piątek, 28 lipca 2017

Lekcja życia XXXVIII - Lekcja wprowadzania nastroju


W końcu nadszedł piątek. Słońce wdzierające się przez okna już od rana spędzało mi sen z powiek. Obudziłem się wcześnie. Przewróciłem na bok i spojrzałem na telefon. Światło odblokowanego ekranu było niemalże tak jasne jak mój pokój, dopiero zalewający się wschodzącym słońcem. Pokazywał piątą rano. Pod godziną wyświetlała się data i sądny dzień - ,,piątek".
Westchnałem ciężko i przewróciłem się na drugi bok. Do budzika miałem jeszcze dwie godziny, potem siedem godzin lekcyjnych i...
Zażenowany schowałem czerwona twarz w poduszce. Serce gwałtownie mi przyspieszyło z zestresowania i już wiedziałem, że nie usnę.
Usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Cholera, czy ja tak naprawdę wiedziałem cokolwiek o gejowskim seksie? Znaczy... sporo o tym czytałem, a sensei też mi powiedział jak to ogólnie wygląda, ale... kompletnie nie czułem się na to gotowy. Mimo moich ostatnich zapewnień, że... chcę to zrobić. I dalej chciałem. Tylko... tylko się bałem jak cholera.
Wstałem z łóżka i usiadłem do laptopa. Odpaliłem sprzęt i włączyłem strony o tematyce gejowskiej. Mimo wypieków na policzków przeczytałem po raz kolejny o pozycjach, sposobach na rozluźnienie się i pierwszym razie. Wiedzę teoretyczną już miałem, ale wciąż czułem, że to za mało. Co prawda wiedziałem, że sensei nie będzie zbyt wiele ode mnie oczekiwał, ale... i tak się stresowałem, że nie dam rady.
,,Mam coś wziąć?" - Napisałem do senseia i nim zdążyłem się rozmyślić, wysłałem wiadomość. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że jeszcze nawet nie było szóstej. Chciałem cofnąć wiadomość, ale ta już poleciała do odbiorcy. Zdenerwowany odłożyłem telefon z nadzieją, że może nie obudzę tym senseia...chciałbym przynajmniej, żeby tak było. Już po kilku minutach usłyszałem dźwięk wiadomości. Nadawcą oczywiście był sensei.
,,Wszystko mam. Nie stresuj się i bądź o czasie"
Skrzywiłem się lekko. Wiadomość brzmiała tak, jakby sensei rzeczywiście się obudził i bardzo bardzo chciał wrócić do spania. Dobrze przynajmniej, że jakoś bardzo się nie zdenerwował.
Odłożyłem telefon i wróciłem do przeglądania internetu. Stresowałem się coraz bardziej, im więcej czytałem. Co prawda sporo osób mówiło, że to przyjemne, ale wciąż byłem przerażony.
Niemal podskoczyłem na krześle, gdy zadzwonił budzik na siódmą. Próbując się ,,douczyć", kompletnie straciłem poczucie czasu. Zamknąłem laptop i lekko zaspany zacząłem się zbierać do szkoły. Próbowałem myśleć o szkole, ale doskonale wiedziałem, że tak naprawdę jest tylko jedna lekcja, o której będę myśleć cały dzień.

Miałem rację. Na wszystkich lekcjach jedyne o kim myślałem, to był sensei. Nawet pogardliwe spojrzenia Ady nie robiły na mnie wrażenia. No... może dawały mi odrobinę satysfakcji. Za każdym razem, gdy tylko mogła, patrzyła na mnie z nienawiścią. Całe szczęście nie mogła, albo już nie chciała w ogóle utrzymywać ze mną kontaktu. Chociaż miałem wrażenie, że prędzej czy później, będzie chciała wykonać jakąś zemstę. Cóż, przynajmniej na razie miałem spokój. W jakimś stopniu też miałem wrażenie, że teraz trochę czuje do mnie respekt. Albo jakąś jego odmianę.
W końcu rozbrzmiał dzwonek kończący lekcje. Serce mi zabiło z milion razy szybciej i nagle wcale nie byłem taki niecierpliwy, gdy chodziło o dzisiejszy wieczór.
Zbierałem się powoli i ostatecznie, gdy wychodziłem, klasa była już niemal całkowicie pusta. Nogi mi drżały i jakoś tak... czułem się źle.
Pojechałem do domu, chociaż ciężko mi było w ogóle zebrać myśli. Zostawiłem plecak z książkami i wziąłem piżamę, ciuchy na następny dzień, portfel, ładowarkę i... stałem w pokoju, nie mogąc się zdecydować, czy wziąć coś jeszcze. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że tak naprawdę odwlekam odpowiednią chwilę, bo okropnie się boję. Wziąłem głęboki wdech i z pewnym trudem opuściłem pokój. Na korytarzu niemalże wpadłem na Pai. Zatrzymaliśmy się gwałtownie, nim zdążyliśmy się zderzyć. Chciałem ją wyminąć, ale nagle poczułem, że robię się jednocześnie blady i czerwony. Czułem się, jakbym został przyłapany na czymś okropnym. A przecież tylko wychodziłem z domu... to wcale nie tak, że szedłem, by się przespać z facetem.
Pai zmarszczyła brwi i przyjrzała się nieufnie mojej przerażonej, speszonej twarzy, a potem plecakowi przerzuconemu przez ramię. Gdy dalej stałem w tym samym miejscu, niemalże jak więzień przed przesłuchaniem, w końcu się odezwała.
- Wychodzisz? - Było to banalne, proste pytanie, ale ja miałem wrażeine, jakby pytała, czy wychodzę, żeby dać się rozprawiczyć facetowi, który jest moim nauczycielem.
- Tak - Kiwnąłem głową. Niemal słyszałem, jak serce mi przyspiesza. Chciałem uciec, ale byłoby to jeszcze bardziej podejrzane.
- Wracasz na noc? - Zapytała ponownie, a ja miałem wrażenie, że wszystko wie. Oparłem się o ścianę, gdy nogi zaczęły się niemalże pode mną uginać. Pokręciłem tylko głową, co wydawało mi się jeszcze bardziej podejrzane.
- Ou... - Patrzyła na mnie przez chwilę, po czym lekko się uśmiechnęła. Nie miała prawa wiedzieć, ale sam i tak byłem przekonany, że wie. - Rodziców nie będzie w nocy. Baw się dobrze - Rzuciła i ruszyła do swojego pokoju. Nim ja zdążyłem wyjść z oszołomienia, zatrzymała się i znowu odwróciła w moją stronę. - Aha... baw się dobrze ze swoją dziewczyną - Rzuciła jeszcze. Odetchnąłbym z ulgą, gdybym nie był aż tak speszony i w aż takim szoku. Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę drzwi. Starałem się zrobić to tak szybko, by Pai nie zdążyła mnie powstrzymać.
Miałem od razu jechać do profesora, ale nie mogłem się oprzeć, żeby nie zajechać wcześniej do sklepu. Łaziłem długo między półkami, ale nie miałem pojęcia, co powinienem kupić. Ostatecznie zdecydowałem się na wielką czekoladę. Gdyby sensei był dziewczyną, kupiłbym mu kwiaty, ale... cóż, nie był dziewczyną.
Planowałem znaleźć się na miejscu dużo przed czasem, ale przez to, jak długo zwlekałem z wyjazdem i ile czasu poświęciłem w sklepie, pod domem profesora znalazłem się praktycznie na styk.
Gdy wchodziłem po kamiennych schodach w zimnej klatce schodowej, nie potrafiłem nawet stwierdzić, czy słyzę echo moich kroków, czy bicia serca. Stanąłem przed drzwiami senseia i... zamarłem. Nie mogłem się zebrać, żeby chociażby podnieść rękę i zapukać do drzwi. Czas mijał, właśnie powinienem wchodzić do środka, ale... nie umiałem. Co gorsza, nie mogłem się też zdobyć na to, żeby się wycofać. Nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać i... i co się stanie, gdy zaraz przekroczę próg mieszkania senseia. Czy ja... w ogóle byłem na to gotowy? Jeszcze kilka dni temu byłem tego pewny, ale... co jeżeli sensei będzie wymagał ode mnie jakiegoś zaangażowania? Albo będzie próbował mnie przekonać, żebym sam coś zrobił? Oczyma wyobraźni zobaczyłem przed sobą jedną z naszych lekcji, gdzie sensei pokazywał mi różne pozycje. W pewnym momencie wylądowałem na jego biodrach i... i sensei mówił, że to jakaśtam pozycja. Co jak dzisiaj będzie jej ode mnie oczekiwał? Przecież... będę sparaliżowany tak, że nie dam rady się poruszyć.
...niemalże tak jak teraz.
Czas mijał nieubłaganie, a ja coraz bardziej nie mogłem się poruszyć. Nagle za drzwiami usłyszałem szczęk zamka. Praktycznie podskoczyłem w miejscu, ale jednocześnie jeszcze bardziej znieruchomiałem, gdy drzwi się nagle otworzyły.
- Jak długo zamierzałeś tutaj stać? - Zapytał sensei z szarmanckim uśmiechem i oparł się o framugę. Ubrany był dość elegancko - w czarną, rozpinaną koszulę, z kilkoma rozpiętymi górnymi guzikami, oraz jeansowe spodnie. Czarne włosy miał w eleganckim nieładzie i wyglądał jakoś tak... przystojniej. Wpatrywał się we mnie z szarmancją i lekką dzikością, aż poczułem przyjemne dreszcze. Dopiero po chwili udało mi się otrząsnąć.
- ...właśnie miałem pukać... - Wymamrotałem i spuściłem głowę. Zaśmiał się krótko i chwycił mnie za ramię. Jego dotyk był tak elektryzujący, że ponownie pobudził moje mięśnie do działania.
- Widziałem, jak wchodzisz do budynku - Oznajmił z szerokim uśmiechem i zamknął za mną drzwi. Nagle poczułem się jeszcze bardziej zażenowany, gdy uświadomiłem sobie, że pewnie widział, jak długo stałem przed drzwiami.
- ...długo wchodziłem po schodach... - Wymamrotałem, chociaż teraz obaj znaliśmy prawdę. Sensei tego nie skomentował, ale wyglądał na rozbawionego. Odczekał, aż ściągnę buty i wszedł... do kuchni. Szczerze mówiąc, spodziewałem się bardziej, że od razu wylądujemy w sypialni. Było to dla mnie tak oczywiste, że nawet nie zwróciłem uwagi na przyjemny zapach, roznoszący się po całym domu. Wziąłem głębszy wdech i zajrzałem do kuchni. Było w niej zgaszone światło, a jakikolwiek widok zapewniały tylko nastrojowe świeczki, ustawione na stole. Na tym znajdował się też czerwony obrus i dwa talerze, z całkiem smacznie wyglądającym jedzeniem. Co prawda ciężko mi było się temu dokładnie przyjrzeć, przez praktycznie brak światła, ale naprawdę wyglądało obiecująco. No i pachniało pysznie. Obok talerzy leżały dwa kieliszki, a na środku stołu butelka wina.
- Łał... - Wydusiłem z siebie, dość mocno zaskoczony takim przywitaniem. - Naprawdę się postarałeś.
- Oczywiście, że tak. Oczekiwałeś, że będzie inaczej? - Uśmiechnął się. Stanął obok stołu i całkiem fachowo otworzył butelkę z winem.
- ...jestem niepełnoletni... - Zauważyłem nieśmiało.
- Tylko odrobinę. Mało to pedagogiczne, ale może trochę cię odpręży - Przechylił butelkę, a bordowy płyn wypełnił dno mojego kieliszka. Nie nalał mi dużo. Było tego kilka łyków. Sam napełnił swoje naczynie niemal do połowy. - Nie zdarza ci się pić z kolegami? Myślałem, że jesteś już w takim wieku.
Byłem zaskoczony tym, jak normalnie ze mną rozmawiał. Spodziewałem się, że... sam nie wiem, atmosfera będzie dużo bardziej napięta.
- Cóż... raczej nie. Rodzice byliby zawiedzeni, gdybym zaczął pić... no i nie chcę być jak moja siostra.
- Kiedyś pewnie i tak zaczniesz pić. Zresztą, nie pozwolę ci się upić. Odrobina alkoholu nie zrobi ci krzywdy.
Usiadł na krześle przede mną. Padający na niego płomień świecy sprawiał, że sensei wyglądał naprawdę... przystojnie. Uśmiechnąłem się delikatnie, zająłem miejsce na przeciwko i spróbowałem mięsa. Nie oczekiwałem wiele, ale naprawdę miło się zaskoczyłem. Było delikatne i soczyste, a do tego naprawdę rewelacyjnie przyprawione. Aż nie mogłem uwierzyć, że sensei mógł coś takiego podać. Podniosłem na niego wzrok. Jadł tak spokojnie, jakby żywił się takim codziennie. A przecież nawet ja byłem w szoku.
- Sam to przygotowywałeś? - Zapytałem, próbując ukryć zaskoczenie.
- Oczywiście - Podniósł wzrok z uśmiechem. Chwilę patrzył na mnie i zaśmiał się krótko. - Nie, poprosiłem kolegę, który świetnie gotuje. Ma nawet wykształcenie kulinarne. Normalnie nie robi takich rzeczy, ale powiedziałem, że to dla mnie bardzo ważne i się zgodził. W zamian mam mu przetłumaczyć jakieś dokumenty.
Poczułem, że serce mi przyspiesza. Sensei naprawdę się postarał, żeby wszystko było idealne...
- Dziękuję... - Powiedziałem cicho. Dobrze, że było ciemno, bo w słabym świetle świec raczej sensei nie zauważył, jak bardzo się rumienię.
- To co tam u ciebie? - Zapytał z łagodnym, czułym uśmiechem. Nie wiem, czy to nie klimat, jaki wprowadził, ale czułem, że robi mi się gorąco.
- Ummm... chyba wszystko w porządku. Znaczy... ostatnio nie dzieje się nic złego... to chyba dobrze?
- Chyba tak. Cieszę się, że wszystko jest w porządku. A przynajmniej, że nie jest gorzej - Zaśmiał się. Miał naprawdę melodyjny śmiech. Pamiętałem aż za dobrze, jak na początku naszej znajomości, mimo problemów, z którymi musiałem sobie radzić zupełnie sam, jego uśmiech i pozytywna energia dodawała mi sił. Uśmiechnąłem się i wziąłem łyka wina. Było... niezłe. Nie byłem wielkim fanem wina, ale kilka razy próbowałem różnych smaków. Według ojca, prawdziwy mężczyzna powinien rozpoznawać chociaż podstawowe wina. To, że miałem tylko 16 lat nie było powodem, żebym nie mógł próbować takich rzeczy.
- Słodkie? - Zapytałem, podnosząc wzrok na senseia.
- Nie wiedziałem, jakie ci zasmakuje, więc musiałem zaryzykować. Smakuje?
- Tak, jest świetne - Powiedziałem to nieco zbyt pospiesznie, ale sensei wydawał się nawet tego nie dostrzegł. Uśmiechał się tylko, skupiony na jedzeniu. Dobrze, że chociaż on się świetnie bawił, bo ja jak na razie byłem speszony coraz bardziej. Ciągle myślałem tylko o tym, co się lada chwila stanie. Co jakiś czas zerkałem na senseia. Był tak spokojny i opanowany... a ja dosłownie umierałem ze stresu. Jedzenie powoli znikało z mojego talerza, ale i tak dużo za szybko.
Gdy skończyłem kolację, lekko drżącymi rękoma odłożyłem sztućce na talerz. Wziąłem kieliszek z winem i wypiłem jego resztki. Przełykanie czegokolwiek było trudne przez ściśnięte gardło. Byłem okropnie zestresowany. Chyba bardziej, niż kiedykolwiek. Spojrzałem na senseia. Zarówno jego talerz, jak i kieliszek wina, były puste. Serce na chwilę mi stanęło.
- Smakowało? - Zapytał spokojnie. Chciałem się odezwać, ale głos utknął mi w gardle. Udało mi się tylko pokiwać głową. Sensei wstał z krzesła i podszedł do mnie. Zacisnąłem powieki, żeby się przygotować na to, co zaraz nadejdzie. Jabky miał porwać mnie już teraz i zrobić ze mną, co tylko zechce.
- Jesteś gotowy? - Zapytał spokojnym, opanowanym głosem. Aż nie mogłem uwierzyć, że pyta tak spokojnie o coś takiego... - Jeżeli chcesz się wycofać, to...
- Nie chcę... - Powiedziałem od razu, mimo tego, jak okropnie się bałem. Bałem się, ale... chciałem tego spróbować. Chciałem zobaczyć, jak to jest i... i... - Ale trochę się boję...
- Wiem. To zupełnie normalne. Ale obiecuję, że będę delikatny... - Przykucnął przy mnie i wyciągnął rękę w moją stronę. Wahałem się tylko chwilę. W końcu uniosłem dłoń i z wahaniem położyłem ją na dłoni senseia. Jego uścisk był mocny i stanowczy. Jakby próbował mi wynagrodzić całe wahanie, jakie ja odczuwałem. Wstał i pomógł mi stanąć na nogi, które w tej chwili były niesamowicie słabe. Jednym dmuchnięciem zgasił świeczki i pogrążył kuchnię w półmroku.

______________________________________
fanpage - https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
ask - https://ask.fm/Historieyaoi

niedziela, 16 lipca 2017

Lekcja życia XXXVII - lekcja usprawiedliwienia

Przepraszam, jeżeli w tym rozdziale pojawia się jakiekolwiek literówki, czy błędy. Nie spodziewałam się, że tak szybko znowu wyjadę, a nie chciałamchciałam was zostawić bez rozdziału na kolejny tydzień. Obiecuje to poprawić, jak wrócę do domu, albo będę miała chwile ze stałym internetem.
________________

Usłyszałem dźwięk budzika z sąsiedniego pokoju. Było wcześnie... za wcześnie. Odwróciłem się na drugi bok i przykryłem głowę poduszką. Muzyka w końcu ucichła i wtedy przypomniałem sobie, że przecież mój buzik też lada chwila powinien zadzwonić. Niechętnie podniosłem się z łóżka i rozejrzałem się za telefonem. Przeleciałem wzrokiem po biurku, parapecie i półkach z książkami, ale nigdzie nie widzialem tego, czego szukałem.
Nagle mnie olśniło.
Wspomnienia z wczorajszego wieczoru uderzyły we mnie jak błyskawica. Sensei, kolacja i wyłączony telefon na półce. Cholera, przecież miałem się z nim zobaczyć! Najpierw ta kolacja, ojciec zabrał mi telefon, a ja byłem zbyt wykończony, żeby pamiętać o czymś tak ważnym, jak... sensei...
Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju. W domu na całe szczęście było całkowicie pusto. Chwyciłem krzesło w jadalni i użyłem go, by się dostać do półki z moim telefonem.
- Przepraszam, przepraszam... - Szepnąłem do siebie, włączając komórkę. Serce mi biło jak oszalałe. Byłem wściekły i miałem okropne wyrzuty sumienia. Jak mogłem do tego doprowadzić?
Ekran startowy włączał sie zdecydowanie za wolno. W końcu pojawił się pulpit z motywem kosmosu. W prawym górnym rogu, w miejscu, gdzie powinien być zasięg, teraz pokazywało się przekreślone kółko. Nerwowo przygryzłem zgięty palec wskazujący, czekając, aż mój telefon złapie sygnał. Po chwili ten zaczął piszczeć, informując mnie o dziesięciu nieodebranych połączeniach i dziewięciu wiadomościach.
,,Hej Sashi, gdzie jesteś? Czekam"
,,Coś się stało? Czemu nie odbierasz?"
,,Wybacz, jeżeli cię męczę, ale trochę się stresuję"
,,Jeżeli zrobiłem coś nie tak, to powiedz. Martwię się"
,,Proszę, odbierz telefon. Naprawdę się martwię"
,,Nic ci nie jest? Boję się, że coś ci się stało"
,,Proszę, odbierz. Naprawdę się denerwuję."
,,Dlaczego masz wyłączony telefon? Coś się stało? Mam w głowie same czarne scenariusze. Zadzwoń do mnie, jak tylko to przeczytasz"
,,NIenawidzę tego, że nie mam do ciebie innego kontaktu. Czekam do jutra i idę do twojego domu."
Ze ściśniętym sercem nacisnąłem natychmiast guzik z zieloną słuchawką, żeby oddzwonić do senseia. Dźwięki w telefonie były okropne. Powoli odliczało czas. Sensei pewnie był wściekły... w końcu nie odbierałem telefonu przez całą noc. Że też akurat wczoraj musieli wpaść goście.
- Halo? - Głos w telefonie był pełny napięcia, chociaż słyszalnie zaspany.
- Sensei?
- Sashi - Odetchnął z ulgą, co byo aż nazbyt słyszalne, nawet przez telefon. - Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Coś się wczoraj stało?
- Nie, wszystko w porządku. Tak cię przepraszam sensei. Jest mi tak przykro. Ja...
- Na pewno nic się nie stało? Jesteś cały i zdrowy?
- Tak, absolutnie nic mi się nie stało. Rodzice zabrali mi telefon - Po drugiej stronie telefonu usłyszałem odetchnięcie ulgi. - Tak cię przepraszam... nagle przyszli przyjaciele rodziców, nawet się nie zapowiadali. Musielismy się szybko przygotować. Chciałem napisać, ale ojciec zabrał i wyłączyl mi telefon, żeby ten nie przeszkadzał przy obiedzie. A gdy goście sobie poszli byłem naprawdę wykończony i... zapomniałem. Tak okropnie...
- Rozumiem - Jego głos był taki spokojny... on zawsze był taki spokojny. Wczoraj na pewno odchodził od zmysłów, a teraz zachowywał się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. - Całe szczęśćie, że nic ci nie jest.
- Jakoś ci to wynagrodzę. Jest mi naprawdę głupio.
- Już ci powiedziałem, że nie ma sprawy. Po protu się martwiłem. NIe mogłeś nic na to poradzić, że rodzice zabrali ci telefon.
Usiadłem na kanapie i uśmiechnąłem się delikatnie, z pewną ulgą. Tak się bałem, że mnie znienawidzi... i wcale bym się nie zdziwił. - Sashi? - Odezwał się znowu głos w telefonie.
- Nie, przepraszam... trochę się zamyśliłem. Na pewno nie jesteś wściekły? - Cisza, jaka zapanwała sprawila, że aż poczułem, jak ściska mi się żołądek.
- Oczywiście, że nie. Martwiłem się, to wszystko. Nie mam powodu, żeby być dla ciebie zły. W końcu nie zrobiłeś nic złego.
- Sensei... i tak cię przepraszam. Wiem - Wstałem gwałtownie z kanapy. - Wpadam dzisiaj do ciebie z jedzeniem. Co ty na to? Tym razem nie nawalę, słowo.
- Powiedziałem, że nic się nie stało - Zaśmiał się, a ja czułem coraz większą ulgę. - Ale jeżeli bardzo chcesz, to możemy się spotkać wieczorem. O osiemnastej kończę zajęcia. I nie pogardzę wtedy czymś ciepłym.
- Może być. To do wieczora. Wynagrodzę ci wczorajszy dzień.
- Nie masz naprawdę co mi wynagradzać. Widzimy się wieczorem - Rzucił i się rozłączył, a ja odetchnąłem z ulgą. Położyłem się na kanapie i przycisnąłem telefon do szybko bijącego serca. Całe szczęście... myślałem, że sensei będzie na mnie naprawdę wściekły. Z jednej strony czułem niesamowitą ulgę, a z drugiej... nie wiem, czy nie wolałbym, żeby  na mnie nakrzyczał. Wtedy przynajmniej miałbym pewność tego, co czuje. A tymczasem, ja dalej nie umialem go rozgryźć. Zawsze był taki... taki...
Westchnąłem i zamknąłem oczy.
...sensei był trochę taki jak ja... a jednocześnie tak bardzo inny. Tylko on wiedział, jak bardzo jest mi źle... on na pewno też miał jakieś problemy. Znaczy... o żadnym z nich mi nie opowiadał, ale czasami czułem, że coś przede mną ukrywa. Tak samo jak ja... ale po nim nie dało się tego poznać.
Raz jeszcze spojrzałem na telefon. Zbliżała się ósma. Teoretycznie mógłbym jeszcze isć spać, ale jakoś nie byłem bardzo zmęczony... chyba cała ta sytuacja tak mnie rozbudziła. Przynajmniej sensei już dłużej się nie martwił o mnie. A dzisiaj wynagrodzę mu wczorajszą noc...
wynagrodzę...
wczorajszą noc...
Zmarszczyłem brwi. Czy ja właśnie w tej sposób się wyraziłem? Próbowałem sobie to przypomnieć, ale za nic nie byłem w stanie. Cholera... czy to zabrzmiało tak dwuznacznie, jak mi się wydawało? Czy... czy sensei to wyłapał? A jeżeli tak... czy to oznacało, że chce w końcu... żebyśmy...
Pokręciłem głową. NIe powinienem o tym myśleć. Znaczy...nie powinienem myśleć o tym aż tyle. Pogadam z senseiem... i... i najgorszą część naszych zajęć będę miał już za sobą. Kto wie, może też przy okazji nauczę się trochę pewności siebie? Przy Adzie zadziałało.
Uśmiechnąłem się na myśl, jaka była wściekła. I to dzięki senseiowi. Z jego pomocą... jakoś powinienem przeżyć liceum. A potem... chciałbym, żebyśmy dalej mieli kontakt, jako uczeń i nauczyciel.
Dzień minął szybko. Odrobiłem lekcje i przygotowałem sie na kolejny dzień szkoły. Pai wstała dopiero koło czternastej. Stwierdziłem to po hałasie, jaki się rozlgł, a który Pai nazywała ,,muzyką". Nie, żebym nie lubił dubstepu, ale nie wtedy, gdy rozbrzmiewał w całym domu. Założyłem słuchawki i odpaliłem trochę spokojniejszą muzykę, która trochę zagłuszyła to, co słyszałem w całym domu.
Chciałem, ale nie mogłem przestać myśleć o tym, czy właściwie dzisiaj do czegoś dojdzie. Ostatecznie od godziny szesnastej do siedemnastej siedziałem i przeglądałem strony o gejowskim seksie. Począwszy od gry wstępnej i nastawienia, do technik rozluźnienia się. Trochę o tym czytałem, ale za każdym razem, gyd miałem wrażnie, że do czegoś ma dojść, byłem przekonany, że to dużo za mało. Oczywiście to wszystko przeglądałem przy zamkniętych na klucz drzwiach, żeby przypadkiem Pai nagle tu nie wpadła.
Około siedemnastej wyszedłem z domu. Miałem jeszcze dużo czasu, ale dzisiaj nie chciałem się spóźnić. Na wszelki wypadek wziąłem plecak, do którego spakowałem książki na jutro, piżamę i ubrania. Tak... gdybym miał zostać dłużej.
- PAAAI! - Krzyknąłem z dołu, zakładając buty. - WYCHODZĘ!
- A CO MNIE TO?! - Odkrzyknęła z góry.
- WIESZ, O KTÓREJ BĘDĄ RODZICE?!
- DZISIAJ CHYBA ICH NIE BĘDZIE!
- OK, DZIĘKI! BĘDĘ JUTRO!
- PA!
Chwyciłem klucze i wyszedłem. Na skuterze zacząłem się zastanawiać, co najchętniej by zjadł sensei. Chciałem mu kupić coś pysznego, by mu wynagrodzić wczorajszy dzień. Czy sensei kiedykolwiek mi mówił, jakie jedzenie lubi? Próbowałem sobie przypomnieć, ale nie kojarzyłem nic takiego. Wiedziałem, że czasami jadał w barze obok parku, ale to nie wydawało mi się wystarczająco zadowalające jak na uroczystą kolację.
Przejechałem się na motorze po mieście, rozglądając się za czyś dobrym. W końcu zatrzymałem się przy znajomej, meksykańskiej knajpie. Zamówiłem kurczaka z ryżem i sosem chili, a dla senseia w taki sam sposób przyrządzone żeberka. Czekałem przy stoliku jakieś piętnaście minut, aż kelnerka podała mi dwa zapakowe pudełka z jedzeniem.
Pod domem senseia byłem niemalże równo o osiemnastej. Stanąłęm przed klatką schodową i zadzwoniłem na znany mi numer. Czekałem chwilę i zadzwoniłem ponownie. Tym razem, nim zdążyłem się zniecierpliwić, dostałem SMSa.
,,Jeżeli to ty, to proszę poczekaj chwilę. Mam jeszcze zajęcia"
No tak, sensei mówił, że ma dzisiaj lekcje. Na kilka minut usiadłem na ławce tuż przed blokiem. Wpatrywałem się w drzwi i czekałem.
Te się w końcu otworzyły, a z klatki schodowej wyszła grupka ludzi, wszyscy młodsi ode mnie. Pewnie jedna z początkujących grup, które uczył sensei. Wstałem z ławki i chwyciłem drzwi, nim te zamknęły się za ostatnim dzieciakiem.
Klatka schodowa jak zwykle była przyjemnie chłodna. Nerwowe kroki odbijały się echem wśród ścian, aż nie zatrzymałem się przed znanym mi mieszkaniem. Ledwo zdążyłem zapukać, a drzwi otworzyły się na oścież.
- Jesteś - Oświadczył sensei z szerokim uśmiechem.
- Jestem - Kiwnąłem głową. - Co do wczoraj, to jeszcze raz przepra... - Nie dokończyłem. Namiętny pocałunek zatkał mi usta. Przymknąłem oczy i aż jęknąłem.
- Mówiłem, że nie ma sprawy - Powiedział, wciągając mnie do środka. - Najważniejsze, że wiem, że nic ci się nie stało. Trochę byłem zdenerwowany, ale to było wczoraj - Zaśmiał się i zamknął za mną drzwi. - Oh, kupiłeś jedzenie. Miło z twojej strony, chociaż myślałem, że zrobimy coś razem. Wspólne gotowanie jest naprawdę przyjene, nie sądzisz? Ma też w sobie coś specyficznego. Ale jedzenie też jest fajne. Zwłaszcza w sypialni. Przy truskawkach i bitej śmietanie... chcesz coś na deser? Zostały mi lody czekoladowe - Mówił praktycnie bez przerwy, nie przejując się, czy w ogóle go słucham. Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni, gdzie sensei wykładał nasze jedzenie na dwa talerze. - Pachnie przepysznie. Skąd wiedziałeś, że lubię meksykańską kuchnię? - Odwrócił się w moją stronę. Trochę mi ulżyło, że jednak trafiłem w jego gust. Chociaż wydawało mi się, że powiedziałby tak o każdej kuchni, którą bym przyniósł.
- Miałem nadzieję, że ci zasmakuje... ale nie sądziłem, że czasami jadasz. Znaczy... nie chcę cię obrazić, ale... takie jedzenie jest dość drogie i...
- Hej, ja wiem, że nie jestem milionerem, ale przecież zarabiam. I to wcale nie tak tragicznie. Czasami pozwalam sobie na pójście gdzieś do restauracji, czy zamowienie jedzenia.
- Oh.... przepraszam - Uśmiechnąłem się lekko speszony. - Ale meksykańskie jedzenie lubisz?
- Uwielbiam - Zaśmiał się serdecznie i położył na stole oba talerze. - Które twoje?
- Noo... dla ciebie kupiłem żeberka. Czy to w porządku? Pasuje ci to?
- Oczywiście, że tak. Każda meksykańska kuchnia jest pycha. Ale wiesz, nei musiałeś tego kupować...
- Chciałem cię przeprosić za wczo...
- Przestań o tym mówić. Było, minęło. Zapomnijmy o wczorajszym wieczorze... - Spojrzał na przyniesiony przeze mnie plecak. - Zostajesz na noc?
- Tak myślałem... - Nagle poczułem się troche speszony. Spuściłem wzok na mój talerz i zacząłem się bawić ryżem. - Znaczy... bo od pewnego czasu nie mieliśmy żadnej poważnej lekcji i...
- Dalej tego chcesz? - Jego głos przybrał nagle na powadze. - Na pewno?
- Gh... zdecydowałem się na to już dawno, więc...
- Wiem, że sam cię do tego przekonywałem - Mówił powoli i spokojnie, jakby zastanawiał się nad każdym słowem. - Ale myślałem nad tym długo i o ile nie masz całkowitej pewności...
- Ale mam całkowitą pewność! - powiedziałem stanowczo. - Chcę zobaczyć, jak to jest. Zrobiliśmy już tyle rzeczy... dlaczego nie chcesz się zdecydować, żebyśmy... no wiesz?
- Bo... - Przyłożył dłoń do twarzy. W ciągu kilku minut zmienił się tak nagle, jakbym patrzył na zupełnie inną osobę. - Chciałem cię tylko przekonać, że związki homoseksualne nie są tak obrzydliwe, jak ci się wydaje, a skończyło się na tym, że zaciągam cię do łóżka. Nigdy nie powinno do tego dojść...
- Ale ja tego chcę! - Wstałem gwałtownie. Zajęło to tyle czasu, ale wiedziałem, że chcę to zrobić. - Wcześniej nie miałeś żadnych wątpliwości przed tym, żeby mi to zaproponować. Nie możesz tak nagle się z tego wszystkiego wycofać.
- Sashi... jesteś taki młody... nie mogę tak po prostu.
- Dlaczego nie? Przecież sam powiedziałem, że tego chcę. Jestem co do tego całkiem przekonany. Jestem gotowy na to... Już od dawna.
Prychnął krótko. Jego wzrok cały czas był wbity w podłogę. W końcu podniósł na mnie spojrzenie.
- Jesteś całkowicie tego pewny? Nie wolałbyś spędzić swojego pierwszego razu z kimś...
- Dlaczego nagle masz wątpliwości? - Zapytałem, przerywając mu nagle.
- Myślałem nad tym...
- I zmieniłeś zdanie akurat wtedy, gdy ja się na to zdecydowałem? Nie możesz tak... sensei, pamiętam wszystko, co mi mówiłeś. Wiem, że... - Speszyłem się lekko. - Pierwszy raz to poważna sprawa, ale naprawdę długo nad tym myślałem. I jestem całkowicie pewny tego, że chcę... chcę do tego doprowadzić. W końcu miałeś mnie uczyć, prawda? - Wstalem z krzesła i stanąłem przed senseiem. - Pokazałeś i już tyle rzeczy... i tak już straciłem część swojej niewinności. Chcę to zrobić, jestem tego pewny - Mówiłem stanowczo, chociaż pewnie, gdyby doszło co do czego, pewnie był zaczął panikowac. - Może by to miało dla mnie większe znaczenie, gdybym był kobietą, ale nie jestem. Znaczy... stresuję się, ale wiem, co chcę zrobić - Wziąłem głębszy wdech i teraz sam spuściłem głowę, chociaż bardziej z zażenowania. - Ale... sam będę się za bardzo stresować... zdążyłeś zauważyć, jak łatwo mnie speszyć. Więc... potrzebuję cię sensei, by... chociaż odrobinę zyskać na pewności siebie. Bo... nawet gdybym pewnego dnia miał zdecydować się na związek z facetem... czy na pewno on będzie... uch... ufam ci i chciałbym, żebyś mi pokazał, jak wygląda... coś takiego! - Zacisnąłem dłonie w pięści, zażenowany i zły. - Najpierw ciągle mi mówiłeś, że nie jestem gotowy, a teraz nagle się wycofujesz. No dobra, może nie czuję się gotowy... wydaje mi się, że nigdy nie będę gotowy, bo zwyczajnie się tego boję... ale chcę to zrobić. I... i... - Przełknąłem ślinę. - Jedyny moment, kiedy mogę poczuć się gotowy to wtedy, gdy już... już zdecydujesz się to ze mną zrobić... a może nawet wtedy nie będę... ale... - Westchnąłem ciężko i zamilkłem. Wszystko co chciałem powedzieć już i tak powiedziałem. I jedyne co jeszcze przychodzilo mi do glowy to powtarzanie tego samego jeszcze raz. Chwilę milczałem, ale w końcu spojrzałem na senseia.
Wyprostowałem się gwałtownie. Z wcześniejszej postawy mężczyzny nie pozostało kompletnie nic. Siedział teraz wyluzowany, z nogą zarzuconą na nogę i twarzą opartą o dłoń. Uśmiechał się z wyższością, przyglądając mi się spokojnie. Gdzieś w mojej głowie pojawiła się okropna myśl, że wygląda teraz naprawdę przystojnie. Stałem skołowany i wpatrywałem się w niego.
- Piątek? - Zapytał spokojnym głosem, nawet nie zwracając uwagi na moje zaskoczenie.
- Ale... chwila, przed chwilą powiedziałeś, że... nie chcesz tego robić...
- Wybacz za to - Posłał mi kolejny uśmieszek. - Musiałem sprawdzić, jak bardzo tego chcesz. Spodziewałem się, że się wycofasz, ale szczerze mówiąc twoja determinacja była dla mnie miłym zaskoczeniem.
Wpatrywałem się w niego z zaskoczeniem. Wciąż nie mogłem zrozumieć tego, co się właśnie stało.
- Chwila... - Powiedziałem w końcu, gdy wyszedłem z oszolomienia. - To... ty to udawałeś?
- Musiałem to sprawdzić - Wzruszył ramionami. - Siadaj i jedz, póki ci nie wystygło.
- Poczekaj jeszcze chwilę... to... w takim razie... - Znowu się speszyłem. - W piątek...
- W piątek - Kiwnął głową z lekkim uśmiechem, a ja poczułem, że serce mi przyspiesza. - A teraz zabierz się za jedzenie, bo ci wystygnie.
Spuściłem głowę i znowu usiadłem na swoim miejscu. Jedno słowo - ,,piątek" rozbrzmiewało w mojej głowie jak obietnica i klątwa jednocześnie. Gdy tylko o nim myślałem, serce biło mi szybciej. W końcu... ciężko mi bylo uwierzyć, że rzeczywiście sensei w końcu... pokaże mi dokładnie jak wygląda... seks i te sprawy...
Zostałem u niego na noc. Ale tym razem do niczego nie doszło. Żadnej wyjątkowej lekcji, żadnych rad, ani dwuznacznych rozmów. Ot, skończyliśmy jeść, oboje umyliśmy się i to osobno, a potem przebraliśmy w piżamy. Usnąłem niemalże wtulony w senseia, chociaż do późna w nocy wpatrywałem się w księżyc.
Nad ranem, gdy zbierałem się do szkoły, sensei pożegnał mnie słowami, od których aż przeszły mnie przyjemne dreszcze.
- Do piątku...

sobota, 8 lipca 2017

Lekcja życia XXXVI - Lekcja formalności


- Nie przynieście nam wstydu - powiedziała jeszcze matka surowym głosem, gdy dziesięć minut później byliśmy już gotowi na niezapowiedzianą wizytę. W międzyczasie przyjechała dostawa jedzenia i w ekspresowym tempie  rozłożyła jedzenie, po czym, dostając solidny napiwek, odjechała. W końcu rodzice nie mogli pozwolić, żeby ktokolwiek zobaczył, że zamówiliśmy jedzenie, zamiast mieć jakieś przepyszne dania trzymane w lodówce w razie niezapowiedzianej wizyty.
Rodzice sprawdzali, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik, a ja w tym czasie spróbowałem się zbliżyć do telefonu. Leżał na blacie w kuchni, gdzie zostawił go ojciec. Zrobiłem kilka kroków i już wyciągałem rękę jego stronę, gdy na ramieniu poczułem przeszywający, lodowaty uścisk.
- Co ty wyprawiasz? - Zapytał surowo ojciec, a ja poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła. - Wiesz, że zaraz mamy gości. Bardzo ważnych gości, a ty chcesz sobie teraz pisać ze znajomymi?
- Nie... chciałem tylko wysłać jedną wiadomość, że...
- Nic mnie to nie interesuje. Do kogokolwiek chciałbyś napisać, poczekasz do końca spotkania - Wyciągniętą dłoń posłusznie opuściłem. Patrzyłem na komórkę, którą ojciec sam zabrał, odszedł, wyłączył i odłożył na szafkę z książkami. Jak na złość na najwyższą półkę, gdzie ja nie mogłem sięgnąć bez krzeseł. Niestety wzrost odziedziczyłem po matce. - Odzyskasz go, jak ładnie będziesz się zachowywał. Czy to jasne? - Spuściłem głowę i kiwnąłem nią nieśmiało.
- Jasne...
Rozległ się głośny, przeciągły dzwonek do drzwi. Matka niemal podskoczyła. Szybko poprawiła włosy i przejrzała się w lustrze. Jej wzrok znacząco padł na mnie. Niemal krzyczał: ,,no idźżesz i otwórz te drzwi". Podszedłem do przedpokoju, poczekałem, aż w pokoju skończy się harmider i otworzyłem drzwi. Znajoma para przyjaciół rodziców uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
- Sashi - Powiedziała kobieta. Miała na sobie elegancką, zwiewną sukienkę do kolan, a na szyi korale. Jej partner za to ubrany był w zdecydowanie zbyt małą koszulę, która opinała jego sylwetkę. i podkreślała mięśnie. Niemożliwe, że byli tu przypadkiem. Wyglądało tak, jakby za wszelką cenę chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. - Nic się nie zmieniłeś.
- Dzień dobry - Naciągnąłem na twarz sztuczny uśmiech. Pozwoliłem przytulić się kobiecie, uścisnąłem dłoń jej mężowi i przepuściłem ich w drzwiach. Weszli do salonu, gdzie od razu zaczęli żywą rozmowę z rodzicami. Za nimi wszedł Kuro. Wyglądał na równie niezadowolonego z pobytu tutaj, co ostatnio. Ubrany był w jeansy i czarną koszulę, której nawet nie starał się jakoś ładnie ułożyć.
- Siema - Kiwnął głową, wchodząc do środka. - Kope lat, huh?
- Trochę czasu minęło - Powiedziałem niepewnie. Fakt, nie widzieliśmy się dawno, ale spotkaliśmy się tylko raz.
- Witaj Kuro - Pojawiła się nagle Pai, z szerokim uśmiechem i w kolejnej obcisłej, ale eleganckiej sukience i za dużej ilości makijażu.
- Cześć - Odparł spokojnie i wyciągnął dłoń dokładnie w chwili, gdy Pai próbowała się przysunąć, by pocałować go na powitanie w policzek. Widocznie się zachmurzyła i uścisnęła jego dłoń.
- Szkoda, że nie poinformowaliście nas wcześniej - Usłyszałem głos ojca z salonu. W tonie jego głosu można było usłyszeć delikatny wyrzut. Może nie bardzo wyraźny, sam pewnie miałbym wrażenie, że się przesłyszałem, gdybym nie znał go aż tak dobrze. ,,No wiecie, kulturalni ludzie nie przychodzą od tak sobie, bez zapowiedzi". - Przygotowalibyśmy coś porządnego i jakieś dobre wino. A tak, możemy zaoferować tylko coś na szybko.
- No coś ty - Zaśmiał się mężczyzna. - Nie spodziewaliśmy się, że cokolwiek przygotujecie. Zwłaszcza, że mieliście tylko pół godziny.
Zmarszczyłem brwi. Wydawało mi się, czy ojciec Kuro mówił łudząco podobnym tonem jak mój ojciec? Brzmiało to niemal jak obelga: ,,Nie oczekiwaliśmy po was zbyt wiele. W końcu to tylko wy. Przygotowywaliśmy się, że podacie jakąś sałatę i tyle. W pół godziny? Cud, że w ogóle zdążyliście się jakkolwiek zebrać".
Zerknąłem na Kuro. Był taki spokojny i opanowany, jakby w ogóle tego nie zauważył. Albo jakby już do tego przywykł.
- Kuro - Matka podeszła i uściskała chłopaka. Mogło mi się wydawać, ale byłem prawie pewny, że w jego oczach dostrzegłem żądzę mordu. Ta jednak zniknęła, gdy tylko został uwolniony z uścisku matki.
- Dzień dobry - Powiedział obojętnie. - Dzień dobry panu - Zwrócił się do mojego ojca, który uścisnął mu dłoń.
- No proszę, chłopak wam rośnie jak na drożdżach. Ale, nie rozmawiajmy w progu. Chodźcie, przygotowaliśmy skromny poczęstunek.
Wszyscy zasiedliśmy do stołu. Nie wiem jakim idiotą trzeba byłoby być, żeby rzeczywiście uznać to za ,,skromny poczęstunek, robiony na szybko".
- To co tam u was nowego? - Zagadał ojciec, nakładając sobie pysznie pachnącej pieczeni, podał talerz matce, która natychmiast dała go mi, a sama sięgnęła po sałatkę.
- U nas? Ah, nic nowego. Widzieliśmy się w sumie niedawno. No... sfinalizowaliśmy bardzo ważny kontrakt za kilka milionów - Powiedziała obojętnie kobieta. W sumie nawet nie wiedziałem, czym się zajmują. Nałożyłem sobie mięsa i podałem talerz siedzącemu obok mnie Kuro. - Oh, a ty nie jesz pieczeni? - Zwróciła się do matki. - Tylko mi nie mów, że jesteś na diecie.
- Ależ skąd - Machnęła tylko ręką. Oczywiście, że nie mogła powiedzieć,że jest na diecie. To tak, jakby się przyznała do tego, że powinna schudnąć. - Ale przechodzę na wegetarianizm. Podobno to bardzo zdrowa dieta.
- Oh, naprawdę? - Powstrzymałem się przed ostentacyjnym przewróceniem oczami. Serio, uwielbiałem słuchać takich rozmów przy jedzeniu. Ojciec pochylił się w stronę ojca Kuro i też zaczęli o czymś rozmawiać.
- To co tam nowego? - Zagadnął Kuro, zerkając w moją stronę. Pai, która siedziała po jego drugiej stronie, aż podskoczyła, aż nie zauważyła, że pytanie nie było skierowane do niej. Znowu spochmurniała i wbiła nienawistny wzrok w sałatkę, którą wzięła o dziwo zamiast mięsa. Pewnie po to, by zaimponować Kuro.
- W sumie nic - Wzruszyłem ramionami. A w każdym razie nic, o czym miałem ochotę mówić praktycznie obcemu chłopakowi. - Szkoła, nauka, zajęcia dodatkowe... nic nowego. A u ciebie?
- Chyba też nic. W końcu się nie zgadaliśmy, co?
- Jakoś tak...
- Masz plany w weekend? - Zapytał nagle, całkowicie mnie zaskakując. Pai za jego plecami gwałtownie pokiwała głową. Cholera... chciałem pójść do senseia... zwłaszcza, że byliśmy umówieni na dzisiaj, ale... nie mogłem ryzykować. Musiałem spełnić prośbę Pai. Zwłaszcza, jeżeli nie chciałem, żeby nagle wszem i wobec ogłosiła, że już sypiam z ,,dziewczyną".
- Nie, właściwie to nie - Uśmiechnąłem się delikatnie.
- Może wypad do salonu z grami? - Zaproponował, ale z taka obojętnością, jakby właściwie łaskawie się zgadzał, żeby mnie zapraszać.
- Sashi, a czy ty wtedy nie masz zajęć? - Zapytała nagle matka, odrywając się od rozmowy z... Anną? Chyba tak się nazywała ta kobieta. - Nie wiem, czy możesz sobie pozwolić od tak chodzić i się bawić.
- Akurat w tę sobotę nie mam - Powiedziałem z uprzejmą skromnością w głosie. Nigdy nie miałem zajęć w sobotę. Rodzice po prostu chcieli pokazać, jakim pilnym i uczynnym uczniem jestem. - To mógłbym iść?
- No cóż, w takim razie nie widzę przeszkód. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić - Uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki mamo. To tak, mogę iść - Zwróciłem się znowu do Kuro.
- To super. Może rzeczywiście w końcu się gdzieś spotkamy. Czekaj - Chwycił serwetkę leżącą na stole, a z kieszeni wyciągnął długopis. Jego rodzice zgromili go spojrzeniem, gdy zapisywał swój numer na serwetce. - Trzymaj. Zadzwoń do mnie i się umówimy, dobra?
- Umm...jasne - Wziąłem od niego serwetkę. Teraz i Pai gromiła mnie spojrzeniem. Z jednej strony, zdobyłem dla niej numer, ale z drugiej, zdobyłem go bez najmniejszego problemu, nawet się nie starając.
- Znam jeden zajebisty salon z całą masą gier. Najlepsze są tam wyścigówki. Samochody ruszają się przy kierowaniu i można się ścigać w dwie osoby.
- Też lubię gry komputerowe - Wtrąciła nagle Pai. - Gram w nie od rana do wieczora. Chcę nawet pisać do nich scenariusze.
- Oh... fajnie - Kuro to powiedział z taką chłodną obojętnością, że aż ja poczułem się zażenowany. Pai widocznie też, bo zaraz zalała się cała rumieńcem. Wkurzona i zawstydzona wróciła wzrokiem do jedzenia sałaty. - Sobota?
- Sobota... - Kiwnąłem niepewnie głową. Świetnie, wyglądało na to, że wkopałem się do wyjścia z Kuro, zamiast spotkać się z senseiem, to jak tak dalej pójdzie, to Pai nie będzie chciała go znać. - Brzmi super.
Po twarzy Kuro przemknął błysk satysfakcji i zabrał się za jedzenie. Czas mijał powoli, zbyt powoli, wśród nic nie znaczących rozmów. Zerkałem co i rusz to na zegar, to na szafkę, gdzie zostawiony był mój telefon. Chciałem zadzwonić do senseia, przeprosić i wszystko wyjaśnić... ale czas mijał nieubłaganie, a ja nie miałem możliwości, żeby nawet mu napisać... wyobrażałem sobie, jak siedzi przy zastawionym stole z mało smacznym, ale pełnym serca jedzeniem, świeczkami i czeka... czeka, a ja nie mogę mu nawet powiedzieć, że nie przyjdę.
Wieczór zakończył się późno. Właściwie, to gdy się skończył zrobiła się już noc. Ja niemal przysypiałem nad stołem, Pai coraz bardziej zmęczona patrzyła na zegar, nawet Kuro wydawał się już przysypiać. Rodzice tymczasem gadali i nawet nie wydawali się zmęczeni.
- O rety, która to już godzina - Zauważyła w końcu matka Kuro, a nasza trójka - ja, Pai i Kuro, aż odetchnęła z ulgą.
- Naprawdę? - Mama wydawała się zaskoczona, chociaż już dawno zauważyłem, że nawet ona zerkała na zegar od jakiegoś czasu. - O rety, jak ten czas zleciał, prawie północ - W tym zdaniu słychać było lekki wyrzut, ale delikatny, taki, żeby nie można było go stwierdzić bez wątpienia. ,,Nie powinniście siedzieć tutaj tak długo. W końcu jest tak późno, dzieciaki..." bla, bla bla. To nic, ze tak naprawdę wszyscy gadali do tej godziny, nie mogąc nachwalić się swoimi sukcesami.
- To nie będziemy wam więcej zawracać głowy - Ojciec Kuro wstał i uśmiechnął się do nas. Odpowiedziałem zmęczonym, ale uprzejmym uśmiechem. Chłopak obok mnie poklepał mnie po ramieniu i sam się zebrał. Byłem śpiący. Jedyne czego chciałem, to w końcu móc iść spać. Gdy formalności dobiegły końca, na wpół przytomny powlokłem się do pokoju. Pai szła tuż przede mną. To była tylko północ, nie powinniśmy byli być aż tak zmęczeni, ale cały dzień w szkole i jeszcze ta kolacja, zrobiły swoje.
- Dobrze się spisaliście - Powiedział ojciec, zatrzymując się u podnóża schodów. Odwróciłem tylko głowę w jego stronę. - Napiszemy wam jutro zwolnienie, żebyście mogli się wyspać.
- Przepraszamy was za to - Dodała matka. Ona też była widocznie zmęczona. - To ostatnia taka sytuacja. Śpijcie dobrze.
- Branoc - Rzuciliśmy na raz i wspięliśmy się po schodach. Dobrze, że rodzice odpuścili mi jutro szkołę. Nie wiem, czy byłbym w stanie podnieść się z łóżka za sześć godzin. Nie wspominając o tym, że nawet nie miałem czasu, żeby odrobić lekcje, czy się pouczyć.
Spojrzałem na piżamę, leżącą na łóżku, ale nie miałem siły się w nią przebierać. Praktycznie po ciemku, kierowany tylko światłem ze schodów, podszedłem do łóżka i rzuciłem się na nie. Odbicia serca liczyły czas do mojego zaśnięcia. Po dziesięciu, przed oczami zaczęły mi migać kolorowe plamy, układające się w niezrozumiały bezład. Jeszcze parę uderzeń serca i całkowicie straciłem kontakt z rzeczywistością.
_____________________________
https://www.facebook.com/HistorieYaoi/?fref=ts
https://ask.fm/Historieyaoi