W trakcie edytowania tego opowiadania zauważyłam coś bardzo istotnego, z czym postanowiłam się z wami podzielić - nie będzie to lekkie, urocze opowiadanie w stylu ,,Zajączka". Przynajmniej na początku nie będzie. Główny bohater zmaga się z wieloma problemami, z którymi po prostu sobie nie radzi i wydaje się, że wszyscy, rodzina, znajomi, ,,przyjaciele" są przeciwko niemu. Może to być trochę dołujące, zwłaszcza jeżeli w niektórych sytuacjach zobaczycie siebie samych. Dlatego kilka słów ode mnie na początek - życie nie jest idealne. Jeżeli komuś się tak wydaje, to żyje w pięknym świecie iluzji. Są rzeczy z którymi nie jesteśmy w stanie sobie poradzić, problemy, które nas przytłaczają tak bardzo, że czasami nie widzimy innego wyjścia, jak tylko usiąść i płakać i mamy wrażenie, że jesteśmy na całym świecie zdani tylko i wyłącznie na siebie. Czasami rzeczywiście tak jest, ale ja osobiście wierzę, że zawsze znajdzie się ktoś, kto może nas wysłuchać i pomóc, nie ważne w jak okropnej sytuacji byśmy się nie znaleźli. Jeżeli macie kogoś takiego to jesteście szczęściarzami, a jeżeli nie - głowa do góry, gdzieś ktoś taki na pewno sam czeka na taką osobę. Musicie się tylko znaleźć.
Tymczasem zapraszam was na historię, gdzie pokazane jest, że zawsze w życiu znajdzie się promyk nadziei. Zapraszam was na ,,Lekcję życia"
***
- Nikt mi nie będzie rozkazywał... sam jestem panem swojego losu.
Mówiłem sobie w myślach, siedząc na podłodze i opierając się o jedną ze ścian mojego pokoju. Z mojego przedramienia na drewnianą podłogę skapywała krew. Bolało... ale nie mogłem już inaczej żyć. Cięcie się pomagało mi zapomnieć o moim stanie psychicznym. Przez wszystkich uchodziłem za idealne dziecko... wzór do naśladowania. Zdolny we wszystkim za co się zabierze... mdliło mnie od tych komplementów. Byłem zwykłym dzieckiem. Niby interesowałem się wieloma rzeczami, ale w niczym nie czułem się dobry. Trochę amatorsko grałem na gitarze, odrobinę rysowałem, ale i w tym nie byłem dobry. Robiłem origami, pisałem, zajmowałem się różnymi pracami artystycznymi, ale to wszystko robiłem na poziomie amatorskim. Chciałem być w czymś dobry, ale im więcej ludzi poznawałem tym bardziej przekonywałem się ile mi brakuje. A iloma rzeczami bym się nie zajął, jak bardzo dobrych ocen nie miałem, rodzice nigdy nie byli usatysfakcjonowani. Matka i ojciec pracują na pełny etat, siostra nic tylko się piekli, kiedy wyjątkowo jest w domu. Dobrze, że często wychodzi. W szkole ludzie mi zazdrościli bogatych rodziców, więc mieli pretekst, żeby mnie nienawidzić. Tak, miałem kilku znajomych, ale wytrzymywali ze mną tylko krótki czas. Szybko nieświadomie stawali się zachłanni. Pożyczali markowe bluzy, spodnie i pieniądze których nigdy nie planowali oddać. Chcieli coraz więcej i więcej. W końcu znajdowali nowych znajomych, którym imponowali moimi rzeczami. Ja stawałem się żywą szafą na ubrania. Kiedy tylko zdawałem sobie z tego sprawę, zostawiałem ich. Niech znajdują przyjaźnie dzięki moim rzeczom, ale ja nie miałem zamiaru dalej im tego fundować. Nie miałem więc nic... rodziny, przyjaciół... miałem jedynie pieniądze i hobby, które i tak były gówno warte. Nie żebym chciał umierać... kiedyś wyczytałem, że nie ważne jak jest źle, kiedyś może się to poprawić. A ja byłem ciekaw jak mogłoby się poprawić moje życie. Chyba tylko dlatego jeszcze żyłem. Dlatego się ciąłem. Dawało mi to dziwną ulgę. Na szczęście i tak nikt nie zwracał na to uwagi. Jeszcze by zaczęli mnie wysyłać do psychologa, a ja nie miałem na to czasu. Zresztą, za każdym razem obiecywałem sobie, że to ostatni raz.
Podniosłem wzrok na telefon leżący na moim łóżku. Wyświetlony był na nim SMS od chłopaka, z którym się ostatnio przyjaźniłem. Już naiwnie zacząłem wierzyć, że tym razem to może być mój najlepszy przyjaciel, ale w końcu uświadomiłem sobie, że tak nie jest.
,,Hejo. Słuchaj, sory, ale nie wyjdę dzisiaj z tobą. Tak, wiem, że się umawialiśmy od tygodnia, ale wiesz, kumple zaprosili mnie na kosza, to głupio tak odmówić. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. Słuchaj, wynagrodzę ci to, jak pojedziemy wspólnie do Włoch z twoimi rodzicami. Będę pisać."
Może i byłem żałosny. Może byłem najbardziej żałosną osobą na świecie, ale miałem tego dość. Po raz kolejny osoba, na której myślałem, że mogę polegać, okazała się materialistycznym gnojem. A mi... to w jakiś dziwny sposób pomagało. Jakbym w ten sposób karał ich za to, że mnie krzywdzą. Żeby mogli zobaczyć, jak bardzo mnie to rani, nawet jeżeli nigdy tego nie zobaczą.
Zza drzwi usłyszałem głos siostry. Chyba rozmawiała przez telefon, bo mówiła przeraźliwie miłym głosem. Zupełnie jakby przed chwilą nie wykrzyczała mi w twarz, że tak naprawdę moi rodzice nigdy mnie nie chcieli, że byłem niechcianą wpadką, której chcieli się pozbyć. Nie zrobili tego tylko ze względu na opinię publiczną. Nic dziwnego, że po czymś takim musiałem wyżyć się na czymś.. na przykład na sobie. Tak więc siedziałem w pokoju, zamknięty we własnym cierpieniu. Czarne włosy do ramion zasłaniały łzy spływające po moich policzkach a grzywka nie pozwalała nikomu dostrzec moich błękitnych oczu, zalanych łzami. Dzwonek telefonu wyrwał mnie z zamyśleń o moim życiu. Na wyświetlaczu pojawił się napis ,,Mama". Przełknąłem szybko łzy i odebrałem.
- Halo? - Ku mojej uldze i zaskoczeniu, mój głos wcale nie brzmiał, jakbym właśnie płakał. Tylko odrobinę drżał, ale chyba nawet tego nie zauważyła.
- Sashi? Pamiętasz, że masz zaraz lekcję angielskiego? Nie spóźnij się.
- Pamiętam. Nie spóźnię się.
- To świetnie. Pa.
Trzy piknięcia w słuchawce. Wróciła do pracy. Nie zauważyła, że w moim głosie jest coś nie tak. Tym lepiej dla mnie. Szkoda, że nie zajęła się pracą cały dzień. Mógłbym olać dodatkowy angielski i tłumaczyć się, że zapomniałem. Z trudem wstałem z podłogi i udałem się do łazienki. Wytarłem krew z ramienia i obwinąłem go bandażem. Zmieniłem bluzkę z krótkim rękawem na bluzę z rękawami do nadgarstków. Cienką i przewiewną żeby się w niej nie ugotować i ruszyłem do domu mojego nauczyciela. Rodzice uparli się, żebym miał indywidualne lekcje, ale ja chciałem poznać przy okazji jakiś kolegów. Ostatecznie poszliśmy na kompromis. Nauki pobierałem w domu mojego nauczyciela, w pięcioosobowej grupie. Dzięki temu, że osób w klasie było mało, nauczyciel mógł każdemu poświęcić więcej uwagi a ja mogłem poznać nowych kolegów. Nie żebym uważał, że z którymkolwiek z nim mógłbym się zaprzyjaźnić. Wsiadłem na mój motocykl i pojechałem do mojego nauczyciela - Tetsuiego. Mieszkał w mało przyjemnej dzielnicy, w jakimś bloku. Szczerze nie lubiłem tam przyjeżdżać. Ale przynajmniej samo mieszkanie miał ładnie urządzone.
- Witaj Sashi. Wejdź proszę. Dzwoniłem do twoich rodziców, że nie musisz dzisiaj przychodzić, bo cała reszta odwołała lekcje. Ale oni uparli się, że nie odpuszczą i że koniecznie musisz miec lekcje. Naprawdę uparci z nich ludzie. Ale naprawdę dbają o twoją edukacje.
Tetsui był trochę dziwnym człowiekiem, ale świetnym nauczycielem. Nigdy nie krzyczał, ani nie czepiał się, kiedy nie nauczyliśmy się czegoś. Był naprawdę wyrozumiały, chociaż uwielbiał znęcać się nad nami psychicznie. Gdy nawalaliśmy, potrafił dwadzieścia minut użalać się jakim to nie jest okropnym nauczycielem i jak go nie szanujemy. Wiedzieliśmy, że nie mówił tego serio, ale już woleliśmy się przygotować, niż spędzić większość lekcji na słuchaniu jego marudzenia. Zawsze się uśmiechał, lubił żarty i często na lekcjach raczył nas ciekawymi opowieściami. Chyba nigdy nie widziałem, że był naprawdę smutny. Czasami wydawał się być dosłownie moim przeciwieństwem. Bywało, że sama jego obecność poprawiała mi humor. Był dosyć wysoki, miał brązowe oczy i włosy, a czasami gdy na nas patrzył, miałem wrażenie, że potrafi nam czytać w myślach.
- Przepraszam za kłopot.
Powiedziałem z opuszczoną głową. Miałem dzisiaj wyjątkowo zły humor i nawet pozytywny styl bycia senseia mi go nie poprawiał. Minąłem próg i poszedłem do salonu gdzie odbywały się nasze lekcje. Pokój był pomalowany na jasny fiolet. Na przeciwko wejścia stała rozkładana tablica. Przy ścianach stała kanapa, a na przeciwko niej, przy drugiej ścianie, stary telewizor. Krzesła dla uczniów były składane i Tetsui musiał je rozkładać i składać tylko na potrzeby lekcji. Dzisiaj przed tablicą stało tylko jedno krzesło.
- Co się stało Sashi? Jesteś chory? Nie wyglądasz najlepiej.
- Nic mi nie jest...
Powiedziałem cicho. W tej chwili poczułem gwałtowne szarpnięcie do tyłu. Straciłem równowagę i pomimo usilnych starań, już w kolejnej chwili wpadłem na senseia. Jedną ręką przytrzymał moją grzywkę a drugą przyłożył mi do czoła.
- Hmm... dziwne. Byłem pewny, że jesteś chory, ale nie masz gorączki.
- Mam gorszy dzień - Wyjaśniłem, ostrożnie wyślizgując się z jego uścisku. Nie sprawiał problemów z wypuszczeniem mnie, chociaż widziałem, że nie czuje się przekonany moimi wyjaśnieniami. Mimo to, nie próbował ciągnąć tematu. Też za to bardzo go ceniłem.
- Jak chcesz. To przeróbmy kolejną lekcję. Siadaj proszę.
Zająłem moje miejsce, czyli obecnie jedyne w sali a Tetsui stanął przed tablicą.
- Hello class - Powiedział perfekcyjnym angielskim, sięgając po kredę i uśmiechając się szeroko.
- Hello sensei - Odpowiedziałem żmudnym tonem. Sensei uśmiechnął się tylko i zaczął prowadzić lekcje. Usilnie starałem się skupić, chociażby po to, żeby nie zaczął mnie pytać, skąd mój okropny nastrój. Nie miałem ochoty na przesłuchanie, nawet z jego strony. Po czterdziestu minutach lekcji Tetsui starł tablicę, wziął jedno rozkładane krzesło i postawił je tuż przy mnie. Usiadł przodem do oparcia, dokładnie na przeciwko mnie. Nie dał mi nawet otrząsnąć się z szoku, gdy zaczął mówić.
- Koniec lekcji. A teraz opowiadaj co ci jest.
- Nic mi nie jest. Już ci mówiłem, sensei.
- Nie kłam Sashi. Przecież już cię znam. Widzę, że coś jest z tobą nie tak. Masz kłopoty?
Opuściłem głowę, włosami zasłaniając sobie oczy. Mogłem się spodziewać, że tak to się skończy, ale... nie czułem się gotowy zwierzać się komukolwiek.
- To nic takiego, sensei... Pokłóciłem się z przyjacielem, to tyle.
- Kłamiesz - Stwierdził to z taką pewnością siebie, że zacząłem mieć wątpliwości, czy na pewno nie wiedział już wszystkiego o moim życiu. - Do tej pory nie chciałem o nic pytać, chociaż często widziałem jak jesteś smutny. Dzisiaj jest z tobą wyjątkowo nie tak. Co się stało?
- Przyrzekam, że nic.
Tetsui westchnął, kładąc rękę na moim ramieniu. Nim zdążyłem zareagować, krzesło na którym siedziałem, przewróciło się na podłogę. Uderzyłem o dywan, kończąc z nogami w górze. Chciałem się podnieść, ale Tetsui usiadł na moich biodrach, obezwładniając mnie całkowicie.
- Sensei! Co ty wyprawiasz?!
Nie odpowiedział, tylko przygwoździł moje ramiona do podłogi, dzięki czemu mógł pochylić się tuż nad moją twarzą. Patrzył mi prosto w oczy, z beznamiętną miną. Mimo to, jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś. Coś mi mówiło, że nie odpuści dopóki się nie dowie co mnie gnębi. Nawet wolałem nie wiedzieć do czego jest zdolny, skoro posunął się aż do przekraczania mojej strefy osobistej.
- No dobrze, dobrze! Wygrałeś sensei! Tylko mnie wypuść! Czuję się dziwnie!
Tetsui odsunął się ode mnie, wpatrując się we mnie wyczekująco i ciągle siedząc na moich biodrach. Odwróciłem głowę, zaczynając szeptem:
- Moja rodzina ma mnie za śmiecia. Rodziców bardziej obchodzi ich cholerna praca, niż ja. Moja siostra jest czarną owcą w naszej rodzinie, ciągle tylko imprezuje i tak zależy im bardziej na niej niż na mnie. W dodatku wszyscy ludzie, którzy uchodzą za moich ,,przyjaciół" to materialistyczne mendy, którym zależy tylko na tym, żeby wyrwać ze mnie jak najwięcej kasy. Jak mam chociaż udawać szczęśliwego po czymś takim?! - Skończyłem mówić, jednocześnie wybuchając płaczem. Szybko starłem rękawami łzy, spływające mi po policzkach. Sensei też wydawał się zaskoczony, bo milczał przez chwilę, jakby zupełnie nie wiedział, co powiedzieć.
- Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Przepraszam...
Dopiero teraz Tetsui zszedł ze mnie. Nareszcie mogłem się podnieść. Usiadłem z kolanami podwiniętymi pod brodę i wytarłem twarz o jeansowe spodnie. Próbowałem się uspokoić, właśnie przez wzgląd na senseia, ale... najzwyczajniej nie mogłem. Jakaś bariera trzymająca moje uczucia w szczelnym zamknięciu, nagle pękła, wylewając głęboko skrywane uczucia na światło dzienne.
- Myślałem, że twoje problemy są związane głównie z przyjaciółmi bądź dziewczyną.
- Poniekąd... ale raczej z ich brakiem...
Nie patrzyłem do niego... czułem się zbyt zażenowany samą tą sytuacją. Jednak gdy poczułem rękę Tetsui'ego na moich włosach, poczułem się odrobinę lepiej. W bliskości innych była jakaś niespotykana przyjemność. Zwłaszcza, dla kogoś, kto nigdy tego nie doznał. Spojrzałem kątem oka na zegarek. czterdzieści pięć po... czyli musiałem już się zbierać.
- Na mnie czas, sensei.
Odrzekłem spokojnie, ścierając łzy po raz ostatni i wstając z podłogi. Tetsui zrobił to samo, chociaż widziałem po jego twarzy, że czuje się winny mojego wybuchu. Jednak odezwał się dopiero wtedy, gdy odprowadził mnie do drzwi.
- Słuchaj Sashi, nie wiem jak doradzać w tak poważnych problemach jakie ty masz, ale pamiętaj, że zawsze jak będziesz chciał pogadać, albo będziesz miał kłopoty, możesz z tym do mnie przyjść.
Kiwnąłem głową i sięgnąłem w stronę klamki. Jednak zanim zdążyłem wyjść, gwałtowne szarpnięcie za rękaw pociągnęło mnie w stronę Tetsui'ego. Chwilę potem skończyłem w jego uścisku. Nim dotarło do mnie co się dzieje, w oczach znowu zakręciły mi się łzy. Pierwszy raz od wieków, ktoś mnie do siebie przytulił. Drżącymi rękoma ścisnąłem jego koszulę, wtulając się w jego pierś i łkając cicho. Gdy w końcu mnie puścił, szybko wytarłem oczy. Czułem się okropnie żałośnie, że płakałem przy nauczycielu i jeszcze pozwoliłem mu się przytulić. Nie wiedziałem jak się zachować, ani co powiedzieć, więc po prostu odwróciłem się i wyszedłem, nie zatrzymywany już przez Senseia. Nie przeszkadzało mi to, że mnie przytulił, ale nie wiedziałem jak mam się zachować i trochę się bałem, że znowu się poryczę. Pojechałem motocyklem do parku. Lubiłem tam przesiadywać, tam też zapraszałem osoby, które uważałem za przyjaciół. Jeżeli woleli iść do kina (na mój koszt) znaczyło, że zależy im tylko na kasie. To był taki test. Niestety, ci bardziej zachłanni zgadzali się ze mną iść do parku, żeby wyciągnąć ode mnie jeszcze więcej, gdy już się ze mną zaprzyjaźnią. Ze spuszczoną głową szedłem wydeptaną przeze mnie drogą aż do wielkiej płaczącej wierzby z dala od jakichkolwiek ścieżek. Główny konar dziwnie się zdeformował, więc tworzył spiralę i finalnie unosił się kilka metrów w górę. Wyglądało to trochę jak zielona fontanna. Najbardziej mi się podobało, że nie było nic widać spod gąszczu opadających gałęzi. Wczołgałem się pod płaczącą wierzbę i położyłem się koło wijącego się konaru. Od początku czułem dziwną bliskość z tym drzewem... płacząca wierzba, ale smutniejsza od swoich rówieśniczek. Trochę jak ja. Czasem gdy miałem wszystkiego dość i nie miałem ochoty siedzieć w pokoju, przychodziłem tutaj. Ciąłem się, patrząc jak barwię soczystą zieleń trawy na kolor mojej krwi. Płakałem razem z tym drzewem. Zrzuciłem bluzę. Było na tyle ciepło, że spokojnie mogłem leżeć w krótkim rękawku. Zdjąłem zakrwawiony bandarz i wpatrzyłem się w pociętą skórę. Nie mogłem się na to napatrzeć. Napawałem się jej widokiem. Pokazywał jak bardzo jestem słaby, ale podobał mi się. Skuliłem się pod konarem i zamknąłem oczy.
Świetny początek czekam na więcej. Mam pytanie kiedy można spodziewać się następnego rozdziału? I czy rozdziały benda dodawane w miarę regulatnie?
OdpowiedzUsuńW tej chwili wracam do regularnego dodawania postów(w miarę) wiec zgodnie z planem posty będą dodawane w każdą sobotę :3
UsuńAlbo niedziele lub poniedziałek, jak będę miała ciężki weekend ^ ^
Hej,
OdpowiedzUsuńautorko pojawiłam się tuajn niedawno, jak na razie przeczytałam bistorie Akiego, zaraz zabieram się za zajączka... bardzo mi się podobało...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Bardzo podoba mi się pierwszy rozdział, lecę czytać następne :)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńwspaniale się już tutaj zapowiada to opowiadanie... nie ma naprawdę łatwo, ale Tetsui mu pomoże, wesprze odpowiednio...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńoch fantastycznie się już tutaj zapowiada... biedny, nie ma naprawdę łatwo, ale Tetsui mu na pewno pomoże i wesprze odpowiednio..
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniale, już bardzo zaicekawiło mnie to opowiadanie... naprawdę Sachi nie ma łatwo, ale Tetsui mu pomoż we wszystkim i wesprze odpowiednio...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga