poniedziałek, 20 maja 2019

Lekcja życia LIV - Lekcja podejmowania decyzji



Rodzice całe szczęście nie zauważyli mojej nieobecności. Nawet wracając do domu koło północy, dałem radę przemknąć się bezszelestnie do mojego pokoju. Chyba naprawdę powinienem docenić to, że rodzice tak bardzo mieli nas gdzieś. W innym wypadku pewnie taka sytuacja nie uszłaby mi płazem.
Wszedłem do pokoju i cicho zamknąłem za sobą drzwi. Spakowałem książki do plecaka i naszykowałem ubrania na jutro. Położyłem się do łóżka i spojrzałem przez okno na niebo.
A gdyby... może gdyby się o nas martwili, nie byliby aż tak surowi? Może wtedy patrzyliby na nas jak na swoje dzieci, a nie jak na coś, co można postawić na półce czy powiesić na ścianie i się tym chwalić. Może pozwalaliby nam na przeciętne oceny i znajomych, którzy niekoniecznie są bogaci? Może... może czułbym się kochany?
Przypomniałem sobie, jak nocowałem kiedyś u senseia, jeszcze zanim zaczął mnie uczyć życia i przyśnili mi się moi rodzice, którzy chcieli mnie usunąć. Do tej pory na myśl o tym dostawałem dreszczy. Co gorsza, przy każdej kolejnej sytuacji, gdy czułem, że ich zawiodłem, zastanawiałem się, czy żałują, że żyję.
Kuro nie miał takich problemów. Miał wywalone na swoich rodziców, na ludzi, którzy mogliby go skrzywdzić. Żył... chwilą. A ja ciągle zamartwiałem się wszystkim co mnie spotkało i zamęczałem tym senseia. Chciałbym umieć zdecydować między charakterem jednego, a drugiego. Spokojem senseia, który był inteligentny i ze wszystkim sobie radził, ale w sposób taki... mało kontrowersyjny. Uczyć się, ale dla siebie, a nie dla rodziców, znaleźć sobie pracę i żyć po prostu szczęśliwie. Albo jak Kuro odpuścić sobie wszystko i wszystkich i po prostu żyć chwilą, móc olewać życie, móc olewać szkołę i cieszyć się tym, co mam tu i teraz.
Odwróciłem się na bok i przytuliłem do siebie poduszkę. Spojrzałem na telefon ustawiony obok łóżka, ale zwalczyłem w sobie chęć napisania do senseia. Nie byłby zadowolony z tego, że piszę do niego o północy. Co prawda nawet o tym by mi nie powiedział, ale nie chciałbym, żeby był przeze mnie zmęczony w pracy. Starałem się więc o tym nie myśleć i móc po prostu zasnąć. W głowie wciąż pozostawało mi mnóstwo pytań i bałem się, że nikt nie będzie mógł mi na nie odpowiedzieć.
***
Do szkoły szedłem przerażony, z bólem brzucha i niepewny. Próbowałem jeszcze powtarzać materiał przed lekcją, ale świadomość, że nawiałem wczoraj z domu, zamiast się uczyć, wciąż mnie dręczyła.
Gdy siadłem na krześle na biologii, chciało mi się wymiotować z nerwów. Oby tylko test był łatwy, oby tylko test był łatwy...
Cóż... nie był. Sporo co prawda wiedziałem, większość mniej więcej kojarzyłem, ale nie był to poziom, który powinienem reprezentować.
Wychodząc ze szkoły czułem się okropnie. Rodzice będą źli, gdy znowu zawalę... a co najgorsze, nawet nie wiedziałem, czy tego żałuję. Wczoraj było... fajnie. Na pewno fajniej, niż gdybym miał siedzieć całą noc nad książkami. Jeżeli miałbym szczęście, mogłem liczyć może nawet na czwórkę, ale to maksymalnie. A i z tego rodzice nie byliby zachwyceni, a co dopiero, jeżeli dostanę cokolwiek niżej.
Nie chciałem wracać do domu. Nawet jeżeli miał być pusty... musiałem się na chwilę oderwać od tego wszystkiego.
Pojechałem do parku. Jak zwykle panowały tam pustki, tylko co jakiś czas dało się dostrzec jakąś spacerująca parę, gdzieś dalej siedziała starsza pani dokarmiając gołębie, ale poza tym, nie było tam właściwie nikogo.
Chciałem pójść do baru, ale wiedziałem, że w lodówce czeka na mnie obiad, a gdybym go nie zjadł, rodzice nie byliby zachwyceni. Przecież nie po to zamawiają i każą przygotowywać dla nas jedzenie, żebyśmy potem tego nie jedli.
Spacerowałem po parku, aż dotarłem do mojej płaczącej wierzby. Telefon zawibrował. Wiedziałem, że powinienem zbierać się na dodatkowe zajęcia z matematyki, ale... nie chciałem. Miałem w sumie dość świata... po raz kolejny.
Gdy otoczyła mnie trawa i łodygi płaczącej wierzby, skuliłem się i zamknąłem oczy. Leżąc w niemal całkowitej ciszy, gdy w końcu miałem chwilę na przemyślenie tego wszystkiego. W końcu podjąłem decyzję. Możliwe, że pierwszą męską decyzję w moim życiu. Wyciągnąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer i podpis: "korki - matematyka", a obok liczba cztery. Oj nie będzie on zachwycony z mojej ciszy.
- Halo? Sashi? Gdzie jesteś, powinniśmy już zacząć - odezwał się spokojny, niski głos mojego nauczyciela. Poczułem się teraz jeszcze bardziej winny.
- Tak, przepraszam... ja... chciałem zrezygnować z zajęć - Poczułem, jak wszystkie moje mięśnie spinają się z nerwów. Serce mi przyspieszyło, a sam bałem się, że ze stresu zaraz nie wytrzymam i po prostu się rozłączę.
- Oh... zaskoczyłeś mnie. Skąd ta nagła decyzja... rodzice wiedzą?
- Uznałem, że mam za dużo zajęć dodatkowych i... przepraszam, z części po prostu muszę zrezygnować. Przykro mi.
- Szkoda, że informujesz mnie dopiero teraz. No ale rozumiem. Zresztą, z matematyką sobie akurat radzisz. Lepiej, żebyś zrezygnował z zajęć ze mną, niż pogorszył swoje oceny w czymś innym. W razie czego dawaj znać. Trzymaj się.
- Do widzenia.
Połączenie zostało zerwane, a ja siedziałem wciąż nerwowo, z telefonem przy uchu, praktycznie sparaliżowany i z wzrokiem wbitym przed siebie. Oszalałem... rodzice mnie zabiją.
Powolnym, flegmatycznym ruchem wybrałem inny numer. Odczekałem kilka chwil, aż w słuchawce znowu usłyszałem głos.
- Sashi? Coś się stało?
- Sensei... jestem tak cholernie martwy... - jęknąłem drżącym z przerażenia głosem.
- Oho... zabrzmiało poważnie. Co się stało? Chcesz przyjechać? Będę wolny zaaaa...
- Nie, nie będę ci zawracał głowy. Po prostu ja... zrezygnowałem z korków z matmy.
- Nie wiedziałem, że chodzisz na korki z matmy.
- ...łatwiej byłoby wymienić mi korki, na które nie chodzę. Czy ty w ogóle słyszałeś, co powiedziałem?
- Tak tak, że zrezygnowałeś z korków. Cieszę się, będziesz miał więcej wolnego czasu.
- Ale... zrobiłem to bez wiedzy rodziców. Oni co miesiąc przelewają mi pieniądze na korki, przecież będę musiał im powiedzieć. A wtedy mnie zabiją.
- To może po prostu im nie mów?
- Nie mówić im, oszalałeś?! Wtedy to tak, jakbym ich okradł. Będą źli, jeżeli się o tym dowiedzą...
- To im powiedz, że nie wytrzymywałeś i potrzebowałeś przerwy. Zrozumieją.
- Nie zrozumieją, oni... nie zrozumieją.
- To im nie mów.
- I mam ich oszukiwać?
- I tak i tak będziesz miał kłopoty. Zawsze możesz odłożyć te pieniądze i oddać rodzicom, gdy się dowiedzą, że uciekłeś z korków.
- Ale... to nie jest sprawiedliwe.
- To im powiedz. Najwyżej zapiszą cię ponownie - Zagryzłem nerwowo dolną wargę. Nie chciałem wracać na korki, ale nie chciałem okłamywać rodziców... - Wiesz co? Radzę sobie z matematyką, pewnie nawet nie zauważą. A ja nie muszę chodzić na wszystkie te zajęcia. Zasługuję na czas wolny.
- No, mój grzeczny rebel. Jestem dumny. Tylko nie przesadź z wolnością. Skoro rzuciłeś korki z matmy, musisz tym bardziej uważać na lekcjach.
- Będę uważał, obiecuję. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
- Nigdy nie zawracasz mi głowy. Ale muszę wrócić do pracy. Cieszę się, że mogłem pomóc. Powodzenia.
- Dziękuję sensei.
- Trzymaj się Sashi. Widzimy się w czwartek.
Rozłączyłem się i padłem na trawę, przyciskając telefon do piersi. Czułem, jak bije mi serce, ekscytacja buzuje w żyłach, a usta same układają się w uśmiech.
Zrezygnowałem z zajęć... zrobiłem coś sam, podjąłem decyzję sam i zrezygnowałem z zajęć... całkiem sam.
Rodzice mnie zabiją. Na sto procent mnie zabiją. A jednak... dreszcz ekscytacji, który czułem w tej chwili był warty każdej kary, która mnie czekała. Zawahałem się, wpatrując w telefon. A co jeśli... ciekawe co powiedziałby na to Kuro. W końcu to on próbował mnie przekonać do tego, żebym olał szkołę, chociażby częściowo. On na pewno by mnie poparł.
"Hej Kuro. Wiem, że pewnie cię to nie obchodzi, ale chciałem tylko napisać, że poszedłem za twoją radą i zrezygnowałem z zajęć z matematyki. Nie wiem do końca, co dokładnie chciałbym robić w życiu... jeszcze nie. Ale nie chcę całkowicie być podporządkowanym rodzicom. Chciałbym mieć chociażby częściowe wrażenie, że robię coś ze swoim życiem".
Napisałem i nawet nie zastanawiając się nad tym, czy to słuszna decyzja, wysłałem wiadomość. I nie poczułem tego dziwnego uczucia, że może napisałem coś głupiego. Pokręciłem głową, by nie myśleć o tym dłużej. Położyłem się na boku, a po chwili przyszła odpowiedź na SMS.
"Hej, dobra robota! W końcu zabierasz się za siebie. Nie powinieneś przejmować się tym, co myślą twoi rodzice. Kto wie, może jeszcze coś z ciebie będzie. xD"
"Dzięki"
Uśmiechnąłem się z satysfakcją. Od razu poczułem się lepiej, gdy ktoś mi powiedział, że moja decyzja wcale nie jest aż taka głupia. Mimo że czułem się w miarę pewnie z moimi umiejętnościami, mój wzrok i tak padł na plecak obok mnie. Walczyłem sam ze sobą, aż w końcu wyciągnąłem podręcznik i zeszyt do matematyki. Może nie miałem już mieć korepetycji, ale to nie znaczyło, że nie mogłem uczyć się teraz sam. Możliwe, że tym trochę psułem mój genialny plan, ale... ciężko było mi zmienić moje nawyki.
Skończyłem pracę domową i powtórzyłem lekcję z dzisiaj w niecałą godzinę lekcyjną i nawet byłem dumny z uzyskanych piętnastu minut. W końcu... nie potrzebowałem korków z matmy, nie powinienem czuć się winny, że z nich zrezygnowałem...
Westchnąłem... czułem się cholernie winny.


7 komentarzy:

  1. Bardzo lubię twojego bloga i cieszy mnie że częściej pojawiają się kolejne rodziały. Oby tak dalej :)


    Nino

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo, Sashi!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cholercia dawno mnie tu nie było i tyle rozdziałów wpadło :3
    Jak zwykle robisz dobrą robotę i mam jakieś dziwne przeczucie (albo po prostu mam taką nadzieję ), że nasz mały rebel ostatecznie będzie z Kuro.
    Trzymaj się i mam nadzieję, że niedługo znów coś wrzucisz ^^

    Saika

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    kochana ja tak z zapytaniem co u Ciebie słychać? Bo to już tak dłuższy czas bez żadnego odzewu...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej
    Uwielbiam "Lekcje Życia" ♡♡♡
    Więc mam takie małe pytanie. Czy to opowiadanie jeszcze będzie kontynułowane ?
    Życzę dużo weny i pozdrawiam Alex

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    kochana vo tam u Ciebie słychać? pamiętasz o naszym Sachim jeszcze?
    weny, weny życzę i wszystkiego dobrego w Nowym Roku...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejeczka,
    och brawo Sachi męska decyzja musisz być pewniejszy siebie, radzisz sobie w tej dziedzinie.. to lepiej skupić się na czymś innym, a może by i powrócił do tego malowania tej swojej dawnej pasji...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń