Ciepła, delikatna dłoń odgarnęła włosy z mojego czoła za ucho. Czułem to wyraźnie, pomimo wciąż ogarniającej mnie senności. Po chwili delikatny pocałunek został złożony na moim policzku. Otworzyłem oczy.
- Witaj zajączku.
Powiedział spokojnie Tochi, pochylając się nade mną.
- Cześć...
Odparłem, odwracając się na drugi bok. Po chwili kołdra, którą się opatulałem, została zrzucona na podłogę.
- Oddaj... zimno...
- Przyniosłem śniadanie.
- Nie chcę jeść.
Wtuliłem twarz w poduszkę. Chciało mi się spać. Nie miałem niestety możliwości leżenia tak chociażby kilka minut. Tochi złapał mnie za przód koszuli, zmuszając do siadu. Przetarłem oczy, rozciągając się przeciągle. Tochi położył na moich kolanach talerz z o dziwo pysznie wyglądającymi tostami. Popatrzyłem najpierw na jedzenie, a potem na niego.
- Spokojnie. Kupiłem w pobliskim barze śniadaniowym. Pewnie ci posmakują.
- Dzięki.
Spróbowałem pierwszego tostu. Nie był dziełem sztuki kulinarnej, ale była to najsmaczniejsza rzecz, jaką dostałem od Tochiego. Szybko zjadłem śniadanie i odłożyłem talerz na stolik nocny.
- Smakowało?
- Bardziej, niż cokolwiek co przygotowałeś.
Tochi zaśmiał się, czochrając moje włosy.
- Co cię wprawiło w tak dobry nastrój?
- Twoja obecność zajączku.
Objął mój kark, przysuwając mnie do siebie i namiętnie całując. Oparłem ręce na jego piersi, próbując go odepchnąć.
- D...dlaczego zawsze musisz... to robić?
- Too... czyli to? - Zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi, a potem obojczykach. - Czy może to? - Podwinął górną część mojej piżamy, pieszcząc moje sutki. - A może...
- Skończysz wreszcie?! O to wszystko!
Tochi mruknął tylko, przysysając się do mojej piersi. Poczułem, jak moje uda zaczynają drżeć. Odrzuciłem głowę w tył, opierając się łokciami o materac.
- Nie wygląda, jakby ci to przeszkadzało.
- Przeszkadza... ach... aaa...
Uśmiechnął się pod nosem, przejeżdżając językiem od moich sutków coraz niżej w dół, aż do podbrzusza. Wygiąłem się w łuk, czując nieznośne łaskotanie w tym miejscu. Odwróciłem głowę i złączyłem nogi, kiedy spodenki od mojej piżamy zaczęły zsuwać się z moich bioder.
- Czek... czekaj... przes...
Tochi zatkał moje usta, wsuwając do nich język i od razu nim poruszając. W jego oczach dostrzegłem wilka, w którego się zamieniał. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle i jęknąłem do jego ust, kiedy zaczął mnie pobudzać. Nie sprzeciwiałem mu się, kiedy wręcz zdzierał ze mnie ubrania i rzucał je gdzieś na podłogę. Nie mogłem protestować, ani się wyrywać, kiedy coraz na nowo doprowadzał mnie do wytrysku i poruszał się we mnie szybko i agresywnie. Z trudem łapałem oddech przy każdym kolejnym pchnięciu a moje jęki wydawały się dochodzić do każdego zakamarka w tym domu. I chociaż po każdym dojściu Tochiego we mnie, protestowałem, przed dalszym aktem, dopiero po godzinie mogliśmy zakończyć. Z oczu Tochiego zniknął wilk i w końcu zaczął się ze mnie wysuwać. Cały drżałem, od przyjemności, której mi dostarczył. Po moich udach spływała biała ciecz. Złączyłem nogi, kładąc policzek na poduszce. Tochi czułym gestem okrył moje ramiona kołdrą.
- Nie... nienawidzę... cię...
Powiedziałem z niemałym trudem, łapiąc oddech po każdej sylabie.
- Wiesz... może faktycznie powinienem nauczyć się kontrolować w łóżku...
- Może?!.. Może?!
Podniosłem się gwałtownie, tak, żeby nie usiąść na tyłku. Tochi zarzucił mi na ramiona swoją koszulę.
- No dobrze... przepraszam... znowu.
Obrzuciłem go morderczym spojrzeniem, pozwalając, by zapiął guziki swojej koszuli.
- Może... na przyszłość postaram się kontrolować?
- Już to widzę...
Tochi poczochrał moje włosy, całując mnie w policzek. Zastanawiałem się tylko, dlaczego zawsze muszę nosić na sobie jego koszulę, a nie swoją. Skrzyżowałem ręce na piersi, odwracając się bokiem do niego.
- Dobrze, dobrze... to już się nie powtórzy. Przyrzekam, że jak w przyszłości będziemy uprawiać seks, ograniczę się do pół godziny.
- Naprawdę musisz mówić takie kompromitujące rzeczy?
Opuściłem głowę, cały się czerwieniąc.
- Jak dla mnie nie jest to kompromitujące. A to dlatego, że cię kocham.
- Nie pojmuję twojej logiki.
Tochi uśmiechnął się tylko szeroko, przewracając mnie na łóżko i wplątując palce we włosy.
- Znowu zaczynasz?
- Jeszcze nic nie zacząłem.
- Ale...
- Spokojnie. Nie chcę cię wykończyć. Poróbmy dzisiaj coś razem, co?
- Ciągle razem coś robimy.
- Wiem, ale chciałbym zobaczyć jak tutaj spędza się wolny czas. Pojedźmy gdzieś, gdzie twoja rodzina nas nie zobaczy.
- Nie chodzi tutaj tylko o moją rodzinę. Przyjaciele, koledzy, ludzie, którzy mogą mnie znać... przed nimi wszystkimi nie będziemy się w stanie ukryć.
- Więc obiecuję, że nie będę wykonywał w miejscu publicznym żadnych gestów, które mogłyby nas zdradzić. To jak?
Tochi patrzył mi w oczy z szerokim uśmiechem, nawijając kosmyki moich włosów na palce. Najchętniej bym go odrzucił, ale jego spojrzenie i dotyk wydawały się przeszywać moją duszę.
- Cóóż...
- Braciszku?! Braciszku jesteś tu?!
Spiąłem się gwałtownie, gdy z dołu rozległ się głos Hany.
- O nie... nie nie nie nie nie. Co ona tu robi?
- Pewnie przyszła cię odwiedzić. Nic w tym dziwnego.
- To nie jest zabawne! Skąd wiedziała, że tu jestem?! Złaź ze mnie! Nie mogą cię tutaj zobaczyć!
- Czemu nie?
- Jeszcze nie teraz. Złaź ze mnie.
Złapałem go za ramiona, odsuwając od siebie. Na schodach rozległy się kroki.
- Może się przywitam?
- Błagam cię Tochi, schowaj się gdzieś. Powiem im prawdę, ale jeszcze nie teraz - Kroki robiły się coraz głośniejsze - Błagam...
Tochi westchnął, wstając z łóżka i stając za drzwiami na sekundę przed tym, jak otworzyły się i stanęła w nich Hana i Kashikoi. Całe szczęście zdążyłem się zakryć od pasa w dół kocem.
- Hej Braciszku. Szukaliśmy cię. Nie słyszałeś jak wchodziliśmy?
- Wybaczcie, mocno spałem. Co tu robicie?
- Nie przyszedłeś na noc, więc my przyszliśmy do ciebie, Niichan. Twoi koledzy nie wiedzieli, gdzie jesteś, więc pomyśleliśmy, że mogłeś chcieć pobyć trochę sam.
Świetnie... nie mogło być gorzej... W dodatku Raito i Hana też tu byli.
- To fajnie. Miło będzie znowu spędzić razem czas.
Uśmiechnąłem się. Mam nadzieję, że skutecznie ukryłem zażenowanie.
- Może zrobić ci herbatę? - Zapytała Hana.
- Bardzo chętnie.
- Dobrze. Panie Tochi, pan też chcę?
Przymknęła nieco drzwi, by móc na niego spojrzeć.
- Tak, poproszę.
Uśmiechnął się, odpowiadając. Zaraz potem drzwi zostały zamknięte. Twarz miałem całkowicie czerwoną. Ani Hana ani nikt inny z mojego rodzeństwa nie wyglądał na zdziwionego. Od początku musieli się spodziewać, że dalej się z nim umawiam. Boże, nie mogłem bardziej się skompromitować. Chociaż nie... mogli jeszcze przyłapać nas obu na łóżku w jednoznaczniej sytuacji. Chociaż w sumie prawie na jedno wychodzi. W jednym pokoju, Tochi bez koszuli, którą to ja miałem na sobie. W dodatku pościel na łóżku była kompletnie pognieciona i porozwalana. Nie wspominając o włosach, które sterczały mi na wszystkie kierunki. Mogłem tylko mieć nadzieję, że Enma i Rato się nie domyślili, o co chodzi.
- Rzucę się z okna...
Tochi przysiadł na skraju łóżka, uśmiechając się lekko i obejmując mnie ramieniem.
- Oj przestań, nic się nie stało. Już od dawna wiedzą, że jesteśmy razem. Teraz tylko się upewnili... że nic się nie zmieniło po ostatnim spotkaniu mnie z twoimi rodzicami.
- To zupełnie coś innego!
- No tak... zasłyszenie prawdy od twoich rodziców, a zauważenie nas w takiej sytuacji to dwie różne rzeczy. Ale... mogło być gorzej.
Obrzuciłem go zirytowanym spojrzeniem. Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
- Niiiichan! Schodzicie już?! Herbata gotowa!
Wzdrygnąłem się gwałtownie. Po chwili na schodach ponownie rozległy się kroki.
- Może powinieneś się ubrać?
- Wiem o tym!
Wyskoczyłem z łóżka, rozglądając się po podłodze w poszukiwaniu chociażby spodni. Udało mi się na szybko nasunąć dresy, dokładnie w chwili, w której w drzwiach stanął Kashikoi.
- Długo będziecie tutaj siedzieć? Nie, żebym miał zamiar się czepiać, ale czekamy na was.
- Wybaczcie. Już idziemy.
Tochi uśmiechnął się do mojego brata, wstając z łóżka. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę drzwi.
- H-hej. Moglibyście poczekać na mnie kilka minut? Przebrałbym się tylko i...
- Czekaliśmy dostatecznie długo - Kashikoi oparł się na framudze drzwi. Oczywiście nie chodziło tutaj o herbatę. Czekali wystarczająco długo, bym powiedział im prawdę o mnie i Tochim. Ewidentnie teraz zamierzali usłyszeć ode mnie masę kompromitujących wyjaśnień. To miała być swojego rodzaju okrutna kara, za kłamstwa. Tochi na szczęście puścił mnie na schodach, pozwalając zejść samemu. Dosiadłem się do Hany, Enmy i Raito. Chłopcy wkrótce dosiedli się do nas.
- Więęc... Usagi. Czas najwyższy chyba na wyjaśnienia, prawda?
Zaczął mój starszy brat. Opuściłem głowę ze skruchą. Chociaż o wiele bardziej byłem zażenowany niż skruszony.
- Przepraszam, ze was okłamałem. Musiałem to zrobić, żeby rodzice dali mi spokój... planowałem wam powiedzieć prawdę... kiedyś.
- Jesteś idiotą Usagi. Wiesz, że mamy gdzieś z kim i po co się umawiasz, więc tak jakby szanujemy twoje zboczenie...
- Nie mam żadnego zboczenia...
- I tak wiemy, że masz. A skoro nam to nie przeszkadza, mógłbyś chociaż nas nie okłamywać, że jesteś normalny.
- Ale ja jestem normalny...
- Zależy co się uważa za normalne...
- Enma, daj mu spokój. W sumie z bólem serca muszę stwierdzić, że postąpiłeś właściwie. Możliwe, że gdybyśmy znali prawdę, nie udałoby ci się tak zwinnie okłamać rodziców. A nie wybaczyłbym sobie, gdybyś przez nas stracił miłość swojego życia.
Po zakończeniu monologu mojego starszego brata, Tochi przysłonił usta ręką, żeby powstrzymać śmiech, a ja byłem jeszcze bardziej czerwoni niż wcześniej.
- N-nie przesadzasz aby trochę? T-to... to nie jest... Pomógłbyś mi, zamiast się śmiać!
- Wybacz zajączku, ale to twoje rodzeństwo. Wolę się do tego nie wtrącać.
Tak mówił, ale widać było, że najzwyczajniej w świecie się wyśmienicie bawi. Zresztą tak samo jak Kashikoi. Czułem, że w dalszym ciągu się na mnie mści.
- Dobrze... czy możemy uznać, że jesteśmy kwita?
- Powiedzmy, że tak... Jednak muszę jeszcze o coś zapytać.
Przewróciłem oczami, czekając na kolejna żenujące pytanie. Jak się jednak okazało, nie miało być skierowane do mnie.
- Tochi, wybacz, że pytam, ale ponieważ umawiasz się z moim bratem, muszę to wiedzieć. Właściwie co czujesz do Usagiego? Jak wiele dla ciebie znaczy?
Wziąłem łyk herbaty. Byłem przygotowany na to, że Tochi nazwie mnie swoim zajączkiem, lub otwarcie powie, że kocha mnie jak nikogo na świecie. Nie spodziewałem się, że mógłby wymyśleć coś jeszcze bardziej żenującego.
- Cóóż… wczoraj oświadczyłem się zajączkowi, ale chyba dostałem kosza.
Tochi uśmiechnął się szeroko, a ja o mało co nie oplułem całego stołu herbatą.
- Że co proszę?! N-niby kiedy?
- Wczoraj wieczorem. Nie pamiętasz?
- Oww… to takie urocze… chociaż trochę dziwne.
- To teraz Tochi będzie w naszej rodzinie? – Zapytał Raito.
- N-nie! To jedno wielkie nieporozumienie! Tochi, nie opowiadaj takich rzeczy!
- Kiedy to prawda. Chyba nie zaprzeczysz.
Kashikoi przygryzł dolną wargę. Robił tak zawsze, gdy próbował powstrzymać śmiech. Całe szczęście Hana przerwała tą żenującą wymianę zdań.
- A propo ślubu, co zamierzasz zrobić teraz z Minako? – Zapytała Hana.
- Jak to co? Będę wykonywał swoje obowiązki, jako jeden z dziedziców rodu Takeda. Przynajmniej do czasu...
Nikt więcej nic nie powiedział. Nie musieli. Każdy wiedział co miałem na myśli. Miałem znosić Minako tak długo, jak nie zażądają ode mnie czegoś więcej niż randek. Nikt jednak nie wiedział, że stawką w tej okrutnej grze nie jest tylko majątek, który może zostać mi odebrany, ale całe moje rodzeństwo... lub Tochi, w zależności od moich wyborów.
Cuuudna notka! *u*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że jego rodzeństwo nie jest przeciwko jemu :33
Jednak nadal nie odpowiada mi ta sytuacja z Minako :c No ale mam nadzieję, że będzie lepiej niż gorzej, dlatego czekam na next <3
Weny życzę :*
*Hopie*
Chcę już soboteee ;_; nie wytrzymam do kolejnego tygodnia.. T_T .
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny <3. Męczy mnie tylko ta sprawa z Minako.. Jestem ciekawa co on z nią zrobi ;D.
Dużoooooo weny życzę ^^
~NigerVita ;*
Przez Ciebie czuję się jak Tochi ; - ; Przez cały rozdział ledwo powstrzymywałam śmiech. Zawsze poprawiasz mi humor swoimi postami.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mój pomysł dotyczący perspektywy Tochi'ego spodobał się Tobie, a także innym czytelnikom. To całkiem miłe uczucie.
Odnośnie notki: nie mogę się doczekać kolejnych części, żadna nowość. Uwielbiam tego niepohamowanego Tochi'ego, jest po prostu cudowny. Wychodzę przez to na zboczeńca, ale nieważne. Zastanawiam się, czy Usagi kiedyś przestanie się tak wstydzić. Z jednej strony kocham jego urok, ale z drugiej lubię też trochę bardziej śmiałe uke ^-^" Usagi to Usagi, dla mnie musi być choć trochę wstydliwy. Cieszę się, że rodzeństwo Zajączka zgadza się na związek tej dwójki. Rozmyślam trochę teraz nad Minako. Nie lubię jej, ukrywać tego nie będę. Mam nadzieję, że kiedyś zniknie z życia Usagi'ego i Tochi'ego. Jestem wredna. Jeżeli Usagi ma brać z kimś ślub to tylko z Tochi'im.
Cóż więcej mi pozostaje napisać? Znów długi komentarz, myślę, że je lubisz. Chciałabym kiedyś w księgarni ujrzeć książkę Twojego autorstwa.
Oby wena Cię nigdy nie opuściła, a jak już, to żeby wracała.
Czekam na więcej :* rozdział świetny, życzę mnooooostwo weny :3
OdpowiedzUsuńCudownie <3 Napisałabym dłuższy komentarz i w ogóle, ale jest już wieczór, a ja nie mam siły mysleć. Po prostu wszystko jest tak zajebiście, że nie umiem się wysłowić, Cały rozdział piszczałam jak dzika, a mój tata uznał że jestem nienormalna.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i weny życzę :*
Banzai!
Rozdział pro *-* Aww... Slodziachnie :3 Uwielbiam Enmę o.O Teksty jakie ten dzieciak wypowiada... Heuheu... Taak. Jestem dziwna. Nie umiem pisać. Godzina 0.10 to zdecydowanie pora kiedy nie należy wymagać od Diany wysiłku w postaci ambitnego myślenia :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Diana
konoha-yaoi-diana.bloog.pl
Opo po prostu genialne! *=* Ciekawi mnie, czemu nikt nie zrobił z tego anime XD Na pewno bym oglądała ! Serdecznie pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń~Ichigo