sobota, 30 kwietnia 2016

Zajączek CXXVIII - Zazdrość

Wybaczcie za krótki rozdział, ale musiałam coś wymyślić do czasu, aż nie skończy się głosowanie. Na razie macie jeszcze jakieś 10 godzin na oddanie głosu i zdecydowanie, czy zaczniemy nową serię, czy będziemy kontynuować ,,Zajączka". Ale bez obaw, bez względu na to, co wybierzecie, jeszcze kilka tygodni będziemy kończyć to opowiadanie.
******************************

Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak wspaniałe urodziny. Nie były tak huczne i tak bogate jak wszystkie inne przyjęcia, ale możliwe, że to właśnie dlatego były tak wyjątkowa. Bez fałszywych przyjaciół, których tak naprawdę nie lubiłem, bez ton bezwartościowych, za to horrendalnie drogich prezentów i bez dennych prób zeswatania mnie z córkami równie obrzydliwie bogatych dzieciaków jak ja. Tymczasem to zwykłe, skromne przyjęcie było naprawdę fantastyczne. Moje rodzeństwo zamówiło specjalny bufet i mogliśmy wszyscy, prawie rodzinnie zjeść obiad z okazji moich urodzin. W końcu Mite i Tochi też byli prawie jak nasza rodzina. Mite znaliśmy znacznie dłużej, ale Tochi... cóż, to był Tochi.
Przez cały obiad siedzieliśmy w bardzo przyjemnej atmosferze. Jedliśmy, piliśmy i żartowaliśmy. Czułem się niesamowicie niekomfortowo, że siedziałem z... ciągle ciężko było mi to przyznać, ale Tochi był moim chłopakiem i wszyscy o tym wiedzieli. Na całe szczęście odpuścili sobie jakiekolwiek głupie komentarze na ten temat. Nigdy im tego nie powiem, ale gdy przynieśli tort, życzyłem sobie, żeby móc być z nimi do końca życia. Wszystkimi. Żałowałem tylko, że nie wiedziałem o tej całej niespodziance wcześniej. Wtedy mógłbym spędzić z nimi wszystkimi czas od samego rana. Dzień minął zdecydowanie za szybko.

- Swoją drogą... - Powiedziałem, wychodząc z łazienki, przebrany już w piżamę. Tochi siedział na moim łóżku, ubrany w dresowe spodnie i luźną koszulkę. Hana kategorycznie stwierdziła, że nie może spać w samych spodniach. - Kiedy umówiłeś się z Kashikoiem, że zorganizujecie mi przyjęcie? Od kiedy masz jego numer?
- Podebrałem mu go już jakiś czas temu - Powiedział z tak niewinnym uśmiechem, jakby to była jakaś fantastyczna wiadomość. - I napisał do mnie, jak już przyjechałeś.
- Chwila... że co?! - Wybuchłem nagle, słysząc coś takiego. - Pisał do ciebie? Dlaczego nic o tym nie wiem? W-wyjaśnił ci wszystko?
- Tak. Wiem o Hanie i jej planowanym ślubie z Reiem. Kashikoi napisał do mnie mniej więcej wtedy, gdy zacząłeś się o mnie starać. Byłem bardziej skłonny ci wybaczyć, ale to wciąż bolało. Chociażby to, że nie zaufałeś mi na tyle, żeby mi o wszystkim powiedzieć - Uśmiechnął się smutno, opuszczając wzrok w ziemię. Ponownie miałem wrażenie, że moje serce pęka.
- No tak... przepraszam... - Usiadłem przy nim, też wbijając wzrok w ziemię. - Dlaczego mi wtedy o tym nie powiedziałeś?
Podniósł na mnie spojrzenie, przyglądając mi się czule.
- Chciałem wiedzieć, czy będziesz się usprawiedliwiać. Poza tym i tak czułem się okropnie zazdrosny - Zaśmiał się krótko. - Żałosne, co? Wiem, że nigdy nie dorównam twojej rodzinie, ale i tak chciałbym być najważniejszy. Nie tłumacz się, wiem, że tak jest. Lepiej mi powiedz, dlaczego mi nie powiedziałeś o Hanie?
- ...obiecałem Reiowi... - Mruknąłem, odwracając wzrok. - Mieliśmy umowę... dlatego tym bardziej doceniam, że mi wybaczyłeś.
Nie miałem odwagi na niego spojrzeć. Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy nagle oplotły mnie ciepłe ramiona.
- Musiałem. W końcu cię kocham, nie? - Szepnął, ściskając moją szyję. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę, bez najmniejszego ruchu, bez słowa.
- Będziesz z nim rozmawiał? - To pytanie zaskoczyło Tochiego. Wiedział doskonale, o czym mówię, ale dłuższy czas nie odpowiadał. Zaskoczyło mnie to, bo raczej spodziewałem się natychmiastowej odmowy. Nie sądziłem, że chociaż przez chwilę się zastanowi.
- Myślę, że muszę z nim po męsku porozmawiać... inaczej następnym razem chyba go zabiję - Mocniej ścisnął moją szyję, jakby chciał upewnić i siebie i mnie, że należę teraz tylko do niego.
- Z Mei i Su też mógłbyś porozmawiać - Chwilowa cisza, która nastała dość dosadnie mi mówiła, co o tym myśli, a może prędzej, że nie wie co o tym myśleć. - Wiesz, to twoja rodzina. Powinieneś utrzymywać z nią relacje, nawet jeżeli się nie dogadujecie. No i... jak możesz tak po prostu o nich zapomnieć?
Zerknąłem przez ramię na Tochiego. Wpatrywał się we mnie przez chwilę, nim w końcu mnie uwolnił. Westchnął ciężko i rzucił się na łóżko, wpatrując się w sufit.
- Chyba masz racje... ech, unikałem mojej rodziny tyle czasu, a teraz poznałem ciebie i nagle mam z nim mieć lepsze kontakty niż kiedykolwiek.
Zaśmiałem się krótko, podciągając nogi na łóżko. Uważnie obserwowałem Tochiego, czy nie będzie próbował się na mnie rzucić, ale ten tylko wpatrywał się w sufit.
- Hej, Usagi - Drzwi otworzyły się i stanął w nich Kashikoi. Zastanawiałem się, czy nie pomyślał nawet o tym, że Tochi może do czegoś doprowadzić. - Pytanie, czy Tochi będzie spał w pokoju dla gości, czy tutaj? Muszę powiedzieć służbie, czy ścielić łóżka.
- Tutaj
- W pokoju dla gości
Z Tochim odezwaliśmy się dokładnie w tym samym momencie. Spojrzeliśmy najpierw na siebie, a potem na Kashikoia.
- W pokoju dla gości - Powiedziałem z naciskiem, znacząco zerkając na Tochiego. Kashikoi uśmiechnął się tylko i zamknął drzwi.
- No tak, mam szlaban na spanie w twoim łóżku, co? - Uśmiechnął się czarująco w moją stronę.
- Chyba nie myślisz, że wpuszczę cię do mojego łóżka w towarzystwie służby, mojej rodzinki i Mity?
- Dobrze, dobrze, rozumiem. Szkoda, chciałbym się tobą nacieszyć, dopóki mam czas.
- Ale się nie nacieszysz - Powiedziałem z naciskiem. - Zresztą, pewnie będziemy się widzieć za tydzień, góra dwa.
- No tak, tak - Westchnął ciężko, podnosząc się z łóżka. - Przemyślę to spotkanie rodzinne. Może rzeczywiście powinienem to wszystko z nimi obgadać.
- Powinieneś.
Tochi uśmiechnął się w moją stronę. Po chwili objął mnie, przytulając do siebie.
- Cholera, ale ja cię kocham - Szepnął.
- Przecież wiem - Przewróciłem oczami, delikatnie starając się wyswobodzić z jego uścisku. - A teraz puść mnie, zanim ktokolwiek wejdzie.
- Jeszcze chwila... - Przewróciłem oczami, ale ostatecznie pozwoliłem Tochiemu się tulić. Właściwie lubiłem, gdy mnie tak obejmował. Czułem się wtedy tak... przyjemne. Ogarniało mnie tak przyjemne ciepło, że nawet nie chciałem, żeby mnie puszczał.
Dopiero pukanie do drzwi wyrwało mnie z ramion Tochiego. Niemal odskoczyłem od niego, szybko przecierając policzki, które momentalnie zrobiły się czerwone. Na wszelki wypadek wstałem z łóżka i odszedłem kilka kroków od łóżka.
- Proszę - Powiedziałem doniosłym tonem, opierając się o swoje biurko. Do pokoju weszła jedna ze służących, z widocznym rumieńcem.
- Przepraszam paniczu, ale łóżko dla gościa panicza już naszykowane. Odprowadzić pana? - Zwróciła się do Tochiego. Ten uśmiechnął się promiennie, wstając z łóżka.
- Byłbym wdzięczny - Dziewczyna zarumieniła się jeszcze bardziej i zniknęła za drzwiami. Z niejasnych dla mnie powodów, poczułem się naprawdę okropnie. Chociaż... to było kompletnie bez sensu... dlaczego miałbym...
- Poczekaj - Chwyciłem Tochiego za ramię, zatrzymując go w progu. Wyszedłem na korytarz, gdzie już posłusznie stała nasza pokojówka, z ogromnym rumieńcem i delikatnym uśmiechem.
- Ja go odprowadzę - Powiedziałem do niej przyjaźnie, nim zatrzasnąłem drzwi. Odwróciłem się w stronę Tochiego, który uśmiechał się szeroko.
- Coś nie tak? - Zapytał niewinnie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak idiotyczne było to, co zrobiłem i momentalnie zalałem się rumieńcem.
- Gh... no bo... - Wymamrotałem, pokładając się na drzwi. Co się ze mną działo? Dlaczego aż tak się tym przejąłem? Przecież... to była tylko sprzątaczka. Co prawda młoda i urocza i... i prezentowała się naprawdę ładnie w stroju sprzątaczki, ale... ach, cholera! Dlaczego byłem tak wściekły. - N-nie nic... - Burknąłem, odsuwając się o krok. - Chodź, pokażę ci pokój.
Odwróciłem się w stronę drzwi, ale nim otworzyłem drzwi, Tochi oparł na nich rękę, blokując mi wyjście.
- Powiedz - Szepnął do mojego ucha.
- Niby co mam powiedzieć?! - Prychnąłem, cały się czerwieniąc.
- Dlaczego się wkurzyłeś.
- Wcale się nie wkurzyłem!
- Wkurzyłeś. Dlatego teraz jesteś zły.
- B-bo coś mi wmawiasz! - Chwyciłem za klamkę, ale Tochi oparł dłoń na mojej dłoni, ściskając ją delikatnie.
- Poczujesz się lepiej.
- Nie wiem o co ci chodzi!
- Chciałbyś, żebym cię uświadomił?
- Nie chciałbym!
Objął ramieniem mój brzuch, oddychając mi do ucha.
- Nie jesteś przypadkiem zazdrosny?
Prychnąłem. Że niby zazdrosny? Ja? O co miałbym być zazdrosny? Tylko dlatego, że ta dziewczyna ewidentnie leciała na Tochiego? I... i wyglądała jakby była w siódmym niebie tylko dlatego, że miała go odprowadzić do pokoju? I... bo patrzyła się tak na niego i... i była dziewczyną... i wyglądała jakby była w guście Tochiego i... i...
- Jestem zazdrosny... - Przyznałem szeptem, gdy udało mi się samemu z tym pogodzić. Nad uchem usłyszałem rozbawione prychnięcie, a uścisk Tochiego jeszcze bardziej się wzmocnił.
- Jesteś uroczy...
- Nie mów tego! Jestem facetem!
- Ale jesteś uroczy. Zwłaszcza, gdy się tak zachowujesz.
- Gh... nie nabijaj się ze mnie! - Wyrwałem się z jego uścisku, pokładając się plecami o drzwi.
- Nie nabijam - Uśmiechnął się promiennie, przysuwając się niebezpiecznie blisko mnie. - Po prostu to całkiem urocze - Oparł dłonie na moich biodrach i pocałował mnie krótko i czule. Opuściłem wzrok, gdy tylko uwolnił mnie z kleszczy pocałunku. - Wiesz, że nie masz o co być zazdrosny, prawda? - Nie odpowiedziałem. - Przecież wiesz, że cię kocham.
Przez dłuższą chwilę trwałem w ciszy, usilnie unikając jego spojrzenia.
- Ale miałeś kiedyś dziewczynę... - Przypomniałem szeptem, pokładając się na drzwiach. Czułem się okropnie, że byłem tak cholernie zazdrosny, ale nic nie mogłem na to poradzić.
- Zajączku... - Powiedział rozczulony, odgarniając mi kosmyk włosów za ucho. - Miałem kiedyś dziewczynę, fakt. I dalej umiem docenić kobiece piękne, ale w tej chwili tylko ty się dla mnie liczysz. Nie interesują mnie ani dziewczyny, ani inni faceci. Dlatego nie przejmuj się tym, dobrze? - Ponownie nie odpowiedziałem, wpatrując się w ziemię. - Hej, spójrz na mnie - Podniósł moją twarz, zmuszając mnie, bym spojrzał mu w oczy. - Kocham tylko ciebie, jasne? I żadna dziewczyna, ani żaden facet, nigdy tego nie zmieni, jasne? - Nieśmiało kiwnąłem głową, usilnie unikając jego spojrzenia. - Jeżeli poczujesz się przez to lepiej, możesz spać ze mną.
- Nie chcę - Powiedziałem z naciskiem, dalej unikając jego spojrzenia. Nie chciałem też być zazdrosny, a jednak... - Po prostu... po prostu irytuje mnie, że ona tak się na ciebie patrzyła i... i jest dziewczyną - Dodałem cicho.
- Zajączku, może i być nawet supermodelką - Zaśmiał się krótko, kładąc dłonie na moich ramionach. - Ale tak długo, jak nie będzie tobą, nie ma u mnie najmniejszych szans.
Zbyt zażenowany przez dłuższy czas nie miałem odwagi podnieść nawet wzroku. Gdy w końcu na niego spojrzałem, uśmiechnął się promiennie. Pocałował mnie krótko, nim w końcu mnie puścił.
- W porządku? - Kiwnąłem głową. - Wiesz, to było naprawdę słodkie.
- Zamknij się... Chodź, pokażę ci pokój - Mruknąłem, odwracając się i błyskawicznie opuściłem pokój. To było okropne... dlaczego musiałem być zazdrosny o każdą dziewczynę, która tylko spojrzała na Tochiego?! Może to przez to, że przywykłem do tego, że siedzi całkowicie sam, ewentualnie w towarzystwie jakichś zwierząt? Ciekaw byłem, co by było, gdyby było inaczej. Chyba nie dałbym rady spuścić go z oczu.
- To tutaj... - Mruknąłem, otwierając Tochiemu drzwi do jednego z pokoi dla gości. Był to normalny pokój, urządzony dość nowocześnie. Gdy Mita projektował to mieszkanie przed laty za wszelką cenę chciał, żeby był różnorodny. Kilka podstawowych mebli, jakie się tam znajdowały, jednoosobowe łóżko, szafa, szafka i biurko były w kolorach czerwieni, czerni i bieli. Dodatkowo na jednej ze ścian znajdowała się spora fototapeta. Wpuściłem Tochiego do środka i wszedłem za nim.
- Nie wygląda jak twój domek, ale mam nadzieję, że będzie w porządku - Powiedziałem niepewnie. Wciąż byłem zażenowany po wcześniejszej sytuacji, więc starałem się unikać wzroku Tochiego.
- Jest w porządku - Kiwnął głową. Gdy przez dłuższy czas nie wychodziłem, złapał mnie nagle w pasie i pocałował. Zmrużyłem powieki, rozkoszując się pocałunkiem. - Nawet nie wiesz jak się cieszę - Zaskoczony podniosłem na niego spojrzenie. - Że jesteś zazdrosny. Bo to oznacza, że kochasz mnie tak samo, jak ja kocham ciebie - Szepnął, nim ponownie połączył nasze usta.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Zajączek CXXVII - Niespodzianka

Na fp pisałam, że z pewnych względów postu nie będzie w weekend. Tą przyczyną był fakt, że dzisiaj jest bardzo wyjątkowy dzień. A tak konkretnie to moje urodziny ^ ^
Trochę wtopa, ale 18 urodziny xD Tak, wiem, że mój blog jest od 18, ale... cóż... tak jakoś wyszło xD
Z tej okazji chciałam zrobić coś niezwykłego, ale ponieważ pracuję ostatnio dużo nad książką ,,Drużyna ognia" mam mało czasu na pisanie jeszcze dodatkowych not. Dlatego stwierdziłam, że poczekacie dzień dłużej i przeczytacie gratisowy post jako ten normalny xD
Na razie to wszystko, miłego czytanie :3

****


- Naprawdę musisz jechać? - Pytanie Tochiego sprawiało mi niemal fizyczny ból. Nie chciałem przecież jechać. Najchętniej w ogóle zostałbym tu na zawsze. No... może nie do końca. Mimo wszystko, nie udało mi się jeszcze przywyknąć do mieszkania w lesie.
- Przecież wiesz, że nie chcę - Zapiąłem torbę, rzucając ją na łóżko. - Ale... najwyższy czas, bym wrócił do rodziny. Ostatnio okropnie ją zaniedbuję...
Spojrzałem na Tochiego. O dziwo uśmiechał się delikatnie, patrząc na mnie czule.
- Następnym razem ja do ciebie wpadnę, co?
- Jak chcesz...
- Przyznaj, chcesz, żebym cię odwiedził. - Na karku poczułem jego oddech, ale nie odwróciłem się nawet. - Przyznaj - Wzdrygnąłem się, gdy Tochi dźgnął mnie w brzuch. Odwróciłem się gwałtownie, odtrącając jego rękę.
- Przestań.
- Masz łaskotki? - Rozpromienił się nagle, otwierając szerzej oczy.
- Nie, nie mam - Prychnąłem, obejmując się z brzuch.
- A przyznasz, że chcesz, żebym przyjechał?
- Nie, nie przyznam - Prychnąłem. Próbowałem się podnieść, ale nim dźwignąłem się na nogi, zostałem przewrócony na plecy i przygnieciony do ziemi.
- Przyznaj - powiedział z uśmiechem, siadając na moich biodrach.
- Powiedziałem, że nie!
Sadystyczny uśmieszek wykwitł na jego twarzy. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, zaczął mnie łaskotać. Chwyciłem jego ręce, żeby go powstrzymać, ale bez najmniejszych rezultatów. Wierzganie nogami też dawało tyle, co nic.
- Przestań, przestań, przestań! - Krzyczałem, jednocześnie nie mogąc powstrzymać śmiechu. Kiedy udawało mi się spojrzeć na Tochiego, widziałem u niego perwersyjny uśmieszek.
- No dobra, dobra, dobra! Powiem co chcesz! - Krzyknąłem w końcu, łapiąc z trudem oddech. Tortury na chwilę ustały, ale mina Tochiego jasno mówiła, że mogą wrócić w każdej chwili. - Uch... chciałbym, żebyś mnie odwiedził...
- To może wpadnę do ciebie teraz? - Spojrzałem na niego zaskoczony. - Dlaczego by nie? Dawno cię nie odwiedziłem.
Delikatnie oparł dłonie po moich bokach. Nie wiem, czy zrobił to przez przypadek, czy było to ostrzeżenie, co mnie czeka, jak się nie zgodzę.
- Właściwie... dlaczego by nie... - Powiedziałem w końcu. Właściwie to fajnie byłoby w końcu spędzić czas z Tochim w jakimś cywilizowanym miejscu. - Dobra, możesz jechać ze mną - powiedziałem, z udawanym westchnieniem, jakbym zgadzał się tylko przez wzgląd na niego. Nim zdążyłem zareagować, oplotły mnie ramiona, ściskając moją szyję.
- Cieszę się... - Szepnął do mojego ucha, drażniąc je przyjemnie oddechem. - To co, ja idę się pakować - Błysnął uśmiechem, wstając z moich bioder i zabrał się do pakowania. Przewróciłem oczami, podnosząc się do półsiadu.
- Musiałeś się aż nade mną znęcać, żeby to sprawdzić?
- Oczywiście, że nie. Ale uwielbiam cię czasami podręczyć. Wyglądasz wtedy tak uroczo...
Prychnąłem w odpowiedzi na jego szeroki, zdecydowanie zbyt szeroki uśmiech. W międzyczasie zadzwoniłem do kierowcy. Całe szczęście znajdował się nieco dalej, w trochę bardziej cywilizowanym mieście. Dobrze, że przez tyle czasu czekał na mnie, a nie wrócił do domu. Przynajmniej mogłem wrócić względnie szybko do domu... z Tochim.
Korzystając z tego, że i tak na mnie nie patrzył, pozwoliłem sobie na lekki uśmiech rozczulenia. Jeszcze tydzień temu byłem pewny, że mi nigdy nie wybaczy. A teraz... teraz wszystko wróciło do normy. Byliśmy razem, spędzaliśmy razem czas i... i wiele innych rzeczy. Przetarłem policzki, starając się pozbyć z nich soczystych rumieńców, które się pojawiły.

Po niecałej godzinie szliśmy już razem w stronę miasta. Tochi uparł się, żeby nosić nie tylko swoje rzeczy, ale też moje. Nie byłem tym zachwycony. Przecież ja też jestem facetem, sam mogłem nieść swoje rzeczy. Ale Tochi za wszelką cenę uparł się, by się mną opiekować na każdym kroku. Nie przeszkadzało mi to, ale jakieś granice mógłby mieć.
Kierowca był tak samo mało zachwycony długą drogą, jak wtedy, gdy mnie tu wiózł, ale przynajmniej wracał już do domu. Gdy otwierał mi tylne drzwi do limuzyny, miałem wrażenie, że za wszelką cenę stara się unikać spojrzenia Tochiego.
Usiedliśmy we dwójkę z tyłu na siedzeniach, oddzielonych od kierowcy ciemną szybą, którą w razie czego dało się zsunąć, jeżeli zachodziła taka potrzeba. Było to korzystne zarówno dla nas, bo przynajmniej nie musieliśmy się martwić kierowcą, jak i dla szofera, bo nie musiał się nami przejmować.
Siedziałem tuż przy Tochim, plecami opierając się o jego pierś, trzymając nogi na kanapie. Obejmował mnie ramieniem, wbijając wzrok w widoki. Nie mówiliśmy zbyt dużo, po prostu się rozkoszując swoją obecnością. Nie sądziłem, że będę tak bardzo cieszyć się z tak błahych rzeczy. Czasami zamieliśmy kilka słów, ale przez większość czasu po prostu leżeliśmy razem. Rozkoszując się tą bliskością, nawet nie zauważyłem, kiedy dotarliśmy do domu. Podziękowałem szoferowi i razem z Tochim ruszyliśmy do wspólnego mieszkania mojego i mojego rodzeństwa. Tym razem wyjątkowo pozwolił mi nieść moje bagaże.
Szedł pewnie brukowaną ścieżką w stronę dużych drzwi do naszego domu. Szedł szybko i pewnie, chociaż powinien chociaż trochę się przejąć. W końcu wiedział w jakim byłem stanie, gdy się pokłóciliśmy i wiedział, że moje rodzeństwo może nie być zachwycona jego obecnością.
Szybkim krokiem dotarł do drzwi, gdzie poczekał, aż go dogonię. Wpuścił mnie przodem do środka. Wszedłem do przedsionka, gdzie można było zostawić buty i kurtkę. Miałem dziwne wrażenie, że Tochi zachowuje się jakoś dziwnie. bez przerwy się jakoś dziwnie uśmiechał, zerkał na mnie i jakoś szybko ściągał buty. Gdy był gotowy, stał tylko przy drzwiach wyjściowych, z szerokim uśmiechem, czekając, aż wejdę dalej do środka mieszkania.
- Coś knujesz? - Zapytałem nieufnie. - Jakoś podejrzanie się zachowujesz?
- Ja? - Błysnął uśmiechem. - A skąd. Po prostu się cieszę, że tu jestem.
Zerknąłem na niego zaskoczony, ale nic nie powiedziałem. Jeżeli coś planował, pewnie i tak bym tego z niego nie wydarł, a w swoim czasie i tak się dowiem. Miałem tylko nadzieję, że przypadkiem nie zacznie się do mnie dobierać. To nie byłoby zbyt konfortowe.
Rzuciłem ostatnie spojrzenie Tochiemu, otwierając drzwi do przedpokoju. Miałem dziwne wrażenie, że lada chwila tak po prostu się na mnie rzuci i zaciągnie na kanapę, albo do pierwszego pokoju i...
- NIESPODZIANKA! - Spojrzałem gwałtownie przed siebie. Dom był zawalony serpentynami, balonami, a na ścianie na przeciwko mnie znajdował się wielki napis, zrobiony z kolorowych kartek ,,WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!!". Zamarłem, całkowicie zaskoczony. W salonie, uśmiechając się szeroko stała Hana, Hashikoi, Raito, Enma i Mita - Nasz arhitekt. Wszyscy uśmiechali się szeroko. Spojrzałem zaskoczony najpierw na nich, potem na Tochiego i potem na nich. Byłem tak zaskoczony, że kompletnie nie wiedziałem, co powiedzieć. Dopiero Raito wyrwał mnie z szoku, rzucając się na mnie i tuląc się do mojego brzucha.
- Wszystkiego najlepszego, Nichan! - Krzyknął, przytulając się do mnie. Oddałem uścisk, ale wciąż nie mogłem wydusić z siebie słowa.
- Ja... nie mam pojęcia co powiedzieć... - Powiedziałem w końcu. Jestem zaskoczony... ja... cholera, ale ja was nienawidzę... - Powiedziałem w końcu, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Gdy Raito mnie w końcu uwolnił, podbiegła do mnie Hana, wtulając mnie w siebie.
- Wszystkiego najlepszego, braciszku - Powiedziała drżącym z emocji głosem. - Żebyś zawsze był taki fantastyczny i kochany jak jesteś, żebyś był szczęśliwy i nie miał żadnych problemów i był zdrowy i szczęśliwy i... - Miałem wrażenie, że podniosła wzrok na Tochiego, ale przez to, że byłem wtulony w jej pierś, nie mogłem tego jednoznacznie stwierdzić. - I żeby wszystko ci się w życiu układało, w każdym aspekcie - Puściła mnie w końcu, obdarzając mnie najbardziej promiennym ze swoich uśmiechów.
- Dziękuję - Wydusiłem tylko, drącym z emocji głosem. Hana pocałowała mnie jeszcze w policzek, nim w końcu się wycofała. Zerknąłem na Kashikoia, ale ten zamiast do mnie podejść, znacząco spojrzał na Enmę. Ta nadęła policzki, ale podeszła do mnie. Stanęła krok przede mną, splatając dłonie za plecami i z niezadowoleniem kiwając się w przód i tył.
- No tak... jesteś głupi i w ogóle, ale... ale wszystkiego najlepszego. Żebyś był chociaż trochę mniej głupi i... i był szczęśliwy - Na koniec wypowiedzi podniosła dumnie głowę. Byłem naprawdę rozczulony. Uklękłem i przytuliłem ją do siebie. Ta prychnęła niezadowolona, ale nie wyrywała się. Przynajmniej przez kilka sekund, nim w końcu usilnie zaczęła się szarpać. Nie męczyłem jej dłużej i pozwoliłem odejść. Gdy wstałem, przede mną stał już Kashikoi.
- Nasz Usagi ma już siedemnaście lat... no proszę. Wszystkiego najlepszego z okazji ostatnich niepełnoletnich urodzin. Mówi się, że wszyscy są wyjątkowi, ale ty jak na razie jesteś najbardziej niezwykły z nas wszystkich. Życzę ci, żeby tak pozostało, żebyś nigdy nie żałował swoich decyzji, żebyś był szczęśliwy i tak fantastyczny jak do tej pory - Przytulił mnie krótko, nim zrobił miejsce dla Mity.
- Jako przyjaciel twój i całej twojej rodziny, życzę ci osiągnięcia sukcesu, szczęścia, zdrowia i... żebyście mogli zamawiać u mnie całą masę projektów - Błysnął uśmiechem. On jednak ograniczył się tylko do uściśniecia mi dłoni. Gdy zostałem już uwolniony, odwróciłem się za siebie.
- Doskonale o wszystkim wiedziałeś, prawda? - Tochi uśmiechnął się szeroko.
- POzwoliłem sobie pożyczyć z twojego telefonu numer do Kashikoia. Stwierdziliśmy, że taka niespodzianka ci się spodoba.
- Nienawidzę was... - Mimo wszystko moją twarz rozświetlił szeroki uśmiech. Gdy ponownie spojrzałem na moją rodzinę, każdy trzymał jakiś pakunek.
- Stwierdziliśmy, że kilka skromnych prezentów będzie lepsze niż setki nic nie wartych pakunków, jakie zwykle dostawaliśmy - Powiedział spokojnie Kashikoi, wręczając mi małe pudełeczko. W środku znajdował się nowoczesny, elektroniczny zegarek, dodatkową funkcją kalendarza. - Żebyś nie miał już problemów z ustalaniem, gdzie i kiedy masz być - Powiedział, sugestywnie do mnie mrugając.
Od Hany dostałem polaroid, by ,,móc uwieczniać najlepsze chwile", a także kolejne znaczące mrugnięcie, od Raito album z miejscami akurat na zdjęcia z polaroidu, za to od Enmy... miałem ochotę westchnąć ciężko, gdy zobaczyłem książkę... z wyraźnym napisem na grzbiecie ,,BL". Miałem tylko nadzieję, że nie wszyscy wiedzieli o tym, że to oznacza gejowską książkę.
- Rety... dzięki... - Uśmiechnąłem się niepewnie. Enma posłała mi złośliwy uśmieszek i zawróciła. Mite za to wręczył mi sporych rozmiarów pudełko. W środku znajdowała się makieta domku, łącząca w sobie elegancje, nowoczesność, oraz pewien wiejski urok.
- Tak na przyszłość - I kolejne znaczące mrugnięcie. Naprawdę, wszyscy byli przekonani, że jedyne na czym mi zależy to Tochi? Nie zdążyłem jednak wyrazić swojego zdania na ten temat, bo właśnie on zaszedł mi drogę.
- Jeżeli zrobisz to, czego się obawiam, to nigdy ci nie wybaczę... - Szepnąłem do niego, gdy zobaczyłem, że wyjmuje coś z torby.
- Jeszcze nie teraz - Uśmiechnął się promiennie. Dopiero teraz zobaczyłem, że to, co wyjmował, na szczęście nie było pudełeczkiem na pierścionek, ale zwykłą kopertą, podpisaną moim imieniem. - Wszystkiego najlepszego. Żebyś dalej był tak wspaniałą osobą, jak jesteś - Wyciągnął przed siebie kopertę. Otworzyłem ją niepewnie, zaglądając do środka. W środku znajdowały się... bilety lotnicze, sztuk dwa. Podniosłem na Tochiego pytające spojrzenie.
- Pozwoliłem sobie zapytać twojego rodzeństwa, gdzie pojechaliście kilka lat temu na wakacje. Pomyślałem, że to świetny pomysł, żebyśmy pojechali tam razem. Wybacz, że dopiero za miesiąc - Uśmiechnął się przepraszająco. Wpatrywałem się dłuższy czas w bilety, nie mogąc w to uwierzyć. Naprawdę zrobił dla mnie coś takiego... głupi, kochany idiota.
- Dziękuję - Uśmiechnąłem się, podnosząc na Tochiego wzrok. Z trudem się powstrzymałem, żeby nie rzucić mu się na szyję. - I wam wszystkim.
- I jeszcze jedno - Hana wyszła przed szereg, uśmiechając się promiennie, ale z pewnym niepookjem. W dłoniach trzymała zalakowaną kopertę, którą podała mi bez słowa. Na niej znajdowały się imiona naszych rodziców i nasze nazwisko. Dostrzegłem zaniepokojone spojrzenia mojego rodzeństwa, ale otworzyłem kopertę. Byłem ciekawy, co takiego moi rodzice mają mi do powiedzenia.
,,Drogi Usagi,
Skończyłeś już siedemnaście lat, więc jesteś prawie dorosły. Żałujemy, że nie możemy być z wami w ten dzień, ale w przeciwieństwie do ciebie, my musimy respektować nasze obowiązki. Żałujemy, że nie możesz i ty tego zrozumieć.
Chcielibyśmy, żebyś to przemyślał i zdecydował się zerwać tą okroną relacje z leśniczym, ale jesteśmy świadomi tego, że jest to niemal niemożliwe, więc nawet tego nie oczekujemy. Zdecydowaliśmy wspólnie, że skoro przez tyle czasu nie możesz się zachowywać jak członek naszej rodziny, to nim nie będziesz. Przynajmniej dla nas. Wiemy, że Hana i Kashikoi chcą cię wdrożyć w swoją firmę, może nawet to zrobili, nie możemy tego im zabronić, ale dla nas twoje zachowanie jasno świadczy o tym, że bycie członkiem rodziny Takeda to dla ciebie za dużo. Jeżeli pewnego dnia zmienisz zdanie, przyjmiemy cię z otwartymi ramionami. Do tego czasu, nie jesteś już naszym synem."
I już. Tyle. Żadnego podpisu czy pożegnania. Przez chwilę byłem całkowicie zaskoczony i nawet prawie dałem ponieść się emocjom. Kompletnie tego nie rozumiałem...
- W porządku? - łagodny głos Tochiego i jego ręka na moim ramieniu, sprowadziła mnie z powrotem do rzeczywistości.
- Co takiego piszą? - Zapytała zaniepokojona Hana. Przejechałem po nich wszystkich spojrzeniem. Nagle, w ciągu jednej, krótkiej chwili, rodzice przestali mieć dla mnie jakiś sens. Uśmiechnąłem się nawet delikatnie do nich.
- Że nie jestem już ich synem - Myślałem, że poczuję łzy w oczach, ale nic takiego się nie stało. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, pomimo przerażenia mojego rodzeństwa. - A to oznacza, że głupie bale, wymuszone związki, oraz robienie co mi się każe, już mnie nie obowiązuje - Powiedziałem pewny siebie. Jakby na dźwięk tych słów, wszyscy się uspokoili. Nawet miałem wrażenie, że są tak samo zadowoleni jak ja.
Przez krótką chwilę miałem wrażenie, że stąło się coś okropnego, że straciłem nie tylko rodziców i nazwisko, ale samego siebie i całą rodzinę. A jednak spojrzenie po najbliższych mi osobach uświadczyło mnie w przekonaniu, że wcale ich nie potrzebuję. Jedyne osoby, na których kiedykolwiek mi zależało i które mogłem nazwać rodziną miałem przy sobie i to od bardzo dawna...

sobota, 16 kwietnia 2016

Zajączek CXXVI - Idealny dzień, wieczór

Cholera, jak ja was nienawidzę xD
Dzięki za głosy w ankiecie, ale biorąc pod uwagę fakt, że tyle samo osób chce kontynuować zajączka i zacząć nową serię, to średnio mi to pomogło xD
Ankietę przedłużam o tydzień, więc jeżeli jeszcze ktoś z was nie zagłosował, zachęcam do zrobienia tego teraz
***********************


- Naprawdę mi się to nie podoba... - Jęknąłem niezadowolony, gdy Tochi związywał moje nadgarstki za moimi plecami.
- Ale mi bardzo. Zresztą, wyglądasz, jakbyś był urodzony do wiązania.
- Twoje perwersje czasami mnie przerażają... - Prychnąłem, zarumieniony.
- To nie są perwersje... na razie. Gdybym cię przywiązał do łóżka, to jeszcze rozumiem, ale do krzesła?
- Samo to, że chcesz mnie wiązać jest straszne! - Krzyknąłem, odwracając się przez ramię, na tyle, na ile pozwoliły mi skrępowane za plecami nadgarstki.
- Tylko dzisiaj... jeszcze kilka godzin i będziesz miał spokój - Uśmiechnął się, składając na moim policzku pocałunek. Ustawił drugie krzesło tuż przede mną, koło stołu, na którym stała parująca porcja świeżo zrobionych pierogów.
- Czas na spróbowanie naszego wspólnego dzieła - Uśmiechnął się promiennie.
- Zgoda, zgoda - Przewróciłem oczami. - Ale wyjaśnij mi proszę jedną rzecz. Dlaczego tak bardzo chcesz mnie upokorzyć?
Uśmiechnął się rozczulony, przyglądając mi się uważnie, z pewną perwersją przyglądając się mojemu ciału.
- Po prostu uwielbiam się tobą opiekować. Wyglądasz wtedy jeszcze bardziej uroczo.
Prychnąłem,, opuszczając głowę. Najchętniej zapadłbym się teraz pod ziemię. Że też dałem się wrobić w coś takiego... mogłem mu powiedzieć, że się nie zgadzam! Wszystko ma swoje granice, a przywiązywanie mnie do krzesła, żeby mógł mnie karmić, zdecydowanie je przekraczało.
- No, a teraz ładnie powiedz ,,aaa"
- Gh... wiesz, że nienawidzę tego robić... dla ciebie to nie jest dziwne, że traktujesz mnie jak dziecko? - Zmusiłem się, żeby podnieść na niego całkowicie czerwoną twarz. Tochi przyglądał mi się chwilę, z rocaz większym rozczuleniem, malującym się na jego twarzy.
- Nadrobi się wieczorem - Powiedział w końcu, z perwersyjnym uśmieszkiem, z satysfakcją przyglądając się mojej reakcji. - A teraz powiedz ślicznie ,,aaa". - Nadział jednego pieroga na widelec i przysunął go do moich ust. Skrzywiłem się. Naprawdę, nie chciałem tego robić, zwłaszcza, że to ,,danie" wcale nie wyglądało smacznie.
Niepewnie otworzyłem usta, czerwieniąc się jeszcze bardziej. Tochi z szerokim uśmiechem wsunął do nich jedzenie. Nie miało to co prawda porównania z jedzeniem z domu, ale jak na możliwości Tochiego, było to całkiem niezłe.
Jakimś cudem udało mi się przeżyć ten żenujący obiad, chociaż z trudem. Czułem się jak jakiś niewolnik, ale Tochi wyglądał na szczęśliwego, więc jakoś to zniosłem. W końcu miał to być jego idealny dzień... jutro go ochrzanię za to wszystko.
Gdy zjedliśmy, zbliżał się już wieczór. Tochi przepakował plecak, umieszczając tam między innymi koc, pozostałe pudełko z jagodami, oraz ciastka, które dla niego kupiłem.
- Może już zakończymy ten dzień? Nie wycierpiałem się już dość dzisiaj?
- Ojej, daj spokój. Jeszcze tylko jedna rzecz i masz spokój - Uśmiechnął się  promiennie, wyciągając rękę w moją stronę.
- Będziemy musieli spać w lesie? - Zapytałem niechętnie, ściskając jego dłoń.
- Nie dłużej, niż to będzie konieczne - Uśmiechnął się, ciągnąc mnie na zewnątrz. Przewróciłem tylko oczami, idąc za nim.
Ciągnął mnie przez las i miałem pewne obawy, że doskonale wiem, gdzie w tej chwili idziemy.
W końcu wyszliśmy na polanę. Dookoła niej posadzone były kwiaty, ale miały całkowicie zwyczajny, niebieski kolor i wszystkie były zamknięte. Całe to miejsce nijak nie przypominało tego, które pamiętałem.
Patrzyłem nieco zaskoczony na Tochiego, który rozkładam nam koc i kładł na nim pudełko z naszymi ciastkami i jagodami.
- Jesteś pewny, że tu chciałeś mnie zabrać?
- A co? Zawiedziony? - Błysnął uśmiechem, siadając na kocu. Prychnąłem, dosiadając się obok.
- Niby dlaczego miałbym być zawiedziony? Po prostu... po prostu tego nie rozumiem.
- Chciałbyś posłuchać o kwiatach? - Spojrzałem na niego zaskoczony. - A właściwie o tych konkretnych kwiatach? - Kiwnął głową w stronę kwiatów, otaczających polanę. Miałem niejasne podejrzenia, że planuje coś złego, więc kiwnąłem głową, żeby tylko się dowiedzieć, o co dokładnie tutaj chodzi. Tochi przysunął się do mnie, pochylając się nad moim uchem. - To taka prawie gra wstępna - Szepnął, sprawiając, że poczułem się jeszcze bardziej zażenowany.
- Głupek! - Prychnąłem, odpychając go od siebie. Zaśmiał się tylko, widząc moją reakcję.
- Ale to prawda. Akurat te kwiaty otwierają się nocą, uwalniając coraz więcej i więcej pyłu. Dlatego działają jak gra wstępna - Jakby nigdy nic, sięgnął po pudełko i wyjął z niego zapakowane wcześniej ciastka karmelowe.
- A teraz...
- O nie! Już raz dzisiaj mnie karmiłeś! Nie zgadzam się na to po raz drugi - Powiedziałem stanowczo. Nie było absolutnie żadnej mowy, żebym po raz kolejny dawał się karmić.
- Ostatni raz - Uśmiechnął się czule, przysuwając ciastko do moich ust. - Jak będziesz chciał, sam będziesz mógł mnie nakarmić.
- Nie będę chciał!
Bez słowa przysunął ciastko do moich ust. Nadąłem niezadowolony policzki, wpatrując się w niego chłodno. Nacisnął na moje usta. Wahałem się dłuższą chwilę, nim z mocnym wahaniem rozchyliłem usta. Zacisnąłem powieki, pozwalając się ostatecznie nakarmić. Ciastko miało mocno słodki smak, aż zbyt słodki. Odsunąłem rękę Tochiego, sięgając po butelkę wody.
- Za słodkie... - Powiedziałem cicho, biorąc kilka łyków.
- Serio? A mi tam smakuje - Uśmiechnął się, biorąc drugie ciastko i wgryzając się w nie.
Robiło się coraz ciemniej. Otaczające nas kwiaty zaczęły mienić się delikatnym, niebieskim blaskiem, powoli rozkładając swoje płatki. Delikatny dreszcz przebiegł po moich plecach. Przetarłem zmarznięte ramiona.
Na szyi poczułem delikatny oddech Tochiego. Zerknąłem na niego przez ramię. Odpowiedział mi delikatnym uśmiechem, całując moją szyję. Przyjemne dreszcze przebiegły wzdłuż mojego ciała, gdy ręce Tochiego wsunęły się pod moją koszulkę. Drżałem coraz bardziej i bardziej, z coraz większym niepokojem wpatrując się w zachodzące słońce. Zamknąłem oczy na krótką chwilę, nie protestując, gdy Tochi przejeżdżał opuszkami palców po mojej skórze. Gdy otworzyłem oczy, polanę rozświetlał intensywny, niebieski blask.
- W porządku? - Szepnął, przysuwając się do mojego ucha. Wcale nie wiedziałem, czy jest w porządku. Mój umysł był całkowicie otępiały. Gdy zerknąłem na Tochiego przez ramię, moje serce gwałtownie przyspieszyło. Uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak bardzo jestem zażenowany. Jęknąłem, nim padłem na plecy, lądując na drapiącym, nieprzyjemnym kocu, dysząc na nim ciężko. Mój stan dodatkowo pogarszał fakt, że Tochi wyglądał niesamowicie przystojnie, gdy otaczały go niebieskawe pyłki rosnących kwiatów. Jego twarz była delikatnie czerwona, ale z pewnością nie aż tak, jak moja.
- Jesteś słodki...
- Zamknij się - Jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. Ledwo byłem w stanie wymawiać słowa. Serce waliło mi jak oszalałe. Z trudem się poruszyłem, gdy ściągał ze mnie koszulkę.
- W porządku?
- Nienawidzę... tego... - Wydyszałem z trudem, poruszając się niespokojnie pod Tochim. Jęknąłem, gdy jego ręce znalazły się na moich spodniach, delikatnie je rozpinając. Ścisnąłem jego dłonie, powstrzymując go przed rozebraniem mnie.
- Ciągle... ciągle jesteś zły? - Wydyszałem.
- Nie jestem - Uśmiechnął się czule, składając na moich ustach pocałunek. - Zresztą, czy mógłbym się na ciebie gniewać? Przecież cię kocham.
- Ja... ja... - Przełknąłem nerwowo ślinę, poruszając się niespokojnie na kocu. - Cieszę się... - Jęknąłem tylko. Tochi uśmiechnął się uroczo, całując mnie w czoło. Jęknąłem, odurzony zapachem kwiatów za bardzo, żeby mieć możliwość stawiania się. Zostałem pozbawiony spodni i bokserek. Drżałem przerażony i podniecony, całkowicie oddany woli Tochiego.
- Tochi... - Jęknąłem, gdy powoli zaczął obcałowywać moje ciało. - Ja... kocham cię... - wydusiłem z siebie, coraz bardziej i bardziej nieprzytomny.
- Wiem - Zaśmiał się krótko, przytulając mnie do siebie.

sobota, 9 kwietnia 2016

Zajączek CXXV - Idealny dzień, południe

- Mówiłem ci już, że wyglądasz ślicznie, gdy się rumienisz?
- Z-zamknij się - Powiedziałem lodowato, opuszczając czerwoną twarz. Od kiedy ponownie wyznałem Tochiemu miłość, nie mogłem się uspokoić. Co gorsza, on nie odwracał ode mnie wzroku, wpatrując się wciąż w moją twarz. - Jestem facetem, nie mogę wyglądać uroczo.
- Jak to nie? Nie widzisz się teraz. Z tym rumieńcem jesteś naprawdę prześliczny.
Wziął ode mnie prawie pełne pudełko z jagodami i odłożył je na ziemię. Gdy na niego spojrzałem, niemal rzucił się na mnie, powalając mnie na ziemię. Jęknąłem, upadając na plecy. Gdy podniosłem na niego spojrzenie, opierał ręce po obu stronach mojej głowy, pochylając się tuż nade mną.
- Na przykład teraz. Wyglądasz tak uroczo, gdy wpatrujesz się we mnie tymi swoimi ślicznymi, wielkimi oczami. - Uśmiechnął się promiennie, opierając swoje czoło o moje.
- Są chwilę, gdy mnie przerażasz, wiesz? - Powiedziałem chłodno, odwracając głowę na bok. Na szyi poczułem usta Tochiego, zjeżdżające coraz niżej i niżej.
- Tochi... jesteśmy w lesie.
- Zauważyłem. Ale wyglądasz tak niesamowicie uroczo, że...
- Nie wyglądam uroczo! Jestem facetem!
Nie przejął się zbytnio moimi próbami szarpania się. Mocniej przygwoździł mnie do ziemi, obserwując z góry, aż się nie uspokoiłem. Gdy w końcu przestałem się rzucać, spojrzałem na niego chłodno. Uśmiechnął się promiennie, składając pocałunek na moim policzku.
- Uspokoiłeś się już?
- Tak... zejdziesz już ze mnie?
Uśmiechnął się czule, schodząc z moich bioder. Wyciągnął ręce w moją stronę. Gdy je chwyciłem, pociągnął mnie do góry, pomagając mi wstać. Szarpnął mną za mocno, przez co zamiast stanąć na ziemi, wpadłem na niego, momentalnie zostając uwięziony w jego uścisku.
Staliśmy tak chwilę, gdy tulił mnie do siebie, nim w końcu łaskawie mnie uwolnił.
- To co? Może skoczymy na obiad? A potem, pod wieczór, zrobimy sobie piknik, co ty na to?
Kiwnąłem tylko głową. Zamierzałem zrobić dzisiaj cokolwiek, o czym sobie zamarzy, czego jednak nie chciałem mówić na głos. Już i tak byłem dość zażenowany.
Tochi ścisnął moją dłoń i pociągnął za sobą.. Spakował nasze owoce i ruszył ze mną dalej, słabo wydeptaną ścieżką. Podążałem grzecznie za nim, starając się rozeznać się w okolicy i stwierdzić, gdzie dokładnie idziemy.
- Nie idziemy na tą polanę, prawda? - Zapytałem dla pewności. Nie, żebym miał coś przeciwko temu, żebyśmy to robili, ale... nie chciałem ponownie znosić tego dziwnego uczucia, które tam czułem. A świadomość, że i tak mu się oddam, tylko mnie irytowała. Zwłaszcza, że mieliśmy to robić w dzień...
- Nie idziemy - Odetchnąłem z ulgą. - Może potem - Gdy podniosłem na niego spojrzenie, uśmiechnął się promiennie, mrugając do mnie. Ten jeden, delikatny, niewinny gest sprawił, że ponownie zalałem się rumieńcem.
- Gh... a jeżeli powiem, że nie zamierzam?
Wpadłem na Tochiego, który zatrzymał się nagle. Cofnąłem się o krok, podnosząc na niego spojrzenie. Serce momentalnie zaczęło mnie boleć, gdy zobaczyłem jego smętne spojrzenie, które wbijał we mnie.
- Ale jest mój idealny dzień - Otworzył szerzej oczy, patrząc na mnie wzrokiem zbitego psa. Przełknąłem nerwowo ślinę, momentalnie mięknąc. Jak śmiał się na mnie tak patrzeć? To... to było całkowicie nie fair...
- No dobra... niech ci będzie. Rób co tam chcesz.
Po jego twarzy przemknął szeroki uśmiech. Głupek... tak mną manipulować...
Bez słowa ruszyliśmy dalej. Miałem niejasne, niepewne wrażenie, że wracamy do domku, ale moja orientacja w lesie nie była najlepsza, więc równie dobrze mogliśmy iść w zupełnie innym kierunku.
Wyszliśmy w końcu na dobrze mi znaną polanę z drewnianym, skromnym domkiem.
- Więc jakie tortury wymyśliłeś na teraz? - Chciałem już zawczasu się przygotować na to, co mnie czekało.
- Jeżeli zbieranie jagód uważasz za torturę to poczekaj tylko na to, co planuję zrobić teraz.
- Dlaczego się boję?
- Widzisz zajączku, kiedy starałeś się o moje wybaczenie zrobiłeś jedną, niesamowicie uroczą rzecz.
Opuściłem głowę, czując jak zalewam się cały rumieńcem. Żeby zdobyć jego wybaczenie zrobiłem aż za dużo żenujących rzeczy, żebym miał ochotę je rozpamiętywać.
- Gh... znów każesz mi zakładać te królicze uszy?
- Ja ci ich nigdy nie kazałem zakładać - Uśmiechnął się złośliwie. - To też zostawię sobie na deser. Ale jesteś blisko.
- Blisko... czekaj... nie każesz mi gotować, prawda?
- Trafiłeś w punkt - Błysnął uśmiechem, wciągając mnie do mieszkania.
Skrzywiłem się z niechęcią. To, że byłem szczęśliwy, gotując dla Tochiego, wcale nie oznaczało, że miałem zamiar robić to na co dzień. Zwłaszcza, jak się poharatałem po tym pierwszym razie.
- Wybacz zajączku, ale... kompletnie nie umiesz gotować - Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem i całując w policzek. - Wolę się upewnić, że następnym razem, jak coś przeskrobiesz, nie otrujesz mnie.
Przewróciłem oczami, krzyżując ręce na piersi. Dopiero po chwili, odwróciłem się w jego stronę.
- Chwila... nie smakowało ci to, co zrobiłem?
- Lepiej zabierzmy się do roboty - Uśmiechnął się, zwinnie unikając mojego pytania. Czyli jednak nie smakowało mu moje jedzenie... cóż, chociaż o tyle dobrze, że znaczyło to, że i wtedy musiał mnie kochać. ...co nie znaczy, że nie mógł mnie o tym poinformować.
Jak gdyby nigdy nic zabrał się za szykowanie kuchni do tortur, jakie mnie czekały. Raz na jakiś czas zerkał na mnie przez ramie, a gdy widział, jak jestem niezadowolony po tym, co powiedział, uśmiechał się promiennie i wracał do roboty.
- Nie martw się, to będzie proste danie. Nauczył mnie go dawno temu dziadek. Tak na przyszłość. Podasz mi jedno z pudełek z jagodami? Jest w moim plecaku.
- Na tyle proste, żebym nawet ja dał radę to zrobić? - Zapytałem chłodno, ale sięgnąłem po pudełko do jego plecaka. Tochi uśmiechnął się z mieszaniną rozbawienia i rozczulenia. Biorąc ode mnie pudełko, trzymał moje dłonie nieco dłużej, niż było to potrzebne.
- Powściekasz się na mnie jutro, dobrze? - Uśmiechnął się prosząco. Nadąłem niezadowolony policzki.
- Gh... zgoda. W drodze wyjątku...
Tochi chwycił mnie nagle za policzki, podnosząc moją twarz w górę. Ścisnął je nieco mocniej, niż powinien, przez co sprawił mi delikatny ból. Gdy jednak próbowałem mu o tym powiedzieć, usta nienaturalnie wygięły mi się w dziubek. Tochi wykorzystał to, całując mnie krótko.
- A teraz bądź tak kochany i podaj mi mąkę. Jest w tej szafce na dole - Uwolnił mnie w końcu z uścisku, sam sięgając po miskę. Cały czerwony tylko prychnąłem, wykonując jego zadanie.
Otworzyłem wskazaną szafkę. Wypełniona była białymi torebkami z różnymi proszkami. Wziąłem pierwszą z brzegu, podając ją Tochiemu. Nie chciałem wyjść na całkowitego ignoranta, więc nie zapytałem, która z tych paczek to mąka. Gdy Tochi spojrzał na paczkę, uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Cukier też się przyda, ale potrzebna nam jeszcze mąka - Przewróciłem oczami, ponownie sięgając po pierwszą paczkę z brzegu.
- Doskonale - Poczochrał mnie delikatnie po włosach, nim odebrał ode mnie paczkę. - A teraz uważaj, bo możliwe, że kiedyś będziesz musiał sam to robić?
- Tia... nie sądzę. Nie interesuje mnie to zbytnio.
- Teraz nie, ale może kiedyś ci się to przyda. A teraz chodź.
Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie, ustawiając tyłem do siebie, a przodem do szafek. Poczułem się co najmniej dziwnie, stojąc z nim w takiej pozycji.
- Czy przejmiesz się, jeżeli powiem, że jest to dla mnie kompromitujące?
- Ani trochę - Ustawił przed nami miskę, wsypał do niej mąkę, a potem nalał pół szklanki wody.
Gdy już chciałem zapytać, dlaczego mam stać w tej żałosnej pozycji, chwycił moje dłonie i zaczął wspólnie ze mną ugniatać ciasto.
- Potrzebujesz do tego mojej pomocy?
- Nie, ale to naprawdę przyjemne - Szepnął mi do ucha, sterując moimi dłońmi, gdy ugniatał mąkę, która w połączeniu z wodą dość obleśnie przelewała się między naszymi  palcami. Skrzywiłem się, patrząc na masę, która z chwili na chwilę nabierała coraz bardziej stałą formę. Tochi oparł brodę na moim ramieniu, dysząc mi lekko w szyję. Ciasto było coraz bardziej gładkie, aż w końcu niemal całkowicie przestało się kleić do naszych rąk.
- Trudne? - Zagadnął z uśmiechem Tochi, uwalniając w końcu moje dłonie.
- Obrzydliwe. Nie brzydzi cię to, że jakaś maź klei ci się do ciała? - Obróciłem się przez ramię, akurat w momencie, w którym twarz Tochiego rozświetlił perwersyjny uśmieszek. Prychnąłem, odwracając się ponownie w stronę zrobionej masy.
Tochi przytulił mnie do siebie i zabrał się za kontynuowanie obiadu. To była istna męczarnia. Nawet jeżeli zrobienie masy z jagód i cukru nie było takie złe, za to kiedy musieliśmy wycinać kółka z ciasta i wpakowywać do środka ten dziwny farsz, myślałem, że umrę z nudów. Za to Tochi wyglądał na zadowolonego, więc usiłowałem dzielnie to znosić.
W końcu Tochi musiał to dostrzec, bo niespodziewanie na mojej twarzy wylądowało coś sypkiego i nieprzyjemnego. Dopiero gdy wytarłem oczy, zobaczyłem, że całą twarz mam zalepioną mąką.
- A to co to było?
- Trochę rozrywki. Nie wyglądasz na zbyt zadowolonego.
Prychnąłem, sięgając po ścierkę i wycierając nią sobie twarz. W tym czasie Tochi skończył lepienie pierogów, bo tak się nazywało to dziwne danie i wrzucił  je do garnka z wodą.
- ...ważne, że ty się dobrze bawisz... - Powiedziałem cicho, unikając jego spojrzenia. W końcu to miał być jego dzień. Tym usilniej starałem się unikać jego spojrzenia, bo pewnie byłbym jeszcze bardziej zażenowany.
- Oh... ale ty jesteś kochany - Ścisnął mnie za szyję, przylegając całym swoim przodem do moich pleców. - Dlatego cię uwielbiam.
- Głupek... - Prychnąłem zażenowany. Dopiero po dłuższej chwili odważyłem się odezwać ponownie. - powiedz to jeszcze raz... - Szepnąłem, wbijając wzrok w pobrudzony mąką blat. Przez chwilę panowała cisza. Nie wiem, czy Tochi się nie odzywał przez rozczulenie, czy zaskoczenie.
- Kocham cię... - Szepnął prosto do mojego ucha. - I dlatego uwielbiam, gdy się tak zachowujesz... - Opuściłem jeszcze niżej głowę. - Wyglądasz wtedy cholernie podniecająco.
Zacisnąłem dłonie na blacie, ściskając garść mąki. Bez specjalnego zastanowienia, rzuciłem ją przez ramię. Tochi odsunął się gwałtownie, gdy oberwał mąką prosto w twarz. Gdy przetarł oczy, podniósł na mnie rozbawione spojrzenie.
- Czyżby zemsta?
- Po części - Uśmiechnąłem się z wyższością. Tochi zrobił kilka kroków w moją stronę. Popchnął mnie swoim ciałem na blat, do którego mnie przycisnął. Jego kant dość boleśnie wbił się w moje plecy. Nim się zorientowałem, wylądowała na mnie kolejna garść mąki.
Dłonie oparł na obu moich bokach, wpatrując mi się z rozczuleniem. Mimowolnie uśmiechnąłem się również. Nie mogłem nic poradzić na to, że tak okropnie go kochałem...

niedziela, 3 kwietnia 2016

Zajączek CXXIV - Idealny dzień, ranek

Wiem, że tego się spodziewaliście, ale... tak, prima aprilis xD
Wiedziałam, że się na to nie nabierzecie, ale co tradycja to tradycja ^ ^. Może za rok wymyślę coś bardziej oryginalnego(np. napiszę, że nie porzucam bloga i będziecie się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest żart)
Nie wstawiłam noty wczoraj, bo od samego rana byłam zabiegana i nawet nie mogłam wejść na laptopa, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ^ ^
Swoją drogą, nie wiem czy zauważyliście, ale jakoś gdy ogłaszam opuszczenie bloga to jesteście najbardziej aktywni xD A ja uwielbiam czytać wasze komentarze, więc wtedy mogę sobie odrobić cały rok xD
Wiem, jestem okropnym człowiekiem, ale przynajmniej mam wspaniałych fanów, dla których aż chce się pisać, nawet jak nie chcę się pisać :3 Uwielbiam was za to, że jesteście i wspieracie mnie, bez względu na to, jak bardzo nawalam. Dzięki za to w imieniu moim i wszystkich postaci, które prowadzę.
********************


- Ała, uważaj - Wytarłem szybko oczy, do których dostał się biały płyn.
- Ups, przepraszam - Tochi uśmiechnął się niewinnie, pomagając mi zetrzeć pianę z oczu.
- Ja rozumiem wspólną kąpiel, ale po co masz mi jeszcze myć włosy? - Opuściłem głowę, pozwalając mu na dalsze wcieranie płynu w moje włosy.
- Bo uważam, że to urocze. A teraz się odwróć - Westchnąłem, niechętnie odwracając się w wannie. Nienawidziłem tego robić. Czułem się tak... dziwnie, gdy razem się myliśmy, a jedyne co nas kryło to woda. Z drugiej strony... było to już lepsze niż prysznic, którym wcześniej uraczył mnie Tochi, bym był czysty podczas naszej wspólnej kąpieli.
Zacisnąłem powieki, gdy piana prawie ponownie zalała moje oczy. Jeszcze przez jakiś czas musiałem to znosić, nim w końcu Tochi prysznicem spłukał mi włosy.
- Powiedz mi zajączku - Objął moją szyję, uśmiechając się delikatnie. - Co miałeś na myśli, mówiąc o idealnym dniu?
- ...miałem na myśli, że zrobię wszystko, co będziesz chciał... - Mruknąłem cicho. Cieszyłem się, że wszystko wróciło do normy, ale jeszcze nie udało mi się wszystkiego mu wynagrodzić. Tylko dlatego zaproponowałem mu ten cały ,,idealny dzień". Żebym już nigdy nie musiał czuć się winny za ten tydzień.
- Wszystko?
- Przecież już powiedziałem, że tak! - Oblałem się rumieńcem, opuszczając czerwoną twarz w dół. Niespodziewanie poczułem dłoń na ramieniu. Gdy odważyłem się odwrócić, Tochi złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Cieszę się - Uśmiechnął się, obejmując mnie ramionami i przyciągając do siebie. - Kto wie, może po tym dniu będę mógł ci nawet wybaczyć?
- Nienawidzę cię, wiesz? - Powiedziałem chłodno, pokładając się na jego piersi.
- Też cię kocham - Pocałował mnie delikatnie w szyję, nim do siebie przytulił. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, otoczeni gorącą wodą i ciepłem swoich ciał.
- Dobra, to jest coś, co chciałbyś dzisiaj zrobić? - Zapytałem w końcu, byleby nie trwać dłużej w tej nieznośnej ciszy.
- Tak. Jedną z tych rzeczy jest kąpiel z tobą.
- Czyli co? Planujesz mnie tu trzymać przez resztę dnia?
- Chciałbym, ale nie dzisiaj. Znajdzie się inny dzień, podczas którego cię tu przetrzymam. Chodźmy - Odwróciłem głowę, by nie gapić się na niego, gdy całkowicie nagi wychodził z wanny. Gdy upewniłem się, że już jest ubrany, otworzyłem oczy. Tochi wyglądał... dziwnie, stojąc przede mną w samym ręczniku. Zalałem się rumieńcem, widząc jego nagą klatę i ręcznik, którym obwinął swoje biodra. Odwróciłem ponownie wzrok,
- Nie nakręcaj się jeszcze, zajączku - Zaśmiał się,widząc moją reakcję. Prychnąłem, jeszcze bardziej zawstydzony.
- Głupek! Wcale się nie nakręcam! - Wbiłem wzrok w ścianę, byleby tylko nie musieć na niego patrzeć.
- No już, już. Chodź do mnie - Nachylił się delikatnie nad wanną, z uśmiechem czekając, aż w końcu na niego spojrzę. Tuż nad wodą trzymał ręcznik dla mnie. Siedziałem chwilę bez słowa, nawet na niego nie patrząc.
- Nie gniewaj się już. Nie w mój idealny dzień - Spojrzał na mnie prosząco, ale doskonale wiedziałem, że chodzi tylko o to, bym poczuł się winny. Cóż, podziałało. Niechętnie, ale wstałem z wanny, pozwalając Tochiemu obwinąć się ręcznikiem.
- Wiesz, że sam umiem się sobą zająć, prawda?
- Wiem, ale uwielbiam się tobą opiekować. Dam ci dziesięć minut na ubranie się, zjemy razem śniadanie i pójdziemy do lasu, zgoda?
- Skoro chcesz...
- Kocham cię - Pocałował mnie w policzek i opuścił łazienkę, zostawiając mnie samego. Skorzystałem z chwili samotności i przebrałem się szybko w ubrania, które wziąłem od siebie z domu i wyszedłem do salonu. Tochi nieco zaskoczony wyciągał z torby kupione przeze mnie śniadanie.
- Nie wiedziałem co lubisz, więc... - Zacząłem niepewnie, dosiadając się do stołu.
- Na pewno? Bo uwielbiam tosty cynamonowe i ciastko karmelowe. Zgadłeś idealnie - Uśmiechnął się do mnie szeroko. Czyli jednak... musiałem przy okazji podziękować temu kelnerowi.
- To dobrze. Nie wiedziałem, czy ci zasmakuje coś tak... prostego.
- Chodź, przekonasz się - Ustawił jedzenie na dwóch talerzach i usiadł na przeciwko mnie. Wziął tost cynamonowy z mojego talerza i przysunął go do moich ust.
- Nie jestem pewny...
- No dalej, powiedz ładnie ,,aaa" - Uśmiechnął się czule. Walczyłem chwilę z sobą, nim w końcu otworzyłem usta. Tochi wsunął do nich tosta, uważnie obserwując moją reakcje. Musiałem przyznać, że był całkiem smaczny. Trochę mdły, ale słodki i dość jadalny. Przełknąłem go i po dłuższej chwili kiwnąłem głową.
- Jadałem gorsze rzeczy.
- Nawet nie masz pojęcia, jak mi tego brakowało - Uśmiechnął się. Miałem dziwne wrażenie, że nie chodziło mu o jedzenie. Oddał mi tosta i sam zabrał się do jedzenia.
Po śniadaniu spakował nasz deser do hermetycznego pojemnika i zabrał się za pakowanie nas do wycieczki.
- Masz jakieś konkretne miejsce, do którego chcesz mnie zabrać?
- Zobaczysz. Swoją drogą, jest jakieś miejsce, do którego zawsze chciałeś pojechać? NIe mówię, że dzisiaj, ale tak ogólnie.
- Nie, a co?
- A jakie jest twoje ulubione miejsce? Albo widok? - Dopytywał dalej, nie dając mi możliwości dowiedzenia się, o co mu w ogóle chodzi. Zastanowiłem się chwilę. Byłem chyba we wszystkich miejscach, które chciałbym odwiedzić, ale żadne nie zapadło mi w pamięć. Może oprócz...
- Wiesz co? Kiedyś, jak byłem młodszy, jeszcze przed narodzinami Raito i Enmy, rodzice zabrali nas do takiego cudnego domku na klifie, nad oceanem. Nie pamiętam, gdzie to było, byłem jeszcze za mały, ale widok był obłędny. Każdego wieczora podziwialiśmy zachód słońca nad wodą. Znaczy... rodzice już po dwóch dniach musieli wyjechać... wtedy było mi bardzo przykro, ale Hana i Kashikoi obiecali, że zrobią wszystko, by to był najlepszy wyjazd. Rzeczywiście, było świetnie. Jedliśmy na tarasie, podziwiając ocean, chodziliśmy na plażę i pływaliśmy łódką... - Rozmarzyłem się, przypominając sobie te wydarzenia. Dopiero po dłuższej chwili się otrząsnąłem z marzeń. - swoją drogą, po co ci to?
- Niespodzianka - Uśmiechnął się delikatnie. Zastanawiałem się, co tym razem takiego wymyślił. - A teraz zbieraj się, idziemy na wycieczkę - Zarzucił plecak na ramię, ruszając w stronę drzwi.
- A zdradzisz mi, co takiego wymyśliłeś, by mnie dzisiaj dręczyć?
- Będziemy robić rzeczy, które zawsze chciałem z tobą zrobić.
- Czemu mam dziwne wrażenie, że mi się to nie spodoba?
- Bo ci się pewnie nie spodoba - Odpowiedział z tak typowym dla niego uśmiechem, wyciągając rękę w moją stronę. Ścisnąłem jego dłoń, pozwalając zaciągnąć się na dwór.
- Czyli nie zdradzisz mi, co takiego planujesz?
- Nie - mrugnął do mnie z szerokim uśmiechem, nim wyciągnął mnie z domku i pociągnął w stronę lasu. - Ale będzie fajnie.
- Planujesz wycisnąć z tego ile tylko się da, co?
- Nie na co dzień zgadzasz się na wszystko, co tylko proponuję - Ścisnął moją dłoń w niewinnym geście satysfakcji. Nie mogłem się nie uśmiechnąć rozczulony. Jakoś świadomość, że po tym wszystkim, mógł być dzięki mnie szczęśliwy, sprawiała, że czułem się... naprawdę...
Odwzajemniłem uścisk, pozwalając mu ciągnąć się do lasu. Było to na swój sposób przyjemne, gdy szliśmy tak razem, wśród szelestu drzew i cichych dźwięków lasu. Przyspieszyłem nieco kroku, by zrównać się z Tochim i podróżować tuż przy nim. Gdy nie musiał już mnie ciągnąć, ścisnął nieco mocniej moją dłoń, z jeszcze większą czułością, niż wcześniej. Podniosłem na niego pytające spojrzenie, ale on z pełną premedytacją go unikał, wpatrując się tylko z uśmiechem przed siebie.
Szliśmy w ciszy przez dłuższy czas, trzymając się za ręcę. Nic nie mówiliśmy, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Mógłbym w ten sposób spacerować nawet do końca życia.
Tochi w końcu się zatrzymał. Co mnie zaskoczyło, nie byliśmy ani na żadnej polanie, ani... właściwie nigdzie. Stanęliśmy na środku lasu i tylko wydeptane ślady stóp dla trawie świadczyły o tym, że ktokolwiek tu przychodzi.
- Więęęc... - Zacząłem niepewnie, zerkając na Tochiego. Ten rozglądał się chwilę, jakby się upewniał, że jesteśmy we właściwym miejscu i ku mojemu zaskoczeniu, wszystko wskazywało na to, że jednak jesteśmy, bo uśmiechnął się do mnie promiennie.
- To tutaj - Oświadczył, jednak nie wydawał się chcieć mnie uświadomić, co dokładnie znajduje się ,,tutaj". Położył plecak na ziemi i zaczął z nim grzebać. Po chwili wyciągnął z niego dwa hermetyczne pojemniki, całkowicie puste.
- Dalej nie rozumiem...
- Pozwól, że ci wyjaśnię - Wcisnął mi jeden pojemnik w ręce, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie. - Kojarzysz może te owoce, które ci daję, jak czasami gdzieś wychodzimy?
- Chwila... chyba nie chcesz, żebym pomógł ci je zbierać? - Z całego serca miałem nadzieję, że nie tego ode mnie oczekuje.
- Właśnie to bym chciał - Uśmiechnął się promiennie.
- Ale... nie znam się na zbieraniu owoców... nigdy w życiu tego nie robiłem.
- Więc się nauczysz. Pewnego dnia powinieneś.
Opuściłem spojrzenie, wpatrując się w pudełko, jakby to ono odpowiadało za to, że musiałem pracować. Nie chciałem tego zbierać. Zniżyłem się bardzo, by się dostosować do poziomu życia Tochiego, ale... bawienie się w ogrodnika?
- Nie rób już miny, jakbym kazał ci wypielić cały ogródek - Tochi uśmiechnął się czule, widząc moją reakcję.
- Dlaczego chcesz to robić?
- Zawsze chciałem to zrobić. Nauczyć osobę którą kocham to, co sam wiem, zbierać wspólnie owoce, a potem zjeść je razem w lesie - Kiedy to mówił, wpatrywał się w trzymane pudełko. Na jego twarzy zagościł uśmiech tak rozczulający, że przez dłuższą chwilę nie mogłem oderwać od niego wzroku.
- Gh... no doobra... - Powiedziałem w końcu z niechęcią. Naprawdę, nie nadawałem się do bawienia się w ogrodnika, ale... obiecałem Tochiemu, że zrobię wszystko, co zechce. Odwróciłem wzrok, żeby nie zobaczyć jego triumfującego uśmiechu. Niespodziewanie poczułem oplatające mnie ramiona,  przyciskające do Tochiego.
- Cieszę się - Wyszeptał do mojego ucha, przez chwilę trzymając mnie w swoim uścisku. Przewróciłem oczami, czekając w spokoju, aż mnie uwolni. Oparłem głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie serca. Trwaliśmy tak chwilę, aż w końcu uwolnił mnie, składając jeszcze na moim czole krótki pocałunek.
- Nie martw się, to całkiem przyjemne. Najpierw musisz klęknąć.
Uśmiechnął się szeroko. Mógłbym przysiąc, że nabija się z rumieńca, którym właśnie się oblałem. Był jednak na tyle miły, że nie zdecydował się tego skomentować. Ścisnął moją dłoń i ukląkł na ziemi, ciągnąc mnie za sobą.
- Domyślam się odpowiedzi, ale zbierałeś kiedykolwiek jakiekolwiek owoce? - Nie musiałem odpowiadać. Gdy Tochi zobaczył moją minę, pokiwał głową, rozbawiony. - Zobaczysz, to naprawdę przyjemne - Odgarnął rośliny, ukazując ukryte pod nim jagody. Tochi wziął jedną i przysunął do moich ust. Podniosłem na niego wzrok, nim z pewnym wahaniem rozchyliłem usta, do których wsunął owoc. - Bierzesz jedną z tych niebieskich kulek i wrzucasz do pudełka.
- Nie traktuj mnie protekcjonalnie...
- Nie tratuję. Uczę cię zbierać jagody. Potem nauczę cię rozróżniać te jadalne, zabierzemy się za poziomki, a potem może jeszcze jeżyny. Powiedz ,,aaa". - Nadąłem niezadowolony policzki, ale pozwoliłem Tochiemu wsunąć sobie kolejną jagodę do ust. Gestem głowy wskazał na krzak. Przewróciłem oczami, sięgając po okrągły, fioletowy owoc. Ścisnąłem go dwoma palcami, ale nim zerwałem go z krzaka, ten pękł, rozlewając sok po moich palcach.
Koło siebie usłyszałem rozbawione prychnięcie, które Tochi usilnie próbował ukryć.
- Nie śmiej się ze mnie! - Wybuchłem, widząc, jak Tochi niemal się krztusi ze śmiechu.
- Nie... przepraszam, po prostu... - Odchrząknął w pięść, żeby się uspokoić. - Nie sądziłem, że jesteś aż tak nieporadny... nie sądziłem, że można mieć problemy z zerwaniem jagód.
- Jak masz zamiar się nabijać, to...
- Przepraszam, już nie będę. Nie używaj tak dużo siły, a będzie w porządku.
Ponownie kiwnął głową w stronę jagód. Sięgnąłem po kolejną, tym razem uważając, by przypadkiem jej nie zgnieść. Byłem zaskoczony tym, jak banalne się okazało nie zgniecenie jej przy zrywaniu z krzaka. Do tego stopnia, że poczułem się zażenowany, że nie dałem rady od razu. Wbiłem wzrok w owoc, lekko się rumieniąc ze swojej nieporadności.
- Świetnie - Niespodziewanie Tochi objął mnie ramieniem i złożył na moim policzku krótki pocałunek. Kiedy na niego spojrzałem, otworzył usta, czekając, aż go nakarmię. W każdej innej sytuacji bym odmówił, ale... skoro miałem dać mu jego idealny dzień...
- Pyszna - Uśmiechnął się promiennie, gdy wsunąłem jagodę do jego ust.
- Dziwny jesteś - Stwierdziłem, gdy zauważyłem, jak szeroko się uśmiecha. W odpowiedzi sam zerwał jagodę i przyłożył ją do moich ust.
- Mmmm... właściwie... - Zacząłem, gdy przełknąłem owoc. - Czy nie powinieneś ich najpierw umyć?
- Powinienem - Powiedział całkowicie spokojnie, całując mnie krótko w usta. - Dlatego nim zjemy ich więcej, będziemy musieli je umyć.
Nadąłem niezadowolony policzki, gdy Tochi wrócił do zbierania owoców. Całkowicie ignorował mój wyraz twarzy, więc chcąc, nie chcąc zabrałem się za zbieranie. Było to nudne i monotonne, ale na swój sposób przyjemne. Co chwila łapałem rozczulone spojrzenia Tochiego, skierowane w moją stronę. Nawet pomimo tego, że nie chciałem tego robić, czułem dziwną radość, że on się cieszy. A skoro tak... ja też byłem nieludzko szczęśliwy.
- Hej Tochi... - Rzuciłem, wbijając wzrok w po części wypełnione pudełko z jagodami.
- Hmm..? - Nie odważyłem się podnieść na niego spojrzenia, rumieniąc się coraz bardziej i bardziej.
- ...nie jesteś już zły, co?
- Już prawie nie. A co?
- ...wiesz, że cię kocham, prawda? - Zapytałem szeptem. Natychmiast zacisnąłem powieki, żeby na pewno na niego nie spojrzeć.
Ramiona Tochiego objęły moją szyję. Słyszałem, jak moje serce wali nieznośnie, ale miałem cichą nadzieję, że Tochi jednak tego nie usłyszy.
- Wiem... - Usłyszałem przy moim uchu, czując na nim ciepły oddech. - Dlatego cieszę się, że to w tobie się zakochałem.
Ścisnąłem obie dłonie na jego ramionach, rumieniąc się jeszcze bardziej. Pierwszy raz od dawna, czułem się tak przeraźliwie szczęśliwy.