sobota, 6 września 2014
Zajączek LX - Szklarnia
- Powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? - Zapytałem po raz któryś, gdy jechaliśmy z Tochim limuzyną w nieznanym mi kierunku.
- Nie. To tajemnica.
Przewróciłem oczami, wyglądając za okno. Tochi złapał mnie za kostkę ciągnąc tak, że położyłem się całkowicie na fotelach.
- Co ty znowu..?
Nie skończyłem. Tochi pochylił się nade mną. Na jego ustach pojawił się typowy dla niego uśmiech. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak podczas tej wizyty mi tego brakowało.
- Cieszę się, że tak dzielnie poradziłeś sobie na tym obiedzie.
- Proszę, nie mów do mnie jak do pięcioletniego dziecka.
- Wiem, że potrafią być nieznośni. Przykro mi, że musiałeś to znosić.
- Mogło być gorzej... mogłem ich znosić sam...
Wbiłem wzrok w spód stolika znajdującego się na środku limuzyny. Tochi uśmiechnął się szeroko, kładąc dłoń na moim policzku i delikatnie całując mnie w usta.
- Jesteś taki słodki...
Nie odpowiedziałem. Cały czerwony wysunąłem się spod niego i oparłem się o drzwi.
- Możemy pogadać?
Tochi uśmiechnął się, zaciskając lekko wargi. Wiedział o co mi chodzi.
- Nie chciałem, żebyś poznawał tą gorszą część mnie. Ale moja rodzina jak nikt umie wyprowadzić mnie z równowagi.
- Ledwo zniosłem to, że tak naprawdę jesteś milionerem a teraz nagle okazuje się, że nie jesteś osobą, za którą cię uważałem. No... nie cały czas.
- Wiem, że to dla ciebie ciężkie do zaakceptowania zajączku, ale nie wszystko jest takie jak to odbierasz. Pamiętaj, że to moja rodzina jest bogata, a nie ja. Wyrzekłem się ich majątku. Nie chcę być nikim więcej jak skromnym leśniczym. I nie przejmuj się tym, jakie nastawienie mam do mojego rodzeństwa, dobrze? Nigdy za sobą nie przepadaliśmy. Kłóciliśmy się bez przerwy. Poniekąd też dlatego odszedłem. Zabawne, ale w ogóle mi się nie wydaje, żeby byli mi bliscy.
- Rodzina jest ważna... - Oparłem brodę na kolanach, patrząc w ziemię.
Tochi wzruszył ramionami. Samochód łagodnie zahamował.
- Chyba jesteśmy na miejscu - Powiedział, zerkając przez okno.
- Na miejscu, to znaczy?
- Zobaczysz.
Tochi bezceremonialnie złapał mnie za rękę i pociągnął na zewnątrz. Rozejrzałem się dookoła. Miejsce, w którym byliśmy było niewielkim laskiem. Z jednego jego końca bez problemu widać było gdzie kończy się linia drzew. Nie jestem nawet pewny, czy to był las. Idąc kawałek w głąb od ulicy trafiało się do sporej chatki. Była mniej więcej dwa razy większa niż ta Tochiego. Koło siebie miała ogromną szklarnię. Tochi wyglądał na podekscytowanego. Uśmiechnął się w moją stronę, po czym trzymając moją rękę poszedł w stronę szklarni.
- Czy teraz wreszcie mi powiesz gdzie dokładnie jesteśmy?
- Odwiedzimy mojego dziadka - Odparł z uśmiechem.
Zamilkłem… Dziadek Tochiego był ostatnią osobą, którą odwiedzić bym się spodziewał. Znaczy opowiadał mi kiedyś o nim i wiedziałem, że go kocha, ale… byłem pewny, że jest już martwy. A na pewno bym się nie spodziewał, że ma siłę utrzymywać tak wielką szklarnię.
- Myślę, że polubisz dziadka. To on nauczył mnie wszystkiego o roślinach. Był niesamowitym botanikiem. Najlepszym, jakiego znałem.
Tochi zapukał do szklarni, po czym wszedł. Przy jakichś egzotycznie wyglądających roślinach klęczał starszy mężczyzna o siwych, krótkich włosach. Na nosie miał okrągłe okulary i przyglądał się kwiatom z ciekawością. Usłyszawszy skrzypnięcie drzwi zerknął na nas, a raczej na Tochiego, za którym się chowałem. Patrzył w naszą stronę jednak tylko przez chwilę. Potem znowu wbił wzrok w kwiaty.
- Czego chcesz hultaju? Powiedziałem ci już chyba, że nie będę ci dawał pracy mojego życia za każdym razem jak będziesz chciał poderwać coraz to kolejną dziewczynę.
- Akurat nie przyszedłem w tej sprawie - Tochi uśmiechał się, pomimo tego, że jego własny dziadek mylił go z jego bratem - Chciałem cię odwiedzić.
Mężczyzna odwrócił się w naszą stronę, mrużąc przenikliwie oczy. Po chwili jego twarz rozpromieniła się. Wstał, podchodząc do Tochiego. Zmierzył go od stóp do głów, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Tochi... czy to naprawdę ty? Na wszystkich bogów, lata cię nie widziałem. Chodź, mam pyszną herbatę, opowiesz mi co tam u ciebie.
Dziadek oparł obie ręce na ramionach Tochiego, po czym odwrócił się na pięcie. Poszedł na koniec szklarni. Na jej końcu, po prawej znajdowały się drzwi do domu. Po chwili wrócił z elektrycznym dzbankiem , oraz dwiema filiżankami.
- Umm... dziadku? Myślę, że przyda ci się jeszcze jedna filiżanka.
Tochi stanął bokiem, kładąc rękę na moich plecach i zachęcając mnie do kroku w przód. Opuściłem głowę, splatając obie ręce za plecami i niemal całkowicie się rumieniąc. Mężczyzna zerknął najpierw na Tochiego potem na mnie. Byłem pewny, że skrzywi się z niedowierzaniem, powie coś... adekwatnego do sytuacji, ale nie... uśmiechnął się lekko, kładąc przyniesione rzeczy na stolik i wrócił do domu.
- Zrobiłeś dobre wrażenie - Szepnął do mnie Tochi, prowadząc mnie do przodu. Pokiwałem głową, siadając na jednym z trzech krzeseł.
- Czemu trzy? - Zapytałem, patrząc na niemal rajski ogród, rozpościerający się po mojej prawej stronie.
- Dziadek miał nadzieję, że będzie mógł kiedyś przyjąć mnie z moją dziewczyną. Nie pomylił się aż tak bardzo.
Tochi nacisnął guzik na elektrycznym czajniku. Do szklarni powrócił jego dziadek.
- Tak się cieszę, że wreszcie cię widzę. Ile to lat minęło?
- Zdecydowanie za dużo. Jak się trzymasz?
- Jak widzisz. Chyba niechcący wynalazłem roślinę nieśmiertelności. Ale mniejsza ze mną. Kim jest twój... - Zamilkł na chwilę. Jak każdy, kto zadawał to pytanie. Po chwili uśmiechnął się szelmowsko - No właśnie... kto?
- To Usagi. Znalazłem go związanego kiedyś w lesie. Typowe porwanie. Uratowałem go i... chyba się do mnie przywiązał.
Prychnąłem, krzyżując ręce na piersi i opuszczając głowę. Tochi mówił o mnie jak o jakimś znalezionym zwierzaku.
- Nie odpowiedziałeś mi w pełni - Mężczyzna niezrażony moim wyraźnym poirytowaniem kontynuował - Kim on jest?
- Tochi uśmiechnął się, kładąc dłoń na moim ramieniu. Czajnik wyłączył się a dziadek przelał do trzech filiżanek po tyle samo wrzątku. Na wierzch wypłynęły wrzucone tam wcześniej liście herbaty.
- Jest moim zajączkiem - Odpowiedział po chwili. Poczułem, jak moja twarz pali nieznośnie. Mężczyzna zaśmiał się, podając mi jedną z filigranowych filiżanek. Kiwnąłem głową z wdzięcznością, biorąc łyka. Tochi i jego dziadek starannie lustrowali mnie wzrokiem.
- Bardzo dobra... co to za rodzaj? Piłem już herbaty z całego świata ale czegoś takiego jeszcze nie próbowałem.
- To, mój drogi jest nieznana nigdzie odmiana herbaty. Sam ją wyhodowałem. Jest połączeniem mięty, kilku owoców oraz kwiatowego aromatu.
- Żartuje pan.
- Skąd. Mówiłem ci zajączku, że dziadek jest najlepszym botanikiem. Potrafiłby z róży wyhodować kaktusa. To on nauczył mnie wszystkiego co wiem o roślinach. Chociaż jest to właściwie wyłącznie podstawowa wiedza.
- Co robiłeś przez ten cały czas, Tochi?
- Właściwie to nie specjalnego. Znalazłem małą chatkę w lesie i zamieszkałem tam. Opiekowałem się tamtejszymi zwierzętami i roślinami. Potem poznałem zajączka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie stałeś się zarozumiałym bufonem jak twoje rodzeństwo. Ale pewnie twoi rodzice nie są dumni z tego powodu?
- Oczywiście, że nie. Ale czy kiedykolwiek się tym przejmowałem, co myślą o mnie rodzice?
- W sumie tak. Zawsze się od nich różniłeś. I bardzo dobrze. Mei i Su jestem w stanie znosić, pomimo tego, że są tak strasznie zarozumiałe, ale drugi Rei to dla byłoby zdecydowanie za wiele.
- Wiem coś o tym. Po kilku latach widziałem się z nim kilka dni i tak mam go dość. Jest naprawdę nieznośny.
- Jak całe twoje rodzeństwo.
Uśmiechnąłem się delikatnie. Tochi naprawdę dobrze się czuł w towarzystwie swojego dziadka. Zupełnie coś innego niż w towarzystwie reszty jego rodziny.
- No dobrze, a może ty powiesz coś o sobie Usagi? Wydajesz się sympatyczny, a z jakichś powodów Tochi musiał się do ciebie przywiązać.
- C-cóż... Nazywam się Usagi... moja rodzina ma firmę odzieżową...
Co ja do cholery mówiłem? Dlaczego nie powiedziałem mu mojego nazwiska? Jakoś... miałem wrażenie, że ktoś tak wysoko położony jak ja mógł zniszczyć przytulną atmosferę tego spotkania.
- Pewnie sporą, skoro porywali cię dla okupu.
- Dosyć...
- No dobrze, nie rozmawiajmy o interesach. Kogo by to obchodziło - Zaśmiał się krótko - A może coś zjecie? Tochi? Usagi? Mam ciasta, ciasteczka...
- To ja poproszę ciasto – Mruknąłem nieśmiało.
- Nie kłopocz się dziadku, ja pójdę.
Tochi wstał ze stołu i poszedł do kuchni. Jego dziadek położył oba łokcie na stole, opierając głowę na rękach.
- Tworzycie naprawdę uroczą parę. Powiedz, poznając Tochiego pewnie nie wiedziałeś, jak wielkim majątkiem dysponuje jego rodzina?
Pokręciłem głową.
- Tak myślałem. Tochi nie należy do osób, które by się tym chwaliły.
- Skoro żył w lesie... i to w takich warunkach.
- A ty mieszkasz z nim.
- S-słucham? N-nie... ja... nie mieszkamy razem.
- W ogóle?
- Z-znaczy się... jest to trochę skomplikowane. Aktualnie mam pewne problemy rodzinne i siedzę u Tochiego.
- Czyli u niego mieszkasz.
- N-nie... znaczy się tak, ale... ale w sumie nie. T-to... właściwie...
- Haha, rozumiem. ,,To trochę za wcześnie na mieszkanie razem", prawda?
Pokiwałem lekko głową.
- Ale go kochasz, prawda?
Ponownie spaliłem buraka. Nie znałem rodziny Tochiego zbyt długo, ale bez wątpienia odziedziczył geny po swoim dziadku. Zwłaszcza, tą swoją irytującą bezpośredniość.
- Już jestem. Wybaczcie, że tak długo. O czym gadaliście?
- O niczym takim... - szepnąłem. Wyjątkowo mi ulżyło, że nie musiałem odpowiadać na pytania dziadka Tochiego.
Popołudnie spędziłem w o dziwo miłej atmosferze. Dziadek Tochiego był naprawdę miły i wcale nie ciągnął dalej tematu uczuć, jakim darzę Tochiego. Było tak miło, że ze wszystkich sił starałem się ukryć jak okropnie smakowały tanie ciastka kupione przez dziadka Tochiego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wow *____* Czemu Usagi musi być taki uroczy? ;_; ♥
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał, ale strasznie szybko się je czyta.
Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale nie mogę się na nic więcej wysilić XD
Weny,
Haru
JEZU. TO JAKI UROCZY JEST USAGI MNIE PRZERAŻA. Ale ok, ok, wyłączam CapsLock.
OdpowiedzUsuńHa! Mówiłam, że odwiedzi dziadka i jakoś dziwnie wesoło się z tego powodu czuje. .__.
Jak zawsze: perełka. Zdecydowanie moje Top opowiadanie.
A dziadek Tochi'ego jest taki miły i super ogółem! Lubie go, po Tochi jest do niego podobny. :'D
Kocham to opowiadanie! [i jestem tu po to, żeby słodzić :'3]
Dużo, dużo weny i nie karz nam czekać! < 3
~[podekscytowana] Kitsune