Przetańczyliśmy kilka, może kilkanaście piosenek, kiedy w końcu się zmęczyliśmy i usiedliśmy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem zmęczony. Nogi delikatnie mi drżały i poczułem niezwykłą ulgę, gdy mogłem odpocząć.
- I jak się bawisz? - Zapytał Tochi, obejmując mnie ramieniem.
- Bywało gorzej - Wzruszyłem ramionami.
- Daj spokój, widzę, że ci się podobało. Nie oszukuj.
- Wcale nie oszukuję. Nie myśl sobie, że tańczenie z facetem to jest moja ulubiona rozrywka.
- To może powinienem sprawić, żeby była?
Tochi przysunął się do mojej twarzy i objął mnie ramieniem. Przewróciłem oczami i delikatnie zdjąłem jego rękę z mojego ramienia.
- Życzę powodzenia. I łapy przy sobie.
- Bo co? - Oparł ręce na moich udach i przysunął się do mojej twarzy. Zalałem się lekkim rumieńcem i odsunąłem się delikatnie.
- Nie każ mi się z tobą kłócić. Po prostu trzymaj się na bezpieczną odległość. Nie chcę, żeby ktoś mnie poznał. Będę miał kłopoty.
- W sumie racja. Odrobimy wszystko w domu - Uśmiechnął się promiennie. Dobrze było widać, jak wraca mu dobry humor.
- Chciałbyś... - Burknąłem, odwracając twarz.
- Masz ochotę na colę?
Spojrzałem na szklankę, którą opróżniłem tuż zanim zaczęliśmy tańczyć. Nagle zachciało mi się pić a nogi zrobiły się ciężkie. Chyba tańczyłem zbyt długo i nawet tego nie zauważyłem.
- Poproszę - Spojrzałem w stronę baru, gdzie długowłosa blondynka raz po raz zerkała na Tochiego. - Albo nie - Złapałem go za dłoń, kiedy już prawie wstawał. - Jednak nie chce mi się pić.
Uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc to na bar, to na mnie.
- Tylko kupię coś do picie i wracam. Nie musisz być zazdrosny.
Zdążyłem tylko otworzyć usta, żeby powiedzieć, że nie jestem zazdrosny, ale nie zdążyłem, bo Tochi pocałował mnie w policzek i sobie poszedł. Głupi głupek. Wcale nie byłem zazdrosny! Kimkolwiek nie byłaby ta dziewczyna nie byłem zazdrosny!
- Można się dosiąść?! - Usłyszałem obcy głos, tuż koło mnie. Odwróciłem głowę i spojrzałem na wysokiego blondyna o rozpiętej czarnej koszuli i zdecydowanie zbyt flirciarskim spojrzeniu.
- Nie - Odpowiedziałem natychmiast. Mój głos brzmiał tak lodowato, że mógłby zmrozić kipiąca wodę. Mimo to, chłopak nie wydawał się tym przejęty. Usiadł koło mnie, opierając kładąc ramie na oparciu kanapy tuż za mną.
- Słowo ,,nie", jest ci obce? - Powiedziałem zimno, lekko się odsuwając. Całe szczęście, że lata w towarzystwie obcych mi osób byłem bardziej wygadany niż wskazywałby na to mój wygląd.
- Jeszcze nigdy się z nim nie spotkałem w takiej sytuacji, więc można powiedzieć, że tak.
- A znasz takie słowo jak ,,spadaj"? Znajdź sobie może jakąś laskę na podryw, co?
- Nie interesują mnie dziewczyny - Uśmiechnął się drapieżnie i przysunął się niebezpiecznie blisko mnie. Chciałem go odepchnąć, ale gdy poczułem dłoń spoczywającą na moich udach, moje mięśnie wydawały mi się dosłownie skute lodem. - Z tego co widziałem, to ty też nie!
Próbowałem poruszyć dłonią, żeby go walnąć, ale moje ręce były jak sparaliżowane. Nie zrobiłem nawet nic jak przysunął się tak blisko, że jego uda stykały się z moimi. Widać rozumował podobnie jak Tochi, bo moje paraliżujące przerażenia uznał za zgodę.
Nawet nie zauważyłem kiedy dokładnie złapał mnie za szyję i przyciągnął do siebie. W oczach stanęły mi łzy, ale jedyne co mogłem robić do drżeć. Dlaczego do cholery nikt nie widział, że byłem zbyt przerażony, żeby coś zrobić?! Dlaczego ten dupek nie widział, że nie mogę się ruszyć z przerażenia?!
Pierwsze co pozwoliło mi się ruszyć to gwałtowne szarpnięcie za bluzkę. Upadłem prosto na ziemię, odsuwając się przy okazji od chłopaka, który już po chwili też leżał na ziemi, kawałek ode mnie, tylko z rozwalonym nosem i wargą.
- Tknij go jeszcze raz sukinsynu, a pożałujesz! - To oczywiście był Tochi. Z trudem podniosłem się z ziemi i złapałem go za koszulę z załzawionymi oczami. Spojrzał na mnie wściekły, ale nie mógł nawet na mnie nawrzeszczeć, bo blondyn dosłownie rzucił się na niego. Zaczęli się bić i szarpać, dopóki nie rozdzielił ich jakiś ochroniarz.
- Dość tego! Nie będzie żadnych bójek w moim klubie, jasne?! Wynosicie się stąd! Obaj! - Mężczyzna o posturze goryla, szerszy niż wyższy, złapał obu chłopaków i pociągnął ich w stronę wyjścia. Bez namysłu pobiegłem za nimi i wyszedłem, kiedy zostali wyrzuceni. - Nic ci nie jest? - Ukucnąłem przy leżącym na ziemi Tochim. Drugi z chłopaków, którego jeszcze nie wyrzucili brutalnie na ziemię, próbował dyskutować z ochroniarzem. Nawet gdyby mnie obchodziło co mówią, przez świst w uszach nie byłem w stanie nic zrozumieć.
Spojrzenie Tochiego było zimne, jednak złagodniało, gdy zobaczył moje zapłakane oczy. Wstał i otrzepał się z ziemi. Na szczęście blondyn stracił mną zainteresowanie i udało mu się przekonać ochroniarza, żeby wrócił do klubu.
- W porządku? - Usłyszałem nad sobą Tochiego. Szybko starłem łzy i spojrzałem w górę. Jego spojrzenie nieco złagodniało, ale dalej było zimne i surowe.
- Tochi... to...
Nie dał mi dokończyć. Wyciągnął rękę w moją stronę, niemo proponując pomoc. Chciałem się wytłumaczyć, powiedzieć, że to nie ja, to ten facet... nic nie powiedziałem. Złapałem jego dłoń i wstałem.
- Tochi?! Co ty wyprawiasz?! - Z klubu wyszedł Rei. Szybko wytarłem oczy, żeby nie widział, jak płacze. Na wszelki wypadek opuściłem jeszcze głowę, zasłaniając grzywką oczy. - Pierwszy raz od lat zabieramy cię do klubu a ty zaczynasz od pobicia jakiegoś gościa?! - Dopiero jak stanął przy nas zauważył, że muzyka na zewnątrz nie jest aż taka głośna jak w klubie. Tochi spojrzał na mnie, więc odwróciłem wzrok.
- Różnica poglądów.
- Znowu się kłócicie? - Bliźniaczki wyminęły strażnika, podchodząc do nas. Jak zwykle trzymały się pod ręce i w ogóle nie wyglądały na zmęczone dyskoteką. Ich makijaż ani fryzury nie wyglądały ani odrobinę gorzej, niż zaraz po tym jak je ułożyły.
- Dziwisz się? Tochiego już wywalili.
- No i co z tego? Po prostu wrócimy do domu - Mówiąc ,,my" delikatnie położył rękę na moim ramieniu.
- Nie możecie wrócić. Wtedy wszystko się wyda. A ja planuję jeszcze tutaj zostać.
Bliźniaczki spojrzały po sobie i kiwnęły głową w porozumiewawczym geście.
- W hotelu niedaleko stąd mamy zarezerwowany pokój.
- Spodziewałyśmy się, że przyjęcie może się przedłużyć.
- Recepcjonista nas zna. Nie będziecie mieli problemu z wejściem. My wrócimy później.
- Szofer wie gdzie to jest. Zawiezie was.
Uznały to widocznie za koniec rozmowy, bo puściły się, odwróciły na pięcie, ponownie wzięły pod ramie i wróciły do klubu. Bramkarz otworzył drzwi, prawie się kłaniając. Wyglądał tak, jakby naprawdę miał ochotę to zrobić, ale się powstrzymał. Rei przewrócił tylko oczami i też wszedł ponownie. Spojrzałem na Tochiego. Nasze spojrzenia się zetknęły, ale tylko na chwilę.
- Tochi...
- Może już chodźmy.
W jego głosie było coś przerażającego... lodowatego, mimo spokoju. Pewnie bym krzyczał, tłumaczył, próbował mu wyperswadować, wyjaśnić, ale w tej chwili czułem się zbyt winny.
- Do hotelu - powiedział spokojnie do szofera, gdy siadaliśmy na tylnym siedzeniu. Po chwili samochód ruszył. Dopiero po dłuższej chwili opadło ze mnie napięcie i przerażenie.
- To nie tak jak myślisz... - wydukałem w końcu, opuszczając głowę. Tochi się nie odzywał. Jasne, że był wściekły. Ja pewnie też bym był, ale to nie była moja wina. To ten gościu się do mnie dobierał. Przysunąłem się do Tochiego i oparłem się na jego ramieniu.
- Pogadamy o tym potem.
Powiedział to spokojnie i prawie beznamiętnie, jednak w tonie jego głosu usłyszałem coś takiego, z czym nawet nie próbowałem się sprzeczać. Tak po prostu musiało być i koniec. Rozumiałem, że musiał nieco ochłonąć, jednak nie patrzył nawet na to jak ja się czułem. Jak bardzo byłem przerażony i jak bardzo chciałem, żeby w końcu się pojawił. Miałem tylko nadzieję, że rzeczywiście pozwoli mi się wytłumaczyć.