Jeszcze raz sorki Trill za popsucie i dzięki za pomoc ^ ^
****************
- Zajączku... zajączku... - Mruknąłem coś niezadowolony, gdy głos nade mną usilnie próbował wyrwać mnie ze snu. Nakryłem głowę kołdrą, chowając się jeszcze bardziej. - Kochanie?
Ostatnie słowo zaskoczyło mnie na tyle, żebym wysunął się z mojego schronu i spojrzał na Tochiego.
- Co? - Zapytałem sennym głosem. Tochi tylko uśmiechnął się szeroko, gdy zobaczył, że już wstałem.
- Wiedziałem, że to cię obudzi. A teraz wstawaj, zrobiłem nam śniadanie.
- Mogę wiedzieć kiedy pozwoliłem ci się tak spoufalać? - Niechętnie podniosłem się z łóżka i przetarłem zaspane oczy.
- Mhmm... czyli mogę z tobą sypiać, zabierać się na randki bawić się twoim ciałem i doprowadzać cię do spazmów kiedy chcę, ale już nazywanie cię ,,kochanie" to za dużo?
- Mniej więcej... - Mruknąłem, lekko się rumieniąc, gdy zaczął wymieniać wszystkie rzeczy, które ze mną robi. - I skąd ci się nagle wzięło to ,,kochanie"?
- Jesteśmy na naszej podróży poślubnej, możemy wejść na kolejny poziom naszego związku - Powiedział z uśmiechem.
- Niby jaka podróż poślubna? - Zapytałem chłodno, podnosząc się z łóżka. Na stole leżał talerz ze starannie poustawianymi najróżniejszymi owocami. - To nie jest podróż poślubna.
- To dlaczego idziemy dzisiaj na randkę?
- Idziemy na randkę? - Zapytałem zaskoczony, siadając przy stole. Tochi z szerokim uśmiechem zajął miejsce po drugiej stronie. - A ja o tym wiem?
- Teraz tak. I uwierz mi, będzie fantastycznie. Mam już cały plan.
Jednocześnie bardzo mi się podobał i bardzo mi się nie podobał ten pomysł. Znając Tochiego pewnie miał zaplanowany już cały dzień, ale... jeżeli tak się wysilił, pewnie planował na wieczór coś, co mnie wykończy, albo mi się nie spodoba. Albo od razu jedno i drugie.
- A kiedy go ułożyłeś? Bo aż jestem ciekaw.
- Przy okazji - Wzruszył ramionami. - Dam ci najwspanialszy dzień twojego życia - Powiedział z tym swoim szerokim uśmiechem, którego tak mi brakowało poprzedniego dnia. Chyba wszystko wróciło do normy...
- Nie wiem dlaczego, ale mam dziwne wrażenie, że masz jakiś podstępny plan.
- A mam. Spodoba ci się, zobaczysz.
Przewróciłem oczami i sięgnąłem po jeden z owoców. Nie wszystkie znałem, ale wszystkie były soczyste i pyszne. Śniadanie zjedliśmy już w ciszy, aż taca z owocami całkowicie opustoszała.
- Na dzisiaj zrobię nam jeszcze kanapki, chyba, że wolisz kupić coś na mieście.
- Kupimy coś na mieście - Powiedziałem stanowczo. Jeżeli miałem okazję wolałem zjeść coś porządnego, niż męczyć się z kanapkami Tochiego. Poprawił się w gotowaniu, ale i tak jego jedzenie było mocno średnie. - A gdzie idziemy?
- Wieczorem możemy pójść do jakiejś restauracji, albo wziąć jedzenie na wynos i zjeść na tarasie.
- A wcześniej?
- Niespodzianka - Uśmiechnął się delikatnie. Cokolwiek planował, na pewno było to coś dziwnego. Nie byłby sobą, gdyby nie było. - Ale w planie mam na pewno centrum handlowe, na sam początek. Pewnie będziesz chciał coś sobie kupić, a z tego co słyszałem mają tutaj rewelacyjne sklepy - Dobrze, że zaczął właśnie zbierać talerze, bo nie zobaczył błysku, jaki pojawił się w moich oczach. Chyba bym nie zniósł kolejnego uśmieszku pełnego satysfakcji. Chociaż faktycznie, galeria handlowa wydawała się świetnym pomysłem. Może w końcu kupiłbym coś Tochiemu. Przestałby chodzić w tych powyciąganych, podartych ciuchach. Nawet jeżeli miało to jakiś tam swój urok, odrobina klasy by mu nie zaszkodziła. Ale stwierdziłem, że nie muszę mu tego mówić. Dowie się we właściwym czasie.
- Możemy się tam przepłynąć łódką, albo pójść na spacer... tylko raczej naokoło. Nie chcę za bardzo wpaść na jakieś niemiłe towarzystwo.
- Możemy zaparkować łódź przy miasteczku?
- A kto nam zabroni? Przecież jej nie odholują. A nawet jeżeli, z tego co wiem, to własność publiczna. Jest tutaj przywiązana od wieków. Oficjalnie należy do właściciela tego domku, ale korzystają z niej wszyscy, o ile tego potrzebują. Nie pakuję nam kanapek w takim razie, kupimy coś na mieście.
- Jasne - Kiwnąłem głową, wstając od stołu.
Wziąłem przed wyjściem jeszcze szybki prysznic i spakowałem do plecaka portfel i telefon. Zostawiłem sporo miejsca, żeby mieć na zakupy. Nie wiedziałem też co dalej planuje Tochi, ale spodziewałem się, że dodatkowy balast mi się nie przyda. Wyszliśmy z mieszkania i ruszyliśmy drogą w dół, do naszej łodzi. Widziałem po Tochim, że jest niespokojny, zresztą ja też się denerwowałem. Widocznie żaden z nas nie mógł jeszcze całkowicie zapomnieć o tym, co ostatnio się tutaj stało.
Szliśmy w ciszy, wbijając wzrok w ziemię, nim w końcu się przemogłem. Niepewnie chwyciłem Tochiego za dłoń, nawet na niego nie spoglądając. Chciałem mu pokazać, że nie tylko on w tym związku robi idiotyczne i nieodpowiedzialne rzeczy. W pierwszym odruchu próbował wyrwać dłoń, ale zaraz się uspokoił. Opuściłem czerwoną twarz w stronę ziemi, gdy prawie zostałem odrzucony. Tym bardziej, gdy usłyszałem nad sobą rozbawione prychnięcie, a zaraz potem poczułem delikatny pocałunek na włosach.
- Kocham cię - Szepnął.
- Wiem... - Powiedziałem cicho. Chciałem jak najszybciej zejść i zakończyć tą żenującą sytuacje. Próbowałem przyspieszyć, ale Tochi delikatnie mnie wstrzymał, ściskając mocniej moją dłoń. Jemu się nie spieszyło, mógł ciągnąć tą sytuacje całymi godzinami.
W końcu dotarliśmy do łodzi i zostałem uwolniony z uścisku. Ostrożnie usiadłem w środku, a Tochi odwiązał łódź, wskoczył zwinnie do środka, powodując lekkie chybotanie łodzi i chwycił za wiosła. Zaraz rozbrzmiał cichy, miarowy plusk wody, gdy sunęliśmy przez roziskrzony ocean. Usilnie starałem się patrzeć na wodę, ale mój wzrok zaraz znowu padał na Tochiego. Jego skórę, skrzącą się od potu i kropel wody, mięśnie napinające się i rozluźniające się, oczy, lekko zmrużone, żeby nie raziło go słońce i koszulkę przylegającą do jego ciała. Cholera, naprawdę był przystojny. Ostatnio gdy byliśmy w takiej sytuacji, zacząłem być zazdrosny o wszystkie dziewczyny, jakie mogły się w nim zauroczyć, a teraz przez głowę przeszła mi myśl, że chyba bym zabił, gdyby ktokolwiek mi go odebrał.
Tochi przerwał wiosłować, gdy podpłynęliśmy do plaży przy miasteczku. Pływało tam trochę ludzi, też dzieci, na szczęście większość na samej plaży, a na pomoście kawałek dalej, nieco podstarzałym i trochę rozwalonym, były prawie pustki. Tochi przywiązał naszą łódkę do jednego ze słupków i zwinnie wyskoczył na deski. Potem wyciągnął rękę w moją stronę i pomógł mi wyjść z łódki. Trzymał moją dłoń przez kilka sekund, nim mnie puścił i poszedł dalej. Poszedłem za nim. Minęliśmy plażę i weszliśmy do miasteczka. Znajdowały się tutaj sklepiki, lodziarnie, pizzerie, salony gier, stoiska z pamiątkami i wszystko, co było konieczne dla turystów. Moją uwagę przykuła spora galeria, znacznie większa niż jakikolwiek inny budynek. Przez przezroczyste okna widzieliśmy wnętrza sklepów, w większości odzieżowych, ale niektóre zasłonięte było banerami reklamującymi sklepy i inne usługi.
- Jak chcesz to możemy też tutaj coś zjeść - Rzucił Tochi, gdy wchodziliśmy do klimatyzowanej galerii.
- Ogólnie to uwielbiam fast foody w podejrzanych miejscach nastawionych tylko na sprzedaż swojego jedzenia, przygotowywanego w ciągu kilku chwil na głębokim tłuszczu i z tonami soli, ale...
- No dobrze, dobrze, zrozumiałem - Zaśmiał się krótko. - Słuchaj, jest jeden sklep, do którego chciałem zajść. Możemy na razie się rozdzielić, a zobaczymy się potem?
Mówił całkowicie spokojnie, bez podejrzanych uśmiechów, więc byłem w stanie mu uwierzyć, że nie planuje niczego dla mnie.
- No dobra, umówmy się może... - Przeleciałem wzrokiem po sklepach i znakach, szukając jakiejś znanej mi marki. - Dobra, w tamtym sklepie - Wskazałem na jeden ze sklepów, który wyglądał względnie w porządku. Mogłem tam znaleźć dla Tochiego coś sensownego.
- W porządku. Powinienem dotrzeć za jakieś dziesięć minut. Poczekaj tam na mnie, dobrze?
- Dobra, ale się pospiesz. Aż jestem ciekawy, co wymyśliłeś dalej - Błysnął do mnie uśmiechem i zniknął zaraz na ruchomych schodach. Ja sam udałem się do wypatrzonego sklepu. Okazał się on strzałem w dziesiątkę. Był tam szeroki przekrój porządnych, modnych ciuchów. Mogłem skompletować Tochiemu strój na każdą okazję... szkoda, że pewnie by się to zmarnowało w tym jego lesie. Pewnie i tak będzie chodził w tych swoich okropnych ciuchach, ale tak będzie miał coś, żeby zakładać na moje odwiedziny, albo kiedy będzie mnie odwiedzał. Może i nie wyglądał aż tak źle, kiedy uprał swoje rzeczy, ale nie był to szyk, jakiego oczekiwałem po kimś, z kim chodziło. No dobra, te jego powyciągany ciuchy miały swój urok i idealnie pasowały do tego jego szerokiego uśmiechu... no dobra, w tym swoim lesie mógł się ubierać jak chciał, ale jak przyjeżdżał do mnie, miał ubierać się jak człowiek.
Wypatrzyłem dla Tochiego kilka rzeczy, a sam sobie znalazłem kilka koszuli zapinanych na guziki, z podwiniętymi i podszytymi rękawami. Nie miałem za dużo koszul zapinanych na guziki, a były całkiem wygodne. Nie żebym potrzebował czegoś, co łatwo zdjąć... na samą myśl, że mógłbym to kupić po to, żeby Tochi się do mnie dobierał, zalałem się rumieńcem. Pokręciłem głową, by odegnać te żenujące myśli i znowu skupiłem się na ubraniach.
Za trzy koszule, które sobie wybrałem - czarną, niebieską i w czarno-czerwoną kratkę, a także czarną i czerwoną kamizelkę zapłaciłem od razu, zakładając koszulę w kratkę. Ogólnie nie gustowałem w tego typu rzeczach, ale miałem wrażenie, że Tochiemu bardziej się spodoba, niż gustowny, modny styl... cholera, znowu myślałem tylko o Tochim...
Ten właśnie w tej chwili wszedł do sklepu, rozglądając się za mną. Gdy jego wzrok padł na mnie, uśmiechnął się szeroko.
- Wyglądasz uroczo - Powiedział natychmiast, gdy tylko przy mnie stanął. Natychmiast zalałem się rumieńcem.
- Głupku, jesteśmy w miejscu publicznym... - Prychnąłem, odwracając głowę.
- Nie przejmuj się i tak nikt nas tutaj nie rozumie. To bardziej twoje rumieńce mogą nas zdradzić - Uśmiechnął się delikatnie. - Ale naprawdę, ten strój pasuje do ciebie. Wyglądasz... po prostu uroczo. Dlaczego nie nosisz koszul w kratkę na co dzień?
- ...bo wyglądam jak nerd... - Mruknąłem niechętnie, czym wywołałem u Tochiego kolejny, uroczy uśmiech.
- Słodki nerd nerd - Prychnąłem niezadowolony, więc na całe szczęście Tochi nie ciągnął tematu.
- Swoją drogą, musisz przymierzyć kilka rzeczy - Powiedziałem, starając się jak mogłem, żeby przestać się rumienić.
- Co?
- Słyszałeś. Ubierasz się okropnie. Przyda ci się trochę porządnych cuchów. I nie chcę słyszeć ,,nie". Mam dość twoich powyciąganych T-shirtów. Chcę, żebyś chociaż jak przyjeżdżał do mnie, to się porządnie ubierał.
Nim zdążył zaprotestować, minąłem go i podszedłem do półek, gdzie widziałem rzeczy dla Tochiego. Wziąłem kilka par markowych spodni i rzuciłem w jego kierunku. Potem zabrałem się za koszule. Wziąłem kilka podobnych do moich - białą, czarną, w czarno-czerwoną kratkę i jasno niebieską, ale z rękawami zapinanymi, a nie zszytymi, żeby mógł nosić je podwinięte w normalny dzień, oraz je wyprostować, gdyby chciał dodać którąś do garnituru. Tochi nie miał ani jednego, a mógł się przydać, chociażby, gdybyśmy mieli iść do jakiejś restauracji. Wybrałem też kamizelki bez zapięć, pasujące do koszul, oraz trochę modnych T-shirtów, których nie wstyd było nosić, żeby Tochi jednak nie wyglądał zbyt sztywno. Wszystko mu podałem i poszedłem dalej, do garniturów. Wybrałem czarny zestaw ze spodniami i granatowy krawat. Odwróciłem się do Tochiego i przyłożyłem strój do jego ciała. Wyglądał na dobry, więc to też wcisnąłem mu w i tak pełne ręce.
- Dobra, idź przymierz. Pamiętaj, do koszul możesz zakładać kamizelki, ale niech pasują kolorystycznie. Do tej w kratkę nie dodawaj żadnej, bo będziesz wyglądał okropnie. Tak samo nie dodawaj jej do garnituru. I ani mi się waż zakładać czegokolwiek do T-shirtów. Aha, nie ubieraj się tak jak ja, bo wszyscy będą myśleć, że jesteśmy homo.
Tochi słuchał uważnie moich rad, a po chwili uśmiechnął się delikatnie.
- A nie jesteśmy? - błysnął szerokim uśmiechem. Zalałem się rumieńcem, przez chwilę nawet nie mogąc odpowiedzieć.
- Ty już lepiej idź to przymierzyć. Skończ na czarnej koszuli, bez kamizelki. Skoro masz już nowe ciuchy, nie będę się z tobą pokazywał, gdy jesteś ubrany... tak.
Tochi przewrócił oczami, ale nic nie powiedział. Przez dłuższy czas przymierzał wybrane przeze mnie rzeczy i mi się prezentował. Jego wyczucie stylu było okropne, ale jak ubrał się jak człowiek był całkiem do rzeczy. W końcu, gdy wybraliśmy mu już wszystko, kilka rzeczy musiałem wymienić na większe, albo mniejsze, ale Tochi ostatecznie przebrał się, tak jak prosiłem w czarną koszulę. Załamał mnie, bo nawet rękawy musiałem mu podwinąć, żeby wyglądał jak człowiek. Chociaż gdy widziałem jego uśmieszek, byłem niemal pewny, że zrobił to celowo.
- Zajączku... naprawdę zamierzasz kupić te wszystkie rzeczy?
- Oczywiście, że tak - Gestem zawołałem jedną z pracujących tu dziewczyn, która niemal doskoczyła do nas, wzięła ode mnie rzeczy i pognała do kas. - U siebie w lesie ubieraj się jak chcesz, ale skoro wreszcie miałem czas, żeby coś ci znaleźć to będziesz się ubierał porządnie.
- Nawet nie chcę wiedzieć ile za to zapłacisz.
- Proszę cię, akurat pieniądze to nie problem - Machnąłem ręką i podszedłem do kasy. Zapłaciłem kartą kredytową, gdy kasjerka pakowała wszystkie rzeczy do markowych toreb, które podałem Tochiemu. Całe szczęście zachował na tyle taktu, by spakować je do plecaka, dopiero gdy wyjdziemy ze sklepu.
- A ty co kupiłeś? - Zapytałem, gdy spakowałem część rzeczy do siebie i ruszyłem z Tochim do wyjścia. W porządnych ciuchach wyglądał naprawdę atrakcyjnie. Jakbym patrzył na zupełnie nowego człowieka. Wydawał się jeszcze bardziej męski i jeszcze bardziej przystojny.
- A wiesz, trochę rzeczy. Mam na dnie plecaka, to pokażę ci jak wrócimy, dobra?
- Jasne - Kiwnąłem głową. Ponownie uderzyła w nas fala gorąca, gdy wyszliśmy na zewnątrz. - To co teraz mamy w planie?
- Coś mniej finezyjnego niż ekskluzywna restauracja, ale chyba ci się spodoba - Uśmiechnął się szeroko, prowadząc mnie do jednego z namiotów. Otoczony był przez gruby materiał, więc w środku panował przyjemny półmrok. Dopiero gdy wszedłem do środka zauważyłem, że jest to...
- Salon gier? - Zapytałem zaskoczony. - Naprawdę?
- A co w tym złego? Pogramy trochę w cymbergaja, potem postrzelamy, może porobimy zakłady?
Podniosłem wzrok, gdy moje oczy lekko zalśniły.
- Zakład? A o co?
W uśmiechu Tochiego zauważyłem, że jemu też podoba się pomysł grania o coś.
- Proponuję zagranie trzech rund. Cymbergaj, strzelanki i... - rozejrzał się po pomieszczeniu - W to - Wskazał na stół stojący nieopodal. Przy dwóch jego końcach znajdowały się kolorowe guziki, podświetlające się w różnej kolejności. Po jednej stronie były niebieskie, a drugiej czerwone. Jak się domyślałem, chodziło o to, by nacisnąć podświetlające się kolory, a ten, kto zdobędzie więcej punktów, wygrywa. - Zwycięzca przynajmniej dwóch rund ma jedno życzenie do przegranego. Stoi? - Ze zwycięskim uśmieszkiem wyciągnął rękę w moją stronę. Uścisnąłem go, już pewny swojego zwycięstwa.
- Stoi.
Podeszliśmy do stołu do cymbergaja. Tochi rozmienił wcześniej pieniądze, więc to on stawiał. Wrzucił do automatu piątkę, co pozwoliło nam na trzy gry.
Spodziewałem się, że gra z Tochim będzie wyzwaniem, ale nie radził sobie zbyt dobrze. Wystarczyło, że odbiłem krążek, żeby odbił się od ściany, a Tochi nie był już w stanie go zatrzymać. Po dwóch minutach zdobyłem dziewięć punktów i wygrałem pierwszą rundę. W drugiej już nie szło mi tak dobrze. Tochi się rozkręcił i wynik był bardzo wyrównany. W ostatnich sekundach udało mi się wbić mu krążek do bramki i zdobyć zwycięski punkt.
- Pierwsza runda moja - Powiedziałem z szerokim uśmiechem. - Jeszcze jedna i będę mógł poprosić cię o cokolwiek - Uśmiechnąłem się rozmarzony. Mogłem poprosić Tochiego o wszystko. Mogłem się w końcu zemścić za to, że ciągle mnie ośmieszał. Może będę mu kazał trzymać się ode mnie z daleka przez cały tydzień? To była obietnica, nie mógłby jej złamać. A ja... z wielką przyjemnością bym to wykorzystał.
- No dobrze, ale została nam jeszcze jedna gra. Szkoda by było ją zmarnować, prawda? - Uśmiechnął się, unosząc krążek. Szeroki uśmieszek, jaki pojawił się na moich ustach, zgasł po chwili, gdy okazało się, że Tochi gra świetnie. Nieważne jak strzelałem, Tochi i tak odbijał krążek, korzystając z jego rozpędu, by wpakować mi gola. Po minucie wynik dziewięć - zero migał okrutnie na tablicy nad nami.
- Dawałeś mi fory - Powiedziałem oburzony, odsuwając się od stołu. - Nie wolno tak.
- Przepraszam Zajączku, ale tak uroczo się uśmiechasz, kiedy wygrywasz. Nie mogłem się oprzeć - Wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie.
- ...to mogłeś już udawać do końca... ej, chwila, to nic nie znaczy. Runda i tak jest moja.
- No dobrze, dobrze - Zaśmiał się i czule zmierzwił mi włosy. Nienawidziłem go... - Teraz strzelanka? Kto pierwszy padnie, przegrywa.
- Stoi. Teraz wystarczy, że cię w tym pokonam i wygram.
- Powodzenia - Przez chwilę miałem wrażenie, że mnie przytuli, albo pocałuje, ale na całe szczęście nie zrobił tego. Całe szczęście, bo chyba bym go wtedy zabił. W salonie gier nie było za dużo ludzi, a nikt z nich nie zwracał na nas zbytniej uwagi, ale to by się z całą pewnością zmieniło, gdyby Tochi tak nagle by mnie pocałował. Zamiast tego tylko kiwnął głową w stronę automatu z przyczepionego do niego karabinami. Była to typowa strzelanka, w której zabijało się wrogów, będąc w jakiejś bazie. Najprostszy schemat, jaki mógł być.
Tochi wrzucił monety i ekran podzielił się na dwa. Pod nogami mieliśmy specjalne pedały, które musieliśmy naciskać, żeby się wychylić, a broń przeładowywało się, przechylając ją na bok. Nic trudnego. Na pierwszej arenie szło mi świetnie. Zabijałem przeciwników, chowałem się i przeładowywałem broń na czas. Byłem z siebie bardzo dumny, dopóki mojej połowy ekranu nie zalała krew, na której pojawił się czarny napis ,,game over".
- Ale... jak to... - Wymamrotałem zaskoczony. - To nie fair, nie miałem żadnego licznika życia - Mruknąłem niezadowolony, odkładając karabin. Na twarzy Tochiego zobaczyłem triumfujący uśmieszek, gdy zabiał coraz to kolejne osoby. No nie, on nie mógł być idealny. Z ogromnym niezadowoleniem patrzyłem, jak Tochi pokonuje pierwszą planszę, nie odrywając wzroku od ekranu. A wzrok miał uważny, spokojny i skupiony. Gdy patrzyłem mu w oczy, znowu robiło mi się gorąco. Lekko zmrużone oczy patrzyły z determinacją i chłodem w ekran. Nowo kupione ubrania tak idealnie pasowały do tego jego wyrazu twarzy, że nie mogłem oderwać od niego wzroku. Do tego stopnia, że nie zauważyłem, gdy po kilku minutach i on przegrał i odłożył broń. Dopiero gdy na mnie spojrzał, udało mi się oderwać.
- Co? - Wypaliłem, starając się ukryć fakt, że się na niego gapiłem.
- Nie napal się za bardzo, dopiero wczesne popołudnie - Powiedział delikatnym uśmieszkiem, który jeszcze się powiększył, gdy zobaczył moje speszenie. Uwielbiał się ze mnie nabijać...
- Dupek...
- No dawaj, czas na rozstrzygającą rundę - Uśmiechnął się i poprowadził mnie do stołu z kolorowymi guzikami. - Jedna runda, wygrany wygrywa wszystko.
- Jasne... - Zaczynałem mieć wątpliwości, czy to był dobry pomysł. Tochi już mógłby mnie zniszczyć, gdyby chciał. Ale to było wciskanie guzików, musiałem z nim wygrać.
Tochi wrzucił monetę i guziki zaczęły się zapalać. Naciskałem je obiema rękoma, wkładając w tą grę całe skupienie. Nawet nie patrzyłem jak radzi sobie Tochi, chociaż z tego co słyszałem, klikał wolniej niż ja. To dodawało mi trochę otuchy. Wolałem nawet nie myśleć o tym, co będzie mi kazał robić, jeżeli wygra.
- Z ciekawości... - Zaczął, nie przestając klikać. - Jaka będzie moja kara, jeżeli przegram? Bo domyślam się, że nie będzie to nic seksownego, ani uroczego.
- Chciałbyś - Prychnąłem. - Pewnie wymyślę coś w stylu całkowitej abstynencji przez jakiś czas.
Tochi wydusił z siebie ciche ,,mhmm" i wrócił do klikania. Byłem całkowicie skupiony na swojej grze, ale i tak miałem wrażenie, że nagle zaczął się bardziej starać. Może nie powinienem mu mówić co zamierzałem zrobić?
Odliczanie się ńkonczyło i wszystkie guziczki zgasły. Z pewną satysfakcją spojrzałem na mój wynik - 186 kliknięć. Byłem z siebie naprawdę dumny... dopóki nie spojrzałem na wynik Tochiego - 225 kliknięć. Z trudem powstrzymałem jęk niezadowolenia.
- Oh nie rób takiej miny, nie będę bardzo okrutny - Uśmiechnął się i po raz kolejny zmierzwił mi włosy. - Na pocieszenie zapraszam cię na lody. Co ty na to?
- Nie chce... - Burknąłem i odwróciłem głowę, krzyżując ręce na piersi. Byłem zły, że przegrałem i już nienawidziłem kary, jaką zamierzał mi wymyślić. Znając jego będzie to coś okropnego.
- W takim razie... - Oparł ręce na moich ramionach i pochylił się nad moim uchem, ale tak, żeby nie wyglądało to zbyt podejrzanie. - Może wrócimy do domu i w ramach twojej kary zaproponuję ci inne ,,lody"?
Wyprostowałem się gwałtownie, zalewając się rumieńcem. Niemal boleśnie zacisnąłem dłonie w pięści na ramionach, pesząc się tylko bardziej i bardziej im bardziej starałem się uspokoić.
- Dobra... - Prychnąłem niechętnie. - Możemy zjeść te cholerne lody...
Tochi tylko się zaśmiał, idąc w stronę wyjścia z salonu gier. Dalej z rumieńcem na całą twarz, podążyłem za nim, za chwilę oświetlając ją również promieniami słońca. Tochi szedł uśmiechnięty, niemal dumny, idąc w stronę jednej z lodziarni. Na szczęście nie zamierzał mnie pytać jakie bym wybrał, bo po jego oczywistej insynuacji, raczej nie byłbym w stanie mu odpowiedzieć. Zamówił więc dla mnie i dla siebie małego świderka o mieszanym smaku i z polewą karmelową dla mnie i z czekoladową dla siebie.
- No już, nie denerwuj się - Podał mi loda z uśmieszkiem. - Nie będę bardzo okrutny.
- I'm sorry - Koło nas stanęła jakaś dziewczyna. Była prawie wzrostu Tochiego, ale delikatna i filigranowa. Zwiewna, biała sukienka tylko potęgowała ten efekt. Po drugiej stronie ulicy stały jeszcze dwie dziewczyny, szeptały coś do siebie i patrzyły w naszym kierunku, co pozwoliło mi uważać, że to ich koleżanka. - Do you speak english? - Na jej twarzy wykwitł delikatny rumieniec. Tylko w przeciwieństwie do mnie, wyglądał on bardziej uroczo niż żałośnie, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Tym bardziej, że patrzyła na Tochiego takimi maślanymi oczami.
- Yas, can I help You? - Zapytał łagodnie. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie uśmiechnął się do niej delikatnie, powodując, że zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- But... I'm sorry, Can I speak with you brother? - Zapytała, zwracając się do mnie. Dobrze, że byłem cały czerwony, bo inaczej zauważyłaby, jak cały się niemal gotuję.
- This is my boyfrend - Wypaliłem, nim ta zdążyła coś sobie wyobrazić. Zaskoczona chwilę stała z otwartymi ustami, rumieniąc się coraz bardziej. Tochi wyglądał na tylko trochę mniej zaskoczonego, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami, jakby nie wierzył, że powiedziałem coś takiego.
Uniosłem dumnie głowę i chwyciłem go za nadgarstek, ciągnąc go dalej w kierunku, w którym szliśmy, zostawiając osłupiałą dziewczynę w tyle.
- Zajączku...
- Zamknij się.
- Kocham cię, wiesz? - Wydawał się jednocześnie rozczulony i rozbawiony. Nie patrzyłem na niego, ale i tak wiedziałem jaki teraz ma wyraz twarzy.
- Wiem... - Mruknąłem cicho.
Kocham Zajączek jest słodki😘
OdpowiedzUsuńJa też nie wierzę, że zajączek przyznał się tak publicznie, ale fajnie
OdpowiedzUsuńProszę Cię, zmień kolor tła i czcionki. Bolą od tego oczy
OdpowiedzUsuńKolorystyka i tło jest dość podobna do poprzedniej, więc nie rozumiem w czym problem. Mógłbyś/mogłabyś sprecyzować dokładniej, jaki kolor tła czy czcionki wyglądałby lepiej?
UsuńChodzi o to, że czarne litery na białym tle są okej, ale białe na czarnym tle po jakimś czasie zaczynają boleć. W poprzednim nie było takiego problemu, trochę ciężko się to czytało, ale nie raziło po oczach, za to w tym przypadku niestety tak jest
UsuńNo dobra, nie wiedziałam, ale dzięki za radę. Coś postaram się zrobić :)
UsuńHej,
OdpowiedzUsuńoch ciekawi mnie bardzo co takiego kupił Tochi, i końcówka, tak, tak biedna dziewczyna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia