Staliśmy na stacji, przy miasteczku Tochiego. Bus był już praktycznie pusty. Tylko kierowca niecierpliwie patrzył na nas, czekając aż wyjdziemy. Przetarłem oczy, żeby nieco się rozbudzić i wyszedłem za Tochim. Dalej byłem ospały, więc z pocztąku nawet nie przejąłem się tym, że ciągnie mnie za rękę. Wyjął z luku bagażowego moją torbę i swój plecak i pociągnął mnie w stronę domku.
- A właśnie, musimy się zatrzymać - Rzucił, ciągnąc mnie z powrotem, w stronę baru przy stacji.
Od razu poznałem kelnera. To on próbował udzielać mi rad, kiedy pokłóciłem się z Tochim. Rozpromienił się, kiedy nas zobaczył.
- Witam serdecznie. A już się bałem, że nie wrócicie.
- Przepraszam za kłopot - Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dla Tochiego ten gościu jest prawie obcy. Żył tutaj kilka lat a bardzo prawdopodobne, że nigdy nie rozmawiał z nikim z tej wioski.
- Jak udała się wycieczka? - Spojrzał przy tym na mnie. Zapewne miał ze mną lepsze stosunki niż z Tochim, chociaż rozmawialiśmy tylko jeden raz.
- Jakoś... - Odpowiedziałem zimno.
- Chciałem ci bardzo podziękować za opiekę nad zwierzętami - Powiedział Tochi z łagodnym uśmiechem. Kelner odpowiedział tym samym, ale widziałem, że przechodzi go dreszcz.
- Żaden problem... ale na przyszłość gdybyś czegoś potrzebował uprzedź najpierw, jakimi dokładnie zwierzakami mam się zajmować. Wiesz, lubię zwierzaki, ale akurat do węży mam pewną awersję.
- Hebi-chan jest niegroźny. Nic nie widzi, nie poradziłby sobie sam - Wyjaśnił spokojnie a jego twarz jeszcze bardziej się rozpromieniła, jakby na samą myśl o swoich zwierzakach.
- Miło, że tak się troszczysz o zwierzęta, ale mimo wszystko... na wypadek, gdyby ktoś nie przepadał za wężami... informuj o takich szczegółach.
- Postaram się więcej was nie zadręczać takimi drobnostkami. Dziękuję bardzo.
Kelner odpowiedział uśmiechem i oddał mu część pieniędzy, która mu została.
- Wpadajcie częściej - Rzucił na odchodne. Odwróciłem się w jego stronę w drzwiach a on... mrugnął do mnie... naprawdę do mnie mrugnął... miałem nadzieje, że chciał przez to powiedzieć ,,dbaj o niego" a nie coś bardziej w klimatach ,,zadowalaj go". Cholera... na samą myśl poczułem jak zaczynam się rumienić. Odwróciłem głowę, żeby przypadkiem tego nie zauważył. Zaraz by było, że rumienię się jak tylko facet do mnie mrugnie. Wziąłem od Tochiego moją torbę i ruszyliśmy w stronę domu. Dziwne, ale nawet się cieszyłem, że wracamy do tej małej, ciasnej, wstrętnej... klaustrofobicznej wręcz chatki... taaa... przynajmniej nie było tam ani Reia, ani bliźniaczek, ani rodziców moich czy Tochiego. No i Kora nie miała najmniejszych szans, żeby tam się znaleźć. Więc możliwe, że nigdy już nie będę zmuszony jej oglądać. Na samą tą myśl poprawił mi się humor.
- Jednak nie ma jak w domu, co? - Rzucił Tochi, kiedy stanęliśmy już przed drzwiami chatki. Rzuciłem torbę na ziemię i zacząłem rozmasowywać ramie. Dlaczego droga od miasta do domu Tochiego musiała być aż taka długa?
Tochi zamaszystym gestem otworzył drzwi. Kilkadziesiąt par zwierzęcych oczu odwróciło się w naszą stronę. Nie, żeby którekolwiek w jakikolwiek sposób miało zamiar zamanifestować swoją radość. W sumie to z całego tego zwierzyńca tylko Hebi-czan wyglądał na przejętego powrotem swojego obrońcy. Chociaż nie wiem, czy nie była to tylko kwestia jego kalectwa.
Wtem coś rudego mignęło po podłodze, a potem pomknęło po mnie, osiadając w końcu na czubku mojej głowy.
- No proszę, chyba Ris cię polubił.
Wydałem z siebie dźwięk, przypominający pisk i zacząłem się rzucać. Dopiero Kiedy Tochi zabrał wiewiórkę z mojej głowy udało mi się uspokoić.
- Trzymaj to paskudne stworzenie z dala ode mnie.
- To nie było zbyt miłe, zajączku. Przez ciebie będzie mu smutno.
- Jakoś średnio mnie obchodzi co myśli o mnie jakaś wiewiórka. Poza tym, nie chcę żeby łaziło po mnie jakieś wstrętne, brudne zwierze.
Ris odskoczył na półkę i zaczął rzucać się po pokoju. No tak... nie ma to jak to małe zoo, które Tochi przygarnął. Prawie zdążyłem już o nim zapomnieć.
Nim zdążyłem złapać oddech, po całej podróży, Tochi złapał mnie w talii i pocałował delikatnie. Przechyliłem głowę, kiedy wpijał się w moje usta. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy wsunął dłonie pod moją bluzkę. Oparłem dłonie na jego piersi i odsunąłem od siebie.
- Coś nie tak? - Zapytał, uśmiechając się niewinnie.
- Oczywiście, że coś jest nie tak - Prychnąłem, robiąc krok w tył. Tochi przechylił głowę, czekając na moje wyjaśnienia co dokładnie jest nie tak. Czasami naprawdę go nienawidziłem. Doskonale wiedział, że nie będę w stanie powiedzieć czegoś tak żenującego. - P-po prostu nie... - Stwierdziłem cały czerwony, odwracając się do niego tyłem i robiąc kilka kroków przed siebie.
- Mam wrażenie, że wcześniej byłeś nieco bardziej potulny.
- T-to tylko zważywszy na to, że byliśmy w naprawdę słabej sytuacji i... i byłem zmęczony i ogólnie...
- Napijesz się herbaty? - Rzucił naglę, a ja odetchnąłem z ulgą, że zmienia temat. - Dostałem ją od dziadka.
- Tak, poproszę - Powiedziałem cicho. Po chwili na stole wylądowały dwa kubki parującej herbaty. Wziąłem jeden z nich i upiłem łyk. Od razu uderzył mnie słodkawy aromat i delikatna owocowa nuta. Napawałem się nią kilka chwil i upiłem kolejne parę łyków.
- Smakuje? - Usłyszałem za sobą głos Tochiego. Po całym moim kręgosłupie przeszedł lodowaty dreszcz. Czy jego głos zawsze był tak głęboki? Dlaczego teraz przyprawiał mnie o dreszcze? Kiwnąłem tylko głową, odwracając spojrzenie. Co się ze mną do cholery działo?
Prawie jęknąłem, kiedy Tochi położył mi dłonie na ramionach i przysunął się do mojej szyi. Sam jego oddech przyprawiał mnie o ciarki. Byłem właściwie pewny, że specjalnie chucha na moją szyję.
Szybko naciągnąłem bluzkę na napięte spodnie. Cały zalałem się rumieńcem. Cholera, co się ze mną stało, że tak łatwo się podnieciłem.
- Zajączku..? - Tochi podniósł moją twarz i spojrzał mi prosto w oczy a ja rozpływałem się pod jego dotykiem. Otworzyłem usta, ale nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa. Zamknąłem je więc ponownie, będąc prawie na granicy płaczu. - Wszystko w porządku? Masz gorączkę? - Przyłożył dłoń do mojego policzka. Była naprawdę zimna. Do tego stopnia, że po całym moim ciele przebiegł dreszcz. Jednak w jego oczach nie widziałem typowej dla niego troski. Był podejrzanie spokojny. Ale jak miałem tym myśleć, kiedy całe moje ciało wydawało się reagować wbrew mojej woli?
- Dziwne... nie masz gorączki. Ale jednak wydajesz się rozpalony... to pewnie ze zmęczenia. Chcesz się położyć? - Pokręciłem głową, bo nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. - Hmmm... skoro nie to...
- Przestań - Powiedziałem w końcu. Starałem się zabrzmieć stanowczo, ale mój głos był słaby. - Nie wiem co się ze mną dzieje... - Zagryzłem wargi, kiedy prawie wydobył się z nich jęk.
- Przywołuje to wspomnienia, co?
Przysunął się do mojej szyi i dmuchnął w nią lekko. Wygiąłem się w łuk a z moich ust wydobył się jęk. Co się ze mną dzieje, do cholery? Zacisnąłem powieki, jakby to miało sprawić, żebym przestał się tak czuć. Tochi wziął mnie na ręce. Nie szarpałem się. Czułem się zbyt osłabiony, żeby jakkolwiek zareagować. Objąłem jego szyję i oparłem się o niego, oddychając ciężko.
Delikatnie położył mnie na łóżku.
- Co chcesz, żebym zrobił? - Zapytał spokojnie, pochylając się nade mnie. Otworzyłem usta, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- Nienawidzę cię... - Rzuciłem, zarzucając ręce na jego szyi i wpijając się w usta. Uśmiechnął się, obejmując moje biodra i przyciskając do siebie. Jęknąłem w jego usta, wijąc się pod jego ciałem. Objąłem nogami jego brzuch, wplatając palce w jego włosy.
Powoli odsunął się ode mnie, dalej trzymając złączone nasze języki.
- Tochi... - Wyszeptałem, czując jak moje uda zaczynają drżeć. Uśmiechnął się tylko, całując moją szyję i zjeżdżając coraz niżej. Ucałował mój brzuch i zabrał się za rozpinanie spodni. Jęknąłem słabo, kiedy ściągał ze mnie jeansy a potem bokserki. Zakryłem twarz poduszką, żeby jakoś ukryć rumieńce i stłumić jęki.
- T-tochi... ach! N-nie... - Zacząłem jęczeć, kiedy wziął mojego penisa do ust. Ścisnąłem pościel, wijąc się na łóżku. Z oczu spływały mi łzy rozkoszy a z ust wyrywały się spazmatyczne jęki. Zacisnąłem powieki, kiedy chwilę potem doszedłem z imieniem Tochiego na ustach.
Żaden z nas się nie odezwał. Tochi zabrał się za przygotowywanie mnie a ja... nie mogłem robić nic poza drżeniem pod nim.
- Zajączku... w porządku? - Zapytał, wyjmując ze mnie palce i pochylając się nade mną. Rozchyliłem uda, kiedy między nimi pojawił się tors Tochiego. Pokręciłem tylko głową, podnosząc się nieznacznie, żeby móc dosięgnąć jego ust. Pomógł mi nieco, uśmiechając się i łącząc nasze usta. Podniósł moje uda i powoli zaczął we mnie wchodzić. Zarzuciłem mu ręce na szyję, przyciskając się do niego z głośnym jękiem. Poruszał się najpierw delikatnie i powoli, z każdą chwilą przyspieszając ruchów. Złapał mnie za biodra i coraz mocniej i szybciej mnie posuwał.
Wykrzykiwałem jego imię, raz za razem, wijąc się w spazmach rozkoszy. Otępiały mózg nie był nawet w stanie myśleć. Każdy jego dotyk wydawał się palić. Każdy pocałunek sprawiał mrowienie w całym moim ciele. Każdy ruch powodował u mnie kolejne jeki rozkoszy. Oplotłem go nogami, całkowicie dając się ponieść emocjom. Co się ze mną działo? Chyba jeszcze nigdy nie czułem się aż tak napalony.
Co ze mną było nie tak?
Mogę się założyć, że dziadek Tochiego dosypał im czegoś do tej herbarki ;-; czemu takie krótkie? :(
OdpowiedzUsuńWeny życzę <3
~ZeLi
Co się stało z Zajączkiem? :_; Ten Zajączek to nie Zajączek, oddajcie mi go! T~T
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu kom. ZeLi to rzeczywiście to mogła być ta herbatka dziadka Tochiego o.O
Cudowny rozdział~
Czekam na więcej :D
Wiedziałam, że ta herbata to był jakiś afrodyzjak. Wiedziałam.
OdpowiedzUsuńKocham.
H.
Borze liściasty, więcej takich akcji *-*
OdpowiedzUsuńChociaż dziewczyny (pewnie tak) mają rację, to nie ten sam nieśmiały Usagi.
Ale szczerze mówiąc, wolę go w takiej wersji :333
Od razu mówię - nie lubię tego kelnera -,- Może i chce dobrze w ich związku, czy coś, ale niech się odwali. Jak Tochi nie zareaguje to ja zareaguję. A wtedy ten typek już nie będzie mrugał do naszego Zajączka.
Tak, jestem zazdrosna ;_;
Co do tej herbatki... Zdaje mi się, że Tochi i jego dziadek coś uknuli, a teraz się znęcają nad Zajączkiem ;_; Ale jak dla mnie takie znęcanie może być w każdym rozdziale ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Rozdział krótki, ale przyjemny. Nie, żebym narzekała, czy coś.
Weny życzę, no i standardowo czekam na więcej :33
Pozdrawiam,
Mia
Zajączek coś wyjątkowo dziwny jest ;_; Też uważałabym, że dziadek dosypał czegoś do herbaty, gdyby nie to w hotelu ;//////; Zajączek nigdy nie był taki uległy awwaaaa <333
OdpowiedzUsuńW sumie podoba mi się ten "nowy" zajączek. Taki trochę... bardziej wrażliwy się stał. Chociaż czasem wracam myślami do pierwszych rozdziałów i rzygam tęczą ;^;
A rozdział... no krótki, jak zwykle D: Ale przynajmniej notki pojawiają się regularnie c:
Weny,
Alice
Myślę sobie, że ktoś się uzależnił ot co, w końcu można się uzależnić nawet od czekolady:-)
OdpowiedzUsuńWoooW :3
OdpowiedzUsuńA to niespodzianka.
Hmm albo Usagi miał po prostu chcicę albo faktycznie w tej herbacie coś było XD
W sumie..taki Zajączek nawet mi się podoba ale gdyby miał być taki już zawsze to raczej już nie bardzo (chociaż,,,,w sumie XD).
Niech ten kelner odwali się od Usagi'ego bo nie ręczę za siebie.On jest TYLKO I WYŁĄCZNIE N A S Z ^^
Zgodzę się, że rozdział był krótki, ale przyjemny <3
Weny :D
Jinnie
Czesc! W koncu znalazlam moja zgube! Przeszukiwanie wyszukiwarki wzdluz i wszerz dalo jakies efekty. Dlugo mnie nie bylo, a postow przybywa. Ciesze sie, ze wena przybywa, a nie odplywa jak to sie dzieje na innych blogach. Postaram sie szybko nadrobic zaleglosci. Tymczasem, zapraszam na swojego bloga, ktorego czytelnosc.. z kazdym dniem spada. Przepraszam za spam. Oto link http://tonietakjakmyslisztato.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńo taki zajączek to mi się podobał, herbatka od dziadka Tochiego okazała się acrodyzjakiem…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia