wtorek, 30 grudnia 2014

2 Rocznica ZajączekxTochi

Hej hej. Czy wiecie może jaki dzisiaj dzień? Dzisiaj mijają dokładnie 2 lata od kiedy założyłam tego bloga! Miałam nadzieję świętować przy okazji 50.000 wejść, ale cóż, nie wyszło. Jak będę miała czas i będzie mi się chciało to napiszę dodatkowy post a jak nie to znaczy, że ta musi wam wystarczyć.
Na pomysł ten wpadłam, gdy razem z Shizuo rozkminialiśmy post o No.6. Jest to połączenie 2 moich ulubionych opowiadań na tym blogu. Ciekawe czy zgadniecie jakich :3
Więc wielkie dzięki za te dwa lata i obym mogła dziękować wam jeszcze sto razy w każdą rocznicę  ^ ^

***********************

- Nie możecie mi tego zrobić! - Krzyknąłem, starając się wyrwać, ale ojciec trzymał mnie mocno, nie patrząc na mnie nienawistnym spojrzeniem, które widziałem niemal codziennie. Szarpnąłem się, ale uścisk tylko się wzmocnił.
- Uspokój się, Usagi. Nie chcesz chyba sprawić nam kłopotów?
Nasza rodzina, chociaż niezbyt zamożna cechowała się nienaganną reputacją. Kochająca rodzina, która chociaż dość liczna dobrze sobie radzi. Mieszkaliśmy w niewielkim mieszkaniu w bloku. Rodzice pracowali całymi dniami, Kashikoi i Hana, którzy byli już dostatecznie duzi starali się łączyć szkołę z pracą, co było dość trudne. Dalej jednak bywały trudniejsze dni, gdzie musieliśmy liczyć każdy grosz.
 Raito i Enma byli za mali by pracować, a ja... ja byłem za młody, żeby pracować legalnie.
- Wiesz, że mamy problemy. Możemy nie mieć co jeść. Nie chcesz chyba, żeby twoje rodzeństwo przymierało głodem?
Przełknąłem ślinę. Moje serce waliło jak oszalałe. Naprawdę nie chciałem tego robić.
- Ale... dlaczego ja?
- Wolałbyś, żeby był to ktoś z twojego rodzeństwa? Może Raito?
Pokręciłem głową, zaciskając pięści. Jasne, że nie chciałem, żeby musiał to robić ktoś z mojego rodzeństwa, ale... sam też tego nie chciałem... bałem się...
- Zdradzę ci sekret... - Odezwał się mój ojciec, nawet na mnie nie patrząc. - W mojej pracy są zwolnienia. Wkrótce mogą ją stracić, a wtedy będzie źle. A dzięki twojemu poświęceniu będziemy mogli spokojnie przeżyć przez co najmniej miesiąc.
- Poświęceniu? - Powstrzymałem się, żeby nie krzyknąć. - Każesz mi się przespać z zupełnie obcym facetem, bo wy nie dajecie rady.
- Tak - Powiedział lodowato, ciągnąc mnie pod klatkę. - I zrobisz to, jeżeli nie chcesz, żeby twoje rodzeństwo przymierało głodem - Nacisnął guzik w domofonie i mnie puścił. Nagle nogi mi zadrżały.
- Halo? Tu pani Higashiyama, z kim mam przyjemność?
Przełknąłem ślinę w niemal suchych ustach.
- U-usagi... - Powiedziałem cicho, próbując powstrzymać łkanie.
- Świetnie się składa. Wejdź proszę.
Drzwi się otworzyły. Zerknąłem na ojca. Stał bez słowa, mierząc mnie lodowatym spojrzeniem. Tłumaczyłem sobie, że nie mam wyjścia, że chodzi tutaj o Raito, Enmę, Hanę i Kashikoia, ale niezbyt to mi pomagało. Wszedłem do klatki i powoli ruszyłem na górę. Zatrzaskujące się za mną drzwi brzmiały prawie jak ostrze kata. Na drżących nogach poszedłem do góry, aż zobaczyłem otwarte na oścież drzwi. Stała w nich starsza pani z łagodnym uśmiechem.
- Witaj Usagi - Powiedziała przyjaźnie. - Wejdź proszę. Twój... partner powinien zaraz się zjawić. Poczekaj na niego w tamtym pokoju.
Wskazała na ostatni pokój po prawej. Minąłem ją, zmuszając się, żeby nie uciec. Zrobiło mi się słabo. Po kilku krokach zatrzymałem się gwałtownie i odwróciłem.
- Przepraszam, ale zaszła pomyłka, ja... - Chciałem już ją wyminąć, ale złapała mnie za ramię. Jej uścisk, chociaż delikatny miał w sobie jakąś niezwykłą moc.
- Nie bój się. Znam już tego chłopaczka. Myślę, że go polubisz. A teraz grzecznie na niego poczekaj.
- N-nie... jednak nie mogę. Przepraszam bardzo, ale to pomyłka...
- Domyślam się, że się boisz, ale... nie masz chyba wyjścia, prawda? Z jakiegoś powodu jesteś tutaj a nie w domu. Przypomnij sobie jaki to powód i idź grzecznie do pokoju.
Przełknąłem ślinę i wyobraziłem sobie moje rodzeństwo. Z opuszczoną głową zawróciłem i powoli poszedłem do pokoju.
- Grzeczny chłopiec.
Pokój był niewielki i znajdowało się w nim tylko dwuosobowe łóżko. Oparłem się na ścianie, żeby odzyskać równowagę. Cały drżałem na myśl, że w każdej chwili może zjawić się tutaj jakiś obleśny, stary facet, który będzie się do mnie dobierał. Nagle drzwi otworzyły się delikatnie i stanął w nich czarnowłosy chłopak, około 19 letni. Rozejrzał się po pokoju, aż w końcu natrafił wzrokiem na mnie. Zadrżałem, przyklejając się do ściany.
- Witaj - Powiedział spokojnie, podchodząc do mnie i pochylając się nieznacznie. Próbowałem być silny, ale każda część mnie chciała albo krzyczeć, albo płakać, albo uciekać.
Osunąłem się na ziemię, gdy do moich oczu napłynęły łzy. Chłopak przykucnął przy mnie, wahając się, czy mnie dotknąć.
- Przepraszam, że cię wystraszyłem zajączku.
- Z-zajączku? - Podniosłem niepewnie na niego wzrok, ścierając łzy.
- No bo masz spojrzenie jak przestraszony zajączek. Niesamowicie uroczo to wygląda, jak chcesz znać moje zdanie.
- Nie... nie nazywaj mnie tak.
- Postaram się. A ty postaraj się nie płakać.
- Ciekawe jak ty byś się zachowywał, gdybyś był na moim miejscu.
- Daj spokój, nie jesteś przecież już prawiczkiem. Jeden raz w te czy w te nie robi różnicy, prawda? - Zacisnąłem zęby, opuszczając czerwoną twarz. - Oh... jesteś prawiczkiem?
- D-daj mi spokój!
Wstałem gwałtownie i go minąłem. Wiedziałem jednak, że nie mogę odejść.
Zadrżałem, gdy poczułem, jak obejmuje moją szyję.
- Zobaczysz, będzie dobrze. Zaufaj mi.
Zatrząsnąłem się. Gdyby nie przytrzymujący mnie chłopak na pewno bym zemdlał.
- N-nie... Nie będzie dobrze! Puszczaj mnie! Chcę wrócić do domu! - Krzyczałem, próbując się szarpać, ale doskonale wiedziałem, że trzymam się na nogach tylko dzięki niemu. W końcu mnie puścił i delikatnie posadził na łóżku.
- Nie denerwuj się. Może zacznijmy od początku. Nazywam się Tochi, a ty?
- U-usagi...
- Jak trafnie. Pasuje to do ciebie.
- Nie nabijaj się ze mnie...
- Nie zamierzam. Już i tak masz dość kłopotów. Powiedz mi, jak tutaj trafiłeś? - Powiedział delikatnie, siadając koło mnie. Wbrew moim obawom nawet nie próbował mnie dotknąć. Opuściłem głowę i wbiłem spojrzenie w ziemie.
- Moi rodzice mają problemy finansowe. Muszą we dwójkę utrzymywać mnie i czwórkę mojego rodzeństwa. Możliwe, że niedługo mój ojciec straci pracę, więc... potrzebujemy pieniędzy.
- I dlatego zdecydowałeś się przespać z kimś, kogo nawet nie znasz? - Nie odpowiedziałem, zajęty patrzeniem w ziemie. - Aha... to nie ty się na to zdecydowałeś?
Nim zdążyłem ponownie się popłakać, Tochi przytulił mnie do siebie, opierając twarz na moich włosach.
- Będzie dobrze, zajączku. Postaram się, żeby tak było - Spojrzał w moją twarz i przejechał palcem po policzku. Serce biło mi jak szalone. Miałem ochotę umrzeć. Pomyślałem o moim rodzeństwie. Teraz tylko ja mogłem zatroszczyć się o to, żeby nie chodzili głodni. Poczułem na ustach delikatny pocałunek. W gruncie rzeczy był całkiem przyjemny.
- Widzisz? Nie jest to chyba takie złe, co?
Przełknąłem ślinę, nie patrząc mu w oczy. Tochi uśmiechnął się i ponownie mnie pocałował. Wsunął dłoń pod moją bluzkę i zaczął jeździć po moim ciele. Zadrżałem, opuszczając głowę jeszcze niżej.
- Poczekaj chwilę...
- To nie jest aż takie złe, jak mogłoby się wydawać, gwarantuję ci to. Jak chcesz możesz zamknąć oczy.
Pokiwałem głową, zaciskając powieki. Tochi delikatnie przewrócił mnie na materac i zaczął całować moją szyję. Bałem się... tak bardzo się bałem.
- Zajączku? - Otworzyłem oczy, zerkając na niego. Uśmiechał się delikatnie, dotykając mojej twarzy. - Miałbyś ochotę potem iść coś zjeść?
- Słucham?
- Normalnie nazywa się to randką i leci w innej kolejności, ale gdybyś miał ochotę…
- Zacznijmy od tego, że nie jestem gejem. Robię to tylko dlatego, że nie mam innego wyboru, ale nie znaczy to, że mam od razu zamiar umawiać się z facetami.
- Ej, wróciło ci nieco wigoru. Cieszy mnie to. A jak będziesz potrzebować pomocy możesz się do mnie zwrócić.
- Jeżeli będziesz tak pomagał każdej osobie, która do ciebie trafi to kiepsko widzę twoją sytuacje finansową.
- Nie pomagam każdej osobie, na którą trafię. Ale... ty jesteś taki uroczy.
- Dlaczego ci ani trochę nie wierzę?
- Spójrz na to z tej strony. Na pewno nie słodzę ci teraz, żeby zaciągnąć cię do łóżka - Uśmiechnął się szeroko, opierając dłoń na moim boku.
- Bardzo zabawne...
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo Tochi wsunął dłoń do moich spodni. Jęknąłem, ściskając pościel.
- Nie tak źle, prawda?
- Z-zamknij się! Nie mów... tego...
- Przepraszam. Odpręż się, będzie dobrze - Szepnął do mojego ucha, lekko je przygryzając. Jęknąłem, odchylając głowę w tył. To było znacznie bardziej przyjemne niż być powinno. Jego dłonie były zimne, ale sprawiały mi niezwykłą przyjemność. A kiedy zsunął mi spodnie przeraziłem się znacznie mniej niż powinienem. Nawet gdy wsuwał we mnie wilgotne palce bolało mniej niż powinno. Po chwili w końcu je ze mnie wyjął i odwrócił mnie na plecy.
- W porządku? - zapytał, rozchylając moje uda. Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głową. Bałem się, ale w tej chwili i tak jedyne co mogłem to zagryźć zęby i czekać, aż w końcu to się skończy.
- Będę delikatny, obiecuję... o ile oczywiście nie stracę nad sobą panowania.
- Co?! - NIe zdążyłem zaprotestować. Posuwisty, agresywny ruch prawie rozdarł mnie od środka. Zagryzłem zęby, wbijając paznokcie w pościel. Tochi poruszał się powoli, co nie zmieniało faktu, że bolało okropnie.
- T-tochi... tochi... ach! A... a...
- Zajączku... pozwolisz mi się sobą zaopiekować? Nigdy już nie będziesz musiał oddawać się nikomu. Będę dbał o ciebie. Przyrzekam.
Przez urwane oddechy ciężko mi było myśleć a jeszcze ciężej mówić. Pokiwałem więc tylko głową, zaciskając palce na jego bluzce.
- Kocham cię zajączku... zajączku... zajączku...
*
- Zajączku... zajączku... wszystko w porządku?
Otworzyłem oczy. Wśród ciemności małego leśnego domku tylko dzięki niewielkiej lampce zobaczyłem twarz Tochiego. Usiadłem na łóżku i przetarłem oczy.
- Wszystko w porządku? - Powtórzył pytanie. Na jego twarzy widziałem troskę. Przysunął się koło mnie i objął mnie ramieniem.
- Tak... w porządku. Miałem... dziwny sen.
- Sądząc po dźwiękach, jakie wydawałeś chyba nawet domyślam się jaki - Prychnąłem tylko, odwracając się do niego tyłem. - To jak? Zdradzisz mi coś więcej?
- Wyglądało to jak jakaś tandetna opowieść miłosna.
- Bardziej tandetna, niż ta nasza? - Objął mnie od tyłu, opierając brodę na moim ramieniu.
- W moim śnie poznaliśmy się, kiedy moi rodzice próbowali sprzedać mnie do agencji towarzyskiej.
- I ja cię kupiłem?
- Nie. Kupiła mnie jakaś starsza pani, która kupiła ciebie i... zresztą nieważne.
- Brzmi uroczo. Troszeczkę tandetnie ale uroczo. Teraz rozumiem, dlaczego tak słodko jęczałeś.
- W-wcale nie jęczałem.

Tochi tylko mruknął, ciągnąc mnie na łóżko. Nie szarpałem się, bo było późno a ja byłem śpiący. Zamknąłem oczy i wtuliłem się w jego pierś. Zastanawiałem się jak bardzo musiało mi odbić, żeby wymyślić coś tak chorego. 

środa, 24 grudnia 2014

Aki x Kei - Święta

Witajcie wszyscy! Z góry przepraszam, że świąteczna opowieść jest taka krótka i w sumie nie dzieje się w niej nic specjalnego, ale wiecie jak to bywa w święta... ^ ^
- Zwyczajnie zostawiłaś wszystko na ostatnią chwilę.
- Tak. Właśnie o to chodzi. Więc bardzo się spieszyłam, żeby zdążyć na dzisiaj. W dodatku, ponieważ historia znajduje się długo po ostatniej części z Akiego x Keia a zaczął się tam dość ciekawy wątek od razu mówię, że ta historia nie znajduje się w ramach czasowych dokładnie za ostatnią. Właściwie nie wiem w jakich ramach czasowych się znajduje, ale jest.

Skoro już was zanudzam to składam wam najserdeczniejsze życzenia, wesołych, spokojnych rodzinnych świąt,świetnych prezentów i wesołego nowego roku. Oby kolejny rok był jeszcze lepszy niż poprzedni :D



************************



- Hej, mały. Miałbyś ochotę się przejść? - Zagadnął Kei, gdy sprzątałem mieszkanie. Za oknem prószył śnieg i było dość zimno, więc nie miałem zbyt wielkiej ochoty, żeby wychodzić. - Jasne, czemu nie - Odpowiedziałem, odkładając mop i szybko się zebrałem. Na dworze było pięknie. Słońce zdążyło już zajść a wśród padającego śniegu błyszczały przeróżne światełka. Uwielbiałem tą porę roku. Oczywiście o jakichkolwiek prezentach, czy choince mogłem co najwyżej pomarzyć a zimne noce czasami powodowały u mnie wysoką gorączkę, gdy wyrzucali mnie na dwór, ale i tak lubiłem zimę. Zacząłem trzeć dłońmi o siebie, żeby nieco się rozgrzać. Kei kucnął przy mnie i dokładnie 
opatulił moją twarz szalikiem.
- Lepiej? 
Kiwnąłem głową i poszedłem za nim. Po mniej więcej dziesięciu minutach trafiliśmy do jakiejś restauracji. Kei wprowadził mnie do środka i zamówił stolik. Nareszcie mogłem ściągnąć kurtkę, bo w całym pomieszczeniu było ciepło. Oprócz tego unosił się jakiś słodki sapach. - Napijesz się gorącej czekolady? - Zapytał, ściągając kurtkę i siadając przy dwuosobowym stoliku. Kiwnąłem głową, zajmując miejsce przed nim. Z wdzięcznością przyjąłem gorącą czekoladę. Była mdląco słodka, ale przynajmniej ciepła. Piłem ją małymi porcjami, żeby znieść nadmierną ilość cukru. - Smakuje? - Tak, bardzo! Kei uśmiechnął się delikatnie i zamówił dla mnie szklankę wody. - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś - Powiedziałem, gdy udało mi się już wypić moją czekoladę i zbieraliśmy się do wyjścia. Kei nic sobie nie zamówił, co mnie specjalnie nie zdziwiło. Było to pewnie dla niego za słodkie. - Dziękujemy za wizytę i wesołych świąt - Pożegnała nas kelnerka, gdy wychodziliśmy. Odpowiedzieliśmy tą samą, utartą frazą i ruszyliśmy do domu. - I co, mały? Jak się czujesz z myślą o spędzeniu pierwszych świąt bez rodziny? - Zagadnął po drodze. - Właściwie to... nie czuję się jakoś inaczej. U nas nigdy nie obchodziło się świąt. - Serio? Nie mieliście nawet choinki? Ani nawet prowizorycznych prezentów? - Nie... zwykle wtedy nawet nie mieliśmy jedzenia. Ludzie mają wtedy dobre humory, więc dawali moim rodzicom jakieś pieniądze. Wtedy pili jeszcze więcej. Zazwyczaj gdy kończył się alkohol krzyczeli i rzucali butelkami. Kiedyś próbowałem uciekać, ale w pewnym momencie zaczęli zamykać drzwi i robiłem im za tarczę... - Zacisnąłem usta, ściskając pięść na przedramieniu kurki Keia. Miękką rękawiczką, którą dostałem od niego, wytarłem łzy. Właściwie to uwielbiałem ten okres przed świętami, gdy wszystko było takie kolorowe i piękne. Gdy padał śnieg a ludzie byli mili i wszystkim życzyli wesołych świąt, ale sama wigilia była dla mnie koszmarem od zawsze. - Mały? - Podniosłem spojrzenie na Keia. Ten szybko rozejrzał się dookoła i pochylił się, żeby mnie pocałować. Serce zabiło mi mocniej a łzy nagle przestały cisnąć się do oczu. - Zapomnij o tym. Postaramy się o to, żeby zastąpić ci te wspomnienia, znacznie przyjemniejszymi, jasne? Przełknąłem ślinę i pokiwałem głową. Kei był taki kochany. Przytuliłem się do jego piersi, wycierając o nią resztki łez. Przez chwilę staliśmy tak razem, wtuleni w siebie, wśród padającego śniegu i świątecznych lampek. Dopiero po chwili Kei delikatnie mnie puszczając dał dyskretny znak, żebym zrobił to samo. Wytarłem resztki łez i uśmiechnąłem się szeroko. - Dziękuję Kei... za wszystko. Uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc mnie po włosach i bez słowa ruszyliśmy dalej. Nie minęło kilka minut a poczułem ciepło, ogarniające moją prawą dłoń. Spojrzałem na Keia. Nawet na mnie nie patrzył. Wbił wzrok przed siebie, jakby chciał w ten sposób udawać, że to nic takiego. Ścisnąłem jego dłoń i stanąłem jeszcze bliżej. Dopiero gdy stanęliśmy przed drzwiami, Kei puścił moją rękę, żeby odnaleźć klucze. Zamarłem, gdy tylko otworzył przede mną drzwi na oścież. Tuż przy ścianie mieniła się wszystkimi kolorami przepięknie ozdobiona choinka, a pod nią stos prezentów. Gwałtownie spojrzałem na Keia. Patrzył na mnie spokojnie, z łagodnym uśmiechem. - Chłopcy się spisali... Z niedowierzaniem patrzyłem to na niego to na choinkę. Nigdy nawet nie dostałem nic ciepłego na święta... a teraz... coś tak... - Na razie mają święta w agencji. Wpadną jak tylko się skończą. Z trudem przełknąłem ślinę przez zaciśnięte gardło. Gdy tylko Kei zamknął za nami drzwi rzuciłem mu się na szyję. Jednocześnie miałem ochotę śmiać się i płakać. Objął mnie w pasie i delikatnie pocałował w policzek. - Wesołych świąt - Szepnął do mojego ucha. - Wesołych świąt - Wyszeptałem, przez zaciśnięte gardło i ze łzami w oczach. Nigdy bym nie pomyślał, że Kei zrobi coś takiego... dla mnie... - Wesołych świąt! - Gwałtowne trzaśnięcie drzwiami skutecznie mnie otrząsnęło. Puściłem szybko Keia i stanąłem twarzą do drzwi. Soichiro, oczywiście kompletnie nie przejęty zasadami wychowania wcisnął mi na głowę zieloną czapkę elfa a Keiowi wręczył czapkę Mikołaja. Domyśliłem się, że woli go nie irytować dzisiaj. - Witaj Aki, podoba się niespodzianka? - Zagadnął Shun, wchodząc do środka i zdejmując kurtkę. - Tak, nawet bardzo... - Tym lepiej. Włożyliśmy w to sporo wysiłku - Powiedział Kazuo. Za nim niepewnie wszedł Yuichi. - Dziękuję wam bardzo, ale... teraz jest mi trochę głupio, bo ja dla was nic nie mam... - Powiedziałem cicho, spuszczając głowę. Kiedy ją podniosłem Kei i Shun szarpali się z Soichiro, który ze wszystkich sił próbował się do mnie dobrać. - Naprawdę, Soichiro, czy ten jeden jedyny raz nie możesz się zająć swoim chłopakiem? - Rzucił spokojnie Kazuo. - Mamy w końcu święta. Mógłbyś te jeden raz odpuścić Akiemu. Poza tym, to praca Keia, żeby się do niego dobierać... - Wzruszył ramionami. Poczułem jak na policzki wstępuje mi rumieniec a Kei usilnie starał się zabić go spojrzeniem. W końcu Soichiro przestał się szarpać i mogliśmy wspólnie zasiąść do stołu. Nie było to co prawda łatwe w tyle osób, ale jakoś sobie poradziliśmy. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że dzielenie się opłatkiem, które do tej pory wydawało mi się idiotyczną tradycją, może być tak miłe. Może nie samo łamanie opłatka, ale życzenia wtedy składane i to łagodne spojrzenie, kiedy słuchałem życzeń. Nawet kiedy chłopcy mnie przytulali czułem wszechogarniające ciepło, chociaż czułem się dziwnie, bo do tej pory Kei był jedynym, który mi to robił. Nawet gdy Soichiro mnie przytulił nie byłem tak przerażony jak zwykle. Było to niezwykle przyjemne. Potem wszyscy usiedliśmy przed choinką obładowaną prezentami. Soichiro zmusił wszystkich do założenia zabawnych czapek. Ja z Yuichim robiliśmy za elfy świętego Mikołaja. Kei i Kazuo dostali czapki Mikołajów a Sochiro z Shunem założyli różki reniferów. Zaczęliśmy rozdawać prezenty. Chyba każdy kupował po jakimś drobnym prezencie dla każdego plus jeden dla mnie i Yuichiego. Ja dostałem wielkiego, pluszowego misia, jakieś perfumy i zestaw do rysowania. W ostatnim, najmniejszym pudełeczku zobaczyłem... telefon. Nie mogłem uwierzyć, kiedy go zobaczyłem. W końcu była to rzecz bardzo droga. Nie dali mi jednak nic powiedzieć, bo wszyscy zaczęli rozmawiać o swoich prezentach i świętach. - Podoba się? - Zapytał Kei. - Oczywiście, ale... to trochę za dużo... zwłaszcza, że ja wam nic nie dałem... - Za rok się zrewanżujesz... - Pogłaskał mnie po włosach i przytulił do siebie. W pokoju było ciepło. Zapach świeżo upieczonych ciastek przyjemnie roznosił się po pokoju. Siedzieliśmy wspólnie bardzo długo, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, nawet śpiewaliśmy kolędy. Sam byłem zaskoczony, ale od czasu, gdy usiedliśmy do obiadu nikt się nie kłócił. Kiedy tak siedziałem, wśród moich przyjaciół, wtulając się w osobę, którą kocham, nie mogłem uwierzyć w moje szczęście. Zawsze nienawidziłem świąt, a teraz... był to jeden z lepszych dni, jakie spędziłem.

sobota, 20 grudnia 2014

Zajączek LXXIV - Obiad

Minęły dwa dni prawdziwej katorgi. Tochi z Mitą dogadywali się znakomicie, zwłaszcza jeżeli chodziło o zawstydzanie mnie.
- Usagi, masz gości! - Zawołał Mita drugiego dnia, gdy razem z Tochim oglądaliśmy telewizje, czego miałem juz serdecznie dość. Jak długo można oglądać idiotyczne seriale o niczym? Wstałem z kanapy i podszedłem do drzwi. Zamarłem, kiedy zobaczyłem w nich Kashikoi'a. Na ustach momentalnie pojawił mi się szeroki uśmiech.
- No cześć Usagi. Jak mija czas?
- Kashikoi... nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę.
Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Wtuliłem się w jego pierś. Bardzo mi go brakowało. Serce zabiło mi mocniej, kiedy poczułem jego dłoń na moich włosach.
- Nie tylko ty.
- A co tam u Hany, Raito i Enmy?
- Wszystko dobrze, chociaż są trochę zmęczeni sytuacją. Muszę przyznać, że zrobiliście niezłe widowisko. Od dwóch dni reporterzy się do nas dobijają. Dlatego nie przyjechaliśmy wszyscy razem.
- No tak... przepraszam, że sprawiłem wam kłopot.
- Daj spokój, wiesz, że zawsze jesteśmy po twojej stronie.
- A właściwie to skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Mita wysłał mi wiadomość. Napisał, że zostawiliśmy u niego coś bardzo ważnego, więc domyśliłem się, że chodzi o ciebie. Sprytny ten nasz architekt, co? - Uśmiechnął się, czochrając mnie po włosach- Tak w ogóle to chodźmy się przejść. Pewnie musisz się ukrywać, co?
- Właściwie to tak.
- To może obiad w jakiejś prywatnej restauracji?
- Jestem bardzo za.
- To się zbieraj. Mam nadzieję, że Tochi i Mita nie będą mieli nam tego za złe, ale musimy porozmawiać.
- Na pewno. I tak spędzamy ostatnio za dużo czasu razem.
Uśmiechnąłem się szeroko i szybko zacząłem zakładać buty. Mita zamknął się w swoim gabinecie, więc nawet nie zorientował się, że wyszliśmy. Tochi pomachał mi z kanapy w sypialni i odwrócił się w stronę telewizora. Była to niema zgoda na nasze wyjście. Kashikoi położył rękę na moim ramieniu i poprowadził mnie na zewnątrz.
Oczywiście mój brat wszystkim się zajął i zawiózł nas do bardzo porządnie wyglądającej restauracji. Na reszcie mogłem zjeść coś porządnego.
Środek był bardzo ładnie urządzony. Stoliki były od siebie odgrodzone za pomocą obramowanych płócien pomalowanych w gustowne wzory. Od razu mi się tu spodobało. Mógłbym tu nawet kiedyś pójść z Tochim. Kelner zaprowadził nas do dwuosobowego stolika i zamówiliśmy obiad.
- To jak się żyje z Mitą i Tochim? - Zapytał Kashikoi, gdy czekaliśmy na nasze jedzenie.
- Jakoś leci. Chociaż nie mam zbyt wielu rozrywek. Całe dnie tylko gramy w gry albo oglądamy telewizję. Już w tym jego lesie było ciekawiej.
- Ważne, że nie oblegają cię sępy medialne. Wierz mi nuda to przy tym raj.
- No własnie, jak sobie radzicie? Sprawiłem wam chyba trochę kłopotów.
- Nie jest aż tak tragicznie. Oblegają nasz dom i bez przerwy wypytują kim jest twój tajemniczy przyjaciel, ale spokojnie, twój sekret jest pilnie strzeżony.
- Wielkie dzięki.
- Drobiazg. Wiemy przecież jaki szum by powstał, gdyby się okazało, że Usagi Takeda umawia się z chłopakiem.
- Zwłaszcza z rodu Chiba...
- No właśnie, zwłaszcza z rodu... chwila... co takiego? - Kelnerka właśnie przyniosła nam obiad i po szklance coli. Kashikoi cierpliwie poczekał aż odejdzie, nim ponownie się do mnie zwrócił. - Tochi pochodzi z rodu Chiba? Chyba żartujesz? Dlaczego nic nie mówiłeś?
- Ach... sam niedawno się o tym dowiedziałem.
- Żartujesz? Jak mogłeś nie wiedzieć o czymś takim? - Pochylił się nad stołem, ściszając głos, żeby pohamować gniew.
- Too... dlatego, że Tochi tak rzadko mówi o sobie... - Mruknąłem, nerwowo trąc swoje ramie. - też byłem zły jak się dowiedziałem, że nic mi nie powiedział.
- Tworzycie naprawdę zgrany duet, a nie powiedział ci o czymś tak ważnym? I co właściwie to co się stało, że w końcu zdecydował ci się powiedzieć prawdę?
- C-cóż... to... to było tak, że... - Kashikoi oparł się na krześle, krzyżując ręce na piersi i cierpliwie czekał na moją odpowiedź.
- No jak?
- ...Odwiedził nas jego brat...
- I tylko dlatego zdecydował ci się powiedzieć? Bo wydał go brat?
- Cóż... tak... - opuściłem głowę, lekko się rumieniąc.
- Macie poważne problemy z komunikacją, Usagi.
- Tak, wiem. Już mu to powiedziałem a on obiecał, że nic więcej przede mną nie zatai.
- Więc mój braciszek umawia się z facetem z rodu Chiba... nie zdziwisz się pewnie, jak ci powiem, że nie spodziewałem się, że kiedykolwiek wypowiem te słowa. I zresztą chyba nie tylko umawia, co?
Podniosłem spojrzenie na Kashikoia. Patrzył na mnie spokojnie, jakby czekał, aż się domyślę o co mu chodzi.
- Nie specjalnie rozumiem.
Kashikoi westchnął i wziął nóż, który przysunął do mojej twarzy. W jego odbiciu zauważyłem kilka czerwonych plamek na mojej szyi. Zakryłem je dłonią, cały się czerwieniąc. Jasne, że Tochi się do mnie dobierał, nawet ostatnio, ale kiedy mi to zrobił?
- T-to... to nie tak... ja... my...
- Oszczędź sobie tłumaczeń.
- Pocz-poczekaj chwileczkę. Nie mów, że nie wiedzieliście wcześniej.
- WIesz... kiedy przyszliśmy cię odwiedzić i spotkaliśmy ciebie i Tochiego mogliśmy się tylko domyślać jak wiele was łączy. Ale nie spodziewałbym się, że już uprawiacie ze sobą seks.
- Kashikoi!
- No co? Może nie śpicie ze sobą?
- Co nie znaczy, że musisz to tak otwarcie mówić - Mruknąłem, odwracając twarz.
- Od dawna?
- Jakiegoś czasu... zresztą to nie ważne. Możemy zmienić temat? Rodzice są bardzo wściekli?
- Byliby bardziej, gdyby dowiedzieli się, że sypiasz z facetem.
- Proszę, skończmy ten temat.
- Rodzice mają ochotę cię zabić. Wysłali już agentów do domu Tochiego, ale jego tam nie było. Sprytnie to wymyśliliście.
- A Minako?
- Podczas ślubu wyszła dyskretnie nikt nie wie gdzie i kiedy. Od tamtej pory jej nie widziałem, ale spodziewam się, że raczej się ukrywa. Pewnie siedzi w domu, żeby ukryć się przed upokorzeniem. Poza tym to wszystko w porządku, ale lepiej nie pokazuj się w domu przez najbliższe dziesięć lat co najmniej.
- Zapamiętam to sobie. To co powinienem teraz zrobić?
- Jakiś czas musisz odczekać, nim będziesz mógł się chociażby zbliżyć do naszego domu. Ale prawdopodobnie rodzice przestaną nękać was w domu Tochiego. Może za tydzień-dwa.
- No dobra, a co potem?
- Aż tak ci się śpieszy do domu?
- Nie mogę żyć u Tochiego całe życie. Wiesz jakie to męczące?
- Domyślam się. Sam chyba bym nie mógł żyć w lesie. Myślę, że za kilka miesięcy rodzice wymażą z pamięci twoje istnienie i będziesz mógł wrócić do swojego domku.
- Chociaż o tyle dobrze. No i będziemy mogli wynieść się od Mity.
- Jest u niego tak źle?
- Nie... tylko trochę... tak, jest.
- Nie dogadujecie się?
- Gorzej. Z Tochim dogadują się aż za dobrze.
- To chyba dobrze?
- Nawet... nie masz... pojęcia.
- Skoro tak twierdzisz... a właśnie, przywiozłem ci trochę ubrań, rzeczy i pieniędzy. Chyba ci się przydadzą.
- Wielkie dzięki. Mam dość noszenia rzeczy po Micie.
- Taak... zdążyłem zauważyć twój... niecodzienny styl.
- Tak, wiem, że wyglądam w tym idiotycznie. Ale głupio mi było prosić Mitę, żeby mi coś kupił. I tak wiele dla nas robi.
- Bez przesady, nie jest tak źle.
- Jak patrzę na siebie w tych ciuchach, mam wrażenie, że ośmieszyłem się jeszcze bardziej.
- Daj spokój, wcale się nie ośmieszyłeś. Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni.
- Co proszę?
- Jesteśmy dumni, że odważyłeś się tak wiele poświęcić. No wiesz... wiele zaryzykowałeś wybierając wtedy Tochiego a nie Minako.
- Nie miałem innego wyboru. Tochi by tak łatwo nie odpuścił. Stałby tam do czasu, aż bym poszedł z nim.
- To i tak imponujące. Żadne z nas by się nie odważyło tak zachować.
- Porzucić i podeptać rodzinne tradycje dla faceta?
- Dokładnie. Pamiętasz chłopaka, w którym się zakochała Hana?
- Tak, pamiętam. Była to jej pierwsza miłość.
- Do dziś żałuje, że nie miała okazji lepiej go poznać. Powiedziała mi, że chciałaby mieć tyle odwagi co ty.
- Naprawdę?
- Zresztą ja też. Chciałbym móc jak ty postawić na swoim i znaleźć sobie dziewczynę, którą ja pokocham a nie moi rodzice.
- Ale gdyby nie wy, pewnie skończyłbym do końca moich dni w lesie.
- Możliwe. Ale byłbyś z osobą, którą kochasz.
Zaczerwieniłem się lekko, odwracając twarz.
- O...od razu kocham... chyba lekko przesadzasz.
- Mówisz tak, jakbym cię nie znał. Nie oddałbyś tak wiele dla osoby, której nie kochasz.
Nie odpowiedziałem, zajęty wbijaniem spojrzenia w resztki jedzenia. Kashikoi uśmiechnął się, pochylając się lekko w moją stronę.
- Jeszcze mu nie powiedziałeś, że go kochasz?
- Z-znaczy się... to w ogóle nie twoja sprawa. Przestań proszę o to dopytywać.
- Mogę jeszcze zapytać Tochiego...
- Nawet nie próbuj tak pogrywać. To nie jest fair.
- Mogę go zapytać. Będzie zabawnie.
- Jasne. Ty go zapytasz ,,Hej, czy Usagi wyznał ci miłość" a mnie on będzie dręczył o to przez miesiąc.
- Więc ty mi to powiedz.
- Cóż... ja...
- Nie powiedziałeś mu jeszcze tego?
- Znaczy się... pod pewnym względem tak, ale... ale nie do końca.
- Czyli?
- Powiedziałem to przy nim... ale nie do niego.
- Poczekaj chwileczkę... powiedziałeś to może przy rodzicach?
- A ty skąd to wiesz?
- Raz, gdy rodzice mieli cię przyprowadzić wrócili w wyjątkowo złym humorze. Jak ich zapytałem czy wszystko w porządku powiedzieli coś w stylu: ,,Usagi zniszczy sobie życie. Co on sobie wyobraża, żeby oddawać się jakiemuś myśliwemu." I wymruczeli coś, co mogło oznaczać ,,kocham". Teraz to ma więcej sensu.
- Oddawać się?
- Wolę nawet nie wiedzieć w jakiej sytuacji was zastali.
- W żadnej...
- To i tak mało istotne. Więc... jeszcze mu tego nie powiedziałeś wprost? Powinieneś to jak najszybciej naprawić.
- Nie widzę takiej potrzeby...
- Jak długo masz zamiar żyć z osobą, której nie wyznasz uczuć?
- Tak długo, aż będę gotowy mu to powiedzieć.
- Znaczy, że już próbowałeś?
- N-nie tyle próbowałem, co... planowałem.
- Powinieneś mu to jak najszybciej powiedzieć.
- Powiem, jak będę gotowy. Proszę, Kashikoi, nie zachowuj się jakbyś był moim ojcem.
- Jakbym od dawna się tak nie zachowywał...
- Niby racja, ale jak na razie nie musiałem od ciebie wysłuchiwać ojcowskich kazań.
- Ciesz się, że to nie dziewczyna. Zacząłbym ci truć o antykoncepcji. Chociaż... może powinienem?
- Kashikoi...
- Używacie prezerwatyw?
- Kashikoi! - Podniosłem się z krzesła, jednak szybko usiadłem z powrotem, gdy kelnerka zatrzymała się gwałtownie, przechodząc koło naszego stolika. Czułem jak moje policzki płoną rumieńcem.
- No co? Jesteś moim kochanym braciszkiem, to oczywiste, że się martwię.
- To nie znaczy, że musisz pytać o takie rzeczy.
- A co jak Hana będzie chciała wiedzieć?
- Nie powiesz jej, prawda?
- Powiem ci, że nawet mnie to kusi. Zobaczyć chociaż raz jak się wkurza i siedzieć przy twoim przesłuchaniu.
- Nie powiesz jej tego...
- Nie, nie powiem. Możesz na mnie liczyć. Ale musicie bardziej się ukrywać.
- T-to nie moja wina... to Tochi zawsze... - Zacząłem, ale zamilkłem szybko.
- Więc to on zawsze wszystko inicjuje? - Nie odpowiedziałem. - Może raz ty byś się wysilił?
- To naprawdę nie jest twoja sprawa.
- Tochi nie wygląda na perwersa, ale może ma jakieś słabości w łóżku.
- Nie wierzę, żeby cię to naprawdę obchodziło. Uwielbiasz mnie po prostu dręczyć.
- Taka praca starszych braci. Jest to zresztą zemsta za to, że ukryłeś z nami to, że sypiasz z Tochim.
- Myślałem, że wiecie...
- Ale nie wiedzieliśmy, więc muszę to naprawić.
- Możesz proszę skończyć? Zaczynam mieć dość tej rozmowy.
- Dobra. Ostatnie pytanie.
- Niech ci będzie...
- A on ci powiedział, że cię kocha?
Odwróciłem głowę, czując jak się czerwienię.
- Tss... a żeby to raz...
- Tym bardziej powinieneś mu to powiedzieć.
- A jeżeli go nie kocham?
- Jasne, że kochasz.
Machnął w stronę kelnerki, która zaraz przyniosła rachunek. Od dłuższego czasu był to mój najlepszy posiłek, chociaż niewiele bardziej żenujący niż inne. Mita bardzo mi pomógł, ale był niestety tylko trochę lepszym kucharzem niż Tochi.
Kashikoi szybko zapłacił i zaczęliśmy iść z powrotem w stronę domu Mity.
- Ummm... Kashikoi?
- Tak?
- Dziękuję, że przyszedłeś. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.
- Nie martw się. Przecież wiesz, że zawsze będziemy po twojej stronie.
Powiedział z uśmiechem, obejmując mnie ramieniem. Cieszyłem się, że przynajmniej na moim rodzeństwie mogę polegać.

piątek, 12 grudnia 2014

Zajączek LXXIII - Związek

Dzisiaj wstawiam wcześniej, bo cały weekend będę na konwencie(albo go odsypiać)
Jeżeli ktoś się wybiera na Mokon, to możliwe, że mnie spotkacie. Będę albo Kidowym elfem (Kida z Durarara) albo Lenem Kagamine. Od razu mówię, że nie będę miała nic przeciwko, jak będziecie się przyznawać, że czytacie mojego bloga :D (Jak zawołacie do mnie Kasai, albo Katsumi to będę wiedzieć, że to ja, chociaż na co dzień mam inną ksywę)
Więcej czasu wam nie zajmuję. Wiem, że nie czytacie tego bloga dla mnie, tylko dla gejów.
Miłego czytania :D

********************
- Wiesz, zajączku...
- Ani słowa więcej...
- Dziękuję, że chciałeś nam pomóc, ale...
- Tak, wiem. Tak wiem. Pozostanę przy tym, żeby kazać wszystko robić innym.
Tochi uśmiechnął się delikatnie, przecierając liczne przecięcia na mojej prawej ręce wacikiem z wodą utlenioną.
- Może następnym razem będziesz robił coś prostszego?
- Nie traktuj mnie jak dziecka. To, że nie umiem pokroić kilku bułek, nie znaczy od razu, że nadaję się tylko do roznoszenia naczyń.
- Tak, tak... wiemy, że nadajesz się do dużo istotniejszych rzeczy. To oczywiste, że ktoś taki jak ty nigdy nie miał do czynienia z gotowaniem.
- Wiesz... - wtrącił Mita - chyba powinieneś jednak się nauczyć robić cokolwiek gotować. Nie wiadomo jak potoczą się twoje losy.
Przewróciłem oczami. Ostatnie czego potrzebowałem to rady od architekta i leśniczego. Tochi sięgnął po plastry i nakleił na dwie największe rany jakie miałem na dłoniach.
- Dobrze... możemy zaczynać. Usagi, pomożesz nam rozkładać naczynia?
- Dzięki, chyba spasuję... coś tak trywialnego jak roznoszenie naczyń jest poniżej moich zdolności.
Tochi się uśmiechnął i poszedł Micie roznosić jedzenie. Po chwili na stole znalazły się: parówki, jajecznica i kilka grzanek.
- To jak, macie na dzisiaj jakieś plany? - Zapytał Mita, gdy zaczęliśmy już jeść śniadanie. Wymieniliśmy się z Tochim spojrzeniami.
- Nie mam pojęcia - Wzruszyłem ramionami. - Chyba najlepiej będzie, jak chwilowo usunę się w cień. Najlepiej będzie, jeżeli znajdę jakieś zajęcie, które nie będzie zwracać na mnie uwagi. Miałbyś jakieś propozycje?
- Po waszym ostatnim... - Zamilkł na chwilę, widocznie szukając odpowiedniego określenia. - przedstawieniu... raczej ciężko będzie, żebyś nie zwracał na siebie uwagi. Każdy, kto ogląda wiadomości już zna waszą dwójkę. I lepiej dla was obu, żebyście się nie pokazywali. Zwłaszcza razem.
Westchnąłem ciężko. Mita miał racje, jednak średnio mi się widziało siedzenie całych dni z Tochim w domu. To co widział i tak było wyjątkowo żenujące. Nie chciałem ryzykować, że w końcu nas nakryje na spaniu ze sobą.
- To trochę słabo - Powiedział Tochi. Nawet nie próbował udawać, że się tym przejął. Uwielbiał spędzać ze mną czas sam na sam. - Masz może jakieś sugestie, co moglibyśmy robić przez te kilka dni? Nie chcielibyśmy za bardzo ci przeszkadzać.
- Nie macie się o co martwić. Jak zamknę się w mojej pracowni to nic mi nie przeszkodzi. Co do was... nie mogę wam polecić nic poza siedzeniem w domu, oglądaniem telewizji, ewentualnie graniem w gry.
- Masz może szachy? - Zapytał z nadzieją Tochi, za co spiorunowałem go spojrzeniem.
- Coś się znajdzie. W najgorszym wypadku będziecie oglądać sobie filmy. DVD i moje płyty są do waszej dyspozycji.
- Też jakaś rozrywka.
- A tak właściwie to... co tak konkretnie was łączy? - Zapytał Mita po kilku wyjątkowo krótkich chwilach ciszy. Opuściłem głowę, czując jak się czerwienię. Dlaczego wszyscy musieli o to pytać? Zerknąłem dyskretnie na architekta. uśmiechał się złośliwie. Oczywiście akurat on pytał o to tylko dlatego, żeby mnie ośmieszyć.
- Dałbyś mi już spokój...
- Dobrze, przepraszam. Zwykła ciekawość.
- Raczej złośliwość...
- Może troszkę...
Mita uśmiechnął się szeroko, kończąc swoje śniadanie.
- To ja wracam do pracy. Mam nadzieję, że zajmiecie się sobą.
Dodał, uśmiechając się szeroko i ruszył do swojej pracowni.
- Wygląda na to, że my będziemy sprzątać. Sprytnie pomyślane - Rzucił Tochi, zbierając naczynia. Dokończyłem moją grzankę i również się wziąłem za sprzątanie.
- To jakie mamy plany na najbliższe kilka dni?
- Chyba będziemy zmuszeni spędzać czas tak, jak większość normalnych osób. Czyli oglądając telewizję i grając w gry.
- Mi tam pasuje. Chciałbyś zacząć od szachów?
- Nie. Już nigdy nie zagram z tobą w szachy.
- To co? Jakiś film?
- Skoro nie mamy innego wyboru...
- Nie martw się zajączku. Jak tylko będziemy mogli wrócić do siebie będziemy mogli robić co tylko zechcemy. Obiecuję.
Uśmiechnął się, łapiąc mnie za rękę i całując w czoło. Lekko się zaczerwieniłem. Odwróciłem się szybko i wrzuciłem ostatnie naczynia do zlewu. Tochi w tym czasie zabrał się za zmywanie. Przez chwilę patrzyłem, jak odkłada mokre naczynia na bok, po czym westchnąłem ciężko, wziąłem ścierkę i zacząłem je wycierać.
Zignorowałem dyskretne spojrzenie Tochiego w moją stronę. Wiedziałem o czym myślał. Zachowywaliśmy się trochę jak początkujące małżeństwo. W sumie większość rzeczy robiliśmy wspólnie. O ile oczywiście nie dzieliło nas kilka miast.
- To co chciałbyś obejrzeć? - Zapytał, gdy skończył myć i zaczął chować talerze do szafek. Zbyłem go beznamiętnym ,,cokolwiek", więc bez słowa poszedł przyglądać się płytom Mity. Stanąłem za nim, pochylając się nad przeglądanymi filmami. Większość z nich to były filmy instruktażowe, ale znajdowały się tam też kryminały, komedie i filmy fantasy. W końcu zdecydowaliśmy się na jakiś film akcji.
Razem z Tochim usiedliśmy na kanapie przed telewizorem. Najpierw siedziałem tuż koło niego, ale kiedy próbował złapać moją dłoń, odwróciłem się do niego tyłem i oparłem się plecami o jego ramię, którym mnie objął.
- Umm... Tochi? Mogę ci zadać pytanie? - Zdecydowałem się w końcu zapytać o to, co dręczyło mnie od jakiegoś czasu. Film jeszcze nie zaczął się rozkręcać, więc spokojnie mogłem go przerwać.
- Oczywiście, że tak. Coś cię dręczy?
- Bo... pamiętasz jak byliśmy u twojej rodziny?
- No tak.
- I wszyscy mieli wątpliwości co do tego jak dokładnie mnie nazywać...
- Tak. No i?
- No... no bo... - Opuściłem głowę, obejmując ramionami kolana. O co właściwie miałem się go zapytać? Czy ze sobą chodzimy? W życiu nie powiedziałbym czegoś tak żenującego.
- Poczekaj... czy ja dobrze rozumiem? Martwisz się tym, że moja rodzina nie wiedziała, czy nazywać cię moim chłopakiem czy kochankiem? - Opuściłem głowę, czując jak się rumienię. - Chyba sobie żartujesz. Po tym wszystkim dalej masz wątpliwości? Sypiamy ze sobą, byliśmy na randce, mieszkamy razem... czego jeszcze oczekujesz, żeby być pewny tego, co nas łączy.
- Sam nie wiem... po prostu... po prostu... - Zacząłem ale szybko zamilkłem. Nie miałem pojęcia jak mam dokończyć to zdanie. Tak naprawdę chodziło chyba o to, że nigdy nie usłyszałem od Tochiego ,,czy chcesz ze mną chodzić?", ale oczywiście nie mogłem mu tego powiedzieć wprost.
- Skoro tak... - Tochi wstał z kanapy i złapał moją dłoń, patrząc mi w oczy. Na wielkim telewizyjnym ekranie pojawiła się scena, w której główny bohater, były przestępca kontempluje swoje dotychczasowe życie nad brzegiem morza. Zachodzące słońce i spokojna muzyka bynajmniej nie pomagały mi powstrzymać rozszalałego serca. Zupełnie jakby cały świat zmówił się przeciwko mnie - Zajączku, czy chcesz ze mną chodzić?
Odwróciłem głowę, czując jak bardzo się czerwienię. Jak on to robił, że zawsze wiedział, czego dokładnie  I jeszcze umiał mówić tak bardzo żenujące rzeczy.
W gardle zaległa mi wielka gula a wypowiadanie słów nagle wydało mi się niesamowicie trudne. Tak, chciałem z nim być, ale... powiedzenie tego było zbyt żenujące. W końcu otworzyłem usta.
- Tak... - Wyszeptałem ściskając dłoń Tochiego. Nie patrzyłem na niego, ale wiedziałem, że się uśmiecha.
- Gdybyś się zgodził, gdy ci się zaręczałem nie miałbyś takich idiotycznych problemów.
- Jak dla mnie nie są to idiotyczne problemy... - Mruknąłem.
Tochi uśmiechnął się promiennie, ściskając moją dłoń. Wziął pilot od telewizora i wyłączył film. Następnie pociągnął mnie w stronę naszego pokoju.
- Umm... Tochi?
- Musimy jakoś upieczętować nasz związek, skoro już w nim jesteśmy.
- Chyba sobie żartujesz. To nie jest nawet nasz dom. Będziesz to potem tłumaczyć Micie?
- Wszystko posprzątamy.
- Nie ma mowy... co jak nagle wpadnie do pokoju?
- Jak chcesz mogę iść go uprzedzić, że będziemy uprawiać seks.
- Nie ma mowy! Odbiło ci!?
- Tak. Na twoim punkcie.
Zacisnąłem pięści, starając się powstrzymać rumieniec. Tochi zamknął za nami drzwi do sypialni na klucz.
- N-nie będziemy tego robić tutaj... co jak Mita nas usłyszy?
- Jakoś to przeżyje.
- On może tak, ale ja nie.
Tochi uśmiechnął się, obejmując mnie w pasie. Poczułem jak bicie mojego serca gwałtownie przyspiesza. Delikatnie podniósł moją twarz i złożył na ustach namiętny pocałunek. W głowie mi zaszumiało a nogi zaczęły drżeć. On... działał na mnie jak narkotyk. Całkowicie mnie od siebie uzależnił.
- Jesteś taki uroczy - Wyszeptał do mojego ucha, powodując u mnie dreszcze. Wygiąłem się w łuk, kiedy przejechał palcem po moim kręgosłupie.
- P-przestań... wystarczy...
- Nie podoba ci się to?
- N-nie...
Uśmiechnął się, popychając mnie na łóżko.
- Do twarzy ci w tych ubraniach.
- Wiesz, że to lekko przerażające? To ubrania Mity. Masz jakiś chory fetysz?
- Ty we wszystkim wyglądasz uroczo.
- Ile razy będziemy to już przerabiać? Jestem facetem.
- Ale niesamowicie uroczym - Przez cały czas mówił swoim kuszącym, spokojnym głosem, nieustannie wpatrując się w moje oczy. Podniosłem się na łokciach, starając się zmusić swoje policzki do przestania być czerwonymi. Tochi wszedł na łóżko, pochylając się nade mną i delikatnie całując najpierw moje policzki, potem czoło i w końcu usta. Ramiona mi drżały tak mocno, że przestałem być w stanie się na nich podpierać. Opadłem na łóżko, odwracając twarz od Tochiego.
- Wyglądasz tak uroczo.
- Zamknij się w końcu...
- Dobrze. Wszystko ci pokażę. Żebyś nigdy więcej nie miał wątpliwości, czy jesteśmy razem.
- Już nie będę miał wątpliwości. Mówię serio, nie powinniśmy tego tutaj robić.
Tochi tylko mruknął, wsysając się w moją szyję. Próbowałem go od siebie odepchnąć, ale nic to nie dawało.
- Mówię serio. Natychmiast przestań.
Zamiast mnie puścić Tochi wsunął rękę do bokserek Mity, które miałem na sobie.
- Nie... prze... ach! - Zatkałem swoje usta, bojąc się, że Mita może nas usłyszeć. - To nie jest dobre miejsce...
- Nie jest takie złe. Nie martw się, sprawię, że będzie ci dobrze - szeptał do mojego ucha, lekko je przygryzając. Zagryzłem usta, żeby przypadkiem nie zacząć jęczeć. Chyba bym umarł, gdyby Mita mnie usłyszał.
- Mówię serio! Przestań! - Krzyknąłem, odpychając go w końcu od siebie. - Mógłbyś czasami wziąć pod uwagę miejsce, w którym jesteśmy! Nigdy się tym nie przejmujesz a jak dla mnie ta to znaczenie! Już stałem się pośmiewiskiem w oczach Mity, mojego rodzeństwa i kilku innych osób! Przestałbyś się do mnie dobierać w miejscach takich jak to! To naprawdę zaczyna być męczące! - Tochi odsunął się gwałtownie, jak zawsze gdy nagle wybuchałem. - Zwracanie uwagi na okoliczności nie jest aż takie trudne! Pal licho to co się stało w samochodzie, ale teraz naprawdę zaczynasz przesadzać! Zdajesz sobie sprawę, gdzie jesteśmy?! A gdyby to był mój dom a w sąsiednim pokoju byłoby moje rodzeństwo?!
Chciałem jeszcze kontynuować monolog, ale Tochi zatkał mi usta dłonią.
- No dobrze, zrozumiałem. Przepraszam. Już, widzisz? Ręce trzymam przy sobie - Puścił mnie, podnosząc ręce do góry.
- Jesteś niemożliwy...
- Tak wiem. To przez to, że cię kocham. Przypieczętujemy nasz związek, kiedy będziemy już u siebie, jasne?
Westchnąłem ciężko, schodząc z łóżka. Chyba rzeczywiście nigdy go nie zrozumiem.
- Zajączku?
Odwróciłem się w jego stronę. Od razu położył ręce na moich ramionach i pocałował mnie delikatnie.
- To tak na początek.
Prychnąłem, odwracając czerwoną twarz.
- Kocham cię zajączku, wiesz?
- Tak, wiem. Powtarzasz mi to codziennie.
- Bo powiedzenie tego raz to stanowczo za mało - Zaśmiał się, opierając swoje czoło o moje.