piątek, 30 sierpnia 2013

Zajączek IV - Rodzinna tragedia.

Po kilku godzinach dotarliśmy w końcu do mojej dzielnicy. Cieszyłem się że w końcu wrócę do domu. Na pewno rodzice się o mnie martwili.
-Wygląda na to że wykonałem swoje zadanie. Trzymaj się zajączku.
Powiedział Tochi gdy znaleźliśmy się pod bramą mojego domu. Nachylił się potem nade mną i delikatnie musnął moje usta. Krew zaszumiała mi w głowie i zrobiło mi się słabo. Nie rozumiałem czemu to zrobił, nie miało to dla mnie znaczenia. Wbrew sobie rozkoszowałem się chwilą, w której nasze usta były złączone. Nie mógł mnie tak po prostu opuścić po tym jak tak bardzo się do niego przywiązałem. Poczułem jeszcze jego ciepłą rękę, którą gładził mój policzek. Potem odsunął się ode mnie i uśmiechając się ruszył w drogę powrotną. Miał odejść ode mnie i już nigdy mnie nie spotkać.
-Tochi, czekaj!
Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, jakby czekał aż powiem że chciałbym żeby nie odchodził. Jak miałem mu powiedzieć że chcę aby został przy mnie?
-Emm... ja... bardzo mi pomogłeś... i... może w podziękowaniu wejdziesz na obiad? Oddałbym ci pieniądze a ty będziesz miał okazję zjeść coś co ma chociaż odrobinę smaku... możesz to uznać za podziękowanie.
-Wiesz zajączku, pierwszy raz jakieś zwierzątko odwdzięcza mi się w taki sposób. Dzięki.
Uśmiechnął się jak zawsze, ale tym razem coś w jego uśmiechu sprawiło że zrobiło mi się gorąco.
-Jeżeli chcesz możesz zostać na noc. Jutro pójdziesz na pociąg.
-Skoro nalegasz, zajączku. Chętnie się przekonam z jakich powodów tak gardzisz moim jedzeniem.
Ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych. Na szczęście brama do ogrodu była otwarta. Dobiegłem do drzwi wejściowych ciesząc się że w końcu będę z rodziną.
-Usagi... odnalazłeś się. O Boże, a my tak się baliśmy. Jak udało ci się uciec porywaczom? Zresztą opowiesz później. Pewnie jesteś głodny, każę ci coś przygotować. Hej dzieci, Usagi wrócił!
Powiedziała moja mama gdy tylko mnie ujrzała.
-Mamo... to jest Tochi, bardzo mi pomógł więc zaprosiłem go na noc. Mógłby zostać?
-Ależ oczywiście kochanie. Wchodźcie, zaraz podamy obiad.
Jak tylko wszedłem do środka zbiegła się cała moja rodzina żeby mnie przywitać. Moja starsza siostra Hana, młodsza siostra Enma, istny diabeł, jej bliźniak Raito, kochane dziecko, oraz najstarszy z naszego rodzeństwa, Kashikoi. Ojciec zapewne zajmował się firmą.
-Usagi, nic ci nie jest!
-A ja tak się martwiłem Ni-chan
-Powinieneś bardziej na siebie uważać braciszku. Mogłoby coś ci się stać.
-A ja się zastanawiałam czy uda im ci się zabić.
Przekrzykiwali się jedno przez drugiego jak tylko mnie zobaczyli.
-Usagi, a kim jest twój przyjaciel?
Zapytała Hana z uprzejmym uśmiechem patrząc na Tochiego.
-On... pomógł mi kiedy byłem w lesie, w podziękowaniu zaprosiłem go do nas.
-Jestem Tochi, miło mi was poznać.
-No dobrze, chyba nie będziemy rozmawiać na korytarzu. Zaraz podadzą obiad, chodźmy do stołu.
Powiedziała mama, i wszyscy ruszyli w stronę jadalni.
-Muszę przyznać zajączku, masz naprawdę niesamowity dom. To nie to samo co moja chatka. Jednak mało tutaj kontaktu z przyrodą.
Całe szczęście nikt z mojego rodzeństwa nie usłyszał tego jak Tochi nazwał mnie ,,zajączkiem"
-Nie mów do mnie tak przy mojej rodzinie. Nasza rodzina ma bardzo wysoką pozycje, jeden z dziedziców wielkiej firmy nie może być nazwany ,,zajączkiem".
-A niby czemu miałoby to komukolwiek przeszkadzać?
-Bo to żenujące! Umrę ze wstydu jeżeli ktoś z rodziny się o tym dowie! Któreś z rodzeństwa mogłoby powiedzieć znajomemu i by się to rozeszło po całej okolicy, a nawet kraju! Wiesz jak bardzo może zniszczyć reputacje mojej rodzinie fakt że jakiś facet nazywa jednego z dziedziców firmy Takeda ,,zajączkiem".
-No już, już. Będę się powstrzymywać, nie chciałbym żebyś umarł ze wstydu.
-Panie Tochi, Nee-chan, mama prosiła żebyście się pośpieszyli i przyszli na obiad.
Przerwał naszą dyskusję Raito. Ruszyliśmy wtedy do stołu. Został podany homar z masłem i do tego bezalkoholowy szampan.
-Hej, to naprawdę jest pyszne. Nic dziwnego że nie smakowało ci jedzenie, które ja przyrządzałem.
Zwrócił się do mnie Tochi jak tylko spróbował jedzenie.
-Więc, opowiesz Usagi, jak udało ci się uciec?
Powiedziała mama. Opowiedziałem wtedy dokładnie całą historię. Pomijając oczywiście ,,zajączka" próby Tochiego rozbierania mnie, pocałunek przed bramą oraz spanie na jednym łóżku.
-To było naprawdę odważne z twojej strony, braciszku-powiedziała moja starsza siostra- i dziękuję panu, panie Tochi za uratowanie go.
-To  nic takiego, goszczenie u mnie zaj... ekhm.. Usagiego to była czysta przyjemność. Poza tym, nie mogłem postąpić inaczej.
-Mogłeś go zostawić w lesie. I tak rodzice spisali go na straty.
Powiedziała Enma jakby nigdy nic. Mama odpowiedziała jej głosem pełnym oburzenia.
-Enma, co ty mówisz! Przecież szaleliśmy z rozpaczy gdy okazało się że został porwany.
-Ale nie chcieliście zapłacić porywaczom tego miliarda. Słyszałam jak mówiliście, że o ile policja go nie znajdzie to już go nie zobaczycie. Myśleliście nawet żeby wykorzystać jego śmierć żeby w sklepach pojawiły się ubrania żałobne.
-Mamo! To prawda?! Nie mówicie że chcieliście porzucić naszego brata!
Zaczął krzyczeć Kashikoi. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Byłem pewien że mówią w jakimś obcym języku.
-Enma nie wygaduj głupot. Nawet twoje kłamstwa muszą gdzieś mieć granice.
Powiedziała moja mama, kiedy ja dalej siedziałem ogłuszony na krześle.
-Ale to prawda! Nagrałam was, posłuchajcie!
Wyjęła z kieszeni telefon i puściła nagranie w którym moi rodzice bez najmniejszych emocji rozmawiali o tym jak wykorzystać moją śmierć. Mówili że nie będą płacić każdemu kto porwie jednego z nas. Chcieli zniszczyć anonim jaki dostali i twierdzić że nigdy nie dostali od porywaczy żadnych wiadomości.
-Usagi, zrozum nas. To nie tak jak ci się wydaje...
Nie chciałem zrozumieć. Czułem jak do oczu napływają mi łzy, nie zauważyłem nawet kiedy wybiegłem z domu. Przez krótką chwilę słyszałem krzyki mojej rodziny ale uznali chyba że lepiej będzie jak pobędę sam. Biegłem przed siebie tak szybko jak tylko mogłem, wszystko przestało mieć sens. Myślałem że mam wszystko, rodzinę która mnie kocha, dom, to o czym inni tylko marzą. A byłem jedynie dodatkiem do pięknego obrazka jaki miała stanowić moja rodzina. Dobiegłem przed bramę i skręciłem w bok, byle dalej od mojego domu. Zatrzymałem się dopiero przy ulicy, dysząc ciężko. Samochody jadące z ogromną prędkością migały mi przed oczami. W ciągu krótkiej chwili straciłem wszystko. Rodzinę, dom... nic już nie miało dla mnie sensu. Wpatrywałem się przez krótką chwilę w rozmazane kształty, migające na jezdni. Chcieli skorzystać na mojej śmierci? Nie widziałem powodu by niszczyć ich plany. Wbiegłem na najbliższy pas czekając na cios. W mojej głowie istniała tylko jedna myśl. Zakończyć to tu i teraz. Usłyszałem dźwięk klaksonu, pisk opon i zobaczyłem jasne światła, zbliżające się z niezwykłą prędkością. Kiedy samochód był milimetry ode mnie poczułem gwałtownie szarpnięcie.

piątek, 23 sierpnia 2013

Zajączek III- Wyjazd

Tak. Wiem, że mam tygodniowe opóźnienie, ale ze względu na rodzinny wyjazd nie miałam możliwości dodać posta. Wstawiam więc go teraz. Krótki bo krótki, ale akurat taki wyszedł :P
Ps. Jestem pod wielkim wrażenie, bo jednego dnia dochodzi nawet do stu wejść! :D Cieszę się z tego, ale moglibyście się wysilić, żeby napisać, jak wam się podobają posty. Pamiętajcie też o polubieniu mojego fanpejga, by z góry wiedzieć o nadchodzących postach.
https://www.facebook.com/HistorieYaoi

********************************************************************


Słońce przedzierało się przez szczeliny okien. Delikatna ręka na  mojej głowie, powoli wybudzała mnie z snu. Dziwne... nie  przypominałem sobie żeby służba kiedykolwiek mnie budziła w ten 
sposób. Ale było to dosyć przyjemne, mógłbym nawet do tego  przywyknąć. Możliwe że przez zaspanie zignorowałbym nawet zakaz  nietykalności przez służbę.
-Czy śniadanie jest już gotowe? Mam ochotę na gotowanego łososia,  sałatkę z mięty, bułeczki mleczne i czarną herbatę. Do herbaty  jedną kostkę cukru. Jestem wykończony, dałoby się odwołać pierwszą  lekcję? Nie mam siły na naukę.
-Dla ciebie zajączku wszystko. Może oprócz wykwintnego śniadania.  Ale myślę że jajecznica i tosty będą równie smaczne.
Gwałtownie otworzyłem oczy. Tym razem zamiast dzikiego zwierzęcia  zobaczyłem przed nimi Tochiego, pochylającego się nade mną.
-Czyli to całe porwanie to nie był tylko senny koszmar? O nie...  miałem nadzieję na prawdziwe jedzenie.
-Widzę że odzyskałeś humor zajączku. Miło znów cię widzieć pełnego  energii. A teraz wstawaj, nie możemy się spóźnić na pociąg.
Pociągnął mnie w górę, ściągając z łóżka. Szybko zjadłem śniadanie  przełykając glutowate kawałki jajecznicy w całości.
-Nie moglibyśmy może zorganizować, coś przyjechało tutaj? Nie  mam siły iść do miasta.
-Nie sądzę żeby jakikolwiek samochód mógłby tu podjechać bez  niszczenia drzew. Poza tym, mógłby przestraszyć twoich braci i  siostry zajączku.
Powiedział z uśmiechem odkładając naczynia i wyciągając mnie na  dwór.
-Nie mam siły iść znowu tyle czasu. Od dwóch dni nie zjadłem nic co można by nazwać jedzeniem.
-Mógłbyś chociaż docenić moje próby przygotowania dla ciebie coś dobrego. A może chcesz żebym cię wziął na ręce?
-Nie dzięki. Resztki mojej dumy mi na to nie pozwalają. Pójdę sam.
Miałem już ruszyć w stronę lasu, ale Tochi złapał mnie ciągnąc do  siebie i wziął na ręce.
-Hej.... co robisz! Mówiłem że pójdę sam! Nie chcę żebyś mnie  nosił!
-Nie chcę żebyśmy się spóźnili na pociąg. Właściwie mi by nie  przeszkadzało jakbyś jeszcze u mnie został, ale tobie się chyba  śpieszy. Nie mamy czasu na przerwy co pięć minut. Poza tym, jesteś 
taki leciutki i słodki.
-Zaraz chyba cię walne. Nie waż się tak o mnie mówić! Jakby nie  było wystarczająco upokarzające że nazywasz mnie zajączkiem i nosisz  na rękach!
-Wybacz zajączku. Już nie będę.
Minęło pół godziny i znowu znaleźliśmy się w mieście. Oczywiście  moi porywacze nie dali mi możliwości wzięcia czegokolwiek ze sobą,  więc Tochi musiał zapłacić za bilety dla nas obu.
-Przepraszam że musiałeś za mnie płacić. Oddam ci jak tylko  znajdziemy się u mnie w domu.
-Nie martw się zajączku. Jako zapłatę wystarczy mi że przyznasz że  dobrze gotuję.
-Przykro mi... nie jestem ci aż tak wdzięczny.
-Okrutny jesteś.
Zastanawiałem się kiedy tak się do niego zbliżyłem. I czemu od razu czułem się lepiej kiedy widziałem jego uśmiech.

sobota, 10 sierpnia 2013

Zajączek II- historia w lesie

Moje łóżko wydawało mi się dzisiaj wyjątkowo twarde, mimo to dosyć wygodne. Nie wiedziałem, która była godzina ale czułem że za chwilę pokojówka wejdzie do pokoju ze śniadaniem. Moje rodzeństwo ostatnio miało jakieś ważne rzeczy do robienia, więc każdy jadł śniadanie osobno. Nabrałem ochoty na grzanki z kawiorem a do tego kakao.
-Obudź się zajączku. Mamy już dzień.
Gdy usłyszałem ten głos przeszły mnie ciarki. Momentalnie otworzyłem oczy przed którymi ujrzałem... małego lisa. Gwałtownie odskoczyłem w tył upadając na podłogę, tuż pod nogi Tochiego.
-Fokku, nie strasz naszego gościa. W porządku zajączku?
Czyli to nie był tylko zły sen? Miałem nikłą nadzieję że to był tylko nocny koszmar. Wstałem z podłogi i spojrzałem na stół.
-Teraz rozumiem czemu śniłem o prawdziwym jedzeniu.
Mruknąłem do siebie siadając przy stole. Na talerzu leżały jajka sadzone i kawałki jakiegoś mięsa. Podejrzewałem że to bekon, który czasem widziałem na filmach.
-Okrutny jesteś, zajączku. Przecież się staram żebyś mógł zjeść coś smacznego. Poza tym, to nie jest takie złe.
Spojrzałem wzrokiem pełnym pogardy na mój talerz.
-To nie jego wina, że jesteś rozpuszczony. Nie wyładuj na biednym jedzeniu swojej frustracji.
Nadziałem jedno z jajek na mój widelec i wpakowałem sobie do ust. Było bardziej mdłe niż wczorajsza kolacja, zrobiło mi się niedobrze.
-No już już, widzę że nie podołam twoim wymaganiom kulinarnym. To może zrobię ci coś do picia? Lemoniadę? kakao?
-Wystarczy sok pomarańczowy.
Odpowiedziałem jednoznacznie dając do zrozumienia że nie nadaje się do przygotowania choćby napoju. Podał na stół szklankę i karton z sokiem, który wyjął ze spichlerza. Wypiłem duszkiem całą szklankę i dokończyłem śniadanie.
-No dobrze, to dzisiaj wybieramy się w wycieczkę do miasta, tak? Stamtąd złapiemy pociąg do twojego domu.
Pokiwałem tylko głową.
-A... a czy pojedziesz ze mną?
Spojrzał wtedy na mnie zdziwionym spojrzeniem. Nie wiem czemu chciałem, żeby jechał ze mną. Myślę, że to był rodzaj podziękowania. Zawsze czułem się zobowiązany, gdy ktoś mi ratował życie.
-N-nie myśl sobie tylko nie wiadomo czego! P-po prostu... moi porywacze wiedzą że gdzieś tutaj zniknąłem, mogę na nich natrafić. Będzie bezpieczniej jeżeli będę miał ochronę.
Powiedziałem odwracając wzrok i czując jak robię się czerwony.
-Masz rację... w końcu jestem leśniczym. Moim obowiązkiem jest opiekowanie się wszystkimi zwierzętami.
Powiedział uśmiechając się szeroko. Miałem ochotę go walnąć za ten tekst ale darowałem sobie.
-Dobrze. Poszukajmy dla ciebie jakiś ubrań.
Powiedział szperając w jednej z szuflad, z której wyjął delikatnie podarte, jeansowe spodnie oraz lekko za duży T-shirt. Kiedy obaj byliśmy gotowi, Tochi jeszcze zajął się zwierzakami. Zauważyłem że w drzwiach jest klapka, żeby zwierzęta w każdej chwili mogły wejść, oraz wyjść. Patrzyłem z podziwem jak delikatnie i z uwagą zdejmował bandaże z rannych zwierząt i jak wsypuje różnego rodzaju karmę do misek na zewnątrz.
-Wrócę niedługo, nie martwcie się.
Powiedział i w końcu opuścił dom. Nareszcie mogłem odetchnąć z ulgą wiedząc że wracam do domu.
-Naprawdę przejmujesz się tymi zwierzętami.
-To moja rodzina. Wolę spędzać czas z nimi niż z ludźmi.
Coś mnie zakłuło kiedy tak powiedział. Cholera... ten psychopata był coraz bardziej niebezpieczny dla mojego życia. Nie chciałem o to pytać, ale nie miałem wyboru.
-Więc pewnie się cieszysz że się mnie pozbędziesz?
-Niby czemu bym miał się cieszyć?
-No bo powiedziałeś...
-Kiedy jakieś zwierzątko mnie opuszcza, i wiem że już nie wróci czuję się jakby ktoś z mojej rodziny umierał. Dokładnie to samo czuję kiedy myślę że ty mnie opuścisz już na zawsze.
-Ale... przecież...
-Jeszcze nie zrozumiałeś, zajączku?
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby. Wtedy się wściekłem i walnąłem go w brzuch. Skulił się w pół, opierając dłoń na moim ramieniu żeby utrzymać równowagę.
-Nie nazywaj mnie zajączkiem! Jestem człowiekiem!
Uśmiechnął się, powoli się prostując.
-Człowiek nie byłby w stanie wzbudzić we mnie takich silnych uczuć.
Serce mi zabiło mocniej. Zignorowałem jego dźwięki i ruszyłem dalej. Po mniej więcej pół godzinie marszu dotarliśmy na skraj lasu.
-Jak ty możesz żyć tak daleko od cywilizacji?
Powiedziałem siadając na ziemię i oddychając ciężko. Nie byłem przyzwyczajony do pieszych wędrówek.
-Wychodzę do sklepów raz w tygodniu. Odbieram wtedy pensje leśniczego i kupuję jedzenie, dla siebie i zwierząt. Wiesz, powinieneś częściej spacerować zajączku.
Podeszliśmy do stacji kolejowej i na nieszczęście nasz pociąg miał przyjechać dopiero jutro.
-O nie, będę musiał spędzić w tej puszczy jeszcze jedną noc.
-Nie przejmuj się zajączku. To tylko jedna noc więcej.
-A nie mógłbyś mi wynająć hotelu gdzieś tutaj?
-Nie przesadzaj. Nawet paniczyk z dobrego domu może spędzić jeszcze jeden dzień w lesie. Niestety nie stać mnie na wynajęcie hotelu.
-Czyli znowu będziemy musieli przejść taki kawał drogi? Nie mam już siły..
-Nie martw się tym, poradzimy sobie jakoś.
Powiedział Tochi z uśmiechem i wziął mnie na ręce.
-Hej, czekaj! Ludzie się zaczną dziwnie patrzeć! Postaw mnie na ziemi!
Jakby mnie nie słyszał ruszył w stronę lasu. Moja szarpanina na nic się nie zdała, trzymał mnie za mocno.
-Skoro zostajesz jeszcze dzisiaj na noc, to co byś chciał zjeść?
-Nieee... znowu będę musiał jeść jedzenie robione przez ciebie...
-Haha... no tak.. ktoś z takiego domu jak twój nie będzie w stanie docenić skromnego posiłku leśniczego.
-Właściwie co ty tu robisz całymi dniami?
-No właśnie.. skoro i tak mamy cały dzień dla siebie pokażę ci prawdziwego ducha lasu.
Po kolejnej pół godziny wróciliśmy do punktu wyjścia. Potem przez dłuższy czas łaziliśmy po lesie. Tochi ciągle mi pokazywał różne rośliny, zwierzęta, drzewa. Starał się żebym ,,poczuł ducha lasu" ale ja nie rozumiałem co on takiego widział w tym morzu zieleni.
-Rozejrzyj się zajączku... może i komuś takiemu jak ty trudniej to dostrzec. Dla ciebie piękne pewnie są zagraniczne plaże, tropikalne wyspy oraz niebo z gwiazdami w tropikalnych klimatach, prawda?
-...tak..
Przyznałem niechętnie.
-Ale postaraj się dostrzec piękno tego miejsca. Wsłuchaj się w szum drzew, szemrzenie strumyka w oddali, usłysz zwierzęta otaczające nas ze wszystkich stron.
Powiedział siadając za mną na trawie i kładąc rękę na moich oczach, chcąc bym się skupił na pozostałych zmysłach.
-I co..?
-Jedyne co słyszę to różnego rodzaju szumy i dźwięki zwierząt. Dalej nie rozumiem co w tym takiego niezwykłego.
-Może osoby takie jak ty nigdy nie zrozumieją piękna natury. Dobrze, czas na obiad. Pochodzimy po lesie jeszcze później.
Na obiad było zwęglone mięso i woda. Po wstrętnym jedzeniu Tochi znowu próbował zaciągnąć mnie do lasu.
-Nie mam już siły na łażenie. Codziennie musisz to robić?
-Nie muszę, ale chcę. To cudowne uczucie być w jedności z przyrodą. Ale jeżeli wolisz możemy zostać w domu. Pokażę ci jak opiekować się zwierzętami. Może ci się przydać, gdybyś zrobił sobie krzywdę zajączku.
Powiedział z irytująco szerokim uśmiechem. Ten dzień był jednym z najdłuższych jakie było mi dane znosić. Ale w końcu nadeszła noc.
-Niech już będzie jutro... chcę wrócić do domu.
-Widzę że spokojne życie to nie dla ciebie. Więc powiedz mi, co robisz całymi dniami?
-Większość czasu spędzam nad lekcjami i nauką marketingu. Właściwie kiedy mam czas wolny to uczę się malować, grać na skrzypcach... ogólnie samodoskonaląc się.
-Więc nie masz żadnych rozrywek? Mój biedny zajączek, całe życie nic tylko się uczyłeś!
Powiedział przyskakując do mnie i przyciskając mnie do siebie w uścisku.
-To nie tak... rzeczywiście, nauka zajmuje mi dużo czasu, ale często też wyjeżdżam na wakacje, co prawda tam mam zajęcia praktyczne ale to dla mnie prawdziwa rozrywka. Dlatego nie mogę znieść bezczynnego siedzenia i wpatrywania się w rośliny!
Powiedziałem, odpychając go od siebie i uwalniając od jego uścisku.
-A wiesz że kwiaty mogą też wyrażać uczucia? Na przykład ten-wziął czerwony kwiat z żółtym środkiem, który zebrał w czasie spaceru-Frezja czerwona, podarowana komuś oznacza cieszenie się z jego obecności.
Mówiąc to podał mi go z szerokim uśmiechem.
-Nie sądzę żeby taka wiedza kiedykolwiek by mi się przydała.
-Mi się przydała właśnie teraz. Cieszę się że miałem okazję spotkać kogoś takiego jak ty.
Odwróciłem głowę mając nadzieję że nie zauważy rumieńca, który pojawił się na mojej twarzy.
-Trzeba jutro wcześnie wstać. Lepiej, żebyśmy się już położyli. Chyba że wolałbyś wziąć jeszcze kąpiel?
-Nie trzeba... wykąpię się w domu. Chciałbym już się tam znaleźć.
-Dobrze... a teraz się przebierzemy.
Wyciągnął ręce w moją stronę chcąc już zdjąć ze mnie bluzkę.
-Mówiłem chyba że masz mnie nie dotykać!
Tym razem jednak nie wyglądał na tak wystraszonego moją reakcją jak wczoraj.
-Wybacz zajączku. Wypadło mi to z głowy. Poza tym... miałem nadzieję że zaczynasz przywykać do mojego towarzystwa. Zwykle po dwóch dniach zwierzęta zaczynają akceptować otoczenie ludzi.
Powiedział to z irytująco szerokim uśmiechem. Może i byłem w stanie znosić to jak nazywał mnie zajączkiem, ale nie miałem zamiaru dać mu się oswajać jak zwierzątko domowe. W nagłym przypływie irytacji wymierzyłem mu cios pięścią w brzuch.
-Nie traktuj mnie jak zwierzę domowe! Wystarczająco żenujący jest fakt że nazywasz mnie zajączkiem! Jeżeli chcesz możesz sobie przygarnąć kolejnego zająca do kompletu i nauczyć go różnych sztuczek, ale mnie nie traktuj jak pierwszą lepszą przybłędę!
Byłem zbyt zły żeby nad sobą panować. Wiem tylko że zrobiłem się czerwony a do oczu mi napłynęły łzy. Nie byłem zwierzęciem. Byłem człowiekiem, on... nie miał prawa mnie traktować jak zwierzątka, którym się zaopiekuje, przywiąże do siebie a potem porzuci. Schowałem twarz w dłoniach. Wtedy poczułem mocne szarpnięcie do przodu, a potem ciepłe ramiona Tochiego.
-Wybacz zajączku, nie chciałem cię zranić. Po prostu... tak długo byłem tylko ze zwierzętami że zapomniałem o ludzkich uczuciach, które są o wiele bardziej skomplikowane od zwierząt. A teraz przestań już płakać i idź się przebrać.
Pokiwałem głową, ocierając łzy o bluzkę. Potem poszedłem do łazienki, założyć piżamę.
-Już dobrze zajączku?
Powiedział gdy tylko wyszedłem.
-Tak. Aha, mógłbyś zapomnieć o tym jak zachowałem się przed chwilą?
-Jasne że mógłbym. Nie przejmuj się zajączku.
Kolejną noc spędziłem z Tochim i jego menażerią. Chyba pod pewnym względem rzeczywiście przypominałem jego zwierzątko. W ciągu dwóch dni zdążył mnie przywiązać do siebie.

wtorek, 6 sierpnia 2013

3.000 wejść!

Po powrocie z wakacji wzięłam się w garść i napisałam kolejny post z okazji kolejnego tysiąca wejść :D
Nawet niewiecie jak się cieszę, z każdego tysiąca wejść. :D Dziękuję wam wszystkim za wchodzenie na mojego bloga i komentowanie go :3
I już tradycyjnie przedstawiam wam kolejną część histori Ryunnosuke i Yuichiego.
Oczywiście przypominam wam też o moim fanpeigu na fb, dzięki którym będziecie wiedzieć kiedy się będą pojawiać najnowsze posty.
https://www.facebook.com/HistorieYaoi
************************************************

Przez kolejne kilka dni Ryunosuke nie wpadł na żaden pomysł naszego wyzwania. Nawet nie wspominał o naszym zakładzie. Nie mówiąc już o próbie seksu. W końcu, znudzony już abstynencją, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Pewnego ranka, gdy Ryunosuke przygotowywał już śniadanie postanowiłem rozpocząć akcje. Zamiast piżamy założyłem krótkie bokserki oraz zapinaną na guziki, białą koszule Ryunosuke, która ledwo zasłaniała mi bokserki. Tak ,,wystrojony" zszedłem na dół.
-Co dzisiaj na śniadanie?
Zapytałem jakby nigdy nic, rozciągając się. Koszula na chwilę uniosła się, odsłaniając bokserki i kawałek podbrzusza.
-Grzanki. Mogą być?
Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Położył tylko talerze z jedzeniem na stół.
-Jasne, uwielbiam grzanki.
Powiedziałem i podszedłem do stołu. Niby niechcący strąciłem ketchup na podłogę. Odwrócony tyłem do Ryunosuke schyliłem się po butelkę. Dyskretnie spojrzałem na Ryunosuke, który widocznie onieśmielony odwrócił wzrok. Odłożyłem ketchup na stół i usiadłem na krześle.
-Co zjesz na obiad?
-Hmmm... może pizzę? Od wieków nie jadłem pizzy.
-Więc niech będzie pizza.
Odpowiedział Ryunosuke z szerokim uśmiechem. Irytujące, że nie przejął się moimi staraniami uwodzenia go. Kiedy skończyłem śniadanie, odniosłem talerz do zlewu. Wypiąłem się też w stronę Ryunnosuke, opierając się na blacie. Spojrzałem przez ramie na niego, wyczekując jakiejś reakcji. Wyglądał na spiętego. Siedział całkowicie wyprostowany, z lekkim rumieńcem na twarzy. Uśmiechnąłem się delikatnie, trąc dodatkowo kolanami o siebie.
-Uch... strasznie dzisiaj gorąco, prawda?
Powiedziałem, patrząc na ścianę przede mną i jedną ręką trąc kark. Odwróciłem się do Ryunosuke, przysiadając na blacie i rozpinając prawą ręką guziki koszuli od dołu.
-A właśnie, zapomniałem cię zapytać, czy mogę pożyczyć twoją koszulę. Nie przeszkadza ci, że ją wziąłem? W razie czego, mogę ją zdjąć.
-Nie... nie trzeba.
Był jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej. Świetnie się bawiłem, grając na jego nerwach. Wzruszyłem więc ramionami i znowu odwróciłem się, wypinając się do niego kusząco. Kątem oka zobaczyłem jego odbicie w sztućcach powieszonych na ścianie. Wydawał się cały drżeć... z podniecenia? Odwróciłem od niego wzrok, dalej kusząc swoją postawą. wkrótce potem do moich uszu dotarł dźwięk odsuwanego krzesła i pośpiesznych kroków. Czyżbym doprowadził Ryunosuke do skraju wytrzymałości? Chyba aż za bardzo, bo coś, albo raczej ktoś przydusił mnie z całej siły do blatu. Prawdopodobnie mocno przesadziłem. Facet to facet, ma w końcu ograniczenia. Gwałtowne szarpnięcie ściągnęło bokserki z moich bioder, przez co opadły na podłogę. Chciałem się odezwać, ale Ryunosuke szybkim, ostrym ruchem włożył we mnie palce. Nie spodziewałem się po nim takiej agresywności. Zachłysnąłem się powietrzem, czując przedzierający ból. Ryunosuke poruszał zwinnie palcami, szybko przygotowując mnie do seksu. Stanął na tyle blisko, żebym mógł poczuć, jak bardzo jest podniecony. Cieszyłem się, że w takim stanie pomyślał o przygotowaniach. Kiedy wyjął ze mnie palce usłyszałem dźwięk rozpinanego paska. Chwilę potem ból powrócił ze zdwojoną siłą. Musiałem przygryźć wargi, żeby nie krzyknąć. Ryunosuke nawet się nie zawahał, gdy przyśpieszał swoje ruchy, posuwając mnie boleśnie. Chciałem powiedzieć, żeby odrobinę zwolnił, ale z moich ust wydobywały się tylko urywane jęki. Nie wiem ile minęło czasu, chyba dużo, kiedy zacząłem tracić siły. Ryunosuke jednak wcale nie przerywał. Czułem jak jego sperma i krople mojej krwi spływają mi po udach. Przed oczami zaczęło mi się robić czarno. Opuszczała mnie cała energia.
*To chyba nie był dobry pomysł*
 
Kiedy w końcu się ocknąłem, leżałem na łóżku. Tyłek mnie bolał jak nigdy dotąd. Wróciłem myślami do tego co się stało wcześniej. A no tak... musiałem zemdleć podczas seksu. Troche idiotyczne. Nigdy mi się to dotąd nie zdarzyło. Jednakże nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miał aż tak ostry numerek. I przez tak długi czas. Żaden z moich dotychczasowych partnerów nie był aż tak dobry w łóżku. Miałem tylko nadzieję, że będę mógł normalnie siedzieć. Koło łóżka zobaczyłem Ryunosuke. Klęczał, z twarzą schowaną w kołdrze. Wyglądał jakby spał.
-Ryunosuke..?
Podniósł gwałtownie głowę. Miał czerwone oczy... płakał?
-Yuichi. Przepraszam, tak cię przepraszam..
Rzucił się na moją szyję, prawie mnie dusząc.
-Nie wiem co we mnie wstąpiło. Przepraszam cię... przepraszam. Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Mogłem się powstrzymać...
On tak się przejmował... bo straciłem przytomność? Nie mogłem w to uwierzyć, ale z jego prostolinijnością było to możliwe.
-Uspokój się Ryunosuke. Sam cię sprowokowałem. Chciałem, żebyś ty w końcu zainicjował seks.
Powiedziałem beznamiętnie, wzruszając ramionami.
-Nie jesteś zły?
-Jasne, że nie. Właściwie to... nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak ostry seks.
Ryunosuke zrobił się cały czerwony. Po jego charakterze ciężko było mi uwierzyć, że był gotowy zmusić mnie do tak ostrego seksu.
-Poza tym, pamiętaj, że póki mi płacisz, jestem twoją własnością. Nie powinieneś się o mnie martwić.
-Czyli... dalej mogę cię prosić o wszystko?
Kiwnąłem głową, starając się usiąść tak, żeby tyłek bolał mnie jak najmniej. Ryunosuke wstał i z tajemniczym uśmieszkiem opuścił pokój. Kiedy wrócił, miał ze sobą sporą, papierową torbę. Z dumną miną wyciągnął z niej kocie uszy i ogon.
-Nie wiem czy aby nie zapomniałeś, ale już udawałem kota.
Powiedziałem, kładąc się na brzuchu i patrząc na Ryunosuke,
-Nie wiem. Ale nie mogę się oprzeć. Jesteś taki przeuroczy, kiedy udajesz kotka.
Westchnąłem i wziąłem od niego strój. ścisnąłem ręce w piąstki i przyłożyłem je do ust, zupełnie jak kot. Spodziewałem się, że tylko ja będę miał zabawę z tej gry, ale wygląda na to, że Ryunosuke też był w stanie wykorzystać nasz zakład.
-Nie mogę. Jesteś taki uroczy.
Powiedział, rzucając mi się na szyję i przytulając do siebie. Potem złapał mnie za ramiona i pocałował. Chwyciłem go za koszulę i zaciągnąłem na łóżko. Popchnąłem go na materac, kładąc się na nim. Kiedy w końcu uwolnił moje usta, poprawiłem kocie uszy i językiem przejechałem od jego brody do ust. Spojrzał na mnie lekko zdziwionym wzrokiem.
-Miaał?
Uśmiechnął się lekko zszokowany i przytulił mnie do siebie.
-Jesteś najsłodszym kotkiem jakiego miałem.
-Aż tak je lubisz?
-Tak.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek. Teochę mnie wkurzał ten cały romantyzm, ale nie mogłem narzekać. W końcu należałem do niego.