Nie ma to jak wakacje, co? ^ ^ Niestety dla mnie nie jest to czas na leżenie i nic nie robienie. Post wstawiam tuż przed moim wyjazdem. A piszę to dlatego, żeby wam uświadomić, że podczas wakacji mogę być trochę mniej dostępna niż normalnie, więc nie zdziwcie się, jeżeli posty będą się pojawiać z opóźnieniem, albo wcale. Będę starała się informować was na fp o tym, czy dany post się nie pojawi, ale nie zawsze będzie to możliwe.
Żeby poprawić wam humor w oczekiwaniu na kolejny post mogę z czystym sumieniem polecić wam naprawdę rewelacyjną książkę, której ostatni tom właśnie dostałam. Jest to książka Katarzyny Lisowskiej ,,Lalkarz". (Nie, nie znam autorki ani nic nie będę miała z tej reklamy, ale książka jest na tyle dobra, żebym mogła polecić ją z czystym sumieniem)
Istnieje możliwość, że za tydzień uda mi się dodać post jeszcze przed animatsuri(tak, jadę) ale raczej mała, więc możecie się spodziewać postu w niedzielę, albo poniedziałek. A tak, będę was informować. Nie przeszkadzam dalej, miłego czytania :D
******************************
- Uwaga, wszyscy pasażerowie. Za pół godziny dotrzemy do miejsca docelowego. Prosimy poczekać do całkowitego zatrzymania busa, nim wstaną państwo ze swoich miejsc.
Obudził mnie dźwięk mikrofonu. Zamrugałem kilka razy, starając się przypomnieć sobie co ja właściwie tutaj robię. Kiedy tylko to sobie przypomniałem, moje serce ścisnął ból.
Wyjąłem telefon. Na wyświetlaczu było już prawie pięćdziesiąt nieodebranych połączeń i trzydzieści wiadomości. Zignorowałem je wszystkie i włączyłem spis kontaktów. Wybrałem numer Kashikoi'a. Z trudem powstrzymałem łzy, kiedy czekałem, aż się z nim połączę.
- Usagi? Co się stało? - Usłyszałem głos mojego brata i przez chwilę udało mi się zachować spokój. - Próbowaliśmy się do ciebie dodzwonić. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? Dzwonił Tochi. Pokłóciliście się? - Ścisnąłem w dłoniach telefon, kiedy do oczu napłynęły mi łzy. - Usagi?
- Przyjedź po mnie - Udało mi się wydusić z zaciśniętego gardła.
- Co się stało?
Pokręciłem głową, ale nie udało mi się nic wydusić. Dopiero po dłuższej chwili i kilku zdenerwowanych pytaniach Kashikoia udało mi się ponownie odezwać.
- Po prostu po mnie przyjedź. Za pół godziny będę na dworcu centralnym.
- Ale co się stało?
- Kashikoi... proszę... - Ta rozmowa i tak była żenująca. Nie miałem zamiaru się tłumaczyć co dokładnie mi jest.
- Dobrze, przyjadę. Czekaj na mnie przy wjeździe do parkingu.
Pokiwałem głową, jednak nic nie powiedziałem. Rozłączyłem się i ponownie oparłem o szybę. Starłem łzy i starałem się nie wybuchnąć przy tych wszystkich ludziach płaczem.
Stanąłem w miejscu, gdzie miał czekać na mnie Kashikoi i rzuciłem plecak na ziemię. Usiadłem na ziemi, tuż przy nim, podciągając kolana do piersi.
- Usagi! - Odwróciłem się w stronę właściciela głosu. Kiedy tylko wstałem z ziemi, Kashikoi rzucił się na mnie, przytulając do swojej piersi. - Jak się cieszę, że nic ci nie jest. Nawet nie wiesz jak bardzo się o ciebie martwiliśmy. Dlaczego nie odbierałeś telefonów?
Pokręciłem głową, wycierając łzy o jego koszulę.
- Przepraszam cię za to. To teraz nie ważne. Chcesz pójść coś zjeść czy od razu do domu?
- Do domu... - Praktycznie pisnąłem, przez ściśnięte bólem gardło. Kashikoi wziął mnie za ramię i poprowadził mnie w stronę samochodu.
Zająłem miejsce pasażera i zapiąłem pasy. Kashikoi zerknął na mnie, gdy odpalał samochód.
- Może chciałbyś coś zjeść? - Pokręciłem głową. Kashikoi jechał bez słowa, raz na jakiś czas zerkając w moją stronę. Widziałem po nim, że bardzo chce mi pomóc, ale w tej chwili nie chciałem niczyjej pomocy. Chciałem się tylko zamknąć w swoim pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić.
Ciche pukanie do drzwi wybudziło mnie z letargu, w którym trwałem od kilku godzin.
- Braciszku, mogę wejść? - Ścisnąłem poduszkę, chowając w niej twarz. Doceniałem, że pozwolili mi tyle czasu siedzieć w pokoju bez przepytywania. Rozumiałem też, jak bardzo się o mnie martwią, więc nie mówiłem im, że nie mogą mi pomóc.
Usłyszałem ciche trzaśnięcie drzwiami. Zaraz potem część mojego łóżka zapadła się, gdy Hana usiadła na jego brzegu.
- Przyniosłam ci mrożoną herbatę - Ciche stuknięcie towarzyszyło położeniu szklanki na nocny stolik. - Chcesz porozmawiać?
- ...Nie chcę...
Opadła dłoń na moim ramieniu. Skuliłem się, przyciskając do twarzy poduszkę. Wydawała się dziwnie twarda. To dlatego, że tak dawno nie spałem tutaj czy za bardzo przywykłem do spania u Tochiego?
- Powinieneś się otworzyć. Poczujesz się lepiej - Pogłaskała mnie po ramieniu. - Powiedz, co się stało? Pokłóciłeś się z Panem Tochim, prawda?
Nie wiedziałem, czy można było to nazwać kłótnią. Po prostu złamał mi serce i porwał je na kawałki.
- ...Nie...
- A więc co się stało? Jeszcze nigdy nie wróciłeś od Tochiego w takim stanie. Właściwie... to od dawna nie widzieliśmy cię w takim stanie.
Burknąłem coś, ściskając poduszkę. Jak miałem jej o tym powiedzieć? Że osoba, którą kochałem i kocham zdradziła mnie z osobą, która go zdradziła?
- Usagi... - Ucisk na łóżku zelżał. Hana zgrabnie obeszła łóżko i usiadła z jego drugiej strony, podciągając nogi na materac. Złapała moją dłoń i spojrzała mi w oczy. - Chcemy ci pomóc. Wszyscy się o ciebie martwimy. Pozwól nam sobie pomóc.
Podniosłem na nią spojrzenie i odwróciłem się na drugi bok. Wyrzucałem sobie, że jestem dla niej taki okropny, ale nie umiałem teraz z nimi o tym rozmawiać. Usłyszałem za sobą ciche westchnięcie.
- Jeżeli będziesz chciał pogadać to daj nam znać. Postaramy ci się pomóc.
Wstała z łóżka i skierowała się w stronę drzwi. Odwróciła się w moją stronę w progu, ale nic nie powiedziała.
Naprawdę, dlaczego wszyscy chcieli mi pomóc? Ja chciałem tylko móc spokojnie się wypłakać i umrzeć w moim pokoju.
Usiadłem w końcu i oparłem się o ścianę. Wziąłem herbatę i wypiłem kilka łyków. Z trudem przełykałem napój przez zaciśnięte szlochem gardło. Opróżniłem szklankę i oparłem ją na stolik. Kątem oka spojrzałem na poduszkę. Spod zielonej poszewki wystawało coś białego. Sięgnąłem po nią i wziąłem na kolana. Wyciągnąłem plik otwartych kopert. Serce mi się ścisnęło, gdy poznałem charakterystyczne zgięcia na bokach kopert. Otworzyłem pierwszą z nich. Od razu poznałem pismo Tochiego. Wysyłał mi te listy przy naszym pierwszym poważnym rozstaniu. Tylko... co one robiły tutaj? Przecież zostawiłem je w moim pokoju w naszym wspólnym domu. Na pewno nie powinny być tutaj.
,,Witaj zajączku.
Jak się czujesz? Ciągle masz kłopoty? Spodziewam się, że tak. Chciałbym, żebyś mógł mnie znów odwiedzić. Wszystko mi tutaj ciebie przypomina" - Ścisnąłem dłonie na papierze, czując, jak ponownie napływają mi do oczu łzy. Czy Tochi naprawdę od początku mnie okłamywał? Przecież... przecież to niemożliwe. Nie mógł udawać tego wszystkiego. Gdyby się mną bawił, na pewno nie ryzykowałby aż tak bardzo. Może po prostu teraz uznał, że bycie z dziewczyną jest lepsze niż spotykanie się ze mną?
Starłem wierzchem dłoni łzy i rzuciłem poduszką o ścianę. Listy wypadły z poszewki i opadły na ziemię w całym pokoju.
Ponownie obróciłem się na bok, wycierając końcówką kołdry łzy.
- Kiepska niespodzianka, co? - Poznałem głos Kashikoia, wchodzącego do mojego pokoju. Chciałem mu powiedzieć, żeby sobie poszedł, ale on nie czekał, aż go wygonię. Wszedł do środka i usiadł na brzegu łóżka, gdzie miejsce jeszcze przez chwilę zajmowała Hana. - Wybacz, myśleliśmy, że się ucieszysz. Mam nadzieję, że rozumiesz. Nie spodziewaliśmy się, że się pokłócicie, znaczy... że będziesz na niego zły... Przepraszam, nie wiem co się stało, że taki jesteś, ale...
- Tochi całował się z inną... - Wydusiłem z siebie. Nie chciałem dalej wysłuchiwać jego spekulacji. Wolałem już powiedzieć prawdę. Kashikoi wydobył z siebie zaskoczone westchnienie i oparł dłoń na moim ramieniu.
- Może źle to zrozumiałeś? Może to jego kuzynka, albo...
- To jego była dziewczyna...
Zamilkł gwałtownie, widocznie zbity z tropu. Do tej pory wszyscy musieli myśleć, że to była tylko głupia sprzeczka. Z pewnością nie spodziewali się, że mogło chodzić o coś tak poważnego. Milczał jeszcze przez kilka chwil, nim ponownie się odezwał.
- Usagi...
- Nie próbuj mnie pocieszać. To na nic...
- Posłuchaj, jako twój brat czuję się zobowiązany ci pomóc. Nie znamy Tochiego tak dobrze jak ty, ale chyba nawet ty się ze mną zgodzisz, że to nie w jego stylu.
- Też tak myślałem... - Pociągnąłem nosem, kuląc się na łóżku.
- To może rzeczywiście ma coś na swoje usprawiedliwienie? Daj mu się wytłumaczyć.
- I z tego ,,tylko nie mów nic Usagiemu" też będzie się w stanie wytłumaczyć?!
- Tego to ja nie wiem. Ale z całą pewnością on wie. I jestem pewny, że jeżeli tylko dasz mu szansę... - Kontynuował, niewzruszony moim wybuchem.
- Nie chcę...
- Dobrze, nie mam prawa cię przekonywać. Zrobisz co tylko zechcesz. Wiesz, że chcemy, żebyś był szczęśliwy. A wszyscy dobrze wiemy, że przy Tochim jesteś. My po prostu...
- Kashikoi... - Przerwałem mu w pół zdania. Odwróciłem się na drugi bok i podparłem się na łokciu, unosząc głowę. Pomimo moich usilnych starań nie mogłem powstrzymać łez, które kręciły mi się w oczach i wbrew mojej woli spływały po policzkach. - Proszę... - Powiedziałem błagalnym tonem. Była to jednocześnie prośba, żeby skończył i nieme błaganie, żeby dał mi spokój. Nastąpiło kilka chwil ciszy, po których Kashikoi wreszcie zrozumiał, że rozmowa z nimi wcale mi nie pomaga. Westchnął cicho i podniósł na mnie spojrzenie.
- Naprawdę chcemy ci pomóc.
- Wiem - skwitowałem krótko.
- Dałbyś sobie dzisiaj radę sam? Rodzice organizują ważne przyjęcie i nalegają, żebyśmy na nim byli - Przetarł kark, wbijając wzrok w ziemię. - A ty...
- Nie jestem u nich mile widziany - Skwitowałem krótko, ponownie kładąc się na boku.
- Może powinniśmy z tobą zostać?
- Nie ma takiej potrzeby...
- Usagi... - Oparł dłoń na moim ramieniu, ściskając je lekko. Zwalczyłem przemożną chęć odrzucenia jego dłoni, dalej wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt w przestrzeni. - Jeżeli potrzebujesz naszej pomocy to zrobimy co w naszej mocy. Nie wiemy tylko jak możemy ci pomóc.
- Chcę pobyć sam... - Jeszcze mocniej ścisnął moje ramie a mi w oczach ponownie zakręciły się łzy. Ten uścisk tak bardzo przypominał uścisk Tochiego. Przypomniałem sobie, jak ściskał moją dłoń za każdym razem, jak próbował mnie wesprzeć. Jak byliśmy u jego rodziców na kolacji, jak jego rodzice chcieli go wyswatać z Fumiko a on niemo mi pokazywał, że jest po mojej stronie i zawsze jak Kora...
Zacisnąłem dłonie na kołdrze, czując kolejne ukłucie bólu. Kashikoi jednak nie próbował mnie dalej dręczyć.
- Jeżeli będziesz nas potrzebował, to dzwoń - Powiedział tylko i nieśpiesznie opuścił pokój. Odwróciłem głowę w idealnym momencie, żeby jeszcze zobaczyć zatroskaną minę Hany, czekającej na informacje o moim stanie.
Z twarzą wtuloną w pościel, przysłuchiwałem się odgłosom panującym w domu. Ciche kłótnie, gwałtowne rozmowy, towarzyszące zbieraniu się w biegu, aż w końcu długo wyczekiwany trzask drzwi na dole.
Przewróciłem się na drugi bok. Mój wzrok utkwił na kopertach, porozrzucanych po ziemi. Z kilku z nich wypadły listy, boleśnie raniące moje serce znajomym charakterem pisma. Wyjątkowo bolesne były zakończenia. Napisy typu ,,Kocham cię" i ,,Tęsknię" wydawały się jarzyć niczym neon, prawie mnie oślepiając.
Przed oczami przemknęły mi wszystkie nasze wspólne chwile. Każdy jego dotyk, każde słowo i każdy szept, skierowany prosto do mojego ucha wydawały się teraz płonąć żywym ogniem.
Skuliłem się na łóżku, nie mogąc znieść pieczenia na moim ciele. Wtedy dotarło do mnie ciche pukanie. Podniosłem się gwałtownie. W domu było pusto i raczej nie mógł nikt przyjść.
Niepewnie podszedłem do drzwi, czując drżenie w nogach. Z zamarłym sercem otworzyłem je, ale pogrążony w mroku korytarz był całkowicie pusty.
Dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa, kiedy pukanie rozległo się ponownie, jednak za moimi plecami.
Odwróciłem się gwałtownie. Za oknem było zbyt ciemno, żebym mógł cokolwiek zobaczyć.
Wziąłem kilka głębokich wdechów i ruszyłem do przodu. Przecież nie byłem już dzieckiem, wiedziałem, że potwory nie istnieją. Dlaczego więc byłem taki przerażony?
Otworzyłem okno, wychylając się na zewnątrz. Mrok, który tam panował był dość przerażający, ale nie wyglądało, żeby coś się tam kryło. Przejechałem jeszcze wzrokiem po daszku, ciągnącym się przez całe nasze piętro, ale w ciemnościach nie mogłem stwierdzić, czy coś tam było.
Zimna dłoń złapała nagle za mój nadgarstek. Pisnąłem wysoko, zrywając się do tyłu, jednak uścisk tylko się wzmocnił. Był silny, ale nie na tyle, żeby zrobić mi krzywdę. Po chwili w oknie pojawiła się znajoma mi twarz. Mieszanina uczuć, która nagle mnie ogarnęła niemal doprowadziła mnie do płaczu. Nienawiść, wściekłość, ale również wszechogarniające moje ciało ciepło. Szarpnąłem się jeszcze raz, ale ze znacznie mniejszym przekonaniem.
- Posłuchaj, wiem, że jesteś wściekły, ale daj mi się wytłumaczyć...
Uścisk na moim nadgarstku zelżał a Tochi spokojnie wszedł do mojego pokoju. Moje serce ścisnął żal a do oczu napłynęły łzy.
- Wynoś się! - Zacisnąłem pięści, opuszczając gwałtownie głowę. W głowie mi się zakręciło od łez a ręce zadrżały w przypływie żalu i wściekłości.
- Daj mi chociaż się wytłumaczyć. Potem będziesz mógł mnie wyrzucić.
Walczyłem sam ze sobą przez dłuższą chwilę. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, nawet nie miałem ochoty na niego patrzeć. Mimo to, znałem Tochiego na tyle długo, żeby wiedzieć, że tak łatwo nie odpuści. Opanowałem szybko łzy i drżenie głosu i podniosłem głowę.
- Czy jeżeli cię wysłucham, znikniesz w końcu z mojego życia? - Serce mi się krajało, kiedy wypowiadałem te okropne słowa. Nie chciałem tego. W ciągu ostatniego czasu marzyłem o tym, żeby spędzić z nim resztę życia, ale... nie przeżyłbym kolejnej zdrady. Spojrzałem na Tochiego z nienawiścią, jednak czułem, że wyglądam bardziej na załamanego, niż wściekłego.
Ku mojemu zdziwieniu Tochi nie wyglądał ani na zdenerwowanego, ani nawet na smutnego. Patrzył na mnie z tą samą czułością, jaką zawsze na mnie patrzył. Miałem wrażenie, że moje serce zaraz się roztopi. Nogi mi zadrżały. Z niemałym trudem utrzymałem się prosto.
Ścisnął moją rękę a słowa z jego ust paliły jeszcze bardziej niż jego dotyk.
Jak zwykle przerwnano w takim momencie, ale mam nadzieję, że Tochi ma dobre wytłumaczenie.
OdpowiedzUsuńOch.
OdpowiedzUsuńO nie. Przerywanie w takim momencie powinno być karalne ;;
Te rozdziały niszczą moje serducho...
Weny i czasu!
H.
Cholera no, nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony chciałabym, by Usagi wybaczył Tochiemu i żeby znów byli razem. Ale z drugiej chcę, żeby Tochi dał mu już spokój.
OdpowiedzUsuńMożliwe też, że Kora go po prostu szantażuje, że skrzywdzi Usagiego, no a warunkiem jest pocałunek od Tochiego. Ale nie wiadomo, co Ci tam za pomysł w głowie się pojawił, ale jest ciekawie.
Czekam na następny rozdział i mam nadzieję, że... No cóż, ich życie jakoś się ułoży.
A ja miałam nadzieje, że w wakacje będą szybciej rozdzialiki :")
OdpowiedzUsuńPisz, pisz kobieto bo chcę wiedzieć co będzie dalej \(*^w^*)/
~InvictaSWAG czyli lenistwa ciąg dalszy xD
Chcę kolejną część ;^; *wybacz, że nieambitnie ale jestem na jachcie <\3* Miała być w poniedziałek a tu klops ;;
OdpowiedzUsuńWeny,
~Alice, której nie chce się logować do konta google
Błagam cie wstaw ten rozdział bo skocze z dywanu!!
OdpowiedzUsuńAutorko moja droga... TY CIULU TY!
OdpowiedzUsuńJAK MOŻESZ BYC TAK ZUA I NIE DOBRA!
Kurde! Czekam i czekam i czekam i czekam i nic!
Gdzie ten rozdział! Ja go KCEM! TERAZ!
Nie chciałam tego robić ale mnie zmusiłas! Jak do środy nie będzie rozdziału to nie wchodzę na twojego bloga do końca świata!
W takim momencie przerywać! Ty sadystko cholerna! Grrrrr!
* i tak cie kocham ale ten szantaż to na serio :*
Nie pozdrawiam bo FOCH 4-EVER
R.
Hej,
OdpowiedzUsuńrodzeństwo Usagiego bardzo się o niego martwi, ciekawe jak Tochi to wyjaśni..
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia