Kiedy obudziłem się kolejnego dnia, mojego rodzeństwa już
nie było. Pewnie wstali rano na zajęcia. Siedząc samotnie w wielkim pokoju
czułem wielki ucisk na sercu. Ostatnio czułem się tak samotny, kiedy
dowiedziałem się, że dla rodziców nic nie znaczę. Tylko, że wtedy miałem
Tochiego. A teraz... byłem całkiem sam. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna.
Oczami wyobraźni zobaczyłem Tochiego, który przyszedł mnie odwiedzić tuż przed
balem. Pamiętam radość, która mnie ogarniała, kiedy go zobaczyłem. Wtedy mój
wzrok przykuł list, wciśnięty w okno. Wyjąłem go i przyjrzałem się kopercie.
Była lekko podarta z jednej strony, jakby trzymało ją coś... jak dziób.
Otworzyłem list z szybko bijącym sercem. Widziałem, że był pisany na szybko i w
kilku miejscach widziałem krople krwi.
*Tochi...*
Usiadłem na łóżku, czytając wiadomość.
,,Witaj zajączku.
Wiem, że się przejąłeś tą sytuacją, więc musiałem napisać,
żebyś się nie zadręczał. Nie musiałem się zbytnio śpieszyć. Jeżeli twoja
rodzina ma taką kondycję jak ty, to na spokojnie zdążyłbym jeszcze zapakować ci
kanapkę na drogę. Wysłałem za wami Fuuki-chana(tak, kolejna sowa) żeby
przekazał ci list. Nie martw się, nic mi nie jest. Jestem trochę obolały, ale
bywało gorzej. Kilka dni spaceru po lesie i będę już w pełni sił. Bardziej
martwię się o ciebie. Pewnie miałeś nieprzyjemności przez to co się stało. Mam
nadzieję, że jakoś sobie radzisz. Pewnie dostałeś niezłą karę. Mam nadzieję, że
się nie gniewasz. Wiem, że teraz będzie ci ciężko, ale liczę, że sobie
poradzisz. Musisz być silny i sobie radzić. Nawet beze mnie. Na razie wolę się
nie pokazywać w okolicach twojego domu. Sprawiłbym ci tylko więcej problemów.
Jednakże liczę, że sobie poradzisz. Trzymaj się. Mam nadzieję, że będziemy
mieli możliwość spotkać się już wkrótce. Kocham.
Tochi"
Przeczytałem list kilkukrotnie, oddychając z ulgą, że nic
się nie stało Tochiemu. Minął ledwo dzień a ja już za nim tęskniłem.
Zastanawiałem się, czy jeszcze kiedyś uda mi się go spotkać. Pewnie dopiero
kiedy rodzice zdejmą część moich szlabanów, będę mógł się z nim skontaktować.
Szkoda, że nie miałem możliwości napisania do niego. Ustawiłem krzesło przy
oknie i zacząłem wpatrywać się w horyzont. Ciekawe, czy Tochi też ciągle o mnie
myślał. Wstałem od okna, rozglądając się po półkach z książkami i płytami.
Włączyłem muzykę i rzuciłem się na łóżko, zabierając się za czytanie jednej z
moich ulubionych książek. Chciałem w ten sposób nie myśleć o Tochim.
Dni trwały wieczność,
godzinne lekcje ciągnęły się całymi dniami. Cały czas byłem apatyczny i bez
życia. Nie miałem na nic ochoty. W dodatku nagle mojemu rodzeństwu zostało
dodanych całe mnóstwo lekcji, w godzinach, kiedy ja miałem wolne. Nie miałem
złudzeń, że to przez to, żeby nie mogli mnie wspierać. Nie byłem pewien, ale
wszystko wskazywało na to, że moi rodzice chcą mnie wykończyć psychicznie,
oddzielając od wszystkiego co jest mi bliskie. W wolnym czasie, głównie leżałem
na łóżku i rozmyślałem. Nie miałem chęci, czytać po raz kolejny wszystkich
moich książek a na wszystko inne miałem szlaban. Czułem się jak więzień. Jak
zombie bez życia, zamknięty z dala od wszystkich. Czasem pisałem też listy do
Tochiego, mimo, że nie miałem nawet sposobu jak miałbym je wysłać. Tęskniłem za
nim. Chciałem, żeby mnie przytulił, był przy mnie, chciałem usłyszeć jak mówi
do mnie ,,zajączku", chciałem usłyszeć o niego, że mnie kocha. Czułem się
zażenowany tym, że tego chcę, ale nie mogłem przestać o tym myśleć. Pewnego
dnia, około północy, do mojego pokoju weszli rodzice. Oboje stanęli przy
drzwiach, jednak tylko ojciec się odezwał.
-Mam nadzieję Usagi, że zdążyłeś przemyśleć swoje
zachowanie. Przez ostatnie kilka dni zachowywałeś się prawidłowo...
*Wiecie to zapewne z opowiadań służby*
Pomyślałem, ale nie odezwałem się. Nie miałem ochoty na
kłótnie z rodzicami.
- Masz teraz okazję się zrehabilitować. Od tego jak będziesz
się zachowywał będzie zależeć czy my odzyskamy do ciebie zaufanie i czy ty
odzyskasz swobodę. I nie, nie będziesz mógł odwiedzać tego swojego Tochiego.
Zakończyliśmy już ten temat. Jednak będziesz znowu mógł wychodzić na dwór i móc
już normalnie żyć. Oczywiście jest jeden warunek. Musisz znowu zacząć chodzić
na randki z Minako.
Zamarłem. Chyba nie myśleli, że po tym, jak mnie wydała,
teraz będę miał ochotę chodzić z nią na randki.
-Zanim się odezwiesz Usagi... - Przerwała mi matka, zanim
zacząłem mówić. - To nie jest propozycja do odrzucenia. Powinniśmy się ciebie
wyrzec...
- ...Ale źle by to wyglądało w mediach.
- Nie przerywaj mi Usagi. Masz w tej chwili dwa wyjścia.
Zapomnieć o wszystkim od czasu twojego porwania... tak, dokładnie tak, jak
zapomniałeś o tym, że nie zgodziliśmy się zapłacić za ciebie okupu. Zapomnisz i
o tym i o Tochim. O wspólnie spędzonych chwilach i o wszystkim co was łączyło.
Jeżeli jednak się nie zgodzisz o tym zapomnieć... cóż... będziesz siedział w
pokoju aż nie zmienisz zdania. Jeżeli i to nie poskutkuje to stracisz rodzinę.
Powiedziała to tak beznamiętnie, jakby to nic dla niej nie
znaczyło. Zamarłem... jak mogli być tak okrutni? Po chwili udało mi się
opanować początkowy szok, który zamienił się w gniew. Wstałem z łóżka, patrząc
na nich z pogardą.
-Jeżeli rodzina ma znaczyć kogoś takiego jak wy, to ja już
wolę ich nie mieć.
-Twój wybór. Ale pamiętaj, że stracisz jednocześnie swoje
rodzeństwo. Będziesz musiał zapomnieć całkowicie, że należysz o rodu Takeda.
Opadłem z powrotem na łóżko, oddychając ciężko. Całe ciało zdawało
się być sparaliżowane. Bałem się, że naprawdę mogę stracić Kashikoi'a, Raito,
Hanę i Enmę. A oprócz Tochiego miałem tylko ich.
-Masz czas do jutra. O 18 przyjedzie szofer i zabierze cię
na randkę z Minako. To, czy pójdziesz będzie twoją odpowiedzią.
Skwitował ojciec i oboje opuścili pokój. Nie wierzyłem, że
kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji. Miałem do wyboru stracić resztki
mojej dumy, tracąc samego siebie i całkowicie stając się laleczką na sznurkach,
w dodatku stracić osobę, którą kocham, albo stracić całą rodzinę i życie, które
prowadziłem od 15 lat. Skuliłem się na łóżku, tuląc do siebie poduszkę. Z oczu
zaczęły spływać mi łzy.
-Nichan?
Wytarłem szybko oczy, słysząc Raito.
-Coś się stało?
Zapytał, pakując się na moje łóżko.
-Nie... nic takiego.
-Chodzi o pana Tochiego?
-Poniekąd... Raito... co byś zrobił, gdybyś miał do wyboru
wolność a ludzi, których kochasz i życie, które znasz na co dzień?
Wiedziałem, że pytanie kilkuletniego chłopca o coś takiego
nie jest zbyt mądre, ale potrzebowałem rady. Teraz...
-Wiesz Nichan... myślę, że powinieneś robić to co kochasz,
najlepiej nie tracąc przy okazji niczego innego co kochasz.
Opuściłem głowę.
-Masz chyba rację Raito. Wiesz, naprawdę jesteś
inteligentny.
Uśmiechnął się tylko szeroko, wtulając się we mnie.
Przytuliłem go do siebie, czochrając go po włosach.
- Nichan... dlaczego i ty i pan Tochi nie możecie być po
prostu razem? Przecież ty nic nie czujesz do Minako, prawda?
- To skomplikowane. Mamy pewnego rodzaju obowiązki, których
nie możemy od tak porzucić. A nawet gdybyśmy ich nie mieli... to nienaturalne,
żeby dwóch facetów było razem. Społeczeństwo nie akceptuje takich przypadków.
Nie muszę ci chyba mówić, jak by to się skończyło dla naszej rodziny.
- Wiesz nichan... mi nie przeszkadza fakt, że zakochałeś się
w facecie. Kashikoi mi powiedział, że prawdopodobnie bałeś się, że my cię nie
zaakceptujemy, dlatego to ukrywałeś. Ale żadne z nas nie jest na ciebie złe.
Kochamy cię, bez względu na to jaki jesteś.
- Ten tekst też usłyszałeś od Kashikoia?
Uśmiechnął się niewinnie.
- Nie... to akurat powiedziała Hana. Co teraz zrobisz,
nichan?
Opuściłem głowę. Nie mogłem mu powiedzieć, że musiałem teraz
wybierać między nimi a Tochim. Rodzice na pewno by mi tego nie wybaczyli.
Wolałem nawet nie myśleć co by zrobili w takiej sytuacji.
- Wiesz Raito, myślę, że po prostu dam sobie spokój z
Tochim. Tak będzie najłatwiej za równo dla naszej rodziny jak i dla mnie i
Tochiego.
- Chcesz sobie odpuścić? Ale... myślałem, że coś do niego
czujesz...
- To nie było nic specjalnego. PO prostu się w nim
zauroczyłem, nic więcej. To uczucie szybko przeminie.
- Ale... Hana kiedyś straciła miłość. Myślałem, że Kashikoi
stara się zrobić wszystko, żebyś ty nie musiał przez to przechodzić.
Dłonie zacisnął w piąstki, przykładając je do twarzy. Tak
naprawdę sam nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Musiałem to przemyśleć, a
nie chciałem jak na razie obarczać rodziny swoimi problemami.
- Rzeczywiście, ale... porozmawiałem z rodzicami i wszystko
przemyślałem. Przez zwykłe zauroczenie mogłem stracić zarówno honor, dumę jak i
zhańbić nazwisko. Myślę, że o tym zapomnę. Chociaż kto wie, może kiedy sprawa
ucichnie i przestanę czuć do niego cokolwiek, to znowu zostaniemy przyjaciółmi.
- A... ale przecież nie kochasz Minako... i chcesz się z nią
ożenić?
- Wiesz Raito... pojąłem, że to czego chcemy nie zawsze jest
słuszne. Postanowiłem wypełniać obowiązki a nie stawać okoniem przeciw
wszystkim zasadom, zarzuconym przez rodziców.
Uśmiechnąłem się, starając się przekonać Raito do swoich
słów. Wolałem mu na razie nie mówić prawdy. Kiedy ja trwałem w niewiedzy, jak
bardzo niesprawiedliwe jest moje życie, byłem szczęśliwy. Niech na razie on też
trwa w tym przekonaniu. W głowie zacząłem układać sobie plan, jak powinienem to
rozegrać. Przez chwilę siedziałem z Raito, głaskając go po włosach. Potem
odsunął się ode mnie, patrząc mi w oczy z uśmiechem nadziei.
- Już się czujesz lepiej, nichan?
Uśmiechnąłem się, kiwając w odpowiedzi głową.
- I nie będziesz już płakał?
- Nie wiesz, że starsi bracia nigdy nie płaczą?
Poczochrałem jego włosy, tuląc do siebie. Jego serce biło
bardzo mocno, ale regularnie. Poczułem wtedy, że zrobię wszystko, żeby go
strzec. Nawet za cenę mojego szczęścia.
- Co tutaj robicie głupki?
Puściłem Raito, kiedy do pokoju weszła Enma. Ubrana była już
w dwuczęściową piżamę.
- Aaa... tylko sobie gadamy. Co nowego?
- U mnie nic, ale widzę, że wszyscy coś przede mną
ukrywacie. Mam tylko 7 lat i tak wyczuwam tą napiętą atmosferę, która unosi się
nad domem. Nawet rodzice nie są w pracy. Wiem tylko tyle, że zrobiłeś coś
bardzo głupiego, co w sumie mnie nie dziwi. Szkoda tylko, że ja nic nie wiem na
ten temat.
- Może gdybyś nie była taka wredna, bardziej byłabyś częścią
rodziny.
Powiedział niepewnie Raito, chowając się za mną. Może i byli
z Enmą bliźniakami, ale Enma była zdecydowanie o wiele silniejsza zarówno
psychicznie jak i fizycznie, przez co bez problemu mogła nad nim dominować.
- Ty się nie wtrącaj. Skoro macie mnie dość, trzeba było o
tym myśleć 7 lat temu. Teraz, skoro jestem członkiem rodziny powinnam wiedzieć
o czym wszyscy gadacie.
Skrzyżowała ręce na piersi, obdarzając mnie zirytowanym
spojrzeniem. Nie zareagowałem, więc westchnęła ciężko, kapitulując.
- Zgoda. Masz moje słowo, że będę trzymać język za zębami.
Cokolwiek zrobiłeś, zostanie to w gronie rodziny. Więc co zrobiłeś?
Odwróciłem wzrok, wbijając go gdzieś w kąt.
- Zakochałem się...
Powiedziałem cicho, czując jak się czerwienię. Przez chwilę
stała spokojnie w drzwiach, zastanawiając się co w tym takiego złego.
Oczywistym było, że rodzice mogliby się wściec, że mam dziewczynę, ale nie aż
do takiego stopnia.
- Czekaj... ty... nie mów mi tylko, że zakochałeś się w tym
całym Tochim!
- A ty skąd wiesz?!
wzdrygnąłem się na łóżku, jakbym próbował uchylić się przed
uderzeniem czegoś ciężkiego.
- Serio umawiasz się z jakimś facetem?! Nie spodziewałam się
po tobie, że możesz okazać się pedałem!
- To nie moja wina! To... jakoś tak samo wyszło! Nigdy nie
pociągali mnie faceci! Tylko Tochi... jakoś tak...
- Przestańcie się kłócić! Tutaj się pracuje! - Dało się
słyszeć krzyk Kashikoia z sąsiedniego pokoju. - Kłóćcie się ciszej, albo
wyjdźcie na zewnątrz! Niekoniecznie całe miasto może chcieć wiedzieć co się
dzieje między Usagim i Tochim!
Prawie wybuchnąłem śmiechem, kiedy po krzyku Kashikoia na
dłuższą chwilę zapadła cisza. Powstrzymałem się jednak, ze wzgląd na powagę
sytuacji.
- Teraz rozumiem, czemu wszyscy tak się przez to wściekli.
Poniekąd mogę nawet pojąć fakt, że przez pewien czas to przede mną
ukrywaliście. Wywinąłeś wszystkim niezły numer. Usagi Takeda umawia się z
facetem.
Rozwaliła się na moim łóżku, patrząc na mnie ze złowieszczym
uśmiechem. Wiem co chciała przez to powiedzieć. *Ciekawe czy już spałeś z tym facetem.* Zrobiłem się czerwony,
odwracając wzrok. Jednak ulżyło mi, że nawet Enma spokojnie przyjęła mój
związek.
Co to za numer rozdzialu? O.o
OdpowiedzUsuńPrzepraszal ze wczesniej nie komentowalam, jestem raczej cichym czytajoncym i nie lubie sie ujawniac x.x
Racja. Dzięki za zwrócenie uwagi. :D
UsuńKiedy wstawiałam posty pewnie z automatu uznałam, że jak wcześniej były trzy X to powinny być teraz 4 XD
Szkoła robi swoje ^^
UsuńPrzynajmniej wiem, że ktoś w przeciwieństwie do mnie robi tam coś więcej poza wymyślaniem yaoi ^^
UsuńTak a propos zdaje się, że komentowałaś już wcześniej.
Tutaj Iwa Lawliet jak always ^^
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba >u<
Przeczytałam już wczoraj oczywiście, ale dzisiaj specjalnie wracam aby skomentowac ;33
<3 Jak zawsze dostajesz serducho ode mnie za opo <3
Wstawiaj częściej notki xc PROSZĘ