piątek, 1 września 2017

Lekcja życia XL - Lekcja przeżytych wrażeń

Witajcie po kolejnej długiej przerwie xD
Co prawda dzisiaj nie ma ani soboty, ani rocznicy powstania tego opowiadania(jeszcze 2 dni), ale postanowiłam coś dzisiaj wrzucić. Wakacje jednak ze mną wygrały i nie miałam za bardzo czasu na pisanie, dlatego nic się nie pojawiało. Teraz niestety czeka mnie kolejny wyjazd i pewnie noty(o ile będę dalej prowadzić tego bloga) zacznę regularnie dodawać jakoś w październiku.
Ale na osłodę pierwszego dnia szkoły, dla tych, którzy jeszcze jej nie skończyli, podsyłam kolejny rozdział ,,Lekcji życia".

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Kiedy się obudziłem, było już jasno. Słońce wdzierające się przez zamknięte powieki było pierwszą zarejestrowaną przeze mnie rzeczą. Zaraz potem poczułem okropny ból w okolicy bioder. Otworzyłem oczy. Dopiero,gdy zobaczyłem pokój senseia, przypomniałem sobie, co wczoraj zaszło. Poczułem, jak robi mi się gorąco.
Zrobiliśmy to... przespałem się z senseiem.
 Spodziewałem się, że to będzie bolesne, ale... chyba już powinno przestać. Chciałem się poruszyć, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę się ruszyć i otacza mnie coś... gorącego.
Odwróciłem głowę. Tuż za mną leżał sensei, tuląc mnie do siebie. Oplatał mnie tak ciasno ramionami, że praktycznie nie mogłem się ruszyć. Zacząłem ostrożnie wysuwać się z jego uścisku. Sensei wymamrotał coś i mocniej mnie przytulił. Cholera, musiałem się od niego uwolnić. Czułem, że po tym, co się wczoraj stało, bardzo potrenuję wziąć prysznic. Powinienem to zrobić wczoraj, ale po niedawnym uniesieniu w ogóle nie miałem na to siły.
Chwilę się wiłem na łóżku, ale sensei widocznie nie zamierzał dawać mi jakiejkolwiek ulgi. Nawet przez sen trzymał mnie mocno, jakby nigdy miał mnie nie puszczać. Odwróciłem się w jego stronę i oparłem dłonie na jego piersi. Zacząłem się delikatnie odpychać, ale niewiele to dawało. Zacząłem odczuwać lekkie poirytowanie przez to, że nie mogę się uwolnić. Postanowiłem się szarpnąć tak gwałtownie, żeby nie udało mu się mnie przytrzymać. Przysunąłem się tak blisko jak mogłem i oparłem dłonie w miarę stabilnie o pierś mężczyzny. Jeden... dwa...
- Za grosz romantyzmu - Niemal podskoczyłem, gdy nad sobą usłyszałem głos senseia. W jednej chwili zamarłem całkowicie i zalałem się rumieńcem. Sensei tylko westchnął teatralnie. - Zamiast leżeć, wtuleni w siebie, ty za wszelką cenę starasz się uciec.
- Nie... ja tylko...
- Przecież żartuję - Zaśmiał się krótko i w końcu mnie puścił. - Jak się spało? Szybko padłeś.
- Ja...tak, dobrze... a tobie? - Zapytałem niepewnie, podnosząc wzrok. Nawet, gdy patrzyłem na senseia od dołu, był bardzo przystojny. Pewnie miał duże powodzenie...
- Rewelacyjnie. Chociaż nie ukrywam, że wziąłbym szybki prysznic - Usiadł na łóżku i się przeciągnął. Na sobie miał same spodnie, a jego naga klata lśniła od resztek potu. Przetarł oczy i zgarnął włosy z twarzy. Potem przeniósł wzrok na mnie. Nagle się uśmiechnął chytrze. - Może wspólny prysznic?
Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony. Co prawda kąpaliśmy się już wspólnie, ale na samą myśl o prysznicu poczułem się jeszcze bardziej speszony. W końcu był to jeszcze większy poziom zażyłości niż do tej pory... nawet nie mogłem liczyć na zasłonę z piany.
- Ja... nie wiem czy...
- Uznaj to za kolejną lekcję. Przespaliśmy się ze sobą, a ty dalej się mnie wstydzisz. Coś trzeba na to poradzić - Uśmiechnął się delikatnie. Wstał z łóżka i wyciągnął rękę w moją stronę. To nie było pytanie. Nawet nie brał pod uwagi odpowiedzi takiej jak ,,nie". Więc nie próbowałem nawet protestować. Lekko drżącą dłonią chwyciłem jego rękę. Poprawiłem koszulę, by zakryć nagie nogi, nim sensei ściągnął mnie z materaca.
Ledwo stanąłem na ziemi, ból w biodrach pojawił się ponownie, ale spotęgowany chyba ze sto razy. Nogi miałem jak z waty, a kolana same się pode mną ugięły. Wszystko stało się tak nagle. W jednej chwili wstawałem z łóżka, a w drugiej klęczałem na ziemi, z dłońmi desperacko zaciśniętymi na spodniach senseia, który bezradnie trzymał mnie za ramiona, tak słabe, że nawet nie był w stanie ich przytrzymać.
- Ja... - Zacząłem niepewnie. Nie wiedziałem, czy bardziej byłem speszony moim stanem, czy tym, że po raz kolejny lądowałem przed nim w tak żenującej sytuacji. Odruchowo ścisnąłem pięści i nieco bezradnym wzrokiem spojrzałem w górę. Zauważyłem lekko uśmiechniętego senseia i fakt, że... desperacko trzymane przeze mnie spodnie, w tej chwili miał zsunięte lekko z bioder. Jeszcze kilka centymetrów i te całkowicie by spadły, pozostawiając senseia całkiem nagiego.
Szybko puściłem jego dresy i niemal odskoczyłem, jednocześnie wyrywając się z jego uścisku. Usiadłem na ziemi i aż syknąłem. Łzy zażenowania i bólu zakręciły mi się w oczach. Nagle nabrałem ochoty, żeby się gdzieś ukryć. Wspomnienie wczorajszej nocy wróciło do mnie tak gwałtownie, jakbym przeżywał to teraz.
- Hej, Sashi - Powiedział nagle sensei. Wyglądał na lekko przerażonego moim stanem. Szybko poprawił spodnie i klęknął przede mną. - Spokojnie, nic się nie stało - Zagryzłem dolną wargę, żeby przypadkiem nie wybuchnąć płaczem. Jakbym już nie dość był zażenowany. Sensei patrzył na mnie chwilę bezradnie, a w końcu chwycił mnie za twarz i przysunął się szybko, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Całował mnie chwilę, szybko, ale jednocześnie czule. W końcu odsunął się powoli i spojrzał mi w oczy.
- Jak się czujesz? - Zapytał cicho. Dziwne, ale ten jeden pocałunek odgonił w jednej chwili całe zażenowanie i strach.
- ...obolały... - Szepnąłem i spuściłem głowę. - I... nie mam siły, żeby chodzić... to... tak powinno być, czy... czy to ja... - Znowu spuściłem wzrok. Bałem się, że to wszystko jest teraz moją winą.
- Nie, nie nie nie nie, to nie jest twoja wina. Absolutnie. Przepraszam, nie uprzedziłem cię o takich sprawach. To normalne, że jesteś obolały. Pierwszy raz zawsze jest bardzo bolesny. Twój... umm... trochę nadwyrężyłem części twojego ciała, do czego nie byłeś przyzwyczajony. Dodatkowo, użyłeś podczas ostatniej nocy mięśni, których normalnie nie używasz. Dlatego ciężko ci się chodzi. Ale to wszystko jest jak najbardziej naturalne. Nie stresuj się tym - Chwycił mnie za ręce i uśmiechnął się czule. Wciąż czułem się źle, ale odrobinę mniej niż wcześniej.
- Chodź, pomogę ci dojść do łazienki. Chwyć mnie za szyję. Tak, dokładnie tak - Chwyciłem się senseia i już szykowałem się do tego, by podnieść się na nogi, kiedy nagle straciłem całkowicie pod nimi grunt. Pytająco spojrzałem na mężczyznę, ale ten bez słowa, trzymając mnie na rękach, poszedł do łazienki. Nerwowo obciągnąłem koszulkę, by ukryć fakt, że nie mam na sobie spodni, ani bokserek.
Zostałem postawiony na dnie wanny w łazience, ale nogi dalej mi się za bardzo trzęsły, żebym mógł ustać. Sensei na szczęście trzymał mnie tak mocno, że nie mogłem nawet osunąć się na ziemię. Dopiero on ostrożnie pomógł mi usiąść na dnie wanny i wtedy mnie puścił.
- Chciałem cię zaraz odwieźć do domu, ale patrząc na twój stan, to chyba jednak zostaniesz u mnie trochę dłużej - Oparł się o brzeg wanny i pochylił nade mną. - Jeszcze bardziej nerwowo obciągnąłem koszulkę. - Nie sądziłem, że będziesz aż tak obolały. Wiesz...to przez to, że w jakimś sensie to też był mój... ,,pierwszy raz" - Uśmiechnął się szeroko. Wyglądał na całkiem dumnego z siebie, że jakiś swój pierwszy raz przeżył ze mną. A ja... chociaż brzmiało to okropnie żenująco, też czułem się trochę lepiej z faktem, że nie ja jeden byłem w jakimś chociaż stopniu niedoświadczony w tej sytuacji.
- Nic się nie stało... - Powiedziałem cicho, wciąż wpatrując się w swoje nogi. - Ale... taka reakcja... jest normalna, tak?
- Jak najbardziej - Nie czułem się komfortowo, gdy mi się tak przyglądał z góry, siedząc na skraju wanny. - Jeżeli chcesz pogadać o wczoraj to...
- Nie chcę - Powiedziałem natychmiast. Wszystkie moje lekcje z senseiem były żenujące, ale rozmawianie o tym, jak my... ,,to" robiliśmy, było zupełnie innym poziomem wstydu.
- Skoro tak... zrobimy coś podobnie żenującego. Ręce do góry.
Wzdrygnąłem się nagle, gdy sensei chwycił za moją koszulkę i pociągnął ją do góry. Szybko ją chwyciłem i znowu ściągnąłem na nogi. - Oh, daj spokój. Przecież muszę cię umyć. Zaproponowałbym kąpiel, ale biorąc pod uwagę to, jak bardzo spoceni jesteśmy i ile mamy na sobie różnych płynów, pływanie w tym wszystkim... no wiesz, w pocie, spermie...
- No dobrze, dobrze! - Przerwałem mu gwałtownie, żeby nie słuchać tego wywodu dalej. - Gh... niech będzie prysznic... - Wymamrotałem i z niechęcią podniosłem ręce, by sensei mógł w końcu pozbawić mnie koszulki.
- Eh Sashi... musisz w końcu przełamać tę twoją nieśmiałość. Znaczy, na swój sposób jest naprawdę urocza - Speszyłem się jeszcze bardziej. - Ale byłoby łatwiej, gdybyś miał więcej odwagi.
Nie odpowiedziałem. Byłem zbyt zażenowany, siedząc nagi w wannie, żeby z nim rozmawiać. Nagle poczułem za sobą czyjeś ciepło. Zerknąłem przez ramię na nagiego senseia. On w ogóle nie wydawał się speszony. Wziął słuchawkę prysznica i odkręcił wodę.
- ...to okropnie żenujące...
- Wiem. I właśnie dlatego to robimy - Powiedział łagodnie i zaczął polewać mnie wodą. To co? Chcesz porozmawiać? Mogę zacząć robić ci wykład, ale to będzie jeszcze gorsze - Objął mnie jedną ręką i przyciągnął do siebie. To było okropne, gdy wylądowałem między jego nogami.
- Nie wiem... nawet nie wiem jak miałbym to opisać...
- Wszystko co ci się nie podobało... albo wręcz przeciwnie.
Potrzebowałem chwili, żeby się zastanowić. Wciąż nie mogłem sobie poradzić ze wstydem, który jeszcze wczoraj niemal mnie paraliżował, a dzisiaj... wcale nie było dużo lepiej. Wziąłem głęboki wdech i spuściłem głowę.
- No... nie wiem... znaczy... to było... najpierw bolesne, ale potem... przyjemne - Szepnąłem speszony.
- Cóż, to chyba dobrze - Zaśmiał się krótko. - Rodzice nie będą mieli nic przeciwko, jeżeli zostaniesz do obiadu? Nie chciałbym cię odsyłać w takim stanie do domu. Jeszcze by się twoi rodzice domyślili i co wtedy?
- ...dzięki...
- Cholera. Zastanawiam się, co zrobić z tym twoim zażenowaniem. Nie chcę, żebyś się peszył, czegokolwiek bym nie zrobił. Aż prawie nie chcę ci robić tego, co muszę zrobić.
Zaskoczony odwróciłem się w jego stronę. Jego uśmiech tylko mi mignął, gdy nagle zostałem pchnięty do przodu. W ostatniej chwili podparłem się rękoma, żeby nie wpaść twarzą do wody. Poczułem, jak sensei chwyta mnie za biodra i kompletnie wbrew mnie podnosi je do góry. Zobaczyłem tylko swoją czerwoną, speszoną twarz w tafli wody, nim nie zacisnąłem z całej siły powiek.
- Nie stresuj się, muszę cię tylko umyć. Mieliśmy prezerwatywę, ale trzeba pozbyć się z ciebie resztek lubrykantu i trochę... innych płynów.
- Proszę, nie mów tego... - Powiedziałem cicho, speszony zarówno tą pozycją, jak i tym, co mówił.
- Wybacz - Zaśmiał się krótko. Dupek... uwielbiał mnie wprawiać w zażenowanie... - Rozluźnij się, będzie lepiej, niż wcześniej - Kiwnąłem głową. Chwilę potem poczułem w sobie palec mężczyzny. Jęknąłem krótko z bólu, gdy moje mięśnie same się zacisnęły. Czułem, jak porusza palcem, wbrew mojemu ciału, które za nic nie chciało się rozluźnić, tak jak wczoraj. Oddychałem szybko i płytko, wpatrzony w falującą wodę przed moją twarzą.
- No już, już. Dobrze ci idzie. Gdybym doszedł w tobie, byłoby dużo gorzej.
- Ja... gh... nie chcę tego słuchać... - Prychnąłem, z trudem się w ogóle odzywając przez odczuwany dyskomfort.
Sensei na szczęście się już nie odzywał. Powoli poruszał palcem, jednocześnie polewając mnie wodą z prysznica. Wsuwał się i wysuwał, powoli wydostawając ze mnie wszystkie płyny i resztki lubrykantu. W końcu wyciągnął palec.
- I co? Było tak strasznie?
- Tak... - Znowu usiadłem na dnie wanny.
- Wolałbyś to zrobić sam?
Spuściłem głowę. Wolałem nie odpowiadać. Na szczęście nie musiałem. Sensei nie napierał na mnie z odpowiedzią. Skończyliśmy się myć, po czym wyszedł z wanny. Przepasał się w pasie ręcznikiem, nim wyciągnął do mnie ręce, by pomóc mi wstać. Czułem, jak nawet siedząc, moje nogi okropnie drżą, więc chwilę się wahałem. Gdybym stracił równowagę i znowu wpadł na senseia... zaczerwieniłem się na samą myśl o tym. Dopiero po dłuższej chwili chwyciłem go za ręce i dałem się podnieść. Zamknąłem oczy. Miałem nadzieję, że skoro ja mam zamknięte oczy i nie widzę swojej nagości, to w jakiś dziwny, pokręcony sposób, sensei też nie będzie mnie widział. Puścił jedną moją dłoń i wolną ręką oplótł moją talię. Przytrzymał mnie na tyle mocno, żebym nie bał się za bardzo, że zaraz się przewrócę.
Kiedy puścił moją druga rękę i jeszcze mocniej mnie objął, poczułem się, z jakiegoś powodu, bardzo, bardzo źle. Nie wiedziałem teraz, co powinienem zrobić z rękoma. Chciałem zarzucić je mu na szyję, ale uznałem, że to byłoby zbyt dziwne. Ostatecznie tylko zacisnąłem je w pięści i oparłem na piersi mężczyzny. Ten jednym ruchem wyciągnął mnie z wanny i postawił na zamkniętej desce. Całkowicie nagi i zażenowany siedziałem tylko przez chwilę, bo zaraz potem na moje biodra rzucony został biały ręcznik. Trochę mi ulżyło. Byłem przekonany, że sensei będzie się nabijał, albo będzie rzucał jakimiś złośliwymi komentarzami. Kto by pomyślał, że zachowa się z taką... wyrozumiałością.
- Przyniosę ci twoje ubrania. Wytrzyj się w tym czasie - Rzucił i wyszedł, zostawiając mnie samego.
Odetchnąłem z ulgą, gdy znalazłem się sam. Przetarłem włosy i wytarłem się starannie ręcznikiem. Trochę nie mogłem w to uwierzyć... miałem za sobą swój pierwszy raz. I to nie byle jaki pierwszy raz... przespałem się z facetem. I to nie byle jakim facetem... z moim korepetytorem. Sam nie byłem pewny, czy to dobrze. To była tylko lekcja... nic złego. Nawet jeżeli teoretycznie powinienem kochać osobę, z którą mam swój pierwszy raz... Nie. Przecież jestem facetem. Powinienem po prostu przejść przez to bez większych uczuć. Ba, niektórzy faceci przecież tracili prawictwo z prostytutkami, albo dziewczynami na jedną noc. A sensei... tylko mi pokazywał, jak to wygląda.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Poczułem się trochę lepiej, gdy to sobie uświadomiłem. No i... mimo całego mojego stresu, oprócz początkowego bólu, to wszystko było naprawdę przyjemne. Aż dziwne, że coś, co brzmi tak okropnie, może rzeczywiście sprawiać rozkosz.
Pukanie do drzwi wyrwało mnie tak gwałtownie z zamyśleń, że aż podskoczyłem i poczułem bolesne ukłucie w dolnych okolicach. Jęknąłem z bólu.
Drzwi jekko się otworzyły i sensei rzucił mój plecak na ziemię.
- Domyślam się, że masz tam coś na zmianę. W razie czego mogę ci dać na razie coś mojego, ale tak czy tak, jak będziesz wracał do domu, będziesz musiał się przebrać w swoje rzeczy.
- Wziąłem rzeczy na zmianę, ale dzięki za troskę.
- Jak się ubierzesz, możesz mnie zawołać. W razie czego będę w kuchni. Zrobię nam śniadanie. Jest coś, na co masz ochotę?
- Chyba nie... zjem cokolwiek.
- Głodny?
- Całkiem.
- To dobrze. Przygotuję nam coś pysznego.
Powiedział i zniknął zza drzwi. To było naprawdę miłe, że tak się mną przejmował. Mógł po wszystkim wyrzucić mnie do domu, albo po prostu odwieźć i się nie przejmować moim stanem. W końcu był tylko moim nauczycielem. Dawał mi lekcje, ale przecież nie byliśmy parą, ani nic w tym rodzaju. Chyba, że tego typu opieka to też część lekcji.
Sięgnąłem po plecak i ostrożnie się ubrałem. Nie sądziłem, że siedzenie może sprawiać taki ból. Naciągnąłem na siebie bokserki, spodenki, koszulkę i skarpetki, nim spróbowałem się podnieść. Było to jeszcze trudniejsze, niż samo siedzenie, więc chwilę mi zajęło stanięcie na nogach i to opierając się o klamkę.
- Jak chcesz, to połóż się w sypialni! Nie będę cię katował siedzeniem na krześle - Usłyszałem głos z kuchni. Trochę mi ulżyło, bo byłem niemal pewny, że siedzenie sprawi, że umrę z bólu. Wszedłem do salonu i obejrzałem się na kuchnię. Senseia nie widziałem, więc nieco bezpieczniejszy, już na klęczkach, dotarłem do sypialni i wczołgałem się na łóżko. Odetchnąłem z ulgą. Byłem tak obolały po wczorajszej nocy, że chyba tylko cudem udawało mi się ustać na nogach. Jak miałem dotrzeć do domu w takim stanie? I może jeszcze udawać, że wszystko jest w porządku ze mną? Jasne, już to widziałem...
Nie minęło dużo czasu, gdy do pokoju wszedł sensei. Jak zwykle z szerokim uśmiechem, a w dłoniach trzymał dużą, żółtą tacę pełną jedzenia. Były tam jajka sadzone, kiełbaski, tosty z masłem i sok pomarańczowy. Obok stał słok dżemu i dwie podłużne szklanki.To wszystko położył na moich kolanach.
- Łał... sporo tego - Powiedziałem, nieco zaskoczony. Nie sądziłem, że przygotuje tyle pysznych dań. Znaczy... tyle dań. Jajka były lekko przypalone, kiełbasy tłuste, a chleb wydawał się stać w chlebaku już kilka dni. Ale to i tak było miłe. No i w tej chwili byłem naprawdę głodny.
- Po seksie zawsze się jest głodnym. Uzupełnił siły, przyda ci się.
Uśmiechnąłem się delikatnie. Zabrałem się za jedzenie. Wbrew pozorom, nie był aż tak niesmaczny, jak normalne jedzenie senseia. Chociaż może to przez to, że byłem taki głodny? A może... to chyba jednak przez to, o czym mówił sensei. On zresztą też wydawał się bardzo głodny, bo nawet mnie przeganiał w jedzeniu.
- Skoro mamy chwilę - Powiedział, smarując kromkę chleba dżemem. - Możesz już chodzić?
- ...niezbyt... to normalne, tak? - Zapytałem. co prawda sensei mi to już tłumaczył, ale musiałem się upewnić. Ten uśmiechnął się przyjaźnie.
- Tak jak wspominałem, zwyczajnie używałeś mięśni, których na co dzień nie używasz. Dlatego są przemęczone i... masz małe problemy z chodzeniem. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego bolą cię... hmmm... inne części ciała?
- ...nie musisz... nie jestem idiotą.
- Cieszy mnie to - Błysnął uśmiechem. Znowu zalęgła między nami cisza. Taca powoli się opróżniała, a mnie coraz bardziej dręczyło jedno pytanie.
- I co teraz?

sobota, 5 sierpnia 2017

Lekcja życia XXXIX - Lekcja pierwszego razu

Gwiazd niemal nie było widać, przez co cały dom tonął w gęstym, niemal nieprzeniknionym mroku. Tylko światło księżyca świecącego z drugiej strony domu, docierało do kuchni, trochę rozświetlając drogę. Sensei pociągnął mnie w stronę sypialni. Byłem niemal pewny, że słyszy, jak okropnie mocno bije mi serce. Chciałem być spokojny, ale... nie umiałem. Gdybym tylko mógł to wszystko mieć już za sobą...
Dotarliśmy do sypialni. Łóżko tonęło w słabym świetle księżyca wpadającym przez okno. Sensei oparł dłonie na moich ramionach. Pocałował mnie w czoło, potem w policzek, najpierw jeden, potem drugi. W końcu w usta. Delikatnie i subtelnie, jakby całował mnie po raz pierwszy. Nogi jeszcze bardziej mi zaczęły drżeć. Byłem przekonany, że jeszcze chwila i osunę się na kolana, ale sensei mnie uprzedził. Delikatnie mnie popchnął, aż wylądowałem plecami na łóżku. Nerwowo zacisnąłem dłonie na prześcieradle, gdy mój nauczyciel ściągał koszulę, by zaraz wejść na łóżko i zawisnąć nade mną. Zacisnąłem powieki i odwróciłem głowę.
- Boisz się? - Zapytał niskim, głębokim głosem. Nie chciałem się bać, ale...
- Trochę... - Przyznałem. Pod koszulką poczułem smukłe palce, przejeżdżające po mojej nagiej skórze. Jęknąłem krótko.
- Wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, że w każdej chwili mogę przerwać. Hej, spójrz na mnie - Otworzyłem oczy. Poczułem, że z nich po policzkach spływają mi łzy. Sensei zawisł nade mną. Wyglądał naprawdę... przystojnie, oświetlony przez słabe światło księżyca. - Zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze, tak? - Uśmiechnął się delikatnie, a moje serce aż zaczęło bić szybciej. Chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Trzymając mnie mocno, zaczął mnie całować po szyi. Znowu zamknąłem oczy. Jego usta powodowały u mnie przyjemne dreszcze, ale nie pomagały mi się uspokoić. Drugą dłonią przejeżdżał po mojej nagiej skórze. Podwijał cały czas moją koszulkę do góry, aż do szyi. Wtedy jego twarz obniżyła się, a usta zaczęły całować moją pierś. Delikatne pocałunki sprawiały wrażenie, jakby paliły przyjemnym ogniem. Po chwili mężczyzna przeniósł się na jednego z moich sutków. Z ust wyrwał mi się krótki jęk. To było.... dziwne. Nie rozumiałem, jak mogę się tak zachowywać. Moje ciało reagowało tak nienaturalnie na dotyk senseia...
- W porządku? - Zapytał szeptem, nim znowu zaczął ssać mojego sutka. Jego język był tak przyjemny... Zagryzłem dolną wargę, a po chwili ją puściłem, gdy z gardła wyrwał mi się kolejny jęk.
- Ja... nie wiem... - Jęknąłem. Czułem mrowienie na mojej skórze, gdy raz po raz jej dotykał. Swoimi ustami, językiem, oddechem...
Puścił moją dłoń i zaczął jeździć opuszkami palców po brzuchu. Wzdrygnąłem się i wygiąłem w łuk. Mięśnie same mi się spięły przez jego dotyk. Razem z palcami powoli w dół zsuwał się jego język, aż do granicy moich spodni.
- Zdejmę ci je teraz, dobrze? - Próbowałem coś powiedzieć, ale gardło miałem ściśnięte tak bardzo, że wydobywały się z nich tylko jęki. Zamiast tego tylko pokiwałem głową. Chyba... chyba było w porządku. Chociaż w głowie ciągle miałem tylko myśl... jak ja w ogóle do tego doprowadziłem.
- Wiesz, w jakiej chciałbyś to zrobić pozycji? - Zapytał szeptem. Jego głos był niski i głęboki. Może to panujący tutaj teraz klimat, ale... jeszcze nigdy nie dostawałem aż takich dreszczy od samego jego głosu. Próbowałem sobie przypomnieć jakie pozycje mi pokazywał. Nie było ich dużo, ale... w tej chwili myślenie przychodziło mi z największym trudem.
- Ja... - Szepnąłem i wbiłem wzrok w ścianę obok mnie. Nie mogłem w takim stanie patrzeć na senseia. Tym bardziej, gdy zaczął ściągać ze mnie spodnie. Zacisnąłem dłonie na koszuli i ściągnąłem ją, by zasłonić bokserki i chociaż częściowo, nagie nogi. - Ja nie wiem...
- Dobrze, więc ja wybiorę. Może być? - Pokiwałem głową. - Chcesz, żebym ci mówił, w jakiej pozycji to będziemy robić i czemu? - Gwałtownie pokręciłem głową, cały czerwony. Tego mógłbym już nie przeżyć.
Palce senseia wylądowały na moich biodrach. Przejeżdżał po nich chwilę, aż zaczął zjeżdżać nimi w dół, zsuwając jednocześnie moje bokserki. Jęknąłem przerażony i jeszcze bardziej naciągnąłem koszulkę. Cholera, zachowywałem się jak jakaś przerażona dziewica! A przecież... nie powinienem się tak czuć.
- Sensei... - Jęknąłem, niemalże ze łzami w oczach, gdy skończyłem już bez bokserek. Jego twarz nagle zawisła nad moją, by mógł na mnie spojrzeć.
- Coś nie tak? - Zapytał łagodnie.
- Ja... - Szepnąłem. - Boję się... i... i denerwuję. A co jak... zrobię coś źle? Albo... albo... - Zacząłem niepewnie. Wiele razy rozmawiałem z senseiem o seksie, ale... tak naprawdę to nie wiedziałem jak zareaguję i czy nie zrobię czegoś źle.
- Wtedy nic się nie stanie - Uśmiechnął się czule. Delikatnym gestem odgarnął kosmyk włosów za ucho i podniósł moją twarz, bym musiał na niego spojrzeć. Oddychał nieco szybciej niż zwykle, ale jego twarz była tak spokojna, jak zawsze. - Jestem tutaj, żeby cię uczyć, pamiętasz? Możesz popełniać błędy, możesz się bać i stresować. Od tego jestem tu ja, żeby temu zaradzić. Jasne?
Wcale nie czułem się dobrze w tej sytuacji. Spodziewałem się, że to będzie okropne, ale... nie aż tak.
- A... - Zacząłem niepewnie. - Czy ty... w sensie... - Przechylił lekko głowę, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Sytuacja była naprawdę nieprzyjemna, a ja coraz bardziej się stresowałem. - Umm... spałeś kiedyś z... prawiczkiem? - Ostatnie słowo powiedziałem niemal szeptem, zbyt zażenowany. Nie wiedziałem, jakiej odpowiedzi oczekuję. Chyba chciałem po prostu jakoś to odwlec i się odrobinę uspokoić. Sensei wyglądał na lekko zaskoczonego tym pytaniem. Uśmiechnął się lekko niepewnie, a potem zaśmiał krótko. Aż dziwne, że mógł się śmiać w tak napiętej sytuacji.
- Cóż... tylko z moją pierwszą dziewczyną... o ile można ją nazwać prawiczkiem. A tak poza tym... moi partnerzy byli doświadczeni chociaż trochę. Nawet mój pierwszy raz z facetem przeżyłem z kimś doświadczonym. Inaczej pewnie bym umarł z zażenowania - Zaśmiał się. Mimo rozbawienia, na jego twarzy widać było lekką niepewność. Nie wiedziałem tylko, czy to przez samą sytuacje, w której się znajdowaliśmy, czy może bardziej przez moje pytanie. Speszony znowu odwróciłem od niego głowę.
- Więc... to... też częściowo tak jakby... też twój pierwszy raz... tak? - Zapytałem niepewnie, zerkając na mężczyznę tylko kątem oka. To pytanie jeszcze bardziej zbiło go z tropu.
- Eee... cóż... chyba tak. Można to tak ująć - Powiedział w końcu, uśmiechając się niepewnie. - To źle?
Spuściłem głowę i lekko się zarumieniłem. Z jednej strony poczułem się trochę zestresowany, że sensei może coś zrobić źle, ale...
- Nie... trochę... trochę mi użyło... - Powiedziałem cicho. - Bo... bo chociaż nie tylko ja będę zestresowany.
Jak tylko to powiedziałem, zamknąłem oczy, by nie widzieć reakcji senseia. Nad sobą usłyszałem tylko którkie rozbawione prychnięcie.
- Wygląda na to, że tak - Szepnął, a chwilę potem na policzku poczułem delikatny pocałunek. - Jego dłonie wylądowały na moich kolanach, które kurczowo ściskałem, by jak najbardziej móc się ukryć przed jego wzrokiem. - Mogę?
Zawahałem się. W końcu po prostu kiwnąłem głową. Zimne ręce wsunęły się między moje kolana i zaczęły jeździć po wewnętrznej części ud, do całkowicie obnażonych części mojego ciała. Rozsunął moje nogi na tyle, by sensei mógł wsunąć się między je. Na skórze poczułem przyjemne ciepło bijące od jego nagiej klaty.
- Dobrze ci idzie. Chcesz zostać w koszulce? - Pokiwałem głową. Chyba bym umarł, gdybym pozostał pod nim całkiem nagi. Już i tak byłem przerażony. - Może być trochę zimne, ale bardzo ułatwi sprawę.
Wierzgnąłem i wygiąłem się w łuk, gdy poczułem coś zimnego, napierającego na... na...
W bezwarunkowym odruchu zacisnąłem mięśnie, ale szybko się otrząsnąłem. Wiedziałem, że muszę się rozluźnić, żeby odczuwać chociaż odrobinę mniejszy ból. Najpierw wstrzymałem oddech, a potem próbowałem oddychać miarowo i spokojnie. Sensei czekał, z palcem przyłożonym do... mnie, aż się rozluźnię.
- Chyba ktoś się przygotował - Powiedział łagodnie. - Cieszę się. No już, jeszcze trochę.
- GH! - Jęknąłem i aż odrzuciłem głowę do tyłu, gdy zaczął wsuwać we mnie palec. To było... tak okropnie nienaturalne. Spodziewałem się, że to będzie nieprzyjemne, ale... czegoś takiego się nie spodziewałem.
- Wiem, że boli. Zaraz będzie lepiej. Oddychaj głęboko - Jego palec wsuwał się coraz głębiej. Trwało to wieczność, nim w końcu się zatrzymał. Zaciskałem i rozluźniałem się co chwilę, nie mogąc znieść tego okropnego, nienaturalnego uczucia. - Nie denerwuj się, coraz lepiej ci idzie. Dokładnie tak, oddychaj - Czułem, jak się we mnie porusza, rozciągając na siłę moje mięśnie, kompletnie nieprzyzwyczajone do tak dziwnego uczucia. - Wkładam drugi palec.
Wydałem z siebie kolejny jęk, gdy ból stał się jeszcze większy. Lodowaty palec, cały w czymś kleistym i mokrym, wsunął się we mnie.
Bolało.
Z oczu zaczęły mi spływać łzy. Jak miałem do tego przywyknąć? A co gorsza... jak miałem znieść to, co się stanie za chwilę? Ból nieco przytępiał wstyd, ale nie mogłem zapomnieć o nim całkowicie. O tym, jak bezradny leżę przed moim nauczycielem, a nogi mam rozchylone niemalże na szerokość jego bioder. W życiu się tak nie otworzyłem przed nikim. To było naprawdę dziwne. Oddychałem coraz płycej i szybciej, a dłonie z całych sił zaciskałem na obciąganej koszulce. Kolejną wieczność później, dołączył trzeci palec. Sensei zaczął poruszać nimi do przodu i do tyłu, imitując ruchy podczas seksu. Nie było to ani trochę przyjemne... ale z każdą chwilą bolało coraz mniej. W końcu rozluźniłem się na tyle, by nie jęczeć z bólu i nie zaciskać się przy każdym ruchu mężczyzny.
- Jak ładnie. Doskonale sobie radzisz - Szepnął i pocałował mnie w policzek. Gdy się pochylił, poczułem jak jego biodra napierają na mnie. Przełknąłem nerwowo ślinę. Aż zbyt wyraźnie czułem napierającą na mnie wypukłość. Znaczy... mogłem się spodziewać, że sensei tak zareaguje, w końcu był facetem, ale... to było dziwne, że działałem na niego w taki sposób. On jednak wydawał się tego nie dostrzegać. Zaczął namiętnie całować mnie po szyi. Jego oddech był zaskakująco szybki i nierówny. To... przeze mnie?
Rozbrzmiał dźwięk zamka, a ja w jednej chwili cały się spiąłem. Zamarłem, a mięśnie nagle zacisnęły się na palcach senseia.
- Ćśśś... - Szepnął, przygryzając płatek mojego ucha. - Będzie dobrze, tylko mi zaufaj... ufasz mi, prawda?
- Ja... - Jęknąłem. Ufałem mu, ale... bałem się tego, co nadejdzie. - Ja tylko...
- Będzie dobrze - Kolejne pocałunki złożone na mojej szyi miały pewnie mnie uspokoić, ale i tak byłem przerażony. - Za chwilę w ciebie wejdę. Może trochę zaboleć, ale potem będzie lepiej. Postaraj się tylko to wytrwać, dobrze?
- D-dobrze... - Jęknąłem. Palce opuściły moje wnętrze. wiedziałem, że najgorsze właśnie przede mną. Jakimś cudem palce zmieściły się we mnie, ale nie mogłem sobie wyobrazić, żeby kolejny krok mógł być chociaż odrobinę przyjemny.
- Sensei... - Powiedziałem nagle. Serce mi biło jak oszalałe, ale... była jeszcze jedna kwestia, która nie dawała mi spokoju. Zmusiłem się, by spojrzeć na niego. Pochylał się tuż nade mną, ze spokojnym uśmiechem. Czekał, aż powiem to, co chciałem powiedzieć. Speszony znowu spuściłem wzrok. - B-bo... mieliśmy w szkole lekcje o seksie... i... i że powinno się być ostrożnym podczas... tego i...
Nie miałem odwagi spojrzeć na senseia, a ten milczał, nie dając mi ani informacji, czy rozumie, ani czy w ogóle się zgadza a to, o co mi chodziło. Jakoś nie mogłem wydusić z siebie, że chciałbym, żeby użył prezerwatywy. Na lekcji mówili, że jeżeli nie mamy stałego partnera, który na pewno nie sypiał z nikim innym, to nie powinniśmy ryzykować. A... sensei jeszcze jakiś czas temu sypiał z innymi. Balem się tylko, że za takie insynuacje się na mnie obrazi.
- Dobrze - Powiedział w końcu. Po tonie jego głosu mogłem stwierdzić, że... chyba nie jest zły. Jego ciało na chwilę zniknęło z pomiędzy moich ud i wróciło po nie dłużej niż kilkunastu sekundach. Znowu na niego spojrzałem. Uśmiechał się chytrze, pokazując białe zęby, w których trzymał foliowany kwadrat, wewnątrz którego widać było wyraźną wypukłość w kształcie koła. Przełknąłem nerwowo ślinę. Sensei w dość jednoznacznym geście przysunął pakunek do moich ust i niemalże wsunął go do moich na wpół otwartych ust. Zacisnąłem zęby na przedmiocie i czekałem. Sensei chwycił za jego drugą stronę i otworzył opakowanie.
- Dobrze ci idzie - Szepnął. Sięgnął do opakowania w moich ustach i wyciągnął z niego niebieską prezerwatywę. Wtedy zaczął obcałowywać znowu moją szyję. Pewnie po to, żeby odwrócić moją uwagę od tego, co się dzieje. No i... może trochę znowu podnieść napięcie.
Chwycił moją koszulkę i chwilę ze mną walczył, by znowu ją unieść. Bardzo niechętnie się na to zgodziłem. Wtedy zjechał językiem po mojej skórze, znowu do sutków. Jego ślina była... przyjemnie ciepła, a mimo to powodowała u mnie dreszcze. Odchyliłem głowę, a moje biodra niemalże same uniosły się do góry. Zażenowany znowu zamknąłem oczy. Nie chciałem, by sensei widział mnie w tak żałosnym stanie... a skoro ja go nie widziałem... to prawie tak, jakby on nie widział mnie.
- Spójrz na mnie.
Ledwo się zmusiłem, żeby otworzyć zaszklone oczy. Sensei pochylał się nade mną z delikatnym uśmiechem. Nawet on był lekko zarumieniony, chociaż widocznie nie ze wstydu. W ogóle nie było po nim widać, w jakim jest w stanie. Zjechałem wzrokiem w dół, po jego nagiej klacie, aż zatrzymałem się na biodrach, otoczonych moimi nagimi nogami. Zażenowany znowu podniosłem na niego wzrok. Uśmiechnął się delikatnie i nagle...
Ból. Znacznie gorszy, niż wcześniej, gdy wchodziły we mnie same palce. Jakby rozrywał moje mięśnie. Krzyknąłem z bólu i jeszcze mocniej zacisnąłem pięści na kołdrze.
- Spokojnie, będzie dobrze - Mówił, ale ból robił się coraz większy, gdy wsuwał się we mnie powoli. Każdy mój mięsień protestował przed tym, co się działo. Cholera, to ani trochę nie wyglądało jak na filmach i w teorii. - Widzisz? Już jestem cały. Było tak źle? - Miałem ochotę go zatłuc za to, że pyta o takie idiotyzmy, gdy płaczę z bólu i nie mogę nawet złapać oddechu. - Oddychaj głęboko, zaraz się przyzwyczaisz. Po prostu się rozluźnij. O tak... właśnie tak... spokojnie, powoli. Nie denerwuj się... - Cholerny dupek. Ciekawe, czy sam by tak mówił, gdyby był na moim miejscu...
Słuchałem jego słów i za wszelką cenę starałem się przestać tak bardzo się zaciskać. Wiedziałem, że to sprawia mi najwięcej bólu. No dobra, poza penisem senseia, który rozrywał moje mięśnie. W końcu ból zaczął powoli słabnąć, gdy odzyskałem władzę nad swoimi mięśniami. Te przestały się aż tak zaciskać, chociaż nieprzyjemne uczucie towarzyszyło mi przez cały czas.
- O jak ładnie - Uśmiechnął się sensei, a ja jeszcze bardziej miałem ochotę go zabić. - Teraz będzie tylko lepiej.
Czułem, jak opiera ręce na moich biodrach i mocno je zaciska. Jakoś ciężko mi było uwierzyć, żeby mogło być chociaż trochę gorzej. Odsunął się odrobinę i znowu wsunął. Wszystko to robił bardzo powoli, a przez jakieś dziwne nawilżenie, którego użył, nie było to jakoś bardzo bolesne.
- ACH! - Dziwny, niezrozumiały jęk wyrwał mi się z ust. Czułem, jakby po moim kręgosłupie przebiegł prąd. Wszystkie mięśnie ponownie mi się spięły, przez co wygiąłem się w łuk. Zaskoczony wbiłem wzrok w sufit i nie miałem pojęcia co się właśnie stało. Tym bardziej, gdy sensei pochylił się nad moją piersią i zaczął ssać mojego sutka.
- Przyjemnie? - Zapytał i znowu się zassał na mojej skórze. Odsunął się delikatnie i po raz kolejny mnie pchnął. Wraz z kolejnym uderzeniem prądu z ust wyrwał mi się kolejny jęk. A zaraz potem kolejny. Każde pchnięcie powodowało chaos w mojej głowie. Całe moje ciało działało wbrew mnie. Jednocześnie spalało się z pożądania i drżało. Dreszcze czułem na całej skórze, teraz tak wrażliwej na każdy dotek senseia. Wiedziałem, że patrzy na mnie z góry, czułem na sobie jego palący wzrok, którym rejestrował każdy mój ruch, jęk, każde uderzenie gorąca i dreszcze. A ja nie mogłem ani tego powstrzymać, ani nawet się tym przejmować.
Nie przejmowałem się już podciągniętą do góry koszulą i tym, że jestem cały nagi. Wiłem się po łóżku, rozpływając się przy każdym pchnięciu i płacząc z rozkoszy. Rękoma naprzemiennie próbowałem zatkać swoje usta i zaciskałem je na pościeli, lub koszuli, by jakoś wyładować tę niesamowitą rozkosz. Niemniej jednak nie pomyślałem nawet o tym, by się jakkolwiek zakryć. To wszystko było... niesamowite. Nigdy nie czułem się tak, jak w tej chwili.
Trwało to chwilę, ale jednocześnie całą wieczność, gdy poczułem, jak z moim ciałem dzieje się coś dziwnego. Znaczy... dziwniejszego niż do tej pory. Miałem wrażenie, że coś we mnie pulsuje, jakbym zaraz miał wybuchnąć. Zupełnie jak wtedy, gdy sensei mi dogadzał, a ja miałem zaraz dojść. Tylko tym razem wszystkie te doznania były milion razy mocniejsze.
- Ja... sensei ja... - Jęknąłem, wyginając się przy każdym jego pchnięciu. Czułem, że już długo tak nie wytrzymam. Z gardła wyrwał mi się ostatni, głośny jęk, a moje biodra poderwały się do góry. W jednej chwili coś ze mnie wystrzeliło i całe napięcie zeszło ze mnie w jednej sekundzie. Sensei się zatrzymał, a ja opadłem ciężko na łóżko. Aż zbyt wyraźnie czułem, jak bardzo wciąż jest nabuzowany.
- Przepraszam... - Szepnąłem na wpół przytomnym głosem i otworzyłem zaszklone oczy. Sensei tylko się zaśmiał krótko.
- Nie przepraszaj. Tylko... musisz trochę jeszcze wytrzymać. Przepraszam - Pochylił się nad moim uchem. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, gdy znowu zaczął się poruszać. Wróciła przyjemność, ale i ból. Miałem wrażenie, że nie jestem w stanie już aż tak się rozluźnić. Po tym, jak doszedłem, wszystko to straciło ten dziwny erotyzm. Mimo to, moje ciało znowu zaczęło dziwnie reagować. Na jego ruchy, pocałunki, którymi sunął po moim ciele i delikatny dotyk, którym przejeżdżał po całym ciele.
Kolejną wieczność i kolejną chwilę trwała ta przyjemność, gdy poczułem w sobie coś ciepłego. Sensei zamarł, pochylony nade mną, wbijając się we mnie mocno. Czułem, jak bardzo jest głęboko, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Nagle opadł na mnie, przygniatając mnie do ziemi przyjemnym ciężarem swojego ciała. Był gorący... gorący i ciężki.
Leżeliśmy w przyjemnym uścisku chwilę, nim sensei nie położył się tuż obok mnie. Wydawał się podobnie zmęczony jak ja, chociaż on lepiej to ukrywał. Podniósł się nieznacznie i oparł głowę o dłoń. Przyglądał mi się z delikatnym, czułym uśmiechem. Odwróciłem zażenowany wzrok.
- Nie unikaj mojego wzroku - Niemalże szepnął, chociaż w tym klimacie nawet szept wydawał się wysyłać wibracje do mojego ciała. Chwycił mój podbródek i odwrócił twarz w swoją stronę. Próbowałem uciekać wzrokiem, ale czekał tak długo, aż w końcu, pełen zażenowania i wstydu, w końcu na niego spojrzałem. - Powiedz mi, jak się czujesz?
- Nie chcę o tym rozmawiać... - Chciałem się odwrócić, ale jego uścisk uniemożliwił mi jakikolwiek ruch.
- Taka cena nauki - Uśmiechnął się delikatnie. - Jak mam cię czegokolwiek nauczyć, jeżeli nie wiem, jak odbierasz lekcje? Mogłeś chociażby tak się zrazić, że jutro uciekniesz i nigdy nie wrócisz. To chciałbym to wiedzieć. Zresztą... trochę śmiałości ci nie zaszkodzi. Musisz się nauczyć wyrażać jasno o swoich potrzebach. W związku to naprawdę ważne. Jeżeli ty i tobie, albo twojemu partnerowi, partnerce nie będzie się podobać w łóżku, powinniście otwarcie to powiedzieć. Nawet jeżeli to żenujące.
Westchnąłem ciężko. Jakkolwiek nienawidziłem tego typu rzeczy, bo okropnie mnie żenowały, to... sensei miał rację. Tylko czemu musiał pytać o to teraz?
- Umm... było... - Zawahałem się. Szukałem odpowiedniego słowa, które nie pogrążyłoby mnie całkowicie w zażenowaniu.- Sam nie wiem... ciężko mi to opisać.
Sensei w końcu puścił moją twarz i położył się przy mnie, przyglądając mi się spokojnie.
- Spróbuj.
- Ja... nie wiem, to było dziwne. Znaczy... nigdy dotąd nie czułem się... tak. Miałem wrażenie, jakbym w ogóle nie kontrolował mojego ciała. Znaczy... najpierw to było okropnie bolesne, ale potem... nie mogłem już w ogóle myśleć. Wciąż czułem tylko... tylko... - Wbiłem nerwowo wzrok w ścianę za senseiem i w jednej chwili zrobiłem się cały czerwony.
- Przyjemność? - Zażenowany przytaknąłem. - W takim razie się cieszę. Znaczy, że dobry ze mnie nauczyciel - Zaśmiał się i pocałował mnie  w czoło. Nie miałem odwagi powiedzieć tego głośno, ale... jak na razie było to najprzyjemniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doznałem. Chociaż jakoś nigdy nie rozumiałem fenomenu seksu, dzisiaj do mnie dotarło, czemu ludzie odczuwali jego taką potrzebę. I... nawet się cieszyłem, że przeżyłem to z senseiem. Mimo namiętności, która mnie spalała, miałem tę świadomość, że sensei nie będzie mnie potępiał, jeżeli cokolwiek zrobię źle.
- A... - Zacząłem niepewnie. - Jak... - Nie pozwoliłem sobie, by spojrzeć w pełne wyczekiwania spojrzenie senseia. Wiedział, o co chcę zapytać, ale nie zamierzał mi ułatwiać zadania. - Ja... się... sprawdziłem? - Wymamrotałem, spuszczając wzrok. Sensei nie zaśmiał się, nie prychnął śmiechem... nie zrobił nic, czego się po nim spodziewałem. Zamiast tego, poczułem jak oplata mnie ramionami. i pzytula do swojej nagiej piersi. Była ciepła i mokra od kropelek potu, co o dziwo ani trochę mi nie przeszkadzało.
- Byłeś bardzo dzielny - Powiedział cicho. - A poszło ci dużo lepiej, niż się spodziewałem. Jak na pierwszy raz? Piątka z plusem - Powiedział łagodnie, a ja poczułem ogromną ulgę. Dziwne... właśnie przeżyłem mój ,,pierwszy raz", a bardziej się przejmowałem tym, jak się spisałem. Sensei ścisnął mnie mocniej i na chwilę puścił, by poprawić spodnie, nim znowu mnie nie przytulił. Zastanawiałem się, co powinienem zrobić. Porozmawiać z nim? A może milczeć w ciszy aż do zaśnięcia? Z jednej strony chciałem zapytać, a z drugiej... nie do końca chciałem psuć nastroju. W końcu to był mój... wciąż ciężko mi było zrozumieć, że do tego doszło, ale naprawdę miałem już za sobą
Mój pierwszy raz.

______________________________________
fanpage - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - https://ask.fm/Historieyaoi

piątek, 28 lipca 2017

Lekcja życia XXXVIII - Lekcja wprowadzania nastroju


W końcu nadszedł piątek. Słońce wdzierające się przez okna już od rana spędzało mi sen z powiek. Obudziłem się wcześnie. Przewróciłem na bok i spojrzałem na telefon. Światło odblokowanego ekranu było niemalże tak jasne jak mój pokój, dopiero zalewający się wschodzącym słońcem. Pokazywał piątą rano. Pod godziną wyświetlała się data i sądny dzień - ,,piątek".
Westchnałem ciężko i przewróciłem się na drugi bok. Do budzika miałem jeszcze dwie godziny, potem siedem godzin lekcyjnych i...
Zażenowany schowałem czerwona twarz w poduszce. Serce gwałtownie mi przyspieszyło z zestresowania i już wiedziałem, że nie usnę.
Usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Cholera, czy ja tak naprawdę wiedziałem cokolwiek o gejowskim seksie? Znaczy... sporo o tym czytałem, a sensei też mi powiedział jak to ogólnie wygląda, ale... kompletnie nie czułem się na to gotowy. Mimo moich ostatnich zapewnień, że... chcę to zrobić. I dalej chciałem. Tylko... tylko się bałem jak cholera.
Wstałem z łóżka i usiadłem do laptopa. Odpaliłem sprzęt i włączyłem strony o tematyce gejowskiej. Mimo wypieków na policzków przeczytałem po raz kolejny o pozycjach, sposobach na rozluźnienie się i pierwszym razie. Wiedzę teoretyczną już miałem, ale wciąż czułem, że to za mało. Co prawda wiedziałem, że sensei nie będzie zbyt wiele ode mnie oczekiwał, ale... i tak się stresowałem, że nie dam rady.
,,Mam coś wziąć?" - Napisałem do senseia i nim zdążyłem się rozmyślić, wysłałem wiadomość. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jeszcze nawet nie było szóstej. Chciałem cofnąć wiadomość, ale ta już poleciała do odbiorcy. Zdenerwowany odłożyłem telefon z nadzieją, że może nie obudzę tym senseia...chciałbym przynajmniej, żeby tak było. Już po kilku minutach usłyszałem dźwięk wiadomości. Nadawcą oczywiście był sensei.
,,Wszystko mam. Nie stresuj się i bądź o czasie"
Skrzywiłem się lekko. Wiadomość brzmiała tak, jakby sensei rzeczywiście się obudził i bardzo bardzo chciał wrócić do spania. Dobrze przynajmniej, że jakoś bardzo się nie zdenerwował.
Odłożyłem telefon i wróciłem do przeglądania internetu. Stresowałem się coraz bardziej, im więcej czytałem. Co prawda sporo osób mówiło, że to przyjemne, ale wciąż byłem przerażony.
Niemal podskoczyłem na krześle, gdy zadzwonił budzik na siódmą. Próbując się ,,douczyć", kompletnie straciłem poczucie czasu. Zamknąłem laptop i lekko zaspany zacząłem się zbierać do szkoły. Próbowałem myśleć o szkole, ale doskonale wiedziałem, że tak naprawdę jest tylko jedna lekcja, o której będę myśleć cały dzień.

Miałem rację. Na wszystkich lekcjach jedyne o kim myślałem, to był sensei. Nawet pogardliwe spojrzenia Ady nie robiły na mnie wrażenia. No... może dawały mi odrobinę satysfakcji. Za każdym razem, gdy tylko mogła, patrzyła na mnie z nienawiścią. Całe szczęście nie mogła, albo już nie chciała w ogóle utrzymywać ze mną kontaktu. Chociaż miałem wrażenie, że prędzej czy później, będzie chciała wykonać jakąś zemstę. Cóż, przynajmniej na razie miałem spokój. W jakimś stopniu też miałem wrażenie, że teraz trochę czuje do mnie respekt. Albo jakąś jego odmianę.
W końcu rozbrzmiał dzwonek kończący lekcje. Serce mi zabiło z milion razy szybciej i nagle wcale nie byłem taki niecierpliwy, gdy chodziło o dzisiejszy wieczór.
Zbierałem się powoli i ostatecznie, gdy wychodziłem, klasa była już niemal całkowicie pusta. Nogi mi drżały i jakoś tak... czułem się źle.
Pojechałem do domu, chociaż ciężko mi było w ogóle zebrać myśli. Zostawiłem plecak z książkami i wziąłem piżamę, ciuchy na następny dzień, portfel, ładowarkę i... stałem w pokoju, nie mogąc się zdecydować, czy wziąć coś jeszcze. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę odwlekam odpowiednią chwilę, bo okropnie się boję. Wziąłem głęboki wdech i z pewnym trudem opuściłem pokój. Na korytarzu niemalże wpadłem na Pai. Zatrzymaliśmy się gwałtownie, nim zdążyliśmy się zderzyć. Chciałem ją wyminąć, ale nagle poczułem, że robię się jednocześnie blady i czerwony. Czułem się, jakbym został przyłapany na czymś okropnym. A przecież tylko wychodziłem z domu... to wcale nie tak, że szedłem, by się przespać z facetem.
Pai zmarszczyła brwi i przyjrzała się nieufnie mojej przerażonej, speszonej twarzy, a potem plecakowi przerzuconemu przez ramię. Gdy dalej stałem w tym samym miejscu, niemalże jak więzień przed przesłuchaniem, w końcu się odezwała.
- Wychodzisz? - Było to banalne, proste pytanie, ale ja miałem wrażeine, jakby pytała, czy wychodzę, żeby dać się rozprawiczyć facetowi, który jest moim nauczycielem.
- Tak - Kiwnąłem głową. Niemal słyszałem, jak serce mi przyspiesza. Chciałem uciec, ale byłoby to jeszcze bardziej podejrzane.
- Wracasz na noc? - Zapytała ponownie, a ja miałem wrażenie, że wszystko wie. Oparłem się o ścianę, gdy nogi zaczęły się niemalże pode mną uginać. Pokręciłem tylko głową, co wydawało mi się jeszcze bardziej podejrzane.
- Ou... - Patrzyła na mnie przez chwilę, po czym lekko się uśmiechnęła. Nie miała prawa wiedzieć, ale sam i tak byłem przekonany, że wie. - Rodziców nie będzie w nocy. Baw się dobrze - Rzuciła i ruszyła do swojego pokoju. Nim ja zdążyłem wyjść z oszołomienia, zatrzymała się i znowu odwróciła w moją stronę. - Aha... baw się dobrze ze swoją dziewczyną - Rzuciła jeszcze. Odetchnąłbym z ulgą, gdybym nie był aż tak speszony i w aż takim szoku. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę drzwi. Starałem się zrobić to tak szybko, by Pai nie zdążyła mnie powstrzymać.
Miałem od razu jechać do profesora, ale nie mogłem się oprzeć, żeby nie zajechać wcześniej do sklepu. Łaziłem długo między półkami, ale nie miałem pojęcia, co powinienem kupić. Ostatecznie zdecydowałem się na wielką czekoladę. Gdyby sensei był dziewczyną, kupiłbym mu kwiaty, ale... cóż, nie był dziewczyną.
Planowałem znaleźć się na miejscu dużo przed czasem, ale przez to, jak długo zwlekałem z wyjazdem i ile czasu poświęciłem w sklepie, pod domem profesora znalazłem się praktycznie na styk.
Gdy wchodziłem po kamiennych schodach w zimnej klatce schodowej, nie potrafiłem nawet stwierdzić, czy słyzę echo moich kroków, czy bicia serca. Stanąłem przed drzwiami senseia i... zamarłem. Nie mogłem się zebrać, żeby chociażby podnieść rękę i zapukać do drzwi. Czas mijał, właśnie powinienem wchodzić do środka, ale... nie umiałem. Co gorsza, nie mogłem się też zdobyć na to, żeby się wycofać. Nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać i... i co się stanie, gdy zaraz przekroczę próg mieszkania senseia. Czy ja... w ogóle byłem na to gotowy? Jeszcze kilka dni temu byłem tego pewny, ale... co jeżeli sensei będzie wymagał ode mnie jakiegoś zaangażowania? Albo będzie próbował mnie przekonać, żebym sam coś zrobił? Oczyma wyobraźni zobaczyłem przed sobą jedną z naszych lekcji, gdzie sensei pokazywał mi różne pozycje. W pewnym momencie wylądowałem na jego biodrach i... i sensei mówił, że to jakaśtam pozycja. Co jak dzisiaj będzie jej ode mnie oczekiwał? Przecież... będę sparaliżowany tak, że nie dam rady się poruszyć.
...niemalże tak jak teraz.
Czas mijał nieubłaganie, a ja coraz bardziej nie mogłem się poruszyć. Nagle za drzwiami usłyszałem szczęk zamka. Praktycznie podskoczyłem w miejscu, ale jednocześnie jeszcze bardziej znieruchomiałem, gdy drzwi się nagle otworzyły.
- Jak długo zamierzałeś tutaj stać? - Zapytał sensei z szarmanckim uśmiechem i oparł się o framugę. Ubrany był dość elegancko - w czarną, rozpinaną koszulę, z kilkoma rozpiętymi górnymi guzikami, oraz jeansowe spodnie. Czarne włosy miał w eleganckim nieładzie i wyglądał jakoś tak... przystojniej. Wpatrywał się we mnie z szarmancją i lekką dzikością, aż poczułem przyjemne dreszcze. Dopiero po chwili udało mi się otrząsnąć.
- ...właśnie miałem pukać... - Wymamrotałem i spuściłem głowę. Zaśmiał się krótko i chwycił mnie za ramię. Jego dotyk był tak elektryzujący, że ponownie pobudził moje mięśnie do działania.
- Widziałem, jak wchodzisz do budynku - Oznajmił z szerokim uśmiechem i zamknął za mną drzwi. Nagle poczułem się jeszcze bardziej zażenowany, gdy uświadomiłem sobie, że pewnie widział, jak długo stałem przed drzwiami.
- ...długo wchodziłem po schodach... - Wymamrotałem, chociaż teraz obaj znaliśmy prawdę. Sensei tego nie skomentował, ale wyglądał na rozbawionego. Odczekał, aż ściągnę buty i wszedł... do kuchni. Szczerze mówiąc, spodziewałem się bardziej, że od razu wylądujemy w sypialni. Było to dla mnie tak oczywiste, że nawet nie zwróciłem uwagi na przyjemny zapach, roznoszący się po całym domu. Wziąłem głębszy wdech i zajrzałem do kuchni. Było w niej zgaszone światło, a jakikolwiek widok zapewniały tylko nastrojowe świeczki, ustawione na stole. Na tym znajdował się też czerwony obrus i dwa talerze, z całkiem smacznie wyglądającym jedzeniem. Co prawda ciężko mi było się temu dokładnie przyjrzeć, przez praktycznie brak światła, ale naprawdę wyglądało obiecująco. No i pachniało pysznie. Obok talerzy leżały dwa kieliszki, a na środku stołu butelka wina.
- Łał... - Wydusiłem z siebie, dość mocno zaskoczony takim przywitaniem. - Naprawdę się postarałeś.
- Oczywiście, że tak. Oczekiwałeś, że będzie inaczej? - Uśmiechnął się. Stanął obok stołu i całkiem fachowo otworzył butelkę z winem.
- ...jestem niepełnoletni... - Zauważyłem nieśmiało.
- Tylko odrobinę. Mało to pedagogiczne, ale może trochę cię odpręży - Przechylił butelkę, a bordowy płyn wypełnił dno mojego kieliszka. Nie nalał mi dużo. Było tego kilka łyków. Sam napełnił swoje naczynie niemal do połowy. - Nie zdarza ci się pić z kolegami? Myślałem, że jesteś już w takim wieku.
Byłem zaskoczony tym, jak normalnie ze mną rozmawiał. Spodziewałem się, że... sam nie wiem, atmosfera będzie dużo bardziej napięta.
- Cóż... raczej nie. Rodzice byliby zawiedzeni, gdybym zaczął pić... no i nie chcę być jak moja siostra.
- Kiedyś pewnie i tak zaczniesz pić. Zresztą, nie pozwolę ci się upić. Odrobina alkoholu nie zrobi ci krzywdy.
Usiadł na krześle przede mną. Padający na niego płomień świecy sprawiał, że sensei wyglądał naprawdę... przystojnie. Uśmiechnąłem się delikatnie, zająłem miejsce na przeciwko i spróbowałem mięsa. Nie oczekiwałem wiele, ale naprawdę miło się zaskoczyłem. Było delikatne i soczyste, a do tego naprawdę rewelacyjnie przyprawione. Aż nie mogłem uwierzyć, że sensei mógł coś takiego podać. Podniosłem na niego wzrok. Jadł tak spokojnie, jakby żywił się takim codziennie. A przecież nawet ja byłem w szoku.
- Sam to przygotowywałeś? - Zapytałem, próbując ukryć zaskoczenie.
- Oczywiście - Podniósł wzrok z uśmiechem. Chwilę patrzył na mnie i zaśmiał się krótko. - Nie, poprosiłem kolegę, który świetnie gotuje. Ma nawet wykształcenie kulinarne. Normalnie nie robi takich rzeczy, ale powiedziałem, że to dla mnie bardzo ważne i się zgodził. W zamian mam mu przetłumaczyć jakieś dokumenty.
Poczułem, że serce mi przyspiesza. Sensei naprawdę się postarał, żeby wszystko było idealne...
- Dziękuję... - Powiedziałem cicho. Dobrze, że było ciemno, bo w słabym świetle świec raczej sensei nie zauważył, jak bardzo się rumienię.
- To co tam u ciebie? - Zapytał z łagodnym, czułym uśmiechem. Nie wiem, czy to nie klimat, jaki wprowadził, ale czułem, że robi mi się gorąco.
- Ummm... chyba wszystko w porządku. Znaczy... ostatnio nie dzieje się nic złego... to chyba dobrze?
- Chyba tak. Cieszę się, że wszystko jest w porządku. A przynajmniej, że nie jest gorzej - Zaśmiał się. Miał naprawdę melodyjny śmiech. Pamiętałem aż za dobrze, jak na początku naszej znajomości, mimo problemów, z którymi musiałem sobie radzić zupełnie sam, jego uśmiech i pozytywna energia dodawała mi sił. Uśmiechnąłem się i wziąłem łyka wina. Było... niezłe. Nie byłem wielkim fanem wina, ale kilka razy próbowałem różnych smaków. Według ojca, prawdziwy mężczyzna powinien rozpoznawać chociaż podstawowe wina. To, że miałem tylko 16 lat nie było powodem, żebym nie mógł próbować takich rzeczy.
- Słodkie? - Zapytałem, podnosząc wzrok na senseia.
- Nie wiedziałem, jakie ci zasmakuje, więc musiałem zaryzykować. Smakuje?
- Tak, jest świetne - Powiedziałem to nieco zbyt pospiesznie, ale sensei wydawał się nawet tego nie dostrzegł. Uśmiechał się tylko, skupiony na jedzeniu. Dobrze, że chociaż on się świetnie bawił, bo ja jak na razie byłem speszony coraz bardziej. Ciągle myślałem tylko o tym, co się lada chwila stanie. Co jakiś czas zerkałem na senseia. Był tak spokojny i opanowany... a ja dosłownie umierałem ze stresu. Jedzenie powoli znikało z mojego talerza, ale i tak dużo za szybko.
Gdy skończyłem kolację, lekko drżącymi rękoma odłożyłem sztućce na talerz. Wziąłem kieliszek z winem i wypiłem jego resztki. Przełykanie czegokolwiek było trudne przez ściśnięte gardło. Byłem okropnie zestresowany. Chyba bardziej, niż kiedykolwiek. Spojrzałem na senseia. Zarówno jego talerz, jak i kieliszek wina, były puste. Serce na chwilę mi stanęło.
- Smakowało? - Zapytał spokojnie. Chciałem się odezwać, ale głos utknął mi w gardle. Udało mi się tylko pokiwać głową. Sensei wstał z krzesła i podszedł do mnie. Zacisnąłem powieki, żeby się przygotować na to, co zaraz nadejdzie. Jabky miał porwać mnie już teraz i zrobić ze mną, co tylko zechce.
- Jesteś gotowy? - Zapytał spokojnym, opanowanym głosem. Aż nie mogłem uwierzyć, że pyta tak spokojnie o coś takiego... - Jeżeli chcesz się wycofać, to...
- Nie chcę... - Powiedziałem od razu, mimo tego, jak okropnie się bałem. Bałem się, ale... chciałem tego spróbować. Chciałem zobaczyć, jak to jest i... i... - Ale trochę się boję...
- Wiem. To zupełnie normalne. Ale obiecuję, że będę delikatny... - Przykucnął przy mnie i wyciągnął rękę w moją stronę. Wahałem się tylko chwilę. W końcu uniosłem dłoń i z wahaniem położyłem ją na dłoni senseia. Jego uścisk był mocny i stanowczy. Jakby próbował mi wynagrodzić całe wahanie, jakie ja odczuwałem. Wstał i pomógł mi stanąć na nogi, które w tej chwili były niesamowicie słabe. Jednym dmuchnięciem zgasił świeczki i pogrążył kuchnię w półmroku.

______________________________________
fanpage - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - https://ask.fm/Historieyaoi

niedziela, 16 lipca 2017

Lekcja życia XXXVII - lekcja usprawiedliwienia

Przepraszam, jeżeli w tym rozdziale pojawia się jakiekolwiek literówki, czy błędy. Nie spodziewałam się, że tak szybko znowu wyjadę, a nie chciałamchciałam was zostawić bez rozdziału na kolejny tydzień. Obiecuje to poprawić, jak wrócę do domu, albo będę miała chwile ze stałym internetem.
________________

Usłyszałem dźwięk budzika z sąsiedniego pokoju. Było wcześnie... za wcześnie. Odwróciłem się na drugi bok i przykryłem głowę poduszką. Muzyka w końcu ucichła i wtedy przypomniałem sobie, że przecież mój buzik też lada chwila powinien zadzwonić. Niechętnie podniosłem się z łóżka i rozejrzałem się za telefonem. Przeleciałem wzrokiem po biurku, parapecie i półkach z książkami, ale nigdzie nie widzialem tego, czego szukałem.
Nagle mnie olśniło.
Wspomnienia z wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie jak błyskawica. Sensei, kolacja i wyłączony telefon na półce. Cholera, przecież miałem się z nim zobaczyć! Najpierw ta kolacja, ojciec zabrał mi telefon, a ja byłem zbyt wykończony, żeby pamiętać o czymś tak ważnym, jak... sensei...
Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. W domu na całe szczęście było całkowicie pusto. Chwyciłem krzesło w jadalni i użyłem go, by się dostać do półki z moim telefonem.
- Przepraszam, przepraszam... - Szepnąłem do siebie, włączając komórkę. Serce mi biło jak oszalałe. Byłem wściekły i miałem okropne wyrzuty sumienia. Jak mogłem do tego doprowadzić?
Ekran startowy włączał sie zdecydowanie za wolno. W końcu pojawił się pulpit z motywem kosmosu. W prawym górnym rogu, w miejscu, gdzie powinien być zasięg, teraz pokazywało się przekreślone kółko. Nerwowo przygryzłem zgięty palec wskazujący, czekając, aż mój telefon złapie sygnał. Po chwili ten zaczął piszczeć, informując mnie o dziesięciu nieodebranych połączeniach i dziewięciu wiadomościach.
,,Hej Sashi, gdzie jesteś? Czekam"
,,Coś się stało? Czemu nie odbierasz?"
,,Wybacz, jeżeli cię męczę, ale trochę się stresuję"
,,Jeżeli zrobiłem coś nie tak, to powiedz. Martwię się"
,,Proszę, odbierz telefon. Naprawdę się martwię"
,,Nic ci nie jest? Boję się, że coś ci się stało"
,,Proszę, odbierz. Naprawdę się denerwuję."
,,Dlaczego masz wyłączony telefon? Coś się stało? Mam w głowie same czarne scenariusze. Zadzwoń do mnie, jak tylko to przeczytasz"
,,NIenawidzę tego, że nie mam do ciebie innego kontaktu. Czekam do jutra i idę do twojego domu."
Ze ściśniętym sercem nacisnąłem natychmiast guzik z zieloną słuchawką, żeby oddzwonić do senseia. Dźwięki w telefonie były okropne. Powoli odliczało czas. Sensei pewnie był wściekły... w końcu nie odbierałem telefonu przez całą noc. Że też akurat wczoraj musieli wpaść goście.
- Halo? - Głos w telefonie był pełny napięcia, chociaż słyszalnie zaspany.
- Sensei?
- Sashi - Odetchnął z ulgą, co byo aż nazbyt słyszalne, nawet przez telefon. - Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Coś się wczoraj stało?
- Nie, wszystko w porządku. Tak cię przepraszam sensei. Jest mi tak przykro. Ja...
- Na pewno nic się nie stało? Jesteś cały i zdrowy?
- Tak, absolutnie nic mi się nie stało. Rodzice zabrali mi telefon - Po drugiej stronie telefonu usłyszałem odetchnięcie ulgi. - Tak cię przepraszam... nagle przyszli przyjaciele rodziców, nawet się nie zapowiadali. Musielismy się szybko przygotować. Chciałem napisać, ale ojciec zabrał i wyłączyl mi telefon, żeby ten nie przeszkadzał przy obiedzie. A gdy goście sobie poszli byłem naprawdę wykończony i... zapomniałem. Tak okropnie...
- Rozumiem - Jego głos był taki spokojny... on zawsze był taki spokojny. Wczoraj na pewno odchodził od zmysłów, a teraz zachowywał się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. - Całe szczęśćie, że nic ci nie jest.
- Jakoś ci to wynagrodzę. Jest mi naprawdę głupio.
- Już ci powiedziałem, że nie ma sprawy. Po protu się martwiłem. NIe mogłeś nic na to poradzić, że rodzice zabrali ci telefon.
Usiadłem na kanapie i uśmiechnąłem się delikatnie, z pewną ulgą. Tak się bałem, że mnie znienawidzi... i wcale bym się nie zdziwił. - Sashi? - Odezwał się znowu głos w telefonie.
- Nie, przepraszam... trochę się zamyśliłem. Na pewno nie jesteś wściekły? - Cisza, jaka zapanwała sprawila, że aż poczułem, jak ściska mi się żołądek.
- Oczywiście, że nie. Martwiłem się, to wszystko. Nie mam powodu, żeby być dla ciebie zły. W końcu nie zrobiłeś nic złego.
- Sensei... i tak cię przepraszam. Wiem - Wstałem gwałtownie z kanapy. - Wpadam dzisiaj do ciebie z jedzeniem. Co ty na to? Tym razem nie nawalę, słowo.
- Powiedziałem, że nic się nie stało - Zaśmiał się, a ja czułem coraz większą ulgę. - Ale jeżeli bardzo chcesz, to możemy się spotkać wieczorem. O osiemnastej kończę zajęcia. I nie pogardzę wtedy czymś ciepłym.
- Może być. To do wieczora. Wynagrodzę ci wczorajszy dzień.
- Nie masz naprawdę co mi wynagradzać. Widzimy się wieczorem - Rzucił i się rozłączył, a ja odetchnąłem z ulgą. Położyłem się na kanapie i przycisnąłem telefon do szybko bijącego serca. Całe szczęście... myślałem, że sensei będzie na mnie naprawdę wściekły. Z jednej strony czułem niesamowitą ulgę, a z drugiej... nie wiem, czy nie wolałbym, żeby  na mnie nakrzyczał. Wtedy przynajmniej miałbym pewność tego, co czuje. A tymczasem, ja dalej nie umialem go rozgryźć. Zawsze był taki... taki...
Westchnąłem i zamknąłem oczy.
...sensei był trochę taki jak ja... a jednocześnie tak bardzo inny. Tylko on wiedział, jak bardzo jest mi źle... on na pewno też miał jakieś problemy. Znaczy... o żadnym z nich mi nie opowiadał, ale czasami czułem, że coś przede mną ukrywa. Tak samo jak ja... ale po nim nie dało się tego poznać.
Raz jeszcze spojrzałem na telefon. Zbliżała się ósma. Teoretycznie mógłbym jeszcze isć spać, ale jakoś nie byłem bardzo zmęczony... chyba cała ta sytuacja tak mnie rozbudziła. Przynajmniej sensei już dłużej się nie martwił o mnie. A dzisiaj wynagrodzę mu wczorajszą noc...
wynagrodzę...
wczorajszą noc...
Zmarszczyłem brwi. Czy ja właśnie w tej sposób się wyraziłem? Próbowałem sobie to przypomnieć, ale za nic nie byłem w stanie. Cholera... czy to zabrzmiało tak dwuznacznie, jak mi się wydawało? Czy... czy sensei to wyłapał? A jeżeli tak... czy to oznacało, że chce w końcu... żebyśmy...
Pokręciłem głową. NIe powinienem o tym myśleć. Znaczy...nie powinienem myśleć o tym aż tyle. Pogadam z senseiem... i... i najgorszą część naszych zajęć będę miał już za sobą. Kto wie, może też przy okazji nauczę się trochę pewności siebie? Przy Adzie zadziałało.
Uśmiechnąłem się na myśl, jaka była wściekła. I to dzięki senseiowi. Z jego pomocą... jakoś powinienem przeżyć liceum. A potem... chciałbym, żebyśmy dalej mieli kontakt, jako uczeń i nauczyciel.
Dzień minął szybko. Odrobiłem lekcje i przygotowałem sie na kolejny dzień szkoły. Pai wstała dopiero koło czternastej. Stwierdziłem to po hałasie, jaki się rozlgł, a który Pai nazywała ,,muzyką". Nie, żebym nie lubił dubstepu, ale nie wtedy, gdy rozbrzmiewał w całym domu. Założyłem słuchawki i odpaliłem trochę spokojniejszą muzykę, która trochę zagłuszyła to, co słyszałem w całym domu.
Chciałem, ale nie mogłem przestać myśleć o tym, czy właściwie dzisiaj do czegoś dojdzie. Ostatecznie od godziny szesnastej do siedemnastej siedziałem i przeglądałem strony o gejowskim seksie. Począwszy od gry wstępnej i nastawienia, do technik rozluźnienia się. Trochę o tym czytałem, ale za każdym razem, gyd miałem wrażnie, że do czegoś ma dojść, byłem przekonany, że to dużo za mało. Oczywiście to wszystko przeglądałem przy zamkniętych na klucz drzwiach, żeby przypadkiem Pai nagle tu nie wpadła.
Około siedemnastej wyszedłem z domu. Miałem jeszcze dużo czasu, ale dzisiaj nie chciałem się spóźnić. Na wszelki wypadek wziąłem plecak, do którego spakowałem książki na jutro, piżamę i ubrania. Tak... gdybym miał zostać dłużej.
- PAAAI! - Krzyknąłem z dołu, zakładając buty. - WYCHODZĘ!
- A CO MNIE TO?! - Odkrzyknęła z góry.
- WIESZ, O KTÓREJ BĘDĄ RODZICE?!
- DZISIAJ CHYBA ICH NIE BĘDZIE!
- OK, DZIĘKI! BĘDĘ JUTRO!
- PA!
Chwyciłem klucze i wyszedłem. Na skuterze zacząłem się zastanawiać, co najchętniej by zjadł sensei. Chciałem mu kupić coś pysznego, by mu wynagrodzić wczorajszy dzień. Czy sensei kiedykolwiek mi mówił, jakie jedzenie lubi? Próbowałem sobie przypomnieć, ale nie kojarzyłem nic takiego. Wiedziałem, że czasami jadał w barze obok parku, ale to nie wydawało mi się wystarczająco zadowalające jak na uroczystą kolację.
Przejechałem się na motorze po mieście, rozglądając się za czyś dobrym. W końcu zatrzymałem się przy znajomej, meksykańskiej knajpie. Zamówiłem kurczaka z ryżem i sosem chili, a dla senseia w taki sam sposób przyrządzone żeberka. Czekałem przy stoliku jakieś piętnaście minut, aż kelnerka podała mi dwa zapakowe pudełka z jedzeniem.
Pod domem senseia byłem niemalże równo o osiemnastej. Stanąłęm przed klatką schodową i zadzwoniłem na znany mi numer. Czekałem chwilę i zadzwoniłem ponownie. Tym razem, nim zdążyłem się zniecierpliwić, dostałem SMSa.
,,Jeżeli to ty, to proszę poczekaj chwilę. Mam jeszcze zajęcia"
No tak, sensei mówił, że ma dzisiaj lekcje. Na kilka minut usiadłem na ławce tuż przed blokiem. Wpatrywałem się w drzwi i czekałem.
Te się w końcu otworzyły, a z klatki schodowej wyszła grupka ludzi, wszyscy młodsi ode mnie. Pewnie jedna z początkujących grup, które uczył sensei. Wstałem z ławki i chwyciłem drzwi, nim te zamknęły się za ostatnim dzieciakiem.
Klatka schodowa jak zwykle była przyjemnie chłodna. Nerwowe kroki odbijały się echem wśród ścian, aż nie zatrzymałem się przed znanym mi mieszkaniem. Ledwo zdążyłem zapukać, a drzwi otworzyły się na oścież.
- Jesteś - Oświadczył sensei z szerokim uśmiechem.
- Jestem - Kiwnąłem głową. - Co do wczoraj, to jeszcze raz przepra... - Nie dokończyłem. Namiętny pocałunek zatkał mi usta. Przymknąłem oczy i aż jęknąłem.
- Mówiłem, że nie ma sprawy - Powiedział, wciągając mnie do środka. - Najważniejsze, że wiem, że nic ci się nie stało. Trochę byłem zdenerwowany, ale to było wczoraj - Zaśmiał się i zamknął za mną drzwi. - Oh, kupiłeś jedzenie. Miło z twojej strony, chociaż myślałem, że zrobimy coś razem. Wspólne gotowanie jest naprawdę przyjene, nie sądzisz? Ma też w sobie coś specyficznego. Ale jedzenie też jest fajne. Zwłaszcza w sypialni. Przy truskawkach i bitej śmietanie... chcesz coś na deser? Zostały mi lody czekoladowe - Mówił praktycnie bez przerwy, nie przejując się, czy w ogóle go słucham. Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni, gdzie sensei wykładał nasze jedzenie na dwa talerze. - Pachnie przepysznie. Skąd wiedziałeś, że lubię meksykańską kuchnię? - Odwrócił się w moją stronę. Trochę mi ulżyło, że jednak trafiłem w jego gust. Chociaż wydawało mi się, że powiedziałby tak o każdej kuchni, którą bym przyniósł.
- Miałem nadzieję, że ci zasmakuje... ale nie sądziłem, że czasami jadasz. Znaczy... nie chcę cię obrazić, ale... takie jedzenie jest dość drogie i...
- Hej, ja wiem, że nie jestem milionerem, ale przecież zarabiam. I to wcale nie tak tragicznie. Czasami pozwalam sobie na pójście gdzieś do restauracji, czy zamowienie jedzenia.
- Oh.... przepraszam - Uśmiechnąłem się lekko speszony. - Ale meksykańskie jedzenie lubisz?
- Uwielbiam - Zaśmiał się serdecznie i położył na stole oba talerze. - Które twoje?
- Noo... dla ciebie kupiłem żeberka. Czy to w porządku? Pasuje ci to?
- Oczywiście, że tak. Każda meksykańska kuchnia jest pycha. Ale wiesz, nei musiałeś tego kupować...
- Chciałem cię przeprosić za wczo...
- Przestań o tym mówić. Było, minęło. Zapomnijmy o wczorajszym wieczorze... - Spojrzał na przyniesiony przeze mnie plecak. - Zostajesz na noc?
- Tak myślałem... - Nagle poczułem się troche speszony. Spuściłem wzok na mój talerz i zacząłem się bawić ryżem. - Znaczy... bo od pewnego czasu nie mieliśmy żadnej poważnej lekcji i...
- Dalej tego chcesz? - Jego głos przybrał nagle na powadze. - Na pewno?
- Gh... zdecydowałem się na to już dawno, więc...
- Wiem, że sam cię do tego przekonywałem - Mówił powoli i spokojnie, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. - Ale myślałem nad tym długo i o ile nie masz całkowitej pewności...
- Ale mam całkowitą pewność! - powiedziałem stanowczo. - Chcę zobaczyć, jak to jest. Zrobiliśmy już tyle rzeczy... dlaczego nie chcesz się zdecydować, żebyśmy... no wiesz?
- Bo... - Przyłożył dłoń do twarzy. W ciągu kilku minut zmienił się tak nagle, jakbym patrzył na zupełnie inną osobę. - Chciałem cię tylko przekonać, że związki homoseksualne nie są tak obrzydliwe, jak ci się wydaje, a skończyło się na tym, że zaciągam cię do łóżka. Nigdy nie powinno do tego dojść...
- Ale ja tego chcę! - Wstałem gwałtownie. Zajęło to tyle czasu, ale wiedziałem, że chcę to zrobić. - Wcześniej nie miałeś żadnych wątpliwości przed tym, żeby mi to zaproponować. Nie możesz tak nagle się z tego wszystkiego wycofać.
- Sashi... jesteś taki młody... nie mogę tak po prostu.
- Dlaczego nie? Przecież sam powiedziałem, że tego chcę. Jestem co do tego całkiem przekonany. Jestem gotowy na to... Już od dawna.
Prychnął krótko. Jego wzrok cały czas był wbity w podłogę. W końcu podniósł na mnie spojrzenie.
- Jesteś całkowicie tego pewny? Nie wolałbyś spędzić swojego pierwszego razu z kimś...
- Dlaczego nagle masz wątpliwości? - Zapytałem, przerywając mu nagle.
- Myślałem nad tym...
- I zmieniłeś zdanie akurat wtedy, gdy ja się na to zdecydowałem? Nie możesz tak... sensei, pamiętam wszystko, co mi mówiłeś. Wiem, że... - Speszyłem się lekko. - Pierwszy raz to poważna sprawa, ale naprawdę długo nad tym myślałem. I jestem całkowicie pewny tego, że chcę... chcę do tego doprowadzić. W końcu miałeś mnie uczyć, prawda? - Wstalem z krzesła i stanąłem przed senseiem. - Pokazałeś i już tyle rzeczy... i tak już straciłem część swojej niewinności. Chcę to zrobić, jestem tego pewny - Mówiłem stanowczo, chociaż pewnie, gdyby doszło co do czego, pewnie był zaczął panikowac. - Może by to miało dla mnie większe znaczenie, gdybym był kobietą, ale nie jestem. Znaczy... stresuję się, ale wiem, co chcę zrobić - Wziąłem głębszy wdech i teraz sam spuściłem głowę, chociaż bardziej z zażenowania. - Ale... sam będę się za bardzo stresować... zdążyłeś zauważyć, jak łatwo mnie speszyć. Więc... potrzebuję cię sensei, by... chociaż odrobinę zyskać na pewności siebie. Bo... nawet gdybym pewnego dnia miał zdecydować się na związek z facetem... czy na pewno on będzie... uch... ufam ci i chciałbym, żebyś mi pokazał, jak wygląda... coś takiego! - Zacisnąłem dłonie w pięści, zażenowany i zły. - Najpierw ciągle mi mówiłeś, że nie jestem gotowy, a teraz nagle się wycofujesz. No dobra, może nie czuję się gotowy... wydaje mi się, że nigdy nie będę gotowy, bo zwyczajnie się tego boję... ale chcę to zrobić. I... i... - Przełknąłem ślinę. - Jedyny moment, kiedy mogę poczuć się gotowy to wtedy, gdy już... już zdecydujesz się to ze mną zrobić... a może nawet wtedy nie będę... ale... - Westchnąłem ciężko i zamilkłem. Wszystko co chciałem powedzieć już i tak powiedziałem. I jedyne co jeszcze przychodzilo mi do glowy to powtarzanie tego samego jeszcze raz. Chwilę milczałem, ale w końcu spojrzałem na senseia.
Wyprostowałem się gwałtownie. Z wcześniejszej postawy mężczyzny nie pozostało kompletnie nic. Siedział teraz wyluzowany, z nogą zarzuconą na nogę i twarzą opartą o dłoń. Uśmiechał się z wyższością, przyglądając mi się spokojnie. Gdzieś w mojej głowie pojawiła się okropna myśl, że wygląda teraz naprawdę przystojnie. Stałem skołowany i wpatrywałem się w niego.
- Piątek? - Zapytał spokojnym głosem, nawet nie zwracając uwagi na moje zaskoczenie.
- Ale... chwila, przed chwilą powiedziałeś, że... nie chcesz tego robić...
- Wybacz za to - Posłał mi kolejny uśmieszek. - Musiałem sprawdzić, jak bardzo tego chcesz. Spodziewałem się, że się wycofasz, ale szczerze mówiąc twoja determinacja była dla mnie miłym zaskoczeniem.
Wpatrywałem się w niego z zaskoczeniem. Wciąż nie mogłem zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- Chwila... - Powiedziałem w końcu, gdy wyszedłem z oszolomienia. - To... ty to udawałeś?
- Musiałem to sprawdzić - Wzruszył ramionami. - Siadaj i jedz, póki ci nie wystygło.
- Poczekaj jeszcze chwilę... to... w takim razie... - Znowu się speszyłem. - W piątek...
- W piątek - Kiwnął głową z lekkim uśmiechem, a ja poczułem, że serce mi przyspiesza. - A teraz zabierz się za jedzenie, bo ci wystygnie.
Spuściłem głowę i znowu usiadłem na swoim miejscu. Jedno słowo - ,,piątek" rozbrzmiewało w mojej głowie jak obietnica i klątwa jednocześnie. Gdy tylko o nim myślałem, serce biło mi szybciej. W końcu... ciężko mi bylo uwierzyć, że rzeczywiście sensei w końcu... pokaże mi dokładnie jak wygląda... seks i te sprawy...
Zostałem u niego na noc. Ale tym razem do niczego nie doszło. Żadnej wyjątkowej lekcji, żadnych rad, ani dwuznacznych rozmów. Ot, skończyliśmy jeść, oboje umyliśmy się i to osobno, a potem przebraliśmy w piżamy. Usnąłem niemalże wtulony w senseia, chociaż do późna w nocy wpatrywałem się w księżyc.
Nad ranem, gdy zbierałem się do szkoły, sensei pożegnał mnie słowami, od których aż przeszły mnie przyjemne dreszcze.
- Do piątku...

sobota, 8 lipca 2017

Lekcja życia XXXVI - Lekcja formalności


- Nie przynieście nam wstydu - powiedziała jeszcze matka surowym głosem, gdy dziesięć minut później byliśmy już gotowi na niezapowiedzianą wizytę. W międzyczasie przyjechała dostawa jedzenia i w ekspresowym tempie  rozłożyła jedzenie, po czym, dostając solidny napiwek, odjechała. W końcu rodzice nie mogli pozwolić, żeby ktokolwiek zobaczył, że zamówiliśmy jedzenie, zamiast mieć jakieś przepyszne dania trzymane w lodówce w razie niezapowiedzianej wizyty.
Rodzice sprawdzali, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a ja w tym czasie spróbowałem się zbliżyć do telefonu. Leżał na blacie w kuchni, gdzie zostawił go ojciec. Zrobiłem kilka kroków i już wyciągałem rękę jego stronę, gdy na ramieniu poczułem przeszywający, lodowaty uścisk.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytał surowo ojciec, a ja poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła. - Wiesz, że zaraz mamy gości. Bardzo ważnych gości, a ty chcesz sobie teraz pisać ze znajomymi?
- Nie... chciałem tylko wysłać jedną wiadomość, że...
- Nic mnie to nie interesuje. Do kogokolwiek chciałbyś napisać, poczekasz do końca spotkania - Wyciągniętą dłoń posłusznie opuściłem. Patrzyłem na komórkę, którą ojciec sam zabrał, odszedł, wyłączył i odłożył na szafkę z książkami. Jak na złość na najwyższą półkę, gdzie ja nie mogłem sięgnąć bez krzeseł. Niestety wzrost odziedziczyłem po matce. - Odzyskasz go, jak ładnie będziesz się zachowywał. Czy to jasne? - Spuściłem głowę i kiwnąłem nią nieśmiało.
- Jasne...
Rozległ się głośny, przeciągły dzwonek do drzwi. Matka niemal podskoczyła. Szybko poprawiła włosy i przejrzała się w lustrze. Jej wzrok znacząco padł na mnie. Niemal krzyczał: ,,no idźżesz i otwórz te drzwi". Podszedłem do przedpokoju, poczekałem, aż w pokoju skończy się harmider i otworzyłem drzwi. Znajoma para przyjaciół rodziców uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
- Sashi - Powiedziała kobieta. Miała na sobie elegancką, zwiewną sukienkę do kolan, a na szyi korale. Jej partner za to ubrany był w zdecydowanie zbyt małą koszulę, która opinała jego sylwetkę. i podkreślała mięśnie. Niemożliwe, że byli tu przypadkiem. Wyglądało tak, jakby za wszelką cenę chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. - Nic się nie zmieniłeś.
- Dzień dobry - Naciągnąłem na twarz sztuczny uśmiech. Pozwoliłem przytulić się kobiecie, uścisnąłem dłoń jej mężowi i przepuściłem ich w drzwiach. Weszli do salonu, gdzie od razu zaczęli żywą rozmowę z rodzicami. Za nimi wszedł Kuro. Wyglądał na równie niezadowolonego z pobytu tutaj, co ostatnio. Ubrany był w jeansy i czarną koszulę, której nawet nie starał się jakoś ładnie ułożyć.
- Siema - Kiwnął głową, wchodząc do środka. - Kope lat, huh?
- Trochę czasu minęło - Powiedziałem niepewnie. Fakt, nie widzieliśmy się dawno, ale spotkaliśmy się tylko raz.
- Witaj Kuro - Pojawiła się nagle Pai, z szerokim uśmiechem i w kolejnej obcisłej, ale eleganckiej sukience i za dużej ilości makijażu.
- Cześć - Odparł spokojnie i wyciągnął dłoń dokładnie w chwili, gdy Pai próbowała się przysunąć, by pocałować go na powitanie w policzek. Widocznie się zachmurzyła i uścisnęła jego dłoń.
- Szkoda, że nie poinformowaliście nas wcześniej - Usłyszałem głos ojca z salonu. W tonie jego głosu można było usłyszeć delikatny wyrzut. Może nie bardzo wyraźny, sam pewnie miałbym wrażenie, że się przesłyszałem, gdybym nie znał go aż tak dobrze. ,,No wiecie, kulturalni ludzie nie przychodzą od tak sobie, bez zapowiedzi". - Przygotowalibyśmy coś porządnego i jakieś dobre wino. A tak, możemy zaoferować tylko coś na szybko.
- No coś ty - Zaśmiał się mężczyzna. - Nie spodziewaliśmy się, że cokolwiek przygotujecie. Zwłaszcza, że mieliście tylko pół godziny.
Zmarszczyłem brwi. Wydawało mi się, czy ojciec Kuro mówił łudząco podobnym tonem jak mój ojciec? Brzmiało to niemal jak obelga: ,,Nie oczekiwaliśmy po was zbyt wiele. W końcu to tylko wy. Przygotowywaliśmy się, że podacie jakąś sałatę i tyle. W pół godziny? Cud, że w ogóle zdążyliście się jakkolwiek zebrać".
Zerknąłem na Kuro. Był taki spokojny i opanowany, jakby w ogóle tego nie zauważył. Albo jakby już do tego przywykł.
- Kuro - Matka podeszła i uściskała chłopaka. Mogło mi się wydawać, ale byłem prawie pewny, że w jego oczach dostrzegłem żądzę mordu. Ta jednak zniknęła, gdy tylko został uwolniony z uścisku matki.
- Dzień dobry - Powiedział obojętnie. - Dzień dobry panu - Zwrócił się do mojego ojca, który uścisnął mu dłoń.
- No proszę, chłopak wam rośnie jak na drożdżach. Ale, nie rozmawiajmy w progu. Chodźcie, przygotowaliśmy skromny poczęstunek.
Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Nie wiem jakim idiotą trzeba byłoby być, żeby rzeczywiście uznać to za ,,skromny poczęstunek, robiony na szybko".
- To co tam u was nowego? - Zagadał ojciec, nakładając sobie pysznie pachnącej pieczeni, podał talerz matce, która natychmiast dała go mi, a sama sięgnęła po sałatkę.
- U nas? Ah, nic nowego. Widzieliśmy się w sumie niedawno. No... sfinalizowaliśmy bardzo ważny kontrakt za kilka milionów - Powiedziała obojętnie kobieta. W sumie nawet nie wiedziałem, czym się zajmują. Nałożyłem sobie mięsa i podałem talerz siedzącemu obok mnie Kuro. - Oh, a ty nie jesz pieczeni? - Zwróciła się do matki. - Tylko mi nie mów, że jesteś na diecie.
- Ależ skąd - Machnęła tylko ręką. Oczywiście, że nie mogła powiedzieć,że jest na diecie. To tak, jakby się przyznała do tego, że powinna schudnąć. - Ale przechodzę na wegetarianizm. Podobno to bardzo zdrowa dieta.
- Oh, naprawdę? - Powstrzymałem się przed ostentacyjnym przewróceniem oczami. Serio, uwielbiałem słuchać takich rozmów przy jedzeniu. Ojciec pochylił się w stronę ojca Kuro i też zaczęli o czymś rozmawiać.
- To co tam nowego? - Zagadnął Kuro, zerkając w moją stronę. Pai, która siedziała po jego drugiej stronie, aż podskoczyła, aż nie zauważyła, że pytanie nie było skierowane do niej. Znowu spochmurniała i wbiła nienawistny wzrok w sałatkę, którą wzięła o dziwo zamiast mięsa. Pewnie po to, by zaimponować Kuro.
- W sumie nic - Wzruszyłem ramionami. A w każdym razie nic, o czym miałem ochotę mówić praktycznie obcemu chłopakowi. - Szkoła, nauka, zajęcia dodatkowe... nic nowego. A u ciebie?
- Chyba też nic. W końcu się nie zgadaliśmy, co?
- Jakoś tak...
- Masz plany w weekend? - Zapytał nagle, całkowicie mnie zaskakując. Pai za jego plecami gwałtownie pokiwała głową. Cholera... chciałem pójść do senseia... zwłaszcza, że byliśmy umówieni na dzisiaj, ale... nie mogłem ryzykować. Musiałem spełnić prośbę Pai. Zwłaszcza, jeżeli nie chciałem, żeby nagle wszem i wobec ogłosiła, że już sypiam z ,,dziewczyną".
- Nie, właściwie to nie - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Może wypad do salonu z grami? - Zaproponował, ale z taka obojętnością, jakby właściwie łaskawie się zgadzał, żeby mnie zapraszać.
- Sashi, a czy ty wtedy nie masz zajęć? - Zapytała nagle matka, odrywając się od rozmowy z... Anną? Chyba tak się nazywała ta kobieta. - Nie wiem, czy możesz sobie pozwolić od tak chodzić i się bawić.
- Akurat w tę sobotę nie mam - Powiedziałem z uprzejmą skromnością w głosie. Nigdy nie miałem zajęć w sobotę. Rodzice po prostu chcieli pokazać, jakim pilnym i uczynnym uczniem jestem. - To mógłbym iść?
- No cóż, w takim razie nie widzę przeszkód. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić - Uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki mamo. To tak, mogę iść - Zwróciłem się znowu do Kuro.
- To super. Może rzeczywiście w końcu się gdzieś spotkamy. Czekaj - Chwycił serwetkę leżącą na stole, a z kieszeni wyciągnął długopis. Jego rodzice zgromili go spojrzeniem, gdy zapisywał swój numer na serwetce. - Trzymaj. Zadzwoń do mnie i się umówimy, dobra?
- Umm...jasne - Wziąłem od niego serwetkę. Teraz i Pai gromiła mnie spojrzeniem. Z jednej strony, zdobyłem dla niej numer, ale z drugiej, zdobyłem go bez najmniejszego problemu, nawet się nie starając.
- Znam jeden zajebisty salon z całą masą gier. Najlepsze są tam wyścigówki. Samochody ruszają się przy kierowaniu i można się ścigać w dwie osoby.
- Też lubię gry komputerowe - Wtrąciła nagle Pai. - Gram w nie od rana do wieczora. Chcę nawet pisać do nich scenariusze.
- Oh... fajnie - Kuro to powiedział z taką chłodną obojętnością, że aż ja poczułem się zażenowany. Pai widocznie też, bo zaraz zalała się cała rumieńcem. Wkurzona i zawstydzona wróciła wzrokiem do jedzenia sałaty. - Sobota?
- Sobota... - Kiwnąłem niepewnie głową. Świetnie, wyglądało na to, że wkopałem się do wyjścia z Kuro, zamiast spotkać się z senseiem, to jak tak dalej pójdzie, to Pai nie będzie chciała go znać. - Brzmi super.
Po twarzy Kuro przemknął błysk satysfakcji i zabrał się za jedzenie. Czas mijał powoli, zbyt powoli, wśród nic nie znaczących rozmów. Zerkałem co i rusz to na zegar, to na szafkę, gdzie zostawiony był mój telefon. Chciałem zadzwonić do senseia, przeprosić i wszystko wyjaśnić... ale czas mijał nieubłaganie, a ja nie miałem możliwości, żeby nawet mu napisać... wyobrażałem sobie, jak siedzi przy zastawionym stole z mało smacznym, ale pełnym serca jedzeniem, świeczkami i czeka... czeka, a ja nie mogę mu nawet powiedzieć, że nie przyjdę.
Wieczór zakończył się późno. Właściwie, to gdy się skończył zrobiła się już noc. Ja niemal przysypiałem nad stołem, Pai coraz bardziej zmęczona patrzyła na zegar, nawet Kuro wydawał się już przysypiać. Rodzice tymczasem gadali i nawet nie wydawali się zmęczeni.
- O rety, która to już godzina - Zauważyła w końcu matka Kuro, a nasza trójka - ja, Pai i Kuro, aż odetchnęła z ulgą.
- Naprawdę? - Mama wydawała się zaskoczona, chociaż już dawno zauważyłem, że nawet ona zerkała na zegar od jakiegoś czasu. - O rety, jak ten czas zleciał, prawie północ - W tym zdaniu słychać było lekki wyrzut, ale delikatny, taki, żeby nie można było go stwierdzić bez wątpienia. ,,Nie powinniście siedzieć tutaj tak długo. W końcu jest tak późno, dzieciaki..." bla, bla bla. To nic, ze tak naprawdę wszyscy gadali do tej godziny, nie mogąc nachwalić się swoimi sukcesami.
- To nie będziemy wam więcej zawracać głowy - Ojciec Kuro wstał i uśmiechnął się do nas. Odpowiedziałem zmęczonym, ale uprzejmym uśmiechem. Chłopak obok mnie poklepał mnie po ramieniu i sam się zebrał. Byłem śpiący. Jedyne czego chciałem, to w końcu móc iść spać. Gdy formalności dobiegły końca, na wpół przytomny powlokłem się do pokoju. Pai szła tuż przede mną. To była tylko północ, nie powinniśmy byli być aż tak zmęczeni, ale cały dzień w szkole i jeszcze ta kolacja, zrobiły swoje.
- Dobrze się spisaliście - Powiedział ojciec, zatrzymując się u podnóża schodów. Odwróciłem tylko głowę w jego stronę. - Napiszemy wam jutro zwolnienie, żebyście mogli się wyspać.
- Przepraszamy was za to - Dodała matka. Ona też była widocznie zmęczona. - To ostatnia taka sytuacja. Śpijcie dobrze.
- Branoc - Rzuciliśmy na raz i wspięliśmy się po schodach. Dobrze, że rodzice odpuścili mi jutro szkołę. Nie wiem, czy byłbym w stanie podnieść się z łóżka za sześć godzin. Nie wspominając o tym, że nawet nie miałem czasu, żeby odrobić lekcje, czy się pouczyć.
Spojrzałem na piżamę, leżącą na łóżku, ale nie miałem siły się w nią przebierać. Praktycznie po ciemku, kierowany tylko światłem ze schodów, podszedłem do łóżka i rzuciłem się na nie. Odbicia serca liczyły czas do mojego zaśnięcia. Po dziesięciu, przed oczami zaczęły mi migać kolorowe plamy, układające się w niezrozumiały bezład. Jeszcze parę uderzeń serca i całkowicie straciłem kontakt z rzeczywistością.
_____________________________
https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
https://ask.fm/Historieyaoi

sobota, 10 czerwca 2017

Lekcja życia XXXV - Umowa

Witajcie, przed notką będę miała dla was dwa ogłoszenia.
Po pierwsze, na początek tygodnia wyjeżdżam na wakacje, nie będę miała dostępu do internetu, a zwłaszcza do laptopa, więc nie będę mogła wstawiać postów.
Druga sprawa test taka, że jeżeli czasami patrzycie na licznik, pewnie zauważyliście, że powoli zbliżamy się do 200.000 wejść. Jest to wielka okazja, więc naprawdę nie chciałabym jej opuścić. Dlatego, jak zwykle możecie się spodziewać gratisowej noty. Pytanie, co wy chcielibyście przeczytać. Możecie rzucać prostymi propozycjami typu: ,,Pan i niewolnik", albo ,,pisarz i jego bohater z książki", a ja już coś z tego sklecę. Tak samo, jeżeli chcecie jakąś konkretną sytuacje, z którymś z moich opowiadań np. Zajączek w sukience, albo Aki jako seks bomba. Jeżeli chcecie jakieś fanfici, proszę, dajcie mi też znać w komentarzach.
______________________

Dzień minął spokojnie. Ada się nie pojawiła, a ja z każdą godziną czułem coraz większą ulgę. Mimo tego, że przerwy spędzałem siedząc z książką, dyskretnie rozglądałem się po korytarzu i widziałem, jak ludzie z mojej klasy zerkają w moją stronę. Chyba powinienem kupić senseiowi wielki bukiet kwiatów... o ile lubi kwiaty. Może lepiej czekoladę? Powinienem się dowiedzieć takich rzeczy.
W końcu lekcje się skończyły, a do mnie przyszedł kolejny SMS. Tym razem z nieznanego mi numeru. Nim otworzyłem całość wiadomości, wyświetlił mi się początek wiadomości: ,,tu Ada, czekam przed..."
Serce znowu szybciej mi zabiło, ale nie zamierzałem dać się porwać emocjom. Wziąłem głębszy wdech. Najważniejsze, żebym nie dał po sobie poznać, jak bardzo jestem przerażony.
Wyszedłem przed budynek. Tuż obok bramy szkoły czekała Ada. Ubrana była elegancko, w obcisłe spodnie i bluzkę, która odsłaniała chyba więcej, niż zasłaniała. Przeglądała coś na telefonie i nawet mnie nie zauważyła, dopóki nie zatrzymałem się przy niej. Wziąłem głęboki wdech i wyprostowałem się, byleby nie dać po sobie poznać, że się boję. Ada podniosła wzrok i się uśmiechnęła.
- Oh, przyszedłeś. No proszę, a myślałam, że uciekniesz na dobre. No dobra, moją propozycję znasz. Dzisiaj pójdziemy do sklepów i kupisz mi parę ciuchów. Mam nadzieję, że udało ci się ogarnąć wystarczająco dużo kasy. Ale o czym ja mówię, na pewno masz jakąś platynową kartę, czy... - Zamarła w jednej chwili, gdy jej wzrok padł w końcu na moją szyję. Całym sobą zmusiłem się, żeby się nie uśmiechnąć z satysfakcją.
- Obawiam się, że źle mnie zrozumiałaś - Delikatnie przechyliłem głowę, by jeszcze bardziej odsłonić malinkę. - Z Chiko umówiłem się tylko i wyłącznie do kina, jak ze znajomą ze szkoły. Powiedziała, że ma wolny bilet, więc zgodziłem się pójść. To nie była randka i nie miała być. Dlatego uciekłem. Zrozumiałem, że inaczej to wszystko postrzegamy i nie chciałem siedzieć z nią dłużej.
Ada patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i lekko rozchylonymi wargami. W końcu zaczęła szybko przenosić wzrok z mojej twarzy na malinkę. Kiedy w końcu zrozumiała, co właściwie się dzieje, zmrużyła oczy i spojrzała na mnie morderczo.
- To wcale nie jest prawda... to wcale nie tak! Nie próbuj mnie oszukać! - Mijający nas ludzie zaczęli się odwracać, ale żaden się nie zatrzymał. O dziwo, jej wściekłość trochę podniosła mnie na duchu. To znaczyło, że traci grunt pod nogami... czyli wyglądało na to, że wygrywałem. - Nie próbuj mnie oszukiwać! Znam przecież prawdę! To... to wcale nie o to chodziło! Wcale nie masz dziewczyny!
- Ależ mam... nawet chłopcy z klasy o tym wiedzą - Uśmiechnąłem się delikatnie. Ciężko mi było uwierzyć, że to mógł być w końcu koniec tego koszmaru... chociaż jednego.
- Nie! Wcale, że nie! Odrzuciłeś Chiko z innego powodu! - Gdy nagle zdała sobie sprawę, że mówi zdecydowanie za głośno, lekko stonowała krzyk. - Wiem, że to nie prawda... przecież doskonale wiem, że nie masz dziewczyny. Dlatego wczoraj uciekłeś, gdy zaczęłam ci grozić. Dlatego byłeś gotowy, żeby mi płacić za milczenie.
Uniosłem dumnie głowę. A chociaż byłem niższy od Ady, chociaż raz poczułem, że nad nią góruję. Zrobiłem krok w jej stronę i lekko się pochyliłem, przysuwając do jej ucha.
- Udowodnij - Szepnąłem. Na jej twarzy malował się szok i niedowierzanie. Sam bym pewnie tak wyglądał na jej miejscu. Z dumą poszedłem przed siebie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Wygrałem. Jakkolwiek idiotyczna nie była satysfakcja z tego, to wygrałem. Pokonałem strach i pokonałem ten jeden problem. Może niesłusznie, ale czułem, że teraz będzie tylko lepiej.
Wyciągnąłem telefon i napisałem kolejnego smsa do senseia.
,,UDAŁO SIĘ! Dziękuję ci ogromnie za pomoc! Nie sądziłem, że się to uda! Ada się wkurzyła i trochę na mnie nakrzyczała, ale najważniejsze, że straciła grunt pod nogami. W szkole już rozeszła się plotka, że mam dziewczynę, więc powinno być dobrze! Jeszcze raz ci dziękuję :3"
Nie zdążyłem nawet dojść do skutera, gdy mój telefon zawibrował. Odebrałem wiadomość
,,Hej, to świetnie! Jeden problem z głowy. Teraz będzie tylko lepiej. Wiedziałem, że dasz sobie radę. Może to jakoś uczcimy?"
,,Brzmi super..." - Zawahałem się. Powinienem teraz coś mu zaproponować? A może sensei chce mnie przekonać, żebym zaprosił go na randkę? Nie... na pewno by nie kazałby mi nigdy wydawać pieniędzy... on jako jedyny. Ale... zasłużył na to, żebym chociaż raz ja zabrał go gdzieś.
,,Jesteś wolny po południu? Może bym wpadł..?" - Przeczytałem wiadomość, którą napisałem. Brzmiała jakoś tak... okropnie. Skasowałem ją i napisałem jeszcze raz.
,,Brzmi świetnie. Może wpadnę pod wieczór? Albo kiedy będziesz miał czas? - Zamknąłem oczy i nacisnąłem guzik ,,wyślij".
,,Bardzo chętnie. Pomyśl, co chciałbyś zrobić. Jak rodzice się zgodzą, to może wpadniesz i zostaniesz na noc? Obejrzelibyśmy jakiś film, czy coś?"
Serce tak odrobinkę mi się zatrzymało, a na policzkach pojawił się ponownie rumieniec. Szybko pokręciłem głową. Nie... to, że mnie zaprasza do siebie, wcale nie musi oznaczać, że w końcu... ,,skonsumujemy" nasz... nie, przecież nie jesteśmy w związku. Ale po prostu... że w końcu pójdziemy do łóżka.
,,Bardzo chętnie, jeżeli nie będę ci przeszkadzać"
,,Wiesz, że ty mi nigdy nie przeszkadzasz. Czekam wieczorem."
Wziąłem głęboki wdech. Dobra, jeżeli dzisiaj do niczego między nami nie dojdzie, to poważnie z nim porozmawiam. W końcu... byłem mężczyzną, byłem gotowy przespać się z facetem... jakkolwiek żenująco i okropnie by to nie brzmiało. Odpaliłem skuter i wjechałem na ulicę, ale myślami byłem daleko stąd. Jeżeli udowodnię senseiowi, że jestem na to godowy, w końcu może by do czegoś doszło. No i nasze lekcje przeszłyby na zupełnie nowy poziom. Nie, żebym się do tego jakoś bardzo spieszył, ale z dnia na dzień, gdy zbliżałem się coraz bardziej do senseia, czułem, że chcę to zrobić. Chcę, żeby mnie nauczył tego wszystkiego, bym mógł lepiej go zrozumieć jako geja. Znaczy... biseksualistę.
Zajechałem pod dom. O dziwo wewnątrz zauważyłem jakiś ruch. I to spory. Po Pai się tego nie spodziewałem, chyba, że na szybko starała się posprzątać po imprezie.
Zostawiłem skuter pod domem i wszedłem do środka. Gdy zostawiłem buty w specjalnym przedsionku i wszedłem do przedpokoju, przede mną niemal przebiegła matka, ubrania w czarną, elegancką sukienkę. Podążyłem za nią wzrokiem. Rzadko się zdarzało, żeby rodzice czymś się tak przejmowali. A matka chyba biegała tylko wtedy, gdy chodziła z koleżankami na fitness.
- Coś się stało? - Zapytałem, ale matka mnie zignorowała, udając się od razu do swojej sypialni. Wszedłem do kuchni, gdzie ojciec rozmawiał nerwowo przez telefon z kimś.Ubrany był w białą koszulę od garnituru, a na blacie leżała jego czarna marynarka. Wyglądało na to, że dopiero wrócił z pracy. Tylko... czemu tak wcześnie?
- Nic mnie to nie interesuje - Powiedział agresywnie. - Szukam kogoś, kto mi to załatwi w pół godziny. I ani minuty dłużej. Jestem w stanie zapłacić podwójnie - Kiwnął głową w moją stronę, gdy mnie zobaczył, ale całkowicie skupił się na telefonie. - Tak? Mhmm... dobrze, czekam pól godziny z zegarkiem w ręku - Rozłączył się i odłożył telefon na blat. - dobrze, że jesteś, pomożesz mi. Rozłóż obrus i talerze i sztućce. Aha, dostaw jedno krzesło i rozsuń stół, bo będziemy mieli trójkę gości, więc weź siedem zestawów. A potem ubierz się elegancko. Nie, najpierw ściągnij Pai. Powiedz, że jak w ciągu piętnastu minut nie dotrze do domu to ma szlaban na wszystko i obcięte kieszonkowe.
- Niezapowiedziani goście? - Zapytałem, wyciągając telefon.
- Jak mogli się nie zapowiedzieć wcześniej? Dali nam przed chwilą znać, że będą za jakieś czterdzieści minut, bo wracają z jakiejś uroczystości - Był naprawdę zły i nawet nie próbował tego ukrywać. Najchętniej bym się błyskawicznie ulotnił, ale wiedziałem, że nie jest to w tej chwili możliwe. Musiałem się uwijać, by wszystko było idealne. W końcu co to za perfekcyjna rodzina, gdzie podczas nagłego spotkania nie wszyscy są w stu procentach gotowi, nie ma wyśmienitej kolacji i wysprzątanego mieszkania?
Wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do Pai, ale nawet nie zdążyłem wybrać numeru, gdy ojciec zabrał mi komórkę i zaczął w nią stukać.
- Zapomnij, ja zadzwonię do niej. Ty rozłóż stół, obrus, talerze, wyciągnij dodatkowe krzesło z szafy... aha, jeszcze sztućce i szklanki. Nie, kieliszki. Te kryształowe. Halo, Pai? Nie, nie Sashi. Trochę szacunku gówniaro. Gdzie jesteś? To świetnie się składa, masz być za dziesięć minut w domu. Nie interesuje mnie to, mamy mieć gości - Jego wzrok padł na mnie. Ostentacyjne uniesienie brwi było aż nazbyt wymowne. Pobiegłem niemal do szafki po obrus. Potem rozsunąłem stół. Normalnie był na maksymalnie sześć osób, ale dało się go rozłożyć, by był trochę większy. Szybko się tym zająłem, nałożyłem na blat szary, stylowy obrus, a potem zabrałem się szybko za rozkładanie naczyń.
- I lepiej bądź - Zakończył rozmowę ojciec i odłożył mój telefon na blat. - Uch... jak można się zapowiadać pół godziny wcześniej? Jestem wkurzony. Błagam, niczym mi dzisiaj nie podpadnij, jestem na skraju wytrzymałości. A do matki lepiej się nie odzywaj, o ile nie chcesz usłyszeć, że niepoprawnie oddychasz. I idź się przebrać, jak już skończysz. Naprawdę... zamiast zatrudnić catering, który ogarnie całą zastawę, musimy zamówić coś względnie jadalnego, byśmy mogli to podać. Jak się spóźnią, to zniszczę tę restauracje.
- Ummm... a do której zostają goście? - Zapytałem nieśmiało, rozkładając sztućce i szklanki.
- Nie wiem, pewnie do późna. Jak nie zdążysz odrobić lekcji, to napiszę ci usprawiedliwienie. A teraz idź się ładnie ubrać. Aha, tylko nie garnitur, nie mogą wiedzieć, że tak na nich czekamy. Elegancko i schludnie, ale bez przesady. Może koszula? I uczesz włosy, wyglądasz, jakbyś miał siano na głowie.
Zabawne, ale nie spodziewałem się, że usłyszę tego typu słowa od kogokolwiek innego, niż matka. Zachowałem jednak swoje inteligentne uwagi dla siebie. Przynajmniej kiedy rodzice buzowali ze wściekłości.
Poleciałem szybko na górę, żeby się ogarnąć i przebrać. Otworzyłem szafę i przejrzałem się w lustrze. Ściągnąłem bluzkę, którą miałem na sobie i zamieniłem ją na czarną koszulę.
 Świetnie, nie dość, że będziemy musieli się opiekować kolejnymi gośćmi rodziców, to jeszcze moje plany...
Zamarłem całkowicie, gdy zacząłem poprawiać kołnierzyk i mój wzrok padł na malinkę, która nieco zbladła od wczoraj, ale dalej aż raziła po oczach. Pewnie gdyby ojciec nie był tak zdenerwowany, by ją zauważył.
Po pierwsze... cholera, jak ja miałem to teraz ukryć?! A co gorsza, musiałem odwołać spotkanie z senseiem. Sięgnąłem do kieszeni, ale moja dłoń natrafiła na pustkę. No tak... zostawiłem telefon na dole. Podszedłem do drzwi, ale zatrzymałem się, nim zdążyłem wyjść. Jeżeli ojciec był dalej zły, wywaliłby mnie w kuchni w ciągu kilku sekund. A jeżeli nawet pozwoliłby mi wziąć telefon... odruchowo dotknąłem malinki na mojej szyi. Nie mogłem pozwolić im jej zobaczyć... nigdy. Tylko jak to ukryć...
Wpadłem na genialny pomysł. Pai przecież używała tych wszystkich swoich mazideł do twarzy. Musiała mieć tam coś, czym dałoby się ukryć malinkę.
Wymknąłem się z pokoju i przemknąłem do naszej wspólnej łazienki. Była sporym pomieszczeniem, z dużą wanną i ścianach z morskimi motywami. Podszedłem do umywalki, nad którą wisiało duże lustro, w ramce w kształcie fal. Pod nim znajdowała się półeczka na najpotrzebniejsze rzeczy. Domyślnie na szczoteczki do zębów i pastę, ale w praktyce cała była zawalona kosmetykami i innymi mazidłami Pai. Zacząłem je po kolei przeglądać. Ona chyba tutaj miała całą dżunglę wciśniętą w słoiki, ale nic, co mogłoby mi pomóc. Pai mogłaby je jakoś podpisać. Otworzyłem kolejne pudełeczko, tym razem wypełnione jakimiś kuleczkami. Tym się w ogóle malowało? Wolałem nie ryzykować, że to jeszcze zepsuje, więc odłożyłem je zaraz i wziąłem... jakieś coś. Tym razem bardziej wyglądało jak kosmetyk. Chyba to był puder. Pudełko było podzielone na dwie części. W jednej znajdował się proszek w kremowym kolorze, a w drugim jakiś dziwny pędzelek, pewnie do nakładania tego proszku. Nie miałem wyjścia. Wziąłem pędzelek i zacząłem nakładać sobie puder na szyję.
- Cholera - Mruknąłem, kiedy zauważyłem, że nie dość, że w żaden sposób nie zamaskowałem malinki, to cały proszek spadł mi na koszulkę, zostawiając na niej blady ślad. Odłożyłem pudełko i zacząłem strzepywać z siebie brud.
- Co ty wyprawiasz? - Odwróciłem się gwałtownie w stronę drzwi, gdzie stała Pai. Zamarłem na chwilę. Musiałem wyglądać idiotycznie, gapiąc się w nią zaskoczony, z koszulką w pudrze, przed całym szeregiem otwartych kosmetyków. Wyprostowałem się gwałtownie i przyłożyłem dłoń do szyi.
- Umm... ja... ja... - Nie zdążyłem dokończyć. Pai wpadła do łazienki i odepchnęła mnie od zlewu. Spojrzała na swoje kosmetyki, a potem na mnie - Czy ty używasz moich kosmetyków? Jesteś gejem, czy coś?
Westchnąłem ciężko. Wyglądało na to, że nie uda mi się uniknąć wyjaśnienia.
- Pai, potrzebuję twojej pomocy - Mruknąłem i z widocznym rumieńcem odsłoniłem malinkę na szyi. Pai aż otworzyła szerzej oczy, ale na jej ustach pojawił się delikatny, rozbawiony uśmieszek.
- No proszę, proszę... - Zrobiła krok w moją stronę i spojrzała na malinkę. - Ktoś tu w końcu sobie znalazł dziewczynę? Coś tak czułam, że ostatnio coś mało nerdzisz w domu. Nie sądziłam, że ten dzień nadejdzie. Opowiesz coś o niej? Od kiedy ze sobą sypiacie? O kurde, mój kujonowaty, nudny braciszek w końcu zaczął zabawiać się z dziewczyną.
- Czy... naprawdę musimy o tym rozmawiać? - Świetnie, kolejna osoba, która się ze mnie nabijała i wprowadzała mnie w zażenowanie. - Pomożesz mi? Błagam.
- Pytanie, co będę za to miała - Uśmiechnęła się triumfalnie i uniosła głowę. No tak... mogłem się tego spodziewać.
- Zrobię co tylko zechcesz. Czego chcesz? - Trochę się obawiałem, co sobie wymyśli. Od lat nie miała na mnie żadnego haka. Mogła wymyślić wszystko, co mnie skompromituje. Pai chwilę milczała, z dość sadystycznym uśmieszkiem.
- No dobra, mam. Pamiętasz tę rodzinkę, która była tutaj kilka tygodni temu? - Zmarszczyłem brwi. W końcu sobie przypomniałem.
- Taka parka z synem?
- Tak, to oni. I właśnie oni dzisiaj nas odwiedzą. Może pamiętasz, że... tamten chłopak nie był mną zbyt zainteresowany. Nie wiem swoją drogą, dlaczego - Powiedziała z widoczną niechęcią. - Dobra, powiem wprost. Chcę go zdobyć.
Zamrugałem kilka razy, wpatrując się w nią zaskoczony. Miałem wrażenie, że rozumiem coraz mniej i mniej.
- I... jaki to ma związek ze mną.
- O jeny... - Westchnęła ciężko. - Ale ty jesteś niedomyślny. On cię lubi. Albo udaje, że cię lubi. Wykorzystasz to. Zbliżysz się do niego, zaprzyjaźnisz się, a potem dowiesz się, co lubi, jakie dziewczyny, o czym lubi rozmawiać, a potem przekonasz go, żeby poszedł ze mną na randkę. Wtedy... pomogę ci ukryć to, że masz dziewczynę.
Zagryzłem dolną wargę. Kuro... bo chyba on tak się nazywał, wydawał się sympatyczny, ale miałem ostatnio tyle kłótni z osobami bliskimi, że nie wiedziałem, czy chcę kolejnych przyjaciół. Z drugiej strony, chyba nie miałem za bardzo wyboru. Zresztą, chodziło tylko o to, żeby... cholera, miałem zrobić z Kuro to samo, co ludzie robili ze mną. Wykorzystać i olać.
- No dobra - Powiedziałem w końcu. Wyczuwałem, że będę miał ogromne wyrzuty sumienia, ale rodzice nie mogli się dowiedzieć prawdy. - Zrobię wszystko, co będę mógł.
- Umowa? - Podniosła zaciśniętą pięść z wystawionym małym palcem. Aż mi się przypomniało, gdy byliśmy dziećmi. Podniosłem pięść i chwyciłem jej mały palec, moim.
- Umowa. A teraz błagam, pomóż mi, nim rodzice zaczną się wkurzać, że długo się zbieramy.
Pai przewróciła oczami. Podeszła do szafki i wzięła kilka identycznie wyglądających buteleczek z kremową zawartością. Przyłożyła jedną do mojej szyi, pokręciła głową, przyłożyła inną i jeszcze inną. Cholera, ile ona miała tych wszystkich...
- Właściwie co to?
- Fluid - Mruknęła, przykładając mi jakieś dwie buteleczki do szyi. - Cholera, ale ty jesteś blady. Mógłbyś częściej wychodzić na dwór. Jak mam dobrać coś, co będzie pasować do twojej białej jak papier skóry? Dobra, mam coś. Nie będzie to wyglądać całkowicie naturalnie, ale masz na szczęście względnie długie włosy, to może zasłonią trochę tę ciemną plamę - Wycisnęła dozownikiem trochę kremowej mazi. Odchyliłem głowę i zgarnąłem włosy, żeby odsłonić szyję, na którą zaczęła nakładać tę dziwną rzecz.
- Jesteś wampirem, czy jak? - Westchnęła. - Moi znajomi mają ciemniejsze zęby niż ty skórę. A to wcale nie tak, żeby ich nie myją - Zaczęła przyklepywać moją skórę. Odsunęła się, spojrzała na mnie i znowu wzięła coś z szafki. O dziwo puder, który wziąłem wcześniej i pobrudził mi całą koszulkę. Jeszcze bardziej odchyliła moją głowę i lekko zaczęła jeździć po skórze pędzelkiem.
- No dobra... - Powiedziała w końcu. - Jakoś to wygląda. Serio, powinieneś się trochę opalić. Gdybyś nie był takim nerdem, może nawet zabrałabym cię na plaże z moimi kumplami.
Spojrzałem w lustro. Czerwonawo-fioletowa malinka była całkowicie niewidoczna. Zamiast niej widziałem plamę, trochę ciemniejszą od mojej skóry, ale nie wyróżniała się ona zbytnio na tle skóry, ładnie przechodziła w mój naturalny kolor.
- Dzięki wielkie - Zwróciłem się do Pai. - Ratujesz mi życie.
- Nie dziękuj, tylko zdobądź numer od Kuro. A teraz muszę poprawić makijaż - Odepchnęła mnie od lustra i sama zaczęła przeszukiwać półkę z kosmetykami.
- Właściwie... to dlaczego tak ci na nim zależy? - Zapytałem nagle. Z tego co widziałem, to Pai nie mogła narzekać na brak chłopaków. Raczej nie dlatego, że była ładna, czy inteligentna, ale bogata i łatwa. Co nie zmieniało faktu, że kręciło się dookoła niej sporo osób.
- Rety, ale ty jesteś nie w temacie - Westchnęła, malując usta szminką. - Po pierwsze, jest przystojny. I to cholernie. Po drugie, ma kasę. Nie to, co frajerzy, z którymi się zadaje.
- Zaraz, bo nie rozumiem. My też mamy kasę.
- Ech... facet tego nie zrozumie. Nie chcę płacić zawsze za randkę, a na koszt faceta chodzić co najwyżej do kina. Zresztą, to facet powinien utrzymywać rodzinę. Jak się wyprowadzę, chcę, żeby ktoś mnie utrzymywał.
- Czyli nie chcesz sama pracować? Chcesz być zawsze zależna od kogoś? - Spojrzałem na nią zaskoczony. W tej chwili rodzice nas utrzymywali, ale nie mogli robić tego wiecznie. Naprawdę chciała prowadzić takie życie?
- Oczywiście, że nie - Uśmiechnęła się. - Chcę znaleźć męża, który będzie mnie utrzymywał.
- Czekaj... chcesz wyjść za Kuro? - Powiedziałem, mocno zszokowany. Pai miała osiemnaście lat, ale nawet przez chwilę by nie pomyślał, że chociażby przeszło jej przez myśl, że kiedyś weźmie ślub.
- Oh... Sashi... czy ty w ogóle wiesz, jak działa świat? Nie muszę wychodzić za Kuro... chociaż byłby spoko mężem.
- Widziałaś go raz w życiu... - Powiedziałem, coraz bardziej i bardziej zaskoczony.
- Ale jest bogaty i przystojny. A jeżeli nam się nie ułoży - na pewno ma on jakichś bogatych i przystojnych znajomych. Któryś na pewno podpasuje mi wystarczająco, żebym wyszła za niego za mąż. No i wiesz... faceci z takich bogatych domów mają spore ambicje i możliwości. Będzie mnie utrzymywał do końca życia, a ja nie będę musiała się męczyć ze... studiami i tak dalej. No i będę się mogła skupić na mojej karierze twórcy gier - Uniosła głowę z uśmiechem. Pai zawsze marzyła o pracy, w której nie musiałaby pracować, a za taką uważała cokolwiek związanego z graniem w gry. Ale nawet ona nie była tak głupia, żeby wierzyć, że bez żadnego doświadczenia czy studiów uda jej się osiągnąć sukces. Stąd pewnie pomysł złapania bogatego męża.
- Albo będę sama tworzyć gry, a w najgorszym wypadku zostanę ich testerem. Ale do tego czasu ktoś powinien mnie utrzymywać - Powiedziała z dumą. Z dołu rozbrzmiał naglący krzyk ojca. Spojrzałem jeszcze raz w lustro i strzepałem resztki pudru z koszuli.
- Powiedz, że zaraz zejdę - Rzuciła Pai i machnęła na mnie dłonią, żeby wygonić mnie z pomieszczenia. Wolałem nie prowokować rodziców, więc pobiegłem zaraz na dół, by przygotować się do przyjęcia gości