sobota, 28 stycznia 2017

Lekcja życia XX - Lekcja dotyku

Słowem wstępu. I tu prosiłabym o przeczytanie tych kilku zdań.
Pewnie większość z was wie, albo się domyśla, że jednak pisanie regularnie takiego bloga to jednak wymaga poświęcenia trochę czasu. Ja akurat to lubię, bo sprawia mi to frajdę, ale często wymaga to ode mnie sporo wysiłku. A ostatnio aktywność w komentarzach bardzo spadła i nie wiem, czy nie piszecie nic bez powodu, czy nowe opowiadanie się wam nie podoba, czy jaka jest inna przyczyna. Dlatego miałabym dla was prośbę - Poświęćcie parę sekund na napisanie chociażby paru słów. Dla mnie to wiele znaczy i mam znacznie większą motywację, żeby wstawiać noty regularnie i na czas.
________________________________


Minęło kilka dni. Jednocześnie bolesnych, pełnych napięcia i wspaniałych. Większość czasu spędzałem sam, zwłaszcza, gdy sensei prowadził lekcje. Zamykałem się wtedy w jego pokoju i czytałem, robiąc sobie przerwy, żeby posłuchać jego głosu. Niestety pracował przez większość dnia, udzielając korepetycji, więc ten czas spędzałem sam. Co dziwne, w ogóle mnie to nie dołowało. Lubiłem spędzać czas w jego, na jego łóżku, wtulając twarz w jego poduszkę. Pachniała szamponem do włosów i nim samym. Wieczorami jedliśmy razem kolację i gadaliśmy. Minęły dopiero trzy dni, ale i tak widziałem, że powoli zaczynam poznawać go coraz lepiej. Wiedziałem już jakie książki lubi, jakiej muzyki słucha, że lubi chodzić do kina, albo spacerować po parku. To nie było dużo, ale jednak coś to było. Wieczorem sensei niemal zaciągał mnie do swojego łóżka i zasypiałem w jego ramionach. O sobie mówiłem mało... znaczy w sumie niby wystarczająco, bo mówiłem mu sporo, ale tylko o rzeczach, które wydawały mi się trywialne, jak co robię w wolnym czasie, co lubię, a czego nie lubię, ale nie rozmawialiśmy kompletnie o mojej rodzinie, ani znajomych... jakby ten temat wcale nie istniał... jakbym wcale nie przybiegał tutaj z płaczem właśnie przez nich wszystkich. Jakbym naprawdę u niego mieszkał i sensei udzielał mi lekcji życia.
Dużo też myślałem. Myślałem nad tym, co mi powiedział i nad tym, czy chciałbym, żeby między nami do czegokolwiek doszło. Spędzaliśmy dużo czasu razem, sensei mnie dotykał i całował, ale nigdy nie przekroczył pewnej granicy... nigdy więcej przez te trzy dni.
Leżałem w pustym, dwuosobowym łóżku, a do pokoju wpadało tylko światło księżyca. Księżyc dzisiaj był piękny. Duży i jasny, tylko minimalnie przysłonięty przez chmury, które odbijały jego blask. Minęły trzy dni mojej nauki... sam nie wiedziałem jak to nazwać, ale chyba mieszkania razem, a ja dalej czułem, że niczego się nie nauczyłem. Co dziwne, z każdym dniem chciałem coraz bardziej zobaczyć, jak to jest. Nie tylko z kimś sypiać, ale też czuć pożądanie... podobały mi się dziewczyny, ale nigdy nie czułem tego, o czym słyszałem i czytałem w książkach. A sensei chyba powinien uczyć mnie też takich rzeczy.
Drzwi się otworzyły. Sensei miał na sobie tylko dresowe, luźne spodnie. Utrzymywały się na jego biodrach dzięki rozciągniętej gumce. Mokre, brązowe włosy lśniły w świetle księżyca, zupełnie jak cała jego pierś. Wyglądał jakby nawet się nie wytarł ręcznikiem, bo cały wręcz ociekał wodą.
- Łazienka jest wolna - Oświadczył to takim tonem jak każdego dnia, jakby to było coś zupełnie normalnego, jakbyśmy mieszkali razem i byli parą... od kiedy przestał mi mówić, w którym momencie mamy lekcje, a w których nie, zacząłem czuć się trochę skołowany. Wziąłem głęboki wdech i odwróciłem głowę w jego stronę.
- Sensei - Miałem wrażenie, że moje oczy lśnią z podekscytowania i jednocześnie niepewności. Albo raczej pewności, zmieszanej ze strachem. - Możemy... przerobić kolejną lekcję? - Zapytałem ciszej, ze wszystkich sił zmuszając się, żeby nie spuścić głowy i dalej na niego patrzeć. Czułem, że moje policzki płonął i tylko bałem się, że lada chwila po prostu to odwołam, albo ucieknę... chociażby przez okno. Pewnie bym to zrobił, gdyby sensei tylko zapytał, czego dokładnie dotyczy ta lekcja. On patrzył na mnie chwilę, wzrokiem spokojnym, pełnym godności. Jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie zadał pytania, jakiego się spodziewałem.
- Jesteś pewny, że tego chcesz? - Nie wiem, czy to przez przerażenie, czy klimat nocy, ale jego głos był znacznie bardziej dobitny i głęboki, niż zwykle. Kiwnąłem głową. Sensei przechylił głowę z czułością i uśmiechnął się delikatnie. Odniosłem wrażenie, że w jego wyrazie twarzy widzę współczucie.
- Dobrze - Powiedział z uśmiechem, a ja aż zadrżałem pod wpływem jego tonu. Wszedł na łóżko i w chwilę potem znalazł się przy mnie. Jego dłonie wylądowały na mojej koszuli, którą zaczęły rozpinać.
- Zdejmowanie w tej sposób ubrań jest niesamowicie seksowne, nie sądzisz? - Zapytał, gdy odsłonił już moją klatę. Zadrżałem i zacisnąłem powieki. Byłem pewny, że tego chcę, ale teraz byłem bardziej przerażony niż pewny. Uniosłem ramiona, próbując się schować przed wzrokiem senseia, ale ten robił się coraz bardziej namiętny, gdy jego dłonie pozbawiły mnie górnej części odzieży. Przy uchu czułem delikatny oddech, gdy sensei się do niego zbliżył. Jego dłoń zacisnęła się na mojej dłoni, a moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło. Zadrżałem raz jeszcze, gdy zaczął szeptać, chuchając mi do ucha.
- Nie dzisiaj - Spojrzałem na niego całkowicie skołowany, gdy sensei jakby nigdy nic się ode mnie odsunął. Byłem przekonany, że wraz z moją decyzją, od razu to zrobi i... w sumie teraz kompletnie nie wiedziałem co powiedzieć. - Przecież ci już mówiłem. Nie mogę się przespać z dziecia... z tobą, kiedy masz minę, jakbym miał cię zgwałcić.
- Ale ja... - Nie dokończyłem. Sensei przyłożył dwa palce do moich ust, zmuszając mnie do zamilknięcia.
- Jeżeli naprawdę tego chcesz, musimy się do tego przygotować - Uśmiechnął się czule, zjeżdżając palcami po moich wargach, odchylając je nieco. - Tak jak powiedziałem, nauczę cię wszystkiego po kolei. Pytanie tylko, czy tego chcesz - Od jego głosu robiło mi się gorąco. Cały drżałem, ale zmusiłem się, żeby kiwnąć głową. Musiałem wyglądać naprawdę żałośnie, bo sensei uśmiechnął się delikatnie, podziwiając moją twarz, a ja sam nie mogłem się zdobyć nawet na to, by spojrzeć mu w oczy.
- Wiesz jaki jest twój problem, Sashi? - Szepnął, odsuwając się delikatnie, by dać mi więcej miejsca na oddech. - Możliwe, że jesteś pewny... z jakiegoś dziwnego powodu, że chcesz się ze mną przespać - Zaśmiał się krótko, a ja odzyskałem odrobinę pewności siebie, gdy przestał przeszywać mnie swoim wzrokiem. - Ale cholernie się boisz. Jest to normalne, bo to dla ciebie coś nowego, ale też niesamowicie się wstydzisz - Gdy tylko powiedział to na głos, ja sam zarumieniłem się jeszcze bardziej, jakby potwierdzając jego słowa. - I nad tym musimy właśnie popracować. Inaczej nie będziesz mógł mi zaufać, ani tym bardziej sobie. Wyglądasz okropnie uroczo, kiedy się wstydzisz, ale nie chcę, żebyś płakał z zażenowania... znajdziemy ci lepsze powody do płaczu - Powiedział tajemniczo i puścił mi oczko.
Przez dłuższy czas milczałem. Trwanie w takiej sytuacji było okropne. Spodziewałem się, że też znacznie gorsze niż sam seks.
- No i właśnie o tym mówię - Powiedział czule, kładąc dłoń na mojej twarzy. - A teraz powtórz jeszcze raz, że tego chcesz - Kiwnąłem głową niemal bez zastanowienia. - Dobrze. Zrobisz wszystko o co cię poproszę? - Ponownie kiwnąłem głową. W niemalże tej samej chwili poczułem namiętny pocałunek na moich ustach. Jęknąłem krótko i zamknąłem oczy. Oparłem się na parapecie, a napierający na mnie sensei zmusił mnie do odchylenia się jeszcze bardziej do tyłu. Jego dłonie znalazły się na mojej piersi. Opuszkami palców przejeżdżał po mojej skórze, w miejscach, których dotykał, pozostawiając przyjemne dreszcze. Kiedy poczułem jak dobiera się do moich spodni, zacisnąłem nerwowo uda. Nie powinienem się opierać, w końcu sam o to prosiłem, ale jednak nie mogłem się przemóc.
- Nie bój się - Szepnął, na chwilę uwalniając moje usta. - Wiem, że się wstydzisz, ale obiecuję, że nie będę ci się przyglądał. Dobrze? - Głowę miałem opuszczoną, ale i tak podniosłem na niego wzrok. Sensei się uśmiechał. Uśmiechał, ale nie tak szeroko jak zawsze. Patrzył na mnie z czułością i jakoś tak... troskliwie. To nie był ten sam roześmiany sensei, który tak dobrze się bawił, gdy wkładał mi do ust różne różne rzeczy.
- Dobrze... - Szepnąłem. Gdy w końcu się odezwałem, mogłem usłyszeć, jak okropnie drży mi głos. - Ale...
- Wiem - Powiedział cicho, a mnie znowu przeszły dreszcze. - Nie przejmuj się niczym, w końcu jestem tu po to, żeby cię uczyć, prawda? - Ponownie kiwnąłem głową. Wziąłem kila oddechów i niepewnie się rozluźniłem. Ponownie spuściłem wzrok, gdy sensei delikatnie pozbawił mnie również spodni. Bałem się trochę, że zaraz zacznie dobierać się do moich majtek, ale ku mojemu zdziwieniu, wcale tego nie zrobił.
Ścisnął moją dłoń i przyłożył ją do swojej piersi. Jego serce biło miarowo i spokojnie, w przeciwieństwie do mojego.
- Nie bój się. Chcesz to zrobić, prawda? - Kiwnąłem głową. - Więc przyzwyczaj się do mojego ciała. - Jego głos był cichy, ale pełen mocy. Dłonie oparłem na jego skórze, ale bardziej wyglądało to, jakbym chciał go odepchnąć, a nie dotknąć. Byłem przerażony. Kompletnie nie wiedziałem co robić. Sensei był tak pewny siebie, całował mnie namiętnie, a w tej sytuacji ja nawet nie miałem odwagi oddać pocałunku. Jego dłonie nagle zjechały po brzuchu, a po chwili wylądowały na udach. Jęknąłem z przerażenia i jeszcze mocniej zacisnąłem powieki. Jego palce, tak zwinne i tak pewne błądziły po moich udach, najpierw ich zewnętrznej stronie, a potem od środka. Próbowałem zacisnąć uda, ale sensei mi to uniemożliwił, trzymając je mocno.
- Nie bój się - Szepnął, w końcu przestając mnie całować. Jak miałem się do cholery nie bać?! - Jak będziesz miał dość, po prostu mi powiedz. A na razie... - Ponownie pochwycił moją dłoń, która do tej pory bezładnie leżała na jego piersi. - Jeżeli chcesz to dalej ciągnąć i tak poznam twoje ciało. A ty poznasz moje.
Palcem wskazującym podniósł moją głowę, ale bynajmniej nie po to, żebym spojrzał mu w oczy. Patrzyłem na jego nagą pierś, opartą o nią moją dłoń, oraz trzymającą mnie rękę senseia. Był szczupły i niezbyt umięśniony, ale gdy moja dłoń wylądowała na jego brzuchu, poczułem wyraźnie jego mięśnie brzucha, niewidoczne spod skóry, ale mocno wyczuwalne. Całkowicie skupiłem się na swojej dłoni, żeby zminimalizować zażenowanie i zacząłem jechać wyżej, po jego mokrej skórze. Jego klata była twarda, mimo miękkiej i ciepłej skóry.
- Bardzo dobrze - Szepnął, patrząc na mnie z góry i krótko pocałował mnie we włosy. Jego dłonie wylądowały na mojej szyi, zjechały po niej i znowu zaczęły wędrować po moim ciele. W końcu przejechał po moich rękach. Poczułem jak jego palce zatrzymują się na wybrzuszeniach na moim ramieniu, gdzie jeszcze znajdowały się świeże blizny po cięciu się. Do tej pory zawsze nosiłem koszulki, które to zasłaniały i niemalże zapomniałem o tych śladach i kompletnie zapomniałem, że sensei mógłby to zobaczyć.
Zadrżałem przerażony, natychmiast odtrąciłem jego dłoń i zacisnąłem rękę na moim ramieniu. Mimo tego, że nie miałem na sobie prawie nic, dopiero teraz poczułem się naprawdę nagi. Jeszcze nikt nie widział tych blizn i... w sumie tak naprawdę nigdy nie chciałem, żeby ktokolwiek to zobaczył.
Chwilę milczeliśmy. W całkowitej ciszy słychać było tylko nasze oddechy, głównie mój.
- Mam dość... - Szepnąłem w końcu. Chciałem już się ubrać i udawać, że nic się nie stało. A w każdym razie, że sensei nic nie widział. Próbowałem się odsunąć, ale on chwycił mnie mocno za ramię. Nie patrzyłem na niego. Zbyt się bałem surowego wzroku, którym z całą pewnością na mnie patrzył. Wiedziałem jak to wygląda z książek i seriali. ,,Dlaczego się tniesz?" ,,To nie jest rozwiązanie" ,,niszczysz swoje ciało, blizny nigdy ci nie znikną!"
Sensei mnie nie puszczał, więc zacisnąłem powieki. Wolałem być otoczony przez ciemność, niż jego ostre spojrzenie. Nagle zacząłem się bać, że w tej chwili straci do mnie jakikolwiek szacunek. Chwycił za mój nadgarstek i niemal siłą odciągnął go od ledwo zabliźnionych ran. Odwróciłem głowę jeszcze bardziej, cały się trzęsąc z przerażenia. Nagle na ramieniu poczułem  coś delikatnego i miękkiego. Z zaskoczeniem spojrzałem na senseia. Z przymkniętymi oczami całował czerwone ślady na mojej skórze. Przez dłuższy czas nie mogłem otrząsnąć się z zaskoczenia. Spodziewałem się raczej wyrzutów i zdenerwowania, ale na pewno nie czegoś takiego.
Jego język nagle przejechał po bliznach, aż w końcu spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Jesteś uroczy - Powiedział, czym jeszcze bardziej mnie zaskoczył. Otworzyłem usta, ale zaraz potem zatkały je usta senseia. Byłem na tyle skołowany, że jedyne co robiłem, to wpatrywałem się w jego twarz. Nawet kiedy mnie puścił, mogłem tylko patrzeć na niego zaskoczony - Kolejna lekcja jutro - Powiedział tak po prostu, nijak nie komentując moich ran. - Idź się umyć.
Byłem w takim szoku, że nawet nie mogłem się sprzeciwić. Po prostu odszedłem do łazienki. Nie wiem czy się bałem, czy po prostu... chyba po prostu się bałem, że teraz sensei się zdenerwuje i mnie zwymyśla. Wolałem więc jak najszybciej uciec.
Długo siedziałem pod prysznicem, oblewając się ciepłą wodą. Nie mogłem się przemóc, żeby stamtąd wyjść. I tak ośmieszyłem się już wystarczająco.
Pod ciepły strumieniem wody moja dłoń mimowolnie powędrowała do ramienia. Przejechałem palcami po wypukłościach na skórze, które zaczęły piec niemal tak samo, jak wtedy, gdy przejeżdżałem po nich nożem. W głowie miałem istny chaos. Wszystkiego spodziewałbym się po senseiu, ale na pewno nie czegoś takiego... jakby w ogóle się tym nie przejmował. Powinien chyba być wściekły, albo załamany... a nie reagować tak, jakby cięcie się było czymś całkowicie normalnym...
Sensei... dlaczego musisz tak mieszać mi w głowie?
Długo siedziałem pod prysznicem, aż w końcu zdecydowałem się wyjść. Owinąłem się swoim ręcznikiem, który wziąłem na wyjazd i założyłem na siebie piżamę. Miałem nadzieję, że w tym czasie sensei już zdążył zasnąć i nijak tego nie skomentuje. Z drugiej strony, nie mogłem wiecznie go unikać.
Powietrze w korytarzu było nieprzyjemnie zimne, zwłaszcza w porównaniu z ciepłą wodą. Przeszedłem szybko przez przedpokój i salon i zajrzałem do sypialni. W środku było ciemno, ledwo widziałem cokolwiek przez wpadające przez okno światło księżyca. Na środku łóżka spał sensei. Leżał na plecach, z rozłożonymi rękoma. Zerknąłem w stronę kanapy, ale bałem się, że jeżeli się tam położę, to sensei pomyśli, że jestem na niego o coś zły... a przecież nie byłem.
Na palcach podszedłem do łóżka i usiadłem na jego brzegu. Sensei nie zareagował ani na dźwięk, ani nieznaczne poruszanie materaca, więc bardzo ostrożnie położyłem się przy nim i przykryłem się kołdrą. Próbowałem zasnąć, ale jakoś przychodziło mi to z trudem. Miałem wrażenie, że nie powinno mnie tu być. Odwróciłem się tyłem do senseia. Bałem się, że gdybym patrzył na jego śpiącą twarz, nie udałoby mi się oderwać od niego wzroku do samego rana.
Oplotły mnie ciepłe ramiona i nim zdałem sobie sprawę z tego co się dzieje, zostałem pociągnięty do tyłu, a do moich pleców przylgnęła ciepła pierś senseia. Moje serce zabiło kilka razy, gdy na szyi poczułem miarowy oddech, który aż przyprawił mnie o dreszcze. Zacisnąłem powieki, jakby udawanie tego, że śpię miało mnie uratować od rozmowy. Na całe szczęście sensei nie powiedział nic. Gdyby nie ten gest pewnie nawet bym się nie domyślił, że nie śpi. Przez chwilę nawet miałem wątpliwości, czy rzeczywiście tak nie jest. Jednak sekundy mijały, a ja nie słyszałem nic, poza miarowym oddechem, który przyjemnie łaskotał moją szyję. Nie było to zbyt komfortowe, ale nie odważyłem się nawet ruszyć. Za bardzo się bałem, że obudzę senseia, a wtedy on zacznie wykład o moich ranach. W końcu oczy zaczęły mi się kleić, oddech na moim karku coraz mniej mi przeszkadzał. W końcu całkowicie odpłynąłem, a wśród bezsensownych snów jedyne czego byłem świadomy to tego, że otaczają mnie cudownie ciepłe, czułe ramiona.


_______________________________________________________________

sobota, 21 stycznia 2017

Lekcja życia XIX - Lekcja złamanego serca


Jechaliśmy krótko, aż znaleźliśmy się przed dobrze znanym mi domem. Im więcej czasu minęło od kłótni, tym bardziej się rozklejałem. Wysiadając z taksówki byłem już cały zalany łzami. Kierowca dość zaniepokojony jedyne co zrobił, to wyjął mój bagaż i rzucił ciche ,,powodzenia", nim odjechał. Szedłem powoli, ciągle ścierając łzy z policzków. Oby sensei był w domu... oby chciał mnie widzieć... gdybym teraz musiał być zdany na siebie, to nie wiem co bym zrobił.
Wciągnąłem z trudem torbę na odpowiednie piętro i stanąłem przed drzwiami. Wpatrywałem się w nie w całkowitej ciszy, zakłócanej tylko przez moje szybko bijące serce. Bałem się... okropnie się bałem. A co jeżeli sensei jest zajęty? Albo nie będzie chciał mnie widzieć? Albo po prostu ma mnie dość po tym, jak ciągle do niego przychodzę?
Patrzyłem na zamknięte drzwi i coraz bardziej chciałem po prostu stąd uciec. W końcu jednak odważyłem się i zapukałem. Wiedziałem, że wyglądam okropnie, ale do kogo miałem się zwrócić, jak nie do senseia? Przecież... tylko on tak naprawdę mnie wspierał... nie było drugiej osoby, na której mogłem polegać i... nawet jeżeli to wykorzystywałem, naprawdę nie miałem innego wyjścia.
Za drzwiami usłyszałem jakiś szum, więc sensei był w domu. Zapukałem raz jeszcze, szybciej i głośniej, coraz bardziej niecierpliwy. W końcu za drzwiami usłyszałem znajomy głos.
- Poczekaj chwilę, tylko otworzę - Zamek szczęknął, a drzwi otworzyły się delikatnie. Sensei ubrany był tylko w dresowe spodnie, klatę miał całkowicie nagą. Gdy mnie zobaczył, przez kilka chwil tkwił w całkowitym szoku.
- Ja wiem, że przychodzę znowu bez zapowiedzi... - Zacząłem, starając się jakoś powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu. - I wiem, że masz mnie dosyć, ale ja naprawdę... - Nie przejmując się niczym wszedłem do jego mieszkania. Sensei był zbyt zaskoczony, żeby mi przeszkodzić, więc tylko wycofał się wgłąb. Miałem wrażenie, że chce mi w tym przeszkodzić, ale tego nie zrobił.
- No i co, kto przyszedł? - Odwróciłem głowę w stronę salonu. W progu stał jakiś mężczyzna, był wątły i szczupły, a wzrostem dorównywał senseiowi. Jeansowe spodnie były rozpięte i ledwo trzymały się na biodrach, a koszula, którą miał na sobie była mocno pognieciona i wyglądała, jakby ktoś rozpinał ją w wielkim pośpiechu. Dopiero teraz, gdy zobaczyłem tego chłopaka zdałem sobie sprawę, że sensei jest nienaturalnie czerwony na twarzy.
Stałem kilka chwil w przedpokoju, patrząc to na jednego to na drugiego, nim zrozumiałem co się właściwie dzieje.
Zdałem sobie sprawę, że dalej płaczę i to coraz bardziej. Odwróciłem się na pięcie i rzuciłem do drzwi, lecz nie zdążyłem nawet wybiec za próg, kiedy przytrzymał mnie silny uścisk na moim nadgarstku. Szarpnięty już po chwili wylądowałem w silnym uścisku senseia. Zalany łzami zacząłem się szarpać i rzucać, ale on ani myślał mnie puścić.
- Puść mnie!
- Tetsui, co ty wyprawiasz? Puść tego dzieciaka - Szarpałem się i rzucałem, żeby w końcu się uwolnić, ale nie sądziłem, że sensei może mieć tyle siły. Mimo to, nie miałem najmniejszego zamiaru się poddać. Chciałem stąd uciec i zostawić tę dwójkę. Jak sensei mógł robić coś takiego? Umawiać się z jakimś typem, skoro... najgorsze było to, że nawet nie miałem powodu, żeby być na niego wściekły. Więc czemu nie mogłem przestać ryczeć?
- Nie widzisz, że mój uczeń płacze? To nie jest czas na kłótnie.
- No i co z tego? Chce iść to niech idzie. Mamy lepsze rzeczy do roboty.
- Ogłuchłeś? Mam ucznia, wypieprzaj stąd, zanim sam cię wykopię.
- Jeżeli myślisz, że jeszcze kiedyś tu wrócę po takim wyjściu, to...
- Ile razy muszę ci powiedzieć, żebyś spieprzał, zanim zrozumiesz?
Wszystko to mówili tak, jakby zupełnie mnie tu nie było. Rzucałem się i szarpałem, ale nie udało mi się nawet odsunąć od nagiej piersi senseia.
Za sobą usłyszałem niezadowolone, nerwowe trzaśnięcie drzwiami. Dopiero wtedy uścisk, który mnie trzymał, nieco się rozluźnił. Odepchnąłem senseia i niemal rzuciłem się do drzwi. Nie zdążyłem nawet chwycić za klamkę, gdy zostałem odwrócony i przygnieciony plecami do drzwi.
- Zostaw mnie! - Krzyczałem, zalewając się łzami i rzucając się na wszystkie strony. - Zostaw mnie, zostaw!
- Uspokój się Sashi. Nie miałeś być na wyjeździe?
- Nie! Możesz sobie sprowadzać kogo tylko chcesz! Zostaw mnie, nie będę ci już przeszkadzał!
Sensei chwycił mnie za szczękę i podniósł mi głowę, patrząc mi głęboko w oczy. jego obraz zamazywał mi się przez łzy, ale i tak niemal mnie paraliżował.
- Uspokój się - Powiedział to tak stanowczo, że nawet nie próbowałem się szarpać. - Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś naprawdę słodki, uroczy i cudny. Ale nie da się ukryć, że jesteś tylko dzieckiem... - Widząc, że się uspokajam, uwolnił moje ręce i dłonią delikatnie starł łzy z moich policzków. - A ja jestem dorosłym facetem i mam pewne potrzeby. A ciebie nie mam nawet prawa prosić o ich zaspokojenie. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach.
Wyszarpnąłem się z jego dotyku i znowu spuściłem wzrok. Dlaczego się tym przejmowałem? Sensei tylko mnie uczył jak wyglądają związki, nie chodziliśmy naprawdę... więc dlaczego byłem wściekły, że sobie kogoś znalazł?
- No już, spokojnie. Przecież ci mówiłem, nie do twarzy ci ze łzami - Przytulił mnie do siebie. Jego ciało było ciepłe, jak zawsze. Dalej byłem wściekły, ale nie mogłem zrobić nic, tylko płakać w jego pierś. Nienawidziłem go... dlaczego musiał być jedyną osobą, na którą mogłem liczyć... dlaczego nie mógł być tylko moim nauczycielem? Moje życie wydawało się dużo łatwiejsze, kiedy nie mogłem liczyć na nikogo poza sobą i myślałem, że jest on zawsze pogodnym, wesołym człowiekiem bez wad. A teraz musiałem widzieć go w takiej sytuacji... dlaczego musiał sypiać z jakimś gościem? I dlaczego mi to przeszkadzało? Przecież ja nie chciałem robić... tego. Po prostu nie chciałem, żeby robił to z kimkolwiek innym. Nawet jeżeli to były tylko lekcje... ale miał racje. Był facetem i to było zupełnie normalne, że chciał... sypiać z innymi. A jeżeli... jeżeli ja nie mogłem tego mu zapewnić, nawet jako lekcji, to...
Odepchnąłem go ponownie od siebie, tym razem tak mocno, że cofnął się o krok. Chwilę patrzyłem na niego załzawionymi oczami, jednak im dłużej patrzyłem na jego twarz, tak spokojną, tak łagodną i tak bardzo... czułą, tym bardziej byłem zdesperowany.
- Mogę to zrobić - Po twarzy senseia przebiegł wyraz kompletnego niezrozumienia. - Nie jestem dzieckiem, mogę się z tobą przespać - Zrobiłem krok do przodu, maksymalnie zbliżając się do senseia. Ten był w coraz większym szoku i przez kilka minut kompletnie nic nie mówiąc.
- Łoł, łoł, łoł, poczekaj chwilę - Chwycił mnie za ramiona i odsunął mnie na długość rąk. - Poczekaj, nie możesz podejmować takich decyzji tak nagle. Pierwszy raz to bardzo... - Zawahał się na chwilę, gdy wpatrywał się w moje oczy. Dalej zalane łzami, ale pełne determinacji jak chyba jeszcze nigdy. Dopiero po chwili znowu podjął wątek - TO bardzo ważna sprawa, nie możesz tak nagle stwierdzić, że chcesz się ze mną przespać.
- Ale chcę - Powiedziałem tak zdecydowanym głosem, że przez chwilę sam byłem w szoku. Nim zdążyłem się rozmyślić, szybko zrzuciłem z siebie koszulę. Dopiero gdy to zrobiłem, moje ręce zaczęły drżeć, chyba ze strachu. Sensei oczywiście musiał to zauważyć, bo chwycił mnie za ręce.
- Nie musisz tego robić, naprawdę.
Ale ja musiałem to zrobić. W tej chwili nie miałem nikogo, na kim mógłbym polegać. Dlatego musiałem zrobić wszystko, żeby przy mnie został i nie znalazł sobie nikogo innego.
- Ale ja chcę! Jestem na to gotowy! Nie jestem już dzieckiem, mogę to robić! - W tej chwili byłem gotów na wszystko. Mogłem oddać się senseiowi w każdej chwili, bylebym miał tylko pewność, że nie znajdzie sobie nikogo innego... chociaż chodziło mi tylko o to, żeby mnie uczył.
- Dobra - Powiedział to tak nagle i tak gwałtownie, że nawet przez chwilę przestałem płakać i tylko patrzyłem na niego zaskoczony. - Chodź - Wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja całkowicie zaskoczony ją chwyciłem. Sensei ścisnął mnie i pociągnął w stronę sypialni. W wolnej ręce ściskałem moją koszulkę, a z każdym krokiem coraz bardziej się bałem. W kolejnej chwili gwałtownie zostałem rzucony na łóżko, a tuż nade mną pochylił się sensei. Był na tyle blisko, że kosmyki jego włosów łaskotały moją twarz. Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Nie miałem jednak okazji się wycofać, bo moje usta zaraz zostały zatkane przez pocałunek. Zacisnąłem powieki, a spod nich po policzkach spłynęło mi kilka łez. Nie wiedziałem tylko, czy były to łzy, które już wcześniej kręciły mi się w oczach, czy teraz zacząłem płakać ze strachu. Nawet nie przerabialiśmy tego jako lekcji... nie miałem pojęcia jak powinienem się zachowywać. Drżałem więc tylko, całkowicie się oddając dotykowi senseia. Zresztą, ten już po chwili oprócz ust pojawił się na mojej klacie i zsunął po brzuchu, aż do spodni, które rozpiął i agresywnie ściągnął.
Pozostałem praktycznie nagi, całkowicie zdominowany przez senseia. Byłem przerażony i coraz bardziej żałowałem, że w ogóle na to się zgodziłem. Zwłaszcza, że był to impuls ja... ja tylko chciałem, żeby nie był z nikim, ale...
Nerwowo zacisnąłem uda, gdy między nimi znalazła się zimna dłoń senseia. Całował mnie coraz namiętniej, jakby chciał odwrócić moje myśli od swojego dotyku. Jeździł dłonią w górę i w dół po moich zaciśniętych udach, nic sobie nie robiąc z mojego oporu. Dopiero po chwili przeniósł dotyk na moje bokserki. Jęknąłem przerażony. Bałem się... nie wiedziałem prawie nic na temat... tego. Tylko tyle jak to wygląda i brzmi tak, jakby cholernie bolało. Powinienem to przerwać... teraz... ale nie miałem na to odwagi. Z trudem powstrzymywałem płacz, gdy sensei ściągnął moje bokserki i je także rzucił na bok. W końcu moje usta zostały uwolnione i sensei spojrzał na mnie łagodnie z góry. Próbowałem się uspokoić, ale nie mogłem przestać się trząść, gdy tak leżałem pod nim. Jęknąłem z bólu, gdy wsunął we mnie palec. Czułem, jak coś rozrywa mnie od środka. To było cholernie bolesne i nieprzyjemne. Zagryzłem dolną wargę, gdy z policzków zaczęły spływać mi łzy.
Sensei znowu się przysunął, ale zamiast kolejnego namiętnego pocałunku, zbliżył delikatnie swoje usta do mojego policzka, a potem cicho szepnął do mojego ucha.
- Nie lekceważ dorosłych - Otworzyłem oczy i załzawionym wzrokiem spojrzałem na senseia. Uśmiechnął się czule i jakby nigdy nic, normalnie usiadł na łóżku. Chwycił leżący obok koc i zarzucił go na moje nagie ciało. Skorzystałem z tego i szybko wytarłem łzy.
- Ja nie... - Chciałem się wytłumaczyć, powiedzieć, że wcale się nie boję, że jestem gotowy, ale... nie miałem pojęcia co powiedzieć.
- Nie martw się - Oparł dłoń na mojej dłoni i ścisnął ją lekko. Nie dość, że teraz byłem zażenowany i przerażony, to jeszcze czułem się winny, że nie dałem rady. - Posłuchaj, nie powinieneś się zmuszać do czegoś takiego... dla nikogo, jasne? Seks to bardzo poważna sprawa. I powinieneś być w stu procentach pewny, że chcesz iść z kimś do łóżka, nim się na to zdecydujesz. Przepraszam, byłem trochę zbyt ostry, ale obawiałem się, że inaczej nie zrozumiesz - uśmiechnął się przepraszająco. Coraz bardziej nie wiedziałem jak się zachować. Przyciągnąłem do siebie kolana i ukryłem w nich twarz. Wymamrotałem coś niezrozumiałego, czego sensei nie mógł usłyszeć.
- Przepraszam, możesz powtórzyć?
- Chcę to zrobić... - Nie byłem tego pewny, ale w jakiś dziwny, niezrozumiały sposób chciałem się do niego zbliżyć... teraz... kompletnie tego nie rozumiałem, ale byłem tak cholernie zazdrosny, kiedy zobaczyłem te dwójkę i... jakoś pomyślałem, że w sumie to to chyba nic wielkiego...
- Oj Sashi... - Westchnął. Skuliłem się jeszcze bardziej, ściskając mocno koc. Sensei chwycił swoją koszulę, która leżała na łóżku i mi ją podał, żebym chociaż trochę mógł się zasłonić. Chętnie z tego skorzystałem. W obecnej chwili zakładanie bielizny wydawało mi się zdecydowanie zbyt żenujące. - Jeżeli sądzisz, że oddanie komuś swojego... w tym wypadku myślę, że mogę powiedzieć dziewictwa, to twój obowiązek, to jesteś w błędzie. Pamiętaj - Jednym palcem podniósł moją brodę i spojrzał mi w oczy. - To twoje ciało i tylko ty masz prawo decydować co się z nim stanie.
- Ale ja chcę... żebyś mnie nauczył... o tym... - Szepnąłem, spuszczając wzrok na ziemię. Sensei milczał chwilę, a w końcu westchnął ciężko.
- No dobrze... po pierwsze ochłoń trochę, naprawdę byłeś roztrzęsiony... już wcześniej. A ja przyniosę ci kakao - Wstał z łóżka i tak po prostu odszedł... zostawiajćc mnie tutaj roztrzęsionego i zaryczanego... w głowie miałem istny chaos, a ten nawet nie odpowiedział mi, czy będzie chciał mnie uczyć o ,,tych" sprawach.
Minęło parę minut i sensei wrócił z parującym kubkiem, który mi podał.
- No dobrze, zrobimy tak - Powiedział łagodnie, siadając tuż przy mnie. Nerwowo obciągnąłem koc, żeby zasłonić swój dół. - Na pewno nie masz co liczyć, że zaciągnę cię do łózka, gdy będziesz drżał i płakał.
- Ale ja...
- Poczekaj. Jak będziesz chciał, to pokażę ci wszytko co tylko będę mógł, ale musisz być tego całkowicie pewny. Zastanów się nad tym. Pamiętaj, ja od ciebie nie oczekuję niczego takiego. Chociaż jeżeli będziesz chciał, oczywiście wszystko ci pokażę. Ale przeprowadzimy to powoli - Krótki pocałunek złożony na moim czole przyprawił mnie o przyjemne dreszcze, chociaż nie do końca rozumiałem czemu. - Pomyśl jeszcze o tym, dobrze?
Kiwnąłem głową, chociaż nie miałem wątpliwości, że chcę to z nim zrobić. W końcu miał mnie uczyć wszystkiego o związkach... a chociaż wcześniej się tego bałem... teraz byłem na to gotowy... chyba.
Pociągnąłem nosem i wziąłem łyka napoju.
- No dobrze, a teraz powiedz mi, co się stało. Wnioskując po walizce tym razem nie zostałeś zmuszony, żeby uciec z domu. Wyjazd się nie udał? - Sensei nigdy nie przestawał mnie zaskakiwać. W jednej chwili prawie się ze mną przespał, a parę minut później, jakby nigdy nic pytał o to, co się stało.
- Pokłóciłem się z przyjaciółmi... - Szepnąłem, spuszczając głowę na parujący kubek. - Znaczy... zaczęli mi zarzucać, że to moja wina, że psuję ten wyjazd i... - Zamilkłem na chwilę. Sensei mnie nie poganiał i tylko w ciszy czekał, aż skończę. Zacząłem mówić jak to było, w tym przy okazji trochę było mi wstyd. Nie miałem teraz nawet pewności, czy to ja mam rację, czy może tak naprawdę nie przesadzałem... a przez kłótnię z nimi, znowu zawracałem senseiowi głowę.
- I... to tyle... przyjechałem tutaj... - Skończyłem niemal szeptem. Bałem się, że teraz sensei mnie wyśmieje, albo się zirytuje, że przeszkadzam mu przez głupią kłótnię ze znajomymi.
- I to wszystko po tym, jak zorganizowałeś cały wyjazd? - Niepewnie kiwnąłem głową. - Ech Sashi... naprawdę nie zazdroszczę ci przyjaciół...
- Przepraszam, że przyjechałem do ciebie... ale nie wiedziałem, gdzie mógłbym się podziać... nie mogłem tam zostać, a do domu wrócić nie mogłem... siostra by się ze mnie nabijała przez cały tydzień... nie chciałem znowu sprawiać ci kłopotów... - Powiedziałem cicho, a do oczu znowu napłynęły mi łzy. Byłem żałosny... wszyscy to wiedzieli. Moja rodzina, moi... ,,przyjaciele". Jedyną osobą, na którą mogłem liczyć był sensei, ale i jego mogłem teraz stracić przez to, że ciągle go wykorzystywałem.
- Ojeju, nie płacz już. Mówiłem ci, że w każdej chwili możesz na mnie liczyć, prawda? - Opuszkami palców przejechał po moim policzku, ścierając pojedynczą, spływającą po nim łzę. - Poza tym, naprawdę nikomu nie pasują łzy - Pokiwałem głową, ale dalej nie mogłem się uspokoić. Próbowałem zetrzeć łzy, które jednak wciąż i wciąż napływały mi do oczu. Dopiero gdy oplotły mnie ciepłe ramiona, udało mi się odrobinę uspokoić. Zaszlochałem i wtuliłem się w senseia. Nienawidziłem siebie tak bardzo... byłem żałosny. Jedynym powodem, dla którego tak naprawdę jeszcze miałem ochotę żyć, tak naprawdę był sensei. Gdyby nie on, byłbym nikim.
- I co zamierzasz zrobić? - Zapytał nagle, gładząc mnie czule po włosach. - Wrócisz do domu.
Wstrzymałem na chwilę oddech, żeby chociaż odrobinę się uspokoić.
- Nie wiem... - Szepnąłem w końcu. Naprawdę nie miałem pojęcia co zrobić. Chciałem zostać z senseiem, ale... nie miałem odwagi o to poprosić. - Może zaszyję się na tydzień w jakimś hotelu...
- Nie bądź głupi, Sashi. Posiedzisz u mnie - Powiedział to z taką stanowczością, że nawet gdybym nie chciał tutaj zostać, nie mógłbym się sprzeciwiać.
- Ale... znowu zawracam ci głowę... jak zawsze... a ty nigdy nic nie mówisz... - Zamilkłem na chwilę, żeby uspokoić rozszalałe emocje i przypadkiem znowu się nie rozpłakać. - I... przez to czuję się jeszcze gorzej, bo... bo nigdy nie wiem co chodzi ci po głowie... i przez to czuję się jeszcze gorzej... - Zamiast się uspokoić, znowu zacząłem szlochać i byłem pewny, że lada chwila wybuchnę płaczem. - Nawet nie zacząłem ci płacić za te lekcje... i teraz... boję się, że w końcu mnie znienawidzisz... - Mówiłem z trudem, połykając łzy, aż w końcu rzeczywiście się rozpłakałem. Sensei trzymał mnie w ramionach przez dłuższą chwilę. Milczał. Nie wiedziałem czy w końcu rzeczywiście zdał sobie sprawę z tego, że jestem dla niego problemem, czy chciał dać mi czas, żeby się wypłakać, ale nim się odezwał, zrobiłem się zmęczony płaczem.
- No dobrze, a teraz posłuchaj mnie bardzo uważnie - Puścił mnie w końcu z uścisku i spojrzał mi w oczy. Dłonią delikatnie starł łzy z moich policzków, a potem znowu pocałował mnie czule w usta. - Nie jesteś dla mnie problemem, uwielbiam twoją obecność, zawsze się cieszę, gdy cię widzę. Jesteś naprawdę uroczy i słodki, uwielbiam patrzeć jak się uśmiechasz i rumienisz, jak jesteś niepewny, gdy o cokolwiek prosisz, jak boisz się za każdym razem, gdy o coś prosisz, albo proponuję kolejne lekcje, albo po prostu cię uczę. Nie lubię patrzeć jak płaczesz, ale smutny wyglądasz cholernie uroczo. Czasami gdy tutaj nocujesz, patrzę jak śpisz. I wiesz co wtedy sobie myślę? - Pokręciłem głową, pociągając raz za razem nosem. - Że naprawdę fajnie jest mieć cię przy sobie.
Gdyby nie to, że sensei był tylko moim nauczycielem, stwierdziłbym, że to wyznanie miłosne. Chociaż z drugiej strony, nie miałem pojęcia jak brzmi wyznanie miłosne.
- Że naprawdę fajnie jest mieć ciebie w pobliżu - Uśmiechnął się czule, a ja nagle poczułem jakieś dziwne ciepło w sercu. Poczułem, że na policzki wstępuje mi rumieniec. Sensei był naprawdę kochany. - Lubię, kiedy przychodzisz, więc naprawdę niczym się nie martw. Ani tymi lekcjami. W odpowiedniej chwili ustalimy za to cenę.
- Ale... - Zacząłem, jednak sensei znowu nie dał mi dokończyć.
- Wiem, że się martwisz Sashi. Możesz czuć się trochę zaskoczony i skonsternowany tym wszystkim, ale pierwsza i najważniejsza rzecz - musisz mi zaufać. Na tym polega związek, prawda? - Spojrzał mi w oczy, a w tym spojrzeniu było tyle czułości i troski, ale jednocześnie jakby... prośby. Nie byłem całkowicie przekonany, ale w końcu kiwnąłem głową. Chyba to była najważniejsza rzecz, której musiałem się nauczyć... ale ciężko było mi zaufać po raz kolejny. Nie po tym wszystkim, przez co przeszedłem do tej pory przez osoby, którym myślałem, że mogę im ufać... a sensei był tylko moim... senseiem. Nikim więcej. Jak więc miałem ufać, że mnie nie zostawi?
- Przepraszam... - Szepnąłem.
- Głupek, nie masz za co przepraszać - Uśmiechnął się i przyjaźnie pstryknął mnie w czoło. - A teraz przestań się przejmować i się uspokój, dobrze? Możesz zostać ze mną przez tydzień - Uśmiechnął się przyjaźnie, a mi serce delikatnie przyspieszyło. Niepewnie kiwnąłem tylko głową, bo nie miałem już odwagi go po raz kolejny przepraszać, ani nawet dziękować za to, że jest aż tak kochany. Teraz znowu zacząłem się zastanawiać, jak powinienem mu za to wszystko podziękować.
- Na pewno nie będzie to problem? - Zapytałem i spojrzałem na niego pytająco. Sensei nie odpowiedział, tylko przewrócił oczami. - Nie zadawaj głupich pytań, tylko się ubierz. Ja sprawdzę co mam w lodówce i potem wybierzemy się na zakupy - Nie dał mi nawet możliwości powiedzieć czegokolwiek, bo zaraz wyszedł z pokoju. Mimo wszystko odetchnąłem z ulgą, że zostałem tutaj sam. Wciąż czułem się dziwnie po tym... do czego prawie doszło.
Szybko nałożyłem bokserki i moje spodnie, a koszulkę senseia zamieniłem na swoją koszulę. Czy naprawdę prawie mu się oddałem? Prawie to zrobił... prawie obaj to zrobiliśmy. Potrzebowałem chwili, żeby uporządkować myśli...a w międzyczasie zastanowić się co zrobić, żeby moja wizyta nie była dla senseia zbyt uciążliwa. No a... to co powiedział potem... w życiu nie usłyszałem tak uroczych słów. Serce dalej mi od nich waliło jak oszalałe.
- Dziękuję za bluzkę... - Wymamrotałem, wchodząc do kuchni, gdzie sensei przetrząsał właśnie lodówkę
- Kto by pomyślał, że dzieciaki z bogatych rodzin potrafią być tak wdzięczne - Zaśmiał się krótko. - Umówmy się, że czegokolwiek dla ciebie nie zrobiłem, jesteśmy kwita. Pewnie coś już dzisiaj jadłeś, co? Nie będę w takim razie ci nic robić. Co by tu...
On zawsze się o mnie troszczył... udzielał mi tylu różnych lekcji, jak powinienem się zachowywać, jak wygląda związek... chciałem, żeby uczył mnie dalej...
Niepewnie podszedłem i nim sensei zdążył cokolwiek zrobić, wtuliłem się w jego pierś.
- Chcę, żebyś dalej mnie uczył... - Powiedziałem cicho. Nawet byłem gotowy oddać mu całe swoje ciało... tak w duszy nawet się zastanawiałem, czy to nie mogłoby być moją zapłatą za lekcje z nim. Znaczy... oczywiście nie chciałem płacić mu ciałem za lekcje, ale... w sumie dla niego byłaby to też jakaś korzyść, a jakoś o pieniądzach za lekcje jakoś nigdy nie chciał rozmawiać, więc może...
- Porozmawiamy o tym przy okazji, dobrze? - Zapytał spokojnie. Chyba już nawet niezbyt miał ochotę mi to wyperswadować. Chociaż miałem pewne wrażenie, że tak naprawdę chce dać mi czas, żebym to przemyślał. Ale czy wszystko od początku do tego nie zmierzało? W końcu chyba każdy związek ostatecznie do tego dąży... i do ślubu, ale o tym wolałem nawet nie myśleć. Umarłbym ze wstydu, gdyby sensei zorganizował mi ślub, żeby mi pokazać, jak to wygląda.
Poczułem otaczające mnie ciepłe ramiona, które przycisnęły mnie mocniej do nagiej piersi senseia. Moje ciało zrobiło się dziwnie ciepłe, zwłaszcza policzki, a w piersi poczułem dziwny, ale całkiem przyjemny ból, gdy moje serce gwałtownie przyspieszyło.

niedziela, 15 stycznia 2017

Lekcja życia XVIII - Początek wyjazdu

Kiedy wróciłem robiło się już późno. Matka nie była zachwycona moją nieobecnością, ale wyjaśniłem, że rano wyszedłem, bo byłem umówiony na wspólną naukę z przyjacielem... i nawet to nie było kłamstwo. O dziwo odpowiedziała, że rozumie i nawet się nie dopytywała czy wyszedłem z domu w nocy, czy w dzień. W ogóle nie dała po sobie poznać, że coś się stało... więc może to rzeczywiście mi się wydawało? A może po prostu tak bardzo chciałem zobaczyć senseia? Nie byłem pewny, ale w sumie to nie wiedziałem, czy ma to jakiekolwiek znaczenie. Najchętniej kompletnie bym o tym zapomniał.
Czas mijał, do wyjazdu pozostawało coraz mniej czasu. Nikt się nie odzywał na wydarzeniu, ani na chacie i nie miałem nawet pojęcia, czy tak naprawdę to wydarzenie się odbędzie. Możliwe, że się rozmyślili... w sumie to wcale nie byłbym zły. No i każdy sobie sam kupował bilety, więc nawet nie miałem jakiegokolwiek dowodu, że się na to zdecydowali. W przeddzień wyjazdu siedziałem cały wieczór na laptopie, ze spakowaną torbą i nadzieją na jakąkolwiek odpowiedź. Szczerze mówiąc to bym się wcale nie zdziwił, gdyby zamierzali jednak nie pojechać i nic mi o tym nie powiedzieć. W sumie z większością nie gadałem od czasu naszej kłótni. Gdyby mieli jakikolwiek wybór, pewnie pojechaliby beze mnie. Szkoda, że wtedy nie mieliby ofiary, która zorganizuje im wszystko
Nagle dostałem wiadomość na chacie. Wyświetliło mi się zdjęcie i imię Koichiego. Nie pamiętałem, żeby on cokolwiek pisał w tamtej kłótni, ale właściwie to chyba on nie napisał ani słowa na całym wydarzeniu.
,,Hej Sashi, wyjazd aktualny?"
,,Tak" - Nie miałem specjalnej ochoty z kimkolwiek rozmawiać, więc ograniczyłem się do tego jednego słowa.
,,Super, bo wiesz, trochę się martwiłem. Ta sytuacja wyglądała groźnie, wszyscy się kłócili i w ogóle" Nie rozumiałem co dokładnie ma na celu, pisząc do mnie. Zwłaszcza, ze akurat z nim miałem chyba najmniejszy kontakt z całej tej grupy. Miałem ochotę mu napisać, że to nie ja sprowokowałem te kłótnie, ale postanowiłem sobie to oszczędzić.
,,Nie masz mi za złe, że nie odpisywałem, co? Bo wiesz, pisałeś tyle tych postów, że po prostu jakoś tak wyszło. Zwłaszcza, że miałem trochę mało czasu..." - Tłumaczenia, tłumaczenia... nie miałem za bardzo ochoty tego słuchać, ale przynajmniej Koichi się wysilił, żeby mnie przeprosić... a tego nie zrobił nikt inny. Prawie nabrałem nadziei, że nie będzie tak okropnie jak się spodziewałem.
,,Spoko. Tylko wiesz, nie było to zbyt miłe, jak nagle zaczęliście mieć wszyscy do nas pretensje, bo oczekiwałem od was jakiegokolwiek zaangażowania w sprawie wyjazdu"
,,No tak, nie zachowali się całkowicie fair, to muszę ci przyznać, ale wiesz, nie powinieneś mieć pretenjsji do wszystkich, bo niektórzy ci odpisywali".
,,jak już to tylko napisali, że jadą, nic więcej. Ja napisałem ogólnie, a naskoczyli na mnie praktycznie wszyscy.
Odsunąłem się od laptopa. Naprawdę nie miałem ochoty kontynuować tej rozmowy. Tym bardziej, że wcale nie zapowiadało się na to, żeby miało być lepiej.
Jeszcze raz sprawdziłem, czy mam wszystko, co może przydać się na wyjeździe, wziąłem długą, gorącą kąpiel, żeby troszeczkę się rozluźnić przed męczącym dniem i poszedłem się położyć. Miałem nadzieję, że w nocy uda mi się chociaż trochę odpocząć, ale nie mogłem zasnąć. Przekręcałem się z boku na bok. Słońce już zaczęło wschodzić, a ja dalej nie spałem. Dopiero jakąś godzinę przed dzwonkiem budzika dałem radę zasnąć.


Obudziła mnie irytująca muzyczka z telefonu. Czułem się martwy i nie miałem siły nawet się podnieść. Pewnie gdybym nie znajdował się w takiej sytuacji, zwyczajnie bym został w domu. Ale skoro już zdecydowałem się brnąć w to bagno, postanowiłem dociągnąć to do końca... jakoś.
Wziąłem szybki prysznic, żeby się rozbudzić i chociaż dalej byłem wpół żywy, zebrałem się i zszedłem na dół. Zjadłem pozostawione przez kucharkę śniadanie i spakowałem hermetyczne pudełko z obiadem do torby. Skoczyłem jeszcze do sklepu, żeby się przewietrzyć i przy okazji kupić sobie coś na rozbudzenie. Była prawie dziesiąta, miałem niecałą godzinę, żeby dotrzeć do przystanku z busami, ale jechało się tam krótko, więc miałem dużo czasu. Z butelką coli wróciłem do pustego domu. Nie było tu ani Pai, ani rodziców, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Przynajmniej mogłem się zebrać w spokoju. Zadzwoniłem po taksówkę, która pod mój dom podjechała w jakieś dziesięć minut. Miły pan wziął moją walizkę i cośtam gadał, gdy jechaliśmy do celu, ale nie miałem za bardzo ochoty go słuchać. W drodze na przystanek sprawdziłem zaległe wiadomości. Przed dobrą godziną dostałem krótką wiadomość. O ironio, właśnie od Pita.
,,Hej, jedziesz taksówką, nie? Daj znać o której to zgarnę się z tobą" - Zabawne, że w chwili, gdy chodziło o wygodę, całkowicie zapominał o tym, że zachowywał się tak, jakby mnie nienawidził. Nawet się cieszyłem, że nie przeczytałem tego wcześniej. Przynajmniej nie musiałem jeszcze robić komuś za taksówkę. Oczywiście o jakimkolwiek zwrocie kosztów nawet nie byłoby mowy.
,,Sorki, nie przeczytałem tego wcześniej. Jestem już w drodze"
,,I tak jadę autobusem" - Przyszła wiadomość po kilku minutach. Napisał to teoretycznie spokojnie, ale i tak słyszałem w tym cichy wyrzut. Wyjazd zapowiadał się coraz lepiej i lepiej.
W końcu dotarliśmy do przystanku. Niechętnie wyciągnąłem rączkę z torby i pociągnąłem ją na właściwy przystanek. Stała tam już mała grupka moich znajomych, w tym wszyscy, którzy tak ,,uprzejmie" wyrażali się o mnie w ostatnim czasie.
- Cześć - Rzuciłem z beznamiętnością. Nie wiedziałem za bardzo jak mam być w stosunku do nich nastawiony po tym wszystkim.
- Hej, jednak jesteś - Na czoło grupy wysunął się Mike ze swoją torbą zarzuconą na ramię. Wśród grupy nie dostrzegłem jednak Pitta, pewnie jeszcze był w drodze.
- Ja się nie wycofuję z obietnic - Dalej mówiłem beznamiętnie, chociaż z pewnym chłodem. Nie chciałem znowu robić im wyrzutów, a potem wysłuchiwać, jaki to ja nie jestem beznadziejny.
- No wiesz, ostatnio dziwnie się zachowywałeś, myśleliśmy już, że nas zostawisz.
Mocniej zacisnąłem dłoń na rączce walizki, żeby jakoś wyładować irytacje. Wziąłem głęboki wdech przez nos, żeby nie okazać złości.
- Wiecie, nie zachowywałbym się dziwnie, gdybyście chociaż próbowali mi pomóc z tym wyjazdem.
- Mówisz tak, jakbyśmy nic w tej kwestii nie robili.
- A robiliście? - Byłem zły. Przemogłem się, żeby pojechać na ten wyjazd, a tutaj czekało mnie jeszcze więcej wyrzutów.
- No dobra, parę osób nie zadeklarowało się co do wyjazdu, ale ty miałeś pretensje do wszystkich i to za nic.
- Miałem do wszystkich pretensje, bo nawet jeżeli ktoś zaznaczył, że będzie, to nie wysilił się, żeby powiedzieć cokolwiek, czy mam brać muzykę, albo filmy, czy wy je weźmiecie... nawet termin wyjazdu z trudem udało mi się od was zdobyć.
- Przestań wydziwiać Sashi. My się chcemy dobrze bawić, ale jak zwykle musisz wszystko psuć.
Dłoń zaczęła mnie boleć od zaciskania jej na rączce od walizki.
- Tak się składa, że jedyną osobą, która próbuje zorganizować ten wyjazd, jestem ja. Od początku mam wrażenie, że tylko mi zależy na tym wyjeździe, a fakt, że macie jeszcze do mnie za to pretensje tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nie było warto - Fakt, że stałem teraz z nimi twarzą w twarz, w jakiś niewytłumaczalny sposób dodawał mi pewności siebie. Nie tylko mi, bo cała grupa zaczęła narzekać. Usłyszałem kilka podobnie sformowanych uwag, że przesadzam, niepotrzebnie robię dramy i tylko ja robię problemy. Bolało to tym bardziej, że powoli zaczynałem w to wierzyć.
- Sashi już robi dramy? - Usłyszałem za sobą głos Pitta. - Naprawdę nie umiesz wytrzymać bez kłótni, co?
Z trudem przełknąłem łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Ja chciałem tylko załatwić nam fajny wyjazd. Szkoda, że absolutnie nikt z was nie próbował nawet mi pomóc - Powiedziałem oschle, odwracając się do chłopaka. Wyższy ode mnie o głowę, szczupły i barczysty zawsze budził mój podziw... do tej pory.
- Łał, brawo - Odezwała się Izabel, wychodząc przed szereg. Poczułem się otoczony. Ze wszystkich stron ktoś mnie otaczał. I każda z tych osób okazywała mi jawną nienawiść. - Załatwiłeś nam mieszkanie i powiedziałeś, że mamy sobie zamówić autobus. Naprawdę się wysiliłeś.
- Tak? A co ty zrobiłaś? - Miałem całej tej grupy coraz bardziej i bardziej dość. Dziewczyna nabrała wody w usta i zamilkła.
- Daj jej spokój Sashi - Ponownie odezwał się Mike. - Wszyscy chcemy się dobrze bawić, a ty wszystko niszczysz. Wiesz co? Najlepiej po prostu się zamknij, zanim wszystko zepsujesz.
Zamilkłem. Patrzyłem na Mike, walcząc ze łzami, które cisnęły mi się do oczu. Więc tylko to miałem zrobić? Po prostu dać im klucze do mieszkania i zwyczajnie spieprzać? Bo próbuję zorganizować im fajny wyjazd? Bo się staram?
Nim całkowicie się rozkleiłem, uniosłem dumnie głowę i spojrzałem na Mika. Akurat na niego liczyłem, że chociaż spróbuje mnie zrozumieć. W końcu to on zawsze odpowiadał za organizacje. Ale jak mogłem porównać siebie do jego. Jego się słuchali, budził jakiś podziw, czy może po postu szacunek. W sumie największym problemem z organizacją jaką miał, to ewentualnie współorganizator, z którym nie mógł się dogadać. Jak mógł zrozumieć to, że nikt nie chce mi pomóc w zorganizowaniu wyjazdu?
- Wiesz co? - Zapytałem, a wtedy usłyszałem, że głos zaczyna mi drżeć. - Jeżeli boicie się, że moje zachowanie zniszczy wam wyjazd... to nie będę wam go psuł - Powiedziałem ostro. Wszyscy wyglądali, jakby byli w ciężkim szoku, więc zanim zdążyli z niego wyjść, przepchnąłem się z otaczającego mnie kręgu i ruszyłem w stronę ulicy. W tym czasie wyciągnąłem telefon i jednym guzikiem aplikacji zamówiłem sobie taksówkę.
- Chwila, co ty robisz?! - Usłyszałem za sobą kilka zlewających się ze sobą krzyków. - Chyba nie zamierzasz teraz wracać?
- Zamierzam.
- Słuchaj, robisz już chyba dość dram, przestań wydziwiać - Pitt chwycił mnie za ramię, ale wyrwałem się w jednej chwili.
- Od paru tygodni jedyne co od was słyszę to wyrzuty, że śmiałem pytać was o wyjazd.
- I co? Tak po prostu nas zostawisz? Teraz, gdy wszystko zorganizowaliśmy?
- Gdy ja wszystko zorganizowałem - Powiedziałem z naciskiem. - I jeżeli mam przez kolejny tydzień słuchać jak to beznadziejnie wszystko zorganizowałem i ogólnie jaki to ja jestem beznadziejny, to wolę nigdzie nie jechać.
- Bo to prawda, że nie umiałeś tego zorganizować - Ponownie chwycił mnie za rękę, jakby w ten sposób próbował mnie powstrzymać. - Ale skoro już to zrobiłeś, wszyscy przyszliśmy i chcemy jechać, to przestań strzelać fochy. Może tobie nie zależy, ale my wszyscy chcemy spędzić fajny tydzień.
Pierwszy raz miałem ochotę go uderzyć. Zrobiłem praktycznie wszystko a propo tego wyjazdu, a on śmiał jeszcze twierdzić, że to mi nie zależy. Patrzyłem na niego z nienawiścią. Coraz mniej rozumiałem, dlaczego właściwie się z nimi przyjaźniłem.
Obok zajechała taksówka. Kierowca wyjrzał przez okno i krzyknął do nas.
- Przepraszam, któryś z was wzywał taksówkę?
- Nie.
- Tak - Powiedzieliśmy niemal w tym samym czasie. Pitt szarpnął mnie za ramię i przyciągnął mnie do siebie.
- Nigdzie nie idziesz. Nie będziesz nam teraz psuł całego wyjazdu swoimi fochami.
- Nie - Szarpnąłem rękę i wyrwałem ją z uścisku - To wy już zniszczyliście cały wyjazd.
Nim zdążył ponownie mnie chwycić, wsiadłem do taksówki. Kierowca wyglądał na nieco skonsternowanego, ale wpakował moją torbę do bagażnika i usiadł za kierownicą. Pitt wyglądał, jakby chciał wyciągnąć mnie z samochodu, ale nie zrobił tego do czasu, aż nie ruszyłem. Ledwo przystanek autobusowy zniknął mi z zasięgu wzroku, zaczęli wydzwaniać na mój telefon i wysyłać mi SMSy. Nie mogłem tego znieść, więc zwyczajnie wyłączyłem telefon.
- To gdzie jechać? - Zapytał kierowca. Był on widocznie młody, lekko poddenerwowany sytuacją. Zerkał na mnie kątem oka, ale ogólnie nie spuszczał wzroku z drogi.
Zastanowiłem się chwilę. Do domu nie mogłem wrócić, tego byłem pewny. Nie ze względu na rodziców - oni pewnie nawet by nie zauważyli, że jestem. Ale Pai nigdy by mi nie odpuściła tego. Nabijałaby się ze mnie cały tydzień i wytykała mi, że zasłużyłem i tyle są warte moje... ,,przyjaźnie".
Raz jeszcze spojrzałem na telefon. Czy miałem prawo... widok lekko zaczął mi się zamazywać, gdy w oczach stanęły mi łzy. Czułem się okropnie... tyle czasu próbowałem zorganizować ten wyjazd, a ostatecznie i tak skończyło się tak, że to ja byłem tym najgorszym.
Pociągnąłem nosem i szybko starłem łzy, nim całkowicie się popłakałem.
- Tooo.... gdzie jechać? - Kierowca wydawał się coraz bardziej i bardziej spanikowany tą sytuacją i moim stanem. Drżącym głosem ostatecznie podałem adres senseia. Mógł się wkurzyć, że tak często go nachodzę, ale... naprawdę potrzebowałem teraz kogokolwiek, kto upewni mnie w przekonaniu, że nie jestem aż tak beznadziejny jak się czułem.

_______________________________________________________________

niedziela, 8 stycznia 2017

Lekcja życia XVII - Pocieszenie

Kolejna godzina minęła w przyjemnym trwaniu, po prostu ja i on... razem. To wszystko sprawiało mi dziwną satysfakcje. Było to jakieś takie... przyjemne. Prawa strona czytanej książki zaczęła powoli się kurczyć, a mnie zaczynały kleić się oczy. Robiłem się zmęczony. Prawie już przysypiałem, kiedy sensei nagle się podniósł, zwracając moją uwagę.
- Kontynuujemy gotowanie. Wiesz co teraz?
- Nie... nie powiedziałeś mi nawet co będziemy robić.
- Zobaczysz... a teraz chodź - Chwycił mnie za rękę i pociągnął do kuchni. Z jednej z szafek wyciągnął dwie okrągłe, czarne blaszki. Postawił je obie na blacie i wyciągnął z miski masę, którą wspólnie zrobiliśmy.
- No dobra, plan jest następujący. Ja robię sos, a ty ładnie rozłóż ciasto na tych blachach, jasne? - Sięgnął po olej i polał go na blachy. - Ja poproszę grube ciasto.
- Chwila... co my właściwie robimy? - Spojrzałem na ciasto trzymane w rękach, pudełko z sosem pomidorowym, który wyciągał sensei i na okrągłe blachy. - Dlaczego mam wrażenie, że to jest pizza?
- Bo to jest pizza - Oznajmił, wylewając z kartonu sos pomidorowy do garnka. - Musiałeś kiedyś jeść już pizze.
- No jadłem, ale... nigdy nie robiłem. Mogłem nie wiedzieć jak to wygląda... - Wymamrotałem, chcąc się jakoś wytłumaczyć, że zauważyłem coś takiego dopiero teraz.
- Słodki jesteś - Stwierdził nagle, znowu kompletnie mnie zaskakując. Spojrzałem na niego, ale już nawet na mnie nie patrzył. Był zbyt zajęty robieniem sosu. Skupiłem sie więc na tym, żeby ładnie rozdzielić ciasto. Było to trudniejsze, niż mi się wydawało. Ciasto albo było za grube, albo się rozwalało, zostawiając dziury, które zatykałem ciastem, ale i tak wyglądało to okropnie. Dopiero po męczeniu się przez 15 minut, sensei przyszedł mi z pomocą. Uśmiechnął się delikatnie, ale na jego szczęście nie powiedział ani słowa o stanie mojego ciasta. Po prostu trochę bardziej je rozgniótł, wypełniając idealnie okrągłą blachę. Sos już nalał sam, ale potem ja musiałem nakładać składniki. To też nie było takie złe, przynajmniej szybko się z tym uporaliśmy i oba nasze dzieła wylądowały w piekarniku. Po kolejnej pół godzinie mogliśmy wyciągnąć nasze jedzenie. Byłem co najmniej sceptycznie nastawiony, gdy zobaczyłem ciasto. Pachniało ładnie, ale nie wyglądało nawet podobnie do tego, co serwowały moje ulubione pizzerie. Ponieważ jednak aktualnie uczyłem się jak wygląda związek, musiałem się przemóc i nie powiedzieć co myślę o tym ,,daniu". Uśmiechnąłem się tylko delikatnie do senseia, gdy spojrzał na mnie i poprowadził w stronę salonu. Po chwili usiadłem na kanapie przed stolikiem, gdy on przeglądał płyty DVD.
- Ktoś tego jeszcze używa? - Spojrzałem nieco zaskoczony najpierw na jego kolekcje, całkiem sporą, a potem jeszcze urządzenie, które leżało na półce. Wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi, ale to z całą pewnością musiał być odtwarzacz DVD. Z tym, że nie widziałem takiego już od czasu mojego dzieciństwa. Czyli parę ładnych lat.
- Ej, to są świetne filmy. No i tylko tak możemy odpalić coś na telewizorze.
- Nie możemy odpalić czegoś z internetu i podłączyć do telewizora?
Sensei zaśmiał się krótko, dalej przeglądając płyty.
- Nie mam takiej opcji. Zresztą, mam słaby internet - Wyglądał na co najmniej rozbawionego moim pytaniem. Nie byłem tylko pewny, czy to przez to, że nie dysponował, normalnym dla mnie sprzętem, czy bawiło go to, że dla mnie było oczywiste, że powinien taki mieć. - Ne narzekaj, na pewno znajdziemy coś fajnego... nie reflektujesz pewnie w filmy o gejach? - Obejrzał się przez ramię, ale mój wzrok wyraził więcej, niż mogłoby zrobić słowa. Sensei uśmiechnął się tylko, z jakimś dziwnym rozczuleniem i wrócił to przeglądania filmów.
- A co powiesz na film o piratach? Mam jeden świetny z wątkami fantastycznymi. O chłopaku, który zostaje przygarnięty przez grupę piratów. Żeby nie spoilerować, kończy się tak, że musi zmagać się z duchami i innymi potworami.
- Brzmi całkiem w porządku...
Sensei uśmiechnął się i załączył film. Usiadł przy mnie na kanapie i objął mnie ramieniem. Poczułem się trochę dziwnie, ale w końcu uczył mnie jak powinienem zachowywać się w związku... więc chyba było to całkiem ok. Położyłem sobie na kolanach pizze i oparłem głowę o pierś mojego nauczyciela. Kiedy spojrzałem na niego pytająco, czy na pewno to jest dobrze, uśmiechnął się do mnie czule.
Jedząc pizze starałem się skupić bardziej na filmie, niż na bliskości senseia, co okazało się całkiem proste, bo fabuła była całkiem wciągająca.
 Główny bohater, zaadoptowany przez piratów za dzieciaka, właściwie staje się jednym z nich. Na samym początku filmu jednak cała jego piracka rodzina ginie, zamordowana przez korsarzy. Byłem tym dość mocno zaskoczony... raczej rzadko się zdarzało, żeby na początku filmu ginęła połowa głównych bohaterów. Korsarze zabrali głównego bohatera do siebie i chcieli go zmusić, by dołączył do ich załogi. Ostatecznie miał prosty wybór - albo się zgodzi, albo zostanie skazany na śmierć, jako jeden z piratów. W sumie oszczędzono go tylko dlatego, że był dopiero nastolatkiem. Ostatecznie zostaje zmuszony do tego pierwszego. Jednak podczas ceremonii mianowania go korsarzem przeszkodził statek - widmo. Niedawno zmarła załoga chłopaka, obecnie armia duchów, ratuje głównego bohatera i zabierają go ze sobą w podróż po przestworzach życia i śmierci. Chłopak ścigany przez króla i innych korsarzy, poszukuje tajnika przywrócenia swojej załogi do życia. W końcu docierają do granic istnienia.
Stanęli przed samą śmiercią, przerażającą kostuchą z kosą, która oświadczyła im, że za życie należy się życie. Rozwiązanie jest proste, by cała załoga mogła odżyć, musieli poświęcić podążających za nimi korsarzy, ale wyrok ten musi wydać ktoś żywy. W końcu główny bohater traci pewność siebie, nie umie od tak po prostu odebrać życia tylu ludziom. Nigdy nikogo nie zabił, nie potrafił tego robić. Ostatecznie opuścił głowę i wymamrotał, że nie zabije tamtych korsarzy. Śmierć kiwnęła głową i rozpłynęła się, wraz z całą załogą, zostawiając pusty statek z głównym bohaterem na czele.
Patrzyłem na ściemniający się ekran i nie mogłem uwierzyć w zakończenie. Już miałem zamiar się oburzyć, kiedy ekran ponownie się rozjaśnił. Na dziobie statku stała samotna postać, łudząco podobna do głównego bohatera, tylko parę lat starszą. Na maszcie statku powiewała piracka bandera, a po pokładzie uwijały się dość niewyraźne postacie. Nie rozumiałem z tego nic. W ostatniej scenie do chłopca podszedł jego wcześniejszy kapitan, teraz już całkowicie żywy i położył mu dłoń na ramieniu. W tej chwili poczułem się już kompletnie oszołomiony. Tym razem ekran stał się czarny i na nim pojawiły się napisy końcowe.
- I jak? Podobało się? - Zagadnął sensei.
- Był... dziwny... nie wiem, czy podobało mi się zakończenie.
- Trzeba się nad nim trochę zastanowić. Zakończenie nie jest aż tak oczywiste.
- I to właśnie chyba mi się niezbyt podoba... zakończenie powinno być ostateczne. Albo poświęcił tamtych korsarzy, albo nie... a właściwie dlaczego ich oszczędził? Oni byli tymi złymi.
- Wiesz, zło i dobro to kwestia względna - Powiedział z uśmiechem. Rozciągnął się i przytulił mnie do siebie. Posłusznie oparłem głowę na jego piersi, by wsłuchać się w bicie jego serca. Było spokojne i dziwnie przyjemne. - Wygląda na to, że to piraci byli tymi dobrymi, w końcu to główni bohaterowie, ale przypominam, że byli to bezwzględni mordercy wyjęci spod prawa. Korsarze wykonywali tylko swój obowiązek i chcieli pozbyć się kolejnego mordercy. Zauważ, że wcale go nie zabili, chociaż mogli. Chcieli, żeby działał pod prawem. W ten sposób nie można by go legalnie zabić. Właściwie z korsarzami jego przyszłość byłaby bardziej pewna, niż u boku piratów. Można powiedzieć, że ocalili mu życie. Czy można powiedzieć, że przez to byli źli?
- No... niby nie - Przyznałem to ze sporą niechęcią, ale rozumowanie senseia było znacznie bardziej logiczne. - Ale w takim razie dlaczego... co miała oznaczać ostatnia scena w filmie?
- Co do tego to można różnie interpretować. Może w końcu się zdecydował i zaczął zabijać? Albo nie mógł przeżyć tego, że stracił całą załogę i zaczął sobie wyobrażać, że tak było? To jest piękno interpretacji, każdy może to rozumieć na swój sposób.
- Nie wiem czy to mi się podoba... - Przyznałem po chwili zastanowienia. - Wolałbym, żeby zakończenie było oczywiste...
- A mi się tam podobało. Chociaż to pewnie kwestia gustu - Przyjaźnie zmierzwił mi włosy. - No dobra, chyba powinienem cię odwieźć do domu, co? - Chciał się podnieść, ale nie podniosłem się z jego klaty, więc za bardzo nie miał takiej możliwości. Na samą myśl o tym, że musiałbym wrócić do domu i stanąć twarzą w twarz z matką... po prostu nie mogłem tego zrobić.
- Ojej, Sashi... - Westchnął sensei, wsuwając dłoń w moje włosy i zaczął delikatnie mnie głaskać. - W końcu musisz wrócić do domu...
- Ale nie chcę... to co było wczoraj... to było obrzydliwe...
- Chcesz o tym porozmawiać? - Zapytał łagodnie i objął mnie ramionami. Kiwnąłem głową i schowałem twarz w piersi senseia.
- Dlaczego ludzie muszą robić tak ohydne rzeczy?
- Twoja matka nie zachowała się dobrze... właściwie to było to naprawdę świństwo. To, że zdradziła twojego ojca to jedno, ale żeby zaprosić swojego kochanka do was do domu, kiedy ty tam byłeś, to naprawdę obrzydliwe. I nie zamierzam jej w najmniejszym stopniu usprawiedliwiać, bo ona na to nie zasługuje. Ale jednak musisz zrozumieć, ze seks to jest dla ludzi coś naturalnego. Jest to taka sama potrzeba jak jedzenie, czy oddychanie. Jesteś jeszcze młody, może nie rozumiesz tego, ale to całkowicie normalne, że ludzie chcą uprawiać ze sobą seks - Mówił łagodnie, z typowym dla niego współczuciem, bawiąc się moimi włosami.
- Jak dla mnie to obrzydliwe... nie chcę nigdy tego robić...
Jego dłoń na chwilę zamarła, jakby się zawahał, ale zaraz znowu zaczął mnie głaskać.
- Mam nadzieję, że jednak się przełamiesz. Nie chciałbym, żebyś przez jakąś głupotę miał traumę do końca życia - Objął moją twarz i pocałował mnie krótko w usta. - Ale jeżeli będziesz dalej miał obrzydzenie do tego, oczywiście pominiemy lekcje seksu - Oparł swoje czoło o moje i spojrzał mi w oczy. A oczy miał naprawdę cudne. Takie głębokie i spokojne... potrafił patrzeć na mnie w taki sposób, że miałem wrażenie, że lada chwila się roztopię. Czy naprawdę tak patrzyli się na siebie ludzie w związku? Jeżeli tak, to coraz mniej się dziwiłem, że ludziom tak na tym zależało.
- A na razie po prostu staraj się o tym nie myśleć, dobrze? Poza tym, było późno, masz pewność, że to nie był twój ojciec? Nie widziałeś go przecież, prawda? A może część z tych rzeczy tak naprawdę ci się przyśniła?
Już otworzyłem usta, żeby powiedzieć, że oczywiście, że jestem absolutnie pewny, ale nagle zdałem sobie sprawę z tego, że przecież był środek nocy, a ja byłem dość zmęczony, więc może rzeczywiście mi się to wszystko wydawało?
- Może czasami lepiej wmówić sobie coś, co nawet nie do końca nie jest prawdą? A w tym wypadku, to może być jednak prawda, co? - Zastanowiłem się. Może rzeczywiście było tak, jak mówił sensei? A ja byłem tak zdołowany tym wszystkim co działo się ostatnio, że to sobie wmówiłem?
- To jak? Będziesz grzecznym chłopcem i wrócisz do domu? - Uśmiechnął się czarująco i pocałował mnie krótko w policzek.
- Przepraszam, że jestem nachalny... - Powiedziałem cicho. Czułem się okropnie, że ciągle siedziałem mu na głowie a to, jak bardzo próbował mnie przekonać, żebym sobie poszedł sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.
- Daj spokój, kompletnie mi nie przeszkadzasz. Bardzo chętnie goszczę cię u siebie o każdej porze dnia i nocy... - Zawsze tak mówił, ale jakoś niezbyt mnie to przekonywało.
- Jeżeli cię to uspokoi, to w przyszłym tygodniu wyjeżdżam z przyjaciółmi nad jezioro na tydzień... wtedy nie będziesz musiał się ze mną męczyć.
- Przecież ci mówię, że nie męczę się z tobą. Ale... mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. Zwłaszcza, że... to ,,ci" przyjaciele? - Kiwnąłem głową. - Ech, biedny Sashi. Ciągle pakujesz się w kłopoty. Trzymaj się tam jakoś, dobrze?
- Spróbuję... - Uśmiechnąłem się niepewnie. - Mogę do ciebie pisać?
- Głupie pytanie. Oczywiście, że tak - Zaśmiał się krótko i pocałował mnie po raz kolejny, raz w czoło, potem policzek i krótko w usta. A każdy kolejny pocałunek sprawiał, że moja skóra wydawała się płonąć. - O każdej porze dnia i nocy. A teraz zbieraj się, odwiozę cię do domu.
_______________________________________________________________