sobota, 29 kwietnia 2017

Lekcja życia XXIX - Lekcja utraconej przyjaźni

Hej, zanim zacznę, okropnie wam wszystkim dziękuję za życzenia urodzinowe. I te, które jakimś cudem zauważyliście 25 i te, które przyszły kilka dni później. Jesteście naprawdę super, od razu mam ochotę pisać, jak czytam tak miłe komentarze ^ ^
_______________________

Wróciłem do domu niesamowicie zmęczony. Ten dzień był okropny. Najpierw ta okropna randka, potem... potem czułem się okropnie dziwnie u senseia, a teraz... teraz znowu musiałem iść się spotkać z Chiko i jej to wszystko wyjaśnić. Gdybym sam nic nie zrobił, a Chiko rozpowiedziałaby o tym w szkole... chyba musiałbym się wyprowadzić.
Usiadłem przy laptopie. Ostatnio miałem zdecydowanie za dużo zmartwień... jakby cały wszechświat się uparł, żeby robić i na złość. Z drugiej strony, przynajmniej miałem przy sobie senseia. Gdyby nie on, kompletnie bym się załamał. A tak... w końcu miałem kogoś bliskiego. Nawet jeżeli tylko mnie o tym wszystkim uczył. To byłoby dziwne, gdyby łączyło nas... coś więcej. Tak, to byłoby bardzo dziwne. W końcu nie byłem gejem, nie kręcili mnie faceci... a sensei był sporo starszy. Nie mógłbym być z nim... na serio.
Zresztą, o czym ja myślałem! On sam pewnie nie chciałby się ze mną umawiać. Nawet jeżeli uważał, że jestem ładny i powiedział, że... że mógłby się ze mną umawiać. Pokręciłem głową. Nie powinienem o tym myśleć.
Dom jak zwykle był pusty. Pai pewnie gdzieś łaziła z kumplami, a rodzice jak zawsze byli w pracy. Zatrzymałem się w przedpokoju, by zdjąć buty i kurtkę i poszedłem do pokoju. Ledwo pokonałem kilka schodków, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Dziwne... raczej nie miewaliśmy niezapowiedzianych gości. Gdyby miał przyjść kurier, pewnie też byśmy dostali jakąś informację.
Zszedłem po tych kilku schodkach, na które zdążyłem wcześniej wejść i podszedłem do przedpokoju. Mogłem wtedy spojrzeć przez wizjer, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiłem. Otworzyłem drzwi na oścież i aż przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
 Za drzwiami stał wysoki chłopak, ręce miał skrzyżowane na piersi i wyglądał na wściekłego. Prawie byłem w stanie go zrozumieć. Ostatnio się widzieliśmy, gdy zostawiłem ich wszystkich na przystanku autobusowym w dzień naszego wspólnego wyjazdu. Z ich winy, ale jednak... Chwilę patrzyłem na postać przede mną, aż ogarnąłem się na tyle, żeby spróbować zatrzasnąć drzwi. Te wydały głuchy huk, a za nimi rozległo się dość głośne: ,,kurrrr". Spojrzałem niżej, na przytrzaśniętą stopę, znajdującą się między drzwiami, a framugą. Już nawet nie próbowałem walczyć, by zatrzymać drzwi zamknięte. Pitt nie tylko był wyższy, ale dużo silniejszy. Odepchnął drzwi i wparował do mojego mieszkania.
- Długo zamierzasz nas ignorować?! - Był wściekły. Przez chwilę byłem przekonany, że mnie uderzy. Zwłaszcza, że wiedziałem, że potrafił uderzyć. Zarówno w przeszłości, jak i już podczas naszej znajomości, wielokrotnie wdawał się w bójki. Mnie dotąd nigdy nie uderzył... jak na razie.
- Nie mamy o czym rozmawiać... - Powiedziałem niepewnie, ale na wszelki wypadek cofnąłem się o krok
- Kpisz sobie kurwa?! Mamy jechać na super wyjazd, wszystko ustalone, a w ostatniej chwili ty mówisz, że strzelasz focha i sobie idziesz?! Wyszliśmy wszyscy na ostatnich debili, a ty nawet nie wróciłeś do domu!
Przełknąłem ślinę. Podczas rozmów przez chat, byłem po prostu zdołowany, w starciu z nimi byłem wściekły, a teraz... teraz trochę się bałem. Zwłaszcza, że akurat z całej tej grupy, to na Pittcie zależało mi zdecydowanie najbardziej.
- Nie zamierzam ci się tłumaczyć... nie zrobiłem nic...
- NIC ZŁEGO, CO?! Jesteś żałosny! Zawsze się wykręcasz, że to wina wszystkich dookoła.
- Wcale, że nie...
- Oczywiście, że tak! Myślisz, że czyja to wina, że nie pojechaliśmy, co?! Którego z nas?!
- Ja tylko chciałem...
- No co?! Zjebać nam cały wyjazd?! No to ci się udało w chuj! Powiedz mi, jaki ty miałeś problem?!
- Bo... - Spuściłem głowę. Cholera, przy nim zawsze czułem się jak ganione dziecko. - Bo ja... byłem zły, bo tylko ja robiłem cokolwiek, byśmy fajnie się bawili i... się wkurzyłem, a wszyscy zaczęliście się na mnie rzucać. Byłem jedyną osobą, która robiła cokolwiek w sprawie wyjazdu, a wy nawet nie mogliście mi odpowiedzieć na najłatwiejsze pytania - Mówiłem coraz bardziej i bardziej zły, ale nie umiałem się tak naprawdę wkurzyć. Są osoby, przy których nie umiałem wykrzyczeć tego, co ciążyło mi na sercu. Pitt był jedną z tych osób.
- I postanowiłeś zjebać nam wszystkim wyjazd?! Nie jesteśmy dziećmi, wszystko sami byśmy ogarnęli!
- No to mogliście... mogliście chociaż mi o tym powiedzieć. Pytałem was setki razy co organizujemy i jak...
- No właśnie! Pisałeś kurwa miliard tych wiadomości! Mieliśmy odpisywać na każdą z nich!?
- Wystarczyłoby na jedną... - Zacisnąłem dłonie w pięści. Gdybym nie czuł się aż tak zdominowany przez Pitta, pewnie powiedziałbym bardziej stanowczo, co o tym wszystkim myślę. W końcu odważyłem się spojrzeć na niego. - Słuchaj, chciałem nam zrobić ekstra wyjazd, a to, że skończyło się na tym, że to ja skończyłem jako ten najgorszy. Wy po prostu chcieliście przyjechać na gotowe i ekstra się bawić na koszt moich dziadków, a najlepiej też na mój. Jak mam mieć takich przyjaciół, to nie chcę ich mieć - Zamilkłem. Od razu po wypowiedzeniu tych słów żałowałem, że to zrobiłem. Miałem wrażenie, że tym samym stracę ostatnich kolegów, jakich miałem... a ja ich lubiłem... mimo wszystko, mimo tego, co mi zrobili, mimo tego, że byłem dla nich jak żywa skarbonka.
- Serio? - Pitt prychnął. W tym niby rozbawieniu dało się usłyszeć coś na wzór... drwiny? Pogardy? - Przecież cię znam, Sashi. Słyszałem wszystkie twoje skargi w sprawie innych ludzi. Wiem, jak okropnie jesteś samotny. Nasza paczka była dla ciebie ostatnią szansą na jakąkolwiek przyjaźń. Bo w końcu tamten twój wcześniejszy kumpel też kompletnie cię olał, nie? Nawet na rodzinę nie możesz liczyć. Byliśmy twoją ostatnią deską ratunku od kompletnej samotności. Bo wszyscy inni traktują cię jak żywy portfel. Sam tak mówiłeś i to nie raz. Znam twoją sytuacje pewnie lepiej niż ty sam. A wiesz dlaczego? Bo umiem spojrzeć na to obiektywnie - Przełknąłem ślinę. Słowa Pitta były gorsze niż noże. Miałem wrażenie, że wbija mi je w serce. Złożyłem ręce razem i wbiłem paznokcie w zewnętrzną część dłoni. Próbowałem w ten sposób powstrzymać cisnące się do oczu łzy. - chciałbyś być w centrum uwagi, ale poza kasą tak naprawdę nie masz nic. Jesteś żałosny. Ile razy już się ciąłeś, co?! - Szarpnął moim rękawem i odsłonił pocięte ramię. Szarpnąłem się i znowu zasłoniłem blizny. - Byliśmy jedynymi ludźmi, którzy chcieli się z tobą zadawać. Tak, chcieli, bo jak teraz wiemy, co potrafisz odwalić, to nie wiem czy tak dalej będzie - Spuściłem głowę. Byłem wściekły, zażenowany i... wszystkiego miałem dość. Wszystkich miałem dość. - Nie masz już nikogo. Jesteś żałosny i sam. Ktokolwiek się z tobą przyjaźni, patrzy tylko na twoją kasę. Jako jedyni chcieliśmy spędzać z tobą normalnie czas, a ty nas zlałeś.
- Daj spokój i tak wam też zależało na mojej kasie... przychodziliście tylko, żeby mieć miejsce na przyjęcia i spędzanie czasu... - Zacisnąłem powieki, nim napłynęły do nich łzy.
- Jesteś żałosny... wolisz zostać całkiem sam, tak?
- Lepsze to niż przyjaźnić się z osobami takimi jak wy... - Gwałtowne pchnięcie na chwilę odebrało mi oddech. Poczułem ból z tyłu głowy, a w uszach rozległ się głośny świst. W oczach zakręciły mi się łzy.
- Świetnie. Nie potrzebujemy ciebie. Baw się dobrze... całkiem sam - Usłyszałem mimo świstu w uszach. Gdy rozległo się trzaśnięcie drzwiami, osunąłem się po ścianie na podłogę. Dotknąłem tyłu głowy. Czaszka pulsowała mi bólem, ale przynajmniej nie wyczułem krwi. Dużo bardziej bolało trochę niżej. Kiedy zostałem sam, mogłem w końcu pozwolić sobie na łzy. Nie powinienem płakać. Wypłakałem już wystarczająco dużo łez w tej sprawie. A jednak... dopiero teraz stanąłem z tą sytuacją... twarzą w twarz. Chyba... chyba teraz to rzeczywiście był koniec.
Podłoga w przedpokoju była zimna... a ja i tak się trząsłem. Podparłem się o szafę i powoli stanąłem na nogach. W głowie mi się kręciło od uderzenia, w uszach ciągle słyszałem świst i chciało mi się płakać.
Ostrożnie wszedłem po schodach do mojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko. Chwilę kręciło mi się w głowie, ale od dłuższego leżenia poczułem się trochę lepiej. Za to serce dalej mnie bolało... miałem tylko kilka osób, na których mogłem chyba liczyć, a praktycznie wszystkich straciłem w ciągu chwili...
Przed oczami zobaczyłem wszystkie imprezy, które były u mnie, gdy Pai i rodziców nie było... zawsze u mnie... od kiedy tylko ludzie dowiedzieli się, że miałem kasę. Inni nie mieli zwykle pieniędzy, więc kończyło się na tym, że większość jedzenia kupowałem ja sam. Wszytko kręciło się wokół kasy... gdybym jej nie miał, byłbym taki jak oni wszyscy... liczyłbym drobne, przed kupieniem żarcia na imprezę, mógłbym razem z nimi rzucać hajs na stertę, żeby stwierdzić, na co mamy pieniądze. Mógłbym chodzić ze znajomymi do parku, bo nikt z nas nie miałby pieniędzy, a nikt nie miałby miejsca w domu... byłbym normalny. A teraz... miałem to, czego chcieli wszyscy... kasę. A czułem, jakbym nie miał niczego. Wziąłem laptop do łóżka i odpaliłem. Nie miałem ochoty siedzieć przy biurku. Na chacie miałem kilkadziesiąt wiadomości od konsekwentnie ignorowanych znajomych. Mimo tego, jak bardzo byłem zdołowany, zdecydowałem się w końcu je odczytać. Większość z nich była pełna bluzgów, albo przynajmniej jadu. Nawet jeżeli ktoś powstrzymywał się od przekleństw, nie ukrywał tego, jak bardzo mną teraz gardzi. Włączyłem pierwszą wiadomość, ale nie pojawiło mi się okienko odpowiedzi. Kiedy wszedłem na profil Izabel wyświetlił mi się tylko komunikat, że ta osoba mnie zablokowała. Jedna z ostatnich wiadomości brzmiała.
,,Jak miałeś z łaski robić ten wyjazd to dobrze, że go nie zrobiłeś"
Reszty wiadomości nie miałem ochoty czytać. Uznałem to za oficjalny koniec naszej przyjaźni... i znowu zostałem sam. Dłonią powędrowałem do ramienia. Wypukłości po bliznach były aż zbyt wyczuwalne. Przejechałem po nich kilka razy palcami i spojrzałem na skórę poprzedzielaną czerwonymi pręgami. Było tam też kilka białych śladów. Wiedziałem, że te nigdy nie zejdą, ale jakoś nie przejąłem się tym. Na razie... pewnie i tak nigdy nikt tego nie zobaczy. No... nad jeziorem ciężko byłoby to ukryć, ale kto by się tym przejął? Nikt nawet nie zwracałby na mnie uwagi...
Skuliłem się na łóżku i płakałem. Miałem dość wszystkiego... nie miałem nic, ani rodziny, ani nawet przyjaciół... mój wzrok powędrował najpierw na drzwi, a potem na szafkę z nożami.
Szczęk zamka brzmiał jak świeża krew.
,,Hej Sashi wybacz, że piszę, chociaż widzieliśmy się tak niedawno, ale miałem jakieś dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. Wszystko w porządku?"
Telefon trzymałem prawą ręką, po której skapywały krople krwi. Od ramienia ciągnęło się kilka smug. Prawie się uśmiechnąłem. Chociaż mój nauczyciel się mną przejmował. Nie miałem ochoty odpisywać. Chciałem czuć się beznadziejnie samotny. Sensei co prawda jakoś zapychał pustkę w moim życiu, ale to nie było prawdziwe uczucie... ot miałem kogoś bliskiego, ale on tylko mnie uczył...
Odłożyłem zakrwawiony nóż i położyłem się na ziemi. Nie chciałem odpisywać, ale gdybym tego nie zrobił, pewnie by się o mnie martwił. A ja nie chciałem, żeby się o mnie martwił. I tak ciągle mnie pocieszał...
,,Tak, wszystko w porządku. Trochę się pokłóciłem z przyjaciółmi, ale to nic wielkiego"
,,Znowu? No naprawdę mogliby dać ci już spokój. Ale wszystko jest w porządku, prawda? Jak chcesz to możemy się spotkać"
Uśmiechałem się. Sensei potrafił być naprawdę kochany. Chciałbym spotkać kogoś takiego jak on... kto nie jest tylko moim nauczycielem.
,,Nie trzeba. Wszystko w porządku"
,,No dobrze. W razie czego pisz"
Odłożyłem telefon niedaleko noża. Jego ostrze było czerwone. Przyłożyłem dłoń do ramienia. Bolało... pieczenie na skórze nie ustawało. Z pewną satysfakcją patrzyłem jak z ramienia krople krwi spływają na moją koszulkę, a potem na podłogę. Patrzyłem na małą plamę krwi, coraz większą i większą, tak długo, aż moje powieki nie zrobiły się ciężkie.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Urodziny :3

Witajcie
Domyślam się, że mało kto przeczyta ten post dzisiaj, bo ani to sobota, ani żadne wyjątkowe święto, ale postanowiłam, że i tak napiszę. 
A to dlatego, że dzisiaj są moje urodziny :D Chciałam dodać jakiś gratisowy post, ale tak jak mówiłam, nawał roboty i wykończenie robią swoje, więc nie miałam do tego ani czasu, ani głowy. Za rok pewnie uda mi się coś dodać :3
Tak czy tak bardzo wam wszystkim dziękuję. Że mnie wspieracie, czytacie moją twórczość, komentujecie i wyrażacie swoje zdanie. Zawsze, gdy ma gorszy humor zerkam do waszych komentarzy, by ich trochę poczytać i od razu jest mi lepiej. Wasze opinie to najlepszy prezent jaki mogę dostać. A wsparcie kilku osób pod ostatnim postem to była najmilsza rzecz, jaka mnie dzisiaj spotkała :3

niedziela, 23 kwietnia 2017

Lekcja życia XXVIII - Wyjaśnienie


Siedziałem na łóżku, oparty o ścianę, popijając małymi łykami herbatę. Sensei siedział obok, przyglądając mi się z uśmieszkiem. Uwielbiał się we mnie lampić, gdy byłem najbardziej zażenowany.
- Jeżeli chcesz coś powiedzieć, to po prostu to powiedz! - Nie wytrzymałem w końcu. Jak długo zamierzał się we mnie gapić, powodując u mnie coraz większe zażenowanie?
- Nic nie chcę powiedzieć. Po prostu lubię na ciebie patrzeć. - Prychnąłem i odwróciłem się tyłem do niego - Wszystko w porządku? Jeżeli stało się coś złego to...
- Nie zrobiłeś nic złego... - Wiedziałem, że muszę to powiedzieć. W innym razie sensei czułby się winny... a ja nie mogłem pozwolić na to, żeby czuł się winny. Sam tego chciałem... tego i jeszcze dużo więcej. - Ja po prostu... czuję się dziwnie... i źle, że tak reagowałem...
- Sashi - Za sobą usłyszałem krótkie prychnięcie śmiechu i objęły mnie ciepłe ramiona. - To nic złego, wiesz o tym? Są rzeczy, których po prostu nie możemy powstrzymać. To całkowicie naturalne reakcje. Podczas seksu będzie jeszcze gorzej. Co zrobisz z tą dziewczyną? - Ostatnie zdanie dodał ewidentnie po to, żeby nie peszyć mnie aż tak.
Westchnąłem ciężko. Nie chciałem w ogóle o tym myśleć. Z drugiej strony, w końcu musiałem stanąć z Chiko twarzą w twarz.
- Nie wiem... chyba trochę się boję. Co ty byś zrobił?
Nastąpiła cisza. Prawdopodobnie sensei potrzebował chwili, żeby się zastanowić.
- Cóż, to nie jest łatwa sprawa. Zastanawiam się co ta dziewczyna planowała, bo nie wydaje się kimś, kto musi zaciągać niezainteresowanych nią facetów do kina, żeby się z jakimś przespać. Najlepiej będzie, jeżeli po prostu z nią porozmawiasz. Jakoś na samotności i w cztery oczy. Dorwij ją przed czy po lekcjach i wyjaśnij, że byłeś w ciężkim szoku, że nie tego chciałeś i... coś wymyślisz. Wierzę w ciebie - Zaśmiał się i przyjaźnie zmierzwił mi włosy. Na policzki wstąpił mi rumieniec, ale pozwoliłem sobie na oparcie się o jego pierś.
- Czuję się okropnie... nie chcę iść do szkoły... a jak ona mnie wyśmieje?
- Daj spokój, na pewno tak nie będzie. Rozluźnij się i wszystko jej wyjaśnij. Będzie dobrze - Objął mnie ramionami i przytulił do siebie. - Jeszcze tylko kilka lat i będziesz wolny - Prychnąłem. Łatwo było mu mówić... on już skończył szkołę. - A potem tylko studia. Tam nie będziesz miał takich problemów.
- Serio? - W moich oczach pojawiło się coś w rodzaju nadziei. Studia brzmiały jak raj, zwłaszcza dla nudnych kujonów, którzy nie mieli za bardzo znajomych.
- Jasne. Studia są super. Podobno najlepsze lata w życiu każdego człowieka.
- Nie wiem, czy w moim wypadku też tak będzie działać. Musiałbym być bardziej... sam nie wiem, otwartym. A ja jestem.... no cóż, nie jestem za bardzo ekstrawertyczną osobą...
- Gwarantuję ci, że na studiach znajdziesz sobie kogoś w twoim guście. Jak wybierzesz jakiś interesujący cię kierunek, to na pewno będziesz bardzo lubiany. Kto wie, może nawet znajdziesz sobie dziewczynę, albo chłopaka?
W sercu poczułem nieprzyjemne ukłucie. Tylko... dlaczego? Sensei tylko mnie uczył. Nic nas nie łączyło poza tymi lekcjami. Nawet jeżeli nie chciałem, żeby z kimś innym się umawiał. Nie rozumiałem, skąd to nieprzyjemne uczucie.
- A może powinienem się z nią jeszcze raz umówić? - Powiedziałem niepewnie. Miałem cichą nadzieję, że może mnie przekona, żebym tego nie robił... cholera, chciałem, żeby zaprzeczył. I nie rozumiałem, czemu właściwie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Zagryzłem dolną wargę, żeby nie uśmiechnąć się zbyt szeroko. Dlaczego uśmiechałem się jak debil z tak idiotycznego powodu? - Wiesz, jeżeli zaprosiła cię do kina i od razu rzuciła ci się do spodni to pewnie znaczy, że chciała ci tylko wykorzystać. To nie jest dziewczyna, z którą warto się wiązać.
- Tak, ale... do tej pory nikt inny mnie nie zechciał... - Westchnąłem ciężko i spuściłem głowę, wpatrując się w kołdrę narzuconą na moje nogi. Kto by chciał się umawiać z kimś takim jak ja?
- A wiesz co? - Poczułem, jak coś napiera na mój podbródek, zmuszając mnie do spojrzenia w górę. Nade mną, niepokojąco blisko mojej twarzy znajdowała się twarz senseia. Czułem, że się rumienię, ale dzielnie patrzyłem w jego oczy, nie dając się zawstydzić... nie tym razem. - Mówiłem ci, że ja bym mógł, prawda?
- Ale ty się nie liczysz... - Wymamrotałem i odwróciłem wzrok. - Jesteś gejem...
- No wiesz co? - Nad sobą usłyszałem melodyjny, uroczy śmiech. - To już było okrutne. Nie jestem gejem, jestem bi. I to nie znaczy, że od razu rzucam się na każdego. A ty serio jesteś uroczy. Gdybyś chciał, mógłbyś sobie kogoś znaleźć. Wiesz ilu facetów pewnie by chciało się na ciebie rzucić?
Prychnąłem, jeszcze bardziej zażenowany.
- Ale... ale ja nie chcę, żeby lecieli na mnie faceci... wolałbym mieć dziewczynę... - Westchnąłem. Na policzku poczułem delikatny, czuły pocałunek, który sprawił, że aż zadrżałem.
- Jasne, dziewczyny są super. Ale wiesz dlaczego faceci są lepsi? - Pod koszulą poczułem zwinne, zimne palce, którymi przejechał po mojej skórze. Zadrżałem delikatnie.
- Nie wiem...
- Więc to pytanie na kolejną lekcje.
- Chwila, chcesz zrobić ze mnie geja? - Spojrzałem na niego z lekkim oburzeniem. - To jest okropnie niepedagogiczne.
Sensei uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby, zagryzł je na dolnej wardze, a w końcu nie wytrzymał i zaśmiał się krótko. Miał naprawdę cudny śmiech. Serdeczny i melodyjny, w jakiś dziwny sposób przyprawiał moje serce o szybsze bicie.
- Wcale nie chcę zrobić z ciebie geja. Pokazuje ci tylko, że to nic złego. Gdybym był dziewczyną, pewnie bym też udzielał ci lekcji - Zadziornie pstryknął mnie w nos. Próbowałem wyobrazić sobie senseia jako dziewczynę i szybko stwierdziłem, że to niemożliwe. Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie żadnej kobiety, jednocześnie tak dumnej, czułej, ale też zadziornej i zabawnej. Może to było seksistowskie, ale byłem przekonany, że gdyby sensei był kobietą, nie byłby taki sam.
- Nie umiem wyobrazić sobie ciebie jako dziewczyny... - Powiedziałem na głos to, co chodziło mi po głowie. Sensei znowu się zaśmiał.
- Ja też nie wyobrażam sobie siebie jako dziewczyny. Mimo, że wtedy mógłbym umawiać się legalnie z facetami. Chociaż wtedy nie byłoby pewnie to takie fajne. Zresztą, wtedy byłbym skazany na uległość w stosunku do każdego faceta.
Uniosłem usta w lekkim uśmiechu. Tak, sensei byłby okropną kobietą.
- A gdybym ja był dziewczyną? - Zapytałem nagle. Było to o tyle żenujące pytanie, że odwróciłem znowu głowę. - Zainteresowałbyś się mną?
- Nie wiem. Twój największy urok to to, że jesteś chłopcem z taką dziewczęcą urodą.
To było zabawne. Słuchałem jego komplementów, gdy trzymał dłonie na mojej nagiej skórze, leżąc praktycznie całkowicie na jego piersi, a jednak najgorsze we wszystkim było to, co mówił.
- Zostaniesz na obiad? Robię lasagne.
- Nie... powinienem wrócić i się pouczyć - Chciałbym zostać... ale nie czułem się zbyt dobrze z faktem, że ciągle siedziałem mu na głowie. - Kiedy mogę przyjść znowu? - Spojrzałem na senseia maślanym wzrokiem. Wstydziłem się o to pytać. W końcu siedziałem u niego praktycznie bez przerwy. Milczał chwilę i tylko patrzył na mnie z góry. Znosiłem to dzielnie, ale w końcu zażenowany spuściłem wzrok.
- Kiedy tylko będziesz miał chwilę. Przerobimy kolejną lekcje. Zaczniemy od tematu: ,,dlaczego warto umawiać się z facetem". Przemyśl to. A teraz do domu. Dasz radę wstać?
Zarumieniłem się jeszcze bardziej. Jakbym nie czuł się dostatecznie zażenowany tym, że...
- A może chcesz jeszcze pogadać o tym, co zrobiłem? - Zapytał nagle. Nie, nie chciałem o tym rozmawiać. Chciałem właściwie najlepiej zapomnieć o tym, że mi to zrobił. Pokręciłem głową.
- Nie chcę o tym rozmawiać - Powiedziałem stanowczo. - Zresztą... nie wiem czy jest o czym.
- Na pewno?
- Tak! Na pewno! Zresztą, spieszę się do domu - Wstałem gwałtownie, zbyt gwałtownie. Nogi lekko mi drżały, więc zaraz straciłem równowagę i wylądowałem w ramionach senseia.
- To całkiem urocze, że się tak tego wstydzisz, ale...
- To normalne, wiem! Wiem, że wszystko co robię jest normalne, ale nie zmienia faktu, że jest to cholernie żenujące! Wracam do domu!
Nie chciałem słuchać tych żałosnych tekstów. Przeszedłem do przedpokoju, gdzie zacząłem zakładać buty. Po chwili znowu poczułem na sobie to spojrzenie...
- Odwieźć cię?
- Nie... jestem skuterem. Wrócę sam.
- Coś musimy zrobić z tą twoją nieśmiałością. Na kolejnej lekcji będziemy robić bardzo żenujące rzeczy.
Zatrzymałem się tuż przy drzwiach. Już teraz się bałem, co takiego wymyśli.
- Nie wiem czy chcę...
- Zadeklarowałem się ciebie uczyć i będę to robić. A teraz znikaj - Nagle znalazł się tuż za mną. Objął mnie jedną ręką, a drugą sięgnął do zamka. Poczułem ugryzienie na uchu i jęknąłem krótko. Ten dźwięk niesamowicie mnie zaskoczył. Gdy tylko drzwi się otworzyły, niemal wybiegłem na klatkę schodową.
____________________
Wybaczcie, że nie udało mi się wrzucić nic zaraz po świętach, ale od paru tygodni nie mam praktycznie chwili dla siebie. Gdybym nie miała napisanych rozdziałów na zapas, możliwe, że musiałabym zawiesić bloga. Dlatego nie zawsze mam czas, żeby wszystko idealnie poprawić. Potrwa to jeszcze kilka tygodni, ale potem powinnam już wrócić do normalnego trybu życia. Przynajmniej mam taką nadzieję.

sobota, 15 kwietnia 2017

Wesołych Świąt

Witajcie,
Że względu na wyjazd do rodzinki, nie mam za bardzo możliwości dodania postu. Notatka powinna się pojawić jakoś na początku tygodnia, kiedy wrócę do świąt.
W każdym razie wam wszystkim życzę wesołych świąt, mokrego dyngusa, smacznego jajka i o ile celebrujecie ten zwyczaj to dużo czekolady. Yaoi wam nie życzę, bo w tym wypadku trochę nie wypada xD

piątek, 7 kwietnia 2017

Lekcja życia XXVII - Lekcja sprawiania rozkoszy

Witajcie,
Cóż, muszę przyznać, że jestem lekko zawiedziona. Miałam nadzieję, że więcej niż jedna osoba zacznie podejrzewać, że porzucam bloga, a to całe nieporzucenie go to właśnie żart xD. Cóż, widocznie nie jestem tak dobra w żartowaniu jak myślałam xD Nie martwcie się, w przyszłym roku uśmiercę wszystkie możliwe postacie, a potem zniknę na parę lat. To będzie dobry kawał ^ ^
Mam nadzieje, że brak ,,smutnych" wieści na moim blogu nieco ułatwiładnie wam zniesienie tego dnia xD
_______________________________


- No dobrze, to teraz opowiadaj, co się stało - Powiedział senei, stawiając przede mną parujący kubek herbaty.
- Ja... to trochę krępujące. Nie wiem czy...
- Hej, chyba mi ufasz nie? - Jego uśmiech, łagodny, przyjazny i czuły wydawał się teraz wszystkim, czego potrzebowałem. - No dawaj.
- Ale... obiecaj, że nie będziesz się śmiać - Łagodne spojrzenie mówiło mi, że oczywiście, że nie będzie się śmiał. Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na herbatę przede mną. - ...uciekłem, bo zaczęła dobierać się do moich spodni, kiedy byliśmy w kinie - Powiedziałem na jednym oddechu i schowałem twarz w dłoniach, czekając na wybuch śmiechu. Gdy po paru chwilach nie usłyszałem nic, odważyłem się podnieść głowę. Sensei trzymał nogę na nodze, subtelnie zakrywając dłonią usta, ale i tak zobaczyłem, jak zagryza z rozbawieniem dolną wargę.
- Ekhm... i tylko tym się przejąłeś? - Zapytał, gdy już się opanował.
- TYLKO?! W jakim sensie tylko? Wiesz jakie to było upokarzające?! I co ona sobie teraz o mnie myśli? Ale... nie mogłem stamtąd nie uciec... po prostu... kompletnie się nie spodziewałem, że ona tak po prostu zacznie dobierać się do moich spodni...
- Gadaliście po raz drugi, prawda? - Zapytał w końcu. Dalej musiał zakrywać usta dłonią, żeby nie okazać rozbawienia. - No cóż, dziewczyna rzeczywiście musi mieć klasę - Pozwolił sobie na prychnięcie rozbawienia, ale uspokoił się zaraz potem, jak spojrzałem na niego lodowato. - Przepraszam, nie śmieję się z ciebie. Po prostu bawią mnie tego typu dziewczyny, które uważają się za dorosłe, a próbując to udowodnić, tylko się ośmieszają. Po pierwsze, nie zrobiłeś absolutnie nic złego. Miałeś całkowite prawo powiedzieć ,,nie". Masz to prawo nawet jako chłopak. A może nawet bardziej, bo z jakiegoś powodu niektórzy myślą, że facet nie może odmówić ładnej dziewczynie. A może, tak samo jak może to zrobić każda dziewczyna. I nie ma w tym nic, czego powinieneś się wstydzić, jasne?
Prawie miałem ochotę się uśmiechnąć, ale dalej byłem zdołowany tym, że teraz mogłem stać się ośmieszeniem. Sensei patrzył z punktu widzenia dorosłego, ale... jak myślały osoby w moim wieku?
- Nie mogę uwierzyć, że moja pierwsza randka tak wyglądała - Westchnąłem ciężko i osunąłem się na krześle. Kątem oka dostrzegłem łagodny, przyjazny uśmiech senseia. Wyglądał na jednocześnie rozbawionego i lekko rozczulonego. I patrzył z taką czułością, jak nie patrzył na mnie nikt inny. - Do bani...
- Wiesz, technicznie rzecz biorąc to właściwie druga.
- Ale to z tobą to była tylko lekcja... nie liczy się.
- Faktycznie... ty to masz pecha. Ciągle trafiasz na jakieś dziwadła - Zerknąłem na niego. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że do tych ,,dziwadeł", zalicza także siebie. - Mam nadzieję, że to rzeczywiście była jakaś dziwna dziewczyna, a nie okrutny podstęp.
Też miałem taką nadzieję. Nie wiedziałem co dokładnie mogłoby się stać, gdyby to rzeczywiście był okrutny żart, ale wolałem się nad tym nie zastanawiać. Może sama będzie zbyt zażenowana, żeby kiedykolwiek komukolwiek o tym powiedzieć?
- Zdejmij koszulkę - Podniosłem głowę na stojącego nade mną senseia. Patrzyłem na niego, całkowicie stanowczego i spokojnego i nie rozumiałem o co mu chodzi. Zresztą, sensei wydawał się świetnie bawić, gdy ze mną pogrywał. - Muszę ją uprać. Jak wrócisz w takim stanie do domu, to twoi rodzice nie będą zachwyceni.
Dopiero gdy wypowiedział te słowa, zdałem sobie sprawę, że troszeczkę się ośmieszyłem. Ale jak miałem mu ufać po tym wszystkim, co o nim wiedziałem? Spuściłem głowę i zacząłem rozpinać guziki koszuli.
- Rozkoszny jesteś, kiedy mi nie ufasz, wiesz?
- Ciekawe jak mam ci ufać? Nigdy nie wiem, co ci chodzi po głowie.
- I słusznie. To daje związkowi dreszczyku emocji. Poza tym - Wskazującym palcem uniósł moją brodę. Cholera, kiedy patrzył na mnie z góry, wyglądał naprawdę przystojnie. Ten spokojny, opanowany wzrok, lekko przymknięte oczy, chytry uśmieszek... dlaczego aż drżałem, gdy patrzyłem na niego z dołu? Przełknąłem ślinę. Miałem wrażenie, że moje ciało porusza się wbrew mojej woli, gdy ściągałem z siebie koszulkę. Trzymałem ją w łączonych dłoniach przed sobą, aż na nich nie poczułem delikatnego dotyku senseia. Wciąż patrzył mi w oczy, przez co nawet nie mogłem zaprotestować, gdy zabierał ode mnie koszulę. Nie odszedł jednak, a odłożył ją na stół.
- Sensei... - Moje słowa wydawały się ginąć, zagłuszone przez głośne picie serca. Mimo to, doskonale wiedziałem, że sensei mnie słyszy... z jakiegoś powodu doskonale to wiedziałem. - Dziwnie się czuję... - Nie wiedziałem co to było. Jednocześnie czułem się świetnie i okropnie, jednocześnie moje ciało płonęło i przechodziły mi przez ciało lodowate dreszcze, a w głowie miałem taki chaos, że kompletnie niczego nie byłem pewny. No może oprócz tego, że sensei  całą pewnością będzie wiedział, co takiego mi dolega.
- To nic - Szepnął i pocałował mnie krótko. Nie próbował jednak nic mi wyjaśniać. Uwolnił moje oczy od swojego spojrzenia i odwrócił się, idąc do łazienki. Tak po prostu... zostawiając mnie w kompletnym osłupieniu. Jeszcze przez kilka sekund patrzyłem na niego nieobecnym wzrokiem.
- Mogę zostać na noc? - Zapytałem tak nagle, że zaskoczyłem tym sam siebie. Sensei jednak nie zatrzymał się, nie wydał się nawet zaskoczony.
- Jasne - Rzucił tylko przez ramię, nim wrzucił moją koszulkę od łazienki. - Ale twoi rodzice muszą o tym wiedzieć. I pytanie... - Wrócił, oparł się nonszalancko o framugę i znowu na mnie spojrzał. Tym razem spojrzałem na mój kubek, żeby jakoś oprzeć się jego wzrokowi. - Czy jesteś gotowy w takim stanie znieść kolejną lekcję?
Spodziewałem się szczerze mówiąc takiego pytania. I... nawet chyba byłem gotów na... kolejną lekcję.
- A co dokładnie dzisiaj będziemy przerabiać?
- Cóż... myślę, że ci się spodoba. Myślisz, że jesteś gotowy na coś... bardziej?
- B-bardziej? - Ściągnąłem brwi i odsunąłem się nieznacznie na krześle.
- Jeszcze nie seks, ale coś już... bardziej jak to. Oczywiście tylko jeżeli jesteś na to gotowy. Wystarczy jedno słowo i...
- Chcę - Sensei najpierw spojrzał na mnie lekko zdziwiony, a potem nawet delikatnie się uśmiechnął.
- Jesteś całkowicie pewny?
- Już chyba powiedziałem, że tak. Cokolwiek.. czegokolwiek nie chciałbyś mnie dzisiaj nauczyć.
- Dzielny chłopiec. Napisz do rodziców. Swoją drogą, jadłeś obiad? - Pokręciłem głową. Coraz bardziej miałem wrażenie, że sensei traktuje mnie trochę jak dziecko. - To ja coś zamówię. Czy chciałbyś coś ugotować? Ostatnio było naprawdę miło, gdy robiliśmy pizze. A może kolejny piknik. Oh, zjadłbym truskawki i bitą śmietanę. Albo jakieś inne owoce. A może nauczę cię grać w pocky games? Wiem, zjemy chińszczyznę. Jest pycha. Ja wezmę kurczaka w sosie słodko - kwaśnym, a ty?
Uwielbiałem, kiedy sensei prowadził monolog sam ze sobą. Był przy tym naprawdę... zabawny. Nie pozwalając mi powiedzieć ani słowa całkowicie odwrócił moją uwagę od poprzedniego tematu.
Jak tylko zamówił jedzenie, kazał mi zadzwonić do rodziców. Nie chciałem do nich dzwonić, ale w końcu się przemogłem.
- Halo? Sashi, jestem trochę zajęta - Rozbrzmiał głos w telefonie. No tak... dlaczego miałaby mieć dla mnie czas? Dobrze, że nie potrzebowałem jej ani ojca wsparcia po tym, co stało się w kinie.
- Chciałem tylko zapytać... mogę dzisiaj nocować u kolegi?
- Powiedziałam, że macie odłożyć akta tej sprawy w widocznym miejscu! Czy naprawdę sama muszę tu wszystko robić?!
- Umm... mamo?
- Ah, tak, przepraszam, coś w firmie. Chodzi o tego kolegę, z którym byłeś w kinie? - Z oczywistych powodów nie powiedziałem jej prawdy, że idę na ,,randkę".
- Tak, u tego.
- Jasne. Baw się dobrze. A teraz ja muszę znikać - Rzuciła i się rozłączyła. Tak po prostu... uwielbiałem czuć, że się mną przejmują. Oboje.
 Zgodzili się - Powiedziałem, wchodząc do sypialni, gdzie sensei robił coś na komputerze.
- W porządku. Za jakieś pół godziny powinno przyjść jedzenie. Możemy do niego coś obejrzeć, ale potem będę musiał popracować nad kilkoma rzeczami, żeby mieć wolny wieczór. Posiedzisz chwilę sam, prawda? - Zachłysnąłem się już powietrzem, żeby się odezwać, ale nie zdążyłem powiedzieć ani słowa. - I nie, nie przeszkadzasz mi. To też ważne w związku, żeby wiedzieć, że nie przeszkadza się drugiej osobie, bez względu na wszystko, nie sądzisz? - Oparł się o podłokietnik i uśmiechnął w moją stronę. Lekko się speszyłem przez jego wzrok i energicznie pokiwałem głową. Tylko na tyle mogłem się zdobyć w tej chwili. Nienawidziłem tego, jak bardzo potrafił mną manipulować i to w tak banalny sposób. Nie miałem za bardzo wyboru, więc zająłem się sam sobą, biorąc jakąś książkę.
Po mniej więcej pół godzinie dostawca przywiózł jedzenie. Zjedliśmy przy jakimś kabarecie, który sensei odpalił na swoim komputerze, a potem wrócił do pracy, a ja zgarnąłem jakąś książkę. Tym razem opowiadała o chłopaku, który przeniósł się do świata fantastycznego, żeby odnaleźć martwą matkę, której głos usłyszał. Podczas podróży poznawał coraz więcej postaci, które były przekształceniem postaci z bajek. Gdy w pewnym momencie dowiedział, się, że postać, którą poznał jest gejem, miałem ochotę rzucić książkę o ścianę, ale na szczęście nie nawiązało się między nimi żadne głębsze uczucie.
Czas mijał w przyjemnym klimacie. Nawet kiedy nie leżałem tuż przy senseiu i tak rozkoszowałem się jego obecnością. Czas mijał, a ja przyłapałem się na tym, że coraz częściej, coraz bardziej poddenerwowany zerkam w stronę zegara. Chyba jednocześnie się bałem i nie mogłem się doczekać kolejnej lekcji z senseiem. Zwłaszcza, że nie miałem pojęcia na czym właściwie ma ona polegać. Niby powiedział, że się ze mną nie prześpi, ale... w takim razie co innego chciał ze mną robić?
W końcu nadszedł zachód. Słońce powoli znikało za horyzontem, zostawiając wielobarwne smugi na niebie. Gdyby spojrzeć w drugą stronę, pewnie dałoby się już zobaczyć gwiazdy. Parę stron później nie mogłem dalej czytać, bo było za ciemno, a mi nie chciało się wstawać i zapalać światła.
- Może pójdę wziąć prysznic? - Powiedziałem bardziej po to, żeby zwrócić na siebie uwagę, niż żeby rzeczywiście poprosić o pozwolenie.
- Mhmm... - Wymamrotał sensei, nie odwracając wzroku od monitora. Musiał robić coś ważnego, więc wolałem już więcej się nie odzywać. - Ręczniki są w szafce, weź sobie jeden. Aha i Sashi? - Zatrzymałem się w progu i odwróciłem się. - Będę czekał w sypialni - Powiedział to z takim czułym, perwersyjnym uśmieszkiem, że aż przeszły mnie dreszcze. Musiałem czym prędzej zniknąć, nim całkowicie spaliłem się od rumieńca.
Pod prysznicem siedziałem dłużej niż chciałem. Z przerażenia i zażenowania nie mogłem nawet się zmusić, żeby wyjść. Musiałem długo stać pod zimną wodą, nim ta w końcu troszeczkę uspokoiła dziwnie rozpalone ciało.
Kiedy wróciłem do sypialni, przebrany w szarą, luźną koszulkę i szorty, oczywiście pożyczone, sensei już na mnie czekał. Rozsiadł się wygodnie na łóżku i przyglądał mi się, gdy wchodziłem. Jego wzrok był tak przeszywający, że nagle nabrałem ochotę nałożyć na siebie jeszcze co najmniej kilka warstw ubrań.
- To co będziemy dzisiaj przerabiać..? - Mój głos wydał mi się dziwny i zdecydowanie zbyt przerażony. Na niemy rozkaz senseia wszedłem na łóżko.
- Ale ty potrafisz być słodki, gdy się boisz - Zaśmiał się nagle i objął mnie ciepłymi ramionami. - Jesteś zimny. Nie mów mi, że pod prysznicem próbowałeś ochłonąć - Palcami delikatnie odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
- Przepra...
- Głupi. Nawet nie próbuj przepraszać mnie za taką głupotę. Ale mam nadzieję, że nie przemarzłeś za bardzo. Na pewno chcesz przeprowadzić kolejną lekcję?
- Tak, chcę - Z jakiegoś powodu te dwa słowa sprawiły, że lekko zadrżałem. - Powiedz mi tylko co ja mam zrobić...
- Ty? Dzisiaj absolutnie nic. Powiem ci coś o związkach. Czasami najważniejsze jest nie to, co ty czujesz, ale to co czuje osoba, na której ci zależy. I sprawianie jej przyjemności, niezależnie od tego, czy tobie też to sprawia przyjemność, czy nie.
Serce zabiło mi trochę mocniej. Czego oczekiwał teraz ode mnie sensei? Czyżby... przed oczami zobaczyłem filmik, który oglądałem i... to co jeden chłopak robił drugiemu.
- Ummm... t-to znaczy, że ja...
- Nie bój się, nie będę niczego od ciebie wymagał - Odsunął mnie nagle od siebie i popchnął na materac, do którego przygwoździł ramionami. Spojrzałem w górę na jego pewny siebie uśmieszek i jednocześnie zrobiło mi się gorąco i zimno. - Tylko mi zaufaj dobrze? Dam ci dzisiaj przedsmak raju - Pokiwałem tylko głową. Poczułem jak dłoń senseia wślizguje się do moich spodni i aż wzdrygnąłem się przerażony.
- Dalej jesteś pewny, że chcesz to zrobić? - Nerwowo pokiwałem głową. Chwilę później poczułem dreszcze na całym ciele, gdy sensei chwycił mocno mojego penisa. Z ust wyrwał mi się krótki jęk i wygiąłem się w łuk. Zaskoczony tym dziwnym dźwiękiem, natychmiast zatkałem usta. TERAZ dopiero byłem przerażony. Ale nawet nie samym faktem, że sensei się do mnie dobierał, ale bardziej tym, jak dziwnie reagowało moje ciało. Zaraz... dokładnie to chciała chyba mi zrobić dzisiaj Chiko... więc czemu teraz nawet nie próbowałem protestować?
Zrobiło mi się dziwnie gorąco, a z każdym ruchem senseia, wydawałem z siebie coraz to kolejne jęki. Na szyi poczułem delikatne pocałunki. Między jękami zacząłem jakoś tak dziwnie oddychać. Nie rozumiałem tego kompletnie. I bałem się.
- Oddychaj spokojnie, nie denerwuj się... - Szeptał mi do ucha sensei, poruszając dłonią po mojej męskości. Próbowałem coś odpowiedzieć, ale gdy tylko otworzyłem usta, znowu zacząłem jęczeć.
- To... dziwne... - Jęknąłem przez łzy. Dlaczego płakałem?
- Nie bój się. Te wszystkie dźwięki są normalne. Pozwól im płynąć. I oddaj się całkowicie rozkoszy.
Chciałem znowu zatkać usta, ale wolną ręką sensei chwycił moje nadgarstki i położył je na pościeli. Nie miałem za bardzo jak wyładować kumulującej się przyjemności, więc zacisnąłem z całej siły pięści
Nagle pocałunki zaczęły schodzić coraz niżej. Sensei podwinął moją koszulkę i zaczął zjeżdżać ustami coraz niżej, a jego włosy przyjemnie łaskotały moją nagą skórę. Jęknąłem żałośnie, gdy moje bokserki zostały zsunięte. Zacisnąłem z całej siły uda, ale to nic nie dało. Dalej czułem, że cały byłem rozpalony.
- ACH! - Kolejny dziwny dźwięk wyrwał mi się z ust, gdy mój penis otoczony został przez coś ciepłego i mokrego. Odrzuciłem głowę do tyłu i wygiąłem się w łuk. Każda cząsteczka mnie wydawała się błagać o więcej. Z oczu popłynęły mi gorące łzy, prawie tak gorące jak usta senseia. Jakim cudem to mogło być aż tak przyjemne? Wiłem się po prześcieradle i za wszelką cenę starałem się nie spłonąć z rozkoszy.
- ACH! S-sensei! Ja... ja... - Każde słowo i każdy dźwięk, który tylko wydobywał się w moich ust, tylko coraz bardziej i bardziej wprawiał mnie w zażenowanie. Płakałem i jęczałem na zmianę i nawet nie wiedziałem co się dzieje. - Ja za chwilę... wybuchnę... - Jęknąłem, próbując powstrzymać łzy. Sensei nic nie powiedział, dalej na różne sposoby mi dogadzając. Wygiąłem się nagle w łuk i doszedłem. Wśród głośnego, nierównego oddechu usłyszałem tylko głośne przełknięcie... czegoś. Wolałem nawet nie wiedzieć czego. Kiedy znowu spojrzałem w górę, nade mną znowu pochylał się sensei, patrząc na mnie z jakąś dziwną satysfakcją.
- N-nie patrz na mnie... - Jęknąłem i przyłożyłem dłoń do twarzy.
- Nie chowaj się - Usłyszałem, a pomimo moich sprzeciwów, moja twarz została całkowicie odsłonięta, a dłonie przyciśnięte do materaca. - Jesteś śliczny.
- Nie chcę tego słyszeć...
Byłem okropnie zażenowany. Sobą, swoim ciałem i... tym co się stało. Więc dlaczego... dlaczego czułem się tak dobrze? Na policzku poczułem czuły, delikatny pocałunek. Sensei całował mnie już wiele razy, ale w tej chwili jego usta przypominały rozżarzony metal. A może dlatego, że już teraz moje ciało było tak wrażliwe?