Czesc. Kilka slow wstepu. Przede wszystkim musze was przeprosic za brak polskich znakow mniej wiecej od polowy posta. Zlosliwy internet przestal mi dzialac. Musialam uzyc innego laptopa, na ktorym internet dziala, ale nie dzialaja ani polskie znaki, ani nawet sprawdzanie pisowni, wiec przy okazji sorki, jezeli popelnie jakies straszne bledy.
Sprawa druga - Dzieki rzetelnym wyjasnieniom Invicty nareszcie zabralam sie za robienie spisu tresci. Na razie zrobilam zajaczka i Akiego x Keia. Jak znajde jeszcze chwile to dodam wszystkie gratisowe posty. W sumie nie bylo to takie meczace jak sie spodziewalam. Mialam troche czasu o 2 nad ranem przed pierwszym dniem szkoly po maturach xD
Ostatnia sprawa dotyczy mieszkancow warszawy, ktorzy w dniu jutrzejszym wybieraja sie na Hanami. Jezeli bardzo bedzie komus zalezalo, zeby mnie zjechac dlaczego posty sa takie krotkie/nic sie nie dzieje(dzisiejszy post) albo, ze sie spozniam to macie okazje. Niestety, nie bede miala zadnego cosplayu, wiec niczym nie bede sie zbytnio wyrozniac. Bede ubrana na czarno i prawdopodobnie bede w towarzystwie Hatsune Miku. Jakbyscie chcieli podejsc i zagadac to pytanie o Kasai Katsumi a nie ,,czy to ty piszesz tego gejowskiego bloga,, Raczej sie tym nie chwale moim znajomym ^ ^
A teraz bez przedluzania, zapraszam do kolejnej czesci ,,zajaczka,,.
**********************8
Obudziłem się wczesnym południe.. Całe moje ciało wydawało się jednocześnie mrowić i płonąć. Jęknąłem, przewracając się na plecy.
- Dzień dobry - Nade mną pochylał się Tochi. Wydawał się być w świetnym humorze. - Śniadanko?
Pokiwałem głową, naciągając kołdrę do piersi. Byłem tak obolały, że najchętniej resztę dnia spędziłbym w łóżku. Co mi się stało ostatniej nocy? Kompletnie tego nie rozumiałem.
- Kupiłem rogaliki, dżem i czekoladę. Mam też herbatę. Napijesz się? - Zapytał, krojąc rogaliki. Już miałem coś odpowiedzieć, ale wtedy coś mnie tknęło. Podniosłem się do półsiadu, pozwalając by kołdra opadła na moje biodra.
- Czekaj... - Zmierzyłem go przenikliwym spojrzeniem. Tochi nawet na mnie nie zerkał, całkowicie skupiony na robieniu śniadania. Jak moglem wczesniej o tym nie pomyslec? Przeciez to bylo wrecz oczywiste. - Naszprycowałeś mnie czymś?!
- Ja? - Zapytał spokojnie, smarując połówkę rogala dżemem. - Skąd...
- Co mi podałeś? - Zapytałem lodowato, ściskając w rękach poduszkę. - To ta herbata, tak?
Uśmiechnął się tylko niewinnie. Złapałem poduszkę i rzuciłem w jego stronę.
- Dupek! Nie wierzę, że mi to zrobiłeś! Co to była za herbata?!
- Z afrodyzjakiem. Środek silny, ale całkowicie bezpieczny. Nie przejmuj się - Usiadł na krańcu łóżka, uśmiechająć się serdecznie. Złapałem drugą z poduszek, ciskając w niego z całej siły. Potulnie przyjął uderzenie, nie tracąc dobrego humoru. Nic nigdy nie brał na poważnie, ale teraz całkowicie wyprowadził mnie z równowagi. W tym przypadku naprawde przegial.
- Kretyn! Dupek! Nienawidze cię! Jak mogłeś zrobić mi coś takiego?!
Odsunął się nieznacznie, jakby zaskoczony moim wybuchem. Jego uśmiech nieco przygasł i wyglądał na lekko zakłopotanego.
- Wiesz... to... - Zaczął trzeć nerwowo szyję, zerkając na mnie zakłopotany. - Pomyślałem, że skoro mamy chwilę dla siebie... - Zaczął, jednak widząc jak bardzo jestem wściekły, westchnął i odwrócił wzrok w stronę ziemi. - Dostałem ją od dziadka.
Zamrugałem kilkukrotnie, starając się zrozumieć to, co do mnie powiedział. To TO dziadek Tochiemu mu przekazał? Co sobie wtedy myślał? Że będzie zabawnie jak... jak...
- Co to za różnica! Nie miałeś prawa mnie czymś takim faszerować! Zawsze musi być tak jak ty chcesz?! Już nie mam prawa nawet powiedzieć nie?! - Zacisnąłem pięści na pościeli, patrząc na niego zimno. Tochi opuścił głowę i podniósł oczy, patrząc na mnie minął zbitego psa.
- Przepraszam? - Jak zawsze... robił sobie ze mną co tylko chciał a potem był pewny, że wystarczy tylko przeprosić, żebym wszystko mu wybaczył. Naprawdę rzadko miał mnie okazję tak mnie zirytować, ale teraz naprawdę przegiął. W końcu byłem jego chłopakiem a nie cholerną zabawką.
- Dalej jestem zły - Burknąłem, odwracając się na bok i przykrywając się kocem.
- Naprawdę przepraszam... - Pochylił się nade mną, ale tylko mocniej się okryłem. - To więcej się nie powtórzy. Po prostu chciałem jakoś uczcić nasz powrót...
- Po prostu wyjdź - Powiedziałem lodowato. Tochi tylko przez chwilę jeszcze siedział na łóżku, ale zaraz potem wstał. Potem dotarło do mnie tylko trzaśnięcie drzwiami. Odwróciłem się, ale dom był całkowicie pusty. Tochi naprawdę sobie poszedł? Może tylko stał za drzwiami i czekał, aż go zawołam? Jego niedoczekanie. Tym razem to nie była przesada. Tak po prostu mnie naszprycował czymś, żeby móc mnie wykorzystać, bo jasno dałem mu do zrozumienia, że nie chcę tego robić. Perwersyjny dupek!
Odczekałem chwilę, ale Tochi widocznie nie zamierzał tutaj nagle wpaść. Moze postanowil naprawde dac mi chwile?
Po chwili podniosłem się z łóżka, przecierając oczy i rozciągając się. Cały byłem obolały a w dolnych partiach ciała czułem mrowienie. To wszystko przez tą głupią herbatę...
Spuściłem nogi na podłogę i z trudem się na nie dźwignąłem. Dopiero kiedy koc zsunął się z moich bioder uświadomiłem sobie, że jestem kompletnie nagi. Padłem ponownie na łóżko, zasłaniając się kocem. Zwłaszcza, że nogi dalej mi drżały. Z trudem wstałem i obwiązany w biodrach kocem udałem się do łazienki. Zamknąłem drzwi na klucz i udałem się pod prysznic, spod którego nie wychodziłem przez dobre pół godziny. Musiałem być pewny, że wszystkie wstrętne rzeczy ze mnie wypłynęły, nim ubrałem się i praktycznie na czworakach dotarłem do pokoju.
O dziwo w nim dalej było pusto. Tochi jeszcze nie wrócił? W ogóle to gdzie poszedł? Mógł albo chcieć dać mi trochę czasu, żebym mu wybaczył, albo nawet, żebym zaczął się martwić. To by było bardzo w jego stylu.
Wciągnąłem się na łóżko i ponownie rzuciłem na posłanie. Przewróciłem się na plecy i przez chwilę patrzyłem w sufit. Oczy powoli zaczynały mi się kleić. Teoretycznie spałem do późna, ale nie mam pojęcia o której się położyłem. I to wszystko przez Tochiego... naprawde bede musial sie postarac, nim przestane byc na niego zly.
Kiedy ponownie otworzyłem oczy, czułem się zaspany i bolała mnie głowa. Chyba jednak za długo spałem. Odwróciłem się w drugą stronę, podnosząc na łokciach.
- Dzień dobry ponownie - Zerknąłem na Tochiego, który akualnie zajęty był krojeniem jabłek. - Jak się spało?
- Dalej jestem zły - Odparłem, zakrywając się kocem.
- Wcale ci się nie dziwię. Przyznaję, zachowałem się wstrętnie - Tochi usiadł na brzegu łóżka. Byłem tak zaskoczony tym wyznaniem, że zerknąłem na niego spod koca. - Troszeczkę przegiąłem. To przez to, że podczas naszego wspólnego wyjazdu byłeś taki... um... uległy? Mogłem się przez to troche rozpuścić.
- Kretyn... - Prychnąłem, podnosząc się do półsiadu. - Będę pamiętać, żeby nigdy więcej nie pozwolić ci się do mnie zbliżyć.
- Wcale nie będę miał ci tego za złe - Odłożył jabłko i wziął z blatu całą tacę, którą zaraz potem położył na moich nogach. - Przeprosinowe śniadanie.
Spojrzałem na jedzenie, które dla mnie przygotował. Musiał bardzo się postarać, żeby mi zasmakowało, bo nie przygotował nic na smak czego mógłby wpłynąć.
Podał mi truskawki, kawałki bananów oraz obrane i pokrojone jabłka, wszystkie starannie oblane czekoladą. Z boku ustawiona była puszka bitej śmietany. Oczywiscie do tego rogaliki z dzemem i czekolada.
- I jak? - Zapytał, gdy przyglądałem się śniadaniu. Chociaz o tej godzinie był to już raczej obiad. W odpowiedzi wziąłem jedną truskawkę i spróbowałem jej koniec.
- Dobre - Pokiwałem głową, z beznamiętnym wyrazem twarzy. Nawet nie podniosłem na niego spojrzenia. - Ale dalej jestem na ciebie zły.
- Ranisz mnie, zajączku. Wiesz ile wysiłku włożyłem, żeby przygotować to zanim się obudzisz? - Uśmiechnął się delikatnie, przechylając głowę. - Mógłbym chociaż usłyszeć jakieś ,,dziękuję".
- Dziękuję... - Mruknąłem niechętnie. - Ale nie myśl sobie. Dalej jestem zły.
- I ja to rozumiem. Chociaż wiesz co... ekspedientka w sklepie jakoś dziwnie się do mnie uśmiechała, kiedy kupowałem truskawki, bitą śmietanę i czekoladę... - Spojrzał, jakby w zamyśleniu w sufit. Zerknąłem na moje śniadanie, starając się zrozumieć przyczynę tego ,,dziwnego uśmiechu", ale nie mogłem jej zrozumieć.
- A to dlaczego? - Zapytałem w końcu, oblewając jabłko bitą śmietaną. Tochi spojrzał na mnie, jakby zaskoczony, że nie rozumiem. Potem uśmiechnął się delikatnie.
- Pewnego dnia ci wyjaśnię, słowo - Pogładził mnie po włosach a ja się zastanawiałem, czy to bardziej obietnica, czy groźba.
Dokończyłem śniadanie, po czym oddałem Tochiemu tacę.
- Wybaczone? - Zapytał z łagodnym uśmiechem.
- Zastanowię się nad tym. Na razie masz na to szanse.
- WIęc co jeszcze muszę zrobić? - Usiadł przede mną, biorąc jedną truskawkę i wkładając ją sobie do ust.
- Może nauczyłbyś się jakichś komend? - Uśmiechnąłem się z wyższością. Ku mojemu zaskoczeniu Tochi również to zrobił a w jego oczach dostrzegłem złośliwy błys.
- Komendy, tak? - Wziął delikatnie ode mnie tacę i odłożył ją na stół. - Ale wiesz, że wyuczenie takich trochę zajmuje? - Pochylił się nade mną, uśmiechając się drapieżnie. Potem, jakby nigdy nic rzucił się na mnie, łaskocząc mnie w brzuch.
Zacząłem śmiać się i wić, ale Tochi dalej mnie łaskotał.
- Przestań, przestań, przestań! - Krzyczałem, dalej się szarpiąc.
- Sam mówiłeś, że powinienem nauczyć się komend. A to nie jest takie łatwe.
- Dobrze, dobrze, odwołuje!
- Teraz za późno. Chyba, że mi wybaczysz - Kiedy przewróciłem się na brzuch, Tochi usiadł na moich biodrach, łaskocząc mnie w boki. W tej pozycji walka z nim była jeszcze trudniejsza. O ile było coś trudniejszego od niemożliwego.
- Wybaczam, ale puść mnie już! - Opadłem ciężko na poduszkę, kiedy w końcu mnie puścił. Brzuch mnie bolał, jakby ktoś wbijał w niego szpilki. Nienawidziłem tego uczucia.
Skuliłem się, podciągając kolana do piersi. Spojrzałem lodowato na Tochiego, który uśmiechał się jak kretyn.
- Nienawidzę cię...
- Też cię kocham - Rozpromienił się jeszcze bardziej. - Będę musiał podziękować Kashikoiowi za tą cenną informację o tobie.
- No dobra... jego też oficjalnie nie nawidzę.
- Widzę, że łatwo cię do kogoś zrazić.
- Nie masz nawet pojęcia...
Podniosłem się dumnie, opierając o materac.
- To co? Miałbyś ochotę na mały spacer po lesie?
Przewróciłem oczami. No tak... na śmierć zapomniałem jak bardzo jest tutaj nudno. Oprocz chodzenia do lasu wlasciwie nie robilismy nic. Nastepnym razem bede musial zabrac tu jakies gry planszowe, albo ksiazki. Juz mialem zamiar sie podniesc i pelen ubolewania pojsc z nim do lasu, ale wtedy przypomnialem sobie, jak bardzo nie moge aktualnie chodzic. Jakby na przypomnienie moje nogi zaczely jeszcze mocniej sie trzasc.
- Wiesz co... ja jednak podziekuje. Nie mam ochoty lazic po tym twoim glupim lesie - Odwrocilem dumnie twarz. Balem sie, ze jezeli na mnie spojrzy, Tochi od razu bedzie wiedzial, dlaczego nie chce isc.
- W porzadku... - Rzucil tylko, co tak mnie zaskoczylo, ze od razu odwrocilem sie w jego strone. Usmiechal sie lagodnie, patrzac mi w oczy. Potem rozpromienil sie gwaltownie. - Moge cie poniesc. Tak jak przy naszym poznaniu.
Zacisnalem piesci, czujac delikatny rumieniec. Jasne, jeszcze tylko tego brakowalo, zeby mial mnie nosic.
- NIe ma mowy.
- Daj spokoj, bedzie fajnie.
- Nie znaczy nie.
- Ladnie prosze? - Pochylil sie nade mna, rece kladac na poduszke po obu stronach poduszki, na ktorej lezalem. Byl zdecydowanie za blisko, zebym mogl w jakikolwiek sposob zareagowac.
Juz otworzylem usta, zeby cos odpowiedziec, ale wtedy rozleglo sie pukanie do drzwi. Spojrzelismy w ta strone a potem na siebie.
- Spodziewales sie gosci?
- Pytasz, jakbym kiedykolwiek ich mial - Z powodu przebytych doswiadczen wiedzialem, ze pukanie do drzwi nigdy nie konczylo sie dobrze. Mialem tylko nadzieje, ze to nie sa moi rodzice.
- Moze nie otwieraj? - Zapytalem niepewnie. Odpowiedzial mi lagodnym usmiechem i wstal z lozka.
Nie wazne,jak bardzo bylo to dziecinne. Bylem calkowicie pewny, ze nie przyszedl nikt, kogo chcialem tutaj widziec. W kazdym razie jeszcze nigdy nikt taki nie przyszedl.
Kiedy Tochi otwieral drzwi, ja staralem sie wstac i byc w stanie normalnie ustac. I oczywiscie znowu musialem miec racje...
- Huh? Co TY tutaj robisz?
Idę na Hanami ale się wstydzę, więc tylko popatrzę, ale czuj się zlana za krótkie posty i przytulona przez cudowne opowiadanie ;o;
OdpowiedzUsuńPrzy czytaniu rozdziału jak zwykle miałam banana na twarzy ;^; I trochę szkoda mi się zrobiło przez chwilę Tochi'ego, ale należało mu się, więc no. I jestem ciekawa jak zareagowaliby, gdyby dziadek Tochi'ego następnego dnia przyszedł i zapytał jak się spało ( ͡° ͜ʖ ͡°)
I jestem pewna, że to będzie któreś z rodzeństwa Usagiego. Nie wiem czemu, takie mam przeczucie XDDD
Weny,
Alice
Alice, wyprzedziłaś mnie ;---;
OdpowiedzUsuńNie mam zbytnio ani czasu any weny na bardziej konstruktywny komentarz, więc powiem tyle, że jak dla mnie możesz robić nic nie wnoszące rozdziały, to takie umilacze czasu ^^
Rozdział jak zwykle perfecto^^
Pozdrawiam,
Mia
Nienawidzę Cię za to, że mieszkasz w Warszawie :_: Przeprowadź się trochę bliżej, tak do Łódzkiego xD Albo pojedź na Copernicon (czy jak to się tam pisze) To tam się spotkamy :3
OdpowiedzUsuńI nie mogę się doczekać zobaczyć tego jak to zrobiłaś :D
Co do rozdziału to myślę, że to ta była Tochiego :? Ale równie ciekawie by to wyszło, żeby to był któryś z rodziców Zajączka lub Tochiego >////< Ale skoro już to ktoś od Usagiego bo się tak uniósł gdy Ją/go zobaczył... ale to jednocześnie jednak mogła być tamta dziewczyna wiedząc co się działo parę rozdziałów temu... Jesu już sama nie wiem xDDDDD Rozjebanie mózgu xD
~Pozdrawiam :>
~Czekam z niecierpliwością do soboty :D ♥♥♥
Wiedziała, że to ta herbata :3
OdpowiedzUsuńBiedny Tochi potrzebował tylko czułości^^Ciekawe gdzie on wtedy wyszedł na tak długo.
Muszę kiedyś wypróbować te łaskotki na kimś żeby mi szybciej wybaczył :>
Jestem strasznie ciekawa kto ich odwiedził.Mam nadzieję, że to nie rodzice Usagi'ego albo ktoś kto przyniesie nieszczęście :/
Weny
Jinnie
Oki. Kocham Cię i w ogóle.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie.
Zastanawiam się czy nie mogłabyś okazać się lesbijką albo chociaż osobą biseksualną(nie ważne :|)
Ale.
Jest niedziela.
Za godzinę poniedziałek.
A ja usycham z tęsknoty za twoją twórczością!
Weny i czasu!
H.
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział cudny, Tochi, och trochę to mi go szkoda… kto przybył w odwiedziny…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia