sobota, 28 lutego 2015

Zajączek LXXXII - Pocałunek


Przetańczyliśmy kilka, może kilkanaście piosenek, kiedy w końcu się zmęczyliśmy i usiedliśmy. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak bardzo byłem zmęczony. Nogi delikatnie mi drżały i poczułem niezwykłą ulgę, gdy mogłem odpocząć.
- I jak się bawisz? - Zapytał Tochi, obejmując mnie ramieniem.
- Bywało gorzej - Wzruszyłem ramionami.
- Daj spokój, widzę, że ci się podobało. Nie oszukuj.
- Wcale nie oszukuję. Nie myśl sobie, że tańczenie z facetem to jest moja ulubiona rozrywka.
- To może powinienem sprawić, żeby była?
Tochi przysunął się do mojej twarzy i objął mnie ramieniem. Przewróciłem oczami i delikatnie zdjąłem jego rękę z mojego ramienia.
- Życzę powodzenia. I łapy przy sobie.
- Bo co? - Oparł ręce na moich udach i przysunął się do mojej twarzy. Zalałem się lekkim rumieńcem i odsunąłem się delikatnie.
- Nie każ mi się z tobą kłócić. Po prostu trzymaj się na bezpieczną odległość. Nie chcę, żeby ktoś mnie poznał. Będę miał kłopoty.
- W sumie racja. Odrobimy wszystko w domu - Uśmiechnął się promiennie. Dobrze było widać, jak wraca mu dobry humor.
- Chciałbyś... - Burknąłem, odwracając twarz.
- Masz ochotę na colę?
Spojrzałem na szklankę, którą opróżniłem tuż zanim zaczęliśmy tańczyć. Nagle zachciało mi się pić a nogi zrobiły się ciężkie. Chyba tańczyłem zbyt długo i nawet tego nie zauważyłem.
- Poproszę - Spojrzałem w stronę baru, gdzie długowłosa blondynka raz po raz zerkała na Tochiego. - Albo nie - Złapałem go za dłoń, kiedy już prawie wstawał. - Jednak nie chce mi się pić.
Uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc to na bar, to na mnie.
- Tylko kupię coś do picie i wracam. Nie musisz być zazdrosny.
Zdążyłem tylko otworzyć usta, żeby powiedzieć, że nie jestem zazdrosny, ale nie zdążyłem, bo Tochi pocałował mnie w policzek i sobie poszedł. Głupi głupek. Wcale nie byłem zazdrosny! Kimkolwiek nie byłaby ta dziewczyna nie byłem zazdrosny!
- Można się dosiąść?! - Usłyszałem obcy głos, tuż koło mnie. Odwróciłem głowę i spojrzałem na wysokiego blondyna o rozpiętej czarnej koszuli i zdecydowanie zbyt flirciarskim spojrzeniu.
- Nie - Odpowiedziałem natychmiast. Mój głos brzmiał tak lodowato, że mógłby zmrozić kipiąca wodę. Mimo to, chłopak nie wydawał się tym przejęty. Usiadł koło mnie, opierając kładąc ramie na oparciu kanapy tuż za mną.
- Słowo ,,nie", jest ci obce? - Powiedziałem zimno, lekko się odsuwając. Całe szczęście, że lata w towarzystwie obcych mi osób byłem bardziej wygadany niż wskazywałby na to mój wygląd.
- Jeszcze nigdy się z nim nie spotkałem w takiej sytuacji, więc można powiedzieć, że tak.
- A znasz takie słowo jak ,,spadaj"? Znajdź sobie może jakąś laskę na podryw, co?
- Nie interesują mnie dziewczyny - Uśmiechnął się drapieżnie i przysunął się niebezpiecznie blisko mnie. Chciałem go odepchnąć, ale gdy poczułem dłoń spoczywającą na moich udach, moje mięśnie wydawały mi się dosłownie skute lodem. - Z tego co widziałem, to ty też nie!
Próbowałem poruszyć dłonią, żeby go walnąć, ale moje ręce były jak sparaliżowane. Nie zrobiłem nawet nic jak przysunął się tak blisko, że jego uda stykały się z moimi. Widać rozumował podobnie jak Tochi, bo moje paraliżujące przerażenia uznał za zgodę.
Nawet nie zauważyłem kiedy dokładnie złapał mnie za szyję i przyciągnął do siebie. W oczach stanęły mi łzy, ale jedyne co mogłem robić do drżeć. Dlaczego do cholery nikt nie widział, że byłem zbyt przerażony, żeby coś zrobić?! Dlaczego ten dupek nie widział, że nie mogę się ruszyć z przerażenia?!
Pierwsze co pozwoliło mi się ruszyć to gwałtowne szarpnięcie za bluzkę. Upadłem prosto na ziemię, odsuwając się przy okazji od chłopaka, który już po chwili też leżał na ziemi, kawałek ode mnie, tylko z rozwalonym nosem i wargą.
- Tknij go jeszcze raz sukinsynu, a pożałujesz! - To oczywiście był Tochi. Z trudem podniosłem się z ziemi i złapałem go za koszulę z załzawionymi oczami. Spojrzał na mnie wściekły, ale nie mógł nawet na mnie nawrzeszczeć, bo blondyn dosłownie rzucił się na niego. Zaczęli się bić i szarpać, dopóki nie rozdzielił ich jakiś ochroniarz.
- Dość tego! Nie będzie żadnych bójek w moim klubie, jasne?! Wynosicie się stąd! Obaj! - Mężczyzna o posturze goryla, szerszy niż wyższy, złapał obu chłopaków i pociągnął ich w stronę wyjścia. Bez namysłu pobiegłem za nimi i wyszedłem, kiedy zostali wyrzuceni. - Nic ci nie jest? - Ukucnąłem przy leżącym na ziemi Tochim. Drugi z chłopaków, którego jeszcze nie wyrzucili brutalnie na ziemię, próbował dyskutować z ochroniarzem. Nawet gdyby mnie obchodziło co mówią, przez świst w uszach nie byłem w stanie nic zrozumieć.
Spojrzenie Tochiego było zimne, jednak złagodniało, gdy zobaczył moje zapłakane oczy. Wstał i otrzepał się z ziemi. Na szczęście blondyn stracił mną zainteresowanie i udało mu się przekonać ochroniarza, żeby wrócił do klubu.
- W porządku? - Usłyszałem nad sobą Tochiego. Szybko starłem łzy i spojrzałem w górę. Jego spojrzenie nieco złagodniało, ale dalej było zimne i surowe.
- Tochi... to...
Nie dał mi dokończyć. Wyciągnął rękę w moją stronę, niemo proponując pomoc. Chciałem się wytłumaczyć, powiedzieć, że to nie ja, to ten facet... nic nie powiedziałem. Złapałem jego dłoń i wstałem.
- Tochi?! Co ty wyprawiasz?! - Z klubu wyszedł Rei. Szybko wytarłem oczy, żeby nie widział, jak płacze. Na wszelki wypadek opuściłem jeszcze głowę, zasłaniając grzywką oczy. - Pierwszy raz od lat zabieramy cię do klubu a ty zaczynasz od pobicia jakiegoś gościa?! - Dopiero jak stanął przy nas zauważył, że muzyka na zewnątrz nie jest aż taka głośna jak w klubie. Tochi spojrzał na mnie, więc odwróciłem wzrok.
- Różnica poglądów.
- Znowu się kłócicie? - Bliźniaczki wyminęły strażnika, podchodząc do nas. Jak zwykle trzymały się pod ręce i w ogóle nie wyglądały na zmęczone dyskoteką. Ich makijaż ani fryzury nie wyglądały ani odrobinę gorzej, niż zaraz po tym jak je ułożyły.
- Dziwisz się? Tochiego już wywalili.
- No i co z tego? Po prostu wrócimy do domu - Mówiąc ,,my" delikatnie położył rękę na moim ramieniu.
- Nie możecie wrócić. Wtedy wszystko się wyda. A ja planuję jeszcze tutaj zostać.
Bliźniaczki spojrzały po sobie i kiwnęły głową w porozumiewawczym geście.
- W hotelu niedaleko stąd mamy zarezerwowany pokój.
- Spodziewałyśmy się, że przyjęcie może się przedłużyć.
- Recepcjonista nas zna. Nie będziecie mieli problemu z wejściem. My wrócimy później.
- Szofer wie gdzie to jest. Zawiezie was.
Uznały to widocznie za koniec rozmowy, bo puściły się, odwróciły na pięcie, ponownie wzięły pod ramie i wróciły do klubu. Bramkarz otworzył drzwi, prawie się kłaniając. Wyglądał tak, jakby naprawdę miał ochotę to zrobić, ale się powstrzymał. Rei przewrócił tylko oczami i też wszedł ponownie. Spojrzałem na Tochiego. Nasze spojrzenia się zetknęły, ale tylko na chwilę.
- Tochi...
- Może już chodźmy.
W jego głosie było coś przerażającego... lodowatego, mimo spokoju. Pewnie bym krzyczał, tłumaczył, próbował mu wyperswadować, wyjaśnić, ale w tej chwili czułem się zbyt winny.
- Do hotelu - powiedział spokojnie do szofera, gdy siadaliśmy na tylnym siedzeniu. Po chwili samochód ruszył. Dopiero po dłuższej chwili opadło ze mnie napięcie i przerażenie.
- To nie tak jak myślisz... - wydukałem w końcu, opuszczając głowę. Tochi się nie odzywał. Jasne, że był wściekły.  Ja pewnie też bym był, ale to nie była moja wina. To ten gościu się do mnie dobierał. Przysunąłem się do Tochiego i oparłem się na jego ramieniu.
- Pogadamy o tym potem.
Powiedział to spokojnie i prawie beznamiętnie, jednak w tonie jego głosu usłyszałem coś takiego, z czym nawet nie próbowałem się sprzeczać. Tak po prostu musiało być i koniec. Rozumiałem, że musiał nieco ochłonąć, jednak nie patrzył nawet na to jak ja się czułem. Jak bardzo byłem przerażony i jak bardzo chciałem, żeby w końcu się pojawił. Miałem tylko nadzieję, że rzeczywiście pozwoli mi się wytłumaczyć.

sobota, 21 lutego 2015

Zajączek LXXXI - dyskoteka


Minęło może jeszcze z pół godziny, kiedy samochód się zatrzymał. Tochi niechętnie mnie puścił i wyszliśmy na dwór. To co mnie zaskoczyło to fakt, że wysiedliśmy w dość obskurnej dzielnicy. Bloki były szare i brudne a w nielicznych sklepach zazwyczaj były wypalone tanie neony, albo wybite szyby. Dyskretnie stanąłem blisko Tochiego. Nigdy nie byłem w takich miejscach, ale wyglądało mi to na otoczenie, w którym wychowują się najgorsze wyrzutki społeczne. Mei i Su, obie już wymalowane, uczesane i w swoich podejrzanie skromnych i błyszczących sukniach ruszyły w stronę jednej z uliczek. Wyglądała dość niebezpiecznie, więc chiałem je zatrzymać, ale Rei i Tochi bez namysłu ruszyli za nimi, więc chyba wiedziały co robią.
Niepewnie poszedłem za dziewczynami w ciemną i niezbyt przyjemną uliczkę. Robiło się późno i słońce powoli zaczynało zachodzić, co jeszcze bardziej potęgowało u mnie niepokój. Zza rogu zaczęła do nas docierać głośna muzyka.
Kiedy skręciliśmy za róg pierwsze co dostrzegliśmy to wielkiego, masywnego mężczyznę w czarnych okularach i garniturze. Wyglądał trochę jak kamienna statua, mająca strzec wejścia.

Ochroniarz odwrócił głowę w naszą stronę a na jego twarzy, twarzy kamiennej, twarzy jakby wykutej w skale, pojawiło się coś na kształt zarysu uśmiechu.
- Witam serdecznie. Dawno państwa u nas nie było - Dziwne, ale po kimś o jego wyglądzie nie spodziewałbym się tak grzecznego usługiwania komukolwiek. Odwracał lekko głowę, jakby przyglądał się każdemu z nich z osobna. W końcu jego wzrok padł na mnie. Przełknąłem ślinę. Czułem jego wiercące spojrzenie nawet spod przyciemnianych okularów.
- Jest z nami - Wyjaśniła jedna z bliźniaczek, nawet nie odwracając się w moją stronę.
Ochroniarz wahał się przez chwilę, a potem zerknął na Tochiego, który położył dłoń na moim ramieniu, chyba żeby wesprzeć mnie na duchu.
- Ile ma lat? - Zapytał zimno. Musiałem zacisnąć pięści, żeby przypadkiem nie powiedzieć czegoś, czego potem bym żałował. Miałem ochotę o zbluzgać, powiedzieć kim jestem i sprowadzić do parteru, ale na moje szczęście wydawał się mnie nie znać i ten stan rzeczy był dla mnie znacznie korzystniejszy po ostatnich wydarzeniach. Musiałem więc przeboleć fakt, że traktuje mnie jak dziecko, albo jakiś towar.
- Szesnaście - Odparł od razu Tochi. Widziałem, że nie jest zachwycony, ale widocznie rodzina Tochiego była tutaj na tyle znana, że nie mógł sobie pozwolić na wyrzucenie ich.
- Często tu przychodzicie!? - Krzyknąłem do Reia, gdy weszliśmy do wielkiej, ale całkowicie ciemnej sali.
- Tak często jak się da! Kiedyś Tochi przychodził z nami, ale zawsze tylko marudził i czekał aż wrócimy! Wiesz, nie mógł zostać, bo zawsze szliśmy na ,,ważne spotkanie" na którym nie mogło go zabraknąć!
Rozejrzałem się po sali. Muzyka była niezwykle głośna, ale na swój sposób przyjemna. Było jeszcze wcześnie, ale już wiele ludzi tłoczyło się na parkiecie. Kilku siedziało przy stolikach poustawianych pod ścianą a jeszcze kilkoro siedziało przy okrągłym barze, stojącym na samym środku pokoju. Odwróciłem się w stronę Tochiego, który szedł za mną. Nie podobało mu się tutaj i to widziałem na pierwszy rzut oka, ale gdy jego spojrzenie padło na mnie, uśmiechnął się szeroko. Gdy spojrzałem ponownie przed siebie dostrzegłem, że gdzieś zniknął Rei i bliźniaczki.
- Chcesz się czegoś napić?! - Zapytał Tochi, łapiąc mnie za ramię.
- Coś bez alkoholu!
- Zaraz coś zamówimy!
Tochi wydawał się nie przejmować tym, że gdzieś zniknęło jego rodzeństwo. Można nawet powiedzieć, że poczuł ulgę. Podeszliśmy do baru i usiedliśmy na wysokich stołkach.
- Przepraszam! - Krzyknął do barmanki, która stała do nas tyłem i podawała piwo jakiemuś chłopakowi. Miała na sobie wąskie, ciasne jeansy oraz bluzkę na ramionkach, która sięgała jej gdzieś do połowy pleców. Jej blond włosy były tylko niewiele krótsze. Szybko starła blat i odwróciła się w naszą stronę. Miała całkiem ładną twarz, ale mogła nosić bluzki z mniejszym dekoltem. Kiedy nas zobaczyła zatrzymała się gwałtownie. Ręce jej zaczęły drżeć a usta otworzyły się mimowolnie. Zerknąłem w stronę Tochiego. On również siedział jak zahipnotyzowany. Patrzyli tak na siebie, przez dłuższą chwilę. W końcu, kiedy kłucie w sercu zaczęło mnie irytować, trąciłem Tochiego, który potrząsnął głową, żeby się ocknąć. Dziewczyna zaczęła się uśmiechać, pokazując białe zęby.
- Tochi? Nie wierzę, to naprawdę ty? - Powiedziała jakimś cudem na tyle głośno, że słyszeliśmy ją nawet pomimo głośnej muzyki.
- Nie da się ukryć - Tochi się nie uśmiechał. Co więcej odniosłem wrażenie, że nawet próbuje unikać jej spojrzenia.
- Ile to już czasu?
- Sporo... pracujesz tutaj teraz?
- Taak... botanika to jednak nie jest mój konik. Chciałeś coś zamówić?
- Dwie cole z lodem. Może być? - Zadając pytanie, odwrócił się w moją stronę. Dziewczyna zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem, z nieukrywaną niechęcią.
- Twój przyjaciel? - Zapytała, kładąc na barze dwie szklanki i pochylając się nad nim. Spod zbyt kusej bluzki widać było czarny biustonosz. Odwróciłem twarz, popijając colę. Tochi zmusił się do spojrzenia jej w oczy. Miałem wielką nadzieję, że tylko po to, żeby nie patrzeć się na jej ciało. Uśmiechnął się łagodnie a w jego oczach dostrzegłem nietypowy błysk.
- Właściwie to... - Zaczął, uśmiechając się szeroko. Objął mnie za szyję i przyciągnął do siebie. Musiałem się chwycić blatu, żeby nie stracić równowagi. - To mój chłopak.
Uśmiechnął się promiennie do osłupiałej dziewczyny i w końcu mnie puścił. Rzucił na blat pieniądze i wziął swoją colę. Ja złapałem swoją i pozwoliłem mu na poprowadzenie mnie do jednego ze stolików.
- Nawet nas sobie nie przedstawiłeś - Mruknąłem, gdy siadaliśmy na nakapie przy jednym z okrągłych stołów. Nawet ja sam wyczułem w tym zdaniu złość, ale nie wiedziałem czemu. Chyba... chyba z jakiegoś powodu byłem zły, że Tochi z nią rozmawiał. A może byłem zły, bo tamta dziewczyna ewidentnie do niego zarywała?
- Wierz mi, nie ma kogo przedstawiać.
Przechyliłem głowę w jego stronę i spojrzałem na niego lodowato. Migające w okół światełka, jak miałem nadzieję, tylko potęgowały ten efekt. Tochi westchnął. Pamiętał doskonale o obietnicy, którą mi złożył. Nie mógł nic przede mną zatajać. Wypił kilka łyków coli i spojrzał mi w oczy. Pozostałem niewzruszony na jego spojrzenie, chociaż jak zwykle powodowało, że moje serce zaczynało się topić.
- Dobrze, przyrzekam, że wszystko ci opowiem. Ale jak stąd wyjdziemy, dobrze? Na razie próbuj się dobrze bawić. Trochę tutaj posiedzimy.
Uniósł szklankę i wskazał na Reia, który właśnie zarywał do jakiejś dziewczyny.
- Może być, ale nie myśl, że uciekniesz od tej rozmowy - Powiedziałem, prostując się dumnie i biorąc łyka zimnej coli. Wystarczył jednak delikatny pocałunek w policzek, żebym poczuł przeraźliwe gorąco i zabarwił się na czerwono.
- Chcesz zatańczyć? - Rzucił nagle, pochylając się nade mną. Spojrzałem na niego wymownie, starając się odzyskać rezon.
- Chyba cię pogięło. Nie będę z tobą tańczyć. Jeżeli ktoś nas pozna to będzie po naszej reputacji. No... może nie twojej, ale mojej na pewno.
- Jest ciemno. Zresztą ludzie nie wyglądają tutaj na tak inteligentnych, żeby oglądać wiadomości. No chodź.
Nie zdążyłem zaprotestować, bo Tochi złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę zatłoczonej sali.
- Tochi, nie chcę... - Powiedziałem na tyle głośno, żeby mnie usłyszał, ale nie na tyle głośno, żeby usłyszał mnie ktokolwiek inny.
- Daj, spokój, będzie fajnie. Jak raz na jakiś czas rozerwiesz się w sposób inny niż czytanie książek to nic ci się nie stanie.
- Ale ja nie umiem tańczyć! - Krzyknąłem, gdy DJ puścił jakąś chyba znaną piosenkę, bo wszyscy zaczęli wykrzykiwać jej słowa. Ciężko mi było to powiedzieć. Jako ktoś z porządnej rodziny nie wypadało mi chodzić na dyskoteki. Walc, tango czy inne, wolne tańce to jasne, ale nie wiedziałem nawet jak się tańczy na dyskotece.
- Jak to nie umiesz tańczyć?! -Odkrzyknął Tochi. - Przecież umiesz tańczyć!
- Walc to co innego! Chyba nie myślisz, że będziemy na dyskotece odwalać walca?! Zresztą z tego co mi wiadomo, z ciebie też tancerz średni.
- Z tobą mogę zatańczyć wszystko - Uśmiechnął się, łapiąc moją dłoń. Moje serce wydawało się gwałtownie przyśpieszać, ale może to przez dudniącą muzykę.
- To nie jest dobry pomysł. Ludzie będą się dziwnie patrzeć.
- Nikt nie zwróci na to uwagi. W tym klubie często pojawiają się ,,nietypowe" pary.
- To nie zmienia faktu, że nie umiem tańczyć.
- Poprowadzę - Tochi złapał mnie za ramiona i przysunął się do mojej twarzy, uśmiechając się szeroko. Miałem nadzieję, że w ciemnościach nie zauważy rumieńca, który pojawił się na moich policzkach. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Rzeczywiście, nikt nie zwracał na nas uwagi. Zazwyczaj, jak ktoś na nas spojrzał, albo nas ignorował, albo uśmiechał się i zajmował swoją parą. Jakiś facet tylko przewrócił oczami.
Najchętniej w tej chwili bym po prostu olał Tochiego, odszedł i ocalił resztki dumy, ale Tochi uśmiechał się tak uroczo, że nie mogłem odejść.
- Dobra... ale to pierwszy i ostatni raz. A jeżeli ktoś mnie pozna i będę miał przez to kłopoty to pożałujesz, jasne?
- Jasne.
Złapał mnie za dłonie i stanął w odległości kroku ode mnie. Zaczął się kolejny kawałek. Tochi zrobił krok do tyłu, ciągnąc mnie za sobą w takt muzyki. W sumie nie było to takie trudne. Krok w przód i w tył jak w znanych mi tańcach, tylko z szybszym tempem. Tochi cały czas prowadził i to całkiem nieźle. Udawało mu się poprowadzić kogoś tak niedoświadczonego w tańcu jak ja i muszę z trudem przyznać, że bawiłem się świetnie.

sobota, 14 lutego 2015

Zajączek LXXX - Jazda

Witajcie! I wszystkiego najlepszego z okazji walentynek! Oby dobre yaoice sypały się wam z nieba i żebyście znaleźli miłość równie piękną jak w yaoi :3
A jak nie, żeby było was stać na dobre mangi ^ ^ (chyba nie muszę podawać tematyki?)
Planowałam napisać dla was jakiegoś gratisowego posta, ale tak się szczęśliwie złożyło, że walentynki są w sobotę, więc nie muszę :3
Będę pracować nad tym, żeby w przyszłości gratisowych postów było więcej, ale ostatnio mam tyle pracy i obowiązków, że ledwo znajduję czas na pisanie.
- Taaa... tłumacz się...
W każdym razie jeszcze raz wesołych walentynek a dla wszystkich równie samotnych jak ja - Głowa do góry! Kończą się za dwie godziny! :D
*****************************
Mniej więcej godzinę później do pokoju wpadł Rei. Był ubrany dość uroczyście, jakby szedł na jakiś bankiet a nie kameralne przyjęcie.
- Usagi, kupiliśmy coś dla ciebie. Nie musisz dziękować. Dla ciebie też coś spakowaliśmy, Tochi. Za pięć minut bądźcie przebrani. Nie chcecie się chyba spóźnić, prawda?
Posłał nam jeszcze promienny uśmiech i zamknął drzwi. Przechwyciłem pełne ubolewania spojrzenie Tochiego, ale udawałem, że go nie dostrzegłem.
Szybko przebrałem się w czarną koszulę i granatowe, modne jeansy. Tochi dostał białą koszulę z ciemnym bezrękawnikiem i jeansy podobnego kroju co moje. My dwaj w przeciwieństwie do Reia wyglądaliśmy bardziej jakbyśmy szli na imprezę.
Byliśmy już gotowi, więc pomimo widocznego wahania Tochiego ruszyłem do drzwi.
Na posesji stały już Mei i Su. Ubrane były w stylowe, długie sukieni z falbankami w kolorze zimnego błękitu i złota. W jednej sukience przeważał niebieski a drugiej złoto. Szofer otworzył drzwi do samochodu. Zauważyłem, że przez okno mieszkania przylądała się nam jakaś starsza pani. Możliwe, że ich guwernantka, albo opiekunka. Pewnie miała dbać o to, czy się przyzwoicie ubierają.
Bez słowa wsiadłem do samochodu zaraz za bliźniaczkami i Reiem. Tochi siadł po mojej prawej, widocznie równie niezadowolony z tego, że siedzę koło jego brata, jak ja sam.Bliźniaczki usiadły przed nami, opierając nogę na nogę. Wylądały naprawdę ładnie w naturalnie rozpuszczonych i cudnie układających się włosach. Dziwne, że jeszcze nie miały chłopaków. Były naprawdę piękne, urodziwe, pełne gracji i wdzięku. Oprócz tego emanowały wręcz subtelnością.... Przynajmniej tak mi się wydawało, do czasu, aż po kilku minutach jazdy jakby nigdy nic zaczęły ściągać z siebie sukienki.
Wzdrygnąłem się i w pierwszym odruchu odwróciłem głowę w stronę, z której siedział Rei, który właśnie ściągał z siebie koszulę. Uśmiechnął się do mnie, gdy natrafił na moje spojrzenie. Całe szczęście, że zaraz potem coś zasłoniło moje oczy. Tochi objął mnie i przyciągnął do siebie.
- Coś się stało, Tochi? - Zapytał niewinnie Rei. - Tylko mi nie mów, że jesteś zazdrosny.
- Nie macie za grosz przyzwoitości? - Miałem wielką ochotę wypomnieć Tochiemu jego zachowanie i nutę hipokryzji w jego zachowaniu, ale wstrzymałem się, zważywszy na okoliczności.
- Wiesz doskonale, że nie możemy wychodzić porządnie ubrani z domu. Guwernantka nie pochwala naszego wymykania się na imprezy. Ah... Usagi o tym nie wiedział? Macie przed sobą więcej tajemnic niż mu się wydaje, co?
- Na pewno go to nie obchodziło. A wy nie mogliście się zatrzymać dzieś i przebrać?
- A po co? Zawsze robiliśmy to w samochodzie.
Usilnie starałem sie udawać, że nie istnieję. Wiedziałem, że cały się czerwienię, ale nie próbowałem nawet się wyrwać. Obecna sytuacja była mniej żenująca, niż gdybym sam miał unikać patrzenia na dziewczyny lub Reia. Nagle poczułem się dziwnie niekomfortowo. Przez szpary między palcemi Tochiego zauważyłem Reia, znajdującego się tuż przede mną. Przełknąłem ślinę, starając się udawać, że o niczym nie wiem. Droga nie trwałaby długo, musiałem po prostu to znieść.
- Po pierwsze, teraz nie jedziecie tylko w gronie rodziny. A po drugie: nie zbliżaj się do niego, jeżeli nie chcesz mieć kłopotów.
- Wydaje mi się, że lekko przesadzasz, Tochi - Usłyszałem głos, którejś z bliźniaczek. Zamknąłem oczy, żeby przypadkiem nie patrzeć na w pół rozebrane dziewczyny.
- Usagi jest twoim chłopakiem, ale w takim wypadku oznacza to, że jest częścią naszej rodziny.
- A więc co w tym złego, że zobaczy nas w bieliźnie?
- Zwyczajnie nie chcę, żeby mój chłopak patrzył się na was w takiej sytuacji. To też sytuacja niekomfortowa dla niego.
Zaczynało mnie irytować to, że rozmawiają o mnie tak, jakby mnie tam nie było. Ale mimo wszystko wolałem, żeby tak pozostało.
- Oooo... wreszcie nazywasz go swoim chłopakiem - Powiedział Rei, kładąc ręce na moich udach. Wzdrynąłem się, starając się w niezauważalny sposób złączyć nogi.
- Tak, bo jest moim chłopakiem. Więc łapy trzymaj przy sobie.
- Ojejciu... jesteś zazdrosny. To słodkie.
- Tak, jestem. Więc nie zbliżaj się do niego.
- Wiesz Tochi, prawdziwy związek powinien polegać na zaufaniu.
- Jasne, że mu ufam, ale nie pozwolę nikomu się do niego dobierać. A teraz ubierz się wreszcie.
Potem nastąpiło kilka chwil napiętej ciszy. Nie miałem pojęcia co się właściwie dzieje, ale nawet cieszyłem się, że tego nie wiem. W końcu Tochi poluzował uścisk i zdjął dłoń z moich oczu. Rei zamiast eleanckiej koszuli miał na sobie czarną, obcisłą bluzkę z kołnierzem w kształcie trójkąta. Za to Mei i Su swojej elegancke sukienki zamieniły się w obcisłe, błyszczące, zaskakująco krótkie sukienki ze zbyt dużą ilością brokatu, obie w kolorze złota i obie zdecydowanie zbyt wyzywające. Ledwo udało mi się otrząsnąć, żeby nie patrzeć na nich nachalnie. Jeszcze po Reiu spodziewałbym się takiego ubioru i zachowania, ale bliźniaczki wydawały się pełne dumy i godności. Nie sądziłem, że mogą ubierać się jak typowe nastolatki. A tymbardziej robić takie dziwne akcje.
- A teraz jak się ubrałem, mogę trochę go podotykać?
- Łapy precz - Warknął Tochi, ściskając mnie mocniej. Wyjątkowo mu na to pozwoliłem, bo przy nim czułem się bezpieczniej niż gdybym miał siedzieć przy Reiu.
Kłócili się jeszcze przez jakiś czas, ale tak długo, jak nie wciągali mnie w tą kłótnie wolałem się nie wtrącać. Zerknąłem na bliźniaczki, ale te nawet nie zwracały na nas uwagi. Jedna była aktualnie zajęta czesaniem włosów drugiej. Zapewne kiedy już skończy to się zamienią.
- A ty co myślisz, zajączku? - Powiedział Rei, pochylając się nad moją twarzą. Odwróciłem się w jego stronę. Głupio mi było się przyznać, ale nie miałem pojęcia o czym mówili. A rozmowa przecież była o mnie.
- Ummm... wolałbym, żebyś trzymał się na bezpieczną odległość ode mnie.
- Ojejciu... to takie urocze, że się mnie boisz.
- Wcale się ciebie nie boję. Zwyczajnie nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał.
- Ranisz mnie zajaczku.
Spojrzałem na niego zimno i położyłem dłonie na obejmujących mnie ramionach Tochiego. Rei spojrzał z uśmiechem najpierw na mnie, potem na Tochiego i znów na mnie.
- No dobra - Powiedział w końcu, odsuwając się na bezpieczną odległość, co zaskoczyło mnie znacznie bardziej niż jego wcześniejsze zachowanie. - Ale radzę ci uważać, braciszku. Jak nie będziesz go pilnował to ktoś ci go może zabrać.
- Chłopcy... - Odwróciliśmy się gwałtownie w stronę bliźniaczek. Jedna z nich miała już ułożoną dość ekstrawagancką fryzurę i czesała drugą. Nie jestem dokładnie pewny, która z nich się odezwała. - Moglibyście już przestać się kłócić. Chociaż raz postarajcie się, żeby miło spędzić czas razem.
- Już to widzę. Tochi znowu usiądzie gdzieś z boku i będzie odliczał sekundy do naszego wyjścia.
- Przykro mi, że nie spełniam waszych wymagań, ale tego typu przyjęcia ani trochę mnie nie interesują.
- No tak, pewnie wolałbyś siedzieć teraz w szklarni i patrzeć jak trawa rośnie?
- Tam przynajmniej jest względny spokój.
- Chłopcy... - Westchnęły obie bliśniaczki, więc w końcu zakończyli wymianę zdań. Rei odwrócił się w stronę okna, a Tochi nieco wzmocnił uścisk na moich ramionach.
Dziwne, że nigdy mi nie mówił, że wychodził ze swoim rodzeństwem na takie wypady. Czymkolwek to miało być, bo z każdą chwilą wątpiłem coraz bardziej, że jechaliśmy na skromne spotkanie kameralne.


Wybaczcie, że dzisiaj tak krótko. Postaram się na przyszłość poprawić ^ ^

sobota, 7 lutego 2015

Zajączek LXXIX - Rodzinka

No cześć ^ ^ Z uwagi na to, że ostatnio znacznie częściej wdaję się w rozmowy w komentarzach(co w sumie bardzo mnie cieszy) postanowiłam przypomnieć o kilku rzeczach.
Zdarza się, że ktoś napisze z pytaniem kiedy będą nowe posty i tak dalej. Tak, notki(zazwyczaj) pojawiają się w każdą sobotę.
- Ta.. zazwyczaj. Zazwyczaj to pojawiają się w niedzielę albo poniedziałek. To prawie święto jak wstawiasz coś na czas.
Ale ponieważ zdarzają mi się opóźnienia, przypominam, że na moim fp zawsze wstawiam informacje o tym kiedy pojawia się nowa nota. Czy zwykła czy np. gratisowy post z jakiejś okazji.
https://www.facebook.com/HistorieYaoi?fref=ts
- Czy zwyczajnie nie chce ci się pisać i wstawiasz z tygodniowym opóźnieniem.
Możesz się zamknąć? Próbuję pisać.
Jak macie do mnie jakieś pytania, a nie chce wam się codziennie patrzeć czy odpisałam na komentarz możecie pisać do mnie na fp, wstawiać posty lub wysyłać maile na maile na adres: : katsumii.kasai@gmail.com
To chyba wszystko. Miłego czytania :D


- Oh... no proszę. Kogo my tu mamy... - Usłyszałem z otchłani snu głos Tochiego. Znaczy... brzmiał jak głos Tochiego, ale... nie do końca - Czyż to nie jest nasz zajączek? Wygląda tak uroczo, kiedy śpi.
- Tak, wygląda - Odezwał się drugi głos Tochiego. - Ale nie przypominam sobie, żeby był to ,,nasz" zajączek.
- Nie wiesz braciszku, że należy się dzielić z rodzeństwem?
- Akurat nie nim, więc trzymaj się z daleka.
- Pff... przychodzisz sobie nagle ni stąd ni zowąd i zachowujesz się jakby nic się nie stało? Zwłaszcza po tym, jak wyjechałeś bez słowa.
- Sprowadza mnie tu tylko i wyłącznie konieczność... - Wzdrygnąłem się gwałtownie, gdy podparcie, na którym leżałem, gwałtownie zniknęło. Spojrzałem w górę, na Tochiego, który trzymał drzwi od samochodu, na których jeszcze przed chwilą leżałem.
- No cześć. Tęskniłeś?
Przetarłem oczy i ponownie spojrzałem na chłopaka. Dopiero teraz udało mi się dostrzec, że to nie jest Tochi.
- Niespecjalnie...
Odpiąłem pasy i spojrzałem przed siebie. Byliśmy już pod domem Tochiego. Kilkadziesiąt metrów za nami znajdowała się brama wjazdowa.
- Wielka szkoda. A już myślałem, że coś między nami jest.
Nim Rei zdążył powiedzieć coś jeszcze, albo coś zrobić, Tochi złapał go za koszulę i odciągnął na bok.
- Lepiej uważaj...
- Bo co? Pobijesz mnie?
Westchnąłem ciężko i wyszedłem z samochodu. Wolałem być w pobliżu, na wypadek, gdyby mieli znowu zacząć się bić. Jednak równomierny stukot dwóch par obcasów odwrócił ich uwagę skuteczniej niż ja mógłbym.
- Tochi... co tutaj robisz? - Odezwały się dwa beznamiętne głosy, niespecjalnie zaskoczone.
- Cóóż... widzicie... - Zaczął, ale Mei i Su, ubrane w koronkowe, błękitne sukienki do kolan mu przerwały.
- Czyżby miało to jakiś związek z... - Powidziała jedna z nich, patrząc na mnie znacząco.
- Usagim? - Dokończyła druga, żeby wspomóc siostrę. - Zrobiliście trochę zamieszania.
- Nic dziwnego, że macie teraz kłopoty.
- Rodzice na pewno się ucieszą z waszego powrotu.
- Ale dzisiaj niestety dzisiaj ich nie ma.
- Wrócą za kilka dni.
- W dodatku my też nie możemy się dzisiaj wami zająć.
- Wybieramy się na kameralne przyjęcie.
- Wrócimy rano.
Dostrzegłem w oczach Tochiego prawie niezauważalny błysk. O nie! Nie mam zamiaru robić ,,tego" w domu jego rodziny.
- A... m-może... możemy iść z wami? - Wtrąciłem się gwałtownie. Nie byłem pewny, czy tego chce, ale przynajmniej byłem pewny, czego stanowczo nie chcę. Mei i Su zerknęły po sobie a potem spojrzały na nas. Ich uśmiechy wyglądały na szczere. Sam prawie mógłbym uwierzyć, że są takie są.
- Oczywiście, że możecie.
- Może być całkiem...
- Ciekawie - Dokończyła za siostrę któraś z nich. Tochi nie wyglądał na zachwyconego tym pomysłem, ale zachował tą uwagę dla siebie.
- Zgadzam sie z zajączkiem - Podjął Rei, obejmując mnie za szyję. - Wynajdziemy ci jakieś bardziej odpowiednie rzeczy. Pewnie akurat nie masz przy sobie ubrań na przyjęcie, co?
- N-no nie... ale...
- To ustalone. Idźcie się odświerzyć. Wyjeżdżamy za godzinę. Aha, Tochi, pewnie będziesz czuł się usatysfakcjonowany faktem, że rodzice wyjechali głównie po to, żeby nie pokazywać się nikomu na oczy po twoim występie. Który notabene nam też nie przyniósł chluby.
- Nie robiłem tego dla was, tylko dla zajączka.
- Chłopcy, wystarczy już tego - Odezwała się któraś z sióstr.
- Tochi, Usagi zanieście swoje rzeczy do pokoju. Za godzine jedziemy.


- Co ci odbiło? - Tochi położył moje i swoje bagaże na ziemi i usiadł na krześle przy biurku. - Wiesz doskonale, że to nie może się dobrze skończyć.
Skrzyżowałem ręce na piersi i odwróciłem głowę w bok.
- Chciałem uniknąc głupich insynuacji z ich strony - Wymamrotałem, siadając na krześle przy toaletce i odwróciłem się w stronę lustra. W jego odbiciu widziałem Tochiego, patrzącego mi przez nie w oczy.
- Nie wiem czy chcesz to robić.
- Dlaczego niby nie?
- Zwyczajnie mi zaufaj. Nie jest to grupa, z którą chciałbyś udać się na przyjęcie.
Odchyliłem się na krześle, patrząc na Tochiego do góry nogami. Jego ndopiekuńczość robiła się nieco męcząca. Wiem, że zadawanie się z Reiem było dla mnie niebezpieczne, ale kiedy Tochi był przy mnie niczego się nie bałem. I tak by mnie chronił, nawet gdybym nie chciał.
- Daj spokój, jestem już znudzony ciągłym siedzeniem w domu. Od wieków nie byłem na przyjęciu. Ostatnio prawie nie wychodzimy z domu. Chcę spotkać innych ludzi. Posłuchać muzyki, porozmawiać z kimś... kimś...
- Kimś kto nie jest mną? - Zapytał ze stoickim spokojem, jakby nie przejął się tym, jak naprawdę się tym przejął.
- Nie mów tego takim tonem. Po prostu... tak to jest. Ludzie nie spędzają ze sobą całego czasu. Potem zaczyna robić się to męczące...
- Męczy cię czas spędzony ze mną?
Odwróciłem się gwałtownie, żeby ostro zareagować na to, co powiedział Tochi. Zaskoczyło mnie to, że on uśmiechał się delikatnie, opierając się o ścianę przy łóżku
- Drwisz sobie ze mnie?
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie spokojnie się uśmiechając, jakbym to ja miał to wiedzieć, a nie on.
- Głupek z ciebie. Dlaczego nie chcesz, żebyśmy jechali?
- Po prostu wiem, że nie będziesz się tam dobrze bawił.
- Skąd możesz to wiedzieć? Może akurat będę się doskonale bawił?
- Uwierz mi, że nie.
Powstrzymałem się od ostentacyjnego, głośnego westchnięcia. Postanowiłem spróbować zmienić taktykę.
- Nawet jeżeli nie będę się dobrze bawił - Podjąłem po chwili. - To przecież mogę wrócić. W końcu co może mi się stać na kameralnym przyjęciu?
- Obawiam się, że to może być coś znacznie bardziej niebezpiecznego, niż niewinne przyjęcie kameralne.
Uśmiechnąłem się tak uroczo, jak tylko mogłem. Co nie było trudne, bo całe życie musiałem udawać, że się uśmiecham.
- Przy tobie przecież nic mi nie grozi - Przechyliłem niego głowę i zamknąłem oczy, uśmiechając się szeroko. Odczekałem kilka chwil i już miałem zamiar spojrzeć na Tochiego, kiedy nagle poczułem delikatny pocałunek. Miałem ochotę odskoczyć, ale złapał mnie za ramiona.
- Powinieneś uważać z takimi sztuczkami, zajączku. Nawet nie wiesz jak uroczo wtedy wyglądasz.
Odwróciłem twarz, która zaczęła piec nieznośnie. Dlaczego on zawsze musiał sie tak zachowywać? Nawet moje najsprytniejsze zarywki dla niego było niczym. Ale postanowiłem tym razem wykorzystać tą sytuacje.
- Więc nie masz już nic przeciwko temu, żebyśmy tam poszli?
- Nie podoba mi się to w najmniejszym stopniu - Powiedział spokojnie, opierając dłonie na kolanach i pochylając się nade mną. - Ale skoro ci zależy to jestem skłonny się zgodzić.
Postanowiłem zatrzymać dla siebie uwagę, że właściwie to wcale nie musiałem pytać go o zgodę na cokolwiek. Cieszyłem się,że w końcu spędzę trochę czasu z ludźmi.