Wiedziałam, że się na to nie nabierzecie, ale co tradycja to tradycja ^ ^. Może za rok wymyślę coś bardziej oryginalnego(np. napiszę, że nie porzucam bloga i będziecie się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest żart)
Nie wstawiłam noty wczoraj, bo od samego rana byłam zabiegana i nawet nie mogłam wejść na laptopa, ale mam nadzieję, że mi to wybaczycie ^ ^
Swoją drogą, nie wiem czy zauważyliście, ale jakoś gdy ogłaszam opuszczenie bloga to jesteście najbardziej aktywni xD A ja uwielbiam czytać wasze komentarze, więc wtedy mogę sobie odrobić cały rok xD
Wiem, jestem okropnym człowiekiem, ale przynajmniej mam wspaniałych fanów, dla których aż chce się pisać, nawet jak nie chcę się pisać :3 Uwielbiam was za to, że jesteście i wspieracie mnie, bez względu na to, jak bardzo nawalam. Dzięki za to w imieniu moim i wszystkich postaci, które prowadzę.
********************
- Ała, uważaj - Wytarłem szybko oczy, do których dostał się biały płyn.
- Ups, przepraszam - Tochi uśmiechnął się niewinnie, pomagając mi zetrzeć pianę z oczu.
- Ja rozumiem wspólną kąpiel, ale po co masz mi jeszcze myć włosy? - Opuściłem głowę, pozwalając mu na dalsze wcieranie płynu w moje włosy.
- Bo uważam, że to urocze. A teraz się odwróć - Westchnąłem, niechętnie odwracając się w wannie. Nienawidziłem tego robić. Czułem się tak... dziwnie, gdy razem się myliśmy, a jedyne co nas kryło to woda. Z drugiej strony... było to już lepsze niż prysznic, którym wcześniej uraczył mnie Tochi, bym był czysty podczas naszej wspólnej kąpieli.
Zacisnąłem powieki, gdy piana prawie ponownie zalała moje oczy. Jeszcze przez jakiś czas musiałem to znosić, nim w końcu Tochi prysznicem spłukał mi włosy.
- Powiedz mi zajączku - Objął moją szyję, uśmiechając się delikatnie. - Co miałeś na myśli, mówiąc o idealnym dniu?
- ...miałem na myśli, że zrobię wszystko, co będziesz chciał... - Mruknąłem cicho. Cieszyłem się, że wszystko wróciło do normy, ale jeszcze nie udało mi się wszystkiego mu wynagrodzić. Tylko dlatego zaproponowałem mu ten cały ,,idealny dzień". Żebym już nigdy nie musiał czuć się winny za ten tydzień.
- Wszystko?
- Przecież już powiedziałem, że tak! - Oblałem się rumieńcem, opuszczając czerwoną twarz w dół. Niespodziewanie poczułem dłoń na ramieniu. Gdy odważyłem się odwrócić, Tochi złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Cieszę się - Uśmiechnął się, obejmując mnie ramionami i przyciągając do siebie. - Kto wie, może po tym dniu będę mógł ci nawet wybaczyć?
- Nienawidzę cię, wiesz? - Powiedziałem chłodno, pokładając się na jego piersi.
- Też cię kocham - Pocałował mnie delikatnie w szyję, nim do siebie przytulił. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, otoczeni gorącą wodą i ciepłem swoich ciał.
- Dobra, to jest coś, co chciałbyś dzisiaj zrobić? - Zapytałem w końcu, byleby nie trwać dłużej w tej nieznośnej ciszy.
- Tak. Jedną z tych rzeczy jest kąpiel z tobą.
- Czyli co? Planujesz mnie tu trzymać przez resztę dnia?
- Chciałbym, ale nie dzisiaj. Znajdzie się inny dzień, podczas którego cię tu przetrzymam. Chodźmy - Odwróciłem głowę, by nie gapić się na niego, gdy całkowicie nagi wychodził z wanny. Gdy upewniłem się, że już jest ubrany, otworzyłem oczy. Tochi wyglądał... dziwnie, stojąc przede mną w samym ręczniku. Zalałem się rumieńcem, widząc jego nagą klatę i ręcznik, którym obwinął swoje biodra. Odwróciłem ponownie wzrok,
- Nie nakręcaj się jeszcze, zajączku - Zaśmiał się,widząc moją reakcję. Prychnąłem, jeszcze bardziej zawstydzony.
- Głupek! Wcale się nie nakręcam! - Wbiłem wzrok w ścianę, byleby tylko nie musieć na niego patrzeć.
- No już, już. Chodź do mnie - Nachylił się delikatnie nad wanną, z uśmiechem czekając, aż w końcu na niego spojrzę. Tuż nad wodą trzymał ręcznik dla mnie. Siedziałem chwilę bez słowa, nawet na niego nie patrząc.
- Nie gniewaj się już. Nie w mój idealny dzień - Spojrzał na mnie prosząco, ale doskonale wiedziałem, że chodzi tylko o to, bym poczuł się winny. Cóż, podziałało. Niechętnie, ale wstałem z wanny, pozwalając Tochiemu obwinąć się ręcznikiem.
- Wiesz, że sam umiem się sobą zająć, prawda?
- Wiem, ale uwielbiam się tobą opiekować. Dam ci dziesięć minut na ubranie się, zjemy razem śniadanie i pójdziemy do lasu, zgoda?
- Skoro chcesz...
- Kocham cię - Pocałował mnie w policzek i opuścił łazienkę, zostawiając mnie samego. Skorzystałem z chwili samotności i przebrałem się szybko w ubrania, które wziąłem od siebie z domu i wyszedłem do salonu. Tochi nieco zaskoczony wyciągał z torby kupione przeze mnie śniadanie.
- Nie wiedziałem co lubisz, więc... - Zacząłem niepewnie, dosiadając się do stołu.
- Na pewno? Bo uwielbiam tosty cynamonowe i ciastko karmelowe. Zgadłeś idealnie - Uśmiechnął się do mnie szeroko. Czyli jednak... musiałem przy okazji podziękować temu kelnerowi.
- To dobrze. Nie wiedziałem, czy ci zasmakuje coś tak... prostego.
- Chodź, przekonasz się - Ustawił jedzenie na dwóch talerzach i usiadł na przeciwko mnie. Wziął tost cynamonowy z mojego talerza i przysunął go do moich ust.
- Nie jestem pewny...
- No dalej, powiedz ładnie ,,aaa" - Uśmiechnął się czule. Walczyłem chwilę z sobą, nim w końcu otworzyłem usta. Tochi wsunął do nich tosta, uważnie obserwując moją reakcje. Musiałem przyznać, że był całkiem smaczny. Trochę mdły, ale słodki i dość jadalny. Przełknąłem go i po dłuższej chwili kiwnąłem głową.
- Jadałem gorsze rzeczy.
- Nawet nie masz pojęcia, jak mi tego brakowało - Uśmiechnął się. Miałem dziwne wrażenie, że nie chodziło mu o jedzenie. Oddał mi tosta i sam zabrał się do jedzenia.
Po śniadaniu spakował nasz deser do hermetycznego pojemnika i zabrał się za pakowanie nas do wycieczki.
- Masz jakieś konkretne miejsce, do którego chcesz mnie zabrać?
- Zobaczysz. Swoją drogą, jest jakieś miejsce, do którego zawsze chciałeś pojechać? NIe mówię, że dzisiaj, ale tak ogólnie.
- Nie, a co?
- A jakie jest twoje ulubione miejsce? Albo widok? - Dopytywał dalej, nie dając mi możliwości dowiedzenia się, o co mu w ogóle chodzi. Zastanowiłem się chwilę. Byłem chyba we wszystkich miejscach, które chciałbym odwiedzić, ale żadne nie zapadło mi w pamięć. Może oprócz...
- Wiesz co? Kiedyś, jak byłem młodszy, jeszcze przed narodzinami Raito i Enmy, rodzice zabrali nas do takiego cudnego domku na klifie, nad oceanem. Nie pamiętam, gdzie to było, byłem jeszcze za mały, ale widok był obłędny. Każdego wieczora podziwialiśmy zachód słońca nad wodą. Znaczy... rodzice już po dwóch dniach musieli wyjechać... wtedy było mi bardzo przykro, ale Hana i Kashikoi obiecali, że zrobią wszystko, by to był najlepszy wyjazd. Rzeczywiście, było świetnie. Jedliśmy na tarasie, podziwiając ocean, chodziliśmy na plażę i pływaliśmy łódką... - Rozmarzyłem się, przypominając sobie te wydarzenia. Dopiero po dłuższej chwili się otrząsnąłem z marzeń. - swoją drogą, po co ci to?
- Niespodzianka - Uśmiechnął się delikatnie. Zastanawiałem się, co tym razem takiego wymyślił. - A teraz zbieraj się, idziemy na wycieczkę - Zarzucił plecak na ramię, ruszając w stronę drzwi.
- A zdradzisz mi, co takiego wymyśliłeś, by mnie dzisiaj dręczyć?
- Będziemy robić rzeczy, które zawsze chciałem z tobą zrobić.
- Czemu mam dziwne wrażenie, że mi się to nie spodoba?
- Bo ci się pewnie nie spodoba - Odpowiedział z tak typowym dla niego uśmiechem, wyciągając rękę w moją stronę. Ścisnąłem jego dłoń, pozwalając zaciągnąć się na dwór.
- Czyli nie zdradzisz mi, co takiego planujesz?
- Nie - mrugnął do mnie z szerokim uśmiechem, nim wyciągnął mnie z domku i pociągnął w stronę lasu. - Ale będzie fajnie.
- Planujesz wycisnąć z tego ile tylko się da, co?
- Nie na co dzień zgadzasz się na wszystko, co tylko proponuję - Ścisnął moją dłoń w niewinnym geście satysfakcji. Nie mogłem się nie uśmiechnąć rozczulony. Jakoś świadomość, że po tym wszystkim, mógł być dzięki mnie szczęśliwy, sprawiała, że czułem się... naprawdę...
Odwzajemniłem uścisk, pozwalając mu ciągnąć się do lasu. Było to na swój sposób przyjemne, gdy szliśmy tak razem, wśród szelestu drzew i cichych dźwięków lasu. Przyspieszyłem nieco kroku, by zrównać się z Tochim i podróżować tuż przy nim. Gdy nie musiał już mnie ciągnąć, ścisnął nieco mocniej moją dłoń, z jeszcze większą czułością, niż wcześniej. Podniosłem na niego pytające spojrzenie, ale on z pełną premedytacją go unikał, wpatrując się tylko z uśmiechem przed siebie.
Szliśmy w ciszy przez dłuższy czas, trzymając się za ręcę. Nic nie mówiliśmy, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Mógłbym w ten sposób spacerować nawet do końca życia.
Tochi w końcu się zatrzymał. Co mnie zaskoczyło, nie byliśmy ani na żadnej polanie, ani... właściwie nigdzie. Stanęliśmy na środku lasu i tylko wydeptane ślady stóp dla trawie świadczyły o tym, że ktokolwiek tu przychodzi.
- Więęęc... - Zacząłem niepewnie, zerkając na Tochiego. Ten rozglądał się chwilę, jakby się upewniał, że jesteśmy we właściwym miejscu i ku mojemu zaskoczeniu, wszystko wskazywało na to, że jednak jesteśmy, bo uśmiechnął się do mnie promiennie.
- To tutaj - Oświadczył, jednak nie wydawał się chcieć mnie uświadomić, co dokładnie znajduje się ,,tutaj". Położył plecak na ziemi i zaczął z nim grzebać. Po chwili wyciągnął z niego dwa hermetyczne pojemniki, całkowicie puste.
- Dalej nie rozumiem...
- Pozwól, że ci wyjaśnię - Wcisnął mi jeden pojemnik w ręce, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie. - Kojarzysz może te owoce, które ci daję, jak czasami gdzieś wychodzimy?
- Chwila... chyba nie chcesz, żebym pomógł ci je zbierać? - Z całego serca miałem nadzieję, że nie tego ode mnie oczekuje.
- Właśnie to bym chciał - Uśmiechnął się promiennie.
- Ale... nie znam się na zbieraniu owoców... nigdy w życiu tego nie robiłem.
- Więc się nauczysz. Pewnego dnia powinieneś.
Opuściłem spojrzenie, wpatrując się w pudełko, jakby to ono odpowiadało za to, że musiałem pracować. Nie chciałem tego zbierać. Zniżyłem się bardzo, by się dostosować do poziomu życia Tochiego, ale... bawienie się w ogrodnika?
- Nie rób już miny, jakbym kazał ci wypielić cały ogródek - Tochi uśmiechnął się czule, widząc moją reakcję.
- Dlaczego chcesz to robić?
- Zawsze chciałem to zrobić. Nauczyć osobę którą kocham to, co sam wiem, zbierać wspólnie owoce, a potem zjeść je razem w lesie - Kiedy to mówił, wpatrywał się w trzymane pudełko. Na jego twarzy zagościł uśmiech tak rozczulający, że przez dłuższą chwilę nie mogłem oderwać od niego wzroku.
- Gh... no doobra... - Powiedziałem w końcu z niechęcią. Naprawdę, nie nadawałem się do bawienia się w ogrodnika, ale... obiecałem Tochiemu, że zrobię wszystko, co zechce. Odwróciłem wzrok, żeby nie zobaczyć jego triumfującego uśmiechu. Niespodziewanie poczułem oplatające mnie ramiona, przyciskające do Tochiego.
- Cieszę się - Wyszeptał do mojego ucha, przez chwilę trzymając mnie w swoim uścisku. Przewróciłem oczami, czekając w spokoju, aż mnie uwolni. Oparłem głowę na jego piersi, wsłuchując się w bicie serca. Trwaliśmy tak chwilę, aż w końcu uwolnił mnie, składając jeszcze na moim czole krótki pocałunek.
- Nie martw się, to całkiem przyjemne. Najpierw musisz klęknąć.
Uśmiechnął się szeroko. Mógłbym przysiąc, że nabija się z rumieńca, którym właśnie się oblałem. Był jednak na tyle miły, że nie zdecydował się tego skomentować. Ścisnął moją dłoń i ukląkł na ziemi, ciągnąc mnie za sobą.
- Domyślam się odpowiedzi, ale zbierałeś kiedykolwiek jakiekolwiek owoce? - Nie musiałem odpowiadać. Gdy Tochi zobaczył moją minę, pokiwał głową, rozbawiony. - Zobaczysz, to naprawdę przyjemne - Odgarnął rośliny, ukazując ukryte pod nim jagody. Tochi wziął jedną i przysunął do moich ust. Podniosłem na niego wzrok, nim z pewnym wahaniem rozchyliłem usta, do których wsunął owoc. - Bierzesz jedną z tych niebieskich kulek i wrzucasz do pudełka.
- Nie traktuj mnie protekcjonalnie...
- Nie tratuję. Uczę cię zbierać jagody. Potem nauczę cię rozróżniać te jadalne, zabierzemy się za poziomki, a potem może jeszcze jeżyny. Powiedz ,,aaa". - Nadąłem niezadowolony policzki, ale pozwoliłem Tochiemu wsunąć sobie kolejną jagodę do ust. Gestem głowy wskazał na krzak. Przewróciłem oczami, sięgając po okrągły, fioletowy owoc. Ścisnąłem go dwoma palcami, ale nim zerwałem go z krzaka, ten pękł, rozlewając sok po moich palcach.
Koło siebie usłyszałem rozbawione prychnięcie, które Tochi usilnie próbował ukryć.
- Nie śmiej się ze mnie! - Wybuchłem, widząc, jak Tochi niemal się krztusi ze śmiechu.
- Nie... przepraszam, po prostu... - Odchrząknął w pięść, żeby się uspokoić. - Nie sądziłem, że jesteś aż tak nieporadny... nie sądziłem, że można mieć problemy z zerwaniem jagód.
- Jak masz zamiar się nabijać, to...
- Przepraszam, już nie będę. Nie używaj tak dużo siły, a będzie w porządku.
Ponownie kiwnął głową w stronę jagód. Sięgnąłem po kolejną, tym razem uważając, by przypadkiem jej nie zgnieść. Byłem zaskoczony tym, jak banalne się okazało nie zgniecenie jej przy zrywaniu z krzaka. Do tego stopnia, że poczułem się zażenowany, że nie dałem rady od razu. Wbiłem wzrok w owoc, lekko się rumieniąc ze swojej nieporadności.
- Świetnie - Niespodziewanie Tochi objął mnie ramieniem i złożył na moim policzku krótki pocałunek. Kiedy na niego spojrzałem, otworzył usta, czekając, aż go nakarmię. W każdej innej sytuacji bym odmówił, ale... skoro miałem dać mu jego idealny dzień...
- Pyszna - Uśmiechnął się promiennie, gdy wsunąłem jagodę do jego ust.
- Dziwny jesteś - Stwierdziłem, gdy zauważyłem, jak szeroko się uśmiecha. W odpowiedzi sam zerwał jagodę i przyłożył ją do moich ust.
- Mmmm... właściwie... - Zacząłem, gdy przełknąłem owoc. - Czy nie powinieneś ich najpierw umyć?
- Powinienem - Powiedział całkowicie spokojnie, całując mnie krótko w usta. - Dlatego nim zjemy ich więcej, będziemy musieli je umyć.
Nadąłem niezadowolony policzki, gdy Tochi wrócił do zbierania owoców. Całkowicie ignorował mój wyraz twarzy, więc chcąc, nie chcąc zabrałem się za zbieranie. Było to nudne i monotonne, ale na swój sposób przyjemne. Co chwila łapałem rozczulone spojrzenia Tochiego, skierowane w moją stronę. Nawet pomimo tego, że nie chciałem tego robić, czułem dziwną radość, że on się cieszy. A skoro tak... ja też byłem nieludzko szczęśliwy.
- Hej Tochi... - Rzuciłem, wbijając wzrok w po części wypełnione pudełko z jagodami.
- Hmm..? - Nie odważyłem się podnieść na niego spojrzenia, rumieniąc się coraz bardziej i bardziej.
- ...nie jesteś już zły, co?
- Już prawie nie. A co?
- ...wiesz, że cię kocham, prawda? - Zapytałem szeptem. Natychmiast zacisnąłem powieki, żeby na pewno na niego nie spojrzeć.
Ramiona Tochiego objęły moją szyję. Słyszałem, jak moje serce wali nieznośnie, ale miałem cichą nadzieję, że Tochi jednak tego nie usłyszy.
- Wiem... - Usłyszałem przy moim uchu, czując na nim ciepły oddech. - Dlatego cieszę się, że to w tobie się zakochałem.
Ścisnąłem obie dłonie na jego ramionach, rumieniąc się jeszcze bardziej. Pierwszy raz od dawna, czułem się tak przeraźliwie szczęśliwy.
A to tylko zbieranie jagód, brrry nie cierpię ich zbierać:-)
OdpowiedzUsuńCzemu miałam wrażenie, że Tochiemu chodzi o seks w lesie ; - ;
OdpowiedzUsuńAawww 😍😍😍😍 kocham kocham kocham i jeszcze raz KOCHAM!! Achhh mi tez to przyszło na mysl ze Tochi chce uprawiac seks z zajączkiem w lesie...wsumie mam nadzieje ze to sie tak potoczy..:3
OdpowiedzUsuńJesteś okropna xD jak to można robić takie żarty ?! Mnie ?! Ja wiem- łatwo mnie wrobic. Ale to i tak okropne! XD
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony- mega fajnie, że to tylko żart i będziesz dalej pisać. Kocham to opowiadnie. Jak zawsze- świetne. I skoro zamierzasz pisać.
Jak pod każdym postem życzę ci WENY! <3 Czekam na nexta. <3
Ps. Dowiedzieć się ze to był żart w urodziny jest takie piękne.
Cieszę się, że mogłam sprawić komuś taki prezent urodzinowy ^ ^
UsuńSwoją drogą, wszystkiego najlepszego. Dużo gejozy i tak dalej :3
Gejozy xD
UsuńDziękuję ! ^^
Taki super prezent dowiedzieć się ze zostajesz :)
Do zobaczenia pod kolejnym postem.
:D no i jestem podiarana Zajączek i Tochi nareszcie razem :*
OdpowiedzUsuńAwwww, to było przeurocze ��
OdpowiedzUsuńTeż chcę zbierać jagody z Tochim ;;
Czasu i weny!
H.
Hej,
OdpowiedzUsuńtak, bardzo idealny dzień, Usagi nie stwarzaj problemów...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia