piątek, 30 grudnia 2016

4 LATA! - Zajączek CXXXV

Łał. Ciężko mi w to uwierzyć, ale dzisiaj, właśnie dzisiaj mijają dokładnie 4 lata, od kiedy wstawiłam pierwszą część ,,AkixKei". Podczas każdej rocznicy troszeczkę mnie to bawi, że tak bardzo nie miałam życia, że bloga założyłam dzień przed sylwestrem, ale bardziej się cieszę, że mija kolejny rok, a ja dalej piszę dla was i dalej sprawia mi to niesamowitą frajdę. Gdy widzę, że moje posty wam się podobają, gdy patrzę na statystyki i przede wszystkim komentarze. Wiem, że czytacie to za każdym razem, gdy jest jakieś święto, ale uwielbiam też wam za to dziękować. Bo tylko dzięki wam tak naprawdę mam ochotę tworzyć tego bloga i nawet kiedy się dołuję, bo mam gorszy okres, albo dostaję odmowę od wydawnictwa, wystarczy, że poczytam wasze komentarze i juz czuję się lepiej. Raz jeszcze dzięki.
A teraz, bez dalszych wstępów - zapraszam na post, który wybraliście.
_________________________________


- Nienawidzę żyć... - Powiedziałem do siebie niemal szeptem. Spojrzałem na pierścionek na moim palcu, żeby przypomnieć sobie, dlaczego w ogóle to robię. Głupi Tochi... nienawidzę go. Jeżeli powie cokolwiek, to z nim zerwę. Wepchnę mu ten pieprzony pierścionek do gardła, a potem odejdę.
- Zajączku? - Drzwi starej chatki leśniczego zaskrzypiały, gdy ktoś je otworzył. Zamknąłem oczy, już teraz zalewając się rumieńcem. Tochi właśnie przechodził do stołu, gdzie leżała kartka złożona na pół, z jego imieniem na wierzchu, a tuż obok duży bukiet kwiatów. Właśnie ją otwierał i czytał krótką wiadomość: ,,W łazience".
Nie powinno mnie tu być. Powinienem to całkowicie olać, siedzieć teraz na łóżku i czytać jakąś książkę i ani trochę się nie przejmować pieprzonymi urodzinami Tochiego. No ale... jakoś musiałem mu wynagrodzić to, że zapomniałem. Albo może raczej... nie miałem pojęcia. Przecież nie była to moja wina! Nigdy mi nie powiedział kiedy ma urodziny. Co prawda on o moich pamiętał, ale... GRRACH! JA NIE MOGŁEM POGADAĆ Z JEGO RODZINĄ TAK PO PROSTU! JAKBYM ROZMAWIAŁ Z REIEM TO PEWNIE TOCHI BY MI TEGO NIGDY NIE WYBACZYŁ, A MEI I SU MNIE PRZERAŻAŁY! Wziąłem głęboki wdech i nerwowo przetarłem oczy. jak mogłem wpakować się w coś takiego? Ach... no tak.
***
Zaczęło się to rano. O dziwo nie obudził mnie zapach herbaty, ani kakao, ani grzanek, ani... nic w tym rodzaju. Otworzyłem oczy, a Tochi leżał tuż przy mnie, obejmując mnie ramionami. Sięgnąłem po telefon i spojrzałem na zegarek. Zbliżała się już 10. Tochi nigdy nie spał tak długo. Przez myśl mi nawet przeszło, czy przypadkiem nie jest chory. Przyłożyłem dłoń do jego czoła, ale nie umiałem stwierdzić, czy coś mu jest. Ciekawe jak miałbym to zrobić, gdy tego typu rzeczy widziałem tylko na filmach.
- Co robisz? - Wzdrygnąłem się, gdy niespodziewanie Tochi się odezwał i spojrzałem na jego delikatny uśmieszek.
- Umm... ja... chciałem sprawdzić, czy nie jesteś chory.
Chciałem zabrać dłoń, ale Tochi chwycił mnie za nadgarstek i przejechał językiem po mojej skórze.
- To słodkie. Ale dlaczego myślałeś, że coś mi jest? - Usiadł na łóżku. Jak wtedy się nad tym zastanawiałem, to dostrzegałem ostatnio w nim coś... dziwnego. Ciężko mi było to opisać, ale przez ostatnie kilka dni dostrzegałem w jego zachowaniu, głosie, a nawet uśmiechu coś... smutnego?
- Długo nie wstawałeś - Stwierdziłem niepewnie.
- Postanowiłem zrobić sobie dzisiaj dzień dziecka. Raz w roku mogę - Rozciągnął się i objął mnie jednym ramieniem. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem w jego słowach nie ma jakiegoś głębszego przekazu. Raz w roku... była dzisiaj jakaś szczególna data? Rocznica? Nie, chyba za wcześnie... może jakaś miesięcznica naszego wspólnego wyjazdu, czy coś w tym rodzaju? Cholera, chyba nie.
Ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałem zaskoczony na Tochiego. Raczej nie miewaliśmy gości... o czymś zapomniałem? Tochi podniósł się z łóżka i po chwili wpuścił do środka... listonosza? Mężczyzna w drzwiach miał typowy uniform miejscowej poczty, w jednej dłoni trzymał sporą paczkę, a w drugiej bukiet kwiatów. Mimowolnie poczułem uczucie zazdrości, że wysyła Tochiemu kwiaty. Ale było to okropnie żałosne i nie chciałem myśleć w ten sposób.
- Oh, witam panie Tochi -  Patrzył prosto przed siebie i za wszelką cenę starał się nie odwracać głowy w stronę łóżka. - Mały prezent od ludzi z wioski, dla najlepszego leśniczego, jakiego mogliśmy sobie wymarzyć. Dziękujemy za twoją pracę i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - Uśmiechnął się szeroko, a moje serce nagle się zatrzymało. U-urodziny? Dlaczego nic nie wiedziałem?! Tochi... nigdy mi nie powiedział kiedy ma urodziny! A teraz to ja wychodziłem na dupka, bo nie wiedziałem.
- Oh dziękuję bardzo, ale nie trzeba było - Uśmiechnął się szeroko leśniczy i odebrał paczkę.
- Oczywiście, że trzeba było. Urodziny to ważny dzień, a wszyscy jesteśmy panu bardzo wdzięczni za pana pracę. Taki mały upominek od wszystkich. A teraz pan wybaczy, ale...
- Jasne, bardzo dziękuję. I proszę podziękować wszystkim - Listonosz skłonił się lekko i zawrócił. Patrzyłem w całkowitym milczeniu, jak Tochi kładzie kwiaty na stole i otwiera zapakowaną paczkę. W środku kartonu znajdował się list, pudełko czekoladek, oraz... ekspres do kawy. Serio kupili mu ekspres do kawy? Zostawiona przy nim zostawiona kartka: ,,żebyś miał siłę do pracy, którą tak świetnie wykonujesz".
- Mogłem to zwrócić... - Powiedział Tochi, zerkając w stronę drzwi. Zachowywał się, jakby nic się nie stało, a przecież się stało. Nie miałem pojęcia o jego urodzinach! Poczułem się jak śmieć. - To trochę za drogi prezent jak dla mnie.
- Powinienem cię przeprosić co? - Mógł się na mnie wściekać, całkowicie sobie na to zasłużyłem. Ale wolałem to znosić, niż trwać w ciszy. - Przepraszam...
- O czym ty mówisz? - Uśmiechnął się w moją stronę z lekkim rozbawieniem. Skrywał się za tą maską, ale wiedziałem, że nawet jeżeli nie jest zły, to z całą pewnością zawiedziony.
- Nie miałem pojęcia o twoich urodzinach, o tym mówię. Czuję się okropnie...
- Zajączku...
- Nie. Nie udawaj, że nic się nie stało. Znam cię już trochę, widzę, że jesteś zawiedziony. Nie mogłem wiedzieć, wiem i wiem, że chcesz to powiedzieć, ale to ja powinienem się tłumaczyć, a ty powinieneś być wściekły. Bo przecież jesteś wściekły i zawiedziony. Tyle czasu jesteśmy... razem, a ja nawet nie wiem o takich rzeczach. A ty urządziłeś mi urodziny i...
- Zajączku
- Nie. Ja... - Nawet nie zdążyłem dokończyć, kiedy uciszony zostałem namiętnym pocałunkiem. Tochi przylgnął do mnie ustami, całując mnie coraz namiętniej, aż przechylił się na materac, przygniatając mnie do niego.
- Powiedz mi, jak ty to robisz - Szepnął, gdy uwolnił moje usta. - Że nawet jak jesteś winny, sprawiasz, że odczuwam wyrzuty sumienia?
- A to ja powinienem je czuć. Nie chcę, żebyś przeze mnie był smutny - Tochi uśmiechnął się czule i znowu mnie pocałował. Mógł kłamać, ale wystarczyło, że spojrzałem w jego oczy, żebym zobaczył, jak bardzo go skrzywdziłem. - Jakoś ci to wynagrodzę - Powiedziałem, podnosząc się z materaca. - Powiedz mi wszystko co chciałbyś dostać, załatwię to...
- Nie musisz mi nic kupować, naprawdę.
- Ale co byś chciał dostać? Wiem, że nawaliłem po całości, ale...
Kolejny pocałunek całkowicie mnie uciszył. Zawsze lubiłem jego pocałunki, ale teraz smakowały wyrzutami sumienia.
- Muszę zająć się lasem. A ty się kompletnie nie przejmuj.
- Mogę iść z tobą? - Podniosłem wzrok i spojrzałem na niego prosząco. To był ostateczny test.
- Lepiej odpocznij. Wrócę dzisiaj wcześniej - Pocałował mnie krótko w policzek i poszedł się przebrać do łazienki. Pieprzony kłamca... chociaż raz mógł okazać niezadowolenie! Jak miałem wiedzieć, że zachowałem się jak skończony debil, skoro mi tego nie mówił?!
- Ah, przepraszam, nie zdążyłem zrobić ci śniadania. Przygotujesz sobie płatki, dobrze? I o mnie się nie martw, mam kanapki - Uśmiechnął się po raz ostatni i wyszedł... tak po prostu. Nawet bez jakiegokolwiek słowa, które mogłoby mi pozwolić popadać w depresje przez cały dzień. Czekałem parę minut, ale Tochi nie wrócił, żeby mnie ochrzanić. Czyli musiałem wybłagać jego wybaczenie w inny sposób. Zerwałem się z łóżka i tak szybko jak tylko umiałem, przebrałem się w normalne ciuchy. Tochi powiedział, że wróci dzisiaj wcześniej, więc miałem niewiele czasu. Chwyciłem tylko bułkę, żeby po drodze nie zemdleć z głodu i poszedłem jak najszybciej do miasteczka. Droga była długa, a ja szedłem dość szybko, więc zaraz zaczęły boleć mnie nogi, a oddech gwałtownie przyspieszył. Musiałem zwolnić, ale i tak starałem się utrzymywać równe tempo. W miasteczku parę ludzi obejrzało się na mnie z uśmiechem, ale usilnie starałem się ich ignorować. W pierwszej kolejności poszedłem do kwiaciarni. Tak, kwiaty to rzecz, od której powinienem zacząć.
- Ktoś tutaj ma minę, jakby zapomniał o czyichś urodzinach - No tak, prawie zapomniałem jak perfidnie bezpośredni potrafili być tutejsi ludzie.
- Nie zapomniał - Oburzyłem się od wejścia. - Tylko...
- Czerwone kwiaty? - Kwiaciarka uśmiechnęła się przyjaźnie i sięgnęła po czerwony papier.
- Poproszę. Duży i drogi bukiet - Kwiaciarka uśmiechnęła się, jakbym właśnie potwierdzał jej słowa.
- Będzie gotowy za paręnaście minut. Tymczasem możesz się udać do sklepu z przebraniami. Dotarło tam coś ciekawego i mógłbyś... - Zawahała się, jakby właśnie uświadomiła sobie, że chce powiedzieć coś okropnie żenującego. - Wziąć to dla kogoś z tego wielkiego miasta. Tutaj raczej nikt z tego nie skorzysta. I może przy okazji wpadłbyś na coś dla naszego leśniczego - Przechyliła głowę na bok i uśmiechnęła się promiennie. Nienawidziłem ludzi stąd, że tak doskonale orientowali się w tym, co łączy mnie i Tochiego. I co najgorsze, od kiedy kupiłem tutaj królicze uszy, spodziewali się po nas nie wiadomo jakich perwersji.
Opuściłem kwiaciarnię i poszedłem do sklepu z przebraniami. W środku było mrocznie, a na ścianach porozwieszane były maski i różne stroje, głównie dla dzieci.
- Oh, witamy - Za kasą stał Młody mężczyzna, którego chyba tutaj nie widziałem. Może był bratem, albo synem właścicielki, czy coś takiego? Poczułem się trochę niepewnie, bo doskonale zdawałem sobie sprawę, że mężczyźni, zwłaszcza w takich małych miasteczkach, byli bardzo sceptycznie nastawieni na związki homoseksualne.
- Umm... witam... - Podszedłem do lady i rozejrzałem się dookoła. - Ja... miała być tu jakaś paczka, która miała...
- Ah, to ty umawiasz się z naszym leśniczym? - Facet bardzo niezdrowo się ożywił na wieść o tym. Zaczął się szerzej uśmiechać i nawet pochylił się w moją stronę. - Nawet nie wiesz jak was podziwiam. Nie wstydzicie się obnosić z tym, że jesteście ze sobą i...
- My się nie obnosimy, tylko...
- Tylko wszyscy wiedzą, że jesteście razem. Tak wiem, jak to jest w małych wsiach, ale i tak jestem pod wrażeniem. I zachowujecie się już prawie jak małżeństwo. ładny pierścionek - Uśmiechnął się delikatnie i położył na stole paczkę, nim zdążyłem się jeszcze bardziej speszyć. Kiedy ją otworzył, wyciągnął ze środka... strój pokojówki. Zrobiło mi się słabo, gdy na to patrzyłem.
- Co to niby... - Podniosłem oburzony wzrok na sprzedawce. Czy oni naprawdę mieli mnie za aż takiego perwersa?! Chyba śnili, jeżeli myśleli, że to zrobię.
- Dostaliśmy to w ostatniej dostawie, ale tutaj to nie zejdzie. Pomyśleliśmy, że mógłbyś sprzedać to gdzieś w wielkim mieście - Uśmiechnął się promiennie, ale nie mogłem uwierzyć w to, że nie kłamie.
- Ah... dzięki... - Nie założę tego na wieczór, nie ma mowy! Już ledwo przeżyłem królicze uszy, a teraz...
- Zdradzę ci, że ktoś tutaj zasłyszał plotkę, że nasz leśniczy ma słabość do pokojówek - Spojrzałem na niego nieufnie. - Podobno uważa, że są... urocze.
- Może sprzedam to koleżance. Lubi takie stroje - Powiedziałem chłodno, wbijając wzrok gdzieś w ścianę. Mężczyzna tylko uśmiechnął się i spakował wszystko do torebki. Dorzucił coś jeszcze i wpakował w ich firmową torbę. Świetnie... bo nie dość się już ośmieszyłem.
Wziąłem od niego torbę, potem kwiaty i wróciłem...
***
No i tak to się skończyło. Teraz siedziałem w tej żałosnej łazience, w czarno-białym stroju pokojówki. Wiązany był z tyłu czarną tasiemką, którą bardzo prosto dało się rozwiązać i zdjąć. Na nogach miałem białe... cholera wie jak to się nazywało. Takie długie, białe podkolanówki, które jedna kończyły się dopiero na moich udach i jeszcze podpięte były jakąś tasiemką do dołączonych majtkach. Najgorszą częścią jednak była krótka spódnica, ledwo zasłaniająca moje bokserki. Cóż, przynajmniej była tak falbankowana, że zasłaniała wszystko pod spodem. Z tyłu, za fartuszek zaczepiłem zajęczy ogonek, a na głowie opaskę z uszami. Dodatkowo właściciel sklepu był na tyle ,,miły", że dorzucił grubą, czerwoną tasiemkę z instrukcją, jak ładnie zawiązać ją na szyi.
Siedziałem oparty o brzeg wanny i za wszelką cenę próbowałem nie umrzeć ze wstydu.
Drzwi powoli się otworzyły i stanął w nich Tochi. Patrzył na mnie  z szeroko otwartymi oczami i ustami, uważnie lustrując każdy kawałek mojego ciała.
- Jeżeli w sklepie mnie oszukali i wcale nie... - Nie dokończyłem, gdy Tochi podszedł i pocałował mnie namiętnie. Nawet bardziej namiętnie niż miał to w zwyczaju. Z jednej strony poczułem ulgę, ze nie ośmieszyłem się na darmo, ale z drugiej, oznaczało to baaardzo długą noc.
- Wyglądasz cudnie - Szepnął, gdy w końcu mnie uwolnił. - Pamiętałeś - Uśmiechnął się i zaśmiał krótko. Speszony odwróciłem twarz. Najchętniej w ogóle nie pozwoliłbym mu na siebie patrzeć.
- Nie waż się więcej tego robić... - Szepnąłem. Tochi wyglądał na zaskoczonego, więc kontynuowałem. - Nie udawaj, że nic się nie dzieje, kiedy się dzieje. Jesteśmy parą, powinienem wiedzieć, kiedy jesteś zły. Na tym chyba polega związek, prawda?
Tochi uśmiechnął się i delikatnie opuścił głowę, opierając ją o moją pierś.
- Nie byłem zły - Szepnął, kładąc dłoń na moim boku. - Byłem... zawiedziony. Byłem smutny, że nie wiesz o moich urodzinach, ale po chwili zdałem sobie sprawę, że nigdy nie powiedziałem ci, kiedy je mam. Więc byłem zły na siebie, bo wiedziałem, że to moja wina, a nie chciałem być zły. Musiałem trochę pobyć sam... ale powiem szczerze, było warto - Znowu podniósł wzrok, a w jego oczach dostrzegłem ten typowy dla niego błysk. - Gdybym cię poprosił, nigdy byś tego nie założył, prawda?
Coraz bardziej i bardziej zażenowany odwróciłem głowę.
- Pewnie tak... - Szepnąłem.
- A naprawdę byłoby szkoda zmarnować taki widok - Nim zdążyłem wyzwać go od perwersów, bez najmniejszego skrępowania zaczął jeździć dłońmi po moich niemalże nagich nogach.
- P-perwers... - Prychnąłem. Jego dłoń jechała coraz wyżej, aż dotarła do ud, przez co nerwowo je ścisnąłem.
- Wiesz co zajączku? - Jedną ręką objął moją szyję - Może nie jest to pierwszy prezent, który dzisiaj dostałem, ale zdecydowanie najlepszy jaki dostałem w życiu.
Spojrzałem na niego lekko zaskoczony. Zbliżył się do mojej twarzy i zębami rozwiązał kokardkę, którą miałem zawiązaną na szyi. Odrzucił ją na bok i zaczął dobierać się do mojej skóry. Dłoń między nogami zaczęła się poruszać mimo mojego sprzeciwu, jadąc coraz wyżej i wyżej.
- Jesteś aż takim perwersem? - Nagle zauważyłem, że mój oddech lekko przyspiesza.
- Nie mówię o stroju - Uśmiechnął się, ale bez perwersji, tylko... z niesamowitą czułością. Było to tym dziwniejsze, że własnie wjechał dłonią ponad pończochę i zaczął dotykać gołej skóry na moich udach. Drugą ręką podniósł moją twarz. - To ty jesteś najlepszym prezentem, który kiedykolwiek dostałem.
Patrzyłem w jego oczy i czerwieniłem się coraz bardziej i bardziej. Cholerny Tochi... potrafił mówić takie rzeczy... i chociaż ubrany byłem cholernie skromnie, nagle zrobiło mi się gorąco.
- Jesteś okropny... - Szepnąłem, a po wzroku Tochiego dostrzegłem cień satysfakcji, że już mnie ma. Pocałował mnie gwałtownie, a jego dłoń zaczęła pieścić moją męskość przez majtki. W oczach zakręciły mi się łzy rozkoszy, a moje ciało coraz mniej chciało mnie słuchać. Niemal osuwałem się po wannie, aż obaj wylądowaliśmy na podłodze. Kafelki były zimne, ale możliwe, że to przez to, że ja już byłem rozpalony.
- Mój śliczny, słodki, uroczy - Szeptał, całując mnie po szyi i obojczykach. Jego dłonie wędrowały po mojej skórze i tym okropnym stroju, szukając wszystkich miejsc, przez które mógł mnie dotykać. - Zajączek - Szepnął prosto do mojego ucha, które delikatnie przygryzł. W tym czasie podwinął dół stroju aż do bioder, odsłaniając całe nogi w kusych pończochach, przyczepione do koronkowych majtek. Odwróciłem głowę na bok, rumieniąc się jeszcze bardziej. Chciałem zacząć się tłumaczyć, że to nie był mój pomysł, że tak było w stroju...
Schylił się i zaczął przejeżdżać językiem po mojej męskości. Jęknąłem krótko, odrzucając głowę do tyłu. Między nogami zrobiło mi się nagle gorąco, gdy zaczął mnie pocierać, ssać i całować. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, jak niewiele potrzebuje, żeby mnie podniecić. Minęło ledwie parę chwil, a ja już leżałem rozwalony, rozpalony, cały czerwony, dysząc ciężko i lekko pojękując.
- Jesteś tak cholernie seksowny - Szepnął, zsuwając ze mnie majtki. Złączyłem nerwowo uda, albo raczej próbowałem, bo między nimi dalej siedział Tochi.
- Ach... T-tochi... - Spojrzałem na niego rozpływającym się wzrokiem. - Chodźmy na łóżko.
- Nie. Chcę mieć cię tutaj. Każda sekunda oczekiwania byłaby dla mnie mordęgą. Wezmę cię tutaj i teraz - Szepnął, a jakby na potwierdzenie swoich słów zaczął wsuwać we mnie palce. Brzeg wanny, o który się opierałem, był twardy i nieprzyjemny, ale po chwili nie mogłem już nawet o tym myśleć, gdy zwinne palce Tochiego zagłębiały się w moim wnętrzu, raz po raz naciskając jakieś dziwne punkty we mnie, które rozpalały mnie jeszcze bardziej. W wyniku czego, nim doszliśmy do konkretów, ja prawie byłem na granicy.
- Tochi... - Jęknąłem przez łzy rozkoszy. - Ja... tak długo nie wytrzymam... - Zrobiłem się jeszcze bardziej czerwony, o ile w ogóle było to możliwe. Było mi cholernie wstyd, że jeszcze nawet nie zaczęliśmy... ,,tego" robić, a ja już byłem bliski dojścia.
- Nie krępuj się - Szepnął, perwersyjnie zlizując łzę, która spłynęła mi po policzku, powodując u mnie kolejny jęk. - W końcu mamy przed sobą całą, dłuuugą noc. Chcę doprowadzać cię do takiego cudownego stanu jeszcze wiele, wiele razy - Chciałem szepnąć ciche ,,perwers" pełne oburzenia, ale przez podniecenie brzmiało to niemal tak, jakbym wyszeptał jego imię.
Tochi dotrzymał słowa. Miałem wrażenie, że obracał mnie przez wiele godzin, ale to wrażenie mogło być spowodowane tym, że jak zwykle poruszał się we mnie szybko i gwałtownie. Parę razy zmieniał pozycję i szeptał mi zbereźnie, że chce mnie zobaczyć ze wszystkich stron, a ja nie miałem nawet siły wyzwać, jęcząc przez łzy rozkoszy.
- Zajączku - szepnął, po raz kolejny całując mnie po dłoni, na której miałem obrączkę. Leżeliśmy już na łóżku, albo raczej ja leżałem. Tochi siedział między moimi rozłożonymi nogami i dalej mnie posuwał, odbierając mi całkowicie oddech swoimi ruchami. - Następnym razem... - Zrobił krótką przerwę, żeby złapać oddech. Na jego nagiej klacie lśniły kropelki potu i... uch, moja własna sperma. Pochylił się nade mną i zaczął szeptać mi do ucha. - Możesz kupić smycz i kajdanki. To będzie bardzo praktyczny prezent.
- Perwers! - Oparłem dłonie na jego piersi i odwróciłem głowę. Jego niedoczekanie! Na pewno nie zrobię czegoś takiego! - Nad sobą usłuszałem śmiech, a potem te okropne, słodkie słówka, które całkowicie odbierały mi kontrolę nad moim ciałem.
- Ja... ciebie też... - Szepnąłem dysząc ciężko. W niemalże całkowitej ciemności, dwie obrączki lśniły niczym słońce.

wtorek, 27 grudnia 2016

Lekcja życia XVI - Piknik

Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, aż w końcu stwierdziłem, że nie dam rady czytać. Nie, kiedy sensei jest tak blisko i ciągle mnie dotyka. Zresztą, zrobiłem się trochę głodny.
- Sensei...
- Obiad, czy na razie jakaś przekąska? - Zapytał od razu. Byłem całkiem zaskoczony, bo jeszcze nawet nie powiedziałem czego chcę. Czytał mi w myślach, czy..?
- Nie czytam w myślach - Zerknął na mnie kątem oka z delikatnym uśmieszkiem. Byłem zaskoczony jeszcze bardziej, ale nawet nie mogłem odpowiedzieć. - Domyśliłem się, że mogłeś już zgłodnieć. Zrobiło się trochę późno,. Pytanie, czy chcesz już obiad, czy jeszcze przekąskę.
- Umm... jeszcze nie jestem jakoś bardzo głodny...
- Super, to mam już plan na dzisiaj. Zrobimy jakąś przekąskę, a potem zabierzemy się za robienie obiadu, bo trochę czasu to nam może zająć.
- Potrzebujesz pomocy w... tej przekąsce? - Zapytałem niepewnie. W końcu ciągle wrabiał mnie w jakąś pracę, więc stwierdziłem, że lepiej będzie jak zapytam, niż gdyby sam miał mi wydać polecenie. Przynajmniej tak to chyba powinno wyglądać w związku...
- Tym się sam zajmę. Mam coś prostego i szybkiego dla nas. Ale pomożesz mi przy obiedzie. Wierz mi, spodoba ci się - Ostatni raz zmierzwił mi włosy i wstał z kanapy. Musiałem podnieść głowę, żeby wstał. Nagle zrobiło mi się cholernie niewygodnie. Brakowało mi kolan senseia... i w sumie jego dotyku tak samo. W końcu zamknąłem książkę i odłożyłem ją na stolik. Zerknąłem za to na książkę, którą polecił mi sensei. Naprawdę... jak mógł tak po prostu czytać takie książki? Sam gejowski seks wydawał się obrzydliwy... ale jeszcze o tym czytać? To prawie tak jak zwykły pornos... czułem, że jeszcze długo nie będę mógł zrozumieć dokładnie homoseksualizm senseia...
Po chwili wrócił do pokoju. Co mnie najbardziej zaskoczyło, w dłoniach trzymał... koc. A przecież nie mieliśmy nigdzie wychodzić... przynajmniej miałem takie wrażenie. Poczułem zimny dreszcz na samą myśl o tym, że mielibyśmy wyjść na piknik gdzieś w miejsce publiczne. Patrzyłem na niego lekko przerażony i tylko przerażenie to powoli zamieniało się w zaskoczenie, gdy zaczął rozkładać koc na podłodze. Widząc mój wzrok, uśmiechnął się tylko.
- Nie pójdziemy na prawdziwy piknik... na pewno nie w najbliższym czasie, ale któregoś dnia się wybierzemy. Więc zrobimy sobie piknik tutaj - Powiedział z promiennym uśmiechem. Ostentacyjnie poklepał koc, a ja byłem tak zaskoczony, że bez słowa usiadłem na podłodze. Patrzyłem na niego w zaskoczeniu, gdy znowu zniknął z pokoju. Po chwili wrócił z jedną, wielką miską wypełnioną truskawkami, którą trzymał w jednej ręce, w drugiej zaś niósł tubkę bitej śmietany. Wpatrywałem się w to chwilę, aż całkowicie zaniemówiłem. Czy to... to to czego oczekiwałem? Mimowolnie przez głowę przebiegła mi strona w internecie, gdzie czytałem o tym, jak zabawiać się owocami i bitą śmietaną. Gdybym nie był aż tak zaskoczony i przerażony, zapewne skuliłbym się zażenowany i przerażony. Właściwie to nawet nie wiedziałem na czym ta zabawa miałaby polegać, ale i tak się bałem... nie czułem się jeszcze przygotowany na... tego typu rzeczy.
- Pamiętasz jak przy śniadaniu mówiłem, że jest to przygotowanie do tego, co planuję później - Powiedział z chytrym uśmieszkiem. - To właśnie to, co planowałem na potem - Byłem coraz bardziej i bardziej przerażony. Wziął truskawkę i nałożył na nią trochę bitej śmietany. Ostatecznie zacisnąłem przerażony powieki. Byłem zbyt przerażony, żeby zrobić cokolwiek.
Na podbródku poczułem delikatny dotyk, a chwilę później do moich ust przyłożone zostało coś zimnego. Niepewnie otworzyłem oczy. Całkowicie zaskoczony stwierdziłem, że zamiast się na mnie rzucić i mnie rozebrać, sensei po prostu przykłada truskawkę do moich ust. Całkowicie zszokowany otworzyłem usta, dając się nakarmić. Poczułem przyjemny, słodki smak porządnych, dojrzałych truskawek, ale nawet nie mogłem się nimi rozkoszować, zbyt zaskoczony tym, co się stało.
- No co? - Sensei uśmiechnął się z rozbawieniem, widząc moją minę. Wziął jedną truskawkę i sam się nią poczęstował. - Chyba nie spodziewałeś się po mnie jakichś perwersji, co?
- N-no nie, ale... - Błyskawicznie odwróciłem głowę, żeby jakkolwiek ukryć rumieniec, który zalał całą moją twarz. - Przygotowywałem się do lekcji i... czytałem co nieco o... różnych rzeczach i tam były truskawki i bita śmietana i...
- Oho, czyli ktoś odrobił lekcje, no brawo - Wyglądał na nieco zaskoczonego, ale i też rozbawionego. - Mówiłem ci, nie masz czego się obawiać. Dopóki sam się nie zdecydujesz, nie będę cię do niczego zmuszał. Jeżeli któregoś dnia zdecydujesz się, że chcesz iść ze mną do łóżka to proszę bardzo, ale dopóki nie... - Wziął jedną truskawkę, nalał na nią bitą śmietanę i przyłożył mi ją do ust. Posłusznie ją wziąłem, jeszcze bardziej się rumieniąc. Tyle go znałem, a dalej oczekiwałem, że po prostu mnie wykorzysta. Mimo tego, że przecież już wiele razy mi wyjaśniał, jak jest.
- Przepra...
- Ćśśś - sensei przyłożył palec do moich ust. - Nie przejmuj się tym. Pewnego dnia pewnie pójdziemy razem do łóżka, a ja nie będę miał nic przeciwko - Tutaj błysnął szerokim uśmiechem, który sprawił, że jeszcze bardziej się speszyłem, a właściwie w tej chwili zrobiłem się cały czerwony. Co on w ogóle sobie myślał? - I wtedy się okaże, że wszystko, czego się się po mnie spodziewasz, tak naprawdę jest prawdą - Wziął kolejną truskawkę, tym razem wkładając ją sobie do ust. - Tak naprawdę jestem naprawdę perwersyjną osobą - Zaśmiał się krótko i kolejna truskawka powędrowała do moich ust. Zarumieniony tym razem otworzyłem usta i przysunąłem się, by wziąć owoc do ust.
- To... - Powiedziałem, gdy przełknąłem już zawartość moich ust. - To co planujesz, kiedy... w sensie później?
- No cóż, jest wiele rzeczy, które moglibyśmy robić. Nie będę ci ich opowiadał, bo się jeszcze przestraszysz. A ja nie mogę zniechęcać uczniów - Uśmiechnął się promiennie. - Na razie zajmiemy się dalej randkowaniem, zrobimy parę możliwości, jakie można zrobić na randkach, a potem... możemy przejść do teorii z seksualności, ale zobaczymy, czy będziesz na to gotowy.
Miał już sięgać po kolejną truskawkę, kiedy zawahał się, uśmiechnął i przysunął mi miskę. - Teraz ty spróbuj.
- Chwilę... ja? - Wzdrygnąłem się zaskoczony. Przez chwilę się zastanawiałem o co mu właściwie chodzi, ale mimo chęci nie mogłem się przekonać, że nie ma na myśli wsadzenia mu truskawki do ust.
- Jasne, od tego mamy te zajęcia, prawda? Też musisz się uczyć o takich sprawach. Kto wie, czy ci się to nie przyda.
Spojrzałem niepewnie na truskawki, na senseia i znowu na truskawki, ale w końcu stwierdziłem, że przecież sam się o to prosiłem. Wziąłem truskawkę, bitą śmietanę i nałożyłem ją ostrożnie na owoc. Nie miałem najmniejszej sprawy, więc przy okazji zalałem sobie całe palce, a samego owocu nie było nawet widać spod białego kremu
- NIe szkodzi - Zapewnił mnie sensei, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Sam byłem co do tego dość sceptycznie nastawiony, ale skoro tak powiedział... całkowicie zażenowany przysunąłem owoc do jego ust. Otworzył je i wziął owoc. Już miałem zabrać rękę, ale silny uścisk na moim nadgarstku uniemożliwił mi to. Sensei wziął do ust trzy palce, którymi trzymałem wcześniej truskawkę i z zamkniętymi oczami zaczął je lizać i ssać. Wzdrygnąłem się i próbowałem się szarpać, ale sensei ani drgnął. Z zamkniętymi oczami coraz namiętniej i dokładniej lizał moje palce. Na samym końcu przejechał jeszcze językiem po całej mojej dłoni, nim w końcu ją puścił. Uśmiechnął się po tym szeroko i niewinnie, kiedy ja patrzyłem na niego kompletnie skolowany i zażenowany. Gdy zluźnił uścisk, szarpnąłem ręką, w końcu mu się wyrywając. Spojrzałem na swoją dłoń, lekko połyskującą od śliny, a potem znowu na senseia. Ten oczywiście przyglądał się bardzo uważnie mojej czerwonej twarzy, aż w końcu zaśmiał się krótko.
- Nawet nie wiesz jak uroczo teraz wyglądasz - Powiedział, z coraz większym trudem powstrzymując śmiech. - Warto zapamiętać na przyszłość.
Nim zdążyłem się oburzyć, albo cokolwiek powiedzieć, do moich ust przyłożona została kolejna truskawka z bitą śmietaną. Chyba co najmniej jeden z nas się dobrze teraz bawił, co stwierdziłem po wyrazie twarzy Tetsuiego. Miałem wrażenie, że to wszystko sprawia mu jakąś perwersyjną satysfakcje.
- Skoro już robimy sobie piknik, może chciałbyś mi opowiedzieć coś o sobie? - Zagadnął, biorąc kolejną truskawkę, tym razem dla siebie.
- O mnie? - Akurat tego pytanie się nie spodziewałem. Spojrzałem na niego dość zaskoczony.
- A co? To normalne, że kiedy jest się z kimś w związku, to się opowiada mu o sobie. Zresztą, ja chętnie dowiem się czegoś więcej o tobie. Masz jakieś hobby? Albo jaki jest twój typ, jakie lubisz filmy, książki... - Wymienił spokojnie, przyglądając mi się zainteresowany.
- N-no... interesuję się... różnymi rzeczami... - Powiedziałem wymijająco, żeby nie powtarzać dołujących tekstów o tym, jak to bardzo do niczego tak naprawdę się nie nadaję. Sensei nie musiał o tym wiedzieć. - Nie mam chyba jakiegoś konkretnego typu... nigdy się nad tym nie zastanawiałem... w sensie... myślałem, że jeżeli się zakocham w dziewczynie to...
- NIe będzie miało znaczenia, jaka ona będzie, co? - Dokończył za mnie. Miał właśnie sięgnąć po kolejną truskawkę, ale zatrzymał dłoń, żeby spojrzeć na mnie z triumfem. Teraz powinienem chyba przyznać mu rację... ale jakoś nie mogłem się przemóc, żeby to powiedzieć. Z lekkim rumieńcem odwróciłem głowę w stronę ściany.
- Dalej sądzę, że to dziwne bycie homo...
- Jeszcze cię naprostuje - Stwierdził rozbawiony, podając mi jeszcze jedna truskawkę, prosto do ust. Coraz bardziej miałem wrażenie, że to co robi jest co najmniej niemoralne. - Z drugiej strony, też nie do końca rozumiem osoby homo... bo ja jestem bi - Zaśmiał się krótko, widząc moją konsternację. - Znaczy... zarówno kobiety jak i mężczyźni są pociągający i zamykanie się na jedną płeć jak dla mnie jest bezsensu, skoro można stworzyć świetny związek z tą samą, albo inną płcią.
Jakby się nad tym zastanowić, to sensei rzeczywiście mi się przyznał, że jest bi, ale jakoś nigdy się nie przejąłem tym, że lubi też dziewczyny. Zbyt wielkim szokiem był dla mnie fakt, że lubi facetów.
- Byłeś z jakąś dziewczyną? - Zapytałem nagle. Uznałem, że skoro sensei sam powiedział o związkach, to mam prawo o to zapytać.
- Szczerze? Z jedną - Powiedział po chwili zastanowienia. - Mój pierwszy związek. Nie powiem, żeby był jakoś bardzo udany - Przerwał na chwilę, by podać mi kolejną truskawkę, którą przyjąłem bez słowa. - Zaczęliśmy chodzić ze sobą, gdy miałem siedemnaście lat, byłem rok starszy od ciebie. Poznałem ją w moim liceum. Wydawała się miła, sympatyczna i jakoś się zakumplowaliśmy. Najpierw była przyjaźń, a potem poszliśmy na jakąś imprezę razem, spiłem się, ona też... wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. Potem zostaliśmy parą. Było fajnie, to jakby chodzić ze swoim najlepszym kumplem... przez pierwszy miesiąc - Podniósł truskawkę i już otwierałem usta, pozwalając mu włożyć ją sobie do ust. Sensei był zbyt zamyślony, żeby to dostrzec i przysunął ją sobie do ust. Dostrzegł mnie, z idiotycznie otwartymi ustami, zaśmiał się krótko i wsunął mi ją do ust. - Potem zaczęły się pretensje, zaczęła sobie wyobrażać, że ją zdradzam, oczekiwała ode mnie niemożliwych rzeczy, nie chciała, żebym miał przyjaciół, nie mówiąc już o przyjaciółkach. Mówiła, że chce mieć mnie tylko na własność, potem zaczęła grozić, że jak ją zostawię, to się zabije - Mówił to z całkowitym spokojem, patrząc za okno, jakby wszystko to sobie przypominał. Miałem wrażenie, że kompletnie się tym nie przejmuje, a ta historia nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. - Wytrzymałem tak dwa miesiące. Dwa miesiące wiecznych pretensji, krzyków, gróźb o samobójstwie i pełne wyrzutów sumienia... w końcu poszedłem do jej rodziców, zaproponowałem psychologa i powiedziałem, że chcę to zakończyć. Byli naprawdę w szoku, bo nie spodziewali się, że z ich córką jest tak źle... trochę mieli do mnie żal, że chcę z nią zerwać, ale nie udało im się na mnie wpłynąć. Obiecali się nią zająć, ale jeżeli chcesz znać moje zdanie, to nie zrobili tego zbyt dobrze. Dręczyła mnie jeszcze długo, potem wmówiła wszystkim, że ma ze mną dziecko, oczywiście sypialiśmy ze sobą, ale całe szczęście okazało się, że to nie moje - Mimo, że było to lata temu, odetchnął z widoczną ulgą na samo przypomnienie sobie tamtego zdarzenia. - Przespała się z kilkoma przypadkowymi facetami, żeby tylko zajść w ciążę i mnie wkopać w ten sposób... - Przerwał, by zjeść jedną truskawkę i nakarmić mnie kolejną. Czułem się dalej dziwnie, że jestem karmiony w ten sposób, ale historia zbyt mnie zaciekawiła, żebym mógł się sprzeciwiać. - Chyba do tej pory mi tego nie wybaczyła. W każdym razie nie widziałem jej od lat, ale chyba nie była zupełnie normalna.
- I od tamtej pory nie miałeś żadnej dziewczyny?
- Nie. To nie tak, że nie szukałem, albo byłem uprzedzony do dziewczyn. Po prostu nie znalazłem żadnej, z którą chciałbym zostać. Z facetami było dużo prościej... a może byłem trochę uprzedzony? - Wzruszył ramionami. Sięgnął do miski i dopiero wtedy zauważył, że została już ostatnia truskawka. Spojrzał na mnie z lekko perwersyjnym uśmieszkiem, który kompletnie mi się nie podobał.
- Więc z facetami układało ci się lepiej? - Zagadnąłem, nim zdążył zrobić coś żenującego, co odebrałoby mi zdolność pytania.
- Jakoś tak... faceci są mniej skomplikowany, a często znacznie bardziej uroczy - Miałem wrażenie, że mówiąc ,,uroczy", w tym wypadku ma na myśli mnie. Nie powiedział tego wprost, ale to jak na mnie spojrzał wystarczyło, żebym zalał się rumieńcem. - Ostatnią truskawką się podzielimy, co? - Uśmiechnął się w moją stronę. Nie miałem pojęcia co ma na myśli, ale zmusiłem się, żeby kiwnąć głową. W końcu o to chodziło w związku... prawda? miałem się uczyć o tym wszystkim... nie ważne, jak żałosne by to nie było.
Sensei uśmiechnął się szeroko i włożył do ust połowę truskawki. Już teraz wiedziałem co miał na myśli i wcale mi się to nie podobało. Nie zdążyłem się jednak nawet wycofać, gdy sensei trzema palcami uniósł moją głowę. Widziałem jak przysuwa się do mnie z tym owocem w ustach, przez co wyglądał naprawdę niesamowicie seksownie...
Na utach poczułem mokry, zimny owoc. Z tak bliska tym dobitniej mogłem dostrzec oczy senseia. Wpatrywały się we mnie z takim spokojem i takim dziwnym uczuciem. Tak chyba nie patrzył na mnie jeszcze nikt.
Delikatnie otworzyłem usta, w których poczułem słodkawy, owocowy smak. Moje wargi zetknęły się z wargami senseia, a w głowie lekko mi się zakręciło. Po brodzie spłynął mi sok z owoca, którego nie przejął żaden z nas. Kilka kropel spłynęło na palce senseia. Obaj przełknęliśmy owoc, a wtedy poczułem język przejeżdżający najpierw po mojej skórze, zlizujący resztki soku, a potem ustach. Lekko przygryzł moją dolną wargę, zsysając z niej resztki soku.
- Słodkie - Szepnął, pozostawiając mnie w kompletnej konsternacji. Odwróciłem twarz, która całkowicie zalana była rumieńcem. - Muszę częściej kupować truskawki - Nim zdążyłem się oburzyć, sensei znowu mnie pocałował, a ja nie miałem siły go odepchnąć. Jego usta smakowały truskawkami. Całował mnie delikatnie, jednak z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej namiętnie. Serce zaczęło bić mi znacznie szybciej, a całe ciało niemal zaczęło płonąć. Nim zdałem sobie z tego sprawę, wylądowałem na plecach na kocu. Był nieprzyjemnie chropowaty, co poczułem dopiero wtedy, gdy przylgnął do mojej nagiej szyi. Czekałem, aż sensei skończy, ale on wydawał się nawet nie myśleć o tym. Całował mnie coraz namiętniej, a ja miałem coraz mniej sił, żeby go odepchnąć. Nerwowo zacisnąłem dłonie na kocu, który wyraźnie zmarszczył się pode mną.
W ustach poczułem obcy język, który dokładnie zwiedził moje policzki, dziąsła, zęby, nim zabrał się za mój język, zachęcając go do zabawy.
To było zupełnie coś nowego. Sensei nie uprzedził mnie, że będziemy przeprowadzać tego typu lekcje, kompletnie nie wiedziałem jak się zachować w tej sytuacji. Nigdy jeszcze nie całował mnie w taki sposób. Niepewnie poruszałem ustami, dając wciągnąć swój język do tego erotycznego tańca. Co teraz...? Co teraz..?
Robiło mi się coraz bardziej gorąco... i nagle wszystko się skończyło. Sensei odsunął się ode mnie i wyciągnął język z moich ust. Chwilę łączyła nas cienka stróżka śliny, aż ta pękła i wszystko wylądowało w moich ustach. Przyglądał mi się bardzo uważnie, obserwując moje czerwone policzki, ciężki oddech i zamglone z rozkoszy oczy. Sam wydawał się lekko nakręcony, jego policzki były delikatnie czerwone, ale zaraz przytłumił ten stan delikatnym uśmiechem.
- Całkiem już nieźle całujesz, wiesz? - Jak jego głos mógł być tak spokojny, kiedy ja tutaj niemal płonąłem? I jak mógł doprowadzić mnie do takiego stanu samym tylko pocałunkiem? I co to w ogóle było?!
Sensei oparł dłoń na moim policzku i delikatnie mnie pocałował. Jego usta były dziwnie gorące i niesamowicie przyjemne.
- Jesteś słodziachny. Aż mam ochotę cię... - Sensei zamarł, jakby nagle coś sobie przypomniał. Uśmiechnął się ciepło i ponownie pocałował mnie krótko. - Schrupać. Zabierzemy się za robienie obiadu? Ale najpierw idź przemyj twarz. Ja przygotuję składniki, dobrze?
Leżąc pod nim niepewnie kiwnąłem głową. Byłem oszołomiony i nie miałem pojęcia co się ze mną działo. Sensei podniosł się, wziął miskę i zostawił mnie kompletnie samego. Czy on chciał powiedzieć to, co myślałem, że chciał powiedzieć? Znaczy... chyba nie chciał się teraz ze mną przespać, co? To byłoby obrzydliwe... zwłaszcza, że przyszedłem do niego właśnie dlatego, że brzydziłem się tych spraw... a może bardziej matki, która to robiła, ale... mimo wszystko. Rozmawianie o seksie to jedna sprawa, ale gdyby... naprawdę coś próbował zrobić, to byłoby naprawdę okropne.
Wstałem z ziemi i poszedłem do łazienki. Zimną wodą przemyłem czerwoną twarz i szyję. Dalej nie rozumiałem, co właściwie się stało. A co gdyby sensei rzeczywiście posunął się dalej? Czy... w ogóle umiałbym go powstrzymać?...
Na samą myśl o tym, jeszcze bardziej się speszyłem. Kilka razy ochlapałem twarz lodowatą wodą, co chociaż odrobinę pomogło mi poradzić sobie z niesamowitym zażenowaniem.
Moją uwagę odwróciło dopiero ciche pukanie do drzwi.
- Wszystko w porządku? - Szybko wytarłem twarz rękawami i opuściłem łazienkę. Sensei uśmiechał się jak zawsze, ale miałem wrażenie, że czuje się lekko niepewnie. Kiwnąłem głową.
- Mogłeś uprzedzić, że planujesz zrobić coś takiego... - Nawet nie wiedziałem, czy mam do niego pretensje. Teoretycznie rzecz biorąc nie powinienem był być na niego zły... nawet nie wiedziałem, czy jestem na niego zły. Byłem... zażenowany, nie wiem czy mogłem to określić inaczej. Sensei słysząc to zaśmiał się krótko i niesamowicie promiennie.
- Przepraszam, jakoś tak wyszło. Wiesz, w związku ważna jest spontaniczność. Pewnego dnia ci pokażę. Chodź, zrobimy obiad - Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę kuchni. Podreptałem posłusznie za nim. Nie miałem zamiaru się sprzeczać, chociaż nie czułem się zbyt pewnie... teraz.
- Sensei... - Podniosłem na niego niemal błagalne spojrzenie. - Obejrzymy potem film? - Nawet jeżeli spędzałem z nim i tak całą masę czasu, to naprawdę chciałem spędzić z nim jeszcze chwilę... chociażby miał być już zmęczony moim towarzystwem.
Sensei patrzył na mnie chwilę, obserwując moje rumieńce, proszący wzrok, niepewny wyraz twarzy i uśmiechnął się czule.
- Dobrze, obejrzymy. Może przy obiedzie?
Weszliśmy do kuchni. Na blacie znajdowała się mąka, drożdże, oliwa, a także kubek i duża, przezroczysta miska.
- Co będziemy robić?
- Ciasto - Oznajmił mi, przyciągając mnie do blatu. Czułem się okropnie dziwnie, gdy stanął za mną, niemal przygniatając mnie do szafek w kuchni. Zbyt dobitnie czułem teraz każdy jego ruch. - Nauczymy cię trochę gotować. Kto wie, czy ci się nie przyda. Najpierw mąka - Z dużego pojemnika przesypał biały proszek do kubka, a potem dużej miski, dolał do niej kubek wody, a potem sięgnął po inny kubek. W środku było odrobinę mętnego, źle wyglądającego płynu.
- To rozpuszczone drożdże w ciepłej wodzie. Dolej to - Wcisnął mi w ręce kubek, którego zawartość dolałem do miski. Sensei chwycił moje ręce i zbliżył do całego tego ciasta. Skrzywiłem się nieco, gdy zmuszony zostałem, żeby ugniatać mąkę i wodę, która obrzydliwie przyklejała mi się do dłoni. Co dziwne sensei, który też musiał to znosić, kompletnie nie wydawał się zniesmaczony. Pomagał mi robić ciasto, aż zrobiło się całkiem znośne, względnie stałe i dość sprężyste. Razem wyjęliśmy je z miski i położyliśmy na blacie.
- Teraz, im lepiej i dokładniej ugnieciemy ciasto, tym lepszy będzie efekt końcowy. Ciasto musi być napięte... miękkie - Szeptał do mojego ucha, a chociaż mówił tylko o robieniu ciasta, słyszałem w tym jakąś dziwną, perwersyjną nutę. Sensei poruszał moimi dłońmi, dokładnie ugniatając ciasto. Z każdym ruchem czułem, jak jego biodra dociskają moje, gdy poruszał się nieznacznie. To było dość dziwne uczucie, było w nim coś perwersyjnego, ale przecież tylko robiliśmy ciasto... to normalne, że się przy tym trochę ruszaliśmy...
Sensei oparł brodę na moim ramieniu, zerkając na naszą pracę. Czułem przyjemne łaskotanie jego oddechu na mojej szyję. To było dziwne, ale na swój sposób całkiem przyjemne. Jakbyśmy stanowili jedną osobę. Idealnie ruszający się i zgrani w każdym ruchu. Miałem dziwne wrażenie, że oddech senseia nieco przyspieszył, ale równie dobrze mogło być to po prostu przez to, że oddychał tak blisko mojego ucha.
Ciasto już było sprężyste i miękkie, ale dalej wspólnie je ugniataliśmy. Na swój sposób było to przyjemne, ale po pewnym czasie zrobiło się dość męczące. W końcu sensei przerwał, puścił moje dłonie i delikatnie pocałował mnie w szyję, w miejsce, które już wcześniej zabawnie łaskotało od jego dotyku.
- Jesteś bardzo głodny? - Zagadnął, wrzucił uformowaną kulkę do miski i przykrył ją ścierką. To pytanie lekko mnie zaskoczyło. Przecież oboje dopiero zjedliśmy całą miskę truskawek z bitą śmietaną.
- No nie... właściwie to niezbyt... jedliśmy dopiero i...
- To super, bo ciasto musi poleżeć ze dwie godziny w lodówce. Potem zabierzemy się za robienie właśliwego obiadu - Poczochrał mnie po włosach i wstawił ciasto do lodówki.
- Nie wiem czy mogę zostać tutaj tak długo... - Wbiłem wzrok w blat, pełen resztek z ciasta, wody i mąki. Miejsce, gdzie ugniataliśmy ciasto wyróżniało się niezwykłą czystością w porównaniu z całą resztą blatu. Nie chciałem wracać do domu, nie mogłem się przemóc, żeby spojrzeć matce w oczy... nie po tym co się stało. Na samo przypomnienie tamtych zdarzeń robiło mi się niedobrze. Mogłem mieć tylko nadzieję, że nie zauważyła mojego wyjścia w nocy... przy odrobinie szczęścia stwierdziła, że wyszedłem rano na zajęcia, albo coś w tym rodzaju... nie zniósłbym chyba, gdyby znała prawdę. Wtedy już nigdy nie mógłbym traktować ją tak samo. Ciekawe czy ojciec wie...co ja mówiłem, z całą pewnością nie wie. Byśmy o tym wiedzieli... rodzice nie zachowywali się tak, jakby nie wiedzieli. W sumie zawsze mi się wydawało, że byli dobrym małżeństwem... jak normalni rodzice. A teraz matka...
Dłonie oparte o blat zacisnąłem w pięści. Byłem zły, byłem zmęczony i miałem wszystkiego dość. Jakby czytał w moich myślach, sensei objął mnie od tyłu i przytulił do siebie.
- Nie myśl o tym co się stało. Skup się na tym, co jest dzisiaj. A dzisiaj planuję dać ci naprawdę fantastyczny dzień. Za jakiś czas zjemy razem obiad, obejrzymy jakiś film, a potem zrobimy co tylko zechcesz - Szeptał mi do ucha, co w jakiś dziwny sposób powodowało u mnie przyjemne dreszcze. Kompletnie tego nie rozumiałem. - No i nie będziemy musieli się martwić, że przepadnie nam kolejna lekcja angielskiego. Dzisiaj przerobimy wystarczająco rzeczy za kilka lekcji - Dłoń, którą trzymał na brzuchu, zsunął nieco na dół, ale zatrzymał ją, nim dotarł do spodni, jakby zaniepokoił się, że się zdenerwuję.
- Dzięki, że tak się o mnie troszczysz... - Powiedziałem cicho. Aż poczułem się dziwnie, że sensei był aż tak mily dla mnie... nikt chyba nie był dla mnie aż tak miły... a przynajmniej bezinteresownie. Poczułem się z tym tak dziwnie, że zacząłem się zastanawiać, czy to może być możliwe. Czy to nie za dużo szczęścia... dla mnie.
- Chciałbym pójść z tobą do restauracji - Powiedziałem cicho. Jakoś czułem się dziwnie, wypowiadając te słowa, ale mimo to... musiałem sprawdzić.
- Huh? Dzisiaj? - W jego głosie usłyszałem dość spore zdziwienie. Wcale mu się nie dziwiłem, w końcu dopiero co zrobiliśmy na obiad... coś zrobiliśmy.
- Nie... pewnego dnia... kiedyś...
- Brzmi całkiem obiecująco. Jaką lubisz kuchnię? Znam pewną całkiem niezłą restaurację, która mogłaby ci posmakować. Zabiorę cię tam kiedyś, jeżeli chcesz - Przyjaźnie poczochrał mnie po włosach. Brzmiało to tak, jakby chciał mnie tam zabrać i jeszcze za mnie zapłacić, ale ciągle ciężko było mi w to uwierzyć.. Może to ze mną było coś nie tak, ale... naprawdę nie mogłem przestać myśleć o tym, że jednak sensei pewnego dnia okaże się taki jak wszyscy inni...
- Chciałbyś coś porobić? - Szepnął mi do ucha, przerywając narastającą między nami ciszę. Niepewnie wzruszyłem ramionami, co pewnie poczuł bardziej, niż zobaczył przez obecną pozycję.
- Poczytajmy wspólnie - Powiedział nagle i ścisnął mnie mocniej.
_______________________________________________________________

niedziela, 25 grudnia 2016

WESOŁYCH ŚWIĄT

Cześć, wybaczcie brak informacji wczoraj, ale byłam uwięziona w strefie bezinternetowej.
Tak więc, życzę wam wszystkim spędzenia reszty świat w miłej, spokojnej, rodzinnej atmosferze, bez awantur i kłótni, masy prezentów(jeżeli jeszcze nie dostaloscie wszystkich xD) pysznego jedzenia, no i przede wszystkim duuuzo yaoi, tanich mang, szybko tłumaczonych chapterow i dobrych anime, a także regularnie dodawanych postów na blogu ^ ^
No i klasycznie wesołych świąt :D

Pssst... nie martwcie się, dodam zaległy post na pewno w tym tygodniu ;3 Na razie cieszę się świętami, czego oczywiście wam też życzę :3

sobota, 17 grudnia 2016

Lekcja życia XV - Wspólny czas

Hej, zanim zacznę parę słów do was.
EDIT: W międzyczasie dobiliście do 150.000 wejść, więc odrobinę zmieniłam post.
Po pierwsze małe ogłoszenie - dzisiejszy post jest 200 postem na moim blogu! :D Zauważyłam to oczywiście za późno i nic nie przygotowałam z tej okazji, ale postanowiłam i tak się wam pochwalić, bo jestem z siebie naprawdę dumna, że tak długo to ciągnę(jeszcze jakieś pół miesiąca i stukną 4 lata. Jak macie jakieś pomysły na gratisowe posty to piszcie) zwłaszcza, że były chwilę, gdy było naprawdę ciężko.
No i dzisiaj właśnie stuknęło nam 150.000 wejść xD Kurcze, rzeczywiście mogłam się przygotować, ale ciężkie jest życie pisarza ^ ^
Tak czy tak - ogromnie wam wszystkim dziękuję, że jesteście ze mną, że mnie wspieracie i po prostu to czytacie, bo gdyby nie wy, pewnie w ogóle nie miałabym motywacji, żeby tworzyć. Zdradzę wam, że parę razy kompletnie nie miałam weny ani ochoty chociażby żyć, nie mówiąc już nawet o pisaniu. Byłam bardzo zdołowana, nie wierzyłam, że umiem pisać i czułam, że się do tego nie nadaję. Ale wiecie co? Zawsze wtedy wchodziłam na wasze komentarze i z trudem powstrzymywałam łzy radości i wzruszenia. Każdy miły komentarz potrafił zmusić mnie do działania i podnieść na nogi. Bo wiedziałam już, że nie robię tego dla siebie, tylko dla was i to właśnie zmuszało mnie do pracy. Tak więc wielkie dzięki za wszystko i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze długo :3
________________________________________

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające do pokoju przez wielkie okna, tuż przy łóżku. Przetarłem zaspany oczy i odwróciłem się na drugi bok. Przed sobą poczułem jakąś przeszkodę. Dziwnie ciepłą i miękką. Nie mogła to być ściana, ani poduszka, więc...
Powoli podniosłem wzrok. Śpiąca twarz senseia tylko w pierwszej chwili była dla mnie szokiem. Zaraz potem przypomniałem sobie wczorajszą noc, dlaczego się tu znalazłem i poczułem jednocześnie wściekłość, zażenowanie i smutek. Wtuliłem się w pierś senseia, jakby jego ciepło miało oddalić wszystkie złe wspomnienia. Jednak sekundy mijały, a ja czułem się coraz gorzej, wraz z wracającymi wspomnieniami z wczorajszej nocy.
- Ktoś mawiał, że poranek świadczy o tym, jaki będzie cały dzień - Usłyszałem nagle nad sobą znajomy głos. Nie spodziewałem się, że sensei może już nie spać, więc zarumieniłem się lekko, że zaraz po obudzeniu widział mnie w tak żałosnym stanie. - Z drugiej strony, to mawia się też, że znaczący na poranek ma poprzedni wieczór... więc to w sumie błędne koło. No nic, jak się dzisiaj czujesz? - Mówił cały czas tym swoim spokojnym głosem, nawet jakby był trochę rozbawiony. Chociaż... miałem wrażenie, że chodzi głównie o to, żeby to mi poprawić humor.
- Szczerze? Okropnie - Odezwałem się cicho. Odsunąłem się od senseia i usiadłem na łóżku. Przyciągnąłem kolana do swojej piersi i objąłem je ramionami. - Znaczy... to co się wczoraj stało... jakoś nie mogę o tym zapomnieć... no i znowu cię obudziłem w środku nocy... - Wymamrotałem. Lubiłem senseia i wiedziałem, że zawsze mogę na niego liczyć, ale w chwilach takich jak ta, nie wiedziałem, czy powinienem bardziej się przejmować wczorajszym dniem, czy tym, że po raz kolejny przyszedłem do niego w środku nocy i go obudziłem.
- Oh proszę cię, nie mogę się przecież na ciebie gniewać za coś takiego. Sam nie miałbym ochoty siedzieć w domu na twoim miejscu. No i przy okazji, możemy przerobić kolejne lekcje - Powiedział z uśmiechem i zaczepnie pstryknął mnie w nos. - Wieczorem odwiozę cię do domu, a co powiesz na to, żebyśmy dzisiaj coś przećwiczyli? To dobra okazja. Na dzisiaj nie mam żadnych planów, mogę poświęcić trochę czasu mojemu wyjątkowemu uczniowi. - Uśmiechnął się promiennie. Wyglądał naprawdę przystojnie w takiej pozie, rozczochrany, lekko zaspany, gdy promienie słońca padały na jego nagą skórę. Nie jarali mnie faceci, ale całkiem obiektywnie musiałem przyznać, że sensei jest naprawdę przystojny. Pewnie mógłby robić za modela na zajęciach artystycznych. - Nie przygotowałem się do tak długiej lekcji, ale myślę, że zaczniemy od wspólnego śniadania, na pewno razem coś ugotujemy na obiad, spędzimy trochę czasu razem... jak będziesz miał jakiś pomysł to się nie krępuj.
- Na pewno to nie jest problem? - Czegokolwiek sensei nie mówił, czułem się źle, że tak go wykorzystywałem... nawet jeżeli były to tylko lekcje. A on nawet nie myślał, żeby wyrzucić mnie wcześniej - Bo... nie czuję się zbyt dobrze z tym, że zajmuję ci tyle czasu... nawet mi nie powiedziałeś ile mam ci płacić za tę lekcje...
- Rozliczymy się przy okazji - Machnął niedbale ręką i zaczął grzebać w swojej szafie. Wyciągnął z niej szorty na gumkę i szary T-shirt, które rzucił w moją stronę. - Nie wziąłeś chyba ciuchów na zmianę co? Na razie załóż to, jak będę cię odwozić, to założysz swoje wcześniejsze ubrania. A teraz się pośpiesz, robi się późno, a im wcześniej zjemy śniadanie, tym więcej dnia będziemy mieli dla siebie. No, hop, hop, wstajemy, ruszaj się. Mamy dzisiaj sporo pracy.
I po prostu wyszedł, zostawiając mnie w całkowitym osłupieniu. Niesamowite, że człowiek potrafił być aż tak wspaniały. Przebrałem się w ubrania senseia, które były na mnie zdecydowanie dużo za duże, koszula wisiała na mnie jak worek, a gdyby nie ściągacz w spodniach, te zsuwałyby mi się do kolan. Przy okazji wyglądałem i czułem się jak jakieś bezdomne dziecko. Gdyby nie to, że w moich ubraniach już spałem, na pewno bym się nie zdecydował na te rzeczy.
Chwilę potem dotarłem do kuchni, gdzie już krzątał się sensei. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, jak podczas początku naszej... ,,dziwnej" znajomości.
- M-mógłbyś proszę nie oceniać mnie jak jakiś towar z wystawy? - Zapytałem nieśmiało, na co on tylko uśmiechnął się promiennie.
- Do twarzy ci w moich ciuchach, wiesz? A teraz chodź, pomożesz mi.
- W sensie... w gotowaniu? - Nawet zignorowałem jego uwagę. Szok, że oczekuje ode mnie zdolności gotowania, był zbyt wielki. - Ale... ja nie umiem...
- To proste danie. A do tego pyszne. Słuchaj, jedyne co musisz zrobić, to pokroić bułki na pół, posmarować masłem i jeszcze raz przekroić na pół. Dasz radę, prawda? Oczywiście, że dasz - Uśmiechnął się, a ja miałem wrażenie, że teraz traktuje mnie jak małe dziecko. Podszedłem niepewnie do blatu, a sensei zmierzwił mi przyjaźnie włosy, wlał mleko do garnka, do niego dodał kakao i zaczął gotować. Mi podał tacę, nóż do krojenia bułek i drugi, znacznie mniejszy, do ich smarowania, plus siatkę bułek i masło. Stanął obok mnie i zaczął robić dokładnie to, co ja powinienem. Patrzyłem chwilę na jego ręce, zwinnie i szybkie, przecinające pieczywo na pół, a potem smarujące je masłem. W końcu ostrożnie sam zabrałem się za gotowanie. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio zrobiłem coś takiego. W ogóle nigdy chyba nie gotowałem i szczerze mówiąc spodziewałem się, że nawet krojenie bułek przekraczało moje możliwości.
- Naprawdę... rodzice porobili z was kaleki życiowe. Musimy popracować trochę nad gotowaniem - Stwierdził nagle.
- Na naszych... lekcjach? - Zapytałem, podnosząc na niego wzrok.
- Dokładnie. Ktoś musi udzielić ci naprawdę poważnych lekcji życia - Uśmiechnął się pewnie i odłożył kolejną z bułek na całą ich stertę, którą układał na talerzu. Spojrzałem na swoje kanapki w zastanowieniu, rozważając to, co powiedział. Lekcji życia... chyba wcześniej użył tego określenia, ale dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać. ,,Lekcje życia". Brzmiało to naprawdę nieźle. W każdym razie znacznie lepiej niż moje pomysły, jak nazwać nasze wspólne zajęcia.
- Nie będzie ci to przeszkadzać? No wiesz... że będziesz musiał mnie uczyć tego wszystkiego...
- Od tego są nauczyciele. A ja jako dobry nauczyciel będę cię uczył. Nie musisz tak cienko smarować masłem. Im grubiej tym lepiej, wiesz mi.
Spojrzałem na całą piramidę kanapek. W tej chwili sensei brał je i przekrajał na pół. Jeszcze zanim ja zdążyłem pokroić i posmarować masłem chociażby kilka bułek.
- Co my właściwie... - Spojrzałem jeszcze raz na to, co w tej chwili przygotowywaliśmy. - ,,Gotujemy"?
- Ten sarkazm to mógłbyś sobie oszczędzić - Zaśmiał się krótko. - Może to nie jest jakieś bardzo wyszukane danie, ale przyda się, gdy będziesz musiał robić coś na szybko. Nauczył mnie tego mój ojciec - Zerknąłem na niego kątem oka. Uśmiechał się promiennie, ale w tym uśmiechu było coś... smutnego. Nie umiałem tego dokładnie określić, ale tak samo jak zawsze czułem, że z jakiegoś powodu wspominanie tego sprawia mu ból. Chciałem zapytać, ale stwierdziłem, że nie jest to zbyt stosowne... tego jeszcze nie przerabialiśmy, ale miałem dziwne wrażenie, że jeszcze nie powinienem pytać go o takie sprawy... może później. Na razie zanotowałem sobie, żeby nie poruszać tematu rodziny.
Po chwili wcisnął mi w ręce talerz z bułkami i gestem wskazał na stół. Odniosłem tam piramidę bułek z masłem. Po chwili pojawił się tam sensei, niosąc dwa duże kubki pełne kakao, na dwóch małych talerzykach. Cóż, ja sam śniadaniem bym tego nigdy nie nazwał. Tym bardziej byłem zaskoczony, gdy sensei wziął jedną bułkę i zanurzył ją w kubku. Kiedy ta nasiąknęła kakao, uśmiechnął się w moją stronę i tak po prostu zaczął to jeść...  ja sam musiałbym się długo wahać, nim wziąłbym coś takiego do ust. Patrzyłem jak je... albo raczej pochłania, bo po trzech gryzach, po bułce nie było ani śladu, poza brązowymi kroplami, które spływały senseiowi po twarzy.
- Poczęstuj się - Kiwnął głową na talerz, ale jakoś nie mogłem się przekonać, żeby chociaż spróbować. Spojrzałem na stół i skrzywiłem się. Nie... lubiłem proste jedzenie, ale... coś takiego nie mogło być dobre. - Skoro tak... - Sensei wstał ze swojego krzesła, obszedł stół, podstawił swoje krzesło tuż przy mnie i usiadł. - Pokażę ci jak radziłem sobie z niesfornym rodzeństwem.
Spojrzałem na niego zaskoczony, od razu się rumieniąc. Miał mnie uczyć o randkach, a nie bawić się w mojego opiekuna...
- C-co... chwila, nie takich rzeczy miałeś mnie uczyć... i zamiast traktować mnie jak dziecko, nauczyć mnie czegoś... - Nim skończyłem, uciszony zostałem krótkim pocałunkiem, a gdy sensei go przerwał, byłem zbyt zaskoczony i zażenowany, żeby dalej się z nim sprzeczać.
- Wystarczająco dorośle? - Uśmiechnął się przyjaźnie i przechylił głowę nieznacznie w bok. Wyglądał przy tym naprawdę przystojnie. Patrzyłem na niego i czułem się coraz bardziej zażenowany, a serce mi waliło jak opętane. W końcu zdobyłem się na kiwnięcie głową. - Świetnie. To teraz dla wyrównania... - Wziął jedną połówkę swojego ,,specjału", zanurzył w kubku i przysunął do mnie. Wolną rękę trzymał pod spodem, żeby nie usyfić ani mnie, ani niczego dookoła. Przytknął jedzenie do moich ust, na co tylko mocniej się skrzywiłem i mocniej zacisnąłem usta. - No dobrze... słuchaj, jest to takie małe przygotowanie do kolejnej lekcji - Spojrzałem na niego zaskoczony. Zastanawiałem się co to mogłaby być za lekcja, do której zamierzał mnie przygotować. - Posłuchaj, po prostu zamknij oczy i otwórz usta, dobra? Jeżeli ci to nie zasmakuje, to nie będziesz przełykał, dobrze? I zrobię coś, co zaspokoi twoje wymagania.
Nie miałem ochoty tego jeść, ale uśmiech senseia skutecznie mnie przekonał, że powinienem chociaż spróbować. Postanowiłem być grzeczny i pomimo obrzydzenia, zacisnąłem z całej siły powieki i otworzyłem niepewnie usta. Poczułem na nich rozmiękłą, miękką bułkę, wręcz ociekająca obrzydliwym kakaem. Odgryzłem kawałek, przygotowany na coś naprawdę obrzydliwego. Tym bardziej zaskoczony byłem, kiedy jedzenie okazało się... może nawet nie smaczne, ale całkiem zjadliwe. Aż byłem zdziwiony.
- I jak? - Uśmiechnął się przyjaźnie, zamoczył bułkę w moim kubku i sam wziął kolejnego gryza. - Całkiem smaczne, co?
- No... nie aż tak paskudne...
- Tak myślałem. Wiesz, pewnie normalnie bym ci tego nie dawał, ale ponieważ czasami jesz bardziej... ,,ludzkie" - Uśmiechnął się szeroko. - Jedzenie, to stwierdziłem, że może ci to nawet zasmakować. Przydatne, kiedy nie masz ochoty nic robić, a w domu jest niewiele rzeczy - I znowu to samo. Mówił niby miłym, przyjaznym głosem, prawie takim samym jak zawsze, a jednak coś w nim kazało mi myśleć, że jednak jest w jego słowach coś więcej, niż tylko ciekawostka. Spojrzałem na senseia, gdy z szerokim uśmiechem wsunął mi bułkę do ust. Wyglądał zupełnie tak samo jak zawsze. Szeroko się uśmiechał, patrzył na mnie z taką pewnością siebie i wyglądał na zdecydowanie bardziej wesołego niż ktokolwiek, kogo znałem. A jednak, im więcej czasu z nim spędzałem, tym bardziej dostrzegałem w tym jego uśmiechu rzeczywiście coś smutnego.
- Raczej mi się nie przyda... ale dzięki. Myślałem, że będzie bardziej paskudne.
- Dobrze, że ci smakuje. Zobaczysz co planuję na obiad - Poczułem nieprzyjemny dreszcz na samą myśl o tym, że znowu będę musiał spróbować jakiegoś wymyślnego dania. Sensei musiał zauważyć moją minę, bo zaraz potem zaśmiał się krótko. - Spokojnie, to akurat ci się spodoba, gwarantuję.
Ponownie zmierzwił mi przyjaźnie włosy, a ja z jakiegoś powodu aż się uśmiechnąłem. Czułem się znacznie lepiej w jego towarzystwie, nawet jeżeli ogólnie miałem beznadziejny humor.
Zjedliśmy śniadanie, po którym sensei na szczęście posprzątał, bo mnie mdliło na sam widok talerzy pełnych masła i oblane kakao.
- No dobrze, czyli wspólne gotowanie mamy za sobą - Powiedział, zajmując się zmywaniem naczyń. - Skoro dzisiaj mamy czas dla siebie, to przerobimy jeszcze jeden rodzaj randki, lekcję jak spędzać razem czas i... jeszcze zobaczymy. Jak się zmęczysz to odpalę ci telewizor, albo dam jakąś książkę do czytania, cokolwiek zechcesz. O której podrzucić cię do domu?
- Sam nie wiem... dziesiąta? Albo wcześniej, jeżeli chcesz... bo nie chcę ci przeszkadzać.
- Oj daj spokój, powiedziałem ci już, że mi nie przeszkadzasz. W końcu od tego tu jestem - Uśmiechnął się przyjaźnie, wracając do jadalni. - Czuj się jak u siebie w domu. Chodź, posiedzisz sobie w salonie, albo sypialni - Oparł dłoń na moim ramieniu i poprowadził do salonu. Chodziłem tutaj na zajęcia od lat, ale pierwszy raz rozejrzałem się po książkach, którymi obładowane były półki. Właściwie, to niemal uginały się pod ich ciężarem.
- Fantastyka? - Przez chwilę nie zauważyłem, że mówi do mnie. Dopiero przyjazne szarpnięcie za ramię uświadomiło mi, że pytanie rzeczywiście skierowane były do mnie.
- Słucham?
- Co lubisz czytać. Będę musiał chwilę zająć się sobą, więc wybierz sobie coś od roboty. Może być fantastyka?
- Umm... właściwie... wszystko mi jedno... - Powiedziałem po chwili. Sensei rozejrzał się po półkach i wziął mi jakąś książkę. Okładka przedstawiała dom jak z horroru, wielką, mroczną budowlę w gotyckim stylu. Strzeliste wieże sięgały niemal nieba - jedynego względnie pogodnego miejsca. Było lekko zachmurzone, słońce właśnie zachodziło, albo wschodziło, nie byłem pewny. Teoretycznie było tam jakieś światło, ale mimo tego cały obraz był z jakiegoś powodu niepokojący.
- To horror? - Zapytałem niepewnie. Nie byłem specjalnym fanem horrorów. Głównie filmów, po tego typu książki jeszcze nie sięgnąłem, ale ogólnie nie lubiłem się bać.
- Nie, fantastyka. Myślę, że ci się spodoba. Jak chcesz to możesz poczytać u mnie w sypialni. Będzie ci wygodniej - Poczochrał mnie po włosach i udał się do sypialni. Czułem się okropnie zażenowany, ale poszedłem tam za nim. Żeby nie czuć się jeszcze bardziej zażenowany, całkowicie skupiłem się na okładce książki. Pod tytułem i nazwą autora: ,,Kasai Katsumi" znajdował się mały znaczek z podpisem: ,,BL". Nie do końca to rozumiałem, ale szczerze mówiąc nigdy specjalnie nie przejmowałem się wszystkimi tymi dziwnymi oznaczeniami. Każde wydawnictwo robiło coś takiego i jakoś niezbyt mnie to obchodziło.
Wszedłem do sypialni, tym usilniej wbijając wzrok w książkę. Usłyszałem koło siebie rozbawione prychnięcie, co speszyło mnie jeszcze bardziej. Wbiłem wzrok w okładkę książki, jakbym co najmniej doszukiwał się w niej jakiegoś ukrytego przekazu. Nim po raz setny przeczytałem wszystko co mogłem na okładce, książka została mi delikatnie zabrana z rąk. Straciłem już możliwość unikania jego wzroku, ale nie podniosłem głowy.
- Hej, Sashi, nie wstydź się. To, że jesteś w mojej sypialni, nie oznacza, że od razu rzucę się na ciebie, tak? Nie masz się czym krępować - Kiwnąłem nieśmiało głową. Na policzku poczułem krótki, czuły pocałunek i sensei w końcu mnie puścił. Kątem oka dostrzegłem, że podszedł do biurka, więc nieco bardziej pewny siebie, zająłem miejsce na jego łóżku.
- Czym będziesz się zajmował? - Zapytałem cicho, teraz przyglądając się pierwszej stronie książki, ale nie mogłem się zebrać, żeby przeczytać chociaż stronę.
- Wiesz, trochę papierkowej roboty. Bardzo nudne, dorosłe sprawy. Pewnego dnia cię nauczę. A teraz bądź grzecznym chłopcem i zajmij się chwilę sobą - Powiedział z szerokim uśmiechem. Prychnąłem krótko z oburzeniem, że znowu mnie traktuje jak dziecko. Nawet jeżeli wiedziałem, że powiedział to tylko po to, żebym się oburzył i nie powiedział już ani słowa.
Jeszcze zerknąłem na tył książki. Opis brzmiał dość ciekawie, chociaż nie mogłem pozbyć się wrażenia, że z tą książką jest coś nie tak.
,,W świecie, w którym nie ma miejsca na magię i niezwykłe stworzenia, żyje szesnastoletni Shiro - typowy racjonalista. Nie wierzy w nic, czego nie da się naukowo udowodnić, więc całkowicie ignoruje plotki krążące o wyspie, na którą wybiera się z rodzicami. Podobno znajduje się tam przejście do zupełnie innego świata, gdzie żyją niezwykłe stworzenia. Zdarzenia, które postawi przed nim los mogą jednak dość mocno zachwiać jego wiarę w rzeczywistość".
Opis brzmiał całkiem obiecjąco, więc zabrałem się za czytanie. Książka była dość ciekawa, zwłaszcza od momentu, w którym główny bohater rzeczywiście dotarł do świata fantastycznego na tamtej wyspie i spotkał się z tymi wszystkimi magicznymi stworzeniami. Wciągałem się coraz bardziej, aż nie pojawiło się coś dziwnego. Jedna z postaci zaczęła zachowywać się dość niepokojąco w stosunku do Shiro. Może nie strasznie w takim typowo horrorowym stylu, ale bardziej jak... ciężko mi było to określić. Przytulał go, obejmował, mówił jakieś dziwne komplementy... to było niepokojące, ale nie aż tak bardzo, jak którejś nocy poszli razem do pokoju i...
,,Było mi okropnie gorąco. Jak dotyk faceta mógł być aż tak przyjemny? Jego ręce przejeżdżały po moim ciele, a ja nawet nie mogłem spróbować go powstrzymać. Każda sekunda sprawiała, że robiło mi się coraz goręcej. Moje ciało drżało pod jego dotykiem, a ja nawet nie miałem siły, żeby złapać oddech.
- Już dobrze... - Szepnął do mojego ucha, powodując u mnie przyjemne dreszcze. - Teraz się rozluźnij. Może zaboleć.
Poczułem, jak coś rozrywa mnie od wewnątrz. Wypełnił mnie..."
Cały czerwony zatrzasnąłem książkę z głośnym hukiem. Zażenowany wbijałem wzrok w kołdrę, bo nawet nie miałem odwagi, żeby spojrzeć na senseia.
- Chyba wiem, do którego momentu dotarłeś - Usłyszałem spokojny głos. W ogóle się nie przejmował tym, jakiego rodzaju książkę mi dał?!
- Ale... to jest jakaś książka o...
- O gejach - Dokończył sensei. Gdy na niego spojrzałem, notował coś na komputerze chwilę, nim zamknął dokument i z uśmiechem odwrócił się w moją stronę. - Coś z tym nie tak?
- Oczywiście, że tak. To... to było okropne... Pisać o tym, jak dwóch facetów... uch, jak można w ogóle czytać coś takiego? Okropne...
- A ja lubię takie książki - Oparł łokieć o biurko, położył twarz na dłoni, nogę na nogę i w tej pozycji wpatrywał się we mnie. Wyglądał przy tym tak doniośle, że speszyłem się jeszcze bardziej. - To prawie jak oglądanie pornoli, tylko bardziej edukacyjne. To, że powiedziałem, że masz chwilę odpoczynku wcale nie znaczy, że nie zmuszę cię do nauki. Ciekawostka - Wyciągnął w moją stronę rękę z wyciągniętym wskazującym palcem. - Istnieją gejowskie książki, w których dokładnie, chociaż nieco w sposób podkoloryzowany, pokazany jest gejowski seks. Powinieneś się do tego przyzwyczajać, nie sądzisz?
- N-nie sądzę... to okropne... kto to w ogóle czyta? Już... samo robienie to przez dwóch facetów brzmi jak coś okropnego, a jeszcze opisywanie tego...
- Oj tam, przesadzasz. Ludzie od zawsze czytali erotyki. Nie gejowskie, ale zawsze.
- Ale... tam ten facet...
- Chciałeś się uczyć jak to wygląda, prawda? A więc bądź grzeczny i dokończ scenę.
- NIe będę tego czytał... - Zabrzmiałem trochę jak zirytowane dziecko, ale i tak podkreśliłem to, krzyżując ręce na piersi i nadymając niezadowolony policzki. Sensei niespecjalnie przejął się moją pozą, bo tylko zaśmiał się krótko.
- No dobrze, znajdź sobie coś innego. Tylko uważaj na oznaczenia ,,BL" na książkach. Nie mogłeś wiedzieć, ale oznacza to ,,Boys Love". Tak na przyszłość - Uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby i puścił mi oczko. - Wbrew temu, co ci się może wydawać, mam tu też normalne książki. Rozgość się.
Machnął ręką w stronę salonu, a sam wrócił do pracy. Świetnie, musiałem zaczynać książkę od nowa... pewnie nim akcja się rozkręci, sensei skończy pracować.
- I jeszcze jedno - Zatrzymałem się w progu i zerknąłem na senseia. Zerknął na mnie kątem oka i uśmiechnął się delikatnie. - Jak będziemy zbliżać się do końca lekcji, będziesz czytał takie książki z przyjemnością.
Postanowiłem tego nie komentować i tylko prychnąłem ostentacyjnie, opuszczając pokój. Postanowiłem nie wracać do sypialni, więc chwyciłem jakąś książkę, która opisana była jako fantasy, ale na niej, nawet po starannym przejrzeniu okładki i stron wewnątrz, nie zauważyłem żadnego oznakowania w stylu ,,BL". Przy okazji zakodowałem sobie w głowie, żeby uważać na to oznaczenie.
Wiłem się po kanapie, szukając jakiejś wygodnej pozycji. Ostatecznie utknąłem z całym ciałem na kanapie, oprócz nóg, które położyłem na oparciu i połowę z nich trzymałem poza nią. Nie była to może najwygodniejsza pozycja do czytania, ale dość wygodna do samego siedzenia.
Nie zdążyłem przeczytać nawet kilku rozdziałów, gdy do pokoju wszedł sensei. Podniosłem nieznacznie głowę, żeby dać mu miejsce na kanapie. Co dziwne, zamiast usiąść na miejscu obok mnie, wsunął się idealnie pod moją głowę, a potem delikatnym ruchem ręki zachęcił mnie, żebym oparł głowę na jego kolanach. Nieco zażenowany, podniosłem na niego wzrok. W jednej ręce trzymał książkę, którą ja dopiero co odrzuciłem. Nawet na mnie nie zerknął. Dopiero po dłuższej chwili, gdy wpatrywałem się w niego, spuścił na mnie wzrok i uśmiechnął się delikatnie.
- Kolejna lekcja. Jak spędzać czas razem, ale i oddzielnie - Powiedział z całkiem uroczym uśmiechem. Wolną rękę wplótł w moje włosy i zaczął przejeżdżać po nich delikatnie. Poczułem przyjemne dreszcze, co naprawdę mnie zaskoczyło. - Nie sądzisz, że to całkiem przyjemne? Siedzieć tak razem, a jednak trwać w dwóch różnych światach. Za to uwielbiam też książki. Pozwalają przenieść się do zupełnie innego świata. Jak chcesz to potem możemy też obejrzeć film.
- Umm... jasne... - Kiwnąłem głową. Sensei dalej się uśmiechał i bawił się moimi włosami, co było zaskakująco przyjemne. Wróciłem do swojej lektury, ale coraz trudniej było mi się na niej skupić. Dotyk senseia całkowicie absorbował moje myśli. Ciągle wyobrażałem sobie jego dłonie, tak zwinnie przejeżdżające po mojej głowie. Naprawdę był niesamowitym nauczycielem. Zastanawiałem się, czy gdyby nie on, poznałbym te wszystkie rzeczy. W końcu, gdybym nawet znalazł jakąś dziewczynę, pewnie chodzilibyśmy jak normalna para. Kino, drogie restauracje... pewnego dnia jakiś hotel... na pewno nie siedzenie z książką i wspólne czytanie. Przynajmniej tak by to wyglądało z dziewczynami, które znam. No i raczej nie leżałbym na jej kolanach. Zresztą... związek z dziewczyną raczej nie przypominałby tego, co robię z senseiem. No cóż... w końcu miał mi pokazać jak wyglądają związki z facetami... na tym to w końcu musi polegać...
__________________________
_______________________________________________________________
fp - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - http://ask.fm/Historieyaoi

niedziela, 11 grudnia 2016

Witajcie,
Niestety z przyczyn ode mnie niezależnych chwilowo pozbawiona jestem narzędzia pracy, a więc też wszystkich rozdziałów ,,Lekcji życia", dlatego niestety w tym tygodniu nota się nie pojawi. I wyjątkowo nie ma to związku z tym , że umieram po konwencie xD
Przychodzę za to do was z inną informacją. Od jakiegoś czasu myślałam nad jakimś charakterystycznym znakiem, żeby w razie czego móc poznać na jakimś konwencie czy innym wydarzeniu osobę, która też interesuje się moją twórczością, bo już trochę nas jest.
Szukałam czegoś względnie taniego i subtelnego, żeby jednak nie chodzić z wielkim napisem ,,Lubie czytać o gejowskim seksie" na koszulce. No i efekt mojej pracy widzicie poniżej ^ ^

Zrobienie takiego breloczka to koszt kolo 5zł. Wrzuca się grafikę(którą wrzuciłam poniżej) do dowolnego  sklepu , który robi takie rzeczy na zamówienie. Moje akurat są z yatty(nie, niestety nie dostaję za tę reklamę żadnego hajsu xD) i wyglądają całkiem ładnie, chociaż trochę niestarannie.
Ponieważ zamówiłam jeden na zapas, stwierdziłam, że się wykosztuje i jeden oddam komuś z was :D Co trzeba zrobić? W sumie nic. Napiszcie jakiś miły komentarz pod tym postem, albo na moim fp, albo w wiadomościach prywatnych na fb, a ja wybiorę/wylosuje jednąosobę, do której się odezwę i otrzyma ode mnie ten breloczek :3
P.S grafika zajączka nie jest moja, ale niestety pojawia się w internecie w tak wielu miejscach, że nie byłam w stanie określić do kogo należy. Reszta to dzieło painta 

niedziela, 4 grudnia 2016

Lekcja życia XIV - Zdrada

Dni mijały, a mnie z każdym dniem mdliło coraz bardziej na myśl o wyjeździe. Nie chciałem jechać, tego byłem całkowicie pewny... ale nie mogłem się wycofać. Coraz częściej zerkałem na telefon, walcząc z usilną chęcią zadzwonienia do senseia. Ale co miałem mu powiedzieć? O czym napisać? Że sobie nie radzę? Że potrzebuję jego pomocy? Że chciałbym przyjść i z nim porozmawiać? A jeżeli on nie chciał ze mną rozmawiać? Albo numer podał mi z grzeczności? Albo napisze, że nie ma czasu, a ja stracę odwagę, żeby jeszcze kiedykolwiek do niego napisać? Zdecydowanie wolałem się dręczyć i do niego nie napisać, niż dostać taką odpowiedź.
Siedzieliśmy przy stole, wyjątkowo całą czwórką, co zdarzało się naprawdę rzadko i tylko w weekendy. Rodzice mieli jakieś wolne w pracy, chociaż ojciec dzisiaj znowu miał gdzieś wyjść. Pai zresztą też, chociaż rodzice jeszcze o tym nie wiedzieli. Pewnie mieli się dowiedzieć, albo kiedy wróci jutro wieczorem, albo najlepiej, żeby nie dowiedzieli się wcale. Więc na noc miałem zostać ja z mamą. Brzmiało to naprawdę rewelacyjnie...
- A pamiętacie naszych przyjaciół, którzy byli tutaj ostatnio? - Zagadnął nagle ojciec, przerywając wszechobecną ciszę. Nikt nawet nie podniósł wzroku znad talerza. - Byli naprawdę wami zachwyceni. Jak gadałem z Anną, to mama Kuro, to nie mogła się nachwalić, jacy wy grzeczni, poukładani... gdyby znała was na co dzień - Zaśmiał się krótko. To chyba miało być zabawne, ale nie miałem ochoty się śmiać... ani słuchać jego żartów. - Aż jej powiedziałem, że gdyby spędziła z waszą dwójką chociaż dzień, to nie oddałaby swojego dzieciaka za żadne skarby świata. - Tym razem matka podchwyciła ,,żart" i zaśmiała się uroczym śmiechem. Mama pięknie się śmiała, ale nie pamiętam, kiedy słyszałem jej prawdziwy śmiech.
- A ich Kuro to naprawdę bystry dzieciak - Miałem wrażenie, że mama zerka ostentacyjnie na Pai, która nie wykazywała najmniejszej ochoty, by rozmawiać o chłopaku, który tak perfidnie olał jej... ,,wdzięki". - Byłoby miło, gdybyście się zaprzyjaźnili. Może któregoś dnia wybierzecie się razem gdzieś? Może na ścianę wspinaczkową?
- Nie lubię za bardzo sportu... - Powiedziałem cicho. Miałem naprawdę złą kondycję w rzeczach wymagających większego wysiłku...
- No to może do kina? Jest tam salon gier - Wtrącił niespodziewanie ojciec. Zastanawiałem się bardzo krótko nad powodem tego dziwnego zainteresowania Kuro. Był młody, w naszym wieku, ja już nie miałem żadnych kolegów, a on sam wydawał się znacznie lepszą partią, niż znajomi Pai. - Albo zwyczajnie na zakupy.
- Nigdzie nie wychodzę z tym frajerem - Powiedziała w końcu wściekła Pai. Pewnie nie miała ochoty nawet o nim pamiętać, a co dopiero spędzać w jego towarzystwie chociaż chwilę. - I w ogóle nie mam ochoty go znać. Najlepiej w ogóle każcie tym ludziom spier...
- Język - Powiedziała ostro matka.
- Spierniczać - Dokończyła i wkurzona skrzyżowała ręce na piersi. Widziałem po jej minie co najchętniej mi powiedziała. ,,Nie traktujcie mnie jak dziecko! Mam osiemnaście lat i kurwa będę mówić to, co mi się spodoba, więc przestańcie pierdolić!" ale bała się pretensji matki i gniewu ojca, więc po prostu siedziała wkurzona, nadąsana, nienawidząc całego świata.
- Może chociaż ty, Sashi? Moglibyście nawet wybrać się na jakieś przyjęcie, czy coś - Zaproponowała nagle matka. Dobra, teraz brzmiało to dość dziwnie. Przestałem rozumieć co takiego ode mnie chcą. Ale szczerze mówiąc, nie byłem pewny, czy chcę wiedzieć. Jeżeli nie rozumiałem moich rodziców, znaczy, że planowali coś, co mi się bardzo nie spodoba, a niejednokrotnie spowoduje kolejne rany na pokaleczonym ramieniu. Czegokolwiek nie planowali, nie miałem na to ochoty.
- Nie dzięki, wydaje mi się, że dzisiaj się trochę wcześniej położę. Ostatnio mam... mało wolnego czasu - Poprawiłem się, nim zdążyłem palnąć głupotę. Nie mogłem im powiedzieć, że mam problemy. Nawet gdyby się przejęli, ich rozwiązaniem byłby psycholog, albo więcej pieniędzy. Nie umieliby mi pomóc, nawet gdyby próbowali. Zresztą, nie chciałem im się zwierzać. Znając ich skończyłoby się to pretensjami, że ośmielam się na cokolwiek narzekać, skoro moje życie jest idealne.
- No dobrze, skoro tak... a szkoda, myślę, że powinniście się zaprzyjaźnić z Kuro. Taki inteligentny i poukładany... może troszeczkę nieokrzesany, ale przecież możesz go sprowadzić go na dobrą drogę - O mało co nie wydałem z siebie pełnego zrozumienia: ,,No taaaak". Powstrzymałem się w ostatniej chwili. Więc to o to chodziło. Kuro zachowywał się źle, nawet chyba gorzej niż Pai, o co było trudno. Rodzice więc chcieli, żebym spędził z nim trochę czasu, by tym dobitniej pokazać, jak jestem ułożony i uprzejmy i jak genialny Kuro nie dorasta mi do pięt. Jak mogłem nie wpaść na to wcześniej... wszystko sprowadzało się albo do pieniędzy, albo do statusu. A ponieważ w naszej i ich rodzinie oba były na podobnym poziomie, trzeba było zabłysnąć nami. Ich największym osiągnięciem, przynajmniej w opinii publicznej.
- Zobaczymy, może - Wzruszyłem ramionami. Ojciec tego nie okazał, ale na twarzy matki dostrzegłem cień satysfakcji, że mogą się mną pochwalić. - Dziękuję za posiłek - Wstałem od stołu, odłożyłem talerze do zlewu i udałem się do siebie. Usiadłem przy biurku i zająłem się lekcjami. Gdy ojciec zbierał się do wyjścia, matka siedziała na górze, zapewne pracowała, a Pai rzucała się u siebie, żeby móc wyjść, jak tylko rodzinka przestanie się nią interesować. Skończyłem lekcje, a ponieważ nie za bardzo miałem co innego robić, wziąłem jakąś książkę i położyłem się do łóżka. Było juz koło północy, Pai się pewnie zmyła, ojciec też wyszedł i tylko matka siedziała w domu. Oczywiście było tak, jakby jej nie było. Siedziała cicho u siebie na górze, pewnie zajmując się swoją pracą, albo już teraz poszła spać. W końcu odłożyłem książkę na szafkę nocną i położyłem się na boku, twarzą w stronę ściany. Jutro była sobota, jeden z nielicznych wolnych dni, jakie miałem, ale jakoś nie potrafiłem się tym cieszyć. Za tydzień mieliśmy wyjechać na te nieszczęsne wakacje, a ja nie miałem na to najmniejszej ochoty.
Na górze rozbrzmiał telefon matki. Spojrzałem na zegar na ścianie. Było już po północy, kto mógł dzwonić do niej o tej porze? Chwilę po tym, jak dzwonek się uciszył, usłyszałem tupot nóg na schodach. Odwróciłem się znowu na bok i zamknąłem oczy. Drzwi skrzypnęły cicho, wpuszczając do ciemnego pokoju trochę światła ze schodów.
- Sashi... śpisz? - Zapytała cicho matka. Nie wiedziałem dlaczego, ale udawałem, że śpię. Po prostu nie miałem ochoty na spotkanie kolejnych znajomych rodziców, zwłaszcza tych, którzy pojawiali się tak późno. Leżałem bez ruchu, oddychając powoli i miarowo, nim drzwi nie zamknęły się cicho. Na schodach znowu usłyszałem tupot nóg, a zaraz potem na dole otworzyły się drzwi. Słuchałem z zaciekawieniem, jakich gości mama może przyjmować o tak późnej porze.
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - Usłyszałem męski głos. Znałem go, ale jakoś nie mogłem skojarzyć, gdzie go słyszałem. - Jeżeli twoje dzieci nas usłyszą...
- Daj spokój kochanie. Pai pewnie już uciekła, a Sashi śpi. Nie obudziłby go nawet pędzący pociąg - ,,kochanie"? Co to niby miało znaczyć? Nie mogłem uwierzyć, że mama mogłaby zdradzić ojca. Musiałem coś źle zrozumieć, albo zwyczajnie się przesłuchałem. Bo przecież... nie, nie mogła go jakiegoś gościa powiedzieć ,,kochanie". Drzwi ponownie skrzypnęły cicho. Leżałem w tej samej pozycji, oddychając miarowo.
- Widzisz? Śpi jak zabity. Przestań wymyślać - Próbowałem zasnąć. Wtedy nie musiałbym wiedzieć, co zaraz nadejdzie, a rano wmówić sobie, że to wszystko mi się śniło. Wolałem już tkwić w nieświadomości, niż dowiedzieć się czegoś okropnego.
Sekundy mijały, a dzień jak nie chciał przyjść, tak nie przychodził. Po paru minutach usłyszałem z góry jakieś dziwne dźwięki. Powoli wstałem z łóżka i tak cicho jak umiałem, podszedłem do drzwi. Dopiero kiedy lekko je uchyliłem, mogłem całkowicie przekonać się, czym były te dziwne dźwięki.
Przyłożyłem dłoń do ust, tłumiąc zduszony krzyk. Z góry dobiegały aż zbyt wyraźne... jęki. Nie... to nie mogła być prawda... matka nie mogła zdradzać ojca... jeszcze w naszym domu. Chciałem położyć się do łóżka i udawać, że nie słyszę, ale w tej chwili dźwięki z góry były tak głośne, że nawet zakrycie uszu poduszką, nic nie dawało. Nie mogłem tego słuchać, miałem wrażenie, że każdy kolejny jęk przeszywa moje serce na wskroś. Jak mogła... to było obrzydliwe. Najchętniej w tej chwili bym zwymiotował, ale nie miałem najmniejszego zamiaru pokazać jej, że wszystko słyszę. Ubrałem się tak cicho jak tylko mogłem, spakowałem kilka rzeczy i zgarnąłem telefon. Nie mogłem zostać w domu, nie mógłbym spojrzeć w oczy matce, gdybym tutaj siedział i to nie wiadomo, jak długo. Podszedłem do drzwi, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mogę przecież wyjść korytarzem. Wtedy z całą pewnością mnie usłyszy. A ja nie mogłem pozwolić, żeby mnie usłyszeli...
Spojrzałem na okno. Pai zawsze wychodziła w ten sposób, więc... co mi szkodziło spróbować. Tylko nie miałem kluczy... nie mogłem wejść do przedpokoju, a tam miałem buty. Znowu miało mnie spotkać spacerowanie po ulicy boso... świetnie.
Nałożyłem na siebie grube skarpetki, służące za kapcie, których i tak nigdy nie nosiłem i zarzuciłem torbę na ramię. Napisałem krótką wiadomość sms do senseia, chyba pierwszą, od kiedy dał mi swój numer i błagałem w myślach, żeby odpowiedział.
Otworzyłem okno i bardzo ostrożnie wyszedłem na dach. Co prawda to było tylko pierwsze piętro, ale upadek i tak mógłby być bolesny i co gorsza, zaalarmować o tym, że nie śpię.
Dotarłem do końca dachu, usiadłem na jego skraju i spuściłem nogi w przepaść. Teraz tylko nie umrzeć... wziąłem głęboki wdech, chwyciłem się krawędzi i zsunąłem w dół. Zwisałem chwilę, parę metrów nad ziemią, nim odważyłem się puścić i padłem na ziemię. Zachwiałem się i przewróciłem, ale ogólnie wyszedłem z tego bez uszczerbku na zdrowiu. Chwyciłem torbę i czym prędzej skierowałem się w stronę ulicy. Miałem ochotę biec przed siebie i zostawić to wszystko za sobą. Niedobrze mi się robiło na myśl o moim mieszkaniu. Miałem wrażenie, że jest splugawiony zdradą i wypełniony obrzydliwą seksualnością. W głowie słyszałem głos mojej matki, coraz głośniejszy i głośniejszy. Powinienem powiedzieć ojcu? Przecież on ją zabije... albo się rozwiodą. A ja... nie chciałem, żeby się rozwiedli. Ale jednak nie mogłem wymazać okropnych wspomnień z dzisiejszej nocy.
Skuter zostawiłem, jego dźwięk na pewno zwróciłby uwagę, więc zmuszony byłem przejechać się autobusem. Trochę to trwało, musiałem czekać całą wieczność na przystanku, a potem jakoś dotrzeć po nocy do mieszkania sempaia. Nie wiedziałem, czy będzie zadowolony z mojej obecności, zwłaszcza, że nie wysilił się nawet, żeby mi odpisać, ale nie miałem innego wyboru. Nie wytrzymałbym, gdybym musiał siedzieć w domu dłużej. Już teraz czułem się okropnie.
Około godziny pierwszej stanąłem przed drzwiami senseia. Raz jeszcze zerknąłem na telefon. Wysłana wiadomość brzmiała: ,,cześć sensei, mógłbym do ciebie wpaść? To bardzo ważne" i dalej nie otrzymałem na to odpowiedzi. Może sensei tego nie przeczytał, albo nie miał jak mi odpowiedzieć?
Zapukałem do drzwi. Czekałem kilka chwil, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Ponowiłem próbę i dalej nic. Przerażony zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie wyjechał. Wtedy byłbym zmuszony spać gdzieś na ulicy. Ścięty przerażeniem, zacząłem z całej siły uderzać w drzwi. Potrzebowałem teraz senseia, nie mógł wyjechać!
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Nim zaspany sensei zdążył zdać sobie sprawę z tego, że to ja tutaj stoję i go budzę, rzuciłem mu się na pierś, wtulając się w niego.
- Przepraszam, że niepokoję... - Powiedziałem cicho. Pewnie teraz mnie znienawidzi, ale...
- Daj spokój, nic się nie stało - Spojrzałem w górę. Sensei uśmiechał się przyjaźnie, mimo tego, że miał wory pod oczami i widać było, jak bardzo jest zaspany.
- Znowu cię budzę w środku nocy... - Świadomość tego, że sensei może mnie przez to znienawidzić sprawiła, że nagle zacząłem się rozklejać. - I ciągle ci przeszkadzam i...
- Ćśś... no już, już. Nie radzę sobie, kiedy widzę płaczącego chłopaka - Zaśmiał się krótko i wciągnął mnie do przedpokoju. Objął mnie jedną ręką, a drugą zamknął drzwi. - Chcesz herbaty, albo kawy? Może kawy nie, już nie ta godzina, ale... o, mam jakieś ciastka, chcesz? Nie, objadanie się w nocy nie jest dobre. Zrobię ci herbaty, albo melisy, co? I... nie mów mi, że znowu przyszedłeś tu bez butów - Westchnął nagle. - Zaraz mi wszystko opowiesz, ale najpierw zdejmij te kapcie. Możesz się położyć u mnie, schowaj się pod kołdrą, a ja zaraz przyniosę ci coś do picia. Nie jesteś głodny mam nadzieję? - Pokręciłem głową. - No to leć się położyć. - Odsunął mnie od siebie, odwrócił tyłem i popchnął w stronę sypialni, a sam zaraz zniknął w kuchni. Naprawdę nie mogłem w to uwierzyć. Ja go budziłem w środku nocy, a on z szerokim uśmiechem się mną opiekował i proponował mi herbatę.
Zostawiłem kapcie w przedpokoju i poszedłem do sypialni, schować się pod koc.
- No dobrze, a teraz powiedz co się stało. Miałeś torbę, więc siostra raczej cię nie wyrzuciła znowu. Przyjaciele czy rodzinka? - Sensei usiadł na skraju łóżka i podał mi herbatę. Wziąłem ją w obie ręce i upiłem kilka łyków, nim zarumieniony wbiłem wzrok w swoje kolana.
- Ja... trochę ciężko o tym opowiadać...
- Hej hej, przecież to ja. Możesz mi powiedzieć o wszystkim. Zawsze cię wysłucham - Przysiadł się bliżej i objął mnie ramieniem. - Jako dobry nauczyciel.
Czułem bijące o niego ciepło i aż nie mogłem się oprzeć, żeby nie położyć się na jego piersi. Chyba nie było drugiej osoby na świecie, przy której czułbym się tak dobrze... chociaż on tylko mnie uczył, jak powinienem się zachowywać.
- No bo... dzisiaj ojciec wyjechał na parę dni, a matka... sprowadziła jakiegoś faceta i... - Z każdą chwilą czułem coraz większe i większe zażenowanie, gdy musiałem o tym z nim rozmawiać. - Słyszałem jak ona... i ten facet... - Zagryzłem boleśnie dolną wargę, żeby powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej.
- Czekaj... oni... - Słyszałem w jego głosie, że sam nie może w to uwierzyć. Gdy sam nie mogłem już powstrzymać łez, przytulił mnie do siebie. - Ojej, tak mi przykro, Sashi. To musiało być okropne...
- To było obrzydliwe... - Jęknąłem, wtulając się w jego pierś. - Słyszałem moją matkę i... uch, nie chcę o tym pamiętać.
- Ćśśś, ćśśś, no już, już - Szeptał, gładząc mnie czule po głowie. - Już samo to, że słyszałeś, że... ale to musi być okropne, że dowiedziałeś się w taki sposób. Ech, chyba nie pomagam, co?
Pokręciłem głową. Ani trochę mi nie pomagał. Pociągając nosem, dopiłem herbate, chociaż nie miałem na nią najmniejszej ochoty. Nie oczekiwałem po nim wsparcia, a tylko... jego obecności. Tylko nawet nie wiedziałem, jak mam mu to przekazać.
- Mi by się przydała chyba lekcja pocieszania, bo kompletnie się na tym nie znam. Ale wiedz, że cokolwiek by się nie stało, zawsze możesz na mnie liczyć.
- ...ale ja już to wiem... - Szepnąłem. Poczułem delikatny dotyk na twarzy, który zmusił mnie niemal, żebym spojrzał w górę. Patrzyłem na senseia zaszklonymi oczami, gdy zbliżał twarz coraz bliżej i bliżej mojej. Rozchyliłem lekko usta, gdy się do nich zbliżył i tylko jęknąłem cicho, gdy mnie pocałował. Zrobiło mi się jakoś tak dziwnie gorąco, chociaż w pokoju było przyjemnie chłodno. Drżącymi dłońmi ściskałem kubek, nie mając pojęcia co powinienem w tej sytuacji zrobić. Dopiero sensei delikatnie wziął go ode mnie i odłożył na szafkę nocną.
- Możesz mnie objąć - Szepnął, na chwilę uwalniając moje usta. Był tak blisko, że czułem jego oddech na ustach, a gdy ponownie się w nie wpił, odważyłem się go objąć.
Przechylił mnie do tyłu, przez co obaj upadliśmy na materac. Poczułem dziwne ukłucie niepokoju, gdy coraz namiętniej i namiętniej mnie całował. Czy on chciał... nie, jeżeli zamierzał w takiej sytuacji się do mnie dobierać, to... chyba bym go znienawidził.
Oparłem dłonie na jego piersi, ale nie zdążyłem go odepchnąć, gdy sam uwolnił moje usta.
- Czujesz się chociaż odrobinę lepiej? - Zapytał szeptem.
- Stwierdzam, że... to okropne... - Szepnąłem, oddychając ciężko. Te kilka chwil pocałunku całkowicie odebrało mi oddech. - Jak możesz robić coś takiego, kiedy...
- Jeszcze nie zrobiłem nic zbereźnego - Uśmiechnął się i złośliwie przejechał językiem po moich ustach, powodując u mnie tym większe zażenowanie. - Chciałem zająć trochę twoje myśli. Przecież powiedziałem, że na ciebie poczekam. Na razie nasze lekcje będą dużo bardziej delikatne. Pamiętasz co ci mówiłem?
- ...że związek nie polega tylko na sypianiu ze sobą... - Mruknąć, odwracając wzrok na materac. Nigdy za nim nie nadążałem. Gdy myślałem, że rozumiem jego myśli i jego zachowanie, okazywało się, że myśli w zupełnie inny sposób niż ja... i kiedy ja się oburzałem, że się do mnie dobiera, on tylko chciał mi pomóc...
- Dobry chłopiec - Szepnął i pocałował mnie krótko w czoło. Był to krótki, delikatny pocałunek, a jednak przyprawił mnie o dreszcze. - Zresztą, w takiej sytuacji nawet nie śmiałbym cię przelecieć.
- Gh... m-mógłbyś nie używać takiego słownictwa? - Zapytałem, odwracając głowę gdzieś w bok, żeby wzrok senseia nie peszył mnie jeszcze bardziej.
- Przepraszam, ale kiedy się peszysz jesteś naprawdę słodziaszny - Prychnąłem i odwróciłem się na bok. - Zostajesz na noc, prawda? Chce ci się spać? Bo zawsze mogę dać ci coś do czytania, albo odpalić film...
- Mogę się położyć spać... znaczy... jestem trochę zmęczony dzisiejszym dniem.
Sensei mruknął cicho: ,,mhmmm" i położył się za mną. Objął mój brzuch i przyciągnął do siebie. Przyległem plecami do jego ciała. Jego twarz była zdecydowanie za blisko. Wraz z każdym ruchem jego piersi, czułem ciepły oddech na mojej szyi. Czułem się dziwnie niekomfortowo, będąc aż tak blisko niego.
- A to jest lekcja czego? - Zapytałem cicho. Miałem dziwne wrażenie, że każdy głośniejszy dźwięk mógłby zepsuć przyjemny nastrój, który sprawiała noc.
- To się nazywa spanie na łyżeczkę - Szepnął do mojego ucha. Poczułem na nim coś mokrego, co przyprawiło mnie o dreszcze. Nie byłem pewny, ale wydawało mi się, że tym ,,czymś" był język senseia. - Jest to bardzo wygodne i świetne dla par, bo powoduje uczucie bliskości.
- Wiesz nawet takie rzeczy? - Zerknąłem na niego przez ramię. Wykorzystał okazję i pocałował mnie krótko w kącik ust.
- Wie się to i owo. Inne pozycje omówimy przy okazji. A teraz śpij - Szepnął i ponownie mnie przytulił. Zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć. Było to trudne przez to, jak wyraźnie czułem każdy, najmniejszy nawet ruch senseia. Mimo ubrania, które miałem na sobie, czułem się dziwnie nagi, jakbyśmy obaj nie mieli na sobie niczego. Dopiero gdy na karku poczułem regularny oddech senseia, mogłem spokojnie zasnąć, nie zestresowany jego wzrokiem i świadomością.
_______________________________________________________________
fp - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - http://ask.fm/Historieyaoi

niedziela, 27 listopada 2016

Lekcja życia XIII - Wahania życia

- No dobrze, teraz ostrożnie za mną - Sensei odjechał nieznacznie do tyłu, żeby się ode mnie uwolnić, bo od paru chwil pokładałem się na jego piersi. Ścisnął mocno moją dłoń i zaczął sunąć w stronę toru. Ruszyłem za nim, ale w moim wypadku nie była to za bardzo jazda, bardziej chodzenie na tych dziwnych kółkach. - Tylną nogę stawiaj pod kątem, tak będzie ci się łatwiej poruszać. Właściwie to próbuj stawiać nogi na skos.
Sensei ruszył pierwszy, cały czas trzymając mnie za rękę. Jak na dorosłego mężczyznę, poruszał się z gracją i pewnością siebie, chociaż cały czas ciągnął mnie za sobą. Nawet nie wyglądał przy tym w żaden sposób dziwnie, w co ciężko było mi uwierzyć. Próbowałem nadążyć za nim, ale każdy mój krok był dziwnie nieporadny. Próbując jechać do przodu cofałem się, a kroki stawiałem niepewne i ciągle traciłem równowagę. Nie przejechaliśmy nawet ćwierć toru, gdy wieszałem się już na ramieniu senseia. W żaden inny sposób nie mogłem utrzymać równowagi. Mimo to i tak praktycznie bez przerwy dreptałem w miejscu, posuwając się nieznacznie do przodu tylko dzięki temu, że sensei ciągnął mnie za sobą.
- Może spróbujesz pojeździć chwilę sam? To naprawdę nie jest trud...
- Nie mam zamiaru - Powiedziałem stanowczo i jeszcze mocniej ścisnąłem jego ramię. - Jeszcze mi życie miłe.
- Ale w ten sposób się nie nauczysz. Chodź, będę się asekurował - Zatrzymał się z zaskakującą gracją, powstrzymując i mnie od dalszej jazdy. Mimo mojego sprzeciwu, uwolnił rękę z uścisku. - Jestem tuż za tobą, postaraj się pojechać sam.
To było szaleństwo. Nie umiałem jeździć na niczym w tym rodzaju i miałem dziwne wrażenie, że jak spróbuję, to umrę. Zacząłem sunąć do przodu pokracznymi krokami, co chwilę traciłem równowagę, ale po chwilowym stepowaniu, udało mi się ją odzyskać. Świadomość tego, że sensei w razie czego jest za mną odrobinę mi pomagała, ale jakoś nie mogłem się całkowicie rozluźnić. Zwłaszcza kiedy widziałem śmigające obok mnie osoby. Poruszały się z taką pewnością i gracją, że aż było mi wstyd, że ja sobie z tym nie radzę. Chociaż z każdą chwilą szło mi odrobinę lepiej. Sensei przez większość czasu jeździł koło mnie, czasami mnie wyprzedzał i jeździł tyłem, uważnie mnie obserwując, czasami dawał mi rady, a gdy udawało mi się przez dłuższy czas utrzymać równowagę, głośno mnie chwalił. Nabrałem dziwnej ochoty, żeby chwalił mnie dalej, więc tym usilniej próbowałem jeździć jak najlepiej, zwłaszcza, kiedy sensei zniknął na chwilę, żeby samemu pojeździć. Kilka razy odważyłem się oderwać wzrok od wrotek, żeby zobaczyć jak jeździ. Było to zaskakujące, jak płynnie się poruszał, przeplatał nogi na zakrętach, zwinnie omijał wolniej jadące osoby, a mimo wszystko, wyglądał przy tym nadzwyczajnie męsko. Kompletnie nie mogłem tego pojąć. Raz zapatrzyłem się w niego aż tak, że całkowicie straciłem równowagę i gdyby nie podpora, wylądowałbym na kolanach.
- Nic ci nie jest? - Sensei zatrzymał się tuż przy mnie.
- T-tak. Troszeczkę się zamyśliłem, ale już jest w porządku - Pytanie, dlaczego zamyśliłem się, patrząc na faceta na wrotkach? Puściłem się bandy i chciałem ruszyć do przodu, przy okazji skupiłem się na tyle, żeby się nie ośmieszyć. Podjechałem kawałek do przodu i momentalnie straciłem równowagę. Zachwiałem się i próbowałem jeszcze rozpaczliwie chwycić się senseia, ale ostatecznie, mimo moich i jego starań, wylądowałem na obu kolanach, dokładnie przed nim. Chwilę trwałem w tej pozycji, gdy nagle podniosłem wzrok i zobaczyłem w jak okropnie żenującej pozycji się znajduję. W ten sposób, klęcząc przed senseiem, praktycznie z twarzą na wysokości jego krocza... jakbym miał...
W jednej chwili zalałem się cały rumieńcem. Próbowałem się podnieść, ale im paniczniej to robiłem, tym gorzej mi szło i raz za razem lądowałem na kolanach. Udało mi się uspokoić dopiero kiedy sensei odjechał nieco i stanął obok mnie.
- Potrzebujesz pomocy? - Pochylił się w moją stronę - Chyba nie miałeś jakichś zbereźnych myśli, co? - Zapytał znacznie ciszej, ale na tyle głośno, żeby jego głos przedarł się przez muzykę z głośników. Oczywiście ani na chwilę nie tracił dobrego humoru.
- W-wcale, że nie... - Wydusiłem z siebie, robiąc się coraz bardziej i bardziej czerwony. - Tylko... tylko...
- No już, już. Nie tłumacz się, tylko wstawaj. Może zrobisz kółko i odpoczniesz? Wydajesz się już nieco zmęczony. Chodź, pomogę ci.
Podniosłem głowę. Twarz senseia, rozświetlona przez kolorowe światła wydawała się jeszcze przystojniejsza, niż... chwila, co? NIE! ON WCALE NIE BYŁ PRZYSTOJNY!
Mimo początkowego wahania, skorzystałem z pomocy i bardzo niepewnie znowu stanąłem na nogach.
- Dzięki... tak, zrobię sobie przerwę.
- Ale najpierw przejedź kółko, żeby się nie zniechęcić po pierwszym upadku, dobra? - Pokiwałem głową. - Super, to ja cię zostawiam.
Puścił mnie i sam wrócił na tor. Niespeszony jego wzrokiem, ruszyłem nieco pewniej już do przodu. Zrobiłem kółko, znacznie uważniej i spocząłem na pufach rozłożonych w kącie. Rozejrzałem się po torze w poszukiwaniu senseia, który zaraz znalazł się przy mnie, z butelką coli w ręce.
- Żeby uczcić pierwszy upadek i pierwszą randkę - Uśmiechnął się, podając mi butelkę. Nie wiem ile już jeździliśmy, ale byłem kompletnie wykończony. Wypiłem prawie połowę na raz.
Mimo zmęczenia, bawiłem się nad wyraz dobrze. Do końca nie udało mi się dobrze opanować jazdy, ale jakoś udawało mi się utrzymać w pionie. Chociaż stanięcie normalnie na nogach, już po pozbyciu się wrotek, stanowiło dla mnie nie lada problem, byłem nad wyraz zadowolony.
- I jak? Nie było tak źle, co? - Zapytał sensei, gdy odniósł nasze wrotki i ochraniacze.
- Nie było...
- No dobra, tylko będziemy musieli jakoś nadrobić zaległości z angielskim. Za tydzień pozostaniesz dłużej, może być?
- Mogę... - Sensei pomachał sprzedawcy i poszliśmy w stronę jego samochodu. - To... dwa razy tyle ile normalnie? - Pytające spojrzenie senseia naprawdę mnie zaskoczyło. Skoro mieliśmy dodatkowe lekcje z... tych wszystkich spraw to wydawało mi się oczywiste, że za to też będę musiał mu płacić. - Bo... udziela mi pan dodatkowych lekcji...
- Wiesz co? Porozmawiamy jeszcze o tym. Ma razie będziesz mi płacił jak za normalne zajęcia językowe, a nasze dodatkowe lekcje będziemy prowadzić tymczasowo bezpłatnie, co? - Otworzył samochód i już chciał podejść otworzyć drzwi z mojej strony, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. Nie skomentowałem tego, chociaż w duchu całkiem doceniłem ten gest, a raczej jego brak.
- Ummm... dziękuję za dzisiaj - powiedziałem, gdy sensei wygrał ze swoim samochodem i ruszyliśmy w drogę powrotną. - Znaczy za randkę... znaczy za lekcję... nie spodziewałem się, że będę się tak dobrze bawić.
- Nie ma problemu. Cieszę się, że dobrze się bawiłeś. Następnym razem pójdziemy gdzieś indziej. Chyba, że będziesz chciał to powtórzyć.
- Jasne, bardzo chętnie - Mimo starań nie mogłem powstrzymać delikatnego uśmiechu, który pojawił się na moich ustach. Jechaliśmy dłuższy czas, aż dotarliśmy pod mój dom.
- Tylko nie mów rodzicom, że nie mieliśmy angielskiego. Wiesz... myślę, że nie będą zachwyceni, jeżeli się dowiedzą o naszych dodatkowych lekcjach.
- Oczywiście... sam nie miałbym ochoty za bardzo im o tym mówić.
- To świetnie - Zaparkował przy chodniku i uśmiechnął się w moja stronę. - Ostatnia lekcja na dzisiaj. Czym kończymy randkę?
Wzdrygnąłem się. Nie miałem pojęcia czym można kończyć randkę. Otworzyłem usta, by wydukać jakąś odpowiedź, lecz nim zdążyłem, sensei położył dłoń na moim karku i przysunął mnie do siebie. Poczułem jego usta na moich ustach i niemal się rozpłynąłem. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, całe ciało zalało przyjemne ciepło. Zamknąłem oczy. W głowie mi się kręciło i nawet świadomość tego, że jesteśmy przed moim domem, kompletnie mi nie przeszkadzała. W końcu sensei przerwał pocałunek i spojrzał na mnie łagodnie.
- Tak na przyszłość. A teraz zmykaj do domu. Widzimy się za tydzień.
Z trudem się zmusiłem, żeby wyjść z samochodu, zamroczony wcześniejszym pocałunkiem. Gdy sensei odjechał, z jakiegoś powodu, kompletnie nie mogłem oderwać wzroku od odjeżdżającego samochodu. Kiedy zniknął w końcu za zakrętem, pozwoliłem sobie nawet na delikatny uśmiech, nim ruszyłem do domu.

Do środka wszedłem dziwnie rozmarzony. Jakoś tak było mi ciepło na sercu. Możliwe, że to podekscytowanie, bo własnie miałem za sobą lekcję pierwszej randki, a to oznacza, że to prawie tak, jakbym był na randce i... nie miałem pojęcia czemu, ale dawno nie byłem tak szczęśliwy. Wszedłem do domu i niemal jak na skrzydłach pobiegłem na górę. Na piętrze zobaczyłem Pai, dalej wściekłą na mnie, co wnioskowałem po jej minie, ale wyminąłem ją dumnie i wszedłem do pokoju. Czułem na sobie jej uważne, nieco nieufne spojrzenie, ale całkowicie je zignorowałem. Dlaczego miałoby mnie obchodzić to, że jest na mnie zła i mnie nienawidzi, a teraz się zastanawia co wprawiło mnie w tak dobry humor?
 Zamknąłem się w pokoju i natychmiast usiadłem do laptopa. Chciałem następnym razem jakoś podziękować senseiowi za te lekcje, przynajmniej dopóki mu za nie nie płaciłem. Zacząłem szukać rad, jak sprawić przyjemność facecie. Nieco się zawiodłem, gdy większość rad głosiła, że najlepiej się z nim przespać, albo robić inne zboczone rzeczy, czego oczywiście nie mogłem zrobić... przynajmniej dopóki sam niczego nie zainicjował... wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby sensei był dziewczyną... dziewczynom daje się kwiaty, albo czekoladę, a sensei... co miałem mu kupić? Mógłbym dać mu jakieś słodycze, jakieś ciastka, czy coś w tym rodzaju, ale to wydawało mi się zbyt formalne... a może obiad? Nie umiałem kompletnie gotować, ale mógłbym coś dla nas kupić... może nawet by się ucieszył? Jedzenie w domu to chyba też była forma spędzania czasu przez pary... więc moglibyśmy mieć kolejną lekcję, tym razem o kolacjach... no i podobno przejmowanie inicjatywy też pomagało. Tylko na najbliższej lekcji musielibyśmy znowu mieć lekcje... chyba lekcja związku to była dobra nazwa.  Chociaż w sumie... sensei jak na razie nie powiedział nic o związku, nawet jeżeli się całowaliśmy i byliśmy na randce. A może to było też dopiero później? Musiałem go o to zapytać, jak będę miał okazję. Czyli nie, lekcja związku to nie jest dobra nazwa... zwłaszcza, że też doradza mi w sprawach nie - związkowych. To może... nie, jakoś żadna nazwa nie chciała wpaść mi do głowy. Chwyciłem jakąś kartkę na biurku i zanotowałem sobie na niej, żeby wymyślić jakąś nazwę, albo przynajmniej się nad nią zastanowić.
W notatniku zapisałem jakie lekcje już przerobiliśmy, co przerobiliśmy i uwagi, jakich mi udzielił sensei. Wszystko to wrzuciłem do ukrytego folderu. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się, żeby rodzice, albo chociażby siostra zerkali do mojego laptopa, ale wolałem nie ryzykować, że chociaż raz to zmienią i zobaczą co takiego wypisuje... nawet gdyby mieli nic nie zrozumieć ze skrótów, jakimi zapisałem lekcje.
Uwagę moją odwrócił sygnał wiadomości. Spojrzałem na okienko chatu i mój dobry humor prysnął momentalnie. Pisał do mnie Mike. W małym okienku wyświetlił się początek wiadomości:
,,No cześć. I jak z tym..."
Kusiło mnie, żeby nacisnąć krzyżyk, zamknąć rozmowę i zapomnieć o nich. Zwłaszcza, ze jeszcze nie tak dawno cała grupka moich ,,przyjaciół" potraktowało mnie jak najgorszego śmiecia, który ma im jedynie załatwić fajny wyjazd. Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać i najchętniej odwołałbym ten wyjazd... ale głupio mi było wycofywać się teraz. Nawet jeżeli czułem, że ten wyjazd będzie beznadziejny. A może też powinienem dać im szansę?
Nieco zrezygnowany, odpaliłem wiadomość.
,,No cześć. I jak w końcu z tym wyjazdem? Kupujesz bilety, a my ci oddajemy kasę?"
Spokojnie wpatrywałem się w wiadomość i nabrałem ochoty, żeby wywalić laptop przez okno. Jeszcze niedawno słyszałem od nich, że jestem beznadziejny i okropny, bo oczekuję od nich jakiegokolwiek zaangażowania, a teraz udawali, że kompletnie nic się nie stało? A ja czułem, że powinienem im wybaczyć. Bo niby... czy miałem prawo się na nich obrażać? Znaczy... zachowali się okropnie, ale... gh, byłem żałosny. Nie umiałem ani ich znienawidzić, ani im wybaczyć. Ostatecznie pewnie i tak pojadę z nimi i będę się męczyć, bo nie będę mógł ani im wybaczyć, ani otwarcie nienawidzić. Ale... chciałem mieć kogoś bliskiego... kogokolwiek bliskiego.
Zerknąłem na kartkę, gdzie miałem notatkę, żeby wymyślić nazwę dla naszych lekcji z senseiem. No tak... miałem przecież jego.
Raz jeszcze spojrzałem na laptop. Powinienem milczeć? Zapomnieć? Udawać, że zapomniałem? To byłoby bardzo w moim stylu... Nie wiedziałem tylko, czy wtedy jakkolwiek będę się dobrze bawił. Ale... ech, chyba byłem zbyt słaby, żeby pozbyć się jedynych osób, na których mi zależało... zresztą... czy naprawdę miałem rację? Bo może... może po prostu to ja przesadzałem? Właściwie... nie zachowali się aż tak tragicznie...
,,Dobra" - Napisałem w końcu i jednocześnie czułem ulgę, oraz nienawiść do samego siebie przez pisanie tych słów, ale czułem, że nie mam wyboru. Znaczy... byłem zły, ale przez jedną akcję chyba nie powinienem przerywać wyjazdu. - ,,Wyjazd aktualny. Ale ja nie organizuję biletów, a jedyne co zrobię, to domek. Ustalcie, czy każdy z was załatwia sobie bilety, czy ktoś kupuje dla wszystkich"
,,Co? Chyba nie wystawisz nas w takiej chwili"
,,Nie będę zakładał za bilety dla wszystkich, zresztą nie mam ochoty organizować tego i ryzykować, że na koniec wszyscy się obrażą, a ja pozostanę z biletami dla wszystkich..."
,,Wiesz co? Jak na razie to ty robisz problemy. Ale spoko, zachowamy się dorośle i zamówimy te bilety. Tylko proszę, przestań robić więcej problemy.
,,Akurat ja staram się nie robić problemów. Próbowałem zorganizować nam fajny wyjazd, a nie mogłem doprosić się nawet o podstawowe informacje. Uważasz, że naprawdę to ja robię problem?"
,,Sashi, proszę cię, przestań robić problemy. Ja kończę i napiszę do ludzi. Bo akurat wbrew tego, co o nas myślisz, umiemy sobie poradzić z podstawowymi rzeczami. I nie zamierzam się więcej z tobą kłócić" - Nim zdążyłem odpowiedzieć, wyświetliła mi się wiadomość, że jest on nieaktywny. Tak po prostu wyłączył chat, pozostawiając mnie w okropnym uczuciu niezrozumienia i niepewności. Może rzeczywiście powinienem odwołać ten wyjazd? Bo jak na razie zapowiadał się naprawdę okropnie. Jednak byłem zbyt żałosny, żeby to po prostu odwołać... nawet jeżeli jedyne co słuchałem to wyrzuty, jak bardzo jestem okropny...
No i mój dobry humor całkowicie się zepsuł... świetnie. Znowu odniosłem wrażenie, że tak naprawdę była tylko jedna osoba, której na mnie zależało... albo raczej jedna osoba, która chociaż udawała, ze tak jest. Bo z drugiej strony... prowadził te lekcje jako pedagog, więc... nawet niekoniecznie musiało mu na mnie zależeć. No cóż, ale przynajmniej miałem wrażenie, że mam kogokolwiek bliskiego...
Spojrzałem na kalendarz. Wyjazd mieliśmy planowany za dwa tygodnie, co chyba było głównym powodem, dla którego jeszcze chciałem w to brnąć. Gdybyśmy jeszcze nie zaczęli tego ogarniać to... odwołałbym wyjazd bez mrugnięcia okiem, ale teraz, gdy wszystko było już ustalone, głupio mi było zrobić coś takiego... pomimo tego, co oni zrobili mi.
Sięgnąłem po zeszyt i zabrałem się za odrabianie pracy domowej. Nie chciałem jeszcze rozczarować rodziców, którzy z całą pewnością zdołowaliby mnie jeszcze bardziej, gdybym śmiał nie odrobić lekcji...
 Siedziałem tak przez dobrą godzinę, gdy rozproszył mnie dźwięk smsa. Zerknąłem na wyświetlacz, gdzie pojawił się obcy numer. Odblokowałem telefon i zerknąłem na wiadomość.
,,Cześć Sashi, z tej strony Tetsui. Poprosiłem o twój numer rodziców, że niby trzeba coś umówić. Powinienem co prawda zapytać o to ciebie, zwykle tak to wygląda, ale na potrzebę lekcji możemy złamać tę zasadę ;) Jakbyś coś chciał, to pisz do mnie. Będziemy mogli się umówić na kolejne lekcje".
Serce momentalnie mi zabiło szybciej. Nie spodziewałem się, że dostanę jego numer... w głowie od razu pojawiła mi się scena jak z romantyków, gdzie dziewczyna i chłopak wymieniają się dniami i nocami SMSami. Co prawda ja nie byłem dziewczyną, sensei nie był moim chłopakiem, a taka wizja nawet mi wydawała się dziecinna i idiotyczna, a jednak nie mogłem powstrzymać podekscytowania na myśl, że mogę napisać do senseia o każdej porze dnia i nocy. Kliknąłem: ,,Odpowiedz" i chwilę dumałem nad pustym polem do wiadomości. Co miałem mu napisać? W głowie miałem setki myśli, ale żadna z nich nie brzmiała sensownie.
,,Cześć Sensei. Wielkie dzięki, że do mnie napisałeś. Teraz będę mógł.."
Nie, to brzmiało naprawdę beznadziejnie. Co miałem mu napisać? Cieszyłem się, że miałem jego numer, ale nie wiedziałem za bardzo, jak mam mu to napisać. Wszystko co wpadało mi do głowy brzmiało beznadziejnie, okropnie i wstyd mi było to napisać, a co dopiero wysłać.
,,Wielkie dzięki, że dałeś mi ten numer. Na pewno się przyda. Będę pisał" - Patrzyłem na wiadomość i skrzywiałem się coraz bardziej im więcej razy czytałem to co napisałem. Zamknąłem oczy i nim zdążyłem się rozmyślić, nacisnąłem guzik ,,wyślij". Trwałem tak kilka sekund, z zamkniętymi oczami i wstrzymanym oddechem, nim otworzyłem jedno oko. W oknie wiadomości wysłanych świeciła się moja wiadomość, na którą najchętniej w ogóle bym nie patrzył. Odłożyłem telefon i nim odwróciłem wzrok, usłyszałem dźwięk wiadomości. Zadrżałem i niepewnie sięgnąłem po niego, przerażony zerkając na wyświetlacz. Serce waliło mi jak oszalałe, nie mogłem się uspokoić, jakbym co najmniej czekał na wyznanie miłosne. Nim zerknąłem w wiadomości, wyświetlił mi się na górze tekst krótkiej wiadomości:
,,WIem, że będziesz ;)"
Naprawdę sensei był niesamowity. Bez najmniejszego problemu pisał takie rzeczy, na jakie ja bym się zdecydował po dniach zastanawiania się. Cóż był dorosły, nic dziwnego, że był znacznie bardziej doświadczony. Ale jednak... troszeczkę byłem zły, że mnie nie było stać nawet na najmniejszą choćby pewność siebie. Spojrzałem na laptop. Może powinienem mu powiedzieć o wyjeździe? Znaczy... nie byłem pewny, czy chciałem mu o tym mówić, było mi też odrobinę wstyd z tego powodu, że sam sobie nie radzę i teraz, zaraz po tym jak od niego wyszedłem, znowu do niego pisałem. W końcu zrezygnowałem. Nie, pogadam z nim o tym osobiście... jeżeli się na to zdecyduję. Dlaczego w ogóle zgodziłem się na ten wyjazd? No tak... bo wtedy jeszcze oni byli normalni... mogłem z nimi porozmawiać na wszystkie tematy, a ja nie słyszałem od nich ani jednego okropnego słowa... nie wiem czy kiedykolwiek usłyszałem od nich tyle okropnych rzeczy co w ostatnim czasie. Z jakiegoś powodu poczułem, jak po policzkach spływają mi łzy. Jakby nadmiar uczuć, połączenie zażenowania, nienawiści i gniewu zmieszany z niesamowitą radością, kompletnie wykańczał mi psychicznie. Przez te wahania emocji, między niesamowitą radością i nienawiścią, byłem całkowicie rozdarty. A przez to nie mogłem chociaż próbować się cieszyć...
Starłem szybko łzy, ale jakoś nie mogłem się opanować. Zwłaszcza, że z każdym dniem uświadamiałem sobie, że najbliższą mi osobą jest facet, który jest dla mnie miły, bo właściwie mu płacę...
 Zerknąłem na nóż. Nie powinienem tego robić... wiedziałem, że nie powinienem. To było złe, jeżeli to wyjdzie na jaw to trafię jeszcze do psychiatry... ale jakoś nie mogłem pozbyć się chęci zrobienia tego. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy ja podchodziłem do noża. Ten błysnął jakby się ze mną witał, a ja nie mogłem pozbyć się wrażenia, że już nie umiem inaczej.
Kiedy ramię pulsowało mi nieznośnym bólem, a kropelki krwi spływały swobodnie po całej ręce, zostawiając na nich krwawe ślady, nie mogłem pozbyć się jednej myśli, dziwnej, niepokojącej myśli, że tak naprawdę robię to, żeby ukarać innych. To ich wina, robią mi krzywdę, nie tylko psychiczne, ale fizyczne. Nie bezpośrednio, ale rany cięte na moim ramieniu były ich winą. Skuliłem się, objąłem ramionami kolana i schowałem w nich twarz. Zamknąłem oczy. Miałem ochoty stąd zniknąć, chyba wszyscy mieli tu mnie za nic. Czy komukolwiek jeszcze na mnie zależało? Poza senseiem oczywiście, któremu i tak płaciłem za lekcje? Coraz bardziej miałem wrażenie, że nie.

_________________________________________________________
fp - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - http://ask.fm/Historieyaoi