niedziela, 21 września 2014
Zajączek LXII - Teatr
- Ekhm... Paniczu Tochi? Panie Usagi?
Obcy, dziewczęcy głos przerwał mi śnienie o byciu bohaterem podczas apokalipsy zombie. Mruknąłem cicho, wiercąc się na łóżku. Coś ciepłego przejechało po moich włosach. Zaraz potem trzaśnięcie drzwiami uświadomiło mi, że właściciel damskiego głosu opuścił pokój.
- Wstawaj zajączku. Zaraz powinni podać śniadanie. Nie chcesz chyba, żeby Rei tu przyszedł.
Z trudem otworzyłem oczy i spojrzałem na łóżko Tochiego. O dziwo było puste. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie leżę dokładnie na łóżku, ale na piersi Tochiego. Usiadłem gwałtownie, jeszcze szybciej się czerwieniąc. Tochi również usiadł, opierając się o materac.
- Wyjaśnisz mi, co robisz na moim łóżku? - Powiedziałem zażenowany i poirytowany. Normalnie bym się tym tak nie przejął, gdyby nie widziała tego ta pokojówka.
- Położyłem się tutaj w nocy. Nie pamiętasz?
No tak... sam przecież pozwoliłem mu ze mną spać. Kiedy powiedziałem, że rozumiem, dlaczego uciekł, Tochi przyszedł do mojego łóżka. Przez dłuższy czas przytulał mnie i całował. Całe szczęście nie spaliśmy ze sobą w ,,ten" sposób. Gdybym tak jak zawsze miał teraz na sobie koszule Tochiego sytuacja ta byłaby jeszcze bardziej żenująca.
- N-nie wiedziałem, że zostaniesz tu na całą noc. Wiesz jak to wyglądało?
- Jasne, że wiem - Tochi czule przejechał dłonią po moim policzku - Ale jakie to ma znaczenie?
- T-takie, że to żenujące...
Nagle usłyszałem za sobą skrzypnięcie drzwi. Zamarłem, robiąc się jeszcze bardziej czerwony. O ile spanie na jednym łóżku mogło w jakiś sposób wyglądać niewinnie to scena, w której siedzę okrakiem na biodrach Tochiego bynajmniej nie można było uznać za dwuznacznej.
- Dzień dobry Tochi, Usagi - Powiedziała para dziewczęcych głosów, jednym tonem. Świetnie... brakowało tylko Reia i ich rodziców - Rodzice mówią, żebyście już wstawali. Skoro uparłeś się, żeby wracać do siebie już dzisiaj, mógłbyś chociaż z nami zjeść, a nie zabawiać się od rana z Usagim.
- Ch-chwileczkę... - Szybko zszedłem z łóżka, stając przed dziewczynami. Obie ubrane były w błyszczące, zielone koszulki od piżam i krótkie spodenki, takiego samego koloru. Na nogach miały również zielone, puchate kapcie - Wiem, jak to wygląda, ale to naprawdę nie jest tak. Przecież Tochi...
- Daj spokój, zajączku. Chodźmy na śniadanie.
Dziewczyny uśmiechnęły się łagodnie. Ich uśmiechy wyglądało zaskakująco szczerze, jednak obracałem się wśród biznesmenów zbyt długo, żeby nie być w stanie poznać fałszywego uśmiechu. Dziewczyny odwróciły się z gracją i opuściły pokój. Usiadłem ciężko na łóżku, koło Tochiego.
- Dobra, chodźmy zajączku. Zaraz będą się czepiać, czemu tak długo nas nie ma.
Bez słowa udałem się do sali jadalnej. Wszyscy już tam czekali. Cholera, serio spałem aż tak długo?
- Trochę wam to zeszło - Powiedziała chłodno matka Tochiego, ubrana w gustowny szlafrok, spod którego widać było czarny podkoszulek, który miała na sobie oraz dresowe spodnie. Byłem lekko zaskoczony, że jedzą śniadanie w piżamach... i to jeszcze całą rodziną.
- Dzień dobry... - Powiedziałem cicho, siadając przy stole koło Tochiego.
- Więc, jak długo masz zamiar tu pozostać, Tochi? - Zapytała jedna z jego sióstr.
- Jeszcze dzisiaj planuję wrócić.
Dyskretnie westchnąłem z ulgą. Miałem już dość tych odwiedzin. Pomimo, że trwały tylko dwa dni. Właściwie jedyną przyjemną rzeczą, oprócz odwiedzin u dziadka Tochiego były dobre warunki mieszkalne i jedzeniowe.
- Dlaczego tak szybko? Zostań chociaż na kilka dni - Głos jego ojca był zaskakująco oschły.
- Darujcie sobie uprzejmości. Wiem doskonale, że nie jestem tu mile widziany. Na pewno nie jako pospolity, biedny leśniczy, który zakochał się w facecie. Nie zrobicie ze mnie prawnika. Nigdy. Dlatego nie mam zamiaru tutaj wracać. Wolę żyć tak, jak do tej pory. Jestem zdecydowanie bardziej szczęśliwy, niż kiedy mieszkałem z wami.
- Przestań się denerwować Tochi - Wtrąciła jego matka - szanujemy twoją decyzje. Szkoda, że musisz wracać, ale skoro taka jest twoja wola... może jednak zostaniesz chociaż kilka godzin?
Tochi chwilę się zastanawiał. Spojrzał na mnie, jakbym miał odpowiedzieć za niego. Wzruszyłem lekko ramionami, żeby uniknąć odpowiadania.
- Niech będzie. Zostaniemy kilka godzin.
Rodzice Tochiego pokiwali głowami. Przez chwilę byłem pewny, że widzę złośliwy błysk w ich oczach. Miałem jednak nadzieję, że to tylko tak mi się wydaje.
- Mam tylko nadzieję, że nie spędzimy tego czasu nad paragrafami prawniczymi.
- Nie martw się - Powiedziała któraś z sióstr - Pomyśleliśmy, że udamy się do teatru. Po obiedzie będziesz mógł wrócić do swojego dennego lasu.
Tochi zignorował obrazę. W sumie, skoro prawdopodobnie miał nie widzieć się ze swoją rodziną przez kolejne kilka lat mógł znieść jeden dzień.
Po godzinie byliśmy już w teatrze. Rodzice Tochiego mieli jakieś zajęcia, więc udaliśmy się tylko z jego rodzeństwem. Ciekawe, jak wiele musieli poświęcić, żeby tutaj być. Wybraliśmy się do teatru na ciekawą sztukę, pokazującą problemy trzeciego świata, przestawione w bliskiej nam rzeczywistości. Całkiem ciekawy pomysł, zobaczyć bloki, czasem domki jednorodzinne i przymierające z głodu i pragnienia, nawet całkiem zamożne rodziny. Dawno nie byłem w teatrze. Nagle poczułem, jak Tochi, siedzący koło mnie, łapie mnie za rękę. Spojrzałem na niego. Uśmiechnął się, nawet nie odwracając głowy w moją stronę. Splótł nasze dłonie, cały czas patrząc na scenę. Serce nagle mi zabiło niesamowicie mocno. Dlaczego tak się przejąłem tym, że trzyma mnie za rękę? Przecież i tak nikt nas nie widział. A może to dlatego... że pierwszy raz byliśmy na czymś w rodzaju randki? Fakt, faktem, że teatr to zupełnie coś innego niż łażenie całe dnie po lesie. W sumie... czy kiedykolwiek byliśmy na czymś, co można nazwać randką. Zresztą, nawet gdyby Tochi mnie zaprosił, nie wiem, czy byłbym w stanie odpowiedzieć ,,tak". Przełknąłem ślinę. Starałem się skupić na spektaklu. Moje serce jednak złośliwie nie chciało bić spokojniej. Właściwie odetchnąłem z ulgą, gdy przedstawienie się skończyło a Tochi puścił moją rękę. Dziwne, ale nawet nie rozmawiali o tym, jak im się podobało. Wszyscy wyglądali, jakby najchętniej wrócili już do domu.
- Niezbyt dobrze się dogadujecie - Rzuciłem, kiedy wracaliśmy już do posiadłości Tochiego.
- Tak było zawsze - Odpowiedział spokojnie Tochi, który siedział tuż koło mnie - Tym bardziej nie mogę zrozumieć, dlaczego chcieliście gdzieś ze mną jechać.
- Nie widzieliśmy się tyle czasu, wypadałoby gdzieś wyjść razem.
Rei spokojnie wstał z fotela, naprzeciwko nas i usiadł tuż koło mnie. Oparł się o moje ramie i pochylił nieco, przysuwając do Tochiego. Poczułem się otoczony, zwłaszcza kiedy Tochi niepokojąco mocno ścisnął moją dłoń.
- Dzisiaj i tak planujesz wracać... - Zaczęła jedna z dziewczyn.
- Co ci więc zaszkodziło, że spędziłeś te kilka godzin z nami? - Dokończyła druga. Tochi nie odpowiedział. Był zbyt zajęty próbą, zabicia Reia spojrzeniem.
- To... może ja się przesiądę? - Zapytałem cicho.
- Daj spokój. Siedź spokojnie. Nikomu nie przeszkadzasz - Powiedział Rei, jednym ramieniem obejmując moją szyję - Chyba, że Tochiemu. Braciszku, przeszkadza ci, że Usagi tu jest?
- Bynajmniej - Tochi mocniej ścisnął moją rękę - Ale przeszkadza mi, że się do niego kleisz. Byłbym więc wdzięczny, gdybyś przestał.
- Ojj... przeszkadza ci to? Wybacz, nie wiedziałem. Usagi, a tobie to przeszkadza?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, Rei wyrwał mnie z ucisku Tochiego i posadził sobie na kolanach.
- EJ, chwila! Tak, przeszkadza mi to! Możesz mnie puścić?!
Tochi wyglądał jakby zaraz miał zamiar udusić swojego brata.
- Rety... w ogóle nie znasz się na żartach.
- Być może, ale i tak mnie puść.
Zerknąłem na Mei i Su. W spokoju czytały sobie książkę, kompletnie się nie przejmując, obecną sytuacją.
- Dość tego, Rei. Zostaw go w tej chwili.
- Jesteś naprawdę nudny Tochi.
Korzystając z chwili nieuwagi, wyrwałem się Reiowi i usiadłem pod oknem, koło Tochiego.
- To takie urocze, że twój chłopak tak się mnie boi. ♥
- Słucham? Wcale się ciebie nie boję. Po prostu wolę się trzymać jak najdalej od ciebie.
- Nawet to, jak bardzo jesteś zimny wydaje mi się urocze.
Tochi spojrzał na zimno na Reia, ściskając moją dłoń.
- Posłuchaj Rei, jeżeli zbliżysz się do niego jeszcze raz, obiecuję, że tego pożałujesz.
- Uuu... już się boję. A co, naślesz na mnie te swoje zwierzaki? Muszę to zobaczyć.
- Nie martw się Usagi - Powiedziała nagle jedna z dziewczyn, nie podnosząc wzroku znad książki - Ciągle się kłócą. Było tak od zawsze. Chwilę się poprzekomarzają i im przejdzie.
- W najgorszym wypadku zaczną się bić. Ale to raczej mało prawdopodobne.
- Skoro ledwo się znoszą, to właściwie po co to wyjście? Nie wyglądało jakbyście się dobrze bawili.
Obie dziewczyny spojrzały najpierw na mnie, potem na siebie a potem wróciły do swoich książek. Nie odpowiedziały. Pewnie chodziło tylko o to, że ich rodzice tego od nich oczekiwali. Oparłem się o szybę, starając się ignorować kłótnie. Nie mogłem się doczekać, aż wyjedziemy stąd. Miałem dosyć tej przerażająco zimnej atmosfery, która tu panowała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Yaaay ^,^ Usagi jest taaaaki uroooczy <3 Chcę go zjeść, mogę? :3 Rozdział jest super, ale tak szybko się czyta, że czuję niedosyt XD
OdpowiedzUsuńWeny,
Alice
Oww... dzięki :3
UsuńJa nie mam nic przeciwko zjedzeniu go, ale myślę, że powinnaś w tej kwestii pogadać z jego seme. Uprzedzam tylko, że może mu się nie spodobać ten pomysł.
Nie traćmy nadziei, może Tochi zgodzi się na trójkącik XD W ogóle ostatnio mam taki ból dupy, bo zawsze najsłodsi i najseksowniejsi (nie mówiąc już o charakterach) osobnicy płci przeciwnej muszą być homo ;_; Przez homosiów nic nie zostanie dla mnie, ale nie bądźmy wybredni </3
UsuńTak to jest, jak się czyta yaoice xD
UsuńYeeeeeeey. Wreszcie. Kochana, jak zwykle super! I to "to takiwe urocze, że Twój chłopak, aż tak się mnie boi" i to serduszko na końcu. Asdfghjkl. No świetnie. ^^
OdpowiedzUsuńJak zawsze, życzę duuuużo weny i ogólnie miłego dnia.
-Kitsune :3