******************************
Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak wspaniałe urodziny. Nie były tak huczne i tak bogate jak wszystkie inne przyjęcia, ale możliwe, że to właśnie dlatego były tak wyjątkowa. Bez fałszywych przyjaciół, których tak naprawdę nie lubiłem, bez ton bezwartościowych, za to horrendalnie drogich prezentów i bez dennych prób zeswatania mnie z córkami równie obrzydliwie bogatych dzieciaków jak ja. Tymczasem to zwykłe, skromne przyjęcie było naprawdę fantastyczne. Moje rodzeństwo zamówiło specjalny bufet i mogliśmy wszyscy, prawie rodzinnie zjeść obiad z okazji moich urodzin. W końcu Mite i Tochi też byli prawie jak nasza rodzina. Mite znaliśmy znacznie dłużej, ale Tochi... cóż, to był Tochi.
Przez cały obiad siedzieliśmy w bardzo przyjemnej atmosferze. Jedliśmy, piliśmy i żartowaliśmy. Czułem się niesamowicie niekomfortowo, że siedziałem z... ciągle ciężko było mi to przyznać, ale Tochi był moim chłopakiem i wszyscy o tym wiedzieli. Na całe szczęście odpuścili sobie jakiekolwiek głupie komentarze na ten temat. Nigdy im tego nie powiem, ale gdy przynieśli tort, życzyłem sobie, żeby móc być z nimi do końca życia. Wszystkimi. Żałowałem tylko, że nie wiedziałem o tej całej niespodziance wcześniej. Wtedy mógłbym spędzić z nimi wszystkimi czas od samego rana. Dzień minął zdecydowanie za szybko.
- Swoją drogą... - Powiedziałem, wychodząc z łazienki, przebrany już w piżamę. Tochi siedział na moim łóżku, ubrany w dresowe spodnie i luźną koszulkę. Hana kategorycznie stwierdziła, że nie może spać w samych spodniach. - Kiedy umówiłeś się z Kashikoiem, że zorganizujecie mi przyjęcie? Od kiedy masz jego numer?
- Podebrałem mu go już jakiś czas temu - Powiedział z tak niewinnym uśmiechem, jakby to była jakaś fantastyczna wiadomość. - I napisał do mnie, jak już przyjechałeś.
- Chwila... że co?! - Wybuchłem nagle, słysząc coś takiego. - Pisał do ciebie? Dlaczego nic o tym nie wiem? W-wyjaśnił ci wszystko?
- Tak. Wiem o Hanie i jej planowanym ślubie z Reiem. Kashikoi napisał do mnie mniej więcej wtedy, gdy zacząłeś się o mnie starać. Byłem bardziej skłonny ci wybaczyć, ale to wciąż bolało. Chociażby to, że nie zaufałeś mi na tyle, żeby mi o wszystkim powiedzieć - Uśmiechnął się smutno, opuszczając wzrok w ziemię. Ponownie miałem wrażenie, że moje serce pęka.
- No tak... przepraszam... - Usiadłem przy nim, też wbijając wzrok w ziemię. - Dlaczego mi wtedy o tym nie powiedziałeś?
Podniósł na mnie spojrzenie, przyglądając mi się czule.
- Chciałem wiedzieć, czy będziesz się usprawiedliwiać. Poza tym i tak czułem się okropnie zazdrosny - Zaśmiał się krótko. - Żałosne, co? Wiem, że nigdy nie dorównam twojej rodzinie, ale i tak chciałbym być najważniejszy. Nie tłumacz się, wiem, że tak jest. Lepiej mi powiedz, dlaczego mi nie powiedziałeś o Hanie?
- ...obiecałem Reiowi... - Mruknąłem, odwracając wzrok. - Mieliśmy umowę... dlatego tym bardziej doceniam, że mi wybaczyłeś.
Nie miałem odwagi na niego spojrzeć. Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy nagle oplotły mnie ciepłe ramiona.
- Musiałem. W końcu cię kocham, nie? - Szepnął, ściskając moją szyję. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, bez najmniejszego ruchu, bez słowa.
- Będziesz z nim rozmawiał? - To pytanie zaskoczyło Tochiego. Wiedział doskonale, o czym mówię, ale dłuższy czas nie odpowiadał. Zaskoczyło mnie to, bo raczej spodziewałem się natychmiastowej odmowy. Nie sądziłem, że chociaż przez chwilę się zastanowi.
- Myślę, że muszę z nim po męsku porozmawiać... inaczej następnym razem chyba go zabiję - Mocniej ścisnął moją szyję, jakby chciał upewnić i siebie i mnie, że należę teraz tylko do niego.
- Z Mei i Su też mógłbyś porozmawiać - Chwilowa cisza, która nastała dość dosadnie mi mówiła, co o tym myśli, a może prędzej, że nie wie co o tym myśleć. - Wiesz, to twoja rodzina. Powinieneś utrzymywać z nią relacje, nawet jeżeli się nie dogadujecie. No i... jak możesz tak po prostu o nich zapomnieć?
Zerknąłem przez ramię na Tochiego. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, nim w końcu mnie uwolnił. Westchnął ciężko i rzucił się na łóżko, wpatrując się w sufit.
- Chyba masz racje... ech, unikałem mojej rodziny tyle czasu, a teraz poznałem ciebie i nagle mam z nim mieć lepsze kontakty niż kiedykolwiek.
Zaśmiałem się krótko, podciągając nogi na łóżko. Uważnie obserwowałem Tochiego, czy nie będzie próbował się na mnie rzucić, ale ten tylko wpatrywał się w sufit.
- Hej, Usagi - Drzwi otworzyły się i stanął w nich Kashikoi. Zastanawiałem się, czy nie pomyślał nawet o tym, że Tochi może do czegoś doprowadzić. - Pytanie, czy Tochi będzie spał w pokoju dla gości, czy tutaj? Muszę powiedzieć służbie, czy ścielić łóżka.
- Tutaj
- W pokoju dla gości
Z Tochim odezwaliśmy się dokładnie w tym samym momencie. Spojrzeliśmy najpierw na siebie, a potem na Kashikoia.
- W pokoju dla gości - Powiedziałem z naciskiem, znacząco zerkając na Tochiego. Kashikoi uśmiechnął się tylko i zamknął drzwi.
- No tak, mam szlaban na spanie w twoim łóżku, co? - Uśmiechnął się czarująco w moją stronę.
- Chyba nie myślisz, że wpuszczę cię do mojego łóżka w towarzystwie służby, mojej rodzinki i Mity?
- Dobrze, dobrze, rozumiem. Szkoda, chciałbym się tobą nacieszyć, dopóki mam czas.
- Ale się nie nacieszysz - Powiedziałem z naciskiem. - Zresztą, pewnie będziemy się widzieć za tydzień, góra dwa.
- No tak, tak - Westchnął ciężko, podnosząc się z łóżka. - Przemyślę to spotkanie rodzinne. Może rzeczywiście powinienem to wszystko z nimi obgadać.
- Powinieneś.
Tochi uśmiechnął się w moją stronę. Po chwili objął mnie, przytulając do siebie.
- Cholera, ale ja cię kocham - Szepnął.
- Przecież wiem - Przewróciłem oczami, delikatnie starając się wyswobodzić z jego uścisku. - A teraz puść mnie, zanim ktokolwiek wejdzie.
- Jeszcze chwila... - Przewróciłem oczami, ale ostatecznie pozwoliłem Tochiemu się tulić. Właściwie lubiłem, gdy mnie tak obejmował. Czułem się wtedy tak... przyjemne. Ogarniało mnie tak przyjemne ciepło, że nawet nie chciałem, żeby mnie puszczał.
Dopiero pukanie do drzwi wyrwało mnie z ramion Tochiego. Niemal odskoczyłem od niego, szybko przecierając policzki, które momentalnie zrobiły się czerwone. Na wszelki wypadek wstałem z łóżka i odszedłem kilka kroków od łóżka.
- Proszę - Powiedziałem doniosłym tonem, opierając się o swoje biurko. Do pokoju weszła jedna ze służących, z widocznym rumieńcem.
- Przepraszam paniczu, ale łóżko dla gościa panicza już naszykowane. Odprowadzić pana? - Zwróciła się do Tochiego. Ten uśmiechnął się promiennie, wstając z łóżka.
- Byłbym wdzięczny - Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej i zniknęła za drzwiami. Z niejasnych dla mnie powodów, poczułem się naprawdę okropnie. Chociaż... to było kompletnie bez sensu... dlaczego miałbym...
- Poczekaj - Chwyciłem Tochiego za ramię, zatrzymując go w progu. Wyszedłem na korytarz, gdzie już posłusznie stała nasza pokojówka, z ogromnym rumieńcem i delikatnym uśmiechem.
- Ja go odprowadzę - Powiedziałem do niej przyjaźnie, nim zatrzasnąłem drzwi. Odwróciłem się w stronę Tochiego, który uśmiechał się szeroko.
- Coś nie tak? - Zapytał niewinnie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak idiotyczne było to, co zrobiłem i momentalnie zalałem się rumieńcem.
- Gh... no bo... - Wymamrotałem, pokładając się na drzwi. Co się ze mną działo? Dlaczego aż tak się tym przejąłem? Przecież... to była tylko sprzątaczka. Co prawda młoda i urocza i... i prezentowała się naprawdę ładnie w stroju sprzątaczki, ale... ach, cholera! Dlaczego byłem tak wściekły. - N-nie nic... - Burknąłem, odsuwając się o krok. - Chodź, pokażę ci pokój.
Odwróciłem się w stronę drzwi, ale nim otworzyłem drzwi, Tochi oparł na nich rękę, blokując mi wyjście.
- Powiedz - Szepnął do mojego ucha.
- Niby co mam powiedzieć?! - Prychnąłem, cały się czerwieniąc.
- Dlaczego się wkurzyłeś.
- Wcale się nie wkurzyłem!
- Wkurzyłeś. Dlatego teraz jesteś zły.
- B-bo coś mi wmawiasz! - Chwyciłem za klamkę, ale Tochi oparł dłoń na mojej dłoni, ściskając ją delikatnie.
- Poczujesz się lepiej.
- Nie wiem o co ci chodzi!
- Chciałbyś, żebym cię uświadomił?
- Nie chciałbym!
Objął ramieniem mój brzuch, oddychając mi do ucha.
- Nie jesteś przypadkiem zazdrosny?
Prychnąłem. Że niby zazdrosny? Ja? O co miałbym być zazdrosny? Tylko dlatego, że ta dziewczyna ewidentnie leciała na Tochiego? I... i wyglądała jakby była w siódmym niebie tylko dlatego, że miała go odprowadzić do pokoju? I... bo patrzyła się tak na niego i... i była dziewczyną... i wyglądała jakby była w guście Tochiego i... i...
- Jestem zazdrosny... - Przyznałem szeptem, gdy udało mi się samemu z tym pogodzić. Nad uchem usłyszałem rozbawione prychnięcie, a uścisk Tochiego jeszcze bardziej się wzmocnił.
- Jesteś uroczy...
- Nie mów tego! Jestem facetem!
- Ale jesteś uroczy. Zwłaszcza, gdy się tak zachowujesz.
- Gh... nie nabijaj się ze mnie! - Wyrwałem się z jego uścisku, pokładając się plecami o drzwi.
- Nie nabijam - Uśmiechnął się promiennie, przysuwając się niebezpiecznie blisko mnie. - Po prostu to całkiem urocze - Oparł dłonie na moich biodrach i pocałował mnie krótko i czule. Opuściłem wzrok, gdy tylko uwolnił mnie z kleszczy pocałunku. - Wiesz, że nie masz o co być zazdrosny, prawda? - Nie odpowiedziałem. - Przecież wiesz, że cię kocham.
Przez dłuższą chwilę trwałem w ciszy, usilnie unikając jego spojrzenia.
- Ale miałeś kiedyś dziewczynę... - Przypomniałem szeptem, pokładając się na drzwiach. Czułem się okropnie, że byłem tak cholernie zazdrosny, ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Zajączku... - Powiedział rozczulony, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho. - Miałem kiedyś dziewczynę, fakt. I dalej umiem docenić kobiece piękne, ale w tej chwili tylko ty się dla mnie liczysz. Nie interesują mnie ani dziewczyny, ani inni faceci. Dlatego nie przejmuj się tym, dobrze? - Ponownie nie odpowiedziałem, wpatrując się w ziemię. - Hej, spójrz na mnie - Podniósł moją twarz, zmuszając mnie, bym spojrzał mu w oczy. - Kocham tylko ciebie, jasne? I żadna dziewczyna, ani żaden facet, nigdy tego nie zmieni, jasne? - Nieśmiało kiwnąłem głową, usilnie unikając jego spojrzenia. - Jeżeli poczujesz się przez to lepiej, możesz spać ze mną.
- Nie chcę - Powiedziałem z naciskiem, dalej unikając jego spojrzenia. Nie chciałem też być zazdrosny, a jednak... - Po prostu... po prostu irytuje mnie, że ona tak się na ciebie patrzyła i... i jest dziewczyną - Dodałem cicho.
- Zajączku, może i być nawet supermodelką - Zaśmiał się krótko, kładąc dłonie na moich ramionach. - Ale tak długo, jak nie będzie tobą, nie ma u mnie najmniejszych szans.
Zbyt zażenowany przez dłuższy czas nie miałem odwagi podnieść nawet wzroku. Gdy w końcu na niego spojrzałem, uśmiechnął się promiennie. Pocałował mnie krótko, nim w końcu mnie puścił.
- W porządku? - Kiwnąłem głową. - Wiesz, to było naprawdę słodkie.
- Zamknij się... Chodź, pokażę ci pokój - Mruknąłem, odwracając się i błyskawicznie opuściłem pokój. To było okropne... dlaczego musiałem być zazdrosny o każdą dziewczynę, która tylko spojrzała na Tochiego?! Może to przez to, że przywykłem do tego, że siedzi całkowicie sam, ewentualnie w towarzystwie jakichś zwierząt? Ciekaw byłem, co by było, gdyby było inaczej. Chyba nie dałbym rady spuścić go z oczu.
- To tutaj... - Mruknąłem, otwierając Tochiemu drzwi do jednego z pokoi dla gości. Był to normalny pokój, urządzony dość nowocześnie. Gdy Mita projektował to mieszkanie przed laty za wszelką cenę chciał, żeby był różnorodny. Kilka podstawowych mebli, jakie się tam znajdowały, jednoosobowe łóżko, szafa, szafka i biurko były w kolorach czerwieni, czerni i bieli. Dodatkowo na jednej ze ścian znajdowała się spora fototapeta. Wpuściłem Tochiego do środka i wszedłem za nim.
- Nie wygląda jak twój domek, ale mam nadzieję, że będzie w porządku - Powiedziałem niepewnie. Wciąż byłem zażenowany po wcześniejszej sytuacji, więc starałem się unikać wzroku Tochiego.
- Jest w porządku - Kiwnął głową. Gdy przez dłuższy czas nie wychodziłem, złapał mnie nagle w pasie i pocałował. Zmrużyłem powieki, rozkoszując się pocałunkiem. - Nawet nie wiesz jak się cieszę - Zaskoczony podniosłem na niego spojrzenie. - Że jesteś zazdrosny. Bo to oznacza, że kochasz mnie tak samo, jak ja kocham ciebie - Szepnął, nim ponownie połączył nasze usta.