- SASHI! - Spojrzałem w stronę drzwi,
ledwo żywy ze zmęczenia. Jutro miałem ważny test, nie mogłem
pozwolić sobie na oblanie go. Wciąż pamiętałem słowa Kuro, że
za dużo się uczyłem i powinienem spasować, ale nie mogłem od tak
sobie odpuścić. Rodzice byliby bardzo rozczarowani i kto wie, może
nawet zabroniliby mi chodzić na zajęcia z senseiem. Co prawda teraz
była mowa o biologii, a nie angielskim, ale... i tak miałem obawy,
że może mi na złość znajdą mi innego korepetytora. Zresztą,
nie chciałem być znowu przesłuchiwany na stołku kuchennym w
jasnym, nieprzyjemnym świetle.
Nie miałem czasu na słuchanie
wściekłej Pai, ale jej głos brzmiał, jakby naprawdę była
wkurzona, więc chcąc nie chcąc, musiałem iść się dowiedzieć,
czego chce.
Otworzyłem drzwi i wyszedłem zbyt
gwałtownie. Zatrzymałem się nagle, wpadając na coś przede mną.
Uderzyłem w coś miękkiego, ciepłego i czarnego. Dopiero gdy
cofnąłem się kilka kroków, mogłem spojrzeć w górę na moją
przeszkodę.
Kuro kiwnął głową na przywitanie.
Ubrany w czarne bojówki i T-shirt wyglądał jeszcze bardziej
lekceważąco i spokojnie, niż zwykle. Tuż za nim, ze skrzyżowanymi
na piersi rękoma stała Pai, wbijając we mnie ostre spojrzenie.
- Co on tu robi? - wycedziła przez
zaciśnięte zęby.
- Umm... nie mam pojęcia. - Uznałem,
że najpierw powinienem się usprawiedliwić przed wściekłą
siostrą, która mnie kryje w awaryjnych sytuacjach, a nie
porozmawiać z moim gościem. - Co tu robisz?
- Masz rolki?
- Co?
- Masz rolki?
- Umm... nie.
- A umiesz jeździć?
- Jeździłem na wrotkach kiedyś,
ale...
- A masz wrotki?
- ...nie...
- To dobrze, że zgarnąłem jedne dla
ciebie. Zbieraj się, idziemy.
- Noo... mam jutro ważny test i...
- Oh daj spokój, miałeś wyluzować.
Słuchaj, jest night skating w centrum. Ludzie będą wspólnie
jeździć na rolkach głównymi ulicami. To super fajna akcja. Piękne
widoki, dużo świateł, dużo ludzi. Mógłbyś wyluzować.
- ...nie wiedziałem, że jeździsz na
rolkach.
- Czasami. Wszystko jest dobrą
wymówką, by wyrwać się z domu. A nocna jazda to super zabawa.
Dostaniesz wcześniejszy prezent na urodziny.
- Możecie przestać mnie ignorować?!
- Niemal podskoczyłem na dźwięk głosu Pai. Ta nagle stanęła
między nami, najpierw patrząc nienawistnie na mnie, a potem na
Kuro.
- Przepraszam Pai - powiedział Kuro
spokojnym, obojętnym tonem, ale uśmiechnął się w jej stronę z
zaskakującą czułością. Nawet nie wiedziałem, że może wyglądać
tak... miło. - Pozwolisz mi zabrać Sashiego na miasto? Zawsze
siedzi w domu, jak taki typowy nerd. Niech się czasami rozerwie.
Będziesz go kryła, prawda?
Widziałem, jak twarz Pai nagle się
zmienia. Jak łagodnieje, przechodzi z niej gniew, a potem uśmiecha
się delikatnie, a nawet lekko się rumieni. Dopiero po chwili
odzyskała rezon i uniosła dumnie głowę.
- Nie myśl sobie, że tak po prostu
zapomnę o tym, jak mnie potraktowałeś. Poza tym nie licz na nic
więcej, bo Sashi i tak na ciebie nie leci, a poza tym, ma
dziewczynę.
- Ma? - Kuro spojrzał na mnie, a ja
natychmiast odwróciłem wzrok i modliłem się w duszy, żeby nie
palnął czegoś w rodzaju, że podejrzewał u mnie bycie gejem, albo
bi.
- Tak, mam dziewczynę... mówiłem ci
zresztą, że nie jestem gejem - powiedziałem zbyt szybko, żebym
zdążył zastanowić się, jak sztucznie i nienaturalnie to brzmi.
- Ta, wspominałeś. Nie pochwalił się
tylko, że ma dziewczynę. To co Pai, będziesz go kryła?
Siostra była tak zaskoczona
jakimkolwiek brakiem przejęcia ze strony Kuro. Jakby oczekiwała, że
ten się załamie, albo wyjdzie, gdy się dowie, że nie ma na co
liczyć z mojej strony. Otworzyła już usta, żeby odpowiedzieć,
jednak nagle zamilkła. Kuro lekko przechylił głowę, wzrok wbił w
nią i uśmiechnął się ponownie. Pai tylko spuściła głowę, a
na jej twarzy wykwitł rumieniec.
- Niech ci będzie, będę go kryła...
ale liczę na to samo, gdy ja będę chciała się wymknąć -
Ostatnie zdanie skierowała ewidentnie w moją stronę. Jak nisko
upadłem, żeby iść na układy z nią...
- To miłe, że chcesz mnie wyrwać z
domu, ale... muszę się uczyć.
- Pewnie jesteś obkuty na blachę.
Dasz sobie radę. Teraz po prostu musisz wyluzować, żeby wszystko
ci się poukładało w głowie. No chodź - chwycił mnie za ramię i
pociągnął na dół. Nawet nie mogłem się sprzeciwić. Nie byłem
pewny, czy zostanie jego przyjacielem było aż takim dobrym
pomysłem...
- Miałeś nieco odpuścić sobie
kujoństwo.
- Miałem... ale rodzice nie poparli
tego pomysłu - westchnąłem, niemalże zbiegając za prowadzącym
mnie Kuro na dół.
- Musisz nieco wyluzować. Nie możesz
ciągle tylko zakuwać i... spotykać się ze swoją dziewczyną -
dość znacząco spojrzał na moją szyję, a ja nagle poczułem, że
powinienem chyba mu to wszystko wytłumaczyć. Przynajmniej póki
kłamstwa wobec niego i Pai nie wyszły na jaw. A skoro już chciał
wyciągnąć mnie na miasto... nadarzała się ku temu sposobność.
- Ech... no dobra. Ale tylko ten jeden
raz.
- Co z tobą? Już myślałem, że nie
chcesz żyć ciągle pod pantoflem rodziców.
- Chciałem, ale... - westchnąłem,
zakładając buty. - Ale nie potrafię. Nie umiem zawieść moich
rodziców. Są zbyt... przytłaczający.
- E tam, parę kazań i przywykniesz.
Chodź, idziemy. - Gdy tylko wstałem, chwycił mnie za ramię i
wyciągnął na ulice. - Przy okazji poopowiadasz mi o tej swojej
dziewczynie.
- Oh... nie ma o czym mówić... -
Zerknąłem w stronę drzwi wejściowych, oddalających się coraz
bardziej, jakby zaraz miała w nich stanąć Pai. - Serio idziemy na
rolki?
- Jasne. Od kumpla podobnego wzrostu
pożyczyłem wrotki dla ciebie. Jak będą złe, to zajedziemy do
sklepu. Mamy jeszcze trochę czasu, zrobimy ci małą rozgrzewkę. I
opowiesz mi o swoje... "dziewczynie".
- Czyżbym słyszał sarkazm w twoim
głosie?
- Skąd. Łap. - Gdy podszedł do
motoru, wziął z niego kask, który rzucił w moją stronę. Miałem
wrażenie, że drwi ze mnie, ale udawałem, że tego nie widzę.
Zresztą, wiedziałem, że gdy tylko ruszymy, nie będę słyszał
ani słowa.
- Właściwie... jakim cudem
przekonałeś Pai? Myślałem, że... cię nienawidzi, bo okazałeś
się gejem i w ogóle.
- Myślisz, że tylko dziewczyny mają
swoje sposoby na uwodzenie? - Uśmiechnął się z pobłażaniem. -
Zapamiętaj sobie Sashi, urok osobisty, czuły uśmiech i maślane
spojrzenie mogą sprawić, że zyskasz co chcesz.
- ...nigdy bym nie pomyślał, że
faceci też mogą stosować takie sztuczki.
- Mało wiesz o życiu młody. Facet
też może osiągnąć to co chce niekoniecznie konwencjonalnymi
metodami. Weźmiesz mi plecak? Wsiadaj.
Nie byłem pewny, czy podoba mi się
sposób myślenia Kuro, ale przekonał Pai, by była po mojej
stronie, więc chyba nie mogłem narzekać. Założyłem kask, plecak
i usiadłem za chłopakiem na motorze. Objąłem go mocno, mentalnie
szykując się na szybką jazdę.
Nie wiem, czy mogłem powiedzieć, że
się nie zawiodłem, ale po chwili uderzył we mnie pęd powietrza,
momentalnie sprawiając, że dostałem mdłości. Ścisnąłem
jeszcze mocniej Kuro i zamknąłem oczy, by nie patrzeć na
błyskawicznie przesuwające się dookoła nas nas obrazy.
Czułem wirowanie w żołądku, jakbym
miał zaraz zwymiotować. Gorzej niż na jakiejkolwiek kolejce
górskiej. Gdy Kuro w końcu się zatrzymał, potrzebowałem chwili,
żeby w ogóle się odsunąć. Chłopak spokojnie czekał, robiąc mi
za podpórkę, dopóki nie byłem w stanie stanąć na nogi.
- Nienawidzę tego... - Jęknąłem.
- Kilka przejażdżek i przywykniesz.
Dopiero teraz rozejrzałem się po
okolicy. Znajdowaliśmy się na parkingu przed kinem, niedaleko
starego miasta. Wszystkie inne miejsca dookoła były zajęte, a
motocykl Kuro ledwo się zmieścił w miejsce między dwoma
samochodami. Otworzył siedzenie, pod którym znajdowały się ledwo
wepchnięte tam, czarne rolki.
- Słuchaj, ja nawet nie wiem, czy
umiem jeździć na rolkach... - powiedziałem niepewnie. Kuro wziął
ode mnie plecak i wyciągnął z nich drugą parę wrotek, również
czarnych, ale z żółtymi elementami. Sprawdziłem rozmiar i ku
mojemu zaskoczeniu, był ten sam, co mój. Kuro się postarał.
- Mówiłeś, że jeździłeś na
wrotkach.
- No... zdarzyło mi się. Ale to nie
były zbyt udane lekcje. Poza tym, robiłem to z raz czy dwa w życiu.
Nie wiem, czy nadaję się do tego.
- Spoko, jazda zaczyna się za godzinę.
Nauczymy cię jeździć do tego czasu. Szkoda, że nie wiedziałem,
że wolisz wrotki, przygotowałbym się odpowiednio.
Przysiadłem na krawężniku i
zamieniłem buty na rolki od Kuro. Były ładne i wygodne, dobrze się
w nich czułem, ale czułem, że tylko tak długo, jak bezpiecznie
siedziałem na ziemi. Kuro już stał przede mną, pewnie utrzymując
się na okropnych butach z jednym rzędem kółek, zamiast z dwoma,
do czego zdążyłem już przywyknąć.
Ledwo wstałem, a już straciłem
równowagę. Oparłem się o chłopaka, który mimo kółek na
nogach, nawet się nie zachwiał. Wrotki były znacznie łatwiejsze.
Przynajmniej o tyle, że mogłem na nich normalnie stać, a nogi nie
przechylały mi się na lewo i prawo, razem, lub niezależnie od
siebie. Gdy udało mi się na nich stanąć, czułem, z jakim trudem
mi to przychodzi.
- Następnym razem skołuję wrotki, co
ty na to?
- Na wrotkach też nie jeżdżę.
Słuchaj, może sobie darujemy? - Ten pomysł coraz mniej mi się
podobał. Nie umiałem jeździć, w tłumie prędzej bym się zabił,
niż rzeczywiście jeździł. Kuro chciał dobrze, pewnie miał
nadzieję wynagrodzić mi też ostatnie sytuacje, ale... wybrał
sobie naprawdę fatalny dzień i fatalny sposób.
- Są tu fajne ulice. Przejedźmy się
chwilę, spróbujesz się nauczyć, a jak nie... skoczymy coś zjeść.
Ja stawiam.
Czułem się coraz bardziej niepewnie.
Zwłaszcza, że intencje Kuro wciąż były dla mnie co najmniej
niejasne. Odsunąłem się i podpierając się o motor, znowu
usiadłem na ziemi. Znacząco poklepałem miejsce obok mnie, a gdy
Kuro tam usiadł, ze wzrokiem wpatrzonym w ziemię, zacząłem mówić.
- Kuro... cieszę się, że jesteśmy
kumplami, ale... pamiętasz, że tylko kumplami? - Może i byłem
okropny, ale nie byłem pewny, czy Kuro o tym wie. Nie chciałem,
żeby sobie coś obiecywał. Nie byłem gejem, nie interesował mnie
związek z Kuro, chociaż naprawdę go lubiłem. - W sensie... to
miłe, że zabierasz mnie w te miejsca i nie zrozum mnie źle, ale...
- Sashi, wyluzuj. - Oparł dłoń na
moim ramieniu i ścisnął je lekko. Pochylił się w moją stronę.
Miałem wrażenie, że przysunął się za blisko mojej twarzy, ale
nie chciałem jeszcze na to zwracać mu uwagę. Jeżeli moje
przypuszczenia były niesłuszne, już i tak wystarczająco się
ośmieszyłem. - Słuchaj, jesteś naprawdę słodki... - Zawahał
się, widząc zażenowanie na mojej twarzy. Lekko się uśmiechnął,
nim ponownie się nie uspokoił. - Ale rozumiem co znaczy "nie".
Chcę się z tobą kumplować, bo cię lubię i fajnie mi się spędza
z tobą czas. Ale nie znaczy to od razu, że będę próbował za
wszelką cenę cię wyrwać. Uwierz, gdybym potrzebował znaleźć
sobie faceta, zrobiłbym to w jeden wieczór. Od ciebie oczekuję
tylko tyle, że będziemy mogli się kumplować. Nie stresuj się,
nie każdy gej tylko czeka na to, aż będzie mógł cię zaciągnąć
do łóżka.
- Oh... - Speszony odwróciłem głowę.
Jakoś nic więcej nie chciało mi przejść przez gardło. Poczułem
się jeszcze bardziej speszony myślą, że potraktowałem go w ten
sposób. Spuściłem głowę, gdy na policzkach pojawił mi się
rumieniec. - Przepraszam.
- Spoko, nie twoja wina. Jesteś trochę
nieogarnięty w tych kwestiach, nie martw się, ale jeszcze się
wyrobisz.
Zabawne... kilka tygodniu temu coś
podobnego słyszałem od mojego senseia. Tylko... w jego ustach to
brzmiało trochę inaczej. Może dlatego, że gdy poznałem senseia
byłem przekonany, że jako homoseksualista leci na każdego faceta.
Teraz wiedziałem, że jest inaczej, ale i tak bałem się, że Kuro
się we mnie zadurzył i przez to za wszelką cenę będzie próbował
mnie zdobyć. Znowu się wygłupiłem...
- Zapomnij o tym, jedźmy. - Podniósł
się bez najmniejszego problemu, jakby na sobie miał normalne buty,
a nie te okropne rolki.
Zawahałem się chwilę, niepewny i
zażenowany, nim chwyciłem jego dłoń i pozwoliłem się postawić
na nogi. Kuro przytrzymał mnie, bym nie odjechał, ani się nie
przewrócił. Minął mnie ostrożnie, by wejść na chodnik i pomóc
mi wejść te dziesięć centymetrów wyżej.
- Podstawy znasz?
- ...powiedzmy.
- Dobra, po prostu się mnie trzymaj i
do przodu. Jak w życiu. - Chwycił mnie mocno za ramię i powoli
podjechał do przodu. Wydałem z siebie zduszony pisk i mocniej
ścisnąłem Kuro, próbując za wszelką cenę ustać na nogach.
Rolki rozjeżdżały mi się na obie strony, razem lub niezależnie
od siebie i poruszałem się z szybkością kulawego ślimaka, ale
Kuro dzielnie dotrzymywał mi towarzystwa, pilnując, żebym się nie
wywrócił.
- To jak było z tą dziewczyną? -
zagadnął, a ja przez nagłe speszenie prawie się przewróciłem.
Utrzymałem się na nogach i wbiłem wzrok w rolki, chcąc ukryć
przed chłopakiem rumieniec. - Masz dziewczynę?
- Noo... tak... tak jakby...
Panicznie zacząłem się zastanawiać,
czy mam oszukiwać Kuro. Wiedział o jakimś facecie, chociaż
dokładnie nie wiedział kim on jest. Mówiłem mu coś o senseiu?
Kuro myślał, że jestem gejem, albo chociaż bi i czuje, że jestem
w jakimś dziwnym związku z facetem. Uwierzyłby, że jestem z
dziewczyną? Gdybym powiedział prawdę, mógłby mnie kryć.
Wiedział za dużo, by razem z Pai mnie wkopać i zrozumieć, że
jestem w jakimś chorym związku... nawet nie związku, po prostu
relacji. W sumie to dlaczego się tak tego wstydziłem. To... nie był
prawdziwy związek, nie robiłem nic złego.
- Wiesz, że twoja cisza jest bardziej
wymowna niż cokolwiek, co mógłbyś powiedzieć?
- Too... bardziej skomplikowane, niż
się wydaje... - Wydukałem, mocniej ściskając jego ramię, by
jakoś rozładować zażenowanie.
- No wiesz... te malinki nie zostawiają
zbyt wiele do wyobraźni.
Cholera... jak miałem wyjaśnić coś
takiego? Gdy o tym myślałem, brzmiało to bardzo źle, ale...
powiedzenie tego na głos wydawało się jeszcze gorsze.
- ...mogę nie odpowiadać? - wydukałem
w końcu. Potrzebowałem czasu, żeby wymyślić odpowiedź na to
pytanie. Tym bardziej, że potrzebowałem pełni skupienia, by nie
wywrócić się na ziemie.
- Wiesz, że jeżeli nie powiesz, to
sam dopowiem sobie większość?
- Wiem. Przepraszam, ale... nie chcę o
tym mówić.
- Rozumiem, jak chcesz. Tylko pewnie
teraz moje wyobrażenia będą gorsze, niż prawda.
Westchnąłem. Naprawdę, oby się nie
zdziwił. Uśmiechnąłem się przepraszająco, zmuszając się, by
podnieść na niego głowę. Całe szczęście nie naciskał.
Widziałem na sobie jego osądzający wzrok, gdy próbował
zrozumieć, dlaczego nie powiem mu prawdy. Ale musiałem się
zastanowić, czy wolę, żeby myślał, że jestem gejem, czy
wiedział, że trafiłem do naprawdę dziwnego związku z moim
korepetytorem. Jak miałem mu to powiedzieć? Że sypiam z facetem,
żeby zrozumieć, jak to jest być gejem i nauczyć się być w
związku?
Chwilowo skupiłem się na jeździe,
nie chcąc się przewrócić. Kuro prowadził mnie powoli, nie
poruszając już niewygodnego tematu. Wciąż się chwiałem, a im
dłużej jeździliśmy, tym bardziej bolały mnie nogi. Gdy chociaż
na chwilę puszczałem chłopaka, zaczynałem pokracznie się chwiać
i zaraz lądowałem albo w objęciach Kuro, albo, gdy ten nie dawał
rady mnie złapać, na kolanach tuż przed nim.
- Cholera, zaraz się zaczyna rajd -
Usłyszałem nad sobą, gdy usilnie próbowałem po raz kolejny wstać
z ziemi. - Jak się trzymasz?
- Nienawidzę tego...
- Dasz radę wziąć udział w rajdzie?
- Bez szans... - Wydyszałem. Nogi
paliły mnie bólem i ledwo mogłem złapać oddech.
- Wiesz, że masz beznadziejną
kondycję, co?
- A jaką mam mieć? - Podniosłem
głowę i spojrzałem na Kuro z wyrzutem. - Nie jestem sportowcem...
- Ale nie jest źle, już nawet sobie
jakoś radzisz. Następnym razem wybierzemy się na nocną jazdę, co
ty na to?
- ...może kiedyś - Spojrzałem na
zegarek. Zbliżała się dwudziesta, nie dość, że byłem
wykończony, to jeszcze robiło się późno. - Powinienem już
wracać.
- Mówiłem ci, że powinieneś
wyluzować. Pai cię kryję, rodzice nie zauważą, a z testem sobie
poradzisz.
- I tak nie mam już siły na jazdę.
- Tak coś czułem. To co powiesz na
skoczenie do parku? Obok są fajne knajpki, możemy coś wziąć na
wynos i zjeść przy jakimś stawie.
- Sam nie wiem... ten test...
Kuro westchnął ciężko, a ja
poczułem się trochę źle. Przecież ostatnio sporo o tym
rozmawialiśmy, a ja znowu wychodziłem na mięczaka. Z jednej strony
trochę się bałem rodziców, ale... obecność Kuro sprawiała, że
chwilowo zapominałem o nich i.... głęboko w duszy chciałem żyć.
Chciałem żyć jak on, nie przejmując się kompletnie niczym.
Chociaż lęk przed życiem samotnym, gdy nie miałem dookoła siebie
ani Kuro ani senseia, pozostawiał w mojej głowie zbyt wyraźny
ślad.
- Oj Sashi, czasami trzeba żyć
życiem. Rodzice nie zauważą, że się wymknąłeś, a z testem
sobie poradzisz. No dawaj, wyluzuj się trochę. Ja stawiam -
Uśmiechnął się lekko, wyciągając rękę w moją stronę. Jego
łagodny wyraz twarzy i czuły uśmiech były... naprawdę ładne.
Zawahałem się, ale chwyciłem jego dłoń i pozwoliłem postawić
się na nogi. - I o to chodzi. Dojedźmy tylko do motoru i będziesz
miał spokój z rolkami. Dasz radę?
- Spróbuję... - Nie czułem się
gotowy na dalszą jazdę, ale nie chciałem okazać się jeszcze
słabszy, niż byłem w rzeczywistości.
Kuro podał mi ramię i zaczął
niemalże holować mnie w stronę parkingu, gdzie zostawił swój
motor.
Pół godziny później czekaliśmy
przy chińskiej budce na dwie porcje pierożków dim sum.
- Nie wiedziałem, że jadasz w takich
miejscach. - Chociaż lubiłem orientalną kuchnię, to budka z
chińskim żarciem przy ulicy przy parku nie wydawała mi się zbyt
elegancka dla kogoś żyjącego jak Kuro.
- Nie umiałbym żyć na innym poziomie
niż teraz, ale lubię czasami zbuntować się przeciwko temu, co nas
nauczyli. Wiesz, zamiast pójść do jakiejś dobrej restauracji,
kupić sobie najtańszego kebaba w podejrzanej dzielnicy, albo jakieś
żarcie na wynos.
Spojrzałem na Kuro z całkowitym
szokiem wymalowanym na twarzy. Nie sądziłem, że mimo tak wielu
różnic, możemy być tak... podobni do siebie. Może... to wcale
nie tak, że nigdzie nie pasowałem? Może tak naprawdę po prostu
musiałem znaleźć kogoś jak ja? A może... może z Kuro byliśmy
takimi odmieńcami, że doskonale do siebie pasowaliśmy? Zagubieni w
dwóch światach, do których kompletnie nie pasowaliśmy. Zbyt
przyzwyczajeni do życia w bogactwie, żeby móc z niego zrezygnować,
ale z mentalnością całkowicie odbiegającą od ludzi, wokół
których się otaczaliśmy.
- Hm? - zapytał, gdy dostrzegł moje
zdziwienie.
- Nie, nic, przepraszam. - Odwróciłem
gwałtownie głowę, chcąc ukryć speszenie, że przyglądałem się
Kuro od kilku chwil z taką intensywnością. - Tylko... to zabawne,
bo często sam mam dokładnie tak samo.
- No proszę... - Uśmiechnął się z
rozbawieniem. - Wiedziałem, że słusznie wybrałem sobie ciebie na
kumpla. Nadajemy na tych samych falach.
Starszy chińczyk podał nam dwa
plastikowe pudełka włożone do siatki. Kuro wziął je,
podziękowaliśmy i poszliśmy w stronę parku. O tej porze wyglądał
naprawdę ładnie, tonąc w słabym świetle księżyca. Gdyby
jeszcze tylko było widać gwiazdy... aż przypomniałem sobie mój i
senseia wypad nad tamten klif. Nigdy wcześniej i nigdy później nie
widziałem tak cudownego widoku. Ciekawe, czy mogliśmy przyjść tu
we dwójkę. Chciałbym pokazać mu płaczącą wierzbę, pod którą
się czasami ukrywałem.
- Ładnie tu, co? - zagadnął Kuro.
- Nom... fajne miejsce. Wiesz, że
nigdy żaden z moich przyjaciół nie chciał ze mną iść na spacer
po parku? Zawsze, jak miałem kolegów, chcieli wyciągać mnie do
restauracji, kina, czy sklepów handlowych.
- Czyli w miejsca, gdzie mógłbyś za
nich zapłacić? Ech... skąd ja to znam.
- Nie mów mi, że też masz takie
problemy? W sensie... nie wydajesz się osobą, która mogłaby mieć
problemy ze znajomościami.
- Nie nazwałbym tego problemami. Wiesz
jak to się mówi."Miej wyjebane, a będzie ci dane. - Usiadł
nad brzegiem stawu, w którym odbijały się drzewa, most i światło
księżyca. Przepływające kaczki sunęły powoli po tafli,
powodując małe kółka na wodzie. - Już dawno przestałem się
przejmować tym, co pseudo przyjaciele o mnie myślą. Chcą się ze
mną spotykać i tak dalej? Spoko, czemu nie? A w momencie, w którym
robią sobie ze mnie skarbonkę i widzę, że zaczyna im zależeć
bardziej na mojej kasie, a nie znajomości, zostawiam ich bez żalu.
Podał mi jedno z pudełek. W środku
było sześć chińskich pierożków, z ciastem zwiniętym w kształt
saszetki. Dwa były z indykiem i bazylią, dwa z kurczakiem i kimchi
a dwa z mięsem z kaczki. Kuro miał identyczny zestaw.
- Muszę przyznać... jestem pod
wrażeniem - powiedziałem z mieszanką dumy i niepewności. - że...
nie sądziłem, że coś takiego może być tak proste. Wiesz... ja
nawet jak nie chciałem się przywiązywać, to gdy ktoś okazywał
mi zainteresowanie i sympatię, to... ja zaraz się w tym zatracałem
i gdy ci traktowali mnie okropnie, czułem się fatalnie i źle,
zamiast czuć ulgę, że się od nich uwolniłem.
- Pierwsza zasada życia, młody - Kuro
wskazał na mnie pałeczkami. - nigdy się nie przywiązuj. Nigdy.
Wszyscy i tak cię ostatecznie zostawią. Lepiej przygotowywać się
do tego zawczasu.
Poczułem dziwny ból psychiczny.
Myślenie Kuro było... smutne. Chociaż pewnie na dłuższą metę
mniej bolesne niż to, co mnie spotykało na każdym kroku.
- Nie czujesz się z tym źle? W sensie
tak... samotnie?
Zamilkł, przeżuwając pierożek.
Popił go colą i w zastanowieniu wpatrzył się w staw przed sobą.
- Nie. Cieszę się tym, co dzieje się
teraz. Nie przywiązuje się, ale to nie znaczy, że nie cieszę się
ze znajomości z kimś. Dobrze się bawię spędzając chociażby ten
dzień z tobą, ale nie płakałbym, gdybyś po tamtym pocałunku
stwierdził, że nie chcesz nigdy więcej się ze mną widzieć, poza
obiadkami między naszymi rodzinami. Co wcale nie znaczy, że cię
nie lubię. Po prostu... czasami wygodniej się nie przywiązywać.
- Chciałbym tak umieć... -
westchnąłem. - Ale jak ktoś wykazuje mną zainteresowanie i
traktuje mnie jak kumpla, to od razu niepotrzebnie się nastawiam i
wierzę, że może tym razem będzie lepiej. Dlatego w sumie... teraz
nie mam już żadnych przyjaciół...
- Czasami lepiej jest nie mieć nikogo,
niż mieć kogoś, kto ostatecznie cię zrani.
- twoje myślenie jest smutne, wiesz?
- Cóż, życie jest smutne. - Kuro
wzruszył ramionami, biorąc kolejnego pierożka do ust. - Trzeba się
stopniowo do tego przyzwyczajać i cieszyć się, kiedy wyjątkowo
nie jest.
Nie byłem pewny, czy kolejna z
filozofii Kuro mi się podoba, czy nie bardzo. Rozumiałem go
bardziej, niż bym sobie życzył, ale jego myślenie było naprawdę
smutne. Nie chciałem tak samo patrzeć na świat, jak on. Chciałem
móc się nie przejmować wszystkim, ale całkowicie odcięcie się
od uczuć po prostu nie było dla mnie. Chociaż może powinienem?
Nie dawać się zauroczyć i zawładnąć sobą każdej nowo poznanej
osobie, która tylko da mi nadzieję, że chce się ze mną
przyjaźnić? Może... może tak byłoby lepiej?
Musiałem zapytać o to senseia.