sobota, 10 maja 2014

Zajączek XLIX - Musimy pogadać...

 
O dziwo, spędzenie czasu z Tochim i moim rodzeństwem, kiedy wiedzieli co nas łączy było o wiele mniej kompromitujące i nieznośne, niż mógłbym się spodziewać. Dobrze się dogadywali, Tochi nie robił w stosunku do mnie żadnych jednoznacznych gestów... całkiem miło spędziliśmy dzień. W końcu nadszedł czas rozstania.
- Do zobaczenia zajączku.
Powiedział Tochi, stojąc już w progu i uśmiechając się czule.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś mnie tak nie nazywał...
Skrzyżowałem ręce na piersi, odwracając głowę. Nie podobało mi się, że Tochi mnie tak nazywa przy moim rodzeństwie. Było to niesamowicie żenujące. Uśmiechnął się szeroko, pochylając się nade mną. Opuściłem zaczerwienioną twarz na ziemie.
- Może was opuścić, żebyście mogli się pożegnać?
Zapytał Kashikoi, który nagle pojawił się za mną ze złośliwym uśmieszkiem.
- Obejdzie się.
Odpowiedziałem oschle. Chwilę potem poczułem dłoń Tochiego na karku. Nie zdążyłem zareagować, kiedy złożył na moim policzku delikatny pocałunek. Odwróciłem czerwoną twarz od mojego rodzeństwa.
- Miło was było znowu zobaczyć. Do zobaczenia.
Powiedział i poszedł. Całe szczęście, bo nie wiem, czy zniósłbym, gdyby ta żenująca szopka trwała dłużej.
- Wiesz co braciszku, jesteście naprawdę uroczy.
- Mogłabyś tak o mnie nie mówić?
- Moim zdaniem Hana ma racje, nichan. To naprawdę słodkie, że znalazłeś swoją prawdziwą miłość. A pan Tochi jest naprawdę miły.
- I przestań się tak dąsać. To nic złego, że zakochałeś się w facecie. Niby powinienem mieć o tym inne zdanie, ale... w sumie jako pierwszy z rodziny przełożyłeś miłość nad obowiązki rodzinne. To powód do dumy.
- Jak na takiego głupka znalazłeś sobie sympatycznego chłopaka.
Uśmiechnąłem się lekko, wbrew sobie. Cieszyłem się, że wszyscy polubili Tochiego. Wiedziałem przynajmniej, że są po mojej stronie.
- Skoro mamy dzień wolny, to może wybierzemy się na tenisa? Spędzimy trochę czasu razem.
Dzień minął przyjemnie. Najpierw chwilę pograliśmy, poszliśmy do kina a potem do restauracji. Miło było trochę z nimi pobyć. Zwłaszcza teraz, gdy nie musiałem już nic przed nimi ukrywać. Wiedziałem, że mogę im powiedzieć o wszystkim i liczyć na ich wsparcie.
 Wieczorem Minako miała okazję odwiedzać nas w domu. Przyszła na obiad, a potem ,,jakoś tak wyszło", że obejrzała ze mną film i została na noc. Tym razem z pomocą Kashikoia została usadzona w sąsiednim pokoju.
- Usagi... śpisz?
Usłyszałem ją, gdy nad ranem stanęła w moich drzwiach. Podniosłem się na łóżku, przecierając oczy.
- Może nadszedł czas, żebyś i ty mnie odwiedził? Nie miałeś jeszcze okazji mnie odwiedzić i ledwo co znasz mojego ojca. Chyba czas to zmienić, skoro chodzimy ze sobą, prawda?
Zacisnąłem zęby, żeby nie wybuchnąć gniewem. Wkurzało mnie, że musiałem udawać, że z nią chodzę. Kochałem Tochiego i nikogo innego. A na pewno nie Minako.
- Tak, to chyba dobry pomysł.
Powiedziałem spokojnie. Uśmiechnęła się szeroko.
- To jeszcze się umówimy, tak? Na razie muszę wracać do siebie.
- Jasne. Zadzwonię do ciebie.
Podekscytowana opuściła mój pokój. Odetchnąłem. Zawsze, kiedy spędzałem z nią czas byłem spięty, bo bałem się, że może ode mnie wymagać czegoś więcej niż tylko randki. Czegoś, co mogłem dać tylko Tochiemu.  Wtedy do pokoju weszła służąca.
- Witam, panie Usagi. Jak minęła wczorajsza randka?
- W porządku...
- Przepraszam za ciekawość. Za pół godziny ma pan śniadanie. Panicza rodzeństwo już się szykuje. Na śniadanie ma pan przygotowane omlety z serem oraz rogaliki. Potem ma panicz lekcje do południa. Nie ma panicz dzisiaj żadnych dodatkowych zajęć. A… państwo Takeda proszą, żeby panicz się z nimi spotkał około piętnastej.
- Coś jeszcze?
- Nie, to wszystko.
Machnąłem ręką, odprawiając służącą. Co takiego mogli chcieć ode mnie rodzice? Jakoś ciężko mi było uwierzyć, żeby nie miało to związku z Tochim. Przed poznaniem jego widziałem się z nimi raz na rok. Chyba nie zorientowali się, ze znowu się z nim spotykam? Moje rodzeństwo na pewno by mnie nie wydało, więc o co mogło chodzić?
 Dzień minął spokojnie i z ciężko bijącym sercem udałem się na spotkanie z moimi rodzicami. Wyglądało na to, że podczas tej rozmowy odprawiona została cała służba.
- Coś się stało?
Zapytałem, siadając przy stole, przed rodzicami.
- Nie... właściwie nie. Chodzi o tego twojego przyjaciela. Nie utrzymujecie już kontaktu, prawda?
Zapytał spokojnie mój ojciec. Nie wyglądało, jakby miał do mnie pretensje. Może było to zwykłe pytanie?
- Przecież wiecie, że nie. Skąd to pytanie?
- Chcieliśmy się upewnić. Nie wybaczylibyśmy sobie, gdyby ten człowiek cię zranił.
- Dlaczego niby miałby mnie ranić?
- Dobrze, że się rozstaliście.
- Dlaczego miałby mnie zranić?
- On po prostu chciał cię wykorzystać. Tacy ludzie skupiają się wyłącznie na wartościach fizycznych i materialnych. Jemu nigdy na tobie nie zależało.
Matka wzruszyła ramionami. Nawet przez chwilę nie pomyślała, że Tochi był dla mnie kimś ważnym. Mówiła o nim jak o pierwszym lepszym, który tylko szuka okazji.
- Nie prawda... – Powiedziałem, zaciskając zęby.
- Słucham?
- To co mówicie to nie jest prawda. Tochi mnie kochał. Tego akurat jestem pewny.
- Naprawdę sądzisz, że ten marny leśniczy cokolwiek do ciebie czuł?
- Tak. Ja to wiem.
Ojciec westchnął ciężko.
- Tak myśleliśmy. Obawiamy się, że jeżeli będziesz trwać dalej w tym złudzeniu, może pewnego dnia zechcesz do niego wrócić.
- Do tego nie dojdzie. Nie chcę po prostu, żebyście go obrażali.
- Nie przerywaj mi, Usagi. Baliśmy się, że zechcesz do niego wrócić i zaprzepaścić całe swoje szczęście. Złożyliśmy więc mu wizytę. Nie przerywaj mi, mówiłem. Nic mu nie jest. Powiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby cię skrzywdził. Cóż... przyznał, że chciał cię tylko wykorzystać. Nie przerywaj mi. To wszystko jest prawdą. Możesz nam nie wierzyć. W sumie spodziewaliśmy się tego. Ten twój Tochi uznał, że skoro i tak nie będzie mógł cię już wykorzystać, to nie musi dłużej udawać zainteresowania tobą.
- Tochi nie zrobiłby czegoś takiego. Jest skromnym leśniczym. Nie potrzebowałby moich pieniędzy.
- Usagi... jesteś niesamowicie naiwny. Jemu chodziło o inne korzyści...
Zalałem się rumieńcem, wbijając wzrok w ziemię. Byłem wściekły. Nie mieli prawa tak mówić o Tochim. Nie sądzę, żeby przy okazji rozgryźli moją grę. Zachowanie, które przedstawiłem byłoby jak najbardziej adekwatne, do sytuacji, nawet gdyby z Tochim nic mnie nie łączyło. Sprzeczkę przerwało pukanie do drzwi. Rodzice nie wyglądali na zdziwionych.
- Otwórz.
Nakazał mój ojciec. Niepewnie wstałem od stołu, idąc w stronę drzwi. Zamarłem, gdy zobaczyłem, kto za nimi stoi.
- Tochi? Co tutaj robisz?
- Musimy pogadać...
 

7 komentarzy:

  1. No nie wierzę, pierwsza :D. Ale przejdźmy do bloga.. Jak mogłaś przerwać w takim momencie ??!! Takie coś powinno być karalne T_T . I, że mamy czkać kolejny tydzień ?? Ja na prawdę wykorkuję ;-;.
    A ogólnie to rozdział świetny ;3. zresztą, jak zawsze ;*.
    Dużo, dużo, duuużoooo weny życzę ^^. I ani mi się waż zawieszać tego bloga, albo coś ;p.

    ~NigerVita ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Błagam, dodaj jak najszybciej nowy rozdział, bo ja tu umrę z ciekawości.
    Zakochałam sie w Twoim blogu + ten rozdział był stanowczo za krótki!!!!!!!
    Czekam z niecierpliwością, xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, czytało mi się niezwykle przyjemnie. Jestem strasznie ciekawa, jak naprawdę wyglądała rozmowa Toichiego z rodzicami zajączka. (Czekam na kolejną część z niecierpliwością :3)
    Pozdrowionka i weny życzę ;)
    Till

    OdpowiedzUsuń
  4. Uhh. Wielbie cię i nienawidzę! Taki moment! Nie wytrzymam do kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, że do tego czasu nie zdecyduje się, aby cię "odwiedzić" i nie zmusić do pisania. *buulwers*
    A jeśli chodzi o historię... myślę, że Tochi tak powiedział aby nie wzbudzić zainteresowania rodziców "zajączka" i żeby przestali się nim interesować. Jednak moje przemyślenia zostały lekko rozwiane, gdy Tochi ich odwiedził... a może chce jeszcze bardziej udowodnić rodzicom ze to "koniec"? Nieee wieeem. Mam metlik w głowie. ;___;
    Życzę weny! (Bo jak nie to serio cie odwiedzę. <3)
    ~kochana i bardzo spokojna Kitsune ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. O BOIZUUUUUU! I CO DALEJ?! NO CO?! SZYBKO KOLEJNY ROZDZIAŁ MI DODAWAJ, BO JA TU SCHODZĘ ;;;;;;;;;;;;;;;;

    *Zniecierpliwiona Hopie*

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam oni muszą być razem ;-; niech ci rodzice dadzą im spokój, proszę :cc

    OdpowiedzUsuń
  7. ;-; Bendem płakać...
    Niech będą razem, ale po przejściach. Po jakiejś dłuższej przerwie niech rodzce zauważa że Zajączek jest smutny i niech pozwolą mu sie w spokoju hentajać (nowe słowo wymyślone przez moją przyjaciółkę :'D
    Pozdrawiam,
    Diana
    konoha-yaoi-diana.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń