Tak, wiem, że kolejny krótki rozdział, ale jakoś tak wyszło mi przy pisaniu. Gdybym zrobiła go dłuższego zająłby nie 4 a 10 stron, a wtedy nie mogłabym się bezczelnie lenić tylko dużo więcej pisać ^ ^
Tak czy tak przypominam o konkursie, w którym jak znam życie i tak nikt nie weźmie udziału.
Jeżeli jednak tak to naprawdę będę bardzo bardzo bardzo szczęśliwa.
- Usaaaagi! Tooochi!
Niechętnie rozchyliłem powieki, zbudzony czyimś krzykiem. Dopiero
po chwili zaczęło do mnie docierać gdzie jestem i co się właściwie dzieje.
Chciałem przetrzeć oczy, ale okazało się, że moje ramiona są w silnym uścisku
Tochiego. Łóżko było dwuosobowe a i tak byliśmy ścieśnieni na małym jego skrawku.
Starałem się wyszarpnąć, ale Tochi tylko wzmocnił uścisk. Znieruchomiałem
momentalnie i uścisk zelżał. Odetchnąłem z ulgą. Nie znosiłem, gdy zachowywał
się jak jakiś wąż. Zresztą nie znosiłem wszystkich jego ,,zwierzęcych” form.
- Tochi obudź się – Powiedziałem spokojnie, żeby przypadkiem
niechcący nie zwołać tutaj Mity. Nie wiem jak bym zareagował, gdyby wpadł i
zobaczył nas w takiej sytuacji.
Oczywiście Tochi ogóle nie reagował na próby obudzenia go.
Dobrze, że zazwyczaj wstawał pierwszy. Nie wiem czy dałbym radę codziennie przez
to przechodzić.
Delikatnie się od niego odsunąłem, żeby zdobyć trochę luzu.
Poczułem jak jego ramiona się napinają, więc jak najdelikatniej i jak
najszybciej wyślizgnąłem się z jego uścisku. Wstałem z łóżka, akurat wtedy, gdy
do pokoju wpadł Mita.
- Dobry. Chcesz śniadanie?
- Cześć. Tak, chętnie. Dzięki, że nas ugościłeś.
- Żaden problem. A tak przy okazji... przynieść ci jakieś
ubranie?
Dopiero po chwili zacząłem pojmować o co właściwie mu
chodzi. Spojrzałem na siebie. Dopiero wtedy zauważyłem, że byłem w samych
bokserkach.
Poczułem jak zalewam
się rumieńcem. Chciałem zasłonić się kołdrą, ale w ten sposób wyglądałbym
jeszcze bardziej żałośnie. Całe szczęście nie zdążyłem się namyśleć co zrobić,
żeby zachować dumę, bo Mita sam zamknął drzwi, pewnie szukać jakichś pasujących
na mnie ubrań.
- Tochi, obudź się.
Zacząłem szarpać za jego koszulę, starając się go dobudzić. Przez
chwilę w ogóle nie reagował, więc uklęknąłem na łóżku koło niego i zacząłem nim
trząść. Mruknął coś tylko przez sen, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął do
siebie, ponownie więżąc w uścisku.
- Tochi, puść mnie. Mita zaraz tutaj przyjdzie.
- Jeszcze pięć minut...
- Żadne pięć minut. Puszczaj mnie natychmiast. I wyjaśnij
mi, dlaczego właściwie spałem w samych bokserkach.
- Usnąłeś w samochodzie. A spałeś tak uroczo, że nie miałem
serca cię budzić.
- To dalej nie jest odpowiedź, dlaczego spałem w samych
bokserkach.
- Nie spałbyś przecież w garniturze. Pogniótłbyś go i byłoby
ci niewygodnie.
- Dobrze, dobrze, a teraz mnie puszczaj!
Niezdecydowanie i powoli uścisk zelżał. Odsunąłem się na
bezpieczną odległość, przykrywając się kocem.
- Coś mnie ominęło, gdy usnąłem?
- Niespecjalnie. Położyłem cię spać i z Mitą trochę
pogadaliśmy.
- Chyba nie chcę wiedzieć o czym...
- Głównie o tobie i twojej rodzinie. Możesz sobie nie zdawać
z tego sprawy, ale Mita naprawdę was lubi i to nie tylko jako zleceniodawców.
- To oczywiste. Pracuje u nas prawie od zawsze. Jako
osiemnastolatek zaprojektował naszą pierwszą firmę, bo rodzicom wyjątkowo
spodobały się jego projekty. Ja wtedy miałem jakieś sześć lat i już wtedy był
dość blisko związany z rodziną. Raz czy dwa był u nas nawet na święta.
- Naprawdę? Czyli ma już...
- 28 lat. Nie wygląda, prawda? Pewnie dlatego, że zarówno
jego ciało jak i umysł zatrzymał się w wieku dwudziestu lat. Pewnie dlatego
dogadujecie się, jakbyście byli w tym samym wieku.
- Bardzo możliwe... - Tochi rozciągnął się, siadając. Miał
na sobie dresowe spodnie oraz luźną, czarną koszulę - To jak, masz jakiś pomysł
na najbliższe kilka dni? Znaczy, czy wiesz co będziemy robić? Nie ma tu nawet
lasu, do którego możemy się udać.
- Nie mam pojęcia. Gdybyśmy mieli chociaż jakieś
pieniądze... co cię tak bawi?
- Nie, tylko... od razu widać, że wywodzisz się z bogatej
rodziny.
- Ale zabawne...
- Wiesz, że tylko się śmieję. Coś się wymyśli.
Powiedział, znajdując się nagle niebezpiecznie blisko mojego
ucha. Chwilę potem złapał mnie za ramiona i przewrócił na materac,
przygniatając do niego ramionami.
- Nie zapominasz się czasami? - Fuknąłem, starając się
wyszarpać tak, żeby nie zrzucić z siebie koca, na czym bardzo mi zależało. -
Pamiętaj, gdzie jesteśmy.
- Gdybym nie pamiętał posunąłbym się o wiele dalej.
- To wcale nie jest zaba-a-ach... - Jęknąlem mimowolnie, gdy
Tochi wsunął rękę pod koc i przejechał po moim kręgosłupie.
- Czyżby czuły punkt?
- N-nie... ale mnie tam nie dotykaj...
- Jakiś ty uroczy.
Powiedział z oczami pełnymi czułości. Nienawidziłem tego
spojrzenia. Całkowicie roztapiało mi serce. Zwłaszcza, że patrzył tak na mnie
zawsze, gdy mówił, że mnie kocha.
- P-przestań się tak gapić.
- Skoro prosisz...
Uśmiechnął się, przysysając się do mojej szyi. Wzdrygnąłem
się, ściskając pościel.
- Tak lepiej?
- N-nie jest... lepiej... mówię serio, przestań... co jak
Mita tu wejdzie?
- Grzecznie poprosimy, żeby wyszedł.
Jęknąłem krótko, odrzucając głowę w tył. Kurczę... facet nie
powinien aż tak łatwo dawać się zdominować. Za to Tochi potrafił doprowadzić
mnie do spazmów w chwilę i to praktycznie bez wysiłku.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale przyniosłem ubrania.
Zamarliśmy w bezruchu. Tochi z rękoma na moich biodrach a ja
pięściami zaciśniętymi na prześcieradle.
- Dzięki Mita - Powiedział w końcu Tochi, schodząc wreszcie
ze mnie. Nabrałem nieodpartej ochoty, żeby umrzeć, albo przynajmniej zapaść się
pod ziemie. - Pomóc ci w robieniu śniadania?
- Jeżeli chcesz, nie pogardzę pomocą. Usagi, zawołamy cię,
jak skończymy.
Obaj wyszli, zostawiając mnie samego. Żaden z nich nie
przejął się tym, że właśnie umieram z zażenowania. Świetnie... musiałem trafić
na dwóch najbardziej pozbawionych wstydu ludzi na świecie. W dodatku z jednym z
nich...
Usiadłem gwałtownie. No właśnie... czy ja i Tochi ze sobą
chodziliśmy? Jego rodzina za każdym razem zwieszała się, gdy musieli określić
nasze relacje. Byliśmy parą? Znaczy... chodziliśmy na takie jakby randki,
mieszkaliśmy ze sobą, nawet ze sobą spaliśmy, tylko... w sumie nigdy mnie nie
zapytał o chodzenie. Wszystko to wyszło jakoś tak samo z siebie. Kochałem go,
on kochał mnie, ale... czy można było to nazwać związkiem? Byłbym głupi, gdybym
uważał, że tak nie jest, tylko... byłem pewny, że związki są bardziej urocze,
pełne uczuć i... i że jak będę w związku to będę o tym wiedział. Z drugiej
strony, Tochi mi się oświadczył a ja raz nawet powiedziałem mu ,,tak".
Tylko on tego nie przyjął. Gdyby tego nie odwołał bylibyśmy w związku, ale...
to takie bezsensu. Dlaczego nie mógł najzwyczajniej w świecie chociaż raz
zapytać mnie o chodzenie? Przynajmniej sprawa byłaby bardziej oczywista. Czy
związek jest prawdziwym związkiem, jeżeli nie poprosi się kogoś o chodzenie?
Westchnąłem ciężko i szybko się ubrałem. Niestety rzeczy,
które dostałem to była dużo za duża koszula Mity, sięgająca mi niemal ud i
szorty, sięgające mi do kolan.
Starałem się uspokoić i przestać się czerwienić, kiedy
stałem już przed drzwiami. W końcu się przemogłem i z opuszczoną głową
wyszedłem. Pierwszy raz byłem w domu Mity, więc trochę zaskoczył mnie salon,
połączony z jadalnią i kuchnią. Od niego prowadziły cztery drzwi. Zapewne do
łazienki, sypialni, wyjścia i pracowni. Tak przynajmniej powinny być
rozmieszczone pokoje w domu architekta.
- O, jednak na ciebie pasują - Powiedział Mita, odwracając
się od kuchenki - Bałem się, że mogą być za duże.
- Są znacznie za duże - Odparłem zimno i beznamiętnie. - I
wyglądam w nich jak idiota.
- Niestety, aktualnie nie dysponuje niczym innym.
- I tak dzięki. Jak na razie musi wystarczyć.
- Za kilka dni pewnie ktoś z twojego rodzeństwa przyniesie
ci jakieś pieniądze. Musisz tylko przeczekać, aż szum wokół waszej dwójki
ucichnie.
Wzruszyłem ramionami. Tochi co jakiś czas zerkał na mnie,
ale nic nie mówił. Doceniałem to, że nie próbuje określić jak wyglądam.
- Jak chcesz możesz coś poczytać. Książki mam w sypialni.
Pokój koło waszego.
- Dzięki - Odwróciłem się na pięcie, lecz po kilku krokach
się zatrzymałem. Przywykłem do tego, że wszystko robiono za mnie a ja w tym
czasie zajmowałem się ważnymi rzeczami. Ale Tochi i Mita nie byli moją służbą.
Nie mieli obowiązku mi usługiwania a mi nie wypadało im na to pozwolić.
- Potrzebujecie pomocy? - Zapytałem cicho, nawet się nie
odwracając.
- A co, chciałbyś pomóc? - Powiedział Tochi. Nawet zrobiło
mi się głupio, że jemu nigdy nie pomagałem. - Właściwie przyda nam się
dodatkowa para rąk, tylko... - Wymienili się z Mitą porozumiewawczym spojrzeniem.
- Umiesz gotować?
- Idiotyczne pytanie. Oczywiście, że nie. Coś tak
trywialnego jak gotowanie zazwyczaj zostawiałem służbie, żeby samemu móc zając
się istotnymi rzeczami. - Prychnąłem, starając się ukryć zażenowanie.
- W takim razie... możesz pokroić bułki. Zrobimy z nich
grzanki - Mita wskazał głową stos bułek, oraz nieprzeciętnie duży, ząbkowany
nóż. - Poradzisz sobie?
- Pokrojenie bułek naprawdę nie wykracza poza zakres moich
umiejętności – Mruknąłem, podchodząc do naszykowanego stosu. Raz po raz
zerkałem na Tochiego i Mitę kręcących się po kuchni. Jakby się zastanowić to
wyglądali na obrany duet. Pewnie mogliby zostać nawet przyjaciółmi.
W sumie jakby się zastanowić to Mita w tej chwili był jedyną
osobą, którą mogłem nazwać przyjacielem. Tylko do niego spoza rodziny mogłem
się zgłosić, żeby mi pomógł. Dobrze się dogadywaliśmy i nawet umiał trzymać mój
związek i Tochiego w tajemnicy, kiedy była potrzeba. Ciekawe, czy właśnie tak
wygląda przyjaźń….