niedziela, 29 maja 2016

Zajączek CXXVII - Piknik

Kolejny dzień zaczął się okropnie. Musiałem wstać wcześnie, a nie dość, że byłem wykończony i obolały, to jeszcze pogryziony. Tochi nie przejął się tym, że dzisiaj widzę się z rodzeństwem i kompletnie mnie nie oszczędzał.
Gdy zadzwonił budzik na dziewiątą, byłem pewny, że umieram. Chciałem do niego sięgnąć, ale oplatające mnie ramiona całkowicie mi to uniemożliwiały. Zerknąłem przez ramię na śpiącego Tochiego. Nawet przez sen wydawał się uśmiechać. Właściwie pewnie teraz był z siebie szalenie zadowolony... perwersyjny dupek... on się świetnie bawił przez pół nocy, a teraz ja byłem wykończony. Poruszyłem się niepewnie, ale wedle moich obaw uścisk na moich ramionach tylko się wzmocnił. Świetnie... wczoraj wilk, a teraz jeszcze wąż.
- Tochi - Powiedziałem, posłusznie nieruchomiejąc, dzięki czemu uścisk nieco zelżał. - Tochi! Wstawaj! Muszę iść! - Krzyknąłem, bez większych rezultatów. Naprawdę czasami byłem pod wrażeniem tego, jak mocny miał sen. Obróciłem się ostrożnie w jego stronę i oparłem dłonie na jego piersi. Ostrożnie zacząłem się odpychać do tyłu, co kończyło się ponownym wzmocnieniem uścisku. Szarpałem się z nim, dopóki szczelina między jego ramionami była wystarczająco duża, żebym mógł się z niej wyślizgnąć. Zsunąłem się z łóżka, padając w końcu na podłogę, twarzą do ziemi. Byłem tak bardzo obolały... ledwo mogłem się ruszać. Chwilę tak leżałem, nie mogąc się nawet ruszyć, nim w końcu uniosłem się na łokciach, z trudem sięgając do telefonu. Przejechałem dłonią po szafce nocnej, ale ta była całkowicie pusta. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ktoś wyłączył już budzik. Uniosłem się jeszcze wyżej, żeby spojrzeć na łóżko. Tochi uśmiechnął się do mnie delikatnie, podając mi telefon.
- Dzień dobry Zajączku. Jak się spało?
- Nie odzywaj się do mnie - Powiedziałem lodowato, zabierając swoją własność.
- Oh, daj spokój, na pewno nie jest tak źle.
- Tak, jest - Powiedziałem lodowato, z trudem podnosząc się na łóżko. - Zaraz mam być u rodziny, nie wziąłem ciuchów na zmianę...
- Przecież te wczorajsze są wyprane. I chyba już nawet wyschły.
- To... nie było... pranie - Prychnąłem lodowato.
- Oj tam, ważne, że zadziałało. Poza tym, przypominam ci, że mogłeś powiedzieć nie - Podparł głowę na dłoniach, przyglądając mi się z nieukrywaną satysfakcją. - Poza tym, to nie ja zaproponowałem jacuzzi.
- Nienawidzę cię, wiesz?
- Też cię kocham.
Spojrzałem na niego chłodno. Najchętniej bym wstał i wyszedł, ale nie dość, że ledwo chodziłem, to jeszcze średnio mi się widziało wychodzenie w samej koszuli Tochiego, a moje rzeczy były w łazience w tym pokoju.
Podciągnąłem koszulę, zasłaniając się nią od pasa w dół.
- To jakie masz plany na dzisiaj? Tochi usiadł na łóżku, opierając się plecami o ścianę. Kołdra zsunęła się, ukazując jego nagą klatę.
- Muszę spędzić trochę czasu z rodzinką. Idziemy dzisiaj na piknik. Wiesz, ostatnio sporo się działo, muszę trochę czasu im poświęcić - Powiedziałem niechętnie. Jeszcze nie skończyłem się na niego obrażać, a on już zmieniał temat.
- Rozumiem. Musi ci brakować życia w luksusach, co?
Zerknąłem na niego kątem oka. Zastanawiałem się, czy to pytanie nie ma ukrytego sensu. Żyłem z nim tyle czasu, czyżby chciał w jakiś sposób podkreślić to, jak się od siebie różniliśmy? Po takim czasie, gdy z nim mieszkałem w środku lasu powinien nie mieć wątpliwości, że...
Nagle zamarłem, gdy zrozumiałem, o co mu chodzi.
- Mieszkałem z tobą tyle czasu w tym cholernym lesie... - Powiedziałem bardzo powoli, zastanawiając się nad każdym słowem. - I jedyne o czym myślałem to, że powinienem spędzić czas z moją rodziną...
Tochi uśmiechnął się promiennie, gdy zauważył, że zaczynam pojmować.
- To się nazywa przyzwyczajenie zajączku. Chyba zaczynasz pojmować, że da się żyć w takim miejscu - Wyciągnął rękę w moją stronę. Przewróciłem oczami, ale przysunąłem się bliżej, pozwalając się objąć. Trwałem chwilę w jego uścisku, rozkoszując się ciepłem, którego pewnie długo nie będzie mi dane doznać. Nigdy bym nie pomyślał, że żyjąc tyle czasu w jakimś maleńkim domku w środku lasu nie będę tęsknił za moim normalnym życiem. Tochi naprawdę miał na mnie ogromny wpływ.
- Kiedy wyjeżdżasz? - Zapytałem, zmieniając temat.
- Jeszcze dzisiaj. Musisz mi to wybaczyć...
- Pomyślę nad tym - Zamknąłem oczy, kładąc zaciśnięte dłonie na jego piersi. - Tylko nie wiem, kiedy znowu będę miał wolny weekend.
Tochi delikatnie przeczesał moje włosy, chwilę się nimi bawiąc.
- To nic - Szepnął. - Jeszcze trzy tygodnie i będziemy mieli swój idealny wyjazd. A wtedy nikt i nic nam nie będzie przeszkadzać.
- Wytrzymasz beze mnie aż trzy tygodnie? - Zaśmiałem się krótko, pozwalając mu bawić się kosmykami moich włosów.
- Zobaczymy. Najwyżej rzucę wszystko i tu przyjadę. Będzie to trudne, ale zwierzaki się już chyba przyzwyczajają, że zdarza mi się znikać raz na jakiś czas.
- Mhmm... - Jego głos był łagodny i niemal tak ciepły, jak jego skóra. Było mi przy nim tak dobrze... nawet pomimo tego, że jeszcze przed chwilą najchętniej bym go zabił. - Dalej cię nienawidzę... - Szepnąłem, gdy to sobie przypomniałem.
- Też cię kocham.
Kleiłbym się pewnie do niego jeszcze tak długo, gdyby nie mój telefon. Odwróciłem się gwałtownie w stronę wyświetlacza, na którym pojawiło się imię mojego brata. Szybko odebrałem telefon.
- Halo, Kashikoi?
- Cześć Usagi, wstałeś już? Pamiętasz, że mamy dzisiaj piknik, tak?
Oderwałem się od piersi Tochiego, rozglądając się panicznie po pokoju.
- T-tak, jasne, że wstałem i oczywiście pamiętam o pikniku - Przyłożyłem dłoń do telefonu i kiwnąłem Tochiemu w stronę łazienki. Ten wyłapał moją subtelną uwagę i udał się po moje rzeczy. - Właśnie się zbieram, będę za pół godziny.
- Zjadłeś śniadanie?
- J-jeszcze nie, ale...
- Jesteś już ubrany?
- Znaczy...
- Czy zrobiłeś cokolwiek poza wstaniem z łóżka?
- Właściwie...
- Rozumiem. Jak się szybko zbierzesz, to zjesz z nami. Tylko się ogarnij do tego czasu. I załóż szalik, jeżeli to będzie konieczne.
Zalałem się rumieńcem, którego całe szczęście Kashikoi nie mógł zobaczyć. Czasami naprawdę nie podobało mi się to, jak bardzo jest domyślny.
- N-nie, ja tylko...
- Usagi, proszę, nie okłamuj mnie. Zamiast tego przeznacz energię na zebranie się, dobrze?
- ...dobrze... - Szepnąłem, opuszczając zaczerwieniony twarz.
- Na razie - Całe szczęście, że się rozłączył, bo nie wiem, czy dałbym radę wytrwać dłużej tą żenującą rozmowę.
- Lubię twojego brata, jest całkiem sympatyczny - Powiedział Tochi, wychodząc z łazienki z moimi rzeczami. - Masz szczęście, że zdążyły wyschnąć. Chociaż chętnie bym zobaczył, jak się tłumaczysz, dlaczego twoje ubrania są mokre.
- Daj spokój i tak umrę ze wstydu, jeżeli będę musiał się tłumaczyć z tego, dlaczego mnie nie było całą noc.
- Przecież i tak wszyscy wiedzą, więc co ci szkodzi? - Tochi podał mi ubrania i odwrócił się, pozwalając mi się przebrać. Wolałbym, żeby wyszedł, ale miałem naprawdę mało czasu.
- Szkodzi. Nawet nie wiesz jakie to żenujące - Prychnąłem, naciągając na siebie bokserki i spodnie. Koszulę Tochiego rzuciłem na łóżko i ubrałem swoją bluzkę.
- Tak, wiem. Dlatego tym razem oszczędziłem twoją szyję - Uśmiechnął się, najpierw zerkając na mnie przez ramię, a potem odwracając się w moją stronę, gdy zobaczył, że już się przebrałem. - Tylko nie radzę ci chodzić na basen w ciągu najbliższych dni.
- Tak, tak - Przewróciłem oczami, z trudem stając na drżących nogach. Tochi próbował mi pomóc, ale odmówiłem. Musiałem nauczyć się sam chodzić, jeżeli miałem cały dzień spędzić z moją rodzinką. Ruszyłem w stronę drzwi, podpierając się o ścianę. Całe szczęście ani Rei, ani Mei, ani Su nie wyszli jeszcze z pokojów, więc nie mogli nic powiedzieć. Jakoś dotarłem do drzwi, po drodze wysyłając wiadomość naszemu szoferowi. Gdy stałem już w progu, odwróciłem się w stronę Tochiego. Ten uśmiechnął się czule, kładąc dłonie na moich ramionach.
- Będę za tobą tęsknił. Dasz sobie radę, prawda?
- Bardziej bym się martwił o ciebie - Uśmiechnąłem się delikatnie, opierając się o ścianę, żeby jakoś utrzymać się w pionie. - Całe trzy tygodnie...
- Jakoś sobie poradzę. Jeżeli przeżyję dzień z moją rodzinką to przeżyję wszystko - Zaśmiał się krótko. - Będę myślał o tobie wieczorami - Powiedział z perwersyjnym uśmieszkiem. Chciałem się oburzyć, ale nim zdążyłem, pocałował mnie namiętnie, jeszcze bardziej przyduszając do ściany. Jęknąłem, mimowolnie obejmując jego szyję. Chciałem go odepchnąć, ale wizja, że miałbym nie widzieć go prawie miesiąc, skutecznie mnie do tego zniechęcała.
- Trzy tygodnie... - Wyszeptał, uwalniając moje usta. - Jakoś to zniosę. W końcu czekałem na ciebie całe życie.
Zaczerwieniłem się jeszcze bardziej, gdy wypowiedział te słowa.
- Kretyn z ciebie - Szepnąłem, ponownie tracąc siły. Cholera, dlaczego takie czułe słówka działały na mnie lepiej niż cokolwiek inne?
- Ale cię kocham - Powiedział, ściskając moje dłonie. - I tylko ty się dla mnie liczysz.
Wpatrywałem się w jego oczy i za nic w świecie nie mogłem się od nich oderwać. Gdyby nie wibracje telefonu, pewnie stałbym tak przez resztę dnia.
- Jeżeli... - Udało mi się wyszeptać. - Jeżeli znowu będziesz próbował mi się oświadczyć, to wyjdę.
- Jeszcze przyjdzie na to czas - Uśmiechnął się czule, składając na moich ustach ostatni, pożegnalny pocałunek. W końcu puścił moje dłonie i cofnął się o krok. Rozstawałem się z nim tyle razy, ale za każdym razem miałem wrażenie, że serce mi pęka. Musiałem zebrać całą siłę woli, żeby się odwrócić i odejść.

Udało mi się wrócić akurat na czas, by zjeść z nimi śniadanie. Hana była widocznie niezadowolona moją nocną nieobecnością, ale od kiedy dowiedziała się, że sypiam z Tochim, było to u niej dość częste. Poza tym, nie powiedziała na ten temat ani słowa. O tyle dobrze, że Enma i Raito, a właściwie głównie Enma, byli zbyt podekscytowani, żeby się ze mnie nabijać, albo snuć insynuacje.
Zjedliśmy szybko śniadanie i szofer odwiózł nas kawałek za miasto. Była tam jedno miejsce, które idealnie się nadawało na piknik, gdy mieliśmy wszystkiego dość i chcieliśmy pobyć tylko w swoim towarzystwie. Brak cywilizacji i zasięgu sprawiał, że naprawdę można było się tam poczuć wolnym, a okolica, czyli las, małe jezioro i ogromna polana pełna kwiatów sprawiały, że ciężko się było w tym miejscu nie zakochać. Jedyną wadą było to, żeby tam trafić, trzeba było pokonać spory kawałek przez las. Jak pamiętałem, zawsze to było dla nas katorgą. Musieliśmy się co chwila zatrzymywać, żebyśmy mogli złapać oddech. O tyle dobrze, że w między czasie przestałem się trząść i mogłem już normalnie chodzić.
Szliśmy przez las, rozmawiając, żartując i się śmiejąc. Prowadziłem Raito za rękę, czasami ciągnąc go za sobą, gdy zaczynał marudzić. Nawet nie zauważyłem upływu czasu, gdy nagle stanęliśmy przed znaną nam doskonale polaną. Zatrzymałem się zaskoczony. Nie z powodu widoku, który właściwie był cudny, ale bardziej tego, że nie mieliśmy przez całą drogę ani jednej przerwy. Wpatrywałem się w lśniącą w promieniach słońca, zieloną polanę, połyskujący staw i otaczające to wszystko drzewa i nie mogłem uwierzyć, że to już tu. Po tym wszystkim, to miejsce wydawało mi się jeszcze bardziej magiczne.
- Zaskoczony? - Kashikoi był widocznie rozbawiony moim wyrazem twarzy.
- Jak to już jesteśmy? - Enma wydawała się tak samo zaskoczona jak ja. - Nie mieliśmy ani jednej przerwy! Usagi, dlaczego nie powiedziałeś, że ma być przerwa! - Powiedziała z oburzeniem.
- No proszę, chyba ktoś się zahartował - Kashikoi objął mnie ramieniem, uśmiechając się szeroko. - Ale fakt faktem, bez ciebie ciężko było wyczuć, kiedy czas na przerwę.
- Cóż... Tochi trochę mnie zahartował - Uśmiechnąłem się niepewnie. Kashikoi puścił mnie i zabrał się za rozkładanie koca w cieniu.
- Wiesz braciszku, cieszę się, że spotkałeś Tochiego - Powiedziała nagle Hana. Zostawiła swój niewielki plecak na ziemi i usiadła na kocu, ostrożnie, żeby nie zaplamić białej, zwiewnej sukienki. Dosiedliśmy się obok niej, wypakowując jedzenie, każdy ze swojego plecaka.
- Serio? - Lekko się zaczerwieniłem, zerkając na siostrę. Spodziewałem się tematu Tochiego, ale nie, że tak szybko.
- Jasne, że tak. Oczywiście, że bym wolała, żeby to była dziewczyna, ale jeżeli jesteś szczęśliwy, to to jest najważniejsze.
- Zgadzam się z Haną - Kashikoi podniósł rękę, zwracając na siebie uwagę. - Oczekiwałem widzieć cię przy boku jakiejś uroczej dziewczyny, z którą będziesz mógł pójść na studniówkę i normalnie wziąć ślub, ale... muszę przyznać, że przy boku Tochiego wyglądasz równie dobrze. A najważniejsze, że jesteś szczęśliwy.
Uśmiechnąłem się czule. Naprawdę ich wsparcie wiele dla mnie znaczyło. Zwłaszcza od momentu, gdy dotarło do mnie, że to oni zawsze byli dla mnie najważniejsi, a nie rodzice, o których względy staraliśmy się przez całe życie.
- Nichan, nichan! - Raito objął moją rękę, patrząc na mnie wielkimi oczami. - A jak dorosnę też zacznę umawiać się z facetem!
Jego... ,,wyznanie" było tak całkowicie nieoczekiwane, że na kilka chwil wszyscy zamarliśmy. Nie spodziewałem się, że Raito tak zareaguje, ale w sumie... mogłem się tego spodziewać. Ostatnie czego chciałem to go ograniczać, ale przecież w wieku ośmiu lat nie mógł zdecydować o swojej seksualności.
- Raito - Hana przysunęła się do niego i położyła dłoń na jego ramieniu. I dobrze, bo ja z całą pewnością nie miałbym odwagi się odezwać jeszcze przez długi czas. - To słodkie, że chcesz być jak nasz braciszek, ale masz jeszcze dużo czasu na to, żeby się zdecydować, z kim chcesz być.
- Ale Usagi jest szczęśliwy z facetem! No i... może zdecydować, kim chce być - Podniósł na mnie spojrzenie, jeszcze mocniej mnie ściskając. - Ciągle mówicie, że Usagi jest taki odważny, bo sam zadecydował o swoim losie. Ja też tak chcę.
Wymieniliśmy się znaczącymi spojrzeniami, starając się jakoś mu wyperswadować zakładanie w wieku 8 lat, że zostanie gejem. W końcu Kashikoi zdecydował się odezwać.
- Wiesz Raito, możesz być szczęśliwy też z dziewczyną. W dodatku zadecydować o swoim życiu możesz na milion różnych sposobów, niż stwierdzenie, że chciałbyś być z facetem.
- Dokładnie. Nie możesz się nastawiać na to, że zakochasz się w facecie. Oczywiście nie mówię, że nie możesz pewnego dnia stwierdzić, że jednak wolisz facetów, ale... no wiesz... czułbym się dziwnie, gdybym wiedział, że przeze mnie nie dajesz szansy dziewczynom.
- A jeżeli zakocham się w facecie? - Zapytał, lekko zawstydzony, nadymając policzki.
- To na pewno wszyscy to zaakceptujemy - Uśmiechnąłem się do niego promiennie, gładząc go po włosach.
- Jak ten głupek ma zostać gejem, to ja się zwiążę z dziewczyną - Powiedziała nagle Enma, czym ponownie wprawiła nas wszystkich w osłupienie. Spodziewałem się, że mój związek z Tochim zmieni nastawienie rodziny i ogólnie całą sytuacje, ale na pewno nie w takim stopniu... spodziewałem się być zażenowany, ale zamiast tego byłem zażenowany i pełen poczucia winy.
- Jasne, jak zdecydujesz się być z dziewczyną, nikt nie będzie się sprzeciwiał - Powiedział nagle Kashikoi. - A zmieniając temat, jak wam idzie w szkole?
Odetchnąłem z ulgą. Nie spodziewałem się, że uda nam się tak ładnie z tego wybrnąć. Enma widocznie była oburzona tym, że nikt nie poświęcił jej takiej uwagi jak jej bratu, dlatego nic więcej nie powiedziała. Zamiast tego, zwinnie udało nam się zmienić temat na codzienne, nudne, życiowe sprawy. To było tak zaskakujące, jak nudne i piękne było nasze codzienne życie. Omówiliśmy też trochę sprawy firmowe, ale głównie świetnie się bawiliśmy w swojej obecności.
- Musimy kiedyś tutaj przyprowadzić Tochiego - Powiedziałem w zamyśleniu, gdy po zjedzeniu lunchu dzieciaki poszły się bawić do wody. Hanie nie wypadało kąpać się w stawie, w końcu była prawdziwą damą, Kashikoi raczej wolał wszystko kontrolować, a ja... ja wolałem się nie rozbierać przy nich. Zwłaszcza, że podczas ostatniej nocy Tochi pozostawił malinki niemal na całym moim ciele.
- Ty naprawdę nie umiesz przestać o nim myśleć, co? - Zaśmiał się Kashikoi. Gdy dotarło do mnie, co powiedziałem, ponownie zrobiłem się cały czerwony.
- A ja uważam, że to urocze - Powiedziała nagle Hana, przysuwając się w moją stronę. - Widać, że ci na nim zależy.
Prychnąłem, wbijając wzrok w ziemię, jeszcze bardziej zażenowany.
- Wcale nie aż tak...
- Ale jemu zależy na tobie - Kashkoi uśmiechnął się czule, obejmując mnie ramieniem. - I to widać. Wiesz, to jest dla mnie dalej trochę dziwne, że mój mały braciszek s... umawia się z facetem, ale jeżeli jesteś z nim szczęśliwy, a on robi wszystko, żebyś był... to będę się cieszył razem z wami.
Uśmiechnąłem się do niego, gdy jeszcze mocniej mnie przytulił. Cholera... naprawdę za nimi tęskniłem. Najchętniej połączyłbym jakoś życie z nimi i Tochim, chociaż wiedziałem, że było to niemożliwe. Póki co zamierzałem cieszyć się ich bliskością tak długo, jak tylko było to możliwe.

niedziela, 22 maja 2016

Zajączek CXXVI - Jacuzzi


Dzień był szokująco... udany. Aż nie mogłem w to uwierzyć. Co prawda między rodzeństwem nie panowała całkowita zgoda, ale chyba jak na standardy rodzeństwa nie było tak źle. A przynajmniej bardzo próbowali się dogadać, co naprawdę było widać. Na szczęście dogadanie się nie było trudne, gdy wszyscy zajmowali się zamówionym obiadem. Oprócz dźwięku sztućców panowała w pokoju cisza, ale nie była bardzo niekomfortowa. W każdym razie na pewno była lepsza niż kłótnie. Nawet w przerwie między jedzeniem starali się dogadać. Dopytywali o życie Tochiego, jak mu się układa, a on starał się dowiedzieć nieco o nich. W końcu nie widzieli się tyle czasu, że praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Zwłaszcza, że nigdy nie próbowali się zrozumieć. Nie było to może perfekcyjne spotkanie rodzinne, ale na pewno robili postępy.
- Usagi, dziękujemy ci za gościnę - Odezwała się jedna z bliźniaczek. Korzystając z chwili starałem się zacząć je odróżniać, ale w końcu sobie odpuściłem. Nie byłem w stanie dostrzec w nich żadnych różnic. Może bez delikatnego makijażu by się czymś różniły, ale w tej chwili naprawdę były identyczne.
- Zauważyłyśmy, że nie masz tutaj służby, więc pozwolimy, się rozgościć same.
- Taaak... raczej rzadko tutaj przesiaduję, więc nie ma tutaj służby - Nieco zażenowany wzruszyłem ramionami. - Ale łóżka są już pościelone, kazałem je pościelić jeszcze wczoraj. Pokoje są na piętrze, na lewo od schodów.
Dziewczyny kiwnęły i wstały od stołu.
- Jeżeli nie będziecie mieli nic przeciwko, to my się już udamy do naszych pokoi.
- Jesteśmy po długiej podróży i chciałyśmy się już położyć.
- Jasne, p-pokazać wam pokój?
- Nie, jakoś trafimy - Jedna z nich machnęła ręką i obie udały się na górę. Odprowadziliśmy je spojrzeniami, nim zniknęły na schodach. Atmosfera nagle stała się znacznie bardziej nieprzyjemna.
- Czyli co, teraz udajemy idealną rodzinkę? - Zapytał Rei, opierając się o swoje krzesło.
- Idealną nie, ale moglibyście chociaż spróbować się dogadać - Odezwałem się, nim Tochi powiedział coś, czego ja potem bym żałował. Wbił we mnie chłodne trochę znudzone  spojrzenie.
- Naprawdę w to wierzysz? - Wzruszyłem ramionami z niewinnym uśmiechem. - Naprawdę musisz być naiwny. My się nigdy nie dogadywaliśmy. Nie sądzę, żeby to się nagle zmieniło.
- Chwila, ale coś mówiliście, że zdarzało się wam dogadywać, prawda? - Zerknąłem na Tochiego. Ten westchnął ciężko, zabierając się za zbieranie talerzy.
- To był dawno temu. Zresztą, bardzo rzadko. Czasami się dogadywaliśmy i wspólnie pakowaliśmy się w kłopoty, ale potem następowały kłótnie i wszystko wracało do punktu wyjścia, aż nie miałem tego już serdecznie dość i przestałem się na to zgadzać.
- Zrobił się po tym jeszcze bardziej nudny - Westchnął Rei.
- To było tuż przed tym jak zdecydowałem się wyjechać - Tochi odłożył naczynia do zlewu i wrócił do stołu.
- Chwila, ale mieliście się dogadać - Spojrzałem to na jednego, to na drugiego. - Pamiętacie, prawda? Jeszcze przed chwilą dobrze się dogadywaliście.
Obaj westchnęli ciężko, wymieniając się spojrzeniami.
- Obawiam się, że to może być trudne - Odezwał się w końcu Tochi. Właściwie to nawet nie za bardzo mu się dziwiłem. Rei był nieznośny i irytujący, w dodatku już kilka razy go zranił. - Jakoś nigdy nie byliśmy w stanie się dogadać na dłuższą metę. Co najwyżej...
- Na jakieś krótkie fragmenty. Zaraz następowała jakaś kłótnia i znowu mieliśmy się dosyć.
Skonsternowany spojrzałem to na jednego to na drugiego. Nie powiedziałem tego na głos, bo pewnie obaj by się wyparli, ale w tej chwili zachowali się dokładnie tak jak Mei i Su.
- Ale mieliście spróbować, tak? - Odezwałem się w końcu. Żaden z nich nie odpowiedział, wbijając wzrok każdy w swoją stronę. - Tak?
Dopiero gdy zacząłem naciskać, bliźniacy w końcu odpuścili.
- Będę próbował go chociaż tolerować - Powiedział w końcu Tochi. - Nawet jeżeli będzie to trudne.
- A ja... ech, no trudno, jakoś znosić go muszę.
Odetchnąłem z ulgą. Nawet jeżeli mieli niesamowite humorki, wszystko zmierzało raczej ku lepszemu.
- Świetnie. Myślę, że na razie będzie lepiej, jak sobie odpuścicie swoją obecność. Rei, trafisz do swojego pokoju?
- A przyszedłbyś mnie utulić do snu? - Błysnął złośliwym uśmieszkiem. Gdy zobaczył moje nienawistne spojrzenie zaśmiał się krótko. - No dobra, wybaczcie, że nie pomogę wam w sprzątaniu, pójdę się przebrać - Rzucił krótko i ruszył w stronę schodów. Gdy zniknął, Tochi odetchnął z widoczną ulgą.
- To było okropne... - Westchnął ciężko, opierając się o blat.
- Nie było tak źle. Myślałem, że będzie dużo gorzej - Uśmiechnąłem się, podchodząc do niego. Ten bez słowa wyciągnął rękę w moją stronę i przyciągnął mnie do siebie, przytulając mocno. Przewróciłem oczami, ale nie protestowałem. Wiedziałem, że po tym co przeszedł, naprawdę tego potrzebuje. - Jestem z ciebie dumny, że tak ładnie sobie poradziłeś.
- Heh.... dzięki zajączku. Myślałem, że nie wytrwam.
- Nie martw się. Musicie po prostu się do siebie przyzwyczaić. Jestem pewny, że wszystko się ułoży. Ale... na razie nie spędzaj lepiej czasu sam na sam z Reiem.
- Będę o tym pamiętać - Szepnął, jeszcze chwilę trzymając mnie w ramionach. Gdy w końcu się uspokoił, poluzował uścisk. - Od razu lepiej. Kurcze, szkoda, że nie jesteś taki potulny, gdy się do ciebie dobieram - Błysnął szerokim uśmiechem, z satysfakcją przyglądając się zalewającym mnie rumieńcom.
- Perwers...
- A właśnie... - Tochi złapał mnie za dłonie i przysunął się w moją stronę. Nim zdałem sobie sprawę, co planuje, przysunął się do mojego ucha. - Dalej masz tutaj basen, prawda?
Podniosłem na niego zaskoczony spojrzenie, ale perwersyjny uśmieszek nie pozostawiał mi wątpliwości, co takiego planuje.
- Gh... nie, tak się składa, że nie - Powiedziałem chłodno, odwracając głowę. - Spuściłem stamtąd wodę, bo i tak tam nie przychodzę. I z całą pewnością nie zrobiłbym tam tego, czego oczekujesz.
- A szkoda...
- Głupi jesteś - Przewróciłem oczami, odwracając się do niego tyłem, byleby nie zobaczył, jak bardzo się czerwienię. - Zresztą, jutro spędzam czas z moją rodziną. Nie chciałbym pojechać do nich całkiem wykończony.
- Oh... czyli myślisz, że aż tak bym cię wykończył? - Tochi zaśmiał się krótko, obejmując mnie od tyłu.
- Głupek... - Prychnąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. - Ty lepiej się zastanów, jak masz dogadać się z rodzinką. Zwłaszcza, że jutro będziesz zdany tylko na siebie.
- Jakoś to będzie - Wzruszył ramionami. - Postaram się myśleć pozytywnie. Jeżeli nie zrobię żadnemu z nich krzywdy, za niecały miesiąc będziemy mogli spędzić cały tydzień na wakacjach.
- Brawo, jestem z ciebie dumny - Uśmiechnąłem się delikatnie, odwracając się w jego stronę.
- Zostaniesz chociaż na noc? Nie widziałem cię cały tydzień.
Wahałem się chwilę. Zamierzałem od rana spędzić czas z rodziną, ale... tęskniłem za Tochim. No i nie widziałem go dość długo, nie byłem już przyzwyczajony do tak długich rozstań.
- No dobra. Zostaję na noc, ale wyjeżdżam z samego raaa...
Nie dokończyłem nawet, gdy Tochi  pociągnął mnie do tyłu, niemal rzucając na blat. Gdy podniosłem na niego spojrzenie, wpił się namiętnie w moje usta. Jęknąłem w pierwszej chwili, całkowicie zaskoczony. Dopiero potem udało mi się uspokoić na tyle, by rozkoszować się pocałunkiem. W innej sytuacji prawdopodobnie bym go odepchnął, ale moje ciało jakoś nie miało ochoty ze mną współpracować.
Pozwoliłem się podnieść i umieścić na blacie, oddając pocałunek. Oplotłem jego szyję ramionami, tonąc coraz bardziej i bardziej w jego ramionach.
Tochi całował mnie coraz namiętniej, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. I wcale nie zapowiadało się na to, żeby miał to przerwać. Udało mi się na szczęście zachować na tyle trzeźwy umysł, żebym dał radę się odsunąć. Sprawiło mi to niemal fizyczny ból, ale zdawałem sobie, w jak niebezpiecznym kierunku to zmierza. Bałem się, że jeszcze chwila i Tochi straci jakiekolwiek hamulce, a ja nie będę miał siły, żeby go odepchnąć.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym posunąć się dalej... - Szepnął, dysząc ciężko w moje usta.
- Nawet... nie... próbuj... - Powiedziałem, łapiąc ciężkie oddechy. Po dłuższej chwili oplatające mnie ramiona w końcu zniknęły, a Tochi się odsunął.
- Jeszcze trochę i naprawdę oszaleję - Uśmiechnął się promiennie, co kompletnie nie pasowało do jego wcześniejszego zachowania. - Może będziemy spać w hotelu, co?
- Nie będziemy - Powiedziałem stanowczo, zsuwając się z blatu i stając na lekko drżących nogach. - Poza tym, przypominam ci, że jutro rano muszę spędzać czas z rodziną. Wiesz, że ich zaniedbuję ostatnio.
- No wiem... - Westchnął ciężko, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. - To wszystko przez to, że tak okropnie cię kocham. Wiesz, czasami się za to nienawidzę, bo zdaję sobie sprawę, że nie mogę kompletnie bez ciebie żyć, a gdy mam odwagę powiedzieć to na głos to zdaję sobie sprawę, że wcale nie chcę tego zmieniać.
Serce ponownie zabiło mi mocniej. Gdy patrzył na mnie z taką czułością, miałem wrażenie, że potrafi wyczytać każdą moją myśl, a jego dotyk wydawał się płonąć. Miałem wrażenie, jakby policzek, który gładził był dotknięty rozżarzonym metalem, ale było to na jakiś zaskakujący sposób przyjemne.
- Ty cholerny idioto... - Wyszeptałem, nie mogąc nawet na chwilę oderwać wzroku od jego oczu. A ten perwers bezczelnie to wykorzystywał, niemal paraliżując moje ciało. Widział jak żałośnie reaguję, więc wbijał we mnie to swoje spojrzenie, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Gładził chwilę mój policzek, nim przejechał kciukiem na usta, które delikatnie pogładził i rozchylił czułym gestem. Próbowałem podnieść dłoń i go odepchnąć, ale moje ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa. Oddychałem ciężko, wpatrując się w jego oczy, coraz bardziej hipnotyzujące i coraz bardziej pożądliwie. Gdy mnie objął, miałem wrażenie, że tracę wszystkie siły. Głupek, doskonale o tym wiedział. Widział, jak bardzo się trzęsę. A mimo to, wpatrywał się we mnie jeszcze bardziej pożądliwe, odbierając mi resztkę sił, która pozwalała mi się utrzymać na nogach. Byłem niemal zmuszony, by pokładać się na jego piersi. A gdy się uśmiechnął, byłem prawie pewny, że widziałem wilcze kły. Zadrżałem tylko, gdy wsunął dłoń pod moją koszulkę.
- Mamy całą noc dla siebie.... - Szepnął do mojego ucha. - A w tym domu muszą być pokoje, gdzie nikt nas nie usłyszy.
Jego dłonie były przerażająco, gdy przejeżdżał nimi po mojej skórze. Chociaż mógł to być też efekt tego, że ja byłem tak cholernie rozpalony. W dodatku byłem tak otumaniony jego dotykiem, że nawet nie zauważyłem, gdy podciągnął moją koszulkę. Nim zdążyłem zaprotestować, przyssał się do moich sutków, ssąc je i drażniąc językiem. Jęknąłem, odruchowo zaciskając dłoń na jego włosach.
- Nie... - Jęknąłem, oddychając coraz ciężej. Nie widziałem go ledwo tydzień. Jak mogłem się aż tak ekscytować jego dotykiem?
- Wystarczy jedno słowo - Szepnął mi do ucha, nadgryzając je lekko. - A zrobię, co tylko zechcesz. Powiedz mi tylko... gdzie...
Głupek... nawet mnie nie pytał, czy chcę to robić. Zupełnie jakby nie brał pod uwagi możliwości, że mogę nie mieć ochoty z nim sypiać. Nim zdążyłem mu to uzmysłowić, przyssał się do mojej szyi, ponownie powodując u mnie ciarki.
- Wielka szkoda, że nie możemy zrobić tego w basenie, co?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, przejechał palcami po moim kręgosłupie, zmuszając mnie do wygięcia się w łuk. Głupi, głupi wilk! Słowo daję, ja go kiedyś...
- Jacuzzi... - Szepnąłem nagle, czym zaskoczyłem sam siebie. Co dziwne, Tochi ani trochę nie wydawał się zaskoczony. Wręcz wydawał się spodziewać ode mnie, że wymyślę, gdzie możemy to zrobić. Chwycił mnie nagle za uda, podnosząc do góry. Jęknąłem niezadowolony, znajdując się w tak żenującej pozycji. Obejmując jego ciało udami, czułem każdy najmniejszy jego ruch. Niezadowolony objąłem jego szyję, żeby przypadkiem nie stracić równowagi. Nie miałem nawet siły powiedzieć, jak bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki mnie trzyma.
Niósł mnie, jakbym nic nie ważył, kierując się do schodów prowadzących na basen, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałem najmniejszych sił, by go odepchnąć. Dodatkowo czułem każdy jego krok, jak ocierał się swoim ciałem o moje spodnie, samym tym mnie rozpalając.
- Jak się napełnia jacuzzi? - Zapytał cicho, rozglądając się po płycie basenu. Oddychając ciężko, sięgnąłem do włączników. Korzystając z okazji, Tochi ponownie wpił się w moje usta. Gdy ja mimo otumanienia próbowałem uruchomić jacuzzi, Tochi złośliwie zaczął unosić i opuszczać moje ciało, ocierając moim kroczem o swoje. Jęknąłem, zaciskając pięści na jego koszuli.
- Nienawidzę... - Jęknąłem, coraz bardziej i bardziej podniecony.
- Wiem - Szepnął Tochi, perwersyjnie przejeżdżając językiem po moim uchu i szyi. Odchyliłem głowę do tyłu, o mało co nie tracąc równowagi. Tochi uniósł mnie jeszcze wyżej, pieszcząc przez koszulkę moje sutki.
- Tooochi... - Jęknąłem żałośnie, zaciskając nerwowo uda i sam unosząc się i opadając. To było okropne. Byłem tak rozpalony, że gdyby wziął mnie teraz tutaj, na płytkach basenu, jak kiedyś, nie miałbym nawet siły się sprzeciwić.
- Wiesz, brakuje mi tego, gdy rzucałeś mi się na szyję, gdy przyjeżdżałem - Szepnął ze złośliwym uśmieszkiem, w końcu łaskawie ruszając w stronę wanny. - Ale gdy spalasz się z pożądania, wyglądasz równie uroczo. Żałuję tylko, że nie możemy wylądować na łóżku. Wijąc się na prześcieradle musiałbyś wyglądać naprawdę uroczo.
- Głupek... - Szepnąłem z trudem, coraz bardziej i bardziej napalony przez każdy jego krok. - Jeżeli twoje rodzeństwo tutaj przyjdzie... to cię zabiję.
- Ale najpierw ja ich - Szepnął, wpijając się namiętnie w moją szyję. Jęknąłem, zamykając oczy. Nim się zorientowałem, co się stało, wylądowałem w gorącej wodzie, do połowie wypełniającej już jacuzzi. Gdy otworzyłem oczy, Tochi nacisnął jakiś guzik, włączając bicze wodne. Podniosłem na niego wzrok, nawet się nie przejmując, że wrzucił mnie do wody w ubraniach. Jego to też widocznie niezbyt obchodziło, bo zaraz dołączył do mnie, też w ubraniach.
- Tochi... jestem mokry... - Jęknąłem niezadowolony, opierając się o ściankę. Jeden z biczy wodnych przyjemnie gładził moje plecy.
- Już? - Uśmiechnął się perwersyjnie. - Szybko...
- Głupek... - Prychnąłem, dysząc ciężko. Tochi wpił się w moje usta, wsuwając dłonie pod mokrą koszulkę. Podciągnął ją do góry,  bez problemu chwilę potem ją ze mnie ściągając.
- Gdybyś wiedział, jak bardzo teraz seksownie wyglądasz - Szepnął, kładąc dłoń na moich spodniach. Nim zdążyłem się oburzyć, wpił się w moje usta. Jednym szarpnięciem rozpiął moje spodnie, które zaraz potem wylądowały na płytkach basenu. Całował mnie tak namiętnie, jakby nie widział mnie rok, a nie tydzień. Gdy w końcu skończył, lekko przygryzł moją wargę. - Nawet nie masz pojęcia, jak okropnie cię pragnę - Szepnął, bawiąc się moim ciałem. Ssał, całował i przygryzał jego części, z satysfakcją patrząc na to, jak coraz bardziej i bardziej mnie rozpala.
- Jesteś taki śliczny. Mam ochotę pożreć cię całego... - Szepnął, powoli zsuwając ze mnie bokserki. Jęknąłem niezadowolony, ale uniosłem posłusznie biodra, pozwalając się całkowicie rozebrać. Mimo tego, że byłem całkowicie nagi, cały wręcz płonąłem. - Odwróć się... - Szepnął. Gdy na niego spojrzałem, jeszcze bardziej zrobiło mi się gorąco. Wpatrywałem się w jego gołą, mokrą klatę i jarałem się, jak jakaś nastolatka.
- Nie chcę... - Jęknąłem, podnosząc na niego wzrok. Tochi tylko się uśmiechnął, całując mnie czule. Nagle chwycił mnie za biodra i odwrócił tyłem do siebie. Jęknąłem, gdy jeden z biczy wodnych zaczął zahaczać o mojego penisa.
- Nie... nie tutaj... - Jęknąłem, odrzucając głowę do tyłu.
- Właśnie tutaj - Szepnął, przygryzając moje ucho. - Rozluźnij się...
Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy zaczął we mnie wchodzić. Jęknąłem głośno, odrzucając głowę do tyłu. Otrząsnąłem się na tyle, żeby się uspokoić i nie poinformować wszystkich domowników, co takiego teraz robimy. Tochi dał mi chwilę, żebym się przyzwyczaił i zaczął się poruszać. Było mi tak dobrze... Jęczałem, poruszając biodrami w rytm ruchów Tochiego. Mimo rozkoszy, którą dostarczało mi samo jacuzzi, Tochi ani trochę mnie nie oszczędzał, bawiąc się moim ciałem. Położył dłoń na moich pośladkach i przejechał nią do góry, po moim kręgosłupie. Dreszcz, który mnie przeszedł, zmusił mnie do wygięcia się w łuk. Byłem prawie pewny, że Tochi uśmiecha się z satysfakcją, ale nic nie powiedział, poruszając się we mnie coraz mocniej i coraz szybciej.
- Kocham cię - Szepnął, pochylając się nad moim uchem. Otumaniony rozkoszą nawet nie mogłem mu odpowiedzieć. Zwłaszcza, że nawet nie próbował dać mi takiej możliwości. - Mój, jedyny, kochany, Zajączku...

niedziela, 15 maja 2016

Zajączek CXXV - Zażegnane spory

Leżeliśmy na kanapie dłuższą chwilę, rozkoszując się swoją obecnością. Najchętniej pozostałbym tak w jego uścisku do końca życia. Niestety, pukanie do drzwi odwróciło naszą uwagę. Gdy spojrzałem na Tochiego zobaczyłem, jak bardzo mu się nie podoba wizja dzielenia swojego czasu z kimkolwiek poza mną. Tym bardziej, że tym kimś miał być Rei.
- Dasz radę - Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, widząc jego minę. Tochi złożył na moim policzku pocałunek. Miałem wrażenie, że tym samym chce poprawić humor sobie, a nie mi. - Poza tym, przecież jeszcze trzy tygodnie i wyjeżdżamy wspólnie. A kto wie, może się dogadacie? - Tochi prychnął rozbawiony, ale nic nie powiedział. Wstałem z kanapy i podszedłem do drzwi.
- No cześć zajączku - Błysnął szerokim uśmiechem Rei, gdy otworzyłem mu drzwi. Tak podobnym, ale tak zaskakująco różnym od uśmiechu Tochiego. - Jest mój kochany braciszek? - Zapytał sarkastycznie, mijając mnie w progu.
- Ciebie również miło widzieć - głos Tochiego był tak lodowaty, że przez chwilę zastanawiałem się, czy na pewno należy od do niego. Zamknąłem drzwi i udałem się do salonu, gdzie już stali bliźniacy. Gdy tak mierzyli się lodowatymi spojrzeniami, wyglądali niemal jak odbicie lustrzane.
- No dobra, chyba musimy coś sobie wyjaśnić - Powiedział Tochi lodowato, gdy do niego podszedłem. Położył ręce na moich ramionach, jakby chciał się upewnić, że na pewno Rei nie zacznie się do mnie dobierać.
- Ojej, czyli jeszcze sobie tego nie wyjaśniliśmy? - Prychnął, unosząc głowę. Nie wydawał się ani trochę chcieć pogodzić się z Tochim. Z drugiej strony... on z kolei wydawał się chcieć tylko dopilnować, żeby Rei przestał się do mnie kleić. - Myślałem, że dość dobitnie przekazałeś mi, co myślisz o naszym wspólnym wypadzie - Powiedział chłodno. Oczywiście chodziło o to, jak oberwało mu się od Tochiego, gdy nas nakrył. Poczułem jeszcze większy uścisk na moich ramionach.
- Owszem, ale nie powiedziałem ci, co myślę o tym, że kleisz się do zajączka.
- Ojej... myślisz, że się tym przejmuję? - Skrzyżował ręce na piersi i przekręcił głowę na bok. - Ty i ten twój żałosny związek? - Z jakiegoś powodu miałem wrażenie, że tym razem jest naprawdę zły. Stracił typową dla siebie złośliwość i był po prostu... zły.
- Skoro cię nie obchodzi, to dlaczego od początku próbujesz go zniszczyć? Najpierw zmusiłeś mnie, bym pojechał do rodziców, potem się wpraszałeś, a potem zaszantażowałeś zajączka, żeby z tobą pojechał. I nie, on mi tego nie  powiedział. Wiem od jego brata.
- Dlaczego? - Rei nie wyglądał na przejętego tym, że Tochi o wszystkim wie. Uśmiechnął się złośliwie, co uspokoiło mnie tylko trochę. - Bo mam cię serdecznie dość - Zrobił krok do przodu, stając na przeciwko Tochiego. A ponieważ stałem pomiędzy nimi, poczułem się wyjątkowo niekomfortowo.
- Zachowujesz się tak, jakby nic cię nie obchodziło. Przynosiłeś nam wstyd od zawsze. Żeby w rodzinie prawniczej wyrósł ogrodnik... pf... nawet nie wiesz jakie to było żenujące, gdy musieliśmy na to patrzeć i słuchać od wszystkich co jest z tobą nie tak.
- A mylisz, że dla mnie było komfortowe? Od początku wmawiali mi, kim mam być i co robić. W dodatku wszystko czego się dorobiliśmy to zasługa dziadka, a o nim całkowicie zapomnieliście, bo nie był tak bogaty jak wy.
- Może dlatego, że nic nie próbował ze sobą zrobić? Był zwykłym ogrodnikiem. Nam udało się z tego wyrwać, a on nawet nie próbował. Przynosił nam wstyd.
- Bo był szczęśliwy z tego, co robił. A ja jestem szczęśliwy będąc leśniczym. To znacznie lepsze niż uczenie się dnie i noce jakichś głupich paragrafów i bycie prawnikiem. Myślisz, że dlaczego się wyprowadziłem?
Pochylił się w stronę Reia, jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nimi.
- Może teraz jeszcze będziesz mi wmawiał, że nie chodziło ci o tą tępą laskę, z którą się umawiałeś? - Z jakiegoś powodu poczułem nagły przypływ sympatii do Reia.
- Owszem, chodziło. Chodziło o to, że wszystko co miałem, próbowałeś mi odebrać i że wszystkie osoby, które mnie otaczały skupiały się tylko na pieniądzach. I tego, że oczekiwaliście, że ja będę taki sam.
- Bo powinieneś - Powiedział Rei, znowu przyjmując chłodną postawę. - W końcu należysz do naszej rodziny do cholery.
- A może właśnie dlatego nie chcę być częścią waszej rodziny? Chcę po prostu... - Wziął głębszy oddech. - Chcę po prostu być szczęśliwy. I nie potrzebuję do tego pieniędzy. Potrzebuję do tego osób, którym mogę zaufać. Nawet jeżeli to oznacza, że resztę życia będę musiał spędzić w lesie. Zwłaszcza, że znalazłem kogoś, kogo mi nie odbierzesz.
- Oh, serio myślisz, że musiałem się starać o tą całą Korę? Sama się o mnie starała, bo chciała żyć na poziomie. A ty łudziłeś się, że ona jest inna. Gdybym nie zaczął się z nią umawiać, straciłbyś znacznie więcej niż tylko osobę, na której ci zależało.
Ręce Tochiego lekko drżały ze wściekłości. Wspomnienia jego byłego związku musiały być bolesne, zwłaszcza, gdy o tym mówił Rei. Chociaż wydawało mi się, że na pokrętny sposób zrobił Tochiemu przysługę umawiając się z Korą.
- Dla mnie to już nieistotne. Jak chcesz możesz nawet ty się z nią związać. Ja chcę tylko żyć w spokoju, najlepiej z dala od was wszystkich.
- To dla ciebie takie typowe... Po prostu uciec i zapomnieć, że też masz rodzinę.
- Rodzinę? - Tochi był równie zaskoczony, co zły. - Rodzinę, która nigdy nie akceptowała tego, że chcę być po prostu sobą? Że nie chcę być jak oni prawnikiem? Że wolę zajmować się roślinami, niż książkami? Tak się nie zachowuje rodzina.
- I dlatego zdecydowałeś się uciec?
- Tak, uciekłem, bo miałem was serdecznie dosyć. Co w tym jest takie trudne do zrozumienia?
Przez chwilę panowała między nimi nerwowa cisza. Wpatrywali się w siebie bez słowa, ale ich spojrzenia mówiły więcej niż mogliby przekazać słowami. Przez chwilę, gdy wpatrywali się w siebie tak chłodno, wyglądali niemal jak lustrzane odbicia.
- Więc kazałeś mi tu przyjść, żeby mi powiedzieć, że nie chcesz mnie więcej widzieć? Jeżeli tak, o wiele łatwiej by było się po prostu do mnie nie odzywać.
- Tochi chciał się pogodzić - Powiedziałem tak nagle, że sam byłem tym zaskoczony. Chyba nawet oni zapomnieli o mojej obecności, bo spojrzeli na mnie, jakby dopiero co sobie przypomnieli, że jeszcze tu jestem. Chociaż mogło równie dobrze chodzić o to, co powiedziałem. - Wiem, że za sobą nie przepadacie. Zresztą, rozumiem Tochiego w stu procentach - Rei uniósł brew, wsłuchując się w moją wypowiedź. - Ale jesteście rodziną. Kto, jak nie wy, macie się dogadać? W końcu przeszliście niemal to samo, prawda? Byliście podobnie wychowywani, nawet jeżeli macie inne spojrzenie na swoje życie. Rodzice nigdy nie zrozumieją was tak, jak wy sami. Dlatego powinniście chociaż trochę spróbować się zrozumieć...
Zerkałem to na jednego, to na drugiego, ale żaden z nich nie wydawał się mieć ochoty odpowiadać. Dłuższy czas panowała napięta cisza.
- A jeżeli nie chcemy się dogadać? - Zapytał po chwili Rei, wracając do swojego typowego, złośliwego tonu.
- To przynajmniej spróbujecie. A jeżeli się nie uda, to zapomnicie, że mieliście brata bliźniaka - Kiedy żaden z nich dłuższy czas się nie odezwał, kontynuowałem. - Zresztą, przypominam, że jeszcze dzisiaj ma przyjechać Mei i Su, może uda wam się dogadać we czwórkę. W końcu jesteście rodzeństwem...
Rei wbił we mnie wzrok, przez który aż przeszły mnie dreszcze. Tym bardziej, gdy uśmiechnął się kącikiem ust.
- Nie jesteś jednak aż taki głupi. Albo jesteś i dodatkowo naiwny - Prychnąłem, sam krzyżując ręce na piersi. Rei spojrzał na Tochiego, na mnie, Tochiego i znowu na mnie, ale nic nie powiedział. Dyskretnie stanąłem Tochiemu na nodze, żeby się odezwał. Ten westchnął ciężko.
- Możemy spróbować się dogadać - Powiedział, chociaż widać było, że sprawiło mu to niemal fizyczny ból. Podniosłem wzrok na Reia. Wydawał się tak samo niepocieszony tą wizją, jak Tochi.
- Gh... no dobra... - Westchnął ciężko.
- Ale masz przestać dobierać się do zajączka - Dodał po chwili Tochi, obejmując mnie za szyję. Nie był to chyba dobry ruch, bo uśmiech, który wykwitł na twarzy Reia jasno świadczył o tym, że dokładnie to teraz zamierza.
- Ojej, a nie możemy się nim podzielić - Na ustach Reia znowu pojawił się złośliwy uśmieszek. Przysunął się tak blisko Tochiego, że niemal pokładał się na mnie. - W końcu jesteśmy braćmi, co?
Uścisk na mojej szyi jeszcze bardziej się wzmógł. Naprawdę, w tej chwili czułem się jak w jakimś kiepskim trójkącie.
- Odsuń. Się. Od. Niego - Wycedził Tochi, patrząc lodowato na brata.
- Ojej, nie ufasz mu? - Rei położył dłonie na moich ramionach, co sprawiło, że poczułem się tylko jeszcze bardziej zażenowany.
- Nie ufam tobie. I zabieraj swoje łapy - Powiedział chłodno Tochi. Nie byłem pewny, czy powinienem się wycofać, czy stać tu i pilnować, żeby się na siebie nie rzucili.
- Daj spokój, przecież nie zrobię mu krzywdy.
- Nie ufam ci za grosz. Jeżeli mam cię znosić, na pewno musisz przestać się do niego kleić.
- Od razu kleić...
Nie dokończył. Naszą uwagę odwrócił dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciliśmy się w stronę wejścia, gdzie zaraz potem stanęły Mei i Su. Przez chwilę nie mogłem ich poznać, bo wyglądały zupełnie inaczej niż na co dzień. Miały na sobie krótkie, czarne sukienki w gotyckim stylu, przylegające do ciała. Paski z kieszeniami w podobnym stylu jeszcze bardziej potęgowały ten efekt. Dodatkowo nosiły długie rękawiczki bez palców, za to z czarno-białymi paskami.
Gdy nas zobaczyły, przez chwilę wyglądały na dość skonsternowane, a my zbyt zaskoczeni, by chociażby się ruszyć. Minęło kilka chwil, w których wpatrywaliśmy się w siebie tępo, nim bliźniaczki w końcu odzyskały głos.
- Przeszkadzamy? - Zapytały w tym samym momencie otrząsając się z zakłopotania. Dopiero teraz dotarło do mnie w jak żałosnej sytuacji się znajdowałem. Obejmowany przez Tochiego, prawie molestowany przez Reia i to w takiej pozie, jakby sami zaczęli się do siebie kleić.
- Nie - Odpowiedzieliśmy niemalże w tym samym czasie. Mi się udało odzyskać na tyle świadomości, żeby odepchnąć od siebie Reia i wyrwać się z uścisku Tochiego.
- Nie miałyście być wieczorem? - Zapytałem, momentalnie zalewając się rumieńcem.
- Miałyśmy.
- Ale stwierdziłyśmy, że będzie bezpieczniej dla wszystkich, jak przyjedziemy wcześniej.
- Spodziewałyśmy się, że możemy w czymś przerwać, ale...
- Nie że aż tak.
Mówiły z typową dla siebie beznamiętnością, ale patrzyły na nas z pewną... sam nie wiedziałem jak to określić. Wyglądały na zażenowane naszym zachowaniem.
- W niczym nie przeszkodziłyście - Powiedziałem natychmiast, ale po ich minach widziałem, że mi nie wierzą. - Oni... Tochi i Rei po prostu rozmawiali... a ja całkiem przypadkiem stałem między nimi.
- Wiesz nam Usagi, wiemy, jak rozmawiają ze sobą Tochi i Rei.
- I na pewno nie staliby tak blisko siebie.
- Ale to prawda! - Z każdą chwilą czułem się coraz bardziej zażenowany. Tym bardziej, że żaden z tych kretynów nie wydawał się ani przejmować tym, co właśnie insynuują ich siostry, ani tym, jak okropnie to wyglądało.
- Daj spokój Zajączku - Na ramieniu poczułem dłoń Tochiego. Jego głos był łagodny i spokojny, chociaż nieco zmęczony. - Mei i Su paringują facetów nałogowo. Nie widziałeś ile gejowskich mang mają w ukrytej szafce w swoim pokoju.
Spojrzałem zaskoczony na Tochiego, ale nic nie wskazywało na to, żeby żartować. Tym bardziej, jak ponownie spojrzałem na bliźniaczki. Ciągle unosiły dumnie głowy, ale na ich twarzach dostrzegłem delikatny rumieniec, który jednocześnie pasował do ich wyglądu i całkowicie nie pasował do charakteru. Dodatkowo podniesione ramiona świadczyły o tym, że naprawdę są zirytowane.
- Nie mów czegoś, jeżeli nie masz o tym pojęcia, Tochi - Powiedziała chłodno jedna z nich, usilnie starając się uniknąć nawiązania z nim kontaktu wzrokowego. Musiałem przyznać, że ich rodzinka nie przestawała mnie zaskakiwać.
- Jasne i niby nie miałyście listy chłopaków z waszej klasy i który do którego pasuje? - Dodał Rei ze złośliwym uśmieszkiem, krzyżując ręce na piersi i pochylając się w ich stronę.
- Nie mamy pojęcia o co ci chodzi - Powiedziała druga z bliźniaczek, reagując w podobny sposób jak jej siostra.
- A ten wasz zeszyt, gdzie sklejałyście ze sobą zdjęcia facetów?
- Nie mieliście prawa do niego zaglądać.
- Ani w ogóle zaglądać do naszego pokoju.
- Dajcie spokój - Rei machnął ręką. - Oberwało nam się po tym jak nigdy. Ale ostatecznie was nie wydaliśmy. A szkoda, chciałbym zobaczyć co by powiedziała ta stara wiedźma.
Miałem dziwne wrażenie, że ,,stara wiedźma" to było określenie ich guwernantki, ale nie byłem co do tego przekonany. Zresztą, przestałem o tym myśleć, gdy zobaczyłem minę Tochiego. Widziałem, jak usilnie starał się to ukryć, ale na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech rozczulenia. Wyglądało na to, że nawet on miał miłe wspomnienia z dzieciństwa.
- Nie miałeś prawa się z nas nabijać. Sami czytaliście jakieś sprośne komiksy, które kupowali wam jacyś starsi goście.
- Ale my się z tym nie kryliśmy - Rei uśmiechnął się z wyższością. - Zresztą, my nigdy nie byliśmy idealnymi chłopczykami.
Dziewczyny oparły ręce na biodrach, przez co wyglądały bardziej na zbuntowane nastolatki niż dojrzałe dziewczyny, za które od początku je uważałem. - A wy zawsze uchodziłyście za perfekcyjne. To byłoby niedopuszczalne, gdyby ktoś z rodu Shiba czytał jakieś gejowskie pornosy, co? - Błysnął złośliwym uśmieszkiem.
- N-nawet jeżeli coś takiego miało miejsce... - Zaczęła jedna z bliźniaczek, jeszcze bardziej się rumieniąc.
- To przynajmniej my nie przeżywałyśmy czegoś takiego na żywo.
Jak na rozkaz spojrzenia wszystkich padły na mnie i Tochiego. Ja momentalnie zalałem się rumieńcem, ale Tochi wydawał się nawet tym nie przejmować. Wzruszył tylko ramionami, nieudolnie usiłując powstrzymać uśmiech, który od kilku minut nie schodził z jego twarzy.
- Cóż, ja mogę, zawsze byłem czarną owcą w rodzinie - Pozwolił w końcu sobie na niewinny uśmiech. Nie pamiętałem, żeby kiedyś uśmiechał się tak do swojego rodzeństwa. Ale... w tej chwili stało się coś dziwnego. Momentalnie wszyscy przestali się kłócić i irytować. Mei i Su uśmiechnęły się delikatnie, mimo rumieńca, co wyglądało naprawdę uroczo i nawet Rei przez chwilę nie wyglądał jak skończony dupek.
- Nie byłeś... - Powiedziały bliźniaczki, w końcu przekraczając próg przedpokoju.
- Trochę przesadzałeś z tym ogrodnictwem i to było trochę nie do zniesienia, ale...
- Jesteś i zawsze byłeś naszym bratem. Musiałyśmy cię tolerować, nawet jeżeli nie podobało nam się to, co robisz.
- I przynosiłeś nam wstyd - Spojrzałem na Reia. Mimo to, co powiedział, wyglądał na całkiem... o ile to możliwe w tym wypadku, szczęśliwego. - Ale pewnie wkurzałbyś mnie tak samo, gdybyśmy byli tak samo podobni, jak Mei i Su - Wzruszył ramionami. Nie byłem pewny, co dokładnie się stało, ale wyglądało na to, że... w końcu się pogodzili? Albo przynajmniej zaczęli się tolerować. Może rzeczywiście potrzebowali tylko prawdziwej rozmowy? W końcu zawsze jak rozmawiali to tylko się kłócili. Zabawne, ale chyba jedyne czego potrzebowali to zwyczajnie chwili, w której zapomnieliby, jak bardzo się od siebie różnili.
- W końcu jesteśmy rodziną - Bliźniaczki wzruszyły ramionami, wciąż uśmiechając się delikatnie.
- Nie chciałeś mieć z nami kontaktu, ale jesteś i zawsze będziesz naszym bratem.
- I nawet jeżeli nam się nie podobają niektóre twoje decyzje, to dalej będziemy twoją rodziną.
- I mimo życia, jakie wybrałeś
- I jakiego nie rozumiemy
- To i tak będziemy chciały mieć z tobą kontakt.
- Dlatego cieszymy się, że ty też chcesz spróbować się z nami dogadać.
Wyłapałem niepewne spojrzenie Tochiego. Nie miałem nic przeciwko temu, żeby nie powiedział, że to mój pomysł. Lepiej byłoby, żeby wszyscy myśleli, że naprawdę on tego chciał, niż żeby się dowiedziały, że to ja na to nalegałem.
- Jasne...
- Trochę czasu minęło - Powiedziałem, zwracając na siebie uwagę, gdy tylko zauważyłem, że Tochi nie ma pojęcia co powiedzieć. - Ale teraz... chyba jest okazja, żebyście spróbowali się dogadać? Na przykład... - Zerknąłem przez ramię w stronę Reia. - Moglibyście się umówić, że wy w końcu zaakceptujecie życie Tochiego, jakie chce prowadzić, przestaniecie go przekonywać, żeby je zmienił, a on będzie was raz na jakiś czas odwiedzał.
Nim Tochi zdążył się odezwać, dyskretnie nadepnąłem mu na stopę. Nie zdążył więc nawet zaprotestować. Przytłoczony spojrzeniami swojego rodzeństwa, najpierw wbił we mnie spojrzenie, nim się odezwał.
- Brzmi całkiem sprawiedliwie - Powiedział w końcu, uśmiechając się delikatnie. Bliźniaczki spojrzały po sobie, a potem przeniosły wzrok na Reia.
- Nam pasuje - Powiedziały natychmiast. Wzrok wszystkich padł na Reia. Ten nie wydawał się zachwycony, ale prędzej czy później musiał się w końcu odezwać.
- Jasne... - Uśmiechnął się złośliwie, unosząc głowę. - Ale bierzesz ze sobą zajączka.
- Ha... chwila, ale...
- Zgoda - Odezwał się Tochi, nim ja zdążyłem się sprzeciwić. No jasne, dla niego to było znacznie wygodniejsze mieć mnie przy sobie.
Cóż... wyglądało na to, że przez przypadek stałem się już częścią jego rodziny. To było naprawdę dziwne. Z drugiej strony, wszyscy wydawali się być szczęśliwi. No i po tylu latach Tochi w końcu się z nimi prawie dogadał. Wyglądało na to, że wszystko powoli zaczynało się układać.

sobota, 7 maja 2016

Zajączek CXXIV - W międzyczasie

Cóż, ankieta się skończyła i dla części osób mam niestety złe wieści. Powoli będziemy kończyć serię ,,Zajączek". Większość osób(niewiele, ale wciąż) głosowało za tym, żeby zacząć już nową serię. Wierzcie mi, dla mnie też to jest bolesne, bo to moja najdłuższa seria i szczerze mówiąc mogłabym poprowadzić jeszcze z jeden wątek przynajmniej, ale nie chcę, żeby seria ta zrobiła się męcząca. 
W tej chwili przewiduję jeszcze kilka postów, gwoli zakończenia wszystkich spraw, które trzeba dokończyć. 
Na dniach pojawi się ankieta, jaką serię chcielibyście kolejną(mam kilka pomysłów, powicie, który wam się najbardziej podoba) przy okazji dodam krótki opis każdej z nich, żebyście mogli zdecydować. A tymczasem...
***************************


- Usagi... Usagi... - Mruknąłem coś, wyrwany ze słodkiego, głębokiego snu. Gdy nawoływanie nie ustawało, odwróciłem się na drugi bok, wtulając się w źródło ciepła. - Tochi, mógłbyś proszę go obudzić? Wiesz, to nie będzie zbyt komfortowe ani dla mnie, ani dla niego, gdy się obudzi - Głos dochodził z daleka, ale był całkiem wyraźny. Po chwili dotarło do mnie jeszcze trzaśnięcie drzwiami i ponownie mogłem się rozluźnić.
- Zajączku... - Słysząc nad sobą kolejny głos, schowałem się pod kołdrą. - Wiesz, nie mam nic przeciwko temu, żebyś tu leżał, ale chyba nie chciałeś, żeby twoje rodzeństwo przyłapało nas w takiej sytuacji.
Przez chwilę nie odzywałem się. Było mi zbyt przyjemnie, żebym miał ochotę wstawać. Dopiero po dłuższym czasie powoli zaczęło coś do mnie docierać?
- ...co? - Zapytałem półprzytomny, walcząc ze sobą, żeby otworzyć oczy.
- Hana się zdenerwuje. Znowu będzie zła, że cię wykorzystuję.
Zamrugałem kilka razy, rozglądając się po pokoju. Czarne, czerwone i białe meble wyglądały znajomo, ale nie mogłem ich skojarzyć. Gdy coś zaczęło do mnie docierać, w panice zerwałem się z łóżka. Tochi leżał koło mnie, podpierając się na łokciach i patrzył na mnie z rozczuleniem.
- Dzień dobry - Powiedział z uśmiechem.
- C-c-c-c-c... dlaczego spaliśmy w jednym łóżku?! - Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żeby do czegoś doszło, ale niepokoił mnie fakt, że spałem tylko w koszulce i bokserkach.
- Przyszliśmy, rozmawialiśmy, a potem poszliśmy spać.
- A w którym momencie zdjąłem spodnie? - Zapytałem chłodno, ubierając się szybko do końca. Po jego uśmiechu mogłem stwierdzić, że zadałem wyjątkowo niefortunne pytanie. Odwróciłem wzrok w momencie, w którym zacząłem się czerwienić.
- Kiedy poszedłeś spać. Wyglądało, że jest ci niewygodnie, więc je ściągnąłem.
- Następnym razem, albo mnie obudź, albo zwyczajnie zostaw - Prychnąłem, zakładając i zapinając spodnie. Zamarłem nagle, gdy coś do mnie dotarło...
- Tochi... - Zapytałem bardzo powoli i odwróciłem się w jego stronę. - Czy był tu przed chwilą ktoś z mojego rodzeństwa?
- Hm? - Tochi usiadł na łóżku, przeczesując zmierzwione włosy. Całe szczęście on został chociaż w piżamie.- A, tak, Kashikoi był przed chwilą. Prosił, żebym cię obudził - Błysnął uśmiechem, kompletnie nic sobie nie robiąc z mojego zażenowania.
- Tochiii... ja... ja chyba... gh, ja chyba cię zabiję! - Wybuchłem, coraz bardziej zażenowany. - Świetnie, nawet teraz... Idę do siebie! - Krzyknąłem, ruszając do wyjścia. Kashkoi musiał się świetnie bawić, gdy zobaczył nas w takim stanie. Cholera, żeby tylko nikt inny nie zauważył nas w takiej sytuacji...
- Nie zwalaj na mnie winy. Masz już siedemnaście lat. Czas najwyższy, żebyś zaczął brać odpowiedzialność za ciebie - Uśmiechnął się promiennie, wstając z łóżka. Zmierzyłem go lodowatym spojrzeniem, z czego naturalnie nie zrobił sobie nic. - Zresztą, dzisiaj wyjeżdżam, przez jakiś tydzień się nie zobaczymy... chciałem ostatni raz się wyspać przy tobie.
Prychnąłem, dłuższy czas unikając jego spojrzenia.
- Musisz wyjeżdżać, co? - Zagadnąłem, usilnie starając się udawać, że nic mnie to nie obchodzi.
- Chciałbym zostać, wiesz o tym. Ale muszę zaopiekować się zwierzakami. Risowi odbija, jak mnie długo nie ma.
- Gh... tak się przejmujesz tą wiewiórką?
- Nie tylko. Wiesz, że zwierzaki mnie potrzebują. Ktoś musi się nimi zająć. Bardzo będziesz tęsknił? - Szepnął, obejmując mnie od tyłu.
- Nie będę - Powiedziałem natychmiast, krzyżując ręce na piersi. Tochi zaśmiał się krótko, ściskając mnie mocniej. - Czyli co, w najbliższym czasie spotkasz się z Reiem? - Zagadnąłem, zerkając na Tochiego przez ramię.
- Niestety - Westchnął, mocniej mnie przytulając. - Mam tylko nadzieję, że nie zrobię mu przy tym krzywdy.
- Wiesz… jestem raczej zdania, że powinniście poradzić sobie sami, ale jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy, to… mogę się poświęcić.
Tochi błysnął uśmiechem, składając na moim policzku delikatny pocałunek.
- Dzięki zajączku. Jakoś… ech, postaram się zgadać z Reiem i dam ci znać. Ale… jeżeli cię tknie, to przysięgam, że go zamorduje - Jeszcze mocniej mnie przytulił, upewniając się, że w tej chwili należę do niego. - Ty nie możesz pojechać ze mną, co?
- Wiesz, że to niemożliwe - Odwróciłem się przez ramię. - Muszę spędzić trochę czasu ze swoją rodziną… jestem im to winien.
Tochi westchnął, jeszcze raz mnie przytulając.
- Tak, wiem… ale i tak będę tęsknił.

Tochi zjadł z nami jeszcze śniadanie, nim zebrał się do domu. Nie chciałem się z nim rozstawać, ale obaj wiedzieliśmy, że nie mamy wyboru. Pozwoliłem sobie odprowadzić go do ulicy, skąd nasz kierowca miał odwieźć go na przystanek autobusowy.
- Będę pisał - Uśmiechnął się do mnie czule, zarzucając plecak na ramię - Więc widzimy się za tydzień, tak?
- Wiesz... jestem winny mojej rodzinie trochę czasu. Ostatnio okropnie ich zaniedbuję. No i jeszcze muszę zająć się firmą i... - Nerwowo przetarłem ramię, unikając jego spojrzenia. - No wiesz, mam obowiązki i chciałbym się z tobą zobaczyć, ale... - Cholera, dlaczego wytłumaczenie tego musiało być takie trudne? - Postaram się przyjechać na jakiś weekend, albo chociaż jeden dzień, ale...
- Nie denerwuj się, Zajączku, rozumiem. Twoja rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, wiem. W najgorszym wypadku zobaczymy się na naszym wyjeździe, tak?
- Z całą pewnością - Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu. Tochi co prawda nie wydawał się zły, ale i tak było mi źle z faktem, że nie mogę go zobaczyć.
- Nie przejmuj się tym już - Oparł dłonie na moich ramionach, ale gdy pochylił się nade mną, nagle jakby się otrząsnął i przypomniał sobie, że jesteśmy na ulicy. Zrezygnował więc z pocałunku i tylko przytulił mnie do siebie.
- Dzięki... - Szepnąłem. Ostatnie co było nam teraz potrzebne, to dodatkowy rozgłos. Nawet jeżeli w pobliżu był tylko kierowca. Tochi rzucił mi ostatni uśmiech i wszedł do środka limuzyny. Siedząc już w środku, otworzył okno. Pochyliłem się w jego stronę, wsuwając głowę do środka limuzyny. - Możesz dzwonić i pisać kiedy tylko zechcesz. Odbiorę, cokolwiek by się nie działo - Mruknąłem cicho, odwracając wzrok. Nie wiedziałem jak inaczej mu przekazać, że będę tęsknił, żebym nie umarł z zażenowania.
- Będę dzwonił i pisał. I wysyłał zdjęcia, a nawet listy. A jak nie będziesz odbierał w dzień, zadzwonię w nocy - Uśmiechnąłem się. To był jego sposób na powiedzenie mi, że mnie kocha. Z tym, że on nie potrzebował skomplikowanych słówek. - Kocham cię nad życie, wiesz?
- Wiem - Uśmiechnąłem się delikatnie. Rozejrzałem się, czy chodnikiem nikt nie idzie, a kierowca jest zajęty czekaniem, aż skończymy się żegnać i wsunąłem głowę głębiej. Nie musiałem robić nic więcej, by Tochi zrozumiał. Złożył na moich ustach krótki pocałunek, usilnie wpatrując mi się w oczy. Gdy musiałem się odsunąć, miałem wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi serce. Cholera, dlaczego musiałem tak okropnie go kochać? I dlaczego musiałem cierpieć tak mocno ze świadomością, że mogę go nie widzieć miesiąc?

Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę myślał w ten sposób, ale nawet zaczęło mi brakować spokojnego życia w lesie. Od kiedy wróciłem do domu, przytłoczył mnie ogrom prac. Musiałem nadrobić zaległości, pomóc pracować mu nad firmą, a także projektami. Nie wspominając o wszystkich spotkaniach firmowych, jakie musiałem nadrobić. Nie mogłem się rozpraszać... nawet jeżeli miałem nie widzieć Tochiego przez kilka tygodni... a może nawet miesiąc.
Między innymi musiałem zaakceptować schemat naszej firmy, który wcześniej pokazywał mi Raito. Tym razem Mite pokazał mi dokładnie wszystkie aspekty, z bardziej profesjonalnego punktu. Całe szczęście, że mniej więcej znałem już cały ten schemat, bo gdybym musiał analizować go w tej chwili, to byłby prawdziwy koszmar. Cholera, jestem facetem! Powinienem umieć rozdzielić osobę, na której mi zależy, od pracy.
Nawet gdyby nie te spotkania, nie miałem nawet chwili, żeby odetchnąć. Wiedziałem, że to moja wina, bo ostatnio zaniedbałem wszystko, oprócz Tochiego, dlatego nie zamierzałem nawet się skarżyć. Chociaż gdyby nie regularne wiadomości z Tochim, z całą pewnością umarłbym ze zmęczenia.
,,Możesz wpaść?" - Napisanie tych słów było trudniejsze, niż bym się spodziewał. Nie sądziłem też, że tak bardzo będę miał ochotę go zobaczyć. Ale po całym tygodniu dosłownie umierałem z wykończenia i chciałem móc odpocząć przy nim. Chociaż mógł to być objaw masochizmu, że zamiast odetchnąć w weekend, chciałem opiekować się Tochim. Zostawiłem na chwilę lekcje, wpatrując się uporczywie w telefon. Gdy rozbrzmiał dźwięk wiadomości, niemal podskoczyłem na krześle.
,,Zabawne, że piszesz. Chciałem się spotkać z Reiem i z nim porozmawiać, ale on uparł się, że zobaczy się ze mną dopiero wtedy, gdy też będziesz. Nie podoba mi się to, ale chyba najlepiej by było, jakbyśmy się spotkali we trójkę. Oczywiście wszystko zależy od ciebie, czy się zgodzisz. Jak tak, przyjadę jutro z rana.
P.S co powiesz na romantyczny weekend w twoim domku?"
Czytając ostatnie zdanie, zalałem się rumieńcem. Głupek... co on sobie wyobrażał? Z drugiej strony... romantyczny weekend we dwoje...
Gh... co się ze mną działo?! Co ja jestem, dziewczyna, żeby aż tak się ekscytować?!
,,Przekaż Reiowi, że się zgadzam. Ale z Mei i Su też musisz się zobaczyć. Ja mogę robić za pośrednika"
Z bólem serca spojrzałem na stosy pracy domowej. Najchętniej w końcu poszedłbym odpocząć, ale jeżeli chciałem móc mieć chociaż trochę wolnego w weekend, musiałem zrobić to teraz.
Dzień się skończył niepokojąco szybko. Udało mi się odrobić wszystko, ale byłem naprawdę wykończony. Poprosiłem służbę o przygotowanie mi kąpieli i przez dobre pół godziny rozkoszowałem się w ciepłej wodzie. Dopiero potem niemal rzuciłem się na łóżko, momentalnie zasypiając.

Gdy się obudziłem, natychmiast spojrzałem na telefon. Oczywiście znajdowała się już tam wiadomość od Tochiego.
,,Ech... niech ci będzie. Umówię się z Reiem na sobotę, a wieczorem pójdziemy na kolację z Mei i Su. Możesz wybrać miejsce"
,,Mój domek. O której będziesz?"
,,Za kilka godzin, właśnie wyjechałem :)"
Zebrałem się błyskawicznie i zszedłem na dół. Akurat służba nakrywała już do stołu, a Hana i Kashikoi siedzieli przy stole.
- Witaj braciszku - Uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Jakieś plany na dzisiaj?
Skonsternowany odchrząknąłem w zaciśniętą pięść, unikając ich spojrzenia.
- Będę zgadywać... znowu widzisz się z Tochim?
- Tak... przepraszam - Mruknąłem, siadając do stołu. - Chodzi o to... że Tochi chce się dogadać ze swoim rodzeństwem, a ja mam mu w tym pomóc...
- W porządku, przez cały tydzień od rana do wieczora pracowałeś, należy ci się trochę odpoczynku
Podniosłem wzrok na Kashikoia. Uśmiechnął się do mnie łagodnie, biorąc łyka postawionej przed nim kawy.
- Ale.. może jutro pójdziemy na jakiś piknik? - Zaproponowałem nieśmiało. W końcu spędzałem z nimi ostatnio tak mało czasu. Ostatnio praktycznie tylko wtedy, jak razem pracowaliśmy. - Tylko nasza piątka - Uśmiechnąłem się promiennie.
- To świetny pomysł - Hana radośnie klasnęła w dłonie. - Nie mamy żadnych planów na jutro, prawda? - Spojrzała pytająco na brata.
- Nie mamy. Czyli ustalone. O, Raito, Enma, świetnie się składa, że was widzę. Jutro cały dzień spędzamy na pikniku.
Raito momentalnie się rozpromienił. Enma co prawda nie była zachwycona, ale najważnejsze, że się zgodziła. No a za kilka godzin miałem zobaczyć się z Tochim. Nerwowo zerknąłem na kalendarz w jadalni. Zostały trzy tygodnie do naszego wspólnego wyjazdu z Tochim. Tylko ja, on i ocean... cholera, znowu się rozmarzyłem.
***
Zaraz po śniadaniu ruszyłem do mojego mieszkania. Oczywiście to było puste, więc, żeby zabić czas, zabrałem się za projektowanie. To chyba był już jakiś objaw pracoholizmu... Stworzyłem kilka strojów, wykrojem i kształtem przypominające różne kwiaty. Wyglądało to najlepiej jako stroje dla małych dzieci, bo były całkiem urocze ale przy odpowiedniej figurze i wykroju, mogły wyglądać fantastycznie na kobietach o odpowiedniej figurze. Zastanawiałem się, czy nie zrobić z Hany naszej modelki. Miała naturalną urodę, była urocza i miała świetną figurę. Nadawałaby się do reklamowania tego typu ubrań. Z tym, że pewnie sama by się na to nie zgodziła.
Słysząc pukanie, niemal poderwałem się z miejsca. Pracowałem w jadalni, żeby słyszeć, jak ktoś przyjdzie i niemal rzuciłem się w stronę drzwi. Byłem naprawdę głupi... tak się ekscytować po tym, jak nie widziałem go ledwo tydzień.
Stanąłem przed drzwiami, ale nim je otworzyłem, musiałem wziąć kilka głębokich wdechów. Gdy udało mi się uspokoić, otworzyłem drzwi na oścież.
- Witaj zajączku - Uśmiech Tochiego sprawił, że moje serce wydawało się topić.
- Cześć - Wydusiłem z siebie. Chciałem odsunąć się o krok, żeby zrobić mu miejsce, ale nim zdążyłem, chwycił mnie za koszulę i pocałował namiętnie. Jęknąłem w jego usta, ochoczo przyjmując jego pocałunek. Oparł dłonie na moich ramionach i delikatnie popchnął mnie do środka mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
- Tęskniłem - Szepnął, uwalniając w końcu moje usta.
- Wiem... - Mruknąłem, odwracając wzrok.
- Nie mogę się doczekać, aż skończysz szkołę - Uśmiechnął się promiennie, ściągając buty i wchodząc do salonu. - Nie macie tu służby, prawda? Jesteś głodny?
- Nie, nie jestem - Przewróciłem oczami. Teraz to Tochi się zachowywał, jakbyśmy byli co najmniej małżeństwem... trochę to mnie przerażało. Nawet jeżeli było całkiem urocze. - I co niby będzie, jak skończę szkołę?
- Jak to co? - Uśmiechnął się promiennie w moją stronę, rozwalając się na kanapie. - Wtedy już będziemy mogli razem zamieszkać - Błysnął całkiem uroczym uśmiechem.
- Chyba nie myślisz, że wtedy się do ciebie wprowadzę na stałe? - Prychnąłem, siadając tuż koło niego. - Nie mógłbym tam żyć przez cały czas. To nie jest życie dla mnie - Wzruszyłem ramionami.
- Może jeszcze ci się zmieni - Przeszły mnie delikatne dreszcze, gdy czułym gestem odgarnął kosmyk włosów za moje ucho. - A jak nie, to będziemy przyjeżdżać do siebie co jakiś czas, jak teraz. Może być?
- ...może... - Mruknąłem, odwracając głowę na bok. Dokładnie w tej chwili poczułem delikatny pocałunek na moim policzku.
- Hej, zajączku - Szepnął do mojego ucha. - Pamiętasz, że to tutaj pierwszy raz ci się oświadczyłem?
Momentalnie zalałem się rumieńcem. Odepchnąłem go od siebie, usilnie starając się uniknąć patrzenia nawet w jego stronę.
- Głupek - Prychnąłem, odwracając głowę.
- Ale ty jesteś słodki. Wiesz co? Moglibyśmy się zawsze tutaj spotykać.
Byłem mocno zażenowany, ale przekonałem się w końcu, żeby odwrócić głowę w jego stronę.
- W końcu mamy stąd tyle wspomnień - Uśmiechnął się perwersyjnie. Nim zdążyłem się oburzyć, pchnął mnie na kanapę, przyciskając do niej. - Na przykład naszą pierwszą noc tutaj...
- Głupek... przestań! - Zacząłem się rzucać, starając mu się wyrwać.
- Albo naszą kąpiel?
- Tochi, przestań!
- Albo basen?
- Tochi!

Spojrzałem na niego. Wydawał się świetnie bawić, powodując u mnie coraz większe zażenowanie. Na szczęście skończył i tylko wtulił się we mnie, pokładając się ze mną na kanapie. Westchnąłem tylko, pozwalając mu na przytulanie mnie. Cholera, byłem tak zmęczony… a jednak czułem się tak dobrze, leżąc w jego ramionach...