niedziela, 22 maja 2016
Zajączek CXXVI - Jacuzzi
Dzień był szokująco... udany. Aż nie mogłem w to uwierzyć. Co prawda między rodzeństwem nie panowała całkowita zgoda, ale chyba jak na standardy rodzeństwa nie było tak źle. A przynajmniej bardzo próbowali się dogadać, co naprawdę było widać. Na szczęście dogadanie się nie było trudne, gdy wszyscy zajmowali się zamówionym obiadem. Oprócz dźwięku sztućców panowała w pokoju cisza, ale nie była bardzo niekomfortowa. W każdym razie na pewno była lepsza niż kłótnie. Nawet w przerwie między jedzeniem starali się dogadać. Dopytywali o życie Tochiego, jak mu się układa, a on starał się dowiedzieć nieco o nich. W końcu nie widzieli się tyle czasu, że praktycznie nic o sobie nie wiedzieli. Zwłaszcza, że nigdy nie próbowali się zrozumieć. Nie było to może perfekcyjne spotkanie rodzinne, ale na pewno robili postępy.
- Usagi, dziękujemy ci za gościnę - Odezwała się jedna z bliźniaczek. Korzystając z chwili starałem się zacząć je odróżniać, ale w końcu sobie odpuściłem. Nie byłem w stanie dostrzec w nich żadnych różnic. Może bez delikatnego makijażu by się czymś różniły, ale w tej chwili naprawdę były identyczne.
- Zauważyłyśmy, że nie masz tutaj służby, więc pozwolimy, się rozgościć same.
- Taaak... raczej rzadko tutaj przesiaduję, więc nie ma tutaj służby - Nieco zażenowany wzruszyłem ramionami. - Ale łóżka są już pościelone, kazałem je pościelić jeszcze wczoraj. Pokoje są na piętrze, na lewo od schodów.
Dziewczyny kiwnęły i wstały od stołu.
- Jeżeli nie będziecie mieli nic przeciwko, to my się już udamy do naszych pokoi.
- Jesteśmy po długiej podróży i chciałyśmy się już położyć.
- Jasne, p-pokazać wam pokój?
- Nie, jakoś trafimy - Jedna z nich machnęła ręką i obie udały się na górę. Odprowadziliśmy je spojrzeniami, nim zniknęły na schodach. Atmosfera nagle stała się znacznie bardziej nieprzyjemna.
- Czyli co, teraz udajemy idealną rodzinkę? - Zapytał Rei, opierając się o swoje krzesło.
- Idealną nie, ale moglibyście chociaż spróbować się dogadać - Odezwałem się, nim Tochi powiedział coś, czego ja potem bym żałował. Wbił we mnie chłodne trochę znudzone spojrzenie.
- Naprawdę w to wierzysz? - Wzruszyłem ramionami z niewinnym uśmiechem. - Naprawdę musisz być naiwny. My się nigdy nie dogadywaliśmy. Nie sądzę, żeby to się nagle zmieniło.
- Chwila, ale coś mówiliście, że zdarzało się wam dogadywać, prawda? - Zerknąłem na Tochiego. Ten westchnął ciężko, zabierając się za zbieranie talerzy.
- To był dawno temu. Zresztą, bardzo rzadko. Czasami się dogadywaliśmy i wspólnie pakowaliśmy się w kłopoty, ale potem następowały kłótnie i wszystko wracało do punktu wyjścia, aż nie miałem tego już serdecznie dość i przestałem się na to zgadzać.
- Zrobił się po tym jeszcze bardziej nudny - Westchnął Rei.
- To było tuż przed tym jak zdecydowałem się wyjechać - Tochi odłożył naczynia do zlewu i wrócił do stołu.
- Chwila, ale mieliście się dogadać - Spojrzałem to na jednego, to na drugiego. - Pamiętacie, prawda? Jeszcze przed chwilą dobrze się dogadywaliście.
Obaj westchnęli ciężko, wymieniając się spojrzeniami.
- Obawiam się, że to może być trudne - Odezwał się w końcu Tochi. Właściwie to nawet nie za bardzo mu się dziwiłem. Rei był nieznośny i irytujący, w dodatku już kilka razy go zranił. - Jakoś nigdy nie byliśmy w stanie się dogadać na dłuższą metę. Co najwyżej...
- Na jakieś krótkie fragmenty. Zaraz następowała jakaś kłótnia i znowu mieliśmy się dosyć.
Skonsternowany spojrzałem to na jednego to na drugiego. Nie powiedziałem tego na głos, bo pewnie obaj by się wyparli, ale w tej chwili zachowali się dokładnie tak jak Mei i Su.
- Ale mieliście spróbować, tak? - Odezwałem się w końcu. Żaden z nich nie odpowiedział, wbijając wzrok każdy w swoją stronę. - Tak?
Dopiero gdy zacząłem naciskać, bliźniacy w końcu odpuścili.
- Będę próbował go chociaż tolerować - Powiedział w końcu Tochi. - Nawet jeżeli będzie to trudne.
- A ja... ech, no trudno, jakoś znosić go muszę.
Odetchnąłem z ulgą. Nawet jeżeli mieli niesamowite humorki, wszystko zmierzało raczej ku lepszemu.
- Świetnie. Myślę, że na razie będzie lepiej, jak sobie odpuścicie swoją obecność. Rei, trafisz do swojego pokoju?
- A przyszedłbyś mnie utulić do snu? - Błysnął złośliwym uśmieszkiem. Gdy zobaczył moje nienawistne spojrzenie zaśmiał się krótko. - No dobra, wybaczcie, że nie pomogę wam w sprzątaniu, pójdę się przebrać - Rzucił krótko i ruszył w stronę schodów. Gdy zniknął, Tochi odetchnął z widoczną ulgą.
- To było okropne... - Westchnął ciężko, opierając się o blat.
- Nie było tak źle. Myślałem, że będzie dużo gorzej - Uśmiechnąłem się, podchodząc do niego. Ten bez słowa wyciągnął rękę w moją stronę i przyciągnął mnie do siebie, przytulając mocno. Przewróciłem oczami, ale nie protestowałem. Wiedziałem, że po tym co przeszedł, naprawdę tego potrzebuje. - Jestem z ciebie dumny, że tak ładnie sobie poradziłeś.
- Heh.... dzięki zajączku. Myślałem, że nie wytrwam.
- Nie martw się. Musicie po prostu się do siebie przyzwyczaić. Jestem pewny, że wszystko się ułoży. Ale... na razie nie spędzaj lepiej czasu sam na sam z Reiem.
- Będę o tym pamiętać - Szepnął, jeszcze chwilę trzymając mnie w ramionach. Gdy w końcu się uspokoił, poluzował uścisk. - Od razu lepiej. Kurcze, szkoda, że nie jesteś taki potulny, gdy się do ciebie dobieram - Błysnął szerokim uśmiechem, z satysfakcją przyglądając się zalewającym mnie rumieńcom.
- Perwers...
- A właśnie... - Tochi złapał mnie za dłonie i przysunął się w moją stronę. Nim zdałem sobie sprawę, co planuje, przysunął się do mojego ucha. - Dalej masz tutaj basen, prawda?
Podniosłem na niego zaskoczony spojrzenie, ale perwersyjny uśmieszek nie pozostawiał mi wątpliwości, co takiego planuje.
- Gh... nie, tak się składa, że nie - Powiedziałem chłodno, odwracając głowę. - Spuściłem stamtąd wodę, bo i tak tam nie przychodzę. I z całą pewnością nie zrobiłbym tam tego, czego oczekujesz.
- A szkoda...
- Głupi jesteś - Przewróciłem oczami, odwracając się do niego tyłem, byleby nie zobaczył, jak bardzo się czerwienię. - Zresztą, jutro spędzam czas z moją rodziną. Nie chciałbym pojechać do nich całkiem wykończony.
- Oh... czyli myślisz, że aż tak bym cię wykończył? - Tochi zaśmiał się krótko, obejmując mnie od tyłu.
- Głupek... - Prychnąłem, rumieniąc się jeszcze bardziej. - Ty lepiej się zastanów, jak masz dogadać się z rodzinką. Zwłaszcza, że jutro będziesz zdany tylko na siebie.
- Jakoś to będzie - Wzruszył ramionami. - Postaram się myśleć pozytywnie. Jeżeli nie zrobię żadnemu z nich krzywdy, za niecały miesiąc będziemy mogli spędzić cały tydzień na wakacjach.
- Brawo, jestem z ciebie dumny - Uśmiechnąłem się delikatnie, odwracając się w jego stronę.
- Zostaniesz chociaż na noc? Nie widziałem cię cały tydzień.
Wahałem się chwilę. Zamierzałem od rana spędzić czas z rodziną, ale... tęskniłem za Tochim. No i nie widziałem go dość długo, nie byłem już przyzwyczajony do tak długich rozstań.
- No dobra. Zostaję na noc, ale wyjeżdżam z samego raaa...
Nie dokończyłem nawet, gdy Tochi pociągnął mnie do tyłu, niemal rzucając na blat. Gdy podniosłem na niego spojrzenie, wpił się namiętnie w moje usta. Jęknąłem w pierwszej chwili, całkowicie zaskoczony. Dopiero potem udało mi się uspokoić na tyle, by rozkoszować się pocałunkiem. W innej sytuacji prawdopodobnie bym go odepchnął, ale moje ciało jakoś nie miało ochoty ze mną współpracować.
Pozwoliłem się podnieść i umieścić na blacie, oddając pocałunek. Oplotłem jego szyję ramionami, tonąc coraz bardziej i bardziej w jego ramionach.
Tochi całował mnie coraz namiętniej, jakby miał to być nasz ostatni pocałunek. I wcale nie zapowiadało się na to, żeby miał to przerwać. Udało mi się na szczęście zachować na tyle trzeźwy umysł, żebym dał radę się odsunąć. Sprawiło mi to niemal fizyczny ból, ale zdawałem sobie, w jak niebezpiecznym kierunku to zmierza. Bałem się, że jeszcze chwila i Tochi straci jakiekolwiek hamulce, a ja nie będę miał siły, żeby go odepchnąć.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym posunąć się dalej... - Szepnął, dysząc ciężko w moje usta.
- Nawet... nie... próbuj... - Powiedziałem, łapiąc ciężkie oddechy. Po dłuższej chwili oplatające mnie ramiona w końcu zniknęły, a Tochi się odsunął.
- Jeszcze trochę i naprawdę oszaleję - Uśmiechnął się promiennie, co kompletnie nie pasowało do jego wcześniejszego zachowania. - Może będziemy spać w hotelu, co?
- Nie będziemy - Powiedziałem stanowczo, zsuwając się z blatu i stając na lekko drżących nogach. - Poza tym, przypominam ci, że jutro rano muszę spędzać czas z rodziną. Wiesz, że ich zaniedbuję ostatnio.
- No wiem... - Westchnął ciężko, odgarniając kosmyk moich włosów za ucho. - To wszystko przez to, że tak okropnie cię kocham. Wiesz, czasami się za to nienawidzę, bo zdaję sobie sprawę, że nie mogę kompletnie bez ciebie żyć, a gdy mam odwagę powiedzieć to na głos to zdaję sobie sprawę, że wcale nie chcę tego zmieniać.
Serce ponownie zabiło mi mocniej. Gdy patrzył na mnie z taką czułością, miałem wrażenie, że potrafi wyczytać każdą moją myśl, a jego dotyk wydawał się płonąć. Miałem wrażenie, jakby policzek, który gładził był dotknięty rozżarzonym metalem, ale było to na jakiś zaskakujący sposób przyjemne.
- Ty cholerny idioto... - Wyszeptałem, nie mogąc nawet na chwilę oderwać wzroku od jego oczu. A ten perwers bezczelnie to wykorzystywał, niemal paraliżując moje ciało. Widział jak żałośnie reaguję, więc wbijał we mnie to swoje spojrzenie, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Gładził chwilę mój policzek, nim przejechał kciukiem na usta, które delikatnie pogładził i rozchylił czułym gestem. Próbowałem podnieść dłoń i go odepchnąć, ale moje ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa. Oddychałem ciężko, wpatrując się w jego oczy, coraz bardziej hipnotyzujące i coraz bardziej pożądliwie. Gdy mnie objął, miałem wrażenie, że tracę wszystkie siły. Głupek, doskonale o tym wiedział. Widział, jak bardzo się trzęsę. A mimo to, wpatrywał się we mnie jeszcze bardziej pożądliwe, odbierając mi resztkę sił, która pozwalała mi się utrzymać na nogach. Byłem niemal zmuszony, by pokładać się na jego piersi. A gdy się uśmiechnął, byłem prawie pewny, że widziałem wilcze kły. Zadrżałem tylko, gdy wsunął dłoń pod moją koszulkę.
- Mamy całą noc dla siebie.... - Szepnął do mojego ucha. - A w tym domu muszą być pokoje, gdzie nikt nas nie usłyszy.
Jego dłonie były przerażająco, gdy przejeżdżał nimi po mojej skórze. Chociaż mógł to być też efekt tego, że ja byłem tak cholernie rozpalony. W dodatku byłem tak otumaniony jego dotykiem, że nawet nie zauważyłem, gdy podciągnął moją koszulkę. Nim zdążyłem zaprotestować, przyssał się do moich sutków, ssąc je i drażniąc językiem. Jęknąłem, odruchowo zaciskając dłoń na jego włosach.
- Nie... - Jęknąłem, oddychając coraz ciężej. Nie widziałem go ledwo tydzień. Jak mogłem się aż tak ekscytować jego dotykiem?
- Wystarczy jedno słowo - Szepnął mi do ucha, nadgryzając je lekko. - A zrobię, co tylko zechcesz. Powiedz mi tylko... gdzie...
Głupek... nawet mnie nie pytał, czy chcę to robić. Zupełnie jakby nie brał pod uwagi możliwości, że mogę nie mieć ochoty z nim sypiać. Nim zdążyłem mu to uzmysłowić, przyssał się do mojej szyi, ponownie powodując u mnie ciarki.
- Wielka szkoda, że nie możemy zrobić tego w basenie, co?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, przejechał palcami po moim kręgosłupie, zmuszając mnie do wygięcia się w łuk. Głupi, głupi wilk! Słowo daję, ja go kiedyś...
- Jacuzzi... - Szepnąłem nagle, czym zaskoczyłem sam siebie. Co dziwne, Tochi ani trochę nie wydawał się zaskoczony. Wręcz wydawał się spodziewać ode mnie, że wymyślę, gdzie możemy to zrobić. Chwycił mnie nagle za uda, podnosząc do góry. Jęknąłem niezadowolony, znajdując się w tak żenującej pozycji. Obejmując jego ciało udami, czułem każdy najmniejszy jego ruch. Niezadowolony objąłem jego szyję, żeby przypadkiem nie stracić równowagi. Nie miałem nawet siły powiedzieć, jak bardzo nie podoba mi się sposób, w jaki mnie trzyma.
Niósł mnie, jakbym nic nie ważył, kierując się do schodów prowadzących na basen, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałem najmniejszych sił, by go odepchnąć. Dodatkowo czułem każdy jego krok, jak ocierał się swoim ciałem o moje spodnie, samym tym mnie rozpalając.
- Jak się napełnia jacuzzi? - Zapytał cicho, rozglądając się po płycie basenu. Oddychając ciężko, sięgnąłem do włączników. Korzystając z okazji, Tochi ponownie wpił się w moje usta. Gdy ja mimo otumanienia próbowałem uruchomić jacuzzi, Tochi złośliwie zaczął unosić i opuszczać moje ciało, ocierając moim kroczem o swoje. Jęknąłem, zaciskając pięści na jego koszuli.
- Nienawidzę... - Jęknąłem, coraz bardziej i bardziej podniecony.
- Wiem - Szepnął Tochi, perwersyjnie przejeżdżając językiem po moim uchu i szyi. Odchyliłem głowę do tyłu, o mało co nie tracąc równowagi. Tochi uniósł mnie jeszcze wyżej, pieszcząc przez koszulkę moje sutki.
- Tooochi... - Jęknąłem żałośnie, zaciskając nerwowo uda i sam unosząc się i opadając. To było okropne. Byłem tak rozpalony, że gdyby wziął mnie teraz tutaj, na płytkach basenu, jak kiedyś, nie miałbym nawet siły się sprzeciwić.
- Wiesz, brakuje mi tego, gdy rzucałeś mi się na szyję, gdy przyjeżdżałem - Szepnął ze złośliwym uśmieszkiem, w końcu łaskawie ruszając w stronę wanny. - Ale gdy spalasz się z pożądania, wyglądasz równie uroczo. Żałuję tylko, że nie możemy wylądować na łóżku. Wijąc się na prześcieradle musiałbyś wyglądać naprawdę uroczo.
- Głupek... - Szepnąłem z trudem, coraz bardziej i bardziej napalony przez każdy jego krok. - Jeżeli twoje rodzeństwo tutaj przyjdzie... to cię zabiję.
- Ale najpierw ja ich - Szepnął, wpijając się namiętnie w moją szyję. Jęknąłem, zamykając oczy. Nim się zorientowałem, co się stało, wylądowałem w gorącej wodzie, do połowie wypełniającej już jacuzzi. Gdy otworzyłem oczy, Tochi nacisnął jakiś guzik, włączając bicze wodne. Podniosłem na niego wzrok, nawet się nie przejmując, że wrzucił mnie do wody w ubraniach. Jego to też widocznie niezbyt obchodziło, bo zaraz dołączył do mnie, też w ubraniach.
- Tochi... jestem mokry... - Jęknąłem niezadowolony, opierając się o ściankę. Jeden z biczy wodnych przyjemnie gładził moje plecy.
- Już? - Uśmiechnął się perwersyjnie. - Szybko...
- Głupek... - Prychnąłem, dysząc ciężko. Tochi wpił się w moje usta, wsuwając dłonie pod mokrą koszulkę. Podciągnął ją do góry, bez problemu chwilę potem ją ze mnie ściągając.
- Gdybyś wiedział, jak bardzo teraz seksownie wyglądasz - Szepnął, kładąc dłoń na moich spodniach. Nim zdążyłem się oburzyć, wpił się w moje usta. Jednym szarpnięciem rozpiął moje spodnie, które zaraz potem wylądowały na płytkach basenu. Całował mnie tak namiętnie, jakby nie widział mnie rok, a nie tydzień. Gdy w końcu skończył, lekko przygryzł moją wargę. - Nawet nie masz pojęcia, jak okropnie cię pragnę - Szepnął, bawiąc się moim ciałem. Ssał, całował i przygryzał jego części, z satysfakcją patrząc na to, jak coraz bardziej i bardziej mnie rozpala.
- Jesteś taki śliczny. Mam ochotę pożreć cię całego... - Szepnął, powoli zsuwając ze mnie bokserki. Jęknąłem niezadowolony, ale uniosłem posłusznie biodra, pozwalając się całkowicie rozebrać. Mimo tego, że byłem całkowicie nagi, cały wręcz płonąłem. - Odwróć się... - Szepnął. Gdy na niego spojrzałem, jeszcze bardziej zrobiło mi się gorąco. Wpatrywałem się w jego gołą, mokrą klatę i jarałem się, jak jakaś nastolatka.
- Nie chcę... - Jęknąłem, podnosząc na niego wzrok. Tochi tylko się uśmiechnął, całując mnie czule. Nagle chwycił mnie za biodra i odwrócił tyłem do siebie. Jęknąłem, gdy jeden z biczy wodnych zaczął zahaczać o mojego penisa.
- Nie... nie tutaj... - Jęknąłem, odrzucając głowę do tyłu.
- Właśnie tutaj - Szepnął, przygryzając moje ucho. - Rozluźnij się...
Nie zdążyłem nic powiedzieć, gdy zaczął we mnie wchodzić. Jęknąłem głośno, odrzucając głowę do tyłu. Otrząsnąłem się na tyle, żeby się uspokoić i nie poinformować wszystkich domowników, co takiego teraz robimy. Tochi dał mi chwilę, żebym się przyzwyczaił i zaczął się poruszać. Było mi tak dobrze... Jęczałem, poruszając biodrami w rytm ruchów Tochiego. Mimo rozkoszy, którą dostarczało mi samo jacuzzi, Tochi ani trochę mnie nie oszczędzał, bawiąc się moim ciałem. Położył dłoń na moich pośladkach i przejechał nią do góry, po moim kręgosłupie. Dreszcz, który mnie przeszedł, zmusił mnie do wygięcia się w łuk. Byłem prawie pewny, że Tochi uśmiecha się z satysfakcją, ale nic nie powiedział, poruszając się we mnie coraz mocniej i coraz szybciej.
- Kocham cię - Szepnął, pochylając się nad moim uchem. Otumaniony rozkoszą nawet nie mogłem mu odpowiedzieć. Zwłaszcza, że nawet nie próbował dać mi takiej możliwości. - Mój, jedyny, kochany, Zajączku...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nu pagadi, takie coś przyszło mi do głowy.
OdpowiedzUsuń:D Fajne
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno, no mam nadzieje, że Rei tam zaraz do nich nie wpadnie... niech się do gadają, jako rodzeństwo powinni trzymać się razem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia