nie zjadł, rodzice nie byliby zachwyceni. Przecież nie po to zamawiają i każą przygotowywać dla nas jedzenie, żebyśmy potem tego nie jedli.
Spacerowałem po parku, aż dotarłem do mojej płaczącej wierzby. Telefon zawibrował. Wiedziałem, że powinienem zbierać się na dodatkowe zajęcia z matematyki, ale... nie chciałem. Miałem w sumie dość świata... po raz kolejny.
Gdy otoczyła mnie trawa i łodygi płaczącej wierzby, skuliłem się i zamknąłem oczy. Leżąc w niemal całkowitej ciszy, gdy w końcu miałem chwilę na przemyślenie tego wszystkiego. W końcu podjąłem decyzję. Możliwe, że pierwszą męską decyzję w moim życiu. Wyciągnąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer i podpis: "korki - matematyka", a obok liczba cztery. Oj nie będzie on zachwycony z mojej ciszy.
- Halo? Sashi? Gdzie jesteś, powinniśmy już zacząć - odezwał się spokojny, niski głos mojego nauczyciela. Poczułem się teraz jeszcze bardziej winny.
- Tak, przepraszam... ja... chciałem zrezygnować z zajęć - Poczułem, jak wszystkie moje mięśnie spinają się z nerwów. Serce mi przyspieszyło, a sam bałem się, że ze stresu zaraz nie wytrzymam i po prostu się rozłączę.
- Oh... zaskoczyłeś mnie. Skąd ta nagła decyzja... rodzice wiedzą?
- Uznałem, że mam za dużo zajęć dodatkowych i... przepraszam, z części po prostu muszę zrezygnować. Przykro mi.
- Szkoda, że informujesz mnie dopiero teraz. No ale rozumiem. Zresztą, z matematyką sobie akurat radzisz. Lepiej, żebyś zrezygnował z zajęć ze mną, niż pogorszył swoje oceny w czymś innym. W razie czego dawaj znać. Trzymaj się.
- Do widzenia.
Połączenie zostało zerwane, a ja siedziałem wciąż nerwowo, z telefonem przy uchu, praktycznie sparaliżowany i z wzrokiem wbitym przed siebie. Oszalałem... rodzice mnie zabiją.
Powolnym, flegmatycznym ruchem wybrałem inny numer. Odczekałem kilka chwil, aż w słuchawce znowu usłyszałem głos.
- Sashi? Coś się stało?
- Sensei... jestem tak cholernie martwy... - jęknąłem drżącym z przerażenia głosem.
- Oho... zabrzmiało poważnie. Co się stało? Chcesz przyjechać? Będę wolny zaaaa...
- Nie, nie będę ci zawracał głowy. Po prostu ja... zrezygnowałem z korków z matmy.
- Nie wiedziałem, że chodzisz na korki z matmy.
- ...łatwiej byłoby wymienić mi korki, na które nie chodzę. Czy ty w ogóle słyszałeś, co powiedziałem?
- Tak tak, że zrezygnowałeś z korków. Cieszę się, będziesz miał więcej wolnego czasu.
- Ale... zrobiłem to bez wiedzy rodziców. Oni co miesiąc przelewają mi pieniądze na korki, przecież będę musiał im powiedzieć. A wtedy mnie zabiją.
- To może po prostu im nie mów?
- Nie mówić im, oszalałeś?! Wtedy to tak, jakbym ich okradł. Będą źli, jeżeli się o tym dowiedzą...
- To im powiedz, że nie wytrzymywałeś i potrzebowałeś przerwy. Zrozumieją.
- Nie zrozumieją, oni... nie zrozumieją.
- To im nie mów.
- I mam ich oszukiwać?
- I tak i tak będziesz miał kłopoty. Zawsze możesz odłożyć te pieniądze i oddać rodzicom, gdy się dowiedzą, że uciekłeś z korków.
- Ale... to nie jest sprawiedliwe.
- To im powiedz. Najwyżej zapiszą cię ponownie - Zagryzłem nerwowo dolną wargę. Nie chciałem wracać na korki, ale nie chciałem okłamywać rodziców... - Wiesz co? Radzę sobie z matematyką, pewnie nawet nie zauważą. A ja nie muszę chodzić na wszystkie te zajęcia. Zasługuję na czas wolny.
- No, mój grzeczny rebel. Jestem dumny. Tylko nie przesadź z wolnością. Skoro rzuciłeś korki z matmy, musisz tym bardziej uważać na lekcjach.
- Będę uważał, obiecuję. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
- Nigdy nie zawracasz mi głowy. Ale muszę wrócić do pracy. Cieszę się, że mogłem pomóc. Powodzenia.
- Dziękuję sensei.
- Trzymaj się Sashi. Widzimy się w czwartek.
Rozłączyłem się i padłem na trawę, przyciskając telefon do piersi. Czułem, jak bije mi serce, ekscytacja buzuje w żyłach, a usta same układają się w uśmiech.
Zrezygnowałem z zajęć... zrobiłem coś sam, podjąłem decyzję sam i zrezygnowałem z zajęć... całkiem sam.
Rodzice mnie zabiją. Na sto procent mnie zabiją. A jednak... dreszcz ekscytacji, który czułem w tej chwili był warty każdej kary, która mnie czekała. Zawahałem się, wpatrując w telefon. A co jeśli... ciekawe co powiedziałby na to Kuro. W końcu to on próbował mnie przekonać do tego, żebym olał szkołę, chociażby częściowo. On na pewno by mnie poparł.
"Hej Kuro. Wiem, że pewnie cię to nie obchodzi, ale chciałem tylko napisać, że poszedłem za twoją radą i zrezygnowałem z zajęć z matematyki. Nie wiem do końca, co dokładnie chciałbym robić w życiu... jeszcze nie. Ale nie chcę całkowicie być podporządkowanym rodzicom. Chciałbym mieć chociażby częściowe wrażenie, że robię coś ze swoim życiem".
Napisałem i nawet nie zastanawiając się nad tym, czy to słuszna decyzja, wysłałem wiadomość. I nie poczułem tego dziwnego uczucia, że może napisałem coś głupiego. Pokręciłem głową, by nie myśleć o tym dłużej. Położyłem się na boku, a po chwili przyszła odpowiedź na SMS.
"Hej, dobra robota! W końcu zabierasz się za siebie. Nie powinieneś przejmować się tym, co myślą twoi rodzice. Kto wie, może jeszcze coś z ciebie będzie. xD"
"Dzięki"
Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Od razu poczułem się lepiej, gdy ktoś mi powiedział, że moja decyzja wcale nie jest aż taka głupia. Mimo że czułem się w miarę pewnie z moimi umiejętnościami, mój wzrok i tak padł na plecak obok mnie. Walczyłem sam ze sobą, aż w końcu wyciągnąłem podręcznik i zeszyt do matematyki. Może nie miałem już mieć korepetycji, ale to nie znaczyło, że nie mogłem uczyć się teraz sam. Możliwe, że tym trochę psułem mój genialny plan, ale... ciężko było mi zmienić moje nawyki.
Skończyłem pracę domową i powtórzyłem lekcję z dzisiaj w niecałą godzinę lekcyjną i nawet byłem dumny z uzyskanych piętnastu minut. W końcu... nie potrzebowałem korków z matmy, nie powinienem czuć się winny, że z nich zrezygnowałem...
Westchnąłem... czułem się cholernie winny.


sobota, 4 maja 2019

Lekcja życia LIII - Lekcja jazdy na rolkach


- SASHI! - Spojrzałem w stronę drzwi, ledwo żywy ze zmęczenia. Jutro miałem ważny test, nie mogłem pozwolić sobie na oblanie go. Wciąż pamiętałem słowa Kuro, że za dużo się uczyłem i powinienem spasować, ale nie mogłem od tak sobie odpuścić. Rodzice byliby bardzo rozczarowani i kto wie, może nawet zabroniliby mi chodzić na zajęcia z senseiem. Co prawda teraz była mowa o biologii, a nie angielskim, ale... i tak miałem obawy, że może mi na złość znajdą mi innego korepetytora. Zresztą, nie chciałem być znowu przesłuchiwany na stołku kuchennym w jasnym, nieprzyjemnym świetle.
Nie miałem czasu na słuchanie wściekłej Pai, ale jej głos brzmiał, jakby naprawdę była wkurzona, więc chcąc nie chcąc, musiałem iść się dowiedzieć, czego chce.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem zbyt gwałtownie. Zatrzymałem się nagle, wpadając na coś przede mną. Uderzyłem w coś miękkiego, ciepłego i czarnego. Dopiero gdy cofnąłem się kilka kroków, mogłem spojrzeć w górę na moją przeszkodę.
Kuro kiwnął głową na przywitanie. Ubrany w czarne bojówki i T-shirt wyglądał jeszcze bardziej lekceważąco i spokojnie, niż zwykle. Tuż za nim, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma stała Pai, wbijając we mnie ostre spojrzenie.
- Co on tu robi? - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
- Umm... nie mam pojęcia. - Uznałem, że najpierw powinienem się usprawiedliwić przed wściekłą siostrą, która mnie kryje w awaryjnych sytuacjach, a nie porozmawiać z moim gościem. - Co tu robisz?
- Masz rolki?
- Co?
- Masz rolki?
- Umm... nie.
- A umiesz jeździć?
- Jeździłem na wrotkach kiedyś, ale...
- A masz wrotki?
- ...nie...
- To dobrze, że zgarnąłem jedne dla ciebie. Zbieraj się, idziemy.
- Noo... mam jutro ważny test i...
- Oh daj spokój, miałeś wyluzować. Słuchaj, jest night skating w centrum. Ludzie będą wspólnie jeździć na rolkach głównymi ulicami. To super fajna akcja. Piękne widoki, dużo świateł, dużo ludzi. Mógłbyś wyluzować.
- ...nie wiedziałem, że jeździsz na rolkach.
- Czasami. Wszystko jest dobrą wymówką, by wyrwać się z domu. A nocna jazda to super zabawa. Dostaniesz wcześniejszy prezent na urodziny.
- Możecie przestać mnie ignorować?! - Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu Pai. Ta nagle stanęła między nami, najpierw patrząc nienawistnie na mnie, a potem na Kuro.
- Przepraszam Pai - powiedział Kuro spokojnym, obojętnym tonem, ale uśmiechnął się w jej stronę z zaskakującą czułością. Nawet nie wiedziałem, że może wyglądać tak... miło. - Pozwolisz mi zabrać Sashiego na miasto? Zawsze siedzi w domu, jak taki typowy nerd. Niech się czasami rozerwie. Będziesz go kryła, prawda?
Widziałem, jak twarz Pai nagle się zmienia. Jak łagodnieje, przechodzi z niej gniew, a potem uśmiecha się delikatnie, a nawet lekko się rumieni. Dopiero po chwili odzyskała rezon i uniosła dumnie głowę.
- Nie myśl sobie, że tak po prostu zapomnę o tym, jak mnie potraktowałeś. Poza tym nie licz na nic więcej, bo Sashi i tak na ciebie nie leci, a poza tym, ma dziewczynę.
- Ma? - Kuro spojrzał na mnie, a ja natychmiast odwróciłem wzrok i modliłem się w duszy, żeby nie palnął czegoś w rodzaju, że podejrzewał u mnie bycie gejem, albo bi.
- Tak, mam dziewczynę... mówiłem ci zresztą, że nie jestem gejem - powiedziałem zbyt szybko, żebym zdążył zastanowić się, jak sztucznie i nienaturalnie to brzmi.
- Ta, wspominałeś. Nie pochwalił się tylko, że ma dziewczynę. To co Pai, będziesz go kryła?
Siostra była tak zaskoczona jakimkolwiek brakiem przejęcia ze strony Kuro. Jakby oczekiwała, że ten się załamie, albo wyjdzie, gdy się dowie, że nie ma na co liczyć z mojej strony. Otworzyła już usta, żeby odpowiedzieć, jednak nagle zamilkła. Kuro lekko przechylił głowę, wzrok wbił w nią i uśmiechnął się ponownie. Pai tylko spuściła głowę, a na jej twarzy wykwitł rumieniec.
- Niech ci będzie, będę go kryła... ale liczę na to samo, gdy ja będę chciała się wymknąć - Ostatnie zdanie skierowała ewidentnie w moją stronę. Jak nisko upadłem, żeby iść na układy z nią...
- To miłe, że chcesz mnie wyrwać z domu, ale... muszę się uczyć.
- Pewnie jesteś obkuty na blachę. Dasz sobie radę. Teraz po prostu musisz wyluzować, żeby wszystko ci się poukładało w głowie. No chodź - chwycił mnie za ramię i pociągnął na dół. Nawet nie mogłem się sprzeciwić. Nie byłem pewny, czy zostanie jego przyjacielem było aż takim dobrym pomysłem...
- Miałeś nieco odpuścić sobie kujoństwo.
- Miałem... ale rodzice nie poparli tego pomysłu - westchnąłem, niemalże zbiegając za prowadzącym mnie Kuro na dół.
- Musisz nieco wyluzować. Nie możesz ciągle tylko zakuwać i... spotykać się ze swoją dziewczyną - dość znacząco spojrzał na moją szyję, a ja nagle poczułem, że powinienem chyba mu to wszystko wytłumaczyć. Przynajmniej póki kłamstwa wobec niego i Pai nie wyszły na jaw. A skoro już chciał wyciągnąć mnie na miasto... nadarzała się ku temu sposobność.
- Ech... no dobra. Ale tylko ten jeden raz.
- Co z tobą? Już myślałem, że nie chcesz żyć ciągle pod pantoflem rodziców.
- Chciałem, ale... - westchnąłem, zakładając buty. - Ale nie potrafię. Nie umiem zawieść moich rodziców. Są zbyt... przytłaczający.
- E tam, parę kazań i przywykniesz. Chodź, idziemy. - Gdy tylko wstałem, chwycił mnie za ramię i wyciągnął na ulice. - Przy okazji poopowiadasz mi o tej swojej dziewczynie.
- Oh... nie ma o czym mówić... - Zerknąłem w stronę drzwi wejściowych, oddalających się coraz bardziej, jakby zaraz miała w nich stanąć Pai. - Serio idziemy na rolki?
- Jasne. Od kumpla podobnego wzrostu pożyczyłem wrotki dla ciebie. Jak będą złe, to zajedziemy do sklepu. Mamy jeszcze trochę czasu, zrobimy ci małą rozgrzewkę. I opowiesz mi o swoje... "dziewczynie".
- Czyżbym słyszał sarkazm w twoim głosie?
- Skąd. Łap. - Gdy podszedł do motoru, wziął z niego kask, który rzucił w moją stronę. Miałem wrażenie, że drwi ze mnie, ale udawałem, że tego nie widzę. Zresztą, wiedziałem, że gdy tylko ruszymy, nie będę słyszał ani słowa.
- Właściwie... jakim cudem przekonałeś Pai? Myślałem, że... cię nienawidzi, bo okazałeś się gejem i w ogóle.
- Myślisz, że tylko dziewczyny mają swoje sposoby na uwodzenie? - Uśmiechnął się z pobłażaniem. - Zapamiętaj sobie Sashi, urok osobisty, czuły uśmiech i maślane spojrzenie mogą sprawić, że zyskasz co chcesz.
- ...nigdy bym nie pomyślał, że faceci też mogą stosować takie sztuczki.
- Mało wiesz o życiu młody. Facet też może osiągnąć to co chce niekoniecznie konwencjonalnymi metodami. Weźmiesz mi plecak? Wsiadaj.
Nie byłem pewny, czy podoba mi się sposób myślenia Kuro, ale przekonał Pai, by była po mojej stronie, więc chyba nie mogłem narzekać. Założyłem kask, plecak i usiadłem za chłopakiem na motorze. Objąłem go mocno, mentalnie szykując się na szybką jazdę.
Nie wiem, czy mogłem powiedzieć, że się nie zawiodłem, ale po chwili uderzył we mnie pęd powietrza, momentalnie sprawiając, że dostałem mdłości. Ścisnąłem jeszcze mocniej Kuro i zamknąłem oczy, by nie patrzeć na błyskawicznie przesuwające się dookoła nas nas obrazy.
Czułem wirowanie w żołądku, jakbym miał zaraz zwymiotować. Gorzej niż na jakiejkolwiek kolejce górskiej. Gdy Kuro w końcu się zatrzymał, potrzebowałem chwili, żeby w ogóle się odsunąć. Chłopak spokojnie czekał, robiąc mi za podpórkę, dopóki nie byłem w stanie stanąć na nogi.
- Nienawidzę tego... - Jęknąłem.
- Kilka przejażdżek i przywykniesz.
Dopiero teraz rozejrzałem się po okolicy. Znajdowaliśmy się na parkingu przed kinem, niedaleko starego miasta. Wszystkie inne miejsca dookoła były zajęte, a motocykl Kuro ledwo się zmieścił w miejsce między dwoma samochodami. Otworzył siedzenie, pod którym znajdowały się ledwo wepchnięte tam, czarne rolki.
- Słuchaj, ja nawet nie wiem, czy umiem jeździć na rolkach... - powiedziałem niepewnie. Kuro wziął ode mnie plecak i wyciągnął z nich drugą parę wrotek, również czarnych, ale z żółtymi elementami. Sprawdziłem rozmiar i ku mojemu zaskoczeniu, był ten sam, co mój. Kuro się postarał.
- Mówiłeś, że jeździłeś na wrotkach.
- No... zdarzyło mi się. Ale to nie były zbyt udane lekcje. Poza tym, robiłem to z raz czy dwa w życiu. Nie wiem, czy nadaję się do tego.
- Spoko, jazda zaczyna się za godzinę. Nauczymy cię jeździć do tego czasu. Szkoda, że nie wiedziałem, że wolisz wrotki, przygotowałbym się odpowiednio.
Przysiadłem na krawężniku i zamieniłem buty na rolki od Kuro. Były ładne i wygodne, dobrze się w nich czułem, ale czułem, że tylko tak długo, jak bezpiecznie siedziałem na ziemi. Kuro już stał przede mną, pewnie utrzymując się na okropnych butach z jednym rzędem kółek, zamiast z dwoma, do czego zdążyłem już przywyknąć.
Ledwo wstałem, a już straciłem równowagę. Oparłem się o chłopaka, który mimo kółek na nogach, nawet się nie zachwiał. Wrotki były znacznie łatwiejsze. Przynajmniej o tyle, że mogłem na nich normalnie stać, a nogi nie przechylały mi się na lewo i prawo, razem, lub niezależnie od siebie. Gdy udało mi się na nich stanąć, czułem, z jakim trudem mi to przychodzi.
- Następnym razem skołuję wrotki, co ty na to?
- Na wrotkach też nie jeżdżę. Słuchaj, może sobie darujemy? - Ten pomysł coraz mniej mi się podobał. Nie umiałem jeździć, w tłumie prędzej bym się zabił, niż rzeczywiście jeździł. Kuro chciał dobrze, pewnie miał nadzieję wynagrodzić mi też ostatnie sytuacje, ale... wybrał sobie naprawdę fatalny dzień i fatalny sposób.
- Są tu fajne ulice. Przejedźmy się chwilę, spróbujesz się nauczyć, a jak nie... skoczymy coś zjeść. Ja stawiam.
Czułem się coraz bardziej niepewnie. Zwłaszcza, że intencje Kuro wciąż były dla mnie co najmniej niejasne. Odsunąłem się i podpierając się o motor, znowu usiadłem na ziemi. Znacząco poklepałem miejsce obok mnie, a gdy Kuro tam usiadł, ze wzrokiem wpatrzonym w ziemię, zacząłem mówić.
- Kuro... cieszę się, że jesteśmy kumplami, ale... pamiętasz, że tylko kumplami? - Może i byłem okropny, ale nie byłem pewny, czy Kuro o tym wie. Nie chciałem, żeby sobie coś obiecywał. Nie byłem gejem, nie interesował mnie związek z Kuro, chociaż naprawdę go lubiłem. - W sensie... to miłe, że zabierasz mnie w te miejsca i nie zrozum mnie źle, ale...
- Sashi, wyluzuj. - Oparł dłoń na moim ramieniu i ścisnął je lekko. Pochylił się w moją stronę. Miałem wrażenie, że przysunął się za blisko mojej twarzy, ale nie chciałem jeszcze na to zwracać mu uwagę. Jeżeli moje przypuszczenia były niesłuszne, już i tak wystarczająco się ośmieszyłem. - Słuchaj, jesteś naprawdę słodki... - Zawahał się, widząc zażenowanie na mojej twarzy. Lekko się uśmiechnął, nim ponownie się nie uspokoił. - Ale rozumiem co znaczy "nie". Chcę się z tobą kumplować, bo cię lubię i fajnie mi się spędza z tobą czas. Ale nie znaczy to od razu, że będę próbował za wszelką cenę cię wyrwać. Uwierz, gdybym potrzebował znaleźć sobie faceta, zrobiłbym to w jeden wieczór. Od ciebie oczekuję tylko tyle, że będziemy mogli się kumplować. Nie stresuj się, nie każdy gej tylko czeka na to, aż będzie mógł cię zaciągnąć do łóżka.
- Oh... - Speszony odwróciłem głowę. Jakoś nic więcej nie chciało mi przejść przez gardło. Poczułem się jeszcze bardziej speszony myślą, że potraktowałem go w ten sposób. Spuściłem głowę, gdy na policzkach pojawił mi się rumieniec. - Przepraszam.
- Spoko, nie twoja wina. Jesteś trochę nieogarnięty w tych kwestiach, nie martw się, ale jeszcze się wyrobisz.
Zabawne... kilka tygodniu temu coś podobnego słyszałem od mojego senseia. Tylko... w jego ustach to brzmiało trochę inaczej. Może dlatego, że gdy poznałem senseia byłem przekonany, że jako homoseksualista leci na każdego faceta. Teraz wiedziałem, że jest inaczej, ale i tak bałem się, że Kuro się we mnie zadurzył i przez to za wszelką cenę będzie próbował mnie zdobyć. Znowu się wygłupiłem...
- Zapomnij o tym, jedźmy. - Podniósł się bez najmniejszego problemu, jakby na sobie miał normalne buty, a nie te okropne rolki.
Zawahałem się chwilę, niepewny i zażenowany, nim chwyciłem jego dłoń i pozwoliłem się postawić na nogi. Kuro przytrzymał mnie, bym nie odjechał, ani się nie przewrócił. Minął mnie ostrożnie, by wejść na chodnik i pomóc mi wejść te dziesięć centymetrów wyżej.
- Podstawy znasz?
- ...powiedzmy.
- Dobra, po prostu się mnie trzymaj i do przodu. Jak w życiu. - Chwycił mnie mocno za ramię i powoli podjechał do przodu. Wydałem z siebie zduszony pisk i mocniej ścisnąłem Kuro, próbując za wszelką cenę ustać na nogach. Rolki rozjeżdżały mi się na obie strony, razem lub niezależnie od siebie i poruszałem się z szybkością kulawego ślimaka, ale Kuro dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa, pilnując, żebym się nie wywrócił.
- To jak było z tą dziewczyną? - zagadnął, a ja przez nagłe speszenie prawie się przewróciłem. Utrzymałem się na nogach i wbiłem wzrok w rolki, chcąc ukryć przed chłopakiem rumieniec. - Masz dziewczynę?
- Noo... tak... tak jakby...
Panicznie zacząłem się zastanawiać, czy mam oszukiwać Kuro. Wiedział o jakimś facecie, chociaż dokładnie nie wiedział kim on jest. Mówiłem mu coś o senseiu? Kuro myślał, że jestem gejem, albo chociaż bi i czuje, że jestem w jakimś dziwnym związku z facetem. Uwierzyłby, że jestem z dziewczyną? Gdybym powiedział prawdę, mógłby mnie kryć. Wiedział za dużo, by razem z Pai mnie wkopać i zrozumieć, że jestem w jakimś chorym związku... nawet nie związku, po prostu relacji. W sumie to dlaczego się tak tego wstydziłem. To... nie był prawdziwy związek, nie robiłem nic złego.
- Wiesz, że twoja cisza jest bardziej wymowna niż cokolwiek, co mógłbyś powiedzieć?
- Too... bardziej skomplikowane, niż się wydaje... - Wydukałem, mocniej ściskając jego ramię, by jakoś rozładować zażenowanie.
- No wiesz... te malinki nie zostawiają zbyt wiele do wyobraźni.
Cholera... jak miałem wyjaśnić coś takiego? Gdy o tym myślałem, brzmiało to bardzo źle, ale... powiedzenie tego na głos wydawało się jeszcze gorsze.
- ...mogę nie odpowiadać? - wydukałem w końcu. Potrzebowałem czasu, żeby wymyślić odpowiedź na to pytanie. Tym bardziej, że potrzebowałem pełni skupienia, by nie wywrócić się na ziemie.
- Wiesz, że jeżeli nie powiesz, to sam dopowiem sobie większość?
- Wiem. Przepraszam, ale... nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem, jak chcesz. Tylko pewnie teraz moje wyobrażenia będą gorsze, niż prawda.
Westchnąłem. Naprawdę, oby się nie zdziwił. Uśmiechnąłem się przepraszająco, zmuszając się, by podnieść na niego głowę. Całe szczęście nie naciskał. Widziałem na sobie jego osądzający wzrok, gdy próbował zrozumieć, dlaczego nie powiem mu prawdy. Ale musiałem się zastanowić, czy wolę, żeby myślał, że jestem gejem, czy wiedział, że trafiłem do naprawdę dziwnego związku z moim korepetytorem. Jak miałem mu to powiedzieć? Że sypiam z facetem, żeby zrozumieć, jak to jest być gejem i nauczyć się być w związku?
Chwilowo skupiłem się na jeździe, nie chcąc się przewrócić. Kuro prowadził mnie powoli, nie poruszając już niewygodnego tematu. Wciąż się chwiałem, a im dłużej jeździliśmy, tym bardziej bolały mnie nogi. Gdy chociaż na chwilę puszczałem chłopaka, zaczynałem pokracznie się chwiać i zaraz lądowałem albo w objęciach Kuro, albo, gdy ten nie dawał rady mnie złapać, na kolanach tuż przed nim.
- Cholera, zaraz się zaczyna rajd - Usłyszałem nad sobą, gdy usilnie próbowałem po raz kolejny wstać z ziemi. - Jak się trzymasz?
- Nienawidzę tego...
- Dasz radę wziąć udział w rajdzie?
- Bez szans... - Wydyszałem. Nogi paliły mnie bólem i ledwo mogłem złapać oddech.
- Wiesz, że masz beznadziejną kondycję, co?
- A jaką mam mieć? - Podniosłem głowę i spojrzałem na Kuro z wyrzutem. - Nie jestem sportowcem...
- Ale nie jest źle, już nawet sobie jakoś radzisz. Następnym razem wybierzemy się na nocną jazdę, co ty na to?
- ...może kiedyś - Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się dwudziesta, nie dość, że byłem wykończony, to jeszcze robiło się późno. - Powinienem już wracać.
- Mówiłem ci, że powinieneś wyluzować. Pai cię kryję, rodzice nie zauważą, a z testem sobie poradzisz.
- I tak nie mam już siły na jazdę.
- Tak coś czułem. To co powiesz na skoczenie do parku? Obok są fajne knajpki, możemy coś wziąć na wynos i zjeść przy jakimś stawie.
- Sam nie wiem... ten test...
Kuro westchnął ciężko, a ja poczułem się trochę źle. Przecież ostatnio sporo o tym rozmawialiśmy, a ja znowu wychodziłem na mięczaka. Z jednej strony trochę się bałem rodziców, ale... obecność Kuro sprawiała, że chwilowo zapominałem o nich i.... głęboko w duszy chciałem żyć. Chciałem żyć jak on, nie przejmując się kompletnie niczym. Chociaż lęk przed życiem samotnym, gdy nie miałem dookoła siebie ani Kuro ani senseia, pozostawiał w mojej głowie zbyt wyraźny ślad.
- Oj Sashi, czasami trzeba żyć życiem. Rodzice nie zauważą, że się wymknąłeś, a z testem sobie poradzisz. No dawaj, wyluzuj się trochę. Ja stawiam - Uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę w moją stronę. Jego łagodny wyraz twarzy i czuły uśmiech były... naprawdę ładne. Zawahałem się, ale chwyciłem jego dłoń i pozwoliłem postawić się na nogi. - I o to chodzi. Dojedźmy tylko do motoru i będziesz miał spokój z rolkami. Dasz radę?
- Spróbuję... - Nie czułem się gotowy na dalszą jazdę, ale nie chciałem okazać się jeszcze słabszy, niż byłem w rzeczywistości.
Kuro podał mi ramię i zaczął niemalże holować mnie w stronę parkingu, gdzie zostawił swój motor.

Pół godziny później czekaliśmy przy chińskiej budce na dwie porcje pierożków dim sum.
- Nie wiedziałem, że jadasz w takich miejscach. - Chociaż lubiłem orientalną kuchnię, to budka z chińskim żarciem przy ulicy przy parku nie wydawała mi się zbyt elegancka dla kogoś żyjącego jak Kuro.
- Nie umiałbym żyć na innym poziomie niż teraz, ale lubię czasami zbuntować się przeciwko temu, co nas nauczyli. Wiesz, zamiast pójść do jakiejś dobrej restauracji, kupić sobie najtańszego kebaba w podejrzanej dzielnicy, albo jakieś żarcie na wynos.
Spojrzałem na Kuro z całkowitym szokiem wymalowanym na twarzy. Nie sądziłem, że mimo tak wielu różnic, możemy być tak... podobni do siebie. Może... to wcale nie tak, że nigdzie nie pasowałem? Może tak naprawdę po prostu musiałem znaleźć kogoś jak ja? A może... może z Kuro byliśmy takimi odmieńcami, że doskonale do siebie pasowaliśmy? Zagubieni w dwóch światach, do których kompletnie nie pasowaliśmy. Zbyt przyzwyczajeni do życia w bogactwie, żeby móc z niego zrezygnować, ale z mentalnością całkowicie odbiegającą od ludzi, wokół których się otaczaliśmy.
- Hm? - zapytał, gdy dostrzegł moje zdziwienie.
- Nie, nic, przepraszam. - Odwróciłem gwałtownie głowę, chcąc ukryć speszenie, że przyglądałem się Kuro od kilku chwil z taką intensywnością. - Tylko... to zabawne, bo często sam mam dokładnie tak samo.
- No proszę... - Uśmiechnął się z rozbawieniem. - Wiedziałem, że słusznie wybrałem sobie ciebie na kumpla. Nadajemy na tych samych falach.
Starszy chińczyk podał nam dwa plastikowe pudełka włożone do siatki. Kuro wziął je, podziękowaliśmy i poszliśmy w stronę parku. O tej porze wyglądał naprawdę ładnie, tonąc w słabym świetle księżyca. Gdyby jeszcze tylko było widać gwiazdy... aż przypomniałem sobie mój i senseia wypad nad tamten klif. Nigdy wcześniej i nigdy później nie widziałem tak cudownego widoku. Ciekawe, czy mogliśmy przyjść tu we dwójkę. Chciałbym pokazać mu płaczącą wierzbę, pod którą się czasami ukrywałem.
- Ładnie tu, co? - zagadnął Kuro.
- Nom... fajne miejsce. Wiesz, że nigdy żaden z moich przyjaciół nie chciał ze mną iść na spacer po parku? Zawsze, jak miałem kolegów, chcieli wyciągać mnie do restauracji, kina, czy sklepów handlowych.
- Czyli w miejsca, gdzie mógłbyś za nich zapłacić? Ech... skąd ja to znam.
- Nie mów mi, że też masz takie problemy? W sensie... nie wydajesz się osobą, która mogłaby mieć problemy ze znajomościami.
- Nie nazwałbym tego problemami. Wiesz jak to się mówi."Miej wyjebane, a będzie ci dane. - Usiadł nad brzegiem stawu, w którym odbijały się drzewa, most i światło księżyca. Przepływające kaczki sunęły powoli po tafli, powodując małe kółka na wodzie. - Już dawno przestałem się przejmować tym, co pseudo przyjaciele o mnie myślą. Chcą się ze mną spotykać i tak dalej? Spoko, czemu nie? A w momencie, w którym robią sobie ze mnie skarbonkę i widzę, że zaczyna im zależeć bardziej na mojej kasie, a nie znajomości, zostawiam ich bez żalu.
Podał mi jedno z pudełek. W środku było sześć chińskich pierożków, z ciastem zwiniętym w kształt saszetki. Dwa były z indykiem i bazylią, dwa z kurczakiem i kimchi a dwa z mięsem z kaczki. Kuro miał identyczny zestaw.
- Muszę przyznać... jestem pod wrażeniem - powiedziałem z mieszanką dumy i niepewności. - że... nie sądziłem, że coś takiego może być tak proste. Wiesz... ja nawet jak nie chciałem się przywiązywać, to gdy ktoś okazywał mi zainteresowanie i sympatię, to... ja zaraz się w tym zatracałem i gdy ci traktowali mnie okropnie, czułem się fatalnie i źle, zamiast czuć ulgę, że się od nich uwolniłem.
- Pierwsza zasada życia, młody - Kuro wskazał na mnie pałeczkami. - nigdy się nie przywiązuj. Nigdy. Wszyscy i tak cię ostatecznie zostawią. Lepiej przygotowywać się do tego zawczasu.
Poczułem dziwny ból psychiczny. Myślenie Kuro było... smutne. Chociaż pewnie na dłuższą metę mniej bolesne niż to, co mnie spotykało na każdym kroku.
- Nie czujesz się z tym źle? W sensie tak... samotnie?
Zamilkł, przeżuwając pierożek. Popił go colą i w zastanowieniu wpatrzył się w staw przed sobą.
- Nie. Cieszę się tym, co dzieje się teraz. Nie przywiązuje się, ale to nie znaczy, że nie cieszę się ze znajomości z kimś. Dobrze się bawię spędzając chociażby ten dzień z tobą, ale nie płakałbym, gdybyś po tamtym pocałunku stwierdził, że nie chcesz nigdy więcej się ze mną widzieć, poza obiadkami między naszymi rodzinami. Co wcale nie znaczy, że cię nie lubię. Po prostu... czasami wygodniej się nie przywiązywać.
- Chciałbym tak umieć... - westchnąłem. - Ale jak ktoś wykazuje mną zainteresowanie i traktuje mnie jak kumpla, to od razu niepotrzebnie się nastawiam i wierzę, że może tym razem będzie lepiej. Dlatego w sumie... teraz nie mam już żadnych przyjaciół...
- Czasami lepiej jest nie mieć nikogo, niż mieć kogoś, kto ostatecznie cię zrani.
- twoje myślenie jest smutne, wiesz?
- Cóż, życie jest smutne. - Kuro wzruszył ramionami, biorąc kolejnego pierożka do ust. - Trzeba się stopniowo do tego przyzwyczajać i cieszyć się, kiedy wyjątkowo nie jest.
Nie byłem pewny, czy kolejna z filozofii Kuro mi się podoba, czy nie bardzo. Rozumiałem go bardziej, niż bym sobie życzył, ale jego myślenie było naprawdę smutne. Nie chciałem tak samo patrzeć na świat, jak on. Chciałem móc się nie przejmować wszystkim, ale całkowicie odcięcie się od uczuć po prostu nie było dla mnie. Chociaż może powinienem? Nie dawać się zauroczyć i zawładnąć sobą każdej nowo poznanej osobie, która tylko da mi nadzieję, że chce się ze mną przyjaźnić? Może... może tak byłoby lepiej?
Musiałem zapytać o to senseia.