niedziela, 22 września 2013

Zajączek VII - Przeprowadzka.

Wiem, że mam opóźnienie, ale tym razem celowe. Chciałam zobaczyć, czy chociaż napiszecie coś w stylu ,,kiedy kolejna część". Planowałam poczekać z tydzień, ale kiedy zobaczyłam, że jednego dnia było 60 odwiedzin nie miałam serca wam tego zrobić. Napisanie komentarza nie wymaga wielkiego wysiłku a dla mnie to naprawdę wiele znaczy. Jeżeli nie możecie napisać na blogu, ciągle pozostaje mój fanpage na fb.
***********************************************************
 

Siedziałem w autokarze, przyglądając się widokom za oknem. Jeszcze nie wyjechaliśmy z miasta, więc jedynie wysokie budynki migały za szybą. Jakoś nie miałem nastroju na rozmowę z Tochim. Nie widziałem o czym z nim rozmawiać. Ostatecznie jechałem do jego domu, a ledwie wczoraj nie byliśmy nikim więcej jak znajomymi. W sumie nie zapytał mnie nigdy o chodzenie, ale skoro zaciągnął mnie do łóżka... cholera... nie mogłem znieść myśli, że tak łatwo o tym myślałem. Czułem jak zalewa mnie rumieniec, gdy Tochi objął moją dłoń na podłokietniku. Nie odwróciłem głowy, ale błagałem, żeby nikt na nas nie patrzył. Raczej nikt by nie wiedział kim jestem, ale i tak ta sytuacja była żenująca. Stukot kół wprawiał mnie w senność. Zamknąłem oczy, opierając głowę o zimną szybę. Robiło się ciemno. Musieliśmy odwlec wyjazd, żebym mógł się spakować. Mite i jego ekipa byli rewelacyjni. Cały dzień pewnie wystarczył, żeby wykonali prace. Jeżeli kanalizacja nie była wyjątkowo zniszczona prawdopodobnie już skończyli ją montować. Chciałem spróbować jak się mieszka z Tochim. Przynajmniej przez jakiś czas. Powoli zanurzałem się w śnie. Zanim kompletnie odpadłem poczułem ciepły pocałunek na moim policzku. Szyba była zimna. Dudniące pojedyncze krople zapowiadały deszcz.

 

 

Z mroku zaczęły docierać do mnie pojedyncze zdania.
-Nie rozumiem jak można żyć w ten sposób. Ja bym tak nie mógł.

-Kwestia przyzwyczajenia. Ja się chyba urodziłem, żeby mieszkać w lesie.
-Ale nie mieć nawet toalety to lekka przesada.
-Gdybyś tu pomieszkał przez jakiś czas, pewnie byś zrozumiał, że takie rzeczy wcale nie są potrzebne. Ale muszę przyznać, że odwaliłeś kawał dobrej roboty.
-Dzięki. Ale nie masz pojęcia jak bardzo mnie zszokowało, że ktoś potrafił tak...ekmm.. przywiązać do siebie Usagiego.
Powoli otworzyłem oczy i zobaczyłem, że leżę w łóżku Tochiego. Dziwne, nie pamiętałem, żebym tu przychodził. Podniosłem się na łokciach i przetarłem oczy. Dopiero wtedy zobaczyłem właścicieli rozmowy, którą słyszałem przez sen. Przy stole razem z Tochim siedział Mita. Obaj wpatrywali się we mnie spokojnie, lekko się uśmiechając. Pobladłem kiedy zrozumiałem co się przed chwilą stało. W mgnieniu oka znalazłem się przy Tochim, chwytając go za przód koszuli.
-Co ty mu powiedziałeś?!
-Uspokój się Usagi. Tochi nic nie musiał mówić. Kiedy wnosił cię na rękach do domu, którego wyremontowanie opłaciłeś. Nie można było się nie domyśleć.
Powiedział Mite spokojnie.
-Zaraz... co?! Dlaczego mnie nie obudziłeś?!
Byłem wściekły i zażenowany. Gdybym mógł, udusiłbym Tochiego tu i teraz. W dodatku on tylko się uśmiechał.
-Wybacz zajączku. Wyglądałeś tak uroczo kiedy spałeś, że nie miałem serca cię budzić.
W tej chwili naprawdę byłem gotowy go zabić. Nie mógł zrobić nic gorszego niż nazwanie mnie zajączkiem przy Micie. Czułem, że oblewam się  rumieńcem gdy zacisnąłem lekko ręce na szyi Tochiego.
-Spokojnie Usagi. Tochi opowiedział mi już o was. Spałeś wystarczająco długo, żebyśmy mieli okazje pogadać.
Czułem się otoczony. Zrezygnowany opadłem na krzesło i opuściłem głowę. Modliłem się, żeby Tochi przygarnął jakiegoś jadowitego węża, który mógłby mnie teraz pokąsać. Czułem jak na całą moją twarz wstępuje rumieniec. Krępującą ciszę przerwał dopiero Tochi.
-A właśnie. My tu sobie siedzieliśmy, jedliśmy, piliśmy, a ty pewnie zgłodniałeś zajączku?
-...nie bardzo...
Kątem oka widziałem delikatny uśmiech Mity. Odwróciłem twarz w jego stronę i obrzuciłem go zabójczym spojrzeniem.
-Nawet mi się nie waż komukolwiek o tym opowiadać, jasne?
-Uspokój się Usagi. Dzięki twojej rodzinie udało mi się rozkręcić firmę. Możliwe, że gdyby nie wy trafiłbym na ulice. Dlatego będę udawać, że nigdy nie dowiedziałem się o tym, co cię łączy z innym facetem.
Oparł głowę na dłoniach, kładąc łokcie na stoliku. Został jeszcze jakieś pół godziny i  musiał się zbierać. Kiedy poszedł, oceniłem jego pracę. Łazienka wreszcie nadawała się do normalnego użytku. Starałem się powstrzymać dreszcze, gdy drugie ciało przylgnęło do moich pleców, a ramiona objęły moją szyje.
-Dziękuję, za to co dla mnie zrobiłeś.
Miarowymi oddechami pieścił moją szyję. Błagałem w myślach, żebym nie zaczął opierać się na nim.
-Nie myśl sobie, że zrobiłem to dla ciebie. Chciałem móc normalnie funkcjonować w razie gdybym znowu został porwany i trafił do lasu.
Oczywistym było, że chcę mieć jak mieszkać z Tochim, ale moja duma nie pozwoliła mi powiedzieć tego wprost. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułem język przejeżdżający po mojej szyi. Nogi zaczęły mi drżeć, nie zauważyłem nawet chwili, w której odmówiły mi posłuszeństwa i tylko ramiona Tochiego przytrzymywały mnie w pionie. Chwilę potem wziął mnie na ręce i zaniósł w stronę łóżka. Nim zdążyłem zaprotestować zostałem rzucony na materac, z którego chwile wcześniej zeskoczyło kilka zwierzaków. Moje ciało drżało bez mojej woli gdy Tochi usiadł na moich biodrach.
-Cz-czekaj chwilę.
-Dlaczego?
Nie oczekując na moją odpowiedź, zaczął przejeżdżać językiem po mojej szyi. Jęknąłem krótko, odwracając twarz i zasłaniając sobie usta ręką, gdy wsunął dłoń pod moją bluzkę. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem przed sobą bandę futrzaków, przechylających głowy i wpatrujących się w nas wielkimi oczami. Odruchowo odepchnąłem od siebie Tochiego, na odległość moich rąk.
-Coś nie tak, zajączku?
-Jasne, że coś jest nie tak!
Pewnym gestem złapał mnie za ręce i odsunął je na bok. Spojrzał na mnie zalotnym spojrzeniem i ponownie przysunął się do mojej twarzy. Językiem przejechał po moich ustach, składając potem na nich namiętny pocałunek. Kolanami rozsunął moje uda. Jedną ręką dalej mnie trzymał a drugą podciągnął moją bluzkę do góry.
-Pozwól mi to zrobić zajączku.
Przez krótką chwilę byłem gotowy mu się poddać, ale... nie mogłem tego zrobić w takich warunkach.
-Nie będę tego robił w towarzystwie tych wszystkich zwierzaków!
Tochi odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zdziwiony.
-A w czym to przeszkadza?
No tak... komuś takiemu jak on towarzystwo zwierząt w niczym nie przeszkadza.
-N-nie będę tego robił przy nich. To... jakoś tak dziwnie się patrzą...
-Nie przejmuj się tym. Zignoruj je.
-N-nie ma mowy! To... po prostu nie!
Tochi uśmiechnął się tylko przysuwając swoją twarz do mojej, kładąc swoje czoło na moim i patrząc mi w oczy.
-A gdy ładnie cię poproszę?
Uśmiechnął się szeroko, patrząc mi w oczy. Szlag mnie trafiał przez tę jego beztroskę. Mówił o łóżku jakby pytał czy podzielę się z nim jedzeniem.
-Powiedziałem, że nie! One... tak dziwnie się na mnie patrzą.
-Więc ty nie patrz na nie. Zawsze możesz być skierowany w stronę ściany.
-Na pewno nie!
-Ale to tylko zwierzaki... zresztą też twoja rodzina, zajączku.
-Tym bardziej! Poza tym, to nie jest moja rodzina!
-Daj spokój... możesz mieć zamknięte oczy.
-Nie, nie i nie! Postanowiłem!
Chciałem wstać z łóżka i odejść, ale Tochi mocno mnie przytrzymywał. Jedną ręką przytrzymał moje ręce nad głową a drugą sięgnął do moich spodni. Jednocześnie zaczął lizać i całować mi sutki. Nie miałem żadnej możliwości ucieczki.
-P-puść mnie... puszczaj, Tochi!
-Wybacz zajączku... za bardzo się cieszę, że zamieszkasz ze mną.
-Naucz się inaczej wyrażać uczucia!
Rozpiął mi spodnie i wsunął do nich rękę. Przeszedł mnie dreszcz. Chciałem coś powiedzieć, ale z ust wydobył mi się tylko przeciągły jęk. Zacisnąłem powieki, nie chcąc na nic patrzeć. Nie umiałem mu się oprzeć. Gdy zaczął przejeżdżać po moim penisie ręką próbowałem się uwolnić ale tylko wiłem się po łóżku nieudolnie. Odchyliłem głowę do tyłu, gdy Tochi powoli przejeżdżał językiem po mojej szyi. Nie umiałem dłużej już ukrywać tego, jak jest mi przyjemnie. Nie minęło dużo czasu zanim doszedłem, brudząc moje spodnie i pościel. Wtedy moje ręce zostały uwolnione a Tochi zsunął się do moich bioder. Kurczowo złapałem się pościeli i próbowałem podkulić nogi, ale Tochi przycisnął je do materaca, ściągając mi spodnie i majtki, odrzucając je na podłogę. Przygryzłem swoją rękę, powstrzymując krzyk kiedy Tochi włożył we mnie zwój palec. Po krótkim przygotowaniu dołożył drugi. Poruszał nimi zwinnie przy okazji jeżdżąc językiem po moim ciele. Od podbrzusza do szyi. Po jakimś czasie wyjął palce, pochylając się nade mną. Jęknąłem cicho, przez zaciśnięte usta, gdy przygryzł moje ucho. Potem złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Gdy poczułem jak jego penis powoli się we mnie wsuwa zarzuciłem ręce na jego szyje i ją ścisnąłem. Tochi rozsunął moje uda wchodząc we mnie głębiej, powolnym ruchem. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie chciałem, żeby przerywał. Mając łatwy dostęp do mojej szyi, zaczął ją lizać i całować. Tochi powoli przyśpieszał, sprawiając mi jednocześnie ból i przyjemność. Mimo usilnych starań, moje jęki rozbrzmiewały po całym domu. Po kilkunastu minutach poczułem w sobie wytrysk. Oddychałem ciężko, czując jak moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Byłem pewny, że to koniec, ale Tochi znowu zaczął mnie posuwać. Kochaliśmy się przez jakieś 40 minut. Kiedy w końcu skończył, byłem wykończony. Łóżko było w okropnym stanie. Nie miałem siły nawet z nim rozmawiać. Położyłem się twarzą w stronę ściany. Nie przejmowałem się już niczym. Najchętniej bym zasnął i obudził się dopiero za kilka dni. Tochi czułym gestem przykrył moje nagie ciało kocem. Przyrzekłem sobie, że jeżeli teraz wyjedzie z jakimś wkurzającym tekstem to mu przywalę. Zamiast tego, on położył się na mnie, całując mnie w kark. Chyba  naprawdę coś do niego czułem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz