-Już wstałeś?
Usłyszałem Minako.
-Tak... muszę dzisiaj wyjechać. Przepraszam cię, ale mam
ważne plany.
-Jesteś dziwnym chłopakiem, Usagi... normalny chłopak nie
zmarnowałby takiej okazji.
Poczułem jak na moje policzki wstępuje delikatny rumieniec.
Ona oczekiwała, że się z nią prześpię? Znaliśmy się dopiero tydzień.
-Emmm... wybacz Minako, ale...
-Przecież i tak musimy być ze sobą. Jesteś inteligentny,
zdajesz sobie sprawę z tradycji rządzących naszą rodziną. Będziemy musieli
wziąć ślub, dla dobra naszych rodzin. Po co to odwlekać? I tak oboje wiemy jak
to się skończy. Możliwe, że już ustalają datę ślubu. Nie lepiej się tym pogodzić?
Podeszła do mnie i przysunęła się do mojej twarzy. Nie...
tego bym nie zniósł. Pokręciłem głową robiąc krok w tył.
-Wybacz Minako, ale chcę być z kimś z miłości, a nie przez
rodziców. Nie chcę cię zranić, ale... chodziłem na te randki tylko dla dobra
mojej rodziny. Jesteś inteligentna, powinnaś to zauważyć.
-Zauważyłam... -odrzekła cicho, opuszczając głowę.- Ale nie
mam zamiaru przestać próbować... pewnego dnia i tak się ze mną ożenisz. Ja
poczekam na ciebie.
Coś mnie tknęło. Nie mogłem znieść myśli, że pewnego dnia
będę się musiał z nią ożenić. Nie, żebym coś do niej miał, ale... moje serce
należało do Tochiego. Wziąłem swoje rzeczy i bez słowa zszedłem na dół. Na moje
nieszczęście siedziała tam Enma czekając na śniadanie.
-Cześć Usagi. Gdzie twoja dziewczyna? Nie powinieneś się z
nią teraz miziać?
-Nie bardzo. Dzisiaj się śpieszę, więc zjecie beze mnie.
Wrócę w niedzielę.
-Nie możesz tak traktować swojej narzeczonej, głupku.
-Nie jest moją narzeczoną. I naprawdę się śpieszę.
-Nie możesz. Wiesz, że przez to nie połączymy firm i
stracimy szansę na dodatkowe dochody. Kto wie, może nawet skończymy pod mostem.
A wtedy do końca twojego marnego życia będziesz cierpiał ze świadomością, że to
twoja wina.
-Daj mi spokój. Nie skończymy pod mostem.
Enma wzruszyła tylko ramionami, patrząc na mnie wzrokiem
wpędzającym w wyrzuty sumienia.
-Wybierasz się gdzieś?
Usłyszałem głos Kashikoi'a. Chwilę potem stanął przede mną.
-Tak... chciałem pojechać do znajomego. Pytałem cię wczoraj
czy mogę pojechać.
-Zostawił swoją dziewczynę samą w pokoju!
Wtrąciła Enma, odwracając się na krześle i czekając na
kłótnie.
-Odbiło ci? Nie możesz od tak po prostu jej zostawić w
naszym domu. Odpowiadasz za nią.
-Ale...
-Powiedziałem, że pojedziesz, jak ona już sobie pójdzie.
Zachowaj chociaż odrobinę dojrzałości.
-Ale...
-Chcesz jechać, jedź gdzie chcesz, ale nie może to kolidować
z twoimi obowiązkami. Rozumiesz?
Pokiwałem głową, spuszczając ją w dół. Kątem oka zobaczyłem
triumfalny uśmieszek Enmy. Uwielbiała, kiedy któreś z nas cierpiało. Zwłaszcza,
kiedy byłem to ja albo Raito.
-Posłuchaj Usagi..-Zaczął już z mniejszą stanowczością
Kashikoi.-Twój związek z Minako jest dla nas wszystkich bardzo ważny. Proszę
cię, bądź dla niej miły. Chociaż na początek. Dobrze?
Pokiwałem głową. Niech to szlag! Chciałem wcześnie
przyjechać do Tochiego. Ostatecznie Minako spędziła z nami jeszcze jeden dzień.
Dlatego też uwolnić się od nich wszystkich i pojechać do Tochiego udało mi się
około osiemnastej. Nie mogłem wysiedzieć w miejscu, jadąc autobusem. W dodatku
jakby cały świat się na mnie uwziął, autobus miał jakąś usterkę i dojechałem
dopiero o 23. Na peronie było pusto. Myślałem, że Tochi będzie na mnie czekał,
ale widocznie uznał, że już nie przyjadę. Bez namysłu pognałem znaną mi już
leśną ścieżką. Po krótkiej chwili zmęczyłem się jednak i ruszyłem w miarę
żwawym marszem. Czułem, że serce wali mi jak oszalałe, gdy wreszcie zdyszany
stanąłem przed drzwiami domku Tochiego. Miałem nadzieję, że nie jest zły, że
się spóźniłem. Nacisnąłem klamkę i niepewnie minąłem próg.
-Tochi?
Tochi siedział na łóżku, opatrując skrzydło jakiejś kolejnej
sowie. Kiedy usłyszał mój głos, odwrócił się w moją stronę gwałtownie. Na jego
ustach pojawił się uśmiech.
-Przepraszam za spóźnienie. Miałem kłopoty rodzinne, nie
chcieli mnie wypuścić a potem mój autobus się zepsuł.
Pokręcił tylko głową, wiążąc supeł na bandażu. Potem wstał i
stanął przede mną. Głowę miał opuszczoną tak, że grzywka zasłaniała mu oczy.
Jednak ciągle uśmiechał się delikatnie. To nie był jego typowy uśmiech. Był
bardziej... zalotny? Młodzieńczy? Sam nie wiem jak to określić. Co więcej przez
dłuższą chwilę po prostu stał przede mną bez słowa.
-Tochi?
Zapytałem niepewnie. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Czyżby
w ten sposób okazywał gniew? Po chwili napiętej ciszy, rzucił się na moją
szyję, przyciskając mnie do siebie. Na chwilę straciłem oddech, a duszenie mnie
przez Tochiego wcale nie pomagało mi go odzyskać.
-Hej... czekaj... duszę się.
Na chwilę mnie puścił, ale tylko po to, żeby złapać mnie w
kleszcze pocałunku. Popchnął mnie na zamknięte już drzwi wejściowe,
przyciskając do nich. Zacząłem się szarpać, ale z marnym skutkiem. W końcu
jednak odepchnąłem go od siebie, łapiąc oddech.
-Ty idioto! Chciałeś mnie udusić, czy jak?! Jeszcze minuta i
by ci się udało!
Tochi uśmiechnął się szeroko, przymykając lekko oczy.
-Cieszę się, że wróciłeś. Nawet nie wiesz jak mi brakowało
twojego ciętego języka.
-Domyślam się. Powtarzasz mi to za każdym razem.
Wyciągnął ręce w moją stronę, czekając chyba aż rzucę mu się
na szyję. Prychnąłem tylko, wymigując się z jego uścisku i idąc w głąb pokoju.
-No wiesz? Wcześniej wydawałeś się bardziej cieszyć na mój
widok. A dzisiaj nawet się nie wysiliłeś, żeby napisać, że się spóźnisz.
-Wypadło mi z głowy.
Odparłem, siadając na krześle. Na stół przede mną wskoczył
Ris, gapiąc się swoimi wielkimi oczami. Poczułem ręce obejmujące moją szyję od
tyłu. Spuściłem głowę, nie komentując tego nawet.
-Zajączku... powiedz, że tęskniłeś...
-Znowu zaczynasz?! To zbyt upokarzające! Nie mam zamiaru!
-A jeżeli ładnie cię poproszę?
Szykowałem się już, żeby stanowczo i bezdyskusyjnie
zaprzeczyć, ale nie zdążyłem. Tochi wziął mnie na ręce, podnosząc z krzesła.
-Hej... postaw mnie na ziemi! Mówiłem już, że...!
Nie dokończyłem zdania. Tochi upuścił mnie na materac.
Hebi-chan leżący gdzieś w nogach, nawet się nie poruszył. Automatycznie
podniosłem się do półsiadu i odsunąłem od węża. Dopiero Tochi zdjął go
delikatnie z łóżka i usiadł tuż przede mną.
-Powiesz to?
-Już ci mówiłem, że nie! Przestań mnie tym katować!
Uśmiechnął się kącikiem ust i przewrócił mnie na plecy,
przyciskając ramionami do materaca.
-Możesz mnie puścić?! Te twoje zagrania robią się już nudne!
-Naprawdę? A to nie jest tak, że spierasz się ze mną, bo
właśnie lubisz te ,,zagrania"?
Powiedział z łobuzerskim uśmiechem, pochylając się jeszcze
bardziej do mojej twarzy. Zamknąłem oczy, odwracając twarz w bok. Wiedziałem
jak to się skończy. Czyli tak jak zawsze.
-Puść mnie, Tochi!
-Ale tak się za tobą stęskniłem.
Powiedział, schylając się jeszcze bardziej i pieszcząc nosem
moją szyję.
-Naprawdę nie umiesz inaczej wyrażać uczuć niż przez łóżko?!
Tochi odsunął się ode mnie, patrząc na mnie zdziwiony. Po
chwili na jego twarzy zaczął pojawiać się coraz to rosnący uśmiech.
-Przez łóżko?
Podniosłem się na łokciach, patrząc na niego niepewnie.
Dopiero po chwili zrozumiałem co go rozbawiło.
-Tylko mi nie mów, że chłopak w twoim wieku wstydzi się
słowa ,,seks".
Powiedział z szerokim uśmiechem, sprawiając, że zrobiłem się
jeszcze bardziej czerwony.
-N-Nie! To nie tak! Tylko...
-Tylko?
Odsunął się ode mnie, siadając po turecku i opierając głowę
na dłoniach, które położył na kolanach. Uśmiechał się szeroko, czekając na
odpowiedź.
- Po prostu się mylisz!
-Więc to powiedz. Powiedz ,,czy nie umiesz okazywać swoich
uczuć inaczej niż przez seks?".
Nie mogłem znieść jego triumfalnego uśmiechu. Wstałem z
łóżka, odwracając się do niego plecami.
-Nie mam zamiaru grać w te twoje gry!
-Jasne jasne. Oczywiście.
Przytulił mnie z tyłu, całując delikatnie w szyje. Wkrótce
potem poczułem na niej język. Zagryzłem dolną wargę, powstrzymując jęki. Niech
go szlag! Tak łatwo był w stanie mnie rozpalić. Nim się zorientowałem, moje
nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Całym ciężarem opierałem się na Tochim.
Odchyliłem głowę do tyłu, oddychając płytko. Przytrzymujące mnie ręce Tochiego
zaczęły się wsuwać pod moją koszulkę.
-Nie... poczekaj chwilę... przestań.
-Przestań się zgrywać zajączku. Wiem, że tego chcesz.
Przyznaj, że brakowało ci tego.
-Nie! Przestań!
Zamiast przestać, Tochi odsunął się ode mnie, żebym upadł na
łóżko. Zaraz potem ponownie usiadł na moich biodrach, ściągając ze mnie bluzkę.
-P-przestań...
Nawet nie zareagował. Językiem zaczął pieścić moje sutki,
zsuwając mi spodnie i bokserki. Zasłoniłem twarz ręką, żeby nie mógł patrzeć na
moją czerwoną twarz.
-W-wystarczy... proszę...
-Dlaczego? Przecież wiem, że ci się to podoba. Stęskniłeś
się za tym.
-Nie! Nie prawda!
Uśmiechnął się tylko, zwinnie zjeżdżając ręką do mojego
penisa i pieszcząc go. Z trudem i mało skutecznie starałem się powstrzymywać
jęki. Kiedy doszedłem, Tochi zaczął wsuwać we mnie palce.
-Ach... nie! Czekaj!
Ścisnąłem poduszkę i odrzuciłem głową do tyłu.
-Rozluźnij się zajączku.
Wyszeptał cicho Tochi, przygryzając moje ucho. Cały drżałem,
przez natłok uczuć.
-Tęskniłeś za tym.
Bardziej stwierdził, niż zapytał Tochi. Pokręciłem głową,
nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa.
-Zajączku, spójrz na mnie.
Z trudem otworzyłem oczy, do których napłynęły mi łzy. To
bolało... ale było przyjemnie. Dlatego właśnie nie mogłem tego znieść.
Przełknąłem ślinę, kiedy Tochi, patrząc mi w oczy schylił się na kilka
centymetrów przed moją twarzą. W tej chwili dzieliła nas tylko poduszka, którą
ciągle ściskałem w ramionach.
-W porządku?
Zapytał spokojnie z poważną miną. Nie znosiłem jak zamieniał
się w wilka. Miał wtedy nade mną całkowitą dominacje. Jeszcze większą, niż
zazwyczaj. Pokiwałem tylko głową, oddychając płytko. Wiedziałem, że w tej
chwili nie miałem najmniejszych szans, żeby go odepchnąć. Nawet słaby protest
kosztowałby mnie masę wysiłku. Tochi kolanami szeroko rozchylił moje nogi,
głębiej wkładając palce.
-Ach.. ach... nie... to... aaa...
-Spokojnie zajączku.
Nie powiedział nic więcej, dalej starannie pieścił moje
ciało. W końcu wyjął ze mnie palce. Z doświadczenia wiedziałem, że najgorsze
dopiero przede mną.
-Zajączku... chwyć się mnie.
Położył ręce na materacu, powoli we mnie wchodząc. Chwyciłem
się kurczowo jego koszuli, chowając w niej twarz. Tochi przytrzymał moje plecy,
żeby łatwiej mi było się utrzymać w obecnej pozycji. Poruszał się coraz
szybciej, sprawiając mi tym jednocześnie ból i przyjemność.
-A..ach! T-Tochi!
-Rozluźnij się...
-A...ale... t-to boli...
Otworzyłem usta w niemym krzyku, kiedy Tochi nagłym ruchem
wszedł we mnie do końca. Jedną rękę położyłem na jego włosach, kiedy dodatkowo
zaczął lizać moje sutki. Gdy chciałem się odezwać, z moich ust wydobyła się
tylko seria jęków. Spojrzałem załzawionymi oczami na Tochiego. W jego oczach
pojawił się obłęd. Wiedziałem już, że całkowicie zamienił się w wilka.
Pochłaniał mnie całkowicie. Kiedy doszedł we mnie, opadłem ciężko na łóżko.
Byłem wykończony. Spojrzałem na Tochiego. W jego oczach wciąż widziałem, że
jest wilkiem. Tak bardzo nie miałem siły, żeby to kontynuować. Wyszedł ze
mnie i obrócił mnie na brzuch. Zakręciło mi się w głowie a moje oczy zaczęły
się kleić.
-Proszę... już... starczy...
nie byłem w stanie powiedzieć niczego więcej. Ogarnęła mnie
ciemność.
Informuję, że ten blog został nominowany do (łańcuszka) Liebser Award. Szczegóły na http://mi-lka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńUps.. wielkie sorki, że wcześniej nie zauważyłam. Jakoś mi to umknęło. Wielkie wielkie wielkie dzięki za nominację. Postaram się w niedzielę lub w poniedziałek dodać tą nominacje na bloga. ^ ^
UsuńJeszcze raz wielkie dzięki :D
Czemu Twoje opowiadania są tylko raz w tygodniu? ;-; Czepię ogromną przyjemność z czytania Twoich rozdziałów ;-;
OdpowiedzUsuńJestem zbyt leniwa, żeby pisać komentarz, ale za to informuję, że Twój blog został nominowany do Libser Award nawet u mnie . Szczegóły lepiej zobacz u Casjel, u mnie być może jest coś źle ;-;
Po 1 wielkie dzięki za nominacje. :3
UsuńNawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak Libser Award a już na pewno nie spodziewałabym się, że mogłabym dostać jakąś nagrodę.
Jeszcze raz wielkie dzięki. Naprawdę nie spodziewałam się jakiejkolwiek nagrody :D
Co do postów, obawiam się, że gdyby pojawiały się częściej mogłabym nie nadążać z ich pisaniem. Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że jeszcze 100 wejść i wstawię gratisowego posta.
I jeszcze raz naprawdę, naprawdę wielkie dzięki za nominację. :3
Również nie wiedziałam, że istnieje coś takiego ^ ^" Mam małą wiedzę na temat takich rzeczy.
UsuńZ jednej strony to dobrze, że posty wstawiasz raz w tygodniu, ponieważ jak zobaczę, że jest nowy rozdział to od razu takie "*O* W końcu", a jakby były częściej to byłoby mniej tej radości :3 Czekam niecierpliwie na gratisowego posta ^ ^
To nic takiego ^ ^ Twój blog jest naprawdę świetny.