- Więc... - Powiedziała niepewnie Hana, gdy kelner zabrał już nasze dania. - Rei, może chciałbyś do nas wpaść?
- Lepsze to, niż nocowanie w hotelu - Stwierdził obojętnym tonem, poświęcając więcej uwagi mi, niż jej. - A może oprowadzisz mnie po mieście? - Zwrócił się do Hany. Ta uśmiechnęła się tylko niepewnie, kiwając głową.
- Ja go oprowadzę - Zaproponowałem natychmiast. - Na pewno macie sporo pracy, a ja na dzisiaj nie miałem żadnych planów.
- Jak dla mnie brzmi to świetnie - Uśmiechnął się złośliwie Rei. - Kochanie, nie masz nic przeciwko, co? - Zwrócił się do Hany, która kiwnęła głową, zalewając się uroczym rumieńcem. Wzrok wbiła w talerz, nie mając za bardzo odwagi nic powiedzieć. Nie była zdecydowanie zachwycona, że Rei tak się do niej zwraca, ale nie powiedziała nic na ten temat. Tak samo jak Kashikoi.
- Najlepiej może pójdziemy od razu. Pogadamy i tak dalej. A do domu wrócę taksówką - Zmusiłem się do delikatnego uśmiechu. Rei uśmiechnął się tylko, od razu opuszczając restauracje. Udałem się zaraz za nim, nie zerkając nawet na moje rodzeństwo.
Ruszyliśmy ulicą w całkowitej ciszy. Odezwałem się dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się między blokami, gdzie i tak nikt nie chodził.
- Mogę wiedzieć, o co ci chodzi? - Chwyciłem Reia za ramię, odwracając w swoją stronę. - Co tutaj do cholery robisz? Chcesz się na mnie zemścić, czy jak?
- Myślę, że za nadto sobie schlebiasz, zajączku - Uśmiechnął się z wyższością, patrząc na mnie z góry. - Zwyczajnie nasza rodzina uznała, że ślub z waszą może nam bardzo pomóc. Ot, zwykła strategia.
- I ty się niby na to zgodziłeś? Jakoś nie widzę ciebie jako wzorowego męża. Czego chcesz od Hany?!
- Oho, kompleks młodszego braciszka, co? Słodziutkie - Zaśmiał się krótko, jednak widząc moje nienawistne spojrzenie, odezwał się ponownie. - Ładnie zjadłeś obiadek, chyba czas na deser, co? Ja stawiam - Zacisnąłem dłonie w pięści, cały trzęsąc się ze złości. - Tam możemy pogadać.
Uśmiechnął się szeroko. Nie podobało mi się to ani trochę, ale miałem dziwne wrażenie, że nie mam tutaj nic do gadania. Jeżeli Rei chciał skrzywdzić moją siostrę, musiałem zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
- Niech ci będzie... - wycedziłem niechętnie przez zęby. Ten tylko uśmiechnął się zwycięsko, ruszając dalej ulicą. Pomimo chęci, powstrzymałem się od wrzucenia go pod samochód. On za to nie wydawał się zbytnio chętny, żeby ze mną rozmawiać, przynajmniej dopóki nie złożył zamówienia w niewielkiej, ale całkiem przytulnej kawiarni, do której po chwili trafiliśmy. Gdy kelnerka postawiła przed nami dwa kawałki ciasta czekoladowego, uśmiechnął się do niej czarująco, puszczając jej oczko. Zacisnąłem dłonie na szklance coli, powstrzymując się z trudem, przed uderzeniem go w twarz.
Dobra, a teraz gadaj, co chcesz od Hany - Podniósł na mnie zmęczone spojrzenie, uśmiechając się przy tym złośliwie.
- Rety, rety... ale ty jesteś męczący. Nie martw się, nie chcę absolutnie nic od twojej siostry. Moi rodzice po prostu stwierdzili, że związanie się z rodziną Takeda może być bardzo opłacalne. Bez urazy, ale twój związek z Tochim to jednak nie to samo. Wiesz, reklama, te sprawy.
- I dlatego chcesz się zdecydować na ślub z Haną? Przecież nawet jej nie znasz i...
- Nie muszę jej znać - Przerwał mi spokojnie, popijając kawę. - Nie muszę jej nawet lubić. Weźmiemy ślub dla dobra naszych rodzin, a potem każdy będzie żył własnym życiem.
- Ona tak tego nie postrzega - Uniosłem się, ledwo się powstrzymując od krzyku. - Kiedy ona zdecyduje się na ślub to będzie czuła się w obowiązku być jak najlepszą żoną.
- Ech... Usagi, Usagi, Usagi... ona nie może się zdecydować na ślub. Wiesz to przecież. To wasi rodzice się na to zdecydują.
- Ty... - Warknąłem, wstając gwałtownie z krzesła. Dostrzegłem wzrok ludzi w kawiarni, przeniesiony na naszą dwójkę, więc ponownie usiadłem. - Słuchaj, nigdy nie wybaczę, jeżeli ją skrzywdzisz.
- Nie chcę jej krzywdzić - Wzruszył ramionami ze złośliwym uśmieszkiem. Wziął łyka kawy, zerkając na mnie znad filiżanki. Odstawił ją z delikatnym stuknięciem, pochylając się w moją stronę. - To, że będzie smutna, jeżeli będę ją zdradzał, to nie moja wina.
- Ty pieprzony... - Wstałem gwałtownie z krzesła, ponownie zwracając na siebie uwagę wszystkich. Nie mogłem dopuścić do tego małżeństwa. Ona odda mu wszystko, a ten i tak będzie ją zdradzał, z każdym po drodze.
- Nie ładnie tak przeklinać...
- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić... - Prychnąłem, zaciskając dłonie na stole.
- Przecież wiesz, że jej nie powstrzymasz przed tym ślubem - Zerknął na mój talerz, kradnąc mi kawałek ciasta. - Ona nie jest taka jak ty. Nie wyrzeknie się tradycji i nie przeciwstawi waszym rodzicom. Prawda jest taka... - Podniósł na mnie spojrzenie, wciąż trzymając widelec w zębach. Jeszcze nigdy, słowo daje, nie miałem tak wielkiej ochoty walnąć kogoś w twarz. Powstrzymywał mnie chyba tylko fakt, ze wygląda jak Tochi. - Że twoje rodzeństwo w przeciwieństwie do ciebie, zrobi wszystko, zniszczy się psychicznie i fizycznie, poświęci swoje życie, szczęście i dumę, żeby robić to, co chcą wasi rodzice - Spojrzał na mnie ze złośliwym uśmiechem. Łyknął jeszcze kawy, kładąc ramię na oparcie krzesła. - A ty zrobisz wszystko, żeby do tego nie dopuścić...
- Czego chcesz? - Zapytałem lodowato, zmuszając się, żeby ponownie usiąść. - Przecież ciebie nie obchodzi ani rodzinna tradycja, ani tym bardziej Hana. Chcesz się zemścić na mnie? A może na Tochim? O co ci do cholery chodzi?
- Hmm... czego chcę... - Zamyślił się na chwilę, wbijając wzrok w puste talerze po ciastkach. Opróżnił do końca kawę, nie spiesząc się z żadnymi wyjaśnieniami, nim wbił we mnie złośliwe spojrzenie. - Ciebie.
Powiedział to na tyle cicho, żeby nikt go nie usłyszał, nawet w sąsiednich stolikach. Wyprostowałem się gwałtownie, zalewając się momentalnie rumieńcem. Przez kilka sekund siedziałem bez słowa, patrząc na Reia z otwartymi ustami. Spodziewałbym się chyba wszystkiego, że powie, że chce się zemścić, że nienawidzi mojej rodziny, że chce zrobić na złość Tochiemu. Jednak... nie czegoś takiego.
Rei pochylił się nad stołem, delikatnie zamykając moje otwarte usta. Dopiero wtedy oprzytomniałem. Odsunąłem się do tyłu, niemal przyklejając się do oparcia.
- C-co...? - Wydusiłem z siebie, zaskoczony.
- Cóż, Tochi ma oko - Uśmiechnął się, wracając na swoje miejsce, gdy ludzie zaczęli zerkać w moją stronę. - Nie dość, że jesteś słodki, malutki i uroczy, to jeszcze masz charakterek. Naprawdę żałuję, że ostatecznie z tobą nie zerwał. Chętnie bym się tobą zajął.
- Ty... - Opuściłem głowę, podnosząc na niego spojrzenie. Zagryzłem zęby, robiąc się jeszcze bardziej czerwony. - Nie waż się tak mówić. Jakbyś nie zauważył, to miejsce publiczne...
- Oh, ależ ty się uroczo rumienisz. Mój kochany braciszek musi uwielbiać cię zawstydzać.
- Tak dla jasności... czego ty tak konkretnie chcesz? Zrobić Tochiemu na złość?
- Hmm... tak, to też byłby zdecydowany plus. Ale prawda jest taka, że po prostu chcę się do ciebie zbliżyć. Miałem już sporo chłopaków i dziewczyn, ale nigdy kogoś tak fascynującego jak ty.
- N-nie ma mowy... absolutnie odmawiam. Jakbyś zapomniał, jestem z Tochim. A ciebie nawet nie lubię, więc nie wiem, jak chcesz się do mnie zbliżyć - Prychnąłem.
- Pozwól, że ci wytłumaczę - Rei przysunął się jeszcze bliżej do stołu, opierają łokcie na blacie i pochylając się w moją stronę. - Masz w tej chwili dwie opcje i musisz się zdecydować na którąś z nich - Nie spodobał mi się ten ton, ale jak na razie słuchałem uważnie. - Możesz nic nie robić, pozwolić mi na ślub ze swoją siostrą i patrzeć, jak moja osoba ją powoli niszczy. Swoją drogą... ciekawe, czy całuje tak dobrze jak ty.
Zmierzyłem go lodowatym spojrzeniem. Uśmiechnął się, znosząc spokojnie mój wzrok.
- Albo... możesz mnie jakoś przekonać, żebym ją zostawił - Poczekał kilka sekund, aż zapytam ,,jak", ale nie zapytałem, czekając do czego to zmierza. - A możesz to zrobić... wyjeżdżając ze mną na wakacje. Domek w górach. Tydzień, tylko ty i ja - Prawie miałem ochotę się zaśmiać, ale widząc jego wyraz twarzy, zrozumiałem, że nie żartuje.
- ...chyba ci odbiło... - Wydusiłem z siebie, gwałtownie wstając. - Nigdy się na coś takiego nie zgodzę, możesz zapomnieć - Natychmiast opuściłem kawiarnię, żegnany pytającymi spojrzeniami kelnerek. Nie zdążyłem jednak odejść wystarczająco daleko, gdy Rei ponownie mnie dogonił.
- Oj, co się tak wściekasz - Oparł rękę na moim ramieniu, którą natychmiast odrzuciłem. - To tylko tydzień.
- A skąd mam wiedzieć, co dokładnie zrobisz?! - Wybuchłem, korzystając z faktu, że weszliśmy do nieuczęszczanej uliczki.
- Obiecuję, że do niczego cię nie zmuszę. No... do niczego więcej, niż już doszło.
- Wal się, Rei. Nie zrobię tego Tochiemu.
- Oj, daj spokój, to nie jest zdrada. Zwłaszcza, że żaden z nas mu o tym nie powie, prawda?
Spojrzałem na niego zimno, przyspieszając kroku. Nie, absolutnie nie było takiej mowy! Nigdy nie spędzę z nim tygodnia! Zwłaszcza po tym, co powiedział. Najpierw mówił, że mnie chce, a potem proponuje coś takiego! Kretyn! Debil! Idiota! I nawet jeżeli zechce zrobić krzywdę Hanie... zniszczyć jej życie... wykorzystać... to... ja nie...
- Hana? Kashikoi? Mogę wyjechać na tydzień?
Aaaaa <3 piękny rozdział <3 On nie może z nim wyjechać!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWat, ale mam laga ↑ W tamtym komentarzu głównie wspominałam, że nie komentowałam, bo zawsze mnie na początku w szkole cisną, i że jak Tochi nie powstrzyma zajączka to się wkurzę >:C
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńco? Usagi nie rób tego, co z Tochim? bo jakoś nie wierzę Reiowi, że nic nie powie... Usagi jak się czułeś wtedy kiedy Tochi pocałował Kore? on będzie tak samo zię czół...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia