niedziela, 30 marca 2014

Zajączek XLIII - List

 
- I jak? Przemyślałeś to wszystko?
Zapytał mój ojciec, wchodząc do mojego pokoju, bez pukania. Było to kilka dni po tym, jak dali mi wybór, moje rodzeństwo czy Tochi. Dyskretnym, szybkim ruchem schowałem pod poduszkę kolejny list. Wiadomości od Tochiego czytałem po kilka razy dziennie, myśląc nad możliwościami, jakie miałem. Usiadłem spokojnie na łóżku, podpierając się jedną ręką o materac.
- Tak. Przemyślałem. Raito pomógł mi zrozumieć, że nie mam prawa swoimi zachciankami przesłaniać obowiązków. To co czułem do Tochiego nie było warte ani wstydu, który musiałem znosić, ani tym bardziej stracenia mojej rodziny i honorowego tytułu dziedzica Takeda. Nie martwcie się, jeżeli kiedykolwiek jeszcze zdecyduje się spotkać z Tochim, w co wątpię to na pewno tylko jako przyjaciel. Aha, i oczywiście jestem gotowy związać się z Minako. Nie będę oczywiście udawał, że cokolwiek do niej czuję, ale jestem gotowy wywiązać się z obowiązku spotykania się z nią.
Na chwilę zapadła cisza. Mój ojciec przeszywał mnie spojrzeniem, jakby chciał wyczytać w moich myślach wszystkie ukryte intencje. Zachowałem kamienną twarz. Zapewne jeszcze kilka miesięcy temu wyznałbym prawdę, ale teraz nie był już dla mnie tak wielkim autorytetem jak kiedyś.
- No dobrze. Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałeś. Jeśli jednak miałbyś jakiekolwiek wątpliwości, powinieneś sobie uświadomić, że ten leśniczy od początku nic do ciebie nie czuł.
Powiedział spokojnie, patrząc na mnie z góry, bez cienia emocji. Chciałem cały czas udawać, że odpuściłem sobie Tochiego i zaakceptowałem los, który mnie czeka, ale nie mogłem znieść tego, że w ten sposób mówił o osobie, którą kochałem.
- Nie prawda...
Powiedziałem cicho, wbijając wzrok w pościel i zaciskając pięści na kolanach.
- Mówiłeś coś?
- Tochi mnie kochał. Kochał i dalej kocha.
Powiedziałem pewnym głosem, podnosząc wzrok.
- Przestań się łudzić, Usagi - Powiedziała matka, opierając się o zamknięte drzwi mojego pokoju - On nigdy cię nie kochał. Jeżeli od początku nie domyślił się, że jesteś z rodu Takeda, to zależało mu tylko na twoim ciele. Zapewne pieniądze były tylko dodatkiem. Tacy jak on czekają tylko na okazję, żeby zauroczyć w sobie jakiegoś naiwnego chłopca.
- On taki nie jest. Ja wiem, że on mnie kocha.
Z trudem powstrzymywałem gniew, żeby nie zacząć krzyczeć. Jednak żeby nie stracić rodziny i Tochiego musiałem działać rozważnie i spokojnie.
- A ty jego?
Wtrącił się ojciec. Cały drżałem ze złości. Chciałem po prostu wstać, powiedzieć im w oczy, że kocham Tochiego a ich mam dość i wyjść. Ale nie mogłem... Raito nie poradziłby sobie beze mnie. A i ja nie chciałem ich stracić. Przełknąłem ślinę, oddychając głęboko, żeby się uspokoić.
- Owszem, czułem coś do niego. Nie wiem czy to była miłość czy zwykłe zauroczenie, ale to już nieistotne. Postanowiłem o nim zapomnieć. Jednak na pewno wiem, że mnie kochał i tego nie pozwolę wam podważyć.
Ojciec kiwnął głową, wychodząc z pokoju. Odetchnąłem z ulgą. Jeszcze trochę i rodzice będą gotowi naprawdę uwierzyć, że pogodziłem się z losem. Podbiegłem do biurka, wyciągając z szuflady papier korespondencyjny i pióro. Zastanowiłem się chwilę po czym lekko przycisnąłem końcówkę stalówki do papieru, kaligrafując słowa.
 
,,Drogi Tochi"
 
Zacząłem pisać, jednak od razu skreśliłem pierwsze słowo.
*Nie... nie ma mowy, żebym napisał coś w rodzaju ,,drogi" czy ,,kochany". To zbyt żenujące. Napisanie po prostu jego imienia będzie prostsze*
 
,,Cześć Tochi.
 Ciągle zabraniają mi kontaktować się z tobą. Nie wiem kiedy odzyskam telefon i wolność. Na razie wszystkim mówię, że zaakceptowałem moje przeznaczenie i pogodziłem się, z tym, że już nigdy nie będę mógł cię spotkać. Spokojnie, to część mojego planu. Kiedy już uwierzą, że naprawdę zdecydowałem się być z Minako, znowu będę wolny. Znowu wpadnę cię odwiedzić. Chociaż... bezpieczniej będzie, jeżeli ty przyjedziesz do mnie. Naprawdę wolałbym po prostu móc do ciebie przyjechać, ale rodzice dali mi wybór. Gdybym do ciebie pojechał, zostałbym wydziedziczony i straciłbym rodzinę. Dlatego też muszę na razie udawać, że o tobie zapomniałem. Przepraszam cię, ale to najlepsze wyjście dla nas obu. Kiedy odzyskam już swój telefon napiszę do ciebie, że możesz przyjechać. Trzymaj się.
                                Usagi."
 
Zapakowałem list w kopertę i wyjrzałem za okno. Nie zobaczyłem jednak tego, czego oczekiwałem. Sowa albo była ukryta gdzieś wśród drzew, albo ciągle siedziała u Tochiego. Miałem tylko nadzieję, że ją przyśle. Schowałem list do szuflady i wyczekiwałem nocy. Kiedy w końcu nastała, nerwowe stukanie w szybę uświadomiło mi, że zwierzę stoi już przy moim oknie. Podbiegłem do niego, otwierając je na oścież.
- Tylko błagam, bądź cicho. W każdej chwili może ktoś wejść.
Szepnąłem, kiedy sowa wskoczyła do mojego pokoju.
*Co ja wyprawiam? Proszę bezrozumne zwierzę, żeby było cicho i oczekuję, że posłucha?*
Wyjąłem z jej dzioba list i usiadłem na krześle, delikatnie go otwierając. Fuuki- chan czy jakkolwiek nazywała się ta sowa skoczył na oparcie fotela, jakby zaglądając mi przez ramie.
 
,,Witaj zajączku.
Jak się czujesz? Ciągle masz kłopoty? Spodziewam się, że tak. Chciałbym, żebyś mógł mnie znów odwiedzić. Wszystko mi tutaj ciebie przypomina. Często chodzę w miejsca, w których razem bywaliśmy. Nie uwierzysz ile rannych zwierząt ciągle znajduję. Mam tyle pracy, że praktycznie nie mam czasu na tęsknienie za tobą. Jak sądzę, ty nie masz równie wiele szczęścia. Pewnie przesiadujesz całymi dniami w tym pustym pokoju, czasem z korepetytorami. Twoje rodzeństwo odwiedza cię od czasu do czasu a ty całymi dniami myślisz tylko o mnie. Heh.... teraz pewnie nerwowo gnieciesz list, chcąc przyjść do mnie i nazwać mnie idiotą, tak jak zawsze gdy przytaczam aluzje i wspomnienia z naszych wspólnych nocy. Tak, nawet ja znam słowa takie jak ,,aluzja". A właśnie, zapomniałeś, zabrać ze sobą swojego prezentu. Gdybyś go miał, mógłbyś spokojnie wysyłać mi kwiaty w odpowiedzi. W końcu łatwiej ci zapewne wysłać tani bukiet niż napisać co naprawdę czujesz. W końcu tak trudno pogodzić ci się z własnymi emocjami. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu się spotkamy.
Kocham i tęsknię.
                                      Tochi".
 
Uśmiechnąłem się do siebie. Tochi wydawał się czytać w moich myślach, zanim ja sam je poznałem. Przytuliłem do siebie papier, praktycznie czując obecność Tochiego i jego ręce, delikatnie przytulające mnie do siebie. Z zamyślenia wytrąciła mnie sowa, szturchająca mnie ponaglająco dziobem. Spojrzałem na kopertę z moim listem. Od czasu kiedy zostałem zabrany z jego domu, nie wysłałem Tochiemu żadnej wiadomości. Za każdym razem planowałem mu odpisać, ale ostatecznie darłem listy i odsyłałem Fuuki- chana do z niczym. Tym razem również wszystko wskazywało na to, że będę musiał tak zrobić. W porównaniu z listem Tochiego ten mój był... beznadziejny. Jakim cudem ten... ten niewyedukowany, niewykształcony leśniczy był w stanie napisać coś tak... elokwentnego i wzruszającego. A może... to przez uczucia jakim go darzyłem? Nieważne. Podarłem kopertę z moim listem i wyciągnąłem kolejny papier. Trzymając wieczne pióro nad kartką zastanowiłem się, co mógłbym mu napisać.
- No dobra... od początku... chyba powinienem go przeprosić, że nie pisałem, prawda?
Odwróciłem się w stronę Fuuku-chana. Siedział dalej na oparciu krzesła. Kiedy na niego spojrzałem, wbił we mnie beznamiętne, zwierzęce spojrzenie. No tak... to tylko głupi zwierzak. Zamrugał jednak dwukrotnie, jakby chciał się ze mną zgodzić. Postanowiłem zignorować fakt, że mnie nie rozumie. W końcu... chyba dla Tochiego to było normalne, że gadał z bezrozumnymi futrzakami jak z ludźmi. Chyba jak mi się to zdarzy raz nie będzie to zbyt uwłaczać mojej godności.
- No dobrze... zacznijmy... Drog... nie... po prostu Tochi.
,,Witaj Tochi.
Wybacz, że do tej pory nie pisałem. Miałem problem z... doborem słów. Nie wiedziałem co mam ci napisać po tym co przeze mnie przeszedłeś. Jest mi naprawdę przykro i chociaż wiem, że już się na mnie nie gniewasz, to ciągle jest mi głupio. Chciałbym móc już się z tobą spotkać. Domyślasz się pewnie jednak, że na razie mam szlaban. Nie wolno mi opuszczać pokoju, a o telefonie albo Internecie mogę jedynie pomarzyć. Obawiam się, że najchętniej zamknęliby mnie tutaj do końca życia. Niechybnie by tak zrobili, gdybym upierał się przy swoim."
Zawahałem się. Pióro nagle zrobiło się ciężkie. Naprawdę miałem mu napisać, że powiedziałem rodzicom, że nic do niego nie czuję i zobowiązałem się być a potem ożenić z Minako?
- Nie wiem... napisać mu o moim planie? Chodzi o to, że powiedziałem rodzinie, że nic do niego nie czuję. Po części, żeby ich nie martwić jak mojego braciszka- Ritsu. Nie chcę, żeby martwił się tym całym bagnem, jakim jest nasza rodzina, tak jak ja. Rodzicom zaś skłamałem, bo nie chciałem, żeby mnie tu uwięzili na zawsze, albo wyrzucili z rodziny. Żeby tego uniknąć muszę chodzić na randki z Minako, a w końcu nawet się z nią ożenić. Ale ja nic do niej nie czuję, a Tochiemu złamie to serce. A może powinienem mu to powiedzieć w twarz? Co o tym myślisz?
Odwróciłem się do sowy, ciągle siedzącej na moim oparciu. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że patrzy na mnie jak na idiotę.
- No dobra dobra. Wiem, że jesteś tylko sową. Ale co ja mam zrobić?
Opuścił nieco głowę, przymykając oczy. Może w geście rezygnacji, a może po prostu chciał spać. Potem jednak znowu wbił we mnie to czarne, puste spojrzenie.
- Masz racje. Powiem mu część prawdy, ale nie całą. Może na razie wystarczy, że powiem jak okłamałem rodzinę i o moim planie. Powiem, że umawiam się z Minako, ale nie pisnę ani słowa o ślubie. Do tego jeszcze szmat czasu i nawet nie wiadomo czy się uda, prawda?
Fuuku-chan zamrugał dwa razy. Mogło to być interpretowane w jego sowim języku jako ,,tak będzie najlepiej. W końcu wszystko ułoży się z czasem". Ale jak dla mnie jego mina mówiła raczej ,,jestem tylko sową, mam tylko dostarczyć list. Mam gdzieś co w nim napisałeś i tak nie umiem czytać, debilu". Wolałem jednak uznać, że chodzi o to pierwsze. Przeczytałem ostatnie zdanie i kontynuowałem list.
,,Mam już obmyślony plan co robić, żebym mógł znowu być wolny. Pierwsza faza jest już w toku. Musiałem wmówić mojej rodzinie, że jestem w stanie zniwelować jakiekolwiek nasze kontakty i uczucia do zera. Potem, kiedy obdarzą mnie większą ilością zaufania i zaczną wypuszczać z domu będę jakiś czas udawać przykładnego chłopca i grzecznie chodził na randki z Minako. W końcu zapomną o wszystkim a ja znowu stanę się dla nich powietrzem. Przykładnym i wzorowym, ale powietrzem. Wtedy będziesz mógł przyjechać. Niestety minie trochę czasu nim to się stanie, więc musisz uzbroić się w cierpliwość."
Starłem z oczu złośliwą łzę, która uparcie chciała wypłynąć na wolność. Wiedziałem czemu płaczę. Bałem się, że kiedy już wrócę, Tochi całkowicie o mnie zapomni. W końcu musiało upłynąć wiele wody, żeby rodzice zaczęli mi znów ufać. Drżącą ręką, napisałem ostatnie zdanie listu, nim zakleiłem go w kopertę i puściłem w stronę małej, nieistotnej drewnianej chatki gdzieś po środku lasu w maleńkiej wsi.
,,Proszę, nie zapomnij o mnie.
                                 Usagi"

3 komentarze:

  1. Ooo...Usagi Ty głupku! Trzeba było powiedzieć rodzicom, żeby się wypchali, zabrać telefon i wrócić do Tochiego. A z rodzeństwem byś się dalej kontaktował.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja nienawidzę takich bogatych bubków!
    Woli ranić osobę, którą kocha, żeby tylko nadal żyć w tym cholernym luksusie!
    Z rodzeństwem przecież nadal mógł się kontaktować, ale po co!
    Przecież straciłby pieniądze i musiałby, o zgrozo, robić wszystko sam! Musiałby sam sobie robić śniadania, sam sprzątać! Lepiej stać się beznamiętną pieprzoną kukiełką, żeby tylko było ciepło w ten bogaty, cholerny tyłek!
    Na co komu własne zdanie i charakter? Przecież można być kolejną plastikową lalką w szeregu! Nic nie znaczącą kukiełką pociąganą przez sznurki!
    Tochi już dawno powinien kopnąć go w tyłek! Usagi na niego nie zasługuje -,-
    ~Strzyga

    OdpowiedzUsuń