W tej chwili przewiduję jeszcze kilka postów, gwoli zakończenia wszystkich spraw, które trzeba dokończyć.
Na dniach pojawi się ankieta, jaką serię chcielibyście kolejną(mam kilka pomysłów, powicie, który wam się najbardziej podoba) przy okazji dodam krótki opis każdej z nich, żebyście mogli zdecydować. A tymczasem...
***************************
- Usagi... Usagi... - Mruknąłem coś, wyrwany ze słodkiego, głębokiego snu. Gdy nawoływanie nie ustawało, odwróciłem się na drugi bok, wtulając się w źródło ciepła. - Tochi, mógłbyś proszę go obudzić? Wiesz, to nie będzie zbyt komfortowe ani dla mnie, ani dla niego, gdy się obudzi - Głos dochodził z daleka, ale był całkiem wyraźny. Po chwili dotarło do mnie jeszcze trzaśnięcie drzwiami i ponownie mogłem się rozluźnić.
- Zajączku... - Słysząc nad sobą kolejny głos, schowałem się pod kołdrą. - Wiesz, nie mam nic przeciwko temu, żebyś tu leżał, ale chyba nie chciałeś, żeby twoje rodzeństwo przyłapało nas w takiej sytuacji.
Przez chwilę nie odzywałem się. Było mi zbyt przyjemnie, żebym miał ochotę wstawać. Dopiero po dłuższym czasie powoli zaczęło coś do mnie docierać?
- ...co? - Zapytałem półprzytomny, walcząc ze sobą, żeby otworzyć oczy.
- Hana się zdenerwuje. Znowu będzie zła, że cię wykorzystuję.
Zamrugałem kilka razy, rozglądając się po pokoju. Czarne, czerwone i białe meble wyglądały znajomo, ale nie mogłem ich skojarzyć. Gdy coś zaczęło do mnie docierać, w panice zerwałem się z łóżka. Tochi leżał koło mnie, podpierając się na łokciach i patrzył na mnie z rozczuleniem.
- Dzień dobry - Powiedział z uśmiechem.
- C-c-c-c-c... dlaczego spaliśmy w jednym łóżku?! - Rozejrzałem się jeszcze raz po pokoju. Na szczęście nic nie wskazywało na to, żeby do czegoś doszło, ale niepokoił mnie fakt, że spałem tylko w koszulce i bokserkach.
- Przyszliśmy, rozmawialiśmy, a potem poszliśmy spać.
- A w którym momencie zdjąłem spodnie? - Zapytałem chłodno, ubierając się szybko do końca. Po jego uśmiechu mogłem stwierdzić, że zadałem wyjątkowo niefortunne pytanie. Odwróciłem wzrok w momencie, w którym zacząłem się czerwienić.
- Kiedy poszedłeś spać. Wyglądało, że jest ci niewygodnie, więc je ściągnąłem.
- Następnym razem, albo mnie obudź, albo zwyczajnie zostaw - Prychnąłem, zakładając i zapinając spodnie. Zamarłem nagle, gdy coś do mnie dotarło...
- Tochi... - Zapytałem bardzo powoli i odwróciłem się w jego stronę. - Czy był tu przed chwilą ktoś z mojego rodzeństwa?
- Hm? - Tochi usiadł na łóżku, przeczesując zmierzwione włosy. Całe szczęście on został chociaż w piżamie.- A, tak, Kashikoi był przed chwilą. Prosił, żebym cię obudził - Błysnął uśmiechem, kompletnie nic sobie nie robiąc z mojego zażenowania.
- Tochiii... ja... ja chyba... gh, ja chyba cię zabiję! - Wybuchłem, coraz bardziej zażenowany. - Świetnie, nawet teraz... Idę do siebie! - Krzyknąłem, ruszając do wyjścia. Kashkoi musiał się świetnie bawić, gdy zobaczył nas w takim stanie. Cholera, żeby tylko nikt inny nie zauważył nas w takiej sytuacji...
- Nie zwalaj na mnie winy. Masz już siedemnaście lat. Czas najwyższy, żebyś zaczął brać odpowiedzialność za ciebie - Uśmiechnął się promiennie, wstając z łóżka. Zmierzyłem go lodowatym spojrzeniem, z czego naturalnie nie zrobił sobie nic. - Zresztą, dzisiaj wyjeżdżam, przez jakiś tydzień się nie zobaczymy... chciałem ostatni raz się wyspać przy tobie.
Prychnąłem, dłuższy czas unikając jego spojrzenia.
- Musisz wyjeżdżać, co? - Zagadnąłem, usilnie starając się udawać, że nic mnie to nie obchodzi.
- Chciałbym zostać, wiesz o tym. Ale muszę zaopiekować się zwierzakami. Risowi odbija, jak mnie długo nie ma.
- Gh... tak się przejmujesz tą wiewiórką?
- Nie tylko. Wiesz, że zwierzaki mnie potrzebują. Ktoś musi się nimi zająć. Bardzo będziesz tęsknił? - Szepnął, obejmując mnie od tyłu.
- Nie będę - Powiedziałem natychmiast, krzyżując ręce na piersi. Tochi zaśmiał się krótko, ściskając mnie mocniej. - Czyli co, w najbliższym czasie spotkasz się z Reiem? - Zagadnąłem, zerkając na Tochiego przez ramię.
- Niestety - Westchnął, mocniej mnie przytulając. - Mam tylko nadzieję, że nie zrobię mu przy tym krzywdy.
- Wiesz… jestem raczej zdania, że powinniście poradzić sobie sami, ale jeżeli będziesz potrzebować mojej pomocy, to… mogę się poświęcić.
Tochi błysnął uśmiechem, składając na moim policzku delikatny pocałunek.
- Dzięki zajączku. Jakoś… ech, postaram się zgadać z Reiem i dam ci znać. Ale… jeżeli cię tknie, to przysięgam, że go zamorduje - Jeszcze mocniej mnie przytulił, upewniając się, że w tej chwili należę do niego. - Ty nie możesz pojechać ze mną, co?
- Wiesz, że to niemożliwe - Odwróciłem się przez ramię. - Muszę spędzić trochę czasu ze swoją rodziną… jestem im to winien.
Tochi westchnął, jeszcze raz mnie przytulając.
- Tak, wiem… ale i tak będę tęsknił.
Tochi zjadł z nami jeszcze śniadanie, nim zebrał się do domu. Nie chciałem się z nim rozstawać, ale obaj wiedzieliśmy, że nie mamy wyboru. Pozwoliłem sobie odprowadzić go do ulicy, skąd nasz kierowca miał odwieźć go na przystanek autobusowy.
- Będę pisał - Uśmiechnął się do mnie czule, zarzucając plecak na ramię - Więc widzimy się za tydzień, tak?
- Wiesz... jestem winny mojej rodzinie trochę czasu. Ostatnio okropnie ich zaniedbuję. No i jeszcze muszę zająć się firmą i... - Nerwowo przetarłem ramię, unikając jego spojrzenia. - No wiesz, mam obowiązki i chciałbym się z tobą zobaczyć, ale... - Cholera, dlaczego wytłumaczenie tego musiało być takie trudne? - Postaram się przyjechać na jakiś weekend, albo chociaż jeden dzień, ale...
- Nie denerwuj się, Zajączku, rozumiem. Twoja rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, wiem. W najgorszym wypadku zobaczymy się na naszym wyjeździe, tak?
- Z całą pewnością - Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu. Tochi co prawda nie wydawał się zły, ale i tak było mi źle z faktem, że nie mogę go zobaczyć.
- Nie przejmuj się tym już - Oparł dłonie na moich ramionach, ale gdy pochylił się nade mną, nagle jakby się otrząsnął i przypomniał sobie, że jesteśmy na ulicy. Zrezygnował więc z pocałunku i tylko przytulił mnie do siebie.
- Dzięki... - Szepnąłem. Ostatnie co było nam teraz potrzebne, to dodatkowy rozgłos. Nawet jeżeli w pobliżu był tylko kierowca. Tochi rzucił mi ostatni uśmiech i wszedł do środka limuzyny. Siedząc już w środku, otworzył okno. Pochyliłem się w jego stronę, wsuwając głowę do środka limuzyny. - Możesz dzwonić i pisać kiedy tylko zechcesz. Odbiorę, cokolwiek by się nie działo - Mruknąłem cicho, odwracając wzrok. Nie wiedziałem jak inaczej mu przekazać, że będę tęsknił, żebym nie umarł z zażenowania.
- Będę dzwonił i pisał. I wysyłał zdjęcia, a nawet listy. A jak nie będziesz odbierał w dzień, zadzwonię w nocy - Uśmiechnąłem się. To był jego sposób na powiedzenie mi, że mnie kocha. Z tym, że on nie potrzebował skomplikowanych słówek. - Kocham cię nad życie, wiesz?
- Wiem - Uśmiechnąłem się delikatnie. Rozejrzałem się, czy chodnikiem nikt nie idzie, a kierowca jest zajęty czekaniem, aż skończymy się żegnać i wsunąłem głowę głębiej. Nie musiałem robić nic więcej, by Tochi zrozumiał. Złożył na moich ustach krótki pocałunek, usilnie wpatrując mi się w oczy. Gdy musiałem się odsunąć, miałem wrażenie, jakby ktoś wyrywał mi serce. Cholera, dlaczego musiałem tak okropnie go kochać? I dlaczego musiałem cierpieć tak mocno ze świadomością, że mogę go nie widzieć miesiąc?
Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek będę myślał w ten sposób, ale nawet zaczęło mi brakować spokojnego życia w lesie. Od kiedy wróciłem do domu, przytłoczył mnie ogrom prac. Musiałem nadrobić zaległości, pomóc pracować mu nad firmą, a także projektami. Nie wspominając o wszystkich spotkaniach firmowych, jakie musiałem nadrobić. Nie mogłem się rozpraszać... nawet jeżeli miałem nie widzieć Tochiego przez kilka tygodni... a może nawet miesiąc.
Między innymi musiałem zaakceptować schemat naszej firmy, który wcześniej pokazywał mi Raito. Tym razem Mite pokazał mi dokładnie wszystkie aspekty, z bardziej profesjonalnego punktu. Całe szczęście, że mniej więcej znałem już cały ten schemat, bo gdybym musiał analizować go w tej chwili, to byłby prawdziwy koszmar. Cholera, jestem facetem! Powinienem umieć rozdzielić osobę, na której mi zależy, od pracy.
Nawet gdyby nie te spotkania, nie miałem nawet chwili, żeby odetchnąć. Wiedziałem, że to moja wina, bo ostatnio zaniedbałem wszystko, oprócz Tochiego, dlatego nie zamierzałem nawet się skarżyć. Chociaż gdyby nie regularne wiadomości z Tochim, z całą pewnością umarłbym ze zmęczenia.
,,Możesz wpaść?" - Napisanie tych słów było trudniejsze, niż bym się spodziewał. Nie sądziłem też, że tak bardzo będę miał ochotę go zobaczyć. Ale po całym tygodniu dosłownie umierałem z wykończenia i chciałem móc odpocząć przy nim. Chociaż mógł to być objaw masochizmu, że zamiast odetchnąć w weekend, chciałem opiekować się Tochim. Zostawiłem na chwilę lekcje, wpatrując się uporczywie w telefon. Gdy rozbrzmiał dźwięk wiadomości, niemal podskoczyłem na krześle.
,,Zabawne, że piszesz. Chciałem się spotkać z Reiem i z nim porozmawiać, ale on uparł się, że zobaczy się ze mną dopiero wtedy, gdy też będziesz. Nie podoba mi się to, ale chyba najlepiej by było, jakbyśmy się spotkali we trójkę. Oczywiście wszystko zależy od ciebie, czy się zgodzisz. Jak tak, przyjadę jutro z rana.
P.S co powiesz na romantyczny weekend w twoim domku?"
Czytając ostatnie zdanie, zalałem się rumieńcem. Głupek... co on sobie wyobrażał? Z drugiej strony... romantyczny weekend we dwoje...
Gh... co się ze mną działo?! Co ja jestem, dziewczyna, żeby aż tak się ekscytować?!
,,Przekaż Reiowi, że się zgadzam. Ale z Mei i Su też musisz się zobaczyć. Ja mogę robić za pośrednika"
Z bólem serca spojrzałem na stosy pracy domowej. Najchętniej w końcu poszedłbym odpocząć, ale jeżeli chciałem móc mieć chociaż trochę wolnego w weekend, musiałem zrobić to teraz.
Dzień się skończył niepokojąco szybko. Udało mi się odrobić wszystko, ale byłem naprawdę wykończony. Poprosiłem służbę o przygotowanie mi kąpieli i przez dobre pół godziny rozkoszowałem się w ciepłej wodzie. Dopiero potem niemal rzuciłem się na łóżko, momentalnie zasypiając.
Gdy się obudziłem, natychmiast spojrzałem na telefon. Oczywiście znajdowała się już tam wiadomość od Tochiego.
,,Ech... niech ci będzie. Umówię się z Reiem na sobotę, a wieczorem pójdziemy na kolację z Mei i Su. Możesz wybrać miejsce"
,,Mój domek. O której będziesz?"
,,Za kilka godzin, właśnie wyjechałem :)"
Zebrałem się błyskawicznie i zszedłem na dół. Akurat służba nakrywała już do stołu, a Hana i Kashikoi siedzieli przy stole.
- Witaj braciszku - Uśmiechnęła się do mnie promiennie. - Jakieś plany na dzisiaj?
Skonsternowany odchrząknąłem w zaciśniętą pięść, unikając ich spojrzenia.
- Będę zgadywać... znowu widzisz się z Tochim?
- Tak... przepraszam - Mruknąłem, siadając do stołu. - Chodzi o to... że Tochi chce się dogadać ze swoim rodzeństwem, a ja mam mu w tym pomóc...
- W porządku, przez cały tydzień od rana do wieczora pracowałeś, należy ci się trochę odpoczynku
Podniosłem wzrok na Kashikoia. Uśmiechnął się do mnie łagodnie, biorąc łyka postawionej przed nim kawy.
- Ale.. może jutro pójdziemy na jakiś piknik? - Zaproponowałem nieśmiało. W końcu spędzałem z nimi ostatnio tak mało czasu. Ostatnio praktycznie tylko wtedy, jak razem pracowaliśmy. - Tylko nasza piątka - Uśmiechnąłem się promiennie.
- To świetny pomysł - Hana radośnie klasnęła w dłonie. - Nie mamy żadnych planów na jutro, prawda? - Spojrzała pytająco na brata.
- Nie mamy. Czyli ustalone. O, Raito, Enma, świetnie się składa, że was widzę. Jutro cały dzień spędzamy na pikniku.
Raito momentalnie się rozpromienił. Enma co prawda nie była zachwycona, ale najważnejsze, że się zgodziła. No a za kilka godzin miałem zobaczyć się z Tochim. Nerwowo zerknąłem na kalendarz w jadalni. Zostały trzy tygodnie do naszego wspólnego wyjazdu z Tochim. Tylko ja, on i ocean... cholera, znowu się rozmarzyłem.
***
Zaraz po śniadaniu ruszyłem do mojego mieszkania. Oczywiście to było puste, więc, żeby zabić czas, zabrałem się za projektowanie. To chyba był już jakiś objaw pracoholizmu... Stworzyłem kilka strojów, wykrojem i kształtem przypominające różne kwiaty. Wyglądało to najlepiej jako stroje dla małych dzieci, bo były całkiem urocze ale przy odpowiedniej figurze i wykroju, mogły wyglądać fantastycznie na kobietach o odpowiedniej figurze. Zastanawiałem się, czy nie zrobić z Hany naszej modelki. Miała naturalną urodę, była urocza i miała świetną figurę. Nadawałaby się do reklamowania tego typu ubrań. Z tym, że pewnie sama by się na to nie zgodziła.
Słysząc pukanie, niemal poderwałem się z miejsca. Pracowałem w jadalni, żeby słyszeć, jak ktoś przyjdzie i niemal rzuciłem się w stronę drzwi. Byłem naprawdę głupi... tak się ekscytować po tym, jak nie widziałem go ledwo tydzień.
Stanąłem przed drzwiami, ale nim je otworzyłem, musiałem wziąć kilka głębokich wdechów. Gdy udało mi się uspokoić, otworzyłem drzwi na oścież.
- Witaj zajączku - Uśmiech Tochiego sprawił, że moje serce wydawało się topić.
- Cześć - Wydusiłem z siebie. Chciałem odsunąć się o krok, żeby zrobić mu miejsce, ale nim zdążyłem, chwycił mnie za koszulę i pocałował namiętnie. Jęknąłem w jego usta, ochoczo przyjmując jego pocałunek. Oparł dłonie na moich ramionach i delikatnie popchnął mnie do środka mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
- Tęskniłem - Szepnął, uwalniając w końcu moje usta.
- Wiem... - Mruknąłem, odwracając wzrok.
- Nie mogę się doczekać, aż skończysz szkołę - Uśmiechnął się promiennie, ściągając buty i wchodząc do salonu. - Nie macie tu służby, prawda? Jesteś głodny?
- Nie, nie jestem - Przewróciłem oczami. Teraz to Tochi się zachowywał, jakbyśmy byli co najmniej małżeństwem... trochę to mnie przerażało. Nawet jeżeli było całkiem urocze. - I co niby będzie, jak skończę szkołę?
- Jak to co? - Uśmiechnął się promiennie w moją stronę, rozwalając się na kanapie. - Wtedy już będziemy mogli razem zamieszkać - Błysnął całkiem uroczym uśmiechem.
- Chyba nie myślisz, że wtedy się do ciebie wprowadzę na stałe? - Prychnąłem, siadając tuż koło niego. - Nie mógłbym tam żyć przez cały czas. To nie jest życie dla mnie - Wzruszyłem ramionami.
- Może jeszcze ci się zmieni - Przeszły mnie delikatne dreszcze, gdy czułym gestem odgarnął kosmyk włosów za moje ucho. - A jak nie, to będziemy przyjeżdżać do siebie co jakiś czas, jak teraz. Może być?
- ...może... - Mruknąłem, odwracając głowę na bok. Dokładnie w tej chwili poczułem delikatny pocałunek na moim policzku.
- Hej, zajączku - Szepnął do mojego ucha. - Pamiętasz, że to tutaj pierwszy raz ci się oświadczyłem?
Momentalnie zalałem się rumieńcem. Odepchnąłem go od siebie, usilnie starając się uniknąć patrzenia nawet w jego stronę.
- Głupek - Prychnąłem, odwracając głowę.
- Ale ty jesteś słodki. Wiesz co? Moglibyśmy się zawsze tutaj spotykać.
Byłem mocno zażenowany, ale przekonałem się w końcu, żeby odwrócić głowę w jego stronę.
- W końcu mamy stąd tyle wspomnień - Uśmiechnął się perwersyjnie. Nim zdążyłem się oburzyć, pchnął mnie na kanapę, przyciskając do niej. - Na przykład naszą pierwszą noc tutaj...
- Głupek... przestań! - Zacząłem się rzucać, starając mu się wyrwać.
- Albo naszą kąpiel?
- Tochi, przestań!
- Albo basen?
- Tochi!
Spojrzałem na niego. Wydawał się świetnie bawić, powodując u mnie coraz większe zażenowanie. Na szczęście skończył i tylko wtulił się we mnie, pokładając się ze mną na kanapie. Westchnąłem tylko, pozwalając mu na przytulanie mnie. Cholera, byłem tak zmęczony… a jednak czułem się tak dobrze, leżąc w jego ramionach...
Uwielbiam zażenowanie....:-)
OdpowiedzUsuńŚwietnee... Na nexta czdkam.
OdpowiedzUsuńWeny :)
Czdkam= czekam xD
UsuńDopiero czytam jakąś 7-8 twoją historyjkę z rzędu i nie umiem sie odlepić.. To jest mega :0: Polubiłam yaoi.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, och tak, jak bardzo teskni, to spotkanie wydaje mi się podejeżliwe...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia