Kolejny ranek był tak samo rozczarowujący jak poprzedni. W łóżku koło mnie nie było Tochiego, ale tym razem leżał przynajmniej na materacu. Musiało być naprawdę wcześnie, albo miał dzisiaj wolne. Przyglądałem się przez chwilę jego śpiącej twarzy. Nabrałem ochoty by położyć się przy nim, ale nie wiedziałem, czy nie spełni swojej obietnicy i nie wyrzuci mnie wtedy z domu.
Musiałem jak najszybciej sprawić by mi wybaczył. Dlatego jeszcze dzisiaj musiałem zrobić kolejny krok.
Wstałem z łóżka tak cicho jak tylko mogłem i poszedłem się przebrać do łazienki. Umyłem się wczoraj wieczorem, więc nie musiałem kłopotać się z prysznicem. Jak tylko się przebrałem i wyszedłem na tyle cicho, by nie budzić Tochiego, niemal pobiegłem w stronę miasta. Mógłbym ponownie zrobić Tochiemu jajecznicę, ale nie chciałem go budzić. Nawet jeżeli miałoby to go bardzo ucieszyć. Wolałem zrobić to, co umiałem najlepiej - kupować. Nawet jeżeli miałem się narazić na kolejne głupie pytania ze strony mieszkańców.
Miasteczko wydawało się jeszcze bardziej puste i rozleniwione niż zwykle. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy wszedłem do baru przy przystanku. Na zegarze ściennym nad wejściem pokazana była godzina szósta rano. Cóż... powinienem chyba trochę wcześniej spojrzeć na zegar.
- W czym mógłbym pomóc? - Usłyszałem senny, znajomy mi już głos pracującego tu kelnera. Gdy mnie poznał, jakby się nieco ożywił.
- Oh, czyż to nie ,,przyjaciel" naszego leśniczego? - Zapytał w widocznie lepszym nastroju. - Jak się masz? Znowu jakieś problemy? Co tam u was? Pogodziliście się, prawda? Musieliście, skoro tak często do niego przyjeżdżasz.
- Nie przypominam sobie, żebym miał obowiązek ci się zwierzać - Powiedziałem chłodno, krzyżując ręce na piersi. Nie lubiłem tego gościa. Zdecydowanie za bardzo interesował się moim życiem. A raczej życiem moim i Tochiego. A nikt nie powinien się interesować moim związkiem.
- Ojej... - Uśmiechnął się szeroko. - Ktoś tu ma gorszy humor. A swoją drogą, to co sprawiło, że przybyłeś tutaj tak wcześnie?
- Nic szczególnego... chciałem kupić coś na śniadanie.
- Wczesne to śniadanie...
- Wybacz, ale to moja sprawa, o której jem śniadanie.
- Jasne, jasne. Jak dla mnie wygląda to na przeprosinowe śniadanie - Uśmiechnął się szeroko, opierając się o ladę i pochylając w moją stronę.
- Nie twoja sprawa. Mógłbyś mi podać to, o co proszę?
- Oczywiście. Podam ci dokładnie to, co chcesz. Bo pewnie wiesz, co lubi nasz leśniczy.
- Na pewno ty wiesz lepiej - Rzuciłem ironicznie.
- No pewnie nie wiem... w końcu Tochi nigdy nie przychodził, żeby kupować śniadania... albo obiady... albo desery.
Spojrzałem na niego lekko nieufnie. Nie wiedziałem, czy mnie sprawdza, czy mówi to serio.
- Tochi sam sobie gotuje...
- Prawie zawsze. Pozwala sobie na luksus kupowania czegoś na obiad czy śniadanie mniej więcej raz w miesiącu... zwykle nawet rzadziej. Ale nie może się oprzeć, by zbyt długo wytrzymać bez swojego ulubionego dania.
- Blefujesz.
- Może. Ale Tochi je wszystko. Jeżeli rzeczywiście blefuje, zje coś, co nie jest jego ulubionym daniem. A jeżeli mówię prawdę, zdobędziesz u niego kilka dodatkowych punktów, dzięki którym może ci wybaczy.
Zmierzyłem go spojrzeniem, co było dla niego jednoznaczną odpowiedzią. Nie zamierzałem mu jednak dawać tej satysfakcji i przyznawać, że nie wiem, co takiego lubi jeść Tochi.
- Daj mi cokolwiek, co uważasz - Prychnąłem, odpuszczając w końcu.
- Już się robi - Widocznie był zadowolony z faktu, że nie dość, że jesteśmy pokłóceni z Tochim... tak jakby, to jeszcze niemal otwarcie przyznałem, że nie wiem, co takiego mógłby chcieć na śniadanie.
Musiałem czekać dłuższą chwilę, aż pokój wypełnił się delikatnie słodkawym zapachem cynamonu. Zaraz potem zza zaplecza wyszedł kelner z zapakowanym śniadaniem do papierowej torby.
- Tosty cynamonowe - Wyjaśnił, chociaż wcale go o to nie pytałem. Co więcej, jego wyjaśnienia wcale nie brzmiały jak coś, co Tochi chciałby jeść. Wydawało mi się to... zdecydowanie zbyt pospolite, by mu zasmakowało. I dużo za proste. Widocznie zauważył moją nieufność, bo odezwał się ponownie. - Uwierz mi, że mu zasmakuje. A do tego ciastko karmelowe. Gwarantujemy satysfakcje, albo zwrot pieniędzy - Uśmiechnął się promiennie. Nie wiem czemu, ale nienawidziłem tego uśmiechu. Mówił on: ,,wiem teraz więcej o was, a ty wiesz coś więcej o swoim chłopaku". - Spakowałem też porcje dla ciebie. Życzę smacznego i odwiedź nas jeszcze - Rzucił wymuszonym tonem profesjonalnego sprzedawcy. Zapłaciłem za śniadanie i szybkim krokiem udałem się do niepozornej, małej chatki w środku lasu.
Przed drzwiami zawahałem się na chwilę. Wziąłem głębszy oddech, by się uspokoić i wszedłem do środka.
W pierwszej chwili byłem pewny, że Tochi gdzieś wyszedł, bo w domku było pusto. Dopiero po chwili niemal wypadł z łazienki. Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie. Gdy mnie zobaczył w drzwiach, z papierową torbą na śniadanie, najpierw był zaskoczony, a po chwili nagle się uspokoił. Ścisnąłem mocniej torbę. Martwił się! Musiał się martwić. Inaczej nie wyglądałby na tak przerażonego. Musiał się martwić, że zniknąłem. Znaczy, że wcale nie chciał, żebym odchodził! Wciąż mnie kochał!
Bez słowa wyciągnąłem śniadanie w jego stronę. Uznałem, że to będzie bardziej przekonujące, niż moje tłumaczenia.
Tochi zatrzymał się przede mną. Wyglądał, jakby nie wiedział co dokładnie zrobić. Czekałem cierpliwie, z ogromną nadzieją, że przejął się na tyle, by chociaż mnie przytulić.
- Myślałem, że odpuściłeś - Powiedział w końcu. Powstrzymał się od jakiegokolwiek gestu.
- Jak mógłbym? - Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu, choć tak naprawdę chciałem rzucić mu się na szyję. - Przecież cię kocham - Nigdy wcześniej wypowiadanie tych słów nie było dla mnie tak łatwe. Zresztą, robiłem teraz dużo rzeczy, których nie zrobiłbym wcześniej. Tochi zacisnął dłonie na moich dłoniach, trzymających torbę i bardzo powoli ją ode mnie wziął.
- Dzięki... - Powiedział tylko, dość chłodnym głosem. Widziałem, że teraz nawet jemu wkurzanie się na mnie sprawiało ból. A to oznaczało... że już wkrótce mi wybaczy. A na pewno mnie już nie znienawidzi. Walczyłem z sobą długo, nim w końcu powstrzymałem się od rzucenia mu się na szyję.
- Martwiłeś się, że odszedłem? - Zapytałem niepewnie. Znałem już odpowiedź, ale... tak bardzo chciałem ją usłyszeć. Tochi usiadł przy stole i przez chwilę nic nie mówił.
- Martwiłem się... - Powiedział w końcu, a ja miałem wrażenie, jakby znowu wyznał, że mnie kocha. Nawet jeżeli miał ku temu wątpliwości, teraz już musiał to sobie uświadomić. Podszedłem szybko po bukiet, który dostał ode mnie, gdy tu przyszedłem i ponownie mu go wręczyłem.
Przez chwilę między nami panowała cisza. Tochi wpatrywał się w kwiaty bez słowa, nim się odezwał.
- Róże? - Zapytał beznamiętnie, niemal tym samym tonem, którym ja się odezwałem, gdy to on zawinił i przyniósł mi kwiaty. Przełknąłem ślinę, nim udało mi się odpowiedzieć.
- Kiedy chcę ci powiedzieć, że cię kocham najbardziej na świecie - Powiedziałem dokładnie te same słowa, które wtedy usłyszałem od niego.
- Niezapominajki...
- Kiedy chcę ci powiedzieć, że nigdy o tobie nie zapomnę... cokolwiek by się nie działo...
- Czerwone tulipany.
- Bo... bo jedno powiedzenie ,,kocham cię" to za mało.
- Ferezje czerwone... - Widziałem, jak powoli zaczyna mięknąć. Jego spojrzenie stawało się coraz bardziej rozczulone, a głos coraz cieplejszy.
- Kwiat, który najchętniej dawałbym ci codziennie... - Zawahałem się, lekko się czerwieniąc. - B-bo każdy dzień z tobą jest dla mnie spełnieniem marzeń... - Wyrecytowałem dokładnie te same słowa, które były w książce od niego. Wziąłem kolejny głęboki oddech, nim ponownie się odezwałem. - I dlatego nigdy sobie nie wybaczę tego, co ci zrobiłem. I dlatego nigdy nie będę w stanie zapomnieć o tym tygodniu, a także każdym innym, który spędziłem z dala od ciebie. I... i dlatego teraz zrobię wszystko, byś mi wybaczył... bo... - Ukryłem czerwoną twarz za bukietem, który delikatnie tłumił moje słowa, co odrobinę mnie ośmielało. - Bo nie umiem żyć bez ciebie. Ja... ja zrobię wszystko, żebym ponownie mógł być twoim zajączkiem... - Zakończyłem, całkowicie ukryty za kwiatami. Ich czerwień niemal zlewała się z kolorem mojej twarzy.
- Jesteś niemożliwy... - Westchnął, a ja wciąż nie miałem odwagi na niego spojrzeć. Usłyszałem jak wstaje z krzesła, ale nie miałem odwagi się nawet poruszyć. Z pomiędzy kwiatów dostrzegłem tylko, że staje przede mną. - Oczekujesz, że zapomnę?
- Chcę tylko znowu być twoim zajączkiem... - Szepnąłem, ściskając mocniej kwiaty. - I byś znowu mnie kochał...
Usłyszałem głośne westchnienie i poczułem jak jego dłonie zaciskają się na moich.
- Usagi... - Zadrżałem, ponownie słysząc moje imię. - A czy kiedykolwiek przestałem? - Podniosłem na niego spojrzenie. Uśmiechał się delikatnie, patrząc na mnie z tym czułym spojrzenie, które tak dobrze znałem. - Powiedzmy, że na razie ci wybaczam...
Nie dałem rady powstrzymać szerokiego uśmiechu, chociaż i tak w oczach poczułem łzy. Tochi delikatnie zaczesał kosmyk włosów za moje ucho, pochylając się w moją stronę. Serce zaczęło bić mi znacznie szybciej. Rozchyliłem usta, ale nie dałem rady nic powiedzieć. Zamknąłem tylko oczy, wydając z siebie tylko krótki, cichy jęk, gdy połączył nasze usta.
Tochi... gdybym umiał ci przekazać, jak okropnie cię kocham i jak nieludzko szczęśliwy jestem w tej chwili...
*klasku klasku klasku klasku*
OdpowiedzUsuńKatsumi, to było piękne. Poryczałam się, serio. Uwielbiam Cię, dziewczyno. Uwielbiam Cię za to, że wywołujesz we mnie takie emocje. Za to, że mimo iż Usagi jest tylko fikcyjną postacią, to współczułam mu jak własnemu przyjacielowi.
Cieszę się, że Tochi "na razie" wybaczył Usagiemu, bo przecież nasz leśniczy też nie może żyć bez Zajączka i on dobrze o tym wie.
Jestem szczęśliwa i spełniona, dziękuję.
To już jest 122 rozdział i tak się zastanawiam ile jeszcze zostało do końca. Nie żebym chciała tego końca, ale jestem zwyczajnie ciekawa.
A, no i jeśli już masz zamiar kończyć, to chcę seksy na zgodę. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Pozdrawiam i życzę weny na nexta! ^^
Właściwie to myślę, że powoli zbliżamy do końca. Mam pomysł jeszcze na jeden wątek, ale szczerze mówiąc zastanawiam się, czy rzeczywiście go napisać.
UsuńI oczywiście, muszą się jakoś pogodzić ^ ^
Pisz. To się nie może skończyć. Tak jeszcze z pół roku chociaż. Nie będę mogą inaczej żyć xD.
UsuńPrawdopodobnie zrobię ankietę, czy kontynuować ,,Zajączka". Kilka pomysłów co prawda mam, ale wydają mi się już trochę przesadzone.
UsuńOczywiście jeżeli większość będzie za to je napiszę, a wtedy jeszcze trochę czasu minie, nim go zakończę :D
O... mój... Boże...
OdpowiedzUsuńTo było coś pięknego, zwłaszcza ta scena z kwiatami... wzruszyłam się. Nie chce żeby to opowiadanie kiedykolwiek się skończyło. Chyba wtedy umrę i napisze w testamencie, że to ten blog jest winien mojej śmierci.
Czekam co będzie dalej ^^
R.
Super i oczywiście muszą się pogodzić:-) dzięki za śliczny rozdział:-)
OdpowiedzUsuńWspaniałe jestem szczęśliwa długi tydzień czekania się opłacił. :D :* <3
OdpowiedzUsuńJej super!
OdpowiedzUsuńA końcu jest fajnie! ^^
Weny ! ;)
Genialne.Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o dalsze perypetie to napisz je tak,żeby nie były naciągane.Zrób to tak jak ty chcesz.Zamiast kontynuacji przydlaszych przygód zajączka wolałabym coś innego,nowe opowiadanie.Pozdrawiam ;)
hej,przepraszam że tak piszę... ale czasami mam wrażenie ze byś napisała "kora zastrzeliła ich w miłosnym uścisku. rodzeństwo Zajączka płakało. Dziadek Tochiego zajął się lasem.THE END." niż trzymała nas w takowej niepewności...
OdpowiedzUsuńCiągle wierny fan.
Hej,
OdpowiedzUsuńpięknie, pięknie... Isaginw końcu powiedział "kocham cię", Tochi wybaczył w pewnym stopniu...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia