Siedzieliśmy sobie w lesie przez kilka godzin. Panująca tam
cisza była wręcz kojąca. Nie chciałem wracać do domu Tochiego. Nie zniósłbym
spotkania z jego bratem. Nie po tym, jak przez przypadek się z nim pocałowałem…
- Nie chcesz jeszcze wracać?
Zapytał Tochi, podsuwając mi pod nos garść świeżo zebranych
jagód.
- Nie...
- Chodzi o Rei'a, prawda?
Nie odpowiedziałem.
- Spokojnie. Nie powinien ci tego wypominać.
- Jesteś pewny, że nie wspomni o tym, co się stało?
- Ta... nie... wybacz zajączku, ale na pewno o tym wspomni.
Załamałem się. Najchętniej zapadłbym się pod ziemię.
- No już. Nie denerwuj się. Będę tam z tobą.
- O ile mu nic nie zrobisz. Wyglądałeś na nieźle wkurzonego.
- Dobra, przyznaję, Rei potrafi mnie wyprowadzić z
równowagi, jako jeden z nielicznych. Poniekąd dlatego wybrałem życie w
samotności.
- No właśnie. Nic o tobie nie wiem. Nigdy mi nic o sobie nie
mówisz.
- Bo nigdy nie pytasz. Gdybyś chciał wiedzieć, powiedziałbym
ci prawdę.
- Ty też nigdy nie pytasz, a znasz całą moją rodzinę. To
naprawdę nie jest fair.
- Nie gniewaj się. Wiem, że powinienem był ci powiedzieć,
ale obiecuję, że to naprawię. Powiem ci wszystko, co tylko będziesz chciał
wiedzieć. Tylko nie teraz. Zaraz
nadejdzie noc, a chyba nie chcesz znowu łazić po zachodzie słońca, prawda?
Wstał z ziemi, wycierając ubrudzone jagodami ręce o bluzkę.
Potem wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Idziemy?
Mruknąłem coś tylko, wstając z ziemi.
- Długo tutaj pobędzie?
- Cóóż... - Tochi wyglądał na skołowanego. To był ewidentnie
zły znak - Obiecałem mu, że jeżeli przyjedzie, to będzie mógł mnie odwiedzać
kiedy zechce.
- Błagam, powiedz, że żartujesz.
Uśmiechnął się niewinnie. Czyli jednak nie żartował.
Weszliśmy na polanę, gdzie stał domek Tochiego.
- Jak długo zostajesz, zajączku?
- Z samego rana wyjeżdżam. I tym razem pomówię z rodzicami.
Nie pozwolę, żeby...
Zamilkłem. Na policzki ponownie wstąpił mi rumieniec.
- Żeby nas rozdzielili? To chciałeś powiedzieć?
Nie odpowiedziałem. Tochi zaśmiał się krótko, otwierając
drzwi do mieszkania. Na łóżku leżał rozwalony Rei, czytając jakąś książkę.
Nawet teraz, kiedy wiedziałem kim jest, trudno mi było rozpoznać, który z nich
jest Tochim. Byli identyczni. Te same rysy twarzy, fryzury, oczy, włosy... byli
identyczni.
- Witaj Tochi... i zajączku. Wygląda na to, że wszystko
sobie wyjaśniliście. To uroczo. Jak zgaduję, nie mam już u ciebie szans, co?
- ...Wolałbym, żebyś mnie tak nie nazywał.
- Wybacz, ale Tochi nie zdradził mi twojego imienia, a sam
się nie przestawiłeś.
- Jestem Usagi...
Rei uśmiechnął się. Chyba tylko mimiką różnił się od
Tochiego. On był bardziej... sam nie wiem... dumny? Od razu było widać, że jest
typem, który zarywa do każdej dziewczyny, a może nawet faceta... no... może
prawie od razu.
- Rei, byłbym wdzięczny, gdybyś sobie dzisiaj poszedł.
- Aleś ty oziębły, Tochi. Rozumiem, że chcesz spędzić czas
ze swoim chłopakiem... mimo wszystko... ale mógłbyś też spędzić trochę czasu z
bratem.
- Wiesz, że to się zawsze źle kończy. Od zawsze źle się
kończyło.
- Oj przesadzasz... a przecież, gdybym sobie
,,pożyczył" twojego chłopaka to nic by się nie stało.
Tochi zacisnął pięści. Chyba jeszcze nigdy nie wyglądał na
tak złego.
- Chwila, że co?! Myślisz, że jestem jakimś przedmiotem,
którego można sobie wypożyczać?! Co ty sobie myślisz? - Wybuchłem, zanim zrobił
to Tochi. Może i wyglądałem na pierwszy rzut oka na zażenowanego chłopaka,
który nie jest w stanie stanąć w swojej obronie, ale do cholery byłem z rodziny
Takeda i jakiś kmiot nie miał prawa się tak do mnie odzywać.
- Nie wściekaj się Usagi. Kiedyś często wymienialiśmy się
dziewczynami.
- Co takiego?
- Nie przeinaczaj rzeczywistości, Rei. To, że odebrałeś mi
kiedyś dziewczynę jeszcze nie dowodzi tego, że wymienialiśmy się partnerami.
- Długo jeszcze będziesz mi to wypominać?
- Gwoli ścisłości, ty o tym wspomniałeś.
- Hej, Usagi, wiedziałeś, że nie jesteś jego pierwszą
miłością? Założę się, że nie mówił ci o swojej pierwszej dziewczynie. To była
piękna miłość.
- Zamknij się, Rei.
- Ups... czyżby twój kochanek nic nie wiedział o twoim
życiu? A to nowość...
- Byłbym wdzięczny, gdybyś się wyniósł.
- Dobrze, dobrze. Nie denerwuj się już braciszku. Jeszcze tutaj
wpadnę. A ty mały, możesz przemyśleć zmianę partnera. Jeżeli poleciałeś na jego
wygląd, to mam taki sam i całkiem sporo kasy. Umiałbym zapewnić ci znacznie
lepsze życie, niż jakiś tam leśniczy.
Czułem, że prawie się gotuje z gniewu. Tochi najwidoczniej
nie powiedział mu zbyt wiele o mnie.
- Jeżeli sobie myślisz, że mógłbym zwrócić uwagę na jakiegoś
kmiota, tylko dlatego, że ma pieniądze, to się mylisz! I to bardzo!
- Kmiota? - Rei był widocznie poirytowany. Ręce zaczęły mu
drżeć a w oku pojawił się tik nerwowy. - Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy,
gnojku, przed kim stoisz.
- Mógłbym powiedzieć dokładnie to samo. Gdybyś wiedział,
wahałbyś się, czy możesz się do mnie odezwać.
- Oczywiście, że tak... zastanawiałbym się, czy rozmowa z
tobą nie uwłacza mojej godności.
- Em... zajączku? Rei? - Tochi nieudolnie próbował przerwać
naszą kłótnie.
- I kto to mówi. Co, twoja rodzina ma mały sklepik z...
roślinkami znany w twojej rodzinnej wsi i myślisz, że możesz mi rozkazywać?!
Żałosne.
- Żałosna to jest twoja postawa. Rządzisz się jakbyś był
samym królem, a nawet nie wiesz do kogo mówisz. Masz pojęcie, o czym to
świadczy? O tym, że mój najdroższy braciszek nie zdradził ci nawet swojego
nazwiska.
Otworzyłem usta, żeby odpowiedzieć, ale zamilkłem. Rei miał
Racje. Nie wiedziałem o Tochim kompletnie nic, poza tym, co robi w wolnym
czasie.
- To nie znaczy, że masz prawo tak się do mnie odzywać!
- Dosyć! Starczy tego! - Tochi wstąpił między naszą dwójkę - Nie powiedziałem zajączkowi mojego nazwiska,
bo to wcale nie było istotne.
- Jaaasne, że tak... przyznaj, że się bałeś, że jak się
dowie prawdy, to cię zostawi.
- Bynajmniej... tak się składa, że na nazwisko ma Takeda.
Tak, Usami Takeda.
Skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc na skołowanego Reia z
wyższością.
- Czekaj... chcesz mi powiedzieć... że... że twój
zajączek... że chłopak, którego uwiodłeś, należy do rodu Takeda?
- Tak, należy. Więc daj mu już spokój.
- Sypiasz, z chłopakiem, którego rodzice mają najlepiej
prosperującą firmę w kraju? Nie dziwię się, że jego rodzice tego nie
tolerowali. Ale tak, czy tak, mógłby w końcu poznać twoje nazwisko. Skoro, jak
twierdzisz, cię kocha, to chyba nie będzie to dla niego problem.
Przysłuchiwałem się ich rozmowie z coraz to większym
zaciekawieniem.
- I tak mi już nie odpuści. Powiem mu całą prawdę.
- Skoro tak twierdzisz... przenocuję się w miasteczku. Miłej
nocy.
Uśmiechnął się złośliwie, opuszczając mieszkanie.
- A właśnie... twój nowy chłopak całuje znacznie lepiej niż
poprzednia dziewczyna.
Rzucił jeszcze, nim zamknął
drzwi. W ostatniej chwili, bo gdyby zwlekał chociaż chwilę dłużej, Tochi
na pewno zrobiłby mu krzywdę. Przez chwilę stał wściekły, z drżącymi dłońmi.
Potem wyładował swoje zdenerwowanie na bogu ducha winnym stole, płosząc kilka
zwierzaków, które zeskoczyły na podłogę. Usiadłem spokojnie na łóżku,
zakładając nogę na nogę i czekając, aż się uspokoi.
- Przepraszam cię zajączku, ale mój brat naprawdę jest
nieznośny.
- Zauważyłem...
- I co? Pewnie teraz jestem ci winny wyjaśnienia -
Uśmiechnął się delikatnie, siadając koło mnie.
- Na to czekam.
- Ech... no cóż. Moje prawdziwe imię to... Tochi Chiba.
Pewnie kojarzysz to nazwisko.
Zastanowiłem się przez chwilę, dlaczego właściwie to nazwisko było takim sekretem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to nazwisko nie jest mi całkowicie obce.
Zastanowiłem się przez chwilę, dlaczego właściwie to nazwisko było takim sekretem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że to nazwisko nie jest mi całkowicie obce.
- Czekaj... Chiba? Nie masz chyba na myśli jednej z
większych firm prawniczych?
- Nie mamy co się porównywać z twoją rodziną, ale też nam
się nieźle powodzi.
- Czekaj... cały czas mnie okłamywałeś...
- Nie okłamałem cię.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! - Wstałem gwałtownie z
łózka, stając nad Tochim - Ty o mnie wiesz wszystko a ja nawet nie wiedziałem,
że nie jesteś samotnym leśniczym! Nie wiedziałem, że masz rodzinę! W dodatku
taką jak rodzina Chiba! Jak mogłeś to przede mną ukrywać?! Nawet nie wiem, czy
jesteś tą osobą, za która cię uważałem! Kim ty właściwie jesteś?!
Tochi też wstał. Złapał delikatnie moją rękę. Miał łagodne spojrzenie,
mimo, że moja mina jednoznacznie mówiła, że mam wielką ochotę zrobić mu
krzywdę.
- Kim jestem? Jestem kimś, kto cię kocha. Jestem gotowy
oddać dla ciebie wszystko. Włącznie z własnym szczęściem. Czy moje nazwisko
jest aż tak ważne? Kochałem cię i zawsze będę cię kochał. Pokochałeś zwykłego
leśniczego. Dlaczego więc miałbyś nie zaakceptować tego, kim naprawdę jestem.
Zwłaszcza, że właściwie nic to nie zmienia.
- Oszukałeś mnie! Nie powiedziałeś mi, kim jesteś! Jak mam
ci teraz zaufać!
- Wiem, że powinienem ci powiedzieć, ale tak naprawdę nigdy
nie uważałem, że to jest ważne. Z moją rodziną nie miałem kontaktu od lat. Nie
spodziewałem się, że ty będziesz mógł ją kiedyś poznać, więc po co ci było to
wiedzieć? Możesz być teraz na mnie zły, ale przyrzekam, że od teraz będziesz
wiedział mnie, co tylko zechcesz.
Uniósł moją twarz, przysuwając się do niej powoli. Szybko
odepchnąłem go od siebie, ale nie zdążyłem wykonać nawet dwóch kroków, kiedy
złapał za moją koszulę, całując mnie namiętnie. Ponownie go odepchnąłem.
- Wystarczy tego! Co ty sobie myślisz?! Że wystarczy, że
mnie pocałujesz, ja ci się podporządkuję i wszystko będzie dobrze?!
- Zajączku, naprawdę cię przepraszam i naprawdę cię kocham.
Powiedz, co zmienia moje nazwisko? Że moja rodzina ma pieniądze? Ja ich nie
mam. Odciąłem się od nich już dawno temu.
- To tylko gorzej o tobie świadczy. Najpierw okłamałeś mnie,
że masz mnie dosyć…
- Zrobiłem to dla ciebie.
- Nie przerywaj mi. Potem doprowadziłeś do tego, że
całowałem się z twoim bratem a na koniec okazuje się, że przez ten cały czas
mnie okłamywałeś.
- Nigdy nie okłamałem cię odnośnie mojego nazwiska.
- Ale mi o tym nie powiedziałeś!
- Nie pytałeś.
- Przestań odwracać kota ogonem! Jestem wściekły!
- Wiem zajączku. Naprawdę cię przepraszam. Nie miałem pojęcia,
że to ma aż takie znaczenie. Zresztą, sam powiedz, jakie znaczenie ma moje
nazwisko?
Spojrzałem na niego z ukosa. Nie odpowiedziałem.
- Wiem, że jesteś na mnie wściekły. Mogę więc coś zrobić,
żebyś przestał się gniewać.
Milczałem przez chwilę. Tochi miał niesamowicie prosty tok
myślenia. Zrobiłem coś złego, więc przeproszę i wszystko będzie już dobrze.
Jakby to, że mnie okłamał nic nie znaczyło.
- Chcę… chcę żebyś nigdy więcej nie ważył się czegokolwiek
przede mną ukrywać. Dotarło?
- Obiecuję.
Delikatnie objął moją twarz i pocałował. Nogi mimowolnie zaczęły mi drżeć. Chciałem się
od niego odsunąć, ale jego bliskość okradała mnie ze wszystkich sił. Po chwili
puścił mnie, pozwalając mi opaść na łóżko.
- H-hej, czekaj! Co ty sobie myślisz?! Naprawdę uważasz, że
cokolwiek załatwisz w ten sposób?! Dalej jestem wściekły!
- Wiem zajączku.
- I nie myśl, że załatwisz to tak łatwo! Jeżeli kiedykolwiek
jeszcze mnie okłamiesz, albo coś przede mną zataisz, będziesz knuł intrygi albo
spróbujesz mnie zostawić to przyrzekam, że nie zobaczysz mnie więcej.
Chciałem, żeby to zabrzmiało bardziej stanowczo, jednak
czułem, że spojrzenie Tochiego roztapia moje serce, doszczętnie niszcząc całą
złość, która kryła się w moim sercu. Tochi uśmiechnął się delikatnie.
Widziałem, że ledwo powstrzymuje śmiech. Oparł głowę na mojej piersi, splatając
swoje dłonie z moimi. Byłem beznadziejny, że tak łatwo mu się poddałem. A może
to dlatego, że tak dawno go nie widziałem?
- Oczywiście zajączku. I już nigdy nie pozwolę ci odejść.
Kocham cię.