Siedziałem w autokarze, przyglądając się widokom za oknem.
Jeszcze nie wyjechaliśmy z miasta, więc jedynie wysokie budynki migały za
szybą. Jakoś nie miałem nastroju na rozmowę z Tochim. Nie widziałem o czym z
nim rozmawiać. Ostatecznie jechałem do jego domu, a ledwie wczoraj nie byliśmy
nikim więcej jak znajomymi. W sumie nie zapytał mnie nigdy o chodzenie, ale
skoro zaciągnął mnie do łóżka... cholera... nie mogłem znieść myśli, że tak
łatwo o tym myślałem. Czułem jak zalewa mnie rumieniec, gdy Tochi objął moją
dłoń na podłokietniku. Nie odwróciłem głowy, ale błagałem, żeby nikt na nas nie
patrzył. Raczej nikt by nie wiedział kim jestem, ale i tak ta sytuacja była
żenująca. Stukot kół wprawiał mnie w senność. Zamknąłem oczy, opierając głowę o
zimną szybę. Robiło się ciemno. Musieliśmy odwlec wyjazd, żebym mógł się
spakować. Mite i jego ekipa byli rewelacyjni. Cały dzień pewnie wystarczył,
żeby wykonali prace. Jeżeli kanalizacja nie była wyjątkowo zniszczona
prawdopodobnie już skończyli ją montować. Chciałem spróbować jak się mieszka z
Tochim. Przynajmniej przez jakiś czas. Powoli zanurzałem się w śnie. Zanim
kompletnie odpadłem poczułem ciepły pocałunek na moim policzku. Szyba była
zimna. Dudniące pojedyncze krople zapowiadały deszcz.
Z mroku zaczęły docierać do mnie pojedyncze zdania.
-Nie rozumiem jak można żyć w ten sposób. Ja bym tak nie
mógł.
-Kwestia przyzwyczajenia. Ja się chyba urodziłem, żeby
mieszkać w lesie.
-Ale nie mieć nawet toalety to lekka przesada.
-Gdybyś tu pomieszkał przez jakiś czas, pewnie byś
zrozumiał, że takie rzeczy wcale nie są potrzebne. Ale muszę przyznać, że
odwaliłeś kawał dobrej roboty.
-Dzięki. Ale nie masz pojęcia jak bardzo mnie zszokowało, że
ktoś potrafił tak...ekmm.. przywiązać do siebie Usagiego.
Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem, że leżę w łóżku
Tochiego. Dziwne, nie pamiętałem, żebym tu przychodził. Podniosłem się na
łokciach i przetarłem oczy. Dopiero wtedy zobaczyłem właścicieli rozmowy, którą
słyszałem przez sen. Przy stole razem z Tochim siedział Mita. Obaj wpatrywali
się we mnie spokojnie, lekko się uśmiechając. Pobladłem kiedy zrozumiałem co
się przed chwilą stało. W mgnieniu oka znalazłem się przy Tochim, chwytając go
za przód koszuli.
-Co ty mu powiedziałeś?!
-Uspokój się Usagi. Tochi nic nie musiał mówić. Kiedy wnosił
cię na rękach do domu, którego wyremontowanie opłaciłeś. Nie można było się nie
domyśleć.
Powiedział Mite spokojnie.
-Zaraz... co?! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
Byłem wściekły i zażenowany. Gdybym mógł, udusiłbym Tochiego
tu i teraz. W dodatku on tylko się uśmiechał.
-Wybacz zajączku. Wyglądałeś tak uroczo kiedy spałeś, że nie
miałem serca cię budzić.
W tej chwili naprawdę byłem gotowy go zabić. Nie mógł zrobić
nic gorszego niż nazwanie mnie zajączkiem przy Micie. Czułem, że oblewam
się rumieńcem gdy zacisnąłem lekko ręce
na szyi Tochiego.
-Spokojnie Usagi. Tochi opowiedział mi już o was. Spałeś
wystarczająco długo, żebyśmy mieli okazje pogadać.
Czułem się otoczony. Zrezygnowany opadłem na krzesło i
opuściłem głowę. Modliłem się, żeby Tochi przygarnął jakiegoś jadowitego węża,
który mógłby mnie teraz pokąsać. Czułem jak na całą moją twarz wstępuje
rumieniec. Krępującą ciszę przerwał dopiero Tochi.
-A właśnie. My tu sobie siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy, a
ty pewnie zgłodniałeś zajączku?
-...nie bardzo...
Kątem oka widziałem delikatny uśmiech Mity. Odwróciłem twarz
w jego stronę i obrzuciłem go zabójczym spojrzeniem.
-Nawet mi się nie waż komukolwiek o tym opowiadać, jasne?
-Uspokój się Usagi. Dzięki twojej rodzinie udało mi się
rozkręcić firmę. Możliwe, że gdyby nie wy trafiłbym na ulice. Dlatego będę
udawać, że nigdy nie dowiedziałem się o tym, co cię łączy z innym facetem.
Oparł głowę na dłoniach, kładąc łokcie na stoliku. Został
jeszcze jakieś pół godziny i musiał się
zbierać. Kiedy poszedł, oceniłem jego pracę. Łazienka wreszcie nadawała się do
normalnego użytku. Starałem się powstrzymać dreszcze, gdy drugie ciało
przylgnęło do moich pleców, a ramiona objęły moją szyje.
-Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś.
Miarowymi oddechami pieścił moją szyję. Błagałem w myślach,
żebym nie zaczął opierać się na nim.
-Nie myśl sobie, że zrobiłem to dla ciebie. Chciałem móc
normalnie funkcjonować w razie gdybym znowu został porwany i trafił do lasu.
Oczywistym było, że chcę mieć jak mieszkać z Tochim, ale
moja duma nie pozwoliła mi powiedzieć tego wprost. Przeszedł mnie dreszcz, gdy
poczułem język przejeżdżający po mojej szyi. Nogi zaczęły mi drżeć, nie
zauważyłem nawet chwili, w której odmówiły mi posłuszeństwa i tylko ramiona
Tochiego przytrzymywały mnie w pionie. Chwilę potem wziął mnie na ręce i
zaniósł w stronę łóżka. Nim zdążyłem zaprotestować zostałem rzucony na materac,
z którego chwile wcześniej zeskoczyło kilka zwierzaków. Moje ciało drżało bez
mojej woli gdy Tochi usiadł na moich biodrach.
-Cz-czekaj chwilę.
-Dlaczego?
Nie oczekując na moją odpowiedź, zaczął przejeżdżać językiem
po mojej szyi. Jęknąłem krótko, odwracając twarz i zasłaniając sobie usta ręką,
gdy wsunął dłoń pod moją bluzkę. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą
bandę futrzaków, przechylających głowy i wpatrujących się w nas wielkimi
oczami. Odruchowo odepchnąłem od siebie Tochiego, na odległość moich rąk.
-Coś nie tak, zajączku?
-Jasne, że coś jest nie tak!
Pewnym gestem złapał mnie za ręce i odsunął je na bok.
Spojrzał na mnie zalotnym spojrzeniem i ponownie przysunął się do mojej twarzy.
Językiem przejechał po moich ustach, składając potem na nich namiętny
pocałunek. Kolanami rozsunął moje uda. Jedną ręką dalej mnie trzymał a drugą
podciągnął moją bluzkę do góry.
-Pozwól mi to zrobić zajączku.
Przez krótką chwilę byłem gotowy mu się poddać, ale... nie
mogłem tego zrobić w takich warunkach.
-Nie będę tego robił w towarzystwie tych wszystkich
zwierzaków!
Tochi odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zdziwiony.
-A w czym to przeszkadza?
No tak... komuś takiemu jak on towarzystwo zwierząt w niczym
nie przeszkadza.
-N-nie będę tego robił przy nich. To... jakoś tak dziwnie
się patrzą...
-Nie przejmuj się tym. Zignoruj je.
-N-nie ma mowy! To... po prostu nie!
Tochi uśmiechnął się tylko przysuwając swoją twarz do mojej,
kładąc swoje czoło na moim i patrząc mi w oczy.
-A gdy ładnie cię poproszę?
Uśmiechnął się szeroko, patrząc mi w oczy. Szlag mnie
trafiał przez tę jego beztroskę. Mówił o łóżku jakby pytał czy podzielę się z
nim jedzeniem.
-Powiedziałem, że nie! One... tak dziwnie się na mnie
patrzą.
-Więc ty nie patrz na nie. Zawsze możesz być skierowany w stronę
ściany.
-Na pewno nie!
-Ale to tylko zwierzaki... zresztą też twoja rodzina, zajączku.
-Tym bardziej! Poza tym, to nie jest moja rodzina!
-Daj spokój... możesz mieć zamknięte oczy.
-Nie, nie i nie! Postanowiłem!
Chciałem wstać z łóżka i odejść, ale Tochi mocno mnie
przytrzymywał. Jedną ręką przytrzymał moje ręce nad głową a drugą sięgnął do
moich spodni. Jednocześnie zaczął lizać i całować mi sutki. Nie miałem żadnej
możliwości ucieczki.
-P-puść mnie... puszczaj, Tochi!
-Wybacz zajączku... za bardzo się cieszę, że zamieszkasz ze
mną.
-Naucz się inaczej wyrażać uczucia!
Rozpiął mi spodnie i wsunął do nich rękę. Przeszedł mnie
dreszcz. Chciałem coś powiedzieć, ale z ust wydobył mi się tylko przeciągły
jęk. Zacisnąłem powieki, nie chcąc na nic patrzeć. Nie umiałem mu się oprzeć.
Gdy zaczął przejeżdżać po moim penisie ręką próbowałem się uwolnić ale tylko
wiłem się po łóżku nieudolnie. Odchyliłem głowę do tyłu, gdy Tochi powoli
przejeżdżał językiem po mojej szyi. Nie umiałem dłużej już ukrywać tego, jak
jest mi przyjemnie. Nie minęło dużo czasu zanim doszedłem, brudząc moje spodnie
i pościel. Wtedy moje ręce zostały uwolnione a Tochi zsunął się do moich
bioder. Kurczowo złapałem się pościeli i próbowałem podkulić nogi, ale Tochi
przycisnął je do materaca, ściągając mi spodnie i majtki, odrzucając je na
podłogę. Przygryzłem swoją rękę, powstrzymując krzyk kiedy Tochi włożył we mnie
zwój palec. Po krótkim przygotowaniu dołożył drugi. Poruszał nimi zwinnie przy
okazji jeżdżąc językiem po moim ciele. Od podbrzusza do szyi. Po jakimś czasie
wyjął palce, pochylając się nade mną. Jęknąłem cicho, przez zaciśnięte usta,
gdy przygryzł moje ucho. Potem złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Gdy
poczułem jak jego penis powoli się we mnie wsuwa zarzuciłem ręce na jego szyje
i ją ścisnąłem. Tochi rozsunął moje uda wchodząc we mnie głębiej, powolnym
ruchem. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie chciałem, żeby przerywał. Mając łatwy
dostęp do mojej szyi, zaczął ją lizać i całować. Tochi powoli przyśpieszał,
sprawiając mi jednocześnie ból i przyjemność. Mimo usilnych starań, moje jęki
rozbrzmiewały po całym domu. Po kilkunastu minutach poczułem w sobie wytrysk.
Oddychałem ciężko, czując jak moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Byłem pewny,
że to koniec, ale Tochi znowu zaczął mnie posuwać. Kochaliśmy się przez jakieś
40 minut. Kiedy w końcu skończył, byłem wykończony. Łóżko było w okropnym
stanie. Nie miałem siły nawet z nim rozmawiać. Położyłem się twarzą w stronę
ściany. Nie przejmowałem się już niczym. Najchętniej bym zasnął i obudził się
dopiero za kilka dni. Tochi czułym gestem przykrył moje nagie ciało kocem.
Przyrzekłem sobie, że jeżeli teraz wyjedzie z jakimś wkurzającym tekstem to mu
przywalę. Zamiast tego, on położył się na mnie, całując mnie w kark. Chyba naprawdę coś do niego czułem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz