Tak, wiem, że nawaliłam, ale na swoje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że najpierw nie miałam internetu a potem nawalił mi laptop.
Trochę słabo, że dopiero teraz ogarnęłam, że to już 100 część, bo nie napisałam nic specjalnego. Ale i tak możemy świętować! I to nie tylko setny post, ale również ponad 2 lata z zajączkiem i Tochim(pierwsza część pojawiła się 19.07.2013, ale i to wakacje i to wakacje, więc możemy zaliczyć ^ ^)
Niestety w najbliższym czasie raczej nie uda mi się napisać ani jakiegoś wyjatkowego posta, ani nawet dodać go w terminie. W środę wyjeżdżam na dwa tygodnie na rodzinne wakacje i zabraniają mi zabrać laptopa :c
Jeżeli chcecie możecie narysować jakiś tort, czy napisać gratulacje. Nie obrażę się ^ ^
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienia i miłego czytania :3
*********************************
Siarczysty deszcz uderzał w okna mojego pokoju. Wydawało mi się, czy dni nagle stały się dłuższe?
- Usagi! Zejdź na dół! Zaraz obiad!
Walczyłem ze sobą przez chwilę, nim w końcu zdecydowałem się opuścić moją pieczarę. Niechętnie zszedłem na dół i zasiadłem na moim miejscu, przy stole. Pokojówka już się uwijała z talerzami, a reszta mojego rodzeństwa przyglądała mi się zatroskana.
- Jak się czujesz? - Zapytała Hana, kładąc serwetkę na kolanach.
- Nie musicie mnie pytać o to codziennie. Daję sobie radę.
Reszta wymieniła się spojrzeniami, jednak nic nie powiedzieli. Zabraliśmy się za jedzenie w ciszy.
Kiedy skończyliśmy, Hana wymownie zerknęła na Kashikoia. Podążyłem za nim spojrzeniem, kiedy wstawał i spokojnie kierował się do okna.
- Dobra, o co chodzi? - Zapytałem w końcu. Nie mogłem już dłużej znieść tej ciszy. Coś ewidentnie przede mną ukrywali.
Kashikoi mnie zignorował. Ruszył do przedpokoju. Po chwili usłyszałem trzaśnięcie drzwiami. Zerknąłem najpierw na moje rodzeństwo, a potem w stronę przedpokoju. Dalej nikt nie udzielił mi odpowiedzi, więc sam ruszyłem w stronę wyjścia. Zaskoczyło mnie to, że nikt nie próbował mnie zatrzymać, chociaż zdecydowanie nie chcieli, żebym tam szedł.
- Usagi naprawdę nie chce z tobą rozmawiać - Usłyszałem przez uchylone drzwi. Jakiekolwiek wątpliwości, kto tam może być, momentalnie się rozwiały. Otworzyłem drzwi na oścież i spojrzałem na do cna przemokniętego Tochiego, który wykłócał się z Kashikoiem.
- Muszę się z nim zobaczyć. Daj mi z nim porozmawiać.
- Usagi nie...
Tochi wbił we mnie spojrzenie. Po chwili Kashikoi zrobił to samo, dopiero teraz dostrzegając moją obecność.
- Usagi, czy mógłbyś... - Zaczął, jednak nie zwracałem na niego zbyt dużej uwagi.
- Długo tutaj stoisz? - Zapytałem, wbijając wzrok w Tochiego.
- Od samego rana - Odparł z łagodnym uśmiechem. - Wiem, że cię skrzywdziłem, więc moknięcie na dworze wydaje się rozsądną karą.
- Przestań się wydurniać. Ja...
- Nie odpuszczę, dopóki mi nie wybaczysz, albo nie umrę na zapalenie płuc - Zrobił krok w moją stronę, jednak dalej pozostawiając poza dachem. Kashikoi patrzył to na mnie to na niego.W końcu dostrzegł moje wymowne spojrzenie i chociaż widziałem, że bardzo nie chce, wszedł do środka, zostawiając nas samych.
- Jesteś idiotą. Zaraz naprawdę zrobisz sobie krzywdę - Odparłem zimno, podnosząc na niego wzrok.
- Nic mnie to nie obchodzi, jeżeli przez to mogę cię odzyskać. Ja... naprawdę nie wiem, jak mam cię już przepraszać. Wiem, nawaliłem, ale to nie zmienia faktu, że cię kocham. Kocham i nigdy z ciebie nie zrezygnuję. Jeżeli tylko dasz mi jeszcze jedną szansę... obiecuję, że już nigdy cię nie zranię. Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczył.
- A jeżeli bycie z tobą miałoby oznaczać, że miałbym być nieszczęśliwy? - Nie mogłem powstrzymać się od zadania tego pytania. Skoro Tochi mnie kochał to powinien chcieć mojego szczęścia, ale jak długo by mógł żyć z dale ode mnie? Z pewnością niewiele dłużej, niż ja bez niego.
Uśmiech zniknął z jego twarzy. Przez kilka sekund patrzył na mnie smutno, a ja coraz bardziej miałem ochotę płakać.
- Zrobiłbym wszystko, żebyś był szczęśliwy. Nawet, jeżeli miałoby to oznaczać, że będziesz z kimś innym - Złapał moją dłoń w delikatnym uścisku, jednak na tyle silnym, żebym nie mógł się z niego wyrwać. - Ale najpierw wypróbowałbym wszystkie znane mi sposoby, żebyś był szczęśliwy ze mną. Zajączku, kocham cię nad życie. Mogę się dla ciebie wyrzec wszystkiego, co jest dla mnie drogie. Jeżeli to cię uszczęśliwi to sam zarobiłbym na dom godny ciebie i spędziłbym z tobą resztę życia, nawet nie zbliżając się do zwierząt i kwiatów. Dlatego, proszę... - spojrzał mi głęboko w oczy. - Ten jeden jedyny raz, wybacz mi to, co zrobiem.
Na piersi poczułem bolesny uścisk. Czułem, jak rozrywam się w środku. Kochałem go. Kochałem jak jeszcze nikogo dotąd i sam chętnie spędziłbym z nim całe moje życie, ale... ale...
- Potrzebuję czasu... proszę, idź sobie... - Odwróciłem się w stronę drzwi. Tochi nie próbował mnie zatrzymać. Przełknąłem ślinę, z trudem powstrzymując łzy.
Kiedy przekroczyłem próg, prawie wpadłem na Kashikoia. I Hanę i Raito i Enmę.
- I jak? - Zapytali niemal równocześnie. Po ich minach od razu poznałem, że są gotowi mnie pocieszyć, w jakkolwiek beznadziejnym stanie bym nie był.
- Ja...
- Stał tam od rana - wtrąciła Hana, zanim zdążyłem im odpowiedzieć.
- W deszczu... - Dodał Raito, ze smutnym wyrazem twarzy. - Na twoim miejscu bym mu wybaczył.
Spojrzałem po kolei na każdego z nich. Wszyscy chcieli mi pomóc, ale oni nie wiedzieli, co mi zrobił. Przetarłem oczy, starając się nie rozpłakać przy nich. Podniosłem wzrok na Kashikoia. Tylko on wiedział, przez co naprawdę przeszedłem. Tylko on wiedział, co Tochi mi zrobił i tylko on mógł z całą pewnością stanąć po którejś stronie. Pod presją mojego spojrzenia wzruszył ramionami i uśmiechnął się łagodnie.
- Jak tam bym mu wybaczył.
Jeszcze raz przejechałem spojrzeniem po moim rodzeństwie. Enma odchrząknęła, zwracając na siebie uwagę.
- Nie prędko ktoś cię zechce. A na pewno nie będzie znosił ta długo, jak pan Tochi. Lepiej więc tego nie zniszcz.
Przez chwilę byłem pewny, że moje serce pęknie. Przypomniały mi się wszystkie chwile, które przeszedłem razem z Tochim. Jego uśmiech, głos...
Cholera... przecież ja go kocham!
- ...Muszę na chwilę wyjść.
Nawet nie spojrzałem na ich reakcję. Odwróciłem się i wybiegłem na deszcz. Na ścieżce, prowadzącej do bramy, przez zbliżającą się burzę, dostrzegłem tylko zarys oddalającej się postaci. Szła ze spuszczoną głową, wbijając wzrok w ziemię.
Nie zawahałem się, wybiegając spod daszka i biegnąc przed siebie.
- Tochi! - Mój głos wydał mi się dziwnie obcy, gdy w końcu wykrzyknąłem jego imię. Serce waliło mi mocniej, gdy postać się zatrzymała i odwróciła w moją stroną. Uśmiech, który zobaczyłem przez zacinający deszcz, prawie roztopił mi serce.
Rzuciłem mu się na szyję, wpijając namiętnie w jego usta. Jego dłonie oplotły moją talię. W głowie mi się zakręciło, jakby ktoś odpalił w niej fajerwerki.
- Kocham cię - Wyszeptał, kiedy w końcu puściłem jego usta. Dobrze, że było zimno, bo tylko to pozwoliło mi ochłonąć. Dobrze, że padał deszcz, bo to pozwoliło mi ukryć łzy. Dobrze, że Tochi nie chciał mi się teraz oświadczyć, bo z całą pewnością powiedziałbym ,,tak".
- Przepraszam... - Odpowiedziałem. Na jego pytające spojrzenie odpowiedziałem tylko kolejnym pocałunkiem.
Przepraszam... przepraszam, że potrzebowałem tyle czasu, żeby móc ci wybaczyć. Przepraszam, że ci nie zaufałem i nie uwierzyłem od razu, że zrobiłeś to dla nas. Przepraszam, że nie doceniłem tego, że zrobiłeś to dla mnie.
Chciałem powiedzieć to wszystko, ale głos utkwił mi w gardle. Na szczęście to jedno ,,przepraszam" wystarczyło.
Wśród padającego deszczu i pierwszych oznak burzy, ściskałem go coraz mocniej i mocniej, jakby nagle miał się rozmyślić i mnie puścić. A ja najchętniej pozostałbym w jego ramionach do końca życia.
To było krótkie, ale tym samym takie słodziaśne >v<
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że od jakiegoś czasu nie komentowałam notek, ale... jedynym wytłumaczeniem na to jest moje lenistwo. To serio strasznie uciążliwe ;_;
I... O MÓJ BORU USAGI WYBACZYŁ TOCHIEMU.
Lol, teraz zdałam sobie z tego sprawę (?). Ghyaaa~ *q*
Tak więc... Czekam na dalsze rozdziały. :>
Ach, zapomniałabym, wszystkiego najlepszego z okazji tych dwóch lat! ^^
O kurwa.
OdpowiedzUsuńWybacz, ale...
O kurwa.
To już setny rozdział, a ja nadal nie znudziłam się Zajączkiem (jako opowiadaniem). Kobieto, Ty masz talent! Normalnie yaoiców za dużo nie czytam, bo nudzą mi się po pierwszym seksie...
...a tu proszę, ponad 90 rozdziałów po c:
Chyba wypadałoby się jakoś wysilić.
Zajączek zrobił się kluską, ale taką super kluską, że zjadłabym normalnie z truskawkami i bitą śmietaną. Czyli ultra kjut kluską. W sumie miałam nadzieję, że powie Tochiemu, że go kocha... Tochi musi czuć się samotny :c
Ale dobrze mu tak. Niech płaci za swoje grzechy! Nie lubię zdrady, szczególnie tak słabo uzasadnionej. Bo jednak mógł to inaczej rozegrać. Ah, naiwny chłopcze ;c
Chyba założę fanklub zajączka.
Weny,
Alice
Myślałaś nad wydaniem tego w formie książki? xD
OdpowiedzUsuńWeny,
Ichi ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńboskie, wybaczył mu, rodzeństwo go cały czas wspiera...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia