O dziwo, spędzenie czasu z Tochim i moim rodzeństwem, kiedy
wiedzieli co nas łączy było o wiele mniej kompromitujące i nieznośne, niż
mógłbym się spodziewać. Dobrze się dogadywali, Tochi nie robił w stosunku do mnie
żadnych jednoznacznych gestów... całkiem miło spędziliśmy dzień. W końcu
nadszedł czas rozstania.
- Do zobaczenia zajączku.
Powiedział Tochi, stojąc już w progu i uśmiechając się
czule.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś mnie tak nie nazywał...
Skrzyżowałem ręce na piersi, odwracając głowę. Nie podobało
mi się, że Tochi mnie tak nazywa przy moim rodzeństwie. Było to niesamowicie
żenujące. Uśmiechnął się szeroko, pochylając się nade mną. Opuściłem
zaczerwienioną twarz na ziemie.
- Może was opuścić, żebyście mogli się pożegnać?
Zapytał Kashikoi, który nagle pojawił się za mną ze
złośliwym uśmieszkiem.
- Obejdzie się.
Odpowiedziałem oschle. Chwilę potem poczułem dłoń Tochiego
na karku. Nie zdążyłem zareagować, kiedy złożył na moim policzku delikatny
pocałunek. Odwróciłem czerwoną twarz od mojego rodzeństwa.
- Miło was było znowu zobaczyć. Do zobaczenia.
Powiedział i poszedł. Całe szczęście, bo nie wiem, czy
zniósłbym, gdyby ta żenująca szopka trwała dłużej.
- Wiesz co braciszku, jesteście naprawdę uroczy.
- Mogłabyś tak o mnie nie mówić?
- Moim zdaniem Hana ma racje, nichan. To naprawdę słodkie,
że znalazłeś swoją prawdziwą miłość. A pan Tochi jest naprawdę miły.
- I przestań się tak dąsać. To nic złego, że zakochałeś się
w facecie. Niby powinienem mieć o tym inne zdanie, ale... w sumie jako pierwszy
z rodziny przełożyłeś miłość nad obowiązki rodzinne. To powód do dumy.
- Jak na takiego głupka znalazłeś sobie sympatycznego
chłopaka.
Uśmiechnąłem się lekko, wbrew sobie. Cieszyłem się, że
wszyscy polubili Tochiego. Wiedziałem przynajmniej, że są po mojej stronie.
- Skoro mamy dzień wolny, to może wybierzemy się na tenisa?
Spędzimy trochę czasu razem.
Dzień minął przyjemnie. Najpierw chwilę pograliśmy,
poszliśmy do kina a potem do restauracji. Miło było trochę z nimi pobyć.
Zwłaszcza teraz, gdy nie musiałem już nic przed nimi ukrywać. Wiedziałem, że
mogę im powiedzieć o wszystkim i liczyć na ich wsparcie.
Wieczorem Minako miała
okazję odwiedzać nas w domu. Przyszła na obiad, a potem ,,jakoś tak
wyszło", że obejrzała ze mną film i została na noc. Tym razem z pomocą
Kashikoia została usadzona w sąsiednim pokoju.
- Usagi... śpisz?
Usłyszałem ją, gdy nad ranem stanęła w moich drzwiach.
Podniosłem się na łóżku, przecierając oczy.
- Może nadszedł czas, żebyś i ty mnie odwiedził? Nie miałeś
jeszcze okazji mnie odwiedzić i ledwo co znasz mojego ojca. Chyba czas to
zmienić, skoro chodzimy ze sobą, prawda?
Zacisnąłem zęby, żeby nie wybuchnąć gniewem. Wkurzało mnie,
że musiałem udawać, że z nią chodzę. Kochałem Tochiego i nikogo innego. A na pewno
nie Minako.
- Tak, to chyba dobry pomysł.
Powiedziałem spokojnie. Uśmiechnęła się szeroko.
- To jeszcze się umówimy, tak? Na razie muszę wracać do
siebie.
- Jasne. Zadzwonię do ciebie.
Podekscytowana opuściła mój pokój. Odetchnąłem. Zawsze,
kiedy spędzałem z nią czas byłem spięty, bo bałem się, że może ode mnie wymagać
czegoś więcej niż tylko randki. Czegoś, co mogłem dać tylko Tochiemu. Wtedy do pokoju weszła służąca.
- Witam, panie Usagi. Jak minęła wczorajsza randka?
- W porządku...
- Przepraszam za ciekawość. Za pół godziny ma pan śniadanie.
Panicza rodzeństwo już się szykuje. Na śniadanie ma pan przygotowane omlety z
serem oraz rogaliki. Potem ma panicz lekcje do południa. Nie ma panicz dzisiaj
żadnych dodatkowych zajęć. A… państwo Takeda proszą, żeby panicz się z nimi
spotkał około piętnastej.
- Coś jeszcze?
- Nie, to wszystko.
Machnąłem ręką, odprawiając służącą. Co takiego mogli chcieć
ode mnie rodzice? Jakoś ciężko mi było uwierzyć, żeby nie miało to związku z
Tochim. Przed poznaniem jego widziałem się z nimi raz na rok. Chyba nie
zorientowali się, ze znowu się z nim spotykam? Moje rodzeństwo na pewno by mnie
nie wydało, więc o co mogło chodzić?
Dzień minął spokojnie
i z ciężko bijącym sercem udałem się na spotkanie z moimi rodzicami. Wyglądało
na to, że podczas tej rozmowy odprawiona została cała służba.
- Coś się stało?
Zapytałem, siadając przy stole, przed rodzicami.
- Nie... właściwie nie. Chodzi o tego twojego przyjaciela.
Nie utrzymujecie już kontaktu, prawda?
Zapytał spokojnie mój ojciec. Nie wyglądało, jakby miał do
mnie pretensje. Może było to zwykłe pytanie?
- Przecież wiecie, że nie. Skąd to pytanie?
- Chcieliśmy się upewnić. Nie wybaczylibyśmy sobie, gdyby
ten człowiek cię zranił.
- Dlaczego niby miałby mnie ranić?
- Dobrze, że się rozstaliście.
- Dlaczego miałby mnie zranić?
- On po prostu chciał cię wykorzystać. Tacy ludzie skupiają
się wyłącznie na wartościach fizycznych i materialnych. Jemu nigdy na tobie nie
zależało.
Matka wzruszyła ramionami. Nawet przez chwilę nie pomyślała,
że Tochi był dla mnie kimś ważnym. Mówiła o nim jak o pierwszym lepszym, który
tylko szuka okazji.
- Nie prawda... – Powiedziałem, zaciskając zęby.
- Słucham?
- To co mówicie to nie jest prawda. Tochi mnie kochał. Tego
akurat jestem pewny.
- Naprawdę sądzisz, że ten marny leśniczy cokolwiek do
ciebie czuł?
- Tak. Ja to wiem.
Ojciec westchnął ciężko.
- Tak myśleliśmy. Obawiamy się, że jeżeli będziesz trwać
dalej w tym złudzeniu, może pewnego dnia zechcesz do niego wrócić.
- Do tego nie dojdzie. Nie chcę po prostu, żebyście go
obrażali.
- Nie przerywaj mi, Usagi. Baliśmy się, że zechcesz do niego
wrócić i zaprzepaścić całe swoje szczęście. Złożyliśmy więc mu wizytę. Nie
przerywaj mi, mówiłem. Nic mu nie jest. Powiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby cię
skrzywdził. Cóż... przyznał, że chciał cię tylko wykorzystać. Nie przerywaj mi.
To wszystko jest prawdą. Możesz nam nie wierzyć. W sumie spodziewaliśmy się
tego. Ten twój Tochi uznał, że skoro i tak nie będzie mógł cię już wykorzystać,
to nie musi dłużej udawać zainteresowania tobą.
- Tochi nie zrobiłby czegoś takiego. Jest skromnym
leśniczym. Nie potrzebowałby moich pieniędzy.
- Usagi... jesteś niesamowicie naiwny. Jemu chodziło o inne
korzyści...
Zalałem się rumieńcem, wbijając wzrok w ziemię. Byłem
wściekły. Nie mieli prawa tak mówić o Tochim. Nie sądzę, żeby przy okazji
rozgryźli moją grę. Zachowanie, które przedstawiłem byłoby jak najbardziej
adekwatne, do sytuacji, nawet gdyby z Tochim nic mnie nie łączyło. Sprzeczkę
przerwało pukanie do drzwi. Rodzice nie wyglądali na zdziwionych.
- Otwórz.
Nakazał mój ojciec. Niepewnie wstałem od stołu, idąc w
stronę drzwi. Zamarłem, gdy zobaczyłem, kto za nimi stoi.
- Tochi? Co tutaj robisz?
- Musimy pogadać...
No nie wierzę, pierwsza :D. Ale przejdźmy do bloga.. Jak mogłaś przerwać w takim momencie ??!! Takie coś powinno być karalne T_T . I, że mamy czkać kolejny tydzień ?? Ja na prawdę wykorkuję ;-;.
OdpowiedzUsuńA ogólnie to rozdział świetny ;3. zresztą, jak zawsze ;*.
Dużo, dużo, duuużoooo weny życzę ^^. I ani mi się waż zawieszać tego bloga, albo coś ;p.
~NigerVita ;*
Błagam, dodaj jak najszybciej nowy rozdział, bo ja tu umrę z ciekawości.
OdpowiedzUsuńZakochałam sie w Twoim blogu + ten rozdział był stanowczo za krótki!!!!!!!
Czekam z niecierpliwością, xoxo
Świetny rozdział, czytało mi się niezwykle przyjemnie. Jestem strasznie ciekawa, jak naprawdę wyglądała rozmowa Toichiego z rodzicami zajączka. (Czekam na kolejną część z niecierpliwością :3)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i weny życzę ;)
Till
Uhh. Wielbie cię i nienawidzę! Taki moment! Nie wytrzymam do kolejnego rozdziału. Mam nadzieje, że do tego czasu nie zdecyduje się, aby cię "odwiedzić" i nie zmusić do pisania. *buulwers*
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o historię... myślę, że Tochi tak powiedział aby nie wzbudzić zainteresowania rodziców "zajączka" i żeby przestali się nim interesować. Jednak moje przemyślenia zostały lekko rozwiane, gdy Tochi ich odwiedził... a może chce jeszcze bardziej udowodnić rodzicom ze to "koniec"? Nieee wieeem. Mam metlik w głowie. ;___;
Życzę weny! (Bo jak nie to serio cie odwiedzę. <3)
~kochana i bardzo spokojna Kitsune ♥
O BOIZUUUUUU! I CO DALEJ?! NO CO?! SZYBKO KOLEJNY ROZDZIAŁ MI DODAWAJ, BO JA TU SCHODZĘ ;;;;;;;;;;;;;;;;
OdpowiedzUsuń*Zniecierpliwiona Hopie*
Błagam oni muszą być razem ;-; niech ci rodzice dadzą im spokój, proszę :cc
OdpowiedzUsuń;-; Bendem płakać...
OdpowiedzUsuńNiech będą razem, ale po przejściach. Po jakiejś dłuższej przerwie niech rodzce zauważa że Zajączek jest smutny i niech pozwolą mu sie w spokoju hentajać (nowe słowo wymyślone przez moją przyjaciółkę :'D
Pozdrawiam,
Diana
konoha-yaoi-diana.bloog.pl