sobota, 13 lutego 2016

Zajączek CXVIII - Wybór?

Ten tydzień był istnym koszmarem. Nie dość, że zmuszony byłem spędzać z Reiem całe dnie i noce, znosić jego molestowanie i głupie rozrywki, podczas których notabene i tak mnie molestował, to jeszcze po tym, jak dałem mu kosza, był na mnie jeszcze bardziej cięty. Już początek wyjazdu był lepszy niż to, co czekało mnie potem.
Każdej nocy zastanawiałem się, czy Tochi jeszcze mnie nie nienawidzi. A każdego ranka miałem nadzieję, że obudzę się koło niego. Gdy więc w końcu nadszedł czas naszego wyjazdu, czułem się bardziej zaniepokojony niż szczęśliwy.
- Powinieneś chyba skakać z radości, co? - Zagadnął Rei, gdy pakowałem swoje rzeczy do torby. Chciałem się cieszyć, ale jakoś nie mogłem. Zwłaszcza, że dalej nie wiedziałem, co będzie między mną a Tochim. Od kiedy się o wszystkim dowiedział minął tydzień, a ja nawet nie dałem znaku życia. Czy w ogóle będzie chciał się ze mną widzieć? Korze nie mógł wybaczyć, chociaż też go błagała. A może... może w ogóle już sobie kogoś znalazł? Ta myśl boleśnie przeszyła mi serce.
- Głowa do góry, za kilka dni odwołamy ślub i będziesz mógł spędzić czas z moim braciszkiem... - Powiedział, przewracając oczami. Nie wyglądał na zachwyconego, że jest zmuszony mnie pocieszać. W końcu przez cały ten tydzień próbował mnie doprowadzić do szału, co prawie mu się udało.
- O ile kiedykolwiek jeszcze będzie chciał się od mnie odezwać... - Mruknąłem cicho. Wciąż byłem wściekły za to, że mnie zaciągnął na ten durny wyjazd i wszystko, co podczas niego mi robił.
- Kiedyś na pewno - Wzruszył ramionami. Ten kretyn kompletnie się nie przejmował tym, że możliwe, że zniszczył mi życie. Już pal licho molestowanie, które musiałem znosić. Ale jeżeli Tochi mnie znienawidzi, Rei zginie za to.
- Jeżeli Tochi mi nie wybaczy... - Mruknąłem, zerkając na niego nienawistnie.
- Skoro jesteś ,,jego" zajączkiem, to czemu nie? - Uśmiechnął się złośliwie. Uwielbiał przypominać mi mój monolog wtedy na polanie. W sumie aż tak mi to nie przeszkadzało, bo przynajmniej nie wypominał mi, że o mały włos bym mu się oddał.
- Bo przez tydzień siedziałem w domku na jakimś zadupiu z JEGO bratem - Powiedziałem z naciskiem, dopinając torbę. W głowie układałem sobie plany, jak mógłbym wybłagać Tochiego, żeby jednak mi wybaczył. Z całą pewnością musiałem być tak samo uparty, jak on za każdym razem.
- Ojej, daj spokój. Przecież było fajnie, nie wyprzesz się tego - Uśmiechnął się złośliwie.
- Nie, nie było fajnie. Zwłaszcza, jeżeli Tochi mnie przez to nienawidzi.
- Tochi to, Tochi tamto - Przewrócił oczami. - Nie umiesz mówić o niczym innym?
- Nie, nie umiem. Możemy iść? - Zarzuciłem torbę na ramię, podnosząc walizkę z ziemi.
- Rydwan już czeka, wasza wysokość - Powiedział złośliwie, zgarniając swoje rzeczy z ziemi. - Szkoda w sumie, liczyłem na nieco więcej po tym tygodniu.
- Od początku cię uprzedzałem, że nic z tego nie będzie. Ciesz się, że w ogóle tu przyjechałem.
- ...co za zaszczyt - Prychnął śmiechem. - Pani pozwoli, że jeszcze ją wyniosę do samochodu.
- Wal się - Powiedziałem chłodno, wychodząc z domku. Rei podążył za mną ze swoimi rzeczami i zamknął drzwi na klucz. Nie był zbyt zachwycony z tego tygodnia, ale i tak ciągle uśmiechał się perfidnie.
W końcu mogliśmy wyjechać. Droga o dziwo dłużyła mi się jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że nie wiedziałem nawet, ile jeszcze będę czekał, aż w końcu będę mógł się spotkać z Tochim. Oczywiście nawet podczas jazdy nie mogłem uwolnić się od Reia, który bez przerwy się do mnie kleił. W końcu zatrzymaliśmy się pod moim domem.
- Nareszcie - Odetchnąłem z ulgą. Już miałem wstać i wyjść, kiedy Rei złapał mnie za rękę.
- Dzięki za ten tydzień - W jego głosie o dziwo nie słyszałem drwiny. Przez chwilę miałem nawet nadzieję, że rzeczywiście był mi wdzięczny. - Jeszcze kilka dni i będziesz mógł pojechać do mojego kochanego braciszka.
- Kilka dni - Mruknąłem niechętnie, uświadamiając sobie, że te kilka dni to będzie cała wieczność.
- Kilka dni - Kiwnął głową. -  Chyba, że ostatni raz będę mógł cię pocałować - Spojrzał na mnie z uśmiechem. Pewnie myślał, że odpuszczę, żeby spotkać się z Tochim.
- Niedoczekanie - Powiedziałem lodowato. W tej samej chwili zostałem pociągnięty do przodu. Spojrzałem zaskoczony na Reia, który znajdował się teraz centymetry przed moją twarzą.
Odepchnąłem się gwałtownie, wyrywając z jego uścisku, nim zdążył mi cokolwiek zrobić. Ból momentalnie przeszył tył mojej głowy, gdy zderzyłem się z pełnym impetem z dachem. Jęknąłem, siadając na fotelu.
- I widzisz? Nie wolno się rzucać w samochodzie, bo można sobie zrobić krzywdę - Powiedział tonem pełnym wyższości ze złośliwym uśmieszkiem.
- Trzeba było się do mnie nie zbliżać! - Warknąłem, trąc obolała głowę. Ten tylko wysłał mi mocno ironicznego buziaka, rozwalając się na kanapach.
- Pozdrów ode mnie Tochiego - Rzucił jeszcze złośliwie. Popukał w szybę, która odgradzała nas od kierowcy. Chwilę później drzwi od samochodu otworzyły się. Szofer ukłonił się, pozwalając mi się wydostać.
Rzuciłem Reiowi ostatnie złowrogie spojrzenie, nim wyszedłem. Szofer, wysoki mężczyzna o twarzy bez wyrazu i uniformie typowego kierowcy kiwnął głową w moją stronę.
- Czy zanieść paniczowi bagaże do mieszkania? - Zapytał posłusznie. Pewnie w głowie już pojawiały mu się różne dziwne wizje, co się mogło dziać między mną a Reiem, ale posłusznie udawał, że nic nie widzi i o niczym nie wie. Zupełnie jak wzorowy sługa.
- Dzięki, poradzę sobie - Powiedziałem chłodno, zabierając swoją walizkę i torbę.
- Na razie - Rzucił jeszcze Rei, gdy ruszyłem w stronę domu. Byłem wściekły. Najchętniej w tej chwili bym pojechał do Tochiego. Nienawidziłem tego, że muszę teraz czekać na odwołanie ślubu.
- Wróciłem! - Krzyknąłem, mijając próg. Próbowałem się uśmiechnąć, żeby nie dołować mojego rodzeństwa, ale moje myśli uporczywie nie chciały przestać krążyć w okół jednej osoby.
- Nichan! - Spojrzałem na lecącego w moją stronę Raito. Puściłem walizkę, żeby móc go wyściskać. - Ale za tobą tęskniłem! Co tak długo?! - Krzyczał,niemal mnie dusząc, gdy ściskał moją szyję. Prawie zapomniałem jak bardzo brakuje mi mojego rodzeństwa przez to, co się ostatnio działo.
- Przepraszam, musiałem coś pozałatwiać - Powiedziałem, w końcu go puszczając. - Gdzie reszta?
- Hana i Kashikoi pojechali gdzieś na kilka dni - Powiedział niezadowolony, nadymając policzki. - Zostałem ja z Enmą…
- Zostawili was samych? - Zapytałem zaskoczony. - Kiedy wyjechali?
- Dziś rano… Dowiedzieli się, że dzisiaj wracasz, więc powiedzieli, że będziesz nas pilnował - Uśmiechnął się promiennie. Więc nie tylko ja zauważyłem, że ich zaniedbuję. Musieli znaleźć jakiś sposób, bym na pewno znowu nie wyjechał, całkiem sprytnie. Ciekawe tylko, czy naprawdę mają coś do załatwienia, czy to był tylko fortel.
- Chodź, coś ci pokażę - Powiedział Raito z promiennym uśmiechem, ciągnąc mnie za rękę. Ledwo zdążyłem ściągnąć buty, gdy wciągnął mnie do środka mieszkania, a potem do pokoju, który wcześniej służył wyłącznie za nasz pokój narad. Teraz został tu postawiony drugi stół, na którym stała jakaś makieta. A raczej jej fundamenty. Obok leżało kilka schematów.
- To będzie nasza firma - Powiedział uradowany Raito. - Pan Mita to wszystko zrobił. Obiecał nam pomagać jak tylko będzie mógł. Projektuje naszą firmę i w ogóle będzie super - Mówił, coraz bardziej i bardziej nakręcony. - Patrz, tutaj będą nasze pokoje. Hana będzie pracować tu, a Kashikoi tu, najbliżej pracownikóów i tak dalej. Tuż obok będzie twój pokój. Masz w nim tworzyć projekty. Spójrz, od strony parkingów są osobne drzwi, zamykane na klucz. Mita przysięga, że będą niemal niewidoczne. To w razie, jakby Pan Tochi chciał cię odwiedzić - Zarumieniłem się lekko, czego wydawał się nawet nie dostrzec. - A, a, a... patrz na to, mój pokój jest tuż obok twojego. Hana i Kashikoi stwierdzili, że nie chcą, żebyśmy siedzieli z guwernantkami, więc będziemy mieli pokoje w naszej firmie, gdzie będziemy mogli się uczyć, pracować i bawić. No i będziemy mogli wracać razem do domu...
Przemyślane, pomyślałem, wpatrując się w makietę. Nie chcieli, żeby Enma i Raito mieli takie dzieciństwo jak my, więc za wszelką cenę będą robić wszystko, żeby mogli być zawsze blisko nas, nawet, gdy będziemy pracować. Chociaż na wzmiankę o Tochim, w sercu poczułem bolesny ucisk, nie dałem tego po sobie poznać.
- Cześć głupku - W drzwiach stanęła Enma. Zerknąłem w jej stronę z najczulszym uśmiechem, na jaki było mnie teraz stać.
- Enma, dobrze cię widzieć.
- Ciągle się włóczysz z tym swoim chłopakiem - Uniosła dumnie głowę. Miałem wrażenie, że w tym oskarżeniu była nuta niezadowolenia, że tak mało czasu spędzam z nimi. Poczułem się dziwnie winny. Byłem zakochany, tak, ale... czy to dawało mi prawo, żeby ignorować najbliższych? Nawet teraz... chciałem trochę z nimi pobyć, ale ból serca nie dawał mi spokoju nawet na chwilę.
- Przepraszam - Powiedziałem z delikatnym uśmiechem. - Wiesz ostatnio miałem całkiem sporo na głowie.
- I pewnie znowu wyjeżdżasz, co? - Nadęła policzki. Na krańcu koszuli poczułem delikatne szarpnięcie. Spojrzałem zaskoczony na Raito. Patrzył na mnie lśniącymi oczami, w których zaczęły kręcić się łzy.
- Nie odjedziesz, prawda? Dopiero co wróciłeś... -Jęknął, ściskając moją koszulę. Nawet gdybym już był spakowany, jak mógłbym teraz wyjechać? Kochałem Tochiego i chciałem mu to jak najszybciej powiedzieć, ale... nie mogłem, po prostu nie mogłem tak po prostu olać mojej rodziny. Ich przecież też kochałem. I to oni powinni być dla mnie najważniejsi. Tak samo jak ja najważniejszy byłem dla nich. A przynajmniej na tyle, żeby byli gotowi poświęcić całe swoje szczęście.
Położyłem dłoń na głowie mojego braciszka i uśmiechnąłem się szeroko,chociaż bardziej miałem ochotę płakać.
- Nie, nie planuję wyjeżdżać w najbliżych dniach - Twarz mojego brata rozświetlił nagle uśmiech. - No i muszę się wami zająć, aż do powrotu Hany i Kashikoia.
- Widzisz?! Mówiłem ci, że nie wyjedzie - Krzyknął triumfalnie Raito, wystawiając język do siostry.
- Jak tak dalej będziesz robił, to każę potworom spod łóżka cię zjeść - Powiedziała lodowato. Raito zadrżał, chowając się za mną, jakbym miał go właśnie w tej chwili obronić przed potworami nasłanymi przez jego siostrę.
- Enma, zostaw go. Raito, nie ma żadnych potworów pod twoim łóżkiem.
- Teraz tak mówi, a kiedy w nocy będziesz spał to wyjdą i wejdą ci przez nos do mózgu i wyjedzą wszystkie wnętrzności.
- Niee! - Krzyknął, wtulając się w moją koszulę. - Nie chcę, nie chcę! Nichan, nie pozwól im mnie skrzywdzić!
- A wtedy, gdy będą wyjadać twoje wnętrzności...
- Enma, zostaw go.
- Nie moja wina, że jest głupi - Powiedziała, wystawiając język w moją stronę. - Gdyby nie był, potwory by nie chciały go jeść.
- Niiiiiichan! Nie chcę, żeby potwory mnie zjadły! - Już niemal płakał, wtulając się w moją koszulę. Prawie zapomniałem, jak ,,interesujące" było zajmowanie się moim rodzeństwem.
- Enma, przestań w tej chwili - Powiedziałem stanowczo, obejmując brata. - Jeżeli nie chcesz spędzić reszty tygodnia w swoim pokoju.
- Bo co mi zrobisz - Wyciągnęła język, pochylając się w moją stronę.
- Nawet jeżeli ja nie zrobię kompletnie nic, to Hana i Kashikoi z całą pewnością coś zrobią, więc natychmiast przestań straszyć brata.
- Głupek - Prychnęła jeszcze, nim odwróciła się i wyszła. Oczywiście nie omieszkała jeszcze trzasnąć drzwiami.
- Niiichan - Raito niemal płakał, wtulając się w moją koszulę. - Nie chcę, żeby zjadły mnie potwooory...
- Nie bój się, nie ma żadnych potworów - Powiedziałem łagodnie, mierzwiąc jego włosy. - Jak chcesz mżesz dzisiaj spać ze mną. Co ty na to? - Kiwnął tylko głową. Próbował się uspokoić, ale wciąż cały drżał.
- To co się jeszcze działo? - Zagadnąłem. Raito jednak nie mógł mi odpowiedzieć, wciąż zbyt przerażony. - A może coś teraz zjemy? Mamy chyba trochę lodów - Zmusił się do delikatnego uśmiechu, ale w jego oczach wciąż widziałem łzy przerażenia. Nie miałem wyboru, musiałem teraz skupić się na nich.
Zabrałem Raito do jadalni, gdzie nałożyłem nam obu spore porcje lodów.
Na razie zostanę przy nich. Potrzebują mnie. Dopiero potem wrócę i powiem Tochiemu, jak bardzo go kocham. Przepraszam Tochi, jeszcze jakiś czas zostanę tutaj. I tak zraniłem moją rodzinę wystarczająco mocno. Muszę poświęcić im trochę czasu, by nie stracić i jego i ciebie.

5 komentarzy:

  1. Nareszcie Usagi ma spokój od Reia. Serio, wkurwiał mnie, gdy tak go molestował. Co prawda myślałam, że od razu pojedzie do Tochi'ego, ale ma rację - spędzanie czasu z rodziną też jest ważne, tym bardziej, że Raito jest wpatrzony w Usagiego jak w obrazek.
    Komentarz krótki, bo piszę go na szybko, ale zawsze coś. Mi jak zawsze rozdział się podobał i wydaje mi się, że jest dłuższy niż pozostałe.
    Pozdrawiam i życzę weny na nexta! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne!
    W końcu jestem spokojny ^-^
    Teraz Pani Wspaniała Pisarko prośmy happy end z Tochim.
    Rozdział naprawdę fajny.
    WENY^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    w końcu ten tydzień się skończył, mam nadzieję, że jednak Tochi wybaczy i będą razem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń