Mam tylko jedną prośbę - Rozumiem, jak piszecie, że jest wam przykro, jak nie pojawia się nowy post i w ogóle mi to nie przeszkadza, a nawet motywuje mnie, żebym bardziej się starała wyrabiać z czasem. Jednak proszę, żeby niektórzy oszczędzili sobie najeżdżanie na mnie, tylko dlatego, że nie miałam czasu pisać w wakacje. Też mam własne życie i chociaż robię co mogę, żeby przyjemnie wam się czytało tego bloga, to czasami nie mam fizycznej możliwości nic napisać, a narzekanie, że was olewam i że to okropne, że nic nie dodaję raczej mnie nie zachęci do dalszego pisania.
No dobra, to wszystko. Oczywiście dalej możecie upominać się o rozdziały i narzekać na moją niepunktualność, ale jak wyjaśniam, że nie mam możliwości nic wstawiać, to proszę, żeby niektórzy powstrzymali się od wjeżdżania na mnie.
Miłego czytania ^ ^
******************************
Obudził mnie zbyt głośny dzwonek telefonu. Poruszyłem się niespokojnie, przez chwilę starając się przypomnieć sobie, gdzie jestem. Bolała mnie głowa i czułem się wykończony. Coś zupełnie nowego dla mnie, zwłaszcza w ostatnich dniach. Przetarłem oczy i próbowałem się poruszyć, coś jednak trzymało mnie mocno w swoim uścisku. Podniosłem wzrok na śpiącą twarz Tochiego. Obudziwszy się, mruknął cicho i ścisnął mnie mocniej. Oparłem ręce na jego piersi, nauczony doświadczeniem nie szarpiąc się, tylko delikatnie wyślizgując się z jego uścisku.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po hotelowym pokoju. Mój wzrok padł szybko na niewielki stolik. Stała na nim butelka wina i dwa kieliszki. Teraz rozumiałem, skąd ten ból głowy.
Przypomniał mi się cały, wczorajszy dzień. Spacer w deszczu, gorąca czekolada, wieczorem kolacja i wino zamówione do pokoju. Ciekawe tylko, skąd wziął tyle pieniędzy. Naprawdę się starał, żebym w końcu mu wybaczył. Nawet jeżeli miał ku temu powód, było to miłe z jego strony.
Dałem się wczoraj namówić na kilka lampek wina, a gdy kręciło mi się w głowie od wypitych procentów, nie miałem już w ogóle siły, żeby mu się sprzeciwiać. Nie, żebym w jakiejkolwiek innej okoliczności umiał mu się sprzeciwić, ale możliwe, że gdyby nie to wino, mógłbym dalej chociaż udawać, że jestem na niego zły.
Rozejrzałem się po pokoju, szukając moich ubrań. Aktualnie siedziałem w samej koszuli Tochiego, którą, jak mgliście pamiętałem, dostałem pod koniec naszej nocy.
- Że też dałem się namówić na alkohol... - Mruknąłem, masując skronie. Wstałem z łóżka i na drżących nogach podszedłem do lodówki, gdzie na szczęście znajdowała się butelka wody. Wziąłem parę łyków i zostawiłem ją na szafce nocnej, przy Tochim. Telefon znowu zadzwonił, ale nie miałem ani siły, ani ochoty na razie rozmawiać. Rozłączyłem się, wysyłając szybką wiadomość, że nie mogę teraz rozmawiać.
Na drżących nogach poszedłem do łazienki. Ledwo mogłem chodzić, ale musiałem się obmyć.
- Potrzebujesz pomocy? - Usłyszałem głos Tochiego, gdy wchodziłem już do łazienki. Siedział na łóżku, opierając się o ścianę. Odpowiedziałem mu zimnym spojrzeniem, zamykając się w łazience. Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby się umyć po ostatniej nocy.
Kiedy już wycierałem się ręcznikiem, ktoś zapukał do drzwi.
- Przyniosłem twoje ubrania. Zostawić je pod drzwiami, czy mogę wejść?
Owinąłem się ręcznikiem w okół pasa i otworzyłem zamek, wychylając tylko głowę i zgarniając moje ubrania. Tochi skorzystał z tego, składając na moim czole delikatny pocałunek.
- Jak się spało? - Zapytał, całkowicie nie speszony faktem, że jestem praktycznie nagi.
- Krótko - Stwierdziłem zimno, jedną ręką biorąc moje ubrania, a drugą poprawiając ręcznik.
- Taak... przepraszam za to - Uśmiechnął się, przeczesując włosy z czarującym uśmiechem. - Trochę mi odbija przy tobie.
- Trochę? - Uniosłem jedną brew. Tochi tylko wzruszył ramionami, przejeżdżając dłonią po mojej twarzy.
- Chciałbyś dzisiaj coś zrobić? Wiem, że spędziliśmy wczoraj cały dzień razem, ale...
- Odpada - Odparłem i przez chwilę z pewną satysfakcją patrzyłem na jego zaskoczony wyraz twarzy. - ...muszę się spakować... - Powiedziałem cicho, niemal natychmiast zatrzaskując drzwi, zanim Tochi zdążył odpowiedzieć. Skoro teraz mieszkałem z rodzeństwem i nie miałem już własnego domu, to spotykać się na dłużej mogliśmy tylko u niego. A ja w sumie chętnie bym sprawdził, czy na pewno Kora nie kręci się gdzieś w pobliżu.
Przebrałem się szybko w czyste ubrania i wyszedłem z łazienki. Gdy tylko zamknąłem do niej drzwi, ponownie zostałem do nich przygwożdżony. Zacisnąłem powieki, gdy Tochi wpił się w moje usta, przyciskając do drzwi łazienki. Kiedy w końcu mnie uwolnił, spojrzał na mnie czule.
- Kocham cię, wiesz?
- No wiem... - Powiedziałem cicho, opuszczając głowę.
Przytulił mnie do siebie, niemal dusząc w swoim uścisku. Poczułem przyjemne ciepło jego ciała. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo mi tego brakowało. Zamknąłem oczy, rozkoszując się jego zapachem.
Miałem ochotę krzyczeć to co czuje, ale rozpływając się w jego objęciach, nie mogłem nawet myśec, a co dopiero mówić.
Rodzeństwo nie było zachwycone moim ponownym wyjazdem, zwłaszcza, ze dopiero co wróciłem. Na moje szczęście nie mogłem zbyt długo się z nimi wykłócać, żeby zdążyć na pociąg.
Wpatrywałem się w sufit, zastanawiając się nad wszystkim, co nas ostatnio spotkało. Tochi i ja naprawdę dużo przeszliśmy w ostatnim czasie. Ba, przeszliśmy naprawdę wiele od czasu naszego pierwszego spotkania. Większość wieloletnich par nie miało okazji tyle znieść, co my dwaj.
Odwróciłem się na bok, patrząc na puste miejsce kolo mnie. Przez okna małej, leśnej chatki przedzierały się promienie księżyca, oświetlając cale łózko. Westchnąłem, siadając na materacu i odrzucając na bok kołdrę. Wieczór był dość chłodny, a drewniane ściany nie zatrzymywały zbyt wiele ciepła, co tym dotkliwiej odczuwałem, nie mając przy sobie Tochiego.
W końcu zdecydowałem się na wstanie i wyjście na zewnątrz. Nocne powietrze bez problemu spowodowało na mojej skórze dreszcze. Lekka piżama bynajmniej nie pozwalała mi się ogrzać.
Tochi odwrócił się w moja stronę, z delikatnym uśmiechem. Siedział na schodkach, z kocem na ramionach, wpatrując się w niebo. Nie mogłem pozbyć się wrażenia, ze ostatnio jest z nim coś nie tak. Kiedy przyjechaliśmy, wszystko było w porządku, ale zaraz potem nagle zaczął się zamyślać, często wydawał się nieobecny, jego uśmiech był bardziej smutny, a nawet jak na mnie patrzył, miałem wrażenie, ze myśli o czymś innym.
- Co robisz? - Zapytałem, schodząc po schodkach. Trawa była nieprzyjemnie zimna i wyraźnie było czuć na niej kropelki wody.
- Patrze w gwiazdy - Odparł, rozkładając ramiona razem z kocem. Osiadłem na schodku tuz przed nim opierając się plecami o jego tors. Objął mnie delikatnie, opatulając mnie ciepłym kocem. Spojrzałem w niebo. Niemal całkowicie czarne, wyglądało jak posypane złotym pyłem.
- Wszystko w porządku? - Zapytałem, podnosząc głowę i zerkając na niego. Uśmiechnął się, całując mnie w czoło.
- Tak. Ciesze się po prostu, że tu jesteś - Ścisnął mnie mocniej, opierając brodę o moje ramie. - Wiesz, czasami w nocy takie jak ta, mam wrażenie, ze jesteśmy jedynymi ludźmi na ziemi...
Uśmiechnąłem się delikatnie, powstrzymując prychniecie.
- Chciałbyś, żeby tak było?
- Myślę, że byłoby to całkiem fajne. Tylko ja i ty na całym świecie... Nikt by nie mógł się przyczepić do nas, ani przeszkodzić nam w byciu razem na zawsze...
Nosem przejechał po mojej szyi. Poczułem przyjemny dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie. Przełknąłem ślinę, żeby powstrzymać jęk i poprawiłem się na schodkach.
- Razem na zawsze? - Zmusiłem się, żeby się odezwać. - Jeszcze ci przecież nie wybaczyłem. Jak na razie masz wybaczenie na tydzień. A potem się zastanowię, czy wybaczać ci dalej.
- Czy się na mnie obrazić do końca życia, co? - Prychnął krotko, wtulając się w moja szyje. - Więc razem do końca życia, podczas którego będę się starał jak mógł, żebyś mi wybaczył.
Przewróciłem oczami, wbijając wzrok w niebo. Gwiazdy lśniły naprawdę pięknie.
- Myślisz, że będę cię znosił tak długo, jeżeli nie zdecyduję się ci wybaczyć?
- Myślę, że nie odpuszczę ci tak łatwo, jeżeli mi nie wybaczysz. Będę cię dręczył do końca życia, niezależnie od tego, co postanowisz - Wyszeptał. Jego oddech przyjemnie pieścił moje ucho, ale w jego głosie wyczuwałem coś dziwnego, co nie dawało mi spokoju. Był dziwnie... spokojny, nawet jak na niego.
- Czyli czego bym nie zrobił i tak jestem na ciebie skazany? No trudno... - Westchnąłem, odwracając głowę, gdy zaczął składać na mojej szyi delikatne pocałunki. Ścisnął mnie mocniej, smyrając językiem moją gołą skórę.
- Wiesz zajączku, gdybym mógł, podarowałbym ci wszystkie gwiazdy...
- I cały czerwony świat, co? - Powiedziałem, przypominając sobie jego słowa, zapisane na książce, którą mi dał.
- Tak... - Szepnął cicho, przykładając usta do mojej szyi. Wydawał się naprawdę dziwny. We wszystkim co robił, dostrzegałem pewnego rodzaju smutek. W dodatku, od czasu wyjazdu, nawet nie próbował się do mnie dobierać.
- Tochi... - Podniósł na mnie spojrzenie, patrząc mi prosto w oczy. - Powiedz mi, coś się stało?
Uśmiechnął się delikatnie, ale to nie był ten sam, szczery uśmiech, który widziałem u niego na co dzień. Dalej martwił się tą sprawą z Korą? Przecież nawet ja już mu wybaczyłem... chwilowo. Nie powinien się tym aż tak przejmować... więc dlaczego się tak tym przejmował?
- Nic się nie stało - Miałem ochotę wykrzyczeć, że przecież widzę, że coś się stało, żeby przestał kłamać i powiedział mi do cholery o co chodzi. Dlaczego jest taki zdołowany i dlaczego nie chce mi nic powiedzieć. Bo nie mogłem być przecież aż tak przewrażliwiony, prawda?
Obróciłem się na bok, opierając głowę na jego piersi. Poczułem delikatny pocałunek, złożony na moich włosach. Wpatrywaliśmy się w gwiazdy w ciszy przez dłuższy czas. Noc o dziwo wydawała się rozjaśniać z każdą chwilą, aż nie zgasła całkowicie, gdy moje ciało otoczyła słodka senność.
Otworzyłem oczy, przez kilka sekund wpatrując się w latający przede mną zwierzyniec. Na jednym z blatów kuchennych wił się Hebi-chan, Ris-chan wesoło skakał sobie z miejsca na miejsce, gdzieś siedział sobie jeż, nie wiem, czy ten sam, którego Tochi przygarnął, czy inny. W każdym razie, Tochi i tak nazywał go Harinezu, ale spodziewałem się, że może tak nazywać każde zwierze.
Rozciągnąłem się na łóżku, rozglądając się po pokoju. Spojrzałem na puste miejsce koło mnie. Było jeszcze ciepłe, więc Tochi pewnie wyszedł niedawno. Wstałem więc, a mój wzrok niemal natychmiast padł na kartkę, leżąca pod jeżem na blacie. Ostrożnie wyciągnąłem wiadomość, siadając na stole.
,,Cześć zajączku.
Przepraszam, że cię nie obudziłem, tak uroczo spałeś, że nie miałem serca tego robić. Poszedłem na obchód lasu. Może mi to trochę zająć, a nie chciałem cię męczyć. Pewnie i tak jesteś wykończony ostatnimi wydarzeniami. W lodówce masz przygotowane śniadanie. Nie wiedziałem, o której wstaniesz, więc zrobiłem ci kanapki. Częstuj się ile chcesz. Wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł. Kocham cię
Tochi"
Odłożyłem list, wyciągając z lodówki małą stertę kanapek. Usiadłem przy stole i zacząłem częstować się śniadaniem. Co się z nim stało? Wcześniej nigdy się tak nie zachowywał. Zawsze zabierał mnie ze sobą, czy tego chciałem, czy nie. A ostatnio nawet nie próbował... może rzeczywiście zaczął się zastanawiać, czy nie wolałby się umawiać z dziewczyną? Może uznał, że jednak jestem zbyt kłopotliwy? Westchnąłem ciężko. Naprawdę tego nie rozumiałem. Dlaczego Tochi nie chciał mi powiedzieć prawdy?
Spojrzałem na drzwi od domku. A może... Tochi naprawdę nie chciał już ze mną być? To byłoby naprawdę bezsensu, skoro tak się starał, żeby mnie odzyskać... a może własnie o to chodziło? Może chciał, żebym to teraz ja coś zrobił? A może rzeczywiście uważał, że jestem na niego aż tak zły, że nie będę pozwalał mu się do mnie zbliżać?
Odłożyłem resztki kanapek do lodówki. W głowie miałem mętlik. Nie wiedziałem, co o tym myśleć. Może rzeczywiście chodziło tylko o to, żebym pokazał Tochiemu, co czuję?
Walczyłem chwilę sam ze sobą, nim w końcu wstałem i szybkim krokiem ruszyłem do miasteczka. Nieważne, jak bardzo miała być rzenujaca rzecz, którą zamierzałem zrobić. Skoro miałem odzyskać ,,mojego" Tochiego, byłem w stanie to znieść.
Słońce powoli zaczynało zachodzić, gdy do domku wrócił Tochi.
- Jak było? - Rzuciłem spokojnie, odkładając czytaną książkę na bok.
- Spokojnie - Oznajmił, rzucając się na łóżko koło mnie. Patrzyłem na niego chwilę w ciszy, nim w końcu poprawiłem się na łóżku.
- Zmęczony?
- Troszeczkę. Jakby nie było, trochę mi zajęło spacerowanie po lesie - Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę, jednak to nie był ten sam uśmiech, który znałem. Miałem ochotę krzyknąć, co muszę zrobić, żeby w końcu powiedział mi prawdę, ale wiedziałem, że i tak mi nie powie. Przynajmniej nie, dopóki go nie przekonam, że naprawdę to widzę i naprawdę się tym martwię.
Wstałem z łóżka i udałem się na chwilę do łazienki. Tochi odprowadził mnie wzrokiem, co zestresowało mnie jeszcze bardziej. Zamknąłem się w łazience, patrząc nienawistnie na papierową torbę, stojącą na zlewie. Już samo kupowanie tego było dla mnie czymś okropnym. Założenie tego było już całkowicie nie do zniesienia. Ale od czasu tej sytuacji z Korą, nasze relacje były wyjątkowo dziwne. Jeżeli zniszczenie całej mojej dumy było ceną za wrócenie naszych relacji do normalności, to dość niechętnie, ale byłem gotów ją zapłacić.
Przygotowanie się zabrało mi dosłownie kilka sekund. O wiele dłużej zajęła mnie walka z samym sobą, żeby wyjść. W końcu szarpnąłem za klamkę, całkowicie czerwony wchodząc do pokoju. Tochi podniósł się z łóżka, patrząc całkowicie zaskoczony, z szeroko otwartymi oczami i otwartymi ustami. Przez kilka sekund patrzył na opaskę, z futrzanymi uszami na mojej głowie, oraz króliczy ogonek, który zaczepiłem o spodnie.
- B-bo... - Zacząłem, cały czerwony, od razu się tłumacząc. - Od kiedy wróciliśmy, zachowujesz się dziwnie. Jesteś cały czas taki zdołowany i... i nawet nie chcesz mi powiedzieć co się stało! Myślisz, że nie dostrzegam tego, a ja widzę, że się inaczej zachowujesz i się przejmuję jak ostatni kretyn, że... że... uch, po prostu się martwię! Jeżeli chodzi o to, że byłem na ciebie wściekły, to już nie jestem, jasne?! Znaczy, trochę tak, ale jestem skłonny ci to wybaczyć, więc przestań się tak zachowywać!
Prychnąłem, wbijając wzrok w ziemię. Przez chwilę panowała między nami cisza. Nie odważyłem się podnieść spojrzenia, do czasu, aż Tochi nie stanął przede mną. Ścisnął obie moje dłonie, pochylając się nade mną.
- Przepraszam... - Szepnął cicho. Odważyłem się na niego spojrzeć. Uśmiechał się rozczulony w ten typowy dla siebie sposób. Naprawdę cholernie mi brakowało tego uśmiechu. Nie tylko przez te ostatnie dni, ale też przez cały ten czas, gdy już u niego byłem. Poczułem, jak serce gwałtownie mi przyspiesza.
Tochi puścił jedną moją dłoń, delikatnie unosząc moją twarz. Złożył na czubku mojej głowy deliatny pocałunek, wtulając się przez chwilę w plusz uszu, które miałem na sobie, nim zszedł ustami niżej, po chwili wpijając się w moje usta.
- To naprawdę słodkie, że kupiłeś coś takiego - Uśmiechnął się promiennie, patrząc mi w oczy. Poczułem jeszcze większe zażenowanie, ale i tak uśmiechnąłem się delikatnie. Podniosłem głowę jeszcze wyżej, pozwalając mu na wpicie się w moje usta.
- Przepraszam, że sprawiłem ci problem. Nie wiedziałem, że sprawiam ci tym aż tyle kłopotów - Powiedział, gdy już uwolnił moje usta. Zaczesał mi delikatnie kosmyk włosów za ucho, patrząc na mnie czule. - Delikatnie zjechał rękoma do mojej talii, przysuwając mnie do siebie i zanim zdążyłem coś powiedzieć, ponownie wpił się w moje usta.
Całe ciało zaczęło mi drżeć, ponownie czując jego bliskość. Ścisnąłem jego koszulę, pokładając się na jego piersi. Tochi zaczął się cofać, ciągnąc mnie za sobą na łóżko. Po kilku krokach wylądowałem na nim, na łóżku. Podparłem się na jego piersi, pozwalając mu na pogłębienie pocałunku. W głowie mi się kręciło, od jego dotyku, a im więcej mnie dotykał, tym bardziej uświadamiałem sobie, jak bardzo tego potrzebuję. Jego głosu, którym szeptał mi prosto do ucha, gdy ja otępiony rozkoszą nie mogłem nawet myśleć, tej iskry wilka, gdy zaciągał mnie do łóżka, tego, jak na mnie patrzył, jak niemal pożerał wzrokiem całe moje ciało, gorąca, które mnie zalewało, oraz ciężkiego oddechu, którym pieścił moje ciało, czym jeszcze bardziej doprowadzał mnie do spazmów
Leżałem wykończony na brzuchu, oddychając przez otwarte usta. Ciało wciąż mi drżało od niedawnych pieszczot. Na plecach czułem przyjemny ciężac Tochiego, a na szyi jego przyjemny, równy oddech.
- Przyznaj, tęskniłeś za tym - Zaśmiał się krótko, całując mnie w szyję. Prychnąłem, odwracając wzrok w stronę ściany.
- ...chyba naprawdę nie myślisz, że mógłbym tęsknić za czymś takim? - Prychnąłem, czując przyjemny dreszcz, przebiegający mi po plecach. - ...Tęskniłem za tobą... - Dodałem, chowając twarz w poduszce, żeby ukryć rumieniec.
- Przepraszam, że tak cię tym zmartwiłem.
- Powiesz mi w końcu o co chodziło? - Odwróciłem się w stronę Tochiego, poprawiając na sobie jego koszulę
Tochi uśmiechnął się smutno, siadając na łóżku.
- Jest sezon polowań - Powiedział po chwili ciszy. Teraz to ja zamarłem, zaskoczony jego słowami.
- Co takiego? - Zapytałem, nie do końca pewny, czy dobrze usłyszałem. To TYM zadręczałem się przez tyle czasu?
- Jest to sezon, w którym leśniczy mogą legalnie strzelać do zwierząt, oraz ustawiać pułapki, a ja oficjalnie nie mogę nic zrobić. Zawsze się wtedy martwię, bo po lesie biega cała masa rannych zwierząt, których nie zdążyli dobić. Nie chciałem cię tym zadręczać, więc nic nie mówiłem.
Uśmiechnął się niewinnie. Przez chwilę siedziałem osłupiony, nim w końcu zrozumiałem, co takiego Tochi powiedział. Przez cały ten czas martwiłem się, że chce mnie rzucić, a on zwyczajnie martwi się o jakieś zwierzęta?
- Kretyn! - Wybuchłem, rzucając mu w twarz poduszką. - Nie mogłeś mi tego powiedziec wcześniej! Wiesz, jak się martwiłem!
Tochi uśmiechnął się czule, łapiąc mnie za dłoń.
- Przepraszam. Ale powiem ci, że warto było, żeby zobaczyć cię w tych zajęczych uszach - Rozpromienił się, widząc, jak bardzo się czerwienię. Miałem ochotę ponownie walnąć go poduszką, ale skutecznie zatkał mi usta, kolejnym pocałunkiem, a moje szybko mbijące serce momentalnie zagłuszyło wstyd.
Melduję się na posterunku!
OdpowiedzUsuńJest 2:26, nie śpię - a chyba powinnam - i czytam sobie ten rozdział tak raz po raz. Zważywszy na dość... późną godzinę nie potrafię napisać ani nic dłuższego, ani sensowniejszego, bo zazwyczaj w nocy mój mózg nie myśli.
Dlatego mogę tylko napisać, że Zajączek był dzisiaj bardziej zajączkowaty niż kiedykolwiek. I to było przesłodziaśne ^^
Pozdrawiam i idę spać,
Dobranoc :>
Melduję się na posterunku!
OdpowiedzUsuńJest 2:26, nie śpię - a chyba powinnam - i czytam sobie ten rozdział tak raz po raz. Zważywszy na dość... późną godzinę nie potrafię napisać ani nic dłuższego, ani sensowniejszego, bo zazwyczaj w nocy mój mózg nie myśli.
Dlatego mogę tylko napisać, że Zajączek był dzisiaj bardziej zajączkowaty niż kiedykolwiek. I to było przesłodziaśne ^^
Pozdrawiam i idę spać,
Dobranoc :>
Witam,
OdpowiedzUsuńach myślałam, że Tochi nie dobiera się do zajączka, aby ten mu szybciej przebaczył, ech i tak źle i tak nie dobrze, zakup Usagiego boski....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia