-Wygląda na to że wykonałem swoje zadanie. Trzymaj się zajączku.
Powiedział Tochi gdy znaleźliśmy się pod bramą mojego domu.
Nachylił się potem nade mną i delikatnie musnął moje usta. Krew zaszumiała mi w
głowie i zrobiło mi się słabo. Nie rozumiałem czemu to zrobił, nie miało to dla
mnie znaczenia. Wbrew sobie rozkoszowałem się chwilą, w której nasze usta były
złączone. Nie mógł mnie tak po prostu opuścić po tym jak tak bardzo się do
niego przywiązałem. Poczułem jeszcze jego ciepłą rękę, którą gładził mój
policzek. Potem odsunął się ode mnie i uśmiechając się ruszył w drogę powrotną.
Miał odejść ode mnie i już nigdy mnie nie spotkać.
-Tochi, czekaj!
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby czekał aż powiem
że chciałbym żeby nie odchodził. Jak miałem mu powiedzieć że chcę aby został
przy mnie?
-Emm... ja... bardzo mi pomogłeś... i... może w
podziękowaniu wejdziesz na obiad? Oddałbym ci pieniądze a ty będziesz miał
okazję zjeść coś co ma chociaż odrobinę smaku... możesz to uznać za
podziękowanie.
-Wiesz zajączku, pierwszy raz jakieś zwierzątko odwdzięcza
mi się w taki sposób. Dzięki.
Uśmiechnął się jak zawsze, ale tym razem coś w jego uśmiechu
sprawiło że zrobiło mi się gorąco.
-Jeżeli chcesz możesz zostać na noc. Jutro pójdziesz na
pociąg.
-Skoro nalegasz, zajączku. Chętnie się przekonam z jakich
powodów tak gardzisz moim jedzeniem.
Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Na szczęście brama do
ogrodu była otwarta. Dobiegłem do drzwi wejściowych ciesząc się że w końcu będę
z rodziną.
-Usagi... odnalazłeś się. O Boże, a my tak się baliśmy. Jak
udało ci się uciec porywaczom? Zresztą opowiesz później. Pewnie jesteś głodny,
każę ci coś przygotować. Hej dzieci, Usagi wrócił!
Powiedziała moja mama gdy tylko mnie ujrzała.
-Mamo... to jest Tochi, bardzo mi pomógł więc zaprosiłem go
na noc. Mógłby zostać?
-Ależ oczywiście kochanie. Wchodźcie, zaraz podamy obiad.
Jak tylko wszedłem do środka zbiegła się cała moja rodzina
żeby mnie przywitać. Moja starsza siostra Hana, młodsza siostra Enma, istny diabeł, jej
bliźniak Raito, kochane dziecko, oraz najstarszy z naszego rodzeństwa,
Kashikoi. Ojciec zapewne zajmował się firmą.
-Usagi, nic ci nie jest!
-A ja tak się martwiłem Ni-chan
-Powinieneś bardziej na siebie uważać braciszku. Mogłoby coś
ci się stać.
-A ja się zastanawiałam czy uda im ci się zabić.
Przekrzykiwali się jedno przez drugiego jak tylko mnie
zobaczyli.
-Usagi, a kim jest twój przyjaciel?
Zapytała Hana z uprzejmym uśmiechem patrząc na Tochiego.
-On... pomógł mi kiedy byłem w lesie, w podziękowaniu
zaprosiłem go do nas.
-Jestem Tochi, miło mi was poznać.
-No dobrze, chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu. Zaraz
podadzą obiad, chodźmy do stołu.
Powiedziała mama, i wszyscy ruszyli w stronę jadalni.
-Muszę przyznać zajączku, masz naprawdę niesamowity dom. To nie
to samo co moja chatka. Jednak mało tutaj kontaktu z przyrodą.
Całe szczęście nikt z mojego rodzeństwa nie usłyszał tego
jak Tochi nazwał mnie ,,zajączkiem"
-Nie mów do mnie tak przy mojej rodzinie. Nasza rodzina ma
bardzo wysoką pozycje, jeden z dziedziców wielkiej firmy nie może być nazwany
,,zajączkiem".
-A niby czemu miałoby to komukolwiek przeszkadzać?
-Bo to żenujące! Umrę ze wstydu jeżeli ktoś z rodziny się o
tym dowie! Któreś z rodzeństwa mogłoby powiedzieć znajomemu i by się to
rozeszło po całej okolicy, a nawet kraju! Wiesz jak bardzo może zniszczyć
reputacje mojej rodzinie fakt że jakiś facet nazywa jednego z dziedziców firmy
Takeda ,,zajączkiem".
-No już, już. Będę się powstrzymywać, nie chciałbym żebyś
umarł ze wstydu.
-Panie Tochi, Nee-chan, mama prosiła żebyście się
pośpieszyli i przyszli na obiad.
Przerwał naszą dyskusję Raito. Ruszyliśmy wtedy do stołu.
Został podany homar z masłem i do tego bezalkoholowy szampan.
-Hej, to naprawdę jest pyszne. Nic dziwnego że nie smakowało
ci jedzenie, które ja przyrządzałem.
Zwrócił się do mnie Tochi jak tylko spróbował jedzenie.
-Więc, opowiesz Usagi, jak udało ci się uciec?
Powiedziała mama. Opowiedziałem wtedy dokładnie całą
historię. Pomijając oczywiście ,,zajączka" próby Tochiego rozbierania
mnie, pocałunek przed bramą oraz spanie na jednym łóżku.
-To było naprawdę odważne z twojej strony,
braciszku-powiedziała moja starsza siostra- i dziękuję panu, panie Tochi za
uratowanie go.
-To nic takiego,
goszczenie u mnie zaj... ekhm.. Usagiego to była czysta przyjemność. Poza tym,
nie mogłem postąpić inaczej.
-Mogłeś go zostawić w lesie. I tak rodzice spisali go na
straty.
Powiedziała Enma jakby nigdy nic. Mama odpowiedziała jej
głosem pełnym oburzenia.
-Enma, co ty mówisz! Przecież szaleliśmy z rozpaczy gdy
okazało się że został porwany.
-Ale nie chcieliście zapłacić porywaczom tego miliarda.
Słyszałam jak mówiliście, że o ile policja go nie znajdzie to już go nie zobaczycie.
Myśleliście nawet żeby wykorzystać jego śmierć żeby w sklepach pojawiły się
ubrania żałobne.
-Mamo! To prawda?! Nie mówicie że chcieliście porzucić
naszego brata!
Zaczął krzyczeć Kashikoi. Nie mogłem uwierzyć w to co
słyszę. Byłem pewien że mówią w jakimś obcym języku.
-Enma nie wygaduj głupot. Nawet twoje kłamstwa muszą gdzieś
mieć granice.
Powiedziała moja mama, kiedy ja dalej siedziałem ogłuszony
na krześle.
-Ale to prawda! Nagrałam was, posłuchajcie!
Wyjęła z kieszeni telefon i puściła nagranie w którym moi
rodzice bez najmniejszych emocji rozmawiali o tym jak wykorzystać moją śmierć.
Mówili że nie będą płacić każdemu kto porwie jednego z nas. Chcieli zniszczyć
anonim jaki dostali i twierdzić że nigdy nie dostali od porywaczy żadnych wiadomości.
-Usagi, zrozum nas. To nie tak jak ci się wydaje...
Nie chciałem zrozumieć. Czułem jak do oczu napływają mi łzy,
nie zauważyłem nawet kiedy wybiegłem z domu. Przez krótką chwilę słyszałem
krzyki mojej rodziny ale uznali chyba że lepiej będzie jak pobędę sam. Biegłem
przed siebie tak szybko jak tylko mogłem, wszystko przestało mieć sens.
Myślałem że mam wszystko, rodzinę która mnie kocha, dom, to o czym inni tylko
marzą. A byłem jedynie dodatkiem do pięknego obrazka jaki miała stanowić moja
rodzina. Dobiegłem przed bramę i skręciłem w bok, byle dalej od mojego domu.
Zatrzymałem się dopiero przy ulicy, dysząc ciężko. Samochody jadące z ogromną
prędkością migały mi przed oczami. W ciągu krótkiej chwili straciłem wszystko.
Rodzinę, dom... nic już nie miało dla mnie sensu. Wpatrywałem się przez krótką
chwilę w rozmazane kształty, migające na jezdni. Chcieli skorzystać na mojej
śmierci? Nie widziałem powodu by niszczyć ich plany. Wbiegłem na najbliższy pas
czekając na cios. W mojej głowie istniała tylko jedna myśl. Zakończyć to tu i
teraz. Usłyszałem dźwięk klaksonu, pisk opon i zobaczyłem jasne światła,
zbliżające się z niezwykłą prędkością. Kiedy samochód był milimetry ode mnie
poczułem gwałtownie szarpnięcie.